• Nie Znaleziono Wyników

(O Kronikach Czesława Miłosza)

1.

Kroniki są narracjami o upływie czasu, ex definitione więc nazna-czone są piętnem heraklitejskim. Kroniki Czesława Miłosza1 po-wstały także pod znakiem, albo – jak mówi sam poeta – „dla Hera-klita” (Kr, 27). A jednak, paradoksalnie, ich początkiem jest obraz zatrzymywania czasu:

W wielkiej ciszy mojego ulubionego miesiąca

Października (czerwień klonów, brąz dębów, na brzozach Jeszcze tu i tam jasno-żółty liść)

Celebrowałem zatrzymanie czasu.

(Sezon, Kr, 7)

Niezwykły obraz! Ukazany w nim gest oddalenia zewnętrz-nego i wewnętrzzewnętrz-nego zgiełku, umieszczony w październikowym pejzażu wobec znieruchomiałych drzew, kierujących wzrok pa-trzącego ku górze, jakby w przeczuciu wertykalnego wymiaru istnienia – ma w sobie coś z zaklinania czy modlitwy. Wyzwala od poczucia czasu płynącego, wprowadzając w jakiś szczególny nad-czas. Czy może: odejmuje przedmioty czasowi, oddając je czystej przestrzeni... Co (jak kiedyś mówił Rilke) jest szczególną funkcją poezji...

1 Cz. Miłosz, Kroniki, Instytut Literacki, Paryż 1987. Wydanie krajowe: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 1988. Tom ten oznaczam w tekście skrótem Kr. Oznaczenia stron dotyczą wydania krajowego. Pozostałe skróty tytułów – vide przypis 1 do szkicu „...Szukając tego, co jest Rzeczywiste”.

Inaczej mówiąc: otwierająca Kroniki cisza jest symbolem wej-ścia w świat słowa. Przy tym granice tego świata nie są tożsame z wewnętrzną przestrzenią przywołanego przed chwilą wiersza.

Pierwsze linijki Sezonu, jak i wiele następujących potem miejsc Kronik, uobecniają cały Miłoszowski kosmos, to wszystko, co poe-ta zapamiępoe-tał, wyobraził sobie, przekszpoe-tałcił w dzieło. (Stąd, być może, już pierwszy obraz Kronik jest przypomnieniem – Ody do października z Traktatu poetyckiego.) Poszczególne fragmenty Kronik – książki, podobnie jak Nieobjęta ziemia, ostentacyjnie ukła-danej z okruchów – pozostają w bezustannym dialogu nie tylko z innymi częściami tego tomu. Budzą też nie kończący się rezonans w poprzednich książkach Miłosza, dopełniając i przekształcając obraz jego twórczości, jego czasu i świata. Dążąc do upragnionej, choć nieosiągalnej pełni widzenia. Jakby w zgodzie z wyznaniem poety: „W mojej świadomości przebywa cała nasza okrągła Ziemia [...]” (NZ, 51). Jakby w zgodzie z aforyzmem Schillera: „Tylko pełnia prowadzi ku jasności, a prawda mieszka w głębinie”.2

2.

Wielka cisza może oznaczać nie tylko wejście w zamknięty świat myśli i wyobraźni poety. To także symbol postawy kontemplacyj-nej, rozumianej jako dążenie do prawdy. „Jeżeli kochasz prawdę”

– mówił niegdyś Izaak z Niniwy – „bądź miłośnikiem milczenia.

Milczenie jak światło słońca oświeci cię w Bogu [...]. Milczenie zjed-noczy cię z Bogiem”.3 U Miłosza zbliżone rozumienie wyciszenia – jako drogi, prowadzącej do odsłonięcia tego, co Rzeczywiste – najwyraźniejsze jest we wspaniałym finale poematu Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada:

2 F. Schiller, Przypowieść Konfucjusza, cytuję za: W. Heisenberg, Część i całość.

Rozmowy o fizyce atomu, przeł. K. Napiórkowski, Warszawa 1987, s. 264.

3 T. Merton, Modlitwa kontemplacyjna, przeł. M. Dybowski OP, Poznań 1986, s. 25.

Bo żyliśmy pod Sądem nic nie wiedząc o tym.

Który to Sąd [...]

Dopełni się w szóstym millenium albo w następny wtorek.

Nagle umilknie warsztat demiurga. Nie do wyobrażenia cisza.

I forma pojedynczego ziarna powróci w chwale.

(W II, 271-272)

W Kronikach postawa kontemplacyjna jest także mocno obec-na; we wstępie do drugiej części książki – Dla Heraklita – Miłosz po-wiada nawet wprost, iż „faktograficzność”, którą się sam posługu-je, „zdaje się służyć kontemplacji czasu” (Kr, 33). Nie ulega jednak wątpliwości, iż cisza, która otwiera najnowszą książkę poety, jak i zwieńczające ją wyciszenie („Wielki zgiełk ustaje. / Pamięć zamy-ka swoje ciemne wody”. Kr, 75) – mają odmienne brzmienie i zna-czenie niż we wspomnianym poemacie. Może dlatego, iż trochę inne jest tutaj niż w Gdzie wschodzi słońce (za to bliższe chyba twór-czości Miłosza między Traktatem poetyckim a Miastem bez imienia) spojrzenie na „drugą stronę” ludzkiej egzystencji, „drugi brzeg” wi-dzialnego świata.

Ta „druga strona” jest w kreowanym przez wyobraźnię poety świecie Kronik wyraźnie obecna. Jest też, jako element zmysło-wego doświadczenia rzeczywistości, bardzo bliska przestrzennie.

Granicę „między prowincją jest i prowincją nie jest” można tu – niczym w świecie Leśmiana – dosłownie dostrzec:

Rozległe państwo umarłych zaczynało się wszędzie:

Za zakrętem alei, za trawnikami parków [...].

(Sezon, Kr, 7)

Więcej nawet: granica duchowej rzeczywistości (czy lepiej – rze-czywistości duchów) wydaje się tu możliwa do przekroczenia przez człowieka, byt cielesno-duchowy... jak w snach i wizjach Emanuela Swedenborga czy Adama Mickiewicza... Jeden z głosów, którymi posługuje się Miłosz, powiada nawet:

Jak powinno być w niebie wiem, bo tam bywałem.

U jego rzeki. Słysząc jego ptaki.

W jego sezonie: latem, zaraz po wschodzie słońca.

Zrywałem się i biegłem do moich tysięcznych prac, A ogród był nadziemski, dany wyobraźni.

(Jak powinno być w niebie, Kr, 16)

Możliwe jest też doznanie obecności potęg i mocy duchowych,

„których pełen każdy centymetr powietrza” (Moce, Kr, 23), i wyob-rażenie sobie spojrzenia z ich perspektywy na ziemską, cielesną rzeczywistość...

Intensywność i bezpośredniość doznania, jak i poczucie blisko-ści „drugiej strony” bytu nie zmieniają faktu jej zasadniczej nie-wyobrażalności i niemożności pełnego zrozumienia. Faktu, wobec którego –

Milczą teologowie. A filozofowie

Nie odważą się nawet spytać: „Cóż jest prawda?”

(Sześć wykładów wierszem, Kr, 74)

Tak ujęta „druga strona” nie jest domeną pewności, lecz na-dziei. Stąd, jeśli znaleźć można w Kronikach jakąś teologię, to nie jest to teologia religii czy wiary, lecz (daleka od optymizmu) teologia nadziei.

Nadto zbliżenie do granicy „pomiędzy / Żywiołem cielesności i drugim żywiołem / Nadzieją” (Kr, 11) nie rodzi pragnienia de-strukcji ciała... co tak częste u mistyków, także tych, którzy nie-dawno wydawali się bardzo bliscy wyobraźni Miłosza. Przeciwnie – wywołuje poczucie jakiejś skazy, tkwiącej w czysto duchowej, niezależnej od czasu formie bytu. Gdy więc powiada Miłosz o du-chowych mocach, dla których niepojęta jest śmierć:

myśl ich, jasna, dąży do harmonii, Zna kształty idealne, ceni ład,

W którym to, co istnieje powinno trwać wiecznie (Moce, Kr, 24)

– to w jego głosie słychać ironię i przekonanie (wyrażone już kie-dyś w Traktacie poetyckim4), iż jawna harmonia oddala od pełnej, najgłębszej rzeczywistości... Podobny ton brzmi w zakończeniu przywoływanego już wiersza Jak powinno być w niebie (Kr, 16):

Ale gdzie będzie ona, droga nam śmiertelność?

Gdzie czas, który nas niszczy i razem ocala?

To już za trudne dla mnie. Pokój wieczny Nie mógłby mieć poranków i wieczorów.

A to już dostatecznie mówi przeciw niemu.

I zęby sobie na tym połamie teolog.

Czy ironia tych słów kieruje się przeciw egzystencji w czasie, czy przeciw wieczności?...

4 Vide pamiętny fragment o skamandrytach: „Nigdy nie było tak pięknej ple-jady. / A jednak w mowie ich błyszczała skaza, / Skaza harmonii, ta, co u ich mistrzów” (W II, 15).

Podobny, lecz jeszcze dramatyczniej ujęty, ton nierozstrzy-galności, niewyobrażalności spraw objętych eschatologiczną nadzieją powraca też w jednym z najpiękniejszych wierszy Kro-nik, żegnającym żonę poety. „Czy wierzę w ciał zmartwychwsta-nie?” – pyta Miłosz. I odpowiada: „Nie tego popiołu” (Kr, 18).

Jest to, zapewne, nawiązanie do wielkiej frazy św. Pawła: „Za-pewniam was, bracia, że ciało i krew nie mogą posiąść króle-stwa Bożego, i że to, co zniszczalne nie może mieć dziedzictwa w tym, co niezniszczalne”.5 Ale nie tylko. W odpowiedzi poety usłyszeć można także jakiś bardzo podstawowy, niemożliwy do wyeliminowania odruch żalu związanego z umniejszeniem uni-versum istnień, z tym, że ktoś był – i że go nie ma. Tego żalu i bólu nie łagodzi nawet świadomość, iż „Za ogniem-kurtyną / Baranek stoi na łące niezniszczalnych form” (Kr, 17), ta świa-domość, która była epifanicznym punktem dojścia w poema-cie Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada. Nieśmiertelność formy, organizującej każdy jednostkowy byt, perspektywa jej powrotu (apokatastasis) po dopełnieniu się – czy raczej: końcu – czasu, nie jest w stanie odwrócić uwagi od kruchości ciała, poddanego przemijaniu...

A zatem: kontemplacja i przybliżona dzięki niej perspekty-wa „drugiej strony” bytu nie oddalają w Kronikach doczesne-go świata, nie unieważniają związanedoczesne-go z nim doświadczenia.

Wielka cisza czyni wyraźniejszym szum i zgiełk heraklitejskiej rzeki, każąc jeszcze raz powrócić nad jej brzeg. „Kiedyś wyobra-żałem sobie” – powiada w związku z tym poeta – „że w starości rozmyślamy nad tym, co wieczne, wyniesione ponad przemija-nie, ale widzę, że jest inaczej, że cała moja uwaga jest zwrócona ku temu, co ulotne” (Kr, 13). Gdzie indziej zaś pyta: „czy wolno nam wyrzekać się doraźnych, nietrwałych form w imię absolut-nego pragnienia?” (Kr, 65).

5 1 Kor 15, 50.

To pytanie jest w intencjach Miłosza retoryczne. Na grani-cy między cielesnością i nadzieją, danej człowiekowi jako jego los, zwraca się więc poeta ponownie w stronę ciała, tego, co zniszczalne, co zjawia się jeden, jedyny raz od początku do koń-ca czasu. „Należy zaczynać od ciała” – wyznaje w Metafizycznej pauzie – „bo ono jest dziwem natury w swojej przemijalności i niepojętej poszczególności”.6 Ta argumentacja jest bardzo znamienna. Należy zaczynać od ciała nie dlatego, iż jest ono jakimś (jak mówił Mickiewicz) „rusztowaniem” dla ducha, ale dlatego, że jest, a za chwilę go nie będzie. Czy, jeszcze mocniej:

dlatego, że już go nie ma. „Czego chcę? Żeby było. Co? Czego już nie ma” (Kr, 54).

Intuicję Miłosza (dawno obecną w jego twórczości) można wysłowić i tak: podstawą ludzkiego bytowania, a więc też na-jistotniejszą treścią prawdziwej historii jest cielesne, pogrążo-ne w czasie, skazapogrążo-ne na przemijanie doświadczenie konkret-nej osoby. Tylko ono godne jest nazwania, to znaczy: ochrony przed nicością...

Ta właśnie myśl każe poecie przypominać błahe (oczywiście – z perspektywy tak zwanych wielkich zdarzeń...) wypadki z ży-cia jemu już tylko znanych ludzi:

Anusewicz chce Niny. Dlaczego? Dlaczego?

Ryki wyprawia, beczy kiedy popije.

Nina śmieje się. Bo czyż nie komiczny?

[...]

Żył był raz Anusewicz. Żyła była Nina.

Jeden raz od początku aż do końca świata.

(Pan Anusewicz, Kr, 59-60)

6 Cz. Miłosz, Metafizyczna pauza czyli pytania i odpowiedzi, w tomie: Metafizyczna pauza, wybór, opracowanie i wstęp J. Gromek, Kraków 1989, s. 75.

I ta sama myśl każe mu pamiętać – pannę Jadwigę Małą garbuskę, bibliotekarkę z zawodu, Która zginęła w schronie tamtej kamienicy Uważanej za pewną, a zapadła się,

I nikt nie mógł dokopać się przez płaty muru [...].

To właśnie „zagubione imię”, nie znane zwyczajnym kronikom, odsłania jedno z centralnych przesłań Miłosza:

Prawdziwy wróg człowieka jest uogólnienie.

Prawdziwy wróg człowieka, tak zwana Historia, [...]

Nie jest anty-Naturą, jak Marks nam zalecał, A jeżeli boginią, to ślepego Fatum.

Szkielecik panny Jadwigi, miejsce Gdzie pulsowało serce. To jedno kładę Przeciw konieczności, prawu, teorii.

(Sześć wykładów wierszem, Kr, 73)

3.

Motyw przemijania ludzi i rzeczy, tak ściśle związany z doświad-czeniem cielesności, był zawsze obecny w twórczości Miłosza.

„Nie umiem jakoś odejść od brzegu heraklitejskiej rzeki” – po-wtarza poeta w Kronikach (Kr, 35). Wcześniej zaś, w Osobnym zeszycie:

Przyznaj się, twoim jedynym tematem był czas: feeria zieleni co roku, rozkwitające dziewczęta, następstwa rodzących się i

umie-rających w ciągu jednej godziny pokoleń [...]. (W II, 328-329)7

Ta autodiagnoza jest prawdziwa... ale równie prawdziwe jest zdanie, iż centralnym tematem Miłosza jest zatrzymanie czasu, moment wieczny (który nadał tytuł monografii Aleksandra Fiuta8) czy wprost wieczność. Można też, wreszcie, powiedzieć, że oba tematy (czasu i wieczności) współwystępowały zawsze u poety, że był on niemal od początku poetą nie tylko Heraklita, lecz też Parmenidesa – a tylko różne były współzależności między tymi stronami jego własnej twórczości. Heraklitejskość Trzech zim jest czymś innym niż heraklitejskość Kronik – mimo wspólnoty nie-których obrazów...

W twórczości Miłosza z lat siedemdziesiątych perspektywa wieczności wydawała się istotniejsza, bardziej widoczna niż per-spektywa czasu. To wrażenie wzmagała fascynacja poety sym-boliczną, jakby wolną od czasu przestrzenią (wyraźna choćby w przywoływanym tu kilkakrotnie poemacie Gdzie wschodzi słoń-ce i kędy zapada), obecność tonacji eschatologicznej, wreszcie:

przekłady biblijne. W Nieobjętej ziemi, wydanej w 1984 roku, wą-tek heraklitejski pojawił się na nowo z nieoczekiwaną siłą. „My-ślałem, że wybłagam zatrzymanie czasu” – pisał tam poeta – „Ale uczę się zgody jak przede mną inni” (NZ, 132). W Kronikach, jak mówiłem, powrót nad brzeg heraklitejskiej rzeki, zwrot w stronę cielesności i rozmyślań „o wypadkach naszego wieku” (którego szaleństwo i groza wynika bądź z zapomnienia, iż „Jezus Chrystus zmartwychwstał”, bądź z uczynienia człowieka bogiem, co stało się źródłem nihilizmu i totalitaryzmu) – jest jeszcze wyraźniejszy.

Konsekwencją jest ciemny ton poetycko-filozoficznych medytacji Miłosza... I wrażenie, że głównym tematem jego nowej książki

7 Słowa te zwrócone są do Schopenhauera – w równym jednak stopniu można je uważać za część rozmowy Miłosza z samym sobą.

8 A. Fiut, Moment wieczny. Poezja Czesława Miłosza, Paryż 1987.

jest daremność wysiłków usensownienia egzystencji, oparcia się nicości, władającej widzialnym światem.

Czy oznacza to przekreślenie perspektyw widocznych w po-przednich książkach Miłosza? Chyba nie. Chodzi raczej o pokaza-nie innych stron zarysowanego tam obrazu świata. W Metafizycz-nej pauzie powiada poeta, iż dzisiejsze myślenie religijne musi zajmować się dwudziestowiecznymi totalitaryzmami i ich konse-kwencjami9 – stąd: wykłady II i III w Sześciu wykładach wierszem.

W samych zaś Kronikach, tłumacząc zwrot w stronę doczesności, cielesności, mówi:

Na zarzut, że nie umiem powoli wznosić się ku transcendencji, odpowiadam jak klasycy Zen: ulotne i wieczne są być może niby dwie strony tego samego arkusza. (Kr, 13)

Trzeba to zdanie pamiętać.

4.

Dwa heraklitejskie obrazy powtarzają się natrętnie w świecie Kro-nik: płynąca rzeka i ogień, który „trawi fundamenty świata” (Kr, 18).

Czy lepiej: to one właśnie najbardziej są widoczne. Nota o Hera-klicie (K, 380-385) napisana przez Miłosza przed trzydziestu laty z górą, każe jednak wyrazić przypuszczenie, iż obecność filozofa z Efezu w wyobraźni autora Ziemi Ulro jest sprawą bardziej skom-plikowaną.

Czytając Kroniki wracałem do zdań Aetiusa, przytoczonych w Nocie: „Heraklit głosi jedność świata. Świat jest poczęty nie po-dług czasu, ale popo-dług, myśli”. I jeszcze: „Dla Parmenidesa i dla Heraklita niebo jest z ognia” (K, 381).

9 Cz. Miłosz, Metafizyczna pauza..., s. 80. Z wydania tego cenzura usunęła słowo .komunizm” (vide pierwodruk: „Zeszyty Literackie” 1987, nr 4: jesień, s. 10).

Myślałem też o tajemniczej anegdocie, przytoczonej przez Arystotelesa: „Obcym, którzy składali mu wizytę, ale zatrzymali się widząc, że grzeje się koło paleniska, Heraklit powiedział: »Wejdźcie z ufnością, bo również tutaj są bogowie«”... (K, 381). I o wierszu, jaki poświęcił Heraklitowi Scythinos, wierszu, który podobał się widać Miłoszowi, skoro zdecydował się go przełożyć (K, 381):

Ze zwoju ksiąg Heraklita nie spiesz się zrywać pieczęci.

Bo z trudem podążysz w górę, stroma i wąska jest ścieżka.

Mrok tam jedynie panuje i noc tam niezgłębiona.

Tylko jeżeli przewodnik wiedzący ciebie prowadzi

Wspaniałość tego, co znajdziesz będzie jaśniejsza nad słońce.

Dla swych czytelników Miłosz jest – i „Heraklitem szalonym”

(K, 380) i wiedzącym przewodnikiem.

1988

Część trzecia

Powiązane dokumenty