• Nie Znaleziono Wyników

ZA CMENTARNE WROTA

W dokumencie Pejzaże : Pustowarnia i Kraków (Stron 42-61)

Założą m i wołki siwe, Założą, z ało żą ! I pow iodą m ię przez łany I przez ugór zaorany Popod m ęką Bożą, Gdzie się kładzie zorza złota Żona w dow a, syn sierota P ow iodą m ię żałościwe Za cm entarne w rota.

Nie płacz, dziecko, nie płacz, synie W zgrzebnej k o szu lin ie! Z ostała ci w dow a m atka. Została ci ciepła chatka, Zostały ci złote łany,

Chleb przezem nie hodow any. — Czemu płaczesz? czem u? synie W zgrzebnej k o szu lin ie ! Moje w ołki, moje siwe

Założą, z ało żą ! W y prow adzą mię za łany Przez mój ugór zaorany Popod m ęką Bożą, Gdzie nie dojdzie zorza złota. I precz pójdę ja, sierota, N a dziedzictwo żałościwe Z a cm entarne w rota!

„ ...G lim m ering through, the d re a m of things th a t w ere.“

(.B y r o n : Childe H a rold, Canto II , str.2 . )

1 przeszło przez kraj ojców tych postaci tyle ! W szystkie śpią ukojone w zacisznej mogile, 1 tylko czasem , w słonecznej godzinie, Szereg ich blady i milczący płynie Przez serce puste i osierociałe...

I.

K w iatow y w słońcu o gród: rezedy pachnące, Srebrnoróźowe, słodkie centyfolie duże. M aki błyszczące łanem w ognistej p u rp u rz e ; N a ścieżkach białych — ostre południowo słońce. N ad kw iatów jasnem morzem od gorąca drżące Stoi pow ietrze c ic h e ; ani chm urki w górze. Coraz słodziej i mocniej pach n ą lśniące róże, Coraz goręcej, wonniej n a kw iatow ej łące. P onad m elisą białą, law en d ą błękitną,

Gdzie czomber i szałwije, gdzie rum ianki kw itną, N urzając się w m otylów falującej tęczy, Pszczoła złotośw iecąca monotonnie brzęczy, To zbliża się, oddala, i nagle ucicha, U kryta w dnie słodkiego, miodnego kielicha.

II.

Rezedy, słodkie róże, m istyczne lilije ! M elisy i law endy i pachnące zioła!

Tęskność czasów m inionych zaklęta w w as woła. Kocham te głosy, znam je, chociaż nie wiem, czyje. Postaci w półzatartych w id m glisty się w ije: W szystkie u sta są słodkie, a pow ażne czoła, W w szystkich słoneczność k w ia ta i cichość anioła. Św iat daleki, a blizki, choć nieznany, żyje. Czas rysy ich zatracił, rozw iała się dola, R zeczyw istość ich życia, realność p o s ta c i; Przeszły ich czyny, dzieje i m yśli i słowa. Lecz ja k nad łanem kw iecia łu n a lśni tęczowa. T ak od tej ich przeszłości bije aureola, K tóra św iatłem się mieni, choć k o ntury traci.

m .

W idzę ich domy jasne, w idzę ja sn e dzieje, I czyste dusze widzę i ciche wesele. W idzę, ja k pochylone biorą wonne ziele, Ja k n a bielonej ścianie ich domów więdnieje. W idzę je, w idzę! Obraz się m ieni i chw ieje: W idzę ich dni robocze i kw ietne niedziele, Szczęścia widzę, pokoju i wonności wiele... I te, co w groby zeszły w raz z niem i, n a d zieje ! A z tych postaci zw iew nych ta jedna, ostatnia, N ajbliższa dla m nie z ludzi, dziś także półjaw a, K tórą kocham , o której nie m ów ię n ik o m u ; Do której dusza m oja odw rócona staw a J a k dziecię zabłąkane, co w o ła: Do dom u!... Chociaż tam te znikają, ta się nie u latn ia!

IV .

Z tej samej centyfolii. przed w ielu ju ż laty, P am iętam , ja k Jej ręce przezroczyste brały Z rosą róże pachnące. O w al tw arzy biały P am iętam , czoło gładkie, schylone n a kw iaty. P am iętam , ja k to słońce kładło blask bogaty N a nasze głowy blizkie, które razem stały. Pam iętam , ja k Jej u sta włos mi całowały, A oczy pełne były słonecznej rozśw iaty.

Chcę słow a Jej przypom nieć — a pam ięć darem nie R w ie w górę h e n ! do ź ró d ła : nić złota zerw ana. P o każdym dniu przeżytym i każdego ran a Ów kraj się cofa drogi w bezpowrotne ciem nie: Pow szedniość życia szara, płask a, dobrze znana Zabija p rzeszłość-bajkę wkoło mnie i we mnie.

Y.

Kiedy siądę ta k w kw iatach i przym rużę oczy I czuję ciepło słońca i zapach kw iatow y, Pow oli mi sen bije do rozgrzanej głowy. Zycie stąd ta k daleko swój m łyn wieczny toczy! W tedy dusza ta k z w am i dziwnie się jednoczy, Że mi się w łasne życie zdaje ja k sen owy, K tóry śnię o w a s : znany, nieznany, echowy, Fatam o rg an ą złudną n a p u sty ń roztoczy. Zda m i się rzeczyw istem tylko słońce, kw iaty. Tylko istność tu w asza, św iatło i spojrzenia, Które wonie przynoszą, słońce w yprom ienia. Zdaje mi się, że waszej dotknę ręką s z a ty ! Tylko rękę w yciągnąć... nie śmiem podnieść ręki... Idzie pow iew cichutki, ciepły, w onny, m ięk k i...

I.

Zielony chram , złocisty chram Głęboki las

W zachodu c z a s !

K olum ien rz ą d : w ysm ukłe pnie, H en 1 idą w dal i gubią się, Gdzie głębszy m rok się łam ie N a szm aragdow e cienie. A w onym chram ie W głębi naw ,

N ad tłum em zgiętych kornie traw Świeczników drżą pło m ien ie; Gdy przyjdzie w ia tru ruch, B odiaków srebrny puch J a k świece u ołtarzy, J a k tysiąc świec się jarzy! A z konarow ych świeci ram Przez lekkie wyrzeźbienie, Przez rzeźby, które liście tezą, Jak bizantyjskie świeci tło Złocistych nieb sklepienie. Zielony chram , złocisty chram Głęboki las

II.

Koron dębowych w słońcu nieruchom e liście W błękit w rzeźbione głęboki

Starych gotyckich witraży.

W dole z nad tra w i haszczów w ybłyska ogniście W yniosłą głow ą kozioł złotooki,

J a k sylf stojący n a straży. B ajkow e u r o k i! Czar b ajk i się m arzy..

Znagła n a traw podszycie, n a kw iatow e kiście Pocznie z szelestem p ad ać w zielonawe mroki K roplam i ogromnemi, głośno a rzęsiście Złoto, co się n a liściach w śród błękitów jarzy.

III.

Cicha w złocie zachodu leśna droga stoi. Od złotych liści drzew a św iatła bije fala I ściele się pod stopy i pow ietrze poi, I obejm uje wkoło i w szystko rozpala. I czuć. że n ad tą ciszą i nad tym wieczorem. N ad złotem rozm arzeniem i ja sn ą pogodą, N ad tą słodyczą w ielką, w któ rą św iat spowity, Stoi tuż chłodna jesień, m ilcząca i blada.

Czuć ją w w ielkiem w estchnieniu, co idzie n ad borem. I po m orzu mgieł sinych, co w stały nad wodą, i po śnieżnych przędziwach, co idą w błękity, I po tej m elancholji, co n a duszę pada.

IV .

M rok szary, zim ny stoi w pow ietrzu wilgotnem, I konających liści pełno w niem w estchnienia, I grobowego chłodu, i grobu m ilc z en ia ; A blady sm utek dum a dum aniem sam otnem . Gromniczny blask kołyszą liście pozostałe N ad b racią sw ą poległą. Co chw ila liść nowy Bez głosu się odryw a, w sen idąc grobowy. Nietoperz ciche loty niesie w mgły zgęstniałe, I sm u tn a jestem sm utkiem , bezsilna bezsiłą Mdlejącej tej tęsknoty, co z p ustkow ia wieje. Ja k sm utno młodej w iosny skończyły się d z ie je ! O ziem io ! ziemio m atko i ziemio m ogiło!

V .

W zm roku zimnym przydrożne drzew a się szam ocą, Żółtością bladą w stają, w ychodzą z ciemności, Strząsają z szmerem liście i drżą w swej nagości. Pod szum em głuchym w ichru z nadchodzącą nocą Inne głosy się budzą, bezładnie splątane, Jakieś szepty i jęki, w estchnienia urw ane... Chwiejne cienie nieśm iało sn u ją się dokoła, T a ją się głosy, szem rzą z w ahaniem i trwogą. Szeleści liść, trącony niew idzialną nogą. W szystkie siły, co lato za sobą gdzieś woła, O dchodzą z płaczem szm erów i jękiem konania, N a w icher idą zimny, który je pochłania.

W dokumencie Pejzaże : Pustowarnia i Kraków (Stron 42-61)

Powiązane dokumenty