• Nie Znaleziono Wyników

Jak wieczory z pożytkiem przepędzać

W dokumencie Kalendarz Domowy na rok 1869 (Stron 91-98)

Powszechnie sądzą ludzie , iż się wieczór do d w u­

dziestu czterech godzin dnia nie liczy i że to jest chwila w której ani pracować ani spać nie m ożna, lecz należy koniecznie próżnować. Właściciel wsi wraca z pola lub ze sto dół, kupiec ze sklepu a rzemieślnik od warsztatu i usiadłszy wśród rodziny poziewa i zrzędzi. — K ie d y ż b ę d z i e k o la c y a ? dla c z e g ó ż nic d a j ą kolący i ? oto jest przedmiot rozmowy, który odbija się echem w ustach pa­

ni domu, dzieci i służących, aż dopóki niespaduie gromern na głowę kucharza lub k u c h a rk i.— Wreszcie niosą sam o­

war kipiący, lub pełen kawy im bryk, albo naładowane z r a ­ zami półmiski. — Spazm się żołądkow y leczy, gniew

łago-dzi i język spoczywa; a zęby tylko dzwonią i żuchwa pra­

c u j ą . — To je s t dobrze: ale cóż robić z resztą wieczór — w chwilach jesiennych i zimowych? Łatwa odpowiedź:

iź s ię r o z m a w i a ? alo o czćm ? (jeśli mi się pytać wol­

no ? ) O to m ó w i się t r o c h ę o w s z y s t k i m ! Mnie się zaś zdaje iż się mówi wicie o niczórn, albo się mówi zanadto i źle o bliź n im .— Dzieci znudzone drzymią a pani domu oczy się kleją, ojciec zaś rodziny chcąc nieubłagany czas zabić, świecę objaśnia i ssie grajcarowe cygaro. W r e sz ­ cie ścienny zćgar syczy, dla ostrzeżenia że wkrótce go­

dzinę wybije i da hasło do no cleg u .— Najmłodsze z ro­

dziny przebudzone ku rozebraniu, płacze, państwo się do sypialnój komnaty wynoszą i wkrótce dom cały spi 1 śni mary i d z i w y , ale rzadko śni anioły. — I nie może być inaczej, bo gdy się o świętych rzeczach nigdy nie myśli nie cz y ta , nie rozm aw ia, to trudno aby nawet we śnie odbił się obraz spraw wyższego świata. —- A przecież mówi pismo iż człowiek nie samym żyje chlebem ale i sło­

wem Bożern, więc potrzebuje koniecznego pokarmu dis d usz y.— Lecz ta biedna dusza pości przez cały tydzień i miesiące i lata. chociaż ciato nawet w P.iątek i Sobotę pościć nie chce. —

Gdzież cały ten wstęp prowadzi? zapyta czytelnik! — Ł a t w o o d g a d n ą ć , iź p r o w a d z i p r o s to do k s i ę g a r n i ! — A l e ż to rada z b y t i n t e r e s o w n a — (odrzeeze ktoś z boku.) Tak j e s t , można to uważać za p rz y m ó w k ę , ale korzyści wzajemne tak się r ó w n o w a ż ą , iż kto za tą radą pójdzie i sobie i księgarni odda przysługę. Aby zaś rzecz te o b ­ jaśnić, powiem iż nie ma przyjemniejszego zajęcia w ro­

dzinie jak czytać dobrą książkę. Na dworze slo ta, śnićg i zawierucha. — Sąsiąd nie przyjedzie — rozmowa między domowemi osobami łatwo się w ycz erpnie— cóż więc r o ­ bić i zkąd uzbierać zapasu do pożywienia ducha, jeżełi nie w książce? T en miły gość który prosto z księgarni wozową lub listową pacztą zajeżdża— pożądanym i mi­

łym bywa przybysz em .— On ani herbaty ani wina nie pi­

j e — ani dla niego legominy do obiadu nie przyczynia pa­

ni d o m u — grzeczny i w pięknych tłomaczy się wyrazach, bawi i u c z y — a zna tak przeszłość jakby całe wieki był przeżył. Niechaj go tylko ojciec rodziny wyzwie do roz­

mowy — a on nic zatknie się w opowiadaniu. Mówiłem

jednak z takimi, którzy twierdzili: że literatura tegoczes- na jest, czczą a czasem niebezpieczną, i i e książka bywa powodem obałamucenia umysłu- P r a w d a — że w tym w ie­

ku uadużyto piśmiennictwa i sponiewierano go w kłam­

stwie i czczych te oryacli— lecz obok kąkolu wyrosło tak­

i e i bujne ziarno prawdy, a w żadnym może wieku nie - napisano tyle dobrych i budujących książek ile w czasach n as zy c h , gdzie prawda religijna zwycięzko walczy z fał­

szem. To d o b r z e — odpowiedział mi jeden w pół pogo­

dzony z książkami ojciec rodziny—■ ale trudno czytać za­

wsze filozofią i teologią: człowiek się upracuje, z ludźmi przy gospodarstwie ukło poce— chciałby odpocząć— za­

bawić s i ę — odetchnąć sw obodniej— a tu go pan chcesz w nowe jeszcze zaprzągać j a r z m o , łamiąc mu głowę nad ciężkim dziełem — przy któróm zasną najprzód dzieci potćm pani d o m u — później ochm istrzyni— aż wreszcie i sam czytelnik.—

B y na jm niój,... ja niestręczę opiatycznych dzieł i te sa­

memu panu zostawiam do poduszki, życząc mu uprzejmie dobrój nocy, ale śmiem zalecić takie które otrzeźwią, za­

miast uśpie nia—; zajmą i obudzą ciekawość, a przecież ich d u c h — układ i cel będzie budującym .— Dzieła takie zbawienny w y w rą wpływ na serca dzieci pańskich i potwierdzą nieraz ojcowskie rady jakie pan dzieciom sw o ­ im dajesz. Ileż to razy spotkasz się pan z autorem w je- dnój myśli: a jakąż wtenczas uczujesz pociechę, gdy książka ów bezinteresowny przyjaciel stanie się pomocnikiem two­

im w wychowaniu dzieci i poświadczy przykładami to —•

co dzieciom sucho w danćj okoliczności zaleciłeś!

— Przyznaję, iż rada pańska ina swoją dobrą stronę i nie przeczę, aby dobra książka nieprzyczyniała się do wykształcenia moralnego, ależ przyznasz p a n , iź wydania wasze to zbyt drogi towar na dzisiejsze cz asy .—

— Prawda Panie, iż książki u nas są drogie, ale to właśnie ztąd pochodzi iż ich mało kupujecie. — W e Fran- cyi i w Niemczech gdzie dobrego dzieła odbijają od 10000 go 150,000 ekzemplarzy i wszystkie w ciągu roku lub dwóch się rozprzedają, to nietylko koszta druku s ą p o ­ kryte ale mały na każdym egsemplarzu za ro b ek , p o d ­ nosi się do znacznój sum m y, a przytem kraje samożne mają ułatwiające środki drukarskie, jako to stereoty py i prasy

poruszone siłą parowego p r z y r z ą d u . — Lecz u nas gdzie na ręcznćj prasie obracać musimy arkusz kolejno na obie strony i z wybitych zmozołem tysiąca eksemplarzy 100 lub najwięcćj 300 (nie powiem już sprzedać), lecz wbrew życzeniu i woli narzucić, to te 300 egzemplarzy opłacić muszą koszta całego wydania.— im więcej przeto będzie­

cie panowie kupować, tem tańsze będziecie mieć książki.

— Odwróćm y to zadanie, a będzie zgoda, to je s t im taniej wydawcy będą sprzedawać tern więcćj będziemy kupować. —

— Byłaby i na to zgoda, gdyby liczyć można na o d ­ byt, ale to są zawodne nadzieje, gdyż ci którzy zwykle nie kupują , to i za najtańsze pieniądze nie kupią, bo tacy chorują już na k s i ę g o - w s t r ę t , inni zaś którzy lubią literaturę, mnićj zważają czy ich książka złoty więcćj lub mnićj kosztuje. —

— Zkądże się jednak wziął ów k s i ę g o - w s t r ę t o którym P. wspominasz ? —

-— Różne na to wpłynęły p o w o d y — a nie o wszyst ko publiczność naszą oskarżać m o ż n a.— Powszechność czasem ludzi nieumie sobie zdać spraw y z jakiegoś pociągu lub w s tr ę tu , ale najczęścićj rządzi się przeczuciem i to przeczucie bywa słuszne. — Druk się skompromitował kłamstwem i dla tego mu dzisiaj nie w ie r z ą — Piśmien­

nictwo zamiast służyć porządkowi, zgodzie, nauce, oświa­

cie i moralności, pochyliło się za namiętnemi żądzami b u r z - liwćj wyobraźni i stało się narzędziem społeeznćj zawie­

ruchy i w strzą śnie ń politycznych. Książka która jako je­

dna z cegiełek moralnego gmachu, przeznaczoną jest do budowania rodziny, państwa i ludzkości, zamieniła się w minę pod tymże gmachem podłożoną i zamiast spisywać to co nam dzieje podają, zaczęła wróżyć i w kłamliwych obietnicach przyszły raj określać. Ludzie którzy z natu­

ry ciekawymi są przyszłości a z dobroduszną łatw owier­

nością za prawdę przyjmują to co d r u k o w a n e , marzyli nadz ie je, śnili raj ziemski i czekali sk utk u proroctw. — Ale zamiast raju stworzyli sobie wieżą Rabel, a wkrótce rozczarowani, rzucili klątwę na druki ł książki; na teorye i pomysły, k tó re ich uwiodły i o wiele nieszczęść przypra­

wiły. — Znam ojea r o d z in y , który tak je st zagniewany i pałający zemstą przeciw książkom, że nawet kalendarza nie

czyta bojąc się aby i tam lite znalazł zdrady. — Mówił mi on prawie w tych słowach : Książka Pahie to t r u ­ cizna! W ystaw sobie Pan iż mój syn Ja n i córka moja Zofia przepadają za temi głupstwami, a ile razy jedzie e k o ­ nom do miasta, to zawsze jakie licho każą mu z księgar­

ni p r z y w ie ść — Jan ma lat 2 7 . czas mu się żenićj i w is­

tocie trafiała mu się partya co się nazywa przyzwoita,—

Mówię mu: Jedź do p a n n y — stryia tam lubią w tym do­

m u , więc cię zawiezie.— Ale myśli P an iż poje cha ł? — Wcale n i e . — Jeszcze (prawi) czas będzie ożehić s i ę , a wreszcie cóż za majątek dadzą mi w p osa gu? te biedne 100,000 to mi na je d n ę podróż za granicę nie w ystarczą.

G dybym już chciał się żenić ubogo, tobym wziął p r z y - najmniój pannę O lim pią, która mi na drodze duchowego rozwinięcia sprosta — A wiesz P a n kto je st ta panna Olimpia? oto (Boże odpuść) czysty asmodeuszek z ro żk a­

m i — istna baletnica, a w głowie groch z k a p u s t ą . — Jak iść do kościoła, to chora, a jak na bal to zdrowiuteńka , fajkę i cygaro pali, na koniu jeździ, a nic nie robi zresztą tylko czyta. Już wszystkie rozumy zjadła, a niewie dotąd co to matce dopomódz! 1 taką to pannę, chce syn mój pojąć za ż o n ę — Otóż to książki, to zrobiły: nieszczęśliwe wa­

sze k s i ą ż k i ! — Teraz żnowu Zosia ma lat (między nami mówiąc) 2 1 , . . . no już i Czas, trafiał jćj się obywatel prawda iż w d o w ie c , ale bezdzietny— człowiek rzą dny i t a n t n y , ale tych światowych podrygów nie świadom, a co gorsza, gospodarz a nie literat. Zajechał cztćrmi gnia - demi klaczami, przy których dwoje źre b iąt, po S ła w u c - kich k d nia ch, — ale jakie źrebięta powiem P a n u , mógłby je książę Sanguszko odkupić. — Klacze ubrane w k r a ­

kowskie chomenta, krakowiak tęgi na koźle i bryczka na leżących r e s o r a c h . — Słowem wzystko h o n e s t e . — Spoj­

rzeliśmy się z moją żoną po sobie i myślimy że dobrze.

Przyjęło go się uczciwie, i zmiarkował że mu je ste śm y r a d z i . — Gdy wyjechał, pytamy się Zosi, co o tćm myśli?

a ona na to: ani myślę, ani kiedy o takim mężu myślić będę.

Ja kąż duchową przyjemność mogę mieć z takim człowiekiem, który mnie nie zrozunii i w swojćj wiosce nad Sanem zakwasi.

Próżno było przekładać i prosić, odmówiła i czeka na j a ­ kiegoś adonisa z książki który chyba tym balonem, przyleci o którym to C z a s kiedyś pisał. — Widzi pan tedy, że mam

powody złorzeczyć tym drukom. A ch, czy pan myśli że to koniec na tćm? R oz m ów no się pan z mojemi dziećmi, a dowie się pan d z iw ó w ! W edług nich cała przeszłość, to pruchno, n a które się oglądać nie warto, i świat się d o ­ piero później zacznie. Ja zaś mówię że się już w krotce świat skończy, dzięki waszym k sią żk o m , które namnożyły now ych grzechów, a zdrowy rozsą dek przewróciły— Na- śmiałbyś się pan gdybyś słyszał jak mój Ja ś w niedzielę z X. proboszczem rozmawia. B o to syn inój jakieś sza­

lone dzieło czytał przeciw Je zu ito m , które żyd francuzki miał napisać, a mój proboszcz je s t człowiekiem uczonym i nawet jest Dziekanem. Otóż czort swoje a pop swoje utrzym uje; a ja s łu c h a m .— Ksiądz kuty na cźtery n o g i, teolog i gruntownie uczony, zawsze pobije Jasia i zasługi Jezuitów z historyi udowodni, mój syn zaś w historyi nie biegły, rady sobie dać nie może i musi ustąpić. Ale bo gdzież kto dzisiaj czyta historyą?... Hisłorye wyrabiać to każdy u mi , ale czytać woli plotki, jak się uczyć dziejów.“

Takie więc nienawiści sprowadziło na siebie piśmien­

nictwo, i widzimy że ten księgowstręt je s t w części s p r a ­ wiedliwym, wszakże niepowinien i niemoże obejmować o- gólnie całćj literatury.— Czyliż dla tego> iż się kąkól za­

wadzi w pszenicy, rolnik takowćj niesicje i niezbiera?

Byłoby nie słu sz n e m » a nawet sz k o d iiw ć m , gdyby ktoś odrzucał praw dę i ośw ia tę, dla tego iż obok nićj fałsz i kłamstw o się korzeni. Właśnie trzeba czytać dobre książki aby się uzbroić przeciwko wpływowi zdań fałszywych i przewrotnych. Trzeba dzieci wcześniej usposobić do tćj wal­

ki, k tó rą z kłamstwem odbyć mają. Wielu dla tego upadło, iż niemieli czćm się podpierać w niebezpiecznej życia po­

dró ży .— Złe namowy, gorszące społeczeństwo, książka bez­

bożna lub rewolucyjna, zachwiała umysł, młodego czło­

wieka, ods tręczyła go od wiary, od praktyk religijnych, od posłuszeństwa władzy ojcowskiej i krajowej, Instrukcya powierzchowna, i najwięcej na szczebiotaniu róźnemi j ę ­ zykami i muzyce fortepianowej oparta, niewystarczała ku zwalczeniu natrętnych pokus i wpł ywu przewrotnych uto­

pii.— Młodzi ludzie ani gruntownej nauki wiary nieposia- dając, ani ścisłej umiejętności niepoświęceni, żadnego sta­

łego przekonania ani liartu nie mieli, byli oni jak owe złocone jabłuszka na S Mikołaj, których pozłotę wiatr

zdmuchnie, a w ew n ątrz surowy i cierpki kwas gębę. w y­

k rzyw ia.— Trzeba się więc zająć wychowaniem s e rc a:—

potrzeba dobrych, budujących a przystępnych k s ią ż e k , i niegodzi się gardzić temi, które to tu, lub owdzie życzliwi ludzie podają.

.jStusznie pan mówisz (rzekt Ojciec rodziny) i na­

w róciłeś mnie — pójdę do księgarni. “ —

S łużę P a n u !!

i & m n u l w

K S I Ą Ż E K

D R U K O W A N Y C H

N A K Ł A D E M W Y D A W N I C T W A K A T O L I C K I E G O w b m

b o w i b ,

a i tlu r, l§i>4.

W dokumencie Kalendarz Domowy na rok 1869 (Stron 91-98)

Powiązane dokumenty