• Nie Znaleziono Wyników

na zapanowała radość i wesele. Jednak był to jakiś sztuczny zapał — brzemię ciężkich trosk przygniatało

IV. W SZKOLE RYCERSKIEJ

Ziściło się nareszcie gorące pragnienie Tadeusza, W stąpił do św ieżo założonej w W arszaw ie szkoły r y ­ cerskiej. Był to pam iętny w jego życiu dzień 18 grud­

n ia 1.765 roku.

W edług ro zk azu k ró la ta k zw ana „lejbkom panja k a d e tó w “ pow inna b y ła sk ład ać się z c z te re c h kom pa­

ni) grenadjerskich i dw óch d ra g o ń sk ic h .1)

K om endantem m ianow ał S tanisław A ugust gene­

ra ła ziem podolskich ks. A dam a C zartoryskiego, sobie pozostaw iając głów ne dow ództw o, a n a znak sym patji dla rycerskiej młodzi, przyw dziew ał chętnie ich b a rw ­ n y m undur,

T adeusz był te ra z sm ukłym , dziew iętnastoletnim m łodzieńcem , — W esoły, um iejący jednak zaw sze h a ­ m ow ać sw ą w rodzoną żywość, o ujmującem , bystrem

1) Rozkaz datowany 19 czerwca 1765 r, (Następnie 19 lutego 17.66 połączona została lejbkompanja z kompanją artylerzystów

w jeden korpus zwany „lejbkorpusem kadetów“).

79

spojrzeniu, miał dar szybkiego orientowania się, a w gło­

w ie pełno pom ysłów i pragnień, skierowanych ku c e ­ lom szlachetnym, a dobro ukochanej ojczyzny mających przedewszystkiem na celu.

Radość, że nakoniec znajduje się w Warszawie., w tem sercu Polski, iż przyjęto go do szkoły rycerskiej, pomimo że przedstaw iało'to znaczne trudności, z po­

wodu ograniczonej w ielce liczby kadetów, upajała go wprost i budziła zapał niesłychany.

Okazałe mury pałacu Kazim ierzowskiego, 1) do którego wiodła kamienna brama, w ydaw ały mu się ja­

kąś świątynią, poświęconą m ęstwu i cnocie, czemś, o czem nieokreślenie marzyło oddawna jego serce go ­ rące, m iłością dla kraju przepełnione.

W tym to niegdyś królewskim gmachu miał on przebywać pod oknem j. królewskiej mości i księcia generała, miał się w yszkolić w rycerskiem rzemiośle, uczyć się inżynierji wojskowej, fortyfikacji, obeznać z taktyką zapomocą m anewrów, a przytem słuchać w ykładów matematyki, historji, języków, prawodaw­

stwa, nauk społecznych,

Radby był jednym tchem wchłonąć w siebie tę otchłań wiedzy, która przed nim się otwarła!... W cho­

dził w życie z całą m łodzieńczą wiarą w najwznioślej­

sze ideały, z gorącem pragnieniem osiągnięcia tych wszystkich obywatelskich, patrjotycznych celów , ku którym zdawało mu się, że dąży cała ówczesna, zacnie myśląca i św iatła część narodu, aby „w opłakanym sta­

nie znajdująca się ojczyzna zaludniła obywatelam i gor­

liwymi o jej sław ę, o pow iększenie jej m ocy wew nętrz­

nej i poważania postronnego“, jak pisał w przedmowie swej do historji nauk wyzw olonych ukochany przez Ta­

deusza komendant ks, Adam,

1) Gdzie się mieści obecnie uniwersytet.

80

Gdy po raz pierwszy rosły brygadjer o marsowej lecz pociągającej twarzy rzekł do nowo przybywające­

go kadeta;

— Idź waćpan za mną, przedstawię waćpana wszystkim oficerom korpusu, a następnie zapoznam z kadetami,— jakiś dreszcz radosnego niepokoju wstrzą­

snął nerwami Tadeusza,

Subordynacja wojskowa i ta nowa atmosfera, w ja-r kiej się nagle znalazł, rozbudzała w nim coraz bardziej ducha rycerskiego.

Zdawało mu się chwilami, że szumią mu skrzydła husarskie u ramion, to znów jakieś cienie starożytnych bohaterów otaczały go wielkiem kołem i wychylając się ku niemu z mroku, szeptały niepojętych zaklęć słowa,

W szkole rycerskiej wiedziano już, że Sosnowski robił starania o um ieszczenie młodego Kościuszki u kró­

la, pochlebne o zdolnościach m łodzieńca wypowiadając zdanie, przyjęto go w ięc uprzejmie i życzliwie.

Barwne, czerwone kurtki kadeckie, rozsypane tu i owdzie po wielkiej sali, do której wprowadzono Ta­

deusza, zrobiły na nim wrażenie purpurowych maków polnych, mile nęcących oko,

— Jakże ich dużo jest tutaj! — zawołał, ogarniając spojrzeniem zebranych.

— W szystkich kadetów jest w tej chwili siedem ­ dziesięciu ośmiu. W aćpan będziesz siedemdziesiątym dziewiątym — odrzekł brygadjer — a wkrótce dojdzie­

my, być może, do dwustu — dodał z pewnem uczuciem radosnej du m y.1)

Z okien sali był widok rozległy na W isłę i Pragę, Za pałacem znajdował się plac obszerny, część jego,

wy-1) W pactach conventach Stanisława Augusta komplet ozna­

czony był na dwustu kadetów, jednak nigdy liczby 80-ciu nie prze­

szedł, z powodu braku funduszów.

Wi'kIz n a r o d u , — 6 81

żej położona, dzikiem i kasztan am i w k ilk a rzędów by­

ła zasadzona, drugą zaś niższą przeznaczono n a ćw i­

czenia w ojskow e k ad etó w , w godzinach zaś w olnych od nau k i ku zabaw ie m łodzieży.

Snopy słonecznych prom ieni zalew ały w tej chwili całą salę. Słonecznie te ż T adeuszow i było w duszy w te n m roźny, pogodny po ran ek . W szystko w ydaw ało mu się piękne, szlachetne, w spaniałe, czuł się p rze jęty do głębi w ażnością chwili.

W e stc h n ął gorąco w duszy do Boga, aby mu dopo­

mógł być jednym z pierw szych w szeregu zacnych i dzielnych obyw ateli, jakim i szkoła ry c e rsk a m a k raj przyozdobić.

K adeci ciekaw em spojrzeniem zm ierzyli nowego tow arzysza.

— P rzed staw iam w aszm ościom now ozaciężnego k a d e ta — rz e k ł brygadjer, a następnie, zw racając się do T adeusza, zap y tał ciszej:

— Czy w aszm ości znaną jest p rzy ję ta form a pow i­

tan ia ?

T adeusz skinął głową, brygadjer jednak, jakgdy- by niezupełnie dow ierzając, poddaw ał mu w pół gło­

śnym szeptem słow a:

— Polecam siebie przyjaźni w aszm ość panów , b ę­

dę się s ta ra ł n a nią zasłużyć przez przyw iązanie do m o­

ich pow inności, przez aplikację, 1) p o stę p k i czułe, ści­

słe zachow anie p u n k tu honoru, gorliwość do korpusu całego. W inszuję sobie, że m am honor być k adetem .

Tu n a stą p iła p rez e n ta c ja i uścisk kolejny, jak w y­

m agał tego „form ularz przyjm ow ania k a d e tó w do now i­

cjatu".

N astępnie brygadjer zaprow adził T ad eu sza do imci p ana d y re k to ra nauk, n a egzam in, k tó ry się pow iódł w ielce pom yślnie.

1) Pilność.

O dw iedzano każdego zosobna nauczyciela szkoły ry ­ cerskiej, i trz e b a było najpokorniej polecić się jego s ta ­ raniom , obiecując solennie „aplikację" i posłuszeństw o.

N azajutrz m iały się rozpocząć w ykłady i zajęcia w szkole kadetów .

Tym czasem T adeusz w tow arzystw ie kolegów u dał się n a zw iedzenie całego gmachu.

— Z apew ne w aćpanu w iadom e jest, że korpus dzie­

li się n a c z te ry brygady? -— zagadnął W ojtek K onarski, k tó rem u now oprzybyły jakoś odrazu przy p ad ł do serca.

— K ażda zaś podobno liczy dw udziestu k ad e tó w ■— o d rzek ł T adeusz pośpiesznie, rad, że go nie poczytają za ignoranta przybyłego z zaścianka.

— B rygada m a dw óch przełożonych, brygadjera i podbrygadjera. Obsługuje ją dw óch ordynansów . K ażda brygada m a oddzielną sypialnię. O to w łaśnie wchodzim y do naszej.

S ala b yła rozdzielona na c z te ry części; w dwóch m ieściło się po sześciu — w dw óch innych po czterech k ad etó w . K ażdy m iał przy łóżku sw oją sk rzynkę z rz e ­ czami, u drzw i w chodow ych znajdow ała się tab lic a z n a­

zw iskam i k adetów , składających brygadę. W nocy la­

ta rn ia w isząca ośw iecała obszerną salę.

Łóżko podbrygadjera znajdow ało się pośrodku, tak, a b y w każdej chwili mógł w idzieć każdego z m łodzieży i czuw ać n ieustannie nad ich spraw ow aniem .

Był też w każdej brygadzie jeden gefrejter, z pośród uczniów w yb ran y i odznaczający się dobrem p o stęp o w a­

niem, Z rogu sypialni prow adziły schody na górne piętro, gdzie m ieszkali brygadjerow ie.

Pościel k a d e ta sk ła d a ła się z siennika, koca do okry­

w ania się i w ałk a zam iast poduszki. U branie codzienne b yła k u rtk a czyli kolet z grubego, ponsow ego sukna z białem podszyciem , m osiężnem i guzami i granatow em i

obszlegami. Żle uczący się i św ieżo przybyli nosili białe obszlegi.

— Za dobre spraw ow anie się dostaje k a d e t m ały epolecik złoty, z dw om a paskam i, — rze k ł W ojciech, objaśniając T adeusza, k tó ry niezupełnie jeszcze w te szczegóły w tajem niczony, spoglądał ciekaw ie na pew n e różnice w um undurow aniu kolegów .

— A jak w aćpan sobie zasłużysz — dodał w esoło inny k a d e t, — to ci jeden p a sek ujmą, bo epolecik z jed­

nym paskiem w ięcej w a rt u nas, niż z dwom a! ,

— A dalej — dodał W ojciech, — m edal sre b rn y za pilność, — potem i złoty dostać można., jak się kom u po­

szczęści.

— Nie od szczęścia to w cale, jeno od pilności w asz- m ościów całkow icie zależy, — w trąc ił podbrygadjer, k tó ­ ry w yrósł nagle jak z pod ziemi, tuż poza plecam i m ło­

dzieńców , — M ech w aszm ościow ie now icjuszow i fał­

szyw ych inform acji nie udzielają — dodał nieco surow o, W ojciech w zruszył ram ionam i, a gdy podbrygadjer oddalił się, szepnął poufnie:

— Zaw sze ta k gdera z urzędu, zdaje m u się, że gdy­

by argusow em okiem nas nie śledził, Bóg wie, coby się tu ta j działo.

— Od św ięta m am y strój inny, — dodał z p e w n ą dum ą p iękny elegancki k ad et, przyłączając się do roz­

mowy, — frak i g ranatow e z lepszego sukna, z ponsow e- mi wyłogam i i przy boku m am y szpady. A gdy przy tro ­ nie w a rtę trzym ać w ypadnie, lub łask aw ie w baliku ja­

kim uczestniczyć dozwolą, — m am y p aradny ex tra-m un- dur: k o le t i spodnie z białego sukna, do tego p a tro n tasz i bandolin n a zaw ieszenie pałasza, aksam itne ponsow e, galonam i złotem i bram ow ane, i k a szk ie t aksam itny ta k ­ że w ielce ozdobny.

T adeusz słuchał uw ażnie uprzejm ych objaśnień no­

w ych tow arzyszy, jednak dziw nem mu się wydawało.

nieco, że ta m łodzież ry ce rsk a ta k w ielce zdaje się być w stroju rozm iłow ana i ta k ą mu nadaje doniosłość.

— A w aćp an um iesz tań czy ć? — z a p y ta ł nagle k a ­ d et O rłow ski — bo u nas tu są przedni tancerze!

— A czy w aćpan sądzisz, że n a Litw ie tylko niedź­

w iedzi tańczyć uczą — o d rzek ł T adeusz z tro ch ę cierp ­ kim uśm iechem ,

— Oho! — w gorącej w odzie w aćpan kąpany — za­

śm iał się O rłow ski. — W iedz, że u nas, — dodał uprzej­

m iejszym tonem — byw ają baliki — i te ra z w czasie św iąt m am y nadzieję zabaw ić się setnie!

— A jak to niem iło człow iekow i, — dodał G ranow - ski — kiedy ta k po w esołej zabaw ie, o szóstej rano do­

bosz bębnem , a fajfer piszczałką pobudkę ci grają, ob­

chodząc w szystkie brygady.

— B rrr! — w strząsn ął się O rłow ski — nie gadaj n a ­ w et! T a k się śpi słodko, a tu n araz te piekielne h ałasy—

i zryw ać się trż e b a na rów ne nogi, to aż desp eracja ogar­

nia!

— Ha, jak trz e b a — to trz e b a,— odrzekł T adeusz — nie dla zabaw y, lecz dla ćw iczenia się w służbie i z ap ra­

w iania w w ytrw ałości, szkołę się przechodzi,

Z w aćp an a pew no będzie służbista nielada!., — rzucił W ojciech K onarski, przyglądając się bacznie T a­

deuszowi, jakby chcąc go w yrozum ieć.

— A no, zobaczym y. M am pełno dobrych chęci, da Bóg, że się jakoś w drożę do nowego życia.

— A poznał już w aćpan sk ład naszych m istrzów ?

— A jakże — u każdego byliśm y kolejno, a tylu ich w idziałem — dodał Tadeusz, — że sobie jeszcze jasno sp ra w y nie zdaję, co k tó ry z nich w ykłada.

— M usonius — łacinę nam w e łby kładzie. Geom e- trję — M ichałow ski, a r c h ite k tu r ę — Łaski. G av ard fran- cuzczyzną karm i, K ries — to niem czura, — p łatam y mu figle, jak się uda, a już co czasem urządzają W

eidlicho-wi, w ykładającem u niem iecki w pierw szej, to boki zry­

wać! D ostaje się też chłopcom za to — ale nie n a w iele się przyda. R ysunki m ieć w aćp an będziesz z M ullerem .

— A cóż to znaczy? — p rze rw a ł nagle Tadeusz, gdyż w chodzili do ogromnej sali, w sam ym środku p ałacu położonej, gdzie go u d erzył w idok drew nianego, n a tu ra l­

nej w ielkości, sk ó rą pow leczonego konia,

— Przyjrzyj się w aszm ość zbliska, konisko m a nogi w ysuw ane z dziurkam i, w k tó re , dla nad an ia wyższej m iary, w k ładają się kołki żelazne.

— W praw iam y się do „w oltyżerow ania“. S ala jest ta k duża, że ogrzać ją dobrze niesposób — w ięc niem a co m edytow ać, lecz tylko zażyw ać tu w czasie re k r e a ­ cyjnym fech tu n k u i w szelakiej ruchliw ej zabaw y, aby k rew nie sk rzep ła. Tu bywNają lekcje tańców , a tak ż e i sk ładkow e baliki m am y dozw olone. To są najlepsze chw ile — szepnął poufnie G ranow ski.

— P rzy jedzeniu zato pow inno być cicho. A p raw i­

dła obyczajności czy znane są w aćp an u ?

T adeusz spojrzał n a pytającego, z le k k a brw i m ar­

szcząc, gdyż w żartobliw ym tonie kolegów drgała jakaś filu te rn a n u tk a.

— M ożesz być w aćp an jak najprzystojniej chow any od kolebki, to go jednak nie uw olni od słuchania codzien­

nie przed obiadem aż do znudzenia tych oto praw ideł, w ypisanych n a tab lic y k u w iecznej rzeczy pam ięci,

— Czytaj w aćpan, — dodał W ojciech — w chodzim y w łaśnie do sali jadalnej. C ztery sto ły n a k ry te — k ażda brygada zasiada oddzielnie. Po benedykcji, k tó rą jeden z nas mówi po łacinie, czy tają się owe sześć punktów obyczajności, jako to: Łokci n a stó ł nie kłaść. W idel­

cem w zębach nie dłubać. Ł yżkę z u st w yjętą nie k łaść n a półm isek, i t. d.

T adeusz rozśm iał się szczerze.

— A leż to chyba do najm łodszych tylko stosują się te przestro g i?

— W cale nie, każdy codziennie w ysłuchuje ich z n a ­ m aszczeniem — zachichotał O rłow ski,

G dy już m niej w ięcej T adeusz obejrzał głów ne sale i klasy, gdzie n a drzw iach p rzy b ite były tablice z w ypi­

saniem porząd k u nauk, u d ał się do przeznaczonego mu oddziału, aby się tam zainstalow ać.

Po p a ra m iesiącach odbyła się uroczystość, w k tó ­ rej, jako now o p rzy jęty k a d e t, w obecności całego k o r­

pusu m iał w ypow iedzieć obow iązujące przyrzeczenia.

W łaśnie p rzy p a d a ła niedziela, w yznaczana zw ykle na uroczyste obłóczyny m unduru, aby w dzień pow szed­

ni nie odryw ać k ad e tó w od zajęć,

T adeusz w ysłuchał n a klęczk ach m szy św iętej w k a ­ plicy — n a stęp n ie ksiądz w pow ażnych a serdecznych słow ach w y k ład ał m u św iętość obow iązków w zględem Ojczyzny- K adeci byli w szyscy w p arad n y ch g ran a to ­ w ych m undurach, w rę k u trzym ali k a szk ie ty ze strusie- mi pióram i i cyfrą królew ską. R ozpoczęła się cerem onja na dziedzińcu p rze d szkołą.

— Czy w iesz w aćpan, jakiego zgrom adzenia b ę ­ dziesz m iał honor być członkiem ? — zap y tał brygadjer.

—- Zgrom adzenia, utrzym yw anego kosztem Ojczy­

zny — żeby w ychow yw ać do jej usług obyw ateli, — od­

rz e k ł T adeusz głosem pew nym i stanow czym , w yuczyw ­ szy się p rze d tem w ym aganych odpowiedzi,

— P rzez co będziesz się w aćpan s ta ra ł być godnym zaszczytu być Ojczyzny w ychow ańcem ?

— P rzez aplikację w nabyw aniu w szelkich w iado­

mości, k tó reb y m mógł n a jej usługi pośw ięcić,

— W aćp an bierzesz uroczyste obow iązki w p rzy ­ tom ności zgrom adzonych kolegów : być cnotliw ym i odważnym , a gdybyś o tem zapom niał, w stydem się

87

okryjesz i niegodnym będziesz m ieścić się w ich liczbie.

Czego w aćp an żądasz?

— Byłem ta k szczęśliw ym ;— re c y to w a ł z głębo- kiem w zruszeniem T adeusz — że osądzono mię godnym noszenia m unduru korpusow ego i staw am te ra z z proś­

bą, abym m ógł być uzbrojony.

— M aszże w aćpan szczere przedsięw zięcie tę broń, k tó rą odbierzesz, zaw sze zażyw ać na obronę O jczyzny i honoru?

— Nie inne jest przedsięw zięcie moje.

S prezen to w an o broń.

D onośny odgłos bębna rozległ się jednocześnie, a najstarszy oficer p rzy p a sa ł T adeuszow i pałasz i po­

dał karabin,

T adeusz zbladł pod w rażeniem tej uroczystej chwili, cała k rew , zdaw ało się, zbiegła m u do serca, k tó re biło jak m łotem . Dla niego to w szystko, co m ówił, nie było czczą form ą, on z głębi duszy p o w ta rz a ł k ażde słowo, do­

dając w m yśli przysięgę służenia ukochanej Ojczyźnie i w alczenia za nią na śm ierć i życie.

To te ż n a w e t najm niej do pow agi skłonni kadeci, z k tó ry c h n iek tó rzy dość lekkom yślnie z ap atry w ali się n a cały, często już z re sz tą w idziany cerem onjał, uczuli jakiś dreszcz w zruszenia, gdy m łody K ościuszko w ym a­

w iał dźw ięcznym barytonow ym swym głosem te słow a:

— P rzy rzek am braciom moim, zbrojnie zgrom adzo­

nym, że postęp k am i m ojemi ich nie zaw stydzę, ani też nowicjuszom , czekającym n a te n zaszczyt, k tó ry odbie­

ram , nie dam zgorszenia p rzez opuszczanie się w nauce, lub zaniedbyw anie pow inności moich.

W ziął broń n a ram ię, poczem brygadjer z a p y ta ł go:

— O biecujesz w aćpan, że dane tu przy rzeczen ia w pam ięci b ę d ą u niego?

— P rz y rz e k a m n a honor!— zaw ołał Tadeusz, w zno­

sząc głow ę ku niebu, a w oczach jego ognistych zapło­

n ę ły isk ry tak iej głębokiej w iary w moc danego p rzy rze­

czenia, że w szyscy oficerow ie spojrzeli n a m łodzieńca ze szczerem zadow oleniem .

W ieczorem zapow iedziana b y ła „uciecha“ w k o r­

pusie, N a myśl o niej radow ali się już kadeci, zaw sze do zabaw y skorzy i w ielce jej spragnieni, gdyż przy ostrym regulam inie k ażd a rozry w k a b yła dla nich nadzw yczaj p ożądana.

* *

*

R ozpoczęło się dla T adeusza życie pracy uciążliwej i pełnej tru d ó w m ozolnych. U czył się z jakimś gorączko­

wym zapałem , prześcigając w gorliwości w szystkich sw ych kolegów .

O prócz przedm iotów obow iązkow ych i m ustry, znaj­

dow ał jeszcze czas n a rozczytyw anie się w dziełach po­

w ażnych, czerpanych z m iejscowej bibljoteki, a tra k tu ­ jących o zasadach sztuki wojennej, tak ty k i, strategji, bitw ach polowych, fortyfikacji; w szystko to zajm owało jego m łodzieńczy um ysł i pochłaniało k ażd ą w olną chwilę.

T ow arzysze podzielili się n a dw a stronnictw a: jedni serdecznie polubili m łodego Litw ina, drudzy, nie mogąc w ad w ybitnych odnaleźć, u p atry w ali śm iesznostki, lub nazyw ali chytrością i przebiegłością to, co było w nim isto tn ą p o trz e b ą duchow ą i szczerem zam iłow aniem nauki.

T adeusz, aby zyskać w olne godziny do p rac y n a d ­ program ow ej, postanow ił w staw ać w cześniej od innych.

W ydaw ało mu się w ciąż, że tyle jest b rak ó w w jego dotychczasow em w ykształceniu, k tó re gw ałtow nie do­

pełnić należy, ta k szerokie z a k re śla ł sobie plany, że dnia było mu za m ało n a w ypełnienie w szystkich dobrych po­

stanow ień. C hciał p rzy tem koniecznie w yrabiać siłę woli 89

i zm agać się z sam ym sobą. A le tw a rd y sen m łodości nie ta k łatw o da się przezw yciężyć. Um yślił w ięc wejść w porozum ienie z pachołkiem , któ reg o obow iązkiem by­

ło dodnia palić w piecach, i prosił, aby go w jakiś spo­

sób budził co rano, zanim jeszcze dobosz pobudkę u d e ­ rzy.

P achołkow i jednak nie wolno było w ejść do sypialni k ad etó w , T ad eu sz w p ad ł w ięc n a pom ysł oryginalnego budzika: k ład ą c się spać, przyw iązyw ał długi i m ocny sznur do ręki, a że łóżko jego stało w łaśnie nieopodal drzw i n a k o ry ta rz, w ciskał zręcznie w szp arę drugi k o ­ niec sznura, uprosiw szy pachołka, żeby, przechodząc z rana, pociągnął silnie za ów koniec i tym sposobem ze snu go budził.

— Ee! i poco to się zryw ać tak wcześnie — w zru­

szył ram ionam i w esoły p achołek, — Nam co innego — ro b o ta pilna — niechby zaspał k tó ry do czw artej, toby go w achm istrz ta k grzm otnął, że św ieczki-by mu w oczach stanęły! A le panicze kiej m ogą pospać, to i poco robić sobie m itręgę po próżnicy?

— Ba! ty mój J a ś k u nie rozum iesz tego — rze k ł T adeusz — że w łasna, nieprzym uszona w ola to b a t naj­

lepszy, bo skutkuje, a nie boli. O tóż chcę przem óc w so­

bie ospalstw o i sypiać nie w ięcej nad pięć godzin.

W szyscy dzielni i m ężni ludzie, k tó ry c h opisy życia czy­

tam y, um ieli od la t najm łodszych zw alczać siebie, po­

praw iać i doskonalić n ieustannie. Był n a p rz y k ład w s ta ­ rożytności ta k i człow iek, co od n a tu ry się jąk a ł i sze- plenił, a przy dobrej w oli ta k się w praw iał, ta k n a jp rz e ­ różniejszych d o b ierał sposobów , że koniec końców sta ł się jednym z najsłynniejszych m ów ców w G recji. O po­

w iadają o nim, że b ra ł do u st drobne kam yczki i nad szum iącą falą s ta ra ł się przem aw iać, ta k głośno i w y­

raźnie, żeby jednak był słyszanym .

— A to ci był jakiś m ądrala! — zadziw ił się Ja śk o — a proszę łaski, jegomościom to' nie sprzykrzy się ta k cię­

giem ślęczyć nad książyskam i?

— Ja k ż e może się sprzykrzyć, co jest najw iększą radością, co jakby otw iera coraz now e drzw i do z ak lę­

tego sk a rb u wiedzy! G dyby ci ta k pow iedziano, mój Jaśk u , że tam hen! daleko, leży w ielki, w ielki sk arb na dziesięć zam knięty kluczy i że m ożesz go zdobyć, czy nie byłoby ci m iło jedne po drugich drzw i ro ztw ierać i widzieć, że k ażdy k ro k n ap rzód zbliża cię do celu?...

— He! he! he! — zaśm iał się Ja śk o zuchow ato — żeby ta k do skrzyni p ełn y ch złota otw ieran o drogę, to b y się pew nikiem człek pokw apił!

—; W iedza, Ja śk u , to w ięcej niż złoto, bo tego ani ogień, ani w oda, ani złodziej nie odbierze, gdy ją raz so­

bie przysw oisz i w e w łasnej nosisz głowie.

bie przysw oisz i w e w łasnej nosisz głowie.

Powiązane dokumenty