• Nie Znaleziono Wyników

Z morawskiej ziemi (notatki)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Z morawskiej ziemi (notatki)"

Copied!
232
0
0

Pełen tekst

(1)

Ś lą sk a B ib lio teka P ubliczna

(2)

.

(3)
(4)

.

' ‘ Ä §E

(5)

Z MORAWSKIEJ ZIEMI

(6)
(7)

K. O S T A S Z E W S K I - B A R A Ń S K I .

Z MORAWSKIEJ ZIEMI

( N O T A T K I . )

L W Ó W

. N A K ŁA D E M DRUKARNI M. 5CHM1TTA I SPÓŁKI pod zarz. J. G. P io tro w skie go

1 9 0 8

X ' 0 ’ 56 '."' ^

(8)
(9)

p r c z c s o w i t o w. d z i e n n i k a r z^ p o l s k i c h

ń D ń M O W I K R ć C H O W i e C K i e M U

w ROKU JUBiLeuszowyM ćwieRćwieKOwej

P R A C ? R C D A K T O R S K I C J

Z W Y R A Z A M I CZCI S K Ł A D A T Ę S K R O M N A D A Ń

ń U T O Ę

(10)
(11)

T R E Ś Ć

S tro n a

I. W s tę p ; ziem ia k ra v a fs k a ; z d ziejów w ielkiego ro d u ; napływ n ie m ie c k i; tw ierd za p rz e m y s łu ; P r z y b ó r i H u k - w a l d ; rom antyczna ru in a ; p o d a n ie o n a p a d z ie M o n g o łó w ; N o w y I c z y n ; b aśń o jego p o w sta n iu ; kiedy p a ste rz żenił się z k ró le w n ą ... Skąd p ochodzi n azw a ro d u K ravaf ?; H o d o ­ s t a w i c e , m iejsce u ro d z e n ia Fr. P a la c k y ’e g o ; ziem ia „ la ś sk a “ czyli la c k a ; w łaściw ości n a rz e c z a ; próby p io sn e k ; „polsky

prizw uk“ ... 1

II. W dolinie B e c z w y ; m iejscow ość lecznicza R o ż n ó w ; góra R ad h o śt i sp ó r o zn aczen ie jej n azw y ; zabytki pogańskich w ierzeń; R a d h o ś t , H o s t y ń i ich zn aczen ie w życiu n a ro - dow em ; początki o d ro d z e n ia ; w d zięczn o ść dla hr. K. B a d e - niego; w łaściw a ziem ia w o ło sk a ; p o czątek kam ieni, a koniec chleba; lud i jego s tro je ; b a c a ; p o e z ja lu d o w a ; p ortasove; bunt ch ło p sk i; p ru sk a r ę k a ; kap łan — p a c y fik a to r; pieśń o C zęsto ­ chow ie; stosunki z a r o b k o w e ... 17

III. B ran ice; w o jew o d a w ołyński, M ikołaj Sieniaw ski; trag ed ja sędziego M alika; Adam Sturm i k an cjo n a ł S zam o tu lsk i; w idok z C ieplic; „ P rz e p a ś ć “ i leg en d a do niej p rzy w iązan a; rnagnat- fantasta; ruiny D rah o to u ś i H elfensteinu; rycerz i so k o ln ik ; ry- cerz-rozbójnik; L ipnik; Jerzy Iz r a e l; P rz e ró w ; W ilk z S ovinca;

pod rządam i P ern stein ó w ; K arol starszy Z ierotyn; o b ro ń ca praw n a ro d u ; z krw aw ej d o b y ; w yroki ś m ie rc i; konfiskaty i ich ro z ­ miary; rządy D ie tric h ste in a ; zd ep ta n a a u to n o m ia ; jedyny p ro ­ test; Jan A m os K o m e n sk y ; Jed n o ta i jej o b ro ń c a ; K rystyna Poniatow ska; p ro ro k in i; dziw ne losy p o lsk ieg o d ziew częcia;

Bystrzyca p od H ostyniem i H oleszów ; sm u tn a pam ięć L isow czy- ków; bł. S ark a n d e r i jeg o m ę c z e ń stw o ; czarn a k aplica w H o- l e s z o w i e ... 29

VI. B łogosław iona k rain a; sło w a S o b ie s k ie g o ; granice H a n y ; Hanacy u s ie b ie ; stopień ośw iaty i z a m o ż n o ś c i; w łaściw ości c h a ra k te ru ; przem ysł, han d el i rolnictw o na M o ra w a c h ; daw niej a d z iś ; organizacje ziem ian; w io sk a i d o m ; d u m a; stro je lu ­ dow e; K rom ierzyż; p ałac arcybiskupi i w sp o m n ien ie Sm olki;

ogrody; B runo, kanclerz O tto k a ra ; m iasto ; dw óch słynnych Janów : Milić i biskup „Ż elazny“ ... 51

V. Pan S cibor z T o v aczo w a i jego stosunki z P o ls k ą ; p o ło ­ żenie O łom uńca; król S obieski o m ieście i lu d ziach ; n aro d o w e postępy C zechów ;-z o p o w iad an ia p. Z aó k a; O łom uniec jako ogni­

sko kulturalne; pierw si d ziałacze n a ro d o w i; bojow y śp ie w ; szkolnictwo ongi a d z iś ; w alka o szkołę n a ro d o w ą ; sp a c e r po m ieście; arcybiskup Kohn i hr. T a a ffe ; z dziejów rezydencji i arcybiskupstw a; P olacy w k ap itu le; B arto sz P ap ro ck i na M ora­

w ach; tum ult studencki z przyczyny P o la k a ; m ajstersztyk ze g a r­

mistrzowski ; p o d an ie lu d o w e; tw ierd za czesk a; w zorow y zakład wychowawczy; z dziejów p rasy i literatu ry ; Ś w ięta gó ra i straszn a katastrofa; zaczarow any k w ia t; kolonizacja n iem ieck a; stolica Hany; w esołek P a le ć e k ; M e s se n h a u se r; oryginał m o raw sk i;

VII

(12)

Strona p o le krw aw ej w a lk i; C horw aci n a M o ra w a c h ; z dziejów p ie ś n i; ks. Fr, S u s z i l ... 65

VI. P o ło żen ie B e rn a ; sk ąd n a z w a ? ; z p rz e sz ło śc i; dzisiejszy ch arak ter m ia s ta ; zw ycięzki p o ch ó d C zechów ; austrjacki M anche­

ster; su k ie n n ic tw o ; p rzec h a d z k a po m ieście; W ielki ry n ek ; Zielny ta r g ; P ru sacy w B ern ie; m uzeum k ra jo w e ; m alarstw o n a M ora­

w ach ; Józef U prka i b ra t jego F ranciszek, rz e ź b ia rz ; słow acka szk o ła; płu g c e sa rz a Józefa II.; kostjum y i w yszyw ki lu d o w e;

V elechram ; d jecezja b e rn e ń sk a ; m uzeum p rzem y sło w e; B esedni dom i jego k ulturalne zn aczen ie; pierw si literaci; w ydaw nictw a n aukow e i fachow e; W incenty B randt i F ran ciszek B arto sz; scen a czesk a i jej stan o b ecn y ; hotel S lav ia; gm ach sejm o w y ; stany m oraw skie i ich losy; g erm an izacja; tru d n a w alk a; różnica sto ­ sunków w C zechach i na M oraw ach; zasługi du ch o w ień stw a;

C zesi i M oraw ianie w dobie o d ro d z e n ia ; skutki rozum nej po li­

ty k i; sejm w now ym g m ach u ; jego d ziałaln o ść i p ak t n a ro d o ­ w ościow y z r. 1906; sto su n k i n a ro d o w o śc io w e n a M o raw ach ; gm achy i k o ścio ły ; spacery, o grody i pom niki; słup Z d e ra d a ; gminy podm iejskie — p o sterunki c z e s k i e ...105

VII. G olgota w o ln o ści; z d ziejów zam k u ; p o d ziem n e p iek ło ; Józef II. w kaźni sk azań có w ; tajem nice p o d z ie m ia ; izb a to r tu r;

p am iętn e m iejsca; G alizische A btheilung; znakom itsi w ięźniow ie;

m arg rab ia M o raw ; Kmicic XVIII. w .; ofiary intryg dw orskich;

W ęgrzy i W ło si; rom antyczna p rz y g o d a ; Silvio Pętlico-, D roaet;

m ęczennicy polscy; ks. kard y n ał k siążę biskup krakow ski Albin D u n ajew sk i; H enryk Schm itt, nauczycielem h isto rji; R o b ert N a- bielak ; Juljan G o sla r; górale z C ho ch o ło w a; p io sen k a w ięźni;

R zeczp o sp o lita G rajg ó rsk a; koniec m ęczarni; uczcijm y pam ięć cierp ień ; okolica; P isark i; k laszto r w R ajgrodzie; T u rz a n y ; gród w iew iórczy; zam ek P ern stein ó w ; Biała dam a w piekielnym P ro - te u s z u ; leg en d a o cisie; W ilhelm z P e rn ste in u ; m o raw sk a Szw aj car ja w m in iatu rze; jary P o nikvy; m acocha; tu ry sty k a cze­

sk a ; Sloup i jego p o d ziem ia; leg en d a h erb o w a B oskovicöw . 135 VIII. T o w arzy stw o w w a g o n ie ; a u to r „K ondelika“ ; flegm aty­

czna kolej; W ęgierskie H rad y szcze; p ań stw o B en eszo w ie; foto­

g raf ja ś. p. W ysło u ch o w ej; przyjęcie w w innicy; p ro w o k acja n iem ieck a; u kolebki M oraw ; sp ó r o p o ło żen ie pierw szej sto ­ licy m oraw skiej ; krytyka uczonych i tr a d y c ja ; M ojm irowcy, ich p o tę g a i u p a d e k ; tradycja C y ry lo -M eto d y jsk a; M oraw y przy P o lsc e ; V elehrad i pierw si o sadnicy niem ieccy; w ojenne b u rze;

w alki religijne i ich sk u tk i; zd o b y cze C zechów ; d zisiejsze H ra­

d y szcze; pam iątki p rz e s z ło śc i; kilka słów o zjeźd zie d zien n ik a­

rzy sło w ia ń sk ic h ; red a k to r Kretz i jego etnograficzne z b io r y ; stro je ludow e i ich ro z m a ito ś ć ; fizyczny w y g lą d ; djalekty i w y­

m ow a; kró lew sk a ja z d a ; w ycieczka na V e le h ra d ; o p a t strach o- w ski ks. Z av o ral; zn an a n u ta ; nasze p ieśni n ab o ż n e na M ora­

w a c h ; po lsk ie p am iątk i; z p rzeszło ści k ated ry ; zb io ry ; znaczenie polityczne V eleh rad u ; sk a rg a uciśnionych; duch o w ień stw o i jego szerokie zam iary ; m uzyka k o ś c ie ln a ; P a w e ł K rzyżkow ski; sło ­ w ackie pieśni i p o e z ja lu d o w a; o Janku i M arysi; okolica H ra- d y sz c z a ; K om ensky; B uchlov i krw aw y „sąd ło w ieck i“ ; szla­

chetny fila n tro p ; B rzecław i L ed n ica; czarow ny p a r k ; groty i św iątynie; L uhaczow ice — Z ak o p an e m o raw sk ie; D uSan Ju r­

kowie; d o k to r o oryginalnem n a zw isk u ; rozw ój kąpielow ego m ie jsc a ; z a k o ń c z e n i e ... 177

VIII

(13)

I .

„Laśsko“.

W stę p ; ziem ia k ra v a rs k a ; z dziejów w ielkiego ro d u ; napływ n ie m ie c k i; tw ierd za p rz e m y słu ; P r z y b ó r i H u k - w a l d ; rom antyczna ru in a ; p o d an ie o n ap ad zie M o n g o łó w ; N o w y I c z y n ; baśń o jego p o w s ta n iu ; kiedy p a ste rz żenił się z k ró le w n ą ... Skąd p o ch o d zi n azw a ro d u K ra v a r? ; H o d o - s ł a w i c e , m iejsce u ro d zen ia Fr. P a la c k y ’e g o ; ziem ia „ la ś sk a “ czyli la c k a ; w łaściw ości n a rz e c z a ; próby p io sn e k ;

„polsky prizw uk."

a mało jest sto su n k ó w pomiędzy Polakami a ’ Czechami, jak na tak blizkie sąsiedztw o narodu czeskiego z obecnem ogniskiem n a ­ szego życia kulturalnego i politycznego, z Krakowem. W cztery godziny jazdy z pod W aw elu stajemy na ziemi cz e sk ie j; prz e­

jeżdżamy granicę śląską i jesteśmy na M o­

rawach. T a k a blizkość m usiałaby w ytw orzyć wielkie ożywienie wzajemnych stosunków , jak tego p ra g n ą obie strony, gdyby tylko s p r a w a była należycie zo r­

ganizow ana. Organizację poznaje się p o szczegółach, a mianowicie po celowem ich urządzeniu i wyzyskaniu.

O tóż w stosunkach polsko-czeskich uderza ten szczegół, że pobliże M oraw nie jest w yzyskane w Krakowie, ani też na M oraw ach pobliże Krakowa. Świadczy to o tern, że stosunki d w óch n a rodów , są zorganizow ane

1

(14)

nieroztropnie, a przez to też ich w y d a tn o ść polityczna jest

— jak to w szyscy musimy uznać — wcale nieznaczna.“

Zdanie to wielce zasłużonego redaktora Świata słow. p. Konecznego, w ypow iedziane w zajmującej, a pełnej głębokiej myśli rozpraw ie p. t . : „Polityczne znaczenie M oraw ,“ niech uspraw iedliw i w ydanie do ­

rywczych notatek turysty, o życiu i dziejach sąsiedniej krainy. Sądzę, że dając swym w sp ó łzio m k o m b ez pre­

tensjonalny obrazek kraju i ludzi, przeszłości i tera­

źniejszości, zw racając uw agę na drogi, jakiemi kro­

czyło i kroczy odrodzenie tej odwiecznie słowiańskiej, a w ciągu w ieków tak bardzo zgermanizowanej ziemi, zachęcę ich do bliższego p oznania sąsiadów , a tern samem dorzucę może cegiełkę do gm achu trwałej organizacji, o której m o w a powyżej.

S tosunki p olsko-czeskie ułożą się niezawodnie lepiej, skoro powiem y sobie, że będziemy je organi­

zowali przez geograficznie nam bliższą ziemię m o­

raw ską. Związek K rakow a z P ragą, — jak w p o w o ­ łanej rozpraw ie słusznie zauw aż y ł p. Koneczny — musi mieć z konieczności cechę ideologiczną, podczas gdy stosunek z Bernem i O łom uńcem możnaby oprzeć na bardzo konkretnych łącznikach. M ora w y w pierw ­ szym rzędzie p o w o łan e są do tego, żeby wytworzyć p o d sta w ę przyjaźni polsko-czeskiej i położyć trwałe podw aliny do „oczekującej nas w przyszłości wielkiej w spólnej .akcji p olitycznej..."

Tymczasem, w łaśnie ziemia m oraw ska, jej lud, życie, p rzeszłość i obecne stosunki, są ogółow i na­

szemu bardzo mało z n a n e ; dziesiątki tysięcy Polaków rok rocznie przejeżdżają przez Morawy, dążąc do nad- dunajskiej stolicy, lub dalej — a iluż zatrzymało się w kraju, niegdyś tak nam blizkim, a zaw sze bratnim ? Kto zboczył z drogi, ażeby oglądnąć stary Ołomuniec z jego k atedrą i książęco-arcybiskupim dworem, kto umyślnie skręcił ku Bernu, ażeby p o d u m ać w kazama­

tach Grajgóry, przepełnionych łzami naszych najza­

cniejszych rodaków , kto zwiedził owe przedziwne groty 2

(15)

w okolicy stolicy M oraw, które nie u stępują najśw iet­

niejszym pałacom s ta la k ty to w y m ? ... Zaiste niewielu takich w śród nas ! Ci nawet, którzy przejeżdżają kilka razy do roku przez M orawy, nie korzystają z możności poznania c h o ć b y bliższych ich drodze miejscowości, jak Kromierzyża, pamiętnego sejmem 1849 roku, b ł o ­ gosławionego kraju Hany, którego lud tak pięknie zachował sw e stroje, starożytnego W elehradu, obok węgierskiego Hradyszcza, gdzie w czasie św iąt g ro ­ madzą się tysiące S ło w a k ó w w malowniczych kostju- mach, a choćby tylko Lednic o b o k Brzecławia, gdzie znajduje się jeden z najpiękniejszych i największych w Europie p arków , w ła s n o ś ć panującego na Lichten- steinie księcia.

Ale p ra w d a , napisałem „Lednice obok B rzecła­

wia“ — niewątpliwie zapyta się w iększość czytelników : a gdzież to ? Więc dodaję, że Brzecław, to sta ra s ł o ­ wiańska n az w a dzisiejszego Lundenburga, a Lednice przeinaczono dziś na E isg ru b !

Zmieniono nazw y — ale lud i jego duch po dziś dzień żyje i zadaje kłam nadziejom germanizatorów...

Otóż po tej bratniej ziemi, a raczej po wschodniej jej połowie, zamierzam o p row a dzić czytelnika i o p o ­ wiedzieć mu, co obaczyć w arto, choćby z turystycznego tylko punktu widzenia. Są tam bow iem prześliczne okolice, które każdy lubow nik z zadowoleniem oglądnie;

są zabytki, które sięgają dalej wstecz, aniżeli dzieje i tradycja; jest lud pełen św iadom ości narodow ej i patrjotyzmu; są w spaniałe, dźwignięte ofiarnością ogółu instytucje, które stały się twierdzami n aro d o w eg o ducha i zwyciężko odpierają fale zaborczego germani- zmu, słow em — nie brak ciekawych rzeczy i spraw !

U w stę p u na ziemię M araboda, S am o n a i Św ię­

topełka, wita nas potężne^ognisko p rzem ysłu m o ra ­ wskiego : M o r a w s k a O s t r a w a , słynąca k o p a l­

niami węgla. W jeżdżam y na ziemię „ k r a v a r sk ą “ bogatą nietylko w skarby mineralne, ale słynącą też owocami

(16)

i h o d o w lą bydła, które niczem nie ustępuje najlepszym rasom. Zdaje się, że dzięki tej ostatniej okoliczności, poczciwi Niemiaszkowie, którzy nie znając nazw, nie wiele o historyczne pochodzenie ich się troszczyli, przezw ali kraj „Kuhlaendchen“ — coś niby „krow iar- n ią!“ T ym czasem ostry ów klin, zamknięty z jednej strony Odrą, z drugiej dopły w em jej Ostraw icą, roz­

dzielający Śląsk na stronę cieszyńską i o p aw sk ą , w y ­ wodzi sw ą n azw ę od starego a możnego rodu m o ­ rawskiego, który tu niegdyś w ł a d a ł : p a n ó w z Kravar.

Był to ród wielki i dzielny, odrośl rodu Beneszów, który sam też ro z p a d ł się na liczne gałęzie, a który p odobnie jak potężne ongi rody p a n ó w z H radca i Cymburka, w y g a sł już w piew szych latach XVI.

wieku. Na kartach dziejów M oraw, znajdujemy z tego rodu wiele naz w isk : B e n e s z , który należał do gałęzi krumłowskiej, za kła da i u p o s a ż a k lasztor w Fulneku, P i o t r , z linji plumlowskiej, czyni toż sam o w P ro - ściejowie, L a c e k z głównej linji, piastuje w XV. w.

g o d n o ść b isk u p a ołomunieckiego, P i o t r z linji stra- żnickiej, piastuje na początku XV. najwyższą godność hetm ana ziemi m o ra w s k ie j; ośw iadczyw szy się jednak za T aborytam i, zostaje tej godności pozb a w io n y na rzecz sw ego bratanka, H e n r y k a z linji plumlowskiej, wiernego sojusznika Zygm unta Luksemburskiego. Hen­

ryk ginie p o d murami W ysz ehra du w walce z Prażanami (1420), a Piotr, który w raz z panami z Kunstatu i Ł o­

mnicy długo podtrzy m y w a ł d ucha o p oru przeciw Niem­

com, ostatecznie musiał się także ukorzyć. Gdy umarł, pozb a w io n o jego syna W a c ła w a d ó b r dziedzicznych wyrokiem c e s a rs k im ; W a c ła w staje w ó w c z a s p o d sztan­

darem Zygmunta K orybutow icza i w raz z nim i P r o ­ kopem W. bije w o jsk a niemieckie p o d Uściem nad Łabą. Był on ostatnim z głównej linji p a n ó w z Kra­

v a r; poboczne zaś zubożały i niebaw em wymarły.

T a k to szli Niemcy w sw em odwiecznem „Drang nach O s te n ...“ I tu widzimy ślady ich „kulturalnej“

działalności. W zniemczonych nazw ach trudno nieraz 4

(17)

poznać słowiańskie p ierw ia stkow e miano, na tej rdzen­

nie słowiańskiej ziemi! Oto kilka p rz y k ła d ó w : Sybo- tendorf — to Z i r o t i c e , Jastendorf — d aw ny J e- s t r a b, Zauchtel — S u c h o d o i , Kattendorf — K a- t e r i n c e , Wirben — V r b n o , Kötnitz — S k o t n i c e , Eilowitz — I i 1 o v c e, S tauding — S t u d e n k a , a Stolmiitz — to odwieczny T ł u s t o m o s t . I tak dalej, i tak dalej w całem „K uhlaendchen“ i w znacznej części Moraw!

O straw a leży na samym niemal szczycie klinu, wbijającego się w Śląsk, nad rzeką Ostraw icą, która na północ od m iasta oddaje swe w o d y Odrze. F o r ­ macja zagłębia ostraw skiego prz e d sta w ia kształt elipsy, kilka mil długiej i sz e ro k ie j; w rejonie ostraw skim jest 370 warstw, z których tylko 117 daje się w ykorzystać.

Na całym terenie węglow ym, szczególnie jednak w naj­

bliższej okolicy Ostrawicy, w y d o b y w a się z szczelin ziemnych t. zw. „ m o d ra k “ (niedokw as węgla), przy­

czyna częstych nieszczęść i katastrof. Węgiel ostraw ski jest pierw szorzędnej jakości, daje p o d o b n o 60— 7 0 % koksu, a tylko 3 5 do 14% popiołu, stosow nie do urządzeń paleniska. Obfite pokłady, które na stulecia całe kryją w sobie cenne skarby, sąsiad u ją z wielkiemi fabrykami i hutami żelaznemi w Witkowicach. O s a d a ta oddalona o p ó ł mili od O straw y, jest formalnym warsztatem c y k lopów ; zakład olbrzymi, p ro w a d zo n y na wielką skalę, nie bez słuszności b y w a n a z y w a n y :

„morawskim S era in g “, choć p o ró w n a n ia ze św iatow ym zakładem belgijskim ani co do rozmiarów, ani co do ilości robotników , a tern mniej co do rozmaitości w yrobów nie wytrzymuje. M o ra w sk a O s tra w a i W it- wice — to śro d o w isk o wielkiego przemysłu. Setki kominów dymią tu dzień i noc, przysłaniając całą okolicę ponurą, ciemną chm urą; w nocy zw łaszcza widok ogni dobyw ających się z olbrzymich rur k o ­ minowych sp ra w ia fantastyczne wrażenie. W W itkow i­

cach są największe huty żelazne w monarchji, a założył je w r. 1828 arcybiskup ołomuniecki arcyks. Rudolf,

5

(18)

bra t c a sarz a F ranciszka; — dziś należą one do Rot- szyldów. Są tam olbrzymie piece, walcownie, lejarnie, kuźnie, w których w yrabiają się najrozmaitsze loko­

motywy, wagony, szyny, konstrukcje żelazne, płyty pancerne, kotły p a r o w e i t. d. Elipsa w ęg lo w a za­

głębia ostraw skiego zajmuje powierzchnię 200 kim2.

Widzimy tam szacht przy szachcie: w roku 1906 było ich 42, z tych najgłębszy miał 700 metrów. W całym okręgu pracuje około 40.000 robotników, którzy w y­

dob y w a ją rocznie praw ie 60 miljonów metr. cent.

węgla. M iasta: M o ra w sk a O straw a, P o lsk a O stra w a (p o łąc zo n a z pierw szą m ostem przez Ostrawicę), Witkowice, P rzew óz, H ruszów , Marjańskie Góry i Małe Kuńczyce, są w łaściw ie jednem wielkiem miastem, liczącenr do 100.000 m ieszkańców, tak blizko ze s o b ą sąsiadują. Jest to ogrom ne m ro w isk o ludzi, którzy ciężko na k a w a ł chleba pracują.

Dolina Odry, k tórą przebiega n asz pociąg na przestrzeni praw ie 100 kim. aż do Jasnika, p rz e d sta ­ wia się po w a b n ie zw łaszcza w początkach wiosny, gdy p ierw sza zieleń pokryje olbrzymie łąki i pastw iska, które się rozłożyły po obu brzegach r z e k i; nie brak też tu starannie utrzymanych kwiecistych sad ó w , które czasem robią wrażenie małych gaików. W szelkie ro ­ dzaje o w o c ó w znajdziesz w nich i to w najszlachetniej­

szych gatunkach. Lud czeski mówi tu inaczej niż w Koronie, znać silny w p ły w Śląska i języka pol­

skiego, niemiecka zaś ludność używ a odrębnego na­

rzecza, które różni się n aw et zupełnie od narzecza najbliższych sąsiadów , zamieszkujących podgórze Sudetów. Lingwiści twierdzą, że w narzeczu tern prze­

chow ały się pierwiastki języka G o tó w i Anglosasów . Jest też to kraj baśni, które ożywiają w spom nieniem da­

lekiej przeszłości każdą m iejscow ość, każdy zabytek daw nych lat, których niemało w dorzeczu Odry.

W sercu krainy Kramarskiej, w trójkącie utwo­

rzonym przez Odrę, O straw icę i Beczwę, leży miasto Pt i b o r (Freiberg), które już w XIII. stuleciu było

6

(19)

miastem biskupiem, odznaczającem się zaw sze p rz y ­ wiązaniem do Kościoła katolickiego. Niedaleko od miasta, na potężnem wzgórzu widnieją1 okazałe ro z­

miarami ruiny H u k w a 1 d u, zamku, który około roku 1234 należał do rycerza Arnolda, piszącego się z Hukheswąge, a w trzydzieści lat później p rz esze d ł na własność bisk u p ó w ołomunieckich, stał się jedną z głównych siedzib zarządu d ó b r i po dziś dzień, wraz z okoliczną ziemią do k sięcia-arcybiskupa ołom u- nieckiego należy. Na podłóżnej górze, w znoszącej się dosyć stromo w ś ró d dużej doliny, odgrodzonej jarami od Babiej góry i Kaźnicowej (góra skaz ańców ) wi­

dnieją szczątki murów, baszt i budow li starego zam ­ czyska. Niewiele pod o b n ie pięknych w idoków , jak panorama, odsłaniająca się z b a stjo n ó w tego upadłego grodu: od p o łu d n ia piętrzą się Karpaty, p o ro słe gęstym, ponurym lasem, ku p ó łn o cy pieści oko falista równina, u p strzo n a wioskami, rozsianemi łańcuchem aż ku granicy Śląska, której strażują od w ieków sio­

strzane m iasta fa b ry c z n e : Mistek m o raw sk i i Frydek śląski, p odobnie jak na w schodzie Bielsko i Biała.

Pięknie utrzymane aleje zwierzyńca, pełne cienia i m a ­ jestatycznej ciszy, w io d ą nas na szczyt góry, na której w początku XIII wieku stanął silny i w a ro w n y zamek.

Przyłączony do d ó b r b isk u p stw a za c z a só w słynnego w dziejach m oraw skich Brunona, został znacznie roz­

szerzony i umocniony, ale niestety, stał się r ó w n o ­ cześnie głów nem centrem germanizacji całej okolicy.

Biskup ołomuniecki B runo z rodu H olsztyńsko- Schaumburskiego, kanclerz króla O ttokara, p o ło ż y ł nie­

wątpliwie olbrzymie zasługi na polu o sad n ictw a kraju ; dzielna ręka kolonistów cięła drogi w lasach i miejsca pod now e osady, które g ru p o w a ły się d o k o ła zam ­ czyska, ale też z osadnikami w k ra d a ł się duch teu- toński, od morowej gorszy z a r a z y ... Burg trzymali lennem daw ni jego p anow ie i założyciele, korzystając z rozwoju i b o g ac tw okolicznych włości, aż do cza­

sów Zygmunta Luksemburskiego, sz w a g ra naszego 7

(20)

Jagiełły. W ojny husyckie nie tylko spustoszyły kraj, ale w y w oła ły wielkie przesilenie ekonom iczne; sk u t­

kiem zubożenia kleru, zamek był kilkakrotnie daw any w za sta w i ciągle zmieniał p anów , co mu na dobre nie wychodziło. Czas jakiś należał do słynnego rodu B oskow iców , o którym w spom nim y przy innej s p o ­ s o b n o ś c i; dopiero w r. 1581 w ykupił go biskup S t a n i s ł a w P a w ł o w s k i , i od tego czasu p o zo stał już nieprzerw anie p o d w ład z tw em b isk u p ó w ołom u- nieckich. Niejedną przetrzym ał on burzę, niejednego u swych bram widział w ro g a — zaw sze jednak potrafił m ęstw em ocalić s w ą całość. W latach 1420— 1430 złam ała się o jego mury siła T ab o ry tó w , w dwa wieki później oblęgał go przez dziesięć miesięcy hr.

Mansfeld, który wreszcie m usiał uchodzić przed o d ­ sieczą cesarską. Nie lepiej udało się Szw edom (1645), później M adjarom i T urkom , a w końcu P ru sak o m w latach 1742— 1758. Do roku 1760 mieściły się na zamku niektóre działy w ładz y djecezjalnej i lokale rekolekcyjne dla k s ię ż y ; w d w a lata później p adł zamek ofiarą pożaru, który po ch ło n ął także cenne archiwa, datujące się z końca XIII. w. Miasteczko P rib o r dzieliło losy g r o d u ; mieszkańcy jego znajdowali w zamku ochronę, a odwdzięczali się wierną służbą, za co domy ich raz po raz obracały się w perzynę. W XVII.

wieku, gdy już zamek ro z p a d ł się w gruzy, był Huk- wald w id o w n ią buntu chłopskiego, dzięki agitatorom, którzy fałszywie przedstawili znaczenie komisji ur- barjalnej, twierdząc, że ce sarzow a Marja T e re sa zniosła wszelkie powinności poddańcze, a tylko panow ie umyślnie to zatajają. Rozdrażniona ludność p o d n io sła otw arty bunt, który bronią trzeba było p o s k r o m i ć ! U stóp góry zamkowej w znosi się dziś pałacyk myśliwski, bardzo elegancko urządzony. Z ruin zam ­ czyska w nosząc, był on jednym z największych i. naj­

obszerniejszych b u rg ó w na M o r a w a c h ; bramę w c h o - d o w ą zdobią herby arcyks. Leopolda, b iskupa ołom u- nieckiego w latach 1637— 1662, b ra ta Ferdynanda III.,

8

(21)

który godniej w ła d a ł szablą niż pastora łe m . W pier- wszem podw órzu uderza w z rok nasz potężna, pięcio- boczna wieża, która od sześciu w ieków z niew zruszoną obojętnością patrzy na rzeczy i ludzi; z w nętrza bramy prowadzi droga do olbrzymich piwnic, które, wedle w ie­

rzeń ludu, kryją niezmierzone skarby, pilnow ane przez złego smoka, Na placu turniejowym, do którego d o ­ chodzimy półokrągłą, sklepioną bramą, znajduje się kaplica pośw ięcona czci św. Andrzeja, zb u d o w a n a przez słynnego w dziejach M o ra w k ardynała Dietrich­

steina. Ciche to i puste zazwyczaj miejsce, w dzień swego patrona roi się tłumami pobożnych pątników z całej okolicy. W ysoko, na południow ym bastjonie, założono starannie utrzymywany ogródek, o d sła n ia ­ jący widok na dziwnie rom antyczną i pociągającą sw ą

tajemniczością okolicę.

Nieco dalej, ku południow i wysunięty w znosił się gród Stramberk, leżący w gruzach już od r. 1646.

Tylko potężna wieża p rz etrw a ła burzę c z asó w i w i­

dnieje niby olbrzymi p u h ar napełniany codziennie świeżą rosą niebios. Lud zowie tę sam otną wieżę

„sztramberską trą b ą “ ; stoi ona groźna, ponura, s p o ­ glądając na resztki leżących u jej stóp m u ró w i ro z­

siane po dolinie domki starożytnego miasta, osło n io ­ nego od południa i północy t. zw. „Białemi górami".

Są to skały K o t o u c , wapienne, bruzdami p oora ne olbrzymy, pełne jaskiń utworzonych przez w o d ę ; dwie największe noszą nazwy „czartowskiej jamy" i „psiej budy"; naturalnie przywiązane są do tych skał legendy i opowieści ludowe, a jedna z nich sięga czasu n a ­ padów mongolskich.

„Kiedy nad O d rą pojaw iła się dzicz tatarska, ludność wraz z dobytkiem kryła się w niedostępne bory i pieczary. Jednem z takich schronisk był Ko­

touc, którego podziemne groty daleko i szeroko się rozciągają. W pieczarach ukryto starców , kobiety, dzieci i dobytek, mężczyźni zaś zabrali się do pracy, porobili zasieki i jak mogli najlepiej, umo-

9

(22)

cnili górę, gotując się do rozpaczliwej obrony. Nie długo trw ało, gdy nagle rozbrzm iały karpackie góry echem przeraźliw ych w rz a s k ó w m ongolskich najeźdźców.

Ataki ich, raz, drugi i trzeci zostały odparte, p onie­

waż jednak oblężenie przeciągnęło się, poczęły wątleć siły o b ro ń c ó w , zw łaszcza, gdy przecięto im wodę.

Nękani pragnieniem mężni wojownicy, zwrócili się z g o rą cą p r o ś b ą o ratunek do W sz echm ocne go i Matki Najświętszej. I oto Bóg pocz ął razić w ojsko tatarskie piorunami, a deszcz, który odwilżył g ard ła sp ra g n io ­ nych był tak ulewnym, że m ała zazwyczaj rzeczułka w e zb rała i zalała koczow isko Tatarskie. Poganie przerażeni rzucili się do ucieczki i oparli się dopiero aż p o d O ło m u ń c e m , gdzie bohaterski Jaro sła w ze Stem- berku poraził ich na głow ę i w y pędził za granice k ra ju “.

N a pamiątkę tego zdarzenia, które zajść miało 1241 r. o d b y w a się tu corocznie w dzień W n ie b o ­ w stąpienia wielkie święto ludowe. W czasie tej u ro ­ czystości sp rz e d a w a n e by w a ją różne słodycze i pier- . niki, w kształcie ręki lub uszu, które to członki T atarzy zazwyczaj odcinali jeńcom. Kopiec ów n a ­ zywany dziś b y w a także g ó rą „ O liw ną“ z p o w odu, iż po bitwie białogórskiej, urządzili tu 0 0 . Jezuici drogę Krzyżową, po to k zaś płynący u stóp białej skały nazwany z o stał Cedronem.

Zdaniem badaczy przeszłości, mylnem jest zdanie S tie d o w sk y ego, jakoby p ierw otna n az w a tej góry zw iązaną była z czcią b ó s tw a Kotouc, gdyż takiego w słowiańskiej mitologji nie ma, nie przeszkadza to jednak, że z tym kopcem skalistym łączyły się i łączą dotychczas różne przesądy i wierzenia, sięgające cza­

s ó w p o g a ń sk ic h ; roi się ona i dziś jeszcze w w y o ­ braźni ludu rusałkami, karzełkami, duchami strzegącemi s karbów , które tu zazdrość ludzka u k r y ł a . . .

A dok o ła życie takie pospolite, szare, ciężkie;

nie wszędzie ziemia jest tak b o g atą i żyzną jak nad brzegami Odry, gdzie złocą się kłosy i tęczow ą

10

(23)

barwą świecą owoce. Ot, nieco dalej, na w sch ó d w okolicy Misteku b y w a zima dotkliw ą i niezwykle ostrą; głęboko zagrzebane w śniegu leżą' wioski, tak, że ledwie od chaty do chaty przejść można. W ó w ­ czas w licho ogrzanych izbach w a rczą kołow rotki i bawełnice i snuje się przędza, dając jednak marny tylko zarobek. P od o b n ie jak Bielsko-Biała z w yrobu sukna, tak M istek-Frydek słynie z w y ro b ó w w e łn ia­

nych i bawełnianych, do których materjału dostarcza cała okoliczna ludność. D o k o ła są bielarnie przędzy (blichy), drukarnie perkalu, farbiarnie, tkalnie p łótna i t. p. Są też w romantycznej dolinie Ostrawicy, góry, gdzie „żelazo w szachtach kw itnie“ — jak n. p.

we Frydlandzie, Czeladnej (huty arcybiskupie) i t. d.

Głownem miastem tej ziemi jest N o w y I c z y n , miejscowość nad rzeką Iczynką, licząca do 15.000 ludności. Komuż ze starszych nie przypomni ta n azw a dawnych naszych bryczek i w ó z k ó w zw anych „naj- tyczankami“ ! Były one znane i używ ane w całej G a ­ licji i stanow iły praw ie n ieodzow ną część każdego porządniejszego g o s p o d a r stw a .

Miasto p o w sta ło na p o dgrodz iu — a o jego za­

łożeniu o p o w ia d a legenda jak następuje:

. . . . „P rzed wiekami, p rzed latami, mieszkał w zamku na Iczynie w ładny rycerz z córką, której Bóg dał nie tylko wdzięki ciała i serca, ale także cale nie białogłow skie m ęstwo. Namiętnie lubiała ona łow y i często d o siad ała rumaka, ażeby na czele nielicznego orszaku puszczać się w gąszcz leśną, gdzie krył się zwierz dziki. W miejscu, gdzie dziś wznosi się Nowy Iczyn, rozciągał się ongi las olbrzymi, a w nim krw a w o g o sp o d a rz y ł potężny niedźwiedź, który w zu­

chwalstwie sw em n aw et na o sady n a p a d a ł i p o ry w a ł w oczach przerażonych ludzi sw e ofiary. Razu p e ­ wnego p o rw a ł ów zwierz srogi jakiejś biednej matce cały jej skarb, ukochanego jedynaka. Biegnie tedy bie­

daczka do grodu, skarży się, lamentuje i błaga o p o ­ moc, a przyp u szcz o n a do pięknej córki pańskiej, p a d a

11

(24)

na kolana i s p o w ia d a się ze sw ego nieszczęścia.

Maryjka, takie było imię rycerskiej panienki, p o ry w a ró g i trąbi pob u d k ę myśliw ską. W n e t w y s y p a ła się służba, zabrzęczały zbroje, w y p r o w a d z o n o ze stajni szybkonogie w i e r z c h o w c e ... Maryjka w y przedza o r­

szak i dąży znaną jej d ro g ą ku siedzibie złoczyńcy- niedźwiedzia. Niebawem d o p a d ła go p rzed jaskinią, siedzącego nad dzieckiem, które kwiliło ze strachu.

Nie licząc się z niebezpieczeństwem, godzi w s tra ­ sznego przeciwnika oszczepem, z siłą na jaką ją stać tylko. D rzew ce było jednak s łab sze niż jej w ola i pękło, a rozżarty p o tw ó r rzucił się na Maryjkę.

Już ostre jego pazury dotykały jej białego ciała, gdy w tern B óg ze sła ł nieoczekiwaną pom oc i zbawienie:

Urodziwy młodzian w pasterskim stroju w ypuścił z łuku strzałę, która w biła się w oko napastnika!

przerażony zwierz rzucił się w tył i po kilku g w a ł­

townych drgnieniach w y d a ł ostatnie tchnienie.

Kiedy Maryjka o d zyskała przytom ność, niebez­

pieczeństwo minęło, dziecko ocalało, potw o rn e cielsko leżało u jej stóp, a przed nią stał dzielny młodzian oparty na kuszy. P odziękow a ła mu pięknie, a że o r ­ szak jej widocznie za błą kał się w lesie, prosiła, by ją o d p ro w a d z ił na zamek. Mężny jej rodzic z r a ­ dością dow iedział się o szczęśliwym wyniku sprawy, a młodzieńca za pyta ł: kto on zacz? Z b aw ca jego dziecka był synem ubogiej w d o w y i chcąc wyżywić matkę, m usiał przyjąć służbę p asterza u bogatego swego krewniaka. Gdy wymienił sw e nazwisko, prz y­

p om niał sobie rycerz, że ojciec p astu szk a był niegdyś jego dworzaninem i raz w bitwie ocalił mu życie.

U ra d o w an y tern spytał, czegoby ż ą d a ł? Młodzian prosił, ażeby mu dano polankę, na której zabił nie­

dźwiedzia, gdyż pragnie sklecić tam chatkę dla starej matki i żyć z nią po koniec jej dni; że zaś byli oboje nabożni, chciał przy chatce umieścić kapliczkę ku czci Zbawiciela. P ro śb ie jego stało się natychm iast za- d o sy ć ; matkę zabrano do dw oru, zanim cieśle w y ­

(25)

kończą siedzibę, a m łodego pasterza kazano ćwiczyć w rycerskiem rzemiośle. Czynił on wielkie postępy, celując przy tern pięknymi i dwornym i obyczajami;

rycerz poznawszy go bliżej i czując, że córka jego p o ­ kochała bohaterskiego młodzieńca, o d d a ł mu jej rękę wraz z bogatem wianem. N ow y rycerz w ra z z żoną zamieszkał w zamku, a chatę matki, która polanki swej opuścić nie chciała, p rz e b u d o w a ł na okazały pałacyk myśliwski; obok tego pałacyku p o w s ta ła osada, którą nazwano później N ow ym Iczynem. Rycerz chcąc aby potomkowie pamiętali o sw em pochodzeniu i o p a s te r­

skiej służbie sw ego przodka, n a z w a ł się KravaP, pasterz krów, i stał się p ro to p la stą m ożnego i w ład n e g o rodu.

W herbie jego widnieje do dziś łuk i strzała. N ow y Iczyn położony przy t. zw. p o l s k i e j d r o d z e , mimo licznych klęsk rozwijał się pięknie. W r. 1790 był głównę kw aterą słynnego generała Laudona, który zmarł tu w dniu 14. lipca t. r. i s p o cz ął w kościele parafialnym. Ruiny zamku, którym niegdyś władali Kravafowie, a później panow ie z Cymburku, B osko- wic i Zierotyna, spo g ląd ają z rezygnacją na szum iącą Iczynkę i na miasteczka, które gęsto o bsiadły jej brzegi. Z wyżyn brzegu mogli ongi jego panow ie objąć okiem szerokie sw e włości, a i dziś także o d ­ słania się stąd piękny widok, aż po zielone brzegi Odry. Niedaleko stąd znajduje się w io sk a H o d o sła - wice, m iejscow ość, której nazw ę Czesi z wielkim pietyzmem i czcią wymaw iają. T u bowiem urodził się słynny w ódz duchow y n aro d u czeskiego dr. F r a n ­ c i s z e k P a l a c k y , w dniu 14. czerw ca 1798, tu spędził dziecięce sw e lata. Rodzinny dom jego, który po śmierci wielkiego patryoty (27. maja 1877) zaku­

piono z funduszów publicznych, jest do dziś dnia celem n aro d o w y ch pielgrzymek n arodu czeskiego.

Bo tak, jak uwielbianego króla sw ego, Karola IV., nazw ał czeski lud „ojcem ojczyzny“, tak ukochanego syna swego, Fr. P alacky ego uczcił naz w ą „ojca n a r o d u “.

13

(26)

Kraina K ravarska jest częścią ziemi „Laśskiej“

(Lassko) czyli lackiej, a ludność tu mieszkająca n a ­ zyw a się „Laśi“. Nie ulega też wątpliwości, że jest to ludność p o lsk a zczechizowana dziś zupełnie, a p rz e­

cież narzeczem sw em zbliża się do s ą sia d ó w polskich.

Zamieszkuje ona p ó ł n o c n o - w s c h o d n i kąt M oraw, a przedniejszemi jej miejscowościami s ą w sp o m n ian e powyżej H odosław ice, O straw a, N ow y Iczyn, P rzybór, ■ Frydland i Frydek. L udność „lacka“ stoi nadzwyczaj w y so k o pod względem religijnym i słynie z tego n a ­ w et na M oraw ach, gdzie lud w ogóle jest bard zo p o ­ bożny. T a k serdecznego, rzewnego śpiew u w k o ścio ­ łach, jak tu, nigdzie na M ora w ach się nie słyszy.

Jest to lud pełen poezji; p o ło w a legend m oraw skich tu się zrodziła, a tyle pięknych kolęd co oni, niema żaden inny ze szc zepów zamieszkujących M orawy.

Przytem jest to lud fizycznie zdrowy, pracow ity, ma ład n e stroje, p o d o b n e do sąsiadujących z nim W o ­ łochów . Co p ra w d a , stroje te czemraz szybciej giną, ustępując miejsca tandecie fabrycznej — tu, jak w s z ę ­ dzie niestety!

Narzecze lackie różni się od sąsiedniego w o ł o ­ skiego znacznie; p rzedewszy stkiem akcentują oni sło w a jak my, na przedostatniej głosce, nie znają długich sam o g ło sek i miękczą tw ard e czeskie ne, de, te w nie, die, tie. Oto w e d łu g w ym ow y lackiej w ier­

szyk o „śmierci“ :

Byl-tie jeden człowiek Było mu jakkolwiek;

Szel od roli do roli, Hlediet na obili (zboże) Obiliczko moje.

Co si je tak piekne!

Je pieknie zelenie Od vrchu do ziemie Kterak ja te seżnu Do stodoły zwezu i t. d.

Spotyka go śmierć i każe mu przestać myśleć o zbożu i dostatkach, a pom yśleć o dalekiej drodze.

14

(27)

Chłop wymawia się, prosi, zaklina na dzieci, chce przekupić, ale to nie p o m a g a ; ledwie w yprosił, że mu pozwoliła w y sp o w iad a ć się z g r z e c h ó w . ..

Albo naprzykład takie piosenki, które się słyszy w okolicy Frydka, jak „D obry ł ó w “ :

Ej co za myslivec po poli polovat dy nic niespolovat, velmi se frasovat.

Staunt se pravit: Ej muj Boże!

bych nic nie spolovat, to byt niemoże.

Brzmienie „ł" wyraźnie słychać, a naw et w pi­

sowni czeskiej wiersz ten dla każdego brzmi po polsku.

Albo taka n. p. pieśń „O k ła m a n y “. !)

Jaskółka przynosi wieść zakochanemu, że jego dziewczyna idzie w łaśnie z drugim do ślubu — hi- storja zwykła, która się kończy temi s ł o w y :

Jeden si ju zamiłował — Druhy mu ju vzał, Jednomu se srdce kraje, Ze ji nie dostał!

P ow yższe p róbki św iad c zą o niezaw odnym wpływie języka polskiego, a raczej o jego resztkach, które się czeszczyźnie ostały. Czesi m ów ią o nich z pew n ą niechęcią ż e : „Nafeei jich zarazi polskym p riz v u k e m !“

B artos a Ja n aćek : Kytice pisni närodnich. W Telci, Emil Solc.

15

(28)

.

' ' n? ' • • :! --- ' V

i i'A

(29)

II.

„Valassko“.

W dolinie B e c z w y ; m iejscow ość lecznicza R o ż n ó w ; góra R adhośt i sp ó r o zn aczen ie jej n a z w y ; zabytki pogańskich w ierzeń; R a d h o ś t , H o s t y ń i ich znaczenie w życiu n a ro - dow em ; początki o d ro d z e n ia ; w d zięczn o ść dla hr. K. B ad e- niego; w łaściw a ziem ia w o ło s k a ; p o czątek kam ieni, a koniec chleba; lud i jego s tr o je ; b a c a ; p o ezja lu d o w a ; p o r ta s o v e ; bunt ch ło p s k i; p ru sk a r ę k a ; k ap łan — p a c y fik a to r; p ieśń o C zęsto ch o w ie ; stosunki zarobkow e.

nad Odry zielonych brzegów , zapuścim y się ku dolinie Beczwy, kapryśnej rzeki, która d w o m a ramionami w y p ły w a z p o d ­ górza karpackiego, łączy się ob o k Yalaśke- Mezirici (w. Międzyrzecze) zakreśla wielki łuk, wygięty najsilniej ku północy, obok miasta Branice (W eisskirchen), a wreszcie rzuciwszy się ku p o łu d n io w e m u - zach o d o w i obok Lipnika i P rze ro w a, znów na d w a rozdzielona ra ­ miona, zlewa sw e w ody do M ora w y pod T o w a - czowem, w pobliżu K r o m i e ż y r z a . Dolina niższej Beczwy, zrazu w ą zk a i dzika, rozszerza się znacznie w okolicy R o ż n o w a , pom iędzy łagodnym i stokam i Wielkiego Jaw ornika i stromej Wichury, aż do Mię­

dzyrzecza. W dalszym biegu, pełnym zakrętów, płynie szeroką strugą, tylko tuż obok Branic w p a d a w jar,

17

(30)

utw orzony przez odnogi S udetów i Karpat. W ro ­ mantycznym tym wąwozie, stw orzonym przez g w a ł­

to w ny n a p ó r wody, znajduje się bard zo porządnie urządzony kąpielowy zakład (siarczany) Cieplice.

Całe praw ie dorzecze Beczwy, to ziemia t. zw. W a ­ łachów , z R o ż n o w e m jako stolicą. Samo m ia­

steczko schludne a czyste i piękna okolica, w abią tu corocznie tłumy letników. Na zielonem tle łąk, owiany ożywczem pow ietrzem alpejskiem, widnieje z daleka R ożnów , rozkosznie p ołożony u stóp Rad- hośta, omglonego poezją legend od w iec zn y ch ; w g ó ­ rzystej tej krainie prz echow a ły się stare obyczaje w większej niż gdzie indziej mierze, a zwyczaj p a ­ lenia ogni świętojańskich, utrzym ał się do dziś w całej swej pierwotnej krasie!

Nie tylko w y b o rn a żętyca, w y ra b ian a przez lu­

d ność miejscową, a p rz y n o sząc a wielką ulgę chorym piersiowo, ściąga tu licznych gości, ale p rzedew szy- stkiem śliczne górzyste położenie i nadzwyczaj orze­

źwiające, balsamiczne powietrze. Łagodny oddech gór pieści przybysza i kojąco działa na stargane pra cą nerwy. Świeża, soczysta zieleń i bujna wegetacja, cieszą oko i serce, z g ó r sp ły w ają szemrząc stru­

myki i gubią się w w e so ło witającej je Beczwie.

P o d c z a s gdy dolina złoci się kłosam i zboża, stoki i zbocza g ó r uderzają bujną roślinnością i kwieciem, w ś r ó d którego ro sn ą pełne tajemniczej mocy zioła, dzięki którym żętyca tutejsza w yw ołuje tak przedzi­

w ne skutki. T a ciągła zmiana przedm iotów i barw, soczystych łąk, których zieleń w tłacza się w ramy ciemnych, pow ażnych la só w szpilkowych, kontrast stw orzony przez złotaw e pola i kamieniste skały ry­

sujące się zygzakowato na widnokręgu, te rzeki i lasy, faliste dolinki — w szystko to czyni okolicę tak m a ­ lowniczą i p o w a b n ą, że odjeżdżając, czuje się żal po niej! Z akład żętycowy w Rożnowie istnieje od r. 1820; znajdują się tu także pięknie urządzone ł a ­ zienki dla kąpieli igliwiowych, słod o w y ch i z kory

(31)

dębowej, szykow ny dom zdro jo w y z czytelnią i salą zabaw, a naturalnie i bard zo piękny park, tukiem okrąża miasteczko, łącząc się z pięknym s p a c e ­ rem na w zgórzu Karola. N ajstosow niejszą po rą dla leczenia się żętycą jest w iosna i początek lata, ale łagodny klimat i osłonięte położenie Rożnowa, p o ­ zwalają przedłużać sezon do k ońca września. N azw ę miasta w y p ro w a d z a ją od pięknej Różyczki, która u boku rycerza M iłgosta pędziła tu szczęśliwe dnie małżeństwa i stała się o patrznością całej okolicy.

Co do nazwy góry, to jedni przypuszczają, że w zięła ją od b oga gościnności, coś w rodzaju Iupiter hospi- talis lub Z eu s xenios, a więc „Rad g o ś c ić “ R a d g o st’

— Radhost, inni sądzą, że b ó stw o , które tu czczono, było czemś w rodzaju M a rsa lub Aresa, a r ó w n o ­ cześnie w y w o d z ą nazw isko R o żn o w a od rożno. Bóg ten miał się nazyw ać Rozvodic (p ro w ad zą cy wojny).

Czy bóstw o wojny, czy b ó stw o gościnności, tuż po Swantowicie najwięcej czczone u Słow ian — w k a ­ żdym razie miało tu swój chram, i tu na najwyższym szczycie na cześć jego płonęły ognie. W yobrażenie boga w chramie na Radgoście miało być ze szczerego złota, nadludzkiej postaci. Na głowie b ożka w idniała złocista korona, ozdobiona p o d o b izn ą ptak a o ro z­

postartych skrzydłach. N a piersiach b ó s tw a umie­

szczoną była g ło w a czarnego byka, na niej sp o cz y w ała prawa ręka postaci, p o d c z a s gdy w lewej widniała włócznia, zakończona na szczycie toporem, w dole zaś dwójzębem.

Gdy w ielkom oraw ski książę R o ścisław przyjął chrześcjaństwo i w y sła ł a p o s to łó w w głąb kraju, musiało pogańskie bóstw o ustąpić, a jego miejsce zajął Krzyż ś w . ; god ło miłości, cierpienia i p rz e b a ­ czenia. Do dziś też stoi na szczycie w zgórza, ów znak Zbawienia, ku któremu ciągną liczne rzesze, z w ła ­ szcza w dniu Przemienienia Pańskiego (6. sierpnia).

Różne jednak pojęcia i wierzenia pogańskie, po dziś dzień utrzymały się w ś r ó d ludu. W przeddzień św.

19

(32)

Jana, 24. czerwca, błyszczą na Radgoście i sąsiednich górach liczne ognie, wspom nienie daw nych „letnie“

na cześć bogini Ł a d y i T u r z y c , które były sym­

bolem płodności przyrody. W ogóle cześć dla ognia, jako siły ożywczej, za c h o w a ła się w tern ustroniu w różnych o b rz ę d a c h ; i tak n. p. m ło d a małżonka, w stępując p o raz pierw szy w dom męża, ro z­

nieca ogień na palenisku. P rastary m jest także ob ­ chód na cześć zw ycięstw a w iosny. Starosłow ianie uosobiali grozę zimy w M a r z a n i e , a raczej M o r a ­ li i e, bogini śmierci, p o d c z a s gdy symbolem życia i bujności była V e s n a. W dniu p o ró w n a n ia dnia z nocą, o d b y w a ły się uroczystości na cześć W iosny;

ślad ich p o z o s ta ł w zabaw ie ludowej, odbywającej się po dziś dzień w C zarną niedzielę. W ynosz ą w ó w ­ czas b a łw a n a przedstaw iającego Moranę, na najwyż­

sze wzgórze, przyczem dziewczęta śp iew a ją :

„ H e! u ch ! h e llo ! m e m ila M areno“

chłopcy zaś obrzucają b a łw a n a grudami ziemi i prze- drw iw ają „panią śm ierć.“ Z a b a w a kończy się pozorną w alką i skrom nym posiłkiem. W pieśniach, jakie lud przy tej s p o s o b n o ś c i śpiewa, jest też m o w a o Peru- nie (piorunie), jako sile niszczącej, ale i odżywczej.

Cały ten kąt ziemi m a w łaśc iw e sobie, odrębne piętno.

R a d h o S t i uśw ięcony pielgrzymkami H o s t y ń , to w idom e znaki w ołoskiej ziemi. O ba te wzgórza odegrały wielką rolę w dziejach duchow ego i poli- ty c z n o -n a ro d o w e g o odrodzenia Moraw. Germanizacja była tu tak skuteczną, że n aw et rok 1848 nie przy­

niósł otrzeźwienia. D opiero przykład Czech, budzących się do życia naro d o w eg o , ich p o stęp y i zdobycze w y w oła ły korzystną reakcję. Z początkiem lat sześć­

dziesiątych, zaczęto urządzać t. zw. „B iesiady“, na których lud za p o z n a w a ł się z czeską myślą i cze- skiemi marzeniami o przyszłości. Najważniejszymi etapami na dro d z e odrodzenia, były wielkie naro­

d o w e wiece i pielgrzymki do m iejscowości związa­

20

(33)

nych z przeszłością M oraw. Do najznamienitszych, a w skutkach najowocniejszych, należał zjazd na R a d h o ś c i e w r. 1861, na H o s t y n i u 1) 1862 r., a przedewszystkiem na prz esław n y m W e l e h r a d z i e , który tradycje ludu łączą z pam ięcią a p o s to łó w S ło - . wiańszczyzny, Cyryla i M etodego, w r. 1863. Od tej chwili rozw inął się ruch n a ro d o w y szeroką falą, ale też te zjazdy obudziły czujność Niemców, którzy ro z­

poczęli walkę „kulturalną“ i ekonomiczną na wielkie rozmiary i z wielką zaciekłością. Ruch n a ro d o w y nie dał się jednak po w strz y m a ć i szerzył się głów nie za pośrednictw em licznych filji Macierzy szkolnych. Ale jeszcze w r. 1873 w y w o ły w a ło czeskie pod an ie o b u ­ rzenie sędziów i a d w o k a tó w niem ieckich! Siłą k o ­ nieczności zm uszono N iem ców do uznania p ra w czeskiego języka, — w drodze u staw odaw czej nie zrobiono dla niego nic, aż po znane rozporządzenia językowe hr. Kazimierza B adeniego z 22. kwietnia 1897. Nazw isko polskiego męża stanu żyje na M o ­ rawach w e wdzięcznej pamięci.

— Nazwisko Badeniego, m ów ił mi jeden z w y ­ bitnych polityków m oraw skich, otaczam y czcią, bo on pierw szy n a p ra w ił w iekow e krzyw dy języka k ra ­ jowego na M oraw ach. Nie dali mu Niemcy dokończyć dzieła, ale mu przeszkodzić nie zdołają.

Słuchając tych słów, przypom niałem sobie mi- mowoli scenę z owacji urządzonej dla Badeniego, gdy p o w ró c ił jako ex-minister do kraju. P rzem aw iając wówczas r z e k ł :

„Ustąpiłem, ale tego co zrobiłem na punkcie rów noupraw nienia językowego, nie cofnie żadna s i ł a ! “

i) H ostyń znalazł sw ego p iew cę w W incentym F u r c h u (ur. 1817 f 1862) jednym z lepszych, patriotycznych p o etó w morawskich. „Pieśniam i o H o sty n iu “ b u d ził on w ludzie zbożność i stateczn o ść, której odw iecznym w yrazem był p a ­ miętny Hostyń. Furch je st jednym z nielicznych C zechów , którzy sym patyzow ali z naszem i w alkam i o w olność. B oje n asze o p ie­

wał on w zbiorku w ydanym p. t. „ P o tsky d u m k y “. W iele z jego pieśni stało się w ła sn o śc ią całego ludu m oraw skiego.

21

(34)

Miał r a c j ę ! Jego roz porzą dzenia językow e były tylko sform ułow aniem istniejącego stanu rzeczy, były stwierdzeniem faktu, że p r a w a tw orzy żyw otna s i ł a ! Jądrem wołoskiej ziemi jest kraj między górnem a dolnem ramieniem Beczwy z miastami: W ołoskie Międzyrzecze (Meżirici nad Becvou), Vsetin i Roznov.

W górnej krainie m ało jest urodzajnej ziemi, z w y ­ jątkiem Beczwy i jej d o p ły w ó w . Lud tutejszy żywi się też dosyć nędznie, przeważnie ziemniakami i ja­

rzynami. N atomiast jest dosyć ow oców , a gdy dobrze obrodzą, robią z nich W o ło si d o sk o n a łą wódkę, zw aną śliwowicą, choć śliwek tam nie wiele, a z b o ró w e k w yrabiają specjalny napój zw any „b o ro w iczk ą .“ Ażeby wyżyć, chw ytają się różnych rzem iosł; celują szcze­

gólnie w w yrobie narzędzi gospodarczych, w ciesiel­

stwie, bednarstw ie, koszykarstw ie i t. p. W o ło c h ó w liczą na 160.000, sąsiadują oni z Lachami, Hanakami i Słowakami, którzy w szyscy różnią się dosyć zna­

cznie w y m o w ą i strojami. W olbrzymio przeważnej części są katolikami, jakkolwiek ongi, w ruchu re- formacyjnym brali żywy udział. Mieszkają w dosyć nędznych kurnych chatach z drz e w a ; osobnych izb jak Hanacy nie mają. Urządzenie d o m o w e bardzo p r y m ity w n e : d w a stołki i ław y biegnące wzdłuż ścian. W edle staw u grobla, lud bowiem jest biedny;

kto z Hąny jedzie do ziemi wołoskiej, to mu mówią, że „tam jest początek kamienia, a koniec chleba".

T o też i uświadom ienie n a r o d o w e postęp u je tu w o l­

niej niż gdzieindziej na M oraw ach, jakkolwiek nau ­ czycielstwo i duchow ieństw o, a niemniej T o w a rz y ­ stw a o św iatow e i związki sokole działają tu bardzo intenzywnie. O prócz gimnazjum, szkół średnich i wiej­

skich, mają W o ło si cały szereg szkół przem ysłow ych, do których licznie i chętnie uczęszczają. Piękność kraju i obfitość mineralnych źródeł, zw abiają tu licznych letników, dla których w okolicy Radhośta, znakomity architekt m oraw ski D u s a n J u r k o v i ö w y b u d o w a ł prześliczne wille. Wielką w a d ą ludności

22

(35)

wołoskiej, jak otwarcie wyznaje Metody J a h n *) w swej zajmującej ro z p ra w ie , jest s k ło n n o ść do picia gorzałki i w ro d z o n a nieufność do inteligencji, d a tu ­ jąca się z cz asó w daw n eg o ucisku. Zajmują się oni głównie chow em bydła, mianowicie owiec, kró w i wołów, które to ostatnie służą im także do upraw y nędznej roli.

V a 1 a s i są, w e d łu g zdania kom petentnych et­

nografów, szczątkami plemienia, z którego w czasie od XII.—XIV. wieku szło wielu osad n ik ó w do Siedmio­

grodu, skąd przedostaw ali się dalej na p ó łn o c i wschód, trudniąc się przew ażnie pasterstw em , p o ­ lowaniem i w yrąbem drzewa. Są to poniekąd kuzyni naszych Hucułów , z którymi mają wiele w spólnych cech.

Jest to lud krzepki, silnie z b u d o w an y o m uszku- łach jak stal, zdrow y i z a h arto w a n y ; szyję i piersi ma i w zimie zazwyczaj odkryte. G łow ę przykryw ają spiczastym kapeluszem z szeroką kresą, ozdobionym barwną wstążką, za którą parobcza ki w tykają pióra jastrzębie. Koszula lniana, często w yszyw ana, spięta jest spinką lub w stążką, na niej czerw ona lub k a r­

mazynowa kamizelka z okrągłymi metalowymi guzi­

kami i „żupica“ kaftan najczęściej biały lub szary, rzadziej brunatny lub zielony, czasem lam owany, spodnie sukienne białe lub niebieskie, jak u naszych górali tatrzańskich u dołu spięte — jeno bez w yszy­

cia. W zimie zarzucają gunię (hunu) p o d o b n ą również do góralskiej cuchy, tylko znacznie dłuższą. Obuw ie (krpce) przym ocow ują rzemieniami na s p o s ó b s a n d a ­ łów, a czasem n o szą ciżmy na s p o s ó b węgierski.

Strój kobiecy sk ła d a się z g o rso w a n e j koszuli (rubać), na którą w dziew ają białą półkoszulkę (rubavöe) o rę­

kawach zakończonych bufiastą kryzą, sfałdow aną, dalej z je dw a bnego lub sukiennego k o lo ro w e g o stanika i marszczonej, szerokiej, a krótkiej spódniczki za-

') P o v ah a V aiachu; (por. też M. V aclavek: Räz km enu mo'ravskych.)

23

(36)

zw yczaj ciemnego koloru. Kobiety mają piękne, u d e ­ rzająco małe stopy, które ubierają w pantofelki lub krpce, p o d o b n e do męskich, W o ło szk i lubują się szczególnie w bieliźnie, a bogatsze mają jej zawsze znaczne zapasy.

W oło si p o p rz estają na małem, żyjąc w swych

„ p a sie k a c h “ i „ k olibac h“ przez znaczną część roku.

W lecie pędz ą owce w góry na paszę, p asterze mie­

szkają w szałasach (salasi) p o d dozorem „ b a c y “, fachow ego m istrza udoju. T y p o w e to zaw sze postacie!

Taki baca, szczupły a żylasty, spalony słońcem i wi­

chrami, z odkrytą potężną piersią i długimi w łosam i zarzuconymi za uszy i krótką fajeczką w zębach, aż się p ro s i na model. W wioskach, gdzie goście zjeżdżają się na żętycę (zincica), b ac a p rz y g o to w aw szy świeży zapas, oznajm iał o tern, dm ąc w ogromną, długą trą b ę ; na znak ten spieszą zew sząd słudzy i n a b ra w sz y posilnego napoju do dzbanów , roznoszą po domach, gdzie mieszkają kuracjusze. Pomimo, że życie w sza ła sach jest i sm utne i nędzne, w ypęd b ydła o d b y w a się rok rocznie z wielką uroczystością i ochotą. Ledwie śnieg stajał i m arn a zieloność ok a­

zała się na górach, ciągną już g rom ady b ydła na le­

tnie siedziby, o d p ro w a d z a n e przez c h ło p có w i dzie­

w częta całej wsi, w ś ró d ś p ie w ó w i żartów . Następuje to zazwyczaj w płow ie maja, bydło zaś zostaje na p a ­ szy 18—20 tygodni. Ludność, mimo ciężkich w a ru n k ó w bytu, umie być w esołą, a śpiew i muzykę nadzwyczaj lubi. W pieśniach ich wiele praw dziw ej poezji, jak n. p.

w tej o dziewczynie, która zrozpaczona biega nad b y strą rzeką i błag a fale, by jej zwróciły n arzec zo­

nego. Klęka wreszcie, całuje brzeg i dłonie wyciąga błagalnie, aż wreszcie w z ru sz o n a rzeka spełnia jej ż y c z e n ia . . .

„Rzeka prośby wysłuchała — I lubego jej oddała — — M artw ego... “

24

(37)

W pamięci ludu żyje do dziś k r w a w a pomsta, jaką na W ołochach wziął w ó d z cesarski Puchheim, gdy po ustąpieniu T o rste n so n a , zdusił pow stanie wołoskie. Sąd w Bernie p o d p rzew odnictw em hr.

Rotala, skazał d o w ó d c ę p o w sta n ia chłopskiego Ko-

|a f a , jego syna i 200 pom niejszych w a ta żk ó w na karę śmierci; jednych łam ano kołem, drugich ćw iertow ano, innych w ieszano lub po kilku rozstrzelano — nie darowano n i k o m u ! W XVII. wieku zorganizow ano z nich rodzaj straży pogranicznej (t. zw. portasove) ; mieli oni strzedz granic M o ra w od strony węgierskiej, chwytać p o w s ta ń c ó w i zwykłych zbójników, których w górach nigdy i nigdzie nie brakło. Ó w „sbor p o r- taśsky“, dopiero w r. 1829 prz e sta ł istnieć. Dzika z natury ludność zdziczała jeszcze więcej, tern b a r ­ dziej, że opieka d u c h o w n a była bardzo marna. O l­

brzymia djecezja ołom uniecka miała w trzeciej ćwierci XVIII. wieku w 62 dziekanatach zaledwie 522 parafij na przeszło 1,800.000 ludności. W niektórych czę­

ściach, zw łaszcza w górach, należało do jednego księdza po 20 wsi. T o też lud dziczał, tracił wiarę, zachowując w najlepszym razie formę i cerem onje;

wykorzystał to protestantyzm, w ciskający się tu od Śląska. W r. 1777 zarządzono, by każdy m ieszka­

niec złożył pisemne oświadczenie, do jakiego kościoła się zalicza, rzekomo dlatego, ażeby w myśl w yni­

ków urządzić parafje. Uwierzyli temu W o ło si i idąc za agitatorami protestanckimi, przyznaw ali się m asal- nie do kościoła reform owanego, choć bynajmniej nie rozumieli co czynią. Robili zaś dlatego, że agitato­

rowie obiecywali im zwolnienie od p o d a tk ó w (kontry­

bucji) od dziesięcin, opłat kościelnych i tym p o d o b n e

„złote g ó ry “. Podniecani W o łosi nie tylko wymawiali posłuszeństw o księżom, ale i panom , którzy zaczęli wołać o interwencję. C esa rz o w a ze sła ła więc na M o ­ rawy kanclerza Bltimegen, poruczając mu misję u s p o ­ kojenia kraju. Nie było to łatw e z a d a n ie ; część w ł o ­ ścian zadow oliła się obiecankami w y słań c a i p o w ró c iła

25

(38)

do zw ykłego trybu życia, otrzym awszy zapewnienie bezkarności — ale p o w a ż n a część niezadowolonych i dalej trw a ła w oporze. Tym oznaczono pew ien czas celem zastanow ienia się nad skutkami, opornym zaś mężczyznom zagrożono wzięciem do w ojska, lub s k a ­ zaniem do ro b ó t ziemnych w ołomunieckiej twierdzy, a kobietom zsyłką na G rajgórę ob o k Berna. Prze- w ódcom groziła w ieczysta banicja do południow ych W ęgier; mogli brać ze s o b ą żony, ale dzieci musiały pozostać w kraju i były w ycho w y w an e na koszt rządu.

Dzięki gorliwej p racy duchow ieństw a, które znacznie zostało pom nożone, umysły dosyć szybko się u s p o k o ­ iły, — nie bardzo też pilnow ano spełnienia gróźb, gdyż obaw iano się drażnienia ludności w kraju, który mógł lada chwila stać się w idow nią orężnej walki z Fry­

derykiem; — przednie jego straże stały już bowiem na opaw skiej ziemi. W czasie ro k o w a ń o pokój, agi­

tatorzy e w a n g e lic k o -p ru sc y , znów poczęli wichrzyć i przed staw iać ludowi, że Fryderyk II. p o d n ió sł broń w interesie ich wolności i sw o b o d y religijnej, i że zjazd cieszyński, (który p rz yszedł do skutku dzięki pośrednikom Francji 1779), zajmuje się w łaśnie za- w arow aniem p ra w w o łoskich górali. W y w o ła ło to now e niepokoje i dopiero p o d koniec 1780 roku, udało się zacnemu kapłan o w i ks. Janow i Hay, p rz e ­ konać lud, że p a d ł ofiarą niecnej spekulacji i uspokoić górali. Dziś lud w o ło sk i odznacza się wielką p o b o ­ żnością i żywą wiarą.

W ś r ó d ich pieśni pow ażniejszych jest jedna, która świadczy, jak wielką czcią otacza lud n aszą Częstochowę.

Pieśń tę p. t . : „ S v a t y L u k a s m a l e r B o z i “ sły­

szałem w okolicy W oł. Międzyrzecza (Val. Mezifici), a opiew a on a fakt p o w sta n ia obrazu N. P anny Marji.

Święty Ł ukasz darmo się silił, ażeby dobrze oddać rysy Matki Zbawiciela, aż wreszcie zdrzem nął się nad robotą. W ó w c z a s pojaw iła się M atka Boża, pochyliła się nad deską, n a której miał być jej obraz i

26

(39)

„Svoje licka priloziła hnerl obrazek ozdobiła:

Stan Lukaśi, stań ze spani, uż je obraz malovany, Gastochovu obecany.

Zapfahajte śest par vołti:

Vezte obraz k’ Gastochovu, Budu lide putovati,

Zdravi tamo nabyvati.

W spom nieliśmy już powyżej ogólnikowo, że W o ­ łosi żyją dosyć nędznie, mimo że są pracowici.

P rzem ysł dom ow y, niegdyś tak wielce w a żn a gałąź ekonomicznego życia, prz esze dł w XIX. wieku kryzys, która ujęła mu wiele znaczenia artystycznego i zacieśniła granice; znaczy on dziś w łaściw ie w yrób najprościejszych przedm iotów g o s p o d a r s tw a d o m o ­ wego, nożów, drew nianego naczynia, pudełek na zapałki, wyplatanie krzeseł, koszyków , sznurów słomianych, wyrób guni, p o ń cz o szk arstw o , szycie bielizny, w yrób prostego o b uw ia etc. P rzem ysł taki zatrudnia na M o­

rawach około 75.000 osób, pracujących 1 4 — 18 g o ­ dzin dziennie za zapłatą od s i e d m i u h a l e r z y

— do 2 koron dziennie, a przeciętnie 30— 50 halerzy.

Jest to więc egzystencja więcej niż sm utna J).

Wyszywki, któremi zajm ują się dziewczęta w zi­

mie w okolicy Skrbeni i Namesti, p rz ynoszą n a jsp ra ­ wniejszej pracow nicy 1 kor. 20 hal. za 16— 18 godzin pracy, przeciętnie zaś 32— 50 hal. W yszyw aniem zaj­

mują się dziewczęta już od 10 lat życia. G o s p o ­ d a r s k i e s p r z ę t y i n a c z y n i a d r e w n i a n e wyrabiają głównie W oło si w okolicy Międzyrzecza i Wyrowic. Gałąź ta zatrudnia wyłącznie w zimie 800 — 1000 ludzi, którzy dawniej p ra cow ali sam o ­ dzielnie, a dziś są najemnikami hurtow ników , zdanymi na ich łask ę; przeciętnie zarabiają przy wytężającej pracy 40—60 halerzy. Jak ci ludzie są wyzyskiwani, wystarczy powiedzieć, że najlepszym gonciarzom

*) B ericht d er k. k. G ew erbe-Inspektoren.

Fr. M a r a s : D ornaci prum ysl.

27

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pokonywanie wątpliwości – prościej jest dokonywać zakupu, gdy coś się widzi, można to obejrzeć ze wszystkich stron, przetestować, a przynajmniej potrzymać w rękach.. Produkt

Jeśli więc w cytowanym wierszu Norwid pisze, że pismo to opłatek, przez ucieleśnienie wskazuje na ten boski rodowód aktu językowego, który właśnie jako ucieleśniony

osiaga swe minimum, zaś w antypodach epicentrum ma swe drugie maximum, przyczem wartość jej w tem drugiem maximum, podobnie ja k w minimum, jest skończona. Ten

pozostawianie patrochów w lesie po zakończeniu polowania; dezynfekcję sprzętu łowieckiego). Myśliwi powinni unikać wchodzenia do chlewni min. od zakończenia polowania. Litwa

Przenoszenie zakażenia COVID-19 z matki na dziecko rzadkie Wieczna zmarzlina może zacząć uwalniać cieplarniane gazy Ćwiczenia fizyczne pomocne w leczeniu efektów długiego

Scenariusz przewidziany jest do realizacji w ciągu cztery dni (cztery razy po 30 minut), tak aby wszystkie dzieci mogły podjąć działania w każdej bazie. Aby dzieci nie

Innym elementem kom- pozycyjnym powtarza- j¹cym siê wielokrotnie jest kwadrat, który poja- wia siê w sposobie u³o-.. ¿enia boisk sportowych, Labiryncie, w szachow- nicowym

lazłoby się bowiem w Kronice polsko-śląskiej, która niechybnie pochodzi z około 1285 r., opowiadanie o Kazimierzu Odnowicielu, również pochodzące z