N apisała Dr. Zofia D aszyńska-G olińska.
Wjeżdżając do wsi słyszę, że coś się stało koło karczmy. Na drodze tłum.
Zbliżam się. Twarze rozognione, pałające, wszyscy naraz mówią, wymachując ręka
mi, potrącając się wzajemnie, stoją bez
radni i coraz ściślejszem kołem otaczają jakąś grupę w pośrodku. Przedzieram się
•do niej. Straszny widok przedstawia się moim oczom. Na ziemi leży człowiek, którym rzucają drgawki konwulsyjne!
Twarz młoda, ale zapuchnięta, okropnym skurczem zeszpecona, ręce się wyprężają, z ust toczy się piana, oczy błędne.
Nad nim klęczy kobieta i zawodzi rozpaczliwie, a łzy i żal mięszają się z przekleństwami. U spódnicy matki uwiesił się trzyletni chłopczyk i płacze rzewnemi łzami, nie bardzo rozumiejąc, co się stało. Wyszedł z matką, ażeby ojca wyciągnąć z karczmy i patrzeć mu
siał jak ten ojciec, wypiwszy na złość kobiecie pół kwarty spirytusu, padł bez zmysłów. O parę kroków szynk-wino- wajca, już opróżniony, bo cały tłum bie
siadników wylał się właśnie na drogę.
Smutny okropny widok nieszczęścia i spodlenia, a niestety nie wyjątkowy to wypadek, ale groźba, co spotkać może każdego z tych podchmielonych, rozwe
selonych do niedawna, a przerażonych i zafrasowanych wieśniaków. Kto raz pić zaczął, nigdy nie jest panem swoich po
żądań, nie 011 panuje nad trunkiem, ale trunek nad nim. W chwilach trzeźwości kajać się będzie, sobie i drugim obiecy
wać poprawę, będzie klął kompanów, któ
rzy do karczmy go ciągną, a przede- wszystkiem samą karczmę, a potem znów do niej powróci, bo ona go nęci, stoi na jego drodze, przypomina wesołe chwile, upaja i zapomnieć pozwala o troskach żywota.
Szynki i karczmy panoszą się dziś wszędzie. Na jednej krótkiej ulicy K ra
kowa (Zwierzynieckiej) jest ich n. p. ni mniej ni więcej jak 17-e. W e wsi może nie być szkoły ani kościoła, ale szynk znajdzie się i to nie jeden. Ludzie nie obliczają nawet, ile pieniędzy, czasu, sił i zdrowia zostawiają w tych norach, nie wiedzą często, że gorzałka to jad szko
dliwy uietylko dla nich, ale i dla ich dzieci.
Przeciw panoszeniu się karczem i wy
szynków wszelkiego rodzaju podnosi się dziś w wielu krajach protest. Przede- wszystkiem nauka stwierdziła, że trunki, które się w nich sprzedaje, t. j. wródki, piwa i wina, są napojami alkoholowemi, że zaś alkohol jest trucizną i to działa
jącą ostro, że jad ten niszczy organizm pijącego i oddziaływa nawet na zdrowie dzieci, nie powinno się cierpieć ich i to
lerować. Blizkość szynków, wielka ich liczba ciągnie ludzi słabej woli i nieod
pornego charakteru. Stwierdzono, że te rzadkie wioski, które nie miały szynków nie miały i pijaków, że nawet ludzie za
mieszkali w pobliżu szynku częściej się rozpijali od tych, co mieszkali zdaleka.
Wynika z tego, że należałoby niszczyć szynki i zamykać.
Niepodobne jednak oczekiwać, aby karczmarze, którzy z istnienia szynków dobre czerpią zyski, wyrzekali się ich w imię cnoty, czy miłości bliźniego. Pró
żnym trudem byłoby wykładać im o szko- dliwem działaniu trunków i błagać o zam
knięcie ich źródła, skoro im daje ono nie śmierć, ale życie, bo utrzymanie.
Wprawdzie zdarzały się wypadki ta
kich postanowień, prawie cudownych i o nich wspomnieć warto, ale były to nader rzadkie wyjątki. Oto kiedy w po
łowie zeszłego stulecia rozpoczęła się w Stanach Zjednoczonych Ameryki płn.
propaganda trzeźwości, popierały ją sil
nie kobiety. Zrozumieć powód tego nie
trudno, ponieważ kobiety, jakkolwiek same mało piją najwięcej cierpią od pi
jaństwa, padając ofiarą mężów, ojców czy braci i na trzeźwo patrzeć muszą, jak alkohol rujnuje ich rodziny, znieprawia dusze i wysusza kieszenie. Amerykanki tembardziej powołane są do szerzenia trzeźwości, że same na ogół nie piją i to jest może powodem, że Ameryka należy dziś do najtrzeźwiejszych krajów.
Od początku kobiety przejęły się tam tak silnie ideą wstrzemięźliwości, iż urządzały prawdziwe pochody krzyżowe przeciw pi
jaństwu. Gromady kobiet różnego wieku i stanu, z pieśnią pobożną na ustach przeciągały ulicami miast. Gdy napotkały szynk, klękały dokoła i modliły się gło
śno o nawrócenie gospodarza i biesia
dników. Widok ten był tak rozczulający, jak opowiadają świadkowie, iż niejeden karczmarz składał przysięgę, iż sam pić najszybszą poprawę stosunków sprowadzić można.
Pierwszem usiłowaniem w tym kie
runku było zaprowadzenie' t. zw. systemu gotenburgskiego w krajach północnych Szwecyi, Norwegii i Finlandyi. Nazwę swoją bierze on od szwedzkiego miasta Gotenburga, gdzie już w 1853 r. utwo
rzyło się towarzystwo dla wykupna wszyst
kich przedsiębiorstw sprzedaży trunków gorących. Rozumowano słusznie, że szyn- karze dla zarobku namawiają do pijań
stwa, zachęcają do używania najmocniej
szych napojów, t. j. wódki, gdyż czło
wiek nietrzeźwy najłatwiej da się skusić do pijaństwa i całkowicie już podpada pod władzę wyzyskiwacza sprzedawcy.
Należało zatem usunąć interes prywatny przy sprzedaży trunków. Dawało Się to osiągnąć, gdy wszystkie wyszynki w mie
ście należały do stowarzyszenia dobro
czynnego, które żądało tylko 5 procent od włożonego kapitału i na zarządzają
cych wybierało ludzi sumiennych i uczci
wych. O ile zaś zysk z wyszynku ókazó się wyższym, podwyżka idzie na cele oświaty i szerzenie wstrzemięźliwości.
Sprzedaż w systemie gotenburgskim opiera się jeszcze na innej zasadzie a mia
nowicie, że trunek mniej jest szkodliwy przy jedzeniu niż na czczo, oraz że prze- dewszystkiem trzeba usunąć wódkę, za
stępując ją szlachetniejszym i mniej szko
dliwym napojem, t. j. piwem.
I w tem była odrobinka prawdy.
Przy wyszynkach urządzono porządne ja
dłodajnie, gdzie za niską opłatą dostać
rzyści ludu szwedzkiego. Pijaństwo prze
cież usuniętem nie zostało.
A dlaczego zapytasz czytelniku ? Oto dla tego, że we wszystkich trun
kach gorących znajduje się ta sama szko
dliwa trucizna, alkohol i że czy wypi
jesz mały kieliszek wódki, czy dużą hal- bę piwa, zawsze tę truciznę wprowadzasz do organizmu. Najlepszym tego dowodem, że piwem równie dobrze upić się można,
pojów alkoholowych, pozostawia prawo mieszkańcom gminy miejskiej, czy wiej
skiej rozstrzygnięcie, czy chcą mieć szynk, albo też, czy pozostawić dotychczasowe wyszynki, lub liczbę ich zmniejszyć.
Postanowienie takie otrzymuje się przez głosowanie wszystkich mężczyzn i kobiet, zamieszkałych w gminie, star
szych nad 25 lat i nosi nazwę l o k a l
-n e j o p c y i. Prawo to zaprowadzono w Finlandyi, małym, leżącym na pół- nooo-zachodzie Rosyi kraiku i w Norwe
gii. Okazało się, że ludność chce się od
■wroga alkoholu ratować. W gminach wiej
skich tych krajów szynki przeważnie po zupełnego zakazu sprzedaży trunków go
rących.
czonych Ameryki północnej. Tylu na
szych emigrantów szuka tam zarobku 1 lepszego bytu. Niechże zwrócą uwagę, że amerykanin jest dużo od europejczyka trzeźwiejszy, a całe stany takie jak Men (Maine), Kansas i Północna Dakota od- dawna zaprowadziły zupełny zakaz wy
robu i sprzedaży ^ trunków gorących. uniknąć karzącej ręki sprawiedliwości.
Prawo zakazu okazało się wykonalnem, a najlepszym tego dowodem, że w Sta- nach przyjęły je w 1907 r. Oklohama, Georgia i Alabama, a zatem trzy nowe kraje, a w Europie wprowadza zakaz sprze
daży i wyrobu napojów alkoholowych Islan- dya i Pinladya. Dowody, że bez trunków gorących można żyć i pracować, skła
dają członkowie towarzystw wstrzemię
źliwości, a w Ameryce oprócz ludności suchych czyli wstrzemięźliwych liczą w Stanach Zjednoczonych 36 milionów.
Na szkodliwość szynków zwracają dziś uwagę rządy i parlamenty większości państw europejskich. Nie idzie to łatwo.
Ustrój państw dzisiejszych oparty jest na wytwarzaniu i sprzedaży trunków, które zatruwają całą naszą cywilizacyę. Podzi
wialiśmy przed paru laty dzielność i ofiar
telniku że powodzenie dwóch pierw
szych krajów i niepowodzenie Rosyi ściśle jest zależne od trzeźwości, czy pijaństwa mieszkańców?
Rozumieją to wybornie w państwach zamożnych i cywilizowanych. Najlepszym tego dowodem nowe prawa o szynkach, sprzedawać. Na otwarcie wyszynku z wódką, piwem bawarskiem, czy winem węgier- skiem lub austryackiem pozwolenia mają być utrudnione. Ustawa zakazuje wyda
wanie trunków osobom młodym, któie nie mają jeszcze 16 lat, a w pewnych wypadkach dozwala się naw et głosować za zmniejszeniem liczby szynków. Jak widzimy jest to dopiero nieśmiały po
czątek. Prawodawcy chcąc dać ludowi możność zdrowego i obyczajnego życia, oglądają się wciąż poza siebie, aby nie zrazić sobie potężnych kapitalistów, wy
rabiających piwa, wódki i koniaki oraz i szynkarzy, którzy rej wodzą.
Więcej stanowczo postąpiono w Anglii, Od kwietnia 1909 r. wejdzie w życie prawo, nakazujące zmniejszenie liczby szynków o jakie 30.000, w ciągu naj głosowania obywateli i obywatelek. Po tym czasie t. j. od 1923 r. opcya lokalna Wprowadzoną zostanie w całym kraju.
Wywołuje to oburzenie gorzelników, oraz szynkarzy i browarników, ale prawo po
mimo to zostało już przyjętem, a wyko
nanie jego powierzył rząd. specyalnie po
wołanym do tego urzędnikom. Prawo angielskie wprowadziło również nakaz zamykania wyszynków w niedzielę za wyjątkiem trzech godzin w dniu.
Ostatnie to postanowienie obchodzi nas na razie najwięcej. Niestety walczy
my z trunkam i gorącemi od niedawna, mamy zaledwie kilka tysięcy ludzi przeko
nanych o ich szkodliwości. Nie podobna wolność jest naszem najważniejszem pra
wem i że dążyć musimy do stanowienia,
cia wstrzemięźliwego nad pijackiem. A jak dojść do takiego przekonania temu, co nakazujące zamykanie szynków w nie
dziele i święta. Upomnieć się o to mu
simy, upomnieć gromadnie, bo to pierw
szy krok do nowego lepszego życia. Po
myśl tylko bracie czytelniku i ty siostro czytelniczko, czy to rozsądnie i sprawie
dliwie? Mamy przecież spoczynek nie
dzielny. Po 10 lub 11 z rana nie można każdemu konieczny. Tylko szynk otwarty.
Tam brzęczą szklanki, tłuką kieliszki, huczy muzyka, tam zastawiają na ciebie sidła i dają ci truciznę, pozbawiają ciężko zarobionych pieniędzy, zdrowia, rozumu.
Niedziela zamiast przynosić wypoczynek, zadowolenie, godziwą rozrywkę, wnosi do rodzin nieszczęście, ciału daje chorobę, a duszy rozpustę. Zabawy zamieniają się w burdy, bijatyki i kłótnie. Stwierdzono, że najwięcej aresztowań, zasłabnięć wy
pada na niedzielę. A czemu? Bo lud ma jedną tylko sposobność zabawy i roz
rywki, a tą jest szynk.
Postanowienie o zamykaniu szynków w niedzielę byłoby tylko rozszerzeniem 1 i dopełnieniem‘prawa o wypoczynku nie- wysełają towarzystwa Eleuterya i Etos do parlam entu i sejmu zebrało się kil
kadziesiąt tysięcy podpisów. Ale pamię
tajmy, że jest nas kilka milionów męż
czyzn i kobiet, którzy przekonani są, że
szynki, to nie miejsca zabawy, ale roz
pusty pijackiej. Ci wszyscy powinni wolę swoją zaznaczyć, petycye podpisywać i wymódz na rządzie, żeby wbrew szyn- karzom, gorzelnikom i bro warnikom, wbrew opilcom, którzy bez karczmy żyć nie mogą, jak najprędzej zarzą
dził zamykanie szynków w niedziele i święta.
Nie lękajmy się. że nas to pozbawi rozrywki niedzielnej. Dla rozrywki stwo
rzymy sobie domy ludowe, teatry^ włościań
skie, czytelnie, a szynki w św ięta i nie
dziele bezwarunkowo zamknąć należy.
ALBIGOWA.
P iękne i podniosłe wrażenie, pozo
staw iło nam królew iakom na zawsze, odwiedzenie Albigowej.
Z araz na wstępie, na stacyi w Ł ań
cucie, doznaliśm y w rażenia, że m iej
scowa ludność i włościanie okoliczni, w ita ją nas ja k braci, ja k swoich — m ile oczekiwanych gości.
T am odrazu czuliśmy się razem sercem i duszą związani, jako jedni b racia, dzieci wspólnej nam ojczyzny — P olski.
P o krótkiem przyw itaniu, wyru- szyliśm y z sym patycznym i Albigowia- nami, by ja k najprędzej dojechać do 1 A lbigow ej, o której, niejako cuda sły- j
szeliśm y w drodze. ,
I rzeczyw iście, przyjęcie, ja k ie nam zgotow ano w Albigowej i to wszystko cośmy tam usłyszeli, zobaczyli, za cud j
niem al przyjąć można. j
Nim opiszę tę w yjątkow ą wies w G alicyi, k tó ra ju ż i Polsce całej, j
ja k długa i szeroka przyśw ieca przy- | kładem , nie mogę nie wspomnieć o | przyjęciu, ja k ie nam zgotow ała Albi- i gow a pod kierunkiem duchowego swego przewodnika.
Zajechaliśm y przed kościół. Na sto
kach wzniesienia, na jak iem stoi k o ściół, tłum ludu w strojach odświę
tnych —< mężczyźni w białych sukma- naell _ kobiety w charakterystycznych dla parafii Albigońskiej rańtucham i n a głowach, w jasnem odzieniu; w pośro
dku zaś na stopniach wiodących do
kościoła, grom ada dzieci, p rzystrojo
nych w k w iaty , robiło w rażenie ta k s>luie piękne i podniosłe, że ty lk o pendzel genialnego a rty s ty m ógłby w przybliżeniu to odtworzyć.
Gdyśmy się wszyscy zgrom adzili, stojący n a um yślnie przygotow anym w środku całej tej grom ady wzniesie- s ;eniu, chłopczyna ośm ioletni przyw i
ta ł nas w te słow y:
N iech będzie p och w alon y...1) Pochw alony — uw ielbiony Że dożyliśm y tej chwili By Was witać — Bracia mili.
W yście bliscy — choć nieznani, Spodziew ani i kochani!
Kwiaty ścielim Wam pod nogi B oście w eszli w nasze progi.
A u n ieście pamięć o nas — 1 pow róćcie znow u do nas!
My zaś z Wami — szeregam i, Pójdziem bić się z M oskalam i!
Znów zjednoczym P olsk ę całą, j a k ą piękną i w spaniałą!
W ęzeł bratni się zaciśnie, — Dawna sław a znów z a b ły śn ie!
My za Wami z w estchnieniam i, M yślą pójdziem i m odłam i, By się droga Wam szczęściła , W zdrowiu do dom prow adziła.
x) W iersz ten u ło żo n y z o sta ł przez p„
K achanową z Łańcuta, um yślnie na przyjazd człon k ów K ółek R olniczych z Królestwa.
P olsk iego.
P ięk n ie wypowiedziany wiersz u sta kw iatem m aku polnego i innego kwiecia.
D alsze przem ów ienia dziew czątka i drugiego chłopca i odśpiewanie chó
re m przez dziatw ę szkolną „Jeszcze P olsk a n ie zginęła1*', zakończyło p ierw sze przyw itanie. Z naszej strony poseł N akonieczny silnie wzruszony, tylko kilkom a słowam i odpowiedział na p rzy rozdzieleni kordonam i, dziś jesteśm y razem , to Bóg da doczekać, a niedługo pragnienia nasze ziszczone ju ż będą...
P o posiłku, przygotow anym nam przez zacnego kapłana, zajęliśm y się poznaniem Albigowej, tego wszystkiego, co potężny duch ks. kanonika Tyczyń
skiego, jego nieugięta wola i siła cha
ra k te ru uczyniły.
Albigowa, ja k każda inna wieś n a
sza, zaniedbana, pozostaw iona siłom własnym, była w biedzie i moralnem opuszczeniu.
Z chw ilą dopiero, kiedy los szczę
ścia sprow adził do Albigowej ks. T y
czyńskiego, los opuszczonej wioski, ja k by pod cudowną siłą, został przem ie nowy proboszcz, głęboko rozum iejąc swe powołanie na nowem stanow isku, pielgrzym ka, po rozległej parafii. B ieda 1 bieda, a z nią niezaradność, lenistw o,
ciem notę ludu, niewyzyzkany, m iast
W spaniały kościół murowany, w miej - sce dawnego drew nianego; piękny gmach Szkoły gosp odjń wiejskich, m urowany j gust wnie upiększony; wielki piętro
wy budynok szkoły koszykarskiej, i moc pięknych domków murowanych, częścią drew nianych, lecz dachówką krytych. Zmieniło do niepoznania zew
nętrzn y w ygląd dawnej wsi opuszczo
Zrozum iał zacny kapłan, że podstaw ą m ateryalnego i m oralnego dźwignięcia, je s t ośw iata. Od tego też zaczął. P ie r
nonik czytelnię, dla wypożyczania ksią
żek, k tó re ju ż i poprzednio wypożyczał z własnej biblioteki.
P ra c a wśród parafian i dla nieb, wzbudzała coraz w iększe zaufanie u mie
szkańców A lbigow .j dla swego pro
W fakcie zamysłu i obleczenia w czyn budowy koś ioła, jak we w s z y s tk im
N astępnie szybko przeprow adził wszelkie formalności — zwołał
korni-te t kościelny, przeprow adzi! uchw ałę, od budowniczego zaządał kosztorysu i... pro jek t gotowy.
P la n kościoła obliczony został przez budowniczego na 35 tysięcy złr. — na to było w kasie kościelnej owych 153 złr. zebranych na nabożeństw ie. Lecz od czegóż w iara i siła m oralna, one to tw orzą czyn, one są źródłem bogactwa, chw ały, zaszczytu ludzi i Narodów.
był odrobić swoje, ci zaś co m ieli ko
nie odpowiednią ilość fur przywieźć.
Rzecz charakterystyczna. Nie wy
darzyło się. by podczas całej budowy jednego człowieka brakło, przeciwnie aż trzeb a było odmawiać, bo wielu, a w tem przew ażnie młode dziew częta i chłopaki dodatkowo pracow ać chcieli.
„N ieraz — pow iada mi ks. kanonik — miałem istny kłopot z tym i ludźmi,
Ks. kanonik Tyczyński.
Ju ż w zimie tracze i cK śle rżnęli i ociosywali w lesie drzewo. Inni zwo
zili drzewo przygotow ane na miejsce i praca szła raźnie. L ud coraz więcej nabierał przekonania, że kościół będzie i ta k i piękny, j kim go sobie w yobra
żał, ja k je s t dziś po tawiony.
W szelką pracę w ykonyw ali sami parafianie d a rm o ; każdy obowiązany
odejść od roboty nie chciał, p łak ał prosił się, tak, że trze b a go było zo
staw ić." Każden chciał, by jego pracy przy budowie kościoła było ja k n a j
więcej. M atki, którym dziecię ledw ie na św iat przyszło, już spieszyły do swego proboszcza, by i to nowo n a
rodzone niemowlę zapisać, by i za niego przypadającą ilość dni odrobić.
„Piękny to był czas — mówił mi budowniczego obliczony na 35 tysięcy złr., wyniósł mniej niż połowę tego, bo 16 tysięcy tylko.
Po budowie kościoła przyszła kolej n a inne czyny.
Dalszym zamiarem zacnego probo
szcza albigowskiego, było podnieść wieś cała. Kościół sta ł już w spaniały — wieś jeszcze pod względem zewnętrznym opuszczona. Żeby przyspieszyć m ate- ryalne dźwignięcie się ludności, powziął wygłaszane, podniosły um iejętność pracy na roli, lecz tego nie było dosyć. dochodów z gospodarstwa, dołączył do
chód z pracy domowej. P osłał więc ; kwalifikowany koszykarski m ajster. To jednakże dopiero p oczątek ; trze b a było
Nauki koszykarstw a pobiera coro
cznie kilkudziesięciu uczniów a łącznie z ukończonemi pracuje 65 ludzi. stolarskiej i rzeźbiarskiej w Zakopanem, jednego do szkoły sukienniczej w Rak
szawie, jednego do szkoły tkackiej w Łańcucie, pięciu do niższej szkoły rol
niczej, jednego do szkoły organistów w Przemyślu. Następnie wysłał jednego na kursa kasyerów i dziś jest on w spółce
oszczędności i pożyczek w A lb ig o w ej;
•dwu n a k u rsa m leczarskie, jednego n a ! k u rs handlow y w Czernichowie, jednego na kurs dozorców drenarskich, jednego zaś na kurs pisarzy ^ gminnych. K ilku udało się zaś do szkół średnich.
Ilość poważna, i znać, że zacny kapłan czuł potrzebę dania nauki wszechstronnej, k tó ra objąć by mogła w szystkie objawy życia wiejskiego, a przez naukę i pracę, podniosła dobro
miosłach, lub przem yśle je s t nieodzowną.
T ą zasadą kierow ał się zacny ini-
Ogółem przerobiono w pierwszym roku 164 tys. 816 litrów mleka. na własność Szkoły gospodyń wiejskich.
Tegoż jeszcze roku 1902 rozpoczął ks. Tyczyński przygotow ania do zało żenia spółki drenarskiej. Oszuszenie gruntów z Albigowej je s t nieodzowne, jeżeli się m a zam iar podnieść upraw ę roli. Rozumiał to ks. proboszcz i ty le starań dokładał, że spółka ta k a w 1903 roku form alnie założoną zastała.
Do spółki drenarskiej zapisali się wszyscy w łaściciele gruntów — plan został przez Biuro M elioracyjne przy W ydziale krajow ym wykonany, ju ż n a w et rozpoczęto część gruntów drenować.
Dotychczas jednakże dopiero k ilk a Spółki Przem ysłow o Rolniczej, pow stała myśl założenia m łyna. K obiety ze wsi,
Ot, ja k to je d n a m yśl za drugą w czyn się obracała.
Nie było niem al roku po ukończeniu budowy kościoła, b y nowa spółka, — uowa in sty tu c y a nie pow stała w A lbi
gowej.
Lecz to nie zakończa jeszcze wszy
stkich chw alebnych czynów zacnego duszpasterza. P o c z u u e pracy obywa
telskiej, nietylko na samą Aibigowę sięgało. Baczne oko i wyższy um ysł ks. Tyczyńskiego dojrzał, że i z dala od Albigowej je s t instytucya, k tóra co rocznie usługi oddać może drobnym g o spodarzom w całym kraju, a instytucya ta, to założona przez pow iat łańcucki Szkoła gospodyń wiejskich.
Założył j ą pow iat w 1898 r. W latach 1900 i 1901 będąc w Galiczy- nie koło P rzew orska, szkoła ta ledw ie że znaki życia o sobie daw ała. Ks Tyczyński rozum iejąc ważność tej szko
ły dla podniesienia gospodarstw w ło
ściańskich, widząc zaś, że rok dwa nie minie a szkoła upadnie, zaproponował przeniesienie jej do Albigowej. I stał się jak b y cud. W Albigowej szkoła ta odżyła, nowych sił nabrała i je s t dziś w rozkwicie. P ow iat zdolny był j ą soło- d zićw w arunkach wprawdzie niezbyt zaszczytnych, lecz wychować nie był zdolen. oddał na odchowanie do księ
dza Tyczyńskiego.
Szczęśliwie się stało. Dziś szkoła t a ma ju ż za sobą przeszłość i zasługi, które oceniają najlepiej ci, dla których ona je s t założoną. I w tym razie lud
Szczęśliwie się stało. Dziś szkoła t a ma ju ż za sobą przeszłość i zasługi, które oceniają najlepiej ci, dla których ona je s t założoną. I w tym razie lud