• Nie Znaleziono Wyników

Pejzaże : Pustowarnia i Kraków

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pejzaże : Pustowarnia i Kraków"

Copied!
84
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

PEJZAŻE

PUSTOWARNIA I KRAKÓW

KRYSTYNA SARYUSZ ZALESKA

(6)
(7)

W S T Ę P .

i.

N ad tym św iatem spoczęła złota chw ała P a n a : P atrzę,., ona n a w ierzbach rozgorzała plonie, Słucham ... idzie głosam i p tasząt w yśpiew ana, Oddycham ... ją mi niosą kadzidlane wonie. Milczę, a ona duszę rzuca n a kolana.

(8)

II.

Nie odejdą od Ciebie, Boże, Tw oje dzieci! Choć, w trudzie orząc ugor n a dzienny kęs chleba, W znoju i upaleniu nad ziem ią schyleni, W idząc tylko pył ziemi i czując pot czoła, Zapom ną, że n ad niem i Ty i błękit n ieb a; Lecz przyjdą w w ieczór cichy po duszę człowieka Zorze zachodu wielkie, złote i różowe,

I przyjdą po n ią m roki lilijow ych cieni, I przyjdzie oddech po n ią od polnego zioła, I przyjdzie, p atrząc n a nią, św iatło księżycowe, I przyjdzie gw iazda drżąca i słodka z daleka, I przyprow adzą Tobie, Boże, Tw oje d zieci!

(9)

W SŁOŃCE.

Pędzim y w złote sło ń ce ! P o za nam i leżą Mgły gęste, rozciągnione długiemi pasm am i, I głuche, czarne lasy stoją poza nam i.

Ponurym , tępym w zrokiem pędzących n as m ierzą. Pędzim y w złote sło ń ce ! P rzed nam i się śnieżą Mgieł strzępy, pospychane porannem i tcham i, Pędzim y w jasność drżącą rzęsnem i rosam i, W krainę zórz różaną, rozbłysłą i świeżą. Coraz szerzej i szerzej św iat się nam rozsłania, Coraz szerzej i szerzej idzie dech zarania, Coraz jaśniej i jaśniej błyszczą rosy drżące. Coraz szerzej i jaśn iej!... Św iatło n a s pochłania! Coraz m ocniej, rozgłośniej m łodością bijące R w ie się serce w tę ja s n o ś ć !... Pędźm y w złote słońce !...

(10)

W NASZYM OGRODZIE.

W aleje p u ste w czarnym ogrodzie W ieczór czerwcowy sfodki nachodzi, Po drzew ach zcichłych w starym ogrodzie W ieczorny pow iew chodzi.

N a szczycie czarnej w łoskiej topoli O statni odblask złoty

Ja k uśm iech m rącej istoty Zachodzi w cień powoli. Alei pustych w ciem nym ogrodzie T ęsk n o ta ducha mego nachodzi, A leją czarną w m rocznym ogrodzie D uch mój z przeszłością chodzi.

Z za kolum n czarnych w łoskich topoli Księżyc pow staje złoty,

F a la ogromnej tęsknoty Od przeszłej bije doli. Za zczerniałem i stanęłam w roty, Stoję i patrzę... a serce boli!

(11)
(12)
(13)

Z WIOSNY.

i.

Oto ju ż pąki Ciebie czekają nabrzm iałe. I k w ia t zielone gw ałtem rozryw a więzienie, I w łóczą się po niebie tw oje cbm urki białe, I życia zbudzonego przechodzi w estc h n ie n ie :

O w iosno! o ja sn a ! przychodź!

U każ się, w io s n o ! u k a ż ! niech w ybuchną wonie, Które dotąd w kielichach niezbudzone drzem ią. Niech pochodnia różana n a niebie zapłonie, Niechaj życia pieśń idzie rozkw ieconą ziem ią!

O wiosno n adziejna! przychodź!

W około Ciebie św iatłość biała i gorąca, U stóp Tw ych kw iatów bujne, falujące łany, R ozśpiew anego życia fala je potrąca. Idzie m iłość królow a, a św iat jej poddany.

(14)

II. O w iosenne w ody!

Kocham tę w aszą cichość ogromną i jasn ą, K tórą obejmujecie rozm arzoną ziem ię! B łękitną żyw ą w odą tra w a p o dtapiana Drży, m łoda i w ilgotna, św ieża i w iośniana. Odbity w głębi wodnej, drży liść olchy młody. L atacz szerokie liście n a błękit w ód kładnie I k w iat złoto świecący, a głęboko n a dnie C hm urka biała i ja sn a ukojona drzemie. Błyszczące św iatła puchów św iecą nieruchom ie, Czasem pow iew przeleci i rozerwie płomię, Iskry srebrne ro z rz u c i: zaśw iecą i zgasną. Z m istycznym półuśm iechem tajem niczej tw arzy Stoi w błękitach wolnych w iosna zam yślona. Drży n a czole dziewiczem królew ska korona, Dłoń nasiona w szechistnień nad św iatam i waży.

(15)

ILI.

W idziałeś kiedy, jako w dzień m ajow y, Z wierzb osypane, lecą srebrne puchy I osiad ają n a wodnej głębinie?... Jeden za drugim cicho, zw olna płynie I niknie w cieniu ja k te blade duchy, Co m rą, nie znając, czem je st dzień m ajow y. 0 biedne puchy! biedne srebrne blaski! Gdy w szystko w świecie zryw a się do słońca, Gdy try u m f w iosny w głośnym idzie gwarze, Los niezbłagany zam ierać w am każe, Nie znaw szy życia, iść do jego końca 1 w chłodnej toni gasić srebrne b la s k i! Tyle w as w jasnem pow ietrzu się roi, O biedne p u c h y ! biedni bracia m o i!

(16)

WIOSENNA BURZA.

W ezerwonopłowem św ietle, w bujnem rozchyleniu Stoją pełne i ciężkie, św iecąc fioletowo

Z głębokiego cieniu, Bzów ciężkie kity.

Chm ury w parnem pow ietrzu nieruchom o wiszą, Pow ietrze przepojone duszną, groźną ciszą. Straszno — jak b y p aść m iało jakieś dziw ne słowo W ieścią grobową.

Nagle, jak błyskaw ica, co chm ury rozryw a. P ieśń słow icza pow staje głośna, przenikliw a, Aż, n a najw yższe dźw ięku w ydarłszy się szczyty, Ton p ad ł rozbity.

B u r z a ! b u r z a ! b u r z a ! W grom ach i błyskaw icach św iatłością połyska, D rżąc elektrycznem drżeniem , w iosenne pow ietrze. Grom, coraz bliżej rycząc, z niebios się w ynurza, Ogromne n ad św iatam i zatacza k o lis k a : Jeszcze chw ila, a ziemię stopą ciężką zetrze.

Chw ila, chw ila jeszcze.... P ę k ł okrąg niebios, gromem n a drzazgi ro z b ity ! Jak o brylantów sznury dżdżu rozprysły strugi, P o nich błyskaw ic św ietlne przebiegają dreszcze. C hylą się w dżdżach jask raw y ch bzów rozkoszne kity. N arcyzów chw iejne gw iazdy n a łodydze długiej.

(17)

Przez deszczów spadających rozpuszczone szum y Dźwięki słowiczej pieśni rozgłośnie się niosą, W dole konw alii białych rozechw iane tłum y Oczy swoje prom ienne przem yw ają rosą.

W tem , p a tr z ! p a tr z ! grom um ilknął, a nagły i cichy, Z poza chm ur ukośny

P a d ł prom ień ja sk raw y N a k w iaty i traw y, N a bujny krzew rośny, N a kw iatów kielichy; R zu ca się ogniście

Złotemi kołam i m iędzy lśniące liś c ie ! Gdzieś n a sk raju niebiosów siniejącej dali B łyskaw ica sam otna w m ilczeniu się spali. U m ilkających płaczy zam ierają echa. Ziem ia w iosenna, drżąca po w iośnianej burzy, Rozkosznie rozśw ietlona, przez łzy się uśm iecha Ja k dziecko, co się długiem płakaniem unuży...

(18)
(19)
(20)
(21)

S T A W Y .

i.

B łękitne, kryształow e i szerokie wody, W złoto ujęte piasków lśniących o zachodzie, I łą k nizko schodzących szm aragdów blask młody. Z brzegów, szeleszcząc zcicha w drżącej św iatłem wodzie; W błękit i płynne złoto zstępują k u zorzy

W ysm ukłych i strw ożonych trzcin chwiejne narody. M arzę : łabędziem być mi w śród wodnych przestw orzy, K tóry skrzydła różowym pobrzaskom rozłoży, I ta k płynąć, ja k p łyną bez w ioślarzy łodzie.

(22)

II.

Zsunęły się mgły sine n a błękitne tonie. A różane drżą wody w słodyczy po w iew ie: To idzie rozkosz senna w pom roków osłonie. R ozbudził się szm er cichy i poszedł po lesie, Aż h e n ! n a ciepłych w odach trzciny się rozchw iały. Idzie i w ód w estchnienie przez mgły mleczne niesie. Ścichło w szystko n a staw ie, wody drżeć przestały, I z brzegu żaden listek nie zadrga n a d rzew ie: Zeszedł n a wody cichy księżyca duch biały.

(23)

m .

A chciałabym ta k zasnąć, ja k ten staw błękitny, M ając w sobie księżyca spokój i milczenie, Nie cierpieć, że w ia tr zim ny zwiewne mgły rozryw a, l, nie drżąc i nie tęskniąc, pić gwiazdy wejrzenie, Odpocząć tak , ja k z ludzi n ik t nie odpoczywa! A ch! chciałabym tak zasnąć, ja k ten staw błękitny! . 1 chciałabym ta k zm ilknąć, ja k ten staw m ilczący, Nie znać burzy, co gw ałtem w sto pytań się zrywa, I nie znać skargi jęku, którern drga cierpienie, Ni łk a n ia ostatniego, którem rozpacz w zywa, Być po g o d n ą.a chłodną, ja k staw u uśpienie! A c h ! chciałabym ta k zm ilknąć, ja k ten staw m ilc z ąc y !

(24)

IV . W ieczór p okłada się złoty N a trzcin trw ożliw e rozchw ianie I n a koronę olch ciem ną.

T w ą zorzę daj nadem ną, W ieczorów złotych P a n ie ! Pow ojów zadrżały sploty: P o strug podchodzą pić łanie, T raw w iotkich za sobą nie m ną.

N iech Cię nie w zyw am darem no. Cichych tych stw orzeń P a n i e ! Przed sobą w idzą o tc h ła n ie : Głąb nieba odbity w wodzie, Chm ur białożagliste łodzie. P a trz ą się w głąb i tajem ną, Bezw iedną przejęte trwogą, Oczu oderw ać nie mogą, A z w ody się p atrzą n a nie Ich złote, trw ożne oczy. P an ie błękitnych roztoczy, Co tajem nicze otchłanie W spokojne zakląłeś wody, Co chm ur w ędrow ne narody Drogą prow adzisz nadziem ną Przez szlak słoneczny i złoty, Boże człowieczej tęsknoty, N a dolę m ą spójrz, P a n ie !

(25)

N O K T U R N .

N a tw oje śnięte, księżycem zjęte, Bezdenno ciche w ody... N a głąb wód cichych... n a w onną falę,

K tóra potrąca Um ierające nadbrzeżne róże, N a letnią, m iękką, pow olną falę... W czarnym , w ilgotnym nocnym krysztale

G w iazda w schodząca Prześw ieca, A w kręgi duże

Lam ie się w drzazgach św iatło księżyca. Z adrżały w ielkie, czarne zw ierciadła...

To róża w onna opadła... N a falę w estchnień cichych i woni

D usza się senna kłoni. N a rozechw iane złote księżyce, N a gw iazdy złote, co św iecą n a dnie J a k w ód wieczyście niem e tajnice,

D usza się m oja kładnie,

N a tw oje śnięte, księżycem zjęte, Bezdenno ciche w ody!...

(26)

I I Y P N O ZA.

W o d a ogromna, bez końca, Idąca

W św iatło magiczne m iesiąca. Niepewnej m yśli bezm owne łabędzie W strzym ane w pędzie,

W rozchw iei tego, co było i będzie. Mgieł ponad w odą zw ieszona Srebrzona,

R ozw iew na, drżąca zasłona. Um arłych m yśli, m yśli, które były, Srebrzyste pyły

W duszę człowieczą się zapatrzyły. Z srebra jasnego m iesiąca Giekąca

W o d a w przepaściach m ilknąca. W ód uchodzących w ieczysta tęsk n o ta! Przez czarne w ro ta

(27)

MOR Z E .

i.

O m o rz e ! pyszne m o rz e ! o morze olbrzymie, W patrzone we m nie potęgą m ilczącą

Ś w iatła b iałeg o !

Czego chcesz, w ielkie m orze? Czy chcesz mię ty przym usić, m nie słabą i drżącą, Abym, w tw ą groźną św iatłość w w iódłszy ducha mego, W bezbrzeżnem zachw yceniu, n a klęczkach, w pokorze

K azała m u pow tarzać tw oje pyszne im ię? .

O morze 1 morze !

Nie w zyw aj, o m orze! nie w zywaj darem no! Mój duch biedny nie wróci z lodowej niew oli: Nie ruszy swoich skrzydeł, co m u w lód zaskrzepły. K rólow a czarna p atrzy !... nie w zywaj darem no! Ja k blask zim nych brylantów za zasłoną ciem ną, C zuw ają straszne oczy... Nie w stanie z niewoli Mój d u c h ! — Nic m u nie trzeba, i nic go nie boli, Tylko m u p ióra skrzydeł w lód ciężki zaskrzepły, A nie dojdzie do niego żaden pow iew ciepły, Coby go mógł obudzić. Nie w zywaj d a re m n o !

(28)

II. Z cichego błękitu, Z białego rozśw itu

N a błyszczące morze sp ad ła biała m ew a. Świeci i w ybłyska.

Srebrne isk ry ciska.

K ażda fala bujna, k ażd a fala w biegu Z piór białych zcałow uje blaski srebrne śniegu. Kłębią się bałw any,

K ipią srebrne piany, Świeci biała m e w a ! W zniosła się i płynie W błękitów głębinie. N a błękitnej dali Jako śnieg się pali... W błękit się rozw iew a, B iała, ja sn a m ew a!

I ja, o m orze! m orze! m iałam skrzydeł dwoje, I w yłam ane burzą ciążą skrzydła białe. Do ziemi gną się ciężkie i zlodowaciałe, I ruszyć ich nie mogę !... Biedne skrzydła moje !

(29)

III.

Po uniesieniu w ielkiem w sen uspokojona, K ładzie się fala za falą

N a cichym brzegu.

O padła w senne tonie mgieł m iękka zasłona. N a w ysokości nieba księżyc świeci sm utnie...

Uciszoną, białą dalą J a k pole śniegu

L eżą piask i nadbrzeżne. — J a k zmęczone lutnie W estch n ą gdzieś senne fale i w cichość zapadną... O m o rz e ! ciche m o rz e ! zostaliśm y s a m i! Nie przyjdzie fala b u jn a budzić n as krzykam i! N ie przyjdzie m ew a śnieżna bić n a s blaskiem w oczy! N ie przyjdzie słońce patrzeć w m ą duszę zm ęczoną! Srebrna cichość n a s tu li p rzejrzystą zasłoną, Sm utne św iatło księżyca dusze n am jednoczy!

Cicho... o, cicho!... Gdzieś w przepaściach ciszy

Słychać spadanie kropli po kropli łkające... O m o rz e ! prócz n a s jednych n ik t tego nie słyszy, Jak płaczą lody skrzydeł w e łzy topniejące... Może duch mój się budzi?...

O, cicho!... o, cicho!... L i b a w a

,

1898.

(30)
(31)
(32)
(33)

WIECZÓR NA WSI.

Kiedy, przebiegłszy k ra ju szm at, Uczuję dym y naszych chat, Gdy n a wieczorne cienie Uderza blask przez szyby, A cala milczy wieś,

Nie wiem, dlaczego, nie wiem , skąd, Jak iś gorący w staje prąd

I rw ie mię w rozm arzenie — Zda m i się... zda się niby, Ze m nie w ędrow ca czeka gdzieś...

Czeka m ię ch ata tak a, o t ! W koło chruściany ta k i płot I ciepły blask ogniska.

T am w w ilię jak ich ś w ielkich św iąt, W su n ię ta w izby ciem ny kąt, P atrzę, ja k ogień pryska. Po oświetlonej skraw o ścienie R zu cają sprzęty w ielkie cienie, A każdy w ostrem św ietle drga. Ć w ierkanie świerszczy z za kom ina... T am ten um ilknie, ten zaczyna, To razem ćw ierka głosów dw a,

(34)

A na ruchom ym blasków tle Cicho a pilnie k rz ą ta się N iew ieścia postać blizka. Z pod zaw iązania białych chust W ypukłe ko n tu r nosa, u st W yrzeźbią blask ogniska.

U nóg m ych pies się w cieple grzeje, Oczyma się do ognia śmieje, N a łap ach w sparłszy czarny łeb... Ogień w ygasnął, żar przyświeca. Ucichły świerszcze. Z głębi pieca Pachnie pieczony świeżo chleb.

(35)

MAJACZENIA DZIEWCZYNY.

«Moja m atu ś, spać nie mogę! «Tak mi się coś roi... «Jakieś dziwne, ja sn e kraje...»

— «Co ci, dziewczę, zaszło drogę? «Co cię niepokoi

«1 zasnąć nie daje?» — «W ciepłem słonku pachnie m iętą,

«Kwiecą się szałw ije — «O m ajow ym ran k u «Bieleją niczyje «Zagony rum ianku...»

— «Bój się Boga! ot dziewczyna! «Kur sąsiad a piać zaczyna, «Północ m ija, ranek blizko ! «To ci bieda! ot dziew czysko!» — «Moja m atu ś ukochana,

«Nie zasnę do r a n a ! «Jakiś w sercu dzwon m i bije «Jak n a jak ie święto «Głośno, mocno, bez u s ta n k u ! «Już, ju ż zaraz! już, m atula, «Sen mi oczy stula.

(36)

«R ozchw iały się kw iatów grzędy... «Chwieje się k w ia t młody «Jak n a rzece wody, »Kiedy idzie w ia tr tam tędy «1 falą porusza.

«To przez błękit rozświetlony «Gdzieś cerkiewne biją dzwony... «Idą kw iatów korowody

«Gdzieś n a święto, gdzieś n a gody, «Za cerkiewnym idą dzwonem «Polem onem upojonem .

Do m nie idą, m atu ś m oja! C erkw ią m oja dusźa!»

(37)

Bo se sercem trzeba ja k z p ta szy n ą , Bo ze sercem trzeba p o m a leń ku .

( W yspiański : L egion.)

Żyło raz serce w dziewczynie, Ale już teraz nie żyje! Żyło i biło w dziewczynie, Gdy raz w słonecznej godzinie P y ta ł się chłopiec dziew czyny: «Czyje tw e serce?» — «Niczyje, Jeśli nie Twoje, jedyny!» Żyło raz serce w dziewczynie, Ale ju ż teraz nie żyje. Zabrał je chłopiec dziewczynie, Porzucił w drugiej godzinie, I w tedy serce dziewczyny Znow u zostało «niczyje»: On drugiej został «jedyny». Żyło raz serce w dziewczynie... Ale ju ż teraz nie żyje.

(38)

OJ, ZBOŻAŹ W Y , ZBOŻA!

O j, zbożaż wy, z b o ża ! zbożowe śc ie rn isk a ! Serce się nad w am i od tęskności ściska! Oj, zbożaż w y, zboża! zbożowe ścierniska!

B łękitne w as nieba ciszą kołysały, Uśm iechy, pozłotę i żar lejąc biały. B łękitne w as nieba ciszą k o ły sały ! W ietrzyk szedł cichutki po zielonym łanie, Skow ronek w ydzw aniał srebrzyste śpiew anie, A w ietrzyk cichutki szedł a szedł po ła n ie !

Pod błękity skw arne giął się kłos bogaty, N iosąc dary boże ludziom n a objaty. • P o d błękity skw arne giął się kłos bogaty. Pobielało żyto pod spiekotą siw ą:

Hej, b racia! co żyw o! n a żniw o! n a żniw o! Pobielało żyto pod spiekotą siw ą!

Zadzw oniły sierpy po rosie, po kłosie! K łaniają się zboża i sierpom i kosie. Przedzw oniły sierpy po k ło sie ! po k ło sie !

Prześpiew ały dziewki nad łanem piosenki. Przeszło żyto w snopki od ręki do ręki... Prześpiew ały dziewki nad łanem p io s e n k i! D aleko, szeroko — szczere, czyste p o le !

Oj, spocznij ty, żytko, w zacisznej stodole. D aleko... szeroko... szczere, czyste pole...

(39)

Zostaną się puste n a jesienne noce H e j! złote ścierniska, ścierniska siero ce ! Z ostaną się p u ste n a jesienne n o c e ! H e j! zbożaź w y, z b o ża ! zbożowe śc ie rn isk a ! Serce się nad w am i od boleści ś c is k a ! H ej! zbożaż w y. zboża!... zbożowe ścierniska!

(40)

ŚCIERNISKA W ZMROKU.

J a k jasno w zm roku sinym błyszczą się śc ie rn isk a ! Zm ęczonem skrzydłem opada

Mgła ociężała rosą, N a zżętą ścierń opada W w ieczorny, ciepły m rok. Selena srebrna, blada K ądziel prom iennow łosą W yprzędza, cicha, blada, W w ieczorny w przędza m rok.

W wieczornej tej godzinie daleka, a blizka, Dziwów k ra in a się schyla

N a cichą skroń człowieczą, W ieczność się n a n ią schyla. Ja k blizko!... jeden kro k ! J a k słodką je st ta c h w ila ! Ja k takie chwile le c z ą ! Tajem nic p ełna chw ila! A w wieczność... jeden krok.

C h łodno: to rosa p a d a ! lśnią w m roku ścierniska. Szarzeje siny m rok.

W ieczność się n a n as schyla, wieczność ta k a blizka! W ieczności słychać k r o k !

(41)

ORKA W SŁOŃCU.

Po płow ych polach w jesienne zarania W św iatłości płowej chodzą w oły siwe. Mgła się n a kresach w dół chyli i słania, Pług ciągną w oły powolne, leniwe. I cisza zam yślona, prom ienna od słońca, Stojąca w e m głach nizko i mgłam i objęta, Cisza ja k step szeroka, bezm ierna, bez końca, Bez głosu, bez ra d o ś c i: w nieruchom ość ścięta. W szarości płowej stoi blask perłowy, Po polach chodzą zw olna woły bliźnie, Chodzą, lśniące białością, chyląc ciężkie głowy. Za pługiem oracz idzie w błyszczącej bieliźnie.

(42)

ZA CMENTARNE WROTA.

Założą m i wołki siwe, Założą, z ało żą ! I pow iodą m ię przez łany I przez ugór zaorany Popod m ęką Bożą, Gdzie się kładzie zorza złota Żona w dow a, syn sierota P ow iodą m ię żałościwe Za cm entarne w rota.

Nie płacz, dziecko, nie płacz, synie W zgrzebnej k o szu lin ie! Z ostała ci w dow a m atka. Została ci ciepła chatka, Zostały ci złote łany,

Chleb przezem nie hodow any. — Czemu płaczesz? czem u? synie W zgrzebnej k o szu lin ie ! Moje w ołki, moje siwe

Założą, z ało żą ! W y prow adzą mię za łany Przez mój ugór zaorany Popod m ęką Bożą, Gdzie nie dojdzie zorza złota. I precz pójdę ja, sierota, N a dziedzictwo żałościwe Z a cm entarne w rota!

(43)
(44)
(45)

„ ...G lim m ering through, the d re a m of things th a t w ere.“

(.B y r o n : Childe H a rold, Canto II , str.2 . )

1 przeszło przez kraj ojców tych postaci tyle ! W szystkie śpią ukojone w zacisznej mogile, 1 tylko czasem , w słonecznej godzinie, Szereg ich blady i milczący płynie Przez serce puste i osierociałe...

I.

K w iatow y w słońcu o gród: rezedy pachnące, Srebrnoróźowe, słodkie centyfolie duże. M aki błyszczące łanem w ognistej p u rp u rz e ; N a ścieżkach białych — ostre południowo słońce. N ad kw iatów jasnem morzem od gorąca drżące Stoi pow ietrze c ic h e ; ani chm urki w górze. Coraz słodziej i mocniej pach n ą lśniące róże, Coraz goręcej, wonniej n a kw iatow ej łące. P onad m elisą białą, law en d ą błękitną,

Gdzie czomber i szałwije, gdzie rum ianki kw itną, N urzając się w m otylów falującej tęczy, Pszczoła złotośw iecąca monotonnie brzęczy, To zbliża się, oddala, i nagle ucicha, U kryta w dnie słodkiego, miodnego kielicha.

(46)

II.

Rezedy, słodkie róże, m istyczne lilije ! M elisy i law endy i pachnące zioła!

Tęskność czasów m inionych zaklęta w w as woła. Kocham te głosy, znam je, chociaż nie wiem, czyje. Postaci w półzatartych w id m glisty się w ije: W szystkie u sta są słodkie, a pow ażne czoła, W w szystkich słoneczność k w ia ta i cichość anioła. Św iat daleki, a blizki, choć nieznany, żyje. Czas rysy ich zatracił, rozw iała się dola, R zeczyw istość ich życia, realność p o s ta c i; Przeszły ich czyny, dzieje i m yśli i słowa. Lecz ja k nad łanem kw iecia łu n a lśni tęczowa. T ak od tej ich przeszłości bije aureola, K tóra św iatłem się mieni, choć k o ntury traci.

(47)

m .

W idzę ich domy jasne, w idzę ja sn e dzieje, I czyste dusze widzę i ciche wesele. W idzę, ja k pochylone biorą wonne ziele, Ja k n a bielonej ścianie ich domów więdnieje. W idzę je, w idzę! Obraz się m ieni i chw ieje: W idzę ich dni robocze i kw ietne niedziele, Szczęścia widzę, pokoju i wonności wiele... I te, co w groby zeszły w raz z niem i, n a d zieje ! A z tych postaci zw iew nych ta jedna, ostatnia, N ajbliższa dla m nie z ludzi, dziś także półjaw a, K tórą kocham , o której nie m ów ię n ik o m u ; Do której dusza m oja odw rócona staw a J a k dziecię zabłąkane, co w o ła: Do dom u!... Chociaż tam te znikają, ta się nie u latn ia!

(48)

IV .

Z tej samej centyfolii. przed w ielu ju ż laty, P am iętam , ja k Jej ręce przezroczyste brały Z rosą róże pachnące. O w al tw arzy biały P am iętam , czoło gładkie, schylone n a kw iaty. P am iętam , ja k to słońce kładło blask bogaty N a nasze głowy blizkie, które razem stały. Pam iętam , ja k Jej u sta włos mi całowały, A oczy pełne były słonecznej rozśw iaty.

Chcę słow a Jej przypom nieć — a pam ięć darem nie R w ie w górę h e n ! do ź ró d ła : nić złota zerw ana. P o każdym dniu przeżytym i każdego ran a Ów kraj się cofa drogi w bezpowrotne ciem nie: Pow szedniość życia szara, płask a, dobrze znana Zabija p rzeszłość-bajkę wkoło mnie i we mnie.

(49)

Y.

Kiedy siądę ta k w kw iatach i przym rużę oczy I czuję ciepło słońca i zapach kw iatow y, Pow oli mi sen bije do rozgrzanej głowy. Zycie stąd ta k daleko swój m łyn wieczny toczy! W tedy dusza ta k z w am i dziwnie się jednoczy, Że mi się w łasne życie zdaje ja k sen owy, K tóry śnię o w a s : znany, nieznany, echowy, Fatam o rg an ą złudną n a p u sty ń roztoczy. Zda m i się rzeczyw istem tylko słońce, kw iaty. Tylko istność tu w asza, św iatło i spojrzenia, Które wonie przynoszą, słońce w yprom ienia. Zdaje mi się, że waszej dotknę ręką s z a ty ! Tylko rękę w yciągnąć... nie śmiem podnieść ręki... Idzie pow iew cichutki, ciepły, w onny, m ięk k i...

(50)
(51)
(52)
(53)

I.

Zielony chram , złocisty chram Głęboki las

W zachodu c z a s !

K olum ien rz ą d : w ysm ukłe pnie, H en 1 idą w dal i gubią się, Gdzie głębszy m rok się łam ie N a szm aragdow e cienie. A w onym chram ie W głębi naw ,

N ad tłum em zgiętych kornie traw Świeczników drżą pło m ien ie; Gdy przyjdzie w ia tru ruch, B odiaków srebrny puch J a k świece u ołtarzy, J a k tysiąc świec się jarzy! A z konarow ych świeci ram Przez lekkie wyrzeźbienie, Przez rzeźby, które liście tezą, Jak bizantyjskie świeci tło Złocistych nieb sklepienie. Zielony chram , złocisty chram Głęboki las

(54)

II.

Koron dębowych w słońcu nieruchom e liście W błękit w rzeźbione głęboki

Starych gotyckich witraży.

W dole z nad tra w i haszczów w ybłyska ogniście W yniosłą głow ą kozioł złotooki,

J a k sylf stojący n a straży. B ajkow e u r o k i! Czar b ajk i się m arzy..

Znagła n a traw podszycie, n a kw iatow e kiście Pocznie z szelestem p ad ać w zielonawe mroki K roplam i ogromnemi, głośno a rzęsiście Złoto, co się n a liściach w śród błękitów jarzy.

(55)

III.

Cicha w złocie zachodu leśna droga stoi. Od złotych liści drzew a św iatła bije fala I ściele się pod stopy i pow ietrze poi, I obejm uje wkoło i w szystko rozpala. I czuć. że n ad tą ciszą i nad tym wieczorem. N ad złotem rozm arzeniem i ja sn ą pogodą, N ad tą słodyczą w ielką, w któ rą św iat spowity, Stoi tuż chłodna jesień, m ilcząca i blada.

Czuć ją w w ielkiem w estchnieniu, co idzie n ad borem. I po m orzu mgieł sinych, co w stały nad wodą, i po śnieżnych przędziwach, co idą w błękity, I po tej m elancholji, co n a duszę pada.

(56)

IV .

M rok szary, zim ny stoi w pow ietrzu wilgotnem, I konających liści pełno w niem w estchnienia, I grobowego chłodu, i grobu m ilc z en ia ; A blady sm utek dum a dum aniem sam otnem . Gromniczny blask kołyszą liście pozostałe N ad b racią sw ą poległą. Co chw ila liść nowy Bez głosu się odryw a, w sen idąc grobowy. Nietoperz ciche loty niesie w mgły zgęstniałe, I sm u tn a jestem sm utkiem , bezsilna bezsiłą Mdlejącej tej tęsknoty, co z p ustkow ia wieje. Ja k sm utno młodej w iosny skończyły się d z ie je ! O ziem io ! ziemio m atko i ziemio m ogiło!

(57)

V .

W zm roku zimnym przydrożne drzew a się szam ocą, Żółtością bladą w stają, w ychodzą z ciemności, Strząsają z szmerem liście i drżą w swej nagości. Pod szum em głuchym w ichru z nadchodzącą nocą Inne głosy się budzą, bezładnie splątane, Jakieś szepty i jęki, w estchnienia urw ane... Chwiejne cienie nieśm iało sn u ją się dokoła, T a ją się głosy, szem rzą z w ahaniem i trwogą. Szeleści liść, trącony niew idzialną nogą. W szystkie siły, co lato za sobą gdzieś woła, O dchodzą z płaczem szm erów i jękiem konania, N a w icher idą zimny, który je pochłania.

(58)
(59)
(60)
(61)

STEPOW A JAZDA.

Co nam wydm y, co zatoki? Pędzą stepem nasze s a n ie ! Dzielne konie, step szeroki, Noc — to nasze p a n o w a n ie !

H e n ! przed nam i błysk kagańca. Przed kagańcem w ichry gnają. Z ap raszają n as do tańca, Drogę z śniegów o b m ia ta ją ! A kaganiec w ogniu, dymie Znaczy drogę sw oją skram i. Za nim ciągną się olbrzymie Cienie czarne nad śniegami.

Koniom p ara z nozdrzy bucha, Grzmią kopyta w zm arzłą drogę. Ognistego śladem ducha Pędzim w dymy, w skier pożogę! Kopytami zbite śniegi

W kagańcow ym b lask u świecą. Przez zatoki, wydm szeregi Ja k szatany konie le c ą !

Osłonięte ciem nościam i, Gdzieś upiory się ło p o c ą : Hej, w w yścigi! hejże z n am i! Pędźm y razem głuchą n o c ą ! Ciemność dołem, ciem ność górą, Ani je d n a nie lśni gw iazda! Z upioram i i w ichurą H e j! piekielna nasza j a z d a ! !

(62)

S T E P .

Cisza i senność. B iały step dokoła, A ponad stepem blady krąg m iesiąca. Nic się nie rusza, żaden głos nie woła. I żaden powiew przestw orza nie trąca. I tak suniem y w dal tę srebrno-siną. W śnieżystych puchach ślad za nami tonie. W koło n as senne p łatk i śniegu płyną. Przed nam i księżyc idzie w chm ur zasłonie. Zda się, czar ja k iś w ziął n as ju ż z tej ziemi, I, ciała zzuwszy, w duchów jasnem gronie Gdzieś płyniem ciszą, kędyś płyniem z niemi Po niem ej, mgławej, zagrobowej stronie!....

(63)

KRÓLEWICZ KSIĘŻYC

W łóczą się, w łóczą się mgły biaław e, Za złotym księżycem w łóczą mgły! N iosą za jasn y m tęczane k oła! Z błękitu w błękit uchodzi książę, I wszędzie za nim w łóczą się mgły! P a trz y się księżyc n a mgły biaław e, Po d w zrokiem jego topnieją mgły. K siążę posłuszne za sobą woła, Książę prom ieniem ze sobą wiąże Służebne sw oje: pow iew ne mgły.

(64)

KRZYŻ NA STEPIE.

P onad pustkow iem stepu, nad śnieżystą bielą Krzyż poczerniałe, m ilcząc, w yciąga ram iona. Przed nim się fala śnieżna zaryła zmrożona, I dziki w icher stan ą ł nad śniegów podścielą. Od szarych, zim nych dali dech śm ierci się zbliża. Idąc przez zm arzłe pola, groźny, a milczący. N a złoty blask zachodu w pom roce ginący K ładzie się błękitnaw o cichy cień od krzyża. C.iert Tw ój, Krzyżu, błękitny p adł n a duszę m oją! N a cichych Tw ych ram ionach duch mój odpoczywa. 1 serce pod Tw e stopy przenajśw iętsze spływ a, I oczy moje we łzach n a Tw ym cieniu stoją. Tyś jeden spokojnością wśród jęku orkanów. Ty jeden w niebo w stajesz na tem białem morzu. Ty jeden drogowskazem n a pustem bezdrożu, Ty jeden nierozw iew ny w śród wydm i tu m a n ó w ! Tyś zabrał łzy z mych oczu, z ducha burz odmęty, I żal mi w ziąłeś z serca, jęk, co pierś rozryw a, N atom iast cień Twój cichy do serca mi spływ a, Niebieski i spokojny, łagodny i św ięty!

(65)
(66)
(67)

Z SZEROKICH LAK.

Z szerokich łąk, z szerokich pól, Od czarnych skib, z oranych ról, Od wierzb i od rubieży

Przyleciał w iatr, przyleciał w iatr, Przyleciał w iater św ież y !

O ulic cieśń, O zim ną pleśń, O błotem m ur zbryzgany Uderzył w iatr w io śn ian y ! O ! to nie pole, to nie bór, To nie zielona ł ą k a ! W iosenny w olny wietrze, n i e ! Nie wolność to rubieży! Bije się w ia tr o zim ny m ur, W ulicach ciasnych błąka, I młode skrzydła w strzępy rwie W iosenny w iater św ież y ! M iastow ych ludzi szary tłum , Co nie wie nic o wiośnie, Nie wie, od czego brak m u tchu I czemu serce rośnie!

To w ód w iosennych doszedł szum , Potężny a radosny!

To k w ia t zak w ita srebrny snu, To pierw sza chw ila w iosny!...

1900.

(68)

W PIERW SZY DZIEŃ WIOSNY.

O, patrzaj, p atrzaj, duszo!

T a ziem ia czarna, w cieple pękająca W bruzdy wilgotne, duże... T a ziem ia ciepła przy m urze... T a złotość słońca...

T a jabłoni różow a i nabrzm iała kora, Te zrodzone wczora

Liljow e i białe K rokusy nieśm iałe — To w iosna! To w iosna radosna!

P a trz ! n a tu rę om dlałą w bezm iar słońca wlecze W ięzam i słodkiem i.

Obróć n a nie tw e sm utne w ejrzenie człowiecze. Idź z n ie m i!

A ...! Kiedy jeszcze tam w głębi łk a Głos skargi żałosny

Tej wiosny,

Której się we m nie narodzić nie dano! I słyszę

Poprzez słonecznie rozzłoconą ciszę

(69)

RYNEK W POŁUDNIE.

W słońcu stoi rynek stary, W słońcu stoi s tara wieża. P o n ad w ieżą błękit bladnie, A pod w ieżą cień się kładnie.

Rozdzw oniły się zegary D w u n astą godziną: Jeden zegar głos podaje, Drugi głos poszerza. Zw olna bije zegar trzeci

Przez mgłę, co się srebrem świeci, Tonam i pacierza.

Stoi, stoi rynek stary, Pełen słońca i dzwonienia. Błyszczą mocno wież okraje, B łyszczą stare skarpy z cienia. Dźwięk gdzieś z m u ru , z w ieży w staje, Dzwonią łuki i podsienia.

B iją, b iją w ciąż zegary! W dole leżą krótkie cienie. W dole w ielką rzeką płyną, Przez gorących p łyt kam ienie W dal św ietlistą i w dal siną P ły n ą tłum y nieskończenie.

(70)

R ynek cały bije w dzwony. Gwarem tętni, życiem płynie, Uroczysty, rozświetlony, W dw unastej godzinie.

(71)

D om ine, d ilexi decorem dom us tuae

Ps. X X V , w . 8.

I.

Św iątynia T w oja pełna chw ały T w o je j! Z gotyckich okien id ą pożary rozśw itu, Ł u n ą w ielką objęły Twoje miejsce święte, Złocone płoną linie n a łuki pogięte,

T oną w b lask u mgły złotej w sklepieniach z błękitu. N a potopie mgły złotej, w łunach krzyż gorzeje, I bieli się n a krzyżu Twoje św ięte ciało. L u d rozklęczony oczy podnosi nieśm iało, Olśniony tą św iatłością, co się z góry leje.

Św iątynia T w oja pełna chw ały T w o je j!

(72)

II.

Św iątynia T w oja pełna sm utku Twego! Przez szare i w yniosłe gotyckie arkady N a stalle opuszczone w ielką, p u stą n aw ą Sączy się dnia ostatek bladością szaraw ą I n a kam ieniach zimnych obum iera blady. Sm uga dym u kadzideł, w pasm o rozciągniona, W lecze się ponad n aw ą. C hrystusow a głowa Nizko n a pierś opadła. Ze skargą bez słow a N a półotw artych u stach, opuszczony, kona.

Św iątynia T w oja p ełn a sm u tk u Twego!

(73)

III.

Św iątynia T w oja pełna ciszy T w o je j! Zniknęły w cieniach nocy gzymsy i arkady, U stały kroki ludzkie i ludzkie w estchnienia, I tylko lam p a tleje i w yblyska z cienia, Tylko kon tu r ołtarza mignie czasem blady. U drzw i św iątyni stoi Twój pokój, o P a n ie ! J a k oko czuw ające lam p a cicho świeci. Ukryty, zaciszony dla Tw ych słabych dzieci, Patrzysz w wielkiej m iłości i m ilczeniu n a nie.

(74)

PLANTY WIOSNĄ.

Ktoś gra n a flecie...

K asztanów pędy gną się do góry Jako świeczników rozram ienienie, Podnosząc pąki, pąki-płom ienie. Brzoza, spuściw szy k u ziemi sznury, C ała w iosenną rozkoszą drżąca, Listkiem leciuchno o listek trąca. N a rozświetlone domów kontury W chodzą szerokie złociste łuny. Przeszłość chw alebna rozryw a truny. Ktoś gra n a flecie...

Ciche w pow ietrzu budzą się wtóry, Biegną św iatełka, su n ą się cienie, M uzyka idzie rozm arzająca Przez rozciągnięte słoneczne struny. Ktoś gra n a flecie...

I baśń się dziw na, urocza plecie. O snuw a w ciche, prom ienne czary T łum ten bezduszny, zgaszony, szary. Ktoś gra n a flecie...

(75)

NA PLACU PUSTYM.

N a placu opuszczonym ciem ność i milczenie. Św iatło latarń , tłum ione m głą gęstą, ru d aw ą, Czołga się po kałużach m ętnej, brudnej wody. Chw ilam i podm uch przyjdzie i rozerw ie płomię I sk ład a skrzydła, m iejską umęczone w rzaw ą. N a plac czarne głęboko zapatrzone sienie... Czasem z ich głuchej głębi ozwie się śm iech młody. Śmiech krótki i rozgłośny, w połowie urw any, W dziecinne płaczem nagłym zmienion uniesienie. Czasem cień ja k i mignie, sunąc popod ściany, I krok sam otny w m okre zadzwoni kam ienie.

(76)

JESIENNY ZMROK.

Czarne gałęzie w deszczu zim nym m okną. Ich kościotrupia, bezlitosna ręka Uderza głucho w puste, ciemne okno, A okno cicho Odjęka.

Mrok dojm ujący, m rok późnojesienny W szystko opływ a, zatapia i chłonie. Zagląda w okno, ociera się o nie, N atrętn y gość i codzienny.

A szczęście, gdy cienie

Odeprze lam py łagodne św ietlen ie !

Szczęście, gdy blizko w szystko, co je st tw ojem , Kiedy nie szukasz nic poza pokojem,

Kiedy w sw ym dom u razem z tobą siada Cień ojca twego, dziada i prad ziad a! Lecz b iad a c i ! b ia d a !

Kiedy ogarnie cię ta powódź blada W zim nym i ciem nym i nie tw oim domu, K iedyś tw ej duszy nie dłużen n ik o m u ! M rok cię jesienny pochłonie, zaleje Tw oje pragnienia i tw oje nadzieje.

W idzisz, ja k w okno pełznie m rok zim ny i głuchy? O, zam knij oczy i zakryj je dłonią!

N iechaj cię la ta dziecinne zasłonią! Niech cię otoczą ojców tw oich d u c h y !

(77)

Sunie się cichy jesienny m rok, Zimny, w ilgotny m ro k ! O, podnieś dłonie i zakryj w zrok! O, zam knij serce, by nie znalazł drogi Do serca zim ny jesienny m rok, Bo serce stanie i skrzepnie od trwogi. O, zam knij se rc e ! o, zakryj w z ro k !

(78)

UMARŁYCH DZWON.

Ulice p u ste um artego m iasta. Zam róz bezgłośny i szary W ym iótł tro tu ary .

M ilczący przyszedł, i m ilczący w zrasta. Między głuche domy

Z stąpił nieruchom y.

N a place p u ste rozszedł się w m ilczeniu W ielkiem koliskiem ,

N a każdym kam ieniu M artw ym odpoczął uściskiem .

U m arłą, p u stą, głuchą ulicą K ondukt żałobny się snuje, K ondukt cm entarza.

W m roku d w a rzędy komż białych świecą. B lask ołow iany n a trum nie.

Cisza przeraża...

Słychać, ja k czarne konie m iarow o S tąp ają głuchą, p u stą ulicą. Czarne piór pęki w ieją n ad głową. W id ać tw arz księży bladą, w o sk o w ą: K ażda się schyla ponad grom nicą I drży św iatłością chw iejną i płow ą.

(79)

N ad m artw em m iastem i m a rtw ą ciszą W mroźnej i szarej powietrznej głębi Zahuczał zm arłych dzwon...

W chm urach, co nizko n ad m iastem wiszą, Dzwon się rozbija, przew ala, kłębi, Ja k głuchy w zbiera g ro m ! Pom iędzy skarpy i szare m ury Bije ponury,

O każdy bije dom !

U m arłych w staje dzw on! Z dołu i z góry,

Ze w szystkich św iata stron U m arłych jęczy dzw on: Skon, skoon!... skon, sk o o n !...

(80)

N akładem autorki.

Odbito w d ru k arn i U niw ersytetu Jagiellońskiego w K ra­ kow ie pod zarządem Józefa Filipow skiego w m iesiącu

(81)
(82)
(83)
(84)

Cytaty

Powiązane dokumenty

This leads to the central topic of this paper: how can we design the “organization” (roles, rules and relations) of the electricity industry in such a way

Metoda projektów jest metodą kształcenia sprowadzającą się do tego, że zespół osób uczących się samodzielnie inicjuje, planuje i wykonuje pewne przedsięwzięcie oraz

Strandberg przekonywał, że demencji zapobie- gać mogą odpowiednio wcześnie stosowane zasady: dbaj o swój rozwój intelektualny, ćwicz swój umysł, stosuj zdrową dietę

De biomassa wordt eerst gesteriliseerd om te voorkomen dat produktie- stammen het bedrijf verlaten.. Het slib kan worden verkocht als

 ImageField - pole takie jak FileField z tym że sprawdza czy plik jest grafiką. Posiada dwa opcjonalne argument - height_field i width_field, które jeżeli użyte będą

Twórca jest świadomy tego , że podobnie jak jego rówieśnikom marzyła mu się normalna przyszłość, życie w wolnym kraju ( wykorzystuje tu metafory –.. zauważcie ) ,, a

Rewitalizacja hałdy prowadzona jest także w ramach innego projektu unijnego – LUMAT. Będzie on realizowany do 2019 roku w ramach Programu INTER- REG Central Europe.

| cy zginają już dziś karki przed tymi, którzy do nas strzelali pod Kata-!. | rzyną w