• Nie Znaleziono Wyników

Przede wszystkim (choć to może oczywiste) zaznaczę, że Dyktanda są naprawdę dyktandami. Lem starał się z chłopcem przećwiczyć kolejne ortograficzne problemy, na przykład pisownię „rz” i „ż”:

Pan Szczypiorek zdjął komżę, strzepnął z tużurka gęsie pierze [9]9;

„rz” i „ż” oraz „u” i „ó”:

Trzymając nóż, nurek zanurzał się, a meduzy nóżkami […] Nurek, sta-nąwszy na pokładzie, zabulgotał i widząc poprzez pęcherze powietrza muskające hełm małe rybki, rzekł sobie: „Nuże, do roboty!” Oskardem rozpruł zmurszały… [13];

„rz”, „ż”, „sz”:

Z workiem pełnym żelaza przeszedł żebrak, a za nim rzeźnik, rzekomo przez policję poszukiwany. Surdut miał dziurawy jak rzeszoto. W rynsz-toku żmija na żółwiu siedziała i jadła bułkę z żółtkiem [24];

„-łszy”, „-wszy”:

Diabli młynarza brali. Pierwszy, wraziwszy mu widły w krzyże, ciągnął.

Drugi, zagryzłszy młynarzową, doduszał kocura [10].

Metodycznie były nie najlepsze, bo absurdalna treść zapewne tak absorbowała piszącego, że na formę nieomal nie zwracał już uwagi – ale nimi były. Upada zatem cytowana wyżej teoria, że Lem dyktował a vista,

9 W przypadku przytaczania większych fragmentów będę podawał liczbę porządkową dyktanda, natomiast cytując pojedyncze wyrazy i wyrażenia, nie będę wskazywał dokładnej lokalizacji.

bo stosowne „słówka” trzeba sobie najpierw zgromadzić. Już bardziej prawdopodobne, że całkowicie swobodnie „wypływał mu z ust” potok gatunkowych parodii oraz stylistycznych/retorycznych konceptów i kalk.

Pod względem stylistycznym duże znaczenie miała już swoista, sztuczna melodyka tekstów, bo takie „ortograficzne” nagromadzenie głosek identycznie brzmiących (choć inaczej pisanych) w zwykłej, a tym bardziej potocznej wymowie zapewne rzadko się zdarza. Tekściki są więc niekiedy wydatnie zrytmizowane czy też zinstrumentalizowane głoskowo – wtedy, kiedy miałoby to służyć nauce ortografii, i wtedy, kiedy Lem po prostu wpadł w zapał (na przykład10 congregatio: W starym młynie skrzypiało, chrzęściło i piszczało [10]). Pojawiają się liczne rymowanki, znane miłośnikom Lema choćby z Cyberiady, a tu czasami wręcz nie-opanowane. Lem preferuje pełne, żeńskie rymy:

Ministrant w komży dał w łeb wikaremu z Łomży [39]; Przeleciały trzy pstre przepiórzyce przez trzy pstre kamienice [2]; Pocałujta w ucho wójta! [6],

niekiedy częstochowskie:

Poczułem, że mam zmęczone pięty, podniosłem więc wzrok ku niebu i ujrzałem spiętrzone odmęty [4]

i potrafi je powtarzać parokrotnie, na przykład trzy, siedem razy na prze-strzeni dwóch, trzech zdań:

Pewna wróżka obok łóżka, patrzy, widzi, leży gruszka [29]; Siedział kurek pośród biurek, obok niego piesek Burek. Piesek Burek miał sześć córek, szedł na wzgórek z rojem kurek [29]

10 Jeszcze inne przykłady, wybrane spośród wielu: W kałuży krwi leżał trup świeży [1]; Przybywszy, zobaczyłem trzy wszy [4]; Wetknął więc sobie kciuk do gardzieli i wybornie ją wychędożył [9].

jak w dyktandzie 29, w całości opierającym się na rymowankach. Również aliteracja w rodzaju: pieczone przepiórki popuszczały w locie [5] może

„zorganizować” całe dyktando11.

W ulubionych, nawet już leksykograficznie opracowanych (Krajewska 2006) zabawach morfologicznych ograniczał Lema fakt, że omawiane teksty były rzeczywistymi dyktandami. Nie mógł przecież uczyć orto-grafii na podstawie neologizmów przez siebie wymyślanych, a zatem wyrazów nieistniejących w słowniku. Ograniczył się, zapewne z żalem, do umyślnych błędów frazeologicznych (Tam odbywać się będą specjalne obostrzone dyktaty o chlebie i wodzie [54]), fałszywych etymologii (Wymy-śliłem naukę o pływaniu w cebrze. Stąd pochodzi cybernetyka [55]12). Nic nie stało na przeszkodzie modyfikacjom tylko w wypadku frazeolo-gizmów. Można je było przewrotnie zdeprecjonować (Czym skorupka nasiąknie, tym pupka cuchnie [39]) lub potraktować dosłownie (Diabli młynarza brali. Pierwszy, wraziwszy mu widły w krzyże, ciągnął [10]).

Podobną, choć w zasadzie już leksykalną zabawą było aktualizowanie (dzięki nietypowemu kontekstowi) nie tych odmian znaczeniowych, których czytelnik miałby się prawo spodziewać. Na przykład po akcie ludożerstwa uczestnicy,

wspominając wieczerzę, wykrzykują: „Jakiż to był dobry, delikatny i lekkostrawny człowiek!” [37].

11 Na przykład: Brudu brutto było pięćdziesiąt dekagramów. Brukwi brunatnej, bryn-dzy i buraków brakło. Burzany brązowe od słońca broczyły balsamem. Brudny brutal bronował łąkę. Barany jadły bób, bumerangi stukały w burty statków, a ból doskwierał bocianom [11].

12 Albo: Pewien karzełek wracający z wyjazdu służbowego dostrzegł męki olbrzyma i doznawszy litości, wykopał dół z palem zaostrzonym, do którego słoń wleciał jak niepyszny. W ten sposób powstała słonina [8].

Dwa pierwsze wyrazy gradacji dobry, delikatny mogłyby wskazywać na cechy moralne i charakteru, dopiero trzeci, najmocniejszy (jak to w gradacji) – lekkostrawny – tworzy kontekst wskazujący na to, jak należy odczytać poprzednie epitety.

Słownictwo Dyktand jest w dużej mierze efektem leksykalnej stylizacji.

Lem przywoływał, jak sądzę, po prostu język tekstów, które w dzieciństwie i młodości czytał w szkole albo dla rozrywki. Stąd, dyktując – sięgał to do młodopolszczyzny z jej poetyzmami i patosem (Zamajaczył okręt zatopiony; Potężne tęchliny przemagają, a wąż, jęty szałem; Hej! Smęt leżał; ostrze wypadło z omdlałej dłoni; nuty diabelskiego pienia; jeno się czochrał zadem o potężne odrośle), to do – równie młodopolskiej – góralszczyzny (Dujawica śniegiem prószyła. Wierchy stały we mgle,

halny łamał smreki, jak zwykle zimą w Tatrach [46], a potem: krzesanica;

portki parzenicami haftowane; kępy tataraku i zmarzniętej kostrzewy), powieści historycznych typu sienkiewiczowskiego (ciżmy okrutnie twarde;

wraża jucha; pieśń luba; wybornie wychędożyć; chędogo; lico; widzieć się w opresji) albo do słownictwa, o którym mówi się w szkole (cicho-stępy), czy lektur szkolnych (prababka dzika i plugawa). Trafiłem także na pastisz Niezwykłych przygód Barona Münchhausena (Pochodziwszy po ogrodzie, a nie doczekawszy się wampira, wracałem właśnie stępa, gdy koń mój, przysiadłszy na zadzie, zagryzłszy wędzidła i pierdnąwszy ze strachu, poniósł. Nie straciwszy zimnej krwi… [6]), ale czy Lem czytał je w szkole – trudno powiedzieć.

Stylizacja (a Lem stosuje ją przecież, ilekroć parodiuje jakiś gatunek literacki czy użytkowy, o czym za chwilę), sięganie do nieeleganckich pokładów słownictwa, jak w przypadku pierdnąć w powyższym cytacie, służy Lemowi – na równi z budową charakterystycznych, kontrastowych sytuacji, do tworzenia groteskowego, a czasem komicznego „świata na opak”.

Lem zatem posługuje się zwykłym, pieprznym komizmem, np. Znany jest wypadek pewnego Eskimosa, który dopiero po dwudziestoletnim małżeństwie zorientował się, że jego żona jest obcym mężczyzną [17]13, ale najczęściej rzeczywistość, nieustannie obrażająca nasze poczucie decorum, groteskowo potwornieje. Jeśli rozpatrywać tylko stylistykę – oznacza to, że posiadanie przez rzeczywistość Dyktand takiej a nie innej postaci jest uwarunkowane czy też wyznaczone przez następujące estetyczno-stylistyczne, kontrastowe efekty:

1. Kontrast uzyskiwany przez użycie w opisie leksemów i wyrażeń o przeciwstawnej stylistycznej i aksjologicznej wartości: szla-chetnych i nieprzyzwoitych, wskazujących na piękno i brzydotę, odświętnych i trywialnych, rzadkich i banalnych, literackich i potocznych etc. Na przykład (formy kontrastujące wypisuję w nawiasach):

Najszlachetniejszym spośród kręgowców jest padalec [19] (najszlachet-niejszy – padalec);

Królem zwierząt jest tchórz, także śmierdzielem zwany” [21] (król – tchórz – śmierdziel);

Tymczasem powiała świeża morska bryza. Trup kapitana, majesta-tycznie opuchły, krążył u brzegu, wywalając na Robinsona sczerniały jęzor. Rekiny, spróbowawszy go, wypluły niestrawne kąski i odpłynęły podrzucane czkawką [34] (świeży – trup; majestatycznie – wywalać jęzor – czkawka);

13 Inne przykłady: Słaniający się słoń tłamsił trzciny, niebo zasłaniał rozcapierzonymi uszami, trąbą bębnił po żebrach, tupał, stękał aż ziemia drżała, a desperacja ta spo-wodowana była przez pewną pluskwę drzewną, która wyrzucona przez gąsienicę z mieszkania, osiedliła się pod jego ogonem [8]; Jurek, uganiający się za motylami z siekierą, napotkał duże trudności i poślizgnąwszy się na szyszce, uderzył się obu-chem w czoło. Ponieważ jednak był grubokościsty i miał wodogłowie, uderzenie to wywołało jedynie lekki chlupot [52].

Znalazłem się u wrót haremu, gdzie sułtan, padłszy mi do nóg, zawołał – „Pocałujta w ucho wójta!” [6] (sułtan – wójt, padać do nóg – pocałować

w ucho);

Kat, natłuściwszy stryczek, zapewnił delikwentkę, że wszystko pójdzie jak z płatka [36] (kat, stryczek – pójść jak z płatka);

Oddaliłem się przeto i nie wiem nawet, czy mój poprzednik wzbogacił kolekcję umarlaków [60] (wzbogacić, kolekcja – umarlak).

2. Prowadzący do absurdu kontrast znaczeniowy – na przykład w ramach jednego zdania, jak w wypadku jednego z powyż-szych przykładów, gdzie sułtan równocześnie błaga kogoś o coś rzuca się do nóg i tego kogoś lekceważy (woła, żeby go w ucho pocałowali). Inne przykłady:

W kałuży krwi leżał trup świeży, lecz sztywny [1] (zesztywnienie pośmiertne następuje po jakimś czasie – 2–4 godziny – więc trup sztywny już nie jest pierwszej świeżości);

Dentysta wyrywa zęby obcęgami, a na ich miejsce wstawia, co się pod rękę nawinie [22] (owszem, wyrywa, ale wstawiać nie może – przynajmniej tak było, gdy powstawały Dyktanda);

Eskimosi, znakomici rybołowcy, zamiast więcierzy używają widelców [17] (widelec to nie więcierz – podobieństwo formy brzmieniowej nie oznacza podobieństwa użytkowych funkcji);

Największymi przyjaciółmi człowieka są owady leśne, biurowe i domowe [48] (fałszywa klasyfikacja);

Mając lat sześć, wpadłem pod pociąg. Lokomotywa, zgruchotawszy mi zęby mleczne, wykoleiła się [56] (dziecko nie jest silniejsze od lokomotywy);

Gdy słonina wzejdzie, trzeba krowie dójki nią wysmarować [18] (wschodzą zboża, rośliny);

Przypuszczano, że rozbitek ostatni zjadł sam siebie. Zastanawiające, że spożył się na surowo i bez soli [28] (tego naprawdę nie da się zrobić i nie brak przypraw tu zastanawia – absurdalne opisano więc jak oczywiste).

3. Kontrast między formą podawczą a istotą rzeczy opowiedzianej czy opisywanej. Rzecz występuje w paru odmianach:

• Opowiedzenie w formie spójnej historii ciągu wydarzeń niepołą-czonych związkami przyczynowo-skutkowymi:

Wentylator pękł z trzaskiem, trzasnął też wał korbowy. Rozleciała się karoseria, w skrzynce biegów kocięta uciekały przed szczurem. Wskutek bezkrólewia zabrakło benzyny, a chartom wrzody rzuciły się na grzbiety szczególnie. Drużyny strzeleckie zażerały się szparagami. Kuśnierz na przyzbie powiedział do wuja: „Uważaj, bo uśniesz”. Wuj tokarz rzekł:

„Orzeczenie ciekawe, istny orzech do zgryzienia”. Brzydka brytfanna cuchnęła stęchlizną. Nagniotek ciotki spuchł, więc okładała go łopuchem, a kiedy skonała, oblaliśmy truchło terpentyną i wyglancowaliśmy nim podłogę [16];

Pewien zakatarzony Tatar, natarłszy sobie pięty w czasie jazdy konnej, zamienił psa wyżła na beczkę ogórków kwaśnych [58];

Kto nie ma anioła stróża, może robić, co mu się żywnie podoba. Kiedy diabli strajkują, grzesznicy mają ferie. Krupki rzucone na wrzątek toną, wołając: „Ratunku!”. Patrząc zmrużonymi oczyma w oka rosołu, można go zahipnotyzować [42].

• Wprowadzenie fałszywych związków przyczynowo-skutkowych:

Jeden tylko mankament dostrzegłby baczny obserwator w postaci detek-tywa: był bez spodni, ponieważ na odgłos strzału wybiegł ze swej sadyby, w której spożywał właśnie barszcz z uszkami. Jak wiadomo, potrawę tę należy jeść dwoma sztućcami i koniecznie bez spodni [1].

• Kontrast między dokładnością opisu a „ważnością” tego, co się opisuje, który pojawia się w wypadku zbytniej szczegółowości (podkreślam nagromadzenie, które można by było zastąpić jednym wyrazem lub wyrażeniem o ogólniejszej treści):

Pewien chłopiec, sporządziwszy z porzeczek, drożdży, kości oraz kleju stolarskiego kwas chlebowy, rozlawszy go do butelek, zakor-kował. Pierwszego dnia wypił litr kwasu i dostał rżnięcia brzucha [40];

Móżdżek mojej przyjaciółki, jej rączki, brzuszek i nóżki pokryte są szczecinką, co do mnie – jestem tylko nieznacznie kostropaty. W dzie-ciństwie cierpiałem na szczękościsk, padaczkę, wodogłowie i czkawkę [15];

Kula niezwykłego kalibru uczyniła poważne spustoszenia w jego zębach trzonowych, małżowinie oraz w móżdżku, który wyciekał teraz miarowymi kroplami na łopuchy i zeszłoroczny numer „Przyjaciółki” [1];

sokół, przeleciawszy nad wierzchołkami sosen, zauważył kolejno buty źle podzelowane, zelówki dziurawe, mnóstwo pierza, rozbitą f laszkę, kadłub wypatroszony, spuchnięty żołądek oraz wiele innych drobnostek na pobojowisku [12].

• Kontrast wywołany niestosownością porównań, kiedy człon porów-nujący i porównywany nie mają w zasadzie żadnych wspólnych znaczeń, albo mają znaczenia (konotacje) charakteryzujące się kontrastem:

Łotr pewien, uwiódłszy dziewicę, pozostawił ją z bliźniętami i zbiegł.

Płacząc rzewnie, nieszczęsna goniła go, aż poodpadały kółka wózka dziecięcego [64] (uszkodzenie wózka ma się nijak do cierpienia kobiety);

Wokół bieguna południowego panuje mróz tak dojmujący, że każdy, kto oddaje mocz na świeżym powietrzu, przymarza do ziemi [65] (tu obja-śnienie absurdu sytuacji pozwalam sobie opuścić);

Tymczasem nadeszła jesień, głóg poczerwieniał od przymrozków, trupy na cmentarzu szczękały zębami [16] (to znaczy było tak zimno, że było bardzo zimno nawet zimnym trupom, które nic przecież nie czują).