• Nie Znaleziono Wyników

Z HISTORYI UCZUĆ MORALNYCH

W dokumencie http://nietzsche.ph f.org/dziela/fn la (Stron 31-62)

K o r z y ś c i o b s e r w a c y i p s y c h o l o g i c z -n e j . — Że rozmyśla-nie o ludzkiem, arcyludzkiem — lub jakby uczeńsze wyrażenie brzmiało: obserwa-c y a psyobserwa-chologiobserwa-czna — należy do środków, zapomoobserwa-cą których można ulżyć sobie ciężaru życiowego, że ćwiczenie w tej sztuce użycza przytomności ducha w ciężkich położeniach i rozrywki pośród nudnego otoczenia, że nawet przy najkolczastszych i najmniej wesołych drogach własnego życia dają się uszczknąć sentencye i przytem można czuć się cokolwiek lepiej: w to wierzono, o tem wiedziano — w dawniejszych stuleciach. Dlaczego o tem zapomniało to stulecie, w którem w Niemczech przynajmniej, ba w Europie, po wielu znakach daje się poznać ubóstwo obserwa-cyi psychologicznej? Nie w romansie, noweli, roz-trząsaniach filozoficznych, — te są dziełem ludzi wy-jątkowych; więcej już w sądach o wypadkach i oso-bistościach publicznych: ale przedewszystkiem brak sztuki psychologicznego rozbioru i sumowania w to-warzystwie wszystkich stanów, w którem wprawdzie

mówi się dużo o ludziach, ale zgoła nic o c z ł o -w i e k u . Dlaczegóż poz-wolić, żeby zanikał najobfitszy i najniewinniejszy przedmiot r o z m o w y ? Dlaczegóż nie czytuje się już wielkich mistrzów sentencyi psychologicznych? bowiem, mówiąc bez wszelkiej przesady: rzadko można znaleźć w Europie człowieka wykształconego, który czytał Larochefoucauld i jego krewniaków duchowych i a r t y s t y c z n y c h ; o wiele rzadziej jeszcze takiego, który ich zna i nie lży. Praw-dopodobnie jednak i ten niezwykły czytelnik znaj-dzie w nich o wiele mniej przyjemności, niż mu winna dostarczyć forma tych artystów; g d y ż nawet najsubtelniejsza głowa nie jest w stanie należnie ocenić sztuki szlifowania sentencyi, jeżeli sama do niej nie została ukształcona i o nią się nie ubiegała. Bez takiej nauki praktycznej bierze się to tworzenie i formowanie za łatwiejsze niż jest, nie w y c z u w a się dość silnie tego, co w nich udane i pełne wdzięku. Dlatego dzisiejsi czytelnicy sentencyi znajdują w nich stosunkowo nieznaczne zadowolenie, ledwie tyle smaku co na języku, i przytrafia się im, co przytrafia się zwykle oglądającym kamee: chwalą je, ponieważ nie mogą lubić, i prędcy są do podziwu, jednak prędsi jeszcze do ucieczki.

36.

Z a r z u t . — Lub czyżby przeciw temu zdaniu, że obserwacya psychologiczna należy do środków pociągających, zbawiennych, przynoszących ulgę

61 w istnieniu, trzeba było wystawić rachunek wzajemny? Mianożby przekonać się dostatecznie o nieprzyjemnych skutkach tej sztuki, żeby teraz z umysłu odwracać od niej wzrok tych, którzy pracują nad swem ukształceniem? W rzeczy samej, pewna ślepa wiara w dobroć natury ludzkiej, zaszczepiona niechęć do rozkładania ludzkich postępków, niejaka wstydliwość przed obnażaniem duszy możeby były bardziej pożądane dla ogólnego szczęścia człowieka, niż owa, przydatna w pewnych wypadkach, psychologiczna bystrość wzroku; i to być może, że wiara w dobro, w ludzi cnotliwych i w postępki cnotliwe, w mnóstwo nieosobowej przy-chylności w świecie uczyniła ludzi lepszymi, w tem znaczeniu, że czyniła ich mniej nieufnymi. Jeżeli naśla-duje się z zapałem bohaterów Plutarcha i odczuwa wstręt do badania z powątpiewaniem motywów ich postępowania, to zaiste korzysta na tem nie prawda, lecz pomyślność ludzkiego społeczeństwa: błąd psy-chologiczny i wogóle mętne pojmowanie tej dzie-dziny pomagały ludzkości posuwać się naprzód, gdy tymczasem poznanie prawdy więcej może korzysta z podniecającej siły hipotezy, takiej, jaką Laroche-foucauld poprzedził pierwsze wydanie swych

»Sen-tences et maximes morales«. : » Ce que le monde nomme vertu n'est d'ordinaire qu'un fantôme formé par nos passions ! "#$ %& '%&&( #& &%) *%&&+,( -%#. /0$.( $)-#&1)(&, 2( "#3%& 4(#, 5! "#$%&'()%*&#*+,! -! %.-! -//-! )$#/&*0&1! 2-03$4(! 5#,#/-#! ,*041! 6,%! 738$1&'! %,! /-(,#./# przyłączył się Niemiec, autor »Spostrzeżeń psychologicznych«) podobni są do celnych strzel-ców, którzy trafiają zawsze a zawsze w czarny krą-żek — lecz w czarny krąkrą-żek natury ludzkiej. Ich zręczność budzi podziw, lecz w końcu, widz, kierowany

nie duchem nauki, lecz przyjaźnią ludzkości, może przeklina sztukę, która, jak się zdaje, szczepi w du-sze ludzkie zmysł pomniejszania i podejrzliwości.

37.

M i m o to. — Lecz jakkolwiekby rzecz miała się z rachunkiem i z rachunkiem wzajemnym: roz-budzenie obserwacyi moralnej przy dzisiejszym sta-nie filozofii stało się kosta-niecznością; ludzkości sta-nie można oszczędzić okrutnego widoku psychologicz-nego stołu sekcyjpsychologicz-nego, jego noża i kleszczy. Gdyż tu rozkazuje owa nauka, która dopytuje się o pocho-dzenie i historyę tak zwanych uczuć moralnych, która, rozwijając się, winna zrodzić i rozwiązać złożone zagadnienia socyologiczne: — filozofia daw-niejsza nie zna ich zgoła i zawsze zapomocą nędz-nych wybiegów schodziła z drogi badaniom powsta-nia i historyi uczuć moralnych. Z jakim skutkiem: to dziś widzi się bardzo wyraźnie, gdy wykazano na wielu przykładach, jak błędy największych fi-lozofów zwykle rodzą się z fałszywego objaśniania określonych postępków i uczuć ludzkich, jak na pod-stawie błędnej analizy, naprzykład tak zwanych po-stępków nieegoistycznych, buduje się fałszywą etykę, jak znowu wtedy, żeby się tej podobać, przywo-łuje się na pomoc religię i bałamuctwa mitolo-giczne i jak w końcu cienie tych mętnych duchów przedostają się także do fizyki i ogólnego poglądu na świat. Kiedy jednak nie ulega wątpliwości, że powierzchowność obserwacyi psychologicznej

zasta-wiała i ciągle na nowo zastawia najniebezpieczniej-sze pułapki na sądy i wnioski ludzkie, potrzeba tedy teraz tej wytrwałości w pracy, która nie słabnie przy wtaczaniu kamieni na kamienie, kamiuszczków na kamiuszczki, tedy potrzeba wstrzemięźliwej dziel-ności, która nie wstydzi się tak skromnej pracy, i wszelkiemu lekceważeniu czoło stawia. To prawda: niezliczone rozproszone uwagi o tem, co ludzkie i arcy-ludzkie najpierw odkryto i wypowiedziano w owych kołach towarzyskich, które zwykle składały wszel-kiego rodzaju ofiary nie naukowemu poznaniu, lecz błyskotliwej chęci podobania się; a woń owej daw-nej ojczyzny sentencyi moraldaw-nej — woń nader ku-sząca — prawie nie do pozbycia, udzieliła się ca-łemu gatunkowi: tak iż człowiek prawdziwej nauki mimo woli zdradza pewne niedowierzanie względem powagi całego gatunku. Ale wystarcza powołać się na skutki: bowiem już dziś zaczyna się okazywać, jakie wyniki najpoważniejszego rodzaju wyrastają na polu obserwacyi psychologicznej. Jakaż bo jest główna zasada, do której dotarł jeden z najśmiel-szych i najchłodniejnajśmiel-szych myślicieli, autor książki

»O pochodzeniu uczuć moralnych«, zapomocą swej wnikającej i przenikającej analizy postępowania ludz-kiego? »Człowiek moralny, powiada on, nie stoi bli-żej świata myślnego (metafizycznego), niż człowiek fizyczny«. To twierdzenie, które pod uderzeniami młota poznania historycznego stało się twarde i ostre, może kiedyś, w jakiejś przyszłości, posłuży za topór, którym u korzenia zostanie podcięta potrzeba »meta-f i z y c z n a « człowieka, — c z y r a c z e j ku błogosławień-stwu niż na przekleństwo dobra ogólnego, któżby to umiał powiedzieć? — ale w każdym razie jako

twier-dzenie brzemienne w najważniejsze skutki, płodne i straszliwe zarazem, i temi dwoma licami w świat patrzące, które ma każde wielkie poznanie.

38.

W j a k i m s t o p n i u p o ż y t e c z n a ? — Przeto: czy obserwacya psychologiczna więcej pożytku, czy więcej szkody na ludzi sprowadzi, niechaj pozosta-nie pozosta-nierozstrzygnięte; ale pozosta-nie ulega wątpliwości, że jest konieczna, ponieważ nauka obejść się bez niej nie może. Nauka zaś nie uznaje żadnych wzglę-dów na cele ostateczne, równie jak nie uznaje ich przyroda: tylko, jak ta wypadkiem urzeczywistnia rzeczy najbardziej zastosowane do celu, bez udziału w tem woli, tak też i nauka rzetelna, będąc n a ś l a -d o w n i c t w e m p r z y r o -d y w p o j ę c i a c h , bę-dzie przypadkowo, ba, wielorako popierać pożytek i dobro ludzkie i osiągać rzeczy właściwe — ale również, b e z u d z i a ł u w t e m s w e j w o l i . Komu zaś o d powiewu takiego rozważania zbyt zimowo robi się na duszy, ten być może tylko zbyt mało ma ognia w sobie: niechże obejrzy się więc wkoło, a zauważy choroby, w których okłady z lodu są konieczne i lu-dzi, którzy tak z żaru i ducha są »ulepieni«, że bodaj czy gdziekolwiek znajdują dla siebie powietrze dość zimne i ostre. Nadto: jak zbyt poważne jednostki i ludy odczuwają potrzebę pustactwa, jak innym zbyt ruchliwym i pobudliwym konieczne są dla zdrowia na pewien czas ciężkie przygniatające brzemiona: c z y ż nie powinniśmy m y , ludzie b a r d z i e j

du-65 c h ó w i tego stulecia, które, jak widoczna, coraz większy obejmuje pożar, chwytać się wszelkich, jakie są, środków gaszących i studzących, abyśmy przy-najmniej pozostali tak stali, niewinni i umierni, jakimi jeszcze jesteśmy, a tak może kiedyś na to przydatni, żeby służyć temu wiekowi za zwierciadło i zastano-wienie się nad sobą?

39.

B a j k a o w o l n o ś c i m y ś 1 n e j. — Historya uczuć, mocą których czynimy kogoś odpowiedzial-nym, więc tak zwanych uczuć moralnych, przechodzi następujące fazy główne. Najpierw oddzielne postępki nazywa się dobrymi lub złymi, bez żadnego względu na motywy, lecz jedynie dla skutków pożytecznych lub szkodliwych. Prędko jednak zapomina się o po-chodzeniu tych nazw i powstaje mniemanie, iż w sa-mych postępkach, bez względu na skutki, tkwi przy-miot »dobry« lub »zły«: z tego samego błędu, który popełnia język, kiedy mówi, że sam kamień jest twardy, że samo drzewo jest zielone — a więc z tego, że się bierze za przyczynę to, co jest skut-kiem. Następnie »to jest dobre«, »to jest złe« prze-nosi się na motywy i czyny same w sobie rozważa się jako moralnie dwuznaczne. Idąc dalej, orzecze-nia dobry lub zły nie dodaje się już do pewnego motywu, lecz do całej istoty człowieka, z którego motyw wyrasta, jak roślina z ziemi. A tak czyni się człowieka odpowiedzialnym z kolei za skutki, następ-nie za postępki, następnastęp-nie za motywy, a w końcu za całą jego istotę. Wtedy odkrywa się ostatecznie, że i ta

istota nie może być odpowiedzialna, ile że jest naj-zupełniej koniecznym skutkiem i wytworem pierwiast-ków i w p ł y w ó w rzeczy minionych i teraźniejszych: czyli że nie można uczynić człowieka odpowiedzial-nym za nic, ani za jego istotę, ani za jego motywy ani za jego postępki, ani za tych postępków skutki. Tem samem przychodzi się do poznania, że historya uczuć moralnych jest historyą błędu, błędu o odpo-wiedzialności: a ten opiera się na błędzie o wolności woli. — Schopenhauer wnioskował natomiast tak: ponieważ pewne postępki pociągają za sobą n i e z a d o -w o l e n i e -we-wnętrzne (»ś-wiadomość -winy«), -więc musi istnieć odpowiedzialność; n i e b y ł o b y bowiem p o d s t a w y do tego niezadowolenia, gdyby nietylko wszelkie postępki ludzkie odbywały się z konieczno-ścią — jak rzeczywiście, i jak też według wniknięcia tego filozofa się odbywają —, lecz sam człowiek z tą samą koniecznością stałby się tem, czem jest w swej i s t o c i e — czemu Schopenhauer przeczy. Z faktu tego niezadowolenia, jak się Schopenhauerowi wydaje może on dowieść wolności, którą człowiek w jakiś sposób posiadać musiał, wprawdzie nie co do swych postępków, ale co do swej istoty: więc wolności b y ć t a k i m l u b o w a k i m , nie zaś p o s t ę p o w a ć tak lub owak. Z esse, sfery wolności i odpowiedzialności, w y p ł y w a według jego zdania operari, sfera ścisłej przyczynowości, konieczności i nieodpowiedzialności. Owo niezadowolenie wprawdzie stosuje się pozornie do operari — o tyle jest błędne — w rzeczywistości zaś do esse, które jest dziełem wolnej woli, zasadniczą przyczyną egzystencyi indywiduum: człowiek staje się tem, czem stać się c h c e , wola jego jest wcześ-niejsza od jego egzystencyi. — Tutaj mamy do

czy-67 nienia z tym błędnym wnioskiem, iż z faktu nieza-dowolenia zawyrokowano, że to niezadowolenie jest usprawiedliwione i że p r z y p u s z c z a ć je jest ro-zumnie; a właśnie wskutek owego błędnego wniosku Schopenhauer dochodzi do swej fantastycznej kon-sekwencyi, do tak zwanej wolności myślnej. L e c z niezadowolenie z czynu zgoła nie musi być rozumne: ba, nawet napewno niem nie jest, g d y ż opiera się na błędnem założeniu, że czyn n i e musiał nastąpić z ko-niecznością. Więc: ponieważ człowiek m a s i ę z a wolnego, nie że nim jest, uczuwa skruchę i zgry-zoty sumienia. — Krom tego, owo niezadowolenie jest czemś, od czego można się odzwyczaić, wielu ludzi nie odczuwa go wcale z powodu postępków, które je wzbudzają w wielu innych ludziach. Jest to rzecz bardzo zmienna, związana z rozwojem mo-ralności i cywilizacyi, i istniejąca, być może, tylko przez stosunkowo krótki przeciąg historyi świata. — Nikt nie jest odpowiedzialny za swoje czyny, nikt za swoją istotę; sądzić jest to samo, co być niesprawied-liwym. Jest to też prawdą i wtedy, kiedy indywi-duum sądzi samo siebie. Zdanie to jest jasne jak światło słoneczne, a przecież każdy woli powrócić w cień i do nieprawdy: z obawy przed skutkami.

40.

N a d z w i e r z ę . — Bestya w nas chce być okłamywana; moralność jest kłamstwem z potrzeby, żebyśmy nie byli przez ową bestyę rozdarci. Gdyby nie błędy, kryjące się w założeniach moralności,

wiek pozostałby zwierzęciem. Tak jednak zaczął się uważać za coś wyższego i przepisał sobie prawa su-rowsze. Stąd jego nienawiść do stopni, pozostałych bliżej zwierzęcości: tem też objaśnić należy dawniej-szą pogardę niewolnikiem jako nieczłowiekiem, jako rzeczą.

41.

N i e z m i e n n o ś ć c h a r a k t e r u . — Żeby cha-rakter miał być niezmienny, biorąc ściśle, nie jest

prawdą; to zdanie ulubione znaczy raczej tylko tyle, że w ciągu krótkiego życia ludzkiego, motywy dzia-łające nie mogą wryć się dość głęboko, żeby znisz-czyć pismo, wyciskane w ciągu wielu tysięcy lat. Gdyby jednak wyobrazić sobie człowieka, mającego 80.000 lat, znalazłoby się w nim owszem charakter całkowicie zmienny: ba, rozwijałoby się z niego jedno po drugiem mnóstwo różnych indywiduów. Krótkość życia ludzkiego prowadzi do wygłaszania wielu błęd-nych twierdzeń o przymiotach człowieka.

42.

H i e r a r c h i a d ó b r i m o r a l n o ś ć . — Raz uznana hierarchia dóbr, zależnie od tego czy nizki, wyższy lub najwyższy egoizm pragnie tego lub in-nego, rozstrzyga obecnie, co jest moralne, lub nie-moralne. Dobro niższe (naprzykład rozkosz zmys-łową) przekładać nad wyżej cenione (naprzykład

6 9

nad zdrowie) uchodzi za rzecz niemoralną, podobnie dobrobyt przekładać nad wolność. Ale hierarchia dóbr wcale nie jest po wszystkie czasy stała i jedna-kowa; jeżeli ktoś przekłada zemstę nad sprawiedli-wość, jest moralny według miary cywilizacyi wcześ-niejszej, według miary cywilizacyi obecnej niemo-ralny. »Niemoralny« oznacza więc, że ktoś jeszcze nie odczuwa motywów wyższych, subtelniejszych, wię-cej duchowych, które za każdym razem przynosi ze sobą cywilizacya nowa, lub nie dość silnie je odczuwa: oznacza jednostkę spóźnioną, ale zawsze tylko w pew-nym stopniu. — Sama hierarchia dóbr nie bywa ustana-wiana i zmieniana według moralnego punktu widze-nia; przeciwnie, raczej zależnie od tego, jak w danej chwili brzmi ustawa, rozstrzyga się, czy postępek jest moralny czy niemoralny.

43.

L u d z i e o k r u t n i p o z o s t a ł o ś c i ą . — Lu-dzie, którzy dziś są okrutni, muszą uchodzić w naszych oczach z a stopnie c y w i l i z a c y i w c z e ś -n i e j s z y c h , przetrwałe do -naszych czasów: w tem miejscu górskie pasmo ludzkości obnaża głębsze for-macye, które kiedyindziej bywają ukryte. Są to ludzie zacofani, których mózg wskutek rozmaitych wypad-ków w przebiegu dziedziczności nie uległ dość de-likatnemu i wielostronnemu przekształceniu. Pokazują oni nam, czem myśmy b y l i wszyscy, i wywołują w nas przerażenie: sami jednak tyleż są za to odpo-wiedzialni, ile łom granitu za to, że jest granitem.

W naszym mózgu muszą znajdować się także wy-żłobienia i zwoje, odpowiadające temu sposobowi myś-lenia, jak w formie pewnych organów ludzkich mu-szą się znajdować wspomnienia o stanie rybim. Ale te wyżłobienia i zwoje przestały być łożyskiem, w którem prąd naszego odczuwania kotłuje się obecnie.

44.

W d z i ę c z n o ś ć i z e m s t a . — Przyczyna, dla-czego możny jest wdzięczny, jest taka. Dobroczyńca swem dobrodziejstwem niejako targa się na sferę możnego i wdziera się w nią: w odwet, gwałci on teraz sferę dobroczyńcy przez akt wdzięczności. Jest to złagodzona forma zemsty. Gdyby nie uczynił za-dość wdzięczności, możny okazałby się bezsilnym i odtąd za takiego uchodził. Oto dlaczego każda spo-łeczność dobrych, co pierwotnie znaczyło możnych, zalicza wdzięczność do najpierwszych obowiązków.— Swift mimochodem rzucił zdanie, że ludzie bywają wdzięczni w takim stosunku, w jakim potrafią żywić zemstę.

45.

P o d w ó j n a p r a h i s t o r y a d o b r a i z ł a . — Pojęcie dobra i zła ma podwójną prahistoryę: miano-wicie po p i e r w s z e w duszy rodów i kast panu-jących. Kto ma moc odpłacania za dobre dobrem,

71 za złe złem, i rzeczywiście to odpłacanie pełni, więc jest wdzięczny i mściwy, tego nazywa się dobrym; kto jest bezsilny i nie może odpłacać, uchodzi za złego. Jako dobry, należy się do »dobrych«, do gminy, która posiada uczucie kastowe, ponieważ wszystkie jednostki splata w jedno duch odwetu. Jako zły, na-leży się do »złych«, do gromady ludzi podbitych, bezsilnych, którzy nie mają żadnego uczucia ka-stowego. Dobrzy są kastą, źli masą, niby pył. Dobrze i źle jest przez pewien czas tyle, co szlachetnie i po-dle, co pan i niewolnik. Przeciwnie, na wroga nie patrzą się jak na złego: ten może odpłacić. W Ho-merze Trojańczyk i Grek, obydwaj są jednakowo dobrzy. Nie ten, który nam wyrządza krzywdę, lecz ten, kto jest godzien pogardy, uchodzi za złego. W gminie dobrych dobro jest dziedziczne; jest rzeczą niemożliwą, żeby z tak dobrej gleby wyrósł zły. Jeśli pomimo to jeden z dobrych uczyni coś, co nie jest godne dobrego, wtedy ucieka się do wybiegów; pomawia się o winę naprzykład boga, mówiąc: on go dotknął ślepotą i obłędem. — P o t e m w duszy uciśnionych, bezsilnych. Tutaj każdy i n n y człowiek uchodzi za wroga, bezwzględnego eksploatatora, okrut-nika, wiarołomcę, czy jest szlachetny, czy podły. Zły jest epitetem charakterystycznym dla człowieka, ba, dla każdej istoty żyjącej, której istnienie się przy-puszcza, naprzykład dla boga; ludzki, boski, to tyle, co dyabelski, zły. Oznaki dobroci, miłosierdzia, litości przyjmuje się z bojaźnią jako podstęp, przygrywkę do strasznego rozwiązania, oszołomienia i wyprowadze-nia w pole, krótko, jako wyrafinowaną złośliwość. Przy takiem usposobieniu umysłu jednostki zaledwie może powstać społeczność, co najwyżej najsurowsza

jej forma: to też wszędzie, gdzie panuje to pojmo-wanie zła i dobra, blizka jest zguba jednostek, ich rodów i ras. — Nasza dzisiejsza moralność wyrosła na gruncie rodów i kast p a n u j ą c y c h .

46.

W s p ó ł c i e r p i e n i e s i l n i e j s z e o d c i e r -p i e n i a . — Są wy-padki, kiedy ws-półcier-pienie jest silniejsze od właściwego cierpienia. Naprzykład od-czuwamy to boleśniej, kiedy który z naszych przyja-ciół popełni coś hańbiącego, niż gdy sami to popeł-niamy. Raz mianowicie, że wierzymy więcej w czy-stość jego charakteru niż on sam; następnie, że nasza miłość ku niemu, prawdopodobnie właśnie wskutek tej wiary, jest silniejsza niż jego miłość ku sobie samemu. Jeżeli nawet jego egoizm w rzeczywistości cierpi więcej na tem niż nasz, ponieważ silniej kładą się nań złe skutki owego przestępstwa, przecież nie-egoistyczność w nas — tego wyrazu nigdy nie na-leży brać ściśle, lecz tylko jako ułatwienie w wysło-wieniu — bardziej jest dotknięta jego winą, niż nie-egoistyczność w nim.

47.

H i p o k o n d r y a . — Są ludzie, którzy ze współ-czucia i troski o inne osoby stają się hipokondry-kami: powstający przytem rodzaj współczucia nie

jest niczem innem jeno chorobą. Podobnie istnieje też hipokondrya chrześcijańska, która napada owych lu-dzi samotnych, poruszonych do głębi religią, wywo-łujących sobie ustawicznie przed oczy mękę i śmierć Chrystusa.

48.

E k o n o m i a d o b r o c i . — Dobroć i miłość jako najzbawienniejsze zioła i moce w obcowaniu z ludźmi są tak cennymi skarbami, że chciałoby się, żeby w używaniu tych balsamicznych środków postępo-wano jak najekonomiczniej: ale to niemożliwa. Eko-nomia dobroci jest marzeniem najśmielszych uto-pistów.

49.

Ż y c z l i w o ś ć . — Między drobnemi ale nie-zmiernie częstemi i dlatego bardzo skutecznemi rze-czami, na które nauka powinna więcej zwracać uwagi, niż na rzeczy wielkie i rzadkie, należy także policzyć życzliwość; mam na myśli owe objawy przy-jaznego usposobienia w obcowaniu, ów uśmiech

w oku, owe uściski dłoni, ową pogodę, którą zazwy-czaj bywają przepojone wszystkie sprawy ludzkie. Każdy nauczyciel, każdy urzędnik ofiarowuje ten przydatek do tego, co jest jego obowiązkiem; jest to ustawiczne objawianie człowieczeństwa, jakby fale jego światła, w których wszystko wzrasta;

szczegół-niej w najciaśszczegół-niejszem kole, pośród rodziny, życie zieleni się i kwitnie tylko dzięki owej życzliwości. Dobrotliwość, przyjacielskość, grzeczność serca są

W dokumencie http://nietzsche.ph f.org/dziela/fn la (Stron 31-62)

Powiązane dokumenty