• Nie Znaleziono Wyników

http://nietzsche.ph f.org/dziela/fn la

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "http://nietzsche.ph f.org/dziela/fn la"

Copied!
243
0
0

Pełen tekst

(1)

Nietzsche Seminarium – projekt zrzeszający polskich badaczy filozofii

Fryderyka Nietzschego poprzez:

– powołany przez Cezarego Wodzińskiego, Bogdana Banasiaka i Pawła

Pieniążka cykl dorocznych konferencji filozoficznych.

– stronę internetową nietzsche.org.pl. Na stronie:

Bibliografia polskich odniesień do Nietzschego

- do 1918 (Marta Kopij)

- z lat 1919-1939 (Grzegorz Kowal)

- z lat 1939-1989 (Jadwiga Sucharzewska)

- po 1989 (Jakub Wroński)

e-Mortkowicz - Cyfrowa reedycja młodopolskiego wydania Dzieł Fryderyka

Nietzschego z zachowaniem paginacji i układu graficznego.

Teksty archiwalne – baza przedwojennych artykułów polskich na temat

Nietzschego

Wieści ze świata Nietzschego: konferencje, seminaria, obronione prace

Opatrzony komentarzem zestaw linków

... i wiele innych

http://nietzsche.org.pl/

Cyfrowa reedycja młodopolskiego wydania Dzieł Fryderyka Nietzschego

z zachowaniem paginacji i układu graficznego.

Nietzsche Seminarium, Łódź-Wrocław 2010

Redakcja: Jakub Wroński, Tymoteusz Słowiński

(2)

W P R Z E K Ł A D Z I E W A C Ł A W A

B E R E N T A ,

K O N R A D A

D R Z E

-WIECKIEGO, L E O P O L D A STAFFA I

STANISŁAWA WYRZYKOWSKIEGO

W Y D A Ł J A K Ó B M O R T K O W I C Z .

W A R S Z A W A M C M V I I I

L U D Z K I E , A R C Y L U D Z K 1 E

TOM PIERWSZY PRZEŁOŻYŁ

K O N R A D

D R Z E W I E C K I

N A K Ł A D J A K Ó B A M O R T K O W 1 C Z A

(3)

KRAKÓW — DRUK W. L. ANCZYCA I SPÓŁKI.

I.

Dosyć często i zawsze z wielkiem zdziwieniem wyrażano przecie mną zdanie, że we wszystkich pis-mach moich, od »Narodzin t r a g e d y i « do ogłoszonej ostatnio »Przygrywki do filozofii przyszłości«, znaj-duje się coś wspólnego i coś, co je wyróżnia: wszyst-kie bez wyjątku, mówiono mi, zawierają pętle i sieci na nieostrożne ptaki i prawie że ustawiczne, niedo-strzegalne wzywanie do odwracania zwykłych sza-cowań i szacownych przyzwyczajeń. Jak to? Jestże w s z y s t k o tylko — ludzkie, arcyludzkie? Z takiem westchnieniem odkłada się pisma moje, nie bez pew-nego rodzaju lęku i niedowierzania względem samej moralności, ba, nie bez pewnej nawet pokusy i ośmie-lenia, żeby samemu stać się obrońcą rzeczy najgor-szych: jak gdyby one były może tylko najbardziej oczernione? Nazwano pisma moje szkołą podejrzenia, więcej jeszcze — pogardy, na szczęście — także i

(4)

wagi, ba, zuchwalstwa. Rzeczywiście, ja sam nie przypuszczam, żeby kiedyś ktoś z równie głębokiem podejrzeniem patrzał w świat, i nietylko jako przy-padkowy rzecznik dyabła, lecz zarówno, wyrażając się teologicznie, jako wróg i zapozywca Boga. Kto odgaduje cokolwiek ze skutków, które gnieżdżą się w każdem głębokiem podejrzeniu, cokolwiek z zię-bienia i trwogi osamotnienia, na które każda bezwa-runkowa o d m i e n n o ś ć w z r o k u skazuje tego, kto jest nią dotknięty, — ten zrozumie, jak często dla odpoczynku po sobie, jakby dla chwilowego zapom-nienia o sobie, starałem się zstąpić dokądkolwiek — w jakiekolwiek uwielbienie lub wrogość, lub nauko-wość, lub lekkomyślność, lub głupstwo; i czemu, gdzie nie znajdowałem tego, czego p o t r z e b o w a ł e m , musiałem sztucznie w y m u s z a ć , narabiać fałszem i poezyą (— i cóż innego robili kiedykolwiek poeci? i pocóżby była tu, na tym świecie, sztuka cała?). A czego ciągle i zawsze najkonieczniej potrzebowa-łem, do swojej kuracyi i ozdrowienia, to była wiara, że się n i e jest na świecie tak jedynym, że się nie w i d z i tak jedynie, — czarownego podejrzewania, pokrewieństwa i jednakowości oka i żądzy, wypo-czynku w zaufaniu przyjacielskiem, ślepoty we dwoje niepodejrzliwej i bez zagadek, rozkoszowania się tem, co na pierwszym planie, powierzchnią, tem, co bliz-kie, najbliższe, barwą, skórą i pozorem. B y ć może, że w tym względzie możnaby mi zarzucić niejedną »sztukę«, niejedno subtelne fałszowanie monet: na-przykład, że przed ślepą szopenhauerowską wolą mo-ralności z wiedzą i wolą zamknąłem oczy, w czasie, kiedym na moralność już był dość jasno widzący; tak samo, że oszukałem się na nieuleczalnej

roman-tyczności Ryszarda Wagnera, jak gdyby ona miała być początkiem, nie zaś końcem; podobnież na Gre-kach, podobnież na Niemcach i ich przyszłości — i byłby może jeszcze bardzo długi spis takich podob-nież? — ale przypuszczając, że to wszystko prawda i zarzuca mi się z dobrą racyą, co wiecie wy o tem, co o tem wiedzieć m o ż e c i e , ile podstępu w celu zachowania siebie, ile rozumu i wyższej pieczy za-wiera się w takiem oszukiwaniu samego siebie, — i ile fałszu jeszcze mi p o t r z e b a , żebym mógł so-bie pozwolić na zbytek prawdziwości s w o j e j ? . . . Dość, żyję jeszcze; a życie przecie nie przez moral-ność zostało wymyślone: ono c h c e ułudy, ono ż y j e ułudą ale nieprawdaż? oto zaczynam już znowu i czynię, co czyniłem zawsze, ja stary immoralista i ptasznik — i mówię niemoralnie, pozamoralnie,

»z poza dobra i zła«? —

2.

— W taki więc sposób, gdy mi ich było po-trzeba, w y n a l a z ł e m sobie i owe »wolne du-chy«, którym poświęcona jest niniejsza smętnie ocho-cza książka pod tytułem »Ludzkie, arcyludzkie«: tego rodzaju »wolnych d u c h ó w « niema, nie było, — ale ja ich wtedy, jak się rzekło, potrzebowałem do towarzystwa, żeby pozostać dobrej myśli pośród złych myśli (choroba, osamotnienie, obczyzna, acedia, bezczynność): jako śmiałych towarzyszy i upiorów, z którymi się gada i śmieje, gdy się ma ochotę do

(5)

4

gadania i śmiechu, i których wyrzuca się do dyabła, gdy stają się nudni, — jako odszkodowania za przy-jaciół, których brak. Żeby podobne duchy wolne kie-dyś istnieć m o g ł y , że nasza Europa będzie miała między swymi synami jutra i pojutrza takich dziel-nych i wesołych towarzyszy, z krwi i ciała, namacal-nych, a nietylko, jak w moim wypadku, jako sche-maty i cienie chińskie, ukazujące się pustelnikowi: o tem ja najmniej chciałbym wątpić. Widzę, że już n a d c h o d z ą , powoli, powoli; i może czynię cokol-wiek, żeby ich przyjście przyśpieszyć, gdy z góry opisuję, w jakich kolejach losu w i d z ę , że powstają, na jakich drogach w i d z ę , że idą ? — —

3.

Można przypuszczać, że dla ducha, w którym typ »ducha w o l n e g o « doszedł do doskonałej dosta-łości i słodyczy, rozstrzygającem zdarzeniem było w i e l k i e z e r w a n i e , i że przedtem tem bardziej był duchem spętanym i, jak się zdawało, na zawsze przywiązanym do swego kąta i słupa. Co pęta naj-mocniej? jakie postronki są prawie nie do zerwania? Dla ludzi wyższego i wybrednego rodzaju będą to obowiązki: ta cześć, właściwa młodzieży, bojaźń i tkliwość względem wszystkiego, co jest zdawna czczone i dostojne, wdzięczność dla ziemi, z któ-rej wyrośli, dla ręki, która ich wiodła, dla świątyni, w której nauczyli się modlić, — nawet najwznioślej-sze chwile będą ich najmocniej pętały, najtrwalej

zobowiązywały. Wielkie zerwanie na spętanych w ten sposób nachodzi nagle, jak trzęsienie ziemi: młoda dusza w jednej chwili zostaje wstrząśnięta, oder-wana, wyroder-wana, — nie pojmuje sama, co się dzieje. Popęd i przypływ władać zaczyna i staje się jej pa-nem niby rozkaz; budzą się wola i pragnienie iść precz, dokądkolwiek, za wszelką cenę; we wszystkich zmysłach bucha płomieniem i żarzy się gwałtowna, niebezpieczna ciekawość nieodkrytego świata. »Raczej umrzeć, niż żyć t u t a j « — tak brzmi głos rozkazu-jący i pokusa: a to »tutaj«, »w d o m u « jest wszyst-kiem, co dotychczas kochała! Nagłe przerażenie i dejrzenie względem tego, co kochała, błyskawica po-gardy na to, co nazywała swym »obowiązkiem«, bun-townicze, samowolne, wulkaniczne, popychające prag-nienie pielgrzymstwa, obczyzny, obcości, oziębienia, wytrzeźwienia, zlodowacenia; nienawiść miłości, może świętokradzkie sięgnięcie i spojrzenie w s t e c z , w to miejsce, gdzie dotychczas modliła się i kochała; może żar wstydu za to, co właśnie czyniła, a zara-zem okrzyk radosny, że to czyniła, pijany, wewnętrzny, radosny dreszcz, który zapowiada zwycięstwo — zwy-cięstwo? nad czem? nad kim? zagadkowe, obfitujące w pytania, wątpliwe zwycięstwo, ale zawsze p i e r w -s z e zwycię-stwo: — podobnie złe i bole-sne rzeczy, wszystko to jest w historyi wielkiego zerwania. Jest ono chorobą zarazem, która może zrujnować czło-wieka, ten pierwszy wybuch siły i woli do postano-wienia o sobie, do oznaczenia własnej wartości, ta wola w o l n e j woli: ileż choroby wyraża się w dzikich usiłowaniach i dziwactwach, któremi teraz w y z w o -lony, oderwany próbuje dowieść swego panowania nad rzeczami! Włóczy się jak okrutnik, z

(6)

niezaspo-kojoną pożądliwością; co zdobędzie, to musi odpokuto-wać niebezpieczne napięcie jego dumy; rozrywa, co go nęci. Ze złym śmiechem obraca w rękach, co znajduje przysłoniętem, oszczędzonem przez jakikol-wiek wstyd; próbuje, jak wyglądają te rzeczy, g d y je odwrócić. Jest w tem samowola i rozkoszowanie się samowolą, jeśli teraz, być może, zwraca swoje względy do tego, co dotychczas używało złej sławy, — jeśli, ciekawy i kuszony, krąży koło rzeczy najbardziej zakazanych. W głębi jego przygód i włóczęgi — jest on bowiem w drodze niespokojny i bez celu jak w pustyni — kryje się znak zapytania coraz niebezpieczniejszej ciekawości. »Czy nie można w s z y s t -k i c h wartości odwrócić? a może dobro jest złem? a B ó g tylko wynalazkiem i sztuczką dyabła? Może ostatecznie wszystko jest fałszem? A jeżeli jesteśmy oszukani, to czy nie jesteśmy właśnie przez to oszus-tami? c z y też nie m u s i m y nimi być?« — takie myśli wodzą go i uwodzą, uwodzą coraz dalej, coraz dalej odwodzą. Samotność okrąża go, opasuje go, coraz groźniej, coraz silniej dławi, coraz mocniej ściska serce, ta straszliwa bogini i mater sacra

cupi-dinum — ale kto dziś wie, co jest s a m o t n o ś ć ? . . . .

4.

Od tego chorobliwego osamotnienia, z pustyni takich lat próby jeszcze droga daleka do niezmiernej, zalewającej pewności i zdrowia, które nawet bez cho-roby obejść się nie może, jako bez środka i haczyka

do wędki poznania, do d o j r z a ł e j wolności ducha, która jest zarówno opanowaniem siebie i chowem serca, jak otwiera drogi do wielu i przeciwnych so-bie sposobów myślenia — do tej wewnętrznej po-jemności i wybredności nadmiernego bogactwa, które wyłącza niebezpieczeństwo, że nuż duch sam we własnych drogach się zgubi i zakocha i oszołomiony zasiądzie w jakimkolwiek kącie, aż do nadmiaru pla-stycznych, uleczających, naśladujących i uzdrawiają-cych sił, który właśnie jest oznaką w i e l k i e g o zdrowia, do tego nadmiaru, który duchowi wolnemu nadaje niebezpieczny przywilej żyć na p r ó b ę i móc wystawiać się na przygody: przywilej mistrzostwa, przywilej wolnego ducha! Pośrodku mogą leżeć dłu-gie lata powrotu do zdrowia, lata pełne wielobarw-nych, boleśnie uroczych przemian, opanowane i pro-wadzone n a cuglach przez upartą w o l ę z d r o w i a , która często już niby zdrowie ośmiela się odziewać i przeodziewać. B y w a wtedy stan pośredni, o którym człowiek z takim losem nie może potem wspomnieć bez wzruszenia: blade, delikatne światło i słoneczne szczęś-cie jest mu właściwe, uczuszczęś-cie wolności ptaka, ptasi rzut oka, junactwo ptasie, coś pośredniego, w czem złączyły się ciekawość z subtelną pogardą. »Wolny duch« — to chłodne słowo wzbudza w tym stanie błogość, ogrzewa prawie. Żyje się już bez więzów miłości i nienawiści, bez »tak», bez »nie«, to blizko, to daleko, zależnie od woli, najchętniej wymykając się, wymijając, zrywając się, to precz, to w z w y ż odlatu-jąc; jest się rozpieszczonym, jak ktoś, co niegdyś niezmiernie wiele różnych rzeczy widział p o d sobą, — i staje się przeciwieństwem tych, co się troszczą o rzeczy, które ich wcale nie obchodzą. W

(7)

rze-8

czy samej, wolnego ducha obchodzą teraz same rze-czy — i ile rzerze-czy! — o które on już nie zna t r o s k i . . . .

5.

Krok dalej w powrocie do zdrowia: i wolny duch zbliża się znowu do życia, co prawda powoli, prawie opierając się, prawie z niedowierzaniem. Znowu robi się koło niego cieplej, jak gdyby żółciej; uczucie i współczucie nabierają głębokości, odwilże wszelkiego rodzaju przeciągają ponad nim w dal. Na duchu mu niemal tak, jak gdyby mu dopiero teraz otworzyły się oczy na to, co b l i z k o . Jest zdziwiony i staje w zadumie: gdzież więc b y ł ? Te rzeczy blizkie i najbliższe: jakżeż mu się odmie-niły! jakiego puszku i czaru przez ten czas nabrały! Z wdzięcznością spogląda wstecz, — z wdzięcznością dla swego pielgrzymstwa, dla swojego hartu i obcości względem samego siebie, dla swoich spojrzeń w dal i wzlotów ptaka w mroźne wyżyny. Jak dobrze, że niby wychuchany, osowiały piecuch nie został na zawsze »w domu«, zawsze »u s i e b i e ! « On był p o z a sobą: żadnej wątpliwości. Dopiero teraz ogląda sa-mego siebie —, i jakież niespodzianki przytem od-k r y w a ! Jaod-kie niezaznawane dreszcze! Jaod-kie szczęście nawet w znużeniu, w dawnej chorobie, w recydywach powracającego do zdrowia. Jak mu dobrze ze swem cierpieniem siedzieć spokojnie, prząść nitki cierpli-wości i leżeć na słońcu! Kto zna się jak on na

szczęściu zimowem, na plamach słonecznych na mu-rze! Są to najwdzięczniejsze stworzenia na świe-cie, a także najmniej wymagające, ci znowu do ży-cia napoi zwróceni, powracający do zdrowia i jasz-czurki: są między nimi tacy, którzy nie opuszczą ani jednego dnia, żeby do ciągnącego się za nim kraju szaty nie przyczepić krótkiej pieśni pochwalnej. A mówiąc poważnie: jest to gruntowna k u r a -c y a na wszelki pesymizm (rak dawny-ch idealistów i kłamczuchów, jak wiadomo — ) , być chorym na sposób tych duchów wolnych, dobrą chwilę pozosta-wać chorym, a potem dłużej, jeszcze dłużej stapozosta-wać się zdrowym, myślę, »zdrowszym«. Na tem polega mądrość, mądrość życiowa, samemu sobie przez długi czas przepisywać zdrowie w małych dozach.

6.

Około tego czasu może się zdarzyć, że w prze-błyskach jeszcze nieposkromionego, jeszcze zmiennego zdrowia wolnemu, coraz wolniejszemu duchowi za-cznie się odsłaniać zagadka tego wielkiego zerwania, która dotychczas oczekiwała ciemna, pełna pytań, prawie nieuchwytna w jego pamięci. Jeżeli przez długi czas ledwie miał odwagę pytać siebie, »czemu tak na uboczu? tak samotnie? wyrzekać się wszyst-kiego, co czciłem? samego czczenia nawet? czemu ta twardość, podejrzenie, nienawiść własnych cnót?« — dziś w a ż y się i pyta głośno i słyszy już coś jak od-powiedź. »Winieneś był panem nad sobą stać się,

(8)

pa-nem także własnych cnót. Dawniej o n e były twymi panami; lecz teraz winny się stać narzędziami twemi, narówni z innemi. Winieneś był posiąść władzę nad swojem »za« i »przeciw« i nauczyć się wywieszać i chować je według swych celów wyższych. Winie-neś był nauczyć się pojmować, co w każdym sza-cunku wartości jest perspektywicznego — przekształ-cenie, wykrzywienie i pozorną teleologię horyzontów i wszystko, co należy do perspektywy; a także po-trzebną dozę głupoty względem wartości przeciwnych i cały uszczerbek intelektualny, którym przypłaca się każde »za«, każde »przeciw«. Winieneś był nauczyć się rozumieć, ile jest k o n i e c z n e j niesprawiedli-wości w każdym »za« i »przeciw«, niesprawiedliwości, nieodłącznej od życia, życie samo jako z a w a -r u n k o w a n e p-rzez pe-rspektywiczność i swoją nie-sprawiedliwość. Przedewszystkiem winieneś był wi-dzieć własnemi o c z y m a , gdzie jest niesprawiedli-wość największa: tam mianowicie, gdzie życie jest rozwinięte na najmniejszą, najwęższą, najskąpszą, naj-pierwotniejszą miarę, a mimo wszystko nie przestaje uważać s i e b i e za cel i miarę rzeczy i kwoli swemu zachowaniu — skrycie i w sposób małostkowy a nie-ustannie — wykruszać i podawać w wątpliwość tego, co wyższe, większe, bogatsze. Winieneś był zagadnie-nie h i e r a r c h i i ujrzeć własnemi oczyma, oraz i to, jak siła, prawo i pojemność perspektywy łącznie w w y ż rosną. »Winieneś był« — dość, wolny duch w i e odtąd, jakiego » w i n i e n e ś « słuchał, i także, co teraz m o ż e , do czego dopiero teraz — ma p r a w o —

7.

Tak oto duch wolny odpowiada sobie na za-gadkę zerwania i kończy na tem, że, uogólniając rzecz, tak swoją przygodę rozstrzyga. »Jak się mnie przydarzyło, powiada sobie, tak się musi przydarzyć każdemu, w kim z a d a n i e chce stać się ciałem i »przyjść na świat«. Tajemna władza i konieczność tego zadania rządzić będzie popod jego wszystkimi losami i w nich na podobieństwo ciąży nieświadomej. — na długo, nim sam to zadanie zmierzy okiem i pozna je z imienia. Przeznaczenie rozrządza nami nawet wtedy, gdy go jeszcze nie znamy: przyszłość przepisuje prawidła naszemu dzisiaj. Założywszy, że z a -g a d n i e n i e h i e r a r c h i i jest za-gadnieniem, o któ-rem mamy prawo powiedzieć, że jest n a s z e m za-gadnieniem, jako duchów wolnych: teraz w południu swego życia rozumiemy dopiero, jakich przygotowań, obejść, prób, usiłowań, przebrań potrzebowało zagad-nienie, zanim m o g ł o przed nami wystąpić; jak mu-sieliśmy przedtem doznać na duszy i ciele najroz-maitszych i najsprzeczniejszych stanów nędzy i szczęś-cia; jako awanturnicy i żeglujący dokoła ziemi w tym świecie wewnętrznym, który nazywa się »człowiek»; jako wymierzający każde »wyżej« i »jedno nad dru-giem«, co także nazywa się »człowiek« — wciskając się wszędzie, prawie bez trwogi, niczem nie pogar-dzając, niczego nie roniąc, wszystkiego smakując, wszystko z przypadkowości oczyszczając i niby prze-siewając — aż w końcu mogliśmy powiedzieć, my duchy wolne: »Tutaj — n o w e zagadnienie! Tutaj wysoka drabina i stopnie, na których sami

(9)

siedzie-9.

Żadnemu psychologowi, żadnemu wróżkowi ani przez chwilę nie będzie tajno, do którego stadyum, w dopiero co przedstawionym rozwoju, książka ni-niejsza należy (lub w którem u m i e s z c z o n a zo-stała—). Ale gdzie są teraz psychologowie? We Fran-cyi, — zapewne; może w Rosyi; z pewnością nie w Niemczech. Nie brak przyczyn, dlaczegoby Niemcy dzisiejsi mogli to sobie nawet za honor poczyty-wać; tem gorzej dla tego, kto w tym względzie nie po niemiecku urobiony i zdarzony został! Ta książka n i e m i e c k a , która umiała znaleźć czytelników w szerokiem kole krajów i ludów — już prawie dziesięć lat, jak jest w drodze — i musi się znać na jakiejś muzyce i sztuce fletowej, które skusiły do słuchania nawet oporne uszy cudzoziemców, — właśnie w Niemczech książka ta najniedbalej była czytana, najgorzej s ł u c h a n a : skądże to pocho-dzi ? — »Wymaga ona za wiele, odpowiepocho-dziano mi, zwraca się do ludzi wolnych od musu grubych obowiązków, w y m a g a delikatnych i wybrednych zmysłów, potrzebuje obfitości, obfitości czasu, jas-ności nieba i serca, otium w najzuchwalszem zna-czeniu: — samych dobrych rzeczy, których my liśmy, na które sami wstąpiliśmy, — którymi sami niegdyś b y l i ś m y . Tutaj wyżej, głębiej, pod nami, straszliwie długi szereg, hierarchia, którą w i d z i m y : tutaj n a s z e z a g a d n i e n i e ! « — —

13 Niemcy dzisiejsi nie posiadamy, a więc też dać nie możemy.« — Po tak grzecznej odpowiedzi radzi mi moja filozofia zamilknąć i o więcej nie pytać; zwłasz-cza że w pewnych wypadkach, jak napomyka przy-słowie, n i e p r z e s t a j e s i ę b y ć filozofem tylko dlatego, że się — milknie.

(10)
(11)

C h e m i a p o j ę ć i u c z u ć . — Zagadnienia fi-lozoficzne przybierają teraz znowu prawie na wszyst-kich punktach tę samą formę, jak przed dwoma tysiącami lat: jak może coś powstać ze swego prze-ciwieństwa, naprzykład rzecz rozumna z niero-zumnej, czująca z martwej, logiczność z nielogiczno-ści, postrzeganie bezinteresowne z pożądliwego chce-nia; życie dla innych z egoizmu, prawda z błędów? Filozofia metafizyczna dawała sobie dotychczas radę z temi trudnościami w ten sposób, że zaprzeczała po-wstawania jednej rzeczy z drugiej i dla rzeczy wyżej szacowanych uznawała pochodzenie cudowne, wprost z jądra i istoty »rzeczy samej w sobie«. Przeciwnie filozofia historyczna, której zgoła nie można sobie wyobrazić oddzielnie od nauki przyrody, najmłodszej ze wszystkich metod filozoficznych, dobadała się w oddzielnych wypadkach (a przypuszczalnie we wszystkich będzie to jej wynikiem), że niema przeci-wieństw, oprócz w nawykowej przesadzie popular-nego lub metafizyczpopular-nego pojmowania, i że w podstawie tego przeciwstawiania tkwi błąd rozumu: według jej objaśnienia, wziąwszy ściśle, niema ani postępowania

(12)

nieegoistycznego, ani postrzegania zupełnie bezintere-sownego, jedno i drugie są tylko zsublimowaniami, z których, jak się wydaje, pierwiastek zasadniczy prawie się ulotnił i którego obecność ukazuje się tylko naj-subtelniejszej obserwacyi. — Wszystko, czego potrze-bujemy i co dopiero może być nam dane przy teraź-niejszej wysokości oddzielnych nauk, to c h e m i a wyobrażeń i uczuć moralnych, religijnych, estetycz-n y c h , tak samo wszystkich tych poruszeń, które w obcowaniu cywilizacyjnem i społecznem na wielką i małą skalę, ba, w samotności, na sobie przeżywamy: a cóż, gdyby ta chemia skończyła na wyniku, że i w tej dziedzinie najwspanialsze barwy otrzymuje się z po-dłych, ba, pogardzanych materyi? Wielu będzie miało ochotę, dążyć za takiemi badaniami? Ludzkość lubi sobie wybijać z głowy pytania o pochodzeniu i po-czątku: czy nie trzeba być niemal pozbawionym przy-rodzenia ludzkiego, żeby przeciwną skłonność w so-bie odczuwać? —

2.

D z i e d z i c z n a w a d a f i l o z o f ó w . — W s z y s c y filozofowie mają wspólną wadę, że za punkt wyjścia biorą człowieka teraźniejszego i myślą, że przez ana-lizę jego dojdą do celu. Mimo woli unosi się przed nimi »człowiek« jako aeterna veritas, jako coś pozo-stającego tem samem we wszelkim wirze, jako nie-zawodna miara rzeczy. Wszystko, co filozof wypo-wiada o człowieku, jest przecie w gruncie niczem więcej tylko świadectwem o człowieku bardzo

19 o g r a n i c z o n e g o przeciągu czasu. Brak zmysłu hi-storycznego jest dziedziczną wadą wszystkich filozo-fów, wielu nawet bierze nieopatrznie najnowsze ukształtowanie człowieka, jakie powstało pod wpły-wem określonych religii, nawet określonych wydarzeń politycznych, za formę stałą, którą należy brać za punkt wyjścia. Nie chcą oni się tego nauczyć, że człowiek »stał się«, że zdolność poznawania także »stała się«; tymczasem niektórzy z nich z tej zdolno-ści poznawania nawet cały świat sobie przędą. A tym-czasem, wszystko, co jest i s t o t n e g o w rozwoju ludzkim, odbyło się w czasach zamierzchłych na długo przed owemi 4000 lat, które mniej więcej znamy; w tych ostatnich bodaj że człowiek już niewiele się zmienił. I oto filozof widzi »instynkty« w teraź-niejszym człowieku i przypuszcza, że one należą do niezmiennych faktów w człowieku i przeto mogą wy-dać klucz do zrozumienia świata wogóle: cała teleo-logia jest zbudowana na tem, że o człowieku z ostatnich czterech tysiącoleci mówi się jako o w i e c z -n y m , ku któremu wszystkie rzeczy w świecie od samego początku mają naturalny kierunek. Przecież wszystko się stawało; n i e m a f a k t ó w w i e c z n y c h : jak niema prawd absolutnych. — Tedy f i l o z o f o w a -n i e h i s t o r y c z -n e jest odtąd ko-niecz-ne, a obok niego cnota skromności.

3.

O c e n i a n i e p r a w d n i e p o z o r n y c h . — Jest to cechą wyższej cywilizacyi, że drobne,

(13)

zorne prawdy, znalezione zapomocą ścisłej metody, ceni się wyżej od uszczęśliwiających i oślepiających błędów, pochodzących od epok i ludzi z okresu me-tafizycznego i artystycznego. Nasamprzód względem pierwszych ma się szyderstwo na ustach, jak gdyby w tym wypadku nie mógł istnieć żaden stosunek równości: tak skromnie, prosto, trzeźwo, ba, napo-zór onieśmielająco występują te, tak pięknie, z takim przepychem, upajająco, b a , może uszczęśliwiająco występują tamte. Lecz to, co zdobyte mozolnie, co pewne i trwałe, i dlatego pełne następstw dla wszel-kiego dalszego poznania, jest przecież wyższe; tego się trzymać jest rzeczą męską i dowodem dzielności, prostoty, wstrzemięźliwości. Stopniowo nietylko je-dnostka, lecz cała ludzkość wzniesie się do tej mę-skości, gdy się w końcu przyzwyczai do wyższej oceny wytrzymałych, trwałych owoców poznania i straci wszelką wiarę w natchnienie i cudowne komuniko-wanie prawd. — Czciciele f o r m , rozumie się, ze swoją miarą piękna i wzniosłości, będą mieli z początku dostateczne racye do drwin, skoro cenienie niepozor-nych prawd i duch naukowy poczną dochodzić do panowania: ale tylko dlatego, że albo ich oko jeszcze się nie otworzyło na urok formy n a j p r o s t s z e j , albo dlatego, że ludzie wychowani w tym duchu jeszcze długo nie będą nim przeniknięci zupełnie i wewnętrznie, tak, iż zawsze jeszcze będą bezmyśl-nie naśladowali (i to dosyć licho, jak to czyni każdy, któremu rzecz nie bardzo na sercu leży) formy stare. Niegdyś duch nie był zaprzątnięty ścisłem myśle-niem, wtedy rzeczą dlań najważniejszą było przędze-nie nici symbolów i form. To się zmieniło; ta po-waga w symbolice stała się cechą cywilizacyi niż

szej. Jak same sztuki nasze stają się coraz intelek-tualniejsze, nasze zmysły więcej duchowe, i jak na-przykład dzisiaj zupełnie inaczej się o tem sądzi, co dla zmysłów jest dźwięczne, niż przed 100 laty: tak też formy naszego życia stają się coraz więcej d u c h o w e , dla oka dawniejszych czasów może b r z y d -s z e , ale tylko dlatego, że patrzeć nie potrafi, jak królestwo wewnętrznego, duchowego piękna usta-wicznie się pogłębia i rozszerza, i o ile dla nas wszystkich obecnie pełne ducha spojrzenie więcej może być warto od najpiękniejszej budowy człon-ków i najwznioślejszej budowli.

4.

A s t r o l o g i a i r z e c z y p o k r e w n e . — Praw-dopodobna, że przedmioty uczuć religijnych, etycz-nych i estetyczetycz-nych również należą tylko do po-wierzchni rzeczy, tymczasem człowiek chętnie wie-rzy, że w tym przynajmniej wypadku dotyka się serca świata; łudzi się, ponieważ te rzeczy tak głęboko go uszczęśliwiają i tak głęboko czynią nieszczęśliwym, i okazuje w tym wypadku taką samą dumę, jak w astrologii. Ta bowiem mniema, że niebo i gwiazdy obracają się koło losu człowieka; człowiek zaś mo-ralny przypuszcza, że to, co jemu istotnie leży na sercu, musi też być istotą i sercem rzeczy.

(14)

5.

6.

D u c h n a u k i s i l n y w c z ę ś c i , n i e w c a -ł o ś c i . — Wyodrębnione n a j m n i e j s z e dziedziny nauki są obrabiane wyłącznie przedmiotowo:

nato-miast ogólne wielkie nauki, rozważane jako całość, kładą na usta pytanie — pytanie prawdziwie nieprzed-m i o t o w e — : po co? z jakinieprzed-m pożytkienieprzed-m? Z tego względu na pożytek traktuje się je w całości mniej nieoso-bowo, niż w częściach. A w filozofii dopiero, jako na szczycie ogólnej piramidy wiedzy, mimo woli zo-staje rzucone pytanie o pożytku poznania wogóle, i każda filozofia posiada nieświadomie zamiar przy-pisywania mu n a j w i ę k s z e j pożyteczności. Dlatego w każdej filozofii tyle górnolotnej metafizyki i taka B ł ę d n e p o j m o w a n i e s n u . — W epoce su-rowej, najpierwotniejszej cywilizacyi człowiek wierzył, ż e w e śnie poznaje i n n y ś w i a t r z e c z y w i -s t y ; w tem początek w-szelkiej metafizyki. Gdyby nie sen, nie znalezionoby żadnego powodu do rozdziela-nia świata. Rozkładanie na duszę i ciało jest zawsze związane z najdawniejszem pojmowaniem snu, tak samo wiara w pozorne istnienie ciała duszy, więc pochodzenie wszelkiej wiary w duchy i prawdopo-dobnie także wiary w bogów. »Zmarły wciąż żyje, p o n i e w a ż ukazuje się żyjącym we śnie«: tak wnios-kowano niegdyś, w ciągu wielu tysięcy lat.

niechęć do rozwiązań fizycznych, wydających się małoznaczącemi; gdyż znaczenie poznania dla życia p o w i n n o w y d a w a ć się jak największem. W tem kryje się antagonizm między oddzielnemi dziedzinami naukowemi a filozofią. Ta chce tego, czego chce sztuka, życiu i działaniu nadać jak największą głę-bię i znaczenie; w tamtych szuka się poznania i ni-czego więcej — cokolwiekby miało z tego wyniknąć. Nie było dotychczas jeszcze filozofa, pod którego rę-kami filozofia nie stawałaby się apologią poznania; na tym punkcie przynajmniej każdy z nich jest optymi-stą, że winna mu być przyznana najwyższa pożytecz-ność. W s z y s c y oni są tyranizowani przez logikę: a ta z istoty swej jest optymizmem.

7.

C o z a m ą c ą p o k ó j w n a u c e . — Filozofia odłączyła się od nauki, kiedy postawiła pytanie: jakie jest to poznanie świata i życia, z którem człowiek żyje najszczęśliwiej? A stało się to w szkołach sokratycznych: przez zajęcie punktu widzenia s z c z ę ś -c i a , przewiązało się arterye badaniu naukowemu — i robi się to dziś jeszcze.

8.

P n e u m a t y c z n e o b j a ś n i e n i e p r z y r o d y . Metafizyka objaśnia księgę przyrody niejako

(15)

pneu-m a t y c z n i e , Kościół i jego uczeni robili to niegdyś z Biblią. Trzeba mieć bardzo dużo rozumu, żeby do przyrody zastosować ten sam rodzaj ścisłej sztuki objaśniania, jaką obecnie filologowie stworzyli dla wszystkich książek: z zamiarem pojmowania poprostu, co mówi pismo, nie zaś wietrzenia p o d w ó j -n e g o se-nsu, ba, -nawet przypuszcza-nia go -napew-no. L e c z jak nawet co do książek zła sztuka objaśniania zgoła nie została zupełnie przezwyciężona i ustawicz-nie w najlepszem, wykształconem towarzystwie czło-wiek ciągle się potyka o resztki wykładu alegorycz-nego i mistyczalegorycz-nego: tak też ma się i z przyrodą — ba, o wiele gorzej jeszcze.

9.

Ś w i a t m e t a f i z y c z n y . — T o prawda, świat metafizyczny m ó g ł b y istnieć; bodaj czy można zwalczać jego absolutną możliwość. Wszystkie rzeczy widzimy przez głowę ludzką i g ł o w y tej uciąć nie możemy; tymczasem pozostaje przecież pytanie, coby się zostało ze świata, gdyby się ją jednak ucięło. Jest to zagadnienie czysto naukowe i niezbyt stworzone na to, żeby ludziom przyczyniać kłopotu; lecz wszystko, co przypuszczenia metaficzne czyniło dotychczas dla ludzi c e n n e m i , p r z e r a ż a j ą c e m i , p r z y j e m -n e m i , co wytworzyło je, jest -namięt-nością, błędem i oszukiwaniem siebie; jak najgorsze metody poznania, nie jak najlepsze nauczyły w to wiary. Kiedy od-kryto, że te metody są fundamentem wszystkich współczesnych religii i metafizyk, obalono je. Wtedy

pozostawała zawsze jeszcze tamta możliwość; ale z nią zgoła nic począć nie można, a cóż dopiero, od przędzy takiej możliwości czynić zależnem szczęście, los i życie. — Bowiem zgoła nic nie możnaby było wy-powiedzieć o świecie metafizycznym, tylko, że jest to coś innego, niedostępne, niepojęte »coś innego«; by-łaby to rzecz z własnościami negatywnemi. — Gdyby istnienie takiego świata dowiedzione było jak najle-piej, pozostałoby przecież rzeczą pewną, iż najobo-jętniejszem poznaniem byłoby właśnie jego poznanie: obojętniejszem jeszcze, niż dla żeglarza, gdy mu grozi niebezpieczeństwo burzy, poznanie analizy chemicz-nej wody.

10.

N i e s z k o d l i w o ś ć m e t a f i z y k i w p r z y -s z ł o ś c i . — Skoro pow-stanie religii, -sztuki i moralności zostało tak opisane, że można je zupełnie objaśnić sobie, bez uciekania się do przypuszczeń m e t a f i -z y c -z n e g o w d a w a n i a s i ę n a poc-zątku i w ciągu drogi, znika najsilniejsze zainteresowanie się czysto teoretycznem zagadnieniem »rzeczy samej w sobie« i »zjawiskiem«. Jakkolwiekby się teraz z tem rzecz miała: przez religię, sztukę i moralność nie docieramy do »istoty świata samej w sobie«; znajdujemy się w obrębie wyobrażeń, żadne »przeczucie« nie może nas zawieść dalej. Jak bardzo nasz obraz świata może się różnić od odgadniętej istoty świata, to py-tanie z zupełnym spokojem zostawi się psychologii i historyi rozwoju organizmów i pojęć.

(16)

11.

M o w a j a k o d o m n i e m a n a n a u k a . — Zna-czenie mowy w rozwoju cywilizacyi polega na tem, że człowiek umieścił w niej swój własny świat obok innego, punkt, który uważał za dosyć mocny, żeby z niego pozostały świat poruszyć z posad i stać się jego panem. O ile człowiek wierzył w ciągu długich okresów czasu w pojęcia i nazwy rzeczy jako w aeternae veritatis, nabył owej dumy, z którą wynosił się nad zwierzę: myślał, że w mowie po-siada rzeczywiście znajomość świata. T w ó r c a wyra-zów nie był wcale tak skromny, żeby mniemać, iż właśnie nadaje rzeczom tylko nazwy, wyrażał raczej w wyrazach, jak mu się roiło, najwyższą wiedzę o rzeczach; rzeczywiście mowa jest pierwszym stop-niem starań koło nauki. W i a r a w z n a l e z i o n ą p r a w d ę i w tym wypadku jest tem, z czego wypły-nęły najpotężniejsze źródła siły. O wiele później — dopiero teraz — świta ludziom, że tą swoją wiarą w mowę propagowali błąd niesłychany. Szczęściem za późno, żeby można było odrobić rozwój rozumu, który opierał się na tej wierze. — I l o g i k a spoczywa na przypuszczeniach, którym nic nie odpowiada w świe-cie rzeczywistym, naprzykład na przypuszczeniu, że rzeczy bywają równe, że ta sama rzecz bywa iden-tyczna w różnych punktach czasu: lecz ta nauka powstała z wierzeń przeciwnych (że coś podobnego w świecie rzeczywistym w każdym razie istnieje). Podobnie rzecz się ma z m a t e m a t y k ą , któraby napewno nie była powstała, gdyby wiedziano z sa-mego początku, że w przyrodzie niema dokładnie

27

12.

S e n i c y w i l i z a c y a . — Funkcyą mózgową, którą sen najwięcej zmienia, jest pamięć: nie żeby zupełnie pauzowała — lecz sprowadzoną zostaje do stanu niedoskonałości, w jakim w czasach pierwot-nych ludzkości może znajdowała się w każdym za dnia i czuwania. Samowolna i splątana, taką bo jest, ustawicznie miesza rzeczy na podstawie najlżejszych podobieństw: ale właśnie z taką samowolą i bałamuc-twem ludy ułożyły swą mitologię i dziś jeszcze po-dróżnicy raz wraz spostrzegają, jak bardzo dziki jest skłonny do zapominania, jak duch jego po krótkiem napięciu pamięci poczyna się słaniać tu i tam, a on, z samego znużenia, wypowiadać kłamstwa i głup-stwa. A my w s z y s c y jesteśmy we śnie jak ten dziki; złe rozpoznawanie i błędne zrównywanie jest przy-czyną złego wnioskowania, które popełniamy we śnie: tak że aż przerażamy się samych siebie, gdy wyraźnie uprzytamniamy sobie sen, iż tyle szaleństwa kryjemy w sobie. — Zupełna wyrazistość wszystkich wyobrażeń sennych, która ma jako założenie bezwa-runkową wiarę w ich rzeczywistość, przypomina nam znowu dawniejsze stany ludzkości, w których halu-cynacya była nadzwyczaj częsta i czasami ogarniała jednocześnie całe gminy, całe ludy. Tak oto: we śnie i sennych widzeniach odrabiamy jeszcze raz pensum dawniejszej ludzkości.

prostej linii, prawdziwego kola, absolutnej miary wielkości.

(17)

13.

L o g i k a w i d z e ń s e n n y c h . — W e śnie nasz system nerwowy bywa ustawicznie podniecany przez różnorodne pobudki wewnętrzne, prawie wszystkie organy wyodrębniają się i są czynne, krew odbywa swój burzliwy obieg, położenie śpiącego uciska dzielne członki, kołdry wpływają rozmaicie na od-czuwanie, żołądek trawi i niepokoi inne organy swymi ruchami, kiszki sprawują swój ruch robacz-kowy, pozycya głowy pociąga za sobą niezwyczajne ułożenie mięśni, nogi, bose, nie uciskające ziemi deszwami, powodują uczucie czegoś niezwykłego, po-dobnie odmienne ubranie całego ciała, — wszystko to, według codziennej zmiany i stopnia, pobudza swoją niezwykłością cały system nerwowy aż do funkcyi mózgu włącznie: i oto setki powodów dla ducha do zdziwienia i szukania p r z y c z y n tego podniecenia: a widzenie senne jest s z u k a n i e m i w y o b r a ż a n i e m s o b i e p r z y c z y n wznieco-nych uczuć, to jest przyczyn rzekomych. Kto, na-przykład, opasze swe nogi dwoma rzemieniami, pewno śni, że dwa węże ściskają mu nogi: jest to najprzód hipotezą, następnie wiarą, z towarzyszącem jej pla-stycznem wyobrażeniem i zmyśleniem poetycznem: »te węże muszą być causa tamtego uczucia, które ja, śpiący, posiadam«, — tak sądzi duch śpiącego. Tak rozeznana najbliższa przeszłość staje się dlań teraźniejszością, dzięki podnieconej fantazyi. Każdy wie z doświadczenia, jak prędko śniący wplata w swe senne widzenie silny, uderzający go ton, naprzykład głos dzwonu, wystrzały armatnie, to

jest, jak go potem na w s p a k objaśnia, to jest m n i e m a , że nasamprzód przeżywa okoliczności, które go spowodowały, a potem ów ton. — Czem się to jednak dzieje, że duch śniącego zawsze tak błędnie trafia, gdy tymczasem ten sam duch na jawie zwykle bywa tak trzeźwy, ostrożny, a w stosunku do hipo-tez tak sceptyczny? — że mu wystarcza pierwsza lepsza hipoteza do objaśnienia uczucia, żeby zaraz w jej prawdziwość uwierzyć? (Bowiem we śnie wie-rzymy w sen, jak gdyby on był rzeczywistością, to jest uważamy swoją hipotezę za zupełnie dowie-dzioną.) — Ja sądzę: jak człowiek jeszcze teraz wnios-kuje we śnie, tak wnioskowała ludzkość na j a w i e t a k ż e przez wiele tysięcy lat: pierwsza causa, która nasuwała się duchowi, żeby coś, co potrzebowało objaśnienia, objaśnić, wystarczała mu i uchodziła za prawdę. (Tak postępują dziś jeszcze dzicy według opowiadań podróżników.) We śnie wciąż jeszcze działa w nas ten prastary pierwiastek ludzki, g d y ż jest podstawą, na której rozwinął się rozum wyższy, i w każdym człowieku jeszcze się rozwija: sen przenosi nas znowu z powrotem w dalekie strony cywilizacyi ludzkiej i daje w rękę środek lepszego ich poznania. Myślenie we śnie stało się dla nas tak łatwe, ponieważ tak dobrze zostaliśmy wymustro-wani podczas niezmiernie długiej drogi rozwoju ludz-kości właśnie w tej formie fantastycznego i taniego objaśniania zapomocą tego, co pierwsze się nawinie. O tyle sen jest wypoczynkiem dla mózgu, który za dnia jest powołany do surowszych wymagań w myś-leniu, jak je stawia wyższa cywilizacya. — Pokrewne zjawisko możemy spostrzec na umyśle czuwającym i właśnie jako wrota i przedsionek do sennego

(18)

wi-dzenia. Jeżeli zamkniemy oczy, mózg wytwarza mnó-stwo wrażeń świetlanych i barw, prawdopodobnie jako pewnego rodzaju odblask i echo tych wszystkich wrażeń światła, które w ciągu dnia weń przenikały. Lecz oto umysł (w przymierzu z fantazyą) natychmiast przerabia te same przez się bezkształtne igraszki barwne na określone figury, kształty, pejzaże i grupy oży-wione. Właściwą cechą tego zjawiska jest znowu spo-sób wnioskowania z działania o przyczynie; pytając się: skąd te wrażenia świetlne i barwy, duch suppo-nuje, że przyczyną ich są owe figury, kształty: ucho-dzą one w jego oczach za pobudki owych barw i świa-teł, ponieważ, za dnia, z oczami otwartemi, jest przy-zwyczajony znajdować powód dla każdej barwy, ka-żdego wrażenia świetlnego. Wtedy więc fantazya pod-suwa mu ustawicznie obrazy, pożyczając ich do swej produkcyi od dziennych wrażeń świetlnych, i akurat tak samo postępuje fantazya w widzeniach sennych: — to znaczy urojoną przyczynę wywodzi się z działa-nia i po działaniu wyobraża się ją sobie: wszystko to z tak nadzwyczajną szybkością, iż jak w sztukach kuglarskich może nastąpić poplątanie w sądzie i to, co następuje jedno po drugiem, wydać się jako coś jednoczesnego, nawet jako następujące po sobie w kie-runku odwrotnym. — Z tych zjawisk możemy wnosić, j a k p ó ź n o rozwinęło się ściślejsze myślenie lo-giczne i surowe rozróżnianie przyczyny i skutku, jeżeli nasze funkcye rozumowe i umysłowe t e r a z j e s z c z e mimo woli chwytają się owych prymitywnych form wnioskowania i prawie pół życia spędzamy w tym stanie. — Podobnie i poeta, artysta p o d s u w a pod swe nastroje i stany przyczyny, zgoła nie prawdziwe;

31 przypomina on z tego dawniejszą ludzkość i może nam pomóc do jej poznania.

14.

W s p ó ł d ź w i ę c z e n i e . — Wszystkie s i l n i e j -s z e na-stroje pociągają za -sobą w-spółdźwięczenie po-krewnych uczuć i nastrojów: jakby rozorywają pamięć. Dzięki nim budzi się w nas wspomnienie czegoś i zjawia się świadomość podobnych stanów i ich po-chodzenia. Tak się tworzą nabyte szybkie połączenia uczuć i myśli, które w końcu, gdy następują po sobie z błyskawiczną szybkością, odczuwa się nie jako kom-pleksy, lecz j e d n o ś c i . W tem znaczeniu mówi się o uczuciu moralnem, o uczuciu religijnem, jak gdyby to były same jedności: po prawdzie są to strumienie z setkami źródeł i dopływów. I w tym wypadku też, jak tak często, jedność wyrazu nie jest poręką je-dności rzeczy.

15.

N i e m a w ś w i e c i e w e w n ą t r z i z e w n ą t r z . Jak Demokryt przeniósł do nieskończonej przestrzeni pojęcia u góry i u dołu, gdzie nie mają żadnego sensu, tak wogóle filozofowie pojęcie »wewnątrz i zewnątrz« na istotę i zjawisko świata; myślą oni, że głębokiemi uczuciami przenika się głęboko we-wnątrz, zbliża się do serca przyrody. L e c z te uczucia

(19)

32

są tylko o tyle głębokie, że dzięki nim, ledwie po-strzegalnie, wzbudzane bywają regularnie pewne skomplikowane grupy myśli, które nazywamy głębo-kiemi; uczucie jest głębokie, ponieważ uważamy za głębokie towarzyszące mu myśli. Ale myśl »głęboka« może przecież być bardzo daleka od prawdy, jak, naprzykład, każda myśl metafizyczna; jeżeli od głę-bokiego uczucia odtrącić domieszaki pierwiastków myś-lowych, pozostanie uczucie s i l n e , a to nie jest poręką za poznanie, jeno za siebie, podobnie, jak silna wiara dowodzi tylko swej siły, nie zaś prawdy tego, w co się wierzy.

16.

Z j a w i s k o i r z e c z s a m a w s o b i e . — Filo-zofowie zazwyczaj tak stają przed życiem i doświadcze-niem — przed tem, co nazywają światem zjawisk — jak przed malowidłem, które zostało zawieszone raz na zawsze i z niezmienną wytrwałością przedstawia to samo zdarzenie: to zdarzenie, myślą oni, należy trafnie w y ł o ż y ć , żeby wyciągnąć zapomocą niego wniosek o istocie, która malowidło wytworzyła: więc o rzeczy samej w sobie, którą ciągle uważa się za wystarczającą przyczynę świata zjawisk. Na-tomiast surowsi logicy zakwestyonowali wszelki związek między bezwarunkowością (światem metafi-zycznym) a światem nam znanym przez to, że zazna-czyli wyraźnie, iż pojęcie metafizyczności jest bez-warunkowe, a wskutek tego nie zawiera warun-ków czego innego: że przeto w zjawisku zgoła nie

objawia się rzecz sama w sobie i że wszelki wniosek z tamtego o tej należy odrzucić. Tylko obie strony przeoczyły możliwość, że owo malowidło to, co teraz dla nas ludzi zwie się życiem i doświadcze-niem — u t w o r z y ł o się stopniowo, ba, jeszcze zgoła t w o r z y s i ę i dlatego nie powinno być roz-patrywane jako wielkość stała, z którcjby należało wyciągnąć lub choćby tylko odrzucić wniosek o twórcy (o wystarczającej przyczynie). Wskutek tego, żeśmy od tysięcy lat wpatrywali się w świat z moralnemi, estetycznemi, religijnemi pretensyami, z ślepą skłon-nością, namiętnością lub bojaźnią i prawdziwie tarzali się w narowach nielogicznego myślenia, świat ten s t a ł s i ę stopniowo tak dziwnie pstry, przerażający, głęboki, duchowy, barwny, — lecz kolorystami byliśmy my: umysł ludzki kazał zjawić się zjawisku i wniósł w rzeczy swe błędne pojmowania zasadnicze. Późno, bardzo późno — opamiętywa się: i teraz wydają mu się świat zjawisk i rzecz sama w sobie tak nadzwy-czajnie różne i odrębne, że odrzuca wnioskowanie z tamtego o tej — lub w z y w a w sposób tajemniczy, przejmujący dreszczem, d o w y r z e c z e n i a s i ę umysłu, woli osobistej: aby p r z e z t o , iż sam s t a j e s i ę e s e n c y a l n y m , dotrzeć do esencyi. Inni znowu zebrali wszystkie cechy charakterystyczne naszego świata zjawisk — to jest wyprzedzonego z błędów umys-łowych i odziedziczonego przez nas wyobrażenia o świecie i , z a m i a s t o s k a r ż y ć u m y s ł j a k o w i n o w a j c ę , obwinili istotę rzeczy jako przyczynę tego rzeczywistego, bardzo niepokojącego charakteru świata i głosili wyzwolenie się z bytu. — Z temi wszystkiemi pojmowaniami załatwi się w sposób roz-strzygający ciągły i mozolny proces nauki, który

(20)

w końcu będzie święcić najwyższy swój tryumf w hi-s t o r y i p o w hi-s t a n i a m y ś l i , którego rezultat nale-żałoby może streścić w tem oto zdaniu: Co teraz na-z y w a m y światem, jest rena-zultatem mnóstwa błędów i fantazji, które zwolna powstawały w ogólnym roz-woju istot organicznych, powrastały w siebie wzajem-nie i przez nas zostały odziedziczone teraz jako na-gromadzony skarb całej przeszłości, — jako skarb: gdyż w a r t o ś ć naszego człowieczeństwa n a t e m p o l e g a . Od tego świata wyobrażeń wiedza ścisła jest w sta-nie wyzwolić nas tylko w sta-nieznacznym stopniu — coby też zresztą wcale nie było do życzenia —, ja-ko że nie jest w stanie zburzyć istotnie władzy pra-starych przyzwyczajeń odczuwania. Może wszakże bardzo powoli i stopniowo oświetlać historyę powsta-wania tego świata jako wyobrażenia — i przynajmniej na chwilę wynosić nas ponad cały ten proces. B y ć może, że poznamy wtedy, iż rzecz sama w sobie warta śmiechu homerycznego: że tak wielkiem, ba, wszystkiem z d a w a ł a s i ę , a właściwie j e s t próżna, mianowicie próżna znaczenia.

17.

O b j a ś n i e n i a m e t a f i z y c z n e . — Młodzie-niec ceni sobie objaśnienia metafizyczne, ponieważ wykazują mu w rzeczach, które uchodziły dlań za nieprzyjemne lub godne pogardy, coś nadzwyczaj pełnego znaczenia; a jeśli jest niezadowolony z sie-bie, sprawia mu to ulgę, gdy w tem, co w sobie tak

35 bardzo gani, rozpoznaje najwewnętrzniejszą zagadkę lub nędzę świata. Czuć się mniej odpowiedzialnym i jednocześnie spostrzegać, że rzeczy są bardziej zaj-mujące — to jakby podwójne dobrodziejstwo, które zawdzięcza metafizyce. Później, co prawda, nabiera nieufności do całego metafizycznego rodzaju objaśnia-nia; wtedy spostrzega, być może, że owe skutki dają się osiągnąć na innej drodze równie dobrze i w spo-sób bardziej naukowy: że objaśnienia fizyczne i hi-storyczne przynajmniej w tym samym stopniu sprowa-dzają owo uczucie nieodpowiedzialności i że owo za jęcie się życiem i jego zagadnieniami jeszcze bardziej, być może, rozpala się przy tem.

18.

Z a s a d n i c z e k w e s t y e m e t a f i z y c z n e . — Jeżeli kiedyś zostanie napisana historya powstawania myślenia, w ó w c z a s ukaże się też w nowem świetle następujące zdanie znakomitego logika: »Pierwotne prawo ogólne podmiotu poznającego polega na we wnętrznej konieczności, żeby każdy przedmiot sam w sobie, w jego własnej istocie uznawać za identyczny z nim samym, więc za istniejący sam przez się i w gruncie stale pozostający tym samym i niezmien-nym, krótko mówiąc, za substancyę«. I to prawo, które tutaj nazywa się »pierwotnem«, tworzyło się: kiedyś wykazane zostanie, jak zwolna powstaje taki pociąg w organizmach niższych: jak ślepowate oczy krecie tych organizacyi z początku wszystko uwa-żają za jednakowe; jak później, kiedy różne

(21)

szenia przyjemne i przykre stają się wyraźniej-sze, różne substancye stopniowo zaczynają być roz-różniane, lecz każda z jednym przymiotem, to jest w jednym tylko stosunku do takiego organizmu. — Pierwszym stopniem logiczności jest sąd, którego istota polega na wierzeniu, jak stwierdzili najlepsi logicy. Każde wierzenie opiera się na c z u c i u p r z y j e m n e m l u b b o l e s n e m odczuwającego podmiotu. Trzeciem czuciem, rezultatem dwuch po-przednich, jest sąd w swojej formie najniższej. — Nas istoty organiczne nie obchodzi pierwotnie w ża-dnej rzeczy nic innego, oprócz jej stosunku do n a s ze względu na przyjemność i ból. Między mo-mentami, w których stajemy się świadomi tego sto-sunku, między stanami odczuwania, leżą stany spo-koju, nieodczuwania: wtedy świat i wszystkie rzeczy przestają nas zajmować, nie spostrzegamy w nich żadnej zmiany (jak dziś jeszcze ktoś silnie czemś za-jęty nie spostrzega, że ktoś koło niego przechodzi). Dla rośliny wszystkie rzeczy są zwykle nieruchome, wieczne, każda rzecz sobie samej równa. Z okresu niższych organizmów spadła dziedzictwem na czło-wieka wiara, ż e istnieją r z e c z y r ó w n e (dopiero doświadczenie, wytworzone przez najwyższą naukę, przeczy temu zdaniu). Pierwotna wiara wszelkich istot organicznych z początku była może nawet taka, że cały świat pozostały jest jeden i nieruchomy. — Od tego pierwotnego stopnia logiki jak najdalej leży myśl o p r z y c z y n o w o ś c i : ba, nawet teraz jeszcze sądzimy, że w gruncie wszelkie uczucia i działania są aktami wolnej woli; jeżeli indywiduum czujące obserwuje samo siebie, to ma każde uczucie, każdą zmianę za coś o d o s o b n i o n e g o , to jest

nieuwa-36 runkowanego, bez łączności: wynurza się to z nas bez połączenia z wcześniejszem lub późniejszem. Czując głód, pierwotnie nie myślimy o tem, że orga-nizm chce być utrzymywany, to uczucie, jak się nam wydaje, odzywa się b e z p r z y c z y n y i c e l u , odosabnia się i uważa się za s a m o w o l n e . Przeto: wiara w wolność woli jest pierwotnym błędem wszelkiej organiczności, tak starym, jak istnieją w nim poruszenia elementu logicznego; wiara w bez-warunkowe substancye i w rzeczy równe jest także pierwotnym, równie starym błędem wszelkiej orga-niczności. A o ile wszelka metafizyka zajmowała się przeważnie substancyą i wolnością woli, można ją określić jako naukę, traktującą o zasadniczych błę-dach ludzkich lecz tak, jakby były zasadniczemi prawdami.

19.

L i c z b a . — Wynalazek prawa liczb został zro-biony na gruncie pierwotnie już panującego błędu, że istnieje wiele rzeczy równych (ale rzeczywiście niema nic równego), przynajmniej, że istnieją rzeczy (ale »rzeczy« niema). Przypuszczenie wielości już każe przypuszczać, że jest c o ś , co się spotyka wie-lokrotnie: ale właśnie już tutaj panuje błąd, już tu wyobrażamy sobie istoty, jedności, których niema — Nasze czucia przestrzeni i czasu są fałszywe, gdyż, konsekwentnie sprawdzone, prowadzą do logicznych sprzeczności. We wszystkich twierdzeniach nauko-wych nieuniknienie operujemy zawsze kilku

(22)

fałszy-wemi wielkościami: ale ponieważ te wielkości są przynajmniej s t a ł e , jak naprzykład nasze czucia czasu i przestrzeni, rezultaty naukowe nabierają mimo to zupełnej ścisłości i pewności w swoich związ-kach wzajemnych; można na nich budować dalej — do owego ostatecznego końca, kiedy błędne założenia zasadnicze, owe stałe błędy, wystąpią w sprzeczności z rezultatami: naprzykład w teoryi atomistycznej. I wtedy jeszcze czujemy się zmuszeni do przypusz-czenia »rzeczy« albo »substratu« materyalnego, który porusza się, podczas gdy cała procedura naukowa właśnie miała za zadanie wszystko do rzeczy po-dobne (materyalne) sprowadzać do ruchu. I tu także oddzielamy jeszcze w czuciu to, co porusza, od tego, co jest poruszane, i nie wychodzimy z tego koła, po-nieważ wiara w rzeczy jest związana zdawien dawna z naszą istotą. Jeżeli Kant mówi »rozum czerpie swoje prawa nie z przyrody, lecz przepisuje je jej«, to jest to zupełnie prawdziwe w stosunku do p o j ę c i a p r z y r o d y , które zmuszeni jesteśmy z nią łączyć (przyroda = świat jako wyobrażenie, to znaczy jako błąd), to jednak jest podsumowaniem mnóstwa błędów r o z u m u . — Do świata, który n i e jest naszem wyobrażeniem, prawa liczb całkiem nie dadzą się sto-sować: mają one kurs tylko w świecie człowieczym.

20.

P a r ę s z c z e b l i z p o w r o t e m . — Oczywiś-cie jest to już bardzo wysoki stopień wykształcenia, jeżeli człowiek wyrasta ponad zabobonne i religijne

pojęcia i strachy i naprzyklad nie wierzy już w anioła stróża lub grzech pierworodny, a nawet oduczył się już mówić o zbawieniu duszy: jeżeli jest na tym stopniu wyzwolenia, ma jeszcze z najwyż-szem napięciem rozwagi do przezwyciężenia me-tafizykę. W t e d y jednak potrzebny jest r u c h w s t e c z n y : musi zrozumieć usprawiedliwienie hi-storyczne, jak również psychologiczne w takich wyob-rażeniach, musi poznać, jak największy postęp ludz-kości stamtąd przyszedł, i jakby się było bez takiego ruchu wstecznego obranym z najlepszych wyników dotychczasowego człowieczeństwa. — Co się tyczy me-tafizyki filozoficznej, widzę obecnie coraz więcej ta-kich, którzy przybili do celu negatywnego (że wszelka metafizyka pozytywna jest błędem), ale jeszcze mało takich, którzy zstępują z powrotem o parę stopni; należy bowiem z nad ostatniego szczebla drabiny chcieć wyglądać, ale nie chcieć na nim stać. Naj-oświeceńsi dochodzą tylko do tego, że wyzwalają się z metafizyki i z wyższością na nią wstecz spoglą-dają: podczas gdy i w tym wypadku przecież, jak w hipodromie, trzeba przy końcu drogi zawrócić.

21.

P r z y p u s z c z a l n e z w y c i ę s t w o s c e p t y -c y z m u . — Zgódźmy się przez -chwilę na s-cepty-czny punkt wyjścia: przypuśćmy, że niema innego świata, świata metafizycznego, i że wszelkie objaśnienia świata jedynie nam znanego, zaczerpnięte z metafi-zyki są dla nas do niczego; jakim wzrokiem

(23)

patrzy-libyśmy wtedy na ludzi i rzeczy? Rzecz można sobie wyobrazić, nawet z pożytkiem, choćbyśmy na chwilę usunęli pytanie, c z y coś metafizycznego zostało nau-kowo dowiedzione przez Kanta i Schopenhauera. Gdyż, według prawdopodobieństwa historycznego, rzecz bardzo możliwa, iż ludzie kiedyś w tym względzie na ogół staną się s c e p t y c z n i ; pytanie tedy brzmi: jak się ukształtuje społeczeństwo ludzkie pod wpły-wem takiego sposobu myślenia? Być może, że do-w ó d n a u k o do-w y jakiegokoldo-wiek śdo-wiata metafizycz-nego jest już tak t r u d n y , że ludzkość nie po-zbędzie się nigdy nieufności względem niego. A gdy do metafizyki ma się nieufność, to skutki na ogół są te same, jak gdyby była wprost obalona i już w nią nie n a l e ż a ł o wierzyć. Pytanie historyczne, tyczące się niemetafizycznego sposobu myślenia, w oby-dwuch wypadkach zostaje to samo.

22.

B r a k w i a r y w »monumentum aere peren-nius«. — Istotna szkoda, którą pociąga za sobą

za-rzucenie poglądów metafizycznych, polega na tem, że indywiduum zbyt ściśle ma na oku swój krótki okres życia i nie otrzymuje silniejszych popędów do budo-wania koło trwałych, obliczonych na stulecia insty-t u c y i ; chce samo zbierać owoc z drzewa, kinsty-tóre zasadziło, i dlatego nie zechce w przyszłości sadzić tych drzew, które w ciągu stuleci wymagają sta-łego zachodu i są przeznaczone, żeby ocieniać dłu-gie szeregi pokoleń. Bowiem poglądy metafizyczne

budzą wiarę, iż są ostatnim decydującym fundamen-tem, na którym odtąd cała przyszłość ludzkości jest zmuszona opierać się i wznosić; człowiek pracuje dla swego zbawienia, jeżeli, naprzykład, funduje kościół, klasztor, będzie to, tak sądzi, zaliczone mu i poweto-wane w życiu wiecznem duszy; jest to praca nad zbawieniem wiecznem duszy. — C z y nauka może obudzić taką wiarę w swoje rezultaty? W rzeczywi-stości, wymaga wątpienia i nieufności jako najwier-niejszych sojuszników: mimo to z czasem suma prawd nietykalnych, to jest takich, które przetrwają wszystkie burze sceptycyzmu, wszelkie rozkłady, może się stać tak wielką (naprzykład w dyetetyce zdro-wia), że można się będzie zdecydować budować na nich dzieła »wieczne«. Tymczasem k o n t r a s t na-szego gorączkowego bytu efemerycznego ze spokojem epoki metafizycznej o długim oddechu jest jeszcze za silny, ponieważ te dwie epoki są jeszcze za blizkie siebie; sam człowiek przebiega obecnie zbyt wiele wewnętrznych i zewnętrznych rozwojów, żeby się mógł odważyć na trwale urządzenie raz na zawsze, choćby na przeciąg swego własnego życia. Człowiek zupełnie nowoczesny, pragnąc naprzykład wybudo-wać sobie dom, odczuwa przytem, jak gdyby za ży-cia miał się zamurować w mauzoleum.

23.

W i e k p o r ó w n a n i a . I m mniej ludzie s ą związani tradycyą, tern większą się staje we-wnętrzna ruchliwość motywów, tern większy znowu,

(24)

4 2

odpowiadający temu, zewnętrzny niepokój, wzajemne przenikanie się ludzi, polifonia dążności. Dla kogo istnieje jeszcze dziś surowy mus wiązania siebie i swego potomstwa z pewnem miejscem? Dla kogo istnieją jeszcze wogóle jakiekolwiek więzy surowe? Jak wszystkie rodzaje stylów w sztukach naśladuje się jednocześnie, tak też wszystkie stopnie i rodzaje moralności, obyczajów, cywilizacyi. Taki wiek nabiera znaczenia przez to, że w nim można jednocześnie porównywać i przeżywać różne poglądy na świat, oby-czaje, cywilizacye, co dawniej, przy zawsze lokal-nem panowaniu każdej cywilizacyi, było niemożliwe, wskutek związku z miejscem i czasem wszelkich ar-tystycznych rodzajów stylu. Dziś wzrost uczucia este-tycznego będzie rozstrzygał ostatecznie między tak licznemi formami, ofiarującemi się do porównania: wielu — mianowicie wszystkim, które odtrąci — po-zwoli wymrzeć. Tak samo dokonywa się obecnie wy-boru między formami i przyzwyczajeniami obyczajo-wości wyższej, a celem jego nie może być nic innego tylko zagłada obyczajowości niższych. Jest to wiek po-równania! W tem jego duma — ale słusznie też cierpie-nie. Nie lękajmy się tego cierpienia! Raczej chciejmy pojąć zadanie, które stawia nam wiek, na sposób tak wielki, jak tylko możemy: tako będzie nas potomność za to błogosławić — potomność, która tak samo po-trafi się wznieść nad odgraniczone oryginalne cywi-lizacye narodowe, jak nad cywicywi-lizacye porównania, spoglądając przytem z wdzięcznością na obydwa rodzaje, jako na godne szacunku zabytki starożytności.

24.

M o ż l i w o ś ć p o s t ę p u . — Kiedy uczony, biegły w cywilizacyi starożytnej, przyrzeka sobie, iż prze-stanie zadawać się z ludźmi, wierzącymi w postęp, słuszność jest po jego stronie. Bowiem wielkość i za-lety cywilizacyi starożytnej należą do przeszłości, a wykształcenie historyczne zmusza wyznać, że już nigdy nie wróci ona do stanu świeżości; trzeba bo tępoty nie do wytrzymania lub nieznośnego marzycielstwa, żeby temu przeczyć. Lecz ludzie mogą ś w i a d o m i e postanowić, że rozwiną w sobie cywilizacyę nową, gdy dawniej rozwijali się nieświadomie i przypadkowo: obecnie mogą wytwarzać lepsze warunki dla powsta-wania ludzi, dla ich odżywiania, wychopowsta-wania, wy-kształcenia, mogą ziemią jako całością zarządzać ekonomicznie, wogóle siły ludzkie wzajemnie w a ż y ć i stosownie zastępować jedne drugiemi. Ta nowa świa-doma cywilizacya zabija starą, która, rozważana jako całość, wiodła nieświadome życie zwierzęce i roślinne; zabija ona także nieufność do postępu — jest on m o ż -l i w y . Przez to chcę powiedzieć: przedwczesna i niemal bezmyślna jest wierzyć, iż postęp musi na-stąpić k o n i e c z n i e ; ale jakżeż można przeczyć, iż jest możliwy? Natomiast postęp w znaczeniu po-stępu cywilizacyi starożytnej i na jej drodze nie daje się nawet pomyśleć. Niechaj fantastyka roman-tyczna używa sobie, mówiąc o swoich celach, słowa

»postęp«, (np. o odgraniczonych oryginalnych cywili-zacyach narodowych): i wtedy przecież zapożycza obrazu z przeszłości; jej myślenie i wyobrażenia w tej dziedzinie są zgoła nieoryginalne.

(25)

44

25.

E t y k a p r y w a t n a i p o w s z e c h n a . — Od-kąd zniknęła wiara, że Bóg w ogólnych zarysach rządzi losami świata i pomimo wszelkich pozornych zakrętów w ścieżce ludzkości wspaniale ją przecież wyprowadzi, ludzie muszą sami stawiać sobie cele ekumeniczne, obejmujące ziemię całą. Etyka dawniej-sza, a szczególniej kantowska, w y m a g a od jednostki postępków, których pożąda się od wszystkich: to było pięknie i naiwnie; jak gdyby każdy bez wszyst-kiego wiedział, jaki sposób postępowania wyjdzie na dobre całej ludzkości, a przeto jakie wogóle po-stępki są do życzenia; jest to teorya, jak o wolności handlu, przypuszczająca, że harmonia ogólna m u s i się wytworzyć sama przez się dzięki prawom przy-rodzonym doskonalenia się. Być może, że kiedyś rzut oka na potrzeby ludzkości wykaże, iż zgoła nie na-leży życzyć sobie, żeby wszyscy ludzie postępowali jednakowo, być może, że raczej należałoby w interesie celów ekumenicznych, dla całych okresów ludzkości, stawiać sobie specyalne, być może w pewnych wa-runkach, nawet złe zadania. — W każdym razie, jeżeli ludzkość nie ma zginąć wskutek takiego świadomego rządu ogólnego, musi być przedtem odkryta, jako naukowa miara celów ekumenicznych, z n a j o m o ś ć w a r u n k ó w c y w i l i z a c y i , przewyższająca wszyst-kie stopnie dotychczasowe. Na tem polega niezmierne zadanie wielkich duchów przyszłego stulecia.

26.

R e a k c y a j a k o p o s t ę p . — Czasami zjawiają się szorstkie, gwałtowne i porywające, ale mimo to zacofane duchy, które zaklęciami swemi wywołują jeszcze raz ubiegłą fazę ludzkości: są one dowodem, że nowe kierunki, przeciw którym działają, nie są jeszcze dość silne, że brak im czegoś: gdyby nie to, lepiejby odparły owych w y w o ł y w a c z y . Reformacya Lutra, naprzykład, jest świadectwem, że wszelkie po-ruszenia wolnego ducha były jeszcze w jego stuleciu niepewne, delikatne, młodzieńcze; nauka nie mogła jeszcze podnosić głowy. Ba, całe Odrodzenie wy-daje się niby wczesna wiosna, którą zamieć zimowa znowu niemal całunem śnieżnym przykryła. A i w na-szem stuleciu metafizyka Schopenhauera dowiodła, że i dziś jeszcze duch naukowy nie jest dosyć silny: dlatego to cały średniowieczny pogląd chrześcijański na świat i ludzkość może jeszcze raz święcić swe zmartwychwstanie w teoryi szopenhauerowskiej po-mimo, iż oddawna dokonano obalenia wszelkich dog-matów chrześcijańskich. Dużo nauki dźwięczy w jego teoryi, ale nie ona nad nią panuje, jeno stara dobrze znana »potrzeba metafizyczna«. Napewno jest to jedną z największych i zgoła nie dających się ocenić korzyści, które wyciągamy z Schopenhauera, iż na pewien czas wciska nasze uczucie w dawniejsze, silne sposoby ujmowania świata i ludzi; żadna inna ścieżka nie zaprowadziłaby nas do tego tak łatwo. Korzyść dla historyi i sprawiedliwości jest bardzo wielka: przypuszczam, że obecnie nikomu tak łatwo nie udałoby się bez pomocy Schopenhauera oddać

Cytaty

Powiązane dokumenty

Celem zajęć jest powtórzenie i utrwalenie wiedzy na temat zasady działania wybranych zewnętrznych urządzeń peryferyjnych współpracujących z komputerami.. INSTRUKCJE DO

Wykorzystanie tego sposobu jest bardzo ważne z punktu widzenia potrzeby odwrócenia destrukcyjnych skutków dotychczasowego spo- sobu realizacji celów Pakietu (w

Przekonanie zaś, że jest się – we własnym życiu, w życiu własnego najbliższego otoczenia – swoistym pars pro toto świata może do- wodzić, że owego świata

The aim of the work was to present the characteristics of selected species from Disciseda, Geastrum and Tulostoma genera which due to the small differences in morphology of their

Proszę poważnie podejść do tematu, tym bardziej że macie mało ocen a jest wiele osób w klasie które nie wykonały jeszcze żadnego zadania, te osoby proszę żeby jak

Wykaż, że transforamata Fouriera przekstałaca zbiór S na

Dawno już pogodziliśmy się z przypuszczeniem, że może Cię wśród nas zabraknąć.. Szczególnie w ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy myśl o tym, że może cierpisz

Pappert stellt hierbei fest, dass für diktato- rische Systeme die Dominanz des regulativen Sprachspiels anzunehmen ist, was den Niederschlag in der Sprache findet – das