• Nie Znaleziono Wyników

ciwnego zdania że właśnie cudowna obecność tak świętych

1) Tliietm, VII. 18

- 164

-piero wieczorem, zmęczywszy konie, powróciły. Nie mo­ gąc już dziś wespół na zamek natrzeć, miano to naza­ ju trz rano uczynić. Wtem zaczęła Elba przybywać. W ypa­ dło spiesznie u stąp ić. Cofnął się więc Mieszko z łupami. M arkgraf Herman odetchnął, i czy to dzięki pogrzebionym tu wkrótce zwłokom świętego biskupa, czy wskutek innnych konstellacyj historycznych, nigdy już odtąd w istocie miasto Myszny w niebezpieczeństwie popadnięcia w ręce Polaków nie znalazło się.

Ale co do trw ogi, lej jak przysłow ie opiew a, nikt nie wynagrodził. Cesarz odbudował tylko spalone przedmieście mysznieńskie. Zresztą rad był wielce, że Polacy nieszczęsnej zaczepki tegorocznej dalej nie mścili. Czem nadmiar urado­ wany Thietmar donosi w roku następnym jako o nader oso- bliwem zdarzeniu, że «w róg nasz Bolesław, nic nam tym ­ czasem nie szkodził4*. x)

W stąpiła wiec nowa otucha w cesarskich. Kto wie, zdało się im , czy Bolesław niedawnej zdobyczy, powodu osta­ tniej wyprawy, zwrócić nie zechce. I w noweż z nim(r. 1017) układy i rokowania. Bolesław siedział w grodzie Scycya- ni pod Głogowem. Niążęta niemieccy, dwaj arcybiskupo- wie, Erkinbald moguncki i Gero magdeburski, Arnulf biskup halbersztadzki, grafowie Zygfryd i Bernhard, tudzież inni xiążęta, ruszyli arcydostojnem gronem nad zaelbiańską rze­ kę Mildę. Zaw arłszy przedwstępne zawieszenie broni, wy­ słano do Bolesława orędowników z zaproszeniem zbliżenia sie do nich nad Elbę. Bolesław , upatrujący według ówcze­ snego zwyczaju w takiem pokoju żądnem wychodzeniu na­ przeciw nieprzyjaciela ubliżenie swojej zwycięzkiej roli, ośw iadczył, żenie postąpi ku Elbie.

— 165 —

Xiążęta niemieccy złożyli ra d ę , i kazali orędownikom za­ pylać Bolesława: „A gdyby xiążęta aż do Czarnej Elstery przyszli; cóż tybyś na to? »

»Ani przez m ost, nad którym sto ję, nie przeszedłbym^ odpowiedział Bolesław.

„Przez dwa tygodnie» — skarży się Thietmar x) „siedzieli nasi xiążęta śród zimy napróżno dla niego nad M ildą. . . a potem zasmuceni tą zniewagą Iżywego Bolesława, wrócili do cesarza w Merzeburgu, i jawnie go do wojny podżegali.^ Zapowiedziano tedy nową w yprawę na lato r. 1017; za­ klęto się niewchodzićw żadne więcej układy z Bolesławem; zagrożono surowemi karami wszystkim, którzyby od tego „publicznego nieprzyjaciela ojczyzny » poselstwa przyjmowali lub nawzajem takowe doń wyprawiali.

Natomiast zawarto związki z potężnym nieprzyjacielem Polski. Był nim xiąże tego od wschodu Polsce przyległego państw a, z którem Polska, jako z głównem przyszłego wpływu swojego polem, od niejakiego czasu w coraz bliższe w dawała się styczności. Już przed czterą laty spieszył Bo­ lesław z ukończeniem drugiej wojny niemieckiej, aby ku temu państwu oręż obrócić. Teraz xiążę tegoż państwa pojmując coraz większe niebezpieczeństwo ze strony pol­ skiej, w yprawił aż do dalekich Niemiec poselstwo, ofia­ rując wspólne przeciw Bolesławowi przymierze. Cesarz Hen­ ryk przyjął rad przedłożenie, zachęcił do tem sroższego oporu Polsce, i ułożono poszczególnie, że podczas gdy Niemcy od zachodu uderzą, Bolesław również przez ich sprzymierzeńca od wschodu napadniętym zostanie.

W ten sposób same wojny zachodnie ściągają te między Polską a jej wschodniem sąsiedztwem napięte stosunki w tak coraz bliższą przeciwległość, że ztąd niezbędny nareszcie

wybuch a z nim pierwsze rozlanie się wpływu Polski po tej wschodniej stronie wyniknąć musi.

Z zwróconem już tedy na wschód okiem należy poglądać na przygotowaną obecnie ostatnią z tych zbrojnych wypraw, do jakich Bolesław cięgłem wojowaniem zachodu, krw a­ w ym , na całem sąsiedniem plemieniu za Słowiańszczyznę zachodnią wywieranym odwetem, zniewalał Niemców.

Była zaś ta ostatnia wyprawa niemiecka wiernym w szy­ stkich poprzednich obrazem. Wstępne bolesne ciosy ze stro ­ ny Polski; niedołężny zamach ze strony przeciwnika; pod­ jazdow e, fortelne, samemuż nieprzyjacielowi powolnie stra­ wić się dające odparcie tego zamachu przez Bolesława, w re­ szcie powszechna klęska w roga— oto znowuż dzieje wyprawy. Przedewszystkiem jednak cesarscy jeszcze raz mimo poprze­ dniego zaprzysiężenia się, spokoju u Bolesława szukają. A gdy wyprawiony doń w tym celu szwagier cesarski, byłyxiąże ba­ warski Henryk, nic od pierwszego razu nie w skórał, nie wzdry- ga się cesarz wyprawić go po raz wtóry. Dopiero powtórna z niczem odprawa *) dobywa cesarzowi (r. 1017) tulący się w pochwie oręż.

Tymczasem rycerstwo polskie hasało już po kresach pań­ stwa. Rozpoczęli sprawę « m o r a w s c y w o j o w n i c y B o ­ l e s ł a w a , » opadłszy fortelem wielki tłum Bawarczyków i w pień nieostrożnych wyciąwszy. Małoco później, podczas gdy czeski xiężę Oldrzych, w pomoc cesarzowi przybyły, z nim razem gotow ał się do w ypraw y, młody nasz Mieczy­ sław w padł zdziesięcią rotami do Czech, i po dwudniowem bezodpornem łupieżeniu po k raju , «niezliczonego jeńca ku wielkiej radości o jc a ,» do Polski uprowadził.

Dopieroż zebrało się wojsko cesarskie pod zwykłem do­ wództwem cesarza, biskupów, grafów. Liczbę jego potro­

1 6 6

-

167

-iły przemnogie posiłki czeskie pod Oldrzychem, tudzież pogańskie roty lutyckie. Udano się ku G łogow u, nie do­ zwalając sobie jednak zaczepić siedzącego tam Bolesława. Rozsądniejszą rzeczą zdało się uderzyć na puste miasto po­ bliskie, »które(< — ja k Thietmar *) pisze— „dla tego że od

naszych kiedyś początek w zięło, Niemczy się zowie.” Ru­ szyło więc dwanaście wybranych pułków niemieckich do Niemczy, lecz podczas gdy się pod grodem rozłożono, we­ szło wojsko polskie, śród ciemnej nocy i ulewnego deszczu do m iasta, i zaw arło im bram y. W zemstę za to opuścili cesarscy G łogów , zkąd także Bolesław w pobliże nieprzy­ jaciela do W rocław ia się przeniósł, i całym dworem Niem­ cze obiegli. Przeciw tak znacznej potędze należało dać po­ moc oblężonym, i owoż »w cichości nocy przekradła się przez wszystkie straże niemieckie wielka odsiecz do m iasta.” Tak zamiast wtargnięcia do Polski albo szturmowania wię­ kszych miast nadodrzanskich, jak K rosno, G łogów , W ro ­ cław , dał się nieprzyjaciel uwieść do strawienia sił wszel­ kich nad obleganiem małej opuszczonej mieściny. I straw ił je do szczętu. Bo oblężenie przeciągnęło się nazbyt długo. Przez całe trzy tygodnie przyrządzano wszelkie rodzaje ma­ chin wojennych i ściskano miasto opasującemi je zewsząd tłumami Niemców, Czechów, Lutyków* Niemczanie nic nie trwożąc, od strony pogańskich Lutyków zatknęli na murach krzyż święty, »pokładając w tym znaku” jak Thietmar 2) upewnia «ufność zwycięztwa” , a ilekroć cesarscy jak ą m a­ chinę z wielką pracą zbudowali, zaraz oblężeni Polacy «inną podobniuteńką naprzeciw niej wystawili” . Budowano więc' coraz nowe i cieszono się nadzieją skuteczności sztur­ mów, które wreszcie po przyrządzeniu wszystkich machin

powszechnie rozpocząć się miały.

1) VII. 44. 2) ѴП. 44.

Jednocześnie na drugim końcu Polski inne, nierównie bo- jowniejsze wojsko inne miasto polskie potężnie oblegało. *)

Czem bynajmniej nie ulękniony Bolesław miotał tymcza­ sem ze swego W rocław ia w jedną i drugą stronę dalekie w kraj nieprzyjacielski gromy, a mianowicie wypuszczał ku zachodowi mnogie stada rycerskie, uderzające z dzi­ wną chyżością i — jak Bóg dał, — większem lub mniejszem szęściem, w różne od razu w zdłuż całej zachodniej grani­ cy miejsca.

I tak, w jednej stronie rycerstwo morawskie grasuje w Czechach i z niezmiernym łupem i jeńcem do domu w ra­ ca, lecz opadnięfe w drodze przez margrafa austryackiego Henryka, po krwawej walce z ciężkim szwankiem uchodzi. W drugiej stronie «inni wojownicy bolesławowscy” niemie­ ckie miasto Białogóry (Belogori) zdobywa i okolicę pustoszy. Trzeci oddział «lotem na rozkaz swego wodza między Elbę i Mildę wpadłszy, przeszło tysiąc jeńca zabiera i wszerz i wzdłuż ogniem całą krainę zniszczywszy, szczęśliwie w domu staje.” Czwarty oddział gromi, zapewne w półno­ cnej stronie, «wielką zgraję Lulyków, którzy oddzielnie od będących przy cesarzu posiłków lutyckich, pewne miasto bolesławowskie obiegli, lecz z stratą przeszło stu mężów i niewymownym lamentem odejść m u s i e l i W r e s z c i e piąty oddział składający się z przeszło sześciuset pieszego żołnierza acz z niezupełnie pomyślnym skutkiem, Czechy napada. 2)

Czas tedy b y ł cesarzowi pod Niem czą, skończyć już machiny wojenne i wziąć się do szturmowania. Nastąpiło to wreszcie przy najgorliwszem wszystkich różnoplemien- nych oddziałów wojska ubieganiu się o lepsze w boju. Pierwszy szturm przypuścili Niemcy, lecz po pierwszem

- 168

169

-podsunięciu machin pod m ury, wyrzucony z przednich warowni ogień »wszystkie machiny w oczach cesarza spalił», i szturm zniweczył. «Uderzył więc następnie Oldrzych z Czechami, ale niczego nie dokazał. Po Oldrzy- clm porwali się Lutycy, lecz i tych podobnież zrzucono. Nie słyszałem nigdy»— prawi sam Thietmar *) »aby kto wytrwałej i zręczniej się bronił. Gdy szło pomyślnie, nie szłyszałeś okrzyków radości; ani też, gdy coś niepomyśl­ nego padło, głośnem biadaniem złej doli nie wyjawiano. Toż w końcu „obaczył cesarz, że nie ma sposobu wzięć miasta. Zwłaszcza gdy na domiar nieszczęścia sroga w obozie niemieckim zaraza i śmiertelność się wszczęła. )

Było już więc po w ypraw ie, i następował odw rót, zw y­ kle najzgubniejsza część wojny.

Takiż sam los bezskutecznego oblegania a wreszcie odej­ ścia z niczem, padł i owemu drugiemu nieprzyjacielowi, który w przeciwnej, wschodniej stronie Polski jednego z miast pogranicznych dobywał.

Dla większej dogodności‘odwrotu cofnęły się wojska ce­ sarskie dwoma drogami. Cesarz z głównemi oddziały nie- mieckiemi ruszył z xięciem Oldrzychem przez Czechy, Lu­ tycy z m argrabią Hermanem północnym szlakiem. Lecz i to nie ochroniło cesarskich od srogich trudów i klęsk, «które»— ja k Thietmar 3) narzeka— »ktoż godzien jest opisać? Nie do zniesienia było wejście w odwrocie do Czech, ale jeszcze daleko okropniejszem wyjście ztamtąd. Podjęto te wyprawę na zgubę nieprzyjaciela, lecz dla grze­ chów naszych srodze ona naszym zaszkodziła^.. . Tak je­ dnakowa zawsze niepomyślność tych wypraw jednakowe też, jak dawniej innemu annaliście, tak teraz Thietmarowi, skargi i lamenta z ust wywołuje.

1) Thietm. VII. 44. 47. 48. 2) Am. Q uedl. o d a. 1015. 3) Thietm. VII. 47.

Jeszcze gorzej działo się Lutykom, którzy nawet dwie na proporcach pogańskich wyobrażone boginie w odwrocie postradali. Jedną przedarł im rzuconym kamieniem któryś z towarzyszy margrabi Hermana, za co od cesarza dwa­ naście grzywien wynagrodzenia otrzymali. Druga utopiła się im z wyborną pięćdziesięciu mężów drużyną podczas przeprawy przez wezbraną rzekę Mildę.

„W róciw szy pod tak smutną wróżbą do domu, chcieli Lutycy za podszeptem złych ludzi od udzielanych dotąd cesarzowi przeciw Polakom służb wojennych uchylić się, lecz na odbytym później powszechnym sejmie zostali oni przez swoich p r z e ł o ż o n y c h od tego odwiedzeni.” x) Uchylenie się zaś od służby cesarskiej było naluralnem przejściem na stronę Polski, jak to rzeczywiście po latach, za Bolesławowego następcy Mieszka zaszło. Wszelako wów­ czas minęła już była pora, kiedy takowe połączenie Pol­ ski z zachodnimi Słowiany stanowczo, jak teraz za Bolesła­ wa, na przyszłość obu złączonych ludów wpłynąć mogło. Że jednak teraz, w tej ostatecznej chwili rozstrzygnięcia się wszelkich dotychczasowych polsko-niemieckich wojen, sko­ jarzenie to nie nastąpiło, że przeto Polska szerokiego ro z­ postarcia ku zachodowi p o zb y ła, a zachodnia Słowiań­ szczyzna pod nawałem następnych dziejów zginęła — jest skutkiem zabiegów tej „przełożonej” szlachtylutyckićj, k t ó ­ ra dla ocalenia swojego możnowładztwa, sama cesarzowi środki ku ujarzmieniu ludu stręczyła, sama lud i siebie je ­ dynego sposobu ocalenia zbawiała.

Tymczasem o ile zachód od Polski się odstręczał, o tyle stosunki jej ze wschodem coraz ściślej w ikłały się. Spół- cześnie z rozpoczętem niebawnie rokowaniem między Pol­

- 170