• Nie Znaleziono Wyników

W SPOŁECZEŃSTWIE EMIGRACYJNYM

W dokumencie Spojrzenie wstecz (Stron 195-200)

1940-1960” rozdział zatytułowany ,,Emigracja p o li­ tyczna” zaczyna się od następujących zdań: „ Układy jałtańskie postawiły przed każdym Polakiem na obczyź­

nie konieczność dokonania wyboru, czy wrócić do Kra­ ju, czy też pozostać na obczyźnie i stać się częścią emi­ gracji politycznej. Wybór ten był trudny z racji polity­ cznych, ze względu na podjęcie przez byłego premiera Stanisława Mikołajczyka próby realizowania postano­ wień jałtańskich i zachęcanie przez niego do powrotu szerokich mas żołnierskich w imię obowiązku pracy nad odbudową zniszczonego kraju. Wybór ten był trudny także ze względów czysto ludzkich, osobistych, rodzin­ nych, a nostalgia, uczucie zawsze dominujące na ob­ czyźnie, nie czyniła wyboru łatwiejszym” .

Jaki był Państwa stosunek do problemu powrotu, względnie pozostania na emigracji? Jak motywowali Państwo swoją decyzję?

Adam i ja nie zamierzaliśmy wracać. Byliśmy też przeciwni powrotowi Mikołajczyka. Mieliśmy pretensję do tych, którzy wracali, by obejmować stanowiska rządo­ we, administracyjne lub działać w stronnictwach tworzo­ nych pod kontrolą kom unistów. Ich powrót bowiem usprawiedliwiał zdradę sojuszników. Natomiast zdawa­ liśmy sobie sprawę, że stronnictwa krajowe są w innej sy­ tuacji. Wiedzieliśmy, że społeczeństwo będzie musiało dostosować się do postanowień jałtańskich i podjąć próbę legalnego działania.

Latem 1945 roku w Europie zachodniej znajdowało się około miliona Polaków.

Polskie siły zbrojne liczyły ponad 200 tysięcy żoł­ nierzy. Największa, wielusettysięczna masa Polaków

znajdowała się w Niemczech, a tworzyli ją byli więźnio­ wie jenieckich i koncentracyjnych obozów, wywiezieni na roboty, ewakuowani, uciekinierzy. W następnych mie­ siącach większość tych, którzy znaleźli się w N iem ­ czech, wróciła do Polski. Starania rządu w Warszawie, a także władz brytyjskich, by nakłonić do powrotu żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Obczyźnie, skończy­ ły się tylko częściowym powodzeniem. Wróciło około

100 tysięcy osób, większość - 500-600 tysięcy - pozostała na emigracji. Była to więc społeczność ogromna.

Jak wyglądała emigracja polska w Anglii?

Najbardziej aktywną i świadomą częścią emigracji byli żołnierze, a wśród nich nadawali ton weterani II Kor­ pusu. Latem i jesienią 1946 II Korpus został przewiezio­ ny do A nglii, a we wrześniu Polskie Siły Zbrojne przekształcono w Polski Korpus Przysposobienia i Roz­ mieszczenia, zarządzany przez Anglików. Była to droga do demobilizacji. W jego ramach prowadzono szkolenie zawodowe żołnierzy i uczono ich angielskiego. Po dwu­ letniej służbie wszyscy mieli zacząć pracować.

Część emigrantów osiadła we Francji, część wyjecha­ ła do Ameryki i Australii, niektórzy pozostali w Niem­ czech, ale największa i najaktywniejsza część pozostała w Anglii. Na początku lat pięćdziesiątych w Wielkiej Brytanii mieszkało 160 tysięcy Polaków, przy czym w sa­ mym Londynie ponad 50 tysięcy. W Londynie znajdo­ wała się siedziba rządu, kierownictw a stronnictw i różnych organizacji społecznych, redakcje wielu pism. Polacy w Anglii stworzyli niespotykaną gdzie indziej społeczność, która przez pół wieku nie rozpłynęła się w społeczeństwie brytyjskim. Pozostali autonomiczną grupą nie tylko z własną kulturą i organizacjami społecz­ nymi, ale z własnym stylem życia, autorytetami, obie­ giem literackim, naukowym, publicystycznym.

Trzeba mocno podkreślić, że nasza emigracja nie miała charakteru zarobkowego, nie miała też zamiaru po­

zostać na Zachodzie na stałe. Polska została podbita przez Stalina i z jego mandatu komuniści stopniowo obejmowa­ li władzę. Zostaliśmy na emigracji, by walczyć o niepod­ ległość i ustrój demokratyczny, by podtrzymać i rozwi­ jać myśl polityczną, oddziaływać na zachodnie rządy i społeczeństwa, przypominać o prawach Polski. Chyba nikt nie sądził wtedy, że komuniści będą rządzili przeszło 40 lat. Liczyliśmy na szybszą zmianę sytuacji i spodzie­ waliśmy się powrotu do kraju w ciągu najwyżej parunas- tu lat. Byliśmy więc wychodźstwem walczącym i z zało­ żenia tymczasowym.

Stan tym czasowości utrwalił się jednak. Powstał odrębny i mało znany Polakom w kraju obieg życia społecznego i politycznego. Proponuję, abyśmy w dal­ szej części naszej rozmowy podzielili wątki i najpierw porozmawiali o społeczeństwie polskim w Anglii, a do­ piero następnie o polityce polskiej na emigracji.

Zgadzam się z Pańską propozycją. Przez wiele lat wa­ runki życia były niezwykle ciężkie. Większość żołnierzy szła do rolnictwa, kopalń, na budowy. Wielu Polaków pracowało w fabrykach na nocnej zmianie. Żartowano, że w tych fabrykach robotnicy tytułują się „panie pułkowni­ ku” , „panie majorze” . Wyżsi oficerowie często praco­ wali w hotelach przy czyszczeniu sreber lub jako win­ dziarze. Pensje brytyjskie dostali niektórzy generałowie, którzy walczyli pod dowództwem brytyjskim; wszyscy inni żołnierze po wyjściu z Korpusu Rozmieszczenia zo­ stali z niczym. Generał Bór-Komorowski plótł koszyki i tak zarabiał na życie. Spotkałam kiedyś jego żonę niosącą dwie potwornie ciężkie paczki. Zapytałam, co to jest. Powiedziała, że to jej praca chałupnicza. Pani Wanda Pełczyńska, była posłanka na Sejm i żona szefa sztabu AK, gotowała w angielskich domach. Pani Raczkiewi­ eżowa, wdowa po Prezydencie, zajmowała się naprawą sztucznej biżuterii. Przedwojenny minister Juliusz Ponia­ towski zamiatał podłogę w fabryce, generał

Karaszewicz-Tokarzewski zarabiał jako robotnik fabryczny. Część ko­ biet pracowała u Anglików jako opiekunki dzieci. Bieda była duża.

Myślę, że nastąpiło swoiste przemieszanie społeczne. Ułatwiało to utrzymanie ścisłych więzi między Polalami i było ważnym czynnikiem ożywienia stowarzyszeń i placówek. Chyba dopiero tam ci ludzie byli „u sienie i ,,na swoim m iejscu” nie tylko w sensie narodowym i politycznym, ale także społecznym.

Jeśli mogli, skupiali się w tych samych dzielnicach, a nawet przy tych samych ulicach. Londyński Earls Court nazywano po wojnie „polskim korytarzem” . Polacy ma­ sowo wynajmowali tam pokoje, na ulicy słyszało się język polski. Istniały polskie sklepy, introligatoinie, zakłady krawieckie. Gdy ktoś chciał coś kupić, wola! iść do polskiego sklepu, a nie do angielskiego, bo po pierw­ sze mógł się bez trudu porozumieć, po drugie mógł kupić różne polskie specjalności, jak polski chleb lub kiszę gryczaną. Była w tym też chęć wspomagania swoich

Mówimy o trudnej sytuacji materialnej Polaków, ale przecież rząd polski dysponował dużymi funduszami.

Nie tak znów w ielkim i, bo w 1945 roku cięść pieniędzy rządowych trafiła na konto rządu warszawskie­ go. Część druga uratowanych pieniędzy służyła pomocy ludziom oraz podtrzymywaniu pism, wydawnictw i in­ nych inicjatyw społecznych.

Pomysłodawcą nawiększej próby obrony fundiszy rządowych był konsul Karol Poznański, który zapropino- wał zakładanie spółek akcyjnych i lokowanie w nich pie­ niędzy. Niektóre spółki zawiodły. Domy, które kupowa­ no, nie zawsze dało się potem utrzymać i niestety viele z nich przeszło w prywatne ręce. Część tych spółek słu­ żyła jednak skutecznie sprawie emigracji, część domów pozostała w rękach społecznych.

W dokumencie Spojrzenie wstecz (Stron 195-200)

Powiązane dokumenty