• Nie Znaleziono Wyników

STRATEGIE TRWANIA I RADZENIA SOBIE Z BIEDĄ

Elżbieta Tarkowska

ŚWIAT SPOŁECZNY LUDZI ŻYJĄCYCH W UBÓSTWIE

R o d zin a , s ą s ie d z i, zn a jo m i

„A ja nie wiem, dlaczego to taka nienawiść się zrobiła między ludźmi”

(rencista, 5 0 lat, 2 3 /1 s. 16)

Przedmiotem niniejszego rozdziału je st świat społeczny ludzi żyjących w ubóstwie, ich kontakty ze środowiskiem lokalnym i jego instytucjam i i formy uczestnictw a w życiu zbiorowości.

Skoncentruję się tu n a rekonstrukcji sposobów funkcjonowa­ n ia biednych rodzin i biednych ludzi w ich środowisku, i to zarówno w środowisku formalnym, w świecie instytucji, ja k i w środowisku nieformalnych więzi i kontaktów - tak, ja k s ą one przedstawiane przez naszych rozmówców, ja k s ą przez nich postrzegane i odczuwane.

Podstaw ą zarówno koncepcji kultury ubóstw a, ja k i koncepcji

underclass je st założenie, że kontakty społeczne i formy uczest­

nictwa w życiu społeczności ludzi żyj ących w ubóstwie s ą odmien­ ne od odpowiednich zjawisk w innych środowiskach, od stylu życia main stream społeczeństwa. Warto zweryfikować tę hipotezę i zastanowić się, czy naszych badanych dotyczą jakieś formy marginalizacji. Warto też zapytać, jakie możliwości radzenia sobie z biedą i jakie perspektywy wyjścia z trudnej sytuacji stwarza

ludziom żyj ącym w ubóstwie i ich rodzinom bezpośrednie środowi­ sko, formalne i nieformalne. Czemu sprzyja oddziaływanie środo­ wiska - reprodukcji biedy i ukształtow aniu się jakiejś formy

underclass czy wyrwaniu się z błędnego koła ubóstwa i zależności?

Rola środowiska lokalnego w życiu biednych rodzin jest, co oczywiste, in n a w środowiskach miejskich, inna w wiejskich, a jeszcze in n a w odizolowanych przestrzennie i społecznie osied­ lach popegeerowskich; inna w przypadku osób zatrudnionych, in n a bezrobotnych czy rencistów; in n a w przypadku rodzin, zwłaszcza wielodzietnych z ich rozbudowanymi i złożonymi po­ trzebami, inna osób samotnie zmagających się z biedą. Niezależ­ nie jed n ak od tych skądinąd bardzo istotnych różnic - a nasze b ad an ia u k azu ją biedę zróżnicowaną n a wiele sposobów - uwagę badacza zwraca, co warto ju ż n a wstępie zaznaczyć, pewien ogólny, powtarzający się, wspólny wzór polegający n a znacznym stopniu wyłączenia członków biednych rodzin ze środowiska społecznego, i to zarówno tego bliższego, ja k i dalszego, ponad- lokalnego. Dla stylu życia osób żyjących w ubóstwie charakterys­ tyczne s ą ograniczone kontakty z innymi ludźmi i ze światem instytucji..

J e d n ą z cech stylu życia badanych rodzin je st ich bardzo m ała mobilność przestrzenna w życiu codziennym, swoiste przywiąza­ nie do miejsca, w którym żyją i ograniczony zasób doświadczeń spoza m iejsca zamieszkania. W rodzinach żyjących n a wsi często je st to wzór trwały. Codzienne obowiązki w gospodarstwie związa­ ne z inwentarzem żywym czy fakt posiadania małych dzieci ograniczał niegdyś możliwości wyjazdu poza miejsce zamiesz­ kania; dziś główną przeszkodą je st b rak pieniędzy. Przywiązanie do miejsca zam ieszkania je s t widoczne zwłaszcza w dawnych osiedlach pegeerowskich, których oddalenie i pew ną izolację przestrzenną wzm acniają trudności komunikacyjne. „Żeby choć

autobus chodził do m iasta rano i wieczorem” - m arzą nasi badani.

Bariery komunikacyjne m ają wielowymiarowe skutki: u tru d n iają naukę dzieci, uniemożliwiają znalezienie pracy, której w miejscu zam ieszkania brak, a także wpływają n a kształt stosunków ze światem zewnętrznym, z ludźmi i z instytucjam i.

Pod tym względem m ateriały zebrane w naszych badaniach mogą być dobrym potwierdzeniem tych koncepcji, które wiążą ubóstwo z różnymi postaciami wykluczenia i marginalizacji,

z osłabieniem kontaktów społecznych i zanikiem uczestnictwa w życiu społeczności (por. Dean, Taylor-Gooby 1992: 112). Brak związków z instytucjam i szerszego społeczeństwa, b rak uczest­ nictwa w życiu społeczności to charakterystyczne cechy kultury ubóstw a w ujęciu O scara Lewisa (1970). Na tle różnych postaci marginalizacji i wykluczeń szczególnej roli nabiera rodzina i więzi rodzinne.

Na podstaw ie naszych badań m ożna również mówić o swoistej „hipertrofii rodziny” w życiu ludzi ubogich, o zamknięciu się w kręgu rodziny z jednej strony, o ograniczonych kontaktach społecznych i ograniczonym świecie instytucji, z któiymi stykają się członkowie biednych rodzin - z drugiej. W tych obu wymiarach styl życia ludzi żyjących w ubóstwie wydaje się odbiegać od przyjętych norm i praktyk stosowanych w szerszym społeczeńst­ wie.

Szeroka rodzina, sieć rozgałęzionych powiązań rodzinnych je st podstawowym środowiskiem życia ludzi żyjących w biedzie, n i­ czym w biednych m eksykańskich i portorykańskich rodzinach sportretowanych w książkach O scara Lewisa. Rola rodziny je st tym znaczniejsza, iż ubóstwo w Polsce dotyka przede wszystkim rodzin wielodzietnych. Zdarza się - zwłaszcza w środowisku wiejskim, a jeszcze częściej popegeerowskim, gdzie wielodzietność je s t w pewnym sensie „dziedziczona”, powtarza się w kolejnych pokoleniach przekazywana i odtw arzana jako trwały wzór - że pokolenia licznego rodzeństwa tworzą wielkie, rozgałęzione rodzi­ ny, prawdziwe klany. I ta właśnie szersza rodzina - rodzeństwo, rodzice, dziadkowie - to główne, niekiedy jedyne oparcie w trudnej sytuacji; wielu badanych twierdzi, że w potrzebie mogą liczyć wyłącznie n a pomoc rodziny; ich kontakty towarzyskie n a ogół ograniczają się do ram rodziny; wszelkie święta i uroczystości m ają charakter prawie wyłącznie rodzinny; jakiekolwiek wyjazdy poza miejsce zam ieszkania m ają zwykle n a celu odwiedziny u dalszej lub bliższej rodziny. Szeroka, rozgałęziona rodzina je st podstaw ą radzenia sobie w w arunkach niedostatku i biedy; brak rodziny (rzadki przypadek bycia jedynakiem) lub jej dezintegracja z tych czy innych powodów (w jednej z badanych rodzin zerwane więzi między rodzeństwem były konsekw encją patologii rodziny i rozdzielenia ich w dzieciństwie - część dzieci wychowywała się w domach dziecka) - czynią sytuację ubóstw a szczególnie trudną.

W dominującej roli rodziny kryje się pewien paradoks, dobrze znany badaczom biedy. Biedne rodziny często dotykają zjawiska patologiczne, przede wszystkim alkoholizm, obecny niemal w każ­ dym badanym przez n as przypadku, jeśli nie w teraźniejszości rodziny, to w jej przeszłości, jeśli nie n a pierwszym planie dziejów rodziny, to z pewnością gdzieś w głębszym tle. Zdarzają się też przemoc, m altretowanie żon, znęcanie się nad dziećmi, głębokie konflikty i zadawnione urazy, nie mówiąc już o „zwykłych” kłót­ niach, stanowiących codzienność wielu rodzin. „Wszyscy ze

w szystkim i się kłócimy” (23/2 s. 18) - mówi o swojej rodzinie

jed n a z badanych, młoda dziewczyna. Mimo tak wielu negatyw­ nych zj awisk, mimo złych doświadczeń w życiu naszych badanych rodzina je s t w artością najwyższą, a sieć powiązań rodzinnych w ram ach rozszerzonej rodziny stanowi dominującą, a niekiedy jedyną płaszczyznę więzi i kontaktów ludzi żyjących w ubóstwie,

ich jedyne niekiedy oparcie w trudnej sytuacji.

Ludzie żyjący w ubóstwie, ja k wynika z ich wypowiedzi, mogą liczyć n a rodzinę, ale n a ogół ju ż nie n a sąsiadów, i to z kilku powodów.

Przede wszystkim dlatego, że w społecznościach dotkniętych bezrobociem i ubóstwem (na przykład w byłych PGR-ach) wszyscy s ą tak samo biedni - „tu ka żd y taki sam bidny, Ja k i j a ” (11/3 s. 20). Zwracanie się o pomoc, n a przykład finansową, byłoby bezprzedmiotowe. Ale także w przypadku innego rodzaju prob­ lemów n a sąsiadów liczyć nie można, bo je s t to świat wrogi, ludzie nieżyczliwi, a naw et zawistni. W ten sposób często charakteryzują swe otoczenie byli pracownicy PGR-ów. „Szczególnie tu w M. - zwierza się niespełna czterdziestoletnia kobieta, która całe swe życie spędziła w PGR-ach - s ą ludzie bardzo zazdrośni i bardzo - mogę tak nazwać,jeżeli to j e s t m iędzy n a m i- podli. Bardzo takie,

nieswoje ludzie ... Nie wiem, może gdzieś je s t takie miejsce, że ludzie je d e n drugiemu pomogo. Tu - nie. Tutaj dzieci pieniędzy pożyczają - pożyczy ci, ale przyjdziesz ju ż za 2 -3 dni - m usisz płakać. B o ju ż całe środowisko wie. I dzieci się w szkole w stydzą"

(11/1 s. 35). Kobieta ta, m atka ośmiorga dzieci wspomina, ja k to sąsiedzi w bloku przeprowadzili całą akcję ze zbieraniem pod­ pisów włącznie przeciw przydzieleniu m ieszkania jej rodzinie, wielodzietnej, a więc z istoty swej uciążliwej. Jej charakterystyka otoczenia opiera się n a złych doświadczeniach; sąsiadów po­

strzegą jako nieżyczliwych i skłóconych. „Jeden drugiego napuś­

cić chce” (11/1 s. 40).

W innych wypowiedziach sąsiedzi przedstawiani s ą w podobny negatywny sposób, a dotyczy to zwłaszcza dawnych osiedli pege- erowskich. Materiały obecnie zebrane niejako potwierdzają w ten sposób u stalen ia Anny Zadrożyńskiej z la t7 0 ., ukazujące ówczes­ ny świat społeczny PGR-ów jako świat konfliktów i wrogości (Zadrożyńska 1983). Zjawiska te s ą dobrze widoczne teraz, po likwidacji PGR-ów, obok bezrobocia, biedy i innych problemów, wobec których stanęło wiele rodzin byłych pracowników. Maria H alam ska w raporcie z b ad ań „Społeczne problemy osiedli pope- geerowskich” (1998) opisuje, że wewnętrzne zróżnicowanie tych społeczności i wyraźny podział n a wygranych i przegranych przyczyniły się do wzrostu konfliktów, zawiści, wzajemnej wrogo­ ści. Tak rozpowszechnione dziś, zwłaszcza w dawnych osiedlach pegeerowskich, korzystanie z pomocy społecznej bywa kolejnym źródłem wzajemnej niechęci, a naw et wrogości. Trzeba jednak dodać, że ten sposób postrzegania bezpośredniego otoczenia sąsiedzkiego odnosi się nie tylko do dawnych PGR-ów i nie tylko do sąsiedztwa n a wsi. Nasi miejscy badani też często opowiadali o poczuciu obcości w środowisku sąsiedzkim, o nieżyczliwości, a w najlepszym przypadku obojętności ze strony sąsiadów. J e d ­ n ak to przede wszystkim w dawnych PGR-ach stosunki sąsiedzkie przedstawiane s ą jako złe. Mieszkańcy wsi skarżą się n a sąsia­ dów:

„Tu nie chcą ludzie je d e n drugiemu pożyczyć pieniędzy” (21/1

s. 17). „Kiedyśja pani powiem to było przyjemniej. I te sąsiady byli

życzliw e... A teraz je d e n drugiego to by w łyżce w ody utopił” (23/1

s. 15). „Teraz to so ludzie takie, wie pani. Na w si ni masz, to ci nie

pom oże” (23/1 s. 16). „Jak chłopak kupił motor to kurczą paliwo co raz spuszczali, a w końcu mu cukru - ja k ś m y zam ykali na klucze

- to cukru m u ze złości wsypał. Wziął i koniec i motor... No takie so

ludzie, widzi pani, na w si teraz. A j a nie wiem dlaczego to taka nienawiść się zrobiła m iędzy ludźm i” ( 2 3 /1 s. 16). „Podoba mi się życie w mieście - mówi młoda m ieszkanka wsi. - Chociaż j e s t drogie to życie, ale je d n a k j e s t inna atmosfera, ludzie w ydaje mi się, są bardziej życzliwsi. I tak nie zwracają uwagę na to, kto j a k w ygląda czu j a k kto się zachowuje. Jed n a k w mieście jest inaczej. J e s t lepiej” (21/2 s. 4).

Inaczej sądzi żyjąca w trudnych w arunkach m ieszkanka wiel­ komiejskiego osiedla, sąsiedzi nie wydają się jej życzliwi: „Muszę

powiedzieć, że tutaj są bardzo nieprzyjemni ludzie, zarozumiali, ka żd y wpatrzony w siebie, nie są skorzy do pomocy, ja k b y wiedzielijak, to by p a niąjeszcze podtopili, a j a k by się pani lepiej powodziło od nich, to j u ż w ogóle byłoby, wie pani, nadmiar szczęścia” (18/1 s. 22).

Można by przytoczyć więcej wypowiedzi świadczących o braku zaufania, poczuciu dezintegracji, konfliktach i złych stosunkach międzyludzkich lub po prostu o ich b rak u kontaktów i braku zainteresow ania otoczeniem. Je d n a z naszych badanych, miesz­ kanka małego m iasta, n a pytanie o kontakty z sąsiadam i od­ powiedziała: „Nie, nie lubię tego, łazić po budach, tam jedynie to do

moji bratowy ide tak tam na pół godzinki, a tak nie łubie łazić po budach” (15/3 s. 19). Inna, n ap y tan ie o zainteresowanie spraw a­

mi m iasteczka, w którym żyje, odpowiedziała też negatywnie:

„Raczej wie p a n co, nie. Raczej j a je ste m zwolenniczką siedzenia w domu, zajm owania się w łasnym domem, w łasnym i d ziećm i... Raczej j a się tym nie interesuję tak, żebym chodziła i dociekała, się dopytyw ała czy usiadła w okno i patrzyła, co kto robi, tak j a k pójdę do miasta, to sporadycznie widzę, co się dzieje, ale żebym specjalnie latała za tym, to nie” (1 5 /1 s. 26). Choć zapewne różne

są przyczyny krytycznej oceny sąsiadów czy b rak u zainteresowa­ nia otoczeniem, faktem pozostaje ograniczony zakres kontaktów z osobami nie należącymi do rodziny.

Zaobserwowana dezintegracja przez wielu naszych badanych tłum aczona je st w charakterystyczny sposób: trudno dziś liczyć n a innych, bo w przeciwieństwie do „dawnych dobrych czasów” ludzie zamknęli się w domach, mniej się spotykają, mniej roz­ mawiają. W ątek idealizacji przeszłości w ogóle, a w szczególności tego jej wymiaru, który dotyczy kontaktów międzyludzkich, poja­ wia się w wielu opowieściach ludzi w różnym wieku, zarówno osób starszych, ja k i należących do średniego pokolenia. Przyczyną atrofii więzi międzyludzkich są ogólniejsze zmiany cywilizacyjne (rola telewizji, zabierającej czas i zamykającej w domu), a także •niedostatek i braki finansowe zmuszające do nieustannego po­

szukiw ania dochodów, absorbujące czasowo i nie sprzyjające kontaktom międzyludzkim: „Każdy ja k iś taki za szyty w tym

domu, nigdzie nie wychodzi” (7/1 s. 10). Wyidealizowany obraz

przeszłości ukazuje dobrze, czego brak; odczuwa się w teraźniej­ szości: „Kiedyś to tak bardziej to w szystko rodzinne było, w rodzi­

nie w szy stko ... teraz je s t więcej pogoń za pieniądzem, za pienią­ dzem. Ciągle w szystkim brak pieniędzy, ile by nie było, za w sze brak. Każdy się stara tylko sobie. Nie m a takiej ... życzliwości między tymi. Nie to, że tam bliziutko w rodzinie, ale dalej. Każdy się starajakoś tylko sobie i sobie w szystko. Nie m a takiej serdeczności j a k kiedyś była, m iędzy ludźmi, m iędzy naw et sąsiadami, m iędzy znajom ymi” (5/1 s. 21) - wypowiedź kobiety w średnim wieku.

Podobne są obserwacje mieszkanki dawnej wsi pegeerowskiej:

„teraz to każdy tylko sobie, nie. Sobie, nie więcej ... J u ż się nie podzieli z drugim, nie, no bo po co. Aby dla siebie, nie. Żeby się miał czym pokazać, nie. Co się dorobił, co ma, nie. Co inni obchodzą”

(6/1 s. 35).

Także sytuacja finansowa rodziny m a wpływ n a utrzymywanie lub brak kontaktów z innymi. Jeśli m ożna wnioskować n a pod­ stawie naszych niereprezentatywnych badań, ograniczenie kon­ taktów dotyczy przede wszystkim rodzin żyjących w skrajnym ubóstwie, którem u towarzyszy ja k a ś dodatkowo obciążająca i kom plikująca sytuację okoliczność, n a przykład alkoholizm któregoś z członków rodziny, poczucie b ra k u perspektyw i bez­ nadzieja. Tam, gdzie bieda je s t płytsza i, ja k się zdaje, m a charakter przejściowy, udaje się zachować jakieś skrom ne formy kontaktów towarzyskich. „Wkońcu się w yrzekniem y w szystkiego

i co nam zostanie z tej tradycji? Człowiek by m usiał siedzieć w domu i całkiem gnuśnieć” (5/1 s. 15) - je st to opinia ludzi

w średnim wieku, przeżywających przejściowe - ja k się zdaje - trudności finansowe; bieda w tej rodzinie je st płytka, związana wyłącznie z bezrobociem, brak jakiejkolwiek patologii, są pomysły i działania w kierunku zmiany tej sytuacji.

Jak o jed n a z przeszkód w kontaktach towarzyskich, w od­ wiedzinach u znajomych czy krewnych wymieniany jest, obok braku pieniędzy, fakt posiadania małych dzieci. „Raczej nie [wyjeżdżamy], siedzim y w domu, w niedzielę idziemy z dziećmi na

spacer pochodzić trochę tam do parku gdzie się da, bo stwierdziliś­ my, że dzieci są małe, broją, a kom uś w domu po co mają przeszkadzać, broić coś, ktoś ma być nerwowy, to są nasze dzieci”

(15/1 s. 27).

W efekcie różnych zjawisk opisywanych przez naszych b ad a­ 155

nych powstaje pewien mechanizm samowykluczenia, samoogra- niczenia kontaktów towarzyskich, wręcz otwarcie wyrażana filo­ zofia domatorskiego życia codziennego: „lepiej j a k się siedzi

w dom u” (2/1 s. 11, kobieta 43-letnia, m ieszkająca n a wsi), lub

życia ograniczonego do kręgu rodziny: „My tam nie chodzimy

nigdzie, tylko tu do swoich dzieci chodzimy teraz” (15/3 s. 9,

starsza kobieta z małego miasta). Albo: „Nigdzie nie chodzimy,

chyba że z koleżanką sie umówimy ... No a tak, to rozrywek ża dnych” (17/1 s. 25) - wypowiedź urodzonej w 1960 roku

mieszkanki wielkiego miasta.

W wypracowaniu tej swoistej postawy wobec życia kum uluj ą się i wzm acniają się wzajemnie różne czynniki: centralna w artość rodziny, konieczność skupienia wszystkich wysiłków n a zaspoka­ jan iu jej codziennych potrzeb bytowych, a jednocześnie negatyw­ n a ocena św iata zewnętrznego powiązana z przeświadczeniem, że niedobory ekonomiczne uniemożliwiają jakiekolwiek kontakty: nie stać n a przyjmowanie gości, nie stać też n a odwiedziny u innych, bo „z p u stą ręką się nie pójdzie”. „Nigdzie się nie

wychodzi, życia towarzyskiego żadnego nie mamy, nikt do nas nie przychodzi, m y nigdzie nie chodzim y” (18/1 s. 1 7 )- tak skrótowo

określiła życie codzienne swej rodziny m ieszkająca w wielkomiejs­ kim osiedlu kobieta w średnim wieku, bezrobotna, prowadząca gospodarstwo domowe wraz ze s ta rą m atką, em erytką i nie­ pracującą dorosłą córką, która wychowuje małe dziecko. Tę syntetyczną charakterystykę m ożna by odnieść do stylu życia wielu innych rodzin żyjących w ubóstwie, zarówno w mieście, jak i n a wsi.

Brak pieniędzy nie tylko ogranicza życie towarzyskie, ale wręcz uniemożliwia wyjście z domu: „Ja rzadko wychodzę z domu, od

tego trzeba zacząć - opowiada żyjąca w wielkim mieście kobieta

47-letnia, bezrobotna. - No gdzie będę chodzić? No gdzie? Po

sklepach? Pieniędzy nie mam. No gdzie? Tak szw endać się, żeby po p ro stu se iść, bo m usze zabić czas, czy m iw d o m u żle ... Nirnapo co latać” (22/1 s. 69). Niesłychanie dram atyczna je st wypowiedź

innej kobiety, 47-letniej sprzątaczki, sam otnie wychowującej troje dzieci: „ Gdyby się miało troszkę pieniążków, to by się w yszło na

spacer czy tam na loda czy j a k ... a kto nie ma pieniędzy, to ... to nam przykro je s t chodzić po ulicy” (14/1 s. 24).

Bieda zamyka w domu w sensie ja k najbardziej dosłownym. 156

Skutkiem tej sytuacji s ą pełne goryczy słowa młodego człowieka z rodziny od dwu pokoleń związanej z PGR-em: „Ja nigdy nigdzie

nie bytem ” (2/2 s. 34), lub pełne b u n tu innego: „Jajestem często zły, je ste m po prostu zły, bo nie m am tego, czego potrzebuję i na p rzykład ja k b y m chciał kogoś zaprosić do domu, to je s t mi w tedy głupio, bo tu nie m a odpowiednich w arunków ” (14/2 s. 4). Jed en

mieszka w dawnym PGR, drugi w dużym mieście; obaj ostro odczuwają związane z biedą ograniczenia ich św iata społecznego, zwłaszcza gdy porównują w łasną sytuację z sytuacją rówieś­ ników.

Oczywiście tego rodzaju doświadczenia nie dotyczą tylko mło­ dzieży, także ludzie starzy dotkliwie odczuwają podobne ograni­ czenia: „Do mnie nikt nie przychodzi - skarży się 65-letnia rencistka, m ieszkająca kolejno u kilku córek - b o ja ich ni wołam,

boja nie mam m ieszkania i warunków, żeby coś zrobić. Oni w iedzą o ty m ” (8/3 s. 9).

Dla młodzieży wynikające z biedy zamknięcie w domu to przeszkoda w kontaktach z rówieśnikami. Dla ludzi starych oznacza zagrożenie samotnością.

Zetknęliśmy się także w naszych badaniach z zastanaw iający­ mi przykładami zam ykania się w dom u - z odmową uczest­ niczenia w wycieczkach szkolnych czy w bezpłatnych koloniach ze strony dzieci z biednych rodzin. „Chłopaki to nie chcą nigdzie

jechać -m ó w i ojciec wielodzietnej rodziny mieszkającej w dawnej

wsi pegeerowskiej. - Ze szkoły tam mają w yjazdy. Nie chcą, oni

wolą w domu. Mówią, że wolą w dom u” ( 4 / 1 s. 12). Niezależnie od

przyczyn (brak odpowiedniego ekwipunku i odzieży, trudności w kontaktach z rówieśnikami, wstyd i skrępowanie biedą, po­ czucie poniżenia i wykluczenia czy jakieś negatywne wcześniejsze doświadczenia), faktem pozostaje wycofywanie się z tych form aktywności, które mogłyby poszerzyć horyzonty i wzbogacić zasób doświadczeń młodych ludzi.

Choć bieda badanych rodzin postrzegana je s t n a ogół jako nié przez nich zawiniona (winna je st „władza”, „państwo”, „rząd”, poszczególni politycy wymienieni z imienia i nazwiska), towarzy- szy jej poczucie wstydu, upokorzenia i poniżenia. „W stydpowie­

dzieć, że grosza nie mam" - przyznaje ojciec "wielodzietnej rodziny

opowiadając, ja k to w deszczu jechał do pracy n a rowerze, bo zabrakło m u pieniędzy n a autobus, a sąsiadom wstydził się do

tego przyznać. Inna nasza rozmówczyni, m atka wielodzietnej rodziny z dawnego PGR-u, szczegółowo opowiedziała o wstydzie związanym z biedą i o ukryw aniu jej przed nieżyczliwymi sąsiad a­ mi: „Dzieci nie wynioso z domu nic, co by mogli w ynieść na temat

biedy w domu. Bo do tego so nauczone - w ja k im stopniu mąjo rozmawiać. Ija nie pokaże! Wie pani, nie pokaże po sobie, że m ijest ciężko. Do ludzi nie pójdę. Nie powiem ludziom” (11/1 s. 40).

Świat społeczny w w arunkach biedy je st więc - z wyjątkiem rozgałęzionej sieci powiązań rodzinnych - światem obcym, jeśli nie wrogim. Oczywiście, ja k zawsze m ożna by przytoczyć przy­ kłady sąsiedzkiej zgody i pomocy. Uderza jednak obraz zerwanych kontaktów i nieżyczliwego otoczenia, przed którym należy ukry­ wać swe problemy i zamykać się w domu. Ten typ zawężenia św iata społecznego, samoograniczenia i samowykluczenia, m ar­ ginalizacji i automarginalizacji to ważny problem dla polityki społecznej zorientowanej nie tylko n a teraz, n a rozwiązywanie bieżących trudności, ale i n a działania nastawione bardziej perspektywicznie. W naszych badaniach bowiem odnotowaliśmy przykłady przekazywania m łodem u pokoleniu postawy wycofa­ nia, co może mieć istotne konsekwencje dla funkcjonowania dotkniętych biedą jednostek i rodzin w przyszłości. Zagraża im trw ała marginalizacja.

Ś w iat in s ty tu c ji w ż y c iu b ie d n y c h rod zin

„Może opieka nie da zginąć”

(kobieta, 4 3 lata, m atka wielodzietnej rodziny z byłego PGR-u)

Rola świata instytucji w życiu rodzin dotkniętych ubóstwem,

Powiązane dokumenty