• Nie Znaleziono Wyników

Mistrz reportażu (Melchior Wańkowicz)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Mistrz reportażu (Melchior Wańkowicz)"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Habielski, Rafał

Mistrz reportażu (Melchior

Wańkowicz)

Kwartalnik Historii Prasy Polskiej 31/3-4, 230-235

1992

(2)

R A FA Ł H A B IE L SK I

M ISTRZ R E PO R T A Ż U

(M E L C H IO R W A Ń K O W IC Z )

Pisać o Wańkowiczu jest trudno, dużo łatwiej go czytać. N ie funkcjonował w obrębie żadnej szkoły bądź grupy literackiej, nie był przez dłuższy czas związany z żadnym pismem, nie poddawał się snobizmom ani modom. Napisał natomiast ponad czterdzieści książek, a literatura poświęcona jego osobie jest więcej niż skrom na N ie był łubiany przez kolegów po piórze, stąd śladowa liczba wspo­ mnień poświęconych jego osobie. Trudność dodatkowa to czas, w którym żył i pisał, czas przedzielony najważniejszymi cezurami polskiej współczesności, latami 1939, 1945, 1956. Każda z tych dat zamykała okres życia Wańkowicza, będąc jednocześnie cezurą chronologiczną i tematyczną jego twórczości.

Z trzech wielkich rozdziałów w życiu W ańkow icza najistoniejszy był chyba ten zakończony wrześniem 1939 r. W dwudziestolecie międzywojenne wszedł jako człowiek dwudziestosześcioletni, typowy, rzec m ożna, przedstawiciel wysadzonej z siodła klasy. Za sobą miał studia na W ydziale Prawa Uniwer­ sytetu Jagiellońskiego i w krakowskiej Szkole N auk Politycznych, walki w oddziałach gen. D ow bora-M uśnickiego i wojnę 1920 r. To barwna i bogata biografia, zważywszy wiek W ańkowicza, niemniej jednak nie przeszłość stała się inspiracją jego pisarstwa.

Kresy, te mieszczące się w granicach II Rzeczypospolitej i te odleglejsze, sięgające po W itebsk i Kam ieniec Podolski, rodziły ludzi znakom icie władają­ cych piórem. Przyczyną sprawczą był najwyraźniej genius loci, bo o inne wyłtumaczenie trudno. K sawery Pruszyński, bracia Bocheńscy, Zbyszewscy i M ackiewicze, także W ańkow icz — to dow ody nie do zbicia. W tym ostatnim przypadku środowisko i miejsce urodzenia zaważyły nie na wyborze tem atów i zainteresowaniach, W ańkow icz świadom ie dystansow ał się od tradycji i etosu ziem iańskiego, lecz na stylistyce i formie pisarstwa. Konwencję gawędy szlacheckiej, mieszczącej w sobie dygresję i anegdotę, obok moralizatorstwa, zabawy i wzruszenia, gawędy stylizowanej na wypowiedź autentycznego świadka relacjonowanych zdarzeń, pisanej przy tym kwiecistą, barokową frazą, w yniósł W ańkow icz z dom u rodzinnego. Drugą, nie mniej ważną cechą osob ow ości W ańkowicza, mającą wpływ na jego twórczą biografię, była ciekaw ość i sw oista wrażliwość. Stąd już tylko krok do opowieści repor­ tażowej, gatunku, w którym doszedł do niekw estionow anego mistrzostwa.

(3)

MELCHIOR WAŃKOWICZ 231

D ebiutow ał właściwie późno i potrzebne było do tego własne wydaw nic­ two — Rój — które założył i prowadził do spółki z Marianem Kisterem. N ie m ożna powiedzieć, że jego pierwsze książki przeszły nie zauważone, na pewno jednak nie przysporzyły mu popularności. Przełom miał miejsce dopiero w 1934 r., kiedy ukazały się wspom nieniow e Szczenięce lata oraz efekt podróży do Rosji, obszerny reportaż Opierzona rewolucja. Pisarzem znanym, a zarazem mistrzem reportażu — m ogącym konkurować ze święcącym ówcześnie sukcesy K onradem W rzosem — stał się W ańkow icz za sprawą książki o nieatrakcyjnej na pozór tematyce — N a tropach Smętka. Opis mającej miejsce w 1935 r. podróży po Warmii i M azurach, będący świadectwem polskości tych ziem, podróży pokazującej kraj, jego przyrodę i ludzi, a odbytej kajakiem w towarzy­ stwie córki, jako pom ysł na książkowy bestseller wydawał się niespecjalnie trafny. Prusy W schodnie były niegdyś kresami Rzeczypospolitej, ale uwagę i em ocje budziły u P olaków przede wszystkim te „prawdziwe” kresy wschodnie. W przeprowadzonym w lipcu 1920 r. plebiscycie za przynależnością tych ziem do N iem iec padło ok. 95% głosów i zdawało się, że problem ten był społeczeństwu polskiem u jeśli nie obcy, to przynajmniej obojętny. O kazało się to nieprawdą, a przekonała o tym właśnie książka W ańkowicza. Pozornie nieatrakcyjny temat zyskał pod jego piórem walor bliskości i wagi, przypom i­ nając o przeszłości i znaczeniu tych ziem. P o raz pierwszy dał tu znać o sobie społeczny słuch W ańkowicza, wyczucie rzeczywistej w ażności tematu i umiejęt­ ności odkrycia nie uzewnętrznianych dotąd zainteresowań.

P oczytność i sw oistą sławę zyskała jednak ta książka nie tylko za sprawą tematu. W ażniejszy był, być może, sposób narracji W ańkowicza. Prócz zalet jego sw oistego języka N a tropach Smętka robiło wrażenie opowieści wiarygod­ nej. H istorię i w spółczesność podparł bowiem tabelami i procentami, przed­ stawiając ob ok szczegółow y opis budowy kajaka, którym podróżował. T o było coś now ego, coś trafiającego do czytelników biorących do rąk książkę, która była lekturą lekką, ale jednocześnie ważną, niepowierzchowną, książkę, w k tó­ rej talent pisarski spotkał się z solidnym warsztatowym przygotowaniem.

Zachęcony pow odzeniem zwrócił się W ańkow icz ku tem atowi podobnie pozornie nieatrakcyjnemu — napisał książkę o Centralnym Okręgu Przem ys­ łowym. Sztafeta książka o polskim pochodzie gospodarczym, wydana w 1929 r., 'była jak ob y rozwinięciem talentów i pom ysłów wykorzystanych przy pisaniu

Smętka. G eneza sukcesu była tutaj także podobna. W ażny, choć w społecz­

nej świadom ości przesłonięty innymi sprawami temat, który nie doczekał się jeszcze swego dziejopisarza. C O P, położony w widłach W isły i Sanu ośro­

dek przemysłu m aszynow ego i zbrojeniowego, był najważniejszą inwestycją dwudziestolecia m iędzywojennego i stanowić miał dla państwa nie tylko „ognisko siły”, ale także dow ód efektywności epigonów Piłsudskiego, budują­ cych silną i m ocarstwow ą Polskę. Nagrom adzenie faktów, nazwisk, cyfr, procentów, tabel i fachowych terminów m iało dać czytelnikowi gwarancję prawdy i wiarygodności książki. Ale S ztafeta robiła wrażenie nie tylko kompetencją autora, lecz przede wszystkim rozm achem edytorskim. Dziesiątki

(4)

zdjęć, wykresy i fotom ontaże, wszystko to m iało przekonać czytelnika nie tylko 0 atrakcyjności książki, ale i o znaczeniu opisywanych w niej spraw.

Byłby to kolejny sukces W ańkowicza, gdyby nie fakt, że tezy książki w kilka miesięcy po jej ukazaniu się zostały poddane weryfikacji najsurow­ szej — ciśnieniu czasu. Wrzesień 1939 dow iódł iluzoryczności siły CO P-u, podobnie jak iluzoryczna okazała się siła armii i państwa. D la poszukiwanego przez gestapo za Smętka W ańkow icza decyzja o opuszczeniu Polski była niejako naturalna, ch oć niełatwa. Chciał dotrzeć do Paryża, nie przewidując jednak, że także on sam zapłacić będzie musiał cenę za łudzenie siłą 1 m ocarstwow ością. N ow y, instalujący się w Paryżu rząd nie życzył sobie, by do Francji ściągali ludzie, którzy legitym ow ali oskarżany o spow odow anie kata­ strofy reżim. Za jednego z nich uchodził zaś W ańkowicz. N ie zapom niano mu niefortunnego wystąpienia przeciw prof. Cywińskiemu, którego sprawie p o­ święcił wydaną własnym sumptem broszurę i w której wypowiedział słowa, jak się później okazało, bardzo nieostrożne. „Bez Brześcia — pisał — mielibyśmy w Polsce H iszpanię”. Odpowiadam Cywińskim, bo taki tytuł nosiła inkrym ino­ wana broszura, jest zatem w jakiś sposób kluczem do wojennych losów W ańkowicza. M ógł pojechać do Paryża, po klęsce Francji zaś znaleźć się w Londynie i rej w odzić w tamtejszej prasie. O dm ow a wizy francuskiej, co m iało miejscę za sprawą polskich czynników rządowych, spow odow ała, że po pobycie na Węgrzech i w Rumunii spędził jakiś czas na Cyprze, przedostając się następnie na Bliski W schód. Tam m. in. powstał, wydany po wojnie

Wrzesień żagw iący i De profundis, książka poruszająca problem żydowski,

napisana pod wrażeniem wędrówek po Palestynie. W 1944 r. w charakterze korespondenta przeprawił się wraz z II Korpusem do W łoch, stając się bezpośrednim świadkiem walk o M onte Cassino.

Pom ysł podjęcia się opisu przebiegu bitwy nie m oże budzić zdziwienia. P o raz kolejny przypom niał o sobie reporterski słuch W ańkowicza, umiejącego ocenić znaczenie tematu. Ten był jednak zupełnie wyjątkowy, stąd też pom ysł nadania niezwykłego kształtu książce. Trzy tom y B itw y o M on te Cassino ukazały się w latach 1945 — 1947, a W ańkow icz korzystając z pom ocy m.in. Stanisława Gliwy, w yposażył dzieło w prawie 2 tys. ilustracji, ok. 1000 fotografii, blisko 600 portretów uczestników bitwy, setki rysunków, mapy, zdjęcia lotnicze, panoramy fotograficzne, fotom ontaże oraz kilka barwnych m apek sytuacyjnych; indeks zawierał ponad 1500 nazwisk. Same liczby wskazują zatem na rozmach książki wydanej w niełatwych warunkach p o w o ­ jennych. Jednak im ponujący po dziś dzień edytorski kształt B itw y nie

przesłonił jej walorów literackich. M ożna chyba zaryzykować tezę, że była to książka najważniejsza w dotychczasow ym dorobku W ańkowicza, i chyba najistotniejsza ze wszystkich, które napisał. O pow ieść reportażowa, gatunek, który na dobrą sprawę stworzył, został tutaj — w porównaniu ze Smętkiem czy

S ztafetą — udoskonalony niezwykle frapującym tematem. W ańkow icz pisał B itw ę z pozycji bezpośredniego świadka wydarzeń, nie zawierzył jednak

(5)

MELCHIOR WAŃKOWICZ 233

i założenia taktyczne. Ta uczestnicząca obserwacja, jakby powiedział socjolog, uzupełniona ekspresją języka, dała w efekcie książkę nie mającą równej w polskiej literaturze faktu, w której stopień em ocjonalnego napięcia narracji wydaje się dorównywać opisyw anym wypadkom.

Satysfakcję spow odow aną czytelniczym uznaniem dla B itw y przyćmiła nieco trudniejsza niż wyjazd z Polski we wrześniu 1939 r. decyzja o pozostaniu na emigracji. Wydaje się, że los i pow ołanie wychodźcy nie były bliskie postaw ie życiowej, przede wszystkim zaś temperamentowi W ańkowicza. Był pisarzem ulegającym fascynacji dzianiem się, tworzeniem, ruchem i wysiłkiem, nie zaś nostalgicznym rozpam iętywaniem przeszłości. D latego też emigracyjny rozdział jego twórczości, lata 1945 — 1956, wyjąwszy Bitwę, sprawia wrażenie ubogiego w książki m ogące choćby konkurować ze Sztafetą czy N a tropach

Smętka. O prom ienionem u sławą kronikarza II Korpusu, w składzie którego

walczyli zesłańcy i łagiernicy, pozbawieni po wojnie m ożliwości powrotu do swych stron rodzinnych, nie wypadało W ańkow iczowi wracać do Polski bez Lwowa i Wilna.

Sam fakt pozostania poza P olską nie był jednak wystarczającą receptą na żyw ot pisarza-emigranta, tym bardziej że W ańkowicz, chcąc być jednak obecny w kraju, rozpoczął współpracę z wychodzącym i tam czasopismam i. Popadł przez to w konflikt z emigracją, opowiadającą się za niepodtrzymywa- niem jakichkolwiek kontaktów z reżimem. Stał się zarazem, w Londynie niezłom nych i nieprzejednanych, człowiekiem w jakim ś sensie niepotrzebnym, pisarzem nie umiejącym znaleźć tematu odpow iadającego zainteresowaniom i em ocjom emigracji. Decyzja wyjazdu do Stanów Zjednoczonych była więc jak należy sądzić — spow odow ana właśnie brakiem kontaktu z wychodźczym i

pasjami i resentymentami. Zrozum ienia ani poczytności nie znalazły artykuły wydane w tom ie Kundlizm (1947) czy nieco późniejszy K lub trzeciego miejsca. Emigracji wyznającej zasadę literatury i publicystyki walczącej, dającej świade­ ctwo niewoli i tragicznego losu Polski, W ańkow icz nie m ógł nic zaoferować; nie umiał, bądź po prostu nie chciał.

Pow ody, które doprowadziły do rozstania się z polskim Londynem i przeniesienia się za ocean, były więc także czynnikam i sprawczymi p ow ­ rotu do Polski. N a stałe m iało to miejsce w 1958 r. D ata ta zapoczątko­ wała także now y etap biografii twórczej W ańkowicza, na który niemały wpływ miała, rzecz jasna, sytuacja w kraju. M im o zawiedzionych złudzeń, że P aź­ dziernik zdoła przekształcić Polskę w kraj rzeczywiście wolny i suweren­ ny, now a polityka cenzuralna spow odow ała, że nad W isłą m ogła ukazać się

Bitw a o M on te Cassino. K siążka prezentowała się dużo skromniej niż jej

włoski pierwowzór, na domiar złego różniła się od niego nie tylko edytorsko, W ańkow icz zgodził się bowiem na niewielkie, ale znaczące przeróbki. Była to cena płacona za obecność w kraju, a także w skazówka na przyszłość. P i­ sarz bowiem szybko zdał sobie sprawę, że P olska lat sześćdziesiątych nie jest krajem, w którym m ożliwe byłoby, właśnie ze względów cenzuralnych, pow stanie opow ieści reportażowej, porównywalnej, jeśli chodzi o wnikliwość

(6)

i zwykłą rzetelność, ze S ztafetą ; choć — co paradoksalne — Sztafeta była przecież książką z gatunku literatury produkcyjnej, tak chętnie widzianej przez władze nie tylko w latach pięćdziesiątych. D ośw iadczenia z cenzurą pozwalały zatem sądzić, że reportaż o Polsce takiej, jaką była w rzeczywistości, nie miał szans na druk.

Swój stosunek do polityki kulturalnej władz objawił W ańkow icz sygnując list 34, następnie odsiadując jakiś czas w więzieniu, nie znaczyło to jednak, że popadł w długotrwały, grożący zakazem druku konflikt z władzami. Począw ­ szy od 1956 r., do śmierci w 1974 r. ukazało się 17 jego książek, w większości wielokrotnie wznawianych. I aczkolwiek były wśród nich wydania rzeczy napisanych przed wojną bądź w czasie wojny, W ańkowicz, zorientowawszy się w panującym swoistym głodzie książki wolnej od natrętnej ideologii, pisał dużo, zyskując ponow nie poczytność i popularność. Zmieniając czy też będąc zm uszonym okolicznościam i do zm iany swoich zainteresowań pozostał przy tym otwarty na zainteresowania społeczne. N ie m ogąc pisać o Polsce w spół­ czesnej postanow ił napisać książkę, która w nie mniejszym stopniu potrafiła zawładnąć wyobraźnią i emocjami czytelnika, książkę o Ameryce. Ponad rok trwająca podróż po Stanach, lektury w bibliotece Kongresu i na Uniwersytecie w Stanford przyniosły efekt w postaci trylogii W ślady Kolum ba (1967 — 1969). O Stanach Zjednoczonych pisać należało w ow ym czasie w tonie jednoznacznie negatywnym. W ojnę wietnam ską uznali rodzimi cenzorzy i propagandziści za doskonały pretekst do deprecjacji kraju i jego cywilizacji. Próba ta — jak większość tego typu zabiegów — zakończyła się fiaskiem, a książka W ań­ kowicza, pisana podobnie do wszystkich jego reportaży piórem robiącym wrażenie bezstronności i obiektywizm u, zyskała sporą przychylność czytel­ ników. Przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, czas niewątpliwych „żniw” pisarza — jak zauważył jeden z krytyków jego twórczości — był rów nocześnie okresem największej chyba popularności W ańkowicza, chętnie przybierającego narzuconą mu, po trosze przez krytykę, po trosze przez czytelników, pozę człowieka-instytucji. Przez jakiś czas po jego śmierci w ychodziły jeszcze tom y dzieł zebranych, ukazały się także żyw o przyjęte tom y

K arafki L a Fontaine’a, lecz atencja okazywana pisarstwu W ańkow icza zdawała

się z wolna zanikać. N ie miejsce tu na analizę przyczyn, dla których pisarstwo nie tylko autora S ztafety, lecz także Cata-M ackiewicza, K sawerego Pruszyńs- kiego czy Adolfa Bocheńskiego jest całkowicie niezasłużenie, z wolna zapom i­ nane. Decydują tu p ospołu zmieniające się gusta czytelnicze, m oda i opcje wydawców; zapewne także prawo współczesności, preferujące książki i pub­ licystykę nową, pisaną w innej konwencji stylistycznej i myślowej, prezentującą inny typ wrażliwości.

N ie wydaje się, by wszystkie książki W ańkow icza oparły się upływowi czasu. O bronią się na pewno te, w których ważność i atrakcyjność tematu szła w parze z rzetelnością warsztatu. Czytana po latach Sztafeta, obok N a tropach

Smętka czy B itw y o M on te Cassino, okazuje się przecież nie tylko źródłem do

(7)

MELCHIOR WAŃKOWICZ 235

dokum entem , świadectwem czasu, zapisem historii. M istrzostwo W ańkow icza polegało nie tylko na wspomnianej już rzadkiej umiejętności wyboru tematu, ale także na umiejętności odróżnienia, tego co powszednie i krótkotrwałe od tego co istotne i ponadczasowe. Tym właśnie ocalił jeśli nie całe swoje pisarstwo, to na pewno jego istotną część. Pisarstwa nieustannie żywego, robiącego nadal wrażenie niepowtarzalnym językiem, przede wszystkim zaś znaczeniem i swoistym uniwersalizmem tematu.

M. K u r z y n a , O M elch iorze Wańkowiczu nie w szystko, W arszawa 1975; K. K ą k o l e w s k i , Wańkowicz krzepi, W arszawa 1973.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W topografii badanych miast wyczuwalne jest stałe napięcie pomiędzy bliskim są- siedztwem poszczególnych grup religijnych a dążeniem do separowania się od innych wspólnot..

Na północ (w stronę nowej cer- kwi) zwrócona jest tablica z przedstawieniem Chrystusa Pantokratora i Matki Bożej Pokrowskiej; na wschód (w stronę kościoła) – z

Niezależnie od tego, ilu dokładnie mieszkańców liczyło Głębokie, z pewnością było jednym z większych ośrodków o charak- terze miejskim w tej części Wielkiego

Możliwe, że stało się to już przed 1788 r., gdy władze austriackie przekazały unitom kaplicę Stóp Matki Bożej, odebraną dominikanom.. Odtąd pełniła ona funkcję

Po lewej kościół ormiański (obecnie cerkiew greckokato- licka), w głębi po prawej wieża kościoła Dominikanów (później parafialnego), a ponad nią dachy klasztoru

serw acji w odniesieniu do K siężyca daje jego terminator (linia, gdzie przylegają do siebie oświetlona przez Słońce i nie ośw ietlona część tarczy). Istnienie

(2015: 7–8) do nazw obiektów (chremato- nimów) zalicza: nazwy towarów (produktów), nazwy firm, nazwy instytucji, nazwy dzieł sztuki oraz nazwy pojazdów.. Celem

Średnia ciężarów gruczołów samic kotnych wynosi 17,2 mg, wielkościowo obserwuje się występowanie nawet grasic bardzo dużych i licznych du ­ żych, brak jest natomiast