- Były takie próby podejmowane w latach 70. przez prof. Andrzeja Szefera, ale jest to zagadnienie trud
ne do oszacowania, stąd bardziej sku
piono się na w skazaniu okresów szczególnego terroru i strat. Ciekawe, że straty wśród ludności cywilnej bę
dące efektem działalności aparatu terroru na obszarze Górnego Śląska były największe w pierwszym roku wojny.
- K tóre ze zja w isk sp o łe c z nych II połowy XX wieku uważa pan za wynik i konsekwencję II woj
ny światowej?
- Tak naprawdę wojna przyspieszy
ła w dramatyczny sposób trwający już co najmniej od stulecia proces prze
suwania się ludności w Europie środ- kowo-wschodniej ze wschodu na za
chód. Rozpoczął się on w XIX wieku i miał początkowo głównie podłoże ekonom iczne. Takie zjaw iska jak I i II w ojna światowa były swego ro
dzaju tragicznym akceleratorem tych migracyjnych zjawisk. Pewnie bez obydwu wojen odpływ ludności nie
mieckiej i napływ polskiej na tereny leżące na wschód od Łaby wyglądał
by inaczej i trwał przez całe stulecia.
Wcale też nie musiał być nieodwracal
ny. Drugą, historyczną konsekwencją, według mnie, było to, że wojna w bi
ła zdecydowany klin nienawiści m ię
dzy Polakami i Niemcami. W cze
śniej nie było takiego antagonizmu polsko-niemieckiego. Jeżeli już, to wy
stępował w zupełnie innej postaci, właściwie tylko w zaborze pruskim.
Po II wojnie światowej bardzo trud
no było przezwyciężyć historyczny ba
last. Górny Śląsk jest tutaj pewnym wyjątkiem. Kiedy od lat 60. rozpoczął się mozolny proces pojednania polsko- -niemieckiego, poziom antagonizmu obydwu nacji był tutaj niższy, co pewnie wynikało z wielowiekowej ko
egzystencji i nigdy nie zerwanych wię
zi rodzinn ych . To p ro w a d zi nas i do trzeciej konstatacji. Ślązacy już
przed wojną byli traktowani jako tro
chę „inni Polacy”, a nasiliło się to po 1945 r. N a przykład sprawa DVL odgrywała na tym obszarze niewspół
miernie większą rolę niż na jakim kol
w iek innym obszarze Polski. Nawet obecnie bywa nadal używana w dys
kusjach politycznych. Ta tzw. polity
ka historyczna jest jednak do zaakcep
tow ania tylko wtedy, kiedy służy tworzeniu wspólnoty dziedzictwa kul
turowego. Akurat w tym przypadku należy pochwalić władze w ojewódz
twa, za ostatnio realizowaną prakty
kę upam iętniania w drodze uchwał ważnych dla tego regionu ludzi poli
tyki, gospodarki i kultury. To na tym w łaśnie polega, chodzi o w iedzę i tw orzenie pozytyw nych w zorów edukacyjnych. Kiedy jednak w poli
tyce używa się argumentów historycz
nych dla uzasadniania bieżących dzia
łań, to trudno mi to zaakceptować.
Taka debata polityczna była typowa dla okresu, kiedy cenzura uniem ożli
wiała dyskusję i trzeba było ją prowa
dzić przy użyciu historycznych kostiu
mów. Zawsze mi się wydawało, że w polityce należy szukać argumentów odnoszących się do teraźniejszości i przyszłości, a „wykopywanie trupów z szafy” jest mało produktywne. Kie
dy na przykład myślę o aktualnych problemach województwa śląskiego, to biorąc pod uwagę problem y z za
trudnieniem moich studentów wiem, że nie m a nic ważniejszego dla regio
nalnego polityka niż wzrost gospodar
czy, przezwyciężanie skutków bezro
bocia, tworzenie realnych wizji karier zawodowych. Argumenty historycz
ne (bo tak kiedyś było) są w tym przy
padku mało przydatne. W historii traktowanej wybiórczo zawsze m oż
na znaleźć argumenty „za” i „przeciw”
ja k im ś p o staw o m i d ziałaniom . To dotyczy również refleksji o II woj
nie światowej. Wspólna Europa p o wstała w w yniku odrzucenia katego
rii h isto ry czn y c h , k tó re do niej doprowadziły. Zbliżenie niemiecko- -francusko-włosko-belgij skie byłoby niemożliwe, gdyby wówczas polity
cy rozpoczęli dyskusję o historii.
- Nowe publikacje ostatnich lat podejmujące temat II wojny świato
wej na Górnym Śląsku poszerzają naszą wiedzę, świadczą o żywotno
ści tego zagadnienia w regionalnej historiografii. Jakie obszary badań związane z tym okresem historycz
nym czekają jeszcze na opracowa
nie, uzupełnienie czy nowe odczyta
nie. Czy nowo utworzony Instytut B adań R egionalnych kierow any przez pana profesora planuje pra
ce również na tym polu?
- II wojna światowa na Górnym Śląsku cieszyła się zawsze dość spo
rym zainteresowaniem , aczkolwiek badania te m iały różne fazy. Nie jest na pewno tak, że stan badań jest w pełni zadowalający, ale w ostatnich latach ukazało się naprawdę sporo cie
kaw ych prac. Wiele z nich powstało w ram ach badań IPN (m.in. Dziuro- ka, Bębnika, Sikory, Namysło, Kur- pierza). Moim zdaniem bardzo braku
je dzisiaj badań , k tó re k ładłyb y w iększy nacisk na personalizację znanych nam ju ż niekiedy procesów historycznych. Do tej chwili nadal nie m am y biografii ani Josefa Wagnera ani Fritza Brachta (chociaż w tym dru
gim przypadku m ożemy powiedzieć, że ten impas jest przełamany, powsta
ła obszerna, świetnie udokumentowa
na praca doktorska pióra M irosława W ęckiego na tem at górnośląskiego g auleitera). Także b rak b iog rafii osób odpow iedzialnych za terror na tym obszarze, m.in. M ildnera czy Thummlera. M yślę, że nadal czeka
my także na dobre prace monograficz
ne dotyczące kam panii wrześniowej na G órnym Śląsku w 1939 roku, a jeszcze bardziej działań militarnych w roku 1945. W iele m ożna by było oczekiwać rów nież od opracowań skoncentrowanych na zagadnieniach życia codziennego w czasie wojny.
Nie ulega wątpliwości, że wiele wska
zanych ju ż przeze mnie aspektów działalności ruchu oporu czeka rów nież na swoich autorów. Zazwyczaj w historii jest jednak tak, że najcie
kawsze prace powstają nie na zam ó
w ien ie, ale w w y n ik u d o tarc ia do now ych zasobów źródłowych.
W spom niałem już o nieznanych źró
dłach związanych z sądownictwem wojskowym. Ale przecież wiemy, że m ateriały dotyczące Górnego Ślą
ska w czasie wojny z pew nością są również w archiwach byłego Związ
ku Radzieckiego. Kiedy, i czy w ogó
le będą dostępne, to pytanie od lat jest stawiane przez historyków. Nie nale
ży też w y k lu cz ać zn a jd o w an ia m ateriałów do tej pory nie udostęp
n ian y ch , zaró w n o w P o lsce ja k i w Niemczech, czego przykładem są przygotow ywane obecnie do druku tylko częściowo do tej pory znane ra
porty SD z Górnego Śląska. Z pew nością będziem y się starali tę tem a
tykę w prow adzić do działalności Instytutu Badań Regionalnych, uru
chamiając od przyszłego roku projek
ty dla badań indywidualnych. Jeżeli się to uda, to w perspektywie kilku lat, bo tak naprawdę taka jest perspekty
w a solidnych badań historycznych, ---m oże---m y oczekiwać jeszcze wielu niespodzianek w opisie tego, co się wydarzyło na Górnym Śląsku w cią
gu sześciu lat wojny.
Mimo wszystko Pani Krystyna nie pod
daje się. W wolnych chwilach dużo czy
ta - na tapczanie leży Infekcja Scott’a Sig- lera oraz zaczęta powieść Fleszarowej.
Uwielbia rozwiązywać krzyżówki, tym bardziej że już kilka razy udało jej się wy
grać.
- Krzyżówki bardzo lubię. Wygrałam du
żo nagród, co roku coś mi się trafiło. W ze
szłym roku wygraną przeznaczyłam na wy
cieczkę. A na samym początku wygrałam sprzęt AGD.
Te drobne rzeczy dająjej nadzieję na przy
szłość. Dziś Krystyna dostała pracę i nadal marzy o wczasach w Chorwacji.
Po drugiej stronie - Zbigniew
O
siedle po drugiej stronie ulicy. Wśród drzew stoi dziewięć czerwonych, stuletnich bloków. Stare, zaniedbane i nieremon- towane od lat. Największy walor? Zachwy
cająca zieleń, mimo zaniedbania nadaje temu miejscu wyjątkowy charakter. Miesz
kańcy sami określili je „wsią w mieście”. Tu wszyscy się znają, pomagają sobie jak mo
gą. Obcy od razu są tam zauważeni i bacz
nie obserwowani. Spotykam pana Zbignie
wa - górnika z dziada pradziada, który wychował się tu i spędził całe życie. Zna chy
ba wszystkich. Choć musiał opuścić swoje mieszkanie, bardzo często wraca, by odwie
dzić sąsiadów.
- Było nas 15 może 16. Z naszej starej paczki to nas tu tylko dwóch zostało: ja i Ste
fek Po 54 latach musiałem się wyprowadzić!
Wiecie, jak tu się mieszkało z dawien daw
na? - pyta.
- Tu było wspaniale, zielono, czysto, a dzi
siaj?
- Dalej jest przyjemnie.
- Ale o tą przyjemność trzeba dbać, a nie jak teraz. Zarośnięte i zaniedbane - pokazu
jąc na drzewa opowiada, że kiedyś było tam boisko. Za młodu wraz z kolegami całymi dniami grali tam w piłkę. Drzewa, które ro
sną tu dzisiaj, sadzili sąsiedzi, prawdopodob
nie z jego ojcem, chociaż tego akurat nie pa
mięta. - Tam dalej - wskazuje na tereny za działkami - jest łąka na którą się szam
bo leje. Jest inwazja owadów. Nikt się tym nie interesuje. Przecież od tych śmieci to nie
długo szczury będą biegać
- Z tego co słyszałam po tamtej stronie ju ż się zaczęły pojawiać.
- Sama pani widzi, przy takiej stercie śmieci.
- Może opowie mi pan ja k się tutaj do
rastało?
- Och piękna sprawa! Tu było wiele mło
dzieży. Dorastało się tu fajnie i w zasadzie spokojnie. A wie pani, co to jest kaganek?
Jak przyszła moda, to wszyscy kręcili kagan
kami! To jest puszka po konserwie, ta wy
ższa, dwie dziurki i drut. W środku rozpa
lało się ogień i się kręciło. Wieczorem, gdzie się nie spojrzało widać było światełka krę
cących kagankami.
To nie była jedyna rozrywka młodych mieszkańców Mikołajczyka. Z każdą histo
rią, twarz mężczyzny jaśnieje. Opowiada o rzucaniu juchą, zabawie w Indian i Zorro.
- Najlepsza zabawa to było Zorro! Pani Sasowej syn, Witek, on był Zorrem. Miał damkę, a m y wszyscy za nim. Ja chyba nie muszę mówić kim byłem - no, sierżant
Gar-Sprzedani “
Sosnowiec. 9.50. Słoneczny poranek. Niewielkie osiedle Kolonia Ludmiła.
Okolica skąpana w zieleni. Sielski widok zakłócają sterty kumulujących się śmieci wokół przepełnionych kontenerów i ścield płynące po chodniku.
Mieszkańcy budynków przy ulicy Mikołajczyka, zostali sprzedani wraz ze swoi mi mieszkaniami przez Spółdzielnię Sokolnia prywatnemu właścicielowi w lip
cu ubiegłego roku. Lokatorzy zostali pozbawieni możliwości pierwokupu.
O sprzedaży dowiedzieli się, gdy do ich drzwi zapukał nowy właściciel.
Krystyna
J
esteśmy w jednym z trzech białych bloków przy ul. Mikołajczyka. Malutki przedpokój bezpośrednio połączony z kuch
nią. W zielonym pokoju na fotelu wylegu
je się 11 -letni kot Kacper, a na stole suszy się domowy makaron. Ściany skromnego mieszkania zdobią stare rodzinne fotogra
fie. W kuchni krząta się pani Krystyna - za
parza kawę. Doświadczona przez życie, ale energiczna kobieta z niesamowitym bły
skiem w oku. W wieku trzydziestu lat wy
chowując swojego niespełna dziewięciolet
niego syna, pochowała męża. W 2004 roku, kiedy rozpoczął dorosłe życie i potrzebował pieniędzy, zaczęły się problemy finansowe.
Pani Krystyna, aby mu pomóc, wzięła kre
dyt. Potem drugi. Później konsolidacyjny.
Dziś kobieta musi przeżyć za 400 zł mie
sięcznie. Tyle zostaje jej z renty - resztę za
bierają banki. Ona jednak nie poddaje się i jest pełna optymizmu. Szulca pracy i ma
rzy o wycieczce do Chorwacji.
Luty 1979 roku. Dziesięć lat po ślubie na
gle umiera mąż Pani Krystyny. Młoda, trzydziestoletnia kobieta zostaje sama ze swoim ośmioletnim synem.
- Pojechał na badania okresowe do Gli
wic, trafił do szpitala... na obserwację - głos jej się łamie - zdążył tylko podjechać pod okno i powiedzieć, ze idzie do szpitala.
Wypuścili go w sobotę, szedł pieszo kilometr do domu, a w niedzielę zabrało go pogoto
wie. Zmarł na izbie przyjęć. - opowiada jak
by było to wczoraj. Dla lekarzy niemożliwym było, żeby trzydziestojednoletni mężczyzna mógł być chory na serce. - Zostałam sama z dzieckiem, w jednej izbie na poddaszu. Do
stałam mieszkanie w Tychach. Czekając jesz
cze dwa lata dostałabym je w Mysłowicach i mieszkałabym tam do dziś...
Pośpiech nie był dobiym doradcą. Miesz
kanie przy Mikołajczyka, na które Pani Kry
styna zamieniła swoje rodzinne na Pawia
ku, znajduje się na wiekowym, robotniczym osiedlu.
- Fajnie się tu mieszka. Jest dużo ziele
ni, cisza i spokój. Wie pani, tu większość to sami starsi ludzie. Pamiętam, jak kiedyś dba
no o nasze osiedle. Ja sama żywopłot przy
cinałam, sprawiało mi to wiele przyjemno
ści. Sąsiad z naprzeciwka kosił trawę, iglaki sadził - wspomina Krystyna. - Dopiero te
raz zaczęły się problemy. Nie pamiętam, kie
dy ostatnio kontenery na śmieci zostały opróżnione! Szambo cieknie po chodniku!
Co będzie jak przyjdą upały?
Niestety to nie jedyne problemy, z który
mi się boryka. Większość jej emerytury za
jął komornik i banki. Kobieta nie ukrywa jak jest jej ciężko.
- Jest okropnie ciężko! Ale się nie pod
daję, bo jakby mi psychika siadła, to była
by dopiero tragedia. Co będzie, to będzie!
Ważne, że jeszcze zdrowie jest. W życiu nie przypuszczałam, że mnie coś takiego spot
ka. Takie problemy z mieszkaniem! Jakby mi to ktoś powiedział parę lat temu, to bym się biła, że głupoty gada i nienormalny jest.
Dajcie spokój starym ludziom!
cia! Mieliśmy szable, łeb podskakiwał tyl
ko na wszystkie strony jak jeździliśmy po działkach. Kupa śmiechu była.
Na pozór niewinne zabawy dostarczały wiele radości, ale też niekiedy problemów.
Kiedy zaczyna opowiadać o psikusach ro
bionych sąsiadom cierpnie mi skóra.
- Wieczorem podchodziło się do okna i we framugę wbijało gwózdek i zaciskało żeby zawiesić śrubkę, która swobodnie zwisała i ciągnęło się sznurek. Za któiymś razem śrubka się odchylała i zaczęła stukać w okno - a my w krzakach. Co chwile są
siad do okna, a tam nikogo. W jednym z blo
ków mieszkało dwóch takich których nie lu
biliśmy. To co zrobiliśmy? Przywiązaliśmy sznurek bieliźniany do obu drzwi zapuka
liśmy i w nogi. Oj tak, czasami nas pogo
nili! Policję wzywali? Czasami wzywali, ale to musieliśmy bardziej nabroić.
Lata młodzieńcze szybko jednak minęły, koledzy trafili do wojska, potem pożenili się i wyjechali. Tak i Zbigniewowi przyszło wy
dorośleć. Gdy wrócił z wojska też się oże
nił, jednak jego historia nie skończyła się happy endem. Pracował ciężko na kopal
ni - przenosił rury. W 1992 roku odszedł z kopalni, by w 1993 zacząć pracę w hur
towni nabiału. Bez przerwy siedem lat na nocnej zmianie. Dziś, od ponad trzydzie
stu lat jest szczęśliwie żonaty. Od czterech pracuje jako listonosz. Mimo iż pan Zbig
niew doświadczył wielu zmian, raz lepszych czasem gorszych, jedno w jego życiu pozo
stało niezmienne. Bez zastanowienia przy
znaje:
-T o najpiękniejsze miejsce... Tu spędzi
łem prawie całe życie.
Powiew młodości - Monika, Michał i Patrycja
M
onika. Trzydziestoczteroletnia matka pięciorga dzieci. Po osiemnastu latach życia w bloku wróciła do mieszkania, które odziedziczyła po swoich rodzicach.
Na Mikołajczyka docenia przestrzeń, zieleń i bezpieczeństwo, ponieważ ze względu na dzieci to dla niej najważniejsze. Miesz
ka tu od trzynastu lat. Bardzo ważne są dla niej relacje między sąsiadami, którzy w większości się znają.
- Dzieci mogą biegać po podwórku na
wet cały dzień. Nie boję się o nie, bo wiem, że w razie czego któryś z sąsiadów rzuci na nie okiem.
Dzieci są bardzo zżyte ze sobą mimo że wielu ich tutaj nie ma. Brak tu zawiści, a
są-siedzi wiedzą o sobie prawie wszystko.
W wolnych chwilach odwiedzają się, przy
chodzą do siebie na kawę, a przy dobrej po
godzie grillują wspólnie. Z dala od zgiełku.
Jest cisza, spokój. Choć na pewno mogło
by być jeszcze lepiej.
- Spokojnie toczy się życie bez awantur rozrób, jeszcze żeby tylko pogoda dopisy
wała, to wtedy widać że osiedle żyje.
Na pytanie czy lubi to miejsce po chwili zawahania stwierdza jednak, że lubi.
- Mam tutaj korzenie za głęboko by my
śleć o czym innym... Całe życie marzyłam żeby mieszkać na wsi, a tutaj mam tego na
miastkę.
- Jak się taką piątkę wychowuje? Cięż
ko?
- Starszaki mi pomagają dużo, ale nie od
czuwam jakiegoś zmęczenia czy nadmier
nego obciążenia. Wiadomo, pięć razy wię
cej sprzątania, gotowania. I miłość trzeba jakoś podzielić na całą piątkę. - zamyśla się.
W jej głosie słychać żal. I choć twierdzi, że czuje się spełnioną kobietą jalco matka, nie wydaje się być szczęśliwa.
Ładnie urządzone, przestronne mieszka
nie w jednym z ceglanych bloków za
mieszkuje sympatyczne małżeństwo: Michał i Patrycja. Oboje na Mikołajczyka mieszka
ją od pokoleń i pochodzą z tradycyjnych gór
niczych rodzin. Tu urodzili się, wychowali i tu rozkwitała ich miłość. Dziś są młodym małżeństwem z dwuletnim stażem i ocze
kują swojego pierwszego dziecka.
- Przyjdzie na świat w grudniu, już nie możemy się doczekać! Zakochałam się w Michale już jak byłam dzieckiem. Podo
bał mi się odkąd pamiętam - wyznaje roz
promieniona Patrycja. - Wraz z sąsiadką uknułyśmy plan. Wymyśliłyśmy, ze pójdę do niego na korepetycje z matematyki i tak nas zapozna.
Wtrąca się rozbawiony Michał:
- Wiedziałem! Ja czułem, że z tymi kor
kami to jakiś spisek, ale matematykę tłuma
czyłem twardo. Gdy minęło parę lat owza- jemnił to uczucie i tak już pozostało. Michał pracuje na kopalni.
-T a praca przyciąga. Na dole jest zupeł
nie inny świat, ale ciekawy. Jak zjeżdża się na dół, to jakbym był odcięty od rzeczywi
stości. Trzeba na pewno dużo się nauczyć i być twardym. Szczęść Boże i do przodu!
Ja jestem akurat elektrykiem. Nie ma co my
śleć o niebezpieczeństwach, bo wtedy czło
wiek nie zrobiłby nic.
Żona bardzo bała się o męża, ale z cza
sem się do tego przyzwyczaiła. W rodzinie Michała całe pokolenia pracowały na kopal
ni. Patrycja od czterech lat pracuje jako spe
cjalista sprzedaży w jednym z wydaw
nictw.
- To jest ciężka praca. Tym bardziej że w okresie letnim zwykle jest przestój, gdyż bazujemy głównie na placówkach oświato
wych.
Niebawem czeka ją obrona pracy inży
nierskiej z logistyki. Oboje przyznają, że mieszkają tu dlatego, że trafiła im się do
bra okazja. Cieszą się również, że ich ro
dziny tu zamieszkują. Zawsze będą mogli liczyć na pomoc, gdy na świecie pojawi się dziecko. Michał marzy o własnym domu.
Jednak to tutaj szykuje już pokój dla dziecka. Przyszli rodzice uważają, że dzieci na Mikołajczyka mają rewelacyjne warunki. Mogą biegać, grać w piłkę, nie trzeba ich zanadto pilnować. Wokół dużo zieleni i sami swoi. Brakuje tylko placu za
baw i boiska z prawdziwego zdarzenia.
Małżeństwo uwielbia spacery nad pobli
skie stawy. Niedawno odkryli kolejne wspólne zainteresowania. Jak powiedział Michał:
-Nigdy wcześniej nie wiedziałem, że Pati gra w ping ponga i to tak dobrze! Może kie
dyś pójdzie ze mną na ryby...
Michał i Patrycja mają przed sobą jesz
cze wiele czasu, by odkrywać siebie wza- jemnie. Chcieliby tylko robić to w spoko- ■ ju o dalszą przyszłość na Mikołajczyka.