• Nie Znaleziono Wyników

TRANSFER PSYCHICZNY

W dokumencie Pismo nie kłamie : psychografologia. (Stron 173-200)

VI.

Z poprzednich wywodów wynika, że dla psychogra-fologaistnieje wyraźny związek między znakami pisar­

skimi a ich autorem. Przykłady, którem przytoczył, dotyczyły zarówno zewnętrznego człowieka jak jego przeżyć wewnętrznych. Od razu przychodzi nam tu na myśl fizjognomika, owa przez Szwajcara Lavatera gło­ szona nauka, że właściwości charakteru wyrażają się także w rysach twarzy. Każdy, kto obserwuje ludzi, spostrzeże, że wiek i cierpienie krzywią im grzbiet, że troska wydłuża im lice i żłobi im czoło zmarszczkami, które świadczą o bolesnych przejściach.

Jeśli więc istnieje możliwość rozpoznania charakteru i losów człowieka zarówno z twarzy jak z pisma, czy nie moglibyśmy też odtworzyć pisma danego człowieka, przyjrzawszy mu się badawczo? To teoretyczne pyta­ nie rozwiązywałem często w praktyce, gdy, widząc po raz pierwszy jakiegoś człowieka, odtwarzałem jego nie­ znanemi pismo tylko na podstawiejego exterieur. Czyn­

ności tej, wynikającej z zasadniczych założeń mojej psychografologii, daję miano rekonstrukcji. Używam tej nazwy w dwojakim znaczeniu. Po pierwsze jest rekon­ strukcja odtworzeniem nieznanego mi pisma, powtóre stanowi proces wewnętrzny psychiczny, polegający na tym, że z zewnętrznych cech danego człowieka urabiam sobie obraz jego osobowości i czuję, że ta osobowość może i musi posługiwać się takim pismem, a nie innym.

Takie rekonstrukcje są trudne i nie udają się zawsze z równą dokładnością, bo proces psychiczny bywa bar­ dzo skomplikowany.

Profesor dr. Fischer, który próby takich rekon- strukcyj przeprowadzał ze mną metodycznie pod naj­ ściślejszą kontrolą, zmieniając w najrozmaitszy spo­

sób warunki eksperymentów, zarejestrował wyniki i opracował je statystycznie, Doświadczenia odbywały się wobec licznych świadków, w toku długich i męczą­ cych seansów, przeważnie w kawiarniachi restauracjach,

a więc w środowisku zgoła nie mistycznym. Obierano zwykle godzinę popołudniową albo wczesną wieczorną, nie przyciemniano wcale światła i w ogóle nie czyniono żadnych przygotowań. Ja sam zachowywałem zawsze pełną świadomość w toku tych doświadczeń i nie sądzę, abym kiedykolwiek zauważył u siebie coś, co określać zwykliśmy nazwą transu. Nie potrafię oczywiście wy­ jaśnić naukowo zachodzących przy tym procesów psy­ chicznych, przytaczam tylko fakty, które mówią za siebie. Jeśli się czasem w toku takiej próby zdarzy, że n. p. bardzo charakterystyczne D zarysowuje mi się w postaci oczodołu odnośnego człowieka, albo jeśli w układzie jego ust widzę charakterystyczne i, to nie znaczy towcale, że tak być musi iże winnym wypadku będzie to samo. Miarodajny jest nie tylko związek pisma z rysami twarzy. Podobnie jak wyraz twarzy i mimika tak i gest i w ogóle całe zachowanie się czło­ wieka wywołują we mnie wyobrażenie właściwych temu człowiekowi znaków pisarskich. Równie ważny jest rytm, który pulsuje w piśmie, sposób kreślenia pew­ nych zawijasów oraz łączenia liter ze sobą. Bardzo po­

glądowego przykładu w tej mierze dostarcza rekon­ strukcja, dokonana przeze mnie w Ameryce. Swoim zwyczajem, spojrzawszy na daną osobę i wysłuchawszy

kilku słów z jej ust, nakreśliłem owe słowa ijej podpis na kartce papieru. Na zagiętej połowie kartki odnośna osoba z kolei napisała te same słowa i położyła swój podpis. Także druga, w towarzystwie Dutch-Treat Club

— l\econrtr-uctufn. ~~~~

przeprowadzona rekonstrukcja niech mówi sama za siebie. Górny podpis jest rekonstrukcją, dolny orygi­ nałem.

Dla kontrastu przedstawię z kolei kilka rekonstruk-cyj, mniej udałych pod względem szczegółów graficz­

nych, niemniej jednak odtwarzających wiernie ogólny charakter i rytm pisma. W rekonstrukcji podpisu „Emil Leindorfer udało mi się n. p. tylko pierwsze e w naz­

wisku, drugie już nie; litery d są odmienne, natomiast r są podobne. Początkowe wielkie litery E. i L. mają jed­ nakie proporcje i jednakie charakterystyczne zagięcia.

Tendencja końcowego zakrętu jest podobna w obu pi­

smach, mimo odmiennego kształtu. To samo odnosi się do następnej rekonstrukcji, utrafione zostały zarówno

wielkość i charakter jak i fakt gotyckości pisma. Przy rekonstrukcji pisma znanego adwokata berlińskiego Artura Wolffa proszę zauważyć, jak mimo

poszczegól-nych odchyleń cechy charakterystyczne powtarzają się raz po razu.

a) *• w /*£*

b)12 ~

Fig. 154. a) Rekonstrukcja, b) oryginał.

Oprócz tych rekonstrukcyj, opartych na bezpośred­

nim oglądzie osoby, podejmowałem wielokrotnie próby rekonstrukcji. innego rodzaju, które profesor dr. Fischer określił jako wynik psychicznego transferu. Takie rekon­

strukcje dotyczyły pisma nieobecnych. Przychodzą do skutku na podstawie fotografii odnośnej osoby, albo na podstawiekilku przez nią nakreślonych wierszy, we­

dług których odtwarzam podpis, albo, jeśli to jest

malarz,na podstawie jednego z jego obrazów. (Porównaj rekonstrukcje sygnatur fig. 30 i 31, oraz rekonstrukcje pisma łacińskiego na podstawie pisma arabskiego fig.

Fig. 135.a) Rekonstrukcja.

b) L«l*v yn *muJu»v

Lu (\ ^V|z

Fig. 155. b) Oryginał.

Odmianę transferu psychicznego przedstawia nastę­

pujące doświadczenie: Fischer oglądał w mojej obec­ ności pewne pismo, nie pokazując mi go wcale. Opi­ sałem nie tylko osobę autora, ale odtworzyłem także pismo.

„Cosiętyczyopisuosoby,oświadcza eksperymentator, stwierdzam, że prawie każde słowo jest trafne i trafnie zastosowane. Naśladowanie pisma wykazuje tak daleko

Fig. 136. Rekonstrukcja.

/L

*

p i*

f

Fig. 137. Oryginał.

idące podobieństwa w szczegółach, że oryginał i rekon­ strukcja wydają się prawie identyczne".

Pewnego dnia zapytał mnie prof. Fischer, czy potra­ fiłbym określić, co zacz jest człowiek, którego kartkę ma w kieszeni? Prosiłem profesora, aby myślał o owej osobie i starał się plastycznie wyobrazić je sobie. Pro­ fesor Fischer skoncentrował się w żądany sposób. Po kilku sekundach powiedziałem mu: Człowiek ten liczy 32 lat. Na to prof. Fischer opisał mi jego wzrost. Analiza moja brzmiała:

Średniegowzrostu, dosyć krępy, tęgi. Człowiek, który nie wzbudza zaufania; jeden z tych, którzy pojedli wszystkie rozumy; po półgodzinnej rozmowie każdy ma go dość; jest nie sympatyczny; ma coś z nosem do czy­

nienia; ubiera się ekscentrycznie; gdy pije, zawsze się pochlapie; sprawia na mnie wrażenie złoczyńcy; jest niezadowolony, maskuje się, mógłby iść po trupach.

Brwi ma rozrośnięte. Przez kobiety wpadł w wielkie kłopoty; nie mógł się im opędzić, narobił przez nie

długów. Jedna kobieta mu nie wystarcza, zawsze ro­ mansuje z kilkoma na raz.

Na pytanieFischera, kiedy się ożeniłi wjaki sposób, odpowiedziałem: Nie poślubił kobiety, równej mu pod względem towarzyskim lecz albo zwykłą służącą, albo poszuka kobiety bogatej, niechaj będzie ślepa i kulawa, byle miała pieniądze.

Na to wydobył Fischer zapisaną kartkę z kieszeni i oglądał ją, ale tak, że ja pisma nie mogłem zobaczyć.

Podyktował mi z kartki kilka słów i zażądał, abym

Rekonstrukcja. Fig. 138. Oryginał.

nakreślił te słowa, naśladując pismo owej osoby. Uczy­ niłem to natychmiast. Prof. Fischer pisze o tym ekspe­

rymencie, co następuje*): „Podobieństwo pism nie

*) Dr. Oskar Fischer: „Experimente mit Rafael Schermann", Berlin 1924 — Urban und Schwarzenberg.

ulega wątpliwości; ogólny charakter i wielkość pism są jednakie, a w licznych szczegółach podobieństwo, występuje nader wyraźnie; wystarczy porównać „D"

w skrócie „Dr i „W ’ w słowie „Wien". Słowa: „Sehr geehrter Herr Dozent ‘‘, przejście litery r w t w słowie

„geehrter , D w słowie „Dozent", przy czym w imitacji Schermanna nie brak także osobliwego, na lewo skie­ rowanego haczyka u górnej początkowej kreski; dalej b w słowie „bestens" i „Ihr". Imitację pisma mu-siałem uznać za udałą, ale nie byłem zadowolony z cha­

rakterystyki piszącego, a nawet mocno nią zdziwiony, bo mój sąd o piszącym wypadłby był odmiennie; jed­ że charakterystyka Schermanna była właściwie trafna".’

Zdarza się też czasem, że widok jakiejś osoby na­

suwa mi natychmiast przed oczy obraz jej pisma, tak że mogę je grafologicznie uchwycić, choć nigdy go przed tym nie widziałem. Właśnie, gdym kończył niniejszą książkę, spotkała mnie osobliwa przygoda. Gdybym ją opisał własnymi słowami, nie zdziwiłbym się, gdyby ten i ów z moich czytelników pokiwał głową lub uśmie­

chnąłsię niedowierzająco. Oddaję przeto głos świadkowi naocznemu, nadomiar wielkiemu sceptykowi. Internista i neurolog dr. Mez opisał i utrwalił tę z pewnością nie codzienną przygodę w liście z dnia 9 września 1928, skierowanym do mnie. Dr. Mez pisze:

„Będąc jeszcze cały pod wrażeniem osobliwego zda­

rzenia, które przeżyłem wczoraj wieczorem w barze Królowej przy Kurfiirstendamm, pragnę natychmiast utrwalić te faktynapiśmie, abysięniezatarły w

wspom-177 n

nieniach i nie uległy zniekształceniu. Jak panu wiado­

mo, interesuję się od lat pańską działalnością i śledzi­ łem rezultaty pańskiej pracy zarówno z ciekawością jak ze sceptycznym krytycyzmem.

Notuję tedy fakty; W nocy 9 września 1928 między godziną w pół do pierwszej a pierwszą nad ranem uda­

łem się w towarzystwie pana, któregom poznał dopiero kilkagodzin temu, i hrabiego von Kagenack i jego żony do baru Królowej. Zauważyłem, że przy czwartym od nas stoliku— z trzech dzielących nas stołów tylko jeden był zajęty przez jakiegoś pana — usiadła jakaś dama.

Pan siedział do niej tyłem. Nagle obrócił się pan i od razu rzeki do mnie: „Z tą panią tam będzie pan miał jeszcze tej nocy robotę, może ona tu umrze".

Po niespełna 30 minutach pani ta zemdlała i spadła z krzesła, a gdy ją ocucono, jęczała i lamentowała.

Pańska diagnoza, że chodzi o organiczną chorobę serca, była trafna, jak wnioskowałem z tętna chorej, gdy ją cuciłem (pulsus irregularis et inaeąualis).

Na pytanie moje, jaką drogą doszedł pan do pozna­

nia tego wszystkiego, odpowiedział pan, że spojrzaw­

szy na tę kobietę urobił sobie pan zarazem optyczny obraz jej pisma, a z tego imaginowanego pisma wy­

ciągnął pan swoje diagnostyczne wnioski".

Także opis mego spotkania z psychologiem berliń­ skim, profesorem Maxem Dessoir wolę pozostawić panu Rudolfowi Grossmannowi, który jako świadek naoczny dał taką obszerną relację we „Frankfurter Zeitung"

(„Das Illustrierte Blatt“ Nr. 12 z 19 marca 1927):

„Czegom doświadczył z Schermannem, pisze Gross-mann, bądź sam, bądź wespół z psychologiem profeso­ rem Dessoir, to pragnę po krotce tu opowiedzieć.

Naprzód należy stwierdzić — profesor Dessoir życzy

sobie tego — że Dessoir nie przypisuje swej pierwszej wizycie u Schermanna znaczenia naukowego ekspery­ mentu, było to raczej spotkanie o charakterze towa­ rzyskim. Niemniej jednak pierwsze wrażenie, jakie od­ niósł, był tego rodzaju, że nie wyklucza on istnienia u Schermanna obecnie i dawniejszymi czasy swoistego mistycznego uzdolnienia. Najciekawsza była charakte­ rystyka pisma, nakreślonego na białym papierze, któ­

rego kazał mu się dotknąć. Schermann przesunął lekko rękę po papierze, nie widząc wcale pisma. Charaktery­ styka osoby piszącego wypadła w znacznej części zna­

komicie. Profesor Dessoir notował zaraz wyniki eksper­ tyzy, odwracając przy pisaniu głowę, tak iż Schermann nie mógł absolutnie wyczytać niczego z wyrazu twarzy Dessoira.

Schermann podyktował profesorowi co następuje:

„Ludzie interesują mnie", przy czym Schermann stał z boku i nie mógł widzieć, co i jak Dessoir pisze. Na­

stępnie pismo Dessoira zostało zakryte a Schermann na­

pisał pod nim te same słowa. Przy porównaniu obu rękopisów okazało się, że są bardzo podobne (patrz re­ produkcję).

Pismo profesora Dessoira.

Fig. 139. Rekonstrukcja.

Także mój podpis zostałprzez Schermannazrekonstru­ owany w dwojakiej postaci, gdy podpisałem się staran­ nie i gdy nagryzmoliłem nazwisko szybko, kończąc je zakrętasem. Oczywiście może ktoś powiedzieć, że nie wykluczona jest ewentualność, iż Schermann widział kiedyś gdzieś podpisy Dessoira i mój własny. Zrobiliśmy więc nowe doświadczenie. Dessoir wręczył mi kartkę pewnej Amerykanki, której sam nie znałem, abym

po-'~/Lx z?

Fig. 141. Pismo Amerykanki.

Fig. 142. Rekonstrukcja Schermanna.

szedł do Schermanna i poprosił go o charakterystykę tej damy. Udałem siędo Schermanna, powiedziałem mu, że mam w kieszenitaką a taką kartkę; Schermann siadł przybiurku, o trzy metry ode mnie, odwrócony plecami do mnie i prosił, abym wyjął kartę i odczytał jej treść.

Zrekonstruował pismo tej damy; także charakterystyka jejbyła, jak mi Dessoir zakomunikował, bardzo trafna.

Najciekawiej wypadła charakterystyka mojej żony, która znajdowała się właśnie w podróży; pismo jej od­ tworzył Schermann na podstawie mojego własnego

pisma.

Żona moja, powiedział Schermann, jakomłoda panna między 17-t^’m a 20-tym rokiem życia przeszła kurację odtłuszczającą, o czym ja nie wiedziałem; napisałem do niej i otrzymałem potwierdzenie faktu“.

* * *

Mówiłem dotychczas przeważnie o swoich sukcesach, nie omieszkałem jednak zaznaczyć, że czasem mylę się i zawodzę. Że pozytywnym wynikom poświęcam więcej miejsca,mogę uzasadnić choćby tym, że według Fischera tylko 8 procent doświadczeń dało bezwzględnie ujemne rezultaty (20 procent uznał profesor za wątpliwe).

Jest jeszcze drugi powód. Jeśli pomyłek nie omawiam w osobnym rozdziale, to czynię to też dlatego, że nie miałem dość poglądowego materiału do dyspozycji, brakło mi próbek pisma, odnoszących się do wypadków,

w których ekspertyza moja zawiodła. Nie wystarcza, gdybym w jakimś wypadku powiedział: „ten zaginiony młody człowiek nie jest, moim zdaniem, zdolny do sa­

mobójstwa — a on je przecie popełnił. Samo stwier­ dzenie faktu nie wystarcza; trzebaby jeszcze na pod­

stawie pisma wyjaśnić, dlaczego wydałem takie orze­ czenie i dlaczego było ono błędne. Wiele spraw wy­ myka się mej kontroli, a często okazuje się dopiero po dłuższym czasie, niekiedy po latach, czy dana eksper­ tyza—była trafna czy fałszywa. Są wreszcie wypadki, o których pismo nic mi nie mówi — a takie wypadki należy już rejestrować jako pomyłki, bo kłócą się z uznaną tezą, że każde pismo żyje i dyktowane jest przezaktywny mózg. Szereg pomyłek powstaje także skutkiem fałszywych wniosków albo przez to, że wi­

dziany obraz nie został właściwie interpretowany w sło­

wach. Przypominam sobie (opisuje ten wypadek malarz Artur Stadler w „Wiener Allg. Ztg“ z 30 listopada 1924), że raz o pewnym człowieku powiedziałem, iż lubi się ekscentrycznie ubierać. Była to pomyłka: pan ten zawsze był dyskretnie ubrany i odznaczał się wytwor­ nym smakiem. Jak jednak później dowiedziałem, był aktorem i stał co wieczora w kostiumie na scenie.

Obraz, narzucony mi przez pismo, nie zrealizował się dostatecznie.

Albo taki wypadek: określam autora przedłożonego mi pisma jako wojskowego; Wszyscy protestują; jakaż to pomyłka. Jeszcze raz oglądam pismo: „Trudna rada;

obstaję przy tym,com powiedział". Informują mnie, dy­

skretnie ubolewając nad moją pomyłką, że piszący jest wielkim kupcem. Ale w tym momencie zabiera głos jeden z obecnych panów: „Kupiec ten uprawia przy tym namiętnie szermierkę".

Tak więc różne pomyłki mają swe przyczyny.

A gdysię czasem waham i jestem niepewny, to wahanie odbywa się między dwoma poglądami, z których każdy w swoim rodzajujest trafny.

Właśnie pomyłki uzasadniają tytuł książki: „Pismo nie kłamie". Tylko człowiek myślący popełnia pomyłki.

Czasem w danej chwili zawodzi siła duchowa, a może w ogóle nie dano nam sięgać w głąb najsubtelniejszych spraw. Ale często dojrzymy prawdę, jeśli mamyczas kil­

kakrotnie przyjrzeć się pismu, albo jeśli przypadkie-m na­

trafimy na szczególnie wyrazistą próbkę pisma. Zwa­ żywszy wszystko możemy śmiało twierdzić, że pismo z pewnością mniej kłamie niż wszystkie inne formy wy­ razu. Nie może symulować i maskować się, mówi osta­ tecznie prawdę. Oczywiście w żadnej dziedzinie nie osiągniemy pełnego ostatecznego poznania. — Ale moż­

liwie najlepsze poznanie istoty i losów człowieka daje nam pismo.

KILKA NOWYCH DOŚWIADCZEŃ

W KRAKOWIE, LONDYNIE, PARYŻU I PRADZE.

VII

Spędziłem długie lata zagranicą, zamieszkując ko­ lejno w różnych stolicach europejskich, więc w książce niniejszej, opartej na spostrzeżeniach i przeżyciach z owych czasów, w których zdobywałem rozgłos na sze­

rokim świecie i poddawałem się przytem chętnie bada­ niom wybitnych psychologów i lekarzy, przyszło mi omawiać przeważnie sprawy, zaszłe w obcych środowi­ skach. Do Krakowa, rodzinnego mego miasta, przyjeż­ dżałem jednak co roku, aby utrzymać żywy kontakt z ojczyzną, do której zawsze i wszędzie, gdziekolwiek byłem, w Europie czy w Ameryce, serce mnie ciągnęło, choć na obczyźnie praca moja zjednywała mi coraz większe uznanie. Odwiedzałem rodziców, oraz rodzeń­

stwo, przygotowywałem materiał do swoich nowych odczytów i książek, w wolnych chwilach zaś chętnie godziłem się na doświadczenia o charakterze nauko­ wym, które przedsięwziąłem m. in. również z red.

Ludwikiem Szczepańskim.

Pewnego dnia przedłożył mi red. L. Szczepański dwie koperty, jedną zaopatrzoną w znaczek pocztowy Stanów Zjednoczonych, drugą ze znaczkiem polskim.

O osobie, która zaadresowała kopertę w Ameryce, powiedziałem, żetoczłowiek, który za młodu niechciał się uczyć, że cechuje go niezwykle bujna fantazja, że jest bardzo miękki tam, gdzie serce przemawia, ale w innych sprawach twardy jakkamień, że ma ogromną ambicję i pragnie gromadzić wiele ludzi koło siebie, że jest rodzajem Fiihrera (użyłem tego niemieckiego słowa)

i posiada wielką siłę w oddziaływaniu na ludzi i przy­

ciąganiu ich, że jest naturą artystyczną, że jest artystą...

Pismo St. Szukalskiego.

Pismo na kopercie ze znaczkiem amerykańskim, było pismem Stanisława Szukalskiego, głośnego rzeźbiarza, o którym jednak ja osobiście, przebywając za granicą, wówczas jeszcze nic nie wiedziałem.

Autora pisma na drugiej kopercie określiłem jako człowieka o wysokim wykształceniu i bardzo szerokim

Pismo J. Tuwima.

horyzoncie umysłowym. Powiedziałem także: „Bardzo jasna głowa. Ma czasem pióro ostre jak nóż... Może kil­

koma słowami zniszczyć człowieka. Urodzony dowcip­

niś. Nie można go z równowagi wyprowadzić. Przeciw­

ników rozbraja kilku słowami i dowcipem. Oczy ma przejmujące, zdawałoby się, że patrzy w głąb serca...

Pismo na drugiej kopercie jest pismem poety Juliana Tuwima.

Red. „Głosu Narodu", M. Babiński ogłosił na pod­

stawie dwukrotnego wywiadu dwa artykuły w tym dzienniku, w n-rach 142-gim z 24 paźdz. i 143-cim z 28 paźdz. 1933 r. Przytoczę z tych artykułów ustępy, do­

tyczące analizy próbek pisma dwu wybitnych osobisto­ ści. Red. Babiński pisze:

„...W trakcie dalszej rozmowy przedkładam p. Scher-mannowi dwie próbki pisma pewnej znanej osobistości w Polsce. Jeden list był pisany w 1924 r., drugi pocho­

dził z przed miesiąca. — Pan Schermann wydał nastę­ pujące orzeczenie: Autor tego pisma jest człowiekiem o wybitnej sile woli, jest dumny ze swego nazwiska i swej pracy, a zamiary swe stara się przeprowadzić za wszelką cenę. Wewnętrzny nakaz tak go czasem po­

rywa, że nie ma hamulca na słowa i czyny. Operuje wielkimi cyframi, rozporządza ogromną pamięcią. Praca jego jest mozolną. Jest to indywidualność wybitna, po­

rywająca innych za sobą. Pismo wykazuje wielką zmienność losów życia, a obecnie ponowną tendencję ku ich poprawie. Duże przejścia w ostatnich czasach wykazują osłabienie reakcyj uczuciowych. Przygląda­ jąc się jeszcze raz obu pismom, p. Schermann zademon­

strował mi wygląd autora. Szeroki w ramionach, twarz mięsista, wzrost więcej niż średni. Demonstrując mi po­

stać opisywaną włożył ręce do kieszeni spodni, jak to jest w zwyczaju autora. Charakter pisma tak zaintere­

sował p. Schermanna, że skopiował oba listy. Po eks­

pertyzie powiedziałem p. Schermannowi, że autorem pisma jest b. premier polski Witos".

Pismo W. Witosa.

„W końcu — pisze dalej red. B. — bardza ciekawa a nadzwyczaj trafna ekspertyza: pismo, którego auto­ rem jest pewien dobrze mi znany ksiądz. P. Schermann

„W końcu — pisze dalej red. B. — bardza ciekawa a nadzwyczaj trafna ekspertyza: pismo, którego auto­ rem jest pewien dobrze mi znany ksiądz. P. Schermann

W dokumencie Pismo nie kłamie : psychografologia. (Stron 173-200)

Powiązane dokumenty