• Nie Znaleziono Wyników

Trzy w ypadki z życia Karola Spurgeona

Karol Spurgeon był najznakomitszym kaznodzieją Ewangelii na świecie wogóle. O swem nawróceniu sam tak opowiada: „Upo­

dobało się Bogu już w dzieciństwie mi dać poczucie, źe jestem grzesznikiem. W e wielkiem byłem przygnębieniu ducha, nigdzie pociechy ani hadziei nie znajdując. Serce me było do szczętu skru­

szone. Przez sześć miesięcy się modliłem i cnłem sercem szukałem pociechy, ale odpowiedzi żadnej nie było. Postanowiłem na każde nabożeństwo iść, gdziekolwiek w mieście się odbywało, czy przecie drogi zbawienia nie znajdę. Powziąłem sobie zrobić, co tylko mogę i być gdzie mogę, byle Bóg tylko winy me odpuścił. “

1. Pewnego dnia okropnie śnieg padał i nie było moża dobić się na miejsce, dokąd chciałem iść na nabożeństwo; musiałem stanąć na drodze i zwrócić się indziej; a to prawie był k ro k dla mnie błogosławiony. Na zupełnie ciemną ulicę się zwróciłem i wszedłem w podwórze, gdzie stała kapliczka. Chciałem pójść gdziekolwiek na nabożeństwo, ale tej kaplicy nigdy nie widziałem. Była skro- m niutka kaplica Metodystów. Słyszałem o nich dużo, przede- wszystkiem, że tak głośno śpiewają, aż głowa boli. Ale to mi było obojętnem. Ja chciałem wiedzieć, ja k dojść do zbawienia, a czy głowa boli albo nie, o to ju ż mniejsza. Usiadłem na ławce, nabo­

żeństwo się rozpoczęło, ale kaznodziei żadnego nie było. W końcu jakiś bardzo subtelny, prosty człowieczek przyszedł, stanął u stołu i otworzywszy Biblię czytał: ,,Obejrzyjcie się na mię, abyście

zba-wioiie były, wszystkie kończyny ziemi.“ Izaj. 45. 22. Potem zwró­

ciwszy swe oczy na mnie, ja k b y znał me serce, powiada: „Młody człowiecze, jesteś w uciśnieniu! “ A rzeczywiście byłem w uciśnieniu,

— 71 —

Jenerał marszałek polny Hindenburg i pierwszy jenerał-kwatermistrz Ludendorff.

w wielkiem wewnętrznem zaniepokojeniu. „Otóż się z niego nigdy nie uwolnisz, jeśli nie spojrzysz na Chrystusa Pana. “ Potem wzniósł obie ręce do góry, ja k tylko Metodysta uczynić umie i krzyczał

głośno: „Spojrzyj! Spojrzyj, spojrzyj! T ylko spojrzeć trzeba!"

tak mówił dalej. W tej chwili widziałem drogę zbawienia i serce moje skakało z radości. Co więcej mówił, ja wcale nie w iem ; tak całkiem tą jedną myślą zajęty byłem. G dy wąż na drzewcu był podniesiony, więcej chorujący nie potrzebowali, ja k tylko nań spoj­

rzeć; już byli zdrowi. Na sto różnych rzeczy się przygotowałem, a wszystko chętnie byłbym wypełnił. A tu nic więcej, ja k tylko

„spojrzyj! Nie mogę opisać, ja k słodkiem mi się to słowo wy­

dało. J a spoglądałem, ażem zgoła oczy w ypatrzył, a w niebie dalej spoglądać będę, aż radość m a będzie niewysłowiona. “

2. Przypom inam sobie, jest temu lat dużo, ja k pierwsze ka­

zanie miałem. Było to na tekst 1. Piotra, 2, 7. „W am tedy wie­

rzącym jest uczciwością. “ Wezwano mię, abym szedł do wioski Teversham, jak ie pół mili od Cambridge, gdzie wtenczas mieszkałem.

Miałem towarzyszyć pewnemu młodemu człowiekowi, o którym m y­

ślałem, że tam będzie wieczór kazał na nabożeństwie. Po drodze rozmawiając, wyraziłem życzenie, aby Bóg słowom jego błogo­

sławił: „O mój k o ch an y !“ odpowiada towarzysz podróży, „ja nigdy w mem życiu ani nie kazałem, ani kazać nie będę. Na takie rzeczy ja się nie godzę. Proszono mię, bym z tobą poszedł i serdecznie życzę, aby kazaniu twemu Bóg błogosławił.“ — „Ale ja nigdy jeszcze w życiu nie kazałem i nie wiem, czy co takiego wy­

konam. “ Poszliśmy razem, aż na miejsce przeznaczenia. Można sobie wyobrazić, w jakiem rozdrażnieniu byłem. Cały prawie drża­

łem, nie wiedząc, co będzie. Gdyśmy przyszli na miejsce, byli już ludzie w kościele zebrani, a ponieważ nikogo innego nie było, k a­

załem ja. Było mi wtenczas lat szesnaście. “

3. „Za niedługo potem radził mi mój ojciec i przyjaciele, abym wstąpił do teologicznego zakładu w Londynie i na kazno­

dziejski urząd się kształcił. Widząc, że nauka nie jest obciążeniem, ale często środkiem sposobiącym człowieka do bardzo skutecznej pracy, chciałem korzystać ze sposobności i nabyć nauk, choć mi się zdało, że i bez takowych mogę się w pracy stać użytecznym.

D yrektor zakładu, dr. Angus, przybył do Cambridge, gdzie wten­

czas mieszkałem, i była umowa, że się spotkam y w domu re­

daktora. Rozmyślając o sprawie i modląc się dla niej wstąpiłem do domu. prawie o umówionej godzinie. W skazano mi czekalnię, do której wszedłszy przez kilka godzin cierpliwie czekałem. Czułem swą nicość i wielkość człowieka, któ ry był na czele szkoły w Lon­

dynie, przeto się ruszyć ani odezwać nie odważyłem. Nie miałem odwagi ani zadzwonić ani się zapytać o powód tak długiego cze­

kania.

„W końcu nie mogąc dłużej w ytrzym ać, dałem znak dzwon­

kiem, gdy naraz weszła służąca domu, dając ośmnastoletniemu mło­

dzieńcowi wiadomość, że p. dr. Angus prawie wyjechał napowrót do Londynu. Czekał na mnie długo w przyległym pokoju, a nie mogąc się doczekać, pospieszył na kolej. Nie m ądra dziewczyna nie rzekła nikomu, że młodego człowieka do pokoju zaprowadziła, a sama o mnie całkiem zapomniała. T ak więc spotkanie nie przyszło do skutku.^ W pierwszej chwili było wielkiem rozczarowaniem, lecz później tysiąc razy Bogu dziękowałem, że w swej opatrzności inną i lepszą prowadził mię drogą.“

— 73 —

Powiązane dokumenty