• Nie Znaleziono Wyników

Wódz narodu. Powieść z czasów młodości Tadeusza Kościuszk. - Wyd. 2i

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wódz narodu. Powieść z czasów młodości Tadeusza Kościuszk. - Wyd. 2i"

Copied!
324
0
0

Pełen tekst

(1)

•i * * **. . . .. i,

(2)
(3)

WL-A3 N Z W R Y L S K I O H

(4)
(5)

W Ó D Z N A R O D U

(6)

M. A R C T - ZAKŁAD Y WYDAWNICZE

S p . A k c . w W a rsza w ie.

W A R S Z A W A . K S I Ę G A R N I A . N O W Y - Ś W I A T 35.

O D D Z I A Ł Y I P R Z E D S T A W I C I E L S T W A : G D A Ń S K , T o u r- „ R p c h ”, R y n e k K a s z u b s k i . K A T O W I C E , K się g a rn ia P o lska , P o p rze c zn a 2,

• K R A K Ó W . K się g a rn ia J a g ie llo ń sk a , W i ś l r i a 3.

L U B L I N , M . A r c i i S - k a , K r a k .- P r z e d n i. H . L W Ó W , K s i ę g a r n i a N a u k o w a , ZimorowiczQ_ 17.

Ł Ó D Ź , M . A r c ł i S - k a , P i o t r k o w s k a 105.

N E W - Y O R K , P o l i s h B o o k I m p o r t i n g C°.

P O Z N A N , M . A r ct. K się g a rn ia , p la c W olność'. 7.

R Ó W N E , K s i ę g a r n i a N a u k o w a , S z o s o w a 27.

W I L N O , K się g , S to w .N a u c z. P o lsk., K ró le w sk a 1.

(7)

JERZY ORWICZ

r

PO W IEŚĆ Z CZASÓW M Ł O D O Ś C I

T A D E U S Z A K O Ś C I U S Z K I

W Y D A N I E D R U G I E

Z 6 R Y S U N K A M I M A R J I G A W A Ł K I E W I G Z - C H Y B 1 Ń S K I E J

W Y D A W N IC T W O M. AR C T A W W ARSZAWIE

(8)

D R U K A R N I A M. A R C T A , W W A R S Z A W I E

N . - Ś W I A T 41 1 92 5

<^"r £ ? / A 4 £4.$

I k . Ao, Te,,

(9)

I. W M E R E C Z 0W SZ C Z Y Ź N 1E .

S k w arn y dzień sierpniow y m iał się k u schyłkow i.

M elancholijna litew sk a p rzyroda ro zta cz a ła swój c zar nieuchw ytny, a p o tężny w swej m ajestatycznej p ro ­ stocie.

N ad brzegiem w ąskiej lecz bystrej rzeczki, odcina­

jącej się, jakby m odra w stęga, rzucona na tle zieleni, dw óch chłopców gw arzyło z ożywieniem .

S krom na cicha w ioseczka w idniała nieopodal. By­

ła to M ereczow szczyzna, siedziba imć p a n a L udw ika T ad eu sza K ościuszki, h erb u R och (zdaw iendaw na od ojczystego m ajątk u Siechnow ickim zwanego), m ieczni­

k a Brzeskiego, k tó ry praw em zastaw u w owym czasie

(10)

M ereczow szczyznę 1) od J a n a S apiehy dzierżaw ił, a po~

części był jej w łaścicielem , m ając n a niej zabezpieczo­

n ą dość znaczną k w o tę 2),

Synow ie m iecznika zabaw iali się w łaśnie nad rzecz­

k ą H ryw dą, m ajstrując przy czółnie;

Starszy, sm ukły, la t około p ię tn a stu m ający, zręcz­

n y w ruchach, o w yrazistym i energicznym u st zakroju, m ów ił głośno, z pew nością siebie, tonem wyższości, n ie znoszącym opora.

M łodszy m iał głębokie m yślące oczy, chw ilam i p eł­

n e filuternej w esołości. Nosek, ciekaw ie w górę w znie­

siony, n a d aw ał mu w yraz rezolutny, a zarazem ogrom­

nie ujmujący.

N a drobnej tw a rz y odbijało się, jak w zw ierciadle, k ażd e w rażenie,

— Powoli, powoli, Tadeuszku!,,, Nie ta k gw ałtow ­ nie, bo w szystko zepsujesz,

— A leż Józefku, tobie się zaw sze zdaje, że coś ze­

psuję!,,, M asz m nie za jakiegoś niedołęgę!.,,— oburzył się m łodszy, zaledw ie dw unastoletni chłopak, a w oczach jego błysła uraza,

— Boś ta k i b ąk niesforny!,,, poczekaj!,,, nie rusz!.,.

Czółno przecieka,,. M ów iłem ci, Tadeuszku? że te n twój- ca ca n y T om ek to skończony osieł — niecierpliw ił się Jó zefek ,

1) Dawniej zwana powszechnie w dokumentach „Mereczow- szczyzna" dla odróżnienia prawdopodobnie od Merecza, posiadło­

ści królewskiej nad Niemnem, pamiętnej z powodu zgonu W ła­

dysława IV-go. Mereczowszczyzna, folwark dóbr Kosowskich,., w woj wództwie nowogródzki; m, pow. sł;nitrskim, parafji ko­

sowskiej. Tu urodził się Tadeusz Kościuszko 12 lutego 1746 r. Do­

bra Kosowskie w r. 1890 wyszły z rąk rodziny Pusłowskich i na­

leżą obecnie do ks. Oldenburskiego,

2) Opowiadanie nasze rozpoczyna się w r. 1758

(11)

— O L , zaraz Tom ek!,,, T y zaw sze n a kogoś! M o­

głeś i sam przecie,,,

— Zdałem to n a ciebie, a ty znowu n a Tom ka, ot i m asz te ra z zabaw ę! A do licha!,,. Bodaj to w daw ać się z takim i dziecinkam i!,„ 1),

— Józef, ostrożnie!,,,

— A dzieciuk jesteś, dzieciak szkaradny, a w do­

d a tk u u p arty , jak kozioł!,,. M a tk a dobrze mówi, że to sk a ra n ie Boskie z tak im chłopcem !

T ad euszek w y p ro sto w ał się, jak stru n a, brw i zm ar­

szczył, u sta zacisnął, jakby ham ując uniesienie,

— Słuchaj, Józefie! Od dziś czółno zostanie w y­

łącznie pod tw oją opieką, a ja stanow czo zrzekam się w szelkiego p ra w a do niego.

— Cha, cha, cha!,,. To m i w spaniałom yślność!.,.

O fiaruje mi czółno!,,. D obry sobie.,. — w ołał Jo z efe k , p o d pierając się rę k ą w bok z m iną junacką. Toć p rzecie w iadom o, że jako sta rszy i ta k m am w iększe praw o do w szystkiego!

T adeuszek odw rócił się pogardliw ie od b ra ta , i w y­

jąw szy z zan ad rza m ocno zniszczoną k siążkę, usiadł n a jednym z dużych kam ieni, rozrzuconych nieopodal, i w sparłszy głow ę obu łokciam i — pilnie czytać począł,

Jó zefek ty m c z ase m um ocow ał czółno u brzegu, w y­

c z erp a ł zeń w odę, co chw ila p rzy tem zerk ając n a b ra ta , w ielce gniew ny, że te n nie chce z nim prow adzić dalsze­

go sporu.

W reszcie, nacisnąw szy zaw adjacko czapkę n a uszy, p odszedł bliżej i tonem tro c h ę uprzejm iejszym , lecz za­

w sze w yzyw ającym , zaw ołał:

—■ No, T adeuszku, nie m asz czego się dąsać, boś się zbłaźnił i basta! Dajże już raz pokój z tem i książyskam i, toć ci się już i ta k od nich w e łbie przew raca!,,. Po licha

i) Litewski prowincjonalizm.

?

(12)

to b ie te m ądrości?... N a księdza pójdziesz m oże?... S łu­

chaj Tadeusz!.,, m am p lan doskonały!... Zabaw im y się setnie!,..

T ad eu szek m ilczał, oczy m iał w ciąż w k siążkę utkw ione i zdaw ało się, że nie słyszy w cale, co starszy b r a t m u praw i.

— T adeusz!,., Do k ro ć s e tL . Czy ty chcesz, żebym cię jeszcze p rz e p ra sz a ł? — niecierpliw ił się Jó zefek,

T ad eu szek podniósł sw e duże, m yślące oczy i o d parł żyw o:

-— Chcę przedew szystkiem , żebyś m nie zostaw ił w spokoju!

— Słuchaj m ały, pókim dobry!... Słuchajże, T ade- uszku, bo ty n a w e t nie przypuszczasz, jaka to będzie u ciech a — w ołał Józefek, opierając swe m uskularne r ę ­ ce n a ram ionach siedzącego, — W idzisz, ta k a jest sp ra ­ w a: wiesz, co gadają na wsi, że p rzy tej starej w ierzbie nocam i niby straszy ,.,

— W ięc co?„.

— W ięc dziś będzie straszy ło nap raw d ę. C ała M e- reczow szczyzna trz ą ść się będzie ze strachu. Babiny nie- b o ż ą tk a b ęd ą zm ykały, jak zające. No co... T adeuszku?.,.

I to my w e dw óch zrobim y owe dziw o.Tylko sza!,„W iel­

k a tajem nica!,,. N ikom u ani słowa!... Boś ty gotów je­

szcze w szystko przed A nusią w ypaplać!,,.

T adeuszkow i uśm iechała się myśl zrobienia figla, ale zasępił się znów n a uw łaczające m u podejrzenie w y p a­

p lan ia tajem nicy.

— Nie, nie chce mi się... W olę czytać — odparł.

— A ch, T adeuszku, proszę cię, złóż te tw oje m ądre bibuły!.,. Daj rę k ę i zgoda m iędzy nam i. Ju ż ci tego osła T om ka nigdy w spom inać nie będę.

T ad eu szek spojrzał niedow ierzająco, snać jednak w głosie b ra ta brzm iała tym razem serd eczn a nuta, k tó ra go ujęła, gdyż w yciągnął rę k ę i rz e k ł niem al uroczyście:

(13)

— W takim razie zgoda! A le pam iętaj, że nie m asz już nigdy T om ka postponow ać :l).

Jó zefek uścisnął podaną rę k ę i zaw ołał wesoło:

— M a się w iedzieć!,.. Z aw arte przym ierze. A te ra z tw oja rzecz w yciągnąć cichaczem z alk ierza jakieś p łach ­ ty lub prześcierad ła. M am już w pogotow iu garnek, w k tó ry m w ybiłem dw a otw ory. W staw im y w nie ro zża­

rzone węgle, b ęd ą to oczy upiora. Nos narysow ałem już a w u sta c h um ocuję k a w a łek n aciętej rzodkw i, co będzie w yglądało, jak zęby,,. I cóż, dobry pom ysł, niepraw da?,,.

T adeuszkow i oczy śm iały się już na dobre, lecz m iał jeszcze pew ne skrupuły.

— A jak ojciec się dow ie? — zapytał, głos mimowoli zniżając.

— Nie dow ie się! Bądź spokojny. Nikom u przez m yśl nie przejdzie, że to nasz k o n cep t. J a k dziś się uda, pow tórzym y jeszcze raz drugi i trzeci... P ę k a ć będziem y ze śmiechu, gdy zaczną opow iadać dom ownicy, co się dzieje po nocach n a w ielkiej drodze!

—^ Toś m ądrze w y k a lk u ło w a ł2) — odparł T ade- u szek już zupełnie przekonany.

— A le musim y się w ym knąć cichaczem z domu z a ra z po w ieczerzy. W tern sęk, żeby n ik t tego nie zau­

ważył... — rz e k ł Józefek.

— A ja m am jeszcze odrobić moje zadania!... — przypom niał T adeuszek zafrasow any.

— F urda! I ta k już oo. pijarzy n a cały Lubie- szów głoszą ci pochw ały za pilność i precyzję 3),

— Ale, widzisz, z tą łaciną idzie mi niesporo... — szepnął T adeuszek, jakby zaw stydzony.

— G adanie! J a k b y to dopraw dy bez łaciny czło­

w iek był jak bez rąk!,.. — zaw ołał Jó zefek z żywością.

1) Postponować — uwłaczać komuś, okazywać pogardę.

2) Wymiarkował, wymyślił. 3) Dokładność

9

(14)

— O ta k , Józefku, sam doskonale czuję, że to k o ­ niecznie potrzebne. Ja k ic h bo też ciekaw ych rzeczy dow iadyw ać się m ożna z ty ch starożytnych pisarzy!,,.

J a c y ci R zym ianie i G recy byli m ądrzy i dzielni, a jak kochali ojczyznę!,,, -— zaw ołał T ad euszek z zapałem .—

W iesz, aż mi ciarki po skórze przechodzą, gdy w u jek J ą n zacznie m ówić o lem w szystkiem ta k pięknie, jak to on umieL,, C hciałoby się słuchać i słuchać bez k oń­

ca i owe księgi sam em u odczytyw ać,,. D nia i nocy nie.

starczy ło b y n a to L . — dodał jakby do siebie, a oczy błyszczały m u gorączkow o,

:— I m ożna koniec końców ta k znudnieć i s te try ­ czeć, a zeschnąć n a drzazgę, jak nasz w ujek , jezuita!,,,

— rzucił Józef, w zruszając ram ionam i, — M nie tam n a te książkow e łakocie nie złowić. Co innego w L u- bieszow ie, jak trz e b a, to trz e b a, uczy się z nas każdy, boć chyłkiem zezuje w klasie n a pien iek z kobiercem 1), a ksiądz p refek t, trz e b a przyznać, nie m a lekkiej ręki, oj nie!,,. J a k kro p n ie rzęsiście dyscypliną, to pono sto św ieczek w oczach staje!.,, A le inna rzecz czas n au k o ­ wy, a inna znów k an ik u ły 2). C hciałbym w ów czas zapo­

m nieć n a w e t o ty ch m urach i o ty ch długich k o ry ta ­ rzach, o w szelkich w ykładanych tam m ądrościach,,.

Na wsi czw órka rączych kasztanów , k oń w ierz­

chowy, dobra ruszniczka, to mi k a w a lersk a zabaw a!.,.

To mi życie!,,, A le ojcu i m atce się zdaje wciąż, żem jeszcze do tego nie dorósł!,,. P iętn aście la t m ieć już b ę d ę za k ilk a m iesięcy, a w iecznie tylko jedno w gło­

w ę kład ą; ,,Ucz się, Józefku, do n a u k się przykładaj, w szystko re sz ta n a potem !“ A te n rozum książkow y

*) W każdej z trzech niższych klas był pieniek, w trzech, wyższych stołek pokryty kobiercem, posługujący do wykonywa­

nia kary dyscypliną przez nauczyciela lub prefekta wymierzanej,.

Reformy Konarskiego złagodziły znacznie dawniejszą surowość..

2) Wakacje,

(15)

toć psu n a bu d ę się nie zda! N iechno się do Siechno-_

w icz 1) dorw ę, to zobaczycie!,,, — I to m ów iąc, Jó ze- fek odym ał u sta pogardą.

T ad eu szek zgoła inne m iał zapatryw ania. P rzyci­

snął do piersi sw ą ulubioPą książczynę, lecz nie chcąc się ju ż spierać z b ratem , szedł obok niego pow ażnie zadum any.

D ochodzili praw ie do domu, z k tó reg o okien b ły ­ sk ało już św iatło.

Dom to był obszerny, drew niany, o dw óch dasz­

kach, n a sposób staro św ieck i budow any, otoczony do­

k o ła bujną zielenią.

P rzy ganku dwie m łode dziew eczki w jasnych su­

k ien k a c h polew ały kw iaty, sam e w yglądając w śród nich, jakby polne róże, |sl

S ta rsz a z nich, A nusia, b yła już p a n n ą dorosłą, dw a długie w arkocze spływ ały jej n a ram iona, m łod­

sza, Kasia, m iała la t trzynaście,

A nusia p ierw sza dojrzała braci w chodzących w bram ę i zaw ołała żywo:

— Prędzej, prędzej! Za chw ilę podają w ieczerzę.

Czy nie słyszeliście dzw onka?.,.

T ad euszek podbiegł do siostry, a ta pogładziła go po głowie, uk ład ając przytem zręcznem i paluszkam i jego zw ichrzoną czuprynę.

— Cóżeś ta k i zgrzany, mój kocie?,,, — p y ta ła p ie ­ szczotliw ie, spoglądając z serdecznym uśm iechem na książkę, — A zaw sze dzieje ukochanego T ym oleona 2) w ręk u ? .., — M istrz i przyjaciel, co?

1) Siechnowicze, majątek rodzinny Kościuszków, który miecz­

nik Brzeski Ludwik Tąd, Kościuszko od krewnego Jana Nepomu­

cena Kościuszki w d. 10 czerwca 1755 r. odkupił i w posesję za­

stawną Karolinie Berentowej oddał,

2) Tymoleon — Koryntczyk, który ojczyste miasto z pod ty- ranji Tymofanesa wyzwolił, potem zwyciężył syrakuzańskich ty­

l i

(16)

— ‘ T ak, A nusiu, Tym olcon to mój m istrz i p rzyja­

ciel!,. —- pow tórzył T ad euszek z przekonaniem .

G dy już w szyscy zasiedli do w ieczerzy, chłopcy niecierpliw ie spoglądali po sobie, czas im się w idocz­

nie dłużył, a myśl b yła figlem zajęta.

P an m iecznik K ościuszko lubił jeść wolno, w p rz e ­ rw ach zaś opow iadać począł szczegóły jakiegoś zaw iłe­

go procesu, zw ykł b ył bow iem dzielić się z m ałżonką 1), u k o chaną T eklunią, w szelkiem i osobistem i i społeczne- mi spraw am i.

D zieci w inny były przysłuchiw ać się w m ilczeniu i zachow yw ały się w obecności ojca z nadzw yczajną skrom nością i pokorą.

Jó z efe k jednak, znudzony długiem opow iadaniem , spoglądał co chw ila n a duży zegar, w k ącie stojący i k rę c ił się ta k n a zydelku, że m atk a, w obaw ie, aby to nie ściągnęło n a niego gniew u ojca, rzu c a ła od czasu do czasu w jego stro n ę niespokojne spojrzenia.

G dy pow stano od stołu, chłopcy w net, ucałow aw ­ szy ręce rodziców , udali się do swej izdebki. Z najdow a­

ła się ona n a uboczu, ta k że w ym knięcie się cichaczem z domu nie p rzedstaw iało zbyt w ielkich trudności.

ranów, Dionizjusza i Icetasa, a Syrakuzie wolność nadał. Usta­

nowił mądre ; prawa, ubezpieczył niepodległość miast greckich w Sycylji, zwyciężywszy 70-ciotysięczne wojsko kartagińskie na czele 5-tysięcznej armji. T. Kościuszko sam opowiadał, że od lat najmłodszych między wszystkimi sławnymi ludźmi najbardziej upodobał sobie Tymoleona dlatego, że: , „odzyskaną narodowi wolność zwrócić mógł, nic z niej nad nią sobie nie biorąc". ( P a s z ­ k o w s k i , Dzieje Kościuszki, str. 6). Wybór takiego bohatera, dodaje T. K o r z o n , odsłania nam najgłębszą treść duszy i głów­

ną sprężynę całej machiny umysłowej przyszłego bojownika wolności“. (T. K o r z o n . Biograf ja Kościuszki z dokumentów wy­

snuta. Dopełnienia).

1) Pań miecznik ożenił się w 1740 r. z Teklą Ratomską, sierotą wychowaną w domu stryjenki swej, cześnikowej Orszańskiej.

(17)

T ad euszek m anew row ał, żeby niepostrzeżenie ściągnąć jakie w ielkie p łac h ty p o trzeb n e do przyborów nocnej w ypraw y. Jó z efe k hubkę, krzesiw ko i w ęgle ła ­ dow ał do kieszeni, obaj m ieli w ielce tajem nicze miny.

— Najw ięcej się boję o A nusię, k tó ra nas może p rze d czasem z d ra d z ić !— niepokoił się Jó zefek — za­

w sze lubi w ieczoram i w ysiadyw ać przy księżycu i naj­

dłużej ze w szystkich w dom u czuwa.

O baw y jednak o kazały się płonnem i.

W k ró tc e cisza zupełna zaległa w całym domu. J ó ­ zefek z w ielkiem i ostrożnościam i o tw ierał okno, by nie skrzypiało i obydwaj spuścili się zręcznie do ogrodu.

Noc b y ła ciepła, pow ietrze p rze siąk n ię te zdrowym, jędrnym kw itn ący ch lip arom atem . Chłopcy p rzedostali się przez p a rk a n n a szeroki gościniec. Cisza i p u stk a p an ow ały dokoła.

— Ba!... a dla kogóż w łaściw ie będziem y urząd za­

li te stra c h y ? — zaw ołał T ad euszek z pew nem ro zcza­

row aniem .

T a sam a myśl Józefkow i rów nież psuła hum or, od­

p a rł jednak bez nam ysłu:

— M usim y p rzecież urządzić próbę, jak to będzie w yglądało!,,. Tern lepiej, że pusto n a drodze. Z abieraj­

m y się do roboty!.,,

W jednej chwili zapłonął ogień do ro zżarzenia w ę­

gli p o trzebny; Jó zefek, g arnek um ocow aw szy n a w ła­

snej głowie, ow inięty w b iałe płótno, w d rap y w ał się ostrożnie po w ykręconych dziw acznie gałęziach w ierz­

by n a ro zstaju i usadow iw szy się praw ie n a w ierzchoł­

ku, spoglądał z góry n a rozległą okolicę. W yglądał jak upiór piekielny.

E fek t był ta k w spaniale ponury, że T ad euszek aż ręc e założył w zachw ycie, przyznając, że chociaż nie jest tchórzliw ego usposobienia, zląkłby się niezaw od­

nie, ujrzaw szy niespodzianie w nocnej mgle tak ie zja­

wisko,

13

(18)

Ale, żeby się n a d a rz y ł choć jeden zb łąk an y p rz e ­ chodzień, choć p astuszek, żeby spraw dzić na nim owo w rażenie!

W tem o radości!.., zdała z pod lasu doleciał tu r­

kot, jakiś p u n k t czarny zam ajaczył n a gościńcu.

— Józefku, ktoś jedzieL , — zaw ołał T adeuszek.

— Cicho, mały! przykucnij gdzie za drzew em , aby cię nie dostrzeżono, A w ęgle czy św iecą?

— Św iecą doskonale.

— Byle nie zgasły nim wóz nadjedzie!

— W lecze się, jak n a złość, strasznie powoli.

•— S ile n tiu m 1}, Posłuchaj,- czy dobrze słychać jęki?.,,

I tu Jó zefek w yrzucił z piersi rozdzierające duszę w estchnienie.

— W ybornie!,,, w ybornie!,,. — szepnął T ad eu szek . Tym czasem tu rk o t bryki, w idocznie obficie n a­

ładow anej, coraz w yraźniej słyszeć się daw ał.

T ad euszek u k ry ł się w krzak ach , by z d alek a śle­

dzić, co n a stą p i. W tem zaw ołał:

—- Józefku! N a Boga!,., Toż ksiądz b e rn a rd y n ze Słonim a, co zw ykle u nas p rzy rząd za miody. Schodź co prędzej z drzew a!.,. — zaw ołał T adeuszek, przerażo n y nie n a żarty.

—• A ni myślę! — o d parł Jó zefek rezolutnie.

Nie. było już czasu n a persw azje, z re sz tą T ad eu ­ szek znał dobrze u p ó r b ra ta .

Nagle sta ła się rzecz niespodziew ana. W olno, jakby sennie w lokące się konie po rw ały się jak w icher, sie­

dzący n a koźle p achołek jęk n ął przeraźliw ie; „Jezu s M arja!.,.“ potem jął w rzeszczeć w niebogłosy. J a k a ś b e c zu łk a potoczyła się z w ielkim łoskotem , a dw ie gęsij

1j Cicho.

(19)

znajdujące się pod kozłem , z głośnem gęganiem trz e p o ­ ta ły skrzydłam i, zryw ając się do iotu.

K onie niosły pro sto w stro n ę rzeki, p a rsk a jąc spło­

szone i nie dając się już pow strzym ać. K a p tu r b e rn a r­

dyna m ignął tylko przed oczam i w ystraszonych chłop­

ców i. zniknął im, z oczu w tum anie kurzaw y,

T adeuszek, niew iele m yśląc, puścił się naprzełaj k u H ryw dzie, napróżno pow strzym yw any głośnem n a ­ w oływ aniem b ra ta :

— O szalałeś!,,, oszalałeś!,,, — w o łał Józefek, k tó ry szybko zszedł z drzew a i s ta ł już n a ziemi, zryw ając z siebie co prędzej fataln e przeb ran ie, — W szystko się w ykryje!,,, .Ojciec jutro o tem się dowie!.,. Tadeusz! Daj pokój, T adeuszku!

A le chłopak pędził bez w ytchnienia, jego dobre se r­

ce nie mogło znieść, a b y sędziw y i pow ażany ksiądz kw e- sta rz m iał znaleźć się w ta k przy k rem położeniu z po­

w odu ich niedorzecznej swawoli,

Do uszu jego dolatyw ał już głośny plusk wody i gw ałtow ne gęganie gęsi, k tó re , poczuw szy w łaściw y sobie żywioł, rzu ciły się hałaśliw ie w b y stre n u rty H ryw dy,

B ry k a n a szczęście, uderzyw szy o jakiś kam ień, w y w róciła się i tym sposobem zatrzy m ała spłoszone konie.

K siądz b e rn a rd y n s ta ł już w łaśnie nieopodal, za­

żyw szy ty lk o lekkiej, niespodzianej kąpieli, k tó rą mu ro zlatujące się n a w szystkie stro n y bryzgi spraw iły, gdy go T ad euszek dopadł i rzucił się do jego rę k i w zru ­ szony, obejm ując kolana i p y tając z niepokojem , czy nie u d erzy ł się czasem boleśnie i czy mu się nic złego n ie stało.

Zdum ienie zacnego o. b ern a rd y n a zw iększyło jesz­

cze nagłe pojaw ienie się tu, o tej spóźnionej porze, naj­

m łodszego m iecznikow icza.

15

(20)

Szeroko rozłożył ręc e i zaw ołał raźno:

— W szelki duch P a n a Boga ch w alił.. A cóż to za b łędny ry ce rz snuje się tu po nocy? Co tu robi nasz dzielny T adeuszek?... Dziwy jakieś dzieją się, jak w i­

dzę, w M ereczow szczyźnieL .

^ D a r u j c i e , ojcze dobrodzieju! P rzeb aczcie w inow aj­

cy!,.. Toć myśm y pow odem tej niefortunnej aw antury!,..

D obroduszny b e rn a rd y n nie mógł jakoś po łap ać się narazie, o co chodzi. T ylko M ichałek, w oźnica, m ajstru ­ jący około koni, spojrzał zpodełba n a T ad eu szk a i szep ­ n ą ł p rzez zęby:

— A to panicze zbytniki!... Toć na um or zlęknąć się m ożna było!.,.

— Aa!... rozum iem już!.,, — śm iał się b ern ard y n do­

brotliw ie, — czuję w tern starszego m iecznikow icza sztuczkę, W isus chłopak!.,, W isu sł.. To on tam na w ierzbie duszę p o k u tu ją c ą udaw ał?... A grzech, chłop­

cy!.,. A niepięknie!.,, D obrze jeszcze, żeście n a m nie trafili, choćby i co złego się zdarzyło, w szystko to P a ­ nu Bogu za p o k u tę ofiarowuję, ale gdyby ta k jakie n ie­

w iasty n ad arzy ły się przypadkiem ?,,. O nieszczęście n ie­

trudno! Nużby spazm y, a Boże b ro ń śm ierć z p rz e ra ż e ­ nia?.,, N a całe życie m ielibyście niczem nieukojone w y­

rz u ty sumienia!,.. Oj, źle robi ksiądz K onarski, że się ta k za m łodzieżą ujmuje, a praw i w ciąż: „żeby szkoły nie zasługiw ały n a m iano k ąto w n icy “ i aż do Ojca św.

o w as zbereźników się kw apił, żebyście się z dyscypli­

n ą nie ta k często kum ali, a p rzecie lepiej było, gdy chłopcy znali rygor i m ores. 2) Czy w domu, czy w szko­

le, bez tego nic!...

!) Łagowski Florjan: Konarski, jako reformator szkół publicz-

»ych, 1884,

2) Surowość — porządek.

(21)

O dsapnął w zruszony przygodą i przem ow ą, a zw ła­

szcza w spom nieniem o reform ach K onarskiego, k tó re w tej chwili były u w szystkich n a u stach i n a sercu, bu­

dząc o strą k ry ty k ę w śród ludzi, ceniących p rzed e- w śzystkiem daw niejszy system bezw zględnej surow ości.

O statnich słów k w e sta rz a w ysłuchał też stojący już nieopodal Józefek, który, w idząc, że T ad euszka nie pow strzym a w biegu, sam też puścił się za nim w pogoń.

O baj chłopcy m ieli w tej chwili głowy spuszczone, w sercu T ad eu szk a b y ła serd eczn a skrucha, w u p arty m Jó zefk u tłum iona buta.

— P rz ep a d ły nasze gęsi!... — zaw ołał n a ra z M icha­

łek, p rzeryw ając kłopotliw e m ilczenie,

I rzeczyw iście w szyscy n a ra z zw rócili się w stronę przez M ichałka w sk azan ą i dojrzeli p taki, pośpiesznie odpływ ające.

C hłopcy rzucili się do czółna, obiecując przypędzić w n e t ow ych zbiegów do brzegu.

M ichałek zaś przez te n czas z pom ocą b e rn ard y n a doprow adzał do porząd k u brykę.

Zapom nieli jednak nieo p atrzn i chłopcy, że czółno p rze c ie k a i że trz e b a ra z po ra z w y czerpyw ać w odę.

— A osieł te n Tom ek! A cham przeklęty!,,, r— jął u rągać Jó z efe k z pasją niew ysłow ioną.

— Józef!.., A parol szlachecki?,,, dałeś przecież słowo!... — oburzył się T adeuszek, a tw a rz mu zapłonęła gniewem,

— O sły jesteście wszyscy, i ty, i tw ój Tom ek, i ta c ała tw oja gw ardja chłopska, której' się już w e łbie przew róciło dlatego, że za p a n b ra t jesteś z nimi-,.. S ły­

szane to rzeczy dopuszczać chłopskie dzieci do poufa­

łości, do w spólnej zabaw y! I oto widzisz, jakie stą d w y­

n ik ają skutki! P ow iedziałem tem u łotrow i, żeby czółno

W ódz n a ro d u .— 17

(22)

napraw ił, a jem u ani w głowie! Żadnej subordynacji nie przyznaje!,..

—• Bo ty nie przem ów isz nigdy do niego słow a po ludzku!.., -— ze zdw ojoną energją odciął T adeuszek, w y­

czerpując w odę. i

Jó z efe k w iosłow ał zaw zięcie; udało im się w reszcie zapędzić w ystraszone gęsi do brzegu. U jął je M ichałek, k tó ry już przez te n czas, zdjąw szy bu ty i po pas brodząc w wodzie, chciał paniczom n a ra tu n e k pośpieszyć.

K siądz b e rn a rd y n k a z a ł pachołkow i ru szać p rosto do stajni, sam zaś w to w arzystw ie chłopców u dał się pieszo do domu, aby, jak m ówił, swym późnym najazdem nikogo nie w ystraszyć.

— Szkapiny mi dali w D ziew iątkow icach znarow io- ne, a m arne; w lokłem się noga za nogą, aż tu się ta k pod oną w ierzb ą rozbrykały! — dorzucił, dobywając© ta b a ­ k ie rk ę i spoglądając zukosa n a zafrasow anych chłopa­

ków , — M iarkow ałem , że w cześniej znacznie do M ere- czow szczyzny przybędę, a te ra z m usicie m ię cichaczem , ab y psy gw ałtu nie narobiły, do oficynki zaprow adzić.

— A leż ja z przyjem nością moje łóżko ustąpię! — zaw o łał T ad euszek uradow any, że chociaż drobną p rzy ­ sługę oddać jest w stanie.

— A sam pójdziesz znow u ludzi stra szy ć ? — za­

śm iał się b ernardyn, bio rąc chłopca za ucho.

— A brońże Boże!,., A le w ybornie przesp ać się mogę n a ziem i — o dparł T adeuszek,

Jó z efk a d ręczy ła myśl, czy m a prosić k siędza kw e- sta rz a o zachow anie p rze d ojcem tajem nicy co do ich nocnej w ycieczki.

A m bicja nie pozw alała mu na to, ciark i jednak p rz e ­ chodziły po skórze n a myśl, że ojciec srodze się ro z ­ gniew a. ■

1) Posłuszeństwo — karność.

(23)

Szczęśliw ym trafem fu rtk a ogrodow a nie była zam knięta, i bez żadnej przygody udało się im w rócić do swego pokoju,

Jó z efe k p rzesad zał się w uprzejm ości dla gościa, chcąc go ująć, a w raz ie w y k ry cia całej M storji m ieć przynajm niej za sprzym ierzeńca.

K siądz b ernardyn, odm ów iw szy p acierze i układa^

jąc się do snu, rz e k ł strapionym chłopcom n a pociechę;

— W iedzieć m acie, że co do m nie, to ja tam przed m iecznika try b u n ałem sk a rg n a w as rozw odzić nie m yślę, A le rad zę w am z duszy nie robić tak ic h zbytków , bo to i niepięknie i dla ludzi w e wsi zgorszenie, jak się dow ie­

dzą, że synow ie m iecznika b aw ią się ta k nieprzystojnie!

A te ra z w estch n ąć z se rc a do P a n a Boga i m arsz do po­

duszki!

C nłopcy ucałow ali rę k ę b e rn a rd y n a i skw apliw ie w ypełnili jego polecenie.

* * 1

*

M ichałek jednak nie czuł się w cale w obow iązku zachow ać tajem nicy. N azajutrz ran o w szyscy dom ow ni­

cy opow iadali już sobie o przygodzie k sięd za k w e starz a i p a n m iecznik w cześniej, n iestety , od swojej T ekluni do­

w iedział się o W szystkiem,

M arsow ą p o staw ą p rzy w itał chłopców i nie do­

puścił ich n a w e t do zw ykłego u całow ania ręk i ojcow­

skiej na dzień dobry,

. — A nicponie!,.,—k rzy k n ą ł n a w stępie—w łóczyć mi się będziecie, jak ło trzy k i po nocy!,.. T akiej to z ro ­ dzonych synów doczekałem się pociechy? T adeuszek jeszcze sm arkacz, ale . Jó zef o trz y la ta starszy, zam iast m iarkow ać b r a ta w swmwoli, sam do niej pochop mu daje! W sty d i konfuzja dla m nie i dla całej rodziny!

19

(24)

Iiifiöiistom 1) nie p rzy stało b y n aw et w tak ie facecje się bawić!.,. W diarjuszu 2) mym pod d a tą dzisiejszą w pi­

sać m asz, A nusiu, cały te n w ielce sercu m em u p rzy k ry casus 3), k tó ry sp o tk a ł czcigodnego ojca B onaw enturę, zasługującego n a mój niezm ienny a f e k t 4) i konsyde- rację. 5)

—- S a l v e f r a t e r a m a n t i s s i m e ! 8] s a l - v e!„. — zaw ołał, w yciągając obie rę c e do w chodzącego b ern ard y n a, — Będziesz m iał, ojcze mój łaskaw y, pełn ą satysfakcję za n iebyw ały eksces 7) ty ch urw isów . Żadne subm itacje 8) i eksplikacje 9) nie pom ogą! — dorzucił, rzucając okiem w stro n ę żony, k tó ra , w ielce zafrasow a­

na, s ta ła n a uboczu. — N a chleb i w odę zam knąć sm y­

kó w do lam usa! M oże im się ty ch paskudnych figlów odechce!

— A leż m ieczniku kochany! I n i 11 o t e m p o - r e 10) m yśm y te ż skorzy byw ali do pso ty i swawoli!.,, — począł żartobliw ie łagodzić sp raw ę zacny ksiądz b e rn a r­

dyn, — nie ta c y znów m iecznikow icze e x c e s s a n c i11), żeby ich za p u sto ty do krym inału pakow ać!.,,

— L udw isieńkuL , Zmiłuj się kochanieńki!... — w m ieszała się pani T e k la ,— Toć praw da, żę dzieciuki w inne, ale pom iarkuj, że to jeszcze m łode, w ięc głupie, ale naogół p rzecież s ta tk u dobrego!.., Ludwi...

— A ni słow a więcej!,.. — k rzy k n ą ł groźnie m iecz­

nik i tu p n ą ł nogą niecierpliw ie. — Żadnych eksplikacyj.

1) Uczeń wstępnej kiasy—infimy—infimista. 2) Dłarjusz—r o ­ dzaj dziennika, w któj-ym mxa.no zwyczaj zapisywać fakta, zdarze­

nia i wszelkiego rodzaju notatki, stanowiące zczasem jakby żywą kistorję całej rodziny, 3) Casus—przypadek. ł) Afekt—życzliwość, äj Konsyderacja — poważanie, Witaj, bracie ukochany!... 7) Eks­

ces — wybryk, 8j Submifabje — prośby. B) Eksplikacje — tłuma­

czenie. 10) W owych czasach. **) Robiący wybryki. ł2j Wyrażenie to p, Tekli Kościuszkowej spotyka się w jej listach.

(25)

pow iedziałem ! W tej chwili chłopców zam knąć do la ­ m usa i klucz mi oddać do ręki. Dixi! ’]

J a k niepyszni w ynieśli się m łodzi w inow ajcy z oj­

cow skiej kom naty, p ani T e k la nie śm iała n a w e t podejść do synów, w idząc, jak srodze m ałżonek rozgniew any, ob­

rzuciła tylko ciepłem , serdecznem spojrzeniem swego ulubieńca Jó zefka, A nusi zaś udało się w przelocie uści­

snąć T ad eu szk a i szepnąć mu n a ucho:

— Mój biedny, kochany kociak!,..

C hciała pójść z braćm i, lecz ojciec w yjrzał w ła­

śnie ze swego pokoju i rz e k ł surow o:

— Pow iedziałem w aćpannie, ażeby mi zakonotow a- ł a 2} w diarjuszu, czy w aćp an n a tak ż e rebelje 3j jakie w ypraw iać zam ierzasz?

Pomimo w ielce pogodnego hum oru k siędza b e rn a r­

dyna, pom im o długich i szczegółow ych ro ztrzą sa ń o w aż­

nych sp raw ach kraju, k tó rem i się m iecznik przejm ow ał w ielce i ra d był, m ając się przed kim w ygadać, ogólne usposobienie całego dom u było chm urne p rzez dzień cały. P ani T e k la w ciąż w zdychała, A nusia n aw et nie podeszła do ulubionych k rosienek, K asia chodziła na paluszkach, jakgdyby był ktoś chory w dom u i trz e b a zachow yw ać podobne ostrożności.

P an n a K ościuszków na, d a le k a krew n a, b aw iąca od pew nego czasu u m iecznikostw a, zw ykle przez w szyst­

k ich „ciocią Zuzią“ zw ana, w zruszała ram ionam i, sk ła ­ dając rę c e z trw ogą:

— T ekluniu duszko— szepnęła do m iecznikow ej, — jakżeż ta k zostaw ić dzieciuki w tej ciem nicy?... T a choćby im obiad posłać ukradkiem , jak myślisz, sio- stru ń ciu se rc e ? A jak p an b r a t się dowie, to już ja całą w inę przyjm ę n a siebie. „Nie mogłam, serd eń k o — tak

') Powiedziałem — skończyłem. 2) Zapisać, zanotować.

'*} Bunty.

21

(26)

m u pow iem — jak mi Bóg miły! nie m ogłam m yśleć, żeby k re w k rw i naszej głodem przym ierać m iała“ .

— Nie! nie,,, proszę ja b ardzo Zuzi, niech Zuzia tego nie robi!,,. Ludw ik strasznieby się rozgniew ał, gdy­

by się dow iedział, że jego rozkaz nie został ściśle w y­

pełniony! Cłileb i w odę im posłałam i zaklinam Zuzię na w szystkie św iętości, ż e b y ś . się nie ku siła n a w e t o zm ianę w yroku, ani w brew woli jegom ości cokolw iek przedsiębrała!.,.

L ecz m iecznik m iał zwyczaj drzem ać tro c h ę po obiedzie. Z tej chwili sk o rz y stała A nusia, aby ukrad k iem podsunąć się n iep ostrzeżona do lam usa i przez m ały otw ór rziicić chłopakom gruszek, p rzyjętych radosnym okrzykiem p rzez uw ięzionych, braci.

Ze szczeliny spoglądały- ciekaw ie dw ie p a ry oczu,

— To ty, A nusiu?.,. — zaw ołał Jó z efe k — a ja m y­

ślałem , że to K asia w d ra p a ła się n a te n przym urek...

— A któżby, jak nie poczciw a c z a jk a !.,.1) Zaśm iały się serdecznie oczy T adeuszka, sp otkaw szy się o ko w oko z A nusią.

— B ardzo w am się czas dłuży? — szepnęła,

—- N iekoniecznie! Znaleźliśm y dw a dobre kije, któ - rem i fechtujem y się dla w praw y.

— C hciałam ci, T adeuszku, przynieść tw ego P lu tar- cha 2), ale chyba za ciem no n a czytanie?

— D ziękuję ci, jakaś ty dobra! — o dparł T a d e tu szek — m ógłbym w praw dzie czytać jako ta k o w p ół m ro­

ku, ale niech już p o k u ta będzie zupełna. W yrzekam się dobrow olnie tej przyjem ności, a do najm ilszych b o h a te ­ rów dopiero jutro pow rócę.

1) Tadeusz Kościuszko i w późniejszych czasach zwykt był tem z dziecinnych lat przezwiskiem swą siostrę w listach nazywać.

2) B i o g r a f j e l u d z i w s ł a w i o n y c h z P l u t a r c h a — ulubiona i nieodstępna książka T. Kościuszki w dziecinnych jeg®

latach.

(27)

— A dajże pokój z książkam i, m oja A nusiu — w trąc ił Jó z efe k — lepiejbyś nam p orządny k a w a ł szynki lub k iełb asy zdobyła n a podw ieczorek!

— N iepodobna, bo klucze od śpiżarni m am a scho­

w ała i ciocia Zuzia m a zapow iedziane, żeby żadnego p ro w jantu nie d o starczyć do lam usa,

— W ięc i m am a i ciocia Zuzia,., w szyscy n a nas się sprzysięgli?,.,

— Nie, ale nie chcą ojca drażnić...

— No, jakoś to będzie! Do w ieczora się wytrzyma*

A kolację dostaniem y? J a k m yślisz? — zap y tał J ó z e ­ fe k ciekaw ie,

A nusia rozglądnęła się przezornie dokoła, poczem szepnęła tajem niczo:

— K siądz k w e starz pow iedział, że zagra z ojcem w m arjasza, a gdy zobaczy, że ojciec w dobrym jest hum orze, w ów czas jako w ygraną sw ą zaproponuje w y­

puszczenie w as w cześniej z k a rc e resu .

— A to zacna dusza w tym księdzu B onaw entu­

rze, jak mi Bóg miły, dam m u od siebie dw a złote na k lasz to r — zaw ołał Józefek.

— I ja tak ż e oddam m u sw oje oszczędności — dodał T ad euszek z zapałem .

— U ciekam już co prędzej, bo jeśli ojciec się obu­

dzi! i z okna m ię dostrzeże, dostan ę burę!...

To m ów iąc, A nusia pom knęła jak strz a ła w śród krzew ów i zieleni.

R zeczyw iście, dzięki zabiegom k sięd za b e rn a rd y ­ na, p o k u tę chłopcom skrócono, z surow em jednak od ojca napom nieniem : „Tylko w am się ź łaski, najm il­

szego sercu m em u gościa ta k upiekło, bo inaczej jakem

„ S o d a l i s M a r i a n u s 1) siedzielibyście trz y dni ca­

łe o chlebie i w odzie!...“

1) Członek bractwa Najśw. Marji Panny.

23

(28)

W akacje zbliżały się k u końcow i. T rz eb a było już m yśleć o pow rocie do L u b ie sz o w a.1)

Jó zefek chodził sm utny, bo w spom nienie o rygo­

rze klasztornym przejm ow ało go dreszczem . W y p rze­

dził już T a d e u szk a w nau k ach ; jednocześnie w stąpili do infimy, Józefow i jako starszem u niebardzo było to m iłe, ale udało mu się p rze b rn ą ć sy n ta k sę 2), uczył się już tam M storji pow szechnej (co w zbudziło zazdrość w pilnym niezm iernie i chciw ym w iedzy T adeuszku), i obecnie przechodził n a po ety k ę.

A le od ichm ościów panów konw iktorów o, o, pija­

rzy w ym agali posłuszeństw a, nie znosili niesforności, krnąbrności, sw arów , zalecali gorliw ie czytanie k s ią ­ żek, do k tó ry c h Józef ek, choć zdolny w ielce, nie m iał w cale zam iłow ania.

Od czasu reform , w prow adzonych przez ks, Stan.

K onarskiego w now ym w arszaw skim k o n w ik c ie 3) ks.

pijarów (otw orzonym w 1754) i w Lubieszow ie (czyli Nowym Dolsku), ojcowie niezw łocznie u siebie w pro-

1) Lubieszów — niegdyś dziedzictwo ks. Dolskich w woje­

wództwie brzesko-litewskiem, słynne w XVIII w. z kolegjum pi­

larskiego, i wspaniałego kościoła, zamkniętego w 1864 r. Dziś liche miasteczko.

2) Klasy w szkołach oo. pijarów nazywały się: Infima — Gra­

matyka—Syntaxa—Poetyka—i Retoryka. Według księgi szkolnej, znajdującej się obecnie w Bibljotece Wszechnicy Jagiellońskiej w Krakowie, Józef i Tadeusz Kościuszkowie pobierali nauki w ko­

legjum lubieszowskiem od 1755/6 do 1759/60,'—Tadeusz przesie­

dział dwa lata w Infimie — trzeci rok w klasie zwanej Gramatyką, czwarty w Syntakcie, piąty w Poetyce i na tem zakończył swój kurs, poczem wstąpił do szkoły rycerskiej, Józef zaś doszedł do Retoryki. (T. Korzon. Kościuszko. Dopełnienie przy wyd. drugiemj.

3) Pierwotnie mieścił się przy ul. Miodowej, gdzie obecnie sąd, później przeniesiony na Żoliborz w obrębie dzisiejszej cyta­

deli.

24

(29)

w adzili tak ie ż porządki, słynne p raw o i zw yczaje k o n ­ w ik tu w arszaw skiego księży pijarów do czy tan ia dw a ra z y „na ro k “ icłlmośe panom konw iktorom 1).

B ył to szereg w skazów ek, b ardzo m ądrze i zacnie pom yślanych, k tó re uczniow ie pow inni byli stosow ać w czynie,

— T adeuszku!— zaw ołał Józefek, przeciągając się raz n a św ieżo skoszonem sianie w ustronnym z a k ą tk u ogrodu i z żalem myśląc, że się już te dni swobody w k ró tce zakończą — a czy potrafiłbyś jeszcze pow ie­

dzieć z pam ięci owo zakończenie „p raw i zwyczajów k o n w ik tu “, k tó re ś ta k rec y to w a ł expedyte,., 2) w Lu- bieszow ie?

— O! ta k pięknych rzeczy się nie zapom ina! — z a ­ w ołał T adeuszek, a w oczach jego błysł ogień szcze­

rego zachw ytu,

— J a k ż e to ? J a k ż e to ?„. pow iedz nam, T ad eu sz­

k u — p rosiła Kasia,

— No, kropnij o rac jęL . — zaśm iał się Jó z efe k — pew no się zatniesz, bo, m ów iąc m iędzy nam i, w cale się dobrą pam ięcią nie odznaczasz, a ty lk o w ysiłkiem i p ra c ą bierzesz!,,,

T ad eu szek zarum ienił się po sam e białka, p rzykro m u się zrobiło, że b ra t d o tk n ął najdrażliw szą dla niego strunę, w łaściw ie bow iem było w tern tro c h ę praw dy, choć n ik t m u z tego nigdy zarzu tu nie czynił, widząc, jak b ył nadzw yczaj pilny i jak się chętnie do n a u k p rzy kłada.

— S próbuję przypom nieć sobie,,, — rzekł, zaw a­

h aw szy się nieco, jakby zbierając myśli.

— Poczekaj, poczekaj! A nusia nadchodzi. O na też ch ętn ie posłucha, jeśli to coś ładnego — rz e k ła Kasia.

') Ł Łukaszewicz „Historja szkół w Koronie i Litwie“.

3) Doskonale.

25

(30)

Ja k o ż z dużym b u k ietem w rę k u u k a z ała się A n u ­ sia w cienistej alei.

T ad euszek sta ł z jedną rę k ą założoną n a piersiach,, w y prostow any jak stru n a, brw i zm arszczył, jego m ały, figlarny nosek chw ytał pow ietrze, myśl p rac o w ała w i­

docznie n a d odszukaniem w pam ięci owego okresu.

— Słuchaj, A nula! O to w łasnem i słow am i księdza St. K onarskiego przem aw iać m a te n oto jegom ość pan ko n w ik to r — w ołał Jó zefek, zaw sze drw iącym tonem w yrażający się o m łodszym bracie,

■ „N a o sta tek napom ina się i zaw sze napom inać się- będzie ichm ość panów k o n w ik to ró w “.,, — rozpoczął, p rzy b ierając głos sztucznie robionej powagi. — Dalej, T adeuszku!,,.

.„„aby sam z siebie — podchw ycił T adeusz — do- dobrego się mieli, tym, k tó rz y o nich zleconą p ie c z ę m ają, ludzkością i grzecznością pow odow ać się dali, a do m artw iący ch siebie nie przypuszczali sposobów , k tó re nie m niejsze przełożonym , jako im sam ym zw y­

k ły czynić przy k ro ści,“

— Ju ż co to, to m ocno w ątp ię — p rz e rw a ł J ó z e ­ fek —• jak m nie sk ó ra boli, im to chyba subjekcji nie- p rzyczynia zgoła!,..

— A w łaśnie, że k a ra ć jest m oże boleśniej, niż być k a ra n y m — w trąc iła A nusia.

— No, krop dalej, Tadeuszku!.,. „et p e c ca re o d e - rm t v irtu tis am ore, non form idine poenae,..“ — podpo­

w iadał znów Jó z efe k z udanem przejęciem , robiąc p rż y ­ tem pocieszne grymasy,.

— Co to znaczy?.., m y nie rozum iem y po łac in ie — rz e k ła Kasia.

— „I b ęd ą unikali grzechu z m iłości cnoty, a nie z obaw y kary..."

— A ch, jak to pięknie pow iedziane!,.,—w e stc h n ę ­ ła A nusia.

26

(31)

...„Trzeba, aby często tę, dla k tó rej zrodzeni są, na pam ięć sobie przyw odzili O jczyznę — m ów ił w d al­

szym ciągu T ad eu szek bez zająknienia i z głębokiem uczuciem — onej m iłością zaraz z m łodych la t p a ła ć po­

czynali, a jej nadziei o sobie pow ziętej odpow iadając, dobrow olnie od w szelkich um iejętności do pięknych- obyczajów i do swoich p rzezn aczeń sposobili się życia, aby n adew szystko gruntow ali się w m iłości w iary św ię­

tej, za k tó rą ich przodkow ie k rew lali, w bojaźni Bożej, i cnotach chrześcijańskich, z k tó ry c h to ogołoconym jest i sobie sam em u i Pospolitej R zeczy dobrym być nie może..."

— Tadeuszku! M usisz koniecznie przed ojcem wy- - pow iedzieć to samo!,,. — zaw ołała A nusia w zruszona, m iała bow iem serce nadzw yczaj czułe i w rażliw e i dum ­ na b yła niezm iernie, że ukochany b raciszek ta k p ię k ­ nie p rzem aw iać z pam ięci potrafi!

T ad eu szek sam był ra d z siebie, że m u owe d aw ­ no już n iep o w tarzan e słow a ta k gładko jednak płyną,

.„„Religja, sum ienie i honor Oto jedyne sz la c h etn e 1 do dobrego pobudki, — re c y to w a ł po k ró tk iej p rz e ­ rw ie, — k tó rem i jeśli się ichm ość panow ie k o n w iktoro- w ie rządzić zechcą, żadnej w tern m iejscu nie dośw iad­

czą p rzykrości i tern m niej tęsk n ić b ędą.,,“

— O chL , ja tam zaw sze w Lubieszow ie tęsk n ić będę za domem!,,, — p rze rw a ł Józefek.

„,„i tem m niej tęsk n ić b ędą — p o w tórzył T a d e u ­ szek, — im lepiej się o tem przekonają, że m łodzi lu­

dzie, do w yższych zw łaszcza p rzeznaczeni w spo łeczeń ­ stw ie stanów , m uszą koniecznie żyć i d o rasta ć pod n ie­

odstępnym dozorem , m uszą być pilnow ani, nauczani, napom inani i w szelkiem i sposobam i prow adzeni.,.

— O!,., oj!... oj!,., aż mi się cni od ty ch w szystkich

J M ... ni,., ni!,., kończ już prędzej i nie sk rz e c z mi nad 27

(32)

tichem jegomość, panie konw iktorze!.,, — skrzyw ił się Jó z efe k , spluw ając.

— Tss... tss,., — uciszały go razem obie siostry.

w szelkiem i sposobam i prow adzeni do cnoty, do praw dziw ej m ądrości, bo inaczej w szystkoby się obróciło w dziczyznę. T e praw dy, te uw agi uczynią ich- m ościom w dzięczny i przyjem ny te n tu sposób edu­

kacji,,,“

— N iekoniecznie!.., — w trąc ił znów niepopraw ny Józefek,

...„i te w szystkie p raw a i zw yczaje konw iktu, z k tó ry c h oby jak najw iększy p o ży tek n a całe życie dla siebie, rodzin sw oich i Ojczyzny odnieśli, niechaj da Bóg w T rójcy jedyny!“

— N areszcie! F i n i s c o r o n a t o p u s ! 1j— w e s­

tchnął Józefek, jakby z wielką ulgą.

— Je śli ci tego słuchać nie było miło, to pocóżeś m ię sam do rec y to w a n ia nam ów ił?,.. — rz e k ł T adeu- szek z w yrzutem , do głębi złośliw ością b ra ta urażony.

— Bom m yślał, że n a pew no zapom niałeś i chcia­

łem sobie dw orow ać tro c h ę z p a n a b rata... — o dparł J ó ­ zefek bez nam ysłu,

— Ja k iś ty niedobry, Jó z e fk u L , zaw sze T adeusz- kow i dokuczyć lubisz... — zaw ołała A nusia, ujm ująca się sta le za pokrzyw dzonym .

— T o nic, Anusiu!.,, nie gniew am się o to n a Józef- k a — o d parł T ad eu szek b o h atersko, -— bo widzisz, to m i h artuje i w y rabia zbyt m oże m iękki mój ch arakter!...

dorzucił z pro sto tą.

— A ty p rzecież m asz być kiedyś m ężny i w alecz­

n y jak sam Tym oleon! Oj ty, ty!.„ złote serce m asz do­

p raw d y , mój chłopaku!,,. — m ów iła A nusia, tu ląc w o b ­ ję c ia zarum ienionego w zruszeniem braciszka.

i1) Koniec dzieło chwali.

38

(33)

— A jak T ad euszek składnie mówił, jak z am bo- nyl,,, — dziw iła się K asia.

— D ostanie za to całą m isę tru sk aw ek , k tó re sam a u zbierałam p rze d chw ilą — rz e k ła A nusia.

A ja?.,. — zaw ołał Jó zelek , zryw ając się.

-— M ożesz sobie sam uzbierać.

— O krutna niewiasto!... I gdzież tu spraw iedli­

w ość?... — w yk rzy k n ął Jó z efe k rozpaczliw ie. — J a przecież nam ów iłem T ad eu szk a n a to, aby w am tu k ro p ­ n ą ł orację, ja w edług w łasnego zdania T ad eu szk a przy ­ czyniam się do w yrobienia w nim c h a ra k te ru i za te w szystkie zasługi jego sp o ty k a nagroda a m nie kara!...

Zaliż nie żyw isz w cale e fe k tu dla mojej persony, nad o b ­ na m ieczników no?... — rzekł, p rzykładając rę k ę do s e r­

ca i p rzy k lęk ając nagle n a jedno kolano:

— J e v o u s a i m e m a b e l l e ! m a m i g n o n - n e L ,1) — dorzucił najsłodszym , n a jaki m ógł się zdobyć głosem.

N au k a francuzczyzny, jak widzę, w las nie po­

szła! — zaśm iała się A nusia. — A le słow o się rzekło, tru sk a w k i są już w łasnością T adeuszka, a on, m am n a ­ dzieję, nikogo nie skrzyw dzi?,..

— T a k — potw ierdził T ad euszek — pow iedz ty l­

ko, gdzie są, a z araz skoczę i tu n a tern św ieżo skoszo- nem sianie urządzim y sobie u cztę Lukullusow ą...2)

— T e n m usi zaw sze coś z historji!... — zaśm iał się Jó zefek, — N iem a co mówić! O jcowie b ę d ą m ieli k ie ­ dyś z ciebie w ięk szą niż ze m nie pociechę, bo już jesteś n a onej drodze: „i do cnoty i do praw dziw ej m ądrości, p rze to nie obrócisz się w dziczyznę!"

1) „Kocham cię, moja piękna, moja miluchna!,,.“ Józef Ko­

ściuszko lubił zawsze popisywać się francuzczyzną, chociaż, jak w listach, niebardzo poprawną.

2| Lukullus, wódz rzymski, sławny walecznością, a zarazem przepychem, jakim lubił się otaczać, odkąd, porzuciwszy sprawy publiczne, żył na uboczu.

29

(34)

I w k ilk a chwil późnie] cała czw órka w p rz y k ła d ­ nej zgodzie pochylona b yła n a d p e łn ą m isą w yśm ieni­

ty ch tru sk aw ek , k tó re znikały z poczw órnym pośpie­

chem przy w esołych ż a rta c h i śmiechu,

—• M oja A nusieńko.,. G dybyś ty m ogła dopom óc m i . w jednej rzeczy,,, — przym ilał się raz T adeuszek, obej­

m ując sio strę za szyję,

— W czem że n ap rzy k ład ?,,, — zdziw iła się A nusia.

— C hciałbym urządzić pożegnalny podw ieczorek dla m ego plutonu,

— P lutonu?

— Tak, dla m oich żołnierzy,,.

— Bosonogich, dodaj dla ścisłości — w trąc ił Jó ze- fek, w ydym ając u sta pogardliw ie,

— To rzeczy nie zm ienia —- o d parł spokojnie T a ­ deuszek, — P o trzebuję p ro w jantu dla szesnastii dziel­

nych m oich tow arzyszy broni,

— J a k to brzm i w spaniale!,., — zaśm iała się A n u ­ sia,

—- A dju tan tem zaś przybocznym g e n e ra ła jest T o­

m ek N icpoń — zaśm iał się n a cały głos Józefek,

— T om ek jest najzdolniejszy z m oich żołnierzy i w łaśnie chcę go dziś m ianow ać z a stę p c ą w czasie m o­

jej nieobecności -— tłum aczył siostrze T adeuszek, w cale docinkam i Jó z efk a z tro p u nie zbity,

— Tymoleon!,,. Istn y Tym oleon!.,. jak m atk ę k o ­ cham — w ołał Jó zefek, w yw racając nagle ko zła na tra w n ik u , — Nie w adziłoby swój regim ent n a usługi R zeczypospolitej ofiarow ać. K to w ie? M oże kró l jego­

m ość orderem cię łask aw ie obdarzyć raczy za tw oje m e rita !,,,1)

— Dajże już pokój, Józefku, bo n a w e t nie pozw o­

lisz przyjść do słow a — niecierpliw iła się A nusia.

') Zasługi.

(35)

— W idzisz, A nusiu, oni ta k są moim w yjazdem przygnębieni, że chciałbym im dla dodania anim uszu i ochoty do dalszych p rak ty k , urządzić dziś w ielkie ćw i­

c z e n ia z sypaniem szańców , co zajmie dość czasu. B ę­

dziem y zdobyw ali fo rtecę tam n a w zgórku; zapow iedzia­

łem, że m ogą też przyjść ochotnicy do pom ocy, zbierze się w ięc grom adka nielada, jakże im potem nie dać p o ­ siłku i nie ugościć n ależycie? Nie trz e b a nam frykasów , ale p a rę bochenków razow ego chleba, sera, ogórków, miodu, gruszki i śliw ki są też do tw ej dyspozycji oddane, a dziś w K osow ie zakupiłem k ilk a w iązek obw arzanków

i p ie rn ik ó w ,1)

— Ach! jakież to będzie ciekaw e! To dopraw dy m a być bitw a, T ad e u szk u ? — dop y ty w ała K asia. — I b ę ­ d ą ranni?».. M oże szarpie nagotować?.». — dodała ciszej, z pew nym niepokojem ,

— Nie, do tego nie dopuszczę, aby kogokolw iek po­

turbow ano, ale m uszą moje zuchy dzielnie bronić sz ta n ­ daru!.,. — o d rzek ł T ad eu szek z zapałem —d o to cię po­

proszę, K asieńko, żebyś nam przysposobiła proporzec.

J u ż ja ci powiem , jak go m asz zrobić,

— D obrze, dobrze, serdeńko. I o rd ery n a w e t sam a mogę ro zdaw ać tym, k tó ry c h uznasz za najbardziej w a ­ lecznych!.,, — zaw ołała K asia z przejęciem .

—- C u m b o n o , b o n u s e r i s , c u m p e r v e r t i s p e r v e r t e r i sL , zaśm iał się Józefek, co znaczy po naszem u: — „Z jakim k to przystaje, takim sam się

1) Thimacz dziełka K. Falkensteina o Kościuszce, wydań, we Wrocławiu 1831 r., dodaje od siebie:

„Dom, w którym się Kościuszko urodził, stoi dotąd, a nawet miejsce, gdzie się młody Tadeusz w dziecinnym wieku grą w żoł­

nierkę zabawiał, są troskliwie oznaczone. Wiadomości tej udzielił p. Wandalin Pusłowski, dziedzic Mereczowszczyzny",

Obecnie od lat kilkunastu posiadłość ta znajduje się w obcych

;rękach.

31

(36)

s ta je “. T a k ą nam zaw sze ksiądz p re fe k t adm onicję daje w Lubieszow ie,

— D laczego to stosujesz w tej chw ili? — z a p y ta ł żyw o T adeuszek,

—^ A no, m yślę, że schłopiejesz kiedyś nie n a ż a r­

ty, w dając się z tą um orusaną zgrają!.,.

— To ja ci te ż odpow iem niem niej m ądrem p rzy ­ słowiem :

N o b i l i t a s m o r u m p l u s v a l e t q u a m g e - n i t o r u m ! . , . — zaw o łał T ad euszek, w k tó reg o oczach zapłonęły isk ry szczerego p rzek o n an ia o słuszności p rzy ­ toczonej cy ta ty : — „K to m a p ięk n e obyczaje, ta k i się szlachcicem staje!...“

— W iw at T adeuszek!.., D obrze mówisz, mój b ra ­ ciszku — rz e k ła Kasia,

— Nie da się on „zjeść w kaszy", ani prześcignąć w m ądrem słow ie, te n nasz w ojak najmilejszy!,.. — dorzuciła A nusia, zadow olona, że m łodszy b ra t ta k przytom nie n a p oczekaniu odpow iedź znaleźć potrafił.—

Idź, zbieraj swój hüfiec, a ja już biorę na siebie, że uczci­

w e m ieć będzie przyjęcie i poczęstunek.

— D ziękuję ci, A nusiu, serdeńko, ale pozw ól z ro b ić ' sobie uw agę, że nie m am hufca czyli chorągw i, bo każda chorągiew k aw alerji narodow ej sk ład ać się m usi z c z te r­

n a stu tow arzyszów 1) i tyluż szeregow ców . J a zaś do­

wodzę plutonem lekkiej piechoty, są io dymowi rekruci,, a w łaściw ie ochotnicy.

— To mi już kiedyś innym razem wyłożysz, m ój kocie — p rz e rw a ła mu, śm iejąc się A nusia, — te ra z m u­

szę się zająć co prędzej dostarczeniem przystojnego furażu.

1) Towarzyszami bywali możni obywatele niesłużący we {ron­

cie i dający za siebie dwóch żołnierzy, pobierając na nich ze skar­

bu tysiąc złotych rocznie. Chorągiew miała rotmistrza, porucznika i chorążego. Szeregowcy składali się z nłeszlachty.

(37)

. . . T adeuszek p ie r w s zy dotarł do s z c z y tu i gd y w jego ręku p o w iew a ł szta n d a r zd o b yty, głośne o k rz y k i za ch w ytu rozległy s ię .. .

(38)
(39)

— Chodźmy, Kaskm iu! — zaw ołała n a siostrę, k ie ­ rując się ku domowi,

— A ja dosiędę tym czasem m oją S trz a łk ę — rze k ł Józefek, — i zażyję m iłego spaceru, bo ci dym owi r e ­ kruci, ta bosa in fan terja T adeuszka, już mi kością w g ar­

dle stoi!

T ad eu szek przyłożył u s ta do zaw ieszonej przez r a ­ m ię [rąbki i z a trą b ił trz y i&z-y n a w erbunek.

Był to znak um ówiony, n a k tó ry zbierali się to w a ­ rzysze zabaw y, oczekujący już z niecierpliw ością ow e­

go sygnału, -

P ierw szy nadbiegł Tom ek, Zuchow aty m iał w y­

gląd, b y stre spojrzenie, w k tó re m m alow ało się z a ra ­ zem głębokie, serd eczn e do T ad eu szk a przyw iązanie,

— D obrze, żeś przyszedł w cześniej, mój Tom ku — rz e k ł m ały wódz z pow agą, — mam ci bow iem pow ie­

rzyć w mojej nieobecności dozór nad naszym oddzia­

łem. Zanim n a św ięta tu pow rócę, pow inniście dobrze w m ustrze się wyszkolić, a już ci zato jakąś pięk n ą obm yślę nagrodę, gdy mi tylko dobrze się spraw isz!

— A czyż m oże być w iększe dla m nie szczęście, jak rozradow ać mego złocieńkiego, m ileńkiego p ani­

cza! — i to m ów iąc, T om ek pochylił się, jakby chcąc ucałow ać rę k ę T adeuszka, k tó rą te n jednak cofnął co prędzej, a tw a rz jego oblał gorący rum ieniec,

— Fe, Tomku!,,. — zaw ołał — m ów iłem ci tyle r a ­ zy, że podobnej uniżoności nie znoszę. Nie chcę, abyś m ię w rę k ę całow ał! K obietom tylko i starszym ta k a się cześć należy. J e ste ś mi tow arzyszem , a braćm i w im ieniu Boga i O jczyzny w szyscy jesteśm y,

Tom kow i łza się zak rę c iła w oku,

— K iedy bo to jaśnie w ielm ożny m iecznikow icz, jak co powie, to dalibóg niby m asłem po sercu k to sm a­

ruje!,,, T ak jakoś m ądrze, jak z książki, a przytem p ro ­ sto ono słow o idzie do duszy!,,.

Wóćlz naro d u — 3 3 3

(40)

— No dobrze, już dobrze -— rz e k ł w esoło T ade- uszek, klepiąc go po ram ieniu. — T ylko cię rów nież proszę bez „jasności i w ielm ożności", bom do tych za­

szczytów jeszcze nie dorósł. A tym czasem m arsz na w zgórek, tam się zbieram y i podzielim y w szystkich na dw a obozy, T ylko pam iętaj, Tom aszku, żeby chłopcy m aszerow ali jak praw dziw i żołnierze! J a sam zaraz z proporcem do w as przybędę. M am nadzieję, że w stydu mi nie zrobicie?

Ja k o ż w k ró tc e proporzec, n a k tó ry m k re d ą n a ­ p ręd c e narysow ane O rzeł i Pogoń b ielały zdaleka, zo­

s ta ł um ocow any n a szczycie m ałego w zniesienia; szańce sypano z w ielkim pośpiechem , a n a czele sporej grom ad­

k i uw ijał się rozprom ieniony T adeuszek, Podzielono od­

dział n a oblegających i oblężonych. A ż n araz zabrzm iał donośny głos T adeuszka;

— Do ataku!.,.

Szturm przypuszczono ostry, obrona też b yła zacię­

ta . Oczy m ałych w ojaków płonęły ogniem, każdem u chciało się za jak ą bądź cenę zyskać pochw ałę w odza, k tó ry , należąc do oblegających, zagrzew ał gorąco p rz y ­ k ład e m i słow em .

O blężeni bronili się z rozpaczliw ą odwagą.

N iekiedy te ż głośne w ybuchy śm iechu tow arzyszyły w alce, gdy k tó reg o z nacierający ch udało się zręcznie w y trąc ić z rów now agi i gdy sta c z ał się ze strom ego p a ­ górka aż n a dół, k u uciesze niezm iernej obu stro n w a l­

czących,

Tom ek, stojąc n a szczycie,, b ro n ił szta n d a ru z a p a ­ m iętale. Było tu szerokie pole do p rzeró żn y ch w ojen­

nych forteli, gdyż p ag ó rek był dość obszerny, i m ożna go było z różnych stro n jednocześnie atak o w ać.

Załoga, uzbrojona w d rew niane m iecze, u c ie k a ła się n a w e t do oblew ania w odą przeciw ników ; brani te ż byli jeńcy, k tó ry c h ze zw iązanem i w ty ł rękam i oddaw ane

34

(41)

p o d straż K asiuni, niezm iernie zadowolonej, iż w yzna­

czono i jej p ew n ą ro lę w zabaw ie.

A le po m ężnym oporze załogi, nacierający n a tw ie r­

dzę zwyciężyli. T ad eu szek pierw szy d o tarł do szczytu i gdy w jego rę k u pow iew ał sztan d ar zdobyty, głośne okrzyki zachw ytu rozległy się dokoła. M ały w ódz był ra d ze sw ych w ojaków , ta k jedni bow iem jak i drudzy t y l i zarów no godni pochw ały.

Poczem v/ przykładnej jedności, jaka zapew ne nigdy jeszcze pom iędzy praw dziw ym i przeciw nikam i nie p o ­ sta ła , połączyli się wszyscy, ocierając p o t kroplśsty z czoła i opow iadając jeden przed drugim w rażen ia i uwagi.

— A teraz, przyjaciele — rz e k ł T ad eu szek do chło­

p ak ó w , — posłuchajcie co w am powiem! M acie mi przy ­ rzec, że tego oto T om aszka, k tó re g o m ianuję moim za­

stęp cą, będziecie słuchali w iernie, że niesfornością swoją nie będziecie mu przyczyniali kło p o tu w m ustrze i w do­

zorze, jaki m ieć m a nad całem w aszem wogóle sp raw o ­ w aniem , G dybym się dow iedział, że w nieobecności m o­

jej k tó ry k o lw iek z was, zaliczony do oddziału, został p rz y ła p a n y n a p rz y k ład n a k rad zieży ow oców z sadu, na zuchw alstw ie w zględem starszych, n a znęcaniu się nad m łodszem rodzeństw em , lub dręczeniu zw ierząt, n ie­

zw łocznie i bezpow rotnie m a być w ykreślony ze służby honorow ej, do* jakiej w as pow ołałem . Czy p rzy rzek acie mi posłuszeństw o?,..

— Przyrzekam y!... przyrzekam y!.., A jakże!,., za­

grzm iała jednogłośna odpow iedź chłopców .

-— Czy p rzy rzek acie w zastęp stw ie mojem słuchać tego oto Tom asza, k tó rem u dow ództw o nad w am i po- ruczam ?

■— Przyrzekam y! przyrzekam y!.,. — zaw ołali znów m alcy, z m niejszym copraw da tym razem zapałem , lecz niem niej zgodnym chórem .

35

Cytaty

Powiązane dokumenty

The damping, added mass and mass moment of nertia of a shipmodcl, performing forced heaving or pitching.. Oscillations in calm water, are

In this paper, the development of a software package for slope stability assessment based on limit analysis is introduced1. Several demonstrations of its features and

EDUKACJA BIOLOGICZNA I ŚRODOWISKOWA | ebis.ibe.edu.pl | ebis@ibe.edu.pl | © for the article by the Authors 2013 © for the edition by Instytut Badań Edukacyjnych 2013..

Стеллецкий, Слово о полку Игореве, Игоря, сына Святославова, внука Ольгова, там же, с.. Ботвинник, Слово о полку

To,  co  różni  obie  warstwy  społeczne,  to  zapach,  który  twórca  filmu  czy­ ni  istotnym  elementem  narracji.  Ubodzy,  żyjący  na 

[r]

Rozważając przepis § 1 uchwały, należy zwrócić uwagę na to, że oddanie w w ie­ czyste użytkowanie może dotyczyć tylko jednej działki budowlanej pod

w sprawie zasad postępowania zakładów pracy w wypadkach porzu­ cenia pracy przez pracownika wywołało uzasadnione obawy błędnego interpretowania tego