• Nie Znaleziono Wyników

Don Juanowie, czyli narodziny, śmiertelny rozkwit i upadek miłości romantycznej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Don Juanowie, czyli narodziny, śmiertelny rozkwit i upadek miłości romantycznej"

Copied!
25
0
0

Pełen tekst

(1)

Li d i a W i ś n i e w s k a ( By d g o s z c z)

DON JUANOWIE, CZYLI NARODZINY,

ŚMIERTELNY ROZKW IT I UPADEK

MIŁOŚCI ROMANTYCZNEJ

R om antyzm przynosi w zm ożone zainteresow anie m item 1 D on Juana. Wcześniej oskarżenie z g ru n tu i raczej jednoznacznie niem oralnego b o ha­ tera, którem u towarzyszy m oralizujący służący (nazywający wręcz swego chlebodawcę żmiją, jak to się dzieje w XVII wieku u hiszpańskiego pisarza, Tirsa de M oliny w jego Zwodzicielu z Sewilli) osłabione zostaje co najwyżej zwróceniem uwagi na, do pewnego stopnia cyniczne (szczególnie w porów ­ n aniu z królem Neapolu), poglądy hiszpańskiego króla - k tóry dążącem u do m ałżeństw a księciu Oktaw io przepow iada, że w krótce krew m u wystygnie, gdy ten cel osiągnie - czy też n a praktykę społeczeństwa, w którym interes władcy bądź ro d u (reprezentow anego przez ojca), przedkładany n ad uczu­ cia, skłonności lub cele jednostki, albo zm usza do wym ykania się tak prze­

1 Por. to określenie np. J. Rousset, Le M yth de Don Juan, Paris 1978, (częściowe tłumaczenie:

Geneza m itu Don Juana, przeł. T. Stróżyński, [w:] Szkoła Genewska w krytyce. Antologia,

Wyd. Naukowe PW N, Warszawa 1998, s. 227-243; Mythos Don Juan. Z u r Entwicklung ei­

nes männliches Konzepts, hrsg. von B. Müller-Kampei, Reclam Verlag, Leipzig 1999; I. Watt, Myths o f Modern Individualism. Faust, Don Quichote, Don Juan, Robinson Crusoe, C am b­

ridge University Press 1996. Używane są też inne określenia, np. legenda (G. G endarm e de Bévotte, La Légende de Don Juan. Son évolution dans la littérature des origines au romantis­

me, Slatkin Reprints, Genève 1993) czy tem at im ienny lub mityczny (J. Abramowska, Serie tematyczne, [w:] eadem, Powtórzenia i wybory. Studia z tematologii i poetyki historycznej,

D om Wyd. Rebis, Poznań 1995, s. 37). Tutaj pojęcie m itu m a znaczenie podstawowe i w ró­ cę do tego w zakończeniu.

(2)

jawiającej się przem ocy, albo ułatwia nadużycia w cieniu owego n ad rzęd­ nego celu.

Jednak już w zapowiadającym oświeceniowe tendencje Don Juanie M o­ liera pojawi się am biw alentne w ew nętrzne rozszczepienie i pana, i sługi. Tu cyniczny w słowach libertyn, i zresztą czasem rzeczywiście groźny w czy­ nach (nie przypadkiem porów nany do drapieżnego zwierzęcia), zaskakuje niekiedy jed n ak (in plus) płynącym i z naturalnych odruchów szlachetnym i gestam i, jak np. obrona D on C arlosa przed m ającym i przewagę liczebną n a ­ pastnikam i czy rzucenie dukata Żebrakowi - nie z pow odu jego ugięcia się wobec dem oralizującej pokusy, ale właśnie z pow odu nieugięcia się. Tym ­ czasem pozujący na kaznodzieję, a więc na lekarza duszy (dodajm y zresz­ tą: podobnie jak pozujący w przebraniu m edyka na lekarza ciała) służący, trudniący się n a co dzień w słowach rysow aniem czarnej sylwetki pana oraz chwalbą własnej, jakoby nienagannej, m oralności, co chwilę ujawnia roz­ bieżność (in minus) m iędzy szlachetnym i deklaracjam i a kom prom itujący­ m i czynami, czego sym bolicznym w yrazem staje się potknięcie (jego ciała) akurat w chwili, gdy wygłasza on pochw ałę doskonałości swej duszy, p o ­ chodnej od Boskiej i znakom icie jakoby kierującej ciałem. Zresztą Sgana- rel nieustannie się, w takim w łaśnie sensie, „potyka”: zachęcając Żebraka do zgrzeszenia „tylko trochę”, troszcząc się o własną skórą bardziej niż o przy­ kazanie m iłości bliźniego czy przepisując leki, których najlepszym skutkiem m iałoby być śm iertelne zejście chorego. To Molierowskie odejście od biegu­ n a czystej krytyki D on Juana wynika w dużej m ierze z przypisania sam em u bohaterow i świadom ości zdeterm inow ania, tj. tego, że sam ambiwalentny, pozostaje lennikiem am biwalentnej w swej dynam ice Natury, do podlega­ nia której nie przyznają się hipokryci w jeszcze nie najwyższym stopniu re­ prezentow ani przez Sganarela, a w najwyższym - przez groźne (o czym sam M olier m ógł się przekonać) koalicje świętoszków.

Jakkolwiek „rom antyczni D on Juanowie” to kategoria w ew nętrznie nie­ zwykle zróżnicow ana i w tym m iejscu nie da się pokazać całej tej kom plika­ cji, to w arto wydobyć tu przynajm niej jedną m ożliwą nitkę wiążącą niektóre aktualizacje tego (nowożytnego) m itu 2, a m ianowicie pojawienie się - k o n ­

2 Mówiąc o nowożytnym, niesakralnym m icie D on Juana, podobnie jak w przypadku Don Kichota (zob. np. Don Kichot Cervantesa ja ko zdesakralizowana synteza m itów Boga i Na­

(3)

D on Juanowie, czyli narodziny, śm iertelny rozkw it i upadek m iłości rom antycznej 2 0 1

trastującego z pierw szym przyw ołanym tu utw orem , a wyciągającego dalsze konsekwencje z tendencji zarysowanej przez drugi - pozytywnego bieguna przedstaw ień tej postaci (nawet jeśli m iałaby ona zyskać w ym iar dem onicz­ ny), w którym to nieautentyczne i niem oralne społeczeństwo postaw ione zostanie w stan oskarżenia, a kierujący się N aturą - szczególnie zaś sercem - D on Juan zyska n a wartości. Ten drugi biegun nadzwyczaj wyraziście wy­ krystalizuje się w rom antyzm ie dzięki Don Juanowi Byrona - choć warto w tym przypadku pam iętać o wolteriańskich jeszcze korzeniach twórczości tego autora, szczególnie w w ym iarze krytyki społeczeństw a i, jak się wydaje, właśnie zaufania do Natury. Nawiasem m ówiąc, u Byrona ten „pan” p o zo ­ stanie bez wcześniej (z gorszym lub lepszym skutkiem m oralizującego) słu­ gi, a zamiast tego pojawi się - raczej obok niego niż nad nim - pokrew ny m u duchem kom entator poem atu dygresyjnego.

N ietrudno zresztą w spom nianą ewolucję zinterpretow ać jako wynik przesunięć m iędzy m itam i Boga i N atury3 - jako tymi, które w istocie deter­ m inują ocenę przywoływanego bohatera. W tej grze m iędzy odm iennie sy­ tuow anym i w wym iarze zbiorow ym i indyw idualnym w spom nianym i m ita­ m i szczególne miejsce zajmuje m iłość - w przeciwieństwie do m ałżeństw a naznaczonego stygm atem stałego Boskiego prawa - reprezentująca zm ien­ ne życie i równie zm ienne prawo Natury. M iłość, którą M aria Janion u jm u ­ je w pytaniu, jej zdaniem , rów nie dobrze odnoszącym się zresztą do M arki­ za de Sade’a, M atthew G regory Lewisa, Zygm unta Freuda, jak i surrealistów: „Miłości, cudow ny owocu, który niebo pozw ala wydawać ziem i dla szczęś­ cia życia, czem uż trzeba, byś rodziła zbrodnie?”4. Ze zbrodni zrodzonych

tury, [w:] Don Kichot i inni. Postacie m ityczne w perspektywie komparatystycznej, red.

L. W iśniewska, Wyd. U niwersytetu Kazimierza Wielkiego, Bydgoszcz 2012, s. 197-217), podejm uję kwestię posługiw ania się znacznie bardziej pierw otnym i i zakorzenionym i w kulturze m itam i Boga i N atury (odpow iadającym i Eliadowskiemu mitowi now oczes­ nem u i archaicznem u czy - wiecznego pow rotu).

3 O m itach tych bliżej zob. L. W iśniewska, M iędzy Bogiem a Naturę. Komparatystyka jako

filozofia kultury, Wyd. U niwersytetu Kazimierza Wielkiego, Bydgoszcz 2009 oraz w tym

tomie: eadem , M ity i paradygmaty wobec dziedzin kultury i epok, czyli komparatystyka

wieloaspektowa.

4 M. Janion, Zbójcy i upiory, [w:] eadem , Gorączka romantyczna, Prace wybrane, 1 .1, U ni­ versitas, Kraków 2000, s. 238.

(4)

przez m iłość rozlicza z pew nością Prawo Boga, ale nieledwie bardziej jesz­ cze, pocho dne zresztą od tego pierwszego - społeczne.

M iłość rom an tyczn a jako apogeum - przypadek Don Juana Byrona

B ohatera Byrona5 poznajem y przedstaw ionego dość n iestan dard o­ wo w porów naniu z poprzednikam i pojawiającymi się w pełni rozkwitu sił męskich i żądz. Poznajem y go m ianowicie jeszcze jako dziecko, ale już jako „małego szatanka”, który narratorow i wylewa na głowę - otrzeźwiają­ cy - kubeł z nieczystościami. Przy tym chciałoby się rzec: z nieczystościa­ m i tego świata, skrzętnie skryw anym i przez tych, którzy na zew nątrz eks­ ponują swe anielskie oblicze, gdy „Juanek” (jak, zauważmy, pieszczotliwie, nazywa go narrator) ujawnia, iż jest to złudna powierzchnia. Jeśli by więc n arrato r chciał zobaczyć w nim dziecko wcielające - sięgającą korzeniam i do pogrążonego w słodkiej nieśw iadom ości złotego wieku u Ow idiusza - niew inność człowieka, jak czyni to choćby W erter Goethego, zawiedzie się. Ale niewątpliwie ta „szatańskość”, jak zwie się tu - skądinąd mającą swe korzenie w M olierowskim dem askatorze - skłonność do sięgania p o d p o ­ w ierzchnię rzeczy, rozwija się jako reakcja na pozorną świętość (nie w spo­ m inając już o pozornej uczoności) m atki, dońy Inez, po śm ierci skłócone­ go z nią m ęża (nawiasem mówiąc pozornego rycerza - zważywszy równie łatwe spadanie z konia, jak wsiadanie nań) dbającej o m oralne wychowanie syna przez zapew nienie m u starych bon - ale zarazem towarzystwa m ło­ dej przyjaciółki, którą przez pew ien rodzaj perfidnej zemsty, jako ongisiej- szą rywalkę, jak sugeruje narrator, pragnie teraz skom prom itow ać przed jej m ężem - i okrojonych lektur, tyle że „grzeszne” treści (choćby grzeszki św. Augustyna) zsunięte do przypisów, stają się przez to tym łatwiej dostępną strawą duchow ą chłopca. M ożna by powiedzieć, że w obu wyżej w ym ie­ nionych przypadkach - nie w spom inając o trzecim : usunięciu przez m at­ kę z kształcenia syna lekcji przyrody jako niem oralnych - to, co związane

5 G. Byron, Don Juan, przeł. E. Porębowicz, [w:] idem, Wybór dzieł, t. III, PIW, W arsza­ wa 1986. Przywołania stąd oznaczam w tekście literam i DJ, rzym skim i num eram i pieśni i arabskim i num eram i stron.

(5)

D on Juanowie, czyli narodziny, śm iertelny rozkw it i u padek m iłości rom antycznej 203 z m item Natury, zdyskredytowane (w zam ian n arrato r podskórnie w prow a­ dza dyskredytację realizacji m itu Boga przez oboje rodziców). W szczegól­ ności ciało wskazuje się palcem (teoretycznie i praktycznie) jako to, co o d ­ pychające, brzydkie, podległe destrukcji - zawadzające duszy jednorodnej, czystej, m oralnie nieskazitelnej (gdy m im ochodem ujawnione zostają zaiste machiaweliczne działanie duszy m atki i pociągający erotyzm m łodej jej, ja ­ koby, przyjaciółki). N astaw iona na pow ierzchnię rzeczy popraw ność m at­ ki ujawniająca się w hierarchizujących gestach eksponow ania i m arginali­ zowania zostanie jednak przez Juanka zastąpiona „szatańskim ” (a dziś m oże powiedzielibyśmy: postm odernistycznym ) gestem dekonstrukcji, dzięki którem u m arginalne staje się centralnym , a to, co najwyższe - zostaje p o d ­ ważone. „Szatańskość” jed n ak staje się w tej sytuacji nie tyle wyrazem szar­ gania świętości - bo świętość jest tu tylko pozorna - ile wyrazem uczciwości poznawczej ujawniającej się w postaw ie dziecka, które dostrzega, że król jest nagi, a pod świętoszkowatą pow ierzchnią spreparowanej poznawczo rze­ czywistości znajduje się skrzętnie ukryw ana, ale przem ożna, Natura.

Swoistym wzięciem pod lupę tej kwestii staje się pierwsza m iłość Juanka do wspom nianej m łodej przyjaciółki m atki, dońy Julii, pełnej tem peram en ­ tu stłum ionego w m ałżeństw ie z dwa razy o d niej starszym mężczyzną. Z n a­ m ienne, że sam n arrator nie szuka tu słów potępienia ani dla niej, ani tym bardziej dla niego. Nic dziwnego: jego credo brzmi: „Ja bym prostow ał złe żądze i zdania/ ( H a m u j ą c jednak, nie k a r c ą c złą wolę),/ Gdyby C er­ vantes w dziejach D on K ichota/ Nie wskazał, że to p różna robota” - DJ, XIII, 472. A więc przeciwstawia on tu dem askatorskiego D on Juana typu M olie­ rowskiego (którego literackim potom kiem , lecz nie kopią, stanie się jego Ju- anek), żyjącem u złudzeniam i „napraw y” świata (tj. wciśnięcia go w gorset duchowego porządku m itu nowoczesnego) D on Kichotowi.

Rzecz znam ienna jednak, że prawie niczym D on Kichot galerników traktujący jak uciem iężonych, n arrato r m łodą kobietę uważać będzie ra ­ czej za ofiarę przestępstw a (o charakterze społecznym ) niż przestępczynię. Z jednej strony - za ofiarę praktyki społecznej, tj. obyczajowości n akłada­ jącej na siły N atury więzy nienaturalnego m ałżeństw a, będącego wynikiem

(6)

ru, który dziś skłonni bylibyśmy zaliczyć do „instytucji totalnych’’6, a z d ru ­ giej strony - eksponow anych w kulturze teorii mających charakter fałszy­ wych wyobrażeń o naturze człowieka, kum ulujących się w tym przypadku w pojęciu m iłości platonicznej jako koncepcji pochodnej od filozoficznego idealizm u w ogóle, który za byt uznaje Ideę, a świat m aterialny za jej m ar­ ny cień na ścianie jaskini. Znam ienne, że w Wyznaniach św. Augustyna - skądinąd chrześcijańskiego spadkobiercy idealizm u obiektywnego Platona - D on Juanek poszukuje nie im pulsu naw rócenia, ale, oficjalnie spychanych na m argines, obrazów jego „słodkich grzechów”, których późniejszy święty się wyrzeknie. D ońa Julia - zapewne nieczytająca Augustyna - ulega jednak złudzeniu miłości platonicznej, a więc możliwości zaistnienia m iędzy m ło­ dym chłopcem i m łodą kobietą związku czysto duchowego, który w jej cza­ sach społeczeństwo zapewne by zaakceptowało. Podobnie jak akceptow a­ ło Matkę, która była Dziewicą. Bo na pew no napiętnuje związek m iłosny z m łodzieńcem niebędącym jej mężem.

Z Juankiem znali się już, kiedy ona m iała lat dwadzieścia, a on trzyn a­ ście: buziak dziecinny nie był niczym gorszącym (jak m ówi narrator, choć po Freudzie mielibyśmy pew ne wątpliwości). I teraz jednak, kiedy on m a siedem naście lat, dw udziestotrzyletnia kobieta, w duchu platońskim , w m a­ wia sobie, że chłopak nie będzie więcej niż jej bratem - przecież istnieje m i­ łość platoniczna. W teorii. Dla narrato ra jednak Platon w gruncie rzeczy okazuje się stręczycielem (przy czym „Nawet Petrarka, sądząc go bez zło­ ści,/ to platoniczny stręczyciel przyszłości” - DJ, V, 209), a więc tym , który pozbawionych świadom ości biologicznego w ym iaru człowieczeństwa pcha w objęcia biologiczności właśnie. Tak oto zawodzi kultura, której sztanda­ rowy filozof wymyślił złudną doktrynę idealnej, duchowej miłości, czyniąc człowieka bezradnym wobec zmysłów; m atka - n ader dw uznaczna straż­ niczka m oralności swego syna; Julia oraz jej sum ienie m łodej m ałżonki,

6 E. Goffman (Instytucje totalne. O pacjentach szpitali psychiatrycznych i mieszkańcach in­

nych instytucji totalnych, przel. O. Waśkiewicz, J. Łaszcz, G dańskie W ydawnictwo Psy­

chologiczne, Sopot 2011) nazywa instytucjam i totalnym i takie, które są odgrodzone od zewnętrza, i mówi o różnym stopniu tego odgrodzenia w zależności od ich charakteru. Dodatkow o izolacja w zm ocniona zostaje koniecznym w ewnątrz bezwzględnym p o d p o ­ rządkow aniem się władzy. Por. też np. M. Laven, Dziewice weneckie, przel. A. Szymański, D om W ydawniczy Bellona, Rytm, Warszawa 2006.

(7)

D on Juanowie, czyli narodziny, śm iertelny rozkwit i upadek m iłości rom antycznej 205 które podpow iada jej rzecz w istocie niem ożliwą, tzn. bycie siostrą, nie ko­ chanką, oraz sam Juanek nieśw iadom y swego biologicznego dojrzewania (pozbawiono go wszak nie tylko „niem oralnych” lekcji „przyrody”, ale n a­ wet lektur O w idiusza czy Lukrecjusza), więc, jak to kom entuje n arrato r - niezdolny do kierow ania okrętem , skoro nie znał łódki. Lecz w ten właś­ nie sposób - poprzez nieśw iadom e i niekontrolow ane wykroczenie przeciw norm om , które okazują się jedynie pozornym i szatami nagiego króla - Don juanek usytuuje się po stronie „szatańskiej” wobec nich nagości (w sensie poznawczym i ontologicznym ), co oznacza - po stronie m itu Natury.

Znam ienne, że w tym przypadku przeciw kochankom wystąpi nie tylko - albo naw et nie tyle - dochodzący swoich praw mąż, ile cały, wkraczający do jego sypialni, by poszukiwać tam cudzołożnika i napiętnow ać publicznie zdradę żony, tłum , czy m oże naw et wojskowy batalion sform owany z ludzi reprezentujących przeróżne interesy społeczne. Są w tym tłum ie zarówno praw nicy węszący możliwość zarobku, jak i inni m ężczyźni myślący o swo­ im patriarchalnym status quo, a więc przy tej okazji uzmysławiający swój stan posiadania i terytorium innym m łodym uzurpatorom . W pew nym sensie też korzysta z okazji (którą sam a poniekąd zaaranżowała) zajmująca po śm ierci m ęża nadrzędną hierarchicznie pozycję m atka - jako regentka sprawująca pieczę nad spadkiem syna po ojcu. Zdaje się bowiem zadow olo­ na z możliwości wyprawienia go w p o dróż z pew nym zabezpieczeniem , ale przecież nie z całym dobytkiem . Klasztor jako zam knięcie i rodzaj więzienia do końca życia dla kochanki i, odw rotnie, p o dróż jako otwarcie na nieznane i tyleż na niebezpieczeństwa, co pokusy dla m łodzieńca - oto kres ich m i­ łości. M iłości występnej (bo naruszającej więzy m ałżeństw a, choć napraw ­ dę sferę interesów bardziej społecznych niż Boskich), a jednak prawdziwej: w każdym razie jej jedynej m iłości do końca życia i jego jedynej m iłości d o ... Co najm niej do następnej miłości. Bo przecież m it N atury uzm ysła­ wia jej dynam ikę.

Jednak to dopiero następne dośw iadczenie D on Juanka doprow adzi m it N atury do apogeum , nie tylko eksponując sam ą m iłość jako więź n atu ral­ ną, ale pozwalając jej rozkw itnąć poza społeczeństwem , w czymś w rodza­ ju ziemskiego raju, w wyidealizowanej przyrodzie i zam kniętej enklawie ży­ cia na greckiej wyspie, gdzie po katastrofie okrętu, którym płynął, bohater znajdzie się jako rozbitek. Jak to jed n ak bywa czasem w rajach - w łada nim bezwzględny bóg ustanaw iający tu własne, bezwzględne prawa, niew ątpli­

(8)

wie wypływające z m iłości... Lecz jakże zaborczej! Ongiś rybak, dziś pirat - zawłaszcza nie tylko cudzy m ajątek, ale i życie lub wolność - w tym ostat­ nim przypadku przekształcając pojm anych ludzi w towar, sprzedawany na tureckich targach. Jednak z jego stw ardniałym sercem, które m iękło tylko dla jedynej córki, Haidei (o jej m atce się tu milczy), D on Juanek zetknie się dopiero w m om encie, gdy naw et dla niej ono nie zm ięknie, skoro po swo­ im - nieoczekiwanym dla córki, do której dotarła wiadom ość o jego śm ier­ ci podczas kolejnej grabieżczej wyprawy - pow rocie do do m u człowiek ów zastanie nowych służących i nowego pana - tego ostatniego zaś w jej ram io­ nach. Ojciec-bóg, m ający się za jedynego człowieka posiadającego prawo do jej m iłości i obdarzającego ją wyłączną m iłością (oto sprow adzona na grunt indyw idualny wersja n aro d u w ybranego), zapłonie niestawiającym sobie granic gniewem przeciw zajm ującem u jego miejsce uzurpatorow i - i córce. W tedy to siła jego iście starotestam entow ej zem sty zmiecie z pow ierzchni ziem i ten raj naturalnej m iłości, prow adząc do śm ierci Haidei z dzieckiem w łonie - i prawie do śm ierci Juanka, który z ciężką raną głowy ocknie się ostatecznie p o d pokładem okrętu transportującego na targ w Stam bule k o ­ lejną partię niewolników. W ystępująca w poprzednim przypadku władza m ęża podtrzym yw ana przez zdom inow ane przez interes ekonom iczny spo­ łeczeństwa zastąpiona zostanie tym razem przez dom agającą się wyłącz­ ności patriarchalną m iłość, a jeszcze większą władzę ojca-boga - z równie zgubnym i skutkam i dla reprezentantów m itu Natury. Bezwzględna h ierar­ chiczna władza uzasadniana faktem ojcostwa, które dało życie i przyznaje sobie prawo do jego odebrania - m iażdży rom antyczną miłość, która p o d ­ waża status quo. Dodajmy: poprzez pojawienie się nowego boga (i dziecka). H aidea zresztą nie m iała złudzeń co do charakteru ojcowskiej m iłości i władzy, dlatego Lam bro nigdy nie dowiedział się od niej o kochanku. W ie­ działa, że najlepsze, co m oże odnalezionego przez nią rozbitka w przypadku wiedzy o n im ojca czekać, to sprzedanie go, po odkarm ien iu dla większego zysku, na statek transportujący niewolników. Tym czasem ona (niczym Tis- bea Tirsa de Moliny), d otąd odrzucająca zainteresowanych nią zalotników, ow ładnięta zostanie pierw szą m iłością, tą koniecznością n atu ry (DJ, II, 127), która zwiera dusze i ciała w jedną istotę - zgodnie z archaiczną zasadą co- incidentia oppositorum. Dziewczyna nie myśli o ślubie czy konsekwencjach m iłości w postaci dziecka; zresztą nieśw iadom ie czysta, nie rozum ie nawet - bardzo znam ienne - słowa „stałość”, konstytutyw nego dla m itu nowoczes­

(9)

D on Juanowie, czyli narodziny, śm iertelny rozkwit i upadek m iłości rom antycznej 207 nego. Żyje bowiem , by kochać, tym sam ym sytuując się wyłącznie w micie Natury. Kiedy znajduje rozbitka, naw et jego nagość (niczym w raju przed zjedzeniem owocu z zakazanego drzew a wiedzy) nie budzi w niej w stydu (stającego się faktem kulturow ym dopiero za sprawą gniewu starotestam en- towego Boga). O n zaś najpierw zrozum ie język naturalny jej ciała, oczu, ge­ stów, westchnień, zanim pojm ie język sztuczny (bo choć uczył się kiedyś, w idocznie m arnie, greckiego, już go nie pam iętał). Jednocześnie Juanek - którego wcześniej, „kiedy odm aw iał pacierze,/ nie wabili (...) święci m ę­ czennicy/ Tylko cudow na twarz Bogarodzicy” (DJ, II, 116), w czym ujawnił swoją skłonność do desakralizującego w gruncie rzeczy eksponow ania tego, co zostało jako pierw iastek kobiecy i pogłos dawnych bogiń-m atek m itu ar­ chaicznego w m icie nowoczesnym (i religii chrześcijańskiej) zepchnięte na m argines7 - teraz (zupełnie odm iennie niż to m iało miejsce w przypadku D on Juanów w utw orach Tirsa de M oliny czy M oliera) sakralizuje pochyla­ jącą się nad nim troskliwie dziew icę-m atkę przywracającą go ponow nie do życia po dram atycznych doświadczeniach, każących m u po raz pierwszy - zresztą przy zachow aniu ludzkiej godności - otrzeć się o śmierć. Nie cofnie się przy tym przed połączeniem litanijnego „Ave M aria” z m iłością erotycz­ ną, czyniąc tę m iłość N atury świętością (i dając dobry pow ód do oskarżenia siebie o bluźnierstw o - ale nie przez Byrona). C hoć ciągle jest w n im żywa pam ięć o Julii, i w jego przypadku słowo „niestałość” będzie nie n a m iej­ scu: „To jest hołd tylko należytej skali/ Złożon przyrodzie ( ...) ” (DJ, II, 133) - ucina rzecz narrator. Ale też tu m iłość erotyczna - podobnie jak N atura (góry, m orza, przestworza) określona zostaje jako W szystko, co z Jedności płynie - i zdaje się wytyczać drogę do Boga prostszą, niż droga prowadząca do Niego przez instytucję Kościoła, wydającą się raczej jednym z elem entów skażonej cywilizacji. Której to cywilizacji przeciw staw iona zostaje nieskażo­ n a (jednow ym iarow ością Prawa) Natura.

7 E. Begg (Tlte Cult o f the Black Virgin, London 1985) mówi, że chrześcijaństwo „nadało konkretną postać znakowi sobie przeciwnem u: Pannie. Czystość podziw iano, seksual­ ność poniżano i tłum iono. (...) M aria Panna, podobnie jak przed nią Atena, została wy­ niesiona do rangi ustawowej postaci niewieściej w systemie patriarchalnym z istoty swej wrogim kobiecie i naturze”. Za: J. Prokopiuk, Powrót Bogini, [w:] R. Graves, Biała Bogini, przeł. I. Kania, Alfa, Warszawa 2000, s. 21.

(10)

D odać przy tym m ożna, że jak pierw sza m iłość do Julii stała się zapo­ wiedzią czy przedsm akiem rozkwitłej m iłości rom antycznej do Haidei, tak z kolei pogłosem tej m iłości stanie się później, w harem ie sułtana, noc spę­ dzona z D udu, G ruzinką, określoną zresztą rów nież jako dziecko natury. Zarów no w pierw szym , jak i w trzecim z omawianych tu przypadków m i­ łość nie osiąga jednak tego natężenia i m itycznego oraz sakralnego w ym ia­ ru, jaki staje się udziałem kochanków na greckiej wyspie.

Jednak w arto zwrócić uwagę, że i ten trzeci związek będzie znam ien­ ny przez to, że kontrastuje z odm ow ą, jaką nieco wcześniej ciągle myślący 0 Haidei i płaczący z jej pow odu D on Juan obraził trzecią żonę sułtana, Gul- biezę, która - ryzykując własnym bezpieczeństw em - sprowadziła w prze­ braniu kobiecym kupionego na targu niewolnika do pałacu, pytając go su ro ­ wo, czy potrafi kochać. Jej w ładza wszakże - tym razem władza kobiety, ale tylko hierarchiczna władza - okazuje się bezsilna wobec jego pamięci. N a­ wet gdyby go zabiła, to przecież wie, że przem ocą nie uzyska wzajemności. Inna rzecz, że nie znalazłszy w nim sojusznika, musi się go jak najszybciej pozbyć z pałacu, by nie zagroził jej w łasnem u życiu - sułtan już się zaintere­ sował nową pięknością w harem ie. I tylko łaskawość jej eunucha spowoduje, że życie niedoszłego kochanka, jego przyjaciela Johnsona i dw u towarzyszą­ cych im kobiet - nie zostanie dram atycznie przecięte pogrążeniem w w orku obciążonym kam ieniem n a dnie m orza, lecz ocalone dzięki kruchej łódce pozwoli im znaleźć się po stronie rosyjskiej podczas wojny toczonej z Tur­ kami. Niem niej w tym m om encie już m iłość rom antyczna rozwieje się jak mgła. Kolejne przygody D on Juana w iodą w zupełnie innym kierunku.

Poczynając od szczególnego uczucia do ocalonej przez kozakam i w cza­ sie bitwy z Turkam i osieroconej dziewczynki, Leili, które tak tru d n o bę­ dzie nazwać, że w końcu, po przeglądzie różnych określeń, z pew nym w aha­ niem przeniesione ono zostanie przez n arratora w sferę m iłości do narodu, D on Juanek opuszcza obszar Natury. Na dworze carycy Katarzyny II, gdzie przybędzie jako zw iastun wygranej bitwy o tw ierdzę Izmaił, dokładnie o d ­ w rotnie niż w przypadku Gulbiezy, jego m iłość własna, zauroczenie władzą i bogactw em oraz aura słodkiego sukcesu związanego z eksponow aną p o ­ zycją na dworze uczynią go kochankiem nieco m oże przytłustej, choć poza tym jeszcze pociągającej władczyni o, bądź co bądź, wdzięcznych ustach, która przedłoży drobnego H iszpana nad otaczających ją olbrzymów. Kie­ dy zaś ratow any przed chorobam i grożącym i m u w wilgotnej rosyjskiej sto­

(11)

D on Juanowie, czyli narodziny, śm iertelny rozkwit i upadek m iłości rom antycznej 209 licy bohater jako w ysłannik carycy trafi n a salony angielskie, Byron będzie m ógł w pełni rozwinąć kąśliwą krytykę współczesnego społeczeństwa. W i­ tające go dym y przem ysłowego Londynu zapowiadają zetknięcie się z p o ­ dobnym handlem , jaki odbywa się tu dzięki wytw arzanym tow arom , na sa­ lonach, gdzie m atki wystawiają jak na rynku swoje córki, a te starają się zdobyć jak najbogatszego męża, gdy z kolei starzy mężczyźni w ypatrują jak najm łodszych kandydatek n a żony, zaś obie strony prow adzą grę pozorów nastaw ioną n a osiągnięcie jak największych zysków jak najm niejszym kosz­ tem , a czasem naw et handel sam prow adząc na koszt drugiej strony. Bohater znajdzie się w końcu m iędzy trzem a kobietam i: udającą, że szuka dla niego stosownej partii patrycjuszką, księżną de Am undeville, „polującą” na niego w ram ach gry salonowej i wykazującą się raczej libertyńską sw obodą oby­ czajów księżną Fitz-Fulke oraz powściągliwą A urorą, budzącą jego zaintere­ sowanie tym bardziej, im m niej ona sam a na niego, podobnie jak na innych pustych ludzi z otaczającego go towarzystwa, zwraca uwagę.

Najbardziej operatyw na jest księżna Fitz-Fulke: jej przebranie m nicha każe już ku niej D on Juanowi wyciągnąć rękę. Ale jego oczy zatrzym ują się raczej na poważnej Aurorze, bardziej znającej książki niż życie - a skąd­ inąd przypom inającej „boską” m arkizę Châtelet, długoletnią towarzyszkę życia Voltaire’a, by jeszcze raz tu nawiązać do w olteriańskich korzeni Byro­ na. Trzeba by zresztą dodać, że w pew nym sensie Don Juan staje się też ro ­ dzajem filozoficznej powiastki rom antyzm u. Kolejne m iłości łączą się tu ze sobą na zasadzie addytywnej, podobnie jak przygody w powiastce filozo­ ficznej Voltaire’a. C hoć zarazem cechą tego utw oru jest szczególne przepla­ tanie się dwóch nitek: z jednej strony m iłosnej, z drugiej - walki (pom inąw ­ szy niesław ną ucieczkę z sypialni Julii, zaobserw ujem y tu dzielną postawę bohatera podczas katastrofy okrętu i dryfow ania po m orzu ocalałych roz­ bitków oraz podobnie bohaterską - na polu bitwy rosyjsko-tureckiej), która pokazuje D on Juana nie tylko jako szczerego kochanka, ale i jako człowieka reprezentującego inne, warte uwagi zalety człowieka.

Jeśli zaś chodzi o wątki m iłosne, zauważmy, że m am y do czynienia ze swoistym ich pulsowaniem : gdy zapow iedziana pierw szą m iłością m iłość rom antyczna osiąga swe apogeum w m ityzacji i sakralizacji, a następnie ze­ ślizguje się w uroczy epizod z D udu, to potem sinusoida opada dalej w dół, by po osiągnięciu zew nętrznego sukcesu na dworze carycy zatrzym ać się w salonach angielskich - i tu pozostać w zawieszeniu m iędzy kilkom a m o ż­

(12)

liwościami. Czy jednak to obniżenie m iłosnych lotów, przypieczętowane przygodą z księżną przebraną za m nicha m a znow u szansę dzięki Aurorze wrócić n a szczyty? Nigdy się nie dowiemy, jaka była w tej kwestii wola au ­ tora, który nie zdołał już dokończyć dzieła - swojego W aterloo, jak to okre­ ślił. N atom iast jest pew ne, że m iłość rom antyczna zrodzona tu jako w yidea­ lizowana przeciwwaga dla obłudnej i destrukcyjnej cywilizacji - roztopi się w końcu w kolejnych dośw iadczeniach bohatera zrodzonych w ram ach tej cywilizacji, być m oże przy okazji każąc i narratorow i skarżyć się na przed­ wczesną starość zbyt pospiesznie żyjącego rom antyka - jako że m iędzy nim a bohaterem istnieje przecież organiczny związek.

Śm iertelny rozkwit m iłości rom antycznej - przypadek D on Juana Puszkina

O ile u Byrona „szatańskiej” prow eniencji Don Juanek, przeżywając m iłość rom antyczną, prow adzącą jego kochankę prosto w objęcia śm ier­ ci, a jem u sam em u każącą się śmierci po raz kolejny wywinąć - następnie przechodzi w zupełnie inne rejony, by umieścić ową m iłość w kontekście różnych odm ian m iłości (lub pseudom iłości), to A leksander Puszkin z k o ­ lei, jak najdalszy od potw ierdzenia kąśliwej oceny swego wysoko u rod zo ­ nego pracodawcy, że jest tylko nieudolnym naśladowcą Byrona, w istocie koncentruje się jedynie na m iłości rom antycznej, a raczej - by od razu wy­ zbyć się złudzeń co do jej charakteru - na dram atycznym uścisku miłości rom antycznej ze śmiercią, realizującym zasadę coincidentia oppositorum. W jego Gościu kam iennym 8 odnajdziem y jedn ak też swoistą sinusoidę: naj­ pierw w spom ina się o um arłej poprzedniej kochance, potem pojawia się m i­ łość obok tru p a zabitego rywala (zresztą brata innego zabitego w pojedyn­ ku mężczyzny), a w końcu śm ierć dosięga samego D on Juana, gdy stoi on dopiero przed potencjalną m iłością zrodzo n ą... przy grobie zabitego przez niego Kom andora. Z azdrosna o swego wiernego wyznawcę m iłość ro m an ­

8 A. Puszkin, Gość kam ienny, [w:] D ram aty, przeł. S. Pollak, Książka i Wiedza, Warszawa 1950. Przyw ołania stąd oznaczam GK i num erem strony.

(13)

D on Juanowie, czyli narodziny, śm iertelny rozkwit i upadek m iłości rom antycznej 211 tyczna zatrzym uje go w końcu przy sobie na wieki za pom ocą śm iertelne­ go uścisku.

Rzecz przy tym znam ienna, że gdy Byron za pom ocą swego n arratora rozdzielał role („ja” narracyjne koncentruje się na refleksji czy dygresjach, gdy bohater działa, reprezentując jed n ak poniekąd jedynie inn ą stronę tej samej, niewątpliwie autorskiej, choć dwojako się m anifestującej, postawy), to rów nie szatańskiej prow eniencji D on Juan Puszkina jest poetą, jak sam autor, a i drugi obok niego „szatan(ek)”, Laura, jego kobiece alter ego, jest ar­ tystką, śpiewaczką, która n a scenie dodaje swój głos, swoje wykonanie, swo­ je natchnienie, do tekstów kochanka, którego zresztą wyróżnia spośród in ­ nych, podobnie jak on w yróżnia ją.

Laura bowiem to magnes, który przyciąga bohatera n a gorące Południe z zim nych północnych stron, w które m usiał się udać, na m ocy królew skie­ go edyktu, na wygnanie. Reprezentujące tę zim ną Północ kobiety okazu­ ją rów nie chłodne jak jej klimat. Jasnowłose, jasnoskóre, jakby nie tknęło ich słońce, niebieskookie, jakby zapatrzone w niebo, zapom inały o ziemi, przypom inają woskowe kukły i wcielają raczej rozum niż emocje, a jeszcze bardziej m artw otę niż życie. M ożna by je zatem łączyć z duchow ym p o ­ rządkiem charakterystycznym dla m itu Boga. N atom iast kobiety Południa, do których D on Juan wraca niepom ny n a grożące m u niebezpieczeństwo ze strony krewnych tak uw iedzionych kochanek, jak i zabitych mężczyzn, a w m niejszym stopniu króla, w którego przychylność dla siebie wierzy - są inne. Najzwyklejsza chłopka okazuje się dla niego więcej w arta niż słynna północna piękność, bo reprezentuje ruch, dynam ikę, południowy, hiszpań­ ski tem peram ent, zmysłowość i nam iętność. To te cechy przebijają się przez skórę ujawniającą działanie słońca i przez czarne, ogniste oczy. A zatem ko­ biety P ołudnia reprezentują (charakterystyczny dla m itu archaicznego, m itu N atury) pierw iastek życia. I wolności.

Zaś mężczyźni Południa? Znam ienne, że w tym zestawieniu stają się jakby w trętem Północy. R eprezentują oni pierw iastek represji wobec kobiet - i życia. Stosunek D on Juana do nich będzie więc stosunkiem buntow nika do władzy absolutnej, jakkolwiek przejawiającej się w tym przypadku w re­ lacjach osobistych (choć znam y przecież stosunek Puszkina do władzy tak ­ że w relacjach społecznych). M ężczyźni zajmują hierarchicznie do m inują­ cą pozycję w społeczeństwie, ale tym bardziej w rodzinie. Najłagodniejszym sposobem wyrażenia dezaprobaty wobec tego stanu rzeczy jest negatyw na

(14)

ocena m ęża pierwszej w spom nianej tu kochanki, Inez, wobec którego b o ­ hater nie czuje w yrzutów sum ienia, bo widzi w nim okrutnego nikczem ni­ ka. O zabitym m ężu Anny, Kom andorze, powiada, że z pow odu zazdrości żonę więził. D odać też m ożna, że po śm ierci ten mały, chuderlawy, ale p ró ż­ ny człowieczek przem ienił się w olbrzym a, jakiego przedstaw ia jego n agrob­ ny posąg (zgodnie zresztą z tradycją molierowską). Co prawda, D on Juan m usi przyznać, że był on przynajm niej śmiały, dum ny i - surowy duchem . Sytuował się zatem po stronie m oralnego praw a Boga. Ale to prawo prze­ kładało się na fakt, że m ałżeństw o Anny, zaaranżow ane przez jej matkę, o d ­ dawało m łodą, w chodzącą w życie kobietę człowiekowi starem u, niepocią- gającemu, ale bogatem u. Płacząca n a jego grobie wdowa składa więc m oże try b u t obyczajom, ale czy D on Juan pow inien wierzyć, iż napraw dę p rzem a­ wia przez nią szczery żal za człowiekiem, który stał się jej m ężem w w yniku transakcji m atrym onialnej?

Nie wiemy, dlaczego zabity przez D on Juana został w pojedynku brat Karlosa. W iem y natom iast, że trzeci zabity w pojedynku - sam Karlos - nie­ nawidzi w bohaterze nie tylko zabójcę brata, ale zarazem rywala do uczuć pięknej Laury. Sam jest reprezentantem tradycyjnie nastaw ionego społe­ czeństwa. Przedstawiając swoje poglądy racjonalnie myślącego człowie­ ka, zm ierza do przypom nienia Laurze o uciekającym czasie. Ujmując rzecz w kategoriach celowego działania, nastaw ionego n a zapewnienie przyszło­ ści, zam ierza ją skłonić do m ałżeństw a, które m usiałoby uciąć jej burzli­ we, a zarazem piękne życie natchnionej i wolnej artystki, dając jej w zam ian coś, co m ożna nazwać stabilizacją życiową, bezpieczeństwem ekonom icz­ nym i wysoką pozycją społeczną. I on zatem stoi po stronie patriarchal- nego, hierarchicznego społeczeństw a z dom inującą rolą mężczyzny, w spar­ tą zdom inow anym przez męski interes praw em obyczajowym, które nadaje wartość kobiecie dopiero wtedy, gdy podporządkow uje się ona męskiej w ła­ dzy. To prawo posiada zakorzenienie w prawie Boskim - bo czymś, od cze­ go Karlos chciałby odwieść Laurę, jest przecież tkwiący w niej pierw iastek chaosu. Choć jest „m iłym ” szatankiem , to pozostaje szatankiem - w ystępu­ jącym przeciwko pow szechnie akceptowanym norm om w imię indyw idu­ alnej wolności.

Tak więc mężczyźni, z którym i w konflikcie staje D on Juan Puszkina, są wrogam i dynam icznego, nieokiełznanego i wolnego poryw u życia. Jakkol­ wiek by to brzm iało zaskakująco, ten D on Juan pozw ala kobietom to prawo

(15)

D on Juanowie, czyli narodziny, śm iertelny rozkw it i upadek m iłości rom antycznej 213 do wolnego życia odzyskać, „nawet” lub „właśnie” za cenę m ałżeńskiej zd ra­ dy i śm ierci ich „władców” - bardziej niż „m ężów”.

Bo choćby wywołany przypom nieniem m iłosnych schadzek okrzyk D on Juana „A jakże ją kochałem ” (GK, 161) ujawnia nie tyle śm ierć uczu­ cia, ile śm ierć kochanki, która to śm ierć w słowach bohatera niejasno, ale jednak, pow iązana zostaje z „okrutnym nikczem nikiem ”, jej m ężem . Przy czym tym , co pociągało samego bohatera w Inez, nie było bynajm niej pięk­ no, ale tajem nicza, gotycka uroda: bladość, sm utne spojrzenie, słaby głos i (rzecz ciekawa) „pom artw iałe” wargi (GK, 161). W przypadku A nny n a­ tom iast (której piękno uznać m usi naw et m nich) z kolei zabiciem jej m ęża poprzedzone zostało spotkanie przez D on Juana przychodzącej na cm en ­ tarz wdowy, prawie dokładnie zakrytej kirem , w której zobaczył - co w łaś­ ciwie? D robną stopkę wyłaniającą się spod sukni? Jego m iłość zostaje za­ tem zaledwie pobudzona rzeczywistością, a reszta, w sposób znam ienny dla poety, staje się dziełem rom antycznej w yobraźni skojarzonej z im pulsyw ­ ną naturą. Choć z pew nością wiedza, że m a do czynienia z wdową po za­ bitym przez siebie K om andorze, paradoksalnie, po d n o si w artość rzeczywi­ stości. W m iarę upływ u czasu w kontakcie z A nną sam będzie zresztą coraz bardziej pogłębiał, a nie zasypywał, dzielącą ich przepaść, przypieczętowu- jąc to w końcu ujaw nieniem swojego im ienia zabójcy jej męża. Bo to właś­ nie ta przepaść - jej rozległość - zdaje się w jego oczach stawać m iarą siły miłości, szczególnie m iłości Anny, pokonującej tę, która pow inna zabójcę męża nienawidzieć.

Pod względem owej nieobliczalności jest on zresztą podobny do Lau­ ry, a jej życiowa epikurejska filozofia korzystania z chwili bez oglądania się n a przyszłość m ogłaby zostać uznana i za jego w yznanie wiary w życie zdo­ m inow ane przez chaotyczne „tu i teraz” (to „tu i teraz” sprzeciwiające się m yśleniu w kategoriach ciągłości wyznaczanej przez przeszłość i przyszłość czasu linearnego). W końcu tak sam o nierozsądnie, jak ona dekretuje p o ­ zostanie na noc Karlosa, by za chwilę zm ienić zdanie, gdy tylko przybywa D on Juan, i D on Juan podejm uje nieobliczalne decyzje, np. wracając do M a­ drytu, by się z nią zobaczyć, naraża się na śmierć. Jak zauważa służący, jego pan wszak wraca tu jak przestępca, nie jak szanow any grand hiszpański. Że zaś służący nosi imię Leporello, jak u M ozarta, i D on Juana Puszkina trze­ ba by uznać za potom ka M ozartowskiego „dem onicznego” bohatera, który pije życie jak szampan.

(16)

„D em oniczny” bohater Puszkina z jednej strony uzyskuje zatem peł­ nię w zjednoczeniu z „szatankiem ”-Laurą jako swoim kobiecym sobow tó­ rem. Z drugiej strony, w przeciwieństwie do owego m iłosnego apogeum , jakie Byronowski D on Juanek osiąga w m ającym w ym iar rajski - wym iar sprzed poznania grzechu - zjednoczeniu z Haideą, kreow aną n a M adonnę, w utw orze rosyjskiego poety dom inantą stanie się świeckie sacrum - sztuka, która jest obszarem realizacji natchnienia artysty, a tym samym jego w olno­ ści. Ta w olność jed n ak w zetknięciu z rzeczywistością stawia go w ujaw nia­ jącym jego buntow niczą diabelskość, konflikcie z ograniczeniam i społecz­ nego życia reprezentow anego przez hierarchię - tyleż ludzką, co Boską. A tę ostatnią wcieli posąg K om andora de Solvy, który pociągnie bohatera w cze­ luście piekielne.

Ale też ten try u m f rom antycznej m iłości (przypom inający o tryum fie rom antycznej w yobraźni poety) stający się tu zarazem tryum fem śm ierci - dodajm y - m ocno naznaczony zostaje wyraźnym popędem sam obójczym, niejako zapowiadającym Freudowskie połączenie popędu erotycznego i p o ­ pędu śm ierci9. D on Juan Puszkina bow iem w przeciwieństwie do bohate­ ra Byrona, raz po raz wymykającego się śm ierci, śm ierć niejako prowokuje, wyzywa ją i jej oczekuje, zdając się tęsknić za nią nie m niej, niż za miłością.

G ranice m iłości rom antycznej,

czyli Don Juan w rom antycznej poezji polskiej

O ile w przypadku Byrona czy Puszkina m iłość rom antyczna stawała się aktem bu n tu przeciwko - przyjmującej form ę przem ocy - władzy hierar­ chicznej, szczególnie patriarchalnej, w życiu społecznym dysponującej in ­ strum entam i ekonom icznym i, wciskającymi się także w związki osobiste czy intym ne oraz przeciwko „firm ującem u” to porządkow i ontologicznem u

9 W arto zwrócić uwagę, że w tym samym m niej więcej czasie w Anglii dla Johna Kebla, autora Lectures on Poetry, podobnie jak dla Byrona, poezja okazuje się daniem u pu­ stu w słowach stłum ionym uczuciom , a więc em ocjonalnej dynam ice, co M.H. Abrams uznaje za właśnie protofreudow skie rozwiązanie. M .H. Abrams, Zwierciadło i lampa. Ro­

mantyczna teoria poezji a tradycja krytycznoliteracka, przeł. M.B. Fedewicz, słowo/obraz

(17)

D on Juanowie, czyli narodziny, śm iertelny rozkwit i upadek m iłości rom antycznej 215 i skrzyw ionem u poznaniu opartem u na podw ójnym w idzeniu (eksponow a­ ne - m arginalizow ane), a także przeciwko chorobie m oralności opartej na podw ójnym dnie (oficjalne - nieoficjalne), o tyle w przypadku polskiej p o e­ zji rom antycznej wskazać m ożna na znam ienne granice w yznaczone b u n to ­ wi. O dniosę się tu do dw u poetów i do dw u ich utw orów stawiających tam ę dośw iadczeniom podobnym do doświadczeń w spom nianych tu D on Jua­ nów Byrona (1818-1824) i Puszkina (1830).

D atow ana n a sierpień 1821 roku Świtezianka M ickiewicza10 przynosi obraz o moralistycznej wymowie, zagwarantowanej poniekąd ludową p ro ­ w eniencją utw oru i, stąd, jasnym rozróżnieniem dobra i zła11. Liczba postaci jest tu ograniczona. N adrzędną pozycję zajmuje narrator. Sugeruje, że o p o ­ w iada o kochankach. N a pew no jed n ak wiem y tylko tyle, że dwoje m łodych ludzi spotyka się już od dłuższego czasu we dnie p o d m odrzew iem n a brze­ gu jeziora, a m łodzieniec, pow ołując się na swoją miłość, zam ierza dziew ­ czynę przekonać, by została z nim w jego chacie także w nocy. Ich dzienny kontakt wydaje się idylliczny: „Ona m u z kosza daje m aliny,/ a on jej kwiaty do wianka” (Ś, 78). Ale podskórnie oboje ich drąży nieufność.

Tajemnicza dziewica (ponadnaturalna istota, m ieszkanka jeziora) p o ­ jawia się niczym słoneczny (otwierający się na słońce) jaskier, ale w nocy przepada jak błędny ognik, który m oże wywieść na manowce. Dwoistość ognia - słońca i świecącego odbitym światłem ognika - przez spotykające­ go się z nią m łodzieńca zostaje uzupełniona inną dwoistością: płochej, sko­ rej do ucieczki sarny we dnie oraz groźnego upiora, k tóry nocą m oże wyssać krew, a z nim życie. W jego słowach pojawia się więc podejrzenie, tru d n o powiedzieć, czy służące tylko sprow okow aniu dziewczyny do podjęcia d e­ cyzji pozostania z nim .

10 A. Mickiewicz, Św itezianka, [w:] idem , Wiersze, Czytelnik, Warszawa 1970, s. 78-84. Przytoczenia stąd pochodzące oznaczam literą S i num erem strony.

11 Zbigniew Kaźmierczyk, odnosząc się do w skazań na źródła literackie tej ballady (Ju­ liusz Kleiner, W anda H um ięcka i Helena Kapełuś), biograficzne i etnograficzne czy walo­ ry estetyczne (Kazimierz Cysewski), sam w prowadza dodatkow e nawiązanie do mającej irańskie prow eniencje prawidłowości (asza) tworzącej dualistyczne napięcie ze słow iań­ skim drug. Zob. Z. Kaźmierczyk, Słowiańska psychomachia Mickiewicza, Wyd. Uniwer­ sytetu Gdańskiego, G dańsk 2012, s. 150-153.

(18)

Ale ten - co stanowi o jego uroku - piękny i m łody chłopak, w d o d at­ ku m ający związek z dw orem i posiadający swą chatkę (co daje m u pozycję w społeczeństwie w każdym razie wyższą niż pozycja wiejskiej dziewczyny), jest wszakże - za czym kryje się śm iertelne niebezpieczeństwo dla dzikiej sarenki w dosłow nym i przenośnym rozum ieniu tego słowa - także strzel­ cem. Podobne niebezpieczeństwo ze strony chłopca m oże zagrażać kwiatu (by w spom nieć tylko różyczkę z wrzosowiska zerw aną przez bezwzględne­ go chłopaka z wiersza G oethego). Zatem eksponow aną przez niego pokusę, którą łączy on z nocą, należałoby zestawić z dniem , któ ry łączy się z niesio­ nym przez niego zagrożeniem .

Jej strona dzienna zatem - to strona bezbronna, delikatna, p o datna na zniszczenie, ale strona nocna skojarzona zostaje, słusznie czy nie, z zagro­ żeniem poznawczym lub ontologicznym . Jego strona dzienna z kolei niesie ze sobą zagrożenie, a nocna - pokusę, której wyrazem staje się zapew nie­ nie miłości. M ożna by powiedzieć, że ich destrukcyjno-konstrukcyjne siły są równe. Gdyby nie fakt, że po stronie dziewczyny stoi dodatkow o patriar- chalna m ądrość jej starego ojca, który ostrzegał ją przed dwoistością ekspo­ nowanego przez m ężczyznę słowiczego (by przypom nieć choćby rolę sło­ wika w pieśniach trubadurów ) głosu i obecnych w sercu „lisich”, niestety, ukrytych i destrukcyjnych, zamiarów, które zresztą dziewczyna łączy z ob­ łudą bardziej niż niestałością. A więc - z działaniem perfidnym bardziej niż spontanicznym . W każdym razie dzięki tem u wsparciu doświadczonej sta­ rości dziewczyna sytuuje się bardziej po stronie rozsądku, niż miłości, p o d ­ czas gdy chłopak m ówi o uczuciach. A te, jako zasadniczy wyznacznik m itu Natury, są zm ienne. Toteż on przeciwstawić jej znam iennym wątpliwoś­ ciom („Ale czy będziesz m nie stały?”- Ś, 80, podkr. m oje, L.W.) m oże tylko „świętą” przysięgę stałości - która m a w ym iar bezwzględny i ostateczny. Na jej straży stawia piekielne potęgi.

Dziewczyna jedn ak nie zadowoli się sam ym słowem - ostrzegając w d u ­ chu surowej ojcowskiej m oralności przed złam aniem przysięgi postrzega­ nym jako bezwzględne zło, oddala się jak zwykle. Chłopiec zaś w krótce uj­ rzy przed sobą zgoła, jak się wydaje, inn ą dziewczynę: nie tylko piękną, ale i czułą, nęcącą ciałem (łabędzie piersi) prześwitującym przez lekkie stro ­ je, ale i uwodzącą słowami, które pochlebiają próżności chłopca („Chłop­ cze mój piękny, chłopcze mój m łody” - S, 81) oraz nuceniem , które dzia­ ła na zmysły (pierw otny rytm ), a naw et zachęcającą do wspólnego tańca.

(19)

D on Juanowie, czyli narodziny, śm iertelny rozkw it i u padek m iłości rom antycznej 217 W szystko to spływa na niego zam iast przygniatającego ciężaru n auk m o ral­ nych i pow strzym ującego przed zbliżeniem rozkazu: „Stój, stój (...) hardy m łokosie” (Ś, 80). Podważa sens właśnie zadeklarow anego stałego oddania i wartość tej, której chłopiec dał słowo (rzeczywiście, m oże dzika wietrzni- ca z niego się śmieje?). G dy jeszcze do tego dołączy się nęcące łechtanie fali, stanowiące jakby przedsm ak uściśnięcia dłoni przez wstydliwą kochankę, chłopiec wahający się m iędzy odporem a poddaniem się, wreszcie pogardzi przysięgą i... No, właśnie. W ybierając tę erotyczną obietnicę („Ustami usta różane goni”) zam iast stałości duchowego Prawa - ten D on Juan wybierze wraz z pierw szą zdradą ostateczną zgubę. W ietrzyk rozprasza łudzący blask, spod którego wyłania się owa surow a dziew czyna „spod lasku”, która wy­ m ierza karę ciału (śm ierć) i złej duszy niedoszłego kochanka (skazanej na wieczne cierpienie niczym w piekle Dantego).

Dziewczyna wypełnia w zasadzie oświeceniowe pouczenie z pow iast­ ki filozoficznej Voltaire’a (Zadig, czyli opowieść wschodnia), który p okazu­ je, że szukając skarbnika (a m iłość tu w yraźnie jest skarbem , którego nie rzuca się jak perły przed nieczyste zwierzęta), nie należy się kierować de­ klaracjam i potencjalnych kandydatów, a sprawdzić, czy po przejściu przez ciem ny korytarz pełen bogactw któryś z nich będzie jeszcze um iał lekko tańczyć. Tak czy inaczej skarbem byłaby tutaj jedna miłość, a nie jej różne odmiany. C harakterystyczne jednak, że choć dziewczyna jest z jeziora i b a­ gien (obszaru dzikiej przyrody, który nocą ją wchłania, a rankiem pozw a­ la jej się zindywidualizować), to reprezentuje surow ą m oralność gw aranto­ waną przez m it Jednego Boga. Tymczasem on, choć jest ze dw oru (obszaru kultury i cywilizacji, teoretycznie opartego na hierarchii), ulega zm ienności N atury silniejszej niż Prawo Boskie. Dzika N atura i Bóg pozostają tu więc w ściślejszym związku niż Bóg i cywilizacja. A kiedy dziewczyna zdem asku­ je zdradę, Strzelca czeka kara, której w ypełnianie konstatuje narrator: nad Świtezią spotkać m ożna cienie ciągle pląsającej dziewczyny i, niestety, jęczą­ cego m łodzieńca.

Świtezianka stanie się punktem wyjścia dla wydanego w 1844 roku przez Ryszarda Berwińskiego Don Juana poznańskiego. Poematu bez

(20)

koń-can, w którego pierwszej części tak p o d względem rozwiązań poetyckich, jak i opisanych zdarzeń odnajdziem y pogłosy w spom nianego pierw ow zo­ ru. Pogłosy strywializowane. C hoć poeta zapewnia, że „m iłość chce śpie­ wać” (DJP, 88), to śpiewa jej parodię, ironicznie radząc przy tym strzec się potencjalnem u kochankowi: „Bo te zaklęcia i te kochanki/ To niebezpiecz­ ne są żarty;/ Proszę no w spom nieć na Świtezianki/ Albo na widm o A starty” (DJP, 92). Ba, daje drw iąco rady godne n ader cynicznego D on Juana m n o ­ żącego podboje, ale nienarażającego się n a karę społeczną czy metafizycz­ ną: „Kochać bez miary, bez granic,/ Lecz nie przysięgać! - to m oja rada;/ Bo kto przysięgę naruszy,/ Ach! Biada jem u za życia b iada/1 biada jego złej d u ­ szy” (DJP, 92). Zapew ne rzeczywistość współczesna B erw ińskiem u stwarza takie bezpieczne możliwości.

Solenna m oralność surowej dziewicy Mickiewicza - istoty nad n atu ral­ nej - zastąpiona zostanie u Berwińskiego daleko posuniętą sw obodą isto­ ty społecznej, przedstawicielki zdegenerowanego społeczeństwa polskiego p o d zaborem pruskim , które daw no zapom niało o jakichkolwiek ideałach, nastaw ione jedynie na pospolitość i banalność codziennego życia. Tą isto­ tą społeczną jest trzydziestoletnia kobieta nienależąca bynajm niej do r u ­ mieniących się skrom nych purystek (choć i te reprezentują pozorną cnotę w przedstaw ianym tu - z podążającą nieco utykająco za Byronem kąśliwoś- cią - społeczeństwie). Jej „anielskie”, „duchowe” im ię w sposób k arykatu­ ralny zderza się z niechęcią do uchodzenia za świętą, ale także m iłosne wy­ znanie w jej ustach już daw no się wytarło i zużyło („«kocham» łatwo się powie,/ Zaręcza pan n a A niela,/ Która jak C hrystus w tym jednym słowie/ Tysiące głodnych obdziela” - DJP, 91). Niestety, rom antyczna m iłość odbi­ je się w tym przypadku w rów nie krzywym zwierciadle jak ewangeliczna. Skoro w spom niana p an n a m a już za sobą sporo doświadczeń erotycznych i trochę lat na karku (niczym now a Telimena), myśli w każdym razie o m ał­ żeństwie. Zagina więc „parolik” na niedośw iadczonego dw udziestoletnie­ go m łodzieńca, zmierzając do uzyskania od niego przysięgi i zabezpieczając się przed jej złam aniem pseudorom antyczną groźbą sam obójstw a za p o m o ­ c ą ... stylizowanej co praw da na sztylecik, ale - niewątpliwie szpilki od w ło­

12 R. Berwiński, Don Juan poznański. Poemat bez końca, [w:] J. Ratajczak, Poznański Don

(21)

D on Juanowie, czyli narodziny, śm iertelny rozkwit i upadek m iłości rom antycznej 219 sów. M łodzieniec klnie się... D arem nie, pan n a Aniela wydaje się n ieporu- szona. Oczywiście, do właściwego m om entu. W reszcie oboje padają sobie w objęcia, lecz strachliwego kochanka, który przed chwilą przysięgał, jak­ że by inaczej, na piekielne potęgi - wyrw ie z nich najniew inniejszy w istocie podm uch w iatru i szelest gałęzi. W zburzony w padnie do swego nędznego mieszkania, by zasiąść do pisania pseudorom antycznych poezji, lecz m im o usilnych prób wyjść nie potrafi poza pierw sze słowa, które ciągle wykreśla. Jaka z niej kochanka, taki i z niego p o e ta ... P seudorom antyczna poza, wy­ tarty schem at, wyświechtane słowo - oto wszystko, co w latach 40. XIX wie­ ku pozostało w „Poznańskiem ” po rom antyzm ie. Tak w miłości, jak w tw ór­ czości.

Lecz ta, dość niew ybredna, trzeba przyznać, kom prom itacja „pryw at­ nej” pseudorom antyczności rodem z zaboru pruskiego z kolei w Parabazie do Don Juana poznańskiego (zresztą w dużej m ierze stanowiącej z kolei p o ­ głos Mickiewiczowskiego opisu salonu warszawskiego) poprzez krytykę - tyleż bywalców salonów, gdzie „Śmiech, krzyk, wesołość leją się z szynk- wasów/ W ódką i winem , jak za dobrych czasów” (DJP, 110), szczególnie m łodych poznaniaków okresu przedrew olucyjnego w rzenia szyderczo n a ­ zwanych tu „rycerzam i podw iązek”13 (DJP, 114), ile hreczkosiejów, żyjących w swoich zam kniętych na świat kręgach, co łącznie daje globalny obraz skarlałego społeczeństwa polskiego - wiedzie ostatecznie do w yekspono­ wania, kontrastującej z poprzednim bohaterem , niezdolnym do skończe­ nia frazy: „O ty, któ ra...”, postaci prawdziwego poety piszącego prawdziwą poezję - tzn. poezję rewolucyjną. Na w achlarzu dam y-nim fy w salonie p o ­ znańskim pojawiają się skreślone ręką tego ostatniego słowa będące echem Mickiewiczowskiej oceny narodu jako skorupy, p o d którą tkw ią głębokie wartości: „Śmiejcie się, tańczcie, szalajcie,/ Ale tańcząc, m oje panie,/ Pam ię­ tajcie, pam iętajcie,/ Że tańczycie n a wulkanie. (...) W ięc ostrożnie i leciuch- no,/ Płochą stopką trącać ziem ię,/ Bo p o d ziem ią proch i próchno,/ Bo p od ziem ią iskra drzem ie” (DJP, 111). Ten człowiek, co do którego m ożna mieć

13 Niewątpliwie za tym określeniem kryje się tu ocena i reakcja dokładnie odw rotna do tej Edwarda III, tw órcy O rderu Podwiązki (ok. 1349 roku), który podnosząc w czasie balu podwiązkę z wężowej skóry, jaka zsunęła się z nogi tańczącej z nim (być m oże m istycz­ nej partnerki z kryptopogańskiego kultu) Joanny, hrabiny Salisbury, zakrzyknął: „H ańba tem u, kto widzi w tym coś złego!” Opis tego faktu zob. J. Prokopiuk, op. cit., s. 26.

(22)

wątpliwości, czy jest aniołem , czy diabłem , w ariatem czy wieszczem, a któ­ ry jest przede wszystkim sum ieniem n arodu - i w iernym synem Ojczyzny - pragnie teraz, by z odrazą odw rócono się od D on Juanów, których postawa (w jakim ś sensie kryptopogańska) jest czymś nieprzyzwoitym w sytuacji za­ grożenia istnienia narodu.

Mity Boga i N atury a Don Juanowie

Polskie przykłady pokazują dwie m ożliwości od p o ru danego D on Jua­ nom . Pierwsza zw iązana jest z żyw otnością patriarchalnego system em war­ tości reprezentow anego przez starego, m ądrego ojca, k tóry tu zresztą nie pojawi się osobiście (więc dziś m oglibyśm y uznać go za wcielenie archety­ pu Starego M ędrca u Junga bądź nadśw iadom ości u Freuda). R eprezentu­ je on system w artości oparty na stałości Prawa, właściwego dla m itu jed ­ nego Boga, co oznacza i jedną Księgę, jed ną religię, jeden naród wybrany, jedną historię, za którą stoi Bóg, i wreszcie - jeden związek erotyczny (czy miłosny) i jedno m ałżeństwo. M ityczne „Jedno” oznacza w wym iarze para- dygm atycznym absolutyzację czasu linearnego i przestrzeni hierarchicznej, które stanow ią przejaw duchowości. Zabezpiecza ten stan przysięga, która rów nież gw arantuje jedno - podporządkow anie słowu czynu, duchow i cia­ ła. Dusza m łodzieńca, która jej nie spełnia, staczając się w stronę ciała, za­ sługuje n a wieczne męki, ciało - na śmierć. Tę postawę nie tylko dziedziczy po ojcu, podporządkow ując się jej, ale i konsekw entnie ją egzekwując od in­ nych, jego córka, dem askująca D on Juana. Ze względu na jej usytuowanie w dzikiej przyrodzie m oglibyśm y wręcz powiedzieć: podporządkow uje się O jcu (wyznaczanym przez niego granicom ) córka-natura. W każdym razie jest to zachowanie zupełnie inne niż Byronowskiej Heidei.

W drugim z polskich przykładów co praw da nie pater pojawia się na dom inującej pozycji, ale patria. Ojczyzna jako ucieleśnienie tego, co zbio­ rowe, również wpisuje się w hierarchiczność przestrzeni i linearność czasu, dom agając się wyłączności i nadrzędności. Jednak w arto zaznaczyć, że jest to patria w stanie destrukcji - ojczyzna, która cierpi. O ile silny ojciec p o ­ przednio podporządkow yw ał sobie córkę, o tyle słaba Ojczyzna teraz d o m a­ ga się wszystkich sil od swojego syna. K ochanek w tej sytuacji to rola zbęd­ na. Zresztą ów syn (poeta-buntow nik) będzie nie tylko wzywał do walki

(23)

D on Juanowie, czyli narodziny, śm iertelny rozkw it i upadek m iłości rom antycznej 221 o nią, ale także do jej uzdrow ienia za pom ocą rewolucyjnych środków. N a­ tom iast dam a-nim fa (zauważmy: nim fa to boginka sil żywotnych i uroków nieujarzm ionej przyrody14) m usi się pogodzić z faktem odsunięcia jej na margines. P odobnie poza salonem zarów no sparodiow ana podstarzała łow ­ czym m ęża na pseudorom an tyczny haczyk, jak i pseudorom antyczny poeta szukający w pozornej m iłości im pulsu dla swej pseudopoezji kom prom itują m it Natury. Z pew nością też przy okazji stanow ią zaprzeczenie Puszkinow ­ skiego związku D on Juana i Laury.

N atom iast u Byrona i Puszkina potępiona zostanie właśnie tradycja pa- triarchalna, sygnowana m item Boga, która jed n ak wyradza się w zaskoru­ pienie i przem oc. U pierwszego z nich dzieje się to wyraźniej w wym iarze zbiorowym (zdradę pierwszej kochanki D on Juanka m a zam iar n ap iętn o ­ wać cały tłum mężczyzn wkraczający do sypialni jednego z nich, a ostat­ nie przygody n a salonach angielskich wiążą się z ostrą satyrą n a erotyczny handel żywym towarem dokonujący się w m ajestacie ustalonych zwycza­ jów - nie tak dalekich od tureckich, a także pirackich, choć im perialna A n ­ glia uzurpuje sobie prawo do bycia w zorem dla innych. Ale to w tym kraju - wbrew naturze rzeczy - m łode kobiety sprzedają się lub sprzedaw ane są za m ajątek, a starzy m ężczyźni za m ajątek kupują najświeższy tow ar - oczy­ wiście, o ile obu stronom uda się uniknąć czyhających przy okazji pułapek związanych z cynicznym i rozgryw kam i o zysk). U drugiego ze w spom nia­ nych twórców - krytyka wyraźniej w ym ierzona jest w w ym iar pryw atny (mężczyźni jako źródło opresji dla kobiet-niew olnic).

W przypadku Byrona m iłość rom antyczna staje się drogą do autentycz­ ności i wolności indyw idualnej. Co nie znaczy, że staje się enklaw ą czystego erotyzm u, wyłącznie ciała i jedynie m aterializm u. Przeciwnie. Sprzyjający jej m it N atury oznacza połączenie sprzeczności (coincidentia oppositorum) zacierające ostre granice, także m iędzy tym, co duchowe, a tym , co zm y­ słowe, jak to pokazuje przykład najpierw swoistej erotyzacji M atki Boskiej, a następnie sakralizacji („Ave M aria!”) kochanki (zresztą uzyskującej wy­ m iar m ityczny także jako M atka dająca ponow nie bohaterow i życie w k o ­ łowym naw rocie czasu). Straszliwy ojciec-Bóg, który konstatując zjedzenie

14 Zob. hasło „nim fa”, [w:] W. Kopaliński, Słownik m itów i tradycji kultury, PIW, Warszawa 1985, s. 755-756.

(24)

zakazanego owocu, zabija swoje dziecko, a nawet dziecko w łonie córki, staje się tutaj negatyw nym obrazem wartości właściwych mitowi nowoczesnem u. U Puszkina natom iast m niej istotny staje się m it w jego pierw otnej (Natura) postaci, a bardziej jego zdesakralizowana, paradygm atyczna wersja w po sta­ ci epikureizm u (filozofii tak bliskiej libertynom - począwszy od Gassendie- go), do której naw iązania pojawiają się w ustach sobowtórowo wobec D on Juana potraktow anej Laury (przypom nijm y, że sobowtórowość taka jest specyficzna dla m itu archaicznego). Podobnie zsakralizowana w rom anty­ zm ie sztuka15, opierająca się na wyobraźni - stanow i obszar, n a którym za­ sada coincidentia oppositorum wyraźnie dochodzi do głosu.

W obu przypadkach dochod zi zresztą do głosu także (charaktery ­ styczny dla m itu N atury) w ym iar kołow y czasu. U Byrona kolejne m iłości generują kolejne zagrożenia bohatera, którym się on jed n ak wym yka, by spotkać się z kolejną m iłością - zresztą coraz bardziej oddalając się od m i­ łości rom antycznej. U Puszkina kolejne rom antyczne m iłości pow iązane są z ciągłym przybliżaniem się bohatera do śm ierci: najpierw dotyka ona pierw szą w spom nianą kochankę, potem opresyjnych m ężczyzn, wreszcie jego samego.

D on Juanowie polscy i europejscy stają się zatem postaciam i niesły­ chanie wyraziście oddającym i pulsow anie wpływów m itów Boga i N atury w rom antyzm ie. Znam ienne, że pierwszy z tych m itów wyraźnie pojawia się jako nobilitowany w przywołanych polskich utworach, drugi - u Byrona czy Puszkina. M iłość rom antyczna pełni w tym pulsow aniu rolę wskazówki wychylającej się w stronę lewą lub prawą - aktualizując całą symbolikę, jaka jest z tym zw iązana16.

15 Zwraca na to uwagę Wolfgang Iser, przypom inając, że w XIX wieku H einrich H eine m ó­ wił o Religii Sztuki, gdyż po oświeceniu tylko tak m ogła się realizować transcenden­ cja. Zob. W. Iser, Zm ienne funkcje literatury, [w:] Odkrywanie m odernizm u, red. i wstęp R. Nycz, wyd. II, Universitas, Kraków 2004.

16 W największym skrócie: „Prawy (prawa strona) symbolizuje bóstwo, zbawienie, ducho­ wość, wyższe cnoty; m iłosierdzie, łaskawość, m ądrość, świadomość, rozum ; przyszłość; dzień; ewolucję; (...) męskość; legalność, prawo, autorytet, hierarchię, porządek, praw o­ rządność, trw ałość (...) Lewy (lewa strona) symbolizuje stronę żeńską, m aterialną, do­ czesną, nieszczęśliwą, księżycową, magiczną, śm iertelną, nienorm alną, niższą, niepra­ wą; przeszłość, rozwój wsteczny, podśw iadom ość (...) noc ( ...) ”. W. Kopaliński, Słownik

(25)

D on Juanowie, czyli narodziny, śm iertelny rozkw it i upadek m iłości rom antycznej 223 D o n Juan s o r B irth , M o rta l D e v e lo p m e n t a n d th e Fall

o f R o m a n tic Love S u m m ary

The article p resen ts fo u r exam ples o f th e th e m e o f D o n Juan, in c lu d in g tw o P ol­ ish ones. R o m an tic D o n Juans b y B yron an d P u sh k in (b o th c h a racterized by d e v ­ ilishness) are d e sc rib e d as rep resen tativ es o f th e m y th o f N ature, w h ich w ith B yron reach es its clim ax in ro m a n tic love, b ein g an h o n o u re d (see “Ave M aria” re fe rrin g to H eidea!) apogee a m o n g st d ifferen t v ersio n s o f love, and, w ith P u sh k in , in su ch a v a ­ riety o f ro m a n tic love th a t is san ctified in a rt b ein g ro m a n tic tra n sc e n d e n c e . A t th e sam e tim e, w ith B yron, th e m y th is g rad u ally d isp laced by ex p erien ces typical o f ci­ vilisatio n o f his tim e w h ereas w ith P u sh k in th e p ro ta g o n is ts d e a th will be a c o n se ­ q u en ce o f its ab so lu tism . H ow ever, b o th a u th o rs use m o tifs th a t sh o w th e m y th o f G o d in his a tro cio u s realisatio n s (L am bro as fath er-g o d w ith B yron, o r m e n -tro u b le - m ak ers w h o are m o re m asters th a n h u sb a n d s w ith P u sh k in ). In th e b allad Ś w itezia n ­

ka by M ickiew icz, th e m y th o f changeable N atu re, re p re se n te d by a seducer, b eco m es

d iscred ited an d (b elo n g in g to th e G o d -m y th category) F a th e rs law show s its ability to d efen d th e d au g h ter. In th e epic p o e m D on Juan p o zn a ń s k i by B erw iński, th e th r e a t­ e n e d c o m m u n ity a n d p atria, a n d n o t th e stro n g pater, b e lo n g to a m o d e r n m yth, w hich m akes B erw iński give su p e rio rity to th e c h a ra c te r o f a so n ra th e r th a n th a t o f a lover, d isc re d ite d in th e p ersp ectiv e o f th e m y th o f N atu re (th e te rm “th e k n ig h t o f garters” is ex trem ely d ep recatin g ). T hen ro m a n tic ism c a n n o t be d esc rib e d as im p le­ m e n tin g th e aforesaid m y th s in an u n a m b ig u o u s w ay - even if we c o n sid er th e aspect o f ro m a n tic love.

Cytaty

Powiązane dokumenty

2. Wysokość składki określona w Dokumencie Ubezpieczenia, ustalana jest według taryfy składek obowiązującej w dniu zawarcia Umowy Ubezpieczenia i uzależniona jest

Nie wyraża zgody na zmianę zapisu §4 ust. 11 wzoru umowy stanowiącego załącznik nr 3 do SIWZ. Zamawiający do SIWZ przedstawił wzór umowy dla wszystkich potencjalnych Wykonawców,

Warto zwrócić uwagę, że wyprowadzając równania 

Był liderem środowiska Spotkań, nie byłoby wielu inicjatyw opozycyjnych gdyby nie Jego inspiracja.. Wywinął się śmierci porwany już po stanie wojennym przez

Anderson Cancer Centre w stanie Teksas, USA, jeden z pierwszych ekspertów w dziedzinie radioterapii – ukuł powiedzenie: „Ze względu na to, że największą część

Ciekawe, że Towarzystwo Strażnica jakby przyznało, że powyższe słowa są modlitwą: „Tymczasem Paweł modlił się, żeby Bóg i Chrystus pocieszyli serca

zmienia. Pomysł dowodu wniosku 3 zaczerpnęliśmy z książki Jarosława Górnickiego ,,Okruchy matematyki’’.. odwrotnego do tw. Cevy czyli proste AD, BE i CF muszą się przecinać

Tak. Każdy człowiek otrzymał od Boga swojego Anioła Stróża. Dobrze jest modlić się do niego za siebie i innych. W życiu chrześcijanina aniołowie mogą się objawić np.