• Nie Znaleziono Wyników

Słowacy na Morawach

W dokumencie Z morawskiej ziemi (notatki) (Stron 189-200)

T o w arzy stw o w w ag o n ie; a u to r „K ondelika“ ; flegm aty­

czna k o le j; W ęgierskie H rad y szcze; p ań stw o B en eszo w ie; fo to ­ graf ja ś. p. W y słouchow ej; przyjęcie w w innicy; p ro w o k acja niem ieck a; u kolebki M oraw ; s p ó r o p o ło żen ie pierw szej sto ­ licy m o ra w s k ie j; krytyka uczonych i tr a d y c ja ; M ojm irow cy, ich p o tę g a i u p a d e k ; trad y cja C y ry lo -M eto d y jsk a; M oraw y przy P o ls c e ; V elehrad i pierw si o sadnicy niem ieccy; w ojenne b u rze;

w alki religijne i ich s k u tk i; zd o b y cze C zechów ; d zisiejsze H ra­

d y szcze; pam iątki p rz e s z ło śc i; kilka słów o zjeź d zie d zien n ik a­

rzy s ło w ia ń sk ic h ; re d a k to r Kretz i jego etnograficzne z b io ry ; stro je ludow e i ich ro z m a ito ś ć ; fizyczny w y g lą d ; djalelcty i w y­

m o w a; k ró lew sk a j a z d a ; w ycieczka na V e le h ra d ; o p a t stra c h o - w ski ks. Z av o ral; zn an a n u ta ; n asze p ieśni n ab o żn e na M ora­

w a c h ; polskie p am iątk i; z p rzeszło ści k ated ry ; zb io ry ; zn aczen ie polityczne V eleh rad u ; sk arg a uciśnionych; duch o w ień stw o i jego szero k ie z a m ia ry ; m uzyka k o ś c ie ln a ; P a w e ł K rzy żk o w sk i; sło ­ w ackie pieśni i p o e z ja lu d o w a; o Janku i M arysi; okolica H ra- d y sz c z a ; K om ensky; B uchlov i krw aw y „sąd ło w ieck i“ ; sz la ­ chetny fila n tro p ; B rzecław i L ednica; czarow ny p a r k ; groty i św iątynie; L uhaczow ice — Z ak o p an e m o raw sk ie; D ugan Ju r- kovic; d o k to r o oryginalnem n azw isk u ; rozw ój kąpielow ego m ie js c a ; zakończenie.

Berna w io d ła mnie droga na Kijów (Kyjov- Gaja), do stolicy m oraw skich S ł o w a k ó w : W ęgierskiego Hra dyszcza. Je st to p o b o c z n a linja, należąca do T o w . austr.-w ęg. kolei p a ń stw o w y c h , p o sia d a ją c a wszelkie w ł a ­ ściwości p o d o b n y c h dróg, tak p o d w zglę­

dem wygody, jak szybkości. D osyć powiedzieć, że na przebycie 105 kim. drogi p o trz e b o w a liśm y z g órą

pięć godzin czasu, nie licząc naturalnie początkow ego opóźnienia. N a przestrzeni pomiędzy Bernem a Kijo­

wem (58 kim.) zatrzymuje się pociąg nie mniej jak 16 razy, co w p ra w d z ie p o z w a la gruntow nie przypatrzeć się rzeczom i ludziom po drodze, ale nie za w sze jest przyjemnem. Tym jednak razem nie mogę narzekać, gdyż na dw orcu spotkałem kolegów czeskich, dążą­

cych na zjazd dziennikarski, a w ich tow arzystw ie b ły sk aw icą czas minął. W ś r ó d nich by ł tyle nam sympatyczny, a za w sze przyjacielski i serdeczny pan Franciszek H o v o r k a , d u sza Związku i długoletni tegoż, n ieodża łow any sekretarz, dalej w ytw o rn y fejle- tonista, szczery b o jow nik słowiańskiej solidarności w najpiękniejszem tego s ło w a znaczeniu p. Józef K u f f n e r , pow ażni politycy p p . : I. H o l e c e k , z im­

p onującą rozmiarami brodą, tudzież p. C e j n e k , b a r­

dzo sympatyczni koledzy H e i r e t i Ż a l u d i V e j- v a r a i M i s k o v s k y , a n adto p o raz pierw szy, słynny p o w ieśc iopisarz czeski, hum orysta, autor zna­

nego u nas Kondelika, p. Ignacy H e r r m a n n . P ostać to niezwykle sym patyczna i w yrazista, k tóra zaintere­

so w a ć m usi każdego, choćby nie w iedział kogo ma p rzed sobą. N a odnaw ianiu daw nych, a zawieraniu now ych znajomości, zbiegł czas bard zo szybko, tern

bardziej, że tematu do g aw ęd y nie zabrakło.

Do W ęgierskiego H radyszcza dobiliśmy ze zna- cznem opóźnieniem ; gdzieś około północy, uprzejmi nasi g o sp o d arze, — byliśmy bow iem rozlokow ani w dom ach pryw atnych — oczekiwali nas n a dw orcu z przew odniczącym komitetu miejscowego, redaktorem Kretzem i szczęśliwie dostawili do przygotow anych mieszkań. Dla nich, rzec można, noc ta była stra­

coną ; późniejszymi bowiem pociągami przybyli jeszcze koledzy od B rzecław ia i P rz e ro w a , tak, że ostatni, dopiero około 5 znaleźli się w mieście, a między nimi i mój w sp ó łlo k ato r, a miły kolega p. Aleksander Karcz, red. N ow ej R eform y. Obaj byliśmy gośćm i pp.

B e n e ś ó w, którzy przyjęli nas z całą sło w iań sk ą

178

gościnnością, tak, że p o b y t w ich miłym domu na zaw sze za chow a m y w pamięci. P an Benes jest inży­

nierem, że zaś służył w o jsk o w o niegdyś w K ra ko­

wie i mówi nieco po polsku, prz eto w Hradyszczu nazywają go Polakiem. Pani, o s o b a w kwiecie wieku

— a niech mi w olno d o d a ć : i piękności — jest jak mąż g o rą cą patrjotką i żywo intere sow ała się p rz e ­ biegiem kongresu, biorąc n aw et udział w jego o b ra ­ dach. W albumie jej znalazłem fotografję ś. p. W y - słouchow ej, której osobiście n aw et nie znała, k tórą jednak w y so k o p o w a ż a ła jako g o rą cą Polkę i p rz y ­ jaciółkę Czechów. Fotografję tę otrzym ała od jednej ze sw ych rod a cze k utrzymującej ze ś. p. W y s ło u c h o w ą tow arzyskie stosunki. P a ń stw o Beneśowie, jak i inni zamożni obywatele Hradyszcza, mają w pobliżu m ia­

sta, w słynącej znakomitem winem w iosce Mafatice, s w ą willę i winnicę. N a zy w a się to w narzeczu o b y w a ­ teli hradyskich mieć sw o ją „ b u d ę “. Zazwyczaj „ b u d ę “ taką bud u ją sobie dwaj właściciele do spółki; otóż taką s półkę stanowili nasi g o sp o d a rz e z pp. Sedlaćkami.

W tych bardzo elegancko urządzonych „ b u d a c h “ zbie­

rają się wieczorem w lecie często, rzadziej w zimie kółka znajomych, ażeby p o b aw ić się lub pogaw ęd zić przy szklance w ybo rn e g o co p ra w d a, ale silnego m oraw skiego wina. Byłem i ja z kolegą Karczem na takiej wieczornicy, w gronie miłych, a przyjacielskich ludzi, którzy chcą i umieją się bawić, a gościa z serca radzi widzą. Przy tej s p o s o b n o ś c i mieliśmy próbkę sąsiedzkich sto su n k ó w czesko-niemieckich i p r o w o ­ kacyjnej buty niemieckiej. Najbliższym sąsiadem willi pp. B enesów jest jakiś Niemiec, który wiedząc, że obyw atele miejscowi przyjm ują w owym dniu gości słowiańskich, przez cały w ieczór w y g ry w a ł na fono­

grafie to „W acht am R hein“, to „H eil dir im Sieges­

k ra n z“.

Miły sąsiad — n iepraw daż ?

Panie zgrzytały drobnym i ząbkami i zachęcały mężów, ażeby przy nadarzającej się s p o s o b n o ś c i k u ­

179

pili tę p o sia d ło ść i pozbyli się niemiłego sąsiedztw a.

Myśli tej przyklasnęliśmy z całego serca.

P óźnym wieczorem, o d p ro w a d zen i przez liczne grono now ych znajomych, znaleźliśmy się w domu, gdzie na stole złociły się prześliczne owoce, z ogrodu naszych uprzejmych g o sp o d a rz y i olbrzymie kieliszki, pełne „ d o m o w e g o “ w ina — jak to m ów ią „do p o ­ duszki". Skoro świt jednak byliśmy na nogach, s p o ­ glądając z naszych okien na olbrzymią równinę, p rz e­

ciętą szeroką w stęg ą wartkiej M o r a w y . ..

Znajdujemy się na klasycznej ziemi — u kolebki p a ń s tw a m oraw skiego, w starem ognisku w iary i cy­

wilizacji. Jakkolwiek o H radyszczu słyszym y dopiero za O ttokara II., to nie ulega wątpliwości, że już w czasach M o jm irow ców istniała tu osada, a że miej­

sce miało w ielką w ażność, było więc p ra w d o p o d o b n ie silnie o b w a ro w an e . W którem miejscu stał ten g ró d : czy w należącej do H radyszcza Starej wsi, czy tam gdzie dziś isnieje Velehrad, czy zupełnie gdzieś in­

dziej, to do dziś k w estja wielce s p o rn a i nie naszern zadaniem ją omawiać. Kogo ta s p r a w a interesuje, niech p rzeglądnie krótką, a bard zo zajmującą rozpraw ę J. L. Cervinki p. t. „Devin a Velehrad — dva hrady velkom oraw ske. Kromifiż 1902“. Znajdzie on tam wszelkie argumenty z a i p r z e c i w i praw ie d okła­

d n ą bibljografję tej spraw y. U czona krytyka bardzo su ro w o i bezw zględnie obchodzi się z tradyc ją; sięga w głąb ziemi, w yszukuje przedm ioty od tysiąca lat w niej spocz yw ając e i przyzyw ając na św ia d k ó w geo- logję, geognozję, archeologję, paleontologję, historję i geografję, ciągnie tradycję przed trybunał wiedzy.

Być może, że zwycięży!

Jedna k tradycja jest tak piękną i poetyczną, przy­

n iosła ludow i m oraw skiem u tyle n a m a c a l n y c h korzyści p o lity c zn o -n a ro d o w y ch , odd ziała ła tak głę­

boko na jego wyobraźnię, że p ra g n ą ć należy, ażeby krytyka okazała się mylną. Zresztą choćby uczeni po latach w alk i s p o r ó w zgodzili się na jedno, szeroki

o gół jeszcze lat setki trzymać się będzie tradycji, która i nam do serca przem aw ia. P rzedew szystkiem zaznaczam y położenie miasta. Leży ono nad jednym z licznych sk rę tó w M orawy, n a drodze w iodącej z T renczyna do P rz e ro w a i B e r n a ; w północnej stro ­ nie, złączona dziś z miastem, leży wieś Stare Miasto, za rzeką zaś w niedalekiej odległości Yelehrad. Hi­

storycy dawniejsi z W. Brandlem na czele sądzą, opierając się na kronice Dalomila i legendach Cyrylo- Metodyjskich, ze pierw otny Yelehrad leżał w miejscu dzisiejszego Starego Miasta, że tu by ł chram kate­

dralny, do którego św. M etody z w o ły w a ł synody, a w którym następnie złożono jego zwłoki. Dzisiejszy zaś Yelehrad, m a być ich zdaniem późniejszą o s a d ą klasztorną.

T a k więc i tradycja i część histo ry k ó w tu szuka początku wielkiego p a ń s tw a m oraw skiego. T u więc ongi rządzili Mojmirowcy, z którymi spotykam y się w dziejach w IX. w. W dynastji tej przejaw ia się wyraźnie myśl stw orzenia wielkiego i silnego p a ń s tw a słowiańskiego, przez połączenie w szystkich za cho­

dnich Słow ian, żyjących między czeskiemi górami, jeziorem Błotnem, a Tatrami. W tej myśli p ro w a d z i Mojmir wojnę z księciem tatrzańskich Słow ian, k tó ­ rego stolicą by ła Nitra, p o z b a w ia go tronu, a jego ziemie łączy z M oraw am i. N a raża go to na d łu g ą w ojnę z Niemcami, pomimo, iż Mojmir przyjął chrzest św. Po Mojmirze rządzi p ań stw e m jego syn Rości- sław , który utwierdził dzieło ojcowskie, a przez p o ­ w ołanie św. Cyryla i M etodego, s ta ra ł się uwolnić kraj od w p ły w u d u ch o w ie ń stw a niemieckiego, zatrzy­

mując jednak związek z Rzymem. W r. 863 stanęli obaj święci bracia w Yelehradzie i rozpoczęli natych­

miast sw ą a p o sto ls k ą czynność. Rzecz prosta, że chrześcjanizm p o d m ark ą s ło w ia ń s k ą był Niemcom solą w oku, d u c how ie ństw o niemieckie raz po raz oskarżało św. Cyryla — a po jego śmierci w Rzymie — i św. M etodego o herezję, co jednak nie znalazło

181

u papieża p o s ł u c h u ; ow szem Adrjan II. wyświęcił M etodego na a r cy b isk u p a P anonji z siedzibą w Ve- lehradzie. W o b e c tego Ludw ik Niemiecki chwycił za oręż, ażeby się pozbyć niewygodnego, bo potężnego s ąsiad a słow iańskiego. R o ścisław bronił kraju dzielnie, ale zdradzony przez sw ego b ra ta n k a i spadkobiercę Świętopełka, d o s ta ł się 870 r. w moc Niemców, któ­

rzy kazali go oślepić i w trącić do klasztoru. Św ięto­

pełk nie od n ió sł jednak korzyści ze zdrady. Ludwik pow ierzył M oraw y sw ym w ielkorządcom Wilhelmowi i Engelszalkowi, m argrabiom rakuskim, których bez­

w z ględność i" ucisk w y w o ła ły pow stanie ludu pod w o d z ą księcia Sław om ira, Wierni odwiecznem u swemu hasłu „divide et im pera“ w ysłali Niemcy armję prze­

ciwko buntow nikom p o d w o d z ą Świętopełka, licząc na to, że potrafi on znaczną część ry c erstw a słow iań­

skiego przeciągnąć na s w ą stronę. Ś w iętopełk je­

dnak, który w ogóle przed staw ia się w dziejach jako człowiek bynajmniej nie skrupulatny, przejrzawszy zamiary Niemców, p o s ta n o w ił załatwić z nimi swój rachunek. P oro zu m iał się więc tajemnie ze S ław om i­

rem i w y d a ł w ojsko niemieckie w jego ręce. Niemcy ponieśli sro g ą klęskę, a obaj w spo m n ian i wielkorządcy polegli w boju. W ó w c z a s Ś w iętopełk objął rządy M oraw (871), a p ro w a d z ą c szczęśliwie walkę z Niem­

cami, zm usił ich do za w arcia pokoju w Forchheim, w którym uznali go panem M o ra w i zgodzili się na p a ń s tw o w ą i kościelną sa m o istn o ść państw a.

Intrygi d u ch o w ie ń stw a niemieckiego trw ały je­

dnak dalej, a biskup solnogrodzki z w o ła ł djecezjalny synod, na który w e z w a ł św. M etodego, ażeby zdał sp ra w ę ze swej działalności w Panonji, do której ar­

cybiskup solnogrodzki rościł sobie djecezjalne prawa.

Św. M etody u d a ł się na synod i z o stał tu zdradziecko uwięziony ; dopiero energiczna akcja papieża Jana VIII.

potrafiła mu przyw rócić wolność. Św. Metody p o ­ w rócił w ó w c z a s na Velehrad, gdzie niebaw em ochrzcił czeskiego ks. B ożywoja i jego m ałżonkę Ludmiłę

z całym ich dw orem . W miarę jak się rozszerzało p ań stw o Świętopełka, rozszerzała się także djecezja św. Metodego i w p ły w słow iańskiego d u chow ie ństw a.

Skutkiem tego, starcia z duchow ieństw em niemieckiem, zagrożonem w swym stanie posiadania, mnożyły się i staw ały częstszemu. Św iętopełkow i walki te religijne nie były na rękę; u w a żał je za p rz eszkodę w swojej szeroko zakreślonej polityce i p o cz ął niechętnie s p o ­ glądać na energiczną działalność Metodego. Księża niemieccy, czując to, znów oskarżyli M etodego w Rzy­

mie o szerzenie herezji i tym jednak razem Metody zdołał w ykazać s w ą n ie w in n o ś ć 1) (879) i p o w ró c ił z Rzymu z d w o m a biskupam i-sufraganam i, z których jeden miał rezydow ać w Nitrze. Rezydentem tym zo­

stał Niemiec Wiching, jeden z poufałych Świętopełka, który intrygami swemi zdo łał zupełnie poróżnić księ­

cia z arcybiskupem. Czy Św iętopełk za p atry w a ł się na św. Metodego w p o d o b n y sp o só b , jak dziś prof.

Brückner, czy dał tylko folgę osobistej swej niechęci, nie w i a d o m o ; dosyć, że książę zw rócił się energicznie i bardzo stan o w c zo przeciw ko liturgji słowiańskiej i w ygnał z gó rą d w u stu księży i djakonów , wyszłych ze szkoły M etodego, z granic kraju. W ś r ó d tej rozterki zm arł M etody r. 885 i poch o w an y z o stał w katedrze Yelehradzkiej. N a stę p c ą został jego zażarty przeciwnik, nitrzański biskup Wiching. Dzieło św. M etodego ru ­ nęło w ra z z jego śmiercią, a M ora w y bard zo szybko d o stały się p o d w yłączny w p ły w duch o w ie ń stw a nie­

mieckiego. W politycznem natom iast działaniu Świę- pełk odnosił sukces po sukcesie; utrwalił sw e p a n o ­ wanie w Czechach i na królu Arnulfie w y m ó g ł uznanie tego stanu rzeczy. W r. 894 u m arł Świętopełk, a z nim skończyła się i św ietność p a ń s t w a ! Niezgoda Mojmi- ro w c ó w i ciągłe rozterki dom ow e, rozluźniły szybko m łody organizm p a ń s tw o w y i Niemcy znów odzyskali w p ły w decydujący, a niebaw em najazd M adjarów

*) Jak w iadom o inaczej sąd zi d ziałalność M etodego część historyków . P a trz prof. B rückner.

p o ło ży ł kres wielkiemu p a ń s tw u i jego świetnej sto­

licy Velehradowi. Stało się to w r. 907. O d tej pory ginie n a w e t słych o M ora w ach. D opiero w p ó ł wieku później, klęski zadane M adjarom przez O ttona I. i jego sprzym ierzeńca B olesław a I. czeskiego, w ybaw iły Mo­

rawy z jarzm a obcego i złączyły je z Czechami p ań ­ stw ow o, a po ustanow ieniu w P rad z e w r. 973 bi­

s k u p s tw a i religijnie. W związku tym pozostaw ały M ora w y do r. 1003, t. j. do czasu, gdy w ra z z Cze­

chami d o stały się p o d berło syna Dąbrów ki, wielkiego naszego B o lesław a Chrobrego, który, jak niegdyś Mojmir i jego następcy, m arzył o stw orzeniu wielkiego i silnego p a ń s tw a S łow iańskiego w śro d k u Europy.

Niestety, myśl ta nie z o stała ani w ó w c zas, ani później u rzeczyw istnioną; w każdym razie M oraw y i Słowa- czyzna zostały w połączeniu z P o lsk ą do 1029, t. j.

do czasu, gdy B rzetysław czeski, korzystając z w e­

w nętrznych zamieszek w Polsce, zajął Morawy.

Brzetysław założył na dzisiejszej ziemi słowackiej miasto Spitygniew, k tóre stało się siedzibą żupy, później nieco p o w s ta ły dalsze żupy z centrami Ho- donin, B rzetysław i P odiw in (około 1052). Odtąd S łow aczyzna pra w ie bez p rzerw y dzieliła losy Mo­

raw, a za Karpatam i losy W ę gie r; m o ra w sk a jej część była w id ow nią ciągłych w a lk wewnętrznych, w które obfitow ały czasy P rze m yślidów czeskich.

W czasach O ttokara II. dow iadujem y się o założeniu klasztoru w Velehradzie (1202), w którym osiadają Cystersi, a w ślad za nimi zjawiają się pierwsi histo­

ryczni osadnicy niemieccy na M o ra w a c h : Altmann i Vrzmann, którzy tu przyciągnęli za zakonnikami.

W jednaście lat później (1213) dow iadujem y się już, że niejaki Dietrich o sa d z a kolonistami niemieckimi miasto U nców i w lasach, które miał p ra w o trzebić, za kła da dwie now e wsie niemieckie: Diettersdorf (Detrichovice) i Eisenberg (Nem. Ruda). W okolicy tej poczęto w ó w c z a s zakładać liczne grody, które miały bronić granic kraju przed napadam i Węgrów,

T a k ą o b ro n n ą b asz tą było też węgierskie Hradyszcze, o b w a ro w a n e r. 1257 i W ęgierski B ród (1272), a p ó ­ źniej i miasteczko Kijów, podniesione rów nocześnie do rzędu miast. W szystkie te g rody musiały być nie­

ustannie w pogotow iu, gdyż czasy były groźne, a s ą ­ siedzkie zamieszki nie u staw a ły. Ciężkie bo czasy przechodziła m o ra w s k o -s ło w a c k a ziemia na początku XIV. wieku po wygaśnięciu Przem yślidów , gdy p a ń ­ stw em Trenczyńskiem o w ła d n ą ł Mateusz Czak, który zagony sw e roz puszcz ał aż po Berno. W czasach p a n o w a n ia Jana Luksemburskiego, w ta rg n ą ł tu król polski W ła d y s ła w Łokietek, który zajął kraj aż po Brzecław, dzisiejszy Lundenburg. P okój z a p a n o w a ł dopiero za czasu rz ąd ó w syna Jana, późniejszego wielbionego przez naró d króla Karola IV., który też silną dłonią w p ro w a d z ił p o rz ąd ek i położył p o d w a ­ liny przyszłego rozkwitu miast w Czechach i na M o ­ rawach. Ale rozkwit ten trw a ł niedługo: husytyzm i tu wzniecił burzę, która długo niszczyła kraj s ło ­ wacki. Dopiero od czasu układu między W ł a d y s ł a ­ wem Jagiellończykiem, a Maciejem węgierskim, który p o d ó w c z a s chw ilowo był panem M oraw , zaw artego w Igławie r. 1486, nastąp ił spokój dłuższy, zw łaszcza, że po śmierci Macieja w r. 1490, M oraw y połączone zostały z Czechami p o d berłem Jagiellończyka.

W ow ym czasie n auka H usa liczyła na Słow aczyźnie liczne zastępy w y z n a w c ó w p o d opieką p a n ó w na Strażnicy, z rodu K rav a ró w i p a n ó w z C ymburka, w rzędzie których najsłynniejszym był w sp om niany już przez nas Scibor z T o w a c o w a . O b o k Jednoty szerzył się tu później luteranizm i najróżnorodniejsze sekty religijne, które p o w o d o w a ły ciągłe praw ie w z b u ­ rzenie w kraju, narażonym z zewnątrz na nap a d y W ę g ró w , T u r k ó w i T a ta ró w . Reakcja, k tóra n astąpiła po bitwie na Białej górze, zaciężyła i nad tą ziemią;

d o b ra w yda rte szlachcie narodow ej o d d a w a n o Niem­

com, lub zniemczałemu duchow ieństw u. Brzecław,

"własność W ła d y s ła w a Velana z Zierotyna, d o s ta ł się

hrabiom z M eg g a v ji; Czejkowice, w ła s n o ś ć Jana Adama z Vickovic — otrzymali Jezuici z O ło m u ń c a ; Węgierski O stróg, Łuka, Kunovice i Hluk, w łasność Jana B erna rda z Kunowie, otrzym ał ks. Lichtenstein;

Kaniowice B ern a rd a ze Zastrzyża d o stały się kapitule ołomunieckiej i t. d. P rz e śla d o w a n o nie tylko szlachtę ale i m ie s z c z a ń s tw o ; ofiarą ich, jak już mówiliśmy przy innej sp o so b n o śc i, p a d ł także słynny syn tego kraju, Jan Am os Komensky, który m łode lata spędził tu, w Strażnicy, zanim p o s z e d ł do w yższych szkół w Przerowie. Później widziała ta ziemia Szwedów p o d T o rsten so n e m , W ę g ró w p o d Rakoczym, później T u rk ó w , którzy zapuszczali się aż p o d Berno, nastę­

pnie zastępy T ö k ö ly ’e g o . . .

Nie zaznała też S łow aczyzna spok o ju w cza­

sie w ojny o dziedzictwo hiszpańskie, srodze przez

„k u r u c ó w “ p u s t o s z o n a ; n azw iska w o d z ó w Rako­

czego II., k rw a w o zapisały się w pamięci tutejszego l u d u ! Nie oszczędziła go też w ojna siedmioletnia, ani burza napoleońska, ani epidemje, z których zwłaszcza cholera w r. 1831 s p u sto sz y ła kraj w przerażający sposób. Z katastrof tych dziejowych, spotęgowanych następnie przez ucisk Niemców, w y sz e d ł jednak lud słow acki silnym i dzielnym, a dziś należy do najzna­

mienitszych bojo w n ik ó w o p r a w a kraju. Słowacy z energją zabrali się do p racy i odbierali Niemcom jedno miasto po drugiem, tw orząc z nich silne pla­

cówki n a rodow e. Z m iast słow ac kic h tylko Hodonin i B rzecław znajdują się w ręku N ie m c ó w ; w e wszyst­

kich innych przeszły rządy do rąk Czechów, a i tamte d w a g rody p o w ró c ą niebaw em do swych daw nych p a n ó w , mimo wszelkich niemieckich wy­

siłków.

W ęgierskie H radyszcze dzieliło naturalnie w ca­

łej pełni w szystkie losy k r a j u ; obroniło się zagonom madjarskim w r. 1315, 1334 i 1382, a zaw sze wierne królom, otrzym yw ało czemraz korzystniejsze przy­

wileje i ulgi. W czasie n a p a d u węgierskiego króla

Macieja na M ora w y i późniejszych z nim walk, w y ­ trzymało miasto pięciokrotne oblężenie; uznał tę dziel­

ność król węgierski i gdy w r. 1479 na zasadzie układu z W ła d y s ła w e m Jagiellończykiem stał się p a ­ nem M oraw , nie tylko nie mścił się na mieście, ale na d a ł mu herb i p ra w o używ ania tegoż. W r. 1620 oblęgał bezskutecznie miasto Bethlen G abor, w 1643.

Szwedzi — również b e z sk u te c z n ie ; o panow ali je d o ­ piero 1742 r. P ru sac y i — jak zaw sze — doszczętnie złupili. Fortyfikacje, a raczej ich resztki, zniesione z o ­ stały dopiero z początkiem XIX. wieku. W ostatnich czasach w y d a ło H radyszcze jednego z najw ytraw niej­

szych polityków czeskich nowszej d o b y ; tu bowiem urodził się dr. Alojzy P rażak, późniejszy minister.

Dzisiejsze H radyszcze jest nadzwyczaj rozległem miastem o w łasn y m statucie, z nieliczną jednak lu­

dnością. W szystkich m ieszkańców jest zaledwie 5 ’/ 2 tysięcy, z czego ośm iuset Niemców, a przeszło pię­

ciuset Żydów . Czesi są więc w ogromnej większości.

W mieście s ą d w a gimnazja, czeskie i niemieckie, (to ostatnie mieści się w bard zo pięknym gmachu), tudzież czeskie szkoły ludowe, szkoła przem ysłow a, h a n d lo w a i szkoła kupiecka. Są tu pięknie urządzone publiczne czytelnie, a interesom n aro d o w y m służy doskonale re d ag o w an e pism o „Słowackie N o v in y “.

Miasto jest czyste i bardzo starannie utrzymane;

grupuje się ono około trzech ogromnych, c z w o ro b o ­ cznych placów , czyli ry n k ó w : Marjackiego, Komen- sky’ego i P a lack y ’ego. P ierw szy z tych p la c ó w zdobi kolumna, dłuta m iejscowego rzeźbiarza Riga, w znie­

siona ku czci „N iepokalanie Poczętej" w r. 1716 przez obyw atelstw o miejskie. W miejscu, w którem ulica F ranciszkańska łączy się z placem, stoi klasztor 0 0 . F ranciszkanów , posiad ają cy uwagi godny refektarz, w cale ładny księgozbiór i starożytną podobiznę króla S o b ie sław a czeskiego i tegoż syna. Klasztor ów za­

wdzięcza sw e p o w stan ie rycerzowi Janow i, który u ro ­ dził się w husyckiej rodzinie prościejow skiej r. 1431,

by ł następnie kanclerzem króla w ęgierskiego Macieja, później biskupem w arażdyńskim , d o ra d c ą króla W ła ­ d y sła w a Jagiellończyka — a p o d koniec życia zrzekł się wszelkich godności, p rz y b ra ł szatę zakonną i w pokorze mniszej, tutaj, w fundow anym przez siebie klasztorze do k o n a ł życia (1509). T u żył także i u m arł jako mnich, C andidus Żizka z T roc nova, potom ek s ła ­

by ł następnie kanclerzem króla w ęgierskiego Macieja, później biskupem w arażdyńskim , d o ra d c ą króla W ła ­ d y sła w a Jagiellończyka — a p o d koniec życia zrzekł się wszelkich godności, p rz y b ra ł szatę zakonną i w pokorze mniszej, tutaj, w fundow anym przez siebie klasztorze do k o n a ł życia (1509). T u żył także i u m arł jako mnich, C andidus Żizka z T roc nova, potom ek s ła ­

W dokumencie Z morawskiej ziemi (notatki) (Stron 189-200)

Powiązane dokumenty