• Nie Znaleziono Wyników

Cywilizacja bizantyńska

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Cywilizacja bizantyńska"

Copied!
30
0
0

Pełen tekst

(1)

Feliks Koneczny

Cywilizacja bizantyńska

Człowiek w Kulturze 10, 175-203

(2)

Cywilizacja bizantyńska*

* Odczyt wygłoszony w Warszawie w Domu Katolickim 11 lutego 1937 r., opublikowany w: Myśl Narodowa N r 13, N r 14, N r 15, N r 17/1937

I

C yw ilizacja b iz a n ty ń sk a nie p o w s ta ła bynajmniej z rzymskiej, ani choćby jako jej odszczepieństwo czy poniekąd przeciwieństwo; rodow ód jej na W schodzie, a geneza w cy w ilizacji hellenistycznej. M ożn a się sp o tk ać nawet ze zdaniem, ja k o je s t ona po prostu ciągiem dalszym hellenistycznej, w tłoczonej w ch rześcijaństw o. M niemanie takie rozwieje się atoli, skoro ty lk o o k reślim y ściśle cechy obu tych cyw ilizacji, czego dotychczas, niestety, nie p ró b o w a n o .

Przez cyw ilizację rozum iem m etodę ustroju życia zbiorowego. Do cyw ilizacji n a le ż ą wszelkie a wszelkie przejawy życia, od sztuki do polityki, od poezji do nauk ścisłych, od filozofii do zwyczajów po­ wszedniego ży c ia i u bio ró w . Niezm ierzona ro z ciąg ło ść faktów ż y c io ­ w ych ro z c ią g a się jeszcze bardziej i m noży nadzwyczajnie w ostatnich stuleciach, bo rozw ój cyw ilizacji nie na uproszczeniu polega, lecz w yw ołuje coraz w ięk sze kom plikow anie się, coraz więcej zaw iłości. P o w stają nowe m y śli, nowe sytuacje i p o w ik łan ia, nieznane poprzed­ nim pokoleniom. Jak ż e się o rien to w ać w ty m ogromie i w n ie sk o ń c z o ­ nej rozm aito ści na tle ogromu? G u b ią się w ty m uczeni, staty ści, m o ­ raliści, głowią się nad jak ąś nicią przewodnią, ilekroć mają wkroczyć w labirynt ży cia zbiorowego.

(3)

Wszystko daje się atoli uło ży ć w ład i system, w io d ący do zrozu­ mienia ludzkich spraw, je śli zastanawiając się nad cywilizacjami, p rz y k ła d ać będziem y do rzeczy ludzkich m iary czerpane z quincunxa ludzkiego bytowania. Dwa z nich dotyczą ciała, mianowicie kategorie zdrow ia i dobrobytu; dw a p o c h o d z ą z ducha: kategoria Dobra (moralności) i Prawdy (przyrodzonej i nadprzyrodzonej); pośrednią zaś kategorię stanowi Piękno, dotyczące równocześnie ciała i duszy, przem awiające do um ysłu za pom ocą zmysłów. Nie ma żadnego a żadnego, nie ma ani jednego objawu życia, któreby się nie mieściły w tym quincunxie; m ieszczą się w nim wszystkie myśli i uczucia i wszelkie czyny. Nie zdoła nikt wymyśleć niczego, co by nie należało do jednej z wyliczonych pięciu kategorii bytu ludzkiego.

Tak się m ają rzeczy w cywilizacji kompletnej, rozwijającej się kompletnie, ale są cywilizacje defektowne, obchodzące się bez tej lub owej kategorii; np. żydow ska cywilizacja nie uprawia niemal wcale Piękna, turańska nie wie zgoła o możliwości dochodzenia Prawdy przyrodzonej, itd. nie mówiąc o cywilizacjach prymitywnych, które zazwyczaj (chociaż nie zawsze) b y w a ją wielce defektowne. Nawet posiadając wszystkie pięć kategorii, m ożna je pielęgnować i rozwijać bardzo nierównomiernie; może zachodzić przerost jednej z nich, gdy druga będzie równocześnie pogrążona w niedorozwoju np. w Sparcie przerost troski o zdrowie, w A tenach przerost estetyki. Rzadko kiedy — czy u jednostek czy też w zrzeszeniach — obserw ow ać m ożnajedna- kowy, równomierny w danym czasie rozwój wszystkich kategorii.

Nie o równomierność też chodzi, lecz o współm ierność. Wszystkie kategorie winny być uprawiane tą sam ą metodą, jeżeli mają się złożyć na harmonijną całość cywilizacji. Nie można inną m etodą przykładać się do rozwoju m oralności, a inną do rozwoju dobrobytu. W spółm ier­ ność stanowi warunek do tego stopnia niezbędny, iż runie cyw ilizacja (a ru n ę ła ju ż niejedna) gdy ten warunek zawiedzie. N ie da się niczego robić równocześnie i od jednego razu rozmaitymi metodami. To naj­ prostsze p raw idło d z ia ła n ia je st zarazem najw yższem prawem H isto­ rii: nie m ożna być cywilizowanym rów nocześnie na dwa sposoby, je s t to przeciw samej naturze rzeczy; to te ż gdzie się tego p ró b u je,

(4)

w ytw arza się g ro ź n y stan acyw ilizacyjny. Jedna metoda przeciw sta­ w ia się drugiej, a zatem, co jed n a w ytw o rzy, to druga niszczy.

W rozmaitych cywilizacjach cały byt ludzki przedstawia się od­ miennie. N iepraw da, jak o b y natura ludzka b y ła w szędzie jednaka! Bywają różnice większe i mniejsze, to w tej, to w owej kategorii, lecz czasem we w szystkich. „ N a tu ra " zaś ludzka do tego stopnia byw a niejednaka, iż nawet pojęcie świętości w każdej cywilizacji jest inne; np. w turańskiej uw aża się obłąkańców za świętych. Inne bywa poję­ cie własności, inny układ życia rodzinnego, i co najbardziej godne uwagi, podobne sytuacje b u d z ą w rozm aitych cyw ilizacjach wcale nie podobne uczucia; ani naw et stosunek ro d z ic ó w do dzieci nie je s t b y ­ najmniej wszędzie jednakowy, nie m ówiąc ju ż o stosunku m ęża do żony. Jak k a ż d a rasa m iew a swoje pokarm y i swoje choroby, podob­ nież każda cywilizacja (od rasy niezależna) ma swoje poglądy, swoje odmienne przyczyny zadowolenia i niezadowolenia, swe o drębne ra ­ dości i troski.

Odmiennym stosunkiem do pięciu kategorii bytu odróżniają się od siebie cywilizacje choćby najprymitywniejsze. Nieco rozwinięte, cho­ ciażby jeszcze wcale prymitywne, różnią się trójprawem, t j . odmien­ nością prawa familijnego (z małżeńskiem), majątkowego i spadkowe­ go — zatem w dziedzinach praw a prywatnego, u zu p e łn ia ją cy ch się wzajemnie i w ym agających bezwarunkowo współm ierności. Na dal­ szych szczeblach rozw oju — do k tó ry ch j u ż nie wszystkie cywilizacje doszły — następuje różnicowanie według tego, czy istnieje osobno praw o pryw atne a osobno publiczne, czy te ż obie te dziedziny są p o ­ mieszane. O różniczkowaniu zaś cywilizacji najwyżej rozwiniętych rozstrzyga zapatrywanie, czy supremacja w ustroju ży cia zbiorowego ma pozostaw ać przy siłach duchowych, czy też duchowe mają być poddane fizycznym , t j . , że siły moralne dopuszczane b y w ają do głosu i rozwoju o tyle tylko, o ile mogą się wysługiw ać siłom materialnym.

Oto zrąb rusztow ań, n ajak ich w znoszą się wszelkie cywilizacje. Ponieważ nie m ożna być równocześnie cywilizowanym na dwa sposoby, a zatem nie m a też syntez m iędzy cyw ilizacjam i. M o g ą b yć tylko syntezy m iędzy rozm aitym i odmianami tej samej, gdzie tedy nie

(5)

ma różnic zasadniczych, gdzie nie ma kierunków życia rozbieżnych, nawzajem się w yk lu czających. Odmiany takie nazywamy kulturam i, np. kultura angielska, francuska, polska w cywilizacji łacińskiej; tu ­ recka, afgańska w cyw ilizacji turańskiej itp. Do niczego zaś nie pro­ w adzi historyczne i socjologiczne o dróżnianie duchowych a cielesnych czynników w życiu i stąd nazywanie jednej grupy cywilizacją, a dru­ giej kulturą — gdyż w rzeczywistości nigdy żadna z nich nie w ystę­ pow ała oddzielnie. Rzekoma oddzielna działalność każdej z tych dwóch grup jest pomysłem literackim. W rzeczywistości nie zbuduje nikt Kościoła, kto nie zbierze na ten cel pieniędzy — i tak jest we wszystkim.

N ie m a syntezy m iędzy cyw ilizacjam i, a jednak poszukiwanie jej stanowi większą część H istorii! Na takich właśnie próbach zmarno­ w ała się cywilizacja ateńska, następnie rzymska, a potem znowu w wiekach nowszych zm arn o w ały się Polska i Rosja. Ten obłęd po- wszechno-dziejowy powstaje zaś z następującej przyczyny: zawiera się ona w drugim wielkiem prawie historii, które opiewa, że cyw iliza­ cje stykając się, dopóki tylko są żyw otne, m uszą w alczyć z sobą. Olbrzymia większość wojen była i jest — choćby nieświadomie — walkami pomiędzy cywilizacjami; antagonizm)' bowiem wielkich zrzeszeń pochodzą niemal wszystkie i niemal zawsze z odmienności cyw ilizacyjnej. Pragnie się przeto syntez cyw ilizacyjnych dla uspoko­ jenia ludów i państw. Poniew aż atoli tendencje te skazane są z góry na

niepowodzenie, więc wszystko, co się robi w imię zjednoczenia cyw i­ lizacji, składa się z kroków fałszywych i z akcji mylnej; to wszystko nie tylko jest złudzeniem, ale co gorsze wydaje skutki wręcz przeciw­ ne zamierzeniom, a ludy p o d d ające się takim eksperymentom zapa­ dają w stan acywilizacyjny. Carl Ludwig Michelet (następca Hegla na katedrze) marzył o tym (w r. 1859), że ludzkość cała zamieni się w je d n ą rasę (ta jedna powszechna rasa miała wyjść z Ameryki); iluż pisarzy — i to we w szystkich cyw ilizow anych ję z y k a c h — marzy o tym, że całą kulę ziem ską ogarnie jedna cywilizacja.

Otóż cywilizacja hellenistyczna m iała być syntezą ateńskiej z cywilizacjami A zji Mniejszej, zw łaszcza z perską.

(6)

Zasadnicze różnice tych dwóch światów wiadome były dobrze obojej stronie. N ie p o c ią g a ła P ersów ani sztuka, ani nauka helleńska, w y o b ra żen ia zaś o życiu były w ręcz przeciwne. Jeszcze gdy się spo­

sobili do wojen perskich w pierwszym, że tak powiem — wydaniu, ażeby odpierać najazdy Kserksesa i Dariusza, pomiędzy hasłam i an­ tagonizmu umieszczony był na pierwszym miejscu „k ró l" — nie trze­ ba było dodawać, że perski! — bo był w ładcą absolutnym, którego rozległe państw o zaludnione było nie obywatelami, lecz poddanymi: król, który miał wszelkie prawa i prawo do wszystkiego, do którego zbliżyć się wolno było tylko padając na twarz; król ubrany w naj­ kosztowniejsze stroje, z klejnotam i naw et na obuw iu, a uznawany za bóstwo, król deifikowany. W oczach Greków nie budziło to ni czci, ni trwogi: takie królestwo stanowiło dla nich coś zabawnego, coś ogrom­ nie nierozumnego i niegodziwego; brzydzili się tym i pogardzali.

Wnet po owych przesław nych wojnach perskich wołano w Grecji o ich kontynuację na azjatyckim lądzie, żeby zapewnić wolność grec­ kim miastom przednio azjatyckim i w ziąć odwet n a najeźdźcach prze­ ciwnym ze swej strony najazdem. Najdonioślejszym stał się głos Iso- kratesa w r. 380, który też wskazał w końcu Filipa macedońskiego jako głównego stratega w tej wyprawie panhelleńskiej. Dokonać dzieła mial atoli dopiero Aleksander W ielki, rozszerzywszy wielce plany ojcowskie. Ostatecznie w ynikło z tego wszystkiego postanow ie­ nie, żeby założyć państw o uniwersalne pod hegemonią Macedonii, a więc pod hegemonią grecką.

Cóż bardziej obce duchowi helleńskiemu, ja k pojęcie państw a uniwersalnego? Aleksander przejmował perski ideał polityczny. N ie­ bawem p rz y o d ział się w ceremonialne szaty „k ró la " i od Egiptu po granice M assagetów przemienił się wszędzie w następcę pokonywa­ nych władców, przejmując wszędzie pojęcia orientalnych państw ow o­ ści. Spostrzegł się, że tam na Wschodzie da się panow ać i rządzić tylko po wschodniemu, że w ład z a jego znajdzie uznanie pod tym tylko warunkiem, iż on sam, który Homera um iał na pamięć i który marzył, żeby być wskrzeszonym i wcielonym Achillesem, on, uczeń Arystote­ lesa, przem ieni się w Egipcie i w A z ji w boga n a tronie, w pana

(7)

w szechw ładnego życia i śm ierci swoich poddanych, w despotę orien­ talnego, przed którym należy drżeć i nie zbliżać się inaczej, ja k leżąc u nóg w ładcy w prochu, padając na twarz. Ż ołnierze jego (nie tylko oficerowie) dziw ili się z początku, potem burzyli się. Bo też nawet w Spareie król nie był niczym w ięcej, ja k pierwszym w spółobyw atelem ! T oteż Aleksander zw alniał G reków od całego tego cerem oniału — gdy byli sami bez świadków z Orientu. Takich chwil bywało niewiele a Grecy długo nie m ogli zrozum ieć, że wolno im nie brać tego na serio, ale powinni i m u szą to robić ze względu na rację stanu.

Z adajm yż sobie pytanie, czy m ożliw a b y ła synteza m iędzy greckim systemem politycznym „m iast" a m onarchią uniw ersalną, między państw ow ością opartą na obywatelskim duchu, a drugą państw ow o­ ścią, polegającą na poddańczości wprost niewolniczej, którą się w danym razie wym usi gw ałtem , przem ocą? Gdzie synteza pom iędzy m iłującym w olność A teńczykiem , a Syryjczykiem lub Persem, nie posiadającym zgoła pojęcia, co to wolność? Toteż Aleksander i jego następcy rozumieli ow ą syntezę w taki sposób, że państw o będzie orientalne, ale o św ia ta grecka. B yło to mechanicznym ustawieniem obok siebie dw óch żyw iołów , nie zdatnych absolutnie do żadnej wspólnoty. M usiało to pozostać na zawsze m ieszanką m echaniczną.

Zw ażm yż, że gdyby te ludy wschodnie przejęły się grecką ośw iatą, gdyby im drogi był Homer, Sofokles i . . . Arystofanes, gdyby się uczyć m ieli od Pitagorasa czy Arystotelesa, musieliby n abierać innych pojęć 0 życiu zbiorowem, a zatem podkopaliby sami w sobie swoje pojęcia orientalne o państw ie. Jeżeli Orient nie m iał zatrzeszczeć w samych posadach, grecka o św iata m u siała pozostać dlań czem ś... egzotycz­ nym. Najinteligentniejsi z nich mogli byli to podziwiać, ale uprawiać to, zsolidaryzować się z tym żadną miarą; co najwyżej poduczyli się ję z y k a greckiego.

Jednak wysilano się ciągle na robienie syntezy. P ow zięto m yśl śmiałą, a ja k długo sądzono, doskonałą, niezawodną. Uznając, że najbardziej do głębi człow ieka sięga religia, bo z religii czerpie się

1 pojęcia i w yobrażenia, osądzon o że synteza Zachodu i Wschodu nastąpi niezawodnie, skoro tylko zrobi się... syntezę religijną. Robio­

(8)

no takie eksperymenty przedtem niegdyś w Egipcie, a p ow tórzy ł do­ św iadczenie Ptolomeusz I egipski w porozum ieniu z Lisimachem trackim, panującym także nad Frygią. Przyzwawszy z Hellady T y ­ moteusza E um olpidę z Eleusis, reform atora k ultów Izydy i A ttisa, przerabiano z jeg o p o m y słu Serapisa za Zeusa i p ró b o w a n o syntezy w ierzeń helleńskich z azjatyckimi, starając się jednak ścieśniać pier­ wiastek azjatycki. Pozornie przyjęło się to, bo nie szczędzono świątyń, ale ten religijny synkretyzm, w zm agając się coraz nowym i dodatkami, czerpanymi zew sząd a gorliwie w imię syntezy, doszedł po krótkim czasie do absurdu niegodnego H ellady, a o b n iżają ceg o hellenistycz- ność. Religii nie da się tw orzyć sztucznie, a kompromisowe pół-na pół nie jest żadną syntezą, i świadczy tylko o braku rzetelnej w iary z obojej strony, ostatecznie zaś wiedzie z n ieu ch ro n n ą k onsek w encją do areligijności. Ptolomeusz i Lysimach znajdowali naśladow ców na wszystkich tronach małej A zji, ale z takim tylko skutkiem, iż zaczął się w najlepsze ro zp len ić zabobon, nawet w śród greków .

Grecy tamtejsi zaczęli się cofać cyw ilizacyjnie w tej mieszance mechanicznej. G dzie p a n o szą się mechanizmy, tam organizmy wie­

trzeją. Ż ycie zbiorowe zdatne jest do rozwoju w yłącznie w śród orga­

nizm ów i samo p ań stw o organizmem być w inno, a nie mechanizmem. Oto bowiem trzecie w ielkie prawo dziejów: tylko organizm wydaje

kulturę czynu, tj. stałą zdolność do czynów rozumnych — więc to, co

stanowi najw yższy szczyt w rozwoju życiu. Mechanizm m oże być również długotrwałym, mogą się w ytw arzać wielkie nawet państw a z sił mechanicznych (np. z m ilitary zm u ), ale po n ied łu g im czasie nastaje w nich niepowstrzymany zastój, na którego tle nie ma mowy o kultu­ rze czynu. Ścieżki ducha po rastają tam apatią, tą rdzą p rzeżerającą w końcu nawet najmocniejsze mechanizmy.

D użo greckiego p ięk n a w yozdobiło Orient, lecz sztuki plastyczne wzmagały się tylko ilościowo. W Aleksandrii nie brakło uczonych, a rozwijały się ju ż także nauki przyrodnicze, lecz nie d ostarczyła ta uczoność niczego trw ałego; dorobki jej nie wywołały żadnych prądów um ysłow ych takich, któreby dostarczyły Egiptow i samemu nowych sił cywilizacyjnych. R ozkw itnął w tych państw ach handel m

(9)

iędzynaro-dowy, ja k nigdy przedtem i dobrobyt stał się powszechnym: lecz nie posiadał przemienności w siły duchowe i sam zacieśniał się niebawem do coraz szczuplejszej w arstw y ; a gdy n a sta ło przesilenie, ru n ął, a wszystkie kraje hellenistyczne o g a rn ę ła pauperyzacja w prost n ie s ły ­ chana. N ie p o d ź w ig n ię to się z upadku, bo m echanizm raz zepsuty, sam z siebie ż a d n ą m ia rą się nie napraw i. Jest to przyw ilejem organi­ zmów.

II

C ała cyw ilizacja hellenistyczna nie w y d a ła ani jednego czynu p o ­ wszechnie dziejowego, g d y ż b y ła pozbaw iona k u ltu ry czynu.

Tym przymiotem któż celował ponad Rzym republikański? Cały ten okres dziejów rzym skich stanowi jed n o nieprzerwane pasmo ja k najw iększej zd a tn o śc i do czynów . Bo te ż b y ł to najwspanialszy orga­ nizm całej historii starożytnej.

Organizm ten ze tk n ą ł się z hellenistycznym mechanizmem. Z a im ­ p o n o w a ły bogactw a W schodu, o g ład a, d ek o raty w n o ść ży c ia , anadto w y ło n iło się u R zym ian w z g lę d em jednej krainy W schodu p o w a żn e

pretium affectionis. C h o d ziło o T roię. N ie W ergiliusz dopiero w y m y ­

ślił tro jań sk ie pochodzenie R zym ian (od Anchizesa i Eneasza), bo spopularyzowane to b y ło jeszcze w II w. przed Chr. (poeta Ennius 239-170). Fikcja ta m iała poważne następstwa. Patriota rzymski czcił wspomnienie T roi ja k o k olebki swego narodu, a tro ja ń s k a g ó ra Ida b y ła dla niego św iętą. T am zaś re z y d o w a ła bogini Cybela, M a ter

deorum, m agna Id ea — a gdy księgi sy b illińskie podczas w ojny han-

nibalowej orzekły, że wróg nie opuści Italii, póki bogini Idańska nie przybędzie do Rzymu, wysłano flotyllę bogato uzbrojoną do króla Pergamenu po św ięty k a m ie ń , symbol Cybeli. M am y tu do czynienia z p rz y k ła d e m owego synkretyzm u religijnego. Jak Serapisa z Zeusem, podobnież mieszano umyślnie innych bogów helleńskich z perskimi i syryjskim i. Cybela u c h o d z iła tedy za A fro dytę, o w ą sz c z e g ó ln ą opie­ kunk ę T ro i, z n a n ą z p ieśn i Hom era, ja k o kochanka Anchizesa, a m at­ ka Eneasza, tego protoplasty zało ży cieli Rzym u. P o sy ła n o tedy po C y b e lę ,ja k o po... pram acierz R zym u. I tak sprowadzono sobie p ierw ­

(10)

sze b ó stw o orientalne. Ż a ło w a n o tego potem gorzko i o d esłan o C ybelę z powrotem gdy zm ierzili się jej korybanci; lecz by ło j u ż po niewcza- sie i niejedno inne b ó s tw o orientalne w ślizg n ęło się tymczasem do Rzymu. Albowiem orientalizacja Rzymu rozpoczęła się od religii, od tej dziedziny zawsze i w szęd zie najbardziej publicznej ze w szystkich publicznych.

Ze zmienionymi wyobrażeniami religijnymi poszły zmiany w po­ g ląd ac h etycznych. Z orientu nabrali o k ru c ie ń s tw a w zg lędem n ie­ przyjaciela, n a s tę p n ie zaś zapatryw ania, że nie m usi się nieprzyjacie­ lowi dotrzymać umowy, a można rozprawiać się brutalnie z nim i z jeg o mieniem. Orientalne metody m iano niebawem za sto so w a ć w wojnach domowych! Zaczęto się uczyć u Azjatów... moralności politycznej, co konsekwentnie w io d ło do nieznanego w dawniejszym Rzymie zapatryw ania, j ako p a ń stw u w szystko się godzi.

N ie wszyscy Rzym ianie orientalizow ali swój intelekt; nastawa! przeto ro złam cyw ilizacyjny w Rzym ie, czego w yrazem stały się w ie l­ kie wojny domowe czasu triu m w irató w .

N a dnie w szelkich ty ch p rz e c iw ie ń stw sp o czy w ały odmienne ustroje psychiczne; po stronie R zym u św ietnie u p o rz ą d k o w a n y perso­ nalizm , a w mieszance hellenistycznej coraz w y łą c z n ie jsz a grom ad- ność. W tej bow iem fundamentalnej kw estii Grecy za ra ż a li się coraz bardziej od lu dó w orientalnych, z k tó ry m i p ra g n ę li z m ierzać ku synte­ zie. Spotykamy się tu z przejawem czwartego w ielkiego praw a dzie­ jó w . Jeżeli dwie cywilizacje są rów n ou p raw n ion e, zw ycięża zawsze

niższa. Tak w ięc w p a ń s tw ie hellenistycznym b ra ły coraz bardziej

górę pierwiastki orientalne, chociaż przebierały się w grecką szatę, z w ła sz c z a j ęz y k o w ą. Grecy m ałoazj atyccy zatracali dawny h elleń ski personalizm. A gdy z pokolenia w pokolenie w ojska rzymskie, ż o łn ie ­ rze i wodzowie, ulegali coraz więcej wpływom pergameńskim, bityń- skim, syryjskim, perskim, począł się wśród ciężkich rzymskich wojen domowych c h w ia ć naw et rzym ski personalizm , ten ich personalizm najtwardszy, jak i zna historia. Kropla po kropli drążyła ten kamień. T oteż w okresie, kiedy Rzym ianie po częli k ie ro w a ć sprawami H e lla­ dy, b y li j u ż nie m ało zorientalizow ani. N ie trudno nawet dostrzec, że

(11)

czerpali z hellenistycznej Azji pełną dłonią, znacznie jednak pełniej­ szą, n iż Grecy europejscy.

Już od II w. przed Chr. m o ż n a p o w iedzieć o Rzym ianach, że nie wszyscy n ależeli do c y w iliza cji rzym skiej. Ż y cie potoczne w w a r­ stwach zam o żn iejszy ch ca łk ie m po wschodniemu u rz ą d z o n e ; stare rzymskie praw o fam ilijne w e w zgardzie; około p o ło w y II w. b ezżen - ność staje się czym ś pospolitym . R ó w n o cześn ie w ydawano w Rzymie ustawy przeciw zbytkow i, i przeciw kupow aniu i sprzedawaniu g ło ­ sów n a zgromadzeniach ludow ych. Z b ra k ło R zym ow i w sp ó łm iern o ści m iędzy prawem publicznym a pryw atnym . Gdy podczas wojen M a- riusa i Sulli zlekceważono (kilka razy) zasadę własności prywatnej, gdy próbowano się nawzajem wprost wytępić, gdy unieważniano dłu­ gi, zwalniano od płacenia czynszów mieszkaniowych, naśladowano w tym wszystkim Mitrydatesa, który takimi właśnie środkami zjednywał sobie masy lud n o ści po miastach greckich. W odzowie i politycy rzymscy stawali się p ojętny m i uczniam i W schodu, podczas gdy nie przeszczepili na W sc h ó d nic rzymskiego.

Koronę wszystkiemu stanowiło przyjęcie orientalnej deifikacji panującego. Na monetach rzymskich pojawiła się głowa człowieka żyjącego, g ło w a Juliusza Cezara. Cezar — n a stęp n ie A ntonius — chcą nadać hegemonię wschodniej połaci państwa, i stolica m iała być przeniesiona z Rzym u do A leksandrii. Oktaw ian A ugust przeciw nym był tej orientalizacji, lecz m usiał się z nią pogodzić w Azji. Stamtąd k u siła ta zasada nadal cesarzy, i poczyna się w samym Rzym ie w alka Zachodu ze Wschodem.

Na kim jednakże i na czym miały się opierać prądy Zachodu, p rą ­ dy w ynikaj ące z dawnej cy w ilizacj i rzymskiej ?

Społeczeństwo rzymskie opierało się było o chłopów, a państwo o wojsko. B yło to przez w iek i całe jedno i to samo pod dwiem a posta­ ciam i, bo arm ia sk ła d a ła się z ch ło p ó w rzym skich, a ż o łn ierz zaraz po zaw arciu pokoju w ra c a ł do swego gospodarstwa. Rzym re p u b lik a ń sk i nie p o siad ał bow iem arm ii stałej, lecz zawsze w e d łu g potrzeby m usiał służyć wojskowo każdy, ktokolwiek posiadał ziemię; kto ją chce po­ siad ać m usi jej b ronić. B yły to armie narodowe. A le na Wschodzie

(12)

były tylko wojska zaciężne, a wielu wodzom rzymskim spodobało się to, bo przecież z arm ią obywatelską nie łatwo było zaprowadzić w Rzymie despocję orientalną!

W czym jed nak przyczyna dziwnego faktu, że h ellen isty czn o ść grubo zorientalizowana brała górę nad cywilizacją rodzimą rzymską? Widocznie lgnęła do Orientu większość społeczeństwa tj. większość

sił społecznych. Tak jest, tak było rzeczywiście.

Szalę przeważyli i to z wielką przew agą rzymscy équités, t j . han­ del i p rzem ysł. Patrycjuszom , n a stę p n ie senatorom zakazane by ło zajm ow ać się ło k ciem i k w a rtą , tu d z ie ż procentam i. Jeszcze za A u g u ­ sta p o w tó rzo n o tez zakaz. Rody d o sta rc z a ją c e p a ń stw u k o n su ló w , trybunów, wodzów i dyktatorów, rody bogacące się niezmiernie w służbie wojskowej i cywilnej (w prow incjach) zmuszone były n a­ byw ać latyfundia ziemskie, bo to b y ła je d y n a lokata dla ich kap itałó w .

Plebs wydaw ała drobnych rolników, chłopów; wyjątkowe tylko jednostki o d d aw ały się handlow i. N a jw ię k sz e ź ró d ła bogactw: dosta­

wy wojskowe i dzierżaw a podatków, cały też handel międzynarodowy i lokalny, tudzież wszelki przemysł znajdowały się głównie w ręku nierzymian, chociaż formalnie zromanizowanych. Wielki przemysł i wielki handel miały siedzibę i trzon swój na Wschodzie; Italia była pod tym w zg lęd em ty lk o filią W schodu i targiem zbytu, a nieznacznie tylko produkcji.

W ykluczyw szy w łasn e k a p ita ły od obrotu w ty m ruchu handlu powszechnego, poddali się Rzym ianie ekonomicznie O rientow i.

Equités w drobnej zaledwie części byli rodowitymi Rzymianami,

a byli wszystkim związani ze Wschodem. W całej zaś historii po­ wszechnej w szęd zie i zawsze w arstw a kupiecka rozstrzyga o kierunku państwa, i tym bardziej, z tym większą stanowczością, im większą ona przedstawiała siłę ekonomiczną. Otóż équités posiadali w Rzymie przewagę ekonomiczną druzgocącą — a zezowali ku Wschodowi.

Równocześnie zaś przestawał istnieć stan chłopski, który był fun­ damentem sp o łe c z e ń stw a rzymskiego. R olnictw o p rz e sta w a ło się opłacać, bo tańsze zboże przywodziło się z Sycylii, a potem jeszcze z Egiptu. Coraz m n ie jsz ą w a rto ść m iały dla żo łn ierzy italskich

(13)

nada-nia ziemskie po w ysłużon ych latach. Nadto nadanada-nia g ru n tó w m ożliw e były coraz dalej od krain latyńskich, a potem j u ż tylko poza Italią i daleko poza m orzam i, co chłopu italskiemu wcale się nie u śm iech a­ ło. N ie warto mu ju ż było służyć wojskowo! Toteż stopniowo armia rzymska nie tylko p rz estaw a ła być obyw atelską, lecz p rzestaw ała składać się z obywateli rzymskich.

Z a Wespazjana Italików niemal nie było w legionach, do Hadriana zaś legiony u zupełniają się tylko z prow incji, w której stale konsysto- wały. W okresie późniejszego cesarstwa pojaw iają się „legioniści" p o ch o d z ący z poza granic im perium — coraz liczniejsi.

Chciano w znow ić stan ch ło p sk i, pragniono tego szczerze i g o rąco , wydano w tym celu najrozmaitsze nakazy i zakazy, nie szczęd zon o olbrzymich funduszów, ale wszystko na nic! Chłop przestał być żoł­ nierzem, a żołnierz z tych arm ii nowego systemu nie chciał zostaw ać rolnikiem, a gdy chciał, nie um iał. Weterani okazywali się coraz lich ­ szym m ateriałem osadniczym, i osiedla ich były zaniedbane, a najczę­ ściej sprzedawane sąsiedniem u latyfundyście.

W latyfundiach też znajdywali ocalenie od głodu ostatni chłopi i ich potomstwo, o ile nie szli do Rzymu na darmowe zboże i na sprzedawanie swych głosów . Przyjm owali drobne dzierżaw y od laty- fundystów za czynszem lub za obróbkę na folwarku. Powstawała nowa warstwa społeczna tzw. colonów . Ale ci nie w ytrzym ali nacisku fiskusa i przechodzili na służących, na służbę ro ln ą u latyfundysty z tzw. patrocinium. R ów nocześnie form ow ała się warstwa tzw. inąu-

ilinów, pow stała z pokonanych b arbarzyńców , któ ry ch osadzano na

roli, w iążąc ich z gruntem dziedzicznie a przymusowo. W łaściciele ziemscy otrzym yw ali ich niejako na w łasność. Gdy ten sposób za­ pewnienia uprawy gruntów rozpow szechnił się, społeczeństw o rzym ­ skie było coraz bardziej ja k b y przetykane żyw iołem b arb arzy ń sk im .

Im bardziej spadał na dno chłop, tym bardziej w ysuw ał się na czoło spraw publicznych żołnierz, a właściwe żołdak, nie związany ze społeczeństw em niczym. Od żołdackiej gospodarki p ow iała powszech­ na ruina, na której żero w ała sobie odrębna kasta żołnierska.

(14)

Od Dioklecjana zaś polityka agrarna rządu u ciekała się do przy­ musu, żeby grunty nie leżały odłogiem i żeby mieć z nich podatki. W końcu przyjęto orientalną m etodę, że jednostka przyw iązan a jest do miejsca urodzenia i zniesiono dla w arstw n iższy c h sw obodę przesie­ dlania się. Mimo to przybywało wciąż ziemi leżącej odłogiem. Zbie­ gano poza granice, pod panowanie b arb arz y ń có w , byłe tylko nie m ieć do czynienia z fiskusem, z sam ow olą i z łapów kam i.

Tak zm arniało p ań stw o rzymskie; ale bo też ow i wodzowie barba­ rzyńców, którzy burzyli imperium, toć to byli generałowie armii rzymskiej. A w w ielu stronach ludność w itała najeźdźców jak o w y ­ bawicieli od nienawistnej państwowości własnego państw a1.

Państwo rzymskie ginęło na złą państwowość, niezgodną z cy w ili­ zacją rzym ską, a spychane było w przep aść przez nowy w państw ie czynnik: biurokrację. Zaczęła się w ytw arzać za Augusta, który nie chciał monarchii opierać na armii, obawiał się soldateski, a sądził, że urzędnicy p aństw ow i p rz eciw staw iają się je j. Jeszcze bardziej szedł w tym kierunku Hadrian, bo zerwał z tradycją wym agającą od urzęd­ nika poprzedniej służby wojskowej, w ym agając natomiast w y k szta ł­ cenia prawniczego. Ledwie m inęły dwa pokolenia, trzeba było b iu ro ­ krację poddać nowej reformie. Tym razem zaczerpnięto w zorów z Egiptu, gdzie pozostawiono nietknięty dawny system egipski b iu ro ­ kracji, um iejącej zawsze skarb n apełnić, — a j u ż o nic innego nie chodziło. Wprowadzano więc egipską metodę państwowości stopnio­ wo od prow incji do prow incji, aż za Galienusa (260-268) objęto n ią cale p ań stw o . A le zaraz n a stę p n y cesarz A urelian (270-27) w raca do soldateski i przeprowadza organizację urzędó w na sposób wojskowy. Jakie przy tym zapanow ały porządki, m iał dośw iadczyć sam Aurelian. Gdy chciał poskrom ić nadużycia popełnione w mennicy, doczekał się, że naczelnika m ennicy o b w o łan o cesarzem.

Konstanty W ielki ma tę zasługę, że oddzielił władze wojskowe od cyw ilnych. U rzędn ik ów ujęto w ścisłe szczeble hierarchiczne ze sta­ łymi poborami, z rangami i przepisowymi tytułam i, obm yślając cały

(15)

system biurokratyczny do najdrobniejszych szczeg ó łó w . O siąg n ięto tyle, iż „ludność" cywilna całego imperium zeszła do roli niewolni­ ków, istniejących tylko na to, aby oddać sw ą pracę i produkty niena­ syconemu molochowi państw ow em u.

N iebaw em fiskus sam p o c z ą ł n ie d o m a g a ć , m im o coraz sro ższeg o łupienia skóry z ludności. Urzędników zaczęto opłacać w naturaliach, i same podatki trzeba b y ło śc ią g a ć w „ n a tu rz e " , bo g o tó w k ą j u ż nik t nie ro z p o rzą d zał. N a s ta ły czasy, w k tó ry c h ż e g la rze m usieli przew o­ zić darmo dobro p a ń s tw o w e , piekarze w y piekali b e z p ła tn ie chleb dla wojska i urzędników itd ., aż wszyscy przez całe życie zajęci b yli sa­ m ym i tylko św iadczeniam i na rzecz państw a. Społeczeństw u narzuca­ no ustrój kastowy. A wszystko to w imię obronności państwa, która w łaśnie szw ankow ała coraz dotkliw iej.

B iurokracja d o p ro w a d z iła w ięc do tego, że sp o łe c z e ń stw o pokale­ czono, aż w końcu je zm iażdżono i pogrążono w nędzy bez ratunku. U cierpiał na tym Z achód bardziej od Wschodu, gdyż Z achód był od początku uboższy, a przy tym pognębiono jego cywilizację, dawną cywilizację rzymską. Gdy w imperium zapanowała państwowość orientalna, z d iw in a c ją despoty, z uprawnieniem ż o łd a c tw a i b iu ro ­ kracji do wszelkiej samowoli, pań stw o w o ść zw ró co n a tedy przeciwko społeczeństw u, w schód był mniej lub więcej w swoim żywiole, lecz Ita lia i zromanizowane prow incje zachodnie zn a la zły się w e w rogich kleszczach.

Italia w a lc z y ła o utrzym yw anie swej rodzimej cy w iliza cji rz y m ­ skiej. Oczywiście, boć stykające się z sobą cywilizacje, póki są ży­ wotne, w alczyć z sobą m uszą. Ta walka doprow adzała kilk a razy do zerwania zw iązków państw ow ych, ale znowu je naw iązyw ano, ju ż to u leg ając naciskow i silniejszego p a ń s tw a wschodnio-rzym skiego, j u ż to potrzebując stamtąd posiłków orężnych. Jednakowoż uśw iadam ia­ no sobie coraz dokładniej o d rę b n o ść pod k aż d y m a k a ż d y m w z g lę ­ dem, zw łaszcza zaś to, co stanow iło dorobek cyw ilizacji rzymskiej, i co tylko ona jedna posiadała: świadomość narodową. Utrzym ała się poprzez w iek i, i m im o n a jw ię k sz y c h tru d n o śc i ta św iad o m o ść naro­

(16)

dowa rzym ska w p rz e c iw ie ń stw ie do hellenistycznego k osm op olity ­ zmu.

N adzw yczajna n ie w sp ó łm ie rn o ść orientalnej p a ń stw o w o śc i z cy ­ w ilizacją rzym ską m usiała doprow adzić państw o zachodnie do upad­ ku. R unęło w ięc, gdy tymczasem cesarstwo wschodnie trz y m a ło się... ja k o takie, bo tam nie b y ło takiego przepastnego ro z d źw ięk u , c y w il i ­

zacja a p ań stw o w o ść były jednakow ego pokroju.

To p a ń stw o wschodnie u w a ż a ło się jed n ak ró w n ież za rzym skie, a cesarze w schodni przestrzegali d łu g o trad y cji zaszczytnego dla nich rzymskiego pochodzenia. Język łaciński pozostaw ał długo językiem dw orskim , lata oznaczano w c ią ż nazw iskam i k o n su ló w rzym skich, wtedy nawet, kiedy konsulow ie b y li j u ż ty lk o naczelnikam i miejskiej policji w mieście Rzymie. Prawa, które miały obowiązywać w obu p a ń stw a c h , kodyfikow ano te ż stale w ję z y k u łaciń sk im . A le praw a te były rzym skie ty lk o w zakresie praw a pryw atnego, lecz głosiły praw o publiczne grubo z o rie n ta łiz o w a n e . Z w ię k s z a ła się coraz bardziej nie­ w sp ó łm iern o ść ty ch d w ó ch d ziałó w praw , gdy jeden z nich pozosta­ w ał zachodnim, drugi zaś do reszty sta w a ł się wschodnim.

Sprawy p a ń stw o w e cesarstwa w schodnio-rzym skiego to czy ły się najzupełniej metodami orientalnymi p aństw hellenistycznych, które przejm ow ali ży w cem wodzowie i cesarze rzymscy. D zięki w ła ś c iw o ­ ściom dziejów politycznych bizantyńskich, odnosi się wrażenie, że to prosty ciąg dalszy cy w iliza cji hellenistycznej.

Jest k ilk a cech w sp ó ln y ch : deifikacj a m onarchy, w zg lędn ie uznanie boskiej genezy w ład z y n ajw y ż szej, a zatem w ykluczenie żeby j a k a ­ kolw iek opozycja m o g ła by ć leg aln ą, w o la bow iem Boska przejaw ia się przez cesarza. A zatem cesarz nie potrzebuje się niczym k rę p o w a ć — etyka tedy ograniczona je s t do ż y c ia prywatnego. D ualizm etycz­ ny, wyhodowany na W schodzie, p ielęg nu je się nadal w K onstantyno­ polu i nigdy się tam nikomu nie przyśniło, by sprawy państw ow e miały być załatw ione z uw zględnieniem m oralności. Ale tak samo m y ślan o n a dw orach olbrzym iej w ię k sz o śc i ce sa rz ó w zachodnich. Było to zupełnie to samo, co my zwiemy w szechw ładzą państw a; ty lk o trzeba m ieć na uwadze tę o k o lic z n o ść , że w sz e c h w ła d z a ta

(17)

skoncentrowana b y ła n a w o li jednego człow ieka, tego, k tó ry za sia d ał na tronie.

Jakim prawem on tro n zajm o w ał, o to nie p y ta ł n ik t w Rzymie od dawien dawna. G w ałtem , przekupstwem , mordem, siłą soldateski? Rozmaicie b y w ało , a k a ż d y , kom u się p o w io d ło z o stać cesarzem, był nim legalnie — i ta sama zasada p rz e sz ła do cesarstwa wschodniego. Legitym izm u nie znało ani jed n o cesarstwo, ani drugie. N a dworze bizantyńskim mordują się i trują, kroniki roją się od mordów w rodzi­ nie; występują do zbrodniczych harców mężowie i żony, teściowe i zięcio w ie, dziewierzowie itp. zaraz od w ieku V, aż przy k ońcu VIII w r. 797 dochodzi do tego, że m atka oślepia własnego syna. R ozw ija się tedy z b ro d n ic z o ść coraz bardziej, ale nie w y m y ślo n o jej dopiero w bizantynizm ie; p rz y sz ła gotowa i bardzo urozmaicona z Rzymu.

Z Rzym u też wyniesiono sk łon no ść do m onizm u praw a, m iano w i­ cie lek ce w ażeniap raw apryw atn ego wobec w sze ch w ład z y głow y p a ń ­ stwa. R ów nież z R zym u p rz y ję to o bojętn ość w zg lęd em pochodzenia etnicznego; w B izancjum ró w n ie ż nie b ra k ło n a tronie b arb arz y ń có w .

Oto są podobieństwa cywilizacji hellenistycznej w Azji, następnie w Rzymie i cyw ilizacji b izan ty ń sk iej. Refleksy idące od tych podo­ bieństw sprawiają, iż niektórzy uczeni uważają bizantynizm za ciąg dalszy hellen isty czn o ści. N ie d o strz e g a ją przy tym jednej rzeczy, m ia­ now icie, że to wszystko co rzecz y w iście stano w iło h ellen isty czn o ści k o n ty n u ację, p rz e d o sta ło się do cesarstwa wschodniego nie z A z ji ni z A fryki, nie z krajów hellenistycznych właściwych, nie wprost z helle­ n isty czn o ści lecz p o śre d n io , za p o śre d n ic tw em Rzym u z okresu cesar­ skiego. M o żn a b y p o w ied z ie ć, że cyw ilizacja hellenistyczna, zdobyw ­ szy Rzym , kieruje się sta m tą d ku W schodow i i zam yka n a B ałkanie koło swego pochodu historycznego.

111

M iędzy h elle n isty c z n o śc ią a bizantynizm em w ięcej atoli je s t różnic, niż po d o b ień stw . W y tw o rz y ła się n a p ra w d ę cyw ilizacj a nowa. Pod­ czas gdy h ellen isty czn o ść b y ła ty lk o m ie sz a n k ą cy w ilizacy jn ą,

(18)

bizan-tynizm stanowi cywilizację jednolitą, konsekw entną z całkowitą rów ­ nomiernością swych czynników.

Z astan ó w m y się ch o ćb y nad k w e stią najbardziej za sad n iczą , per­ sonalizmu a gromadności. W państwach Seleucydów czy Lagidów nie brak było G rek ó w o w y bitnym personalizmie, k tó ry nie u d ziela ł się wcale tubylcom , ani najinteligentniejszym, trzy m a ją cy m się n a ślepo orientalnej g ro m a d n o śc i, k tó rą Grecy znow u wcale się nie za rażali. Jedno istniało obok drugiego, nie u stęp u jąc sobie z drogi. H elleński personalizm nie stawał w Azji do walki z azjatycką gromadnością, i nie nabrał zaczepności; jak w ogóle hellenizm zapadł na zobojętnienie, u trac ił zd atn o ść zdobyw ania tere n ó w i ludzi, p o p rz e sta w a ł n a strome zewnętrznej i dzięki właśnie takiej nieżywotności umożliwił powstanie h ellenistyczności, przechow ującej bez znaczniejszych zmian wszystkie cechy orientalizm u. Dopiero w bizan- tyńskiej cyw ilizacji m iał być personalizm ca łk o w ic ie w ytrzebiony na rzecz g ro m ad n o śc i, panującej jednakowo wyłącznie i w państwie i w społeczeństwie.

Despocja w p a ń stw a c h hellenistycznych nie b y ła bynajmniej w yro - zumowana. W boskość najwyższej władzy wierzyli barbarzyńcy, ale Grecy nie. Aleksander W ie lk i i wszyscy jeg o cho ćb y najmniejsi na­ stępcy, b ra li to, co zastali na miejscu, przekonani, że to się zm ienić nie da. Sąd G rek ó w azjatyckich i afry k ań sk ich w ty ch rzeczach pole­ gał n a d o św iad c zen iu , był w ięc aposterioryczny — przy tym w łasn e ich przekonania i z a m iło w a n ia nie w c h o d ziły w grę. Dopiero w c y w i­ lizacji bizan ty ńsk iej m iano zająć się d esp o c ją teoretycznie i w prow a­ dzić aprioryzm do państwowości.

C ałkow ity zanik personalizmu m u sia ł w ieść do mechanizowania wszelkiego życia zbiorowego. P aństw o nie pozostające we w spólnocie interesów ze sp o łecz eń stw em , u zn ając ty lk o swoje interesy p a ń s tw o ­ we, które narzucano sp o łecz eń stw u p rz e m o c ą , m u siało się mechani- zow ać z pokolenia w pokolenie coraz bardziej. Doskonalenie się zaś mechanizmu polega n a ujednostajnianiu, ażeby u ła tw ia ć w ład an ie mechanizmem, je d n o sta jn o ś ć stała się też ideałem cyw ilizacji bizan ­ ty ń sk iej, w której nigdy nie rozumiano i nie rozumie się tego p ojęcia

(19)

i często popada się w fatalne p o m y łk i, b io rą c je d n o s ta jn o ś ć za j e d ­ ność.

N ie sz c z ę sn y je s t stosunek mechanizmu do etyki. M o ra ln o ść —je s t to o b o w ią z k o w o ść uznawana dobrow olnie, a zatem w y k w ita ją c a ze społeczeństwa, a nie z państw a, które musi opierać się na przymusie. M echanizm y aprioryczne p o d le g a ją w despocjach ciąg ły m zmianom, bo zmiennym jest widzimisię głowy państwa i jego doradców; czyż mają głosić za każdym razem jak ąś „reorganizację" etyki? Starają się tedy eliminować ją ze swych robót. Mechanizm ma etykę własną, ułamkową; może ona być rozległą, wszechstronną, tylko w organi­ zmie. A tymczasem państwo bizantyńskie nie tylko przejęło ze zo- rientalizowanego Rzymu całkowicie przym usow ą dziedziczność za­ w o dó w , ale p o su n ię to się jeszcze dalej, a to w ynalazkiem etatyzmu. Tak j est, b izan ty ń sk iej cy w ilizac j i za w d zięc zam y ten blekot zatruw a- jący społeczeństwa i państwa.

Zanik personalności musiał sprawić w cywilizacji bizantyńskiej, że zanikała w niej wielostronność życia i zw iązana z tym etyka. W tych dziedzinach obniżyła się cywilizacja bizantyńska poniżej po­ ziom u dawniejszej cy w iliz a c ji hellenistycznej. Przeprowadziwszy bowiem z całą ścisłością zasadę gromadności — w przeciwstawieniu do personalizm u — p rz y jm o w a ła w szystkie je j konsekwencje aż do ostatka: w sze ch w ład z ę p a ń s tw a uosobionego w jednej osobie, mecha- nistyczność państwowości, jednostajność wszelkich urządzeń, dualizm etyczny tj. zwolnienie państwowości od moralności, gnębienie społe­ czeństwa w połączeniu ze statolatrią i bezwzględny aprioryzm w u j­ m ow aniu istoty p a ń s tw a i je g o potrzeb.

Dalsze różn ice p o m ięd zy h e lle n isty c z n o śc ią a bizantynizm em za­ znaczyły się na tle chrześcijaństwa. W ytworzył się w cywilizacji b i­ zantyńskiej antagonizm pomiędzy Pięknem a Dobrem. Wyłoniło się to z pewnego apriorycznego p o g lą d u n a zdrowie i ch o ro b liw o ść . Sprawa na pozór ściśle cielesna, sięga jednak w głąb aż do subtelności w od­ czuw aniu stosunku św ia ta przyrodzonego do nadprzyrodzonego, boć wszystkie d ziały quincunxa ziemskiego bytu, w szystkie p ię ć kategorii życia, pozostają w nieustannym związku z sobą, ze wzajemnym cią­

(20)

giem oddziaływaniem na się. W bizantynizmie zlekceważono kwestię zdrowia względem etyki, i w tym błędzie tkw ią zawiązki tej sprawy jak najdonioślejszej, iż wykluczono etykę całkiem z życia zbiorowego. M am y tu do czynienia zarazem z n a jc ie k a w s z ą k w e stią z dziejów sztuki.

Sztuka c h rz e śc ija ń sk a za k w itn ę ła najpierw nie w zniszczonej i podupadłej pod każdym względem Italii, lecz w przebogatym Bizan­ cjum. P o n ie w a ż poganie doprow adzili do istotnych w y b ry k ó w w do­ gadzaniu ciału, więc chrześcijanie przez reakcję skłonni byli upatry­ w ać w p ie lę g n o w a n iu c ia ła zasadniczo grzech. Z naw ca orientali styki chrześcijań skiej stw ierdza we wschodniej patrystyce p e w n ą ten d en cję do rozdziału Dobra i Piękna zmysłowo zewnętrznego. „Dobro i świę­ tość zdają się być bliższe brzydocie, aniżeli pięknu kształtów ze­ w n ę trz n y c h — gdy tym czasem c e c h ą ja ź n i zachodniej w tej dziedzinie je s t zbliżen ie dobra i św ięto ści do p ię k n a plastycznego". A p ięk n y m m oże być ty lk o cia ło zdrowe. N abrano jed n ak przekonania, ja k o uprawianie cnoty nie daje się p o g o d zić z tr o s k ą o cia ło , o to grzeszne ciało , i ja k o , ch c ąc o sią g n ą ć w y ż sz e szczeble rozw oju etycznego, należy m ieć w e w zgardzie swe ciało , a zatem nie ty lk o nie d b ać o jeg o pięk no , lecz naw et z a n ie d b y w a ć zdrow ie, skoro ono najbardziej sprzyja cielesnemu p ięk n u . O tak im pochodzie m yśli św ia d c z ą dzieje m alarstw a religijnego. P o n ie w a ż p o c h ó d sztuki o d b y w a ł się w owej epoce z b iz a n ty ń sk ie g o wschodu na za ch ó d , przy jęło się tedy allego- ryczne przedstawianie z w y c ię stw a ducha nad c iałem za p o m o c ą w ize­ runków c ia ła z c h e rla łe g o ta k ż e na d łu ższy czas na Zachodzie. Ode­ rwał się potem od tak ich poglądów zachodni renesans, ale w cywili­ zacji bizantyńskiej to pozostało.

Czyż jednak Bizantyńczycy byli brzydkimi i czy gardzono tam przystojnym i, ja k o g o rsz ą c y m i okazjam i do grzechu? M u sia ł przeto nastać rozdźwięk między teorią a praktyką. O zdrowie dbać musiał bizantyński żołnierz, rzemieślnik, i każdy ojciec rodziny, utrzymujący j ą ze swego zarobku; ale i wszyscy inni w o leli b y ć zdrow ym i — toć oczywista! N astępow ał tedy w cywilizacji bizantyńskiej podział ogromnie n ieró w n y lu d n o ści na d b ały ch o swe uduchowienie, a zatem

(21)

obojętnych na rozwój fizyczny i na zwolnionych od tego obowiązku w imię konieczności życiowych. Do doskonałości miały tylko dążyć tedy wyjątki, poświęcające się, by się upodobnić do świętych obrazów, czego nie śm iano w y m a g a ć od ogółu. W y n ik a ło z tego, że ogół uwolniony jest od uświęcenia życia, aż wyłoniła się nie­ uchronna konsekwencja, ja k o n ik tn ie je s to b o w ią z a n y d o sk o n alić się. Pozostawiono to m nichom — gdy tymczasem k ato licy zm n a ło ż y ł ten obowiązek na wszystkich. W taki sposób przepadał w Cerkwi i w cywilizacji bizantyńskiej sam fundament chrześcijaństwa, którym je s t p rz y stę p n o ść u ś w ię c e n ia dla w szystkich w iernych bez w y jątk u,

a zatem wymaganie, by wszyscy z tej m o żn o ści korzystali.

Ogółowi Bizantyńców było jednak z tym wygodnie. Uświęcanie za m k n ię to na cztery spusty w klasztorach, a schizma sta c z a ła się po rów ni pochyłej form alizm u, pozbawionego ducha. W e w n ę trz n e życie duchowe znanym b y ło ty lk o m nichom („ p u ste ln ik o m " ), ale po pew ­ nym czasie przestano to ro z u m ie ć naw et po klasztorach (czego ś w ia d ­ kiem św ięta g ó ra A thosu). Skoro zaś nierozum na doktryna zdjęła z bark w y z n a w c ó w ja rz m o duchowe, w ięc w yznaw cy s trz ę ś lije z siebie chętnie, a strząsłszy nie dali go ju ż nigdy nałożyć na siebie na nowo. Tak tedy lek cew ażen ie p ię k n a cielesnego za sz k o d z iło duchow i, bo rozw ój w ym aga harm onii m ięd zy w szystkim i kategoriam i bytu ludz­ kiego. M y lili się Bizantyńcy, jakoby zalety ciała a duszy pozostawały w stosunku odw rotnym do siebie. W katolicyzm ie ro z w ią z a n o ten problem inaczej: Piękno form ą świętości i jej alłegorią.

Łatwo zrozumieć, że skoro tylko ludność nie zakonną, a więc m ożna powiedzieć z bardzo nieznaczną tylko przesadą: ludność całą zw olniono od doskonalenia się, zw olniono tym samym c a łą c y w iliz a ­ cję bizantyńską od udziału w rozwoju etyki. Cywilizacja ta stawała się mniej c z u łą n a zagadnienia etyczne. Ł a tw o tedy p rz y ją ł się p o g ląd , że życie zbiorow e etyki nie potrzebuje.

Poruszony tu d ział z w ielkiego zagadnienia stosunku estetyki do etyki, stanowi równocześnie przyczynek do kwestii formy a treści. Nie m ogę tu ro zw ijać bliżej tej sprawy; poprzestaje n a tw ierdzeniu, ja k o mechanizmy zbiorowe mają także swoje złudzenia, z których najważ­

(22)

niejszym je s t za śle p ien ie w form ie, m ylenie je j z tre śc ią , co w praktyce w ychodzi na dawanie formie p ie rw sz e ń s tw a przed treśc ią . W stanow­ czej ch w ili w ypada potem p rz e k o n a ć się niestety za p ó źn o — że się m iało w ręku same ty lk o czcze formy.

Jeszcze inna sprawa w y w o ła ła n a tle c h rz e śc ija ń s tw a p rz e p a s tn ą różnicę pomiędzy cywilizacją bizantyńską a łacińską (rzymskiej na­ stęp czy n ią). Chodzi o stosunek sił fizycznych do duchow ych, przy których supremacja? Kościół wymaga niezależności od władz świec­ kich. Jest to m inim um , poniżej k tó re g o ży cie religijne nie m oże ro z­ wijać się należycie. Wiadomo, że ju ż sam Konstantyn W ielki zwykł był dyrygować Kościołem a następnie uważano tam Cerkiew za pro­ ste instrum entum status. Lecz na Zachodzie w y s u w a ło się tymczasem pytanie: cóż należy czynić, jeżeli władza duchowna i świecka wyda­ d z ą nakazy sobie przeciwne? C zyż nie m usi się to ro z u m ie ć samo przez się, że trzeba iść za głosem K o śc io ła ? Stanowi to in te g ra ln ą część generalnego obowiązku, żeby dawać pierwszeństwo duchowi przed m a te rią , m o ra ln o śc i przed zyskiem , słu szn o ści przed siłą, p ra w ­ dzie przed m niem aniem w ładzy. Stanowi to postulat g o d n o ści osob i­ stej, u p o w a ż n ia do posiadania w łasn e g o zdania, k tó re m oże b yć n ie­ zgodne ze zdaniem osoby, posiad ającej w ład z e nad nami. K a żd y m a praw o m y śleć samodzielnie i żyć zgodnie ze swym sumieniem. C zyż tylko prawo? a może to obowiązek?

I tak uznawanie supremacji sił duchow ych nad fizycznym i wiedzie prosto do... personalizm u. R u n ęłab y cy w ilizacja b iz a n ty ń sk a , gdyby B izan ty ń cz y cy nie przyznaw ali supremacji siłom fizycznym . W cóż obróciłaby się statolatria wraz z antropolatrią głowy państwa? Jeżeli każdy ma prawo głosić to, co uważa za prawdę, jeżeli w ogóle prawda i poczucie słuszności mają wkroczyć do życia publicznego, w takim razie w olno w ład z ę k ry ty k o w a ć , w olno naw et w pew nych wypadkach sp rz eciw iać się w ła d z y , u rz ęd o w i, cesarzowi. C ała teoria despocji orientalnej rozbiłaby się w strzępy. Ale Prawda nie doznawała żadne­ go kultu w cywilizacji bizantyńskiej. Stwierdza zaś doświadczenie historyczne, j ako zachodzi stosunek prosty m ięd zy stopniem praw do ­ m ó w n o ści a stanem nauk. T o też w B izancjum stan nauki b y ł m izerny,

(23)

chociaż uczonych mnóstwo, chociaż Bizantyńca należy sobie wyobra­ żać zawsze z g ru b ą k s ią ż k ą w ręku. U c zo n o ść ich pozbaw iona b y ła twórczości; bo nie opierała się o miłość prawdy. Lecz miłość prawdy, to droga w io d ą c a niezawodnie do personalizmu! A zatem m iędzy praw dą a bizantynizmem „położona jest nieprzyjaźń" ; i czy może być inaczej?

Takie s ą — bardzo znaczne ró ż n ic e p o m ięd zy h e lle n isty c z n o śc ią a bizantynizm em . Problem o su p re m a cję tych czy ow ych sił przedtem nie istniał, bo wprowadziło go dopiero w umysły chrześcijaństwo, a n a stosunek P ię k n a do Praw dy zapatrywano się w h ellen isty czn o śc i po helleńsku, co bizantynizm obrócił na nice. Świątobliwość bizan­ tyńska mogła nawet potępić zupełnie piękno plastyczne, zakazać rzeźb i o b ra z ó w (o b ra z o b ó rs tw o 726-787 i 815-842), podobna w tym do islamu i judaizmu, a nie do hellenistyczności.

rv

Tymczasem cy w ilizacja rzym ska b y ła stłu m io n a tak dalece, iż ledwie d o ch o w ały się z niej isk ierk i j a k ie ś słabe pod zaspami p o p io łó w nasy­ panych przez cy w ilizację h e lle n isty c z n ą , a n a stę p n ie b iz an ty ń sk ą . Lecz tliło się pod popiołami. Zwolennicy cywilizacji, chociaż nielicz­ ni, opierali się jednak z całych sił i pogańskiej hellenistyczności i chrześcijańskiemu bizantynizmowi. W walce tej, tak nierównej, zn aleźli Rzym ianie sojusznika, k tó ry p o tę ż n ia ł z pokolenia w pokole­ nie, aż wreszcie stal się na tyle potężnym, iżby wyrównał nierówność sił w walce d w óch c y w iliz a c ji, w walce Zachodu ze W schodem. Pod o p ie k ą papiestwa skupiali się coraz ściślej ci wszyscy, k tó rz y radziby w y rz u c ić z Zachodu n a le c ia ło ś c i orientalne. W obec c h rz e śc ija ń stw a nie mogła się ostać oczywiście cywilizacja rzymska w swej całości, lecz K o śció ł p o z b ie ra ł z niej w szystko, co d ało się (że tak pow iem ) o c h rz c ić , staw iając na samym szczycie z a sad ę supremacji sił ducho­ w ych, a z czego m ia ło w y k w itn ą ć nowe zagadnienie: D e cM tate D ei — ujęte z czasem w postulat wprow adzenia K ró le stw a B o żeg o na ziemi. Pod opieką Kościoła katolickiego wychowywały się narody, które miały przejąć now ą cywilizację, wytworzoną przez Kościół,

(24)

cywilizację chrześcijańsko-klasyczną, którą też zwać można krótko: łacińską.

Cywilizacja ta staczała i stacza nie kończące się walki z cyw iliza­ cją bizantyńską. Rozróżnić należy w bizantynizmie dwie rzeczy: sła­ bość państwa, a siłę cywilizacji. Cesarstwo wschodnie istniało długo, lecz z reguły tylko wegetowało. Historia jego, to kroniki obrzydliwych okropności na wewnątrz, a ciągłego kurczenia się na zewnątrz. O pła­ cało się haracze H u n o m ju ż około r. 430, Aty lii j e zdwojono i jeszcze w ty m samym stuleciu V o p ła c a n o się W andalom . N a stę p n y w iek n a le ż a ł do lepszych, ale zaraz n a p o c z ą tk u V I I Persowie p o su n ęli się w po b liże stolicy, ro z k ła d a ją c się obozem w Chalcedonie w r. 616. N iebaw em w latach 634-639 A rabow ie zajęli S yrię, P alesty n ę i F eni­ cję, a w r. 640 Egipt; w następnym zaś pokoleniu oblegali ju ż K on­ stantynopol przez siedem lat (638-675). N ajazdy b u łg a rsk ie sprow o­ k o w a ł sam cesarz Justynian I I , p rz y ją w sz y na żołd 15.000 B u łg aró w przeciw w s p ó łz a w o d n ik o m do cesarskiego tronu. W r. 718 trzeba było odpierać po raz drugi Arabów spod murów stolicy, a za K on­ stantyna V (741-775) p o w ta rz a ją się ciąg le w ojny b u łg arsk ie. W iek IX zaczyna się od nich, tudzież od niepomyślnych starć z Arabami. Leon V (813-820) musi walczyć z Bułgaram i ju ż na przedmieściach Carogrodu, a naw et potem z a g a rn ia ją Saraceni w r. 826 K retę. N a ­ stępnego roku zaczynają podboje na Sycylii. W połowie IX wieku widzimy Arabów w Małej Azji, od północy zaś obronność państw a b y ła tak niedostateczna, iż w r. 865 m o g ła się poj aw ić w zatoce caro­ grodzkiej łupieżcza wyprawa flotylli W aregów z Rusi. Państwo b u ł­ garskie obejmowało coraz większy dział półwyspu bałkańskiego; p o k o n y w a ł ich K onstanty B u łg a ro b ó jc a (1018), ale nastaje okres na­ jazdów nowych: Seldżuków, Pieczyngów, Normanów. W wieku X II

odzyskano n ie k tó re utracone ziemie, ale obszar cesarstwa b y łju ż b ą d ź co b ąd ź znacznie uszczuplony.

N a p rz e k ó r tem u wszystkiem u cyw ilizacyjna ekspansja b y ła zna­ komita. Dawno j u ż p rzepadły resztki hellenistyczności, a ję z y k a grec­ kiego b iz a n ty ń sk ie w p ły w y nie p rz y w ra c a ły ; ale czerpano z B izan ­ cjum na Wschodzie modę dworską, technikę wojenną, a częstokroć

(25)

prawa. D ziś jeszcze n a tra fia ją p o d ró ż n ic y w A z ji Przedniej i w A fryce północnej na przeżytki cywilizacji bizantyńskiej. Bałkan cały, od D u­ naju po M o reę, c h o c ia ż z rz u c a ją c y z siebie panowanie B izancjum , uległ jego cywilizacji. Wytwarza się kultura bułgarska, następnie serbska i w ło sk a, ciekawe nader filiacje cy w iliza cji b izan ty ń sk iej. Ekspansja przybiera coraz bardziej na sile i prze n a Z ac h ó d . N ie b ra­ kło prób pozyskania Italii, a w południowej części półwyspu apeniń­ skiego powiodły się; strzępy cywilizacji bizantyńskiej znać tam do dziś dnia. Włochy środkowe i północne wyemancypowały się nato­ m iast gruntownie i po pew nych wahaniach p rz y lg n ę ły do cyw ilizacji łacińskiej. Nigdy też bizantynizm nie przekraczał tedy Alp.

S zerzył się dalej w Europie d ro g ą całkiem inną, m o rs k ą przez Sy­ cylię, Sardynię, Baleary aż do Hiszpanii, stamtąd na dwory królew ­ skie i książęce krajów francuskich. Bizantynizm imponował. Paryż był słabą osadą trzeciorzędną, kiedy Konstantynopol wprawiał przy­ bysza z Zachodu w o słu p ien ie bogactwem , budow lam i i o gładą. K a ż ­ dy z zachodnich władców marzył o tym, żeby sobie urządzić dwór na w z ó r b iz a n ty ń sk ie g o , i o trz y m a ć od cesarza ty tu ł patrycjusza, i kopię w łó czn i św. M aurycego, k tó r ą zatykano przy tronie. Zapraszano cy ­ w ilizację bizantyńską do siebie, ubiegano się o m ożność naślado w ania je j. D w a razy przebiega przez E u ro p ę z a c h o d n ią w ielk a fala ekspansji

bizantynizm u w w iekach IV do V I i p o w tó rn ie w w ieku X.

W ytwarzająca się w Rzymie cywilizacja łacińska była kopciusz­ kiem przy bizantyńskiej — a jednak rozwijała się, dzięki walorom duchowym. Pierwsze je j sfo rm u ło w a n ie się z a w d z ię c z a m y jednem u z największych ludzi całej historii powszechnej, Cassiodorowi (ok. 468-po 562). B ył to m inister Odoakra i Teodoryka, n astęp n ie założyciel słynnego klasztom benedyktyńskiego w Vivarese w połu­ dniowych Włoszech, gdzie wszczął zbieranie rękopisów piśm iennic­ twa łacińskiego. Odciął się od Bizancjum a całą stanowczością i pod­ czas w ypraw y B elizara sta n ą ł po stronie G otów .

R ó w n o cz eśn ie p o w sta ł drugi klasztor b en e d y k ty ń sk i o znaczeniu zasadniczym w M onte Cassino (529), burzony przez L o n g o b ard ó w , S aracen ó w , N o rm a n ó w , i w c ią ż odnawiany, aż 1066 n a now o w znie­ siony z fundam entów . W R zym ie k ry sta liz o w a ła się tymczasem

(26)

dok-try n a o supremacji K o ś c io ła nad w ła d z ą św iecką. Pierwsza k lą tw a na p a try a rc h ę carogrodzkiego datuje z r. 484, a p a p ie ż Gelazjusz I (492-496) sfo rm u ło w a ł j u ż jasn o sp ra w ę prym atu papieskiego. Z a ­ ognia się sp ó r z B izancjum i staje się coraz wielostronniejszym . W r. 800 wskrzesza się cesarstwo zachodnie, aby je p rz e c iw s ta w ić wschodniemu (K a ro l W ie lk i), ale k ró tk a b y ła sław a tego cesarstwa, a d łu ż sz a h isto riajeg o niezaszczytnego ro z p rz ę ż e n ia , zanikania. Jeden z najinteligentniejszych pisarzy X w ieku L iu tp ran d longobardzki (ok. 922-972) n aw o łu je na now o, by cesarza b iz a n ty ń sk ie g o u z n a w a ć prawym w ładcą całego świata.

Powtórna wielka ekspansja cywilizacji bizantyńskiej X wieku do­ tarła do Niemiec i chociaż w wieku XI zaczął się powtórny odwrót bizantyńskiej fali, w Niemczech utrzym ała się, pozostała i trwa do­ tychczas, w ydaw szy n a jśw ie tn ie jsz ą z k u ltu r b iz a n ty ń sk ic h , k u ltu rę b iz a n ty ń sk o -n ie m ie c k ą , k tó ra stanowi sam szczyt cy w ilizacji b izan ­ tyńskiej . Już w pierwszej połowie X wieku zebrało się na dworze dy­ nastii saskiej p o w a ż n e grono uczonych i sta ty stó w b iz a n ty ń sk ic h , zwłaszcza od przyjazdu cesarzówny Teofanii w małżeństwo z Otto­ nem I I . W znow ione w r. 962 cesarstwo nie trz y m a ło się to ró w cesar­ stwa k a ro liń sk ie g o ; tam to b y ło o b m y ślo n e i ustanowione przez papie­ stwo, a to p o w s ta w a ło przeciw ko papiestw u; rzym ska koronacja Ottona I b y ła w ym uszona w śró d z a c ię ty c h w alk z papiestwem. Po­ wstawało jakby drugie cesarstwo bizantyńskie, filia Bizancjum na Zachodzie. O d tąd N iem cy są rozdzielone cyw ilizacyjnie n a dw a obo­ zy: łaciński i bizantyński, a cała historia Niemiec składa się ze ściera­ nia się odmiennych pojęć dwojga cywilizacji.

Zmierzające w dwóch odmiennych kierunkach Niemcy miewały całe okresy b ie rn o śc i kulturalnej i całkow itej niemocy ich cesarstwa; ja śn ie jsz e okresy n a s ta w a ły zaś wtenczas, kiedy ster p a ń s tw a ujm o­ w a li w y łąc zn ie zw olennicy stanowczy jednej cy w iliza cji, a stanowczy przeciwnicy drugiej. Ale nigdy żadna z nich nie została pognębiona tak dalece, iżby nie m o g ła p o d n ie ść się i p rz y s tą p ić n a now o do w sp ó łz a w o d n ic tw a . H isto ria Niem iec dostarcza p o w a ż n e g o dowodu tezie, ja k o nie m a syntez m ięd zy cyw ilizacjam i, bo gdyby b y ła m o

(27)

żli-w a synteza bizantynizm u z latynizmem byłaby m u sia ła ju ż dażli-wno dokonać się w Niemczech.

Z a dynastii salickiej (1024-1125) zdaw ało się, że nurt łaciński w ysychajuż zupełnie w Niemczech, a bizantynizm wyruszy na podbój Europy. Groziła zagłada cywilizacji łacińskiej. Gdyby się to dokonało było, chrześcijaństwo zeszłoby na zbiór liturgii, odprawianych pod protektoratem b izantyń skieg o absolutyzmu.

Cywilizację łacińską ocaliła wówczas Francja z pom ocą tzw. re­ form kluniackich, uznanych przez p ap ież a Grzegorza V II (1073-1085). N a stą p iła d ługa w alka cesarstwa z papiestwem, będ ąca zarazem walką dwóch cywilizacji. Nie zwojowano jej do końca, bo konkordat wormacki r. 1122 był tylko kompromisem — i w N iem ­ czech p o zo stały nadal obie cyw ilizacje.

Tymczasem kurczyło się cesarstwo bizantyńskie. N a tronie i koło tronu same mordy i w iaro ło m stw a, w ład z a zaś przy tym , kto w zbrodniach bieglej szy. W ty m stanie rzeczy d źw ig a się n a nowo B ułgaria. Cypr odpada, a z k ru c ja tą zach o d n ią popada w krwawe zatargi. Nastaje Cesarstwo Ł a c iń sk ie (1204-1261) i szereg drobnych państewek. Nowa dynastia Paleologów nie zdołała ju ż odzyskać po­ przednich granic p a ń stw a , uszczuplanych coraz bardziej przez B u łg a ­ rów. Serbów i Osmanów, dających się ju ż dotkliwie we znaki od r. 1282. Ku połowie X IV wieku szukał władca bizantyński (Kantakuzcnos) schronienia i pomocy u Turków . W k rótce zdobyli Turcy Gallipolis w r. 1356, w r. 1361 Adrianopol, w r. 1362 Filipo- pol, w r. 1365 zholdowali sobie Bułgarię i Serbię. Od r. 1390 opłaca cesarz b izantyński haracz T urkom , a p ań stw o ogranicza się stopnio­ wo do samej stolicy z okolicą. Wreszcie w r. 1453 zdo by w ają Turcy i stolicę.

Do jakiego stopnia państw ow ość bizantyńska była przegniłą, znać najlepiej z tego, iż najeźdźców tureckich chętnie witano. Słynny Jerzy Trapezuncki pisze panegiryk na cześć Mahometa I I , w k tó ry m zdo­ bywcę Carogrodu zowie „gw iazdą firmamentu". K ritow uł, mnich z Atosu. dedykuje sułtanowi swą pracę z „opisem sławnych dzieł" zdobywcy, którego został w końcu sekretarzem. Cerkiew b izantyńska

(28)

zm ieniła w ładzę i stała się teraz tureckim instrumentum status. N a ­ stało doskonałe porozumienie Fanaru z K alifatem , coraz ściślejsze w miarę jak Porta, protegując prawosławie, stawiała zapory katolicy­ zmowi na Bałkanie. Kalifat łączył się również w zewnętrznej polityce z prawosławiem, bo tylko ze strony państw katolickich groziła liga antyturecka. Stosunki te trwały aż do połowy X V III w.

Patriarchat carogrodzki staje n a czele bizantyn izm u, lecz s to c z o ­ nego nie m ało. Ekspansja cyw ilizacji bizantyńskiej dokonuje się coraz wyłączniej w formie wyznaniowej, i jest agitacją zaczepną praw osła­ w ia przeciwko katolickiej Polsce. O b n iża się też wielce poziom um y­ słowy rodzimego bizantynizmu.

Bez porów nania wyżej stoi kultura niem iecko-bizantyńska. Zasada bizantyńska, jako Kościół ma być narzędziem władzy państwowej, nigdy w Niemczech nie wykorzeniona, w yb u ch n ęła na nowo potężnie w protestantyzmie. Prowadziło się potem wojnę 30-letnią po to, żeby władza świecka rozstrzygała o wyznaniu ludności (cuius regio, illius

religio). Co gorsza, katolicyzm niemiecki tracił samodzielność moral­

ną i zgadzał się z tą zasadą. Katoliccy władcy niemieccy używali jej znów po swojemu, traktując Kościół jako zależne od siebie narzędzie swego panowania. D z iw n a rzecz, że tego bizantynizm u niemieckiego dotychczas nie dostrzegano!

Natom iast dopatrywano się bizantynizm u tam , gdzie go nie było, mianowicie we wschodniej Słowiańszczyźnie. Z Cerkwi, „Kijowa i wszystkiej Rusi" wyrugowano wcześnie wpływy bizantyńskie, a wyrugowano je bezprzykładnym nieuctwem. Ruś popad ła w za­ leżność od cywilizacji turańskiej. Znać ją ju ż w najdawniejszych dziejach N owogrodu W ielkiego i w „R uskiej Prawdzie". Chazarowie, Pieczyngowie, Polowcy sprzęgli się z R u sią wielostronnie i Ruś z nim i (m ałżeń stw a mieszane były pospolite) tak dalece, i ż j u ż w X I I wieku znać pierwiastki jakiejś kultury mongolsko-słowiańskiej, pod­ czas gdy o b izan ty ń sk ich w p ły w a ch głucho. A w r. 1224 R uś sama sprowokowała wielki najazd Mongołów „Niebieskich", wyprawiając się aż na Kalkę w obronie Polowców. Następnie pod zwierzchnictwem tatarskim, wybija się Moskwa, której państwowość była najzupełniej

(29)

tu ra ń sk ą , a za Iw ana I I I zdecydowanym j u ż b y ło istnienie ku ltu ry turańsko-słow iańskiej.

Doniosłym nabytkiem z wpływów turańskich była kozaczyzna, znana w A z ji jeszcze przed okresem d żing isch an ów . B y ła to organiza­ cja ściśle obozowa, która szerzyła się od kozaków rjazańskich, naj­ pierw w dół Donu, n a stę p n ie nad Dnieprem, ja k o zrzeszenie się w celach żołniersko-zarobkowych. Gdy nie stało żołdu, łupili. Użył ich potem za n arzęd z ie chan k ry m sk i i sułtan z p o m o c ą Fanaru, żeby sparaliżować Polskę i nie dopuścić do koalicji antytureckiej. Były też d łu g o trw ałe i groźne w ojny kozackie w p a ń stw ie m oskiew skim (chyba nie dla obrony praw osław ia?).

W kraje m oskiewskie m iał w k ro c zy ć bizantynizm dopiero z p o ­ czątkiem X V III w. i to z Niemiec, gdy Piotr W ielki zarządził innowa­ cje n a w z ó r niemieckiego protestantyzm u, ściśle w e d łu g Landeskirche, administrację zaś na modłę pruską. Kultura niemiecko-bizantyńska wywiera odtąd coraz silniejszy wpływ na Rosję oficjalną.

W samych zaś N iem czech bizantynizm reprezentowany b y ł coraz dobitniej przez Prusy, p o p u la ry z u ją c e bardzo skutecznie wszechmoc p a ń stw a , ujednostajnianie wszystkiego, i centralizowanie. Te metody, ja k cały bizantynizm w og ó le, u d ziela ły się coraz bardziej i katolickiej części Niem iec, a jó z e fin iz m b y ł tego konsekwentnym w ynikiem , gdy d o p ro w a d z a ł aż do tendencji, żeby nawet z katolicyzm u u rz ą d z ić so­ bie Landeskirche, p o d le g łą sam owoli monarchy.

Jest zaś w dziejach N iem iec jeszcze jeden przejaw bizantynizm u: brak idei narodowej. Najstarsza niemiecka p ieśń patriotyczna pocho­ dzi z r. 1812. Lessing, Herder, Goethe, Schiller, nie posiadali poczu­ cia narodowego. Dopiero J. G. Fichte je st pierw szym p a trio tą nie­ m ieckim . W net z a c z ę ło się uw ielbienie niem czyzny, i zlało się następnie w jednym korycie ze statolatrią filozofii niemieckiej, z ubó­ stwieniem Prus.

Prusactwo je s t bizantynizm u arcydziełem , a rozw ój jeg o jeszcze nie skończony. Od p o ło w y X I X w ieku datuje jedn ak w Niem czech reakcja cywilizacji łacińskiej, reakcja katolicka, podnosząca głowę coraz śmielej. Rozwój ten zatrzymywany bywa siłą fizyczną kiemnku

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pow ołując się n a wagę owych wydarzeń, stwierdza: „(...) kryzysy te oraz sposoby ich rozwiązywania stanow ią zasadnicze m om enty zwrotne w historii

Ci uczniowie zgłosili się jako ochotnicy na zajęciach tydzień wcześniej i otrzymali skserowane kartki z utworami: Bojkowszczyzna (tom Wiersze beskidzkie, strona 52), Cerkiew

Ostatnio, rok temu w Centrum Sztuki Wspołczesnej na Zamku Ujazdowskim w Warszawie odbyła się największa jak dotąd wystawa Tadeusza Rolke na która złożyło

Dziś przekazuję Wam pomysł na zabawę plastyczną, która zapewni trochę rozrywki i będzie świetnym ćwiczeniem małej motoryki.. Do

Artykuł zawiera pytania, które nieodparcie narzucają się ilekroć dokonuje się porównań istoty i cech tożsamościowych public relations z realnymi możli- wościami ich

Podczas lekcji wyjaśniamy pojęcie krajobraz, stosując metodę mapowania pojęć, a następnie wyjaśniamy, jak rozumieją pojęcie krajobraz przekształcony. Warto zwrócić

Dodać można by tylko, że istnieją też empiryczne metody badania tego, co jest normą językową: językoznawcy uzasadniają zdania na temat poprawnego użycia w dosyć

Jeżeli chce się kogoś przekonać do wartościowych filmów, jakie można oglądać przy pomocy aparatu vide, to przede wszystkim aparatura ta powinna znaleźć się