• Nie Znaleziono Wyników

Więcej niewiadomych wytrzymać w dziejach myślenia : dialogi Junga i Heideggera z Nietzschem

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Więcej niewiadomych wytrzymać w dziejach myślenia : dialogi Junga i Heideggera z Nietzschem"

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)

Maria Kostyszak

Więcej niewiadomych wytrzymać w

dziejach myślenia : dialogi Junga i

Heideggera z Nietzschem

Acta Universitatis Lodziensis. Folia Philosophica nr 19/20, 93-112

(2)

A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z I E N S I S

F O L I A P H I L O S O P H I C A 1 9 / 2 0 , 2 0 0 7

M a r ia K o s ty s z a k *

W IĘCEJ N IE W IA D O M Y C H W YTR ZYM A Ć W D ZIEJA C H M Y ŚLEN IA D IA L O G I JU NG A I H EIDEG G ER A Z N IE TZ SC H E M 1

Gdyby przystać na poetycką hipotezę, że źródłam i języka, potrzebnego do rozum ienia dziejów, są miłość, śmierć, radość i ból2, to m ożna pojąć dlaczego w latach trzydziestych w Europie tak intensyw nie poszukiw ano w tekstach Nietzschego ratunku. Leku na utratę m ow y3, utratę w yobraźni, na paraliż sił tw órczych w istnieniu.

W historii nadciąga to, co przez Nietzschego przeczute i pom yślane, ale ociąganie w kulturze nie sprzyja przygotowaniu. Idee i pojęcia nie nadążają za lawinowo narastającą złożonością spraw. N iem al rów nocześnie, w odm iennych okolicznościach, Jung rozpoczyna w Klubie Psychologicznym pięcioletnie omawianie Tako rzecze Zaratustra, H eidegger przez ponad dziesięć lat prow adzi w cyklach, z przerwam i, w ykłady o tym i innych dziełach N ietzschego. Obaj analitycy poszukują przyczyn narastającego zamętu, choć znacznie różnią się ujęciem jeg o rozw idleń i propozycjam i terapii.

Zm ienna praw ość i skrajność narracji N ietzschego skłania do uw ażnego przestudiowania rozm iarów i granic jego twórczej walki o restaurow anie człowieczeństwa. Jung je st m yślicielem i lekarzem. K iedy zaczyna się

semina-U niw ersytet W rocławski.

1 A rtykuł ten je st częścią przygotow yw anej m onografii na tem at m ożliw ości chronienia sło­ wem w dyskursach B. Spinozy, F. N ietzschego, M. Heideggera, E. Levinasa i J. Derridy. W iele naszkicowanych tu zaledw ie wątków znajduje tam pełniejsze rozw inięcie i uzasadnienie.

2 „Śm ierć chow a się w zagadkowość. Tajem nica bólu pozostaje nieodkryta. M iłości się nie nauczono” [CPP, s. 174]. „M am y je s t czas, gdyż brakuje mu nieskrytości istoty bólu, miłości i śmierci. [ ...] niedosiężny je s t ów obszar istoty, gdzie ból, m iłość i śm ierć przynależą nawzajem do siebie. Skrytość je st o tyle w łaśnie, o ile obszar w spółprzynależności stanowi otchłań bycia” [CPP, s. 175]. H eidegger w Cóż p o poecie? rozwija ten obszar przynależności dzięki poetyckim wskazaniom H ölderlina i Rilkego. U zupełniam tę triadę radością (lekkością, niew innością, je d n ą z żywszych postaci wdzięczności i wdzięku), charakterystyczną dla zadania m yślenia, tak ja k je widzi Nietzsche.

3 „Jesteśm y znakiem nieodczytanym . Niemal utraciliśm y mowę na obczyźnie” . Do tej linijki z wiersza H ölderlina naw iązują rozw ażania H eideggera w Co zw ie się m yśleniem ? [CZM , s. 16] (tłum aczenie zm odyfikow ane).

(3)

rium, N ietzsche nie żyje ju ż od trzydziestu czterech lat, ale Jung wie, że tak jak na niego, tak na wielu czytelników „sam N ietzsche”, którego każda lektura w jakiś sposób aktualizuje, i jeg o tekst, poddaw any przeróżnym interpretacjom, w ciąż bardzo m ocno działają. Żeby zatem m ogły oddziałać katarktycznie, a nie w zm acniając barbarzyńskie - w sensie psychicznym i kulturow ym - oraz m ałoduszne - w sensie filozoficznym - cechy sw oich czytelników , Jung poddaje rozw ażaniom Tako rzecze Zaratustra, krok po kroku analizując wszechstronnie i w ielokierunkow o najgłów niejsze wątki. Grono aktyw nych uczestników w ystaw ia tekst pod obstrzał różnorakich perspektyw . Jung jest przewodnikiem w tej analizie, aie zastrzega sobie także status poszukującego, kogoś, kto nie rezygnuje z próby dośw iadczenia siebie, próby, jakiej tekst N ietzschego nie­ uchronnie czytelnika poddaje.

Heidegger ju ż od kilku lat prowadzi zwiad w stronę systemu zasieków, jakimi tradycja metafizyczna odgradza się na bezpieczny, ale coraz bardziej jałowy dystans od źródeł istnienia. Po postulacie rozbiórki pojęć ontologii zachodniej daje się unieść parciu przytomności planetarnej i, w poczuciu odpowiedzialności za planetę, wchodzi w polityczną jaskinię narodowego socjalizmu, zamiast zostać w pradawności, czyli wykonywać stróżowanie przy źródłach myślenia. Czytanie H ölderlina i Nietzschego to ju ż bolesny proces wycofywania się z jaskini, ale - o, wzniosły Platonie - nie ku słonecznym wyżynom, lecz w niejasne podłoże bezgruntu, z którego najpierw trzeba długo milczeć, by logika paleonimii nie zagarnęła sensów, które milczenie m ogłoby wyzwolić.

O dziejach m yślenia, dążącego do w yzw olenia porządkow anych starymi znakam i sensów, m ożna się dużo dowiedzieć, a zarazem więcej niewiadomych, jak ie się tu ujaw niają, w ytrzym ać, kiedy posłucha się niem al jednocześnie tych dw óch wysoko, lecz różnie nastrojonych dialogów: Junga z Nietzschem i H eideggera z Nietzschem .

W szkicu zarysow anym tutaj niem ożliwe je st w yczerpujące poruszenie roz­ ległości spraw, jakim i obaj analitycy się zajm ują. N a pew no zasługuje ona - owa rozległość - na tego rodzaju eksperym entalną monografię, że zam iast dążyć do hierarchizującej systematyzacji, spróbuje się - charakterystyczną dla N ietzsche­ go procedurą - dram atycznego w ażenia i w ym ierzania po kolei tego, co pod pozorem przypadku, jaw i się w „życiu”4 i jeg o odszyfrow yw aniu jak o nieubła­ gana, choć odczuw ana ju ż niekiedy jak o niepotrzebna5, konieczność. Rytmika

4 U N ietzschego „życie” stanow i kryterium rozróżniania i stanow ienia: bytu i niebytu, prawdy i faiszu, dobra i zła. Sens bezpośredni „życia” w ydaje się tu także brany pod uwagę.

5 Tadeusz Różew icz mówi: „uw ażam , że wszystkie m oje w iersze s ą niepotrzebne. N ie stwa­ rza ich konieczność” [Skrendo], N iepotrzebność w ierszy nie je st racją w ystarczającą do zaprzesta­ nia twórczości. W „W ieczornej rozm ow ie w rosyjskim obozie jenieckim m iędzy młodszym a starszym ” w atm osferze grozy w ojny i spustoszenia kultury europejskiej, H eidegger pozwala rozm ów com docenić rolę niepotrzebnych, nieużytecznych zajęć, a nie tylko działań bezpośrednio nakierow anych na zapobieganie katastrofie [por. RPD, s. 225].

(4)

W ięc ej n ie w ia d o m y c h w y trzy m a ć w d z iejac h m y śle n ia. D ialo g i.. 95 błagalnego tańca w okół konieczności to źródło bogów olim pijskich, przedm o- ralnych środków kojących. Taniec myśli i fraz w poszczególnych księgach Tako

rzecze Zaratustra służy przyw racaniu człow ieka w ielkości i dumie. Zdrobnienie

przytłaczające jednostki i narody dom aga się, zdaniem N ietzschego, działania radykalnego. Filozofow anie m łotem pam ięta jed n ak o tym, że „m yśli, które rządzą św iatem przychodzą na nóżkach gołębich” , dlatego potrzebny je st taniec fraz, gesty przem ieniania słów i słowami, najdrobniejsze skinienia ku innym m ożliwościom spełniania człow ieczeństw a, by oczyszczenie w iedzą mogło nastąpić. Jung poddaje się tem u tańcow i, H eidegger m u się opiera. W gronie lekarzy i psychologów autor A rchetypów i sym boli starannie w ydobyw a z Tako

rzecze Zaratustra m om enty gruntownej i konsekw entnej perspektyw y psycholo­

gicznej. N iełatw o oddać sprawiedliwość wszystkim niuansom zdrow ych i pato­ gennych aspektów kultury, którą opisuje, chcąc leczyć, N ietzsche, sam tym aspektom w sposób szczególny - jako autor i jako człow iek - podlegając. Dlatego sem inarium Junga trwa długo, tekst je st studiow any wszechstronnie, konkluzje ostrożne i m ediow ane stylem, który sam buduje się w trakcie poszu­ kiwania.

H eidegger w ojennym tańcom słów N ietzschego się opiera, potw ierdzając w pew nym sensie późniejsze oskarżenia Levinasa, że ontologia, czyli wgryzanie się rozum ieniem w to, ja k jest, a nie ja k należy żyć, jest, w edług niego, dla myślenia filozoficznego najważniejsze.

Sokrates odmawia napisania pięknej mowy, dopóki nie będzie wiedział, czym jest piękno, H eidegger odmawia odpowiedzi na temat tego, ja k istnieć, odmawia istnienia, skoro myśleniu to, co najważniejsze, się wymyka. Skoro w odmowie prawdy przyszło nam istnieć. Oprócz publicznie w ygłaszanych studentom wykładów na temat Nietzschego, Hölderlina, Leibniza, pisze - na razie nie dla publiczności — Przyczynki do filozofii. Z wydarzania, gdzie obmyśla powiadanie milczące. N a 993 stronach rękopisu szuka sposobu powiadania, który „ziści najwyższe myślowe zamilknięcie” [PFW, s. 20]6. Próba poszukiwaw cza w drodze do prawdy przybiera postać sygetyki [PFW, s. 80]. To m etafizyczne pojęcie - prawda, podobnie ja k w iele innych - jeszcze tu gości, ale ju ż chęć chronienia siły słów elementarnych każe autorowi ostrzegać, że naw et one: słowa „prawda”, „Bóg”, „świat”, m ogą się stać tylko łupinami werbalnymi. M ogą skutecznie pozbawiać nas kontaktu z tym, co bywa i jest źródłem tych słów.

Zadanie m yślenia filozoficznego bow iem rozum iane je st przez Heideggera dość konsekw entnie, choć za każdym razem inaczej eksplikow ane, jako dążenie do źródeł, ich odzyskiwanie, utrzym ywanie z nimi więzi.

Źródła natom iast płyną. Ta żyw iołowość „podstaw ” naszego istnienia zosta­ ła w linii m yślenia, ja k ą reprezentują Nietzsche - H eidegger - D errida, w ielora­ ko uobecniona i - w imię żyw iołow ości - zdekonstruow ana. Jeśli na początku

(5)

tego szkicu źródia zostały nazwane: miłość i śmierć, radość i ból, to nie bez świadom ości, że ow e nazw y także dawno ju ż poodryw aly się od tego, co usiłow ano nim i niegdyś i dziś nazywać. W prow adzam y je m im o tej niedogodno­ ści, m ając na w zględzie także to, co nimi „do nazw ania”7 oraz w przeczuciu intensyw ności ich potencjału ekstatycznego w ysadzania każdego stabilnego, zw łaszcza rozum nego, porządku, czyli też budzenia uzasadnionego w kulturze oporu. N azw anie źródeł w ybranym i tu im ionam i - miłość, śm ierć, radość i ból - nie dąży do w ykluczenia innych. N ie forsuje się tu tezy, że to jed y n e możliwe źródła, choć ich ranga w udostępnianiu nam myślenia, które nie odbiera języka, zdaje się być w yjątkow a. Tajem niczości pochodzenia języka, jeg o kształtowania się w odpow iedzi na złożoność doświadczeń, nie potrafią w yjaśnić najbardziej drobiazgow e studia naukowe: antropologiczne, etnograficzne, językoznawcze czy inne. W nam yśle filozoficznym dochodzi jeszcze zastanow ienie, które z języków w iążą nas - i w jak i sposób - ze źródłam i istnienia, a które szerzą zgubny rodzaj nihilizm u i pow szechną utratę odradzającej m ocy mowy. Zamiast rozumu, uczenie się ze źródeł, próby ich stłum ienia lub bezw zględnego podpo­ rządkow ania alienują człow ieka indyw idualnie i społecznie. W e fragmencie nr 105 Przyczynków, zatytułow anym Hölderlin - K ierkegaard - Nietzsche, mowa je st o tym typie cierpienia:

N ikt n ie byłby dzisiaj tak zuchw ały, by zrzucać na karb czystego przypadku fakt, że ci trzej, z których każdy na swój sposób dogłębnie przecierpiał w ykorzenienie, o ja k ie zostały przy­ praw ione zachodnie dzieje, a zarazem najintym niej przeczuł swoich Bogów, m usieli przed­ w cześnie opuścić swój świat.

C óż takiego się szykuje?

Co tkwi w tym , że najw cześniejszy spośród tych trzech, H ölderlin, stał się zarazem najdalej

sięgającym w p r zó d p o ezją w epoce, gdy m yślenie raz jeszcze dążyło do absolutnej wiedzy

o całych w cześniejszych dziejach? [por. Überlegungen IV, s. 115 i n.]

Jakie skryte dzieje sław etnego XIX stulecia tutaj działały? Jakie praw o ruchu Przyszłych się tu szykuje?

C zy nie m usim y przestaw ić naszego m yślenia w zupełnie inne obszary, m iary i sposoby by­ cia, aby objęły nas je sz c z e nadciągające tu konieczności? A m oże dzieje te pozostaną dla nas niedostępne ja k o grunt jaw nobycia nie dlatego, że są przeszłe, lecz dlatego, że s ą d la nas jeszcze nazbyt przyszłe?” [PFW , s. 193-194]

H eidegger dostrzega w pisaniu Nietzschego ten w ysiłek przestaw iania my­ ślenia, często ju ż u niego rozum ianego jako dziękczynienie, w now e obszary, ale zarazem blokujące te w ysiłki akcenty aktywizm u, m etafizycznego hierarchizo- wania, żądzy panow ania także nad życiem. Za mało w tekście N ietzschego tak

7 W Rozm ow ie na p o ln e j drodze o myśleniu mówi H eidegger o nazw obraniu, w którym spo­ tykają się - niekiedy - nazwa, to, co nazwane, oraz to, co do nazw ania. Przekład J. Mizery przyzyw a szerszy fragm ent następująco: „Być m oże nazw y te n ie b io rą się z nazywania. Zaw dzięczają się nazw aniu, w którym wydarza się zarazem coś nazyw alnego, nazw a i coś nazw anego” [R PD , s. 121].

(6)

W ięc ej n ie w ia d o m y c h w y trzy m ać w d ziejac h m y śle n ia. D ialo g i. 97

potrzebnych - dla zaanagażow ania w ruch przezw yciężania nihilizm u i m etafi­ zyki - pytających tendencji tekstualnych: zwlekania, odsuw ania rozstrzygnięć jednostronnych, niepew ności i wahania.

Główne m otyw y wykładów Heideggera stały się ju ż częścią kanonu interpre­ tacji pism czciciela Dionizosa. W konkluzjach odbierana jako niesprawiedliwa, choć uzasadniona przesłankami perspektywy myślenia samego interpretującego, wciąż może gruntownie naświetlać rodzenie się myśli Nietzschego w odpowiedzi na odczuwane przez niego zagrożenia indywidualnej kultury bycia i sytuacji kultury europejskiej. W tym szkicu akcent położony jest na nurt wyzwalania znaczeń z logiki paleonimii oraz próbę wytrzymania niew iadom ych w całym tym złożonym i nie w pełni przejrzystym procesie. Nietzschego praktykowanie namysłu w obliczu sacrum, inteligencji ciała i wtapiającego w nie swe oczy łańcucha przodków i potomków, staje się dla Heideggera, oprócz „oskarżeń” 0 kontynuację metafizyki, w ażną lekcją przesuwania m yślenia w now e obszary 1 nowe miary. Jednak przebywanie w tych now ych rejonach okazuje się zbyt trudne, prowadzi do szaleństwa8, staje się bezsilne w skali społecznej. Heidegger wybiera drogę spokojniejszą bardziej w ątpliw ą w ystawioną na ostre zarzuty i nieporozumienia, ale za to obiecującą nie nagłe, lecz pow olne i systematyczne przeobrażanie stosunku mówiących do mówienia. Z tym w iążą się przemiany: słuchania i słyszenia, rozumienia roli słów i nazywania jak o w ołania rzeczy, wykopywania studzien w mówieniu. Przy mocnym założeniu, że od tego, ja k postępujemy z językiem , zależy nasze istnienie - źródłowe lub w yjałowione — badania nad językow ym i formami izolowania się od źródeł dziejów lub wiązania się nimi, w ydają się niekiedy przesłaniać inne, ważkie, zagadnienia. Budziło to niejednokrotnie podejrzenia, że sprawa języka u późnego H eideggera stała się priorytetowa. Chodzi jednak o istnienie, o jego jakość. „Nadciągające konieczno­ ści”, o których m ów i H eidegger w Przyczynkach do filozofii, to sygnał niem ożli­ wości pozostawania w w ypracowanych przez tradycję formach wychodzenia naprzeciw zdarzeniom, bez w ywalczenia z bezm iaru sprzecznych impulsów form bardziej odpow iadających nadciągającym koniecznościom. Jung w idzi tę niem oż­ liwość jak o zdradę pierwotnego fenom enu duchowości, z czego w ynikają choroby psychiczne i niedojrzałość jednostek w niedojrzale funkcjonującej kulturze. Poszukiwanie człowieka „naturalnego” w sobie samym na Zachodzie, korzystanie z doświadczeń i w skazów ek płynących ze W schodu, leczenie duszy wszelkimi możliwymi sposobami - snem, mitem, b a jk ą w ied zą trzeźw ym spojrzeniem naukowym, zam iast inflacji idealizmu i moralizmu — widzi Jung jak o rozległe zadanie, które należy ziszczać bezzwłocznie. Pisarstwo N ietzschego daje m ożli­ wość przyjrzenia się żyznym obszarom i płodnym gestom w tej dziedzinie - leczenia związku duszy z ciałem, dobra ze złem, praw dy z fałszem —jak o punktu wyjścia terapii całej kultury.

8 ,N ie tzsc h e hat m ich kaputt g e m a c ltľ, zw ierzył się H eidegger p o paru latach solidnych nad

(7)

O D Z Y S K IW A N IE „ N A T U R A L N O Ś C I”

Sem inarium na tem at Tako rzecze Zaratustra m oże stanow ić, dzięki okre­ ślonej eksplikacji, wskazówkę, jakiem u odczytow i poddaw ać oddziaływanie języka w jeg o użytku filozoficznym. Obok funkcji opisyw ania czy komuniko­ w ania, m oże on sprawiać skutki i kształtować to z ukrytych rejestrów człowie­ czeństwa, czego w yzw oleniu przeszkadza język utarty, tak zw any „naturalny”, z nadw yżką uprzedm iotow ienia i jednoznacznych asercji. W yzw alanie zawar­ tych w języ k u potencji zachodzi wtedy z korzyścią dla okolicy m yślenia i, chociaż to term inologia H eideggera, którą będziem y tu uzupełniać akcentowanie wym iaru psychologicznego, o tę przestrzenność duszy Jungow i i przestrzenność m yślenia H eideggerow i chodzi. Jung uważa, że zadaniem człow ieka Zachodu je st ponow ne odkrycie, pow rót do siebie „naturalnego” . Filozoficzny język N ietzschego byw a bardziej zaawansowany: on ju ż wie, że natura je s t w takim sam ym stopniu konstrukcją, ja k kultura. Jednak w iedza tego rodzaju, choć mogłaby być absolutnie praw dziw a w św iecie osobnym 9, jak im je s t świat idealny, nie spraw dza się jako praw dziw a w św iecie zm ieszanym , w jakim żyjemy. Jung zatem , w ypow iadając się często tak apodyktycznie, że je s t to nie do przyjęcia w obecnej fazie rozw oju języka filozofii Z achodu10, m ów i zarazem rzeczy tak doniosłe, że strategia kroku wstecz, którą H eidegger zalecał stosować w nieco odm iennym kontekście, je st tutaj także pilnie wskazana. Doniosłe, poniew aż terapeutyczne dla „samego N ietzschego” i jeg o tekstu. Doniosłe, poniew aż nieizolujące priorytetów - czy to czysto teoretycznych, czy psycholo­ gicznych - lecz przy zachow aniu uciążliw ego bogactw a oddziałujących sil zm ierzające do integracji. K rok wstecz, w tym w ypadku, polega na zaakcepto­ w aniu przybliżonego sensu „naturalności” , choć w łaśnie zaaw ansow anie języka współczesnej filozofii uniem ożliw ia ścisłe stosow anie tego wieloznacznego terminu. Przybliżony sens sugeruje, na przykład, że zakładanie substancjalnej odm ienności duszy i ciała, choć dość pow szechnie akceptowane, je st „nienatu­ ralne” . Jung zarzuca N ietzschem u podzielanie błędu XDC w., czyli utożsamiania duszy z um ysłem oraz niski stopień krytycyzm u psychologicznego, z drugiej strony podziela w iele z przekonań autora Zaratustry. Solidaryzuje się zwłaszcza z tym i, które dow artościow ują chtoniczną sferę - tu ję z y k Junga dokonuje ciekawej translacji term inu zwykle umieszczanego w kontekstach abstrakcyj­ nych wyjaśnień. „Chtoniczne” znaczy „ziem skie”, „zw iązane z ziem ią” . Jung „przekładając” , w yjaśnia: „że łóżko za twarde, że pokój za duszny” - te jakości chtoniczne w p ły w a ją n a psyche [NZS, s. 35].

9 Tak o Sanatorium p o d K lepsydrą B runona Schulza pow iedział jeden z krytyków.

10 N a przykład: „R óżnicow anie się mowy, języka — w tym procesie w coraz w iększym stop­ niu przeoczano pierw otny fenom en duchow ości” lub „słowo zostaje, kiedy duch m inął [odszedł]”· Apodyktyczność tych zdań m a pewien sens operacyjny i należy go w tej funkcji rozpoznawać.

(8)

W ięce j n ie w ia d o m y c h w y trz y m a ć w d zieja c h m y śle n ia. D ialo g i. 99 Zdemaskowanie ideału ascetycznego leżącego u podłoża dotychczasowego systemu wartości każe Nielzschemu rozwijać programowo strategię retoryczną zapobiegania dualizmowi psychofizycznemu. „Nadczłowiek je st treścią ziemi” [Z(b), s. 10], „ciało jest wielkim rozumem” [Z(b), s. 28], to przykładowe spośród licznych wskazań, ja k odzyskiwać „naturalność” utraconą m. in. przez idealistycz­ ne ukształtowanie w kulturze zachodniej prymatu duszy i w iary w zaświaty. Składałaby się na ow ą „naturalność” spontaniczna świadomość różnicy porządku potrzeb cielesnych i potrzeb duchowych, ale bez zakładania ich trwałego, substan­ cjalnego podłoża. Nietzschego posługiwanie się metafizycznie obciążonymi dystynkcjami: dusza - ciało, prawda - fałsz, dobro - zlo, programowo wyzbywa się metafizycznej tendencji do stabilizowania ich sensu w charakterze ostrej opozycji. Sztukę dobrego mówienia (ars bene dicendi) uprawia autor Tako rzecze

Zaratustra po to, by zaakcentować wzajemne oddziaływanie i związanie obu,

traktowanych wcześniej ja k przeciwieństwa, członów wym ienionych par. Semio- logiczne interpretacje dyskursu nietzscheańskiego [Ktinzli, s. 269-298] pozw alają wyodrębnić poziom znakowego operowania pojęciami metafizyki i odróżnić go od możliwego metafizycznego depozytu owych pojęć. N ietzsche uruchamia żywioł krytyczny wobec owego osadu, dlatego rytmika znaczeń przez niego nadawanych i dopuszczanych zaangażowana jest raczej w przezwyciężanie nihilizmu m etafizycznych dystynkcji aniżeli podtrzymywanie go.

Niegdyś spoglądała dusza w zgardliw ie na ciało; naonczas była ta wzgarda czem ś najwyż- szem; chciała m ieć dusza ciało chudem , wstrętnem , zagłodzonem . M niem ała, iż się ciału i ziemi tak oto umknie.

O, ta dusza była sam a jeszcze chuda, w strętna i zagłodzona, i okrucieństwo było rozkoszą tej duszy!

Lecz wy naw et jeszcze, bracia m oi, pow iedzcież wy mnie, co wam ciało wasze o duszy wa­ szej zw iastuje? N ie je stż e wasza dusza ubóstwem i brudem , i żałosną błogością? [Z(b), s. 10]

K onfliktow ość instynktowej w arstwy psychicznej, duchow ość i cielesność ciała, duchow ość i cielesność duszy, w iele w zajem nych relacji11, tworzących nierozpoznane i leżące odłogiem w kulturze bogactwo, próbuje w sw oim tekście nader niejednoznacznie uruchom ić Nietzsche, a Jung, w raz z uczestnikam i seminarium, prześledzić. A utor zwartej m onografii na tem at Junga stosunku do Nieztschego, Paul Bishop, odnotowuje, w śród pochw ał i wysokiej oceny ustaleń Junga, jeg o niedocenienie literackich oraz retorycznych w alorów tekstu Nietzschego12. M ożna to uzasadnić m ocnym przekonaniem Junga o randze,

11 Słowo „relacja” m ogłoby sugerować odm ienny status bytow y członów łączonych relacją. Dynamika tekstu N ietzschego rezygnuje z w ikłania się w ontologiczne rozstrzygnięcia, które •nogłyby stanow ić zakrzepnięcie procesu stawania się.

12 Por. [B ishop]: rozdział 10: J u n g 's Sem inar on N ietzsche (1934-39): P art I: G eneral A na­

lysis (s. 2 6 6 - 282) i rozdział 11 : J u n g 's Sem inar on Nietzsche (1 9 3 4 -3 9 ) P art 2:. L ater Themes o f Jungian P sychology in the Sem inar (s. 283—297).

(9)

M a ria K o sty sz ak

a zarazem niebezpieczeństw ie odkryć psychologicznych N ietzschego dla restaurow ania człow ieczeństw a w kulturze europejskiej i w obliczu naporu sytuacji historycznej, uznania rozważań odnoszących się do językow ej warstwy tekstu za drugorzędne.

M oim zdaniem , brak tego rodzaju odniesień w badaniach Junga nie przeczy tezie, że jeg o zw rot ku Tako rzecze Zaratustra stanowił przejaw poszukiwania ratunku w fonnie twórczej walki o w łaściw y język. K onflikt z Freudem i niepełna m ożliw ość w yartykułow ania jego przyczyn i w ym iarów oraz fakt, że w łaśnie tekst N ietzscheański pom ógł Jungow i w dokonaniu tej artykulacji [Bishop, s. 297] m ogą być potw ierdzeniem powyższej tezy. Piękno w postaci literackich w alorów oraz retoryczna zw inność narracji N ietzschego są tymi nieprzeoczonym i, choć nietem atyzowanym i przez Junga jakościam i jego alchem ii językow ej. R ozpatrując dalej rolę sztuki w ujęciu N ietzschego, rozwinę w ątek przem ieniania słów egzystencją i przem ieniania słow am i, tutaj należy jedynie w skazać nieom ylność - w yostrzonego na psychologiczną wiarygodność - słuchu Junga. N aw et jeśli w egzegezie trzyma się on raczej treści, przyjmując rolę lekarza i korektora rysów patologicznych autora w ielkiej księgi inicjacyj­ nej13, nie um yka jeg o uw adze, a w ręcz buduje j ą trafność także stylistycznych poszukiwań inicjacyjnych. Zdaniem Bishopa, nieco nadm ierne zaufanie do w łasnych zdolności profetycznych każe Jungow i koncentrow ać się na tych w ątkach Tako rzecze Zaratustra, które dzięki odpow iedniem u naświetleniu m ogłyby pom óc w zapobieganiu nadciągającej katastrofie Europy. Jung prze­ strzega, napom ina, szuka rady. Przeczuw a też, że będzie się w klim acie, jaki zapanow ał szczególnie w N iem czech, w ykorzystyw ać pism a N ietzschego do sankcjonow ania pow rotu do W otana boga przed-chrześcijańskiego, a taki pow rót do „naturalności” i psychologicznie, i kulturow o stanow iłby regres. Tym donioślejsza staje się kwestia odzyskiwania „naturalności” na sposób, który Jungowi w ydaje się korzystny i potrzebny człow iekowi Zachodu. Poszczególne aspekty i etapy tego procesu m ożna prześledzić w dw utomow ym , obszernym zapisie sem inarium . I choć Jung nie tem atyzuje kw estii zróżnicow ania stylów Nietzschego, ja k uczyni to później D errida [Derrida, s. 4 5 -8 1 ], w idać, że oprócz piętnow ania oratorskich wybryków Zaratustry, zdiagnozow anych jak o rozdęcie spow odow ane brakiem urzeczyw istnienia, odbiera ten w ym iar Nietzscheańskie- go pism a nader intensywnie. Futuryści uznali, że N ietzsche je st autorem przechadzającym się po kolana w zw ojach tekstów, odbierając m u tym samym w iarygodność i m ożliw ość działania; Jung, zachow ując pew n ą dozę sceptycy­ zmu w obec dzikiej ekstatyczności tekstu, docenia jeg o pozw ijaną wielokrotnie, w ieloznaczną i w ielopiętrow ą złożoność. W iedząc, że m ocarstw u psychiki nie

13 Z szacunkiem Jung oddaje sprawiedliwość egzystencjalnem u zaangażow aniu Nietzschego - nie szczędząc się, złożył ofiarę życia, by napisać księgę in icjacy jn ą jak ich ju ż w tedy, zdaniem Junga, nie pisano w Europie [por. NZS, s. 460].

(10)

W ięcej niew iadom ych wytrzym ać w dziejach m yślenia. Dialogi. 1 0 1

równa się nic na ziem i, w przem ożnej form acji stylistycznej Tako rzecze

Zaratustra, Jung dostrzega dram atyczny fa rm a ko n - lek i truciznę zarazem.

Wraz z uczestnikam i sem inarium poddaje się działaniu języka, który radośnie doświadcza m iłości, dum nie lekcew aży śm ierć - w yznaczając porę boskiej i własnej - cierpi, i nie pozw ala sobie na jerem iady. O w szem , ten języ k także skarży się, ale tylko wtedy, gdy dosięga go ból darem ny, jało w y i niedozw alają- cy całości psychofizycznej wzrostu. Ostrożniej je s t skupić się na m otywach treściowych: na uzasadnieniu w yboru postaci Zaratustry, na form ach walki 0 wolność ducha przeciw dogm atom m etafizycznym czy religijnym , ale m otyw y te, zw łaszcza u tak w yrafinow anego retora i stylisty, jak im je s t N ietzsche, nie mogą zostać oderw ane od zagadnienia m ocy czegoś w słow ach, co leczy lub truje. Zapis sem inarium stanowi nadal fascynującą lekturę, dzięki tem u, że m oc ta - czym kolw iek m iałaby ona być i ja k niełatw y, w sytuacji zdom inow ania poznania intelektem , byłby do niej dostęp - nie została zlekcew ażona. Jej obecność działa i kształtuje uczestników , a także późniejszych czytelników .

Obok problem u psychofizycznego, stanow iącego dlatego tak w ażki splot zazębiających się zagadnień, że prow adzi w prost do głównej bolączki, któ rą Nietzsche nazyw ał nihilizm em , a Jung diagnozow ał ja k o w ysuszenie źródeł istnienia, przęsłem , na jakim w spiera się analiza Junga, je s t problem dobra i zła. W trakcie pierw szych spotkań Jung naśw ietla sprawę historycznego Zaratustry, który je st perskim reform atorem religii A hury M azdy, i okoliczności, w jak ich Nietzsche dokonyw ał w yboru tej postaci historycznej dla uniesienia sensów inkrustowanych w tekst, do pew nego stopnia stający się duchow ym przew odni­ kiem dla sam ego autora i potencjalnych czytelników. Zam iast postrzegać dobro 1 zło jak o autonom iczne potęgi, Zaratustra naucza w zględności dobra i zła wobec w oli m ocy i pragnienia potęgow ania życia. „N apom knieniam i jedynie” - dobro i zło - kto chciałby wiedzy w nich szukać, błądziłby. Z drugiej strony: człowiek znaczy oceniający, bez ocen pusty byłby orzech bytu. Pojęciem „enantiodrom ii” określa Jung jedność przeciw ieństw , odw ołując się do nauki Heraklita i nazyw ając psychologiczną zasadę w zajem nego dopełniania się stanów o przeciw nym potencjale.

H eideggera konfrontacja (Auseinandersetzung) z N ietzschem przybiera po­ stać w ieloletniej szczegółowej egzegezy tekstu, ja k zw ykle stanow iąc raczej dialog myśli, aniżeli historyczno-filozoficzną, skrupulatną w ykładnię. Zasługą wypracowywanej przez autora Bycia i czasu interpretacji je s t system atyczne oddzielanie polem icznych sform ułowań Nietzschego od zarysu je g o pom yśleń, w czym m ożna doszukiw ać się charakterystycznych tendencji, a także prze­ oczeń, w ciąż nakłaniających do powtórnej lektury tekstu źródłowego. W przypadku autora tak hojnie korzystającego z dobrodziejstw retoryki, by niekiedy dosadnie i z ujm ującą prostotą w yrazić niezw ykle bogato uw arstw ione sensy historyczne i metafizyczne, innym razem , by zakodow ać oddziaływ anie zależności odm iennych od pow szechnie rejestrowanych, rozw ikłanie przekazu

(11)

tekstualnego będzie zaw sze narażone na możliw ość dezinterpretującej wykładni. W edług G adam era, w iele ustaleń H eideggera - m. in. w yeksponow anie głów­ nych idei: nadczłow ieka, woli mocy, w iecznego pow rotu tego sam ego - stało się ju ż kanonem , co nie znaczy, że w detalach interpretacji, ja k rów nież w konklu­ zjach, nie m a w ielu przeoczeń, które warto nadal problem atyzować.

W ydaje mi się, że zgodnie z H eideggera rozum ieniem sensu filozoficznego m yślenia, ciągłem u pytaniu musi tow arzyszyć tendencja ku w iedzy kształtującej, prowadzącej do rozstrzygnięć. Stąd charakterystyczne dla okolicy myślenia wahanie - w w ielu m iejscach narracji wykładowej napotykam y sformułowania ostrożne, staw iające pytanie o przynależność N ietzschego do metafizyki, w innych natom iast tw ierdząca odpow iedź na to pytanie zostaje utożsamiona z rozstrzygnięciem na tem at przyszłości, a nie jednostkow ą wypowiedzią klasyfikuj ącą historycznie14.

Słynna kw estia odw racania platonizm u - deklaracje N ietzschego, radykalne sformułowania, sposób przeprow adzania owego odw rócenia — utrzym ana jest także w obszarze pew nego wahania, choć niecierpliw y czytelnik m oże pochop­ nie w yciągać w nioski z rozsianych tu i tam twierdzeń H eideggera o fiasku tego teoretycznego zam iaru. B adacz języka H egla i N ietzschego, J. Simon, zwraca uw agę na zależność tego ostatniego od spekulatywnej gram atyki zdaniowej tradycji m etafizycznej, mimo jeg o w yw rotow ych i antym etafizycznych wypo­ w iedzi na tem at ję z y k a 15. K iedy N ietzsche odcina się od zw iązków z Grecją: „G rekom nie zaw dzięczam bynajm niej rów nie silnych w rażeń”, czyni wyjątek dla Tukidydesa: le k a r s tw e m m oim na platonizm był zaw sze Tukidydes” [N, t. II, s. 212].

H eidegger kom entuje to w yznanie sceptycznie: „ale dziej opis Tukidydes nie zdołał nic zaradzić na panoszący się u podstaw N ietzscheańskiego myślenia platonizm ” [N, t. II, s. 212]. Jeśli odczytuje się takie sform ułow ania, łaknąc ocen, może pojaw ić się natychm iast lista okoliczności, m ogących podw ażyć ich trafność. H eidegger z rozm ysłem pow tarza to „oskarżenie”, pow tarzając także m ożliw e zastrzeżenia. Chodzi mu o poszerzenie naszych m ożliw ości rozumienia sam ych siebie w oparciu o dziedzictw o myśli i języka, które im bezwiedniej działa, tym mocniej.

14 Dlatego w yjątkow o nietrafna w ydaje się konkluzyw ność w ypow iedzi M. P. Markowskie­ go: „D la M artina H eideggera [...] N ietzsche ważny byt o tyle, o ile podsuw ał dowody na zam knięcie i w yczerpanie m etafizycznej tradycji Zachodu, wpisując się jed n o cześn ie w jej granice” [M arkow ski, s. 17]. Raczej wytrzym anie zgłaszanej tu trudności rozstrzygania, niż w ygodna konkluzja, winny, ja k sadzę, cechow ać namysł.

15 Simon ukazuje z jednej strony głęboki wgląd Nietzschego w „genezę myślenia” w związku z artykulacją m yślenia w postaci sądów — „pierwszy poziom logiczności” i świadomość tradycyjnej kultury językowej oraz siły poetyckiej rozwiniętego języka, z drugiej jednak - w wielu sformułowa­ niach, w licznych wywodach - uzależnienie od spekulatywnej gramatyki zdaniowej do pewnego stopnia obarczanej odpow iedzialnością za fałszowanie obrazu rzeczywistości [Simon, s. 43-70].

(12)

W ięcej niew iadom ych w ytrzym ać w dziejach m yślenia. Dialogi... 1 0 3

CIERPIEN IE

„Czy codzienne, m etafizyczne dośw iadczenie czasu jak o linearnego i m ie­ rzalnego pow oduje cierpienie unikalne dla tego tylko dośw iadczenia czasu?” [Scott, s. 113].

W ydaje się, że ślady cierpienia są u N ietzschego zatarte. W ydobyw a j e - pośrednio - Jung dem askując egzaltację, rozdęcie w ynikające z bólu braku urzeczywistnienia. C harles E. Scott zwraca uw agę na zw iązek w iedzy i bólu. Cały splot zależności m iędzy w iedzą i bólem zostaje poddany pytaniu. W iedza bowiem m oże utrzym yw ać się wyraźnie, a następnie ulegać kryptom nezji (Jung) lub zam askow aniu (Heidegger). W Przyczynkach do filo z o fii H eidegger w skazu­ je na wiedzę kształtującą jak o taką, do której należy dążyć. C zy je s t to zatem

kolejny ideał, po tym, kiedy ju ż rozpoznaliśm y, że ideały w iążą się niechybnie z cierpieniem? Tendencja tekstu Scotta, pochodząca praw dopodobnie ze zbyt silnego prom ieniow ania kultury optym izm u, przecenia negatyw ną, konieczną do wykluczenia, obecność cierpienia. W szyscy ci trzej filozofow ie - N ietzsche, Foucault, H eidegger - jeżeli nie deklarowali w yraźnie solidarności uczuciowej z cierpieniem (choć Zaratustra je st jego orędow nikiem ) to m. in. dlatego, że rozpoznawali cierpienie w chrześcijaństw ie jak o motyw nadm iernie intensyw ny, by mógł być ontologicznie i psychologicznie wiarygodny. N ie znaczy to jednak, że nie odnotow yw ali jako zgubnej kulturow o i psychologicznie praktyki unikania w św iadom ości i postępow aniu kontaktu z doniosłą w iedzą kształtują­ c ą ja k ą cierpienie m oże udostępnić.

„H eidegger zdaje się potw ierdzać to, co zauw ażył N ietzsche, że rodzaj człowieka, jak i ukształtow ała kultura zachodnioeuropejska nie potrafi żyć właściwie, jeśli jeg o najbardziej w łaściw e bycie m iałoby polegać na m ożliw ości niebycia. Śm iertelna tem poralność w raz z odm ow ą jej uznania są częścią tego, kim jesteśm y. W B yciu i czasie H eidegger proponuje eksplikację jestestw a, która wydaje się dobrze ugruntow ana i w łaściw sza od m etafizycznej, z drugiej jednak strony ta sam a eksplikacja, odsłaniając śm iertelną czasow ość, stawia pod znakiem zapytania nasze pragnienie pew ności, neutralny charakter adekwatnej myśli i zdolność dyskursu do ujęcia i w yrażenia bycia jestestw a” [Scott, s. 112].

Zagadka dla m yśli kryje się w zbitce „m ożliwość niebycia” . Jest to zbitka zapowiadająca m rok (niebycie) i blask (m ożliwość - dynam is), świecąca jednocześnie, w szeptująca w nasze uszy przesłanie z kraw ędzi, której instynk­ townie unikam y. W yostrzenie św iadom ości m yślącej i piszącej na w ysokości śmierci nie stanow i je j tem atyzacji, choć i do niej m usiało - u obu autorów - częściowo dojść. A le śm ierć to także horyzont, zza którego odsłania się w idok i sens, jakiego m y - żyjący - jeszcze nie znamy. M ożliw ość nie przynależy tylko do nas, to także im m anentnie obszarowi poza tą kraw ędzią przysługujące bycie, ku któremu nasze bycie w ychyla sw oje domysły.

(13)

Podejrzenie, że to, co zw ykle nazyw am y spełnieniem lub dobrem , ukrywa cierpienie, ja k ie w iąże się z chęcią utrzym ania tego, kim jesteśm y, leży u podłoża zarów no N ietzscheańskiego, ja k i H eideggera ujęcia problematyczno- ści tradycji. Czasow ość i stala obecność są, zdaniem Scotta, u obu filozofów soczewkami, które skupiają ich narracje dotyczące w szelkich szczegółowych zagadnień. System atyczna utrata znaczenia naszej czasow ości, tzn. zakopanie w tradycji dośw iadczenia bezkom promisowej (gotowej na wszystko) śm iertelno­ ści, zakopanie za pom ocą różnych sposobów jej obiektyw izow ania, oraz system atyczna utrata dośw iadczenia granic znaczeń, stanow ią w myśli Nie­ tzschego i H eideggera zagadnienia osiowe. Stała obecność i znaczenie czasu nieskończonego zajęło m iejsce doświadczeń bezkom prom isowej śmiertelności i granic znaczenia. R ezultatem tych zastąpień jest szerzenie postaci życia, skłóconego z w łasnym i w arunkam i. W tedy kw estia cierpienia pojaw ia się pilnie, z nagłością jeszcze bardziej wym agającą, niż kiedy je st ono jaw n e i wyraźne.

„Trzeba utrzym yw ać sw oje pisanie na w ysokości śmierci, a nie trzymać śmierć na dystans” - pisze, kom entując B ataille’a, T adeusz K om endant [Ko­ mendant, s. 33] - na różne sposoby filozofowie próbow ali tem u sprostać.

D B A N IE O Ż Y C IE B O S K O Ś C I

„Ciało żyjące tw orzy Boga” [NZS, s. 330] - w ten sposób kom entując różne fragm enty tekstu N ietzscheańskiego, Jung sugeruje niedw uznacznie, że tak jak etym ologicznie dusza oznacza życie, bycie ożyw ionym , do życia w ydaje się należeć w ytw arzanie boskości. Bycie źródłem, generatorem Boga, nie jest przypadkow ą funkcją człowieka, dziś niepraktykow aną, lecz cech ą życia - konstytutyw ną, zdaje się odkrywać w iedeński psycholog.

Taki kom entarz Junga otw iera inną perspektyw ę na tezę: „B óg je st martwy”. B rak życia w ludziach, to że w arunki kulturow e je uniem ożliw iają, Nietzsche rozpoznaje pod w ielom a przebraniam i w postaciach, w których trudno byłoby je zauważyć. N am iętne apele, by gardzić w sobie zatajonym i form am i martwoty, adresow ane są do jednostki spętanej formami kulturow ym i16. N ietzsche, mimo przypisyw anego m u indyw idualizm u, nie izoluje człow ieka, starając się raczej pokazać je g o bycie ogniw em w łańcuchu pokoleń, nie znaczy to jednak, że odpow iedzialność za w łasne kształtow anie i dojrzew anie m oże komukolwiek być odjęta. W coraz m niejszym stopniu żywi i coraz mniej ciałem uczestnicy chrześcijańskiej kultury, zdom inowani zw ycięstwem żyw iołu apolińskiego,

16 Polskiego pochodzenia francuski reżyser film owy, Jan Epstein, nauczyciel m. in. Bunuela, w książce K in e m a to g ra f widziany z E tny (1926) pisze, że ja k o ludzie cyw ilizow ani jesteśmy zm uszeni w 9 przypadkach na 10 kłamać. Kino postrzega jak o instrum ent demaskowania niektórych z naszych typów kiam ania, udaw ania i czynienia na pokaz [por. Gawrak, s. 38].

(14)

W ię cej n ie w ia d o m y c h w y trzy m ać w d ziejac h m y śle n ia. D ia lo g i... 1 0 5

przestają dbać o życie boskości17. „Czego byś nie zrobił drugiem u człowiekowi, nie rób B ogu” - tak brzm i Junga lekcja pow rotu do tej ostrożności, ja k ą - jego zdaniem - mieli i m ają ci, którzy napraw dę w ie rz ą w odróżnieniu od tych, którzy tylko c h c ą ale nie wierzą. Dawniej ludzie starannie odm ierzali kroki i gesty w łasnego postępowania, by w niczym nie uchybić trudno rozpoznawalnej sferze sacrum . Poniew aż trudno rozpoznaw alnej, dlatego w dużej m ierze dziedziczonej w łaśnie bezrefleksyjnie. Przypom inając, na różne sposoby, ow ą ostrożność ludzi pierwotnych, Jung zdaje sobie sprawę, że - kulturow o - niemal nie istnieje m ożliw ość praktykowania jej w dawnej postaci. R zeczow o i przy­ tomnie zw raca uw agę na dysproporcję między m ów ieniem o Bogu, które w naszej kulturze dla wielu ludzi stało się puste i bez pokrycia w dośw iadczeniu, a Boga odkryciem , które zwykle staje się „najbardziej zdum iew ające” (m ost

amazing). W edług Junga, to prosty fakt, spotykany przez niego nagm innie

w praktyce lekarskiej i w obserwacji ludzi zdrow ych - dysproporcja między nastawieniem i dośw iadczeniem , rozum owaniem intelektu i rozum owaniem wypływającym z niejasnych źródeł istnienia. Z racji posiadania idei i pojęć, które w yprzedzają obserwację, pozbawiam y się faktycznego w idzenia: „coraz więcej Boga w w ięzieniu ludzkich idei” [NZS, s. 336]. Jung zw raca uw agę, że chrześcijaństwo, spełniając doniosłą rolę rów nież psych o lo g iczn ą wprowadziło także, do pew nego stopnia, szereg barier w rozum ieniu w ym iaru sakralnego, przeciwko którym także buntow ał się N ietzsche. Jung mówi: „u Sufich Bóg może być źdźbłem traw y, robakiem , je ś li tylko zechce” [NZS, s. 336]. U w ięzie­ nie sacrum w osobie, w yizolow anie z tej sfery m om entu negatyw nego - zła, szpetoty, pozoru, podporządkow anie boskości w ym aganiom i kategoriom ludzkim, arcyludzkim , czy n ią dyskurs religijny nieskutecznym , bo martwym. Podobnie ja k N ietzsche, Jung uważa, że ,je s t niem oralne utrzym yw ać ludzi poniżej ich poziom u” [NZS, s. 337-338]. K ościół zam iast spełniać rolę pom ocy w rozw oju w iary indyw idualnej, czyni jednostki nieodpow iedzialnym i, ponie­ waż uczy bezw zględnego posłuszeństwa. D ojrzałość polega na w zięciu odpo­ wiedzialności - to m oje życie, m oje obowiązki - kiedy oddajesz odpow iedzial­ ność Bogu, w religii, zostajesz m ałym dzieckiem [por. NZS, s. 337]. D ołącza się do tego infantylizm zachow ania, który Jung plastycznie strofuje, zw racając się do wierzącego: „zam iast zrzucać wszystko na Boga, pokrw aw sam, wybaw swojego B oga” [NZS, s. 3 4 0 ] . Sformułowania takie m ogą razić, jed n ak bardzo trafnie oddają podobnie złożone stosunki N ietzschego ze sferą sacrum . Rażą bowiem projektow aniem pewnej postaci ontologicznej w zajem ności. Jeśli Zaratustra definiuje m iłość między dw ojgiem jako „w spółczucie dla cierpiących

17 N a pytanie o sens tezy o śmierci Boga, D errida podkreśla, że je s t to tem at żałobnej m edy­ tacji. M ożna w tej w ypow iedzi (wygłoszonej w w yw iadzie z K am ilą D recką w program ie TV „Ogród sztuk” , gdy D errida przybył do Polski odebrać tytuł honoris causa Uniwersytetu Śląskiego) interpretow ać m edytację ja k o form ę pośrednią przyw racania życia lub akt zgody na ból utraty. Praw dopodobnie gdzieś tutaj b iją źródła języka.

(15)

i ukrytych bóstw ” [Z(b), s. 62], jeśli Wola m ocy przewiduje: ,ja k w iele jeszcze now ych Bogów je s t m ożliw ych!” [W M (a), s. 531], to są to niedwuznaczne zachęty, by uruchom ić i pozw alać działać instynktowi bogotw órczem u [WM(a], s. 531], ale nie bez sum ienia w głowie. W zajem ność w tej dziedzinie oznacza niejednokierunkow e, w zajem ne uzależnienie w istnieniu i jego jakości między sferą ludzką i boską. T en rodzaj dbałości o żywość sfery sacrum znajduje Jung w tekście N ietzschego i najwyraźniej uznaje ten w ym iar jeg o tw órczości za inspirujący indyw idualnie i kulturowo. M iękka tkanka pom yśleń Nietzschego zostaje w ciąż do odzyskania spod jego tw ardych i niekiedy destrukcyjnych sform ułowań. D latego próba interpretacji w rozm owie, nie filozoficznej styliza­ cji rozm owy, gdzie inność je s t projektow ana przez autora, lecz w rozmowie, w której zm ienne płaszczyzny interpretacyjne dochodzą do głosu i przenikają kształtując się wzajem nie, je st nie najgorszym pryzm atem , pozwalającym w yeksponow ać w ielow ym iarow ość im manentnie zrośniętą z myśleniem.

M O Ż L IW O Ś C I S Z T U K I

O czarowany m ocam i artystycznym i samej przyrody, czyli w ojny żywiołów - apoiińskiego i dionizyjskiego - N ietzsche przypisuje sztuce rolę wyjątkową. Spośród form życia duchowo-umysłowego: religii, filozofii, nauki - sztuka w najm niejszym stopniu ulega, jego zdaniem, nihilizm ow i i dekadencji. Ma zarazem najm ocniejszy potencjał w yzwalania z dogm atyzm ów i usztywnień, jak ie w prow adza nienadążający za „ruchem rzeczy” rozum . W e współczesnych dyskusjach na tem at sensu architektury, której zarzuca się „etyczny skurcz źrenicy” , pojaw ił się m otyw często bliski Nietzschemu. C ały jeg o program ars

bene dicendi zatrudniony został w takim kierunku, by zapobiegać ciężkości.

Teoretycy w spółczesnej architektury w idzą w zajem ne w spieranie się stylu architektonicznego - ciężkiego, władczego, który fabrykuje „trujący sen o autorytaryzm ie” [Kępińska, s. 130], z takimż stylem m yślenia i życia. Nie­ tzschego dem askow anie ducha ciężkości tam, gdzie m ożna by go nie zauważyć, odkrywanie nieoczyw istych relacji, okazują się zbieżnym i tendencjam i sztuki m yślenia i słow a przez niego uprawianej oraz sztuki, która dziś przejm uje dialog z przestarzałym i form am i istnienia w poszukiw aniu form św ieżych i mniej opresyjnych. W yzw olicielskiego potencjału działań i poszukiw ań artystycznych, w yeksponow anego przez N ietzschego, nie da się ju ż dzisiaj potraktow ać jako jedynie rekw izytu niem ieckiego postrom antyzm u. Sztuka życia została w jego projekcie zw iązana jednoznacznie z w yzwalaniem kosm icznych, choć zawsze filtrowanych przez szczegółow ość procesu historycznego, potęg istnienia.

M egaskala, w której N ietzsche znajduje upodobanie, a któ rą dla zachowania artystycznych proporcji Foucault uzupełni m ik ro sk alą dziś w kulturze płynności uobecnia się na w iele sposobów, mimo głoszonego rów nolegle kultu lokalnych

(16)

W ięcej niew iadom ych w ytrzym ać w dziejach m yślenia. Dialogi... 107 narracji. Zaufanie do procesów naturalnych, pozornie chaotycznych, ale stano­ wiących czynnik regulujący bycie św iata - to cecha artystycznej percepcji i działań artystycznych, jak im daw ał upust w pisaniu i sposobie egzystencji Nietzsche. Jeśli analogiczne próby podejm ują dzisiejsi tw órcy18, m oże to świadczyć o tym , że N ietzschego rozpoznanie pew nych płodnych obszarów i obiecujących tendencji rozw oju sztuki nie straciło na aktualności.

O dnotow uje się jed n a k także pew ien szczególny fenom en w śród rozlicz­ nych m otyw ów i eksperym entów sztuki w spółczesnej. A licja K ępińska nazyw a go dram aturgią schłodzoną. M im o N ietzschego deklaracji, że praw da to tylko armia m etafor, ja k o nauczyciel i praktyk retoryki oraz sztuki w ysokiego stylu, zakotw iczenie tej sztuki w w ierze w realność, praw dziw ość, substancjalność przeżycia je s t u niego oczyw iste. Przeżycie m a charakter nagłej zm ienności, ale w yczuw a się po d zdaniam i je g o tw ardy grunt. T o jednoznaczność przeżyć właśnie rodzi tak w yrazisty i zw arty charakter zapisu. Z jaw isko w e w spółcze­ snej sztuce określane m ianem „dram aturgii schłodzonej” polega na utracie owego zakotw iczenia. R ealność, praw dziw ość, substancjalność przeżyć poddana je s t w ątpieniu, różnorakim grom i w ariacjom , tw orzącym ciekaw e, ale też często niepokojące efekty. „W cieniu tego chłodu dokonuje się także reorientacja pojęcia «dośw iadczenia», poniew aż coraz częściej je s t ono zapośredniczone przez w izje «innego». W yrasta św iadom ie w sercu św iata opanowanego przez obraz, za którym stoi cały łańcuch obrazów uprzednich i ich kodów ” [K ępińska, s. 24].

Do pew nego stopnia w łaśnie owo zapośredniczanie przez perspektyw ę i punkt w idzenia „innego” , poprzez łańcuchy kodów uprzednich i pow oływ anie do istnienia żyw szych, stanow ią w yróżniki złożoności stylu N ietzschego. Jednak „heroiczna m entalność” , motyw w oli mocy, każą m u ow o zapośredniczanie „przezwyciężać” forsow aniem wybranej form y doskonałości. Ponadto „filozo­ fowanie m łotem ” oznaczało „ostukiw anie w szystkich rzeczy m łotem i nasłuchi­ wanie, czy w y d ają one pusty ton, czy nie — zapytyw anie, czy je s t jeszcze w rzeczach ciężkość i w aga, czy też w szelki ciężar z rzeczy opadł. T am podąża u Nietzschego w ola m yślenia: aby rzeczom przyw rócić w agę” [N, 1 .1, s. 73].

W obliczu narastającego, nie tylko w e współczesnej sztuce, „upłynnienia gra­ nic między tym, co naturalne, i tym, co stylizowane” [Kępińska, s. 123], pokusa przywracania rzeczom wagi brzmi ja k postulat spóźniony w obec tendencji, których jednym z inicjatorów był autor Tako rzecze Zaratustra. Trzeba j ą jednak odczytywać n ie ja k o próbę stworzenia jeszcze jednej hierarchii wartości, lecz jako postulat uw arunkowania każdej wartości jakością egzystencji. H eidegger odczytał nadczłowieka jak o „biedniejszego, prostszego, delikatniejszego i wytrwalszego, cichszego i bardziej skłonnego do ofiar, wolniej podejm ującego decyzje

(17)

i oszczędniejszego w mówieniu” 19. Jeśli tak kierunkowo tu wskazana jakość egzystencji m iałaby stanowić podstawę miar i wag rzeczy, to m ieści się w niej nie tylko niebezpieczeństwo antropomorfizmu, ale i szansa budow ania osobistej odpowiedzialności. Sztuka jest, według Nietzschego, dziedziną aktywności poznania i tworzenia zarazem, siebie i otoczenia. Zważyw szy na oryginalne rozumienie sfery artystycznej, można zgodzić się z opinią S. Rosena. Według niego, „N ietzsche nie był ontologiem ani metafizykiem, lecz, w najszerszym znaczeniu tego terminu, politykiem. Jego najbardziej ogólnym zamierzeniem było przekształcenie ludzkiej egzystencji w takim kierunku, by ukształtować nowy rodzaj człow ieka” [Rosen, s. 56]. Rosen opisuje projekt Nietzschego jako wiarę w zapanowanie artystów -w ojow ników , którzy mogliby odgrywać różne publiczne role, ale twierdzi też, że nie mogłoby się to odbywać bez masek.

D em askatorski w ym iar działań artystycznych byłby zatem potrzebny za­ równo w dziele kreow ania owych ról, ja k i ich przetasow yw ania, by pewien rodzaj „szczerości ontologicznej” m ógł uobecniać się także w przestrzeni publicznej. W porów naniu ze zjaw iskam i w sztuce w spółczesnej, gdzie mówi się o „przejrzystości elektronicznej”, N ietzsche wierzy jeszcze i bardziej w moc słowa. Philip T abor w eseju o „blasku kontroli” mówi, że po w iekach prywatno­ ści i kokonizacji (w e w łasnym domu, w rodzim e, w sobie sam ych) zostaliśmy poddani zjaw isku elektronicznej przejrzystości [Kępińska, s. 23]. Choć Nie­ tzschego „sum ienie w głow ie” w iele w spólnego m oże m ieć z nieuprzejmością elektroniki20 w sensie demaskowania szkodliw ych społecznie złudzeń, uprawia! on zarazem sztukę afirmacji. Jej częściąjest przem ienianie słów egzystencją: „to sam e rzeczy przychodzą i ofiarują się na przenośnię («tu podchodzą wszelkie rzeczy do twej mowy, łaszą się i schlebiają ci, chcą bow iem jech ać ci na grzbiecie. N a każdej przenośni kłusujesz tu do każdej praw dy. T u otw ierają ci się w szelkiego bytu słow a i słowne kufry; w szelki byt chce tu się stać słowem, w szelkie staw anie się pragnie od ciebie uczyć się m ow y»)” [EH(b), s. 100]. Fragm ent ten - o „szturm ie” słów na hojność bycia Zaratustry - ja k w iele innych m iejsc w dziele N ietzschego w skazuje działanie w zajem ności: słow a udzielają się pew nem u rodzajow i istnienia, a i ono obdarza sobą słowa. To sprzyjanie, w ym ykające się kontroli i świadom ej regulacji, podchw ycili Jung i Heidegger, szukając zrozum ienia w czasie marnym.

19 W tłum aczeniu J. M izery fragm ent ten brzmi następująco: „N adczłow iek je st uboższy, prostszy, w rażliw szy i wytrw alszy, spokojniejszy i bardziej ofiarny, pow olniejszy w swoich decyzjach i oszczędny w m ow ie” [CZM , s. 76].

W oryginale: „Der Übermensch ist ärmer, einfacher, zarter un d harter, stiller und opfernder

u nd langsam er in seinen Entschlüssen und sparsam er in seiner Rede” [W H D , s. 67].

20 W e fragm encie na tem at „psychoanalizy fotoelektrycznej” Jan Epstein mówi: „Wszyscy ludzie w swojej w yobraźni u w ażają się za mniej nikczem nych, praw ie uczciw ych, rozumnych i pięknych. K am era film ow a nie zna tych uprzejm ości” [Gawrak, s. 154]. W innym miejscu: „podobnie ja k śm ierć je st kinem atograf instrum entem spraw iedliw ości” [Gawrak, s. 244].

(18)

W ię c e j n ie w ia d o m y c h w y trz y m ać w d zieja c h m yślenia. D ialo g i... 1 0 9

W m onografii Ju n g and Phenomenology, R oger Brooke, w rozdziale Psyche

jako D asein, porów nuje w dw unastu punktach analogiczność perspektyw y, ja k ą

wobec zagadnień splatania się tego, co wcześniej w tradycji filozoficznej byw ało traktowane rozłącznie, przyjm ują obaj autorzy: Jung i Heidegger. W dwu ostatnich punktach om ów iona je st problem atyczność praw dy i autentyczności. Ponieważ zależy B rooke’owi na wydobyciu podobieństw m iędzy dwoma myślicielami, pom ija niuanse zw iązane ze specyficzną term inologią Heideggera, a zw łaszcza je g o w yróżnianie źródłowego i pochodnego poziom u prawdy. Brooke akcentuje opór obu myślicieli wobec klasycznej i korespondencyjnej teorii prawdy. D la Junga, zdaniem autora tego porów nania, praw da je st .ja k o ­ ścią odniesienia psyche do w łasnych obrazów (images), by być praw dziw e, coś musi być skuteczne, by być skuteczne musi być im m anentne” [Brooke, s. 90]. Junga podejście do snów oraz stosow anie aktywnej w yobraźni, w ym agające pełnej szacunku odbiorczości (respectful receptivity), której okazyw anie pozwala dopiero tym obrazom (images) więcej z siebie ujaw nić, su g eru ją że prawda psychologiczna je st najbardziej adekw atnie dana tylko w ram ach takiej właśnie postawy. D la H eideggera natom iast, zdaniem B rooke’a, praw da jest nieskrytością (aletheia), a ściślej, m om entem nieskrytości, która zachodzi wtedy, gdy przyjm uje się postawę „puszczenia w oli” (letting-be).

Podkreślenie u obu m yślicieli postaw y pełnej szacunku odbiorczości prow a­ dzi B rooke’a do skontrastowania ich sugestii z p ra k ty k ą ja k ą B rooke widzi w tekście N ietzscheańskim , m ianow icie z p o staw ą bohaterskiego panow ania. „Psyche nie m oże rozw ijać się ani urzeczyw istniać w egoicznej (egoić) postaw ie bohaterskiego panow ania. D la obu, Junga i H eideggera, N ietzsche stoi na wierzchołku egoicznego (Jung) czy antropocentrycznego (H eidegger) życia, i jako taki stanow i „streszczenie” nihilizm u21. W edług B rooke’a dlatego w łaśnie nie N ietzsche i nie Faust, lecz Filem on — skrom ny pustelnik - stał się w iodącą m etaforą życia i pracy Junga.

H eroiczna m entalność to także w innym kontekście postaw a, zdaniem Jun­ ga, niebezpieczna. O ciera się ona bow iem o szaleństw o, poniew aż polega m. in. na całkow itym w ycofaniu projekcji, a tego rodzaju zabieg w cale nie jest korzystny dla rozw oju psychiki [Brooke, s. 56]. W edług Junga, w łaśnie to przydarzyło się N ietzschem u. Jego pełna identyfikacja z archetypem M ędrca (Zaratustra) otam ow ały krytyczne i świadom e m yślenie N ietzschego, spraw ia­ jąc, po pierwsze, że styl Tako rzecze Zaratustra stał się m iejscam i nadęty

(inflated), po drugie, że uzyskana jasność rozum iejącego w glądu zostaje nagle

połknięta przez mrok.

21 Bez rozw inięcia całego splotu problem ow ego pod hasłem nihilizm nie da się uniknąć nie­ bezpieczeństwa, że je g o sens potoczny zdom inuje kontekst bardziej złożonych znaczeń. Poniew aż jednak chodzi tutaj o inny aspekt, pozostaw iam y tę uw agę B rooke’a bez rozw inięcia, zaznaczając tylko, że zw łaszcza u Heideggera, ale i u Junga, am biw alentna, złożona ocen i sam opis zjawiska nihilizmu nie p o zw alają na upraszczające potoczne zarzucanie N ietzschem u nihilizm u jak o zwykłej utraty w iary czy też ja k o błędu.

(19)

W syntetycznym typie komentarza, jak i tu proponuje Brooke, w iele uw ag jest bardzo cennych, zostaje jednak przesłonięta sprawa „heroicznego” ukształtowania warunków wzajem ności miedzy słowami i istnieniem. To prawda, że według Heideggera m etafizyka je st antropomorfizm em [N, t. II, s. 123], ale zarazem „koniec metafizyki je st początkiem jej «zmartwychwstania» w odmienionym kształcie” [N, t. II, s. 193]. To prawda, że dla Junga Nietzsche musi pozostać także pacjentem, ale jak o księga inicjacyjna Tako rzecze Zaratustra nie m a sobie równych. „D opiero wewnętrzność świata wyznacza jeg o rozległą perspektywę” [Żarowski, s. 197]. A lchem ia słów w powiązaniu z aktami przeobrażania gestów, w ysiłek przytom ności globalnej w zmagany intensyw nością przytom ności lokal­ nej, rozum uczący się ze źródeł istnienia - to w yznaczniki zdobyw ania rozległo­ ści, jak ie księga ta w ykonuje. „Taniec nie zastaje jednak przestrzeni, lecz wyzna­ cza j ą i przeobraża, aktualizując pierwsze różnice pom iędzy w nętrzem i ze­ wnętrzem, pytaniem i odpow iedzią prośbą i rozkazem” [Żarowski, s. 197]. Samotne gesty Nietzschego, gesty im itujące choreię22, zostały m. in. przez Junga i Heideggera po części rozpoznane i komentarzami uczczone. Jako lekcja wytrzy­ m yw ania niew iadom ego w myśleniu tego, co najpilniejsze, w ciąż s ta n o w ią - owe gesty i ich interpretacje - nieocenione doświadczenie.

C Y T O W A N E D Z IE Ł A JU N G A I H E ID E G G E R A

[NZS] Nietzsche ’s Zarathustra. N otes on the Sem inar G iven in 1 9 3 4 -3 9 b y C. G. J u n g , J. L. Jarre» (ed.), London 1994 (I wyd. 1988).

[N, t. I] [N, t. II] M. Heidegger, N ietzsche, przeł. A. G niazdow ski, P. G raczyk, W. Rymkiewicz, M. W erner, С. W odziński, W arszawa, 1 .1 1998, t. II 1999.

[CPP] M. Heidegger, Cóż po p oecie? przeł. K.. W olicki, w: tenże, Budować, mieszkać, myśleć.

Eseje wybrane, przeł. K. M ichalski, K. Pom ian, M. J. Siemek, J. Tischner, K. W olicki, War­

szawa 1977.

22 Przeżycie śmierci je st na pewno jednym z głównych źródeł chorei. N ie tylko greckiej zresztą;

w semickim uderza pokrew ieństw o słów na określenie żałoby i tańca: hebrajski rdzeń rqd, „tańczyć”, oznacza w syryjskim „żalić się”. Język grecki dostarcza ciekawej analogii pod tym względem: w prastarym dialekcie cypryjskim czasownik Fodan (pisany „godan”), pow iązany etymologicznie z aeidein, „śpiewać” oznacza „płakać”, a Fodon (pisany „godon”) je st synonimem goeta - rzeczow­ nika spokrewnionego tak z goes, „czarownik zaklinacz” (przez śpiew), ja k i z goetes, „żałobnik” [Zwolski, s. 20]. Zwolski pisze: „Pisarzy starożytnych zdumiewał fakt, że Spartanie ruszali do boju wolnym, miarowym krokiem, zestrajając ruch ciała ze słowami pieśni i dźwiękiem fletu, instrumentu artystycznego, nie zaś ja k inni Hellenowie, pospiesznie czy nawet biegiem, poderwani hukiem trąb i rogów. R zeczowy Tukidydes widział w tym nie zwyczaj religijny, tylko troskę o zwartość szyku, trudną do zachowania przy uderzeniu dużymi masami wojska [...], inni zw racają uwagę na zespolenie pierw iastków wojennych i muzycznych podkreślając z podziwem , że Spartanie tym samym krokiem rytm icznym posługują się w chórach i z towarzyszeniem fletu uderzając na nieprzyjaciół” [Zwolski, s. 120]. N ie tylko treść, także wiele cech stylistycznych dzieła Nietzschego świadczy o jeg o toczeniu twórczej walki.

(20)

W ięce j n ie w ia d o m y c h w y trz y m ać w d ziejac h m y ś le n ia . D ialogi.. 111

[CZM] M. Heidegger, Co zw ie się m yśleniem ? przeł. J. M izera, W arszaw a-W rocław 2000. [PFW] M. H eidegger, Przyczynki do filozofii. (Z wydarzania), przeł. B. Baran, J. M izera, Kraków

1996.

[RPD] M. Heidegger, Rozm ow y na p o ln ej drodze, przeł. J. M izera, W arszaw a 2004. [WHD] M. Heidegger, Was H eisst Denken? Tübingen 1984 (wyd. IV).

P O Z O S T A Ł A B IB L IO G R A F IA

[Bishop] P. B ishop, The Dionysian Self. C. G. J u n g 's Reception o f Friedrich N ietzsche, B erlin- N ew York 1995.

[Brooke] R. Brooke, Ju n g a n d Phenom enology, London, N ew Y ork 1991.

[Derrida] J. D errida, K w estia stylu, przeł. В. Banasiak w: Nietzsche 1 9 0 0-2000, A. Przy­ bysławski (red.), K raków 1997.

[Gawrak] Z. G awrak, J an Epstein. Studium natury w sztuce film ow ej, W arszaw a, 1962. [Kępińska] A. K ępińska, Sztuka w kulturze płynności, Poznań 2003.

[Komendant] T. Kom endant, Oko błękitu, [wstęp do:] G. B ataille, H istoria oka i inne historie, przeł. T. Kom endant, W. G ilewski, 1. Kania, Kraków 1991, s. 7—41.

[Künzli] R. E. Künzli, Nietzsche i sem iologia: now e kierunki we fra n cu skich interpretacjach

N ietzschego, przeł. P. Pieniążek w: N ietzsche 1 9 0 0-2000, A. Przybysław ski (red.), Kraków

1997, s. 2 6 9-298.

[M arkowski] M. P. M arkowski, Nietzsche. Filozofia interpretacji, K raków 1997.

[Rosen] S. R osen, The M ask o f Enlightenment. N ietzsch e’s Zaratustra, C am bridge U niversity Press 1995.

[Skrendo] A. Skrendo, Poezja p o „śm ierci B o g a ”. Różewicz i N ietzsche, w: „N asz nauczyciel

T a d eu sz”. Tadeusz Różew icz i Niemcy, A. Lawaty, M. Zybura (red.), K raków 2003.

[Scott] Ch. E. Scott, The Q uestion o f Ethics. Nietzsche, Foucault, H eidegger, Indiana University Press, Bloom ington 1990.

[Simon] J. Sim on, G ram atyka i prawda. O stosunku N ietzschego do spekulatyw nej gram atyki

zdaniow ej tradycji m etafizycznej, przeł. S. Gromadzki, przekład przejrzał M. M iłkowski,

„Przegląd Filozoficzno-L iteracki” 2002, nr 1.

[Żarowski] M. Żarow ski, Tarcza Arystotelesa, W rocław 1999.

[Zwolski] E. Zw olski, Choreia. M uza i bóstwo w religii greckiej, W arszaw a 1978.

M aria K ostyszak

T O E N D U R E M O R E O F T H E U N K N O W N IN T H IN K IN G C . G . J U N G ’S AND M . H E ID E G G E R ’S D IA L O G U E S W IT H N IE T Z S C H E The article, being a part o f the ju st prepared book, deals w ith two different interpretations o f Nietzschean text. C. G. Jung devoted five years’ Sem inar to discuss Thus spoke Zarathustra in the Psychological Club (19 3 4 -3 9 ), M. Heidegger was giving lectures and developing his controversy

{Auseinandersetzung) with Nietzsche between 1934-48, som e pauses including. The thesis

exposed in the article suggests that in N ietzsche’s text they were looking for the kind o f language, capable to generate transform ation o f individual and general culture o f being. T he quest for such a regenerative code is explored in three main sem antic fields: the “natural” , the sacred and the

(21)

artistic. The task o f regaining “natural” character o f hum an unity, despite o f theoretical inadequacy o f the category o f “nature” ; the aim o f taking care o f alive essence o f sacrum as weii as the possibilities o f regeneration that m ay be found in the sphere o f artistic experience, are considered in the light o f Jungian and H eideggerian perspectives o f reading N ietzsche. A m bivalence o f their interpretations helps to show also certain continuous difficulties to get access to the sources o f life, To endure these, at first unknow n, conditions o f our lives, allows the m ind to learn and shape thinking from experience. Ju n g ’s and H eidegger’s dialogues with N ietzsche may let us see that enduring in the unknow n does not have to paralyze the growth o f thinking.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Czy jednak pozbycie się Żydów było trak- towane jako modernizacja (tak, o ile uznaje się ideę państwa narodowego.. i nacjonalizm za nowocześniejszy), czy też mimo posługiwania

Zygmunt II August (1548 – 1572), syn Zygmunta I Starego i Bony Sforzy, wielki książę litewski od 1529 r., ostatni król na tronie polskim z dynastii Jagiellonów;

W rankingu Euro Health Consumer Index (EHCI) 2016, przygotowywanym co roku przez szwedzki think tank Health Consumer Powerhouse i oceniającym po- ziom ochrony zdrowia w

” Gwarancją dla prywatnego biznesu powinna być formuła promesy wykupywanej przez NFZ pod przyszłe usługi zarówno dla właściciela publicznego, jak i

Tragedja miłosna Demczuka wstrząsnęła do głębi całą wioskę, która na temat jego samobójstwa snuje

Wiązka światła przechodząca przez prosty układ optyczny, złożony z jednej soczewki, rozszczepi się zarówno na granicy powietrze/soczewka, jak i na granicy soczewka/powietrze,

30 października 2000 roku w Paryżu oficjalnie zainicjowany został Dialog energe ­ tyczny UE - Rosja (EU - Russia Energy Dialogue)™, a 21 października 2001 roku na XVIII

Kwestionariusz osobowy Tadeusza Kamińskiego sporządzony już przez SB.. w Krakowie pod koniec kwietnia 1949 r., lub podrabianie dokumentów dla osób ukrywających się.