• Nie Znaleziono Wyników

Czy wykonywane przez personel medyczny procedury mogą być jak tortury

W dokumencie Ból i cierpienie (Stron 53-57)

Pewien anestezjolog w wieku początkującego emeryta 10 grudnia 2011 roku wra-cał z Krynicy Górskiej z konferencji naukowej na Podhale przez słowacki Spisz, słuchając Fado w wykonaniu Amali Rodriguez. Niedaleko Starej Lubovni doznał napadu kaszlu, po którym rozbolała go głowa po prawej stronie i stracił czucie w lewej ręce. Zatrzymał się w miasteczku. Pospacerował nieco i po kilkunastu mi-nutach dolegliwości znikły, więc je zbagatelizował, bo nazajutrz, w niedzielę miał dyżur. Praktycznie o tym zapomniał. Ale choroba była mu wierna i po 14 dniach tuż przed Wigilią doznał udaru mózgowego z porażeniem lewostronnym od twa-rzy do nogi oraz zaburzeniami mowy i połykania. Najpierw trafił do Szpitala w No-wym Targu, a stąd został odesłany do jednego z Krakowskich Szpitali Specjalistycz-nych. Już na wstępie stał się numerem z kodem kreskowym na lewym nadgarstku, co kojarzyło mu się z towarem w markecie na koniec podsumowywanym w ka-sie. Tu po precyzyjnej diagnozie, „naukach” pani docent, jak to się źle prowadził, chociaż nigdy nie palił papierosów, alkoholu używał mniej niż okazjonalnie, a ra-czej zbyt dużo nocy spędził na dyżurach i wiele lat w niewentylowanej sali opera-cyjnej, znieczulając głównie zakazanym już halotanem – został zakwalifikowany do jednoczasowej operacji udrożnienia tętnic szyjnych zewnętrznej i wewnętrznej oraz pomostowania aortalno-wieńcowego. I został zoperowany. Dwa pierwsze dni przebywał na intensywnej terapii, skąd został przekazany do Kliniki Chirurgii Ser-ca, Naczyń i Transplantologii. Na wózku czekał w jakiejś poczekalni czy korytarzu kilka godzin i nikt się nim nie zainteresował, mimo że cierpiał z powodu bólu po-operacyjnego i biegunki jako powikłania po szerokospektralnej antybiotykoterapii profilaktycznej. Po wwiezieniu do sześcioosobowej sali los jego niewiele się popra-wił. Owszem, ktoś zmieniał mu kroplówki, w których był lek przeciwbólowy, bo ta dolegliwość nieco zmalała, ale sprawy zabrudzenia biegunkowego od pach do pięt czekały do porannej wizyty lekarskiej, gdy przed wizytującym domagał się pilnej interwencji w tej sprawie. Na polecenie lekarskie został z onegoż wózka energicznie pod pachy podniesiony i podtrzymywany przez dwie rosłe sanitariuszki na środ-ku sali, rozebrany do naga i obmyty przy spokojnie wizytującej gromadce różnych osób pozostałych chorych. Ból po sternotomii spowodował, że nieco dołożył do tej

54 Edward Charczuk treści biegunkowej. Następnie wjechała wózkiem do sali osoba z tytułem magistra pielęgniarstwa i zabrała się do zmieniania opatrunków. Zaczęła od „weteranów” le-żących już kilkanaście dni, bo im zropiały rany po sternotomiach. Następnie za-jęła się tymi jej mniej znanymi. Ale sprawiedliwie trzeba przyznać, że zmieniała rękawiczki. Podeszła też do niego, zamaszyście zdarła przylepce, co spowodowa-ło, że nieco zajęczał, bo ból sięgał chyba 8 punktów. Gdy zamierzała zrobić, to na-zajutrz poprosił , aby zmoczyła solą fizjologiczną plastry, bo wiedział, że wówczas schodzą prawie bezboleśnie, ale natychmiast dowiedział się od niej, że jest po ope-racji, to musi boleć! A to wszystko w szpitalu z certyfikatem: „szpital bez bólu”. In-nej przedstawicielce personelu średniego zmieniającej kroplówkę zwrócił uwagę, że kranik przy porcie do żyły głównej jest zabrudzony, ciągną się z niego skrzepy i cały jest oblepiony starą zakrzepłą krwią, ale skrupulatnie go zakręciła ponownie. Gdy w przypływie odwagi zasugerował, że powinna go wyrzucić albo przynajmniej zdezynfekować, to szybko usłyszał, że ona wie, co ma robić!

Za dwa dni wieczorem przywieziono do tej sali 72-letniego chorego z drenami ssącymi z klatki piersiowej po operacji i został podłączony do monitora. A że ww. „weterani” do północy oglądali telewizję o głośności około 50 decybeli, bo bulgo-tały dreny pooperacyjne u tego i innych chorych, więc wyłączone zosbulgo-tały alarmy w monitorze. W nocy mniej więcej do godziny drugiej zajrzał do niego dwukrot-nie ktoś z personelu, a dyżurowało 6 osób, główdwukrot-nie w pokoju socjalnym. Rano o go-dzinie 5.25 po włączeniu wszystkich świateł jak codziennie zaczęła się ceremonia mierzenia temperatury termometrem bezrtęciowym. Ale ten pan nie miał już nor-malnej temperatury, więc po kilkunastominutowym zamieszaniu został dyskretnie wywieziony. Około 7.15 do sali wjechał wózkiem z ranną porcją tabletek przedsta-wiciel średniego personelu medycznego i na wstępie w ostrych słowach nakrzyczał na pierwszego przy drzwiach chorego, bo uznał, że ten leży na łóżku nie tak, jak mu się podoba. Następnie wywoływał wszystkich po nazwisku łącznie z tym, którego dyskretnie około godziny wcześniej wywieziono. Ale on jako nieobecny milczał, więc wezwanie zostało ponowione trzykrotnie i zakończone dyscyplinującym wul-garyzmem. Wyjaśniliśmy temu nerwowemu panu, że chory może i metafizycznie to słyszy, ale mu jego tabletki już niepotrzebne. Wszak nie spowodowało to żad-nej reakcji, a tym bardziej konsternacji z powodu wewnątrzoddziałowego bałaga-nu i niedoinformowania.

Jakiekolwiek, nawet banalne wejście personelu medycznego w nocy do sali cho-rych wiązało się z zaświeceniem wszystkich świateł, chociaż nie było to praktycz-nie kopraktycz-nieczne. Gdy poprosił o korzystapraktycz-nie ze świateł bocznych, bo inaczej wszyscy są budzeni, otrzymał dwukrotnie w takich sytuacjach odpowiedź, że nie jest w ho-telu, więc niech nie marudzi.

Średnio na dobę miał wykonywanych około 16 wkłuć diagnostycznych i lecz-niczych. Każde oczywiście powodowało dodatkowy ból. A przynajmniej połowy z nich można było uniknąć, gdyby personel chciał i umiał korzystać z wielokanało-wego portu do żyły głównej oraz kaniuli w tętnicy promieniowej.

55

Czy wykonywane przez personel medyczny procedury mogą być jak tortury

Na koniec, na około dwie godziny przed opuszczeniem Kliniki podeszły do nie-go dwie młode panie, przedstawiając się, że są profesji psychologicznej, chociaż strój jednej nawet niezakrywający miejsca na „always”, z inną kojarzył się profesją. Zadały pytanie o poziom odczuwanego bólu. Gdy odpowiedział, że chce bardziej rozmawiać na temat cierpienia w tym miejscu, a nie tylko o bólu, spowodowało to panikę w oczach i manipulację słowną, że tylko o ból chodzi i to w tym momencie, bo one i tak nie mają na nic wpływu, a tym bardziej nie czują się kompetentne do przekazywania „kierownictwu” jakichkolwiek sugestii czy spostrzeżeń. Ostatecz-nie chciały tak zmanipulować rozmowę, aby zadeklarowany poziom bólu Ostatecz-nie prze-kraczał 2 punktów. Nie udało im się to i w końcu odeszły nadąsane.

Po opuszczeniu Kliniki, w której pobyt kojarzy mu się nadal z ciągłym bólem, nieustannym hałasem, brakiem snu – w sumie udawało mu się nie tyle spać co przedrzemać maksymalnie cztery godziny na dobę, oraz stałym zagrożeniem na-wet co do życia, doznał ulgi fizycznej i psychicznej. W miejscu tym ani w stosun-ku do siebie, ani współtowarzyszy niedoli nie usłyszał żadnego życzliwego słowa, za to wiele arogancji. Nikt nigdy nie zapytał go, czy jest w stanie sam się najeść mi-mo porażenia, poprawić poduszkę czy pościel. Dopraszanie się tych przysług na-trafiało na próżnię lub uwagę, że nie „są siostrami, tylko paniami magister”!!! Sio-stry to były w średniowieczu!

Na pamiątkę tego pobytu ma też dodatkową bliznę nad lewym łukiem brwio-wym, bo nazajutrz po przyjęciu do sali wbiegła jak instruktorka fitness rehabili-tantka z okrzykiem: co to, panowie, za wylegiwanie się! Wstawać! Ćwiczymy! oporniejszych poszturchując, poszarpując, wyciągała z łóżek. Jego też, ale zachły-snął się własną śliną, zakrztusił i stracił równowagę, uderzając głową w śrubę zde-zelowanego stolika przyłóżkowego. Rozciął sobie łuk brwiowy. Wnet pojawiło się przy nim sporo personelu średniego głównie z wymówkami: Co robi? Dlaczego się tak zachowuje? Oraz dlaczego nie wezwał pomocy? Ale jak miał to zrobić, sko-ro był z porażeniem, a i tak jedyny sprawny sygnalizator był przy chorym leżącym obok drzwi, a on miał miejsce przy oknie. Jednak trzeba przyznać, że dość szybko, sprawnie i bez znieczulenia został zszyty przez wezwanego chirurga.

Czy i jak było możliwe przeżycie w tak niesprzyjającym środowisku i do te-go bez psychozy? Było możliwe, ale tylko przy troskliwej opiece kochającej osoby – w tym przypadku żony, która, gdy tylko miejscowe zarządzenia pozwalały, była przy nim, karmiła go, pomagała przy myciu i pocieszała oraz przekazywała bardzo liczne wyrazy sympatii od wielu bliskich, znajomych, współpracowników i przyja-ciół, którzy zapewniali o pamięci, inni o modlitwie, a jeszcze inni, bliżsi praktycz-nemu okultyzmowi „trzymali kciuki”.

We wrześniowym wydaniu brytyjskiego „Lancetu” i w tym samym okresie nie-mieckiego dziennika „Suddeustche Zeitung” (21.09.2012) ukazały się doniesienia o śmiertelności w wyniku powikłań pooperacyjnych w Europie. Z badań wynika ogólnie, że jest gorzej, niż przypuszczano. W Europie wynosi ona 4%. Najlepiej

wy-56 Edward Charczuk padła Islandia 1,5%, Szwecja 1,8%, Niemcy 2,5%. Najgorzej sytuacja wygląda na Łotwie i w Polsce oraz Słowacji. W Polsce to 17%.

Badania uwzględniły 46 tys. chorych w 28 krajach Unii Europejskiej. Większość operacji było tzw. rutynowych tzn. wyłączono z nich chorych na serce czy po ope-racji mózgu.

Główna przyczyna to:

• niedostateczna opieka pooperacyjna, • niedostateczne lub żadne zwalczanie bólu.

Informację tę podawał też I program Polskiego Radia w wiadomościach 21.09.2012 roku o godzinie 20.00.

W świetle wyżej przedstawionych faktów i przeżyć informacje te znajdują po-twierdzenie.

W dokumencie Ból i cierpienie (Stron 53-57)