Leopold
Unger
D z i e d z i c t w o
bez dz i edz i c
Leopold UngerD zien n ik a rz, pu blicysta, pisarz. O b ecn ie m ieszka w B rukseli. P ra co w ał w „ Ż y c iu W arszaw y", później w belgijskim d z ien niku „ L e So ir". B y ł stałym w sp ó łp ra co w n ik iem paryskiej „K u ltu r y " i R ad ia W o ln a Eu ro p a , regularnie d ru k o w ał k om entarze w „Internation al H erald Tribun e". D w u k r o tn y laureat N a g r o d y im . J . M iero szew sk ieg o . W 2 0 0 9 o deb rał nagro dę Polskiego P E N C lu b u im. K sa w e re go i M ie c z ysła w a P ru szy ń - skich i o trz y m a ł d o k to rat honoris causa U n iw ersyte tu M a r ii C u rie -S k ło d o w sk ie j w Lu b linie. L au reat n agro dy „O rz e ł K arsk iego " (2 0 10 ). A u to r w ielu książek, ostatnio w yd ał m .in. W ypędzanie szatana ( 2 0 0 5 ) . O d 19 9 0 p u b licysta„G a ze ty W ybo rczej".
We wrześniu 2007 roku dostałem zaproszenie niemieckiej Stiftung Neue Synagoge (Fundacji N ow a Synagoga) na otwarcie wystawy Wo ist Lemberg - Gdzie jest Lwów. Poproszono mnie o krótkie wystąpie nie z tej okazji. O to co powiedziałem 2 września w obecności kilkuset osób, w zdecydowanej większości Niemców, w pięknie odrestaurowa nej berlińskiej synagodze. Powiedziałem po polsku:
Jestem Żydem. Żydem ze Lwowa, miasta trzech narodów: Polaków, Ukraińców i Żydów (nie licząc Ormian, Karaimów, Tatarów itd.), miasta trzech aspiracji, trzech filozofii, języków, religii i nieskończonej liczby krzy żujących się konfliktów. Miasta, które właśnie dzięki tym sprzecznościom, na styku tylu rozmaitych kultur było wspaniałym, pulsującym terenem konfrontacji rozmaitych wizji świata. Dzięki temu Lwów stał się tyglem wielkich - polskich, żydowskich i europejskich - osiągnięć kulturowych i cywilizacyjnych.
Tego miasta, tego Lwowa ju ż nie ma. I ju ż nie będzie.
M am sporo lat, jestem więc chyba jednym z niewielu żyjących i cią gle aktywnych niedobitków prawie stu tysięcy lwowskich Żydów. W tym mieście nie było im łatwo żyt, kampanii antysemickiej w polityce towarzy szył bojkot ekonomiczny i rajdy nacjonalistycznych bojówek. Ale właśnie ci lwowscy Żydzi wnieśli ogromny wkład do historii i kultury ziemi, na której żyli i na której umarli.
Tej społeczności także ju ż nie ma. I także ju ż nie będzie.
M oi rodzice urodzili się, pobrali i założyli rodzinę w Austrii, budowali byt w niepodległej Polsce, zginęli w hitlerowskich Niemczech, pochowa ni zostali w nieznanym grobie na sowieckiej Ukrainie. Wszystko to bez zmiany adresu, przy ul. Gródeckiej 99 we Lwowie. Pierwszy raz po woj nie znalazłem się we Lwowie 21 sierpnia 1992 roku, z okazji odsłonięcia pomnika w tym miejscu, gdzie była brama do getta. Okazało się wówczas, że groby wszystkich moich bliskich nie istnieją. Ich zwłoki spalono, a p o pioły rozsiano. Tak ja k moi rodzice i mój brat (oficer Andersa poległy na froncie włoskim), zginęli także rodzice i brat mojej żony, rozstrzelani w Majdanku, dokąd ich wywieziono z getta w Warszawie. Kiedy więc przed sześćdziesięciu laty zakładaliśmy z żoną rodzinę, nie mieliśmy ani rodziców, ani rodzeństwa, a nasze dzieci nie miały, i ze strony matki, i ze strony ojca, ani dziadków i babci, ani wujków czy cioć.
Tych dwóch rodzin także ju ż nie ma. I także ju ż nie będzie.
Na ich miejscu jest jednak nowa rodzina, zrodzona na ruinach domów i prochach naszych przodków. Dlatego ta moja litania, ten mój dzisiejszy ber liński kadisz, nie należy do martyrologii, lecz, tak ja k ta wystawa, do pamięci.
288 Leopold Unger
I ostatnia uwaga. Mogłem zwrócić się do Państwa w bardziej dostęp nych językach, po francusku czy angielsku, czy jeszcze inaczej. Wybrałem język polski. Dlaczego? Ano dlatego, że dokładnie sześćdziesiąt osiem lat temu, we wrześniu roku 193g, kiedy na mój Lwów padały niemieckie bom by, to w tym języku powiedziałem rodzicom „do widzenia".
Widziałem ich wtedy po raz ostatni.
Po co ten długi i smutny wstęp? Bo jest to mój osobisty wkład, że tak powiem, w powszechny dziś proces poszukiwania i utrwalania przestrzeni wspólnej pamięci. M iędzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie jest tej idei najlepszym przykładem. Pamięć to wszak niezbędny, a zarazem najbardziej skuteczny czynnik budowania euro- pejskiej tożsamości. Budowania, na którym kładzie się cieniem wielki spór między „wspólną pamięcią europejską” a pamięcią każdego naro du i każdego z nas oddzielnie, zależną tylko od naszego stosunku do przeszłości. W Berlinie wyraziłem nadzieję, że wystawa w synagodze w jakiejś skromnej choćby mierze ten podział przełamie. Cztery lata później wyrażam ju ż nie nadzieję, lecz pewność, że Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie (w jakim że innym mieście mogłoby takie laboratorium ducha powstać?), działające od dwudziestu lat prawdziwe dynamo postępu i dialogu, uparcie i skutecznie przekonuje świat, że pamięć może łączyć, zamiast dzielić, że nie musi utrudniać, a może i powinna ułatwiać zrozumienie pamięci innych. Może pomóc wpoić światu taką pamięć, która pozwoli każdą rodzinę, polską, ży dowską czy jakąkolwiek inną, obronić przed powtórką takiego losu. I żeby w szczególności ta świadomość stała się częścią naszego wspól nego dziedzictwa.
Ż yd zi częścią wspólnego dziedzictwa? W Polsce? To ryzykow na ambicja. Zacznijm y od wciąż kontrowersyjnej sprawy, jak ą była decyzja powrotu do Polski, podjęta tuż po zakończeniu drugiej woj ny światowej przez niedobitków polskich Żydów. Jedni wychodzili z leśnych lepianek, inni zza szaf w domach Polaków, którzy - powo dowani sumieniem albo chęcią zysku - ukrywając Żydów ryzykowali życiem, jeszcze inni wracali z Auschwitz albo z gułagów, w szynelach Berlinga czy mundurach Andersa lub w cywilu, nieliczni - ja k ja - z innych krajów. A le wszyscy myśleli, że wracają do domu. T ak bo wiem dyktowały im instynkt i przekonanie, złudne, ja k się okazało, że nie gdzie indziej, ale właśnie w Polsce mogą podjąć próbę powrotu do życia.
289
D z i e d z i c t w o b e z d z i e d z i c aIlu ich było? Z ponad trzech milionów Żydów żyjących w Pol sce w 1939 roku parę lat później, w 1945 roku, odnalazło się ich dwie ście pięćdziesiąt tysięcy, w tym sto pięćdziesiąt tysięcy repatriantów z Z S R R , uratowanych, historia lubi paradoksy, dzięki sowieckiej de portacji i — często — katordze w gułagu. N ie byli do siebie podob ni. Różniły ich skala przeżyć wojennych, cena wojny - dosłownie i w przenośni, skala strat. A le większość to tutaj, w Polsce, widziała i chciała budować swoją przyszłość.
Jak wiemy, nie udało się. Polacy nie pozwolili. Pogromy (w K iel cach w 1946 czy w Krakowie w 1945) wygnały z Polski większość niedobitków. Zostało niewielu upartych w swej polskości. Z łu d z e nia niedługo trwały. Komunizm, zwłaszcza stalinowski, ale i gomuł- kowski, pokazał, co potrafi. I pokazał, czego nie potrafi. N ie potrafił wysnuć lekcji nawet z Holokaustu, choć polscy komuniści byli jego świadkami. A Kościół katolicki, a naród polski? W szyscy mieli swoje zmartwienia, a jeśli chodziło o los Żydów, to nawet z tak znienawi dzoną władzą komunistyczną na ogół się zgadzali.
N o i większość „upartych” Żydów postanowiła z Polski wyjechać. N a szczęście znali adres. Kiedy więc krótkotrwała i fałszywa - jak się okazało — odwilż Gom ułki otworzyła przed nimi granice, ruszy ła fala roku 1956. Z o stała garstka „ultrasów" takich ja k ja, tych, któ rych złudzenia okazały się silniejsze od doświadczenia. C i nieliczni, najbardziej „polscy", najbardziej zasymilowani dotrwali do roku 1968. Przekonali się wówczas, że na polski komunizm i na polski antysemi tyzm - wtedy funkcjonował taki duet - nie ma rady. Ż e kiedy Żydzi bez względu na cenę chcieli być Polakami, to zawsze się znalazł ktoś, kto im to uniemożliwiał.
Jasne, dziś wiadomo, nie chodziło o Żydów, tylko o Polaków, żyd zi byli na hors d ’ouevre, głównym daniem, ja k się szybko okazało, miała być polska inteligencja i polska kultura. Kiedy więc w toku antysemickiej czystki - przeprowadzonej, ku zdumieniu świata, przez komunistów przy czynnym poparciu pewnej części społeczeństwa i obojętności pra wie całej reszty - Gom ułka otworzył przed żydowską „piątą kolumną" drzwi exodusu, Żydzi, ju ż prawie ostatni, po raz kolejny z ziemi pol skiej zostali wygnani.
W taki sposób na oczach Polaków dokonał się epilog prawie ty siącletniej obecności Żydów w Polsce. Wydawało się, że po wymor dowaniu przez hitlerowców prawie całej trzymilionowej masy żyd ów polskich antysemityzm w tym kraju na zawsze zniknie. Okazało się to
zgo Leopold Unger
złudzeniem. Okazało się, że wystarczyła garstka ocalałych z nazistow skiego piekła, aby antysemityzm znowu zawładnął ulicą i tłumem. I że wystarczy resztka tej garstki, aby do dziś jego widmo po Polsce krążyło.
Żydzi rozjechali się po świecie. I zapanowała cisza. N ik t p rze cież, to ludzkie, nie lubi patrzyć w czarne karty swej własnej historii. A le cisza trwała do czasu. Polscy demokraci, uparcie pokonując nie raz sporą dozę krytyki, a nawet wrogości, podjęli próby przywróce nia Żydom ich miejsca w historii Polski. Arcybiskup Jó z e f Życiński, W ładysław Bartoszewski, Jan Błoński, Czesław M iłosz, ks. Stanisław Musiał, Stanisław Obirek, wielu wspaniałych Polaków, gazety i czaso pisma: „Tygodnik Powszechny”, „Gazeta Wyborcza", „Polityka”, „Z n a k ”, „Więź", instytucje, takie jak Międzynarodowe Centrum Kultury, arty kuły i książki, m.in. Jana Grossa, Anny Bikont, H anny Krall, o Kielcach, Krakowie i Jedwabnem, no i, przez ponad pół wieku, bezkompromi sowa w wojnie z polskim obskurantyzmem paryska „Kultura” Jerzego Giedroycia - wszystkie te osoby i środowiska konsekwentnie torowały i torują drogę do prawdy o losie polsko-żydowskim. O żydowskiej czę ści polskiego dziedzictwa. Dziedzictwa bez dziedziców.
Z końcem lat osiemdziesiątych Giedroyc powiedział do mnie: „To pan sparafrazował Sartrea i napisał, że nie ma w Polsce kwestii żydowskiej, lecz jest kwestia polska. N o, niech Pan jedzie i się temu przyjrzy”. Przyjrzałem się.
A potem spotkałem Jacka Purchlę, najpierw w Brukseli, później na Forum Ekonomicznym w Krynicy, wreszcie „wpadłem w M C K ”, Pod Kruki, i ju ż tam zostałem. T ak głęboko wpadłem, że to mnie p ro fesor Purchla zaproponował otwarcie zwołanej przez M C K w tym sa mym 2007 roku międzynarodowej konferencji na temat rewitalizacji wymarłych dzielnic i miast. Obrady toczyły się w cieniu niedalekiego Auschwitz i, tak się złożyło, w czasie kolejnego Festiwalu Kultury Ż y dowskiej na Kazimierzu. Taki zbieg okoliczności, powiedziałem wte dy, ma wymiar symboliczny. I do dzielnic i miast w programie konfe rencji ja dodałem ludzi.
To bowiem, co we wprowadzeniu do naszych dyskusji prof. Jacek Purchla określił jako „umojenie” dziedzictwa, lub, inaczej mówiąc, to, co w swej imponującej pracy o Kazim ierzu dr M onika M urzyn, też z M C K , nazywa „niechcianym dziedzictwem”, nie mogło, w moim pojęciu, ograniczać się do kwestii murów, domów, dzielnic czy miast. Ich mieszkańców ju ż nie ma. N ik t i nic, żadna odbudowana synago ga, życia im nie przywróci. Ostatnie ślady dziesięciu wieków historii
291 D z i e d z i c t w o b e z d z i e d z i c a
polskich Żydów zniknęłyby razem z murami ich dzielnicy. Ale pró bować przywrócić pamięć o nich, to znaczy przywrócić zaklętego w ten„rewitalizowany” kamień ducha„tamtych” czasów, można, trze ba i warto. To m iał na myśli profesor Purchla i tego właśnie podjęło się M iędzynarodowe Centrum Kultury. Bez takiej inicjatywy ju ż tyl ko specjaliści od historii martwych kultur pochylaliby się nad antycz ną epopeją Żyd ó w w tej części Europy, epopeją, która przecież jest niezbywalną częścią historii Polski, a nawet historii w ogóle.
Szczególnie przekonującym, a zarazem wzruszającym wyrazem troski o tę specyficzną część dziedzictwa Polski była wystawa Świat przed katastrofą otwarta właśnie, i nie przez przypadek, w czasie trwania konferencji. Była to pionierska próba odtworzenia bogac twa i wielowymiarowego obrazu żydowskiego Krakowa sprzed H o lokaustu. Organizatorom udało się nie tylko zrekonstruować świat, który został po wojnie po prostu wymazany ze zbiorowej pamięci, ale i wydobyć rolę sześćdziesięciotysięcznej społeczności żydowskiej Krakowa (jedna czwarta ludności) w życiu przedwojennego miasta. Reprezentowali wszystkie warstwy społeczne i zawody. Kraków był miastem rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego Wojciecha Natansona i prezydenta miasta Maurycego Kapellnera/Mieczysława Kaplickie- go, miastem jednego z liderów syjonizmu i zarazem wybitnego parla mentarzysty II Rzeczypospolitej Ozjasza Thona.
Kraków polski i Kraków żydowski czasem się przenikały, ale czę sto tworzyły dwa odrębne światy. Czy polski Kraków o Żydach zapo mniał? M oże tak. A le nie cały. Międzynarodowe Centrum Kultury nie zapomniało - konferencja i wystawa o tym świadczą. Pamięć zacho wali przede wszystkim rozsiani po całym świecie ocaleni z Holokaustu przedwojenni krakowianie Żydzi. To przekazane przez nich zdjęcia stały się inspiracją wystawy.
Jak łatwo stwierdzić, czytając „remanent” dwudziestolecia M iędzy narodowego Centrum Kultury, problematyka dziedzictwa nie sprowa dza się, naturalnie, tylko do„kwestii żydowskiej”. Wymienić wszystkich punktów ogromnego programu działalności M C K po prostu się nie da. Kluczowe zagadnienia to tożsamość i pamięć historyczna, refleksja nad dorobkiem cywilizacji europejskiej, dziedzictwo kulturowe, ochrona zabytków... Najogólniej mówiąc: dialog kultur i społeczeństw, wspól na Europa ponad podziałami - państwowymi, ideologicznymi, reli gijnymi, z jednoczesnym akcentowaniem znaczenia Europy Środka i Polski dla ogólnoeuropejskiego i światowego dziedzictwa.
292 Leopold Unger
Tego właśnie szukałem. W tym programie dla mnie — nic w tym dziwnego - rozdział żydowsko-polski jest szczególnie ważny. Dla Międzynarodowego Centrum Kultury zaś szczególnie trudny. M C K chce pełnić funkcję okrętu flagowego Polski w międzynarodowej de bacie nad problematyką dziedzictwa kulturowego. W tym również nad „kwestią żydowską". W Polsce i za granicą.
Ja k to robić? Odpowiedzi udzielił ju ż dawno, nie podejrzewając chyba w ogóle istnienia kamienicy Pod Kruki, amerykański profesor Joseph Ney. Wylansował koncept soft power, łagodnej siły, dla określe nia zdolności danego państwa w osiąganiu swoich celów w polityce międzynarodowej głównie (choć czasem także w wewnętrznej) bez użycia siły czy szantażu, a za pomocą środków i argumentów ideolo gicznych, intelektualnych i kulturalnych. Tak ja k w dużym stopniu udało się Wielkiej Brytanii, i jest to przykład najszerzej cytowany, narzucić swój porządek i swoje imperium za sprawą Szekspira, A licji w Krainie Czarów i Sherlocka Holmesa, futbolu, rugby i, niestety dziś ju ż na wymarciu, zasady fa ir play.
Joseph Ney, wybitny znawca problematyki praw człowieka, miał naturalnie na myśli U S A , ale dla Jacka Purchli nie było to przeszkodą i na wszystkie sposoby starał się i stara włączyć polską kulturę jako
soft pow er do polskiej dyplomacji. Starania te obejmują także „kwe stię żydowską"... Tylko dzięki reputacji, jaką cieszy się w Izraelu J a cek Purchla i kierowane przez niego Międzynarodowe Centrum K u l tury, udaje mu się zaprosić na przykład Shlomo Avineriego, jednego z największych intelektualistów Izraela, do udziału w organizowanym przez M C K panelu na Forum w Krynicy.
Wystawa Świat przed katastrofą została bardzo dobrze przyjęta w Izraelu (przez bardzo różne środowiska). Centrum Menachema Be- gina w Jerozolimie poprosiło nawet o przedłużenie ekspozycji o trzy miesiące! Ostatnio została zaprezentowana w Głównej Synagodze lon dyńskiej w czasie polskiego sezonu 2010.
Widziane z Brukseli Międzynarodowe Centrum Kultury, podobnie jak w innym rejestrze Forum Ekonomiczne w Krynicy — owe polskie
sofi power - to najlepsze z dotychczas próbowanych niedyplomatycz- nych instrumentów realizowania polskiej polityki zagranicznej. N iektó rzy, znam takich, ciągle uważają, że Polska w Unii Europejskiej to nowy i kosztowny tor przeszkód na drodze jednoczenia się Europy. M iędzy narodowe Centrum Kultury udowadnia, że jest wprost przeciwnie i że to Polska dostarcza Unii Europejskiej argumentów i sposobów, które
2 9 3 D z i e d z i c t w o b e z d z i e d z i c a
właśnie dlatego, że działają w sferze kultury, mogą ułatwić innym byłym satelitom Z S R R wyjście z tunelu, do którego wpędziły ich dwie naj straszliwsze dyktatury X X wieku.
Czy można się zastanawiać nad wymiernymi wynikami dwudzie stu lat pracy Międzynarodowego Centrum Kultury? Można, jest dru kowany bilans. A le po co? M C K to inwestycja długoterminowa, a jej rentowność nie może być obliczana tylko, a nawet nie przede wszyst kim, przez buchalterów, niczego temu zawodowi nie ujmując. M iędzy narodowe Centrum Kultury wykazało, że tak jak najlepszym polskim meblem eksportowym ciągle jest „okrągły stół”, modelowy przykład soft power, tak w polityce kulturalnej podobną rolę odgrywać mogą M ic kiewicz, Chopin czy M iłosz. I Międzynarodowe Centrum Kultury. Inaczej mówiąc, M C K okazało się jednym z najmądrzejszych polskich pomysłów... politycznych. Stanowi wyjątkowo skuteczny instrument łączności ze światem i w każdej „kwestii”, także tej mojej, bardzo trud nej, stara się o odpowiednie miejsce Polski na mapie świata.
M ój berliński kadisz wygłosiłem w synagodze. Krakowski kadisz, mogę chyba tak nazwać moje wystąpienie, wygłosiłem w M iędzy narodowym Centrum Kultury. D w a miejsca, dwa symbole pamięci - „K sięgij której nigdy zamykać nie należy. Albowiem bez niej świat nie ma przyszłości.