• Nie Znaleziono Wyników

przez

N a V ia del P orto w N eapolu istniała w roku 1862 tak zw ana locanda czyli g ospoda , gdzie za cztery b a jok i — mniej w ięcej sześć centów austrjackiej w aluty — m ogłeś sob ie w ynająć n ocle g jed n ora zow y , to je s t p ół p o d w ójn e g o w ło sk ie g o łóżk a , z tym w sze ­ la k o ! nie bardzo pocieszają cy m w idok iem , iż drugą p o ło w ę tw ojej po ścieli zajm ie jakiś' p od różn y m aj­

tek, fachino lub lazzaron e, nie g rze szą cy w cale zbyt­

nią trzeźw ością > czystością .

N o c le g taki zaledw ie m oże się zw a ć n oclegiem , i z p ew n ością najek scen tryezniejszy z m oich czytel­

n ik ów by łb y się wahał w stąpić do tego m atecznika neapolitań skiego pospólstw a, gdzie w brew pow szech - nem p ojęcio m , nie m ów ię ju ż p rzy zw oitości ale s r o ­ mu, a stosow n ie do tego ja k zrządził przypadek, tzieliło z sob ą biedactw o p ięk n ego N eapolu bez róż- licy w ieku, stanu i płci, n ietylko pom ieszkanie, ale

? z f8to nawet i legow isko.

W interesie śc is ło śc i w inienem tu wrpra\vdzie p ow ied zieć: że ostatni ten w ypadek nie w ydarzył się nader często, g osp o d y n i bow iem locandy Sign o- ra Cadruzzo starała się zaw sze — przynajm niej pod tym w zględem od d zielić pleć słabą od płci brzydkiej;

ale nie zaw sze zsyłał San Genaro parzystą liczb ę kobiet, a Cadruzzo posuw ała tylk o skrupuły sw oje tak daleko, ja k długo to m ożliw em b y ło bez u szczerb­

ku kieszeni.

N a czwartem piętrze rzeczon ej locandy b y ło poddasze m ieszczące w sob ie cztery takich łó żek , i zajęte przez ośm iu z tak zwanej m łodej e m ig ra cji;

m ian ow icie zaś przez siedmiu W arszaw iaków , p om ię­

dzy których, dziw nym trafem — ja k biały w rób el, zabłąkał się był L itw in z pod S w is ło czy , pełniąey urząd szafarza i opiekana tej em igranćkiej k o lo n ji.

Obydwa te urzędy były nader nciążliwe- tni dla naszego Litwosza, co chwila bowiem

znaj-C Z E R W IE znaj-C — JU N IU S.

K a le n d a r z y k p r o r o c z y .

2. Czerwiec. Galicjanie wstępują en masse do 16. Gwiazda narodu zostaje przeniesioną w kon- T ow arzystw a m u zyczn ego, pokazuje się b o - stelację Byka.

w iem , że c a ły „n aród“ doprow adził trąbienie 23. H r. Benjaminek posyła nos sw ój na wystawę w kułak do wysokiej doskonałości. sztuk pięknych.

9. Św ięty Medard zostaje przeniesionym w s ta ń 30. D la Dziennika polskiego ustanawia się fia-stałego sp oczyn ku ; departament nawodniania , kierska taksa,

ziem i obejm uje nie-dzielny kronikarz Gaz. Nar.

P rz e p o w ie d n ie w e d łu g lO O letniego k a le n d a r z a .

W tym miesiącu wyjeżdżają m inistrow ie do k ą p ie l; — narody m ogą się spodziewać suchej łaźni.

D n i e p a m i ę t n e . Św. Antoni Padewski, Patron zgubionych konsekw encji.

Z ło t e r e g u ły R a b b i B e n -O s y na c a ły r o k .

Synu m ó j! R ów no z wiatrem leci ten, który jedzie ekstra pocztą, a wozem parow ym pędzi się szybciej od m yśli.

A to li najprędzej staje u celu ten, k tóry umie się czołgać.

d y w a ł się on w położen iu ow ej kury, c o kaczęta w yw io d ła . C o chw ila jakiś' p ojed yn ek , co chw ila burda i k o liz je z p o licją , z k tórych trzeba było w y­

d ob y w a ć k oron n ych lek k odu ch ów . — B iedny L itw osz podda w a ł się tym k łop otom z n ajszczytn iejszą rezy ­ gn acją, p rzyw ią zaw szy się m oże w łaśnie dla tego d o sw oich tow arzyszy, k tó rzy byli tak ja k w szy scy n iem al W a rszaw iacy, lek k om yśln ym i ale z gruntu p oczciw y m i chłopcam i.

Z szafarstwem działo się także p od o b n ie. K asa była w ieczn ie próżną, a w ydatki opędza ł skarbnik zaw sze na rachunek p rzyszłeg o żołdu po czę ści z w łasnej kieszeni, a po części kredytem , ilek ro ć bow iem nadszedł p ierw szy m iesiąca, i m łod a w iara w k w e ­ sturze żo łd sw ój podn iosła, ty le k roć szukaj wiatra w polu panie skarbniku, k oron ia rze p ow racali do dom u d op iero w tedy kiedy w kieszeniach zn ow u nie b y ło n ic o p ró cz płótna.

P ew n ego p ię k n e g o poranku zapukał d o tego poddasza o rannej bardzo p orze m łody ch łop iec, w którym po stroju m ożna było p ozn ać ucznia sztuki ku­

charskiej, i w ręczył naszem u szafarzow i m ały liścik , k tó r y jed n a kże w ielką musiał w sob ie m ie­

ście burzę, zaledw ie bow iem rzucił nasz L itw osz ok iem na d oręczon e mu pism o, zaw isła chmura nad je g o czołem , która w k rótce gw ałtow n ym w ybuebnęła piorunem .

— D o k roćset tysiącow m iljon ow bataljon ow fu rg on ow b iesów , szukajcie sob ie in n eg o szafarza ■

k rzyk n ął nareszcie m nąc papier w szerok iej swej d łon i — ja w as ju ż dłużej z błota w yciągać nie m yślę.

— W szelk i duch chwali p. B o g a , — a słow o stało się ciałem , a cóż tam ta k ie g o ? ozw a ło się n a­

raz siedm g łosów , w których jed n a k że zamiast p rze­

rażenia, brzm iał w yraz żartobliw ej iron ji.

— C o takiego — on i pytają c o takiego — odparł L itw osz z w yrazem tragiczn ego zakłopotania ot patrzcie ja k a mnie przez was zn ow u spotyka przyjem n ość.

— A cóż to, list m iłosn y — ozw ał się m łody blondyn , który był ulubieńcem naszego L itw ina, i k tórego nigdy niezam ącona w esołoś ć umiała zaw sze udobruchać p o c z ciw e g o szafarza, ile k ro ć k ło p oty j e ­ g o urzędu zryw ały nie nitkę ale linę je g o c ie r­

p liw o ś ci.

T y m razem jed n a k że nie o d n io sło w esołe z a ­ pytanie blondyna pożądanego skutku. L itw in zm ar­

s z cz y ł brew tylko, i m ilcząc rzu cił zm ięte pism o n a j­

bliżej stojącem u do przeczytania.

— Tam do djabła — rzek ł tenże rzu ciw szy ok iem na pisanie — wartoż nas b y ło bu dzić dla ta­

k iej bagateli.

— B agateli — . ję k n ą ł L itw in — czy ż nie w i­

dzisz, że traktjernik dom aga się zapłaty zalegającej od p o łto r a m iesiąca.

— W łaśnie dla t e g o ;... p o w ied zieć mu n ieeb czeka,

L I P I E C — JULIUS.

K a le n d a r z y k p r o r o c z y .

7. Lipca. Na wniosak pana W ładysław a Zaw adź- 21. T urecki święty i Chochlik podają prośbę o kiego zlewają się Sz/rola dramatyczna i T o - koncesję na urządzenie parowej żeglugi po warzystwo gim nastyczne Orla w jedno ciało. halickim placu.

28. Dziennik polski i Przegląd lwowski mieniają 14. Ow oce odnośnego połączenia powierzają się z sobą swoje w yn alazk i: — Za słow o kann/je Opiece narodowej. daje Przegląd Dziennikowi słow o harubiowie

i pom yłkę drukarską w dodatku.

P r z e p o w ie d n ie w e d łu g lO O letn iego k a le n d a rz a .

Jeżeli ua nowiu w kasie pana ministra finansów posu cha, wtedy szczepi pan minister stanu gruszki na wierzbie.

U n i e p a n i e ń s t w a .

Św. Marji Magdaleny. Im ieniny w s z y s t k ic h ... eleganckich pań, skoro przeżyją rok trzy ­ dziesty piąty.

Z ło te r e g u ły K a b b i B e n -O s y na c a ły ro k .

Synu m ój — wszystko pod słońcem obraca 3

z czasem nazad w to z czego powstało.

Dla tego jeśliś się dorobił na papierach, to nie chełp s ię , lecz pam iętaj, że papier robi się z galganów, a co z galganów powstało* może znowu stać się galgauem .

— Ba, niech czeka, k iedy nie chce.

— M usi...

— A le ż bracie, on pisze, że nas 2askarzy w kw esturze — odparł L itw in .

— T o niech skarży.

— Jakto niech sk a rży ? Ja tego nigdy nie d o ­ puszczę, żeby h onor nasz został narażonym na taką hańbę.

As tu vu — na hańbę ? Czyż to tylko em i­

granci mają d łu g i'

— A le ż bracie pomys'1 tylko ja k uam dbać na­

leży o cześć naszą, w szak my tu reprezentujem y P o lsk ę — odparł Litw in niem al błagająco.

— T o g o w yzw ać na p ojedyn ek , będ ziem y się z nim bić p o k ole i.

— Wam bracia tylko fiu fiu w głow ie, — bę­

dziecie widzieć, że będzie źle... Ja już niemam pie­

niędzy. Traktjernik wymawia nam dalszy kredyt.

T o ostatnie dictum acerbum spadło ja k piorun z p o g o d n eg o nieba na m łodą w iarę, — na w szy st­

kich tw arzach w ym alow ało się w id o czn e zafrasow a­

nie, — jed en tylko blondyn zdawał się nie tracić fantazji.

— P a n ow ie — rzecze p o niejakim nam yśle — jest w n iosek .

W szystk ie o czy z w ró c iły się ku m ów iącem u.

— Z w a ży w s zy — zaczą ł blondyn pow ażn ie — że my tu w szy scy jesteśm y herbow ą szlachtą — zw a ży w szy że ja k o tacy mamy praw o do polsk iej

k oron y , — zw ażyw szy, że posiadając to praw o, ja k o przyszli przypuszczalni k ró lo w ie P o ls cy m ożem y roz­

porządzać funduszami k oron n eg o s k a r b u ,— zw aży w ­ szy n akon iec, że koron n y skarb Polski ma n iezap rze­

czon e pretensje do k rólew sk iego w łosk ie go skarbu o zw rot sum neapolitańskich, które sw o je g o czasu J ejm ość k rólow a Bona z P olsk i u w iozła

—-w n oszę, ażeby należne JM Panu G iova n i A rti- c io c o li sto dw adzieścia franków za a sy g n ow a ć do k rólew sk ieg o w ło sk ie g o skarbu, a to na rachunek należnego nam od rzeczon ych sum procentu.

ił o w a te z tak kom iczną były w yrzeczon e p o ­ wagą, że naw et i zadąsatiy L itw in nie m ógł się op rzeć ich w rażeniu.

Chmura nad je g o czołem przed chw ilą w isząca ustąpiła m iejsca zw yk le tam goszczącem u w yra zow i d ob rod u szn ości.

Słuchajcie bracia — • rzecze —• mam je s z c z e ostatnich 12 dukatów w m oim trzosie, zapłacę trak- tjernika, ale w yb ierzcie sob ie in nego szafarza. Ja nie m ogę za was ju ż teraz ręczy ć w traktjerni, bo niemam pien iędzy, a w y nigdy nie m yślicie o ju trze.

- — Ja — ozw ie się jeden — musiałem dać dw a n apoleon y temu lazzaron ow i, którem um ze szłeg o tygodnia rękę przetrącił, przy tej awanturze, g d y ś­

my się ujęli byli z K aźm ierzem za tą biedną S oren - tynką.

— My z Stachem — rzecze drugi — m u sieliś­

my za p łacić k aw ia rzow i 80 fran ków za n aczyn ie,

10

SIERPIEŃ — AU G U ST U S,

K a le n d a r z y k p r o r o c z y .

4 Św. Kryspin, który jak wiadomo, kradł skórę 18. D elegacja przywozi krajowi z jarmarku w b o g a ty m , aby szyć buty u b o g im , zostaje R ajchsracie dziurkę z obw arzanka.'

zdegradowanym.

11. M iejsce je g o zajm uje Tow arzystw o dam D o - 25. Dziennik polski daje swoim abonentom Waa- broczynności, i zaprowadza odwrotną operację, tęrproof i kalosze jako premię, z obow iąz- zdzierając skórę z u b og ich , by sobie uszyć kniem czytania kronik pana Lama.

koturny.

P r z e p o w ie d n ie w e d łu g lOOIetniego k a le n d a rza .

Jeżeli w kasie pana ministra finansów pełnia, wtedy można się spodziewać długiego i stałego prow izorjum .

D n i e p a m i ę t n e . 1. Piotra w Okowach. Im ieniny M elpom eny lw ow skiej.

6. Przemienienie Pańskie. Obacz Nawrócenie św. Pawła.

Z ło t e r e g u ły R a b b i B e n -O s y na c a ły rok .

Synu m ój — tak mówi kaznodzieja — Synu m ó jl najlepszą poduszką jest czyste sumienie.

A to li na zw yczajnej poduszcze śpi się sm aczniej, jeżelt się pod nią p o d ło ż y w orek z dukatami któreśm y potłukli podczas tej b ójk i z G aryb aldczy -

k.tini, k iedy nam p oszło o to kłam stw o o L a n g ie­

w icza.

— Ja — rzecze trzeci — zapłaciłem fechtm i- Strzowi 3 0 fran ków , za w y p o ż y czen ie pałaszy do m oje g o ostatniego pojedyn k u z tym oficerem od ber- snlierów , co to śm iał p ow ied zieć, że P o la cy są awan­

turnikam i.

I tak dalej szły tłóm aczenia, a za każdem wy- pog ad za ło się bardziej ob licze p o c z ciw e g o L itw osza.

J eden tylko z w spółtow arzyszy nie m ógł się w y leg itym ow a ć z użytku zro b io n e g o z sw o je g o ż o ł­

du w s p o só b zadaw alniający, ale że to był bobater naszej pow iastk i, przeto p o m ów im y o nim w p r z y ­ szłym ustępie.

*

N a zyw ał się L o lo i k o ch a ł się !

Koelir.ł się całym ogniem pierw szej m iło ś c i!

W kim tego je s z c z e nie w iem y, bo i L o lo nie w iedział tego sam w ów czas je s z c z e .

W id zia ł ją raz ty lk o w sweni ży ciu , i to pod m aską, ale że miała na sob ie atłasow e dom in o, w ięc w n iósł, że musi b y ć przynajm niej h ra bin ą; — p o ­ w iedziała mu C iau caro biomlo w ięc był pow nym , że g o kocha, —- dom yślał się że musi b y ć piękną, namiętną i bogatą, bo w szystkie W ło s zk i o których czytał w rom ansach b y ły i pięk n e i nam iętne i bogato.

O d tego pierw szego w idzenia ubiegły ju ż były dw a m iesią ce, ale L o lo nie tracił n a d zie i; -— w ie­

dział że koch a, w iedział że je s t k och a n y m . W r o ­ mansach które niegdyś czytał zdarzało się także c z ę ­ sto, że się koch a n k ow ie długo z sobą nie w idzieli.

T o mu starczyło za p ociech ę. L o lo był s z cz ę ­ śliw ym . Jedna rzecz g o tylk o m artw iła. L o lo miał rudo w łosy .

W racając z m iesięcznym żołdem z K w estury uj­

rzał L o lo przed sobą na rogu u licy T o le d o zbie­

g o w is k o .

N a małym w ózku stał cz ło w ie k z czarną brodą w czarnym stroju, z rozm aitem i kabalistycznem i zn a­

kami na w ysok im kołpaku, — o b o k n iego rycerz w blaszanym hełm ie z sutym czerw on ym p ió ro p u ­ szem , dalej pierot w m łynarskim stroju. Jeden z nich grał na katarynce, drugi w a lił z sił całych w bęben i przym ocow an e do n iego tureckie talerze.

L o lo przystąpił do tej grupy z ciek a w ości, gdy w tem uderzył o c z y je g o w ielki cze rw o n y afisz p r z y ­ m ocow an y do katarynki.

N a afiszu tym sta ło :

!!! P recz z rudemi w łosam y Ul S ław ny i znakom ity n adw orn y lekarz Chana M ongołów D O N G 1B O LA M O B U T T A F I E S C H I , profesor nauk p rzyrod n iczych , d ok tor m ed ycyn y i chirurgji fakultetu p etersb u rg sk ie g o, człon ek to

Powiązane dokumenty