• Nie Znaleziono Wyników

Rozmowy o literaturze

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rozmowy o literaturze"

Copied!
254
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

R O Z M O W Y O L IT E R A T U R Z E

(6)
(7)

Z D Z I S Ł A W D Ę B I C K I

R o z m o w y

O LITERATURZE

N A K ŁA D G E B E TH N E R A I W O L F F A

W A R S Z A W A — K R A K Ó W — LU B LIN — ŁÓ DŹ P A R Y Ż - PO ZN A Ń — W IL N O - Z A K O P A N E

(8)

S k ła d g t ó w n y :

„ T h e P o lis h B o o k Im p o r tin g C o , In c .“ — N e w Y o r k .

D r u k a r n ia W ł. Ł a z a r s k ie g o Z ło t a j\s 7 / 9

1 9 2 7

(9)

„ L ‘amour des lełtres est le seul am our ou l ‘on puisse aim er pas=

sionement, saris perdre, envers I

l ‘objet aime, n i lib e rie d‘esprit, n i clairvoyance“ .

F E R N A N D Y A N D E R E M

(10)
(11)

N IE P O R O Z U M IE N IA .

B ył, czas, k ie d y o lite ra tu rz e ro zm a w ia n o w salonach. W p ro w a d z ił tę m odę w ie k X V I I I - t y i trw a ła ona długo, b o d a j aż do w y b u c h u w ie lk ie j

w o jn y w ro k u 1914-ym.

Ten ro k p rze ło m o w y, ro k , od którego zacznie się kiedyś lic z y ć n o w a era, u su n ą ł h te ra tu rę nie- ty lk o z salonu, k ła d ą c ostateczny kres jego is tn ie ­ n iu , lecz u su n ą ł ją także z życia. O s ła b ił lu b z n i­

w eczył zainteresow anie się n ią w ś ró d in te lig e n t­

n e j b u rż u a z ji, a nie w y w o ła ł zainteresow ania się n ią w ś ró d szerokich warstwr pow stającej dop ie ­ ro d e m o k ra c ji p o lskie j.

O lite ra tu rz e przestano n ie ty lk o m ó w ić. P rze­

stano o n ie j także m yśleć. P ozostaw iono ją samej sobie. W ś ró d lu d z i m yślą cych „re a ln ie i trze ź­

w o " niem a ju ż d la n ie j a n i m iejsca, a n i u zn a ­ nia. U w ażana jest ona b a rd zo przew ażnie za „z a ­ baw ę w n ic " , za n ie p ro d u k c y jn e zużyw a n ie cza­

su, za coś, co u p ra w ia się p o u r passer le tem ps, ja k grę na fo rte p ia n ie lu b śpiew a m a to rski. Co n a jw ię ce j u żyw a się je j, ja k k w ia tk a p rz y kożu-

(12)

8 ROZMOWY O LITERATURZE

chu, w ch w ila c h uroczystych, k ie d y jest m ow a 0 k u ltu rz e p o lskie j.

Przecież jest rzeczą powszechnie w iadom ą, że in te lig e n cja zaw odow a w Polsce, poza p iśm ie n ­ n ic tw e m swojego zaw odu, k tó re czytuje skąpo, do lite ra tu ry p ię k n e j sięga ty lk o w rz a d k ic h p rz y ­ padkach, pozostaw ia jąc ją c a łko w icie na użyte k ko b ie t i m łodzieży.

A to, co c z yta ją k o b ie ty i co czyta m łodzież, nie im p o n u je . N ie są to b y n a jm n ie j ks ią ż k i, w y d a ­ wane w dziesiątkach i setkach tysięcy egzem pla­

rzy, ja k gdzie in d z ie j. YV Polsce nasycenie ry n k u następuje ju ż p rz y n a kła d zie 5.000! Przeważająca liczba n a k ła d ó w nie dosięga je d n a k naw et tej w y ­ sokości, w aha się p o m ię d zy 1000 a 3000 egzem­

p la rz y , co p rz y 28-io m iljo n o w e j lu d n o ści p a ń ­ stw a jest czemś ta k tra g iczn ie znikom em , iż k r z y ­ czeć się chce z rozpaczy.

K ie d y m a ła Szwecja, licząca zaledw ie 5,6 m i- ljo n a m ieszkańców , k ie d y jeszcze m niejsza D a n ja 1 B e lg ja spożyw ają w stosunku do lic z b y sw ojej ludności o lb rz y m ie ilo ści książek, m y, n a ró d o „s ta re j i w y s o k ie j k u ltu rz e '1 (frazes ten lu b im y roztaczać, ja k p a w i ogon wobec sw oich i o b c y c h ), nie m ożem y zdobyć się na 100.000 c z y te ln ik ó w d la je d n e j, n a jp o p u la rn ie js z e j i n a jw ię k s z y m n a ­ w et cieszącej się rozgłosem k s ią ż k i!

Z achodzi pop ro stu pyta n ie , czy w ogóle w P o l­

sce m ożna napisać książkę, k tó ra b y zaintereso­

w a ła 100.000 cz y te ln ik ó w ? Czy jest ta k i tem at,

(13)

NIEPOROZUMIENIA 9 k tó r y p o tr a fiłb y zainteresow ać ty lu naraz lu d zi?

Z daje się, że go niem a. A le g d y b y n a w e t b y ł, to z całą pew nością m ożna tw ie rd z ić , że nie t r a f ił na niego jeszcze żaden z -p is a rz y po lskich , żadne b o w ie m dzieło nie rozeszło się u nas w 100.000 egzem plarzy. Może jeden je d y n y „S e n n ik egip- s k i“ .

Na tern żałosnem tle ogólnem , k tó re zdaje się w ró ż y ć na m k a ta s tro fę k u ltu ra ln ą w n ie b y w a ły c h ro zm ia ra ch , za ryso w u je się szereg poszczególnych zagadnień, zw ią za n ych za ró w n o z istn ie n ie m sam ej lite ra tu ry , ja k i z istn ie n ie m lu d z i piszących.

Z a ryso w u je się także szereg n ie p o ro zu m ie ń coraz ostrzejszych pom ię d zy lite ra tu rą a publicznością z je d n e j s tro n y , a p u bliczno ścią a lite ra tu rą z d ru g ie j. Coraz w y ra ź n ie j stają p rze ciw sobie dw a obozy, z k tó ry c h k a ż d y uw aża, że jest obo­

zem p ra w d y i słuszności.

W je d n y m obozie p o d b u ń czu kie m s z tu k i g ro ­ m a d zi się „ lite r a tu r a bez c z y te ln ik ó w ". W d r u ­ gim , pod ch o rą g w ią sw oich niezaspo kojonych potrzeb s k u p ia ją się „c z y te ln ic y bez lite r a tu r y " , k tó rz y tw ie rd zą , że chcą, ale nie m a ją co czytać, współczesna b o w ie m p ro d u k c ja lite ra c k a nie o d ­ p ow ia d a a n i ic h potrzebom , a n i ic h u p odo ba­

n io m , a n i ic h p o d n ie b ie n iu estetycznemu.

P o śro d ku , p o m ię d zy te m i dw om a obozam i, ja k o ic h p a c y fik a to r n ie fo rtu n n y , b o n a ra ża ją cy się obu stronom , stoi k r y t jrka lite ra cka .

(14)

10 ROZMOWY O LITERATURZE

P ie rw szy obóz m ó w i k ró tk o i w ę zło w a to : k r y ­ t y k i lite ra c k ie j niem a u nas, bo g d y b y istn ia ła , p o tra fiła b y n ie w ą tp liw ie przekonać publiczność do naszych u tw o ró w . Tym czasem o naszych książkach pisze się źle, pisze się m a ło lu b wcale się nie pisze, i dlatego nie m ożna d z iw ić się p u ­ bliczności, że nas nie czyta. P oprostu n ik t je j do tego n ie zachęca, n ik t nie u k a z u je i nie podnosi, nie o św ietla i nie zaleca dostatecznie u k ry ty c h w naszych dziełach w artości.

D ru g i obóz, z a jm u ją c stanow isko ró w n ie ż ne­

g atyw ne w stosunku do is tn ie n ia k r y t y k i lite ra c ­ k ie j, w y c h o d z i je d n a k z in n y c h założeń i ro z u ­ m u je inaczej. T w ie rd z i on m ia n o w icie , że k r y t y ­ ka lite ra c k a n ie jest k r y ty k ą , lecz re k la m ą lite ­ racką, że p ła w i się ona ty lk o w pochlebstw ach i p o chw ała ch zgoła niezasłużonych, że przecenia dzieło i autora, że słu ży raczej h a n d lo w y m in te ­ resom w yd a w có w , n iż spraw ie sum iennego in f o r ­ m o w a n ia i pouczania c z y te ln ik ó w o tem, co m a ­ ją czytać. Stąd zu p e łn y w k o ła c h czytelniczych upadek za u fa n ia do k r y ty k i, w y n ik a ją c y z dozna­

n y c h rozczarow ań, z gorzkiego doświadczenia, iż gorąco zalecana przez spraw ozdaw cę lite ra c ­ kiego ksią żka po w zię ciu do r ę k i okazała się r a ­ m o tą lu b dziw olągiem .

Bądź tu m ą d ry m , dostaw szy się p o m ię d zy ta ­ k ie d w a k a m ie n ie m ły ń s k ie za rzu tó w , z k tó ry c h k a ż d y m iele na sw ó j sposób.

A je d n a k, ja k z w y k le , po obu stronach jest

(15)

NIEPOROZUMIENIA 11 pew na doza słuszności, a czko lw ie k żadna ze stro n nie m a c a łk o w ite j słuszności.

K r y ty k a lite ra c k a , je że li o d rz u c im y k r y ty k ę h isto ryczn o - lite ra c k ą , k tó ra d z ię k i ka te d ro m h is to r ji lite r a tu r y p o ls k ie j na 5-ciu u n iw e rs y te ­ tach ro z w ija się i zapow iad a na la ta najbliższe wcale p o m yślnie, a poprzestaniem y na bieżącym fe lje to n ie k ry ty c z n y m w d zie n n ika ch lu b ty g o d n i­

kach, jest n ie w ą tp liw ie d zia łe m w naszej lite ra ­ tu rze współczesnej upośledzonym .

Czy je d n a k dlatego, że ten d z ia ł tw órczości lite ra c k ie j jest w u p a d ku ? B y n a jm n ie j. Zdolność k ry ty c z n a w ostatniem p o k o le n iu n ie w ą tp liw ie w zrosła, lu d z i, znających się na lite ra tu rz e i to dobrze, p rz y b y ło n a m n ie w ą tp liw ie . W y k s z ta łc e ­ nie lite ra c k ie , oparte na znajom ości, nieraz g ru n ­ to w n e j, p rą d ó w u m y s ło w y c h i estetycznych, n u r ­ tu ją c y c h w in n y c h lite ra tu ra c h , nie jest rz a d k o ­ ścią. M a m y wcale d o b ry c h ro m a n is tó w , germ a­

n istó w , a n g lis tó w i slaw istów , a przedewszyst- k ie m m a m y i z k a ż d y m ro k ie m będziem y m ie li coraz w ięcej i coraz lepszych p o lo n istó w .

Jest w ięc m a te rja ł na k ry ty k ó w , a p o m im o to k r y ty k ó w niem a, a naw et ci, k tó rz y są, m ilczą.

Jakaż jest tego p rzyczyna?

B a rd zo prosta. K r y ty k nie m a gdzie pisać i nie m a d la kogo pisać. Całą obsługę lite ra tu ry bieżącej sp e łn ia ją u nas d z ie n n ik i. W d z ie n n i­

ka ch zaś jest szczupłe m iejsce na in fo rm a c ję lite ­ racką, na spraw ozdania, na reklam ę, ale niem a

(16)

12 ROZMOWY O LITERATURZE

go na k ry ty k ę . O dcinek lite ra c k i sta ł się ju ż u nas rzadkością, a odcinek lic z y przecież ty lk o 200 do 250 w ierszy. K ry ty k ę w y p a rła w ięc ju ż lu b w y ­ piera „w z m ia n k a 44, w szystko jedno, licząca 10, 50 cz> n a w e t 100 w ierszy.

Jakże się tu w ypow iedzieć w ty c h 10, 50 czy 100 wierszach?

K r y ty k w ięc współczesny, albo, p rzysto so w u ją c się do w a ru n k ó w , staje się d zie n n ika rze m , albo, co jest z ja w is k ie m coraz częstszem, ustępuje m iejsca d z ie n n ik a rz o w i i to z w y k le p o c z ą tk u ją ­ cemu.

Na obszerniejsze ro z p ra w y i rozw a ża n ia k r y ­ tyczne żaden d z ie n n ik nie m a m iejsca. I d z iw ić się tem u nie m ożna, nie k r y ty k a lite ra c k a b o ­ w ie m stanow i istotę zadań d zie n n ika , obarczo­

nego w ie lo ra k ie m i o b o w ią z k a m i p o lityczn e m i, społecznemi i gospodarczem i.

A k r y t y k i książkow e? K s ią ż k i o książkach?

M o n o g ra fje an a lityczn e o poszczególnych pisa­

rzach? S p ró b u jcie zapropon ow ać je w yd a w c o m ! K to je w y d a i k to je w razie szczęśliwego w y d a ­ n ia k u p i? A nadew szystko, k to je będzie czytał?

A teraz dru g a strona k w e s tji. Gdzież są ci au- to ro w ie , k tó ry m n a p ra w d ę zależy na k ry ty c e , k tó rz y p ra g n ę lib y rzeczyw iście znaleźć się co r y ­ c h le j na stole o p e ra c y jn y m dobrego k ry ty k a - c h iru rg a , przystępującego z c a ły m aparatem n a u k o w y m do p racy?

Przew ażna liczba a u to ró w żąda re k la m y

(17)

NIEPOROZUMIENIA 13 i pochlebstw . Niczego w ięcej. Z n a tu ry rzeczy jest to genus ir r ita b ile , nie znoszący najlżejszej naw et nagany, n a jp o p ra w n ie j naw et p ro w a d z o ­ n e j d y s k u s ji na tem at swojego dzieła. N iejeden może p rzyzn a je w e w n ą trz siebie słuszność k r y ­ ty k o w i, k tó r y zadrasnął jego a m b icję tw órczą, n azew ną trz je d n a k okazuje m u ty lk o sw oje n ie ­ zadow olenie. A u to r i k r y t y k p ochleb ny — to przyjaciele. I owszem. A le a u to r i k r y t y k n ie p o ­ chlebny, chociażby s p ra w ie d liw y , to ogień i w o ­ da: p rz y s p o tk a n iu syczą.

A k r y t y k jest przecież także „ lite ra te m " i w tej sferze lu d z i, w śró d k tó ry c h żyje, ra d b y m ieć w ięcej p rz y ja c ió ł n iż w ro g ó w . T a k w ię c la w iru je pom ię d zy sw oją p ra w d ą k ry ty c z n ą a p ra w d ą , k tó rą może podać do w ia d o m o ści au to ra bez r y ­ zyka narażenia m u się raz na zawsze, aż w y c h o ­ d z i z tego, ta k czy inaczej, obałam ucanie czyta ­ jącej publiczno ści, k tó ra nie m a d z is ia j zaufania a n i do w spółczesnych k r y ty k ó w lite ra c k ic h ani do lite ra tu ry współczesnej.

W ś ró d ty c h n ie p o ro zu m ie ń ż yje m y. W ś ró d n ic h gaśnie i odchodzi starsze pokolen ie pisarzy,

a ro z w ija się i d o jrze w a młodsze.

(18)

P O K R Z Y W D Z E N I.

Jest lic z n y zastęp p is a rz y — starszych i m ło d ­ szych, a zwłaszcza m łodszych — k tó rz y w m n ie j­

szym lu b w ię kszym s to p n iu u w a ż a ją się za p o ­ k rz y w d z o n y c h przez k r y ty k ę lite ra c k ą i k tó rz y je j obojętności lu b n a w e t św iadom ej złe j w o li p rz y p is u ją sw ój b ra k pow odzenia u publiczno ści.

N ie m a m z a m ia ru przeczyć, że is to tn ie w ie lu pisarzom dzieje się k rz y w d a — k rz y w d a , być może, n a jw ię ksza , ja k a sp o tyka tw órcę, bo pole­

gająca na p rzem ilczeniu. N ie m cy n a z w a li to Todtenschweige. Z d ru g ie j je d n a k s tro n y w ia ra ty c h p is a rz y w o m n ip o te n cję k r y t y k i jest n ie ­ w ą tp liw ie m ocno przesadzona, znane są b ow iem w y p a d k i rozchodzenia się książek przed u ka za ­ n ie m się ocen k ry ty c z n y c h o n ic h a naw et w b re w ty m ocenom. M a m y tu w ięc do czynienia z ty m sam ym „p o g ło se m ", ja k i ro zstrzyg a często o pow odze niu te a tra ln e m d ru g o i trzeciorzęd­

n y c h sztuk, o k tó ry c h k r y ty k a m ó w i z rezerw ą lu b ujem nie, a k tó re je d n a k cieszą się pow odze­

n ie m u p u b liczn o ści na podstaw ie je j w ła sn ych sądów i u stn ych re la c y j, udzie la n ych z n a jo m y m

(19)

POKRZYW DZENI 15 przez z n a jo m y c h w p e łn ych zachęty w yra za ch :

„id ź , zobacz, zabawisz się d o sko n a le "! I ludzie idą, bo w ie rzą tej zachęcie w ięcej, n iż k r y ty k o w i zaw odow em u.

T o samo dzieje się z k s ią ż k a m i: są a u to ro w ie p o c z y tn i w b re w k ry ty c e i n ie p o c z y tn i p o m im o pochlebnej, zalecającej ic h dzieła, k r y ty k i.

N ie m n ie j, skoro m ow a o k rz y w d z ie , tru d n o zaprzeczyć, że ona istnieje.

Sam fa k t oskarżenia o n ią k r y t y k i jest fa k te m z naszego stanow iska d o d a tn im , bo u sta la ją cym c a łk o w itą obłudę tego b iu ffu estetycznego, k tó ry b y ł u nas dość d łu g o b a rd zo p o p u la rn y m w p o ­ staci hasła „s z tu k a d la s z tu k i".

G dyby to hasło w ysta rcza ło a u to ro w i, g d yb y poeta is to tn ie śpiew ał „sobie nie k o m u ", to b y ­ n a jm n ie j nie b o la ła b y go obojętność k r y ty k i.

Jeżeli je d n a k go b o li, to dow ód, że nie k u w y łą c z ­ nem u za dow ole niu swem u i m uz tw o rz y ł dzieło artystyczne, lecz z p ra g n ie n ie m d la niego rezo­

nansu w ś ró d publiczności. Bo a rtysta , ja k p ro ­ ro k : może p rzebyw ać na p u s ty n i d la k o rzyści swojego ducha, może dążyć do zbawczego n ie ­ k ie d y osam otnienia, ale n ie może p ro ro k o w a ć w śró d p ia sku i k a m ie n i, m u s i z n atchnio nem sw ojem słow em w ró c ić do lu d z i, p ó jść pom iędzy n ic h i w ic h sercach szukać odgłosu. B ra k tego odgłosu każdem u n a tch n ie n iu , każdem u tw ó rc y sp ra w ia zaw ód, b o li i zniechęca do dalszego w y ­

(20)

16 ROZMOWY O LITERATURZE

siłk u . P rzeciw nie, dow ód jego is tn ie n ia jest bodź­

cem, ostrogą do podjęcia nowego dzieła.

Jest to n a jz u p e łn ie j zgodne z n a tu rą ludzką.

K a żd y ro b o tn ik , g d y go za robotę, dobrze w y k o n a ­ ną, poch w a lić, nabiera n ie ty lk o za u fa n ia do w ła sn ych sił, lecz i a m b ic ji do w y k o n a n ia następ­

nej ro b o ty jeszcze lepiej. O d w ro tn ie , gdy na d o ­ b ro ć jego p ra cy, na je j staranność i dokładn ość n ik t nie z w ró c i u w agi, staje się on d la tej pra cy o b o ję tn ym , w y k o n y w a ją m echanicznie, nie w k ła ­ da w n ią swej duszy, a tem samem odbiera je j c h a ra k te r tw ó rc z y i dążność do osiągnięcia d o ­ skonałości. Zostaje ty lk o i l i ty lk o rze m ie śln i­

kiem .

Że zaś te ch n ika rzem ieślnicza, chociażby n a j­

lepsza, nie jest d la s z tu k i celem, lecz zaledw ie je d n y m ze śro d kó w , sztuka b o w ie m nie może poprzestaw ać na samem techne, ale w ym a g a cią ­ głych, nie u sta n n ych w k ła d ó w psyche a rty s ty , c z y li cią g łych , nieustan nych, choćby n a jd ro b ­ n ie jszych a k tó w tw o rze n ia , o d rę b n ych d la k a ż­

dego dzieła i n a d a ją cych tem u dziełu, naw et w szczegółach, jego in d y w id u a ln o ś ć , w y o d rę b n ia ­ jącą je z szeregu in n y c h d zie ł n ie ty lk o in n y c h a rty s tó w , lecz i tego samego a rty s ty , przeto dla rzeczywistego tw ó rc y nie jest bez znaczenia fa k t, gdy k r y ty k a te jego a k ty tw órcze należycie oce­

n ia i in d y w id u a ln o ś ć jego d zie ł określa i podnosi.

D latego przem ilczanie lu b bagatelizow anie w y s iłk u a rty s ty , owego cudownego e ffo rt, za-

(21)

POKRZYWDZENI 17 in kn ię te g o w jego dziele, jest k rz y w d ą dla tego a r­

tysty, a n ie w ą tp liw y m jednocześnie grzechem k r y ty k i, pow o ła n e j do czuw ania n a d tw órczością a rtystyczną, a w ięc n a d o d szu kiw a n ie m i usta­

la n ie m tego zw ią zku , ja k i p o w in ie n istnieć p o ­ m ię d zy dziełem , a duszą in d y w id u a ln ą jego tw ó r ­ cy, z k tó re j d o b yw a się n a ja w rów nież in d y w i­

dualna je j p ra w d a a rtystyczn a , będąca treścią i celem zasadniczym sztuki.

Z ta k pojętego p o w o ła n ia k r y t y k i lite ra c k ie j w y n ik a je j obow iązek głębszego w z y w a n ia się w każde dzieło a rty s ty - pisarza.

Żeby m óc o ta k ie m dziele w yd a ć sąd, trzeba z n ie m obcow ać b lisko i to n ie ty lk o przez sw ój in te le k t, lecz i przez swoje uczucie. K ry ty k a b o ­ w ie m nie ro d z i się z „czystego ro z u m u ", z ro z ­ w ażań i w drążeń a n a lity c z n y c h w dzieło, o czem ta k lu b ią m ó w ić zw o le n n icy o b je k ty w iz m u w kry ty c e , lecz źró d łe m je j zasadniczem po w szystkie czasy b y ły , są i będą su b je ktyw n e w ra ­ żenia, a następnie w yobrażenia , ja k o a k t w tó r ­ ny, o d tw ó rczy, prze żyte j im p re s ji. D latego m a tk ą k r y ty k i, tą, k tó ra jest semper certa, (mózg m o ­ że b yć tu p a te r, semper in c e itu s ), jest dusza słu ­ chacza, c z y te ln ik a czy w idza, ten organ ta je m n i­

czy, w k tó ry m k ip ią i p rzelew ają się nam iętności.

Z tego oceanu w y ła n ia się w szelkie uczucie k r y ­ tyczne, d odatn ie lu b ujem ne, pełne za ch w ytu lu b oburzenia, m iłosne lu b n ienaw istn e w stosunku do dzieła artystycznego^

2

(22)

18 ROZMOWY O LITERATURZE

In te le k t jest tu p o w o ła n y ty lk o do r o li c z y n n i­

k a ko o rd yn u ją ce g o uczucie i k o n tro lu ją c e g o je p rz y pom ocy sw oich ry g o ró w , sw ojej w ła d z y p a try m o n ja ln e j. O n jest tem w ędzidłem , na k tó re k r y ty k w zią ć m u si sw ój n ie u n ik n io n y subjek- ty w iz m , aby w galopie nie przelecieć m ety, do k tó re j zdąża.

Z łudzeniem je d n a k jest m niem anie, że m ożna b yć k r y ty k ie m o b je k ty w n y m , czyli, ja k to się n a ­ z yw a inaczej, bezstronnym . Każda k ry ty k a , d o ­ d a tn ia czy u jem na, jest stronna, bo jest i m usi b yć in d y w id u a ln a . K r y ty k a bezstronna b y ła b y b e z in d y w id u a ln ą , a w ięc szarą, pozbaw io ną to ­ n u i b a rw y , k tó re n a d a ją je j ty lk o in d y w id u a ln e cechy tem peram entu k ry ty k a . T em peram ent zaś jest rzeczą n a jb a rd z ie j in d y w id u a ln ą , ja k a is tn ie ­ je, bo od niego zależy siła i stopień re a k c ji na każde przychodzące od zew nątrz podrażnienie, ta k samo fizyczne, ja k duchowe.

Jak niem a lu d z i, je d n a ko w o reagujących na b ó l fiz y c z n y i rozkosz, na sm utek i radość, bo re ­ a k c ja ta o d b yw a się w niesłychanie szerokiej skab in d y w id u a ln e j, ta k samo nie m a k ry ty k ó w , je d n a k o w o reagujących n a w ra że n ia estetyczne.

I tu skala jest b a rd zo szeroka, zależna od in d y ­ w id u a ln o ści, od tem peram entu je d n o s tk i, od je j w iększej lu b m niejszej p o b u d liw o ści, przyczem p o b u d liw o ść ta u je d n e j i te j sam ej je d n o s tk i jest raz w iększa, to zn ó w m niejsza, zależnie od fa lo w a n ia je j stanów psychicznych, od tego „ c i ­

(23)

POKRZYW DZENI 19 śnienia psychicznego", k tó re , ta k samo, ja k ciśnienie baro m e tryczn e m a swoje „w y ż e “ i „ n i ­ że", na co, niestety, żadnej p ra w ie nie zw raca się uw agi.

K r y ty k w ięc nie codzień jest usposobiony je d ­ n akow o, a nadew szystko n ie codzień jest uspo­

sobiony do odświętnego obcow ania z d zie ła m i sztu ki, do reagow ania z je d n a ko w ą czujnością na ic h zalety i w a d y i w y d a w a n ia o n ic h m ia ro ­

dajnego sądu publicznego. Jeżeli nie chce stać się m echanicznym sługą p a ra g ra fó w kodeksu este­

tycznego, k tó r y raz sobie u ło ż y ł, to m a on, m usi m ieć p ra w o do a b stynen cji, do p o w s trz y m a n ia się od w y d a n ia sądu doraźnego, do pozostaw ie­

n ia sobie czasu na to, aby sąd ten nie b y ł zie lo ­ n y m owocem, strąconym z drzew a jego w iedzy k ry ty c z n e j p rz y pom ocy rzuconego k ija lu b k a ­ m ienia, lecz owocem d o jrz a ły m , spadającym we w ła ś c iw y m czasie do koszyka dobrego o g ro d n ika .

Otóż tego p ra w a o d m a w ia k ry ty k o m w ię k ­ szość a u to ró w , z k tó ry c h k a ż d y ra d b y w id zie ć ocenę swojego dzieła n a z a ju trz po jego u ka za ­ n iu się

Szczególny n acisk k ła d ą na to także w yd a w cy, zachęcając a u to ró w , aby z a p e w n ili sobie u „z n a ­ jo m y c h k r y ty k ó w " szybką i oczyw iście dobrą z handlow ego p u n k tu w id ze n ia recenzję.

W ten sposób n ie ty lk o k r y ty k , lecz i n a jz w y ­ k le js z y spraw ozdaw ca lite ra c k i i w y ro b n ik co­

dzienny, „w z m ia n k a rz ", w sezonach w y d a w n i

(24)

20 ROZMOWY O LITERATURZE

czych m uszą stawać się o fia rą niezadow olenia a u to ró w i m uszą narażać się na za rzu t p rz e m il­

czania, bo, m im o najlepszej w o li, nie mogą 0 w szystkich naraz ksią żka ch napisać. B a! Nie spełniają tego naw et specjalne w y d a w n ic tw a re ­ k la m o w e księgarzy, bo sprostać zadaniu nie mogą.

N ie bierze się tu wcale po d uw agę fa k tu , iż, aby o książce napisać, trzeba ją przeczytać 1 przeczytane przem yśleć, a jednocześnie z a rz u ­ ca się w z m ia n k o m d z ie n n ik a rs k im , iż pisane są pow ierzchow n ie, ,,z o k ła d k i1', bez głębszego w n ik n ię c ia w treść k s ią ż k i i w je j a rka n a estetyczne.

Z n ó w w ięc n ieporozu m ienie i błędne koło.

D la ostatecznego w y ja ś n ie n ia te j sp ra w y p rz y w o ła jm y jeszcze na pom oc ra ch u n e k p ra w ­ dopodobieństw a, k tó r y w yka że n a m średnią zdolność czytelniczą zaw odow ego spraw ozdaw cy literackiego, chcącego sum iennie spełnić swoje wobec k s ią ż k i i a u to ra o b o w ią zki.

M a ło k to za sta n a w ia ł się n a d tern, że p rz y d u ­ ż y m n a w e t w y s iłk u , p rz y n a łogu codziennego czyta n ia p rz y n a jm n ie j stu stro n ic, a to jest p o rc ja duża w ra c h u n k u średnim , nie m ożem y przeczy­

tać w ięcej n a d d w ie — tr z y k s ią ż k i tyg o d n io w o . C z y n iło b y to w na jle p szym razie 100 — 150 książek rocznie.

Niezależnie od tego, iż znacznie w ięcej książek w ych o d zi w ciągu ro k u , sp ró b u jcie znaleźć ty lk o

(25)

POKRZYW DZENI 21 miejsce w d z ie n n ik u lu b ty g o d n ik u dla 100 __

150 fe lje to n ó w lite ra c k ic h na ro k !

T o ro zw ią zu je tajem nicę „p rz e m ilc z a n ia 11 i „ k r z y w d y 11, w yrzą d za n e j a u to ro m przez k r y ­ tykę.

(26)

PO L IN J I N A JM N IE JS Z E G O OPORU.

P sychologja tw órczości jest dotychczas jeszcze dziedziną b a rd zo ciem ną, bardzo pogm atw an ą i to n ie ty lk o dla k r y ty k i, lecz w ró w n e j m ierze także d la sam ych tw ó rcó w .

Św iadom e założenie, ś w ia d o m y p u n k t w y jś c ia ja kże często i ja k ogro m n ie ró ż n ią się od n ie ­ św iadom ie osiągniętego w y n ik u !

N ieraz, k ie d y się w eźm ie pod uw agę i o kre śli n a jściśle j to, do czego a u to r dążył, rozpoczynają c swoje dzieło, i zestaw i w następstw ie z metą, do k tó re j doszedł, a doką d z a p ro w a d z iły go n iezna­

ne n a m b liż e j, a spotykane po drodze w p ły w y , suggestje, in tu ic y jn e w yczucia i pochodzące ja k ­ b y od obcej, w s p ó łd zia ła ją ce j z n im w o li, nakazy, g o to w i jesteśm y nie bez słusznej zasady p rz y to ­ czyć p o p u la rn e p rz y s ło w ie : „c h ło p strzela, Pan Bóg k u le n o si“ .

Ten „P a n B óg“ s z tu k i i lite ra tu ry , „P a n B ó g “ w sze lkie j tw órczości p ra w d z iw e j, k tó ra nie jest suchą ro b o tą m ózgu, ale p ro d u k te m duszy u s k rz y d lo n e j, w o d z i za sobą a rty s tó w bardzo często po zupełnie przez n ic h niespodziew anych

(27)

ścieżkach i w ertepach, p ro w a d z i ic h nad prze­

paściam i po najw ęższych kra w ę d zia ch „z d ro w e ­ go sensu" i zaprow adza, d o ką d chce.

W iedzą o tem wszyscy w ie lc y pisarze. W iedzą, że n a jg ru n to w n ie j naw et przem yślane przez n ic h dzieło i n a js ta ra n n ie j, w e d łu g pow ziętego p la n u zbudowane, zaw iera d la n ic h sam ych niespo­

d z ia n k i, k tó re o d k ry w a ją dopiero czyte ln icy lu b k ry ty k a .

N ieraz dopiero z w rażenia, ja k ie dzieło w y ­ w a rło , z odd źw ię ku , ja k i w y w o ła ło , pisarz do­

w ia d u je się, że w dziele tem t k w i m y ś l lu b idea, z k tó re j, tw orząc, on sam nie zd a w a ł sobie sp ra ­ w y. N ieraz dopiero pod w p ły w e m głosów o sw ojej książce nab ie ra sam p rze ko n a n ia o je j w a rto ści i o je j głębi, k tó re j przedtem nie dostrzegał, 0 k tó rą nie ubie g a ł się naw et. I n a o d w ró t — n ie ­ raz go zaw odzi poczucie w ła sn e j głębi. M niem ał, iż w y d o b y ł z siebie Bóg w ie co, tym czasem nie zro zu m ia n o go wcale lu b zro zu m ia n o fałszyw ie.

Stąd rozżalenie do c z y te ln ik ó w , a przedewszyst- kie m do k r y ty k i, k tó ra nie poznała się na perłach 1 diam entach.

I nie są to wcale paradoksy. G e n ja ln y a u to r

„J a n a K rz y s z to fa ", R o m a in R o lla n d , p rzyzn a je się o tw a rcie do tego, że jest ty lk o „sekretarzem m y ś li sw oich b o h a te ró w ". T o znaczy, że nie on n im i, ale o n i n im rządzą, że m u „ d y k t u ją " to, co w ic h m n ie m a n iu p o w in n o b y ć o n ic h n a ­ pisane.

PO L IN J I NAJMNIEJSZEGO OPORU 23

(28)

24 ROZMOWY O LITERATURZE

M ó w im y p o p u la rn ie o um iejętności „w c ie la n ia się" autora w „s tw o rz o n e " przez niego postacie.

K to w ie je d n a k, czy nie m a to sensu innego, czy to raczej nie owe postacie p ira n d e llo w s k ie , p o ­ szukujące autora, odnalazłszy go szczęśliwie,

„w c ie la ją się" w niego, o p a n o w u ją go i czynią, ja k chce R o m a in R o lla n d , ty lk o sw o im „s e k re ta ­ rz e m ". T a k czy inaczej, ka ż d y rze czyw isty a r ty ­ sta, ka ż d y tw ó rca o czystej, n ie za kła m a n e j d u ­ szy p rzyznaje, że n a js ta ra n n ie j naw et obm yślana k o n s tru k c ja przekształcała m u się pod rę ką w to ­ k u dzieła, zależnie od c h w il „n a tc h n ie n ia ", i że w ko ń co w ych m om entach d o ch o d ził nieraz tam , dokąd wcale dojść nie zam ierzał.

W p ie rw o tn e j ko n ce p cji I ll- c ie j części „ D z ia ­ d ó w " m ic k ie w ic z o w s k ic h z pewnością nie b y ło Im p ro w iz a c ji. A je d n a k pow stała ona i jest k u l­

m in a c y jn y m p u n k te m całego dzieła, jest jego n a j- wyższem i n a jb a rd z ie j tajem niczem w zniesie­

niem .

P rzypadek to, czy konieczność, ja k o w y n ik d z ia ła ją cych tu a n ieznan ych nam s ił i p ra w d , rządzących procesam i tw órczem i?

Nie p ró b u jm y naw et tego rozstrzygać. O d p o ­ w ie d zm y sobie raczej na pyta n ie , co b a rd zie j obchodzi k r y ty k a w dziele tw órczem , czy to

„ ja k chłop strzela"? czy to „g d zie Pan Bóg kule donosi"?

Zapewne i je d n o i drugie. B ro ń trzeba znać n ie w ą tp liw ie . Jej k a lib e r i teoretyczną donośność

(29)

PO L IN J I NAJMNIEJSZEGO OPORU 25 należy ustalić. N ie ró w n ie je d n a k w iększej u w a g i w a rt jest p ra k ty c z n ie osiągnięty w y n ik s trz a łu — to miejsce, na ta rczy lu b na płocie (bo i ta k b y ­ w a !), w k tó re m k u la u tk w iła .

K r y ty k a p o w in n a tedy a u to ro w i przedewszyst- k ie m u d o w o d n ić i pokazać, w co tr a fił, albo u d o ­ w o d n ić i pokazać, że c h y b ił.

On sam najczęściej tego nie wie. W ie , że chciał tra fić , że b r a ł na cel, ale gdzie k u lę poniosło, to jest zazw yczaj poza jego św iadom ością tw órczą.

Otóż k r y ty k a może zastanaw iać się nad tem, czego a u to r chciał, lecz za jm o w a ć n a p ra w d ę p o ­ w in n o ją w yłą czn ie to, co osiągnął.

M usi ona w y ka za ć „sens w e w n ę trz n y " danego dzieła sztu ki, m usi w y d o b y ć n a ja w i rozsegrego- w ać te św iadom e i podśw iadom e s k ła d n ik i p ro ­ cesu tw órczego, k tó re b a rd zo często n a d a ją całej p ra c y tw ó rcze j a rty s ty sens i barw ę. M usi ona ro z g ry ź ć owoc, u ro d z o n y z drzew a jego talentu, i o kre ślić jego d o b ry lu b z ły smak.

Na ten tem at k r y t y k p ro w a d z i d yskusję z a u to ­ rem i na podstaw ie sw oich s u b je k ty w n y c h w ra ­ żeń, w rażeń swojego „p o d n ie b ie n ia lite ra c k ie g o ", m o ty w u je sw ój sąd o dziele, c z y li orzeka o is to ­ cie dzieła, o tem, ja k zostało ono odczute i z ro ­ zum iane przez niego, za ró w n o w sw o im ca ło ­ kształcie, ja k i w m om entach poszczególnych.

D ysku sja ta ka może b yć b a rd zo zajm u ją ca , naw et pożyteczna d la autora, u św ia d a m ia go b ow iem co do niedostatecznie m u św iadom ych

(30)

26 ROZMOWY O LITERATURZE

w a rto ści lu b b łędów własnego dzieła, łagodzi je ­ go n ie p o kó j, ta k w ła ś c iw y każdem u artyście, usuw a jego niepewność, daje m u poznać przez cudze w rażenie, czy i w ja k im sto p n iu cel sw ój osiągnął.

D zieje się to je d n a k ty lk o w ty m p rz yp a d ku , je że li dysku sja ta k a prow adzon a jest poważnie, z d o b rą w o lą , z in te n c ją obustronnego p o ro zu m ie ­ n ia i d o ta rcia do p ra w d y .

N iestety, „ k r y ty k a d z ie n n ik a rs k a " — a ona d z is ia j gra pierwsze skrzypce we w szystkich o r ­ kiestrach k ry tj^czn ych na ca ły m Zachodzie euro­

p e js k im i u nas — niezawsze u ja w n ia tę p o w a ­ gę i niezawsze przejęta jest d o b rą w olą.

Zna ona dw ie najczęściej ty lk o m e to d y: m eto­

dę re k la m y i ch w a lb y, wynoszącej pewne k ie ru n ­ k i lite ra c k ie , p e w n ych a u to ró w i pewne fir m y w yd a w n icze pod niebiosa, i — m etodę ośmiesza­

n ia i w y d rw iw a n ia zwłaszcza m ło d ych , w a lczą ­ cych dopiero o m iejsce d la siebie w lite ra tu rze , k ie ru n k ó w , a u to ró w i firm .

Żadna z ty c h d w u m etod nie da się o b ro n ić ani ze stanow iska interesów lite ra tu ry , a n i ze stano­

w iska w y m a g a ń c z y te ln ik ó w , a n i naw et ze stano­

w is k a h a n d lu księgarskiego.

Te w a lk i, starcia i em ulacje, ja k ie są n ie u n ik ­ nione w każdej „ ż y w e j" lite ra tu rz e , k tó ra m u si m ieć zawsze, w każdem p o ko le n iu , sw oich „s ta ­ r y c h " i sw oich „m ło d y c h ", sw oich „k o n s e rw a ­ ty s tó w " i sw oich „re w o lu c jo n is tó w ", n ie ty lk o

(31)

PO L IN J I NAJMNIEJSZEGO OPORU 27 przecież m ogą odbyw ać się pod znakiem zupeł­

nej pow agi, lecz i pod znakiem w spólnej s tro ­ no m w alczącym tro s k i o istotę rzeczy t. j. o samą lite ra tu rę , o je j teraźniejszość i przyszłość.

Tym czasem te j w łaśnie tro s k i zgoła nie w idać.

W spółczesna k r y ty k a d zie n n ik a rs k a id zie n a j­

częściej po li n j i najm niejszego oporu, u n ik a ją c w y ra ź n ie p ra c y i w y s iłk u , a za dow ala jąc się ta ­ n im efektem dodatniego lu b ujem nego frazesu.

K ry ty c y , którzy7 chw a lą bez zastrzeżeń, i k r y ­ tycy, k tó rz y ganią ró w n ie ż bez zastrzeżeń, m a ją pracę niesłychan ie u ła tw io n ą i uproszczoną.

Z n a jd u ją p rz y tem na tej drodze łatw iejsze, niż na in n y c h drogach, zaspokojenie sw oich a m b ic y j pisarskich, o ile je posiadają. P o s iłk u ją się oni krasom ów stw em pochw aln em lu b z ja d liw y m dow cipem , ośm ieszającym książkę i autora. Czy­

n ią z tego a u to ra genjusza, je ś li to „ s w ó j“ , a „p rze je żd ża ją się“ po n im bez cerem onji, je żeli należy on do przeciw nego obozu literackiego, ba!

naw et do p rze ciw n e j p a r tji p o lity c z n e j, bo m y doszliśm y ju ż do tego nonsensu, że i w lite ra tu rz e m a m y „p ra w ic ę " i „le w ic ę ", że w pism ach p o li­

tycznie le w ico w ych p a n u je grobow e m ilczenie o poetach i pow ieściopisarzach, uw a ża n ych za sym p a tyzu ją cych z p ra w icą , i o d w ro tn ie . W ten sposób n ie d łu g o trzeba nędzie pisać h is to rję lite ­ r a tu ry p o ls k ie j — jed n ą dla p ra w ic y , d ru g ą dla lew icy.

T a k nastaw ion a w stosunku do zagadnień

(32)

ROZMOWY O LITERATURZE

lite ra tu ry k r y ty k a nie uczy i nie w y ja ś n ia , lecz w sp ó łd zia ła albo tw o rz e n iu się „to w a rz y s tw w zajem nej a d o ra c ji" albo ro z ją trz a n iu stosun­

k ó w p om iędzy a u to ra m i i k ry ty k a m i, w ia d o m o b ow iem , że ra n y , zadane piórem , bolą n a jd łu ż e j i goją się n a jtru d n ie j.

T a ka k r y ty k a b a w i ty lk o n ie w yb re d n ych czy­

te ln ik ó w , k tó rz y patrzą z h u m o re m na „ko g u cie w a lk i" , odbyw ające się na arenie lite ra tu ry . W istocie rzeczy zaciem nia ona i ta k ju ż za ch m u ­ rzone i posępne h o ry z o n ty lite ra tu ry i uzasadnia ignorancję , budząc w społeczeństwie albo nieuza­

sadnioną odrazę do w szystkiego, co jest „sta re , albo ró w n ie ż nieuzasa dniony lęk przed wszyst- kiem , co jest inne, „n o w e ", dobre czy złe, udane czy chybione, ale w ka ż d y m razie jest, istnieje i św iadczy o p o s z u k iw a n iu w łasnej sw ojej treści i fo rm y .

W ia d o m o zaś, że w szelkie p o szu kiw a n ia p ro ­ wadzą n ie u ch ro n n ie do sto p n io w ych ustalań się, do k ry s ta liz a c ji n o w y c h p ra w d , któ re , prędzej czy p ó źn ie j, skrysta lizo w a n e i należycie w y g ła ­ dzone, stają się zasadą u m o ty w o w a n e j te o rji, u m o ty w o w a n e j n a u k i. Każda zaś now a nauka, w ychodząc z okresu fe rm e n tó w , z n a jd u je coraz w iększą liczbę w y zn a w có w i głosicieli.

Sum ienna k ry ty k a , naw et d z ie n n ik a rs k a , ska ­ zana na niem ożność szerszego w y p o w ia d a n ia się dla „ b r a k u m ie jsca ", m usi je d n a k o tem w ie ­ dzieć i pam iętać. Inaczej r o li sw ojej nie spełni.

(33)

P O S Z A N O W A N IE PRACY.

Rzeczą, k tó re j k a ż d y a u to r m a p ra w o w y m a ­ gać od k r y t y k i przedew szystkiem i nadewszyst- ko — jest poszanow anie p ra c y tw órczej.

J a k ie k o lw ie k jest dzieło, zw ycięskie w osią­

gnięciu swojego celu, czy chybione, je że li ty lk o jest dziełem , a rtystyczn ie pom yślanem i a rtystyczn ie w ykonane m , to zaw iera, zaw ierać w sobie p o w in ­ no w y s iłe k tw ó rc z y a u to ra i pod kątem tego w y ­ s iłk u m usi b y ć rozważane.

Lekceważenie tego w y s iłk u jest d o tk liw ie d o j­

m ujące n ie ty lk o dla a rty s ty , k tó r y m a go poza sobą, w sw ojej św iadom ości i w sw ojem sum ie­

n iu . Jest ono także wysoce szkodliw e w stosunku do ogólnego pojęcia pra cy, k tó ra , niezależnie od tego, w ja k ie j p odejm ow a na jest dziedzinie, za­

sługuje na szacunek.

N a ty m szacunku d la pracy opiera się ca ły nasz św iatopog ląd d e m o kra tyczn y, całe dążenie nasze do odnalezienia sensu w jednostkow em i zb io ro w e m życiu.

P ra w o do is tn ie n ia m a tjd k o ten, k to p ra cu je — głosi nowoczesna e tyka społeczno - gospodarcza

(34)

i głosi słusznie, z całem przekonan iem , że wszel­

kie, w ja k ie jk o lw ie k postaci kołaczące się jeszcze po świecie pa so rzytn ictw o , skazane jest na za­

gładę.

P odobnie p ra w o do is tn ie n ia artystycznego, do o b yw atelstw a w państw ie s z tu k i m a ty lk o ten, k to p racuje, k to ła m ie się z przeszkodam i, p rz e z w y ­ cięża o p ó r fo rm y i w tw orzone przez siebie dzieło w k ła d a n a jw ię k s z y , na ja k i go stać, w y s iłe k ducha i m y ś li, tro s k i i n ie p o ko ju .

N ajw iększem u naw et genjuszow i n ic nie p rz y ­ chodzi ła tw o . W ie m y o tem z ż yw o tó w w ie lk ic h a rtystó w . Z n a m y tru d L io n a rd a i M ich a ła A nioła.

In n a rzecz, że je d n y c h czekają po ta k im w y ­ s iłk u tr iu m fy , u trw a la ją c e przez w ie k i ic h im io n a w p am ięci ludzkości, in n y c h — gorzkie zaw ody.

T a k samo, zresztą, jest i w in n y c h dziedzinach pracy. E d iso n i M a rc o n i za sw ój w y s iłe k o trz y ­ m a li sow itą nagrodę w postaci d o ko n a n ych przez siebie w ie ko p o m n ych w y n a la z k ó w , gdy in n i przedstaw iciele tego samego św iata te c h n ik i, m o ­ zoląc się w n ie m n ie jszy sposób, nie m a ją w sw oim d o ro b k u n ic ponad spoczywające w b iu ra c h paten­

to w y c h opisy i ry s u n k i sw oich spóźnionych, c h y ­ b io n y c h albo nie dających się p ra k ty c z n ie zasto sować in w e n c y j

T a k ie m „b iu re m p a te n to w e m " d la s z tu k i jest k ry ty k a . I w je j a rc h iw a c h spoczywa sporo „p a - te n tó w “ , k tó ry c h n ik t nie nabyw a, po k tó re n ik t się nie zgłasza. O t, poprostu, k r y ty k a za re je stro ­ 30 ROZMOWY O LITERATURZE

(35)

POSZANOWANIE PRACY 31 w a ła je d n o lu b d ru g ie nazw isko, w ciągnęła je d ­ nego lu b drugiego a rty s tę na listę „o p a te n to w a - n y c h “ i na tem się skończyło, gdyż o w y jś c iu na szerszą w id o w n ię ro z s trz y g a ją zgoła in n e c z y n n i­

k i, ta k , ja k o „s fin a n s o w a n iu 1' w y n a la z k u tech­

nicznego rozstrzyga n ie doniosłość n a u ko w a , lecz jego znaczenie praktyczne, to znaczy jego stosu­

nek do potrzeb c h w ili i do upodo bań tej c h w ili.

W dziedzinie lite ra tu ry badaniem ty c h potrzeb i upodo bań z a jm u ją się księgarze, d la k tó ry c h dzieło artystyczn e jest przedm iotem rozpow szech­

n ienia, p rze d m io te m h a n d lu , a w ięc podlegającem w s z y s tk im p ra w o m ry n k u , z p o p yte m na czele, od k tó ry c h zależy podaż. T ru d n o iść na ry n e k z tem , czego ta m n ie chcą. A jeżeli się tem u ry n k o ­ w i chce coś na rzu cić, to trzeba to o d pow ie dnio za re kla m o w a ć

I tu jest geneza re k la m y księgarskiej, z k tó rą k r y ty k a lite ra c k a nie m a n ic wspólnego.

N ieraz też p o w sta ją na tem tle duże naw et n ie ­ p o ro zu m ie n ia m ię d zy k r y ty k ą a księgarzam i, k tó ­ rzy, k ie ru ją c się w yłą czn ie lu b przew ażnie swo- je m i w id o k a m i i n a d z ie ja m i na zyski, p o p ie ra ją te rodzaje tw órczości, k tó ry c h k r y ty k a n ie p o p ie ­ ra lu b p rz e c iw k o k tó ry m zastrzega się naw et za­

sadniczo, ja k cała „H in te rtre p p e n ro m a n lite ra tu r", ciesząca się u n ie k tó ry c h w y d a w có w uznaniem , ja k o „ d o b ry a r ty k u ł" .

D la k r y t y k i tym czasem nie istn ie je „ d o b r y " lu b

„ z ły " a r ty k u ł h a n d lu Istn ie je dla n ie j ty lk o „ d o ­

(36)

32 ROZMOWY O LITERATURZE

b re “ lu b „z łe “ ze stanow iska artystycznego dzieło, przyczem „d o b re g o dzieła“ może n ik t nie k u p ić a „z łe “ rozejdzie się w tysiącach egzem plarzy.

T a w łaśnie niezależność k r y t y k i od h a n d lu w k ła d a na n ią tem w ię kszy wobec teraźniejszości i przyszłości obow iązek sum iennego o kreślania swojego stosunku do dzieła sztuki.

Sum ienność ta zaś polega przedew szystkiem na tem , a b y n ie ty lk o w te d y, k ie d y się dzieło p o d ­ nosi, lecz i wówczas, k ie d y się je potępia, uszano­

w ać sumę z a w a rte j w n ie m uczciw ej p ra c y i u cz­

ciwego w y s iłk u twórczego.

Z a p a m ię ta jm y sobie te w y ra z y : „u c z c iw e j p ra ­ cy i uczciwego w y s iłk u twórczego*', są b o w ie m także nieuczciw e prace i nieuczciw e w y s iłk i, owe

„fa rb o w a n e lis y “ , k tó re k r y ty k a m a p ra w o i p o ­ w in n a p ię tn o w a ć bez zastrzeżeń, ja k o w y n ik a ją ­ ce z zasady „m u n d u s v u lt decipi** i uwodzące n a ­ iw n y c h lu b nieśw iado m ych .

N iem a uczciw ej p ra c y i uczciwego w y s iłk u tam , gdzie d o m in a n tą w dziele sztu ki, często n ic ze sztuką nie m ającem wspólnego, jest chęć z w ró ­ cenia na siebie u w a g i czy fo rm ą czy treścią ja ­ skraw ą.

W ia d o m o , że w ysta rczy u b ra ć się w ja k iś fa n ­ ta styczn y s tró j egzotyczny, w d łu g ie czerwone sza ra w a ry i b ia ły b u rn u s i przejść się k ilk a ra zy po K ra k o w s k ie m Przedm ieściu, aby n a z a ju trz cała W arszaw a m ó w iła o tem.

T e j w łaśnie m e to d y trz y m a li się p o m y s ło w i au-

(37)

POSZANOWANIE PRACY 33 to ro w ie „N o ża w b żu ch u 11, k tó rz y jaskra w o ścią swojego s tro ju literackiego, pozbaw ionego naw et

„b s tk a fig o w e g o 11, z w ró c ili na siebie przed k ilk u la ty powszechną uwagę i z m u s ili „c a łą W arsza­

w ę11 do m ó w ie n ia o sobie.

Ale w ic h w ystą p ie n iu nie b y ło a n i k rz ty uczci Wej Pra cy. a n i k r z ty uczciwego w y s iłk u . B y ło ono z w y k ły m h u m b u g ie m lite ra c k o -a rty s ty c z n y m , k tó ­

r y m ia ł za je d y n y cel w b ić o g ó ło w i w pam ięć k i l ­ ka n ow ych, nieznan ych przedtem n ik o m u n a ­ zw isk.

Z ta k ie m i h u m b u g a m i m a m y d zisia j do czy­

n ienia często, i dlatego na tem tle pogoni za ta n im e ektem , pościgu za p o kla skie m „ u lic y lite ra c k ie j11 o taka „ u lic a 11, pełna bezim iennego tłu m u , wo- ającego n a ta rc z y w ie : „p a n e m et circenses11, is t­

nieje), tem większego w y ró ż n ie n ia i tem w ię k ­ szego szacunku dom agają się dzieła tw órczości bezinteresownej, oparte na głębokiem , c ie rp liw e m

» szczerem p o s z u k iw a n iu i w y d o b y w a n iu n ajaw ej p ra w d y a rtystyczn e j, k tó re j znalezienie i p o ­ kazanie św ia tu jest zadaniem sztuki.

A to nie p rz y c h o d z i ła tw o . I tu, ja k wszędzie -■bez p ra cy niem a k o ła c z y 11, a rty s ta bow iem , ja k

azdy syn Adam a, z w y ro k u boskiego, od czasu ygnam a z ra ju , „ w pocie czoła11 m u si pracować, o więcej, ja k każda m atka, w yd a ją ca sw ó j płód ba św iat, w boleściach ro d z ić m usi.

Podpatrzeć tę k ro p lę potu artystycznego, usły-

R ozm ow y o lite ra tu rz e . ,

(38)

34 ROZMOWY O LITERATURZE

szeć k rz y k tego b ó lu porodowego, to także, m ię ­ dzy in n e m i, zadanie k r y ty k i.

Zadania tego nie spełnia, niestety, idąca po l in ji najm niejszego oporu, podjazdow a k ry ty k a dzien­

n ika rska , k tó ra n a jm n ie j w łaśnie poświęca u w a ­ gi pracy i w y s iłk o w i, a często naw et zgoła je le k ­ ceważy.

W ie lu a u to ró w uskarża się na to i uskarża się słusznie, tw ierdząc, że ich książka może się podo­

bać lu b nie podobać (to jest rzeczą takiego lu b in ­ nego sm aku, ta k ic h lu b in n y c h poglądów estetycz­

nych, takiego lu b innego stosunku do sztu ki wo- góle), ale nie może i nie pow in n a b yć lekcew a­

żona.

O czywista, nie idzie tu o tru d techniczny n a ­ pisania kilku n a s tu a rk u s z o w e j książki, o ilość zu­

żytego na to czasu, papieru i atram entu, lecz o ten tru d w ew nętrzny, in te le k tu a ln y i duchow y, bez którego dzieło sztu ki rzetelnej powstać nie może.

O tej rzetelności pracy artystycznej k ry ty k a m usi p o in fo rm o w a ć czyte ln ika , inaczej bow iem ten czyte ln ik, nieśw iado m y procesów tw órczych, pracę tę lekce sobie waży.

Ileż to razy słyszym y w stosunku do lite ra tu ry określenie popula rn e „ le k k i chleb“ . W pojęciu szerokiego ogółu napisanie ksią żki, nam alow anie obrazu, w yrzeźbienie posągu istotnie nie łączy się z pojęciem pracy. A rtyście ja k o ta ko u ta le n to w a ­ nem u przychodzi, p o w in n o przychodzić to ła tw o , i dlatego szanuje się u nas i ocenia na pieniądz

(39)

POSZANOWANIE PRACY 35 daleko w yżej m echaniczną pracę ro b o tn ik a , za­

jętego przez 8 ustaw ow ych godzin p rz y w arszta­

cie, niż pracę tw órczą artysty.

Praca ta po w o jn ie zwłaszcza, od c h w ili, kie d y ro b o tn ik, fizyczn ie p racujący, stał się dla w ie lu

*etyszem, przed k tó ry m b iją p o k ło n y , została w niesłychany sposób zdeprecjonowana.

Stawia nas to w obliczu bardzo poważnego 1 doniosłego zagadnienia, dotyczącego podstaw niaterjalnych , na k tó ry c h sztuka i lite ra tu ra w społeczeństwie dzisiejszem i najbliższego ju tr a

°Przeć się mogą, aby wogóle is tn ia ły dalej.

Istnienie to, d zisiaj zagrożone, m usi b yć b ro ­ nione i obronione, o ile wogóle nie p o sta w im y krzyża nad sztuką i nie p o w tó rz y m y za T o łsto ­ jom, że jest ona niepotrzebna, że to ty lk o zabawa sytych snobów i degeneratów k u ltu ry .

Na progu takiego określenia sztu ki bo d a j że Jnż stoim y.

(40)

L IT E R A T U R A A S P O Ł E C Z E Ń S T W O .

K ie d y A n a to la F ra n ce ‘a zapytano pewnego ra ­ z u ,ja k i jest, zdaniem jego, stosunek ogółu do lite ­ ra tu ry , o d p o w ie d zia ł k ró tk o i w ę zło w a to : żaden.

N ie b y ło w tem paradoksu. Isto tn ie , szeroki ogół nie interesow ał się n ig d y i n igdzie lite ra tu rą , z a ch o w yw a ł się zawsze wobec n ie j obojętnie, a jeżeli k ie d y k o lw ie k i g d zie ko lw ie k p rz e ła m y ­ w a ł tę obojętność, to w k ie ru n k u u je m n y m , pa­

trząc nie bez radości, ja k w w ie ka ch śred­

n ic h i podczas re fo rm a c ji p ło n ę ły na stosach księgi.

W p sy c h o lo g ji tego ogółu zawsze b y ło i jest coś z p sy c h o lo g ji O m ara i jego słynnego sto­

sunku do b ib ljo te k i A le k s a n d ry js k ie j.

Że ta k jest, o tem świadczą fa k ty , zaczerpnię­

te z p rz e w ro tu bolszewickiego. Podczas tego p rz e w ro tu zginęło m n ó stw o książek, zniw eczo­

n y c h zostało m n ó stw o b ib ljo te k , n a d k tó ry c h za­

gładą „s z e ro k i o g ó ł“ nie u r o n ił a n i je d n e j łzy- P rzeciw nie, p rz y k ła d a ł on g o rliw ie rę k i do szar pan ia najcenn iejszych dzieł, k tó ry c h opraw y z g ru b e j cielęcej s k ó ry chętnie z a b ie ra ł na ,,ze- ló w k i“ . T o b y ł re a ln y pożytek, ja k i z istnienia ty c h ksiąg osiągnął szeroki ogół, d a le k i o ty ­

(41)

LITERATURA A SPOŁECZEŃSTWO 37

siące, tysiące m il od ro z m yśla ń T o łs to ja o sztu- ce i nie m a ją c y n ic wspólnego z jego te o rja m i, w yłożonem i w ro z p ra w ie p. t. „C o to jest sztu- ka?“ .

A je d n a k rzecz niesłychanie ciekaw a, że to, do czego g e n ja ln y pisarz ro s y js k i doszedł drogą rozważań, w alcząc przez całe la ta z n a ta rczyw ie zastępującem i m u drogę za g adn ieniam i n a tu ry m o ra ln e j, re lig ijn e j, społecznej i filo z o fic z n e j, lu d ro s y js k i m ia ł w sw o im in s ty n k c ie n iszczyciel­

skim , ja k o ideę w rodzoną.

Różnica pom iędzy T o łsto je m — Savonarolą, a ty m ludem , repre ze n tu ją cym szeroki, na jsze r­

szy ogół ro s y js k i, polega je d y n ie na tem , że ten ogół nie u zn a w a ł sztu ki, a n i lite ra tu ry za szko­

d liw ą , lecz je d y n ie za niepotrzebną sobie, za n ie ­ użyteczną zabawę sytych i zadow olo nych, z k tó ­ re j n ic nie p rzych o d zi g ło d n y m m a lko n te n to m .

Podobnie p a trz y na to wszędzie „s z e ro k i o g ó ł11, m im o pozornie lu b isto tn ie w yższej sw ojej c y w i­

liz a c ji i k u ltu r y , i dlatego F rance m ia ł słuszność:

stosunek tego ogółu do lite ra tu ry jest żaden. Nie obchodzi go a n i lite ra tu ra , a n i ci, k tó rz y lite ra ­ turę tw orzą. W każdem społeczeństwie istnieje ty lk o cienka, z w ie rzch n ia w a rstw a lu d z i, zwana elitq , k tó ra uznaje potrzebę istn ie n ia lite ra tu ry , ju k o p o k a rm u duchowego i um ysłow ego d la sie­

bie, i z p o k a rm u tego korzysta.

Pisarze dobrze o tem wiedzą, p o m im o je d n a k całej św iadom ości, że z n a jd u ją odd źw ię k nie

(42)

w społeczeństwie, nie w narodzie, lecz w n ik łe j ty lk o tego społeczeństwa i n a ro d u cząstce, nie w y ­ rze ka ją się i nie w y rz e k n ą n ig d y m arzenia o tem, a by zdobyć sobie i społeczeństwo, i naród, i za­

wsze do ty c h całości, a nie do ich cząstek przem a­

w ia ją .

W y jś ć poza ro g a tk i stolicy, „z b łą d z ić pod strzechę", stać się niezbędnym w izbie ro b o tn i­

czej — to ju ż nie artystyczn a , ale naw skroś spo­

łeczna a m b icja

I wobec tej a m b ic ji w szystkie teorje, uzasad­

niające to, że sztuka jest sama sobie celem, że poeta „sobie śpiewa i m uzom , nie k o m u ", nie w y ­ trz y m u ją na dalszą metę k r y ty k i.

L ite ra tu ra zawsze m ia ła i m ieć będzie aż do końca swego istn ie n ia tendencję n ie ty lk o do u trz y m a n ia swojego z w ią z k u ze społeczeństwem, lecz do w zm ocnienia go i rozszerzenia.

Cóż dzieje się d z is ia j w m om encie p rzełom ow e­

go k ry z y s u , k ie d y k in e m a to g ra f, dostępny d la ca­

łe j rzeszy ana lfa b e tó w , d a ją cy fa b u łę w obrazie a obraz w fa bule, odbiera c z y te ln ik ó w p o w ie ­ ściom, a w id z ó w sztukom te a tra ln y m ?

Jakże nagle z a m ilk ły dawne, m odernistyczne hasła a nacho re lyzm u lite ra ckie g o , naw o łu ją ce do z a m y k a n ia się w ciasnych ka p lic z k a c h estetycz­

nych, do p o g a rd y d la tłu m u , do a ry s to k ra ty c z n e ­ go w ynoszenia się a rty s ty ponad tłu m , do p ro d u ­ k o w a n ia w y k w in tn e j i w y ra fin o w a n e j sztu ki, d o ­ stępnej ty lk o dla w y b ra n y c h i w taje m n iczo n ych , 38 ROZMOWY O LITERATURZE

(43)

LITERATURA A SPOŁECZEŃSTWO 39

in ilg o dla snobów, w ałęsających się d o ko ła w ie l­

k ic h o łta rz y s z tu k i i osnuw ają cych je dym em sw oich ro z k o ły s a n y c h k a d zie ln ic!

„N o w a “ lite ra tu ra , z k tó rą m a m y do czynienia po w o jn ie , wręcz przeciw nie, chce się sp o u fa lić z masą, chce do tej m asy zejść, stać się w y ra z i- cie lką je j uczuć i dążeń, chce zdobyć w śró d n ie j popularność.

Na ch orągw iach b o jo w y c h „n o w e j“ poezji fra n c u s k ie j — in fo rm u je nas p. A nna L u d w ik a C zerny w świeżo w y d a n e j przez siebie A n to lo g ji lir y k i fra n c u s k ie j— n a jś w ie tn ie j św ieci hasło w a l­

k i z egotyzm em . „P rz e c iw osobowości k u społecz­

ności. Precz z poezją osobistą, zw ierzeniow ą, l i ­ ryzm em s u b je k ty w n y m , stać się głosem z b io ro w o ­ ści, czy to n a ro d u , czy mas m ię d zyn a ro d o w ych , czy zb io ro w o ści re lig ijn e j, dźw ig n ą ć poezję do w y ż y n eposu (Salm on, D u r ta in ) “ . „A rty ś c i są w służbie lu d zko ści i p ię k n a " w o ła Jacob i dod a ­ je : „M o ż n a b yć w iecznym , ty lk o służąc w iecznym p ra w o m życia i posługu jąc się nie m i, wszelka afe kta cja jest s k rzyw ie n ie m pię kn a na rzecz je d ­ n o s tk i".

T o samo sw o je m i p o w ta rza s ło w y na p o ls k im gruncie Jan Nepom ucen M ille r w książce p. t.

„Z a ra z a w G renadzie".

„P o tę ż n y p rą d uspołecznień i kosm icznego ide­

a liz m u — w o ła on — prąd, k tó r y ja k n a w a łn ica znosi dawne re d u ty gabine tow ych upodobań i tw ierdze strzeliste sam oom am ień in d y w id u a li­

(44)

40 ROZMOWY O LITERATURZE

zm u, w irra c jo n a ln y m p o ry w ie zarazy, zapładn ia- jącej zbiorow ość, w ta rg n ą ł, ja k s tru m ie ń ozonu w zatęchłą studnię d o m o w ych pieleszy i czczej m iz a n tro p ji, w p y c h a ją c w szystkich w rw ące k o ­ ry to kosm icznej rz e k i zdarzeń".

Ale — b ą d źm y szczerzy — d la lite ra tu ry p o l­

skie j nie jest to znów ta k ie „p o trzą sa n ie now ości k w ia te m ".

O b e jrz y jm y się za siebie, a s tw ie rd z im y z ła ­ tw ością, że lite ra tu ra ta od początku swego is tn ie ­ n ia n ie ty lk o szła zawsze z narodem , ale b y ła tego n a ro d u sługą i nauczycielką. Czuła ona i m yślała napra w d ę „z a m iljo n y " . I w tem jest n ie w ą tp liw a i w ie lk a je j zasługa społeczna.

Jednego ty lk o w tej służbie, k tó rą o dsługiw a ła i odsługuje, m ie liś m y i m a m y w dalszym ciągu p ra w o w ym agać od n ie j, m ia n o w icie , aby ta słu ż­

ba narodow a , służba społeczna, do k tó re j n a w o ły ­ w a ł ją M ickie w icz, sam d ając n a jw yższy i n a jle ­ pszy p rz y k ła d je j p o jm o w a n ia , nie s tłu m iła i nie z a b ija ła dążeń in d y w id u a ln y c h , a s p ira cyj a r ty ­ stycznych je d n o s tk i u ta le n to w a n e j, in n e m i słow y, aby, tk w ią c głęboko k o rz e n ia m i sw o je m i w p o d ­ łożu n arodow e m i społecznem, w ie rz c h o łk a m i sw o je m i strzelała w yże j i dosięgała w ie lk ic h , ogól- n o -lu d z k ic h zagadnień m o ra ln y c h , estetycznych i filo z o fic z n y c h , cz y li, w znaczeniu najszerszem, zagadnień re lig ijn y c h ducha ludzkiego, to znaczy, aby je j „k a z n o d z ie js tw o " i „n a u c z y c ie ls tw o " nie

(45)

LITERATURA A SPOŁECZEŃSTWO 41

w yłą cza ły sw obodnej tw órczości i sw obodnych Poszukiwań.

W lite ra tu rz e ta k p o ję te j zaw ierać się m u si tr a ­ giczna a jednocześnie krzepiąca n adzieją h is to rja tego Feniksa duszy n a ro d o w e j, k tó r y p ow ielekroć p ło n ą ł w ogniu zw alczających się id e i i p ow iele­

k ro ć z m a rtw y c h w s ta w a ł w n o w e j postaci, zawsze odrodzony, pogłęb iony, n o w y , choć zawsze ten sam, niezniszczalny, w ieczny, posłuszny p ra w o m sw ojej rasy psychicznej, swojego K ró la -D u ch a .

I ta k b y ło w naszej lite ra tu rz e poprzez k la s y ­ cyzm, ro m a n ty z m , p o z y ty w iz m , m o d e rn izm , aż do prze m ia n najnow szych . F e n iks p o ls k i w sta­

w a ł z p o p io łó w zawsze i u trz y m y w a ł przez lite ra ­ turę ciągłość ro z w o ju duszy naro d o w e j, w ie rn y sw ojem u posła n n ictw u .

N ie o b a w ia jm y się w ięc i dzisiejszych poża­

ró w i zgliszcz, g o tu ją one b ow iem nie zagładę, lecz odrodzenie.

D o n a ro d u , do społeczeństwa, do szerokich, najszerszych m as! I owszem, idźcie panowie, szukajcie ta m podstaw y d la siebie, szukajcie ma- le rja łu twórczego, ale nie zapow ied ziam i, nie f r a ­ zesem, ty lk o czynem re a ln ym . A przedewszyst- kiem stańcie się prości i szlachetni, dostępni i z ro ­ z u m ia li, bo m asy was z ro zu m ie ją ty lk o w tedy, kie d y p rzem ów icie do n ic h nie z k o tu rn ó w sno­

bizm u artystycznego, lecz z samego dna sw oich dusz, ew angelicznie p ro stych i p ro s to ty naucza­

jących.

(46)

42 ROZMOWY O LITERATURZE

Sztuka p ra w d z iw a , rzeczyw iście bezinteresow ­ na, poszukująca p ra w d w iecznych, m usi, p o ­ w in n a i może b yć dla w szystkich , a p ro m ie ń je j rozszerzania się zależny jest ty lk o od p ro m ie n ia ośw iaty. Im ten p ro m ie ń ośw ia ty, w ychodzący z c e n tru m e lity n a ro d o w e j, b a rd z ie j się w y d łu ­ ża, im dalszych, odleglejszych sięga p u n k tó w na obw odzie k o ła narodow ego, tem d a le j dotrze sztuka.

Ale d o b ro w o ln e kurczenie tego p ro m ie n ia przez d z iw a ctw a i „n ie z ro z u m ia ls tw o " n ie p ro ­ w a d z i do celu, przeciw nie, oddala od niego.

A tego dziw a ctw a i n ie zro zu m ia lstw a m a m y d z isia j wszędzie poddo statkiem .

N ie d z iw m y się więc, że społeczeństwo, że ogół szeroki, zawsze d la lite ra tu ry o b o ję tn y, d zisia j odw raca się od n ie j. O dw raca się, bo nie w id z i w n ie j tem atów , obchodzących go b liż e j, bo nie w id z i w n ie j „ b a jk i“ , k tó ra b y o n im sam ym opo­

w ia d a ła , z w ie rcia d ła , k tó re b y jego w łasne u k a ­ z y w a ło oblicze.

Stało się, że w tej w łaśnie c h w ili przełom ow ej, k ie d y ro zstrzyg a ją się losy lite ra tu ry na p rz y ­ szłość, społeczeństwo id zie sw oją drogą, a ona swoją. W poezji, w pow ieści, w d ram acie m n ó ­ stw o jest zaniedbanych, n ie w yzyska n ych lu b zgo­

ła poniechanych, a z życiem i z jego p ra w d a m i zw ią za n ych najbezp ośredniej zagadnień, d o m a ­ gających się odpow iedzi.

Społeczeństwo te j o d pow ie dzi pragnie.

(47)

K W IA T T A R N IN Y .

S łyszy się d zisia j często b e zkrytyczn ie p o w ta ­ rzane tw ie rd ze n ie : „ ja k ie społeczeństwo, ta k a l i ­ te ra tu ra ". Z ró w n ą słusznością, a raczej z ró w n ą niesłusznością m ożnaby to o d w ró cić i p o w ie ­ dzieć: „ ja k a lite ra tu ra , ta k ie społeczeństwo".

A c z k o lw ie k b o w ie m p om iędzy lite ra tu rą a spo­

łeczeństwem istn ie je n ie w ą tp liw y i ścisły zw iązek, to je d n a k a n i społeczeństwo nie u ra b ia lite ra tu ry , a n i lite ra tu ra społeczeństwa.

Z dośw iadczenia w ie m y, że w okresach, w k tó ­ ry c h społeczeństwo stoi n a jw y ż e j pod względem napięcia duchowego, k ie d y w ciela w czyn y w ie l­

kie ideały, lite ra tu ra , ja k b y n a p rz e k ó r tem u, czę­

sto upada i m ilc z y . O d w ro tn ie w m om entach je j podniesienia, w m om entach je j w z lo tó w na szczy­

ty , społeczeństwo b y n a jm n ie j nie czuje się w obo­

w ią z k u podążania za nią.

T a k b y ło w dobie ro m a n ty z m u . Poezja M ic ­ kiew icza, Słow ackiego i K rasińskiego wcale nie b y ła ta ka , ja k ie m b y ło ówczesne społeczeństwo.

W y p rz e d z iła ona to społeczeństwo znacznie

(48)

i w z b iła się sama w ysoko, pozostaw iając je na n i­

zinach.

Jak w ie lk a , ja k głęboka b y ła w tedy różnica p om iędzy poezją a społeczeństwem, o tem w y ra ź ­ nie poucza nas „O d a do m ło d o ś c i", przeciw sta­

w ia ją c a św ia t stary, sam olubny, „bez serc" i „bez d u c h a ", owe „szkie le tó w lu d y " — za p a ło w i, m i­

łości, pośw ięceniu i ofierze św iata m łodego, ś w ia ­ ta p o e zji ro m a n tyczn e j, m ierzącej „ s iły na za­

m ia r y " i spragnion ej tego, aby pchnąć ziem ską b ry łę na „n o w e to ry " .

Ze spo tka n ia się ty c h d w óch św ia tó w w y n ik ło nieporozum ienie, bo z ro zu m ie n ia ic h w zajem ne­

go b y ć nie m ogło, ja k niem a go p om iędzy szczy­

tem g ó rs k im a do lin ą . Podobnie je d n a k ja k d o li­

na jest p u n k te m o parcia dla oka, aby m ogło ono ocenić w ysokość w ie rz c h o łk a górskiego, ta k sa­

m o społeczeństwo jest tłem , bez któ re g o nie m ie ­ lib y ś m y m ia ry dla w zniesień id e a ln ych poezji.

G dybyśm y z najw yższego naw et p a trz y li szczy­

tu, nie m ając pod sobą d o lin y , nie m ie lib y ś m y pojęcia o tem , na ja k ie j jesteśm y w ysokości.

U św ia d a m ia na m to dopiero spojrzenie w dół.

Również nie co innego, ja k stan m o ra ln y , u m y ­ s ło w y i duchow y społeczeństwa, które, ja k o z b io ­ rowość, jest zawsze n iz in ą wobec bujnego ro z ­ w o ju i dążenia w górę in d y w id u a ln o ś c i tw ó r ­ czej — jest d la nas m ia rą w y s o k ic h w zniesień s z tu k i i g d yb y lite ra tu ra i społeczeństwo z n a jd o ­ w a ły się zawsze na je d n y m poziom ie, to nie czu­

44 ROZMOWY O LITERATURZE

Cytaty

Powiązane dokumenty

Następnie należy scharakteryzować młode pokolenie szlachty: Hrabiego, Tadeusza i Zosię – przedstawić każdą postać wymienić jej cechy i poglądy. Tę charakterystykę

„Niechaj nam w Jasełkach nikt nie przedstawia, że Jezus urodził się w Palestynie” 1 – Betlejem polskie Lucjana Rydla jako szopka literacka.. Szopka w kulturze polskiej

Sprawa ta jednak z powodów już przez Pana przytoczonych jest trudna i drażliwa, raz dlatego, że jak wiadomo, różne wpływy się tu krzyżują, dalej, że dotyczący

czym Jest metafizyka w literaturze. Jakimi metodami można do niej do- trzeć) oraz referaty, które metafizy- kę w literaturze pokazywały na przykładzie konkretnych autorów (W.

Bezpieczniej więc będzie nie kusić się o zbyt ścisłe precyzow anie d a ty pow stania obrazu przem yskiego, lecz poprzestać na u staleniu d lań szer­.. szych

Namiastką ideo- logii stał się egoizm, traktowany jako zrozumiała sama przez się.. postawa

Sciences, ed. Określenie dewiacji w tym słowniku nie jest zresztą konse­ kwentne.. W odróżnieniu od poprzednio omawianej koncepcji prezentowane uję­ cie wymaga

W świetle regulacji zawartych w ustawie o społecznej inspekcji pracy 19 społeczny inspektor pracy jako wyraziciel interesów załogi, a więc wspólnoty, posiada nawet uprawnienia