• Nie Znaleziono Wyników

377 jego uwagi nic takiego, co jest godne zwrócić na się oko

W dokumencie Pamiętnik Naukowy. T. 2, z. 6 (1837) (Stron 59-73)

oświeconego człowieka, i wskazuje piękną świątynię w Eb- sambule badaniom uczonego świata. Jego wzorowe opowia­

danie przenosi nas do starożytnej i nowoczesnej Nubii;

pomniki, krajowidoki, plemiona, obyczaje, język, prze­

mysł, kupiectwo, nic niepominione; dla tego też o nim po­

wiedziano, źe po raz drugi odkrył tę wielką krainę. ! Przedrzeć się do świątyni w Ebsambule, i dalej posu­

wać archeologiczne badania swego przyjaciela Burckhardta, zdawało się Be l z o m e m u tak piękną i chlubną rzetezą, źe jej niechciał zostawić dla innych badaczów. Wkrótce staje w starej budowli; gorliwości jego niewstrzymuje żadna za­

wada. Po dwakroć oszukując chciwych Arabów, zniewala ich- do uczestnictwa w swem wielkiem przedsięwzjęciu; ich rękami trzy pagórki piasku rozgrzebane, i światło dzienne znowu oświeca niejednowiekowym pomrokiem okryte wnę­

trze pomnika, jego wielkie sale ze słupami, dwanaście izb, liczne rzeźby i malowanie tak świeże , jak gdyby umnik wczoraj dopiero je ukończył. Ebsambuł, ten piękny medal sztuki starożytnej-, objawia się na podziw Europy; pułko­

wnik zaś St r a t o n, wymierzywszy go z dokładnością mate­

matyczną, dokonał jego wskrzeszenia w ogóle i w szcze­

gółach. Inne prace archeologiczne w Nubii nadają Belzo- niemu nowe prawa do wdzięczności staroźytników.

Nie myślimy pominąć milczeniem podróży W adolingto- na i Hanbarego, ni pięknych prac Gauów, Rosseliuich, Szam- polionów około pomników Nubii niższej: przyiiajeiny wszyst­

ko, ęzego dokonali dla dobra umiejętności archeologicznych;

■alei zapaleni miłością starożytności sięgnęli okiem poza miejsca dotąd p rz e jrz an e :^ Azali w Solibie przestały się pojawiać te olbrzymie pomniki, ' zaświadczające o uprawie sztuk w tej częśpi Afryki? gorliwy Caillaud zajął się od­

powiedzią na to pytanie; zapuścił się daleko poza Solib, a nawet za miejsce ,' gdzie leżą; gruzy Meroe, i poszedł w górę doliny nadnilowej, aż pod 2 stopień szerokości pół­

nocnej * i w swych Jbadaniach objął starodawną Etyopię i nowożytną Nubię. Ci są celhiejsi' poprzednicy Hoskinsa, których torem sam się puszczając,: nie zawsze ich bezstron­

nie oceniał.

Do dnia 1 lutego 1833 r. Hoskins już rok bawił nad brzegami Nilu; wtedy postanowił zapuścić się ku północy, lecz po krótkim pobycie w Tebach, zaczął myśleć, gdzie się na dal ma udać. Czy iść do Meroe, czy powrócić do Londynu? mówił do siebie Hoskins- w chwili, kiedy podróż­

nik waha się co ma przenieść: czy pamięć miejsc rodzin­

nych, czy powab miejsc nieznanych. Niewiadomo, co był­

by obrał z tego dwojga, ale przybycie Ba n d óNie g o;, zdatnego rysownika włoskiego, rozstrzygnęło pytanie. Nubija i jej pomniki zyskały przodek. Ołówek Bandoniego wspierał uczoność Hoskinsa, który sobie wtedy dopiero obiecywał wrócić do Anglii, gdy będzie mógł do niej zawieść w dzien­

niku podróżnym całą starożytną Etyopię. Idźpiy więc za tym śmiałym podróżnikiem, bo jeżeli Hoskins • pomylił się niekiedy,- z a ’ to często dobrze mówił i dobrze widział.

378

I

Uwagi jego są trafne, rozmaite,i prawie zawsze^ uczące a. nigdy, żmudne.- „,-s— ••••> • •

; Kto nigdy -niedoznał przyjęcia u dowódcy tureckiego lub egipskiego w Nubii) niech się dowie,', co ma czynić a czego unikać. Wchodząc do tego Turka, podróżnik ma się niskp ukłonić, położyć prawą rękę na sercu, poczem niech usiądzie na dywanie po muzułmań&ku, czyli innemi słowy po.krawiecku. Wszakże nie koniec na tem: usiadłszy ma jeszcze raz pokłonić się , - a jeżeli gospodarz je s t osobą wielkiego znaczenia, tedy ma uniżenie:rękę jprawą do ust a potem do czoła przyłożyć: tu następują grzeczności , ze strony T u r k a » J a k się pan masz? Jak .piękny człowiek z pana! jak. piękną masz brpdjęl Właśnie, jakbyś był je­

dnym z naszych ! Witam pana,, i dzięki mu składam!« Po­

czem niewolnicy przynoszą filiżanki z kawą i fajki. Jeżeli należysz do wyższej szlachty ,,iigosp.odarz poda ci swoją fajkę. Gdy ten, którego odwiedzasz jest tylko kaszcfem lub nazrem, za twym przybyciem powstanie nieco ze swego siedzenia. Ale duma jego rzadko kiedy zniży się do takiej dworności;, bo. i on lubi na małym dworze swoim odgry­

wać rolę sułtana. Wszyscy Turcy mają z urodzenia, lub też łatwo przybierają poważną m inę.. Daje się widzieć na­

w et, że wyzwoleńcy,. nagle na godności i do władzy pod­

niesieni, okazują się bez Wymusu takiemi, jak gdyby od dzieciństwa do podobnego znaczenia nawykli.

Ten rodzaj wychowania polegający .na tem, że umieją jako tako przeczytać i napisać list cztero-lub

pięcio-wier-379

szowy, nie może stanowić żadnego odróżnienia, bo i na tej zdolności schodzi zupełnie nie jednemu naczelnikowi Wyso­

kiego znaczenia:' Podałem mojemu nazrowi, : mówi Hos- kins, firman baszy; pocałował go według lamecznego zwy­

czaju i przyłożył do czoła, potem Kopt sekretarz przeczytał mu; wysłuchawszy co opiewa, natychmiast podał mi swoję fajkę, czego z razu nieuczynił. Lecz w tej chwili mój służący przyniósł mi moję własną według danego sobie roskazu. Wiedziałem, że ustępując cośkolwiek z moich praw przy tej dziecinnej dworności, mniej byłbym powa­

żany przez nazra i jego dwór, a co większa, przez Ara­

bów mających mi towarzyszyć‘ w pustyni aż do Berberu.

W ogóle, nienawidzę etykiety i ‘ceremonii; lecz z doświad­

czenia się nauczyłem, że w obejściu się z Turkami nieo­

dzownie potrzeba przestrzegać tych Wszystkich zwyczajów.

Europejczycy nieznający obyczajów wschodnich,'-są w ógó- le bardzo pokorni.

Wyjdźmy czemprędzej z tego przybytku ceremonii, i udajmy się do zastępu mającego nam tow*arzvszyć aż do Berberu. Otóż i jej dowódca szajeh Ababdeków, wesoły i grzeczny, jak człowiek mający żądać od nas okupu: jestlo bardzo piękny Afrykanin, rysy ma regularne, ubiór prze­

sadzony, turban płócienny bicluteńki. Oddając się jemu al­

bo raczej opatrzności pod opiekę, idźmy na dolinę nad- nilową.

Wystawcie sobie po prawej i po lewej stronie pusty­

nię nierówną, zasutą czerwonym piaskiem lśniącym pod 381)

ogniste m słońcem, pustynię objętą cale niebieskim widno­

kręgiem, kędy ta i owdzie sterczą czarne lab brunatne skały. Wystawcie sobie między temi dwoma skwarami Nil szeroki na kilkaset sążni, już toczący roztrącające się o granitowe skały wody, wybiegłe z koryta, juźto cichy i niemy, rozpościerający długie mielizny, na których zasy­

pia szkaradny krokodyl. Tu Nil wydaje się naksztalt srebr­

nej wstęgi, biegącej po wąskiej taśmie z murawy, która się zdaje być jej frandzlą. W swoim biegu jest dziwaczny, bądź gdy zamknięty między dwie ściany murowane prze­

myka się z szybkością strzały, bądźto gdy swobodnie mię­

dzy dwoma niskiemi brzegami lubi zwalniać swój bieg i bialemi wodami opasuje wielkie zielone wyspy z najbogat­

szą wegetacyą, między któremi odznacza się piękna wyspa Argo, z dwudziesta dwoma wsiami, z ciekawemi zwaliska­

mi, źyznemi łanami, gęstym i tak łagodnym cieniem pod tak gorącem niebem.

Nie tylko ten Nil tak malowniczy, z temi skałami czer- wonemi, brunatnemi lub czarnemi, które czasem służą mu za koryto, z tą wąską wstęgą uprawnych łanów, ciągnącą się do Dongoli, i w szerokości zmieniający się co ćwierć lub pół mili, z drzewami palmowemi, łanami durrabu i wio­

skami, ale i cała ta dolina,' łup przez rzekę wydarty pu­

styni, zwraca uwagę, którą daleko silniej budzą zwaliska świątyń olbrzymiej wielkości, w samej skale wykutych.

Te okazują się powszechnie na brzegu, leżącym na­

przeciw uprawnych łanów, i winny poczęści widok swój 381

cudowny olbrfcymićj wspaniałości;' nagości i jednostajno- ś a zifDli,d która j e otacza. Większa ich .część, została od- rvsowana i opisana przez Gaua, Burckliardta, Caillauda i Iloskinsa. Wiemy, że te dawne pomniki są. owocem sztu­

ki! egipskiej, wiemy nawet: nazwiska królów, co niektóre z nich'po wznosili. Szampolion powiedział nam, źe świą­

tynie, których, zwaliska ukazują’ Się pod Ibrimem były zbu­

dowane z rozkazu Tutmozyśai T / 'ź e Tutinozys lłliw zniósł te;''których gruzy leżą niedaleko Semneh, Amady i Tomas;

że świątynia w Athor nosi nazwisko od żouy Sezóstrysa wielkiego.‘<i Na świątyni w Amarah i na innych, należących jeszcze do Nubii niższej,' zńać niezaprzeczone ślady .tegoż s&mego pochodzenia, lot

• €aly! ten ikrajowidok znika: zaraz na wstępie do p u ­ styni. Wiadomo^ że w bliskości łioroska tworzy.Nil ogrom­

ne zagięcie aż pod wyspę Mograt^ długi: zakręt ciągnący się na 700 mil, który można wyminąćiprzechodząc prz«z pustynię: !< Tu i chodzisz po ruchomym piasku, po spiczastych głazach', a> często po pokładzie soli,'który ziemię powleka.

Stają ci przed oożyma .ułomki"granitu, jaspisu,. marmuru;

rzadkieto szczęście ,i: jeżeli napotkasz niekształtną akacyę, pód którą mógłbyś schronić,się przed spieką;- gdy się zBIi*- żasz do. źródeł, musisz lękać się zasadzek zastawionych przez Arabów. 'Szczęściem Hoskins niespotkał innych nie­

przyjaciół oprócz njidów i utrudzenia. Słyszał tylko śpiew Araba, poganiającego dwugarbnego wielbłąda, >tylko po­

wieści Arabów:, osładzające/godziny i wytchnienia.. Widział 382

na kilku skałach napisy hieroglificznc, zaświadczające; że starożytni puszczali się tą samą drogą, prowadzącą z Egip­

tu do Berberu.

Na stanowisku w El Marrah ludzie wydawali się jego oku równie ubodzy jak ziemia, na której żyją. Tam na rozkaz baszy osiadło dziesięć rodzin z obowiązkiem od­

grzebywania zasypanych piaskiem studzien. Ci biedni lu­

dzie , których robota tak blisko, tak mocno obchodzi życic podróżnika, nieotrzymują żadnej od rządu pomocy; mają po kilka wielbłądów i te sprzedąją lub wynajmują kupcom przechodzącym z karawanami. Każda karawana daje im niewielki podarunek, często drobnostkę, oni zaś i z tego są zadowoleni. Żyją pod rogożowemi namiotami, dzika ich postać, dziwne ułożenie włosów, piękne rysy twarzy, do­

syć odpowiadają naszemu wyobrażeniu o ludziach na pu­

styni. Piją tylko Wodę słoną i mdlącą, ale taka jest siła nawyknienia, źe im się przykrą nie wydaje. Niemasz nic nędzniejszego ani1 smutniejszego, jak to obozowanie arab­

skie na pustyni. Kobiety i mężczyzni są chtfdzi, nędzni, okryci łachmanami; niektórzy i -tego niemają. Lenistwo jest jedynem zbytkiem u tych mieszkańców. Wszakże obok tej tak wielorakiej nędzy, ci Nubijczykowic, niemający ża­

dnych z sobą stosunków, żyjąc odgrodzeni w każdej wio­

sce, zdają się być mniej nieszczęśliwymi od chłopów egip­

skich. W obudwu tych krajach ziemianin jest niewolnikiem.

Ale Nubijczyk niema nad sobą dozoru, przeciwnie zaś bie­

dny fellach egipski ciągle zostaje pod okiem okrutnego pana;

Pam . N auk. T. II. zeszyt 3 . ' 2 5

383

ten ostatni jestto kat stojący, przed swą ofiarą i obecnością swoją podwajający jej męczarnie.

Drogi aź do Eł-Mekhejru (Ankhejre), stolicy Berbera, niema nic zajmującego. Ta ziemia Berber tak pięknie kwi­

tnąca za czasów Burckhardta, dziś wyludniona i uboga.

Abbas bej, rządca tej prowincyi, oświeci- nas, dla czego rzeczy tak stoją. »Mam tu — mówił do Hoskinsa''— nie­

wielu albo żadnych przyjaciół, a wielu wrogów. Tak trudno zaspokoić 'baszę, nieuciskając ludu. Tym Aleksan­

dryjczykom nigdy • niepoślesz dosyć pieniędzy, a gniewają się, gdy do nich dochodzą krzyki złupionycb. Tuszę sobie, że bóg mi poszczęści i poda sposób, jak sprawować urząd z zadowoleniem mego pana.« To szczęście, jakiego satra­

pa żądał od bOga, byłoto zdanie się ludu na los, i stało mu się według życzenia. Nie miejcie tego Turka za złego, doprawdy', jestto najlepszy w świecie człowiek; wspania­

łomyślny, uprzejmy, poprzestaje na dawanych mu podarun­

kach i Sam je lubi rozdawać ; usłużność tak daleko posunął, ż e , gdy Hoskins oświadczył mu, iż krajowcy ze wstrętem pozwalają się’ malować Bandoniemu, wydał natychmiast roskaz ścinania głów* tym j co niezecheą biadać do malo­

wania. W jego Służbie znajdował się syn pewnego meli- ka,' czyli królika krajowego, i pełnił przy nim obowiązki germka; Bandoni odmalował go tak dokładnie, że biedny młodzieniec mocno się tem zmartwił i lękał się, czy bej nie myśli wystawić tego wyobrażenia na widok jego ziom­

ków. » Obchodź się ze mną — rzekł do niego dumnie — 384

jak z człowiekiem, i niewystawiaj na widowisko liitłn, jak ciekawe i rzadkie zw ierze.« Ten książę bez-znaczenia, miał wzniosłe serce, zręcznie wywijał szablą, i, że go pochwalę według tamecznego sposobu mówienia , był zdol­

ny do zabicia stu ludzi'w bitwie. Zresztą, był doskonar lej budowy i hożej kibici, jaką tylko można sóbie wyobra­

zić.— Młody Bisharyn niezdołał także uchronić się włoskiego pęzla. Z okoliczności tego portretu Hoskins opowiada, jak bej zażartował z tego Bisharyna.

Jestto obrazek wschodnich obyczajów, dosyć.,i jak. się zdaje, ciekawa afrykańskiej wesołości-próbka. Bej ze swo­

imi urzędnikami oświadezył biednemu młodzieńcowi, że je ­ steśmy do nich wysłani z -Kairu dla ucięcia mu głowv.

Chodziło wszakże tylko o odmalowanie jego portretu, my niewiedzieliśmy wcale, źe sobie z niego takie- żarty' stro­

jono. Gsiadł na ziemi spokojniej z rezygflaeyą odwrócił na bok -głowę, i wcale się nieruszał.' Przez trz y1 ćwierci godziny był w takićj postawie. Żaden z tych, którzy sia­

dali przed nami w postawie do odmalowania j nieokazał po­

dobnej stałości; wyznać należy, ze jak na pacyenta nader była wzniosłą. Po ukończeniu portretu wezwaliśmy go, aby w stał, i daliśmy mu mały podarunek. Jak twarz jego była wtedy piękna i pełna wyrazu! jak oczy jaśniały ra­

dością a zarazem i podziwieniem! jak go to rozrzewniało, że wraca do życia! Opowiedział nam, jakiego właśnie uniknął losu, jaką w nim budziło niespokojność oczekiwa­

nie zabójczego ciosu; podziękował nam za ludzkość, a to

słowami taką wdzięczność okazująccmi, że nas do łez po­

ruszył, i niechęć ku bejowi wzbudził. Ale nie koniec na tćm, nasz młodzieniec miał jeszcze jedną próbę wytrzy­

mać. Bej zastraszył go, źe na mocy zrobionego przez nas portretu, nabyliśmy czarodziejskiej mocy nad jego osobą, i że go natychmiast możemy wywieść z sobą. Tą razą przywiązanie do kraju było silniejsze niżeli pierwej obawa śmierci; śmierci czekał z niezmrużonem okiem — na samą myśl, że mu przyjdzie opuścić rodzinne pustynie, wpadł w głęboki smutek. Z wielkim bólem serca dopytywał się łudzi beja, czy to jest prawda. Co większa, melik i obecni naczelnicy, aczkolwiek śmiech na sobie wymuszali, bez- mała nieuwierzyli w nekromantyczną potęgę naszych ołów­

ków, a zwłaszcza mojej camerce lucidm.

W końcu odmalowano beja, który ten portret prze­

znaczył dla jednej ze swych oblubienic. ZdaWało się, że rad widział siebie odmalowanego w bogatym stroju, przy pałaszu, i z wąsami. Niepodobały mu się tylko cienie-;

byłyto w oczach jego czarne plamy, i prosił usilnie, żeby je jako wywabić. Hbskins miał zaszczyt z nim wieczerzać.

Była wszystka szlachta z okolicy, a między innymi kady, sędzia i wielki kapłan w zielonym zawoju, szajch Ababdeków z najdawniejszego rodu w całem plemieniu, szajchowie Bi- sharynów, i jakiś melik w niebieskiej odzieży, uchodzący za człowieka doświadczonej odwagi. Jego okrzykiem bojowym było: jestem bykiem, synem byka; zginę lub zwyciężę.

Żył sobie nawet wyśmienicie, zjadał za czterech. Zape­

wniano nas, że na śniadanie zjada! barana. Całe to do­

stojne towarzystwo zasiadało u okrągłego stołu, albo ra­

czej u tablicy na niskich nogach z kruszcu białegó, stojącej na ziemi, w porządku, jakiego'wymagała dworność. Dano dwadzieścia potraw mięsnych jedne po drugich, w końcu zaś zupę z ryżu. We wszystkich tych potrawach niewiel­

ka była rozmaitość. Składały się z baraniny w rozlicznych postaciach, z wielorakiemi przyprawami, ziółmi, fasolą i sosami kairowskiemi. Na mocy przywileju bej pierwszy zanurzał ręce w potrawach, a po ńim dopiero zaproszeni goście; skosztowawszy jednego lub dwóch wyborowych kąsków jego mość bejowska, kiwnął głową, i wnet znikał półmisek, który na stole niepostał dłużej nad minutę. Nie­

wiele mówiono — i nie bez przyczyny. Gaduła musiałby się obejść bez wieczerzy. Hoskins nieodzywał się i nie- zaspokajał apetytu, myślał, źe należy do dobrego tonu nie­

wiele jeść z ra z u ; lecz gdy chciał powetować za swoje, już było po czasie. Wieczerza nie trwała dłużej nad 20

minut.

El-Mekhejr posiada około 3500, a cała ziemia najwię­

cej 30,000 mieszkańców. W okolicach znajdują się ręko- dzielnie indygo i garbarnie. Trudnią się w Berberze upra­

wą bawełny, pszenicy i innych zbóż. Trzcina cukrowa doskonale się udaje na wyspach Nilu. Te różne gałęzie przemysłu doznają zachęcenia ze strony baszy, ale pracują w nich na jego' tylko liczbę. Zarząd Mehmeda Alego, tak zachwalany w Europie, jest czynniejsży, lecz nie mniej

387

uciążliwy jak innych baszów; Z początku wysysa krew z opanowanych ziem, i gdy mu już sam trup zostaje pod ręką,, w.miejsce pierwiastka żywotnego stara się podstawić ruch; sztuczny, jaki mechanika nadać może kościeniowi.

Ale udajmy śię w górę rzeki, a przy lekkim wietrze przepłyńmy* kędy'się Nil łączy z Astaborasem starożytnych.

Ta ziemia■ leząca przed nami jestto wyspa Meroe, głośna od tak dawna, cel długiej podróży naszego badacza.

Długą wieków koleją aż do nas brzmiało imie Meroy, ale kraina z miastem tegoż nazwiska, niepewna i tajemni­

cza, pojawia się w zamglonej oddali. Długo jej poszuki­

wali nowożytni j a jednak weszliśmy na jej ślad za prze­

wodem starożytnych; nasząto własną było winą, jeżeliśmy błąkali'się zbyt blisko, po posadzie Merawe, pod górą Bar­

ką,- lub po innych miejscach Nubii niższej, llerodot, Aga- tarchides, Strabon, pierwsi podali nam odtógłość drogi od Egiptu, a dwaj ostatni, nazwisko i położenie rzek skrapla­

jących tę krainę Meroe. - Eratostenes i Pliniusz wskazali nam dokładnie nawet rzek ę, na której brzegach stało mia­

sto tegoż imienia. Żyjący w XIX stuleciu mężowie: Burck- hardt, Cąillaud, Ruppel, owi uczeni badacze, skorzystawszy z ich nauki, zwiedzająe piramidy, zwaliska, gruzy rozrzu­

cone pod wsią Assur, na północ Shendy a na południe znijścia się Atbary z Nilem, rzekli: tu leżała starodawna Meroe. Nie zachodzi więc już wątpliwość co do posady tej świętej ziemi, kędy się spełniło rozwinięcie jednej z najdawniejszych cywilizacyj, jakie tylko dzieje zapamię­

tać mogą. Nie dziw, że podróżnicy doznają uniesienia na widok takiej posady, takich pomników, takich grobowców.

Po wszystkich stronach piramidy wznoszą się jedne za dru- giemi, a na wszystkich wyryte ślady ręki czasu. Niektóre piaskiem zasute, inne zaś całkiem rozwalone. Główna, najokazalsza grupa, ta , ;co właśnie najmniej]uszkodzona, leży nieco mniej niż o pół mili od rzeki, na wyniosłości górującej po nad rozległą równiną. Ta grupa wygląda niemal w kształcie luku, którego cięciwa 150 a obłączy- stość 125 stóp wynosi. Caillaud ogłosił już obszerny'opis tych piramid; dla' uniknienia więc powtarzania, podamy kilka szczegółów, chociaż i z tych nawet niektóre nieuszły uwagi biegłego poprzednika Hoskinsa.

W portykach bywa zwykle izba, mająca od sześciu do dwudziestu stóp długości, sześć do jedenastu stóp sze­

rokości. Stoją powszechnie na wschód lub w kierunku północno-wschodnim; należałoby to przypisać jakiej pobud­

ce religijnej , czyteż względowi astronomicznemu? możnaby słusznie mniemać, źe ten kierunek wyniknął z potrzeby zasłonienia portyków od zwykle w tych stronach wiejących wichrów, któreby je wkrótce piaskiem napełniły. Większe piramidy spoczywają na podstawach, mających 63 stóp ;Q;

podstawy mniejszych wynoszą stóp siedmnaście. Wszystkie zbudowane z drobnych kwarców glinkowych dość kruchych i bez cymentu. Zadziwiającą ich trwałość temu przypisać wypada, że leżą na wyniosłych skałach, gdzie się*woda utrzymać niemoże. Wszystkie budowle na równinach i

śla-389

<ly miast starożytnych całkiem znikły; co tez nas.tąpić mu­

siało, gdyż na takim gruncie peryodycznie padają deszcze.

Czyli Etyopowie — mówi Hoskins — od Egipcyan zna­

jomość sztuk przyjęli, czyli też sztuki popłynęły w górę Nilu, aby się dostały do Etyopii? Jedno lub drugie z tych domniemań przyjąć wypada, bo podobieństwo stylu wykry­

wa widocznie spólne pochodzenie. Ani wątpić, źe te pi­

ramidy sięgają najodleglejszych wieków. Ponieważ stały

ramidy sięgają najodleglejszych wieków. Ponieważ stały

W dokumencie Pamiętnik Naukowy. T. 2, z. 6 (1837) (Stron 59-73)