P 0 B S 7 E
ED MUNDA W A S I L E W S K I E G O .
K R A K Ó W
rW S P O M N I E N I E
-o-§3>®-o-J F dniu 1 7 L istopada 1 8 4 6 pochowaliśmy id m u n d a I Viasilew skiego. N a je g o p o g r z e bie nie było ani ja r z ą c y c h pochodni, a n i ż a łobnych śp iew ó w , a n i długiego rzę d u p o ja zdów . M ło d z ie ż j e s t w dzięczna: za te k i l ka krakow iaków , któ re j e j ta k do serca p r z y p a d ły , dla któ rych nie będzie potrzeba illu - strow anych edycyi, aby zachęcić do c zy ta n ia , bo one sta ły się ju ż własnością każdego c z u jącego, bo one jednern słowem sta ły się p ie śniam i ludu; m łodzież ta u c zu la, że śpiewa- w akow i kra ko w skich p ieśn i tylk o w kra ko w sk ie j czam arce to w a rzy szy ć do g robu m ożna. 1 darmo p r ó ż n y za tłum em p r z e z cale m ia sto, przedm ieścia i ulicę do cm en ta rza wio dącą postępow ał k a r a w a n , bo k a żd e ram ię chciało dzw igąć te m artw e s z c z ą tk i g e n iu
-s u /, bo k a ż d y chciał odejść, z w-spomnieniem: „ i j a go niosłem ,do g ro b u . “ Nie. odarto tru m n y z szm a t zło c o n y c h , bo trum na była gola; a i na cóż k a w a łk i aksam itu lub strzę p y szyc h u , g d z ie tyle zostało zło ta po nim, ile w ierszy w pieśniach je g o .
M oże co o je g o ży c iu w iedzieć chcecie? ale to nic n e k r o lo g , nie b iografia. Z ycie ludzi domowe do nich sam ych n a le ży . 1 z re sztą, cóibym wam powiedział, o ży c iu czło wieku, którego k a żd e świadectwo ży c ia zn a cie drukow ane. Ja k że skreślić to życie, które g orzało ogniem, ty lu uczuć i ty lu nam iętno
ści b urzą h uczało? A to co z życia jego
w je g o poezyach nie m a, to było wegetalną stroną ż y c ia , j a k u w szystkich was. I dla tego nie. p iszę : W a s ile w s k i u ro d ził się dnia tego i lego, z Ojca tego i tego *), bo c zy ż to w szystko m aluje człow ieka ? c z y ż to choć
VI
*) E d m u n d W a silew s ki u ro d z ił się dnia 16 L is to p a d a 1814 r o k u , z ojca K a jeta n a , m a tk i T e k li (z G to - W iii s kich), w e w si łlo g o in ie w W o je n ' u dziw ie Jjuhel- skicm ; u rn a rt w K rakow ie dnia 14 L istopada 1846 /-.
VII
najdrobniejsze św iatło na je g o osobowość rzu c a ? A b y biograjią poety n a p isa ć, trzeba k r y t y cznym w zrokiem filo z o fa p rzew artow ać k a żd ą m y śl na p a p ie r w ylaną i ba czyć, ze ta m yśl nie j e s t abstrakcyjnie ukutą z w yrazów , ogła dzoną i zrym o w a n ą, ale ze la m yśl z g łę b i d u szy, a nieraz w bólach zro d zo n a .
1 oto lezą przedernną na sto liku po czye \V a silew skieg o . S z u k a m i d a rem n ie, żeby go g d zieko lw iek schw ytać na cichem, sielan- kowem , kontem placyjne/n m arzenia. A le tam w szystko wre. N a w e t w p ie r w s z e j części k r a kow iaków , któ ra właściwie j e s t elegią , dusza
w sm utnych m arzeniach za topiona, często się
z ich objęć w yryw a i. waha się m iędzy ro z p a czą a zem stą. A d a le j, ile ż silnych u- c z u ć , ileż n a m iętn o ści, ile ż b u rzy w sercu i d u szy ! u jeżeli, te niekiedy na chwilę u- stę p u ją , to niespokój zasiada na zrujnow a nym tronie 'człow ieczeństw a, a gojąc samo bójcze ra n y lagodnem i l e k i, p rzyp ro w a d za do rów now agi ca ły organizm m o ra ln y, to
ske-p ly k a tra w i do r e s z ty niew yske-palone ogniem nam iętności boskie p r z y m io ty człow ieka.
Chorobliwy to stan: a le i zm arłego to wina, ze g ę b c z a s ty, ze się ta k w y ra żę, m iąsz serca je g o w y p ił całą tru c izn ę , w szy ste k j a d na szego sp o łe c ze ń stw a, w szy stk ą g o ry c z n a
szego narodu ? On ta k kochał ludzkość j a k
owa m atka w ysysająca j a d z r ę k i uką szo nego syna, mimo z e wic, ze j ą ten j a d z a bije. A w reszcie na cóż los za w istn y w m iej
sce tw ych p ięknych a bolesnych zd o ln o śc i,
nie o b d a rzy ł Cię innem i tego św iata za słu g a m i? c z y ż b y w ówczas spokojne i negaty- icne życie twoje nie było dla ciebie w ysta r czające m? O z a p r a w d ę, okropna dla lu d z kości, k ie d y nie je d e n W a s ile w s k i zazdrościć m usi Rothschildom lub in n ym podobnym bogom stólccia! D ziśb y i D yogenesem być nie mo-
ż n a, choćby naw et zw ierzęcą obojętność Dyo-
genesa posiadać.
Ż rą c a j e s t i p a lą c a m o je j g o ry cz m o w y , i t, d ,
G dyby b y ł los p o zw o lił urodzić się, IV a - silew skiem u choćby nie koniecznie w le j bło gosław ionej krainie, , g d z ie za k ilka w ierszy
IX
m ożna członkiem akadcm ji zostać, ale 'p rzy n ajm niej g d z ie talent nie m usi się rozbijać o chude zeb ra nakładców , g d z ie łcazda m yśl p ię kn a ta k j a k k a ż d y w yn a la zek za k o r z y
stną j e s t u w a ża n a , g d z ie p o trze b y nie tylko są fiz y c z n e i m ateryalne ale i moralne: c zy żb y ten talent, nie p o trzeb u ją c y kłopocie się o to biedne życie doczesne, u sn ą ł b y ł ta k w c ze
śnie na p ierw szych icieńcach swoich? Od
chwili, w k tó r e j się w za w ó d p r a k ty c z n y r z u c ił, p r z e s ła ł łV a sile w sk i pisać a m oże i czuć
p o etyczn ie. I ta w alka go za b iła. B y ła
to w alka p o e zy i z rzeczyw istością. A polem , cóż on w siebie wmówić nie chciał! on chciał naw et wmówić w siebie obojętność. I w idzie
liśm y go w chwilach stanow czych dla nas 7
w chwilach H am letow skiego to be , or not
to be “ zim nym i n iec zu łym ; bo on ta k zw ą t p i ł o szczęściu, ze mu naw et k a ż d y za b ly sk je g o zd a w a ł się tylko zabłyskiem p r ó c h n a,
które choć świeci, ale nie g r z e je... Jc ielim na począ tku wspomniał, że zam ia rem moim nie było p isa ć biografii, clodać je szc ze m u szę, że to nie pochwalna elegia...
Chciałem tylko przyja cio ło m przypom nieć tego, którego z n a li ta k dobrze j u k i j a ; a g d y bym go b y ł p ó łb o ik iem w ysta w ił, c z y z b y go po zn a ć m ogli ? S w ieża śm ierć łV asilew skiego dając m i pióro do rę k i, ka za ła w ynagrodzić
za ra ze m zapom nienie c z ło w ie k a, którego
śm ierci n ik t nie m ia ł czasu o p ła k iw a ć, bo dla n ie j osobnych łez nic s ta r c z y ło .,.. P o k ó j popiołom je g o !
Kraków dnia 2 4 L istopada 1 8 4 6 r,
A l e k s a n d e r S z u . ... X
PRZEDMOWA AUTORA
D O P I E R W S Z E G O W Y D A N I A . -o-3»<ś£-o- ’ A V yd ając d z i ś p o c z y c p i s a n e w r ó ż n y c h ż y cia c h w i l a c h , i z ł c m i d z i e ć m i u c z u ć m o i c h p r z y c h o d z ą c s i ę p o c h w a l i ć p r z e d ś w i a t e m , p o m y ś l a ł e m s o h i c : — m o ż e to b ę d ą s i e r o t y o d e r w a n e od m e g o s e r c a , k tó r e o d d c c li ś w i a t a z z i ę h i , które p r z e p a d n ą w j e g o s z e r o k i ć m o b j ę c i u . B ł o g o s ł a w i ę j e w i ę c 11 a d r o g ę d ł o n i ą o j c a i c i c h ą ł z ą m a t k i , w y s y ł a j ą c c m i s y n a do b o j u . — B ł o g o s ł a w i ę j e p r z y j a z n ą r ę k ą i s e r c e m , z k t ó r e g o w y t r y s ł y , bo w i e m , ż e ś w i a t , c h o c i a ż j e p o b ł o g o s ł a w i , — to z i m n ą o j c z y ma d ło n i ą , Ś w i a t , j a k o j c z y m , p o w i e d o m o i c h u- c z u ć : C z e m u n i e j e s t e ś c i e w e s o ł e i r a d o s n e ? j e ż e l i z o b a c z y ł z y na i c h l i c u . — C z e m u n i c p ł a c z e c i e ? — j e ż e l i w e s o ł o ś c i ą p r z e s z k o d z ą m u w j e g o w i e k o w y c h d u m a n i a c h . - - C z e m u z s z y d z ą c y m , p e ł n y m g o r y c z y u ś n i i e-X I I c licn i o b d z i e r a c i e z e m n i e s z a t ę , któ ra w m a r z e n i a c h m ł o d o ś c i b ł y s z c z a ł a w a m , j a k b ł ę k i t n e s k r o n i e n i e b a w k o l o r o w y m t ę c z y w i a n k u ? — O b u d z a c i c m n i e z e s n ó w a- n i c l s k i c h ; — w y b i e g ł y ś c i e z g ł ę b i s e r c a , j a k w i d m a p o t ę p i o n e , s t r a s z y ć l u d z i i z d z i e r a ć z n ic l i n i e w i n n o ś c i s u k i e n k ę ! . . . . A j e ż e l i k tó r e z u c z u ć g r o ź n i e ś w i a t u s p o j r z y w o c z y ; — p r z e l ę k n i e s i ę g r o ź b y d z i e c i ę c i a , — n i e p o j m i e g o i o d e p c h n i e . B o ś w i a t u s i ę z d a j e , ż c w y b y ć p o w i u u y ś c i e t a k i c m i , j a k i e m ! o n j e m i e ć c h c e . A l e w y n i e j e s t e ś c i e d z i e ć m i w o l i i r o z k a z u . — W y p o w s t a ł y ś c i e : z ś p i e w u s ł o w i k a na w i o s n ę , —■ z p o l o t n e j p i o s n k i ż n i w i a r z a , — z u w i ę d ł e g o listk a j e s i e n i , — z k w i a t u , k tó r y u s e c h l p r z y p a ła j ą c e j p i e r s i d z i e w c z y n y , z s z u m u b u r z y , k tó ra o d m i o t ła p ia s k i z p r z e s z ł o ś c i i o d k r y ła s z k i e l e t y d a w n o u m a r ł y c h ; — w y p o w s t a ł y ś c i e z u ś m i e c h u , — w e s t c h n i e n i a , z ł e z i k r w i ! — P o w s t a ł y ś c i e z p o w o d z i , k l ó r a s e i - c c z a la ła , a ust a d r ż a ł y r o z k o s z ą , k i e d y w a s w s i o w a z a k l ę ł y ! — P i e r w s z e s n y m o j ć j m ł o d o ś c i , b ł o g o s ł a w i ę w a s na d r o g ę ! P i s a ł e m w K r a k o w i e , d n ia 18 W r z e ś n i a 1 8 3 9 roku.
A d o m Len łjęd zie za p rz y p o w ie ść w szy -stk im p r z e c h o d z ą c y m y zd u m iaw szy się m ów ić b ę d ą : p rz e c z t.ak u c z y n ił P a u te j
ziem i y d o m o w i te m u ? ..
Paralipom. Ti. r. 7. w. 21.
Cisza w W aw elskiej katedrze — Zmrok osiadł sklepień załom y, Nikt się nie m o d l i— nie żebrze — Organ ś p i , U a k w ch m urze gromy
Wiatr tylkcftefcasem zajęczy, Lub ptak po Szybach zabrzęczy.
2
,
Rzędem kolu m ny ponure Jedne za drugiemi d ą ż ą , Jak dęb y wzrastają w górę, Konary w arkady wiążą;
I jak dziewica z młodzie ńcem , Łączą się sklepienia w ie ń c e m .—
1-T utaj śpią kró łe — m ocarze — Poigrał czas z ie li p o tę g ą ,
W proch chrobre rozsypał tw arze, 1 pleśni opasał w stę g ą ,
A w ich zbutw iałej prawicy R dzew ieje klinga szablicy.
4
,
Po stru n ac h lutni u d e rz ę ,Z spruchniałćj zbudzę ich tru m n y , W z a ł o g i sk le p ie ń , kolum ny, P ieśń p e łn ą , b rzm iącą , rozszerzę. Za każdym podźw iękiem p ieśn i, Z budzą się i w staną z p le ś n i!
5 ,
K tóż to w kam iennej zbroicy S trzeże przysionków kościoła? D otknę się tw ardego czoła, Niech życie bły śn ie w ź re n ic y ; Niech m arm u r opadnie z ciała, W tw arzy rum ieniec zapała! —
7
o.
«
O ż y ł— i któż t o ? — to K m ita 1) Szerokiój Polski stra ż n ic a ,— Z pod hełm u la u r m u w ykw ita, Przy boku szczęka szablica. Idzie— kro k jego tak dum ny Że drżą ciosowe kolum ny!
O! dalej, chodź ze m ną K m ito, Chodź ze m ną, ja tobie w skażę W szystkie m ęczeństw a o łta rz e , K tóre k rw ią naszą obm yto. P ew nie b rzęk naszych łańcuchów O dbił się w kram ie duchów !
8 .
Chodź ze m ną — za każdym krokiem P otrącisz ziom ków szkielety,
Za każdym kro k iem , niestety! K rew i łzy p ły n ą potokiem . T w arze tw ych potom ków zbladły, G rody w zwaliska zapadły.
Słyszysz jak W isła się skarży, Jak sm utnie po skałach szum i? Ja widzę boleść w tw ej tw arzy, D arem nie ją dum a tłum i. O! nie oszczędzaj łzy jednćj,
Dla n a s z ó j o j c z y z n y b i e d n e j ! . . .
i
i® .
Czy słyszysz K m ito akordy O dgrane na wieków rogach? Po grodach szczękają k o rd y ,— S ztan d ary na D n iep ru p ro g ac h , Sztandary za K arpatam i, Szum ią tryum fu pieśniami.
T
\
a i .
To wielki polonez duchów .
P a tr z !.— idą w szatach godowych — Z ich spojrzeń i męzkich ruchów P oznasz tw ych braci grobowych. O d bijanego! — zagrali
To św ięty taniec p am iątek , Pom iędzy dw óch m órz g ra n ic ą ! M u z y k ą— wieków' d ziesiąte k , M iłość o jczyzny—• d zie w ic ą ; A szabla z Rodzicą B oga,
T ak t daje na k arkach wrroga!->—
1 3 .
To syny wrieków dziesięciu, To nasi w ielcy przodkow ie! Znani w śród boju po c i ę c i u , W obradach ludu po g ło w : ie ! P a tr z a j, jak w pary się w ią ż ą , l koło sw ych grobów k rą ż ą .
1 4
.
Na chw ilę przybrali ciało, P a trz ą oczym a łz aw en p ; — Z i e m i ę z a l a l i s w ą c h w a ł ą , I c h d z i e c i o m z a b r a k ł o z i e m i Zabrzm ieli pieśnią żałoby,1 5
.
Z obszernej niegdyś dzielnicy Został im W a w e l — na g r o b y ! A w nukom — szata żałoby— Z a c h a t y — d a c h s z u b i e n i c y , M r o ź n e S y b i r u p o d m u c h y , L u b z ł o t e k o p a l ń p i e l u c h y !
P a trz ! — oto w iozą S o lty k a — 2) K ibitka z w iatram i św ista, Co raz się dalej p o m y k a ,— Do kola kraina m g lis ta .... I w padła w paszczękę lodów . Jak w p rzeszło ść dzieje narodów
2
.
O ! dzisiaj takich tysiące N a K aukaz i S ybir le ci; — P o w ie trz e ich jękiem drżące W o ła do B oga: t o d z i e c i ! . . . B óg— ani spojrzał na dziatki G inące w zaspach K a m c z a tk i! ...
14
S . Dalej od tego w idoku1! 1 na cóż darem na skarga D rży w ustach i pała w o k u ? — T u cz as— na św iętość się targa, T u Bóg na straży nie stoi — Płaczm y u, św ięty ch podwoi! .
P łaczm y u św iętych p o d w o i, Ż elaza ostrzm y o głazy: G dy serca z e m s t a u p o i,
W r ó g p o z n a C h r o b r e g o r a z y , P o m i ę d z y d w o m a m o r z a m i / I t o z e p r z e m s i ę r a m i o n a m i ! ,
O to K ościuszki grobowdec— Gdyś o nim nie słyszał w grobie, Jagiełłom , Zygm untom pow iedz, W jak grubej te n kraj żałobie ' P ó m ężu, co blaskiem kosy P odniósł sw e imie w niebiosy.
15
O. P rzez tę gotycką arkadę
Pojrzyj ta m ! — na góry w ierzchu K siężyca św iatełko blade
Łam ie się z cieniami zm ierzch u , T ajem ną, u roczą ciszą
W o n n e się kw iaty kołyszą.
W idzisz tam górę na górze, Jak czerni się u roczyście: C hoć z T atró w nadciągną burze, O na trw ać będzie w ieczyście. O na po w ieków głębinie Ś w ię ta — n ie tk n ię ta — przepłynie.
8 ,
T am co dzień nie je d en ziomek U tonie w w spom nień kąp ieli, N a w onnych listkach poziom ek, Na m acierzanek pościeli; Nie raz do w schodu ju trz en k i G ra p iersią w estchnień piosenki!
1 6
Tam kiedy w icher się zerwie Pom iędzy dęby i sosny, To w jego pośw istów przerw ie Ję k się odzyw a żałosny; Na sre b rn y m -k się ży ca pasku Rój duchów wychodzi z lasku.
\ ?
t o .
A każdy ma w piersiach ran ę,
A k o są lśni do księżyca,
A oko żalem w ezbrane, Ł z ę strz ą sa na blade lica: P ierś tę sk n ą piosnkę w ionęła, „ J e s z c z e P o l s k a n i e z g i n ę ł a ! “
1 1 .
A ch! to są R acław ic dzieci, Ś piące w śró d grobow ych eieśni; Lecz gdy noc księżyc rozśw ieci, Rw ą się do m iecza i pieśni, M yśląc, że ju trz n ia swobody, Że zm artw ychw stają narody!
1 3 .
R odzinnych zagród odbiegli, By w alczyć za kraj im m ity ; A chociaż w boju polegli, Do grobu w odza z mogiły, S pieszą garść ziemi d orzucić, P iosnkę n a d z i e i z a n u c i ć ! ...
1 3
.
N a d z ie i!., p o n u re echo P odaje w o k ó ł to sło w o , N apełni serce p o ciech ą, I zajmie ciszą grobow ą. I tylko z W isły falam i, P rzed rzeźn ia się półdźwigkam i1 4
.
Jeszcze b o h a te r R aszyna — P a trz ! jak i dzielny i m ło d y .. Białego rum aka spina, I skacze w E lste ry w o d y .. . W o d a zam knęła zw ierciadło, T ysiące braci pobladło,
18
ł
I d łu g o — bladości piętno Z oblicza ludu się bieli. D uszę o g n istą , n a m ię tn ą , T rzym a w letargu pościeli. U sta dla pieśni z a cięte , Miecze rdzew ieją nietknięte!
" ,
' y ^ 15*» s /
P I E S N III.
(' - . ,v tJi j u A ’ -'
I
L u tn io ! o, jeszcze nie koniec, Jeszcze w rą piersi zapałem , Jeszcze myśl, ja k b urzy goniec P rzeleci po świecie c a ły m ! ...
Pożogi, zniszczenie, m ordy, Zleją się w jed n e a k o r d y ! . . .
< 1 ,
Z agrała noc Listopada, Młodzież się w pary chwyciła, P uściła się galopada,
Ziemia z radości tętniła. P rz y arm at i dzw onów hu k u Bal się rozpoczął na b r u k u !
22
/H M azura! krzykli wiarusy, I zatańczyli w O lszy n ie, K u le — to dziew cząt całusy, K re w — o! to szam pan tak płynie; D o ro n d a koło sz tan d a ra ,
A c h a î n e w o lszynie— hej, w iara
A y
Jak w nocy burzliw ej duchy K oło księżyca szaleją, Ram iona splotą w łańcuchy, Znów się ro zp lączą, ro zw ie ją, N a góry i lasy le c ą ,
G rzm ią w ich re m , p iorunem św iecą!
3 .
Tak w iara szaleje, tańczy, T upa o tru p ó w p o d ło g ę , ' Rozw iana n a k s z ta łA z a ra ń c z y Roznosi śm ierć i pożogę; T o je d e n taniec odwagi, P rzy łunie pożarów Pragi.
m
23 €»•
1 znow u krw aw a hulanka!
W r e bojem serce P o lak a , M azur i Litw a kochanka Puścili się krakow iaka! P om iędzy Bugiem a W isłą P a r sto tysięcy zabłysło.
V * • /
O dbrzm iały echem wolności O dw ieczne K arpat p ad o ły , A na W a w elu z radości
W s trz ę s ły się przodków popioły; Ale Bó,g w y rz e k ł: „ z a w c z e ś n i e ! “ [ Ayawdl ję k n ą ł boleśnie!
8 .
Bal u sta ł niedokończony — K rw ią p o płynęły strum ienie; W a w el starością schylony, P ogrzebne zanucił p ie n ie .... A W isła ję k w yrzucony, P oniosła w dalekie s tr o n y !
£?.
K m ito ! ... lecz gdzież ty ? n i e s t e t y ! . .. Kto pieśni p rzeryw a w ą t e k ? ...
B łysnęły w rogów bagnety W św iętym kościele p a m ią te k ! . . . A K m ita? — na widok w roga Skam ieniał znow u u proga
24
K R A K O W I A K I
,
l tm m i i i i*
1.
T u mi słońce zeszło, tu w dziecięcia oku Jaśniał spokój duszy, jak gwiazdka w obłoku. T u w śró d pól rodzinnych jam uresoły skakał, I tylko za cackiem , gdy się s tłu k ło , płakał. Ale łza dzięcięcia przecież szczęściem łudzi, Choć na chw ilę sm u c i, zgryzot nie o b u d z i! Nie obudzi zgryzot i serca nie splami. R adbym żyw ot cały płakać dziecka łzam i. P łak ać dziecka łzam i i z dziecka uśm iech em , P rz eig rać , prześpiew ać to życie z pośpiechem
2
.
T u mi błysła m iłość w czarnćm Halki o k u , I znurzyła duszę w burzliw ym potoku.
W ted y w dzień i w nocy tylko o niej śniłem , I z m arzeń kielicha zgubną rozkosz piłem .
28
Ale choć styrałem m łodą m oję d u sz ę , Miłe je d n ak dotąd m iłości k a tu sz e ; Miłości katusze radbym zaw sze zn o sił, U śm iechem o uśm iech, łzą o łezkę prosił. Lecz mniejsza o Halkę!., przyjdzie dziewczę piękne, Gdy w ąsa pokręcę, podków kam i b r z ę k n ę ! ...
£
3.T eraz, jak skow ronek, m yśl w niebo w yrzucę, Ale nie o tobie ju ż , H alko! zanucę.
N a rodzinnej ziemi co tylko zobaczę,
To o tem zaśpiew am , o j ! . . . często zapłaczę. O j ! . . . zapłaczę cz ęsto , bo tu łez niemało, Iły liście nie u sc h ły , drzewo podlew ało. A przecież pożółkły, błyszczą jak ze złota, I po św iecie całym w ich er niemi miota. A c h ! pożal się B o ż e , niech w listeczki św ieże S am otna drzew ina kiedy się u b ie r z e ! .,.
4.
Młody k rak o w ia k u , odw róć się na chw ilę O d ocząt dziewicy, choć w abią ta k mile. P o p atrz po tych niw ach, p o w o d a c h , mogiłach, Nie dziewic m iłością k rew ci zaw re w żyłach. T u ojców twych kości bieleją z pod sochy, T u w pow ietrzu drgąją tw oich ojców p rochy!
W ciągnij je odd ech em , oni ci obstoją Za pokarm i n a p ó j, za w łasną krew tw oją! Lecz cóż ja to w idzę? tw arz tw oja pob lad ła, S ukm aną łzę otrzyj, co rum ieniec skradła.
5.
P o p a trz -n o m łodzieńcze, trzy pagórki śliczne B łyszczą po nad W isłą, gdyby piersi m liczne 3). P rz y łó ż tw oje u sta i słodycz w ysysaj,
Na ich łonie głowrę do snu ukołysaj. Do snu uk o ły saj, niech się p rzy śn ią tobie Tysiące tysięcy, co już leżą w grobie.;
Niechaj cię pochw ycą ram ion sw oich wiankiem , Pobaw ią, popieszczą z to b ą , jak z kochankiem . A gdy się obudzisz, to jak b y w ich s tro ju , Jak z objęć k o ch an k i, polecisz do boju!
6.
Na skalistym brzegu sta ry zam ek sie d z i, Siw ą głowę schylił, z m yślam i się biedzi. A W'ież jego siedem , ja k siedem b o leści, Za dziećmi, co w świecie p rzepadły bez wieści!... A m u r, co m u biodra w koło opasyw ał, Jak suknią z rozpaczy, z bólu porozryw ał. I żałośnie ję cz y ze sm oczej gardzieli: 4) „D zieci m o je , dzieci! gdzieście polecieli?
30
G dzieście polecieli, czy szukać o jc z y m a ? “ 1 bez końca ję c z y ,— a ich n i e m a — nie m a ! . . .
Na W a w e l, na W a w e l, k rakow iaku żw aw y! P o d u m aj, potęsknij nad pom nikiem sławry. Dzieje twojej] ziemi na grobow cach czytaj , Tw oich wmdzów groby uściskiem powitaj. P ow itaj uściskiem , w oczy spojrzyj śm iało , Bo tobie w dół patrz eć nigdy nie przystało. Oni św iatu przegrażali i dziś, chociaż w trum nie! Chociaż okiem m arm urow em poglądają dum nie, A na widok krzyw ych szabli, co zdobią grobowiec, W n u k ich wzdycha, d rży najezdnik, uklęka w ę d ro
-H alko m ił a ! ty ś pobożna, jako Polki daw ne; Rzuć w rzeciono i poglądnij
na to m iasto sław ne 1
W siedm iudziesiąt tu kościołach 5) P olak czoło zgin ał,
,To tćż o nim, pośród przy g ó d , Bóg nie zapom inał. >
7.
wiec.
8.
1
Im ie M aryi m iał na szabli, wroga rą b a ł djablo,
Z w ojny zawsze w racał zdrow o, bo się żegnał szablą!
\ 9
P a trz ! m arjacka wieża sto i, dla m iasta s tra ż n ic a ; Na jej widok m yśl się ko rzy ,
a dusza za c h w y c a ! N a w ysm ukłej jej kibici
sześć wieków zdrzym ało, Przecież p ię k n a , ja k dziew ica,
przecież stoi cało!
A pow ażny wr sw ym ogrom ie, niby rodzic m iasta,
K ościół pod n ią , z łona ry n k u , ja k olbrzym w yrasta.
W jego sklepie oko zginie, za m yślą poleci,
Aż tam , gdzie na skroniach Maryi gwiazd dw anaście ś w ie c i! ...
1 0
.
Halko miła! co paranekbiałe rączki złóż;
S kroń Maryi u stró j w wianek z lilijek i róż.
Na jej prośby i w stawienie zm ięknie B oga gniew, 'Ł a s k rozśw ieci nam prom ienie,
a m y w zniesieni śpiew ! Śpiew wzięci z łona
jak błyskaw ica, „B oga ro d zic a, dziew ica,
„M atko sła w io n a, M aryja ! • *. . .
P o leć pieśni z m iasta, choć miasto nie nudzi, Miasto — piękne cegły ■— ty leć m iędzy ludzi. T y leć m iędzy lu d zi, na tych pól zagony, Co p o te m , krw ią zlane, bujne dają plony. Tam ciebie zrozum ią pod słom ianą strz e c h ą , Tam serce stroskane rozjaśni pociechą. R ozjaśni pociechą, z a ś p i e w a rozg ło śn ie, Jak m ały sk o w ro n ek , w różący o w iośnie; Co nad bryłki śniegu dum nie podlatuje, Choć zziębi sk rz y d e łk a , lecz w iosnę przeczu je1
2
.
Tam ciebie zro z u m ią , tam z niejednćj wieści, Co zabrzm i z p rzeszłości, serce się upieści. Posłuchaj m łodzieńcze, posłuchaj H alino, Tych powieści sta ry c h , k tó re z W isłą płyną.
34
K tó re z W isłą p ły n ą , po jćj falach sk a c z ą , N ucą w drzew gałązkach, w szum ie w iatru płaczą. T ych pow ieści starych, k tó re z ojców dziatki W y ssały w puściznie, ja k b y z m lekiem m a tk i, I dziś o nich m a rz ą , uroczyście św ię cą , I5o one w strzą sają navret pierś dziecięcą!
3.
D aw ne to są czasy, lecz o nich pam ięta N asza W isła sław na, stu rzekam i w zdęta. I nie raz szkielety pow yrzuca ze d n a, I szw edzka tam czaszka zaśw ieci nie je d n a ; Zaśw ieci nie je d n a tam czaszka ta ta rsk a , K tó rą zm iotła z k ark u szabla i dłoń dziarska. I późniejszych czasów' nie jedna w jój głębi N ieprzyjazna głowa na wieki się z ię b i; Ziębi się n a wieki w w irach i m ieliźnie, Iło pocóż nic było siedzieć w swój ojczyźnie?
4.
Siedzieć w swój ojczyźnie, nie prag n ąć cudzego, I żyw ić się chlebem ze zagona sw ego! T ak, ja k łłóg przykazał, ja k ojce r o b ili, Co karm ili d ru g ich , choć z swój roli żyli!
K O N I K . «)
1.
O koniku ci zan u cę , K rakow ianko hoża, Co tańcuje m iędzy ludem ,
Ja k strac h przez rozdroża.
2
.
W oktaw ę B o ż e g o -C ia ła , lat tem u nie m a ło , Gdy po ry n k u obnoszono
C hrystusow e ciało,%» L ud się m odlił, giął k o la n a,
bo klęski rozliczne, Najechały, ja k szarańcza nasze łany śliczne.
36
3.
Lud się m odlił, m iędzy tłum y S tra szn a w ieść p rzy p a d ła, Z rozw ianem i na w iatr w łosy,
spłakana, w y b iad ła, S l w rzasnęła w serca m ężów,
i w serca niew ieście: , , 0 ! bieda n a m , w ielka bieda,
goreje przedm ieście! v „S rogi T a ta r, chciw y łu p u ,
w» Zw ierzyńcu pląd ru je; , „K rw ią się poi i na zdobycz
jako wilk p o lu je !“
4.
Ale prędzćj dęby w lesie zegnie oddech burzy, I na w ióry je rozniesie,
niż K rakow iak stchórzy. Przypadł W łóczek ze Zw ierzyńca, 7)
rękę podniósł w g ó rę , Jak gdyby chciał zażegnyw ać
piorunow ą chm urę.
„Z a m n ą bracia! na tych zbójców, Niechaj zginą m arnie!
37 Nie dozwólm y ziemi naszej
najeżdżać b e z k a rn ie ! “ -
-5. 'i
N a w iatry czerw oną chorągiew ro z w in ą ł, A z chorągw i o rz e ł, ja k anioł, w y p ły n ą ł. 8 )
6.
Zanim w w arkocz nocy słońce w łosy zwiło, Na w iślanym b rz e g u ,
T ataró w nie było.
Odbiegli zdobyczy i d u s z y odbiegli, I tru p ó w taborem Zw ierzyniec zalegli.
"*T
Ar' v
7i
O j! było wam siedzieć na stepie bez k o ń c a , K rakow ianek oczu nie oglądać sło ń ca; Njp oglądać sło ń c a , bo nie w am T atarzy N aszych dziewic oko m iłością się żarzy. Ż arzy się m iło śc ią , jak pszeniczne p o le , Lecz pszeniczka dla n a s , a dla was kąk o le!
38
W tatarskióm u b ran iu , na tatarskim k o n iu , P rz y p atrz się , jak W łóczek harcuje po błoniu. Ja k w tedy h a rc o w a ł, do dziś dnia h a rc u je , Bo pam iątkę jego każdy z nas szanuje. Każdy z nas szan u je, — a kto się zapiera Pam iątki sw ych o j c ó w— t ym w iatr poniew iera.
c M
9.
W łóczki nasze zuchy po W iśle pływ ają, O na im pow olna, bo jej brzeg kochają. I chociaż pow odzią, czasem się p o d ą sa , Ja k h ard a dziew czyna, W łóczek po niój pląsa. W łóczek po niej p lą s a , wj ó j uściski p ad a, Zj ój szum iącą f a lą , ja k z k o ch an k ą gada. O na m u też nieraz, odpłaci sow icie, Bo nie jedno cudze u ratu je ż y c ie ! U ratując życie, piosenkę zanuci, A' fale to ściśn ie, to się z niemi kłóci.
\ . . . ■: ' •
PIEŚŃ WŁÓCZKA.
1.
Ł ódko m o ja, łó d k o ! suw aj po głębinie, Moja ty k o le b k o , w tobie życie p ły n ie ! W tobie życie płynie tak miło i p rę d k o , Jak ta złota ry b k a , co goni za w ędką.
o
Ł ódko m oja, łódko! w esoło pruj w o d y / Do Halki kochanćj płynę w łóczek m łody; P ły n ę włóczek m łody, o niej sobie m yślę, Jak o złotej rybce, co się pluska w W iśle.
w
•a.
.
Ł ódko m o ja, łó d k o ! jak jaskółka chybka, P onieś m ię do b rz e g u , gdzie je st moja rybka
40
Gdzie je st moja rybka, co na m nie w y g ląd a, 1 ja k kania deszczu, tak mię widzieć żąda.
4.
Czarne kani skrzydła, czarne Halki oczy, G dy do niej p rzy p ły n ę , to ku mnie w yskoczy! To k u mnie w yskoczy, do serca p rz y c iśn ie , Do m ych u st p rzyłoży sw e u sta ja k w iśnie!
5.
Ł ó d k o m oja, łódko ! o, moja ty c h a to ! Z to b ą mile bieży i wiosna i lato. I wiosnę i lato kołyszą mię w ody, A ja sobie po nich pląsam ja k pan m łody.
6
.
W o d a , panna m ło d a, i hasam y z s o b ą , A ty, ładna H a lk o ! odziej się ż a ło b ą ! Odziej się ż a ło b ą , pójdę z W is łą w ł o ż ę , Gdy o m nie zapom nisz, czego chroń mię Boże!
7 .
Czego chroń mię B o ż e ! zachow aj mię c a ło ! Jeszczcby dla ludzi życie się p rzy d ało .
41 Ty, blady topielcze! nie kw ap się na duszę, Tonących rato w a ć, H alkę widzieć m u sz ę./
8
.
Ł ódko m oja, łódko! posuw aj się śmiało, K to ma serce czyste, ten się minie z s k a łą ! T en się minie z s k a łą , dopłynie do b rze g u , 1 po b urzy dozna słodkiego noclegu! —
T y zielona łą k o , ty czubata g ó ro ,
Czem u, ch o ć , na wiosnę, w yglądasz p o n u ro ? W szakże te zagony z obfitości sły n n e , Chłopcy nasze zuchy, dziew częta niew inne. Na Łobzow skim zam ku sow a sobie huka, 9) A w sercu dziewczyny serce mocnićj stuka. S erce stuka sm u tn ie, a oko łz ę ro n i, Bo jć j narzeczony gdzieś po świecie goni
D Z I E W C Z VNA.
P oszedł na w ojenkę, zagrodę porzu cił, W o jn a się skończyła a on nie pow rócił!
/ C H Ł O P I E C .
O n jeszcze nie w rócił i nie w róci w ięcćj, Chociażbyś prosiła Boga najgoręcćj!
Ku W aszój pociesze, abyście wiedzieli Pow iem w am , że zginął na tru p ó w pościeli. Na trupów pościeli, k tó rą usłał sobie,
O n na samym w ierzchu odpoczyw a w grobie.J
A nad nim wysoko bujna traw a ro śn ie , W yśp iew u je słow ik co ranbk żałośnie. Słow ik w yśpiew uje, a ty łzy w ylew asz, Lecz jeszcze dziewczyno wesoło zaśpiew asz.
D Z I E W C Z Y N A .
B iedna ja dziewczyna na drodze u się d ę , Na kochanka mego co noc czekać będę. Może po m iesiączku, co w ysoko św ieci, O n do mnie p rzy leci, przyleci, przyleci! A ja go u śc isn ę ,; rozbiorę się z ciała, B ędę z nim do nieba leciała, le c ia ła ! ...
* C H Ł O P I E C .
O j ! nie płacz dziew czyno, w ypersw aduj sobie, Ł z y ci nie pom ogą, bo on leży w grobie. Mam ja w łasną c h a tę , mam ja zagon żyzny, Ż w aw y ze m nie chło p ak , broniłem ojczyzny. B roniłem tćj ziemi, kiedy było/ trze b a, Za to mi tćż ona nie żałuje chleba. Dana, dana, dana, różyczko k o ch a n a, Będę ciebie kochał od rana do r a n a ! . . .
44
D Z I E W C Z Y N A .
Na tw qje dostatki chętka mię nie bierze, Kocham Stacha w grobie, a tobie nie w ierzę.
C H Ł O P I E C .
Nie tak straszn y djab eł, ja k go w ym alu ją, Nie długo dziew częta kochanka żałują. K ochanka żałują, ani spojrzyj na nie! P rzecież panną żadna rada nie zostanie. P an n ą nie zostanie, chociaż się podroży, I w dłonie innego swój w ianeczek z ło ż y !
D Z I E W C Z Y N A .
Nie złoży, nie złoży, darem ne tw e c h ę c i, Po mi Stach kochany nie w yjdzie z pamięci. P od w ieczór w św iętego Jana w igiliją, 10) Z ryw ałam ja różę, zryw ałam liliją.
Zryw ałam liliją, r u tę , m acierzanki, R zucałam na w odę z nich uw ite wianki. Rzucałam co roku, a mój wianek p ły n ą ł, I ja sobie w ró ż ę , że mój S tach nie zg in ął; A jeżeli zginął, to w olę zapłakać,
45
C H Ł O P I E C ,
O ! Boże m ój, Boże! kiedyś taka stała, To S tacha tw ojego będziesz oglądała! W ianeczek w św iętego Ja n a wilją p ły n ą ł,
W ianeczek n ietk n ięty , i twój, Stach nie zginął. Nie zginął, nie z g in ą ł, i przed to b ą sto i, Pocałuje ciebie i żale ukoi.
Ale mię tak w mieście ludzie nauczyli, Nie w ierzyć dziew czynie, chociaż się przym ili.
Mój drogi, mój miły! czy mię oko zw odzi? Może to z mogiły tw a dusza p r z y c h o d z i? ...
Nie z mogiły H a lk o , lecz pow racam z b ó j u , P rz y tobie odpocząć po trudach i znoju. P o tru d ach i znoju o tw e se rc e sp y ta ć , Ciebie pocałunkiem , jak dawniej pow itać! W e czw artek z Rodzicem przyjdę do twój chatki, 11) P o p ro szę o ciebie i ojca i matki,
D Z I E W C Z Y N A ,
C H Ł O P I E C
S
W
A
T
Y
«¡¡e>
D arem nie dziew czyno za piecem się k ry je sz , P rz y szły sw aty
Do twej chaty, Z kubka się napijesz.
W ó d k i się napijesz, sw aty ją przy n o szą i A m atki i ojca o kieliszek proszą. P ro sz ą niedarem nie, kieliszka dostali, D obrze sobie w r ó ż ą — i wódki nalali. Przepili do siebie, kum się z kum em wita, A Swach się tym czasem o dziewczynę pyta. P y ta o dziew czynę, co się za piec kryje, P ełn y kubek nalał i do Halki pije.
47
S W A C i t .
W listeczki m alina, Za k rew nych dziew czyna
D arem nie, darem nie, chow a się przed sw achem ; M alinę zerw iem y,
D ziew czę nam ów iem y,
C horągiew kę zatkniem nad rodzica dachem ! 12) Czem u pić się w zb ran iasz,
O częta zasłaniasz,
A z b o k u , z u k o sa , poglądasz na S tac h a; L epiej się u śm iec h aj,
K ieliszka nie niechaj, K iedy wola Boska, napij się do Swacha.
U A L K A .
V
K iedy taka w ola Boska ja się nie przeciw ię, Będę kochać m ego S tacha,
bo żyje poczciwie. Bo żyje poczciwie, na w ojenkę cho d ził, Swóję H alkę k o ch a ł, a dziew cząt nie zw odził. /
48
O J C I E C .
1 my zezw alam y i błogosławiem y,
Czarnej ziemi zagon za wiano dajem y. 13) A ty pomnij S tac h u , byś w iana nie stra c ił, Halce za wianeczek biedą nie odpłacił.
S K A R G I D R Z E W. 501
— W iec zó r zapadał. Zwierzyniecka wieża Modliła się dźwiękami rozbitego dzwonu; 14) Co Z d r o w a ś M a r j a , słowa mówiła pacierza» Tak ponure i rz e w n e , jak przeczucie zgonu. Splątane sz um em wiatru i szelestem fali Tony biegły, ja k cienie godzin przemarzonyeb, T o n ęły w głębi serca, jako ostrze s t a li, I grały w duszy tęskny psalm za utopionych. A przecież ja m dosłyszał kochanków rozmowy P r z y tej muzyce ś m i e r c i, — i tony miłosne Patrzyły, jak źrenice przez welun krepow y, , Szeleściły, jak świeże listki traw na wiosnę.
52
To Dąb tej strony brzegu do Brzozy kochanki, Rzucał po falach W isły słów miłosnych wianki; Słowa n a łodzi wiatru od brzega do brzega Przebiegały, jak prom ień po wodach przebiega.
Brzozo kochanko! — ja tutaj sam Zielonym liściem piosenkę gram ; Co rane k Tobie zorzy promienie Niosą na wiatrach moje westchnienie, Tobie o z m r o k u , o moja miła! Miłosną piosnkę luby posyła. I narzekaniem drżący moj liść, Radby przez w ody do ciebie i ś ć ! . . Lecz liściem w icher burzliwy targa, I w szumach W isły utonie skarga, I nim cię nocna dojdzie pio senka, Śpiewem j ą ptaków zmąci ju tr z e n k a ! O Brzozo! — kiedyż przyjdzie ten cz as, Ze W is ła dzielić przestanie n a s ? . . .
B R Z O Z A .
O! nic przystoi dębowi łz a, Co liść stu wiosen na czole ma.
5-3
0 nie płacz lu b y ! . , na białe łono D ość łez wylewam z rosą poranku; Ty się uśmiechaj, luby k o ch a n k u , Choć burza miota tw oją koroną. W isła niewinna — nieskarż j ó j — n i e ! Ona nadzieję w me serce tchnie. Ach! w' jej bałwanów ponurym szumie Nie jeden pom ruk dusza zrozumie, Co jako łoskot w dalekiej chm urze Zwiastuje światu, że przyjdą burze;
1 zn ów dziew iczą przepaską tęczy, P oprzelękanym ludziom się w d zięczy!..
T O P O L A N A D W I Ś L A Ń S K A .
Co tam za wdeści od tamtćj strony?.. Czy Galicyanek to śpiew pieszczony?
Czy krakowiaka rozgłośny śpiew W s tr z ą s n ą ł zaspane gałęzie drzew? N i e , — Galicyanki nie nucą ta k , Tak ż a d e n , żaden nie nuci p ta k ; Bo ja znam dziewcząt i ptaków śpiewy, Dźwięki bez m yśli, błyszczące plew'y! O ! takby chyba w godów' godzinie Śpiewał krakowiak hożój dziewczynie,
W s trz ą s a ją c k o s ą ; o! takby śp ie w a ł, I groził okiem, obliczem gniewał,
54
i znów zwycięzką rzuciwszy broń,
W uciskby chwycił Sławiańską dłoń!
S O S N A .
Kto budzi mój miły, spokojny se n? Kto pieśń miłości, burzy i nadziei gra?
A
J A Ł O W I E C .
J a m podsłuchał, to Brzoza i Topola ta K łócą nocy spokojn ość, i młody Dąb ton. P od muram i klasztoru w rozpadlinie s k a ł, J a m dotąd dzień bez wrzawy, noc spokojną miał. W ł a s n y m gorzkim owocem głód karmiłem mój, Cieńmy liść mi ożywiał rannej rosy zdrój. Lecz opiekuńczą s k a łę , mój rodzin ny dom, P rzedwczora strzaskał grom!
I mrozem s ty g n ę , w słońcu się w a r z ę , Z Dębem, Brzozą, Topolą , niebu skargę gwarzę!
Ś W I E R K .
Zniewieściał Dąb i pieśń miłosną pieje, W s t a r o ś c i , — cóż z niego będzie? Kiedy r d z e ń , — dusza spruchnieje, Na czole trzysta lat siędzie?
S O S N A .
P r u c h n o , co naw e t nie błyśnie. D Ą B .
O ! n i e , o ! n i e , Nie tylko miłość ja śnię P rzeczujcie, domyślcie s i ę ! . . .
55
W I K L E .
I my, i my,
Igraszką wód i k r y ! Nasz wązki listek P o w ięd n ął w s z y s te k , A ja sn ą barw ę miał. Zorano g r u n t , Co życie d a ł ! . . I my, i my, Igraszki wód i kry W iśle podnosim b u n t! L I P A .
Ja młodsza siostra tego klasztoru, 15) W pieluchach wieków w y k o ły sa n a,
Będęż milczała? krzyknę do b o ru , Niechaj zagwarzy, jak gwarzył z ra n a , Kiedy mu warkocz burza targała! O! i ja tutaj nie mam spokoju, Za uchem jęczy W a w els k a skała,
I w ciągłym z wichrem ścieram się boju. I cóż mi ztąd , źe w iosna , hoża Krakowianka
Z okiem miłością o g n is t ć m , Podaje ust różanych każdego p o r a n k a ,
I do snu mnie kołysze na swćm łonie czystćm"?.. Nic,— dalej dzieci mojego cienia,
P rzyszłe olbrzymy, zaszumcie w r z a w ą ! Z dwuwiekowego ryknę korzenia, W io n ę ze szczytu wichru k u r z a w ą ! ..
I zawołały młode Lipy w-ychowanki
Na swój naród zielony. Rozgłos leciał pędem Jakby żwawy Krakowiak do swojój kochanki. Tutaj, W oli topole rozstawione r z ę d e m , 16) Jak piszczałki organów, zahuczały pieśnią. ] 'a in , drżący liść Osiki osypany pleśnią Zabrzęczał arf m u z y k ą , i wnet cała góra Tysiącem drzew czubata, zakrzyczała — hura! Odgłos, jak orzeł skrzydła ze szczytu rozszerzył. 0 piersi Srebrnej góry, jak chm ura uderzył, 17) 1 zaraz całym chórem w rz asną ł las Bielański, Pędzi, po W isły wodach jak wiosłami pluszcze,
57 A nim dzwonek klasztorny skończył Anioł pański, Już echem odwrzasnęły Niepołomskie puszcze..
Ucichło V - a WisRi mówiła do drzew: „ I na coż się przyda szatański wasz śpjew ?
,1 na cóż to łudzić przez śpiewy zwodnicze „ W noc cichą i miłą marzenia dziewdcze? „ I straszyć je w ic h r e m — i budzić młodzieńce> „ B y łoże rzucali, chwytali się w r ę c e ,
„O słania ć przed b u rz ą ramienia objęciem, „Rodziców, siostrzyce i żonę z dziec ięc iem ... „ O ! cicho, niech listek daremnie nie sz u m i; „ J a matka tych brzegów zielo nych,
„A serce matczyne uczuje, zrozumi „Cierpienia dzieciaków pieszczonych.
„ O ! cicho, ja kiedy w noc ciem n ą , p o n u r ą , „Białemi pianami, zakipię jak śnie gie m , „Nadrnę się pow odzią, obejdę za g ó r ą , „ I dotąd dzielony połączę brzeg z brzegiem. „ 1 brzozę płaczącą ożenię z kochankiem , „ I wikle u m a ję , ustroję jak wiankiem, „A tęcza się w ody z mój piersi n a p i je , „M ajo wy deszcz spuści i Lipa odżyje.
„ B ó r zwiędłą skroń rozesmuci „O dżycia piosnkę zanuci,
„ P io s n k ę , o jakićj m a rz ę , kiedy moje fale „Rozbijają się z szumem po Wawelskiój skale.
„ T ę pio sn k ę , k tórą każda moja fala czuje, „ D a w n ą ! ...
J O D Ł A .
Cyt! W is ło , człow iek podsłuchuje. 58
DZWON W AW ELSKI.
W Y JĄ T E K Z P O E M A T U .
S ły szycie !— w Zygmunta dzwonią. Powietrze w strzęsły rozdźwięki, 1 ciężkie, poważne jęki
Falami W isły się go n ią , W miedziane dachy uderzą, W a l ą się w ulice miasta, Aż się po r y n k u rozszerzą. A h u k się w z m a g a — p odrasta , D rżący wzlatuje nad wieżą, I w czarnej ch m u ry uścisku Pochwalne pieśni brzmi niebu, Gzy smutne psalmy pogrzebu? Czy straszne krzyki ucisku? Słuchałem długo wieczorem, Duch mój tak wsłuchał się cały, Ze dźwięków tych rozhoworem Dziwne w nim pieśni zagrały.
To się w przeszłości zagłębił, To w blasku słońca" zapalał, ' Szumami wichrów rozszalał, i w chłodach grobów zaziębił.
A dzwon mi mówił powieści, Ja k wiele razy w przeszłości Brzmiał rozgłosami wielkości, T ry u m fu , w ese la , chwały! I takim jękiem' boleści, Ze go dwa morza słyszały! —
On m ó w ił: „M am pierś sp iż o w ą,
Jak piersi mego n a r o d u ! ,
Serce żelazne — jam głową W szystkich dzwonów tego grodu. Serce ż e l a z n e ^ - g d y go burza czeka, Serce ż e la zn e—- gdy się dąsa piekło, A jednak serce wielkiego czło w ie ka! Bo choć tak wiele uczuć z niego ciekło, Tak wiele uczuć tajemnie w pierś biło, I wiekuista pleśń na niej osiadła; Jednak uczucie łona nie stopiło, I rdza mi serca nie zjadła! J a czuję za wszystkie dzwony, P amiętam za wszystkie księgi; Gdy brzmiące wyrzucę tony I roztoczę wspomnień wstęgi,
Na mój d źw ię k — jak na zaklęcie
P rzeszło ści spęka się tr u m n a ,
A ona — jasna i d u m n a , D u sze Judzi w sw e o b ję c ie , W uścisk pochw yci uroczy, I zbudzi w nicłi sen proroczy ! “
Słuchałem dzwonu — i na przemiany To się płoniłem — to b la d łe m ;
P oto k przeszłości płynął wezbrany P rz ed mojej duszy zwierciadłem.
Jak w zachwyceniu — jak w śnie proroka Jasne o b r a z y — miłe rozgłosy
Tak się cisnęły do u c h a —• oka,
Spadały w d u szę kroplam i rosy; Z e od św ieżon a z tęsk n o ty p le ś n i,
Z p r z e s z ło ś c i— jakby z pajęczych tkanek Snuła nić d źw ięk ów , w iązała w p ieśn i,
Jak kwiaty w wonny błyszczący wianek! —
\
Et. 1 5 3 » .
Onego czasu król dzwon kazał ulać, 1 wybudował mu wieżę wysoką ;
A król potężny, miał sławę sz ero k ą,
W ieżę naprzeciw ściany T atrów staw ił. B y większe echo aż do morza grało, Żeby potęgę narodu rozsławił,
I w 't w a r z północy plunął jego chwałą! —
I dzwon ulany na karkach stu wołów W ybiegł na w ieżę, i zawdsł u szczytu ;
i wylał z siebie w przepaście b łę k itu , Pierwszy h y m n Bogu, jak chóry aniołów. Głos leciał w górę w pełnych brzmiących kołach I w stęgę dźwięków jak piorun r o zw in ą ł, Rozbudził echa po gór chm urnych czołach
I do stó p Boga z a p ł y n ą ł ! A od imienia króla mu nadano Na tym chrzcie „ Z y g m u n t a “ miano
-o~2^C-o-R . 1 5 3 3 .
Z pod O bertyna w racał Ja n z T a r n o w a , A nad nim sztandar tryumfu wiał, W gałązkach dębu jego siwa głowa,
A w oczach ogień zapału tlał. A przed nim szło pięćdziesiąt dział, I u stóp króla usiadły,
A za działami zdobyte sz tandary Pod stopy króla się kładły ; I z gołą głową wołoskie bojary Na tw arz przed królem upadły! —
05
I zstąpił z tronu on król sędziwy, Jana do serca przycisnął; Sław ą narodu dumny, szczęśliwy,
Ł z ą rozczulenia zabłysnął.
I kiedy starzec ściskał starca dłonie męzkie, Dzwon rozgrzmiał po powietrzu sw e hym ny z w y
-(c ię z k ie ! A n a r ó d u c h e m w d u s z ę w c i ą g a ł t ę p i e ś ń w z n i o s ł ą , I w z r o k m u s i ę r o z o g n i a ł i s e r c e m u r o s ł o ! . . .
ti'
Posłuchaj dzikiój pieśni sam otnika,
Jak wichru Grudnia, co mroźnym podm uchem Ostu dza pulsa, do kości przenika;
Niech w serce zajrzy rozrzewnionym słuchem . A jeźli ono po młodości szale
Z wszystkich się uczuć nie obrało liści, Jeszcze bić zdolne w szlachetnym zapale, Lub prząść z rozumu współbraciom k o r z y ś c i; T o błyśnie w oku w św iętćm przemienieniu W spółczucie na łzę przemienione ja sn ą! A jak w młodzieńczych m arzeń za c h w y c e n iu , Myśli genjalne pojawią się często,
I błyszczą duszy, choć m ary p o g a s n ą ; Tak łzy po świecie rozsypane gęsto Na długo w duszę wspomnienia z a p lą c ź ą , I z serca łzami zepsucie wysączą.
Jest w młodem se rcu uczucie piekielne, Dziecię gorącej krwi i w y o b ra źn i,
70
A tak wabiąco, jako dnie weselne, A jeszcze milsze niż uścisk p rzyja źni, Lecz dość dotknięcia ręki obojętnćj, Albo od ręki chłodniejszego słow a, Albo sp ojrzenia, chwili mnićj namiętnej, A wnet go cisza obejmie grobowa. A cisza taka, jak powietrza cisze,
Gdy w nićm zaraza jad śmierci rozwiesza; W t e d y na ziemi nic go nie pociesza, P o nieba karcie bluźnierstwami pisze. Mózg jego robak boleści rozwierci, Z serca wszelakie wypali u c z u c ia , I ś le p y —• pójdzie w objęcia zepsucia, Jeźli nie rzuci się w objęcia śmierci. Lecz to uczucie w dnie serca się przędzie, Jak z d r ó j'o ż y w n y w opoki zakuciu, Młodzian w nifyasnem widzi go przeczuciu, Nim się gwałtownie na świat wydobędzie Okiem dziewicy wypchnięte z ukrycia. W te d y się dziwne myśli plączą w głowie, A z myśli błędny wybiega cel życia, Takie uczucie, świat miłością zowie. Takie w ju trzence życia mi zabłysło
Ju tr z e n k ą szczęścia w wymarzonym świecie, Świat mi pod nogi p o s y p i a ł kwiecie, I wszystko z świata do duszy się cisto. W s zystko, na rozkaz rnojćj wyobraźni, Jak na skinienie przedwiecznego słow a ,
7! Przywdziało szaty miłości, przyjaźni;
W e mnie i w świecie tchnęła dusza nowa, Byłem aniołem w t e d y ! . . .
S z c z ę ś c i a i s z c z ę ś c i a ! w s z y s t k o c z e k a , m a r z y ,
Ja k o s ł y s z a n e j p r z y k o l e b c e p i e ś n i ,
Jak o ru m ie ń c u , kiedy spełznie z twarzy, Lub o roskoszy, kiedy się już prześni. Szczęścia i szczęścia! gdzie ucho pochylić, Na całej ziemią wszystko szczęścia ż ą d a ; I w każdej myśli, co z czoła w ygląda,
W k a ż d e m westchnieniu,co pierś mocnićj wstrząsa, Ta m ara ludziom pragnie się przymilić, Gra w pulsów biciu, po źrenicy pląsa; I jak dziewica w zw ie rcic dle-kochanku, Co w tysiąc uczuć stroi twarz p r z e m ie n n ą , To się promieni spokojem p o r a n k u , To znów zasępi, jako mgłą j e s ie n n ą ; A przecież zawsze je dnę myśl wybije, Myśl, co w jej sercu krzewi się i żyje, Żeby harmonią wzystkich wdzięków wio nąć, 1 w tej harmonii tysiąc serc zamącić,
Zapalić chęcią, i szałem o c h ło n ą ć ,
72
1 cóż jest szczęście?— od rana do zm ro k u , Do zielonego grobowca z kołyski,
Czyliż je s t fala na życia p o to k u , Któ raby w szczęścia porwała u ś c i s k i ? .. . Tam — tam — u ź r ó d ł a , u początku biegu Błyszczy, jak srebrne, jasne łono śniegu. Lecz gdy pod śniegiem ziemia się rozgrzeje, A słońce ź góry płomieniami rzu c i,
Śnieżne widziadło w błoto się rozwieje. P o t e m , choć traw a wysnuje się z błota, P o nad zbożami sk owronek zanuci, Choć wiosna kw iatów , a lato da złota, Jesień owocem dojrzałym zapłoni;
Szczęście gdy z pieśnią dziecka się uroni, Z pieśnią nie kształtną , bezdźwięczną dla ucha, Ju ż g.o młodzieniec himnem nie dogoni, Choćby wlał w niego cały zapał ducha!
P o m n ę tę p io s n k ę — daleko, nie głośnie, J a k gdyby jakie przypomnienie senne, Gra ona jeszcze po sercu żałośnie.
Świecą w niem bytu jój chwile p ro m ie n n e ! A przecież, gdyby dziś mi Bóg zaręczył, Ze mię raz jeszcze w pieluchy położy, Ze raz obaczę jeszcze wejście zorzy, A p o te m — -życia ciężarem umęczył; Precz mi z tein s z c z ę ś c ie m ! ....
73
Pomnisz nieszczęsna! w szak ta chwila blizka Gdym k ’tobie p a t r z a ł , jak anioł ku bóstw u! Gdym wszystkie czucia do serca ogniska P rz ygarniał, — t a k , że temu uczuć m nóstwu, Oddechu brakło.
P om nisz , gdy z dobrą wiarą jako dziecko, Ze wszystkich myśli, u c z u ć , malowideł, Zbierałem farby jawnie i zdradziecko; Od orłów, burzy, pożyczałem skrzyde ł, By obiedz całe kolisko przyrody,
W y r w a ć z k o rze n iem , i tobie przyswoić W szyste k kwiat ziemi, wszystkie barwy wody, By twoje wrdzięki podwoić— potroić!
.lam ciebie k o c h a ł— kochał, ja k szalony, Ciebie nieszczęsne dziecko, wątłe, n ik łe , I moje myśli do ziemi nawykłe
Poniosłem w nie bo, i z nieba zasłony,
R ęką nam iętną, silną, św iętokradzką, v
Bwałem ozdoby dla twych białych skroni! Uchem — aniołom kradłem pieśni tony, Samemum Bogu zagroził zasadzką,,
By z ło ta — p e r e ł — kwiatów, wzdzięków— woni Więcej wysypać na ciebie— na d z i e c k o !...
74
A t y ! . . . i d e a ł stw orzony mćm tchnieniem, Niby to a n i o ł— lecz pote m zdradziecko, Jak szatan chmury burzliwej brzemieniem,
R z u c i ł a ś gradem za mojćm m a r z e n i e m !
I mózg ognisty—• i serce z płomienia, Ja k rozpalone żelazo zastygły, I kwiaty życia— nadzieje, m arzenia, W iara i miłość, jak piorun prz e m ig ły ! . . .
Dzieckiem? o! młodzieńcze,
Za cóż w y rz u ty ? — czym kiedy przyrzekła! Ze ciebie k o ch a m , że szczęściem uwieńczę? W tw ćm oku było przyrzeczenie piekła O w za je m n o śc i,— w twójem oku było Świadectwo, źe się moja myśl przyjęła, Że tkwiła w głowie, że nią serce biło,, Że je ste ś ta k ą , jakieś wdzięki wzięła Z sńów moich, jakby z snów poety, Tak sercem rozum zwodziłem n i e s t e t y ! . . .
K ochałem— o! nie myślcie, że dziewicę! Swych myśli wdosnę kochałem w kobiecie, T e wdzięki, w które ubrałem jćj lice, Swoje m a r z e n i a , swego Serca bicie!
75
Bez m o i c h m a r z e ń o n a b y ł a n i c z ć m ;
Gdym od niej odjął moje twórcze dłonie, Została tylko z swóm ziemskiem obliczem, Z nazbyt powszechną swoją dus^ą w łonie. I był to posąg z pod niezgrabnćj ręki, Za nim weń wstąpił mój duch i ożywił; Lecz się zmyliłem w tworzeniu a n i o ła ,
B o g o u b r a ł e m w k o b i e c e s u k i e n k i , I w i e l k i e d z ie ło p r z y p a d e k w y k r z y w i ł , M a s k a o p a d ła z j e j i m e g o c z o ł a , S t o p n i a ł o s z c z ę ś c i e .
A przy niój do koła S nuły śię ciem ne, nikczemne postacie Mych rówienników ,— dla nich moje dzieło, Mogło w anielstwa połyskiwać szacie; Bo byli mali przy m n ie , — ich zajęło Czarnego oka spojrzenie namiętne, Dla mnie już ono było oboję tn e,
Bo w niem nie było nic z mojego ducha ,r Żadna myśl moja tam się nie przyjęła, Jako w z a g o n ie , gdy wielka p o su c h a , Gubi się ziarno, tak myśl w niej z g i n ę ła !
76
Poglądam Na twoję p o s t a ć , z wdzięków ideała O d a r tą , zbladłą, ja k na k rzew uschnięty Ostatnią wonią rozpierzchłego k w iatu, Silący jeszcze podobać się światu,
Poglądam — ja, twój luby, po dniach szału Na światów swoich stojący ruinie;
A przecież jeszcze nie brak mi zapału, Zeby je z gruzów podźwignąć w godzinie, Lub stw orzyć n o w e ! — lecz twój duch niezdoła Sam siebie ubrać w promienie anioła,
A moje dłonie już dziś nie dla kw iatu, By go przypinać do dziewicy c z o ła ; Bom ja już dłonie wyciągał ku światu, Żeby go objąć!
W czyjćm się sercu pomieścić nie może Burzliwych uczuć szalejące m o r z e , ! W ybuc hnie na św iat, i lodem się ze tnie , i pićrwsze z ; m arzeń i uczuć' ogniska Przejdzie po życia dziedzinie bezdzietnie; W objęcia szału na nowo się ciska, Ażeby zamknąć w niepamięci cicśniach Pierwszą łzę życia, pierwsze zawiedzenie, Jak zawiedzione ciało w tr u m n y pleśniach,
I
77 Gdy z niego zbiegło nieśmiertelne tchnienie. I ja pobiegłem w pleśnie drogą szału Z promiennych, boskich, kształtów ideału! Chciałem świat objąć, i w ludzkości morzu P e r e ł k ę bytu własnego rozpuścić,
L ecz mię nam iętność na życia bezdrożu Chwyciła w szpony, i niechciala p u ś c i ć ! . .
-0-<§><ę£-0-L u b a ! poglądnij na to chm ure k grono, Co ponad lasem pożółkłym zawisły. Te, jak szulery oczami zabłysły,
T e , jak trup zbladły ,— tych ciężarne łono, A twarz r u m ia n a , śm ieją ca, wesoła! To są szczęśliwi, co wstali od stoła, Opaśli z ł o t e m , — wygraną radośni! T am dalćj znowu skupieni szulery
W s z y stk o przegrawszy, gniewni i zazdrośni, Śmieją się, n u c ą , ich śmiech taki szczery! Piosenki m ił e ! n ie fa łsz y w e! d źw ię cz n e! Twarz tak pogodna! ruszenie tak zręczne! Jak płacz w y ro s tk a, gdy opiekun w irumnie, Co jego woli i włości pilnował,
I wraz z sw ą dusz ą w rdzawój skrzyni chów J, Płacze, że jeszcze żyć nie zaczął szumnie,
78
A w jego duszy tkwi myśl przywiązania, Czemu w przód jego nie ujrzał skonania!
A tamte widzisz! — to gracze zaciekli! Zgarbieni, zbledli, z okiem w stó ł wkopanóm, Swą duszą z ciała ku kartom uciekli,
I świecą licem i czołem micdzianćm. Ich duszę w k a r t a c h , a ciała bez chęci Woli i czucia, w darze dla lu dzkości, Jako pijawkę zgryzot do pamięci, Ja k ogryzione psom rzucili kości!
Lecz to nie dosyć, pojrzyj, mój aniele! Jeszcze tam jedna chm ura tkwi na b o k u , Targa sw e b o k i, czoło w k u rzu ściele, Piersi jćj burza błyszczy ogniem w oku. Lica wyżółkłe, wyschłe, zapadnięte, Jakby ustami gorączki dotknięte. O ! to największy szuler między niemi. W szystko na kartę p o s ta w ił, — i zbrodnio Rozpacz, i wszystkie łzy i nędze ziemi W y g ra ł od r a z u — i dzisiaj swobodnie, Błogo, oddycha, — bo niechce mieć czucia Zam iaru, chęci, naw et jego zmysły Do jednej myśli niezdolne wysnucia, Na szubienicy wraz z duszą z a w i s łv .
79
A przecie ż, luba, on był jakby św ię ty ! I tylko szałem jak bullą przeklęty,
Z nieba do ziem i przebył w szystkiej stopnie. P rzecież niedaw no barw ił jeg o skronie R ó ż o w y ranek koloram i tęczy;
\
Niedawno chwytał wielkie czyny w dłonie, Czekając, aż go luba dłoń uwieńczy. W te d y świat cały gdyby trącił n o g ą , Nieznaną ludziom świat pobiegłby drogą! Ale m u w świecie zabrakło westchnie nia, Jednego drgnienia p u lsu , łezki je d n ó j, 1 spadł tóm niżej w śród ziemi powszednój, Im wyżej stworzył kraj swego marzenia! Czy go ty widzisz? p o z n a j e s z ? . . .
P rz e k l ę t a ! Rzuciłaś w przepaść tego, co w niebiosa Niósł cię; leciałaś, jak gołąbka św ięta, Na twoje skronie jak ożywna ro sa, Spadały jego westchnienia m iłosne, 1 ty zakwitłaś pod niemi tak cudnie, Jako majowe puchy wierzb na wiosnę, Jak biała lilia dojrzała w południe!
80
I s k r a , chociaż ją zagrzebią popioły, Chociaż nie błyszczy, przecież nie u m a rła' Uczucie chociaż nam iętność zata rła ,
P r z e c i e ż powróci pomiędzy anioły. Bo w sercu iskry zaród ognia dyszy, Bo w sercu ludzkićm cnota siedzi w ciszy. I tylko trzeba popioły ro z d m u c h n ą ć , Żeby płomieniem pod chm ury wybuchnąć; I tylko trzeba kilka chwil sam ótnych, By z nad przepaści uprowadzić s e rc e , Jako z krużganków klasztoru wilgotnych M łodą dziewicę na ślubne kobierce.
I była cisza długa i sa m o tn a ,
Pierzchały widma za nam ysłu przyjściem, Pierś uderzyła zapałem polotna ,
Oko się z lauru ożeniło liściem. Zadrżała w silnój dłoni stal iskrząca, W trąbce się boju zasłuchałem dźwięcznej, I milój grała mi kula świszcząca,
Niż śpiew słowika wśród nocy miesięcznćj. I milej jeszcze w tłumie obozowym, W noc przy ognisku zadumałem serce! Lecz dawne widma powstały n a n o w o , Pierś rozszalała się w gromie bojowym, Myśli znów były, jak wiatry w r o s t e r c e ; Bo spokój serce upieścił chwilowo, Bo ja nie byłem jako inni ludzie, I obudzony jak iskra z popiołów,
81
Znowurn się poddał szalonćj ułudzie,
Bo w e m n i e biło z b y t w i e le ż y w i o ł ó w N a b i e d n e s e r c e .
/
Pomnę, ach! pomnę, kiedy w śr ó d dział grzmienia, Pędziłem oślep cały krw ią zbroczony,
Muzyką były mi śmierci ję czenia , A j a pędziłem roskoszny! szalony! Ż eby zapiekłą skroń laurem ochłodzić,
By pierś burzliwą m ordem ułagodzić, Spragnione usta namiętności szałem
Chciałem odświeżyć, krw ią napoić chciałem ! . .
Jednak nie tylko, nie tylko potrzeba Spokoju serca, broń mi dała w ręc e; Jam jeszcze p ragnął odzyskania nieba,
W któ rem zostały moje sny dziecięce!. . . Nieba mych ojców, w którem długo śnili, A snów olbrzymich nikt im nie zamącił, Aż gdy się nad ich ogrom em zdziwili, Dopićro, wtedy Bóg w piekło ich strącił.