• Nie Znaleziono Wyników

View of Pozagrobowa dyskusja poetycka

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Pozagrobowa dyskusja poetycka"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

T o m X I X , z e s z y t 1 — 1971

K A ZIM IERZ WYKA

POZAGROBOW A D Y SK U SJA POETYCKA

Pozagrobow a dyskusja poetycka — co może oznaczać tego rod zaju zło­ żenie syntaktyczne? Może oznaczać d y sk u sję prow adzoną w te n sposób, że obydw aj jej p artn erzy zn ajd ują się poza grobem . Czyli z p u n k tu w idzenia człowieka żyjącego tam , gdzie nie sięga jego dośw iadczenie i rozpoznanie, a więc m ożliwa staje się w szelka dowolność dom ysłu. L ite ra tu ra św iatow a w dialogach zm arłych Lukiana z Sam osaty czy F o n ten elle’a ju ż daw no ukształtow ała g atu nek na tak im dom yśle o party. Jego m istrzem w poezji polskiej był C yprian N orw id — w ystarczy w spom nieć V endôm e, R ozm ow ę

um arłych, Do H enryka... U N orw ida d y sk u tu ją zagrobowo Cezar z N apo­

leonem, R afael z Byronem , Cezar z B rutusem , a więc nie artyści prze­ ważnie.

W uwagach obecnych chodzić będzie o inny ty p dyskusji. Taki, gdzie jeden z partnerów już daw no nie żyje; drugi zaś, żyjąc biologicznie, prze­ ciw staw ia m u się — przeciw staw ia się jego propozycjom poetyckim , go­ tów jest inaczej je rozumieć, a n aw et błędnie zapam iętuje. B łędnie w sto­ sunku do litery tekstu, jak a w in n a być zapam iętana; tra fn ie w stosunku do w łasnych predyspozycji tw órczych. Jasne, że tego rodzaju pojedynek poetycki m ożliwy jest tylko pom iędzy zaw odnikam i podobnej w agi. Zo­ staną opisane trzy tego rodzaju spotkania, a ich w spólnym uczestnikiem okaże się Juliusz Słowacki.

K rzysztof Baczyński, jak to najczęściej u niego byw ało —■ d atu ją c do­ kładnie także i ten utw ór, napisał by ł 18 IV 1943 liry k W iatr h N iejedyny w jego dorobku pod ty m tytułem : z w rześnia 1940 pochodzi in n y w iersz pod identycznym ty tu łem W iatr 2. W ygląda, że słowo w i a t r należy do słów -kluczy poezji Baczyńskiego, i to ju ż bardzo w cześnie się pojaw iają­ cych 3. Chociażby Piosenka (12 IX 1940):

1 K. K. B a c z y ń s k i , U tw o r y zebrane, K rak ó w 1961, s. 437—438. O dtąd cy tu ję skrótow o: BUZ.

2 BUZ, s. 25.

3 W przeprow adzonej przeze m nie analizie typow ych d la poezji B aczyńskiego słów -kluczy b ra k u je hasła w i a t r , co stan o w i n ie w ą tp liw y d e fe k t tej analizy (por. K. W y k a , K r z y s z to f B a czy ń sk i (1921—1944), K ra k ó w 1961, s. 59—64).

(2)

U pływ a lęku biały jeleń w m otylim pląsie nóg.

K ołu je w ia tr i dm ie ja k strzelec w w y d ęty ch m u ry róg.

[...]

O, Anno, w ybaw , biały je leń — upływ a trw o g a w p ląsie nóg. K ołuje w ia tr i dm ie ja k strzelec w w y d ęty ch m u ry róg 4.

N apisany w k w ietn iu 1943 W iatr jest liryk iem o nad er dziw nej i zła­ m anej w ew nętrznie kom pozycji. D latego zostanie on zacytow any w ca­ łości, lecz w sposób różny, aniżeli w ygląda w tekście autorskim Baczyń­ skiego. W m iejscu owego załam ania kom pozycyjnego w prow adzam y pauzy — w tekście autorsk im ich nie ma. Ten nagły zw rot w działaniu w yobraźni ty m silniej skutkuje- poniew aż dokonyw a się on w brew po­

w iązan iu odpow iedniego fra g m en tu przez rym ow anie: w i e k ó w —

c z ł o w i e k u , z a s t a ł e — b i a ł e .

W iatr bluzga, ja k k re w się sączy, n a oczy — ciem ności płachta, w nim om ackiem błądząc czuję m ię k k i opór pnączy. A to są ciała chyba, chyba groby, chłodne ja k w ody pręty,

to są ram io n a trw ogi ludziom zm arły m odcięte. W iatr niesie p ia ch u żagiel, n asm u ża się n a nas cienko — — to w oda, m oże w ydm y nagie? Ledw o n ad w ierzchem rę k ą znak pożegnania odfrunie, now e piasków sklepienie w ia tr w zdym a w ciem nej łunie, toniem y, pożarci przez ziemię, gdzie sa m i jesteśm y dnem .

Będziem yż sobie ja k posąg w y d a rty pokryw om w ieków ? Z najdziem yż kru szy n y w łosów z tych czasów n a sk ro n i zostałe?

W ołam cię, obcy człow ieku, co kości odkopiesz białe: K iedy w y sty g n ą ju ż boje, szk ielet m ój będzie m ia ł w rę k u sz ta n d a r ojczyzny m ojej.

(3)

Z najdujem y się w niełatw ej do określenia ponadrealności poetyckiej. Spróbujm y ją odtw orzyć i zracjonalizow ać. W iatr zdaje się „bluzgać” pod ziemi pow ierzchnią, skoro tam poeta „błądzi om ackiem ”, skoro napoty k a on ciała i groby, a jednocześnie jak gdyby znajdow ał się pod wodą. W iatr niczym cienką jak żagiel sm ugą piasku „nasm uża się” na tych, co zeszli w mogiłę, i coraz grubszą w arstw ą przesłania odpływ ających w ziem ię. „Toniemy, pożarci przez ziemię, gdzie sam i jesteśm y dnem ”.

J e st to więc sytuacja bezim iennych ciał, generalnie odchodzących w śm ierć i rozkład, w fu n eb raln ą ontologię nieistnienia: „na oczy — ciem ­ ności p łach ta” — „ciała chyba” — „ram iona trw ogi ludziom zm arłym od­ cięte” — „ręką znak pożegnania o d fru n ie ” — „kruszy ny włosów n a skroni zostałe” . I nagle, w sposób zarów no przygotow any ja k nieprzygotow any przez ową sytuację m etafizyczną — w ystrzela strofa ostatnia. P rzygoto­ w any, albowiem wciąż m ow a o śmierci. Przygotow any, albow iem ostatni dystych części pierw szej sugeru je śm ierć w określonej, a ok ru tn ej epoce historycznej, kiedy była ona m asowa: „Z najdziem yż kru szy n y włosów z t y c h c z a s ó w na skroni zostałe?”. N ieprzygotow any, poniew aż w całym toku w iersza b rak było dotąd akcen tu patriotycznego. A te n akcent nagle w ystrzela:

W ołam cię, obcy człow ieku, co kości odkopiesz białe: K iedy w y stygną już boje, szkielet mój będzie m ia ł w rę k u sz tan d a r ojczyzny m ojej.

Ta ostatnia stro fa zw róciła szczególną uw agę Ju lia n a Przybosia. Uczy­ nił ją przedm iotem pozagrobowej dyskusji poetyckiej w dw u swoich utw orach poetyckich: Poległy i Jeszcze o poległym poecie 3. D yskusja to osobliwa i w arto się jej przyglądnąć z należną precyzją. W obydw u ty ch utw orach um ieścił Przyboś jako ich m otto zacytow aną ostatn ią strofę, ale w postaci zm odyfikow anej i „p o praw ionej” 6. M ianowicie:

W ołam cię, obcy człowieku, co kości odkopiesz białe: K iedy w ystygną ju ż boje,

szkielet mój w rę k u będziesz m iał, sz ta n d a r ojczyzny m ojej.

5 J. P r z y b o ś , Poezje zebrane, W arszaw a 1959, s. 412, 413. (O dtąd skrótow o: PPZ). O bydw a w iersze pochodzą z r. 1956 (BUZ, s. 1064), co oznacza, że p odstaw ą dyskusji był dla P rzybosia nie te k st W iatru w BUZ (r. 1961), lecz p ie rw o d ru k tego u tw o ru w „Tw órczości” (1949), n r 7, s. 53—54).

c P oniew aż podany w „Tw órczości” te k st W ia tr u co do lite ry odpow iada d r u ­ kow i w BUZ, w ykluczyć należy możliwość, ażeby p odstaw ą zapisu P rzy b o sia było dokonane w tym czasopiśm ie przeinaczenie słow ne.

(4)

Z m iana bardzo istotna. Przekładając te dw a kolejne obrazy na prozę stw ierdzam y, iż Przyboś pow iedział „w im ieniu” Baczyńskiego: mój po w ojnach odnaleziony szkielet będzie sztandarem ojczyzny w tw oim ręku, ty nieznany i obcy, k tó ry go odkopiesz. Baczyński w e w łasnym im ieniu pow iedział co innego: mój, po w ojnach przez ciebie, nieznany człowieku, odkopany szkielet będzie wciąż i uparcie w znosił sztandar narodow y. By­ łoby rzeczą bezcelow ą próbow ać odpowiedzi, które z ty ch — całkowicie odm iennych — ujęć obrazow ych jest „lepsze”, a które „gorsze”. Są one po p ro stu całkiem inne i zadanie na tym polega, ażeby w yjaśnić tę ich inność.

J a k a — dom yślnie — m ogła być przyczyna, że Przyboś w tak odmie­ niony sposób „przysw oił” sobie zakończenie W iatru Baczyńskiego? Na odpowiedź napro w ad zają cen traln e obrazy pomieszczone w P oległym i w

Jeszcze o poległym poecie. K ażdy z tych obrazów jest różny, wyw odzi się

bow iem z innego n u rtu liryki Przybosia. W P oległym d y sk u tu je z Baczyń­ skim poeta patriotyczny, au to r P óki m y ż y je m y , skłonny uznaw ać sche­ m aty i rek w izy ty narodow e w ich pełnym walorze:

D um ny ze sw ojej rozpaczy — tk liw ie z n as drw i, że gdy w ielk a p a ra d a

przejdzie W isłę, p rzejd zie W artę, będziem... jego szkielet, sz tan d a r, będziem mieć. Tych słów p rzy ją ć nie um iem , ja k w iny — nie odrobię.

Badacze poezji P rzybosia stanow czo za słabo zwrócili uw agę na p atrio ­ tyczny n u rt jego liry ki. D aleki od ostentacji i frazeologii, oczywisty jak k a ra b in w ręk u piechura. Istn ieją u tego poety zdania zw arte, zdania-na- kazy, któ re u Baczyńskiego m ogłyby się znaleźć, u B roniew skiego rów ­ nież. Zwłaszcza gdy in k ru stu je je cy tat poetycki, a Przyboś byw a m ajstrem takiej in k rustacji: „B udźm y bro ń w echach leśnych, zakopaną, nieży­ w ą...” — „Jeste ś przyw iązany do ojczyzny jak drzew o” 7.

T aka podstaw a dyskusji nie budzi sprzeciw u. Sprow adza się ona bo­ wiem do p ro te stu starszego, a m im o to żyjącego nadal poety przeciwko ofierze życia od niego m łodszych. Co innego z cen traln ym argum entem w Jeszcze o po ległym poecie:

J u ż „w ystygły” — ja k p isał n iep o rad n ie — „boje” i już m u ra rz ociera nie k rew d aw n ą z czoła, lecz pot, rosę żyjących, i w znosi spod cegły n ie kość, ja k sz ta n d a r klęski, ale żywe sw oje ciało, a w ciele —

szkielet... J P P Z , s. 185, 241.

(5)

...jakby on w sta w a ł z m a rtw y c h , n a m n ie gniew nie w ołał i podnosząc się z gruzów o p ierał się o mnie...

Nie! Nie p atrzeć jego oczam i! Zapom nieć!

Tym razem dyskutu je bardzo daw ny Przyboś, a u to r Śru b i Oburącz w służbie budow nictw a Polski Ludow ej. T en drugi pojedynek pozostaw ia przeto w rażenie przykrego dysonansu i arg u m en tacji nie na tem at. N aj­ pierw bowiem d y sk u tan t zachow uje się niczym k o rek to r-red ak to r, m łod­ szemu koledze po piórze oceniający jego tek st: pisze nieporadnie. Z kolei udaje, że nie wie, o jak i to szkielet Baczyńskiem u chodziło, i dowodzi, że każdy m urarz też m a w swoim ciele szkielet. Słowem, P rzyboś sta ra się nie dostrzec, stara się w ym inąć porządek m etafizyczny, z którego nagle w ytrysnęła strofa Baczyńskiego. Lecz tego porządku uniknąć nie można: „podnosząc się z gruzów opierał się o m n ie” . W iadom o więc, o czyj, o jaki szkielet chodzi. „Nie! Nie patrzeć jego oczami! Zapom nieć!” . To nie jest żaden argum ent: to jest k ap itu lacja i chow anie głowy w św iatopoglądo­ wy piasek.

W yłaniają się z kolei dw a p ytania: czy jest to jed y n y w naszym piś­ m iennictw ie przykład podobnej d yskusji? Do jakiego dalekiego p raźródła można by sprow adzić ujęcie, k tó re ściągnęło na siebie uw agę znakom itego awangardow ego poety?

S zkielet m ój będzie m ia ł w rę k u sz ta n d a r ojczyzny m ojej. S zkielet m ój w rę k u będziesz m iał, sz ta n d a r ojczyzny m ojej.

S z k i e l e t i s z t a n d a r to słowa nośne ty ch obydw u zw rotów poe­ tyckich.

O m aw iana dyskusja posiada pew ien odległy analogon w fakcie poe­ tyckim, jaki zaszedł m iędzy S tefanem Ż erom skim a Juliuszem Słowackim . Mówię fakt, poniew aż tru d n o w ty m p rzy p ad ku mówić o bezpośredniej dyskusji. Każdy wie, że odpow iedni fra g m en t H y m n u (S m u tn o m i Boże...) Słowackiego brzm i następująco:

[...]

Żem p raw ie nie znał rodzinnego domu,

Żem był ja k pielgrzym , co się w drodze tru d zi P rz y blaskach grom u,

[...]

Tymczasem Żerom ski ów frag m en t podał inaczej jako m otto cztern a­ stego tom iku swoich D zienników , a także w jed ny m z listów do O ktaw ii Rodkiewiczowej 8. W yklucza to możliwość przypadkow ej pom yłki:

8 S. P i o ł u n - N o y s z e w s k i , S te fa n Ż eromski. Dom, dzieciństwo, młodość, W arszaw a 1928, s. 267.

(6)

...Żem nie zn ał p raw ie rodzinnego domu, Żem ja k pielgrzym , co się w nocy tru d zi

P rz y b lask ach grom u...9

K om en tator D zien n ików Żerom skiego, Jerzy Kądziela, słusznie zazna­ cza: „w ygląda to na um yślną zm ianę Żeromskiego, nie spowodow aną nie­ dokładnym przypom nieniem w iersza” 10. Ja k a jest praw dopodobna inten­ cja arty sty czn a tej zm iany?

N iew ielka przestaw k a w pierw szym w ierszu ( ż e m p r a w i e n i e z n a ł — ż e m n i e z n a ł p r a w i e ) jeszcze bardziej uw ypukla wręcz autobiograficzny pod piórem tw órcy L u d zi bezdom nych sens tego w ersetu. P rzyn ależn y do pokolenia szlacheckiego w ysadzonych z siodła, m iał Że­ rom ski praw o wzm ocnić to w yznanie.

Co dalej ? U Słowackiego obraz grom u, k tó ry tow arzyszy pielgrzym owi, zw iązany jest głów nie z faktem pielgrzym ow ania przez życie, z osobą pielgrzym a: pielgrzym w śród grom ów w drodze się trudzi. Słowo p i e l ­ g r z y m , to jedno ze słów -kluczy polskiego rom antyzm u, szczególnie ro­ m anty zm u em igracyjnego. P od tek st propozycji słownej użytej przez Sło­ w ackiego zarów no jest podtekstem autobiograficznym , jak generalnie rom antycznym .

Zm iana dokonana przez Żerom skiego znaczy: pielgrzym w śród blasków grom u w ę d ru je nocą. Takie blaski są raczej przerażające i na krótko roz­ św ietlają ciem ności. Noc tym gęstsza nastaje. Podtekst tak przeform uło- w anego obrazu apeluje do innego stereo ty p u właściwego czasom niewoli: (długa, ciem na, czarna, bezdenna) noc niew oli. M łody Żeromski, pogro- bowiec p ow stania styczniowego, w śród nocy najczarniejszej niewoli spę­ dzał sw oją młodość. Tom ik D zienników , w k tó ry m w prow adził om aw iane m otto, został rozpoczęty 17 VII 1887.

C hyba tylko w ten sposób, oczywiście na praw ach domysłu, można próbow ać w ytłum aczyć, dlaczego u ry w ek H y m n u u trw alił się w pamięci Żerom skiego inaczej, aniżeli on brzm i u Słowackiego. Po prostu został przeniesiony w inn ą epokę i do niej słow nie dostosow any. Podobny fakt poetycki zaszedł rów nież m iędzy Przybosiem a Słowackim, i to w związku z H ym n em . K ażdy wie, że w jego ostatniej strofie czytamy:

[...]

Nowi gdzieś ludzie w sto la t będą po m nie P atrz ą c y — m arli.

[...]

“ S. Ż e r o m s k i , Dzienniki. T. 4. W arszaw a 1965, s. 98. 10 Tam że, T. 2. W arszaw a 1954, s. 588.

(7)

Przyboś użył tego frag m en tu jako m otta do jednego z n ajpiękniejszych swoich w ierszy Z rozłam u clwu mórz. Lecz z jakże w ym ow nym odcięciem jednego tylko w yrazu:

...Nowi gdzieś ludzie w sto ia t b ęd ą po m nie, P atrzą cy — u

To również zagrobow a dy skusja poetycka, dy skusja z koniecznością śm ierci i przem ijania. Zgodna z całym św iatopoglądem tego pisarza. Lecz tym razem me dyskusja m istrzow ska i lakoniczna. Poprzez przek reślen ie jednego tylko w yrazu — zdaniu, które w yrażało pewność przem ijania, nadana została inna treść: p e w n o ś ć t r w a n i a . Słow acki powiedział, jeżeli dokonać przekładu prozaicznego: także i ci, co w sto la t po m nie będą patrzeć — um rą. Przyboś popraw ił: w sto lat po m nie ludzie będą wciąż patrzeć (oglądać). I obydw aj m ają rację, dy skusja podobna nigdy się nie zam yka. Dlatego gdzieś w pośrodku Przybosiow ej odpow iedzi czy­ tam y zdanie, godne każdego w ielkiego poety:

Je stem chw ilę

znikliw szą o w iek m iniony przede m ną, szybszy o sto lat, co przeb ieg n ą po m nie.

O m aw iany frag m ent H y m n u Słowackiego głęboko tk w ił w pam ięci Żeromskiego, skoro w okół jego słów rozsnuł on jed en z bardziej p rzejm u ­ jących rozdziałów Lu dzi bezdom nych. Rozdział ten nosi ty tu ł „P ielg rzy m ” , a więc naw iązuje do em igracyjno-rom antyeznej sytu acji i odpow iedniego gniazda słownego, do którego apeluje Słowacki. Lecz naw iązuje w sposób znam ienny dla czasu porozbiorowego i staje się w ostatecznym efekcie jednym ze składników narodow ej, społecznej i ludzkiej bezdom ności jako centralnego problem u powieści.

Od stron y fabularnej patrząc, jest to opis w izy ty Ju d y m a i K orzec- kiego w d yrektorskim pałacu inżyniera K alinow icza oraz relacja z dy ­ skusji m iędzy nim i a zbuntow anym synem K alinow icza. (Replika sy tu acji ojciec — syn w D oktorze Piotrze). W rozm owie i w p rzy jęciu uczestniczy rów nież córka Kalinowicza, rozkapryszona m alarka, cała zaś scena roz­ gryw a się w śród długotrw ałej b urzy i ulew y, a więc ta k ja k Słowacki dyktuje w om aw ianym fragm encie:

— Jak że zimno... — szepnęła p iękna p anienka, z trw o g ą spoglądając w okno. — Boi się p an i trochę? — p y ta ł K orzecki. •— P ra w d a , boi się pani?

— Ale gdzież tam... Tylko ta k rap to w n ie się oziębiło. I ta ciemność...

— A ha, ta ciemność... — Po chw ili m ów ił: — Ja k ż e bied n y m je st ten, kto te ra z iść m usi nieznaną, straszn ą drogą. K to spieszy się do niew iadom ego celu, k to idzie, idzie bez końca... Ten „pielgrzym , co się w drodze tru d z i p rzy b la sk ac h grom u...” 12

11 PPZ, s. 151.

12 S. Ż e r o m s k i , Pisma. P od re d a k c ją S. P igonia, T. V III: L udzie bezdomni, W arszaw a 1947, s. 337—338.

(8)

A więc zarów no pielgrzym rom antyczny, jak po m yśli obrazu Sło­ w ackiego zainscenizow ana przez Żerom skiego nagła noc, noc i ciemność pośród dnia, jaw ią się w ty m dialogu. Pielgrzym em okazuje się rychło p rzem oknięty do suchej n itk i nędzarz-przernytnik, od którego Korzecki zakupi sztukę k o rtu na u branie. P am iętał więc dobrze Żerom ski to ro­ m antyczne słowo, ale nadał m u celowo przygraniczną i porozbiorową treść: p i e l g r z y m - p r z e m y t n i k .

W reszcie, kiedy po uciszonej b u rzy Korzecki z Ju dy m em w racają do siebie powozem, doktor cy tuje w całości i w iernie strofę Słowackiego, ty m razem kładąc nacisk na to powiedzenie: — „»Żem był«... Co za straszne słowo!..” 13. Dlaczego? „Żem b y ł” — to znów zapowiedź ukoń­ czonej drogi życia, sam obójstw a Korzeckiego, jakie się dokona zaraz w n astęp n ym rozdziale. Słowem — jakże W ielostronny i św ietnie w y ­ zyskany przebieg posiadała ta Żerom skiego już nie dyskusja, lecz obco­ w anie zagrobow e ze Słowackim.

Dalsze py tan ie dotyczyło przypuszczalnej prow eniencji zestaw ienia s z k i e 1 e t - s z t a n d a r, któ re stało się przedm iotem kontrow ersji m iędzy p o etą aw an g ard y a p o etą pow stania warszaw skiego. Szkielet w ty m zestaw ieniu u ż y ty zostanie nie w fun k cji m akabrycznej, ale pod­ niosłej i patetycznej. O braz tak i wyw odź! się z Króla-Ducha. W śród odm ian drugiego rapsodu tego poem atu znajduje się obszerna, licząca trzydzieści pięć oktaw , rela cja R apsoda o okrucieństw ach Popiela. N a­ leży o n a do poniechanych przez Słowackiego pomysłów, by opowieści o losach ko lejnych K rólów -D uehów słuchała w yraźnie w prow adzona do po em atu grom ada. O ktaw y X X X II i X X X III brzm ią:

„I głos szedł z ducha potęgą straszliw ą, I stw orzenie się n a ziem i rozżarło. K onie la ta ły z u k rw a w io n ą grzyw ą,

P sy w sk ak iw ały rycerzom na gardło... P rz y la ty w a li w pochodnią straszliw ą

Gońce... z oczym a i tw a rz ą um arłą, P odobni n a k re w do k ru k ó w łakom ych, A z ro zkazam i od w ładz niew idom ych. „D w anaście razy, w d w u n astu obozach,

O dm ienił się lud z m artw y ch w sta n ia siłą. D w anaście raz y k rw ią w czarnych w ąw ozach

Spłynął, sz tan d a ró w sto zbroczonych zgniło! S zkielety w ogniu stojące n a w ozach

Jeszcze nie chciały próchnieć pod mogiłą, A le do p u sty ch u st p o przykładały

t r ą b y , i trą b ią c gniły, i p róchniały.14 13 T am że, s. 344—345.

(9)

Szkielet niezdolny do kapitulacji, trą b y sądu ostatecznego, sztandary zbroczone i gnijące. K u takiem u nagrom adzeniu p atetycznych obrazów in te n d a je zakończenie W iatru Baczyńskiego, z czego pośrednio w ynika, że dyskusja Przybosia z poległym, m łodym poetą należy także do za­ kresu jego obcowania ze Słowackim.

Jeszcze parę zdań dopełniających. Znajom ość cytow anego fragm entu

Króla-Ducha przez tak w ytraw nego czytelnika Słowackiego, jak im jest

Ju lian Przyboś, nie jest w ykluczona. W ypowiedź samego poety m ogłaby spraw ę rozstrzygnąć.* W ątpliw ie zaś, ażeby Baczyński, przy o kupacyj­ nych kłopotach z lek tu rą i dostępnością pełnych w y d ań Słowackiego, znał Króla-Ducha. Nigdzie w jego dorobku nie udało się n a tra fić na pośrednie bodaj tego dowody. Zbieżność jest chyba zbieżnością w yż­ szego rzędu. To znaczy w chw ili gwałtowanego napięcia patriotycznego dwie pokrew ne organizacje tw órcze tra fia ją n a ten sam trop, n a tę samą możliwość uniezw yklenia owego napięcia. Możliwość skądinąd za­ w a rtą w zestaw ieniu term inów nośnych, a obsługujących uczucie p a trio ­ tyczne: sztandar w ręk u walczącego; szkielet poległego dla spraw y; i nagła m iędzy nim i w ym iana podniosłych usług w im ię ojczyzny.

K raków , czerwiec 1970

* Przypisek podczas korek ty (styczeń 1972). A rty k u ł m ój pisany był jeszcze za życia Przybosia zm arłego w październiku 1970 r. N iestety, nigdy ju ż nie u sły ­ szymy z jego ust żadnego w yjaśnienia.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Simon 54Simon 82 Simon Basic Simon AquariusSimon 10Simon AkordSimon ClassicSimon 15 Sposób zamawiania: SYMBOL/... w miejsce kropek należy wpisać numer

Dostrzega związek pomiędzy posiadaną wiedzą a możliwościami rozwiązywania problemów, potrafi podać kilkanaście przykładów.. Bejgier W., Ochrona osób i mienia,

Rozumie potrzebę uczenia się przez całe życie oraz konieczność ciągłego rozwoju osobistego i zawodowego z zakresu stosowania systemów informatycznych w

Nie wiemy jak pozytywne emocje nimi targały, gdy się dowiedziały o męskim przedsięwzięciu, ale faktem jest, iż 10 lipca 2012 roku znalazły się na szlaku Camino de Santiago.. I

Każde zagadni enie w rchowawcze stawia i rozwi ąn:j e zasad niczo inciczej, niż to czyni ono w petlago gicc burżu azyj nej.. „Tracąc ce- chy kolektywu

Student definiuje wszystkie wymagane ogólne zasady prawa unijnego dotyczące stosowania prawa UE przez organy administracji publicznej, ale nie potrafi ocenić.. konsekwencji

ProceduranaCPUwywołującaszaderwkolejnychkrokach: C 1:staticGLuintprogramid,uloc[3]; 2:staticGLintlgsize[3]; 3: 4:voidGPUFindMinMax(GLuintn,GLuintn0,GLuintdatabuf)

P2 Cele i zakres prowadzonej działalności, zasady funkcjonowania, tryb pracy, metody i formy pracy poszczególnych wydziałów czy też wyodrębnionych komórek