• Nie Znaleziono Wyników

Anioł śmierci : poemat

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Anioł śmierci : poemat"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

M . J . L E R M O N T O W . u i ■ ^/Cy<7.77j7/X A/\£'fV'łV A^sU7As!/X, ''XĆ'SsfelPZf \\ //yWJś? /j7/J 'i

śmierci

PO E MAI

A * Przetłoma^zył z rossyjskiego Alfons Wróblewski. 64. W A R S Z A W A SKŁAD CŁO A N Y W KSIĘGARŃ St. Sadowski ego 1001

(2)
(3)
(4)
(5)

M. J. LERMONTOW. W9

ANIOŁ ŚMIERCI

P O E M A T P R Z E T P O M A C Z Y E Z R O S S Y J S K I E G O ALFONS WRÓBLEWSKI.

& > >

W A R S Z A W A S K Ł A D G Ł Ó W N Y W K S I Ę G A R N I ST. SADOWSKIEGO 1901

(6)

2 8 0 1 2 6

¿In;iBO.'i--iio H ensypoio. Bapm aRa, 1 í i o.i í i 1900 r<vía.

(7)

A N IO Ł ŚMIERCI

R O M A N S W S C H O D N I

ofiarow any pa,ni

J j- JYt. W e re szcza g in .

DEDYKACJA ORYGINAŁU.

Tylko dla Ciebie, i z m y ślą o Tobie K reślę m a r z e n ia niep o ch w y tn y eli snów , Niechaj n a śzcz ę śc iam e g o zim nym grobie, Ciernie pamięci z a k w itn ą mi znów. Dni w o ln o płyną, choć czas biegnie hyży: Znikły radości, bólem s e rc e drży.

B łagam Cię, droga, gdy k r e s mój się zbliży Aniołem śm ierci dla mnie stań się Ty. Stań u w e z g ło w ia w godzinę s k o n a n ia I p o c a łu n k ie m osłodż życia kres,

Bądź mi z w ia s tu n e m z T o b ą p r z e b y w a n i a W k ra in ie szczęścia, gdzie już niem a łez.

(8)
(9)

W sc h ó d c z a ro w n y , w sc h ó d uroczy, K raj stu Ustnych w o n n y c h róż, Gdzie się fala szybciej toczy, Gdzie b a r w n ie js z e blaski zórz, Gdzie obłoki w olniej płyną, Gdzie w k o n a r a c h le śn y c h d rz e w Z ta je m n ic z ą s n ó w godziną, Brzmi sło w ik a cud n y śpiew, Gdzie c z a r życia jeszcze mami Jako w bytu p ie rw sz e dni, Gdy nietknięte w y stęp k am i Tylko s z częścia znało sny. Czczę Cię, W sch o d zie tajemniczy! W ogniu ź re n ic Tw oich cór, Kto r a z p o z n a ł c z a r dziewiczy, Ten zatęskni do t w y c h gór,

(10)

U pojony dźwiękiem pieśni, Troski życia zniesie lżej. Żal zapomni, bóle p rześni, I u w ie rz y b a ś n i tej.

* # *

W chwili s tra s z n e j — bo s k o n a n ia Gdy już oczom b r a k n ie łez U w e z g ło w ia n a m się sła n ia Ten, co cierpień kładzie kres. Gdy jękam i p r z e ry w a n y , K o n a ją c y m zabrzm i śpiew: On istocie u k o c h a n e j P o c a łu n k ie m m rozi krew . Gdy w u śc isk u lo d o w aty m P ę k a życia w ą t ł a nić: To pod g r o z ą jego w z r o k u Sercu ciężko p rzestać bić. T ak je st te ra z — lecz p rz e d laty Innym b y w a ł Anioł ten:

On w iódł duszę w lepsze światy, A śm ierć była niby sen

Cicha, lekka, bez cierpienia

(11)

On u ś m ie rz a ł s e r c a szał, Koił tro sk i i zw ą tp ie n ia Spokój, ciszę w k o ło siał, I miał w ładzę od Jeh o w y Błysk nadziei w duszy krześć. P r z e b a c z en ia cieszył słowy, Szczęścia w R aju n io s ą c wieść, I n a bied n ą n a s z ą ziemię, Z Nieb p r z e s t w o r z a sp ły w a ł On B ło g o sła w ił ludzkie plemię Jako szczęście n io s ą c zgon. Blaskiem cu d n y m sw ej źrenicy On za życiem koił żal.

Prom ienisty, Swiatłolicy

W iódł duszyczki w w ie c z n ą dal. Sam szczęśliwy, — a dziś, oto, Grozę śm ierci sieje rad. Czemuż jego p o c a łu n e k Już nie słodycz, ale jad?

# * * Nad b rz e g a m i o cean u ,

Tuż w sąsied ztw ie g ro ź n y c h fal Pod błękitem In d o sta n u

S z n u r p a g ó r k ó w biegnie w dal.

(12)

S zum ią w g ó rze ciemne bory, W pierś ich g ro ź n y bije wał, Na nich orły i k o n d o ry

Ścielą g n ia z d a w złam ach skał. I omija brzeg ten zdała

Dniem i n o c ą w ą tła łódź, v Bo zbyt silna m o r s k a fala

Nieda toni w iosłem pruć.

Tu śm ierć grozi w każd ej chwili U o lb rz y m a sk a ln y c h stóp. G ó r ą — sło w ik w g ąsz c z y kwili, Dołem — o tc h ła ń — zimny grób. Na tej skale, h e n — u szczytu J est p ie c z a ra w e w n ą t r z gór. Tam nie ujrzysz s ł o n k a świtu, Z p oza śn ie ż n y c h ciem nych chm ur. Tam b r a k życia —gdzieś w oddali Zaszeleści suchy k r z e w —

To m k n ie żmija, a od fali Jęk żało sn y słychać mew. Jak g ró b zim ną — o p u s z c z o n ą Ta pieczara. Spojrzy w nią. Czasem księżyc — c h m u r o p o n ą Spiesznie k r y ją c ta rc z ę sw ą.

(13)

Czasy d a w n e m i w p ieczarze owej Młody w y g n a n ie c s a m o tn y żył. S tro n ią c od ludzkiej zdradliw ej mowy, 0 w ieczn em szczęściu fantazje śnił. D oskonałości szu k ał n a ziemi, Gromił w s p ó łb r a c i za czyny ich.

A zow iąc w szy stk ic h g r z e c h ó w pełnemi, Sam uz n a ć nie chciał w y s tę p k ó w swych. Lecz choć z p o g a r d ą p a t r z a ł n a ludzi 1 groził tłum om ty siącem kar:

Sw ojego s e r c a on nie ostudzi. I jego podbił miłości czar.

*

* - # R ośnie c y p ry s hen n a górze Na mogiły rz u c a cień, Dołem bluszcz i dzikie róże O p a s u ją d r z e w a pień. A gdy b u rz a c y p r y s s ta ry Grom em zwali, ra z e m z nim Bluszcz Oplótłszy mu k o n a r y Legnie m a r t w y z d ru h e m sw ym .

(14)

Nie s a m o tn y cy p ry s rośnie, Nie sa m o tn y m ło d zian już,

P rzy nim dziew cze w życia w io śn ie Jako p ą c z e k ra js k ic h róż.

Oko ż a re m o g n ia płonie. P ie r ś faluje, s e r c e drży, N am ię tn o śc ią b iją sk ro n ie. P r e c z zwodnicze, zw ątpień sny! Po d jej w z ro k ie m pękły lody, N ienaw iści zg in ął ślad. Sam kochany, c h ło p a k młody W n e t p o kochał g órski kwiat. 1 u k ry ty n a g ó r szczycie Zaznał r a j u u jej stóp. Złączyło ich s e r c a bicie, A rozdzielić może — grób.

* # *

Z błękitnego n ieb o sk ło n u S w e prom ienie m iesiąc śle A przep ięk n y blask O rjonu W wód g łęb in a c h kąpie się.

(15)

0 s k a lis tą pierś r o z t r ą c a B ry zg a piana^ m o r s k a toń Z g ro ź n y m szu m em fala w r z ą c a , Z ś w ie ż ą siłą w r a c a doń.

Czemuż cicho tam n a szczycie P o ś r ó d k r z a k ó w w o n n y c h róż? Uleciało z piersi życie -1 nie zab rzm i p io s n k a już Czemu zbladły u st k o ra le Czemu s e rc e niechce bić? Jakiż dem on w dzikim szale, P r z e r w a ł s r e b r n ą życia nić? U w ezgłow ia, p r z e r a ż o n y Klęczy m łodzian — w dłonie sw e Ujął rą c z k ę uwielbionej,

Żalu m ę z k ą ro n i łzę. I u w ie rz e ń sw y c h o łta rz a Darmo b ła g a Nieba ła s k Śm ierć —to słow o go p r z e r a ż a Śmierć — zgasł źren ic c zarn y ch blasl

(16)

Bluźni — płacze — p ro si — słu c h a , T ę tn a s z u k a — szaty rwie. Serce z m ilk ło —n iem a d u c h a — W ic h ro m m orskim żali się.

W ó w c z a s t o —z Niehnycli sfer p r z e s t w o - Na ziemię s p ł y w a ł Anioł ten, [rza K tórego zsyła ł a s k a Boża

By n a m o sta tn i słodził sen. I słyszy On, że gdzieś z oddali Jęki ro zpaczy d o ch o d zą doń. W ięc n a e te ru s re b rz y s te j fali W chodzi do groty — i zim ną dłoń Na białem czole z litością sk ła d a 1 p o c a łu n k ie m darzy j ą swym. Ostatnie tchnienie u ro c z a Ada O ddając — bóstw o p o z n a ła w nim. W te d y dopiero, w cieniu pieczary U jrzał w y g n a ń c a u Ady stóp, I żal mu szczerze, że sw em i d a ry U stro ń m iłości zamienił w grób. I widział Anioł ile boleści, Ile ro zp aczy w tym w z ro k u tkwi:

(17)

To żal m o c a r z a — nie żal n iew ieści Co u k o je n ia s zu k a przez Izy. P ła k a ć — to ulżyć — ale w milczeniu, Gdy s e rc e pęka, gdy b r a k n ie tchu: Z am k n ąć się w sobie. W tak iem cierpieniu Kto cierpi w c i s z y —cierpi za stu!

* # * N ienaw iść błądzi i kłamie, Ludzkości szerzy j ą wróg. W s z a k litość, to b ó s t w a znamię, A jego z e s ła ł tu Bóg.

W ięc duch niebieskiej k ra in y R o z p aczą w z r u s z o n y tą, Ostygłe zw łoki dziewczyny. W n e t w o lą o żyw ia sw ą. A n ielsk ą d u s z ą jej ciało

N a tc h n io n e — k r e w k rą ż y z n ó w —- Tylko w pamięci zostało

Jak o b y m a rz e n ie snów, N iejasne w sp o m n ie n ie bytu Z am ierzchłych m inionych lat. Gdy jak o Anioł, z błękitu, Czasem n a w ie d z a ł ten św iat.

(18)

Z nów tę tn a w piersi zabiły 1 oczom p o w r a c a blask. W y r w a n a z objęć mogiły, R ozk o szy n ie c h z a z n a łask. Słyszysz, w lesistej u s tr o n i Gdy księżyc w y jrz y z za chmur: P io s e n k a dziewicy dzwoni, P o w t a r z a j ą echo gór. Ona pieszczoty słodkiemi, W y g n a ń c a d arzy ja k wprzód. I stał się n a biednej ziemi, P rzez miłość w s k r z e s z e n ia cud.

Z ap a trz o n y w wód p r z e s tw o r z a , Z a słu c h a n y w szm ery fal,

Na skalistym brzeg u m o rz a Siadł w ygnaniec. Jakiś żal Czy tę s k n o ta pierś mu ściska, Św ieżych w r a ż e ń p ra g n ie znów . Chce być z n o w u ż ludzi zblizka, Widzieć ja w ę sw oich snów. I do Ady uk o ch an ej Z temi sło w y z w r a c a się:

(19)

„Czyż do końca, z a p o z n a n y Mam tu przeżyć życie swe. Ciało wolne — więźniem d u s z a — Mnie ku sobie w a b i świat. Tu b ez c z y n n o ść — to k a tu s z a Jakiż p ra c y mojej ślad? G a rs tk a ziemi n a d m ogiłą Co u k ry je szczątki me. Zcichnie s e rc e co tu biło, Na w spom nienie tego drżę. Słuchaj Ado — za górami, Gdzie k w ie c ista o w a błoń, Igra w ic h e r z proporcam i, Rżą rum aki, szczęka broń. Jutro, r ó w n o z b rz a sk ie m ś w itu Śmierć bogaty zbierze plon, K rzy k się w zbije do błękitu, K o n a ją c y m zabrzm i dzwon. Tam j a pójdę —tam iść m uszę Szu k ać sławy... w r o g ó w rój... Ja k r w i pragnę... n a m ą duszę, Ja k ró lew sk i tobie strój „Perły, złoto i k o r a l e “ Tu przyw iozę — lub gdy cios

(20)

W r ó g mi zada w w a lk i szale, Kiedy zam rze w piersi głos: To choć p adnę z gro tem w łonie, S ła w a m o ja będzie żyć—

I u w ie ń c z ą m a r t w e sk ro n ie W liść w a w rz y n u ! Dosyć śnić! Co? ty płaczesz? Ado d ro g a W rz eczy w isto ść zmienię sny, Miłość nie zn a co to trw o g a, Ty mnie k o c h a sz — otrzyj łzy“.

— U kochany mój — gdy fali Nie p o r u s z a w ia tru wiew, Kiedy słonko ogień pali, Kiedy milknie p t a c tw a śpiew, Gdy n arcy zy i złocienie Nad strum ykiem chylą s k ro ń N ieruchom e k w ia tó w cienie S p o g ląd ają w cichą toń.

Lecz niech tylko p o dm uch b u r z y Na zwierciadło pad n ie wód, Cień n a rc y z a , lilii — ró ż y Nie sp o k o jn y już j a k w przód,

(21)

R azem z falą on się chwieje, W ia tr i jego w s t r z ą s a liść — To s ą s e r c a mego dzieje — I ja z to b ą muszę iść!

Tyś t ą f a l ą —j a tym k w iatem I tw ój sm utek — dla mnie łzy. Oczy tw o je —moim św iatem , Mojem życiem je s te ś ty. Żadne niewie, czy ta chw ila Nie je s t k re s e m szczęścia snów. .laka p rzy szło ść się rozchyla 1 czy w ró c isz do mnie z n ó w “.

# # # Ł ą k k o b ie rz e c sz m a ra g d o w y W n e t z a b ry z g a b r a tn ia k re w , I w g ę stw in ie tej d ą b ro w y Zmilknie leśnych p ta s z ą t śpiew. Mgły tu m a n y sło ń ce s k r y ją I uleci słow ik precz W u s tro ń tak ą, gdzie liliję Nie pobrudzi, nie tknie miecz, A czło w ie k a dłoń nie sk a la B a r w stulistnych w o n n y c h róż

(22)

I gdzie tylko czasem, zdała W ia tr przy n iesie echa burz.

*

* *

Gdy po stra s z n y m dnia upale Grom u d e r z a z c z a rn y c h chm ur, Gdy w z b u r z o n e m o rz a fale P ię trz ą grzbiety n a k s z t a ł t gór, Z w ó d o tchłani rozszalałej Dwie p rz e c iw n e fale m k n ą I s p ien io n e m o rs k ie w ały Pod n a p o r e m w ich ru drżą. W s k a ł n a d b rz e ż n y c h stopy bije I dziewiczy w s tr z ą s a bór, W ściekłym ry k ie m b u r z a wyje, Jak s z a t a n ó w s tr a s z n y chór! T a k n a cichej tej dolinie P ie rś do piersi stanie wróg, Z w yciężonych k r e w popłynie, Dziś św iętuje zemsty Bóg. Szumi w ic h ru p o d m u ch dziki I p ro p o rc e w strzępy rwie, G ra ją s u r m y — jęki — krzyki — Już szeregi z w a r ły się,

(23)

Ja k n a n o c n e m tle o gniska Błyszczy w s ło ń c u w r a ż a broń, K re w z przebitej piersi tryska, P od m a c z u g ą p ę k a skroń. P a r t a s t r a s z n ą w r o g ó w siłą G arść o s ta tn ia w boju t r w a ; Jeszcze ch w ila — a m ogiłą W ie lk ą będzie u s tr o ń ta!

Rycerz młody — żądny s ła w y N ap ó r w r o g ó w w strz y m a ć chce, Miga w dłoni to p ó r k rw a w y , K rw i sz k a rła te m mieniąc się. Gdy u d e rz y — s tr a s z n e ciosy P ę k a p u k le rz — p a d a w róg, Jako sierpem cięte k ło sy U ry c e r z a legli nóg. — Zadźw ięczała gdzieś cięciwa, Ś m ie rc io n o śn a s t r z a ł a mknie I r y c e r z a p ierś p r z e s z y w a ; Młodzian blednie, chw ieje się I bez s ło w a skargi, jęku Czując w piersi śmierci jad,

(24)

Z o stry m mieczem w m a r tw e m ręku Na poległych b raci padł.

Na skał szczycie, blada, d rż ą c a Ł z a w e m okiem śledzęc bój, S ia ła Ada k o ch a ją c a. Dłonie łam ie — sz a rp ie strój! P ie rś tę s k n o ta jej ro z ry w a , Serce pęka, p a ła s k r o ń — W tem, d o strz e g a n ie s z c z ę ś liw a Jem u z ręki p a d a broń,

On się chw ieje — tłu szcza dzika Biegnie po nim sie ją c mord, I do m ózgu jej przenika Wycie, szałem p ija n y c h hord. Cudne oczy m g ła z a s ła n ia I te oczy ronią łzę!

O n ie sz c z ę sn y Zoraim ie Tyś dla sła w y stra c ił je. Tobie milsze n ad pieszczoty Śmierć i w a lk a — w r o g ó w krew , Milsza zdobycz, ła ń c u c h złoty: Niż m iłosny p ta s z ą t śpiew!

(25)

S k a rb ten, co Twoim kiedyś był, Nie wiesz, że w Adzie duch prom ienny, Tylko dla szczęścia Twego żył.

Miljony zm arły już z rozpaczą, Miljardy p o m r ą z biegiem lat, One ci w w ieczn o ść nie p rz e b a c z ą Że spokój w śm ierci s tra c ił świał!

M rok p o k r y w a już g ó r szczyty Na dolinę p a d a mgla,

W zeszedł księżyc sre b rn o lity W gąszczy leśnej Eol gra. C iągną wilki i szakale P rz y n ę c o n e w o n i ą krwi. Cicho s z e m r z ą m o r z a fale, Z oczu Ady p ł y n ą łzy. — Miłość czysta w s t r ę t zwycięża,, Lęk n iew ieści r z u c a precz! D rżała, n a sam szczęk oręża, Dziś g o to w a chw ycić miecz. Ada cicha, wiotka, d rż ą c a Przez poległych pole mknie,

(26)

T ajem niczy b lask m iesiąca W k r y s z ta ł zm ienia c z y stą mgłę! Czy ocalał? czy też może Śmierć m u z a d ał w r o g a cios? Ktoś tu jęczy ?— W ielki Boże, O n a z n a ten drogi głos! Jako p o s ą g n a mogile Stoi b lada, u jej stóp Ten, k tó ry ją pieścił tyle, Jej Zoraim. W k r ó tc e g ró b Już n a wieki ich ro z łą c z y J położy szczęścia kres. Z jego piersi k r e w się sączy, W jej oczętach b ra k n ie łez. „Ty tu? i po co? Dlaczego, Ado O statn ie chwile z a t r u w a s z mi?

Chyląc n a d e m n ą t w a r z tw o ją bladą?... To tylko s t r z a ł a w mej piersi tkwi... Z byteczna m iłość — c ie k a w o ść p ło c h a W io d ła Cię tutaj — o nie smuć się... Drugiego s erce tw o je pokocha, W k ró tc e zupełnie zapom nisz mnie.

(27)

-Czuję, że Anioł śm ierci n a d la ła

Idę... gdzie... nie wiem... bez marzeń, s n ó w P r a g n ą ł e m sławy, co w ie ń c e sp la ta Ginę... ha trudno... ty płaczesz znów? Daj mi dłoń Twoją. P rzebacz, nie żałuj..' Co Cię przeraża?... to m oja krew!

Nachyl się proszę... o tak... pocałuj... G robow ych duchów już słyszę śpiew. Żegnaj mi... biedna... w s z a k św iat to cmen- Samotna... trudno będzie Ci żyć. [tarz Choć znów pokochasz... ja k mnie... pam ię- D w a r a z y szczęsn ą nie m o żn a być! [tasz?... Jeszcze... ach... jeszcze... silniej... goręcej... T w e p o cału n k i to ognia żar,

P a l ą mi usta... nie... niechcę więcej — Już p r z y s n ą ł uczuć szalonych czar, Mnie sił nie w r ó c ą T w oje p ie s z c z o ty ,— Bo serce w piersi p rz e sta je bić!

Patrz, g w ia z d a wschodzi, Aniele złoty W n e t pęknie życia o s ta tn ia nić!

Ja k w iele j e s z c z e — w miłości szale Mogłem przy Tobie przeżyć tu lat!

(28)

W zgardziłem szczęściem... szalony... aie T ak mnie ku sobie w ab ił ten świat! Złudne nadzieje... zw odnicze chwile, Ginę n a p rogu młodzieńczych dni Kochając... je d n a k cierp iałem tyle... Dziś nienaw idzę ludzi... a ty?

W s z a k mogłem z T obą w cichej u s tr o n i Szczęśliwy... w ie ń c e s p la ta ć Ci z róż! Czuję dłoń śm ierci na mojej skroni, Z ra n io n e s e rc e z a m ie ra już... Co tam!!.

Ja k arfy dalekiej dźwięki Słabe n ie ja sn e d o ch o d zą nas: T ak tłum iąc w sobie k o n a n ia jęki. Głos jego s ł a b n ą ł j a k p łom yk gasł. Na pierś p rz e b itą g ło w a się skłania. On już nie słyszy, nie czuje nic, Z jękiem rozpaczy n ie sz c z ę sn a Ada Swym p o c a łu n k ie m w sk rz e sić go chce, U stóp k o c h a n k a n a ziemię pada, Do czoła tuli u steczka swe! D a re m n e chęci... z n ik n ę ła w ła d z a J a k ą j ą daw niej o b d a r z a ł P a n

(29)

-Cierpień o sta tn ic h już nie osładza Nie w r a c a życia — nie goi ran! N a błękitnym nieb o sk ło n ie C zaro d ziejsk a g w ia z d k a lśni. J a sn y m blaskiem o n a płonie, J a k k o c h a n k i drogiej łzy. Jej p rom yczek szm aragdow y, Z k r a ń c ó w ś w ia ta biegnie tu: Gdzie zam arły dźwięki mowy, Gdzie się zbliża w ieczn o ść snu. P o n ad niemi się odzywa, G łodnych sępów dziki w rz a sk K re w kroplam i z r a n y spływ a, W oczach g a śn ie życia blask. S konał. Zbladły ust korale, I o p a d ła m a r t w a dłoń! N ieruchom e m o r z a fale S z m a r a g d o w a milczy toń.

*

* *

Czyj cień p rz e z ro c z ą m głą spowity Ś w ie tla n y m blaskiem gwiazdy ćmi?

(30)

Płynie ku niebu przez błękity Na czole w ien iec s r e b r n y lśni?

To A nioł śmierci. On z w ięzów ciała W y sw o b o d z o n y rz u c a ten świat, Odkąd złość lu d zk a b ru d e m skalała, P rzeczy sty ch uczuć c u d o w n y kw iat. I znów, j a k o n g i— w ład n y s w ą siłą K ojenia cierpień żalu i łez:

Gdy milknie serce, co szałem żyło, Kiedy się zbliża istnienia kres. Prz e b o la ł rozpacz i poznał ludzi, Spieszy do nieba, u cieka ztąd: Gdzie już litości nic w nim nie budzi, Gdzie sam e fałsze, n ikczem ność — błąd! Nie u k o jen iem — ale k a tu s z ą

Chwila s k o n a n ia o dtąd m a być! Obłudą żyli — więc cierpieć muszą, Gdy s erce w piersi p rz e s ta je bić! — Odtąd myśl s a m a jego widoku, Strach em p rz e n ik a i mrozi krew . P io ru n ó w błyski lśn ią w jego oku, P r z e r a ż a duszę g ro b o w y śpiew!

(31)

-On w p o cału n k u ostatnim w lew a K o n ającem u , do s e r c a jad/

I odtąd, jękiem cierp ień rozbrzm iew a, Śmierci się lęka... nikczem ny świat.

(32)
(33)
(34)
(35)
(36)

BIBLIOTEKA 2 8 0 1 2 6

L = R

_

B ib lio te k a W S P K ie lc e # »" 'T*

0001425

Cytaty

Powiązane dokumenty

puścić, że — w myśl tego planu pozwala zeń korzystać najwięcej diabłu, aby dręczył większość ludzkości, to to przeczyłoby pojęciu dobroci Bożej. Jeżeli

W piśmiennictwie anglojęzycznym cho- robę tę określa się jako: „sudden death syndrome”, „acute death syndrome”, „he- art attack” oraz „flip-over”, gdyż objawia

Początków poematu symfonicznego można doszukiwać się w XVIII wieku, zwłaszcza w uwerturach Ludwika van Beethovena.. Za właściwego twórcę poematu uważa

Wolność ta - jeśli jest uznana za podstawę wartości i samą w sobie wartość - może zniszczyć życie drugiego (w imię własnej wolności mordowanie nie

Stalowa 27, zameldowała o kradzieży kur, wart.6 złotych z niezamkniętej komórki w podwórzu przez nieznanego sprawcę.. - Stempień Janina,

Na szkodę Jendreja Franciszka, Dąbrowska 20 nieznani sprawcy skradli licznik elektr.. Paprocie Katarzynie,

„Historia Mówiona&#34; Teatru NN, Ulotka wisząca na bramie kamienicy, w której mieści się Teatr NN, przykuwa uwagę pytaniem; Obywatelu, co ty wiesz. o PRL-u?, a trolejbus

Pamiętając o tyrr, że u Levinasa odpowiedzialność jest zawsze nie- peha, skażona nieodpowiedzialnością, można by zaryzykować stwier- dzenie, że sytuacja droiture