• Nie Znaleziono Wyników

Gombrowicz wobec "wielkości"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Gombrowicz wobec "wielkości""

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Zbigniew Fiszbak

Gombrowicz wobec "wielkości"

Acta Universitatis Lodziensis. Folia Litteraria Polonica 4, 111-120

(2)

A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z I E N S I S

FOLIA LITTERARIA POLONICA 4, 2001

Z b ig n ie w F is z b a k

G O M B R O W IC Z W O B E C „W IE L K O Ś C I”

I

Świadom ość w artości własnego p isarstw a i w alka o narzucenie innym tego p rzek o n an ia, to jed en z w ażnych tem ató w G o m b ro w icza-p isarza. Refleksja i p ra k ty k a a u to ra D ziennika w tym zakresie jest w ielow ątkow a. Mamy tu miejsce i na nie pozbaw ione goryczy „trzeźw e sądy” o własnej sytuacji literackiej, i na buńczuczne deklaracje, i na prow okacyjne sam owy- wyższanie się, i n a wnikliwe analizy sam ego zjaw iska wielkości.

G om brow iczow ska autokreacja z nastaw ieniem na w ybitność, wielkość, sukces m iała ch arak ter złożony, przebiegała n a wielu płaszczyznach i w ró ż­ nych o kresach życia p isa rz a i w ynikała - ja k m o ż n a m n iem ać - ta k z przesłanek czysto artystycznych, ja k i z dom agającej się swoich praw pragm atyki życiowej pisarza, w takim stopniu, ja k to przesądzał, usus pisarza i artysty. A u to r D ziennika w ielokrotnie w skazyw ał n a podw ójny charakter wszelkiej aktyw ności artystycznej. Jeszcze przed w ydaniem Fer­

dydurke w jednym z felietonów pisał:

W sensie krytyki estetycznej artysta to człowiek, który produkuje piękno. Lecz w sensie krytyki, którą chętnie nazwałbym „życiową” , artysta to człowiek, który tworzy, aby się wybić, aby się wywyższyć, aby się wykazać, [.„] aby pozyskać sławę, miłość i życzliwość i wartość społeczną, aby zrobić karierę i aby — co najważniejsze - zm itologizow ać się w umysłach innych osób w takiej to czy innej postaci. [...] I większość artystów nie tylko stylizuje książki, lecz również organizuje, przyrządza, stylizuje siebie dla celów owej walki o byt literacki. Ażeby narzucić innym swoją formę, aby zmusić do uznania lego właśnie gatunku człowieczeństwa1.

T ak więc, według G om brow icza, literatu ra, rodząc się, z jednej strony, z czystej artystycznej kontem placji, z drugiej jest też w alką pisarza o siebie, o swoją wielkość wśród innych. Ju ż po opublikow aniu Ferdydurke, w recenzji z M arionetek S tefana O tw inow skiego, G om brow icz pisał, że lite ra tu ra

1 W. G o m b r o w i c z , Grube nieporozumienia, „Świat” 1936, nr 11, przedruk [w:] t e n ż e ,

Proza, reportaże, krytyka literacka 1933-1939, Kraków 1995, s. 220.

(3)

112 Zbigniew Fiszbak

również jest niezgorszym teatrem , a zadanie krytyki to m. in. zdekonspirowanie ak to rstw a tw órców : pisarz m usi wpierw „ u d aw ać” pisarza, ab y w końcu stać się pisarzem 2.

Z atrzym ajm y się przy okolicznościach zw iązanych z sam ym wydaniem

Ferdydurke. W edle sugestii a u to ra , pow ieść zrodziła się z chęci obrony

i wywyższenia się p o n a d krytykę, k tó ra w sposób nie do k o ń ca zadowalający a u to ra oceniła jeg o debiutancki tom opow iadań. O w a p o trzeb a przeciw­ staw ienia się krytyce zadecydow ała, że z w ydaniem Ferdydurke w iąże się znaczący fak t, k tó ry po ra z pierwszy ukazał jej a u to ra literackiej publiczności w now ej ro li - k ry ty k a i k o m e n ta to ra w łasnych utw o ró w . Częściowo G om brow icz w pisał tę rolę w sam ą stru k tu rę książki. O bie przedm ow y (ta d o Filidora i ta d o Filiberta) są ja k b y k om entarzem o d au to rsk im , w którym p o dm iot utw oru objaśnia m . in. budow ę powieści o raz tłum aczy jej przesłanie. A le n a tym nie koniec. D opełnieniem w spom nianych ról były d w a artykuły, k tó r e p is a rz og ło sił w ów czas w p ra sie . P ierw szy to w sp o m n ian y już, opublikow any p o d pseudonim em G . Κ ., arty k u ł Postawa nowych autorów.

Chorom ański, Gombrowicz, Rudnicki. D rugi: A b y uniknąć nieporozumień,

podpisany ju ż im ieniem i nazw iskiem pisarza, u k azał się w num erze 47/1937 „W iadom ości L iterackich”3. G om brow icz jeszcze ra z om ów ił w nim dokładnie problem atykę powieści. W liście do T ad eu sza K ępińskiego ta k uzasadniał publikację tego artykułu:

Obawiam się tylko, że notorycznie głupia u nas krytyka przeweksluje mi ją (Ferdydurke) na grunt zagadnień społecznych i zrobi ze mnie jakiegoś defelystę i nihilistę, ze strachu przed czym napisałem nawet artykuł do „Wiad” [...]4.

Ów arty k u ł w „W iadom ościach” był skierow any, z jednej stro n y , przeciw krytyce (narzucał interpretację powieści), z drugiej - był naw iązaniem przez a u to ra dialogu z czytelnikam i n a płaszczyźnie czysto dyskursywnej (w książce wypowiedzi podm iotu utw oru m ają m im o wszystko charakter kreacji artystycz­ nej). P o trzecie wreszcie artykuł ten rozum ieć m o żn a ja k o w yraz sprzeciwu G om brow icza w obec obow iązującego schem atu określającego społeczny obieg literatury. W schem acie tym pisarzow i przypisana jest ro la tego, k tó ry dzieło pisze, krytykow i - tego, k tó ry je om aw ia. W spom niany arty k u ł ten schemat podw aża, tu au to r sam przem awia głosem krytyka do czytelnika, broniąc swoje dzieło przed zdeform ow aniem go przez oficjalną krytykę.

W ten sposób G om brow icz staw ia siebie p onad krytykę, a ja k wynika z P rzedm ow y do Filidora... to sam o robi p o d m io t u tw oru - tym razem w sto su n k u d o swoich pobratym ców - artystów i pisarzy - n arzucając się

2 Por. W. G o m b r o w i c z , Dziennik 1961-1966, Kraków 1986, s. 76. 3 Przedruk [w:] W. G o m b r o w i c z , Proza, reportaże..., s. 326-329.

(4)

Gombrowicz wobec „wielkości” 113

im w roli m istrza, czyli tego, k tó ry lepiej rozum ie od innych, pouczając ich, jacy m a ją być i ja k m ają tw orzyć. T a k więc strateg ia G o m brow icza nastaw iona jest n a osiągnięcie dw óch celów: w ytłum aczyć siebie i swoje dzieło innym o ra z narzucić im siebie w roli tw órcy w ybitnego, więcej, wielkiego, którego dzieło jest n a tyle w yrafinow ane, że m o ż n a spodziew ać się nieporozum ienia ze strony krytyki. W ten sposób G om brow icz sta ra się nakierować w yobrażenia i sądy czytelnika na p o żąd an e tory. „T rzeb a grać w otw arte k arty . Pisanie jest niczym innym tylko w alką, ja k ą toczy arty sta z ludźmi o sw oją w ybitność” 5.

N a ogół zdanie G om brow icza o krytyce ja k o instytucji literackiej nie było pochlebne. Zdaniem pisarza, k ry ty k a jest zbyt „ literack a” , b rak u je jej bezpośredniego, intuicyjnego odczucia człow ieka6. Jeśli w ty m m iejscu przypomnimy sobie, co a u to r D ziennika w ielokrotnie p o w tarzał n a tem at związków własnej tw órczości ze swoim życiem - „zw iązać sztukę z w łasną rzeczywistością, oprzeć, w yprow adzić z w łasnego odczucia i przeżyw ania świata, ja jestem m oim jedynym p roblem em ” - zrozum ialszy staje się ten opór pisarza względem krytyki. Pisał G om brow icz:

Czy jest w porządku, aby autor był bezbronny wobec krytyka? D laczego niby mam się godzić bez protestu aby mnie sądził publicznie p. X. który, być m oże, posiada mniej wiedzy o życiu ode mnie, a już na pewno prawie o wiele mniejsze m a pojęcie o tym, co jest moją - nie jego - problematyką? D laczego to opinia p. X , która jest ostatecznie jedną więcej prywatną opinią, ma być wyniesiona na wyżynę wyroku przez sam fakt, że on pisuje w gazecie? Dlaczego mam znosić tę arogancję i impertynencję, to pośpieszne niechlujstwo mieniące się uroczyście krytyką? Czyż, gdybym godził się na podobną zależność od sądu ludzkiego, nie byłbym w sprzeczności z zasadniczym dążeniem mojego utworu, który miał mi zapewnić swobodę i suwerenność - przysporzyć mi „pewności siebie”? Ale przede wszystkim zadałem sobie pytanie (gdyż w Ferdydurke dążyłem do ujawnienia siebie w możliwie szerokiej skali) czy jest w porządku aby autorzy przybierali minę podczas pisania jak gdyby nic ich nie obchodziła, jak gdyby owe osądy działy się na innej planecie - gdy w rzeczywistości wszyscy piszemy dla ludzi, sąd ich jest dla nas decydujący, lęk przed nim - dominujący. [...] W iedziałem przeto, pisząc Ferdydurke, książkę niezwykle trudną, więcej nawet, zw odniczą i mylącą, że jeśli bezbronny oddam się w ręce tych panów, jestem zgubiony7.

G om brow icz zdaw ał sobie sprawę z osobistych kom plikacji i ze skom ­ plikowania w łasnej p ostaw y w obec św iata, І z tego, ja k wiele z tych dyspozycji w ew nętrznych przeniknęło do jego książek.

Interesujący jest też poniższy fragm ent z R ozm ów z D om inikiem de

Roux w skazujący na nieco inny - nie mniej istotny - aspekt strategii

pisarza:

5 Por. też W. G o m b r o w i c z , Dziennik 1953-1956, Kraków 1986, s. 118. 6 Por. tamże.

(5)

114 Zbigniew Fiszbaic

Obrona osobowości. Wiedziałem, co mam napisać. Bronić siebie samego! Narzucić siebie ludziom! Walczyć o siebie! Ten nowy utwór mnie miał służyć, mnie osobiście. I to miało być gwarancją jego osadzenia w rzeczywistości. Gdyż rzeczywistość (myślałem) ta ogólna, obiektywna, nie jest żadną rzeczywistością. Prawdziwa rzeczywistość, to ta własna, prywatna*.

Pisanie jaw i się G om brow iczow i ja k o w alka o w łasny w ew nętrzny świat, ja k o o b ro n a tego św iata. Owe an tykrytyczne w ycieczki, ta ja k widać - sw oista dialektyka o brony i ata k u , zyskują swój d o d atk o w y wymiar, rozpatryw ane z interesującej m nie perspektyw y G om brow iczow skiej refleksji i p rak ty k i „przebijania się do w ielkości” . M yślenie p isarza idzie bowiem następującym torem : bierność a u to ra m oże zostać o d czu ta ja k o słabość, niepew ność w łasnych propozycji, zdanie się n a opinię krytyki, to początek porażki. W alczyć o siebie, o sw oją sztukę, narzucić się - o to właściwa droga.

U

O dram acie, ja k i niewątpliwie przeżyw ał w ysadzony z siodła Gombrowicz- pisarz w pierwszych latach swojego p o b y tu w A rgentynie, on sam nie napisał wiele. Z tego co wyznaje w Rozm owach... i w D zienniku9 wynika, że nosił się naw et z zam iarem porzucenia literatury. W pierwszej połowie la t czterdziestych sytuacja literacka G om brow icza w B uenos A ires była bard zo tru d n a. D ecydującym zw rotem - jeśli wierzyć pisarzow i - przy­ w racającym go literaturze, m iało być uśw iadom ienie sobie po raz wtóry - a było to w czasie tłum aczenia na język hiszpański Ferdydurke - uniwer­ salności problem atyki swojego dotychczasow ego p isarstw a i jego żywych zw iązków z rzeczyw istością p o łu d n io w o am ery k ań sk ą10.

G om brow icz w raz z g arstk ą przyjaciół z entuzjazm em przystąpił do tłum aczenia powieści, co zresztą poprzedzone było - ja k w spom inają jego ów cześni znajom i - swego ro d zaju odgryw aniem F erdydurke w życiu, tw orzeniem jak b y życiowej wersji pow ieści11.

O czekiw anego sukcesu w ydanie Ferdydurke je d n a k nie przyniosło, ale ja k w yznaje G om brow icz w D zienniku: „T ak czy o w ak znów zostałem wciągnięty w tryby literatu ry ” 12. „[...] tu, teraz, poddaw ałem się pewnemu ju ż istniejącem u porządkow i rzeczy, k tó ry skazyw ał m nie n a literaturę, k o n ty n u o w ałem siebie sam ego sprzed lat [...] istniałem ju ż tylko jako

' W. G o m b r o w i c z , D ziennik 1967-1969, Kraków 1986, s. 40. ! Por. t e n ż e , Dziennik 1953-1956, s. 219.

10 Por. tamże, s. 220-221.

11 Por. J. D i P a o - l a , Tango Gombrowicz, [w:] Tango Gombrowicz, zebr., przekł. i wstęp R. Kalicki, Kraków 1984, s. 245.

(6)

Gombrowicz wobec „wielkości” 115

konsekwencja tego co sam z so b ą dokonałem up rzed n io ” 13. T o ponow ne - w sensie społecznym - wejście w rolę p isarza w iązało się, ja k się m iało niebawem okazać, z podobnym i ja k przed w ojną w Polsce aspiracjam i i oczekiwaniami.

Znaczące po d tym względem są też te niezapom niane stronice Trans-

-Atlanty k u , opisujące owo spotkanie bohatera-G o m b ro w icza z J. W . Posłem ,

w trakcie którego dokonuje się jego (G om brow icza) w indow anie do godności „W ielkiego, N ajw iększego P isarza P olskiego, W ielkiego M ęża N a ro d u , Wielkiego Polskiego G eniusza G om brow icza” . N ie sposób oprzeć się wrażeniu, że niezależnie od funkcji czysto artystycznych, jak ie ta k reacja w utw orze pełni, korzeniam i swymi d o ty k a o n a tego obszaru życiowej p ra xis pisarza, w którym pragnął on widzieć siebie właśnie uznaw anym za w ybitną osobowość artystyczną.

L ata czterdzieste, rów nież p o argentyńskim w ydaniu Ferdydurke i Ślubu, które przeszły - ja k w yznaje sam pisarz - bez w iększego e c h a 14, m usiały niewątpliwie - m im o zauroczeń rzeczyw istością połudn io w o am ery k ań sk ą, co Gombrowicz p o d k reślał'5 - być dla niego, ja k o św ietnie się zapow iadającego pisarza w Polsce, latam i rozczarow ań. Z d u żą d o z ą goryczy żalił się a u to r

Dziennika na sw oją sam otność w A rgentynie, n a b ra k w okół siebie takich

typowych akcentów życia literackiego, d o k tó ry c h wcześniej był p rzy ­ zwyczajony, ja k literacka kaw iarnia i interesujące się nim i jego lite ra tu rą poważne środow isko.

To było zapewne również jednym z pow odów ta k gw ałtow nego kreow ania się na sław nego p isa rz a w D zienniku. S pró b u jm y spojrzeć n a sytuację pisarza u progu lat pięćdziesiątych. P o n ad dziesięć la t spędzonych dotychczas w A rgentynie nie przysporzyło m u ani rozgłosu, an i uznania. Jego sytuacja m aterialna i osobista nie posiadały o znak stabilności. P ró b a w ejścia p o raz wtóry do literatury poprzez A rgentynę, nie przyniosła oczekiw anych rezul­ tatów. Praw dziw ą szansą pow tórnego zadom ow ienia się w literatu rze okazać się m iało dopiero naw iązanie k o n ta k tó w z p ary sk ą „ K u ltu r ą ” . W tym miejscu m ożna zadać sobie pytanie, czy G om brow icz nie pow inien zdecydować się na w spółpracę z którym ś z ośrodków em igracyjnych ju ż w drugiej

11 Tamże, s. 223. W tym miejscu przypomnijmy, że w roku 1947 Gombrowicz opublikował w Iwaszkiewiczowskich krajowych „Nowinach Literackich” (nr 6) pełen optymizmu Lisi do

Ferdydurkistów, zapowiadający międzynarodowe sukcesy Ferdydurke i, w domyśle, dalszy

postęp swojej nowatorskiej literatury. Nawiązanie współpracy z Iwaszkiewiczem wiązało się niewątpliwie z nadzieją drukowania w kraju. Rychłe rozwiązanie „N ow in...” oczekiwaniom tym położyło tamę. Por. korespondencję obu pisarzy w tomie Gombrowicz. W alka o sławę.

Korespondencja Witolda Gombrowicza z Józefem Wittlinem, Jarosławem Iwaszkiewiczem, Arturem Sandauerem, red. J. Jarzębski, Kraków 1996, s. 127 i n.

ł Tamże, s. 221.

(7)

116 Zbigniew Fiszbak

połow ie lat czterdziestych?16 W rozw ażanym kontekście jego argentyńskie w ybory z tych lat uznać w ypada za niezbyt szczęśliwe. W ygląda n a to, że gdy a u to r Ślubu w pełni to sobie uświadom ił, na A rgentynę i Argentyńczyków p rzestał się oglądać. O to bowiem od m om entu, gdy w „ K u ltu rz e ” zaczynają ukazyw ać się pierw sze fragm enty D ziennika (wcześniej Jerzy Giedroyć zamieścił w swoim piśmie fragm enty T ram -A tlanty ku), przestaje Gom brow icz zupełnie publikow ać w A rgentynie.

III

Okoliczności, w jak ich zaczął się ukazyw ać D ziennik, wytyczyły przed G om brow iczem jasn e zadania. N a początek przypom nienie siebie emigracyj­ nym czytelnikom , zainteresow anie ich sobą i p ró b a w ytłum aczenia im siebie, swojej osobow ości. Poprzez ta k ą autoprezentację - przygotow anie gruntu pod paryskie w ydanie swoich now ych książek. W reszcie D ziennik, między innym i, m iał stać się miejscem k reow ania w łasnego m itu , m itu pisarza w ybitnego, uznaw anego, sławnego, co więcej - w ręcz genialnego.

Interesujące, że myśl o sam outw ierdzaniu się ja k o pisarza nie opuszczała G om brow icza aż do ostatnich, ju ż francuskich, lat. W III tom ie Dziennika czytamy:

W sześćdziesiątym pierwszym roku życia osiągnąłem to, co normalnie człowiek zdobywa około trzydziestki: życie rodzinne, mieszkanie, pieska, kotka, wygody... A też niewątpliwie (wszystko o tym świadczy) stałem się „pisarzem”. T a śmieszna historia, wlokąca się dziwacznie i niemrawo od wczesnej młodości przez całe moje życie, jakoś nabrała kolorów, oto jestem „pisarz” 17.

D o m otyw u „bycia pisarzem ” będzie o kazja jeszcze pow rócić nieco dalej, teraz przyjrzyjm y się, ja k a u to r D ziennika wiedzie n a jêgo kartach bój o swoją wielkość. W diariuszow ych zapiskach G om brow icza odnajdujemy kilkanaście passusów , w których podjęty jest ten tem at. Część dotyczy sam ego D ziennika i jeg o roli w stw arzaniu o b razu własnej osoby, część to fragm enty, k tó re są prow okacyjnym obw oływ aniem siebie wielkim pisarzem, część wreszcie, to próby intelektualnej analizy fenom enu wielkości.

C zytając D ziennik łatw o dostrzec, ja k nieskrępow anie uzew nętrznia się w nim G om brow iczow ska p o trzeb a uznania, sławy (a więc tych jakości,

16 Z opublikowanych listów Gombrowicza i Jerzego Giedroycia wynika, że redaktor ,.Kultury” zabiegał o współpracę z autorem Ferdydurke już od roku 1946. M usiało jednak upłynąć pięć lat, nim ten ostatni na współpracę taką się zdecydował. Por. J. G i e d r o y ć , W. G o m b r o w i c z , L isty 1950-1969, wybór, oprać, i wstęp A. Kowalczyk, Warszawa 1993, s. 17-18.

(8)

Gombrowicz wobec „wielkości” 117

których przez lat wiele m u brakow ało), d o czego czuć się m usiał upraw niony. Stąd też w D zienniku m ów i ju ż otwarcie:

Wiem i powiedziałem niejednokrotnie, że każdy artysta musi być pretensjonalny (gdyż pretenduje na cokół pomnika) ale że, zarazem, ukrywanie tych pretensji jest błędem stylu, jest dowodem „złego rozwiązania wewnętrznego” . Jawność. Trzeba grać w otwarte karty. Pisanie nie jest niczym innym, jak tylko walką, jaką toczy artysta z ludźmi o własną wybitność18.

W tym sam ym odcinku znajdujem y inną, nie mniej w ażną m yśl, dotyczącą roli D ziennika i jego czytelników w k onstruow aniu autorow i... talentu:

Powinienem potraktować ten dziennik jako narzędzie mego stawania się wobec was - dążyć do lego abyście w pewien sposób mnie ujęli - w sposób, który umożliwił mi (niech się pojawi słowo niebezpieczne) talent. Ten dziennik niech będzie bardziej nowoczesny i bardziej świadomy i niechaj będzie przepojony ideą, że talent mój może powstać tylko w związku z wami, to jest iż wy jedynie możecie podniecić mnie do talentu - więcej - stworzyć go we mnie1’.

Talentem zatem m iałaby być um iejętność zm uszenia innych d o przyznania autorowi talentu?

W Rozm owach odnajdujem y też znam ienne w yznanie: „ D ziennik kup u je się dlatego, że a u to r sławny. A ja dziennik pisałem żeby stać się sławny. Oto całe qui pro quo”20. I jeszcze jeden cytat, też z R ozm ów , k tó ry o dkryw a głębsze pokłady owej bezpośredniości w ypowiedzi w D zienniku:

Szczerość...

Niczego nie lękam się bardziej, jako pisarz. Naiwna, prostolinijna szczerość w literaturze jest do niczego. I oto znów jedna z dynamicznych antynomii sztuki: im bardziej jest się sztucznym, tym bardziej można być szczerym, sztuczność pozwala artyście na zbliżenie się do prawd wstydliwych. A co do Dziennika... Czy widział pan kiedykolwiek dziennik „szczery”?

Dziennik „szczery” to właśnie dziennik skłamany, ponieważ szczerość nie jest z tego świata.

I przecież szczerość to nudziarstwo. T o nieefektowne!

Więc co? Dziennik musiał być jednak szczery, a jednak nie m ógł być szczery. Jak wybrnąć? Słowo, to luźne słowo mówiącego, ma jedną pocieszającą właściwość; jest bliskie szczerości, ale nie w tym, co wyznaje, a w tym, czego chce, d o czego dąży. Więc trzeba było odebrać

Dziennikowi charakter zwierzeń, on musiał mnie ukazać „w akcji” , w mojej intencji narzucenia

się ludziom w ten sposób, a nie w inny, w moim kształtowaniu się na oczach ludzi. „Takim chcę być dla was” , a nie „taki jestem” 21.

Powyższe wypowiedzi odkryw ają jeden z najistotniejszych aspektów G om - browiczowskiej dialektyki sztuczności i szczerości pisarza, zgodnie zresztą z całą jego filozofią dążenia do autentyczności. P am iętam y, że polega ona, według a u to ra Ferdydurke, n a perm anentnej sam ośw iadom ości w łasnej sztuczności i n a jej ciągłym ujaw nianiu, n a ujaw nianiu też własnych kom plek­

“ T e n ż e , Dziennik 1953-1956, s. 57. 19 Tamże, s. 57.

“ W. G o m b r o w i c z , Dziennik 1967-1969, s. 106. 21 Tamże, s. 111.

(9)

118 Zbigniew Fiszbak

sów, zaham ow ań, m anii itp., na ciągłym „odkłam yw aniu” siebie. Toteż G om brow icz, będąc w ierny swoim zasadom , nie kryje, że p o żąd a wielkości, m ów i o tym otw arcie, choć swego czasu w yglądało to na prow okację. Z dru­ giej strony jednak, trzeba mieć świadomość, że m im o tych deklaracji szczerości, n a rra to r D zienników prow adzi cały czas w yrafinow aną grę z czytelnikiem i że w tej grze, w której celem jest „zm itologizow anie” siebie w jego oczach, ow a szczerość jest w k ońcu jednym z pociągnięć au to ra. W szakże z Gom- browiczow skiej filozofii form y w ynika, że w szelka w artość tw orzy się między ludźm i. Czyż nie m o żn a narzucić innym p rzekonania o własnej wielkości, p ow tarzając ciągle (pam iętam y, co na ten tem at pisze się w Ferdydurke), że się wielkim jest? - zdaje się pytać G om brow icz. A le nie byłby pełen o b raz przedstaw ionych tu zagadnień, bez uśw iadom ienia sobie, że te wcale liczne fragm enty D ziennika podm inow ane są iro n ią i au to iro n ią, k tó ra całą psychom achię, ja k ą upraw ia autor, bierze w subtelny nawias. O w a auto-ironia daje się odczytać chociażby w stylu tych wypowiedzi. Porów najm y:

Och, och, och, Goldmann, głośny profesor Sorbony en vogue powiedział, że jestem wielki, och, och, och, Peter, historyk, także marksista „otwarty” wyznał, że jestem dla niego obok Faulknera, czy też zaraz po Faulknerze, najznakomitszy22.

D la zobrazow ania taktyki G om brow icza przyjrzyjm y się, ja k była ona realizow ana w praktyce. Już w połow ie lat pięćdziesiątych G om brow icz sta ra się narzucić siebie czytelnikom w roli tw órcy w ybitnego i... sławnego. Jeśli idzie o to drugie, było to jaw n ą prow okacją. O to fragm ent z Dzienników z ro k u 1955:

A jednak wybiłem się... To już coś jakby sława [...]. Zdawać by się mogło, Gombrowiczu, że odniosłeś coś jakby tryumf i możesz teraz upajać się widokiem skonfundowanych oblicz [...] Wczoraj spotkałem panią X., o której uszy obiły się moje rozliczne triumfy23.

W rzeczywistości sława, o której m ów i n a rra to r D ziennika, ograniczała się w ówczas raczej do „poruszenia” (opinie były zresztą różne) i to tylko w św iatku polskim (Paryż), a w A rgentynie, ja k w iadom o, nie zwrócono n a G om brow icza większej uwagi. 1955 r. ta au to o p in ia m iała w sobie dużo przesady. Spraw a wygląda jed n a k inaczej, gdy spojrzy się n a przytoczony fragment od strony strategii Gombrowicza. G om browicz - n arrato r Dzienników stw arza pew ną (nie pozbaw ioną, co p raw da, całkow icie p odstaw ) iluzję własnej sytuacji - bycie sławnym . W rzeczywistości kom unikuje czytelnikom określony fak t psychologiczny. N a rra to r twierdzi, że staje się sławny, właściwie jed n a k m ów i - chcę być sławny. Chcę, abyście m nie takim widzieli, czuli, bym takim był dla was. W tym samym tom ie Dzienników

22 W. G o m b r o w i c z , Dziennik 1961-1966, s. 259. 23 T e n ż e , Dziennik 1953-1956, s. 237.

(10)

Gombrowicz wobec „wielkości” 119

Gombrowicz pisał: „In n e dzienniki pow inny się m ieć d o niniejszego ja k słowa «jestem taki» do słów «chcę być tak i» ” 24. „ J a ” w D zienniku jest wszakże św iadom ie odgryw aną rolą.

W późniejszych la ta c h , gdy m ięd zy n aro d o w a pozycja G o m b ro w icza zaczęła się ugruntow yw ać, pojaw iają się w przyw oływ anych zapiskach liczne passusy, k tó re obw ieszczają ju ż rzeczyw iste zw ycięstwo. A le też co raz częściej G om brow icz zaczyna dekonspirow ać sw oją tak ty k ę w yw yższania się. W długim fragm encie z ro k u 1959 zdecydow ał się n a zn am ien n ą uwagę. Na przykładzie T o m asza M a n n a (którego wielkość, ja k w yznał, była m u najbliższa) analizował, ja k bardzo podejrzanym , zm istyfikowanym i kłam liwym zjawiskiem je st w ielkość, ja k b ard zo często stan o w i sk u tek św iadom ej reżyserii. G om brow icz odw ażył się odsłonić kulisy tej reżyserii.

Wybitność, a naw et wielkość, je st jed n ak d o pewnego stopnia kw estią techniki - i dziś inteligentny pisarz drugiej klasy wie ju ż wcale nieźle, co i ja k w sobie zreform ow ać, żeby przedostać się d o klasy pierwszej. [...] podrab ian y geniusz w chodzi w krew , staje się ciałem 25.

W tym sam ym passusie ustosunkow uje się też do sw ojego wcześniejszego samochwalstwa i ocenia te zabiegi w D zienniku ja k o porażkę. D eprecjonuje też samo zjawisko wielkości. „W ielki” jest po prostu nieautentyczny - człowiek nie jest w stanie urzeczywistnić siebie w tym wyższym w ym iarze; „w ielkość” jest niedostatecznością o tyle, o ile będąc zjawiskiem społecznym i kulturow ym , tak ja k cała k u ltu ra, poniża osobę. W om aw ianym fragm encie p a d a też propozycja przerzucenia p u n k tu ciężkości z prow okacyjnego w erbalizm u na płaszczyznę stylu (w prow adzenie d o D ziennika drugiego głosu).

On nie wie! Tak dalece deprawujący okazał się ciężar tego ,j a ” wzrastającego - i to ,j a ” rosnące zakłóca mu coraz bardziej stosunek d o świata. Oprócz choroby fizycznej, o której wspomina aby usprawiedliwić, że mało napisał, istnieje ta druga niemoc, chyba bardziej dolegliwa: on na dobrą sprawę nie wie co począć z tym Gombrowiczem, który od pewnego czasu jawi mu się w cudzoziemskich gazetach już międzynarodowy, europejski, już (prawie) światowy26.

IV

G om brow iczowski „m onolog” o wielkości, rozbrzmiewający n a przestrzeni lat osadzony je st w życiowej i artystycznej filozofii p isarza. Jednym i z ważniejszych kategorii w myśli a u to ra Ferdydurke były opozycje: Niższość - Wyższość, N iedojrzałość - D ojrzałość. W kontekście tych antynom ii dążenie d o sławy i w ybitności daje się też interpretow ać ja k o przebijanie się ze sfery Niższości, N iedojrzałości (a więc bezform ia) w D ojrzałość. Ale przecież D ojrzałość to, w edług G om brow icza, zarazem synonim skostnienia,

24 Tamże, s. 58.

25 W. G o m b r o w i c z , Dziennik 1961-1966, s. 75-76. 26 T e n ż e , Dziennik 1957-1961, s. 151.

(11)

120 Zbigniew Fiszbak

zastygnięcia w form ie, a przed tym przecież zawsze swoich czytelników przestrzegał. T ę grozę dostrzegł pisarz w swojej sytuacji p o d koniec życia. W Rozm owach... odnajdujem y takie w yznanie (chodzi o p o w ró t do Europy):

Wysiadłem na Gare de Lyon i ja, anonimowy Gombrowicz argentyński, wcieliłem się bez trudu w Gombrowicza-pisarza, który tu po cichu dojrzewał już od dość dawna i czekał na mnie [...] N ie wiedziałem dotąd dokładnie dlaczego rozstanie z Argentyną było takie rozdzierające. Teraz zacząłem rozumieć. Europa, dla mnie, to była śmierć. Ten powrót mi mówił: już się stałeś. Jesteś skończony27.

R ola pisarza sławnego i w ybitnego, którą, od pew nego czasu zmuszony był ju ż grać, ow a w ym arzona w A rgentynie wielkość, ja w ią m u się teraz ja k o m aski przesłaniające jego sam ego. Pryw atny G om brow icz stał się sługą

G om brow icza oficjalnego. Pod koniec Rozm ów... czytamy:

Przemyśliwałem nad rozmaitymi podstępami by wydostać się spod tej tyranii [...] Odrzucić precz Gombrowicza, skompromitować go, zniszczyć, tak, to byłoby ożywiające... ale najtrudniej walczyć z własną skorupą2*.

Ja k w iadom o, w literaturze b u n t ten nie nastąpił. Czy G om brow icz porzucił tę myśl, czy m oże śmierć m u w tym przeszkodziła?29

Z b ig n ie w F iszb a k

GOM BROW ICZ AN D TH E “GREATNESS”

( S u m m a r y )

The article deals with Witold Gombrowicz’s autocreational efforts to bring the readers and critics to believe in his own uniqueness, greatness and genius. In Gombrowicz’s opinion literature, having its roots in pure artistic contemplation, is also a fight o f writer to establish his position among others. Author o f Diary takes it as a rule to “ self-miloJogize” in his receivers minds and according to this rule he ostentatiously makes a great writer o f himself. When his writing at Iasi achievers true recognition and acclaim, he tries in turn to depreciate his strategy.

27 T e n ż e , Dziennik 1967-1969, s. 138.

28 Tamże, s. 150. Myślenie Gombrowicza nastawione jest na opór wobec każdego AUTO­ R Y TE T U narzucającego jednostce poczucie ograniczenia. Tak należy też niewątpliwie rozumieć sens słynnej sceny z Ferdydurke, kiedy to podczas lekcji języka polskiego Gałkiewicz przekornie nie daje sobie narzucić autorytarnego stwierdzenia Bladaczki, iż „Słowacki wielkim poetą był”

29 Wiele szczegółów w kwestii prezentowanej w szkicu strategii Gombrowicza odnaleźć też m ożna we wskazanych w przyp. 13 i 16 łomach korespondencji pisarza. Patrz też: Gombrowicz.

W alka o sławę. Część druga (korespondencja z Konstantym Jełeńskim, François Bondym, Dominikiem de R oux), układ, przedm. i przyp. J. Jarzębski, Kraków 1998. Wiele cennycb

informacji zawierają też książki R. G o m b r o w i c z : Gombrowicz w Argentynie. Świadectwa

i dokumenty 1939—1963, Wrocław 1991; Gombrowicz w Europie. Świadectwa i dokumenty 1963-1969, Kraków 1993. W spomnieć też należy o książce A . K o w a l s k i e j , Conrad i Gombrowicz w walce o swoją wybitność, Warszawa 1996, poświęconej, w części dotyczącej

Cytaty

Powiązane dokumenty

Program został przygotowany we współpracy z dietetykami, pedagogami i objęty patronatem Ministerstwa Zdrowia, Ministerstwa Edukacji Narodowej, Instytutu Żywności i

Matematyka wtedy w szkole to był dla mnie przedmiot, który bardzo lubiłam, i rzeczywiście bardzo dobrze się w nim czułam.. Poza tym to była podstawa mojego

Conclusions: The applicable requirements contained in the provisions of commonly applicable law and industry guidelines regarding fire access roads and fire department connections

rodne formy kultury lokalnej, a kraje Trzeciego Świata stają się obiektem nowej formy imperializmu - ekspansji środków masowego przekazu (Giddens

Preewangelizacja jest etapem wstępnym bardzo złożonego i zazwyczaj długotrwałego procesu, którego ostatecznym celem jest świadome przyjęcie kerygmatu zbawczego,

Witold Dąbrowski gra żydowskiego magika, który kochał kobiety, potrafił otworzyć każdy zamek, chodził po linie i zabawiał się w karczmach do rana.. Dopiero pod koniec

Rośliny typu C4 posiadają specjalny mechanizm, w którym podnoszą stężenie dwutlenku węgla w komórkach liścia.. Cechuje je wyższa produktywność przy niskim stężeniu CO2

Oferowanie produktów światowej klasy (sala wschodnia) Jak nadążyć za rozwojem technologicznym (sala zachodnia) 12:00 – 13:30 Przerwa obiadowa. 13:30 – 15:00 Reorganizacja w