• Nie Znaleziono Wyników

Z TEJ SMUTNEJ ZIEMI

W dokumencie Z tej smutnej ziemi (Stron 92-125)

Patrz — nad urwiskiem pędzi tłum W tauecznem. wartkiem kole Cboczą idzie smreków szum.

Potoki huczą w d o le ... Narodu ciżba, ludu moc

Szalonem kołem pędzi Śm iertelna jak aś, cicha Noę

Zaw isła u k raw ędzi...

1 jedno skrzydło czarne wzdłuż Po niebie rozpostarła,

A drugie pod się biorąc — tuż 0 skały je oparła...

I tak w milczeniu, pełna dum, Stanęła nad urwiskiem. 1' stóp je j czernią zaległ tłum,

K otłuje się mrowiskiem I w rozpętaniu ślepych mas

Szalonem kołem pędzi A przed nim zwolna stąpa Czas

1 mierzy dal kraw ędzi...

J a k długo stoi, kto w ie ...

Stoi tak, ja k przed wiekiem stał — I nikt z żyjących ju ż ci nie opowie, K to go tam s ia ł...

*

H e j! ... nad urwiskiem pędzi tłum W tanecznem, wartkiem kole Uboczą idzie smreków szum,

Potoki huczą w dole. Szatański ja k iś tworzy wir

T a roztańczona rzesza, A noc rozplata ciemny kir

I dołem go rozwiesza—

„Zapom nieć! dalej! w artko! w skok! Niech ziemia się rozdudni!. .•. Rozbity piersią, padnie mrok

I noc się w ypołudni. . . “ „Zapomnieć trosk i łez i krwi.

Ho, d alej! bez pam ięci!“ Naród z proroków bożych drwi.

Igrzy sk a stare święci.

„H ej, ogn ia! ognia! P alcie stos! Niech bogom strzeli w o c z y !...“

Zda się: pasęcy nad urwiskiem Idzie kerdel owiec,

Owiec ognistych__

Przez ubocz stromą i pastw iska K ęd y ś daleko

Rozchodzi się i rośnie w szałasy. K tóre, zwolna pasęcy idąc, pokryły Dozna ku —

Jen o dymy za nimi się wleką, Ja k b y przy każdym krzaku

W dolinach m gły . . .

Na nieprzejrzanej ziem przestrzeni B iałe się morze przelewa i pieni I tak się cicho z bezmiary kołysze, J a k od błękitów spadające w iszę ... W iatr po niem tańczy i grzyw iaste lwy Porywa, w strząsa, obala i ciska,

W toń białą rzuca i grzbiety im gnie. Do piersi fale miłośnie przyciska, Obraca niemi, w iruje i mknie / nieznanej dali w nieznaną d a l ...

Dziwna igraszka fal

N a smutnych m gław ic szarym oceanie! Sk ąd zatopionych gór skaliste szczyty W idn ieją słońcu — niebosiężne granie W yspy umarłych, chowające byty

W grobowcach sk aln ych ... W" pozłocistej d Gdzie od błękitu odcina się brzeg

Słońce się krwawo zimnym ogniem pali, Po wierchach topi w iekuisty śnieg I płomienistem wytacza się k o łe m ... Dołem,

W y sz ło ... Z obawy, że im znowu pierzchnie, Pochwyciły się za ręce i lecą

Białe, pierzaste, ja k łabędzie św iecą Całe ich stado powietrzem falisto

Płynie, aż słońce od ich skrzydeł mierzchnie, Mży i rzewnością otacza się. m glistą,

Łagodnym sm utkiem idącą w przestw orza. . . W dolinach szare łam ią się powierzchnie I rozstępują się, ja k wody morza W pełną księżyca noc. kiedy urokiem Gwiazd przyciągnięte fale się podnoszą. I rozdzieliły się w kopiaste kłęby, Które się zwolna ponad ziemią toczą. Suną i suną, osłonięte mrokiem, Mkną przyczajone, a blask i je płoszą I pędzą dalej a dalej u b o c z ą ... Aż się pokryły w zagłębie i jary, L u b się w powietrzu rozwiały, ja k mary. I na tę ziemię łez i wiecznych cieni. Ziemię płaczących brzóz, jodeł i sosen, Gdzie ludzie dawno zapomnieli wiosen, Gdzie głód się rodzi i owies zieleni —- X a tę nieszczęsną, skam ieniałą ziemię Spłynął brzask ran n y ...

Chat poczerniałych i szarych lepianek. Budząc do życia to nizinne plemię. Na wyrkach swoich dźw igają się chorzy, Starcy omszali, ja k miesięczne grzyby, W yłażą z chałup witać biały ra n e k ; I młodzi śniade w ychylają lice,

Patrząc, ja k światło mknie przez okolicę. J a k się po roli wzdłuż sm ugam i kładzie. A w pełnym blasku w szystkie te postaci Są. jako grusze w zacienionym sadzie. Są. jak o blade, ziemniaczane naci, K tóre w piwnicy w ilgotnej przed wiosną W nocy się k łu ją i bez słońca rosną. N a ugor pusty, podobny cmentarzom, P asterz wypędził bydło, niech po trawie Znikłej żywności sz u k a ... Sm utne owce Z bierają grzyby i gryzą jałowce.

A on, pacholę, s ia d ł... Trzy lata prawie, J a k ten urok minie, służy gospodarzom. To je st od czasu, jak m u je ść nie dali W chałupie, mówiąc, żeby robił na się, Żeby szedł komu p a ś ć . . . Poszedł i pasie. N igdy się. na nic przed nikim nie żali, Codzień o brzasku i o jednym czasie W ygan ia w p ole; a gd y słońce wschodzi, K lęk a przy bydle i mówi pacierze, A potem śpiew a wciąż na jed n ą nutę. Czasem go tylko cicha zazdrość bierze.

Siadł — bose nogi podwinął pod siebie I okiem słońce prowadzi po niebie, Licząc, daleko jeszcze do p ołu dn ia. . .

W kotlinach szara ziemia się zaludnia I szm er się cicliy po polach przenosi

Gwarem pszczół, trzm ieli i clirabąszczów polnych. Nie słychać piosnek, ni śmiechów swawolnych, Jen o deszcz gwary, cichy, nieustanny,

Co zaciśnięte w argi łzami rosi.

W yszli na pola, w yszli w czas poranny K ażd y w zagonie swoim wązkim grzebie, K ażd y kroplistym oblewa się potem, I każdy prawie m yśli tylko o tern, Sk ąd b y tu więcej przygrzebać dla siebie T ej ziemi pustej . . . K obiety i dzieci I niedorostki i starcy schyleni

W szystko się rusza na ziemi wilgotnej, W szystko dziękuje Bogu, że im świeci — I sercem błaga, by dał jęczm ień pleni I pełny z niego owoc pięciokrotny, B y nie przeciągnął żniw aż do jesien i I w gniewie swoim nie dał zbiórki słotnej, B y w dzień pogodę zsyłał, w nocy deszcze, B y daw ał zdrowie, moc i więcej jeszcze.

N ie pożyw ają codzień swego chleba, Ale głód żują zsiniałemi u s ty ... O, łez kraino! O, ty sm utna ziemio! Oto nad tobą w chmurach bogi drzemią I o wieczności, zamyśleni, m arzą. .. G dybyś im ściętą w lód stanęła tw arzą W promieniach oczu — ujrzeliby w tobie. Przez pryzm at patrząc jasn y i słoneczny. W ieczność, zakrzepłą w lód, Rozpacz i wieczny Sm utek — z Niewoli urodzony w grobie. Na łąki, pola i ugory skalne

B iałością spływ a Cisza południowa. Ciepłe od skrzydeł roznosi powiewy, Po drzewach w iesza ramiona upalne I w cienie jod eł skroń gorącą chowa. Znieruchomiały jałow ce i krzewy. Ucichły suche badyle i osty,

Traw y bez szeptów rosną — zda się. czują T ę białą Ciszę, idącą po ziemi.

Jen o pajęcze m uszki owdzie snują Szarą nić życia i, wiszące m osty N a wiatr z mozolnie powikłanej przędzy K ładąc, nie wiedzą, że jutro, czy prędzej D eszcz je zatopi może razem z niemi... N a łąki, pola i tłoki skaliste

S ia d a ją spocząć, ja k spoczywa starość

N a grobach d aw n ych ... (Idzie spojrzeć przed siebie N ic - jeno martwa i milcząca szarość,

Nic —- jeno pustka wielka, nieskończona, Z oczodołami utkwionymi w niebie. Nic nie zamąci głuszy. Czasem wrona Zakracze, kiedy nad tą ziemią leci

W kraj, gdzie i ptactw u dłużej słońce świeci. N a łąki, pola i puste zagony

P łyn ą za białą, południową ciszą Um arłe p ie ś n i... Ludzie ich nie słyszą, Nie w iedzą o nich A przedziwne tony G rają po trawach, szeleszczą po zbożu, J a k pieszczotliwy szept dziecka przy łożu U m ierającej m atki. Gdzie dolecą

Tam łzy, po listkach spadając, zaświecą 1 lekkie w ziemi sk ry ją się westchnienia. Skon południowej c isz y ... Zimne drżenia Przechodzą polem Kołyszą się liście Traw i w łosiste pochyla się zboże, Ja k b y odczuło sk ąd ś dalekie przyjście 1 włosy chciało słać przed stopy b o ż e ... W śród łanów sennych i sennych ugorów, W śród tej bezmiernej pustki i bezkresnej, Ja k b y dalekie zaświatów zjawisko —

W otęczy szarobłękitnych kolorów Przepływ ającej ponad ziemią nizko W idnieje w słońcu, przeźroczyście biała Postać C h ry stu sa ... Ramionami swemi P iersi przyciska, jak b y z mogił w stała I niezakrzepłe miała w sercu rany. J a k nędzarz św iata, który na tej ziemi Niema i kąta, gdzieby głowę skłonił T ak Syn człowieczy schodzi na kurhany, N a groby, które pył wieku osłonił, N a tę krainę łez i wiecznych cieni, K rainę sm utną brzóz, jo d eł i sosen, Gdzie głód się rodzi i owies zieleni, A ludzie dawno zapomnieli wiosen. Schodzi na pustki, ugory i niże Z w ielką białością południowej ciszy.

Z wiecznym spokojem dusz, niosących krzyże, Z um arłą pieśnią której nikt nie słyszy.

I po tej ziemi idzie przez pustkow ie

Martwe — w dal ja k ą ś nieskończenie wielką, Z a którą leży m r o k ... N a złotej głowie Ł za M atki jeg o zastygła kropelką I błyszczy w słońcu, ja k na tęczy rosa. W łosy w iatr mąci Od każdego włosa Sm ugi się złote na ramionach k ła d ą ; Bladoróżow e z nich p ad ają zorze N a twarz wychudłą, bolesną i bladą I rozśw ietlają, ja k słońce, gdy złoci

Rzędem jałow ce zasępione siedzą I ośniedziałe zboże się kołysze,

Ody Syn człowieczy znędzniały i bosy W śród głuchej pustki idzie wązką miedzą. W sta ją ku Niem u wiatrów tow arzysze: Łzaw a Niedola, rozpuściwszy włosy, J a k siny obłok przez powietrze leci; W ychudła N ędza wlecze się po tłoku I z niemą prośbą w yciąga sw ą szyję. B ól się w jałowcach po za cieniem kryje, L ecz ję k załata hen — i ogień świeci, J a k fosforyczne próchno, w Je g o oku. A ciemna Rozpacz z wiatrem się szamoce I ręce łamie nad głową i wyje,

Ja k zawierucha pól w zaduszne noce.

Za odchodzącym w dal w ołają: „ C h r y s t e !...“ I w yciągają w przestrzeń swe ramiona, Tam — gdzie m gławice kręcą się wieczyste, Gdzie się poczyna pustka nieskoń czon a... A On tym smutnym i cierpiącym srodze Samotne krzyże w skazuje po drodze I niezastygłe jeszcze w dłoniach rany 1 w ydeptane ścieżki na kurhany.

Ł an y ziół pełne, chwastów i kąkolu —■ W idzi na pustem i odłudnem polu,

W m iejscu, gdzie na krzyż droga się rozchodzi, Poszytą w żółty mech — kapliczkę z drewna. Przy niej człowieka, klęczącego w pyle; Modlitwa jego prosta je st i rzewna. I, niewidziany, staje niemą chwilę. Żałośnie patrząc, ja k Dusza, gd y wodzi Okiem po świecie obcym, bezrozumnym. I niepoznany — w sm utku swym — odchodzi. Z poza drzew biały, drewniany kościółek K łan ia sią wieżą, którą lotem szumnym Obiega stado kawek i jaskółek.

Nadchodzącemu otw iera się drzwiami, Z których w ylata chmurą woń kadzidła I gorzki zaduch zwartych w ciżbę ludzi. Z tych część wprawnemi modli się wargami Do oprawnego w ołtarz malowidła.

D ruga część drzemie, a reszta się budzi. G dy sygnałow y dzwonek się rozlegnie I ziewa, ja k to czynią ludzie prości. K ie d y się n u d z ą ... N ikt nie m yśli o tern. Że Syn człowieczy, zrodzony w nizkości. N a ziemię schodzi — nikt kolan nie zegnie Przed Synem bólu, stojącym u progu, Od wieków istnym w zadumań kościele. Gdzie lny i zboża kładą się pokotem. A bożej męki kwiat posadzki ściele.

I coraz więcej łez do serca spływ a I coraz wyżej falam i się spiętrza — G dy idącem u życie się odkrywa.

G dy mu się sta ją widne chałup wnętrza. W idzi grom ady zajadłe i wściekłe, W zajem na siebie podnoszące ręce, Postaci straszne, czarną krw ią ociekłe, Twarze zsiniałe i napół zwierzęce.

Rodziny widzi, które dzień odchodzi Przy kłótni, a noc przy bitce spotyka. W idzi, jak córka w łasną m atkę głodzi, A syn rodzica do chlewa zamyka Słyszy przekleństw a, rzucane na dzieci I na swych ojców, którym ju ż nie świeci Pam ięć niczyja... L ita n je złorzeczeń, Z ust do ust prawie id ące od wieków, Ja k stare mity... W szystkie te rozpacze Głodzonych jaskiń , próby odczłowieczeń. P ale czerwone spadających ścieków Słyszy i widzi... I łzą odkupienia

Czystą, serdeczną w swojem sercu płacze — Nie nad złem wielkiem, co się rozprzestrzenia, Ale nad nędzą, która to zło rodzi.

I w takim sm utku osiedla przechodzi, J a k Żal. co nigdy odpoczynków nie miał,

105

Aż wreszcie świeże widząc groby, że w nie Żywi się kładą w rozpaczy — oniemiał, I odtąd idzie w sm utku swym i głuszy Za trum ną w łasnej, oniem iałej duszy. Głowa na piersi znużona opada; I staje Mu się twarz widmowo blada, G dy krew do serca uchodzi po kropli; A włosów strączki w kształt lodowych sopli. Deszczem płynących w południa gorącu. Perlistym potem ociekają w słońcu. I we m gle potu, gd y idzie przez łęgi. Tworzą się. z pereł smużne św iatłokręgi — Stubarw ne tęcze wiszą Mu nad głową. A gdzie na traw ę stąpi nogą bosą,

Tam krew się m iesza z przeźroczystą rosą. Znacząc śladam i tę drogę krzyżową. Zapatrzon w k sięgę żywotów okrutną, Pod łez ciężarem częstokroć upada. W ówczas Mu ziemia jękiem opowiada Żywota swego epopeję sm utną: Ile grobowców szatą sw ą okrywa,

Ile ciał martwych bez trumien spoczywa P od je j opieką... Ile krwawych wschodów Przeżyła senna... Ile ju ż narodów

D eptało po niej, sądząc, że um arła —- Ja k ie tu nad nią walk w isiały dymy I jak ie deszcze spadały ogniste.

A On, pow stając, w mrok w yciąga rękę I rzecze sm utno: „Ukochało cienie...“ I na powietrzu krzyż nad ginącem i

Czyniąc — o d ch od zi... A ję k smutnej ziemi. Rozdzierającej w żalu m gieł odzienie.

Płacze w Nim samym dokoła i w szęd zie. . . I czuje sercem, że na tej tu ziemi

Niema spoczynku dlań bo gdzie usiędzie, W y jd ą ku Niemu skargi, łzy i modły, I w szystkie krzyw dy przypełzną pod nogi I w szystkie płacze zejdą się w ieczyste I poczną w ołać: „Oto nas zawiodły Ja sn e n adzieje; oto nas i B ogi

J u ż o p u ściły ... C hryste! ratuj, C h r y s t e !...“ A On wołania te słysząc płaczliwe.

Skonałby z żalu i osrebrzył lice.

Spokojem martwych patrząc w nieszczęśliwe, Ja k o się patrzą lodowe księżyce.

N a tej tu ziemi łez i wiecznych cieni, Ziemi płaczących brzóz, jo d eł i sosen Odzie ludzie dawno zapomnieli wiosen, W jesien ie własnych smutków zapatrzeni,

Ziemi omszałych mogił i kurhanów - Spoczynku nie ma__

I nigdzie nie spocznie Chrystus, po grobach smętnych idąc dalej W kraj widnokręgów, szarzejących mrocznie, K ęd y tęsknota błędne ognie p a li...

I przy zachodzie zórz, krwawiących szczyty. W stępuje Chrystus na górę olbrzymią. Strom ą i pustą, skąd widok odkryty N a obszar n iem y ... K ask ad y się dymią U stóp. a dalej sino-łuskie węże — Błękitne rzeki w iją się daleko.

(Idzie wzrok spienionych paszcz ich nie d o się ż e ... M gły ponad niemi powietrzem się w leką

I. ja k znużone wędrówkami ptaki. Chmurami wodne ob siad ają krzaki__ W dolinie miasto rojne, ja k mrowisko, Dalekie, mroczne, a zdaje się blizko W ieżam i się g a ć ; zielone kopuły Słońcami patrzą ku zorzy zachodu. Po dachach szarych dym y się rozsn uły... I patrzącemu zwolna w myślach w staje W izy a senna um arłego grodu ...

Św ięte bóżnice i oliwne gaje I palm ogrody sta ją przed oczyma L ecz serca Je g o ju ż nie uw esela Piękna — nad w szystkie córy Izraela P iękniejsza pani m iast, Jerozolim a.

I łzą boleści zachodzą Mu oczy,

G dy patrzy w rzekę, co fale krwi toczy 1 wielkim sm utkiem ciem nieją Mu lice. G dy okiem idzie przez rojne u lic e ...

Nic - nic po w iek ach ... To samo, to sa m o ... W idzi kapłanów, wychodzących bram ą Z onego domu, gdzie m ieszka Rozpusta. Faryzeuszów , mówiących przez usta Kłam i fałszyw e dających przysięgi. W idzi ich. ciżbą idących z kościoła, W ielkie na ręku dźw igających księgi, Z bojaźnią bożą patrzących dokoła, .lako zbrodniarze, gdy ich się zawoła W prost po imieniu. Patrzy na ich lice. K ied y z uśmiechem kupców i kram arzy W chodzą do sklepów i w cuchnącym szynku Saduceuszom czynią obietnice

W zamian za złoto. . . W idzi tych handlarzy — I cudzoziem skie kohorty na rynku.

I mieszczan widzi, wznoszących mozolnie Z dobrego serca i Avłasnej ochoty

K u wiecznej chwale sw ej — pomnik Głupoty I ten sam nędzny, żyjący niewolnie

Tłum głodnych ludzi, spieszący na połów R y b — i zgarbionych, dźw igających młoty,

W idzi ich w szystkich A w śród nich — o d ziw o! Najgorliw szego ze swych apostołów

Groźnego Pawła, mówiącego żywo O gniste słowa, które niby ołów P adają w s e r c a ... W idzi, jako z fali Tworzy się rzeka, wezbrana otuchą. K łęb i się, toczy, opadając głucho

N a brzegach je z io r . . . A w zamrocznej dal i Przez topniejące, purpurowe zorze

W idnieją k r z y ż e ... ... I widzivsam siebie

Tam pośród tłumu, na biednej ulicy W głos mówiącego ludziom słowa boże O przyjść m ającem dusz wybranych niebie, O Ducha swego wiecznej tajem nicy,

O prawach serca, nieznanych ludzkości, 0 wspólnym dziale prac i o m iło śc i... 1 widzi siebie, pojmanym za wiarę, K tórą w ygłasza, oddanym sądowi.

Przed którym św iadczą płatni najem nicy: Ze w mowach swoich gromi bogi stare I lud buntuje przeciwko rzą d o w i... I widzi siebie, biczowanym srodze

I prowadzonym wśród tłumów za miasto . . . G dy upodleni plw ają Nań błuźnierce, Je d n a niewiasta, na krzyżowej drodze

I kiedy kropla krwi spłynęła z wodą N a skroń niewiasty, stojącej w pobliżu, Ze łzą cichego przebaczenia — k o n a ... A Duch się Je g o rozpływa powoli W błękitną ciszę pogodnych wieczorów. W umarłe pieśni, grające po roli — W ten cichy sm ętek pól. łąk i ugorów, W rzewność na grobach świeżych rozmodloną, W m glistą, posępną, jesien ną szarotę

I płynie w bezmiar p ustką nieskończoną, B y znowu ciałem wrócić na G o lgo tę. . .

A po tej ziemi, po tej sm utnej ziemi Id ą samotni Chrystusa uczniowie, Id ą pokorni i cisi i niemi,

Rozmiłowani w objawionem Słowie. Zielona Gwiazda jaśn ieje przed nimi, R osy poświęceń d ają laury głowie. Ukochali Gro, ja k swego Rodzica. W Nim ukochali życie swe tułacze Ten cichy sm ętek łanów i ugorów. T ę melancholię, co pola przesyca, T e dziwne jak ie ś po mogiłach płacze,

I owe pieśni, których nie usłyszy, K to nie ma duszy na cierpienia tkliw ej. I schodzą za Nim na pola i niwy, N a tę krainę łez i wiecznych cieni, K rainę sm utną brzóz, jod eł i sosen, Gdzie głód się rodzi i owies zieleni, A ludzie dawno zapomnieli wiosen. I schodzą za nim na pola i niże

Do mokrych chałup, zatopionych w biedzie. Póki ich droga sm utna nie zawiedzie Do m iast — po chłosty, więzienia i krzyże.

Św iat stygnie. W nętrze ziemi gorejące K ostn ieje w lód.

Zwolna śm iertelny sunie chłód N a szarzejące ziem pow ierzchnie. . . Lodow y dzwon

G rające dźwięki przenosi na słońce — I odlatują stad a wron

Z tej ziemi, zanim dzień zam ierzchnie. . .

. ..A nad urwiskiem pędzi tłum W tanecznem. wartkiem kole —

Szalonem kołem pędzi —• Ju ż nad głowami zwisła Noc,

( 'zas usiadł na k raw ęd zi. . . Dokoła zamrok wzdłuż i wszerz

Otoczył ludzkie p lem ię... „T y, Boże, z nieba ogień skrzesz -

Niech padnie tu na z ie m ię !...“ I pękły chmury — wypadł grom.

Oślepił tłumne rzesze — Ziemia dygoce — skały drżą.

A piorun ogień krzesze...

Z rozdartych krwawo, czarnych łon W ylata błysk za błyskiem Naród szaleje: „Śm ierć i sk o n !“

I tańczy nad urw iskiem ...

„N a śm ierć! N a zabój! Rozpacz! Szał Narodzie, szalej, sz a le j! . . .

Cha! cha! — i strzępy krwawych ciał Po skałach tańczą d a le j...

A nad urwiskiem, hen. Na zaginionej, w ązkiej perci U siadł ponury anioł śm ierci I krew strzepuje z czarnych piór.

S P IS R Z E C Z Y D R O G A ...6 ID Ę K U T O B I E ... 11 P R Z E L O T N E P T A K I ... 15 M Ó J D O M ...21 Z RÓ ŻNYCH C H W IL : Przekleństwo . . . 27 Na, hali . . . 28

Miałem raz chwilę . . . 21 > Północ . . . . 3 0 Św it . . . 32

Sam jestem . . . 33

Z G Ó R : .Jest, kraj nieznanych cudów . . . . 3 7 Zaśnięci . . . 39 Ze szczytu . . . . 4 1 Z wierchów smreczyn,skich . . . . 4 3 PO U G O R A C H : Po ugorach . . . 47 Cień . . . 50 Śnieżna pani . . . 52 Patrzcie. W ojciechu . . . . . 5 4 1 'złek i drzewo . . . 56 Po burzy . . . 57 T ę krainę . . . 59 O ziemio! . . . 60

Brahmini . . . 64 W świątyni assy iy j.sk i ej . . . . 65 W róg bogów . . . . 6 6 M IŁ E D R O B IA Z G I:

Miłe drobiazgi życia . . . 69 „ O g r a j ! “ ...70 W iosna! W iosna! . . . 72 Brat i siostrzyca . . . . 7 8 Wieczorem . . . . 7 4 Gwiazdą zawisasz . . . . 7 6 T y pójdziesz ze mną . . . . . 7 7 Powiadali mi chrześni . . . . . 7 9 Śpiew Ja ś k a . . . 81 W młodzieńczych moich snach . . . 88 S ą drzewa chore . . . 84 Szczęśliw y jestem . . . 85 Śpij ziemio . . . 86 Śpiące kratery . . . . 8 7

Ku słońcu . . . 89 Całą zieloność ziemi . . . . . 9 0 Z T E J S M U T N E J Z I E M I ... 91

T E G O Ż A U T O R A

NAD U R W IS K IE M , szkice i obrazki. N akład Towa­ rzystw a W ydawniczego, Lwów 1900.

KO M O RNICY, powieść. Nakład Tow arzystw a W yda­ wniczego, Lwów 1900.

W RO Z TO K A CH , powieść, 2 t. Nakład Towarzystwa W ydawniczego, Lwów 1903.

S K A P A N Y Ś W IA T , dram at w 4 aktach z epilogiem. N akład K sięgarn i Polskiej (B. Polon iec ki ego), Lwów 1903.

g

W

W dokumencie Z tej smutnej ziemi (Stron 92-125)

Powiązane dokumenty