• Nie Znaleziono Wyników

Pamiętnik Naukowy. T. 2, z. 6 (1837)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pamiętnik Naukowy. T. 2, z. 6 (1837)"

Copied!
162
0
0

Pełen tekst

(1)

NAUKOWY

ZESZYT G,

1837.

(2)

9 ' P 1 S 11 Z E C Z Y-

T. R z u t oka porów naw czy na piśm iennictwo nowo- ’

zytne . . . . . • • sir. 519.

I I . Poezye T om asza P ad u ry . . . ... — 5 41.

I I I . Z asad y system atu praw a karnego 5 5 4 . i y . P odróż do ]Btyopii H oskinsa . . . . . . . — 1 5 7 4 .

V . - Dopełnienie dawnej bibliografii polskiej , . . • — [405.

V I. Rozmaitości!

a) T rz y próby magnetyczne 4 17.

b) S ta n zakładów naukowych w Rossy i 1 8 5 5

i 5 6 rokn 4 2 9 .

c) N ajdaw niejszy zabytek pism a glagolickiego — 4 5 5 . d) G ram atyka historyczno-poirównawcza ję z y ­

ków sław iańskich t — 45Q.

e) Zakłady naukowe w A n g lii 4 4 0 . f ) T e a tr niemiecki w W iln ie i Krakowie . • — 4 4 7 . g ) K onrad W a lle n ro d przełożony na języ k

r czeski 4 5 2 .

h) W y k a z w ykładów w rzymr. k a t. akademii

dueb. -wileńskiej z 185®/? ... — 4 55.

' * ) Gi mn a z j u m w K am ieńcu podolskim . . . — 4 5 5 . V I I . L isty o stanie teraźniejszym piśm iennictwa pol­

skiego, Jiozliory:

d) Ś rodki zgłębiania sztuki teatralnej oraz szczegóły życia T aim y , przez panię T alm ę,

a na p o i.'tłu m . przez W . Szym anowskiego — 4*6.

b) Zoologia przez Kum elskiego i G órskiego . — 4 6 6 . Bibliografia • •• V . ... — 47 3 .

(3)

9M M EĘ^ 8tSSt m m W M W t*

R ? U T O K A P O R Ó W N A W C Z Y

3VĄ

PIŚMIENNICTWO NOWOŻYTNE.

P o d koniec siedmnastego stulecia w nędznej wioszczynie hiszpańskiej jęczał w więzieniu człowiek nieznany światu.

Byłto o jednej ręce kaleka i okryty bliznami. Sługiwał na lądzie i morzu , i miał około lat sześćdziesiąt. Niewiem przez jakie sądowe matactwo za poduszczeniem alkady do­

stał się do tego więzienia, zkąd ubóstwo majątkowe nie- pożwalało mu tak prędko się wydobyć. Pozwolono mu pisać, więc dla skrócenia chwil nudnych napisał romans.

Autor ten pogardzony w swym czasie, żyjący w wiel­

kim niedostatku i tylko tyle wspierany przez swoich met cenasów: arcybiskupa toledańskiego i hrabiego Lemos, aby z głodu nie umarł, nazywał się Michał Gervantes Saawe-

d h a, twórca Don Qmchotta. Zył i umarł nieznany.

Pam. N auk. T . II. zeszyt 3. 21

(4)

na wszystkie języki. Don Quichott stał się wzorem. Cer- wantes od swych spółczesnych przezywany nędznym je - d?iorącską, srzędnym gadułą,, zasiadł na tronie piśmien­

nictwa swego.kraju. Filozofia praktyczna Saucha przyjęła

‘ się w całej Europie, w osobie Kawalera smutnej postawy odgadnięto idealizm konający i gasnące rycyrstwo. Romans jednorącski jest jakby nieśmiertelny nagrobek wieków

rycyrskich.

Zaiste, wpływ Cerwantesa, jego myśl uszczypliwa i dowcipni, rozeszły się po nowożytnej Europie; piętno tej myśli napotykamy u W oltera, Swifta, Le Saźa.

Przeznaczenie Szekspira daleko jest osobliwsze. Przy­

najmniej Cerwantes wierzył w swój jcniusz i ufał w swoje siły; Szekspir przeciwnie, bardzo z tej strony był obojętnym.

W pozostawionym testamencie wspomniał o córce, o żonie, o, kilku towarzyszach cierpień i rozrywek, — a nic o swojej sławie i dziełach.

Umiera, wiek siedmnasty zaczyna się; wyobrażenia religijne łącznie z politycznemi pochwyciły Anglię taką prze­

mocą, starcie się tak było niszczące, że i widowiska sce­

niczne ostać się nie mogły. Nikt i niewspomniał o Szeks­

pirze prócz jednego Miltona, którego umysł wyniosły i czuły zachował cześć religijną dla swego słodkiego Szeks­

pira. Któryż z erudytów siedmnastego wieku we Francyi, Włoszech, Niemczech, Hiszpanii wspomniał kiedy jego nieznane nazwisko? Napróżnobyś o Szekspirze pytał Bail- leta, Tiraboschiego, chociaż pamięć ich nie traciła ani

(5)

jednej daty, ani jednej nazwy, nioby ci odpowiedzieć nie umieli. Karol 11 zasiadł tron angielski po Kromwelu, z nim naśladownictwo Francuzów wcisnęło się do literatury an­

gielskiej. Szekspir idzie pod sąd, lecz surowy, przyznają mu piękności, lecz— przedawniałc i nieokrzesane. Trajedya Drydena, nadęta, pełna nieprawdy, istny romans Calprene- da dyalogowany i wierszowany, 1 stała się przedmiotem uniesień.

Dla Cerwantesa dawno juź wybiła godzina sprawiedli­

wości, kiedyż uderzy dla Szekspira? Jeżeli miał jeniusz, dla czegóż nie wywarł wpływu? Mogłyż okoliczności ze­

wnętrzne i nieprzełamane wygluzować go z pamięci? Gdzież w nim ta osławiona siła rozległego pojęcia?

Nagle w połowie ośmnastego stulecia cudownym rze- .czy obrotem sława Szekspira wskrzesza się, rzecznikami i obrońcami jej są: uszczypliwy Pope, klasyczny Johnson

1 sam nawet W olter, ów WBlter ciałem i duszą Francuz.

Duch purytański powoli osłabł w W . Brytanii. Ponury fanatyzm idzie w niesmak wraz z romansową idealnością i ociężałą parodyą francuzczyzny Rochestrów i Wallerów.

Umysły zaczynają poznawać się na światłej bezstronności Szekspira; każdy z upodobaniem odgaduje w jego świecie teatralnym świat rzeczywisty, z wszystkiemi odcieniami, osobami, z całą rozmaitością. Potrzeba było półtora stule­

cia, aby pojęcia się ukształciły i na równi stanęły z tym jeniuszem szesnastego wieku. Zaledwie zaczęto odgady­

wać jego wyższość, wynagrodzono mu to długie zapomnie­

323

(6)

nie, jak dług zaległy, sławą i ubóstwieniem; wpływ jego rośnie, wciska się do Francyi,. a nawet i ci, którzy go nie rozumieją, oddają hołd jeniuszowi poety. Patrzmy, jak ów biedny, skromny aktor w stopięćdziesiąt lat po swej śmierci wyrabia modłę dla wszystkich sztuk nadobnych w Europie. Tak ogromna literatura, jak nowożytnych Nie­

miec, na czem się wzniosła, jeśli nie na zgłębieniu wy- łącznem dzieł Szekspira? do niego jak do swego wzoru, mistrza, bóstwa modlą się i Gete i Szyllęr i Wieland i wszyscy nowi filozofowie niemieccy.. Upatrują, oni w nim pierwszy zaród ducha teutońskiego, natchnienie północne w całej swej czystości, głębokości i krew: zimną w poglą­

dzie na, świat zewnętrzny, wysoką bezstronność przy zna­

jomości serca ludzkiego, a wszystko w stopniu w jakim dotąd nikt nie posiadał. Cała też nauka poezyi u Niemców skierowana jest na Szekspira, pierwsi poeci tego narodu tłumaczą go lub naśladują, *w nim bowiem źródło wszech myśli, jestto Homer nowożytnej Germanii.

Nie tu jeszcze koniec ogromnego wpływu Szekspira.

On, dziecko północy, on, jeniusz władający sobą takprze- mocnię, on, taki bezstronny, głęboki, nieubłagany, wciska się do Włoch i Hiszpanii, pożycza natchnienia Rossyniemu, ugminnia się w świecie cywilizowanym. W Anglii wskrze­

szono cześć jego, a najpiękniejszy utwór, jaki wydał w nowszych czasach, nąjóstatniejsze z dzieł j e g o — jest Walter-Skott, Walter-Skott syn, wychowaniec starego Wil­

liama, patrzący na świat tem samem okiem, Walter-Skott

(7)

325 ostatni odziomek wielkiego wpływu szekspirowskiego. Dwa stulecia składały się na rozwinięcie jednej myśli. Nic trafniejszego przytoczyć w tej mierze niemogę jak to, co ś. Jan złotousty powiedział: »Są takie pomysły, które w jednym wieku póczęte, dopiero rozwijają się w nastę­

pnych. Zaród cbrystyanizmu był w Biblii, a dopiero w Ewanielii zakwitnął.«

Owóź nieznani lepszego celu w całej nauce literatury nowożytnej,' jak poznanie odległego wpływu rozumów na rozumy i owego magnetyzmu pomysłów na pomysły. Rzad- kito cud owe promienienie odwieczne myśli ludzkiej; urą­

ga się ono z czasów i odległości a nawet z panowania siły ludzkiej, zachowuje swój ruch, nieprzestaje wylewać się nawet wtedy, gdy feudalizm nakrywa ziemię matnią żelazną, kiedy pancyrze się kruszą a stół roztrzaskuje czaszki waleczników. Równie jak wzajemny pociąg w ludz­

kości niezaniedbuje swego dzieła, obmierzając sobie wojny, klęski, pożogi, tak i umysłowe sympatye ciągle są na dro­

dze zbliżania się. Włochy okrzesują Frąncyę a Francya Hiszpanię; działanie tak jest odwieczne jak oddziaływanie.

Niemasz jednego w dziejach okresu, któryby do tej ogro­

mnej i nieustannej roboty cywilizacyi nieprzyłożyłswej ręki.

Któż się na to nie zgodzi, że w ogóle daleko więcej wartowano księgi, tojest rozbierano ich frazesy, dykcye, metafory, sylogizmy, a Wcale nic lub mało co zastanawiano się nad ducbetn książek? A przecież mają one swą duszę.

Czemże jeżeli nie tą wewnętrzną władzą przemawiają do

(8)

nas? cóż owych cudów przyczyną jeśli nie ustawne promie­

nienie onej? przez co Bayle protestant styka się z Mon- taignem katolikiem, gibelin Dante z prowensalskiemi śpie­

wakami miłości? Molier podaje rękę Terencemu; przez cóż wszystkie pojęcia ścisłym wiążą się łańcuchem ? Niczem, tylko siłą tej duszy, każdy naród, mający za przewodników wielkich swych. ludzi, działa na postronne i na przyszłe pokolenia.

Zgłębiać nam tych wielkich ludzi, których niebo wy­

brało, aby górowali na okół siebie, badać nam jaką cząst­

kę potęgi dostali w podział, jaką od poprzedników nabyli i co zostawili swym spadkobiercom; wyrachować nam działanie myśli na myśl, odgadnąć sposób, w jaki naród przykładał się do ukształcenia drugiego narodu, co który dawał, a co odbierał, jak się przerabiały narodowości przez te zetknięcia, jak jeniusz północy długo odosobniony dał się przeniknąć jeniuszowi południa, jaka była siła magne­

tyczna Francyi na Anglię, i Anglii na Francyę, jaki był wpływ Niemiec teologicznych na Włochy artystoskie, Fran­

cyi ruchliwej, Hiszpanii katolickiej, Anglii protestanckiej, i w jaki sposób gorące barwy południa zmięszały się z głę­

bokim duchem rozbiorowym Szekspira, jak znowu jeniusz rzymski i włoski upięknił i okrasił wiarę katolicką Miltona, słowem pociąg, współczucie, ciągłą sprężystość tych myśli żywych, kochających, wygórowanych, melancholijnych, rozważnych, samorodnych, czerpanych z nauki, a w ogóle podległych wpływom, którym się z rozkoszą poddały, i pu­

(9)

szczających z siebie nowe wpływy, których przyszłości ani przewidzieć mogły! Oto mi dramat całej literatury, wierny obraz stosunków ludzi z ludźmi, przelew wrażeń pojęciowych między narodami Europy.

Z takiego stanowiska przebiegając literaturę nowożytną, naprzód zacznę od Francyi, jestto bowiem kraj przyjmu­

jący wszystkie wrażenia, rozumiejący się na każdej myśli.

Jeżeli gdzieś na samym końcu Europy otworzy się jaki nich naukowy, Francya nieomylnie ma w nim udział. W pierw­

szych początkach swego zawodu literackiego rzuciła się nierozważnie w pedanckie zgłębianie starożytnych pisarzy;

ubóstwiała Ronsarda. Następnie z równąż gwałtownością i zapałem naśladowała Włochy; za'rządów Anny'Austry- aczki wzorem jej była Hiszpania. Dalej, pod Ludwikiem XIV poprawiając te wpływy jedne przez drugie, dojźrzewając własnym rozsądkiem, jak człowiek wychodzący z szału lat młodocianych, nie była już ani! pedantką,' ani przesadną, ani nadętą; wyrobiła sobie ową literaturę umiarkowaną, wymuskaną, na pół starożytną, na pół nowożytną, dziwnie a. może nazbyt rostropną, w której jaśnieją imion'a Rasyna i Paskala, a która rzuca odblask swój czysty, poważny, wytworny na pierwszą połowę ośmnastego stulecia.

Nie wchodzę, czy ta lub owa teorya jest lepszą; sa­

mą, czystą i prostą historyę mam na względzie. Wysta­

wiam Francyę zawsze będącą pod obcym wpływem i zawsze owładującą te wpływy. Onato narzuciła Niemcom a nawet Anglikom w ciągu siedmnastego stulecia poetycki' kodeks

(10)

Boala; onato znowu, przyjąwszy angielszczyznę na sło­

wo Woltera, umie rozszerzyć wpływ Anglii na resztę Europy. Szczególnyto przymiot Francyi, iż czego się dotknie, już sobie przywłaszcza i wszystkiemu siły magne­

tycznej użycza. Zaledwie żołdactwo Karola VIII zalało Włochy, Francya rozmiłowała się w wyobrażeniach, w ję ­ zyku i cywilizacyi włoskiej; od niej idzie przykład na całą Europę, i wszystkie narody przybierają krój włoski.

Wesele Ludwika XIV. i młodej infantki odbywa się na brzegach Bidassoy; * Francya zacina z hiszpańska, nosi kry­

zy i mantyle, romanse hiszpańskie cisną się bez końca i miary, Kornel pisze, Kornel ów Hiszpan, Bzymianin, którego wiersz dzwoni jak puzan kastylski. I niedługo ca­

łą Europę owiał duch kastylski; wielkie owe romanse przy­

gód rycyrskich stają się wzorem dla naśladowców w An­

glii i Niemczech. Bohatyrowie KleliiiCyrusa,istni Hiszpanie, zachwycają panię Sewinię i są roskoszą czytelników od brzegów Dunaju do Renu. Francya zdaje się ciągle mieć przywilej rządzenia modą i rozszerzania sławy. We wszyst­

kich sztukach nadobnych umnicy do niej udają się po ostar tnie poświęcenie..

Udział innych narodów w wielkim zawodzie postępu i cywilizacyi również jest piękny i godny zastanowienia.

Każdy'z nich idąc swoją drogą, łącząc się z jednemi, lub się odrywając od drugich, przykłada się do powszechnego dzieła. Najpierwsze Włochy rzucają blask swój na Anglię, Franc'yę i Niemcy. Ale te Włochy nie wzjęłyż po nikim

(11)

puścizny, niesąź nikomu dłużne? Bynajmniej 5 Prowancya, zachwyciwszy świetnych promieni cywilizacyi arabskiej w wiekach średnich, podjęła się. wykształcić Włochy.

W iemy, źe złoty wiek dla nauk wProwancyi hył nagły i przemijający; pyłki z tego kwiatu wiatr rozsiał daleko, i Włochy uczuły się w stanie płodności. Do tego wpływu przyczynili się Grecy wieków średnich, unoszący szczątki erudycyi starożytnej. Owóż Włochy rozgorzały platoniczną miłością jak muza prowancka, i zabmęły w szperactwo naukowe jak komentatorowie aleksandryjscy, szermowały teologią i symboliką jak sama Bizancya. Ze zbiegu tych promieni tak różnorodnych wykształcił się nowy jej cha­

rakter i ’ nowa chwała urosła. Patrzmy, powstaje Dante, Bokacyusz, Petrarka. Jestźe co wytworniejszego, subtel­

niejszego, coś więcej tchnącego duchem chrześciańskim, i coś uczeńszego od tych trzech mężów poprzedzających wiek szesnasty i jakby dających hasło nowożytnej cywi­

lizacyi?

Włochom wdzięczność się należy za popęd artystow- ski i literacki, a Niemcom sumiennym, obstającym przy swej w ierze, rozmiłowanym w przeszłości, za popęd nau­

kowy, metafizyczny, religijny. Ostatni ci owładnęli sub­

telność teologiczną i naukową, nie aby odcinać się słowem na słowo, frazesami na frazesy, wnioskami na wnioski, lecz, aby zmienić istotę rzeczy, wyprowadzają nieubłagane następstwo z każdego założenia, rozumują ciągle i ściśle, i wszystko niby ostatecznym wnioskiem zawiązują — re­

329

(12)

formą. Wprawdzie stara Germania powoli się rusza, lecz jakże jest ogromną w rozwinięciu sił swoich. Niemcy — to krytyk powszechny, który niechciał z twórczemi siłami wystąpić dopiero po długich latach nauki, od 1500 do 1750 r.

Wszystkie owe mgliste systemata, jakie poczynały w swem łonie, są jakby notatki ucznia. Skromne, nim z czemsiś wystąpią, nagromadzają wprzód cierpliwie massę nauko­

wych zasobów. Skromne! a jednak wydały Leibnica, Kanta, Getego! Dość ’ wspomnieć te nazwiska, aby zro­

zumieć cały wpływ Niemiec na Europę; cały ten wpływ filozoficzny, religijny, estetyczny, który odwrotnie do wło­

skiego wpływu działa więcej na władzę myślenia niż na zmysły i namiętności. Z tego tylko kraju można się spo­

dziewać, iż wyjdzie bezstronność wszechwładna. Przy­

stępny wszystkim wpływom, wszystkie też sobie przyswoił.

Lecz nie sądźmy, aby .się poddał tylko jednemu; Niemcy cieszą się, iż mogą wszelką narodowość pojmować, wni­

kać w jej tajniki, bratać się z wszystkimi jeniuszami. Dla tego też w kraju tym, wyłącznie krytycznym, panuje tak obszerne pojęcie piśmiennictwa,, tak bystre zgłębienie wszystkich objawień w świecie umysłowym!

Przystępuję do Hiszpanii. Zdaje mi się, źe jeniusz liryczny powstaje przede m ną: jestto kraina pełna energii, siły i samodzielności myśli, słowem, ojczyzna Cerwantesa i Kalderona. Nigdy jej nieopuszczał wpływ arabski i go­

tycki. Lubo w ciągu tych zwycięstw, ocierając się o Wło­

chy i Francyę, przejmuje cokolwiek obczyzny i podług niej 330

(13)

się kształci, wszelako nic ją nie może skłonić do wyrze­

czenia się rodzinnej narodowości. Anglia niemniej niepod­

legła, lecz położeniem swojem przystępna wszystkim wra­

żeniom zewnętrznym, umie również zachować oryginalność swoję, wolność myśli, piętno narodowe, nieodrzucając wszakże włoskichhiszpańskich i francuskich wpływów.

Hiszpania, to bojownik chrześcianin, który śpiewa, modli się i przy ognisku obozowem pisze na swojej tarczy epo­

peję swych zwycięstw. Anglia, to kapitan okrętu, przy­

bijający do wszystkich pobrzeży, ładujący swój okręt róż- nemi skarby, strojący się w dyamenty nabyte w dalekich ziemiach, lecz wiernie zachowujący tak suknie angielskiego marynarza, jak swoje nawyknienia wyspiarskie, swój szty­

let o krótkiej główni i swój niestarty charakter.

Otóż widzimy jak te dwa narody silne i pyszne, znaj­

dujące w tem odosobnieniu się uciechę osobistej dumy, nie mało się przyłożyły do dzieła cywilizacyi. Nic nie może się ostać w odosobnieniu; odosobienie — to śmierć. Szeks­

pir pożycza u Włochów, Pope u Francuzów, Johnson u Rzymian, Cerwantes i lirycy hiszpaiiscy u Włochów, Ga- reilasso i Boscan naśladują nawet i formę poetyczną Pe- trarki. Wszyscy pożyczają u wszystkich: wielka praca sympatyj jest powszechną i wiecznie trwałą. Dla tego teź.

każdy naród bez zamiany swych pojęć z drugiemi narodami jest jak oczko przerwane w wielkiej sieci.

Przypatrzmy się jaka kolej spotkała niektóre osady, a nawet całe plemiona, które bądź z położenia swej sie­

331

(14)

dziby, bądź z własnej woli oddzieliły się od reszty świata.

Megdyś Peru, Meksyk i Chiny doszły do najwyższej cy-.

wilizaoyi, jaką tylko osiągnąć może massa ludzi zostawio­

na sama sobie. Lecz skarb ten przepadł w ich' własnych rękach.VNieodnawiając swych części pożywnych, nieod- mładzając się przez styczności umysłowe wyżej napomknięte, wszystko, co obiecywała ich młodość, spełzło na niczem.

Przykład najlepszy da nam owa odwieczna rodzina Persów, owi Gwebrowie, których prawo religijne skazało, aby tylko między sobą zawierali związki; bracia bywają tam małżon­

kami* siostry żonami, a z tego niedorzecznego systematu cóż wypływa? oto znikczemnienie i zagłada plemienia naj­

piękniejszego w świecie. Gwebrowie do dziś istnieją, lecz zdaniem wszystkich podróżników, w żadnej rodzinie czło­

wieczej niemasz potworniejszych istot , brzydotą tak odra­

żających i zgrzybialszych w samej młodości, jak między nimi.

Teraz przejdźmy do podobnego znikczemnienia sił po­

jęciowych. Od wieków istnieje lud najgłupszy i najuczeń- szy ze wszystkich ludów, razem umysłowy i inateiyalny, dziecięcy i zgrzybiały, sławny i nieznany,- lud osobliwym dwuznaczny, którego samo nazwisko pobudza nas do śmie­

chu. Zrozumiał on działanie myśli na myśli ,.- lecz jakby od zarazy jakiej zawarował się przeciw onemu. Broniony .położeniem swem między oceanem i stepami, wyrzekł się wszelkiej styczności moralnej ze światem. Posiadając język od dawna ustalony, określił pewną liczbę symbolów hiero- glificznych dla wyrażenia go przez pismo. Zmieniać te zna- 332

t

(15)

ki, pomnażać je , przerabiać, lub nie w swojem miejscu stawiać, uznano tam Za zbrodnię winną śmierci. Ogromne mnóstwo tych znaków symbolicznych wymagało od uczących się języka tego ludu niezmiernie bystrej pamięci, dla tego też wszystkie ich władze umysłowe skupiły - się w pamięć, tojest w Część materyalną umysłu. Rozklasyfikowano lu­

dzi podług tego, jak który więcej lub mniej tych symbolów pamięcią zatrzymał; umiesz trzy tysiące wyrazów: jesteś mandarynem drugiej klasy; umiem cztery tysiące: jestem mandarynem pierwszej klasy. Życie każdego z tych uczo­

nych zamieniło się zupełnie w byt pamięciowy ( mnemo- niczny). W takiem strwonieniu sił na skramarzenie czczych wyrazów mógłże umysł niewyczerpać' swej energii i dziel­

ności? Z tego systematu wynikła skamieniała cywilizacya, która nigdy niezdołała się podnieść do rozumowań, do usa- mowolnienia myśli. Dziw tem osobliwszy, źe ten lud środkowy, że Chińczycy mieli wszystkie nasze źródła, na­

sze narzędzia na wiele wieków przed nami. Mieli bussolę, a żadnych odkryć, astronomię, a najgorszą żeglugę, proch strzelniczy, a niezdobywali krajów, malarstwo, bez per­

spektywy, filozofię p ra ktyczn ą , a żadnych usiłowań do rozprzestrzenienia pojęć, statystykę, aniezrobili ani kroku dla uwolnienia kraju od tej ludności zbytecznej, żyjącej korzonkami i muszlami w górach i nad brzegami rzek.

Co więcej, niedali najmniejszej zachęty do zakładania swych osad na obcćj ziemi, gdzieby mogli znaleść. przytułek Wszyscy ci nieszczęśliwi, których Chiny nie są w stanie

333

(16)

wyżywić. Pytam, niejestże to najgłupszy i najuczeńszy lud między ludami?

Zbłądził, bo zaczął steryotypować własne pojęcie, ,bo je zmusił ciągle wjednem obracać się kółku, i sam sobie świat zawiązał. Zbłądził, bo mur nieprzebyty wyprowa­

dził od obcych ludów, które, raz zakłóciwszy ten piękny porządek myśli skamieniałej, byłyby wniosły ruch i życie.

Myśl, kiedy żyje, krąży, przechodzi z ludu do ludu, z wieku do wieku, jak ów płynny kruszec, który ucieka, kiedy go chcesz nacisnąć, i dziwną działalnością wnika w każdą część ciała.

W rzeczy samej, myśl zachowuje swój Wpływ nietyl- ko z ludu do ludu, ale nawet i w nieobrachowanych odle­

głościach. Arystoteles w wiekach średnich urżądza szkoły, trzęsie całą filozofią u Anglików. Świeże pokolenia ściśle łączą się z pierwotnemi, przekazują sobie puściznę, która drzemie całe wieki, lecz w jakiejś odległej epoce wskrze­

sza się i działa płodnie. Pokolenia są jak doby w życiu rodzaju ludzkiego. Jedne idee potrącają drugie, nowe źró­

dła podsycają rzekę odwieczną: opinie, obyczaje, religie, języki, ustawy, wszystko się potrąca, popycha, niszczy nawzajem i odradza. Wielcy rzemieślnicy pracujący na tym warsztacie sąto jeniusze swojego czasu. Każdy z nich korzysta z świateł zapalonych przez dawnego jeniusza, i święty ten ogień wspanialej pod jego oddechem płonie.

I tak Bakon, ojciec nowożytnej analizy, pierwszą iskrę swej filozofii wydmuchał z przeszłości, kiedy Arystoteles panował,

(17)

i rzucił j ą świetniejszą w potomność, która ją znowu pod­

niosła. Newton zrazu pnie się do wysokości Keplera, ztamtąd wyżej jeszcze sięga, i tłumaczy dzieło stworzenia.

Jeniusze niszczące i odradzające działają w jeden i ten sam sposób: i te i tamte nieprzerwanym łączą się związkiem.

Te dwie siły ciągle się równoważą. Nasz świat, to nie- * śmiertelny feniks; śmierć tam pracuje na warsztacie życia, równie jak życie na warsztacie śmierci. Widzimy jak feu- dalizm kona w ostatnich podrygach Ligi. Po tej heroinie średnich wieków zanućmy hymn pogrzebny, lecz oraz i hymn narodzenia, bo oto z kolebki wychodzi monarchya Ludwi­

ka XIV. Ghcemyż mieć przykład wyższego upadku, obraz traiezniejszego grobu? rzućmy myślą na Rzym, władcę świata, który powolnem swem konaniem odpokufuwuje dłu­

gą względem wszystkich narodów niesprawiedliwość. Ale cóż! oto całun pokrywający zwłoki jego drze się na pie­

luchy dla nowej, bujniejszej .cywilizacyi: chrystyanizm wy­

lęga się w szczątkach zbutwiałej cywilizacyi rzymskiej.

Nie sadzę się tu na teorye, odwołuję się tylko do dzie­

jów, opierając się na najznajomszych wypadkach, na nie­

zaprzeczonych pomnikach. W czasie upadku jakiegokolwiek stanu społecznego, zawsze wpływy tajemne, pożyczone od ludów świeżych, organizują misterną tkankę nowego spo­

łeczeństwa, mającego się wywinąć: wpływy te , a raczej te włókna organiczne, układają się właśnie w tej samej chwili, kiedy ogół najwięcej ich potrzebuje.

335

P am . Nauk. T . II. z e s z y t 3. 22

(18)

. .Lecz cp najwięcej uderza, to następne postrzeżenie, źe w tej ogromnśj pracy, ludzie obdarzeni świetną wyo­

braźnią , poeci, , satyryey, krytycy, również są pożyteczni, równie czynni, jak mężowie górujący w dziejach ludzko­

ści. Kie uapróżno Szekspir lub W alter-Skott i Sterne swoje, jaskrawe czółenko rzucali w tkankę cywilizącyi:

obudzili bowiem tyle myśli, ożywili tyle rozumów. Aż do najlekszych dowcipów, wszystko do powszechnego przy­

kładało się dzieła ; Salon Niny de Lenclos był przedpoko­

jem ośmnastego stulecia.

Możnaby zarzucić, że te wpływy są więcej religijne, polityczne, niż literackie. Lecz w takim steku niewiedzieć, gdzie.się jaki wpływ kończy. Naprzykład Kalwin, wy­

stępujący na karcie dziejowej jak reformator, jest wielkim swojego czasu pisarzem. Tęgość jego stylu wynika z su­

rowości duszy, odpowiada ostrym zasadom jego systematu;

staje się . wzorem dla wszystkich kaznodziejów protestanc­

kich, mówców poważnych i z ozdób ogołoconych. Prze­

ciwnie, Michał Montaigne, świecki prozaik, nieturbujący się o nic Gaskończyk, piszący dla zabicia czasu i zebra­

nia swych wspomnień, Montaigne, nigdy nieroszczący sobie prawa do naczelnikostwa jakiej sekty, staje się naczelni­

kiem, mimo swej wiedzy i chęci. Obudzą wszystkie umy­

sły skeptyków i niedowiarków; Bayle od niego zachwycił;

Wolter wyssał jego naukę; Buso nie jednę przyjął zasadę, a Hume tylko systematyzuje jego niedowiarstwa. Któżby się odważył stawić w jednym rzędzie Montaigna z Kalwi­

(19)

nem? tego lubieżnego wygodnickiego szlachcica, z twar­

dym, niezmordowanym heretykiem? W czemże stykają się z sobą? Oto jeden zburzył i zbudował za pomocą swej myśli; drugi przestał na rzuceniu w świat tej myśli, która sama zrodziła owoc..

Następnie w dziejach filozofii kto może pominąć Pa- skala, w dziejach piśmiennictwa Lutra, w polityce Kalwi­

na? Proza francuska z szesnastego, Siedmnastego i ośm- nastego stulecia bierze swój początek od genewskiego reformatora, proza niemiecka od reformatora wittemberg- skiego. Ograniczyć się na rozbieraniu ich stylu, wyrażeń, okresów i t. d. jestto jedno, co obrać Sobie najniższe sta­

nowisko. Miasto dziejów literatury należy wprowadzić dzieje pojęć, rozbierać prace i czyny,, usiłowania i zdo­

bycze umysłu u Kalwina, Montaigna, Bakona, Lutra, Szeks­

pira, Moliera, Kalderona.

' Wyraz pojęcie umysłowe rozumiem, i lecz wyraz literatura nic mi nie objaśnia.

Wyraz literatura całkiem jest niedorzeczny; urodził się bowiem z zepsucia i znikczemnienia pojęciowego.

W Grecyi, gdzie słowo taką miało potęgę nad ludźmi, gdzie wiodło do zaszczytów, do sławy, do władzy, zamie­

niło się w umnictwo. Pojawili się nauczyciele, którzy za tyle a tyle drachm przyrzekali nauczyć cię dobrze mówić, a mówić o wszystkiem. Posiadacze tej nieocenionej recep­

ty w rzeczachpospolitych helleńskich użyli jej na zgarnienie ogromnych majątków. Ztądto poszły owe prawidła kraso-

22*

337

(20)

mowskie, owo komplikowanie dowcipnych systcmatów, owo mnóstwo rymotwórców, owa ważność przywiązywana do ogłady: i toku okresów, aby pieściły ucho. Zagęścili się so­

liści, i zgubili Grecyę, jak te rośliny pasorzytne, co wysy­

cają sok z drzewa, któremu niby za ozdobę służą. . Kiedy gwiazda (zwycięskiego Rzymu przyćmiła gwiazdę Grecyi umniczej, ci sami sofiści przenieśli się do Rzymu. Tam oni nieustają w swym zawodzie nauczycieli krasomowstwa, tam wykładają literaturę, litteras, dzieciom Kwirytów i mnożą się w stosunku słabnienia organizacyi społecznej.

Sąto najzaciętsi nieprzyjaciele nauki chrześciańskiej. Z ni­

mi przyszedł szał komentowania, krajania wyrazów, wa­

żenia głosek, budowania okresów. Na dwór Aleksandra mają przystęp łatwy. Wielcy krytycy, ogołoceni z twór­

czości, bystrzy w chwytaniu drobnostek, niezdolni do dzieł wielkich, stają się nadto instytutorami nowożytnej Europy.

Kilku bizatyńskich Greków przenosi do Włoch pochodnię sztuk starożytnych, że tak powiem, obwiniętą w komenta­

rze i uczone scholie. Wiele jesteśmy im winni, przeto nienależy wypłacać się niewdzięcznością. Oni ocalili skar­

by starożytne, a oraz zaczęli wychowanie nowożytnej Eu­

ropy od pedantyzmu.

Tak jest, byliśmy pedantami, nim jeszcze rozwinęła się nasza młodość: Pierwsze lata dziewiczej świeżości i niewinnych uniesień zabrała' nam żmudna erudycya i dya- lektyka. Pojmujemy więc, dlaczego nowożytne narody, a osobliwie te , które przesiąkły wpływem rzymskim, połą-

(21)

czają w sobie rysy młodociane i zgrzybiałe, mitologiczne i chrześciauskie, duch Homera i Ewanielii, Zmarszczki i świeży rumieniec. Dante, symbolista chrześciański, za przewodnika bierze autora Eneidy. Wszystkie ludy Euro­

py chcą pochodzić w prostej linii od Hektora i Pryama.

Arcydzieła, co powstały z tego podwójnego wpływu, jak Boska komedya, Lusyada Ca m e n s a, a co więcej, utwo­

ry Rasyna, — są greckie i chrześciańskie razem.

Cześć dla uczonej starożytności panująca we Włoszech, we Francyi i Hiszpanii, przekazała nam w dziedzictwie równą cześć dla stanu sofistów. Nauczyciele ci i argu- mentatorowie, kłócący się w szesnastym stuleciu o katedry w Bolonii i Wenecyi, należeli do rasy Prodyków i Gorgia- szów. Rosprawiać o wszystkiem było rzemiosłem, mia­

nowicie n narodów, które uniknęły wpływu północy, a które trzymały się praw i podań greckich i rzymskich;

wtenczas zrodziła się tak zwana literatura; coś, co nie jest ani filozofiią, ani historyą, ani erudycyą, ani praktyką;

słowem coś takiego mglistego, nieujętego, źe trudno okre­

ślić. Pic d e l a Mi r a n d o l e, jeden z tych sofistów świe­

tnych, którzy wiele hałasu robili w końcu średnich wie­

ków, wybornie określił to rzemiosło, albo, jeśli się komu nazwać podoba , tę sztukę — talent komentowania wszyst­

kiego i rosprawiania bez końca i przestanku: de omnibus rebus et de ąuibusdam aliis.

Wyrazu literatura w ogóle używano dotąd w tak fał- szy wem znaczeniu, źe nie można było, wskrzeszając pano­

339

(22)

340

wanie myśli, liiepotępić go. Bo myśl, jeśli rozbiera1 — jest krytyką; jeśli opowiada — historyą; jeśli ozdabia po­

dania narodowe—i epopeją; jeśli przekonywa, porusza — wymową. Historyą myśli w rozmaitych swoich zastoso­

waniach dotąd nie jest przez nikogo podjętą, i świetną go­

tuje temu sławę, kto się jej podejmie.'•<

(23)

341

P O E Z T E

T O M A S Z A P A D U R Y .

T o m a s z Padpra, rodem z Ukrainy, który długi czas prze­

bywał na Wołyniu i podróżował po Wschodzie przy Wacła­

wie hr. Rzewuskim od 1817 do 1820 r . , odznacza się jako znakomity poeta w dwóch językach: w polskim i polsko- ruskim. Szczególniej pieśni polsko-ruskie, stowarzyszone z nader miłą muzyką, które żyją i zapewne wiecznie żyć będą w ustach ludu, są rękojmią jego nieśmiertelnej sławy.

Dotąd nikt się niezajął zebraniem wszystkich poezyj Padury; niektóre znachodzą się w czasopisach rozrzucone, mianowicie w D zień, m arsz. z 1829 r., w Tygod. petersb.

i Rosin. lwowskich.; inne krążą w rękopisach, a reszta albo utonęła już między ludem albo nieznana spoczywa w zaciszu.

To, co zebrać było można wmiejscu, ogłaszamy szczególniej z tego powodu, że nie tylko poezye ale nawet imie Padu­

ry dla wielu dotąd jest obcem, co gorsza, że tej niewia- (louiości ulegają i tacy, 1 co się piśmiennictwa z powołania oddają, a jednaki o śpiewak w prawdziwem znaczeniu tego wyrazu, i do tego tak długo już śpiewa.

(24)

342

P I E S K I

S E L IM A R E Z U L A D A S Y N A E L - A A S A . ( ' )

Do Shanar doliny.

Jakże ty piękna Shanar dolino, Ubrana w palmy strumienie!

Po róż twych wonię, ranku godziną, Przybiega wiatru westchnienie. — Przed spieką słońca twoje ogrody

W zacienia kwiaty przynoszą, ' Drzewa owoce, strumienie wody, ;

Chłodniki pokój z roskoszą. -1- Jak się tam tkliwie łzy tajemnicze

Przed gwiazdą nocy tłumaczą, Gdy zabrzmią w gajach hymny słowicze,

A rosą liścia rozpłaczą! — W ich lubej wrzawie myśl utęskniona

Pamiątek nuty nie głuszy,

( ') Z w ielu pieśni Selim a R ezu lad a, które zd a rzy ło mi się c z y ta ć , tr z y s ą n ajp iękn iejsze: Z gon p ie lg rz y m a , P alm a w NLedźed I W iz y e proroka. K a żd a z nich podzielą się na k ilk a piosnek, a w sz y stk ie m ają z sobą n iep rzerw an ą łą cz n o ść. W e w stępie i o p isach , poeta za słan ia się sztu czn ie obrazam i tajem n ic, na k tó r y c h , ja k b y w e m gle O ssyana oglądającego du ch y swoich przodków , słabo odbijają się cienie w niew ykończonych rysach d ziejó w je g o dom u , przygód w d zieciń stw ie i nam iętnych uczu ć m łodości. Inne za ś pieśni pośw ięcone są miejscom , zd a rze ­ niom , osobom a szczególnie M lis z e , do której ten w ie sz cz roz­

kochany w śród n ajszlach etn iejszych uniesień d u s z y . o d zyw a się z uczuciam i d ziew iczy ch la t z ie m i, znanem i tylko dzieciom pu­

styn i ! — W iz y e proroka ta k się podobały Beduinom i ty le mu zjed n ały s ła w y , źe go nazwano prorokiem Rezuladem . (Pr. A.)

(25)

Tuli ich w serca , chwyta w ramiona, Lub stroi ż muzyką duszy! .-r— «, Lecz róż nie strudzą kochanka pienia,

Choć go noc żadna nie zdrzema, Ni świętej Khaabe (2) runą sklepienia, ' Od czułych westchnień pielgrzyma!

Do wiosny na dolinie Skanar.

Chwilo roskoszy, miłości tchnienie, Tajemnic dniu odrodzenia, Shanaru wiosno, ziemski edenie,

Pokłon ci duszo stworzenia! — Twoja zieloność przynęca oko,

Twój śpiew tak serce czaruje, Ze chociaż niebo tak jest wysoko,

Na błękit wód tych zstępuje! —- Melancholiczne dumań uroki

Karmisz lubością nieznaną,

Z tchnieniem twych woni, uczuć potoki Toczą się falą wezbraną. — Raduj się duszo snem omamienia, Gdy młodość uroki wieńczą, Nim ujrzysz nagie wieku złudzenie

Za marną omamień tęczą. ■— Odkwitną drzewa, przepłyną wody,

Gałęzie pozłoci jesień,

Z głębi przyszłości wyjdzie czas młody, Zabierać kwiaty uniesień. —

Khaabe, ś w ią ty n ia w M ece.

(26)

Użyjmy piękna tych dni radości!

Oto nam bóg je przyrzeka....

liaz tylko kwitnie wiosna młodości, W drodze pielgrzymki człowieka.

Do d a t e k. Krótki rys historyi domu Selima Rezulada:

W czasie wyprawy wojsk francuskich do Egiptu, Be- duin El-Aas, z pokolenia Fidanów, prowadząc na przedaź jednę z celnych klaczy do obozu Klebera, został pochwy­

cony od przedniej straży, która biorąc go za podejrzanego człowieka, obeszła się z nim nieludzko; ,byłoto w dniu traicznej śmierci tego jenerała. — Padli ofiarą przyjaciele El-Aasa, ledwo sam zdołał Się ratować ucieczką, lecz mocno raniony w nogę. Za przybyciem do pokolenia prze­

żył jeszcze dni kilka, w których miał pociechę doczekać się jedynego następcy swego domu i dał mu imie Selim.

W e trzy lata po jego śmierci umarła Selimowi matka, któ­

ra z woli swego męża rozdarowała na pokolenie konie, wielbłądy i całą trzodę kóz; wychowanie zaś ukochanego syna powierzyła opiece pokolenia, a szczególnie' staraniom szajcha Alego. — W yciąg w treści z rękopisu •podróży wschodnich od 1817 do 20. W . hr. fi., pod tyt. »Powieści arabskie w pokoleniu Fidanów.« (Pr. A .)

s?

(27)

345

G R Ó B (*)

Na błękitach Horynia gwiazda nocy pływa, Zefir przebiega po sitowiu cichem, Ś nieżna piana wybrzeża samotne okrywa,

A lazurowe fale śpią z uśmiechem.

Słowik się ukrył w chłodny liści jaworu, W ciszy dąbrowa słucha muszek brzmienia;

Komuźto wschodzisz wśród nocy milczenia Melancholiczna gwiazdo wieczoru?....

Niegdyś w tych miejscach twój łagodny promień Ze snu dzieciństwa budził pierś dziewiczę, Lub światem dumań, karmiąc duszy płomień, Wypraszał westchnień jak pieśni słowicze.

Teraz przedmurza zamku oniemiałe, Cichą łzą tylko płyną w kraj pamiątek, A tam, gdzie uciech rozświtał początek, Mdleją w boleściach serca owdowiałe!

Gdzież jest ten ranek szczęścia, wróżba upragniona, Ta luba mara myśli, to nadziei dziecie,

Gdy przy twojej kolebce matka rozczulona, W złotym śnie malowała twoje przyszłe życie?

Ach! w tej ziemi czarownej, gdzie życzenia wieszcze Rodziły z marzeń owoc za nadziei świtem,

Uwiędłaś jak to ziółko przed wiosny zakwitem, Tylko liść twych pamiątek nieusycha jeszcze!

(') Jestto na zgon Karolo wej Doroty księżnej Sanguszkowej, zmarłej w kwiecie młodości od kilkunastu la t w Rzymie, napisany przed

"sprowadzeniem zwłok jćj do kraju.

(28)

Lecz gdy po czasie marzeń, — w godzinie uroku, Nim duch twój w tajemniczym roztoczy się świecie, Oblany łzą uniesień, w uczucia potoku,

Jeszcze w nucie śpiewaka zazielenisz kwiecie!

A na grób twój budzonycudzozieinską mową,.

Milszy sercu przychodzień głos ^bawienia rzuci, I wiecznego pokoju , z gałązką laurową, Starych dziejów językiem tobie pieśń zanuci.

DO N I K N Ą .

(s o n e t a. Mi c k i e w i c z a) .

Nimne, domasznia rikó! de ti wody, Kotri kółyś czerpawem w dytyni dołoni, Na kotrych potim w dyki pływem ustroni, Nyspokijnomu serciu szukaty prochłody!

Tut Laura pryhladywszyś tini swij urody Lubyła kosu płesty i kwiczaty skroni;

Tut jej twar odbytu w sribmych chwil pohoni Nyraz mywem ślozamy hulaka mołody.

Nimne, domasznia riko! deżto tamti zdroji,.

A 1 z nymy tiłky szczastia, tak syła nadii? — Deżto jest myłe litok dytynich wysilę?

Deż mylszi hrajuszczoho wiku nypokii?

Deżto jest Laura moja, moji pryjatile?

Wse perejszło... czomuż ślozy nyprojdut moji!

340

(29)

M 7

U ;R B A I JN, K . .1.1 -I

Kiszowyj.

(!)

Na dołyni pry Czehryni

Wid pancernych śiaje szlach;

Witrok tyszkom, honyt łyszkom, * Po buńczukach szach, szach.' Czatuj Łaszku, hlanu w plaszku,

0 ! daleko iszczę den:

Hurra! w czarky, prócz janczarky, Pidkowoczky dźeń, dźeń.

(*) K isz , we właściwem znaczenia kosz, w przęnośnem obóz (pro- pugnaculum), po dawnemu tabor; Kiszowyj zatem jedno znaczy co" obozowy. Kosz kozacki w polu, na wzór dawnych Skitów, stanowiły wozy, ładowane rynsztunkiem wojennym, żywnością, a najczęściej złupioną na uciekających T atarach zdobyczą. Na­

zywano później koszami ukraińskie zamki (castellum, chateau), gdzie mieszkali Kozacy pod naczelnictwem assawułów, sotników, w celu bronienia lu d u , po wsiach osiadającego, przed napada­

mi Tatarów . Kosze te, czyli zamki, t y ł y zwyczajnie przy wiel­

kich szlachach , jako to : Biała-Cerkiew, U m ań, Saw ran, Bar, Niemirów i t. d. a za Dnieprem: Peryjasław , Lubnia, Sam ara, Horol (por. Vol. L e g .), gdzie nieprzebłagany wróg i pogromca Chmielnickiego Bohdana, Jarem a kniaź W iszniow iecki, hetma­

nił dwunastu tysiącom Zaporożców, którymi przepłaszał hordy Krymu i K ibzaku, utrzym ując ich na własnym koszcie. Sła­

wny był kosz w Trechtymirowie 1576, później nad Dnieprem w Kudaku naprzeciw Samary, założony 1658 przez Boplana. za hetmaństwa Stan. Koniecpolskiego, a zburzony przez Sulima w czasie buntu Pawluka. Najdawniejszy był w Czerkasach, pamiętny oblężeniem bana i obroną w nim walecznego starosty i hetmana Kozaków dnieprowskich Ostafiego Daszkiewicza na początku. XVI wieku. W koszu dobrze zawarowanym mogło bronić się z k o rzy ścią, nawet w otwartem p olu, sto pieszych mołodców, przeciwko natarciu tysiąca jazdy. (Przyp. aut,)

(30)

Chody Dziubo, chody lubo, Se taneć nasz, se kozak.!' Tilky błyszcze, mylsze. . . wyszcze,

Pid ruczeńku tak, tak. ' Za toboju nad Worskloju

Ja na czatach z żalu soch;

Ciii noczi, mokri oczi, A serdyńko tioch, tioch.

Nychaj skacze, nychaj płacze, Koły mylszyj sławy hłas;,:, Łysz kwit sochne... serce łochne,

Rwimoź poky czas, czas!

Iszczę poky, step szyroky, Nyośiaje Siczi stal;

Hulaj Dziubo, hulaj lubo, Nim nadijde żal, źal.

Hlań jak zirku, pry Achtyrku, Załywaje mracznyj dym....

Hej! za Lachom (2) , czornym szlachoni, Na pohańćia w Krym, Krym!

Naszczo mowa? naszczo słowa?

W stępi zhubyt hłas jizdok:

Podaj ruku —^na rozluku, Na pamiatku -— cmok, cmok.

Pam iętna droga wpadnieniem Tatarów do Ukrainy przeddnie- prow skiej; można j ą widzieć dokładnie oznaczoną na kartach Zanoniego. Na tej drodze Bernard Prelw icki z Przecławem Lanckorońskim rozbili hordę Nugaju w stepach Uzi-Kala (Ocza-

kowa). (Przyp. ant.)

(31)

Nyiowei.

(*)

Schyłyś zoro w czoło chmar, Myni milsza noczi huszcz;

Nad kipjaczyj wid obszar, Stjahne kryła dytia puszcz!

Nychaj w pusi stohne truś, Ja na chwylach choczu hrat’ ! Tilky dowhyj skruczu wus,

Szwydsze budu Turka hnat’.

Dalij czajko (4), werchom pin!

Rostynaty mora płyt,

(3) N y z , oznacza d ó ł; Nyzowec , dosłownie będzie dolnik, tojest mieszkający u d o łu : tak nazywano Kozaków zaporożskich żyją­

cych po wyspach Dniepra, poniżej jego porohów czyli katarakt.

Niedostępne zarosłe i bagna okrążające wodą Tomakówkę, Ko­

chanie i t. p. Wyspy, dawały bespieczny przytułek tym wygnań­

com z rów nin, może w 'czasach wylewu na zachód groźnej potęgi następców Gingis-Hana (?) przed nieprzyjaciółmi, niemo- gącymi znaleść drogi do miejsca ieh pobytu. Tam w ukryciu w yrabiali swoje czajk i, b ro ń , proch strzeleck i, trudnili się po­

łowem ryb i wydzieraniem łupów u Tatorów na przeprawie przy Budylskiej Z a b a rz e ; w pieczarach zaś składali skarby i prze­

chowywali się w czasach niepogody. Tam przed wycieczką na m o rze, obyczajem jeszcze swoich przodków Kaukazu, goto­

wali ulubioną potrawę jaglaną kaszę, (pszonianuju kaszu); ztąd może poszło nazwisko Kiszowi zamiast Kaszowi (?). Mahomet zwycięsca wystawił tw ierdzę w Kizył-Kerman dla powściągnie- nia ich napadów na brzegi azy aty ck ie, lecz to mało ich po­

wstrzymywało. Nieraz ten flibustier sławiański wyzywał przeciw sobie, żywioły i w rogi, nieraz wśród rozpacznych wysileń od­

wagi , oblany potokami krwi i płom ieni, szumowi fal rozigra- nych wtórując okrzykami h u rra ! zamieniał w jęk i pobożny śpiew minaretów, lub ze skołatanej czajki zatkw ił buńczuk zwycięski na statku wyznawców proroka! (Przyp, aut,) (*) Cum mare ascendunt tempestate superveniente arundinis cumu-

lor lintribus navigii undequaque alig an t, quo fluclibus irali

(32)

Wdaru wraham w smerty dzwin Spid bułata ostrych nyt.

Nypyszajśia'Amurat;

Nyzabjesz mnia hromom słow;

Ny perszyna s carskich wrat Supośtatiw laty krow__

Nylakawsia żarkyj Lach (®).

Na sarai twoich' wart, Mjachku dusżu obląw strach....

Ały mei śtalnyj hart!

Nuże dity pid kul hrad?

My to ptachy ostrych zym;

S krył łupeżi w Caryhrad Pokotytsia krow i dym! 1

PROSZCZANIJE CZĄJLD - HAROLDA

(z b y r o n a) .

Buwaj zdorowyj kraju rodyny!

Wże tebe mraky skrywajut, Zahuły witry, rewut hłubyny, I mora ptachy śpiwajut.

m aris felicius supernatent. Navigiis uturitur p a rv is, quae novein virorum cum jiisto commeatu capaces s u n t; celoces aut schaphae dici pośunt yelocissime sequuntur et fugiunt. TurciS damna inferunt, suburbana aliquando Constantinopolitana inyadunt;

inde Amuratis Turcarm n Imperatoris dictum e r a t, (cum inter arrna Principum in se conspirantium Constantinopoli degens in utram ąue dormitet au rem , solos Cosacos esse ejectamenta Po- lonorum, qui tanti Principis tu rbarent somnum) civitates et opi- da Ponticó litori proxima populantur. And. Max. Fredro in Hist. Henrici pag. 17 et śeq. (Przyp. aut). 1 Ob. Poselstwo do Amurata Czwartego sta panowania W ładysła­

wa W azy, przez Kw i a t k o w s k i e g o. (Przyp. aut.)

(33)

351 Nuże za soncein de czoło jasne

W zachidni topyt jnohyły L i

Ały proszczaj umia o sonce krasne Bud zdorow kraju prymyly!,, Za hodyn kilka roźanna zora Zaśiaje świtlom s tumanu, Zobaczu nebo, zobaczu mora, Łycz mei zymli nyzhlanu.

Zamok, w kotorym brało, wysila, ; Żałoba wiczna pokryje; ;

Na wałach dyke porosłe ziła, U bram pes wirnyj zawyje.

Chody mij chłopcze ! toołody, Czohoź tia ślozy stikajut?

Czy tebe witry, czy szumni ^ody, Czy dowhi mora lakąjut? , Rozraduj oko, wyjasny czoło!

Na dobrym statku w pohodu—, . Bystryj nasz sokił ny tak wesoło Ja my szubnemo na woda. , nNychaj dme witer, woda hulaje!

Jidno myńi hrim czy szuha, !l Ti ślozy z mei duszy zływaje Ne perelak ały tuba.

Bo tam mij bat’ko staryj zfstaue , Tam moja neśka doroha;

Tam wsi zistaśut, krom tebe, pane, Krom tebe tilky—' i boha!

Bat’ko spokpjne mnia błohosławywjj v Ny płacze, ni narykajey-'

Pam. Nauk. T . II. zeszyt 3. 2 3

(34)

Łysz maty, kotrum w ślozach zistawyw, Jakże nas w tuzi czykaje! «

— Hodi mij chłopcze! śloza dytynna, Iszczę prystoit w tych oczach,’

Kołyb tak w myńi dusza nywyuna, Zobaczywbyś moi w ślozach.

Chody mij chłopcze! chłopcze mołody, Zwitkyż-to w twari perelak?

Czy ty boisz sia hrajuszczyj wody, Czy francuśkych hajdamak?

»0! ni, Harolde! mensza o żytja, Nydbaju o te szczob buło, Ałym zistawyw żinku i dytja, To myńi slozy dobuło.

Źinka na tw.oho syła kińczyni Wzełenim haju dim maje, Szczoż wona bidna skaże dytyni, Jak w płaczi bat’ka zhadaje?«

— Hodi mij chłopcze! szczyra to załist Jei hudyty nymohu;

Mensz maju sercja, czy bilszu stałist Smijuczyś łyczu w dorohu.

Myłoi żiuky płacz mnia nywzruszyt, Bo nim zasijaje ranok,

Z nebesnych oczej ślozy osuszyt Nowyj muż, nowyj kochanok.

1 zymli nyżal dem z mołoda żyw, Ani lakajuś mora dorih,

Zal tilky toho, szczom ny zistawyw Za czymbym zapłakały mih!

(35)

Teper po świti źynu szyrokym, I wedu źytja burłacze.

Buduź ja płakaty? koho, za kym?

.Za mnoju nichto nypłaczc.

Pes tilky wirnij zawyję z rana, Nim czuźu ruku s charczoju, • Jak kołyś swoho dawnoho pana Powytaje paszczekoju.

W że statok brud’my hłubyny pore, I paros witer rospjaw,

Nydbaju de mnia podwyhne more, Tilkym szczob w zad śia nywertaw.

Jak myńi skuczat twoi kryształy, Straszna, łyskucza, płaszczyno, Zobaćzu netry, pustyni, skały, Proszczaj prymy la otczy no!

(36)

354

Z A S A D Y

SYSTEM ATU PRAWA KARNEGO

proffessora Ro s s e g o.

P r z e d nicdawncmi czasy Francya, owa klasyczna ziemia praktyki, na dość niskim jeszcze stała szczeblu pod wzglę­

dem teoryi. W sąsiednich Niemczech wiele się potworzyło i przeobraziło systemałów, których we Francy i nawet z po­

wieści nieznano. Uprzedzenie narodowe przeciwko wszyst­

kiemu co niemieckie, a tem samem i przeciwko prawdzie przez Niemców głoszonej, było najgłówniejszym tej nie- wiadomości powodem. Jak Beniaminowi Co n s t a n t, pani

St a e l i Co u z e n o w i winni byli Francuzi obeznanie się z niemieckiem piśmiennictwem w ściślejszem znaczeniu, a mia­

nowicie z poezyą, historyą i filozofią, tak w zawodzie pra­

wa to samo winni Le r m i n i e r o w i i Ro s s e m u. Ostatni wystą­

pił jako pisarz jednej tylko ale najgłówniejszej gałęzi pra­

wodawstwa. Mówimy tu o ustawodawstwie karnem. Rossi pierwszy z Francuzów przyjął i zastosował filozofię nie- mięcką dzisiejszego momentu do teoryi karnego prawa.

W niniejszem piśmie zamierzamy wskazać: z jakiego stanowiska Rossi zapatrywał się na zasady systematu kar-

(*) T raite de droit penaU P a r is , 1835.

(37)

nego. Nie będziemy ich oceniać ani roztrząsać, bo nam 0 to tylko idzie, aby wyświecić, i ile być może, w naj- szczuplejszym zakresie wystawić sposób widzenia samego autora. Dla uniknienia zaś zarzutu niewierności, starać się będziemy, tłumaczyć słowami samego autora, zostawu- jąc sobie wszakże dowolność w doborze tych ustępów i my­

śli , które zdaniem naszem, tym nawet, co w oryginale dzieła nie czytali, dadzą najdokładniejsze wyobrażenie o przedmiocie, który nas obecnie zajmuje. Tam bowiem, gdzie niepodobna całego autora powtórzyć ze wszystkiemi odcieniami zdań jego, trzeba się ograniczyć wskazaniem najgłówniejszych zarysów.

Po stosownym wstępie, gdzie ogólne rzuca uwagi nad systemem prawa i jego wpływem tak politycznym jako 1 moralnym na społeczność, nad przeszkodami tamującemi udoskonalenie karnego systematu, nad związkiem ustawo­

dawstwa kryminalnego z cywilizacyą, tudzież nad innemi przypadłościami, które silnie działają na przyspieszenie lub opóźnienie postępów tej odnogi prawa,— przystępuje Rossi do samego przedmiotu i ten rozkłada na cztery księgi.

W pierwszej mówi o zasadach systematu karnego, w dru­

giej o występku, w trzeciej o karze, w czwartej nakoniec o ustawie karnej.

Wyłożywszy wyobrażenie zasadnicze o prawie kara­

nia , przechodzi do krótkiego lecz treściwego wyłuszczenia różnych systematów. Wszystkie teorye prawa karania, mówi autor, jakie wykonywa społeczność, w dwóch się

(38)

głównych zamykają, tojest w tych-, ęo sięgają do zasady moralnej, i w łych, co przyjmują za podstawę fa klu m , interes materyalny; czyli inaczej mówiąc: jedne odnoszą się do sprawiedliwości, a drugie do użyteczności; jedne są córami duchowości, drugie zaś zmysłowości.

Między pierwszemi wyróżnia się, szczególniej ta, któ­

ra przyznaje każdej osobie prawo karania gwałcących przyrodzoną ustawę; władza społeczna wykonywa tylko prawo ustąpione sobie przez osobniki (indywidua) jedno­

czące się w polityczne ciało.

Znaczna teoryj liczba opiera się mniej-więcej bezpo­

średnio na zasadzie obrony. Jeżeli osobnik (indywiduum) ma prawo bronienia się od nieprawego napastnika, jeżeli mu nawet służy prawo odwrócenia od siebie blisko zagra­

żającej napaści, dla czegóżby społeczność, jako zlewek osobników, nie iniała tego samego prawa? Z tej dopiero zasady w różne rozbiegają się drogi.

Według jednych, społeczność wykonywa tylko indy­

widualne prawo obrony sobie ustąpione, ale dla korzyst­

nego wykonywania musi je wykonywać obszerniej niżeli sam osobnik.

Podług drugich, społeczności służy własne prawo obro­

ny jako ciału towarzyskiemu. Prawa tego nie jest miarą prawo indywidualne, społeczność ma rozleglejsze prawo.

W reszcie, prostszym jeszcze sposobem to zagadnienie rozwiązać usiłowano. Człowiek, jako wolna, moralna islota , mógł zrobić umowę, i ta Zaś bądź wyraźna bądź do­

356

(39)

357 mniemana jest ważną i obowiązującą, skoro jest wyrazem dobrowolnego jej zezwolenia i niezmiernych dla niego ko­

rzyści źródłem. Społeczność więc nie wykonywa praw jednego nad drugim ale prawo ustąpione, jakie każdy miał nad sobą w razie pogwałcenia przez niego ustawy karnej.

Zasada użyteczności jest w istocie swej zasadą pa­

nującą we wszystkich systematach, w których niepróbo- wano sięgać do zasady moralnej. Niech . tam kto. uży­

je tego lub owego omówienia, niech przytacza interes indywidualny, niech się powołuje na zasadę powszechnej użyteczności, większego dobra większej liczby osób, czy teź przyjmuje za pierwotną zasadę potrzebę zapobieżenia przez karę powtarzaniu się podobnych czynęw, odstrasza­

nie umysłów, powściąganie woli niebespiecznej, zawsze na to wyjdzie, iż ostateczna tych szkół nauka, jeżeli wyżej nie sięga, cała mieści się w tem zdaniu: kary są sprawie­

dliwe bo użyteczne, a nawet nieodzownie potrzebne dla tych, którzy je przepisują.

Rzeczą samą większe, niż na oko się wydaje, zacho­

dzi podobieństwo między systematami opartemi na zasadzie obrony, a temi, co wychodzą z zasady interesu.

Przytoczyliśmy ten ustęp wiernie z dzieła przełożony, aby pokazać czytelnikom, jak dalece autor głębokość i ja­

sność z krótkością połączyć umie. Taki sam sposób wy­

kładu w calem napotykamy piśmie; ale wracamy do swego.

Po takiej wewnętrznej systematów historyi, przechodzi nasz pisarz do roztrząśnienia systematu użyteczników (utylistów).

(40)

D tych użyteczność jest wszystkićm: użyteczność celem, użyteczność środkiem; użyteczność i sprawiedliwość sąto, źe tak powiemy, dwa jednoznaczne wyrazy. Sam człowiek, nawet same rodziny, są tylko znakami liczebnemi, które tak straszny rachmistrz, jakim jest władza, przemazuje ze względu tylko— na użyteczność. Owóż do czego prowadzi jednostronne rzeczy uważanie! Co za niewypływny i okro­

pny systemat! * Któraż . zbrodnia nie da się pokryć maską użyteczności? w oczach jego zbrodnia może być prawną, cnota bezprawiem, bo mu o nic więcej nie idzie-, o nic, się więcej nie pyta, nic więcej nie widzi, tylko użytecz­

ność. A jednak prawda jest jedną, przeto i sprawiedli­

wość jedną być musi. Zapomniano tu głównie, że użytecz­

ność jest fa k tu rn , a prawo ideą. A tak ze zmięszania dwóch różnych rzeczy wylęgło się, i wylęgnąć musiało, mylne pasmo rozumowań. Przykłady, których dzieje ty- siącami dostarczą, lepiej jeszcze tę niedostateczność wy­

krywają.

Następnie przebiegłszy inne jednostronnych widoków rodzaje, i wywiódłszy, że prawo karania nieda się wy­

prowadzić z prawa obrony bezpośredniej, ani, jak wielu znakomitych prawników mniemało, z prawa obrony służą­

cego w stanie naturalnym , ze wzniosłego nader stanowiska zapatruje się na prawo natury i na mylność wszystkich marzonych, oderwanych, bezspołecznych stanów natural­

nych. W systemacie tym, • mówi Rossi,; przebijają się wy­

obrażenia tej szkoły tak rozpowszechnionej, która lubiła 358

(41)

uważać tak nazwany stan naturalny za faktum ludzkości, za faktum powszechne a nawet1 rozumne, a przynajmniej za stan możny i do pewnej miary odpowiadający naturze człowieka. Oblókłszy odosobnionego człowieka we wszyst­

kie władze,' we wszystkie prawa; jakie tylko wyobrazić się dadzą, radzili mu, żeby obrał stan społeczny, jako ro­

dzaj użytecznego i wygodnego układu, jako środek upię- knienia życia. A wszakże stan społeczny jest moralną ko­

niecznością natury ludzkiej. Człowiek jest społecznym, tak jak jest wolnym, rozumnym, czułym. Uważać go o- derwanie od społeczności, nie jestto uważać człowieka ta­

kiego, jakim jest, ale raczej pozbawiać własnej natury przedmiot pod rozbiór wzjęty. Potrzeby, dążności, ciele­

sne i duchowe człowieka władze, doznawana potrzeba cu­

dzej pomocy do ich rozwinięcia, do opuszczenia zwierzę­

cego życia a osiągnienia celu, do którego ród ludzki jest niewątpliwie przeznaczony, bo tego łaknie i ma ku temu środki, wszystko słowem objawia przyrodzone usposobie­

nie człowieka do społeczności. Społeczeńskość wynika i z przymiotów i z wad jego. Nadto, społeczeńskość i spo­

łeczność sąto fakta tak powszechne i pewne, że ich przez dowolne oznaczenie lub wybór wytłumaczyć niepodobna.

Kładziono za zasadę, że społeczność da się wyjaśnić przez przypuszczenie pojedynczego, odosobnionego człowieka.

A tak, gdy mu raz odebrano społeczeńskość przyrodzoną i obowiązującą, niebyło już loicznego sposobu powrócenia mu onej. Tym sposobem społeczność musiała być koniecznie

(42)

wypadkiem umowy, rzeczą zawisłą od wyboru, a wszelka władza mogła jej tylko służyć na mocy mniej więcej ob­

szernego ustąpienia. Ci publicyści, stworzywszy niejako przypuszczalnego człowieka, budowali naukę niedającą się zastosować do człowieka rzeczywistego. Pierwiastki mo­

ralnej istoty tak się wzajem modyfikują, źe po bezwzglę- dnem usunięciu jednego, nic już nie pozostaje, coby zgo­

dne było z rzeczywistością. Zdaje się, źe o tej samej istocie mowa, a mówimy o czem innem wcale; wszystkie wnioski noszą piętno mylnego przypuszczenia.— Nieodzo­

wne zachodzą stosunki między istotami cielesnemi a ducho- mi: te ulegają ustawom porządku moralnego, tamte usta­

wom porządku fizycznego; lecz chcąc zgłębiać stosunki człowieka, nie należy stwarzać sobie człowieka urojonego.

Bo zamiast roztrząsania tego, co je st, przypuścimy to , co niejest. Kiedy chemik rozbiera wodę, by nam podał teo- ryę tego płynu, jego objętości, wagi, siły oporu, nie roz­

biera tej cieczy w oderwaniu od pierwiastków składowych, bo wtedy nie mówiłby już o wodzie. Podobnie też i czło­

wiek jest obdarzony czuciem, rozumem, wolnością i spo- łeczeńskością. Wszystkie jego władze, prawa, są mniej lub więcej zmodyfikowane przez ten ostatni przymiot. Po- cóż nam tu mówić o stosunkach człowieka bezspołecznego, jeżeli mówić chcemy o rzeczywistym' człowieku? Byłoby jedno, jak gdyby nam kto mówił o własnościach ryb morskich nie w morzu żyjących. Któż nieuważa, że cały ich ustrój (organizacya) jest podporządkowany celowi życia wodnego?

360

(43)

361 Jakim byłby człowiek, gdyby nie był do społeczności prze­

znaczony?. Niewierny.

Jak w przyrodzie cielesnej tak i w duchowej jest pe­

wny układ, pewny porządek, są pewne prawa. Porządek przyrody zmysłowej opiera się na konieczności, porządek^

zaś duchowy może labo nie powinien być gwałcony, bo podstawą jego jest wolno-czynność. Między dwoma świa­

tami , moralnym a fizycznym, zachodzi wielka różność i wielkie powinowactwo. Zmysłami dochodzimy do poznania praw porządku świata zmysłowego, a wewnętrznem wro- dzonem czuciem oceniamy sprawiedliwość lub niesprawie­

dliwość. Uczucie to tkwi w głębi duszy naszej i jest niby odwrotnym biegunem poznania zmysłowego.

Czyli społeczność jest tylko prawem czy też i obo­

wiązkiem człowieka?— Takjest: bo trzebaż wyliczać wszyst­

kie zaszłości (fakta) natury ludzkiej udowadniające usposo­

bienie nasze do społeczności? Trzebali wspomnieć, że męż­

czyzna nie szuka żony na czas przemijający, by ją potem puścił w zapomnienie, że zawiązanie się rodziny, tego pier­

wszego żywiołu społeczności, jest zaszłością pewną i po­

wszechną, że władza albo raczej konieczność mówienia jest jednym z najbardziej uderzających dowodów braterstwa między rodem ludzkim? Niemusimyżto wspólnie pracować nawet dla zaspokojenia najgwałtowniejszych potrzeb życia, choćby tylko przez polowanie i rybołowstwo? Mamyż mó­

wić : o tem uczuciu, przez które wszyscy widocznie się - przekonywają, na czem ich dobro zależy? o tem przeko-

Cytaty

Powiązane dokumenty

ła. A jednak, jeżeli prawdę wyznać mamy, nie ma nic, coby bardziej czczem i powszedniem było, jak układ tej cale pospolitej komedyi, której cały dowcip i

ło uczynił, tak słabą okazał krytykę, że się historykiem zwać nie może. Tytuł historyi właściwie służy tylko tym pismom, które na pewnych już zasadach

szły sejm, nie zatrzymała się przed kościołem, gdzie się ten sejmik odbywał, ale przejechała z krzykiem przez całe miasto i zatrzymała się przed małym

Donadieu tylko został jeszcze chwilę, i właśnie, gdy jednę nogę stawił na drabinie, łódź z pod drugiej nagle się pogrążyła; odwrócił się więc z

Z księdzem Fajglem począłem pierwszą znajomość, jest uczony, otwarty i przyjemny, pokochałem więc go, lecz w dążeniu jego do tegoż przedmiotu, który mnie

Kilka kronik, odznaczających się tylko słodką szczerotą, składa początkowy księgozbiór muz sła- wiańskich; te nareszcie, jeszcze raz powtarzamy, nie mają

wnictwo. •— Malczeski już dla nas jest przeszłością. W jego ślady nieposźedł żaden z naszych^ poetów: Oddzielna droga, którą jego talent się puścił,

Mamy sączyły się łzy, i osobno, sączyły mu się łz y , mamy napawać się łzami (oddawać się boleści wielkiej), a niemamy napawać się łzami cudzemi.'