• Nie Znaleziono Wyników

Pismo nie kłamie : psychografologia.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pismo nie kłamie : psychografologia."

Copied!
216
0
0

Pełen tekst

(1)

RAFAŁ SCHERMANN

P ISM O NIE KŁAMIE

PSYCHOGRAFOLOGIA

KRAKÓW

KSIĘGARNIA’POWSZECHNA

(2)
(3)

PISMO NIE KŁAMIE

(4)

MOIM UKOCHANYM RODZICOM POŚWIĘCAM

(5)

RAFAŁ SCHERMANN

P ISM O NIE KŁAMIE

PSYCHO GRAFOLOG IA

Z ILUSTR ACJ AM I

KRAKÓW 1939

KSIĘGARNIA POWSZECHNA

(6)

Drukarnia Pospieszna m Krakowie.

(7)

PRZEDMOWA.

Gdy przed wojną, w Berlinie, w pewnym towarzy­ stwie Rafał Schermann, rzuciwszy okiem na przedłożony mu list, oświadczył:

„Widzę błysk, słyszę huk strzału, ta kobieta została kulą ugodzona... ona umiera", powstał stary mistrz szkołnej grafologii Langenbruch i zawołał:

„W imieniu grafologów niemieckich protestuję prze­ ciw tego rodzaju grafologicznym analizom!"

Stary grafolog miał słuszność ze swego stanowiska.

To bowiem, czym Schermann zdumiewa i czemu przede wszystkim zawdzięcza sławę tak w Europie jak w Ameryce, nie jest grafologią w zwykłym znaczeniu, nie jest tylko umiejętnością (czy sztuką) określania charakteru i umyslowości, rozpoznawania skłonności wrodzonych i nabytych danej osoby na podstawie jej pisma, jest czymś większym i dalej idącym: bywa nie­ raz przejawem niepojętej paranormalnej intuicji, przejawem jasnowidzenia, rzucającego na ekran podświadomości wizje przeszłych i przyszłych zdarzeń, które Schermann ujmuje w krótkie słowa.

Mechanizm tej „psychografologii", jak Schermann nazywa swą umiejętność, jest dla nas zupełnie niezro­

zumiały — i sam Schermann także zagadki tej rozwią­ zać nie może. Wprawdzie rad zapewnia, że nie jest wróżbitą, przeczy, jakoby był cudotwórcą i usiłuje na licznych przykładach ze swej olbrzymiej, kilka tysięcy wypadków obejmującej praktyki pouczyć nas, w jaki

naturalny — sposób, na podstawie wypatrzonych lub wyczutych znaków graficznych, przeprowadza krótką analizępisma i dochodzi, nieraz w mgnieniu oka, do syntetycznego wniosku. Ale niechże ktoś inny, na podstawie tych pouczeń, spróbuje go naśladować i kro­ czyć jego drogą! Sam Schermann zresztą przyznaje, że

(8)

nieraz wcale nie wie, dlaczego tak a nie inaczej wy­

czuwa. Może powiedzieć tylko tyle, że gdy spojrzy na przedłożone mu pismo, przed oczyma, a raczej przed wzrokiem wewnętrznym, poczyna mu się rozwijać jak­

by niejasny zagmatwany film i doznaje przytem wrażeń miłych albo przykrych, niekiedy bardzo silnych i bolesnych. Ale to, co widzi i wyczuwa, ujmuje w słowa.

Stoimy wobec zagadki poznania p a r a nor­ m a l n e g o. Rafał Schermann był już niejednokrotnie przedmiotem badań naukowych za granicą; sporo ksią­

żek i broszur traktuje o jego fenomenalnych zdolno­

ściach;. w setkach sensacyjnych, artykułów na łamach dzienników i czasopism rejestrowano jego zdumiewa­ jące ekspertyzy: ale wyjaśnienia zagadki brak. Stwierdzić możemy tylko, że mamy u Scher­

manna do czynienia ze zjawiskami poznania nieraz bardzo złożonym: na jego „psychografologię' składa się: 1) znajomość. gr a f olo gii i połączona zwnikliwą intuicjąi z wielkim doświadczeniem życiowym, nasuwającym mu trafne wnioski,

2) zdolność telepatyczna, 3) zdolność jasno­ widzenia.

Ale lepiej nie zapuszczajmy się w te dziedziny tak mroczne, bezdrożne i tak sporne jeszcze! W każdym jednak razie bezspornem jest, że Rafał Scher­ mann, ten zrazu skromny urzędnik asekuracyjny, ro­ dem z Krakowa, (który obecnie osiadł na stałe w ro­

dzinnym. swym mieście), zdobył sobie sławę na obu pół­ kulach świata i uważany jest słusznie za zagadkę, za jedyny, bezprzykładny fenomen. Książka jego, która ukazała się już w kilku europejskich językach, wpro­

wadza . nas do jego duchowej pracowni, zaznajamia nas z jego „^m^^etu.dą‘ (która jest metodą tylko dla niego samego) i z szeregiem. faktów z jego praktyki. Fakty te niekiedy są tak dziwne, tak zdumiewające, że może wydadzą się niektórym czytelnikom — nieprawdopo­ dobnymi, niemożliwymi...

Nasuwają się tu jednak słowa Williama Crookesa, wypowiedziane w podobnych okolicznościach w r. 1872:

„Nie mówię, że to jest możliwe; mówię, że to jest"

Wypadki, które Schermann przytacza, są f a kt a­

(9)

m i. Do opowiedzianych licznych faktów mógłby dorzucić setki innych, których autentyczność potwier­

dzą wzruszeni, wdzięczni, zdumieni świadkowie. Co­

kolwiek więc ktoś zarzuci hypotez o m, jakimi usiłujemy wyjaśnić niezrozumiałe zjawiska poznania, same fakty są — faktami. I ze wszech miar byłoby pożądane, aby i w Polsce ten żyjący wśród nas fenomenalny, nie mający rywala w świecie „psycho- grafolog“ byt nie tylko przedmiotem powszechnego za­

ciekawienia, ale i naukowych systematycznych badań.

Oby książka jego przyczyniła się do realizacji powyż­ szego życzenia!

LUDWIK SZCZEPAŃSKI.

Kraków, w maju 1938.

(10)

Z PRZEDMOWY DO FRANCUSKIEGO WYDANIA.

Dlaczego proszono mnie, abym przedstawił p. Scher­

manna publiczności francuskiej? Albowiem odwiedziw­

szy Schermanna w Berlinie zostałem oczarowany i zdu­

miałemsię niezmiernie, stwierdzając jego nadzwyczajny dar jasnowidzenia grafologicznego; przyjął mnie wielce uprzejmie i z pełnym zaufaniem; widział we mnie pre­

kursora, ponieważ już od roku 1890 starałem się przy interpretacji pisma posługiwać się wczuciem w ruchy piszącego, a to w ten sposób, że tępym ołówkiem, wo­

dziłem po znakach pisarskich, jakbym je chciał naśla­

dować — iw ten sposób je ożywiałem.

Tak samo w gruncie rzeczy postępuje p. Schermann, ale jego sprawa przedstawia się jeszcze osobliwiej; nie dąży do stworzenia nauki, pragnie tylko rozbudzić i rozwinąć swe zdolności wyczuwania, korzystając przy tym z danych naukowych, jakie się nasuwają. Kieruje się dogłębną intuicją. Nie zdziwimy się, jeżeli wyniki jego ekspertyz znajdą się poza obrębem tego, co można orzekać na podstawie badania metodycznego, ale ich nie­ zwykły charakter i ich ciągłość każę je śledzić z uwagą, następnie zaś wywołuje podziw. Stoimy w istocie wo­ bec wyjątkowych postrzeżeń, których przyczyny on sam często nie potrafi wykryć...

Zadawano nieraz pytanie: Czy mamy tu do czynie­

nia z grafologią czy ze zjawiskami supranormałnymi?

Odpowiedźznajdziemy w pracach Schermanna, wy­ danych drukiem, w których stara się rzecz wyjaśnić z dobrą wiarą, nie osłaniając się tajemnicą.

Powiada naprzykład: Pismo wyjawia często za po­

mocą symbolów rzeczy, które zaprzątają mózg i wy­ obraźnię danego człowieka. Symbole te są często ukryte,

(11)

albo tylko zlekka zaznaczone, ale niekiedy rzucają się w oczy z charakterystyczną wyrazistością.

Mamy tu więc do czynienia z pracą spotęgowanej wyobraźni, której grafologia udziela mniej lub więcej wydatnej pomocy. Ale w innych wypadkach, dzięki swej nadzwyczajnej wrażliwości, Schermann przeżywa, za pośrednictwa pisma, gesty i myśli odnośnego autora z intenzywnością fenomenalną. Tu wkraczamy na wła­

ściwy teren grafologii o charakterze intuitywnym...

Ale naraz tracimy grunt pod nogami i stajemy wobec zagadnień, absolutnie nowych, bez kontaktu z tym wszystkim, co wiemy/...

W XV wieku ten dar nadzwyczajny zaprowadziłby Schermanna prosto na stos jako czarownika; może się radować postępem cywilizacji! Dzisiaj zdolności jego stanowią przedmiot badań naukowych. Ale niestety, jeżeli Schermann ma mnóstwo wielbicieli, nie znajdzie uczniów; jego niezrównana, niebywała zdolność jasno­ widzenia pozostanie, zda się, długo jednym z najbar­

dziej nieprawdopodobnych faktów.

J. CREPIEUX JAMIN Paryż, 1936.

(12)

PRZEDMOWA

Li. COLON ELA W. R. MANSFIELDA1)

Jako stanowczy przeciwnik bezwartościowej litera­ tury z dziedziny t. zw. „popularnej grafologu' przeczy­ tałem z przyjemnością książkę mego przyjaciela Rafała Schermanna, z którym też eksperymentowałem wielo­

krotnie.

Od wielu lat pracuję jako sądowy pismoznawca, opierając się na czysto naukowych zasadach. Od dawna już pismo stało się przedmiotem naukowych wnikliwych badań ze strony poważnych fachowców, którzy wypra­

cowali ostatecznie system interpretacji wielu, ale nie wszystkich znaków graficznych. W ten sposób położono naukowe podwaliny pod budowę gmachu grafologii no­ wożytnej. Schermann idzie jednak dalej i, aby określić swą pracę i jej wyniki, musiał stworzyć nową nazwę:

psychografologi a. Trafne to określenie, bo Schermann nie kroczy normalną drogą grafologa, lecz pracuje jak duchowa stacja odbiorcza, która za pośred­ nictwem pisma odbiera i rejestruje napływające wra­

żenia. Książka jego zawiera opis wypadków, niepraw­ dopodobnych i pozornie niemożliwych, a jednak pra­ wdziwych i autentycznych.

Objaśnienia, jakich Schermann nie szczędzi w swej książce,są nie tylko jedyne w swoim rodzaju, alewprost fenomenalne. Raz po razu czytelnik mówi sobie: „No, to chyba już fantazja!", a przecież są to realne fakty.

Jakkolwiek Schermann pracował z wielu uczonymi nad wyjaśnieniem mechanizmu swoich zdolności poznaw­ czych, zbiorowe wysiłki nie przyniosły rozwiązania za-

x) Lt. Colonel W. R. Mansfield jest najwybitniejszym grafo­

logiem angielskim, a książkę poznał z wydania angielskiego (Rider & Co. — Hutchinson, London).

(13)

gadki. Schermann sam, z chwalebną skromnością, wy- znaje, że nie umie wyjaśnić bez reszty swej metody, ale świadom jest, że darem swoim przysłużyć się może i przysłużył się ludzkości. Powiada, że z pisma wyłania mu się obraz myśli, pragnień, żądz człowieka. Czasem owe symbole są ukryte, czasem tylko zlekka zazna­

czone, często jednak rzucają się w oczy z nadzwyczajną wyrazistością.

Przedłożyłem Scher mannowi szereg okazów z mego zbioru osobliwych, pism, oczywiście wstrzymując się od wszelkich komentarzy, a Schermann za każdym razem potrafił trafnie określić autora odnośnego pisma, opi­ sać jego charakter, stan psychiczny, nawet okoliczności, które mu pióro włożyły do ręki..

Czytelnik nie znajdzie u Schermanna szumnych, ale niezrozumiałych słów, z jakimi tak często spotykamy się w literaturze grafologicznej, słów, i określeń, z któ­ rymi czytelnik nie wie, co począć, a autor prawdo­

podobnie także nie. Książkę Schermanna czyta się z przyjemnością, która płynie z faktu, że rozumie się każde słowo, że nie usiłuje on mamić nas frazesami, pięknie brzmiącymi, ale pustymi.

Schermann przedstawia nowy problem dla nauki.

W historii jest on, o ile miwiadomo, nie tylko jedynym, który posiada dar, pozwalający mu na zasadzie próbek pisma, które w zamkniętej kopercie trzyma w ręku, określić nie tylko najdokładniej osobę piszącego, ale jest on z całą pewnością jedynym, który potrafi zre­ konstruować pismo człowieka, którego nigdy nie wi­ dział ani nie znał jego pisma.

Życzę tedy książce powodzenia, na jakie zasługuje.

Czytelnicy polscy mogą być nie tylko dumni z tego, że Schermann jest sonem ich pięknej ojczyzny, ale winni też uświadomić sobie, że tkwi w nim coś niezwykłego, co przyniosło pożytek ludzkości i także w dalszym ciągu oddawać będzie usługi i sprawi, że imię jego za­ pisze się niezniszczalnymi zgłoskami na kartach hi­ storii.

Lt. COLONEL R. W. MANSFIELD Londyn, w maju 1938.

(14)
(15)

GRAFOLOGIA I PSYCHOGRAFOLOGIA

(16)
(17)

Kto świadom jest granic naszego dzisiejszego po­ znania naukowego, zrozumie, czemu na wstępie pod­ kreślam z całym naciskiem: proszę nie oczekiwać naukowego podręcznika psychografologii. Byłbym bar­

dzorad,gdybym mógł napisać taką książkę i tymsamym wyjaśnić sprawy, które dziś uchodzą za niezbadane.

Nazywają mnie grafologiem. Jestem nim, ponieważ także biorę pismo za podstawę swoich orzeczeń. Ale moja praca nie jest wyłącznie funkcją naukowego gra­

fologa, To, co dobywam na jaw z pisma, nie wyłania się w drodze mniej łub więcej bystrej analizy. Jeden rzut oka na znaki pisarskie wystarcza mi i nie potrze­ buję już nic innego robić, jak opisać, com ujrzał. Cza­ sem, kiedy sobie zadaję pytanie, skąd właściwie wy­

snułem to czy owo, wydaje mi się, jakbym orzekał na podstawie kształtu danej litery, jakiegoś zakrętu,jakiejś odrębności charakteru pisma. Podawano to nieraz w wątpliwość — i, być może, źe ci, co wątpią, mają rację. Faktem jest, że niekiedy wraz z pismem jawi mi się obraz, a jak zobaczymy w rozdziale o rekon­

strukcjach, z obrazem jawi się pismo. Nie mogąc sam wniknąć w głąb tajemnicy tych zjawisk, spróbuję przynajmniej na dalszych stronicach wyjaśniać od wy­

padku do wypadku, przebieg tych wewnętrznych pro­ cesów, którym zawdzięczam swe doznania. Chodzi tu jednak tylko o próby wyjaśnienia, ale skoro ja sam, przy sumiennym autokrytycyzmie, nie mogę obejść się

(18)

bez hypotezy, niechaj łaskawy czytelnik zadowoli się zapewnieniem, że nie tylko autor, ale i ludzie, którym opinia publiczna zwykła przyznawać kompetencję, gorliwie się głowili nad sformułowaniem wyjaśnienia.

Jednakowoż i ci wybitni głośni naukowcy, którzy wszelkimi sposobami usiłowali zbadać moje zdolności ] dociec, jak to się dzieje, że z pisma wykrywam więcej, niż to dotychczas uważano za możliwe — nie zdobyli się na zadawalające gruntowne, bez reszty, wyjaśnienie tych zjawisk. Profesor neurologii i psychiatrii na uni­

wersytecie praskim dr. Oskar Fischer, który moje zdol­ ności po raz pierwszy systematycznie zbadał, a wyniki kilkoletmch doświadczeń ogłosi! w roku 1924 w książce

(wydanej nakł. Urbana i Schwarzenberga, BerKn-Wie- deń)p. t. „Esperimente mit Rafael Schermann", wyraża się o moich „grafologicznych wyczynach" (ekspery­ mentował także w innym kierunku), jak rastępuje:

„Jeżeli przechodzimy do oceny grafologicznych ekspertyz Schermanna, musimy przede wszystkim pod­ kreślić, co już poprzednio z naciskiem wskazaliśmy:

przytoczone orzeczenia grafologiczne wychodzą daleko poza ramy fachowej szkolnej grafologii. Bo pomijając już fakt, że Schermann przeważnie nie studiuje pisma dokładnie i że- mu wystarcza pobieżne spojrzenie na zapisaną kartkę, niekiedy pokazywaną mu z pewnej odległości i w odwrotnej pozycji, stwierdzamy, że w opisie- osoby autora pisma przekracza daleko granic tych inforinacyj, jakie, według naszego uzasadnionego przekonaniu, możnaby istotnie zaczerpnąć z pisma. Gdy jednak uwzględnimy to, co było powiedziane w roz­

dziale o wyczuwaniu (macaniu) grafolcgicznym *), wówczas gralologia Schermanna ukazuje się nam w in­

nym świetle: jeśli bowiem w procesie wyczuwania jako drogowskaz służy jakaś parazmysłowa percepcja, to

*) Patrz rozdział: Rekonstrukcje i transfer psychiczny.

(19)

możemy przyjąć, że ta parazmysłowa zdolność spostrze­

gawcza odgrywa -w ogóle ważną rolę u Schermanna, i że przeto w procesie oceny pisma dwa czynniki wcho­

dzą w rachubę:

1) bezpośrednie optyczne działanie pisma, przy czym grafolog stosuje znane zasady grafologii,

2) oddziaływanie na zasadzie innych paranormal­ nych, pozazmysłowych zdolności percepc yjnych i in­ nego — jak w drodze świadomej analizy — psychicz­ nego opracowania zdobytego materiału*.

Dr. Oskar Kiauss, który jest również profesorem uniwersytetu praskiego był zdania, nie wdając się zresztą w bliższe tłumaczenia', że u mnie współczynne są „grafologiczne, fizjognomiczne, telepatyczne i hyper- estetyczne (nadwrażliwość) uzdolnienia**. Trzeci badacz, profesor uniwersytetu wiedeńskiego dr. Maurycy Be- nedikt w wydanej w r. 1918 rozprawie wyraża pogląd, że proces poznawczy u mnie porównać by można z funkcją aparatu radiowego, przy czym jeden mózg przedstawia stację nadawczą, a drugi stację odbiorczą.

Nauka o antenach mózgowych, powiada prof.

Benedikt, wplata się harmonijnie w znany łańcuch fak­

tów fizykalnych i czyni przeto w pełni zadość wymo­ gom istotnego tłumaczenia, w myśl ścisłej metody nau­

kowej. To śmiałe porównaioe, które zdaje się wcale dobrze odtwarzać to, co odczuwam w swej świadomości, spotkało się jednak z krytyką — za czyni inusimy otwarcie wyznać: nie wiemy nic.

Z powyższego wynika, że w psychografolcgii nie mogą istnieć żadne stałe reguły. Gdy chcę orze­

kać na podstawie pisma, muszę się świadomi0 skoncentrować. I wnet jawią mi się przed oczyma w związku z pismem różne obrazy: intuicją nazywają to kompetentni obserwatorzy.

Charakterystyczne jest, że potrzebuję specjalnego

(20)

nastawienia. Nie wiedziałbym zresztą, jak mógłbym osiągnąć jakieś rezultaty, gdybym nie umiał odgrani­ czyć się ściśle przed tysiącem wrażeń, które każdej chwili szturmują do mózgu. Zdolności moje narażają mnie i tak na rozmaite osobiste trudności i zatargi, o których tu nie chciałbym i nie potrzebuję mówić.

Każdy, kto obdarzony jest większą niż normalną zna­

jomością ludzi lub zdolnością poznawczą, znajduje się w podobnym położeniu. Po zebraniu, w którym mi, jak to bywa przy doświadczeniach z naukowcami, posta­ wiono szczególnie skomplikowane zadania, odczuwam zawsze wielkie wyczerpanie. Prowadzone przez dwa lata z profesorami Fischerem i Benediktem doświadcze­ nia przemęczyły mnie do tego stopnia, że jeszcze długo potem odczuwałem ich skutki. Wspominam o tym dlate­ go, ponieważz tego rodzaju cielesnychobjawów wynika, że, jakkolwiek się nie „namyślam", wykonywam prze­

cie pewne kwantum pracy, której skutkiem jest zmę­

czenie.

W związku z tym pozostaje, że w różnych czasach jestem różnie dysponowany, skutkiem czegoteżniekiedy popełniam błędy. Nie myślę bynajmniej zatajać tego faktu. Nie uważam się za „cudotwórcę", jakim ludzie sympatyzujący ze mną niekiedy mnie mienią.

Grafologia i psychografologia! Istotępsychografologii spróbuję w miarę sił zilustrować kilkoma przykładami.

Przypominam sobie pewne zdarzenie z lat mej mło­

dości, gdy w szkole realnej u jednego z kolegów ujrza­ łem pismo jego ojca. Spojrzenie na charakter pisma nasunęło mi natychmiast obraz galopującego jeźdźca.

Gdym to zakomunikował koledze, zwierzył mi się, że istotnienie odważa się nigdy wyjeżdżać w towarzystwie ojca, ponieważ ten napędza natychmiast konia do peł­ nego galopu. Temu wspomnieniu przeciwstawię inny wypadek, który wydarzył się wiele lat później, gdy

(21)

po raz pierwszy jako rzeczoznawca wziąłem udział w dochodzeniu kryminalnym. Wiceburmistrz wiedeński Hierhammer — było to w r. 1910 — otrzymał list z po­ gróżkami z podpisem: „Czarna ręka“. Piszący domagał się od burmistrza,aby tenże przezwoźnego złożył pewną kwotę pieniędzy pod kamieniem w pobliżu kościoła Wotywnego. Dodane było ostrzeżenie, żeby nie zwracać się do policji, ale policja otrzymała doniesienie i aresz­ towała kilku podejrzanych osobników, którzy usiłowali niepostrzeżenie podejść do kamienia. Próby pisma, wzięte od tych osób, nie odpowiadały charakterowi pismaw liście z pogróżkami. Przypadek jednak sprawił, że komisarz policji dr. Gans posłyszał o moich grafolo- gicznych eksperymentach, znanych wówczas tylko w drobnym kole znajomych. Zwrócono się do mnie i pokazano mi ów list, który ujawnił mi zaraz obraz piszącego. Opisałem go dość dokładnie, podkreślając jako zasadniczy szczegół, że autor w wolnych chwilach lubi zajmować się robotami drzewnymi przy pomocy piłeczki. Detektyw, któremu powierzono sprawę i który dokonał rewizji w mieszkaniach osób podejrzanych, oświadczył, że istotnie u jednej z nich, właśnie przeze mnie wskazanej, znalazł piłeczkę i wycinanki drzewne.

Powyższymi, bynajmniej nieskomplikowanymi wy­

padkamipragnę posłużyćsię, aby odsłonić proces, który od grafologii wiedzie do psychografologii. Gdy pierwsze pismo stawiło mi przed oczy obrazy, nie dające się wywieść grafologicznie: jeźdźca na koniu w najszyb­ szym galopie, pęd, który z poszczególnych z niejako z uskrzydlonych liter wnikał w moją wyobraźnię, to drugie pismo prezentowało mi pewne grafologicznie dające się stwierdzić ruchy, charakterystyczne przy piłowaniu drzewa. Alepod wpływem całokształtu pisma obraz ten rozszerzył się i wiódł do wniosku, że piszący nie jako zawodowiec, lecz tylko jako amator zajmował

(22)

się wycinankami. Do tego dołączył się jeszcze obraz piłeczki, z którą widziałem go przy tej robocie. Pismo pokazało mi zatem człowieka poza sferą jego pow­

szednich zajęć, wskazało na pewne upodobanie poza obrębem zawodowej pracy, ujawniło pewną radosną aktywność, jakiej pospolici pracownicy nie okazują w swojej fachowej robocie. Inne w dalszym ciągu tej książki przytoczone przykłady i próby tłumaczenia wiodą do podobnych spostrzeżeń i wniosków, jakie tu na zasadzie dwu opisanych wypadków próbowałem sformułować.

Wpatrując się dokładnie w poszczególne litery, można wykrywać ich własne życie. Jeszcze wyraź­

niejszy osiąga się obraz jeśli litery łączą się z sobą, składając się na twór słowny. I to chciałbym zilustrować kilkoma przykładami.

Litera, którą mózg nakreślił z pomocą ręki, przed­

stawia niejako organizm, w którego ciele krąży żywa krew; jest tworem, który żyje i oddycha, który nawet nosi w sobie znamiona umierania. Samo przez się ro­

zumie się, że pismo dojrzewa z człowiekiem, że z nim się starzeje i więdnie. Obraz pojedynczej litery, który nic uderzającego nie zawiera, przedstawia się w dzie­

sięciokrotnym powiększeniu zupełnie inaczej.

Niemożna gołem okiem dostrzec tych liniji załamań, niemniej psychografolog wyczuwa je i wykrywa i one wiodą godo poznania. Oczywiściesądu swego nie oprze na oderwanych wypadkach, a jeżelitu pokazałem tylko normalną niewyróżniającą się niczym literę w powięk­

szeniu, które ją zmieniło zupełnie, to zaraz zaznaczam, że każde pismo posiada szczególne cechy, które zwracają uwagę psychografologa. Nie potrzeba na ogół wcale szkła powiększającego,aby je zauważyć, bo spostrzega się je gołym okiem. Ale jak każdy, kto ogląda portret, widzi go inaczej jak ktoś drugi, tak też każdemu pismo

(23)

odmiennie się przedstawia. Artysta spostrzega na obra­

zie co innego jak laik, oko grafologa ocenia pismo ina­ czej i widzi w nim co innego, jak zwykłe oko.

Poniżej z trzech różnych próbek pisma wyją­ łem to samo słowo. Wybrałem pisma zbliżone do siebie charakterem, a wyjąłem z nich słowo „ich'

Fig. 1. Litera normalna i w dziesięciokrotnym powiększeniu.

ponieważ w tym słowie osobowość piszącego zwykle najwyraźnie się uwydatnia. "Wszystkie trzy próbki przedstawiają pismo kątowe, ukazują ten sam spiczasty charakter w liniach górnych i dolnych i są także pod względem proporcji niemal identyczne. Nie mniejpochodzą od trzech różnych ludzi, którzy właśnie w tym słowie wyraźnie różnią między sobą. Jedna jedyna cecha pozwala nam tedy już stwierdzić, że te trzy pisma przy całym podobieństwie są odmienne:

w pierwszejpróbie wsłowie „ich“ linia łącznaod c doh

(24)

wybiega w górę i opada jako litera h z najwyższego punktu w dół. Dalej litery nie wykazują żadnych przerw, a punkt nad i został dołączony, gdy już całe słowo było napisane. W drugim „ich linia, łącząca c z literą h, dociera do h mniejwięcej na wysokości dwu

Fig. 2. Trzy różne próby pisma: 1) Próba pisma człowieka nor­ malnego. 2) próba pisma człowieka . chorego na serce, 3) próba

pisma człowieka cierpiącego na inną chorobę wewnętrzną.

trzecich. Linie łącznikowe między poszczególnymi lite­

rami są dwukrotnie przerwane. W trzecim „ich‘ dolna część h jest prawie dwa razy tak długa jak górna część, linia łączna od c do h trafia dokładnie w środek górnej częścilinii. Bieg liter nie jest przerwany, ale i wykazuje małe, ledwo dostrzegalne załamanie, h większe załama­

nie, które właśnie w środku tworzy zgrubienie.

Autor pierwszego „ich” jest człowiekiem normalnym, dobrodusznym, który wiedzie życie uregulowane. Przer­

wy w literach i i c w drugim „ich wskazują na życie niespokojne, skutkiem czego serce zostało podrażnione;

osoba tanie jest przeto w możności nakreślić trzy litery jednym pociągnięciem. W trzecim „ich“ trzy litery są wprawdzie w swym biegu nieprzerwane, ale węzłowa- tość kreski wskazuje inną chorobę wewnętrzną.

Przeglądając różne rękopisy spostrzegamy też, że

(25)

piszący stara się często poprawiać kreski górne i dolne, albo literom, które wydająmu się niezręcznie skreślone, nadaje kształt należyty za pomocą dodanych kreseczek lub zakrętów. Zaznaczam z naciskiem — a to odnosi się zarówno do poprzednio przytoczonych przykładów, jak i do następnych — że nie należy nigdy tych tłu­

maczeń uogólniać; bo dopiero całokształt obrazowy pisma potwierdza słusznosc albo wskazuje możliwość zupełnie odmiennej interpretacji i kieruje ją niejako na nowy tor. Chodzi mi tu przede wszystkim o ukazanie tych możliwości.

Zmiany i poprawki, dokonywane u kresek górnych, znachodzą się u ludzi, którzy obarczeni jakąś przyro­ dzoną wadą cielesną, jakąś ułomnością, usiłują w toku życia poprawić i nadrobić swe braki. Obserwujemy to np. u mężczyzn, których czupryna jest przerzedzona i którzy pragnęliby tę cenną ozdobę zachować, którzy swą łysinę maskują kunsztownym układem, przedzia­ łem nielicznych pozostałych włosów lub peruką, dalej u jludzi., którzy mają skrzywiony grzbiet i poprawiają sobie figurę za pomocą odpowied^ego wywatowania podszewki ubrań. Tak, jak człowiek, nakładający pe­

rukę usiłuje zakryć wadę uwłosienia, tak stara się też poprawie kształty wadliwie skreślonych liter.

Próbka pisma, poniżej zamieszczona, pokazuje takie uderzające poprawki kresek górnych liter.

i1 ig. 3. Ręka zmęczona, która dokonywa poprawek górnych kresek.

(26)

'Jednakowoż powyższego wyjaśnienia nie możemy stosować do tego pisma — a to z tego powodu, że przy­ czyną działającą była tu ciężka ręka piszącego, który już w szkole przy pisaniu bardzo mocno pióro przy­

ciskał. W następstwie rękarychło się męczyła, co znowu automatycznie wiodło do naciskania pióra i powstawa­

nia liter, które się piszącemu niepodobały i które przeto uzupełniał przez dodanie brakującej pętli.

Na odwrót spostrzegamy także często wypuszczenia u kresek dolnych, które następnie zostają uzupełnione, gdy górne kreski tych wierszy nie wykazują żadnych przerw.

V ■ •

Fig. 4. Przerwy w kreskach dolnych.

Obserwujemy takie przerwy u każdej prawie litery, która ma dolną kreskę. Zmy-sł estetyczny piszącego nie pozwalamu pozostawić bez zmiany literę, która wydaje mu się zniekształconą, skutkiem tego przydaje literze g zakrętas, a literom ssnakłada niejako parę butów. Ta­

kie przerwy nasuwają częstowniosek, że piszącychoruje na nogi, (coprawda w tym wypadku jeszcze inne litery muszą wykazywać pewne specjalne cechy, co u powyż­ szej próbki pisma nie zachodzi). Drugi przykład poka­ zuje nam jeszcze wyraźniej istnienie takich przerw, które dadzą się w powyższy sposób wyjaśnić.

Fig. 5. Przerwy w kreskach dolnych.

(27)

Często całkiem normalne pismo wykazuje, w na­

stępstwie duchowych lub cielesnych wstrząsów, takie zmiany w swoim obrazowym efekcie, że gdyby się po­

szczególnie litery a nawet słowa przedzieliło, niepo­

dobna by było ich rozpoznać. Rozpatrując zamieszczone poniżej reprodukcje dwu nabazgranych słów z naj­

większym chyba trudem zdołalibyśmy je odczytać jako

„die“ i „sind“.

Fig. 6 Nieczytelne znaki.

Pochodzą one od bardzo wartościowego człowieka, którego nerwy są tak rozdrażnione, że nie może uchwy­

cić, odtworzyć i utrzymać obrazu liter. Z drugiej strony litera e w tym samym piśmie dowodzi, że czło­ wiek ten potrafi doskonale nakreślić literę w sposób prawidłowy, a nawet aż nazbyt dokładnie.

Fig. 7. Splątany znak litery e.

Gdy w pierwszym wypadku mózg zmusza rękę do szybszegoposuwania się, potrafi on sobie jednakw dru­

gim wypadku wywalczyć niezbędne momenty spo­

czynku; ręka musi się zatrzymać przy literze e, a na­

(28)

wet, aby wypocząć, musi zakreślić kilka kół, zanim wolno jej ruszyć w dalszą drogę.

Coś podobnego stwierdziłem także badając rękopis pewnego zaprzyjaźnionego ze mną literata, który pytał mnie, dlaczego zawsze przy kreśleniu pewnych liter — chodziło o e, c i cyfrę 2 — utyka i zatrzymuje się. Wy­ jaśniłem mu to w podobny sposób, ale na zasadzie in­ nych założeń i wniosków.

Fig. 8. Momenty wypoczynku, narzucone przez organizm przy kreśleniu liter.

Psychoanalitycy, którzy właśnie przy zahamowa­

niach wysuwająprzede wszystkim momenty seksualne, mogą i tutaj dopatrywać się takiego związku. Ale choć taki związek często obserwujemy, tu jednak sprawa ma się inaczej. Piszący myśli tak szybko, że ręka przy pisaniu nie może nadążyć myśli; organizm jednak sta­

wia opór;normalnie bijąceserce domaga się naturalnych punktów spoczynku i wymusza je przy pisaniu. Z ta­ kimi zjawiskami spotykamy się często w piśmie ludzi umysłowo wysoko stojących. Mózg nie zostawia ręce czasu. Aby sobie ułatwić zadanie, mózg wynajduje spo­

soby łączenia liter, których piszący potem sam nie może odcyfrować. Nieraz wypadają samogłoski, a nie­

kiedy także niektóre spółgłoski, które aparatowi móz­

gowemu wydają się zbędne. Powstaną istne stenogra­

ficzne łamigłówki przy kreśleniu słów i podpisów. Prze­

ważna część podpisów Napoleona z różnych okresów jego kariery jest, jak wiadomo, prawie nieczytelna.

Człowiek, który nakreślił reprodukowaną poniżej literę, przedstawiającą M, ale prawie nierozpoznawalną,

(29)

Fig. 9. Pismo fantasty.

posiada nadmiernie wybujałą fantazję, jednak wy­ obraźnia jego pracuje tak intensywnie, że piszący zbyt długo zatrzymuje się przy drobiazgach. Niepotrzebne procesy myślowe wyrażają się niekończącym się zakrę­ tasem. U ludzi natomiast myślących jasno i szybko, wielkie litery zwykły prezentować się w najprostszych kształtach; ponieważ ręka zmuszona jest kreślić zaraz

h / K Ki

Fig. 10. Proste litery kreślone ręką człowieka umiejącego myśleć jasno.

następne litery, upraszcza je tak, że unika każdej zbęd­

nej kreseczki początkowej i końcowej i przeważnie także opuszcza wybrzuszenia u górnych i dolnych

kresek. ,

Mówiłem tu o zjawiskach w obrębie poszczególnych liter, zjawiskach, których znaczenie pojmujemy dopiero na podstawie studium całego oblicza pisma. Psychogra- fologia stara się ująć całego człowieka, z pełnymi kom­ pleksami jego świadomego i nieświadomego życia, z wszystkimi zewnętrznymi i wewnętrznymi zależno­ ściami. Aparat mózgowy i jego funkcje, przemiana tka­

nek i substancji, wszystko, co oddziaływa na organizm

(30)

człowieka, na jego nastroje, afekty i postanowienia, wpływa również na kształt i układ znaków pisarskich.

Człowiek tworzy pismo, a pismo odzwierciedla czło­

wieka. Odsłania nawet te przejawy życiowe, które leżą pod progiem świadomości. Jeśli w takim wypadku można orzec coś o przyszłości, nie należy tego utożsa­ miać z prorokowaniem. Nie uznaję także wcale ślepego fatalizmu. Mówię o możliwościach i tylko o możliwo­

ściach. Jeśli pismo pozwala przewidzieć jakieś nieszczę­ ście które zagraża piszącemu, jakąś chorobę, która nań czyha, to jednak przeważnie leży w mocy człowieka zapobiec katastrofie lub przynajmniej ją złagodzić.

A ostrzegam też zarazem przed zbyt pochopnym i nie- oględnym stosowaniem uzyskanych interpretacji. Do­

piero w związku z dalszymi spostrzeżeniami grafolo- gicznymi można sformułować ostateczny osąd. Trzeba brać pod uwagę pełne oblicze pisma i ujmować je jako całość. Ma ono swój własny rytm — i on, jako pierwsze wrażenie, jest miarodajny. W nim, jednym rzutem, uwy­ datnia się plastycznie istota piszącego. W ramach tego ogólnego obrazu stają mi przed oczami także dalsze cząstkowe obrazy, które bądź przewijają się wzorem taśmy filmowej, bądź skokami, z błyskawiczną szyb­ kością ukazują mi poszczególne sceny i sytuacje.

Zwykle wystarcza, abym przezkilka sekund spo­

glądał na pismo,a jawią się przede mną związane z nim sytuacje. One zapisują się w mej świadomości tak mocno, iż nie potrzebuję już szczegółowo rozpatrywać samego pisma. Dopiero, gdy wyczerpie się zasób uzyskanych obrazów, powracam znowu do pisma. Aby jednak za­ pobiec fałszywym wyobrażeniom, zaznaczam z naci­ skiem, że proces, jaki tu przebiega, opiera się wyłącznie na obrazach, wyłaniających się z pisma, co jest zupełnie naturalne, jeśli się pismo pojmuje jako emanację czło­ wieka, w której esach floresach, załamaniach i pętlach

(31)

psychiczne i fizyczne wstrząsy zarysowują się jak w seismografie z przedziwną subtelnością.

Zróbmy jeszcze jeden krok — a ujrzymy w piśmie także odbicie przedmiotów. Że obrazy albo plastyczne wyobrażenia odzwierciedlają się w piśmie bądź bez­

pośrednio bądź pośrednio, określamy to dzisiaj jako symbolikę obrazową albo symbolikę przestrzenną. Przy­ pominam sobie jednak, że jeszcze nie dawno temu po­ gląd taki wydawał się czymś osobliwym i że z niedo­ wierzaniem kiwano głową, gdy w swoich pierwszych artykułach i wykładach wykryłem kontury statku po­

wietrznego w podpisie hr Zeppelina, a w odwróconym piśmie dyplomaty, który zajmował się chirologią, ujrza­ łem wizerunek ręki. Choć przykłady powyższe są dziś dostatecznie znane, niech mi będzie wolno, w celu do­

kładnego wyjaśnienia tej sprawy, jeszcze raz rozpatrzyć podpis Zeppelina. Tendencja dążenia wzwyż wypo­ wiada się w nim bardzo wyraźnie. Ideę sterowania symbolizuje łuk długiej kreski, skierowanej w lewo, a całość przybrała kształt statku powietrznego.

Fig. 11. Podpis hr. Zeppelina, w którym rozpoznać można kontury statku powietrznego.

Nie są to jedyne wypadki, w których udało mi się wykrywać bezpośredniobraz przedmiotów, jakimi autor długo i intensywnie się zajmował. W rozdziale „Pismo i zawód omówię to szerzej na podstawie innych przy-

(32)

kładów, tymczasem zaznaczę tylko, że owe .„cechy ob­ radowe* nie łączą się wyłącznie z pracą zawodową.

Przedmioty, zakotwiczone w wyobraźni i planach czło­ wieka, częstoznajdują swoje odzwierciedlenie w piśmie, jeśli odegrały doniosłą rolą w życiu piszącego; i tak np.

wykrywamy rewolwer, gdy piszący myśli o zamachu,

Fig. 12. Podpis człowieka, który przed wykonaniem zamachu re­

wolwerowego uplastycznił w piśmie wizerunek broni.

albo rysunek wianuszka mirtowego, jakim kobieta do­ tknięta ciężką histerią symbolizuje treść swego prze­

możnego życzenia.

Z naciskiem jednak znowu podkreślam, że trafną interpretację takiego wypatrzonego obrazu uzyskuje się tylko przy należytym uwzględnieniu całego zasobu cech pisma, w którym różne inne znamiona świadczą rów­

nież o dążeniach autora w pewnym określonym kie­ runku, a więc gdy n. p. występują wyraźne znaki de­ presji lub jakiegoś zamiaru, możliwego do zrealizowania przy użyciu rewolweru. Poniżej reprodukowana próba pisma pokazuje nam, jeśli początkową literę ustawimy poziomo, kolbę rewolweru, lufę, a nawet wystrzeloną

j

(33)

kulę, a to wszystko w jednej literze. Osoba ta jednak bynajmniej nie myśli o samobójstwie, ani o rewolwerze, którego może nigdy w ręce nie miała. Jest to pismo ko­ biety, która odznacza się ekscentrycznym gustem, która

O

Fig. 13. Pozorny obraz rewolweru w piśmie. Znaczenie: nie re­

wolwer, lecz gust ekscentryczny.

chce zawsze toaletami wyróżniać się wśród kobiet i której to istotnie się udaje. Tak jak jej gust osobliwy wyraża się w jej sukniach, tak wypowiada się również w poszczególnych literach pisma.

Podobnie literaT,która wyglądem przypomina brow­

ning ,trzymany wręce, nie powinna nas uwieść i skłonić 1 t

Fig. 14. Pozorny obraz rewolweru w piśmie.

do mylnej interpretacji. Że piszący w ten sposób na­

kreślił literę T, nie ma żadnego znaczenia dla jego cha­

rakterystyki.

Nie należy więc uporczywie doszukiwać się jakiegoś symbolu w piśmie, bo dane uzdolnienia, wpływy i za­

(34)

miary mogą wypowiadać się inaczej jak obrazowo

a jeżeli niekiedy zarysowuje się przypadkowo nawet jakiś rzekomysymbol, to wodnośnym wypadku możeto być bez znaczenia.

Trudniejszym od wypatrzenia obrazu zewnętrznego (bezpośredniego) jest odtworzenie sobie obrazu wew­

nętrznego, który staje się widoczny dopiero po nakre­

śleniu linij pomocniczych, albo wymaga jeszcze głęb­

szegointuitywnego ujęcia całego oblicza pisma i dopiero wtedy umożliwi właściwą interpretację. I tak n. p. re­ produkowana poniżej cyfra pokazała mi, że piszący musi być z zawodu malarzem albo lakiernikiem. Każdy zauważy, że cyfry stopniowo powiększająswerozmiary, tak że końcowa liczba jest już dwukrotnie wyższa od pierwszej. Jeśli poczynając od pierwszej cyfry pociąg­ niemy od góry i dołu linijki, obwodzące pismo, otrzy­ mamy rysunek drabiny — najważniejszy symbol od­ nośnego zawodu. Było to pismo tapicera.

Fig. 15. Pismo tapicera.

Inne pismo zdradziło mi, że autor projektuje podróż za morze. Kreśląc w adresie słowa Wien II., nadaje li­

niom pisma mimowoli kształt kadłuba okrętowego, a uzupełnia ten obraz nawet dwoma kominami, które widzę upostaciowane w znaku rzymskiej cyfry II, i w chmurach dymu, które przejawiają się symbolicznie w początkowych zygzakach i zakrętasach słowa.

(35)

t~IL?

Fig. 16. Piszący projektuje podróż morską.

Inna próba pisma, która mnie pouczyła, że autor znajduje się już na pełnym morzu, może jeszcze wyraź­ niej pokazuje, iż należyte widzenie i logiczne wniosko­

wanie muszą wieść do trafnej interpretacji. Normalne pismo autora jest niemal prostopadłe.

Fig. 17. Autor tych słów znajduje się na pełnym morzu.

Widać to naprzykład u liter en i ic w słowie „hof- fentlicb“, dalej także w całym słowie „Blumen”. Nagle jednak w słowie „hast“ zaznacza się silne pochylenie, z którego wnioskować można, że pismo skreślone zo­ stało na gruncie chwiejnym i kołyszącym się, bo owe nagłe pochylenie kłóci się z całym charakterem pisma.

Przesunięcie znaków pisarskich, a także całych wier­

szy na prawo lub lewo albo ich rozmieszczenie w górze lub w dole, — chciałoby się niemal rzec: ich związek z niebem i ziemią, ich organiczny rozwój i zanik — mają dla mnie specjalny sens. Ten sens jednak nie przedstawia się wcale w tak wyrazistym kształcie, źe- byśmy gomogli ująć w ramy systemu. Dlatego przy­

(36)

toczę tu jeszcze jeden przykład, który na zasadzie spo­ sobu rozmieszczenia wierszy i ich stosunku do margi­

nesu papieru listowego pozwolił mi wykryć pewną określoną, ale w tym wypadku drugorzędną właściwość charakteru piszącego. Ale i ona oczywiście jest zwią­ zana z człowiekiem, z jego wrodzonymi dyspozycjami i z rodzajem jego wpływu na drugich.

Pewnemu panu podyktowałem szereg pytań, które wydawały mi się szczególnie ważne w związku z jego chwilową sytuacją. Człowiek ten pisał, co następuje:

faćć

Fig. 18. Pismo człowieka, który fascynująco działa na kobiety.

Najwięcej uderza w tym piśmie, że poszczególne wiersze co raz bardziej odstępują od lewego marginesu.

Interpretacja jest bardzo prosta, i zapewne każdy po krótkim namyśle zdobyłby się na nią. Człowiek ten ma lekką rękę w wydawaniu pieniędzy, ale hojnym bywa tylko rzadko i wbrew swojej woli. W gruncie rzeczy jest bardzo oszczędny, ale niezawsze potrafi żyć w zgo­

dzie ze swymi zasadami. Natura pospolita, bardzo zmienna w swoich przejawach. Najciekawszy moment, jaki ujawniło to pismo, to fakt, że człowiek ten fascy­

(37)

nująco działa na kobiety. Zdobywa je szturmem, a one nie mogą się odeń oderwać.

Jeszcze dwa inne przykłady unaocznią nam doniosłe znaczenie pozycji górnej i dolnej w piśmie. Interpreta­

cja moja, którą zawdzięczam intuicyjnemu wglądowi w pismo, opiera się na wyczuciu symbolicznego znacze­ nia pociągnięć pióra. Rzuciwszy okiem na poniżej re­ produkowane wiersze, oświadczyłem, że autorka ich nie czuje się dobrze i że już jedną nogą stoi w grobie, do którego tęskni od dłuższego czasu. Do powyższego orzeczenia uprawniał mnie podpis. Ze zrozumiałych po­ wodów reprodukuję tylko górną część imienia, ale prze­ strzenne rozmieszczenie liter wystarcza do charaktery-

Jeśli imię własne podkreślimy prostą linią, nazwisko znika. Nie widać go już, jest już „w dole". Istotnie ko­ bieta ta w dwa miesiące po wysłaniu powyższej karty odebrała sobie życie.

Że poprzednio wspominałem dwukrotnie o piśmie hr. Zeppelina, to zamieszczę tu jeszcze jako pendant podobiznę podpisu innego sławnego lotnika, który to

(38)

podpis unaoczni nam, co pozycja górna i dolna wypo­

wiedzieć może symbolicznie.

Z podpisu Lindbergha nie mógłbym rozpoznać, że on jest lotnikiem. Z podpisu wywnioskować można tyl­

ko, że piszący jest sportowcem, który wytknął sobie cel wysoki i dąży doń najusilniej. Wskazuje nam to końcowy zygzak litery L w postaci krzyżyka x, przy­

pominający rozpostarte korzenie drzewa, tkwiącego mocno w ziemi. Krągłość liter alternuje z twardymi, kanciastymi znakami. Nie szuka z nikim zwady i z oto­ czeniem w dobrych pozostaje stosunkach. Jeśli jednak chce coś przeprowadzić, to to zrobi. W latach młodości borykał się z życiem i nie szczędził trudów, aby szybko zrobić karierę. Ale zawód nie nastręczał mu do tego sposobności, aż nagle, jak to czasem we śnie pomysł przychodzi, ujrzał przed sobą drogę otwartą; lot nad Oceanem. Ta myśl już go nie opuściła. Jego pismo zdradza mi jego walki wewnętrzne i jego odporność wobec licznych głosów ostrzegawczych, jakich mu nie brakło.

Fig. 20. Podpis Lindbergha.

Proszę także zauważyć nadmiernie wydłużone górne kreski, które w tak niezwykłym stosunku pozostają do zasadniczego kształtu liter. To zdaje mi się wyrażać, ze Lindbergh lotnik, płynący szlakiem podniebnym, jest zupełnie różny od Lindbergha w salonie.

Przytoczone powyżej przykłady nasuwają pytanie, czy nie dałoby się takie charakterystyczne zjawiska

(39)

w piśmie zestawić i ująć w system? Pytanie to jest jednak nierozwiązalne dlatego, bo poszczególne cechy mogą być interpretowane tylko w związku z całokształ­

tem odnośnego pisma, a więc z całym człowiekiem i powtarzają się tylko w całokształcie obrazu. Nie egzy­ stują samoistnie Gdyby ktoś zażądał odemnie, abym nakreślił specjalne znaki dla wyrażania specjalnego stanu, jaki faktycznie w piśmie widzę lub wyczuwam, to musiałbym naprzód przyjrzeć się odnośnemu czło­ wiekowi.

Choćby jednakie symptomy powtarzały się niezli­ czoną ilość razy, nie mógłbym mówić o prawidłowo­ ściach. Im więcej pism oglądam, tym bardziej utwier­ dzam się w przekonaniu, że jednakie zewnętrzne cechy u różnychludzi, a więc także w obrazie różnych pism — posiadają odmienny sens i odrębne właściwe znaczenie.

Jeśli ktoś sądzi, że z pisma, którego wiersze biegną nie w linii poziomej, lecz wznoszą się w górę, wnioskować trzeba, iż autor jest człowiekiem pogodnym, pewnym siebie i pozytywnie nastawionym wobec życia — niech baczy, że wniosek ten snadnie okazać się może najfał- szywszym, bo właśnie taka uderzająca cecha pisma, która wprost rzuca się w oczy, może w związku z inną cechą, niepozorną i przeto nie zauważoną przez obser­

watora, wyrażać coś zgoła przeciwnego. To n. p. podno­ szące się pismo jest pismem człowieka zrozpaczonego.

Fig. 21. Pismo samobójcy, wiersz podnosi się w górę.

(40)

Wyczułem w powyższym piśmie silną emocję, z którą piszący walczył rozpaczliwie; wiersze to podnoszące się, to opadające świadcząo okropnej duchowej rozterce.

Piszący myśli intensywnie o runięciu w głąb otchłani, której symbol upatrywać możemy w zygzakach litery h i obu d. Zwłoki tego człowieka wyciągnięto z Dunaju.

Na odwrót obniżające się wiersze pisma, co pow­

szechnie uważa się za odpowiednik depresji psychicz­

nej, mogą charakteryzować człowieka bardzo optymi­

stycznego, wesołego, ale zarazem ostrożnego i rozważ­

nego, lubiącego się namyślać; odstępy między poszcze­ gólnymi literami albo wybiegające naprzód kropki nad i nie muszą zawsze znamionować kłamcy, człowieka zmiennego w swych porywach lub skorego do rojenia fantastycznych planów.

Fig. 22. Pismo obłudnika.

Te słowa stały w liście pożegnalnym człowieka, który nagłym zniknięciem mocno zaniepokoił i przeraził swoją rodzinę. Ale gdym spojrzał na to pismo, wiedziałem, że człowiek ów wcale nie myśli o samobójstwie, i ra­

dziłem członkom rodziny, aby się nie trwożyli, bo za­ giniony powróci niebawem. Zbyt wyraźnie mimo ten- dencyj zniżkowej, przebijały z tego pisma radość ży­ ciowa i chęć użycia. Gdy człowiek ten kreślił słowo:

„Leben" (życie), wraz z wzbierającym jego pragnie­ niem życia podskoczył w górę rząd liter. Piszący prze­

raził się sam myślą o symulowanym samobójstwie;

litery zrywają się i szarpią, a n w zakończeniu daje

(41)

formalnie susa w górę! Zaginiony faktycznie uciekł w towarzystwie kobiety, ale rychło po tym powiadomił rodzinę o powrocie.

Z pismem rzecz się ma tak samo jak z rysami twarzy, tylko że skutkiem codziennej obserwacji oblicza bliź­ nich wyrobiła się u ludzi umiejętność sądzenia z wy­

razu, która u niektórych zdumiewa subtelną wnikli­

wością. Ale ten, kto nie posiada tej umiejętności w wy­

bitnym stopniu, a nawet ten, któremu zupełnie odma­ wiamy znawstwa ludzi, nawet ten zdobędzie się na tak wnikliwą interpretację wyrazu twarzy drugiego czło­

wieka, że w porównaniu z jego nieudolnością w ocenie pisma przyznać mu musimy talent w dziedzinie fizjo- gnomiki. Każde wzruszenie, każdy nastrój zarysowuje się na samej twarzy grubszymi lub delikatniejszymi liniami, które występują na chwilę i tym silniej się za­

znaczają, im bardziej człowiek skłonny jest ulegać właśnietym nastrojom niż innym, które charakteryzują się innymi liniami. Zmarszczki podłużne na czole two­

rzą się n. p. w chwilach troski, zastanawiania się, ale także w chwilach wesołości. Prawie każdy obserwator potrafi określić, czy jakiś człowiek jest w danej chwili stroskany, zamyślony, pogodnie nastrojony czy smutny.

Twarz odrazu mu to już zdradziła. Jak rzadko jednak udaje się z pisma odgadnąć, czy ono uśmiecha się, na­ myśla się czy smuci. Fałd prostopadły na policzku po obu kątach ust zdradza ciężkie troski, ale także cynizm.

Bardzo jednak nieliczni ludzie potrafią z pisma rozpo­

znać, kto jest cynicznym szydercą, a kto się trapi!

A przecie i tutaj linie biegną wzwyż i wdół, wykazując nie raz tylko minimalne różnice — i wskazują na zu­ pełnie odmienny nastrój — zupełnie tak jak w obliczu człowieka jakiś skurcz mięśni, znamionujący cierpienie psychiczne,świadczy ocynizmie,jeśliwydłużysię trochę i silniej zaakcentuje.

(42)

Codzienna obserwacja twarzy ludzkiej i badania porównawcze, nakazane potrzebami życia, wyrobiły w nas tę dużą sprawność praktyczną i doświadczenie, a w następstwie rozwinęła się umiejętność analizy kry­

tycznej. Pismo ręczne, to drugie oblicze człowieka, nie skupia na sobie tyle uwagi, tak że jego elementarne drgnienia i środki wyrazu pozostają utajone dla prze­ ważnej części ludzi. Wprawny fizjognomista, a cóż do­

piero psycholog, który umie znaleźć drogę do duszy, wyczyta więcej z oblicza człowieka niż powierzchowny przeciętny obserwator. To samo odnosi się do pisma.

Pozostańmy przy najprymitywniejszych przejawach.

Aby wyczuć i zobaczyć śmiech albo płacz w piśmie, trzeba być wędrowcem, który śmiało zapuszcza się w nieznaną krainę psychologii. Droga wiedzie zawsze ku ujęciu całej duszy człowieka, która nieomylnymi znakami wypowiada się w piśmie. Głębi duszy nie spo­

sób jednak wymierzyć i wyczerpać prawami. Uzu­

pełnia je i skojarzyć się z nimi musi intuicja.

(43)

POCZĄTKI I PRACA

(44)
(45)

II.

Jak daleko sięgam pamięcią, pismo pociągało mnie zawsze ku sobie magiczną mocą. Już jako małe dziecko grzebałem w ojcowskim koszu na papiery i wyciągałem koperty z adresami, które wabiły mnie charakterem pisma. Ojciec musiał mi mówić, od kogo przychodziły te listy. Przyglądałem się też nie raz naszym gościom i przysłuchiwałem się ich rozmowom, przy czym miar­

kowałem rychło, komu ojciec okazywał serdeczność, a kogo traktował ozięble. Zanim jeszcze nauczyłem się czytać, posiadłem osobliwą wprawę w wyszukiwaniu i zestawianiu pism, pochodzących od jednej i tej samej osoby. Namiętność zbierania wszelkich zapisanych świstków tak sięu mnie rozwinęła, że „archiwum" moje rychło wypełniło wszystkie szuflady w naszym miesz­ kaniu, a ponadto zapychałem różne kąty moimi „skar­ bami rękopiśmiennymi". Rodzice uważali moją pasję za rodzaj dziecięcego kolekcjonerstwa. Z tej igraszki kolekcjonerskiej musiała się jednak rychło wyłonić zdolność wyczuwania z pisma cech osobistych piszą- cego, bo już w pierwszych łatach młodości począłem rozpatrywać i porównywać pisma moich kolegów szkolnych.

W szkole ludowej pewnego dnia wpadło mi w ręce pismo garbuska, mego kolegi i uderzyło mnie obfitością charakterystycznych zakrętasów, które utrwaliły mi się w pamięci; a gdy w kilka lat później w szkole realnej 3Q

(46)

spotkałem się znów z chłopcem garbatym, stwierdziłem, ku swemuwielkiemu zdziwieniu, w jego piśmie te same zakręty i inne znamiona, jakie dobrze zapamiętałem sobie z poprzedniej próbki pisma. Nie miałem odtąd spokoju. Z kolei wykryłem, że także kulawi posiadają swoisty charakter pisma, że dobrzy uczniowie inaczej piszą jak źli, niedbali inaczej jak ci, którzy dbają o schludność w ubiorze. Założyłem sobie album, w któ­ rym na jednej stronicy moi znajomi kreślili kilka słów, a na drugiej czyniłem notatki, odnoszące się do piszą- cych. Po kilku miesiącach wyjmowałem karty albumu, zakrywałem podpisy i próbowałem oceniać poszcze­

gólne próbki pisma, po czym kontrolowałem wyniki przy pomocy zapisków na drugiej stronicy.

Alem ani trochę nie myślał o możliwości zajmowania się grafologią, którą uprawiałem wyłącznie jako za­ bawkę, nie mając pojęcia o istnieniu takiej nauki. Ma­

rzyłem o karierze malarskiej. Nie miałem jeszcze dzie­

sięciu lat, a sporządzałem rysunki piórkiem i tuszem, które wcale się podobały. Jeden z moich krewnych, artysta malarz z zawodu, który się mną zajął i radził, abym rozwijał swe zdolności w tej dziedzinie, przed­

łożył moje rysunki profesorom Krakowskiej Akademii Sztuki,którzy mnie egzaminowali i mimo mego młodego wieku gotowi byli przyjąć do szkoły. Ale rodzice moi, którzy oświadczali się za wyborem praktycznego za­

wodu, sprzeciwili się temu projektowi. Pozostałem w szkole, a niebawem otrzymałem posadę w pewnej instytucji ubezpieczeniowej i musiałem przenieść się do Wiednia.

Tu, gdzie każdy dzień przynosił mi mnóstwo pism, nie brakło mi sposobności do nowych obserwacyj i sto­

sowania mych uzdolnień. Opowiem jedno zdarzenie z owego okresu.

Miałem szacować szkodę ogniową. Człowiek pewien

(47)

oświadczył, że z powodu pożaru w sąsiednim budynku zaniepokoił się mocno o swoje ruchomości, które musiał czymprędzej wynieść na ulicę. Przy tym wiele przed­

miotów, dokładnie przezeń wyszczególnionych, doznało większych uszkodzeń. Pismo tego człowieka zdradziło mi, że w toku wyliczania poszczególnych uszkodzonych przedmiotów piszący był bardzo niespokojny i nie­ pewny. I tak n. p., gdy kreślił słowa: zegar ścienny, litery doznały tak uderzającej deformacji, że natych­

miast powiedziałem sobie: tu coś nie pachnie! Z drugiej strony pismo nie wykazywało znamion jakiejś faktycz­ nie przez piszącego doznanej emocji. Litery prezento­

wały — a to jest najważniejsze — osobliwie zmienione oblicze. Zostałem przez dyrekcję wysłany do Nowego Sącza, dla zbadania sprawyna miejscu — i rychło, wła­ śnie przy pomocy zegara, udało mi się wykryć sza- cherkę. Jak ów ubezpieczony zeznał, zegar wyniesiono na ulicę, przy czym szkło i szafka zostały strzaskane;

teraz jednak, gdy niebezpieczeństwo minęło, zegar wisi znowu na dawnym miejscu. Oglądając zegar, zauwa­

żyłem starą zakurzoną pajęczynę dokoła haka — i o­

świadczyłem właścicielowi, że towarzystwo zwróci mu dziesięcćokrotną wartość zegara, jeśli potrafi jeszcze raz zdjąć go z haka, nie niszcząc pajęczyny. Oczywiście nie dokonał tej sztuki.

W Wiedniu, gdzie rychło zetknąłem się z dziennika­ rzami i artystami, grafologiczne moje uzdolnienia były zrazu znane tylko szczupłemu gronu przyjaciół, po­

nieważ wzbraniałem się publicznie je demonstrować, aż wreszcie liczne doświadczenia z lekarzami i artystami rozgłosiły moje imię w szerszych kołach publiczności.

Moje pierwsze wykłady, które zdecydowałem się wy­

głosićdopiero na skutek usilnych nalegań ze strony zna­

jomych, zetknęły mnie z szeregiem naukowców, którzy przeprowadzali ze mną niezliczoną moc doświadczeń.

(48)

W Wiedniu i Pradze, w Berlinie i Zurychu, w Nowym Jorku, w Bostonie i Londynie pracowałem z uczonymi, stawałem wielokrotnie przed aeropagiem lekarzy i gra­

fologów i poddawałem się najróżnorodniejszym, naj­ cięższym i najosobliwszym próbom.

Często także oddawałem się do dyspozycji komisjom, nieraz wśród szczególnych, mojąwrażliwość percepcyjną wielce utrudniających okoliczności, jak to było n. p.

w roku 1915 z okazji mego pierwszego występu w Ber­

linie, gdy od rana aż do późnej nocy byłem badany przez uczonych, lekarzy, literatów i grafologów. Zajęły się mną wówczas szczegółowo takie osobistości jak Maks Dessoir, Lily i Henryk Braun, Ludwik Fulda, Paweł Błock, dr, Magnus Hirschfeld i inni, którzy wchodzili w skład różnych komisyj.

W toku tych berlińskich wykładów, a także za mego pierwszego występu w Wiedniu, Pradze, i różnych mia­

stach Szwajcarii dałem się nakłonić do przeprowadze­

nia analizy próbek pisma, przedkładanych mi przez uczestników zebrania, a oznaczonych tylko godłem. Dla­ czego odtąd zasadniczo wzbraniam sięrobićtakie ekspe­ rymenty, pozwolę sobie wyjaśnić, przytaczając ustęp jednego z listów, których wtedy otrzymywałem bez liku: „Gdy pan odczytał napisane przeze mnie hasło, uległem takiemu wzruszeniu, że po prostu straciłem przytomność i choć starałem się zapanować nad sobą, nie zrozumiałem ani słowa z tego, co pan do mnie mó­ wił!" W Zurychu znowu podano mi między wielu in.

karteczkę, oznaczoną godłem „fiołek II, na której męż­

czyzna i kobieta napisali po jednym wierszu. Krótka moja analiza brzmiała: „Odnoszę wrażenie, że ten pan uciekł od swej żony, a to w towarzystwie tej damy, której pismo mam przed sobą. Radzę panu poniechać jej, bo będzie pan przez nią wyciśnięty jak cytryna i wyrzucony". W tym momencie pewna para, znajdująca

(49)

się w sali, krzyknęła głośno, wszyscy się odwrócili, a ktoś z publiczności poznał owego mężczyznę i tak był wstrząśnięty, że głośno zawołał: „Znam tego pana, on już nie pierwszy raz ucieka od swojej żony . Takie i inne incydenty, które często się zdarzały, pouczyły mnie, że produkcje tego rodzaju nie są pożądane ze względów ogólnych. Uważam pismo człowieka za jego najbardziej osobistą własność, kryjącą tajemnice, któ­

rych nie należy odsłaniać wobec publiczności. Kwestia, czy i kiedy trzeba powiedzieć prawdę, jaką się wy­

czuło wpiśmie, jest drażliwa i trudna do rozwiązania, nawet — gdy chodzi o dialog bez świadków. Cóż do­

piero, gdy wyniku analizy słucha szerokie audytorium.

Poza tym takie doświadczenia wyczerpują mnie ner­ wowo i wymagają skupienia, do którego nie zawsze jestem zdolny. Publiczność jednak domaga się koncen­

tracji niejako na dany sygnałi żąda doświadczeń, z któ­

rymi psychologia, albo bardzo mało, albo nic nie ma do czynienia, a które wkraczają w sferę jasnowidzenia.

W okresie od 1916 do 1918 r., kiedy profesor uniwer­ sytetuw Pradze dr. Oskar Fischer ze mną eksperymen- » tował, nerwy moje ucierpiały w takim stopniu, że le­ karze zabronili mi przez dłuższy czas wszelkiej pracy.

Do pierwszych uczonych, z którymi pracowałem, należą: wiedeński psychoanalityk dr. Wilhelm Stekel, prymariusz dr. Hugo Weiss i zmarły profesor uniwer­ sytetu dr. Maurycy Benedikt. Ten ostatni pisał o prze­ prowadzonych ze mną eksperymentach co następuje *):

„Przystępuję obecnie do omówienia drugiej formy szczególnej wrażliwości, którą nazwę „formą scherma- nowską“, przy czym wychodzę z trzech pseudografolo- gicznych doświadczeń, przeprowadzonych przeze mnie z Schermannem przed dwoma laty.“

*) Zentralblatt fur Okkultismus, paźdz. 1918.

A3

(50)

Siedziałem naprzeciw niego, a on oznajmił, że spró­ buje naśladować mój pełny podpis. Udało mu się to całkowicie ku memu zdumieniu. Pytałem się jednak sam siebie, czy nie widział już kiedyś poprzednio mego podpisu, czy nie zachował go w pamięci i nie posiada szczególnej zręczności graficznej? Gdyby tak było, sprawa przestałaby być zagadkową.

Ta krytyczna powściągliwość, względnie wątpli­

wości moje co do realności przejawu w tym wypadku jakiegoś istotnego nieznanego uzdolnie­

nia, ustąpiły, gdy nazajutrz podjąłem następujące doświadczenie: Spoglądałem na list pewnej damy, list Schermanowi nieznany i którego uprzednio nie mógł mieć nigdy w ręku. On siedział naprzeciw mnie i po krótkiej chwili poprosił, abym mu odczytał jedno słowo z tego listu. Przeczytałem słowo: „zuriicknehmen".

Pytał, czy jest napisane przez wielkie albo małe Z.

Stało ono jako czasownik w środku zdania i odpo­ wiedziałem, że napisane jest przez małe z. Skopiował to słowo po mistrzowsku, ociągając się jednak potrosze i wahając.

Fig. 23. Rekonstrukcja pisma kobiecego, a) rekonstrukcja, b) oryginał.

Okazało się, że pani ta pierwszą literę słowa rzeczy­

wiście napisała niemal jako wielką. A wreszcie trzecie

(51)

doświadczenie: Panna Kaindl, ceniona moja współpra­

cowniczka, nakreśliła słowo „Beamte" usiadła następnie naprzeciw Schermanna, a on odtworzył to słowo gra­ ficznie z taką dokładnością, jak poprzednie.

Fig. 24. a) Rekonstrukcja b) Oryginał.

Oryginały i kopie zostały sfotografowane i znaj­

dują się w moim posiadaniu...1

„Pragnę przytoczyć jeszcze jeden charakterystyczny eksperyment z Schermannem (14 lipca t. r.). Przewią­

zawszy mu oczy opaską, i odwróciwszy na bok głowę, poprowadziłem jego palce po kartce, pokrytej pismem, i odczytałem mu jedno na niej nakreślone słowo: „Uni- versitat“. Potrafił je naśladować z całkowitą dokładno­

ścią, naturalnie nie zobaczywszy go poprzednio, naśla­

dował też podpis: Ernest Haeckel".

Jak już wspomniałem, nastał z kolei okres najinten­

sywniejszej, ale także najbardziej wyczerpującej pracy z profesorem uniwersytetu drem Oskarem Fischerem, który zarówno w wykładach (patrz „Wiener Klinische Wochenschrift" z 13 czerwca 1918 roku), jak także póź­

niej w swej książce zdał sprawę z szeregu przeprowa­ dzonych ze mną i protokolarnie rejestrowanych do­

świadczeń.

Pracował też ze mną wiedeński literat Maks Hayek, który wyniki swej pracy zebrał w książkach i rozpra­

wach. Wspomnę wreszcie okilku eksperymentach, które zostały przeprowadzone w Londynie, oraz w Stanach Zjednoczonych, gdzie przebywałem w latach 1923—1924.

Już w Londynie, w którym zatrzymałem się przez kilka

(52)

dni, miałem przedsmak lego, czym jest amerykańskie tempo. Przedstawiciele amerykańskiej i angielskiej prasy zjawili się u mnie w tak wielkiej liczbie, że było dla mnie wprost niemożliwością rozmówić się i ekspe­

rymentować z wszystkimi. Ale angielska prasa jest prak­

tyczna. W drodze losowania wyznaczono kilku ekspe­ rymentatorów i seans odbył się w porządku.

Dwa wypadki wydają mi się godnerwspomnienia.

Był tam reporter, któremu na podstawie jego pisma po­

wiedziałem, że przyszedł z zamiarem urządzenia mi psikusa i skompromitowania mnie. Szczerze i otwarcie przyznał się i uznając trafność ekspertyzy, oddalił się z uśmiechem.

Fig. 25. Pismo Szekspira.

Pokazano mi także podobiznę pewnego pisma. Dałem taką charakterystykę Szekspira — bo o jego pismo cho­ dziło w tym eksperymencie — że niektórzy sprawo­ zdawcy tłumaczyli ten wynik telepatią.

Z Londynu udałem się do Ameryki, dokąd zaprosił mnie jeden z największych koncernów prasowych Sta­ nów Zjednoczonych. A stało się to tak: „NorthAmerican Newspaper Alliance".która obejmuje przeszło 100dzien­

ników, wychodzących w największych miastach Ame­ ryki, zwróciła się pewnego dnia do mnie z zapytaniem, czybym nie zgodził się na tournee odczytowe po Sta­

nach Zjednoczonych. Przyjąłem propozycję. Celem umówienia warunków, zjawił się u mnie przedstawiciel

Cytaty

Powiązane dokumenty

(pozostawmy na razie na boku rozważania niuansujące kategorię męskości, bo oczywiście jest to męskość swoiście pojęta, w sposób historyczno-kulturowy uwarunkowana,

Jest tak, że równocześnie jeżeli winna jest Anastazja P., to skradziono diamenty oraz jeżeli winny jest Anastazy P. Jeżeli skradziono diamenty lub rubiny, to włamano się

sty po okulary i wtedy okazuje się, że problem jest poważniejszy, bo stwierdza się u niego na przykład zmiany nowotworowe. Wczesne wykrycie daje szansę na leczenie

Ważne jest natomiast, jak funkcjonują NZOZ-y, które ubiegają się o kontrakty NFZ.. W pierwszej kolejności muszą rygorystycznie spełnić wszystkie warunki budowlane, sanitarne

Dzieje się to ze szkodą i dla chorych, i dla funkcjonowania chirurgii naczyniowej.. Problemem jest to, że mamy zbyt wiele małych ośrod- ków, nieprzygotowanych do oferowania

Produkt biopodobny jest wytwarzany z wy- korzystaniem budowy lub funkcji leku referencyjnego, jednak różnice pomiędzy biologicznym produktem re- ferencyjnym a biopodobnym są

Mimo że być może wydaje się to niektórym czy- telnikom nudne i dziwne, że wciąż o tym piszę – podjęto uchwały, które są jednocześnie zwykłe dla członków rady, ale

Nauczyciel przypomina, czym jest środek stylistyczny i tłumaczy, co to jest porównanie, zapisuje przykłady na tablicy, np.. oczy jak gwiazdy, buzia jak pączek, nogi jak patyki i prosi