• Nie Znaleziono Wyników

"Wstań i chodź..." : z nieznanego pamiętnika wojewody Ostrowskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Wstań i chodź..." : z nieznanego pamiętnika wojewody Ostrowskiego"

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)

Elżbieta Z. Wichrowska

"Wstań i chodź..." : z nieznanego

pamiętnika wojewody Ostrowskiego

Napis. Pismo poświęcone literaturze okolicznościowej i użytkowej 5, 271-290

1999

(2)

7tAP*JS

Seria V 1999

E lżbieta Z. W ichrow ska

„Wstań i ch od ź...”.

Z n iezn a n eg o pam iętnika w ojew ody O strow skiego

N

azw isko w o jew ody A ntoniego O stro w sk ieg o (1782-1845) rzadko pojawia w indeksach książek dotyczących życia i tw órczości A dam a M ickiew icza. Z ałożyciel Tom aszow a M azow ieckiego, w P ow staniu L istopadow ym senator i d ow ódca G w ardii N a ro d o w ej, a po 1831 roku je d n a z w ażniejszych postaci świata polityki i k u ltu ry polskiej em igracji w e Francji budził, ja k dotąd, zainteresow anie w yłącznie w śró d historyków . T ym czasem p ośród licznych m ateriałó w d o k u m e n tu ją cy c h je g o działalność polityczną zachow ał się ró w n ież n ieznany h isto ry k o m literatu ry 2 2 1 -stro n n ic o w y d zie n n ik W ojew ody ukazujący M ickiew icza w p ie r­ w szych m iesiącach je g o fascynacji A n d rzejem T ow iańskim 1.

W czesną je sie n ią 1841 roku polskie w y chodźstw o obiega lotem błyskaw icy elektryzująca w iad o m o ść o tym , iż

O jczyzna n am przyw rócona; przyszedł człow iek, co to zapow iedział, co obja­ w ił tak w ażne nowiny... K om u? O to M ickiew iczow i i G ó re c k ie m u2 i

Izydoro-1

A rchiw um G łó w n e Akt D aw n ych w W arszawie (A G A D ), A rchiw um O strow skich z U jazd u sygn. 157 (cytow any dalej z p odaniem w nawiasie n u m eru strony). Pam iętnik wraz z aneksami zajmuje 221 stron folio zapisanych bez m arginesu (na w ielu stronach pozostaw ion e p ierw otnie m arginesy zapełniły dopiski czyn ion e najwyraźniej po kilku dniach). Brakuje d w óch pierw szych stron, b ow iem pam iętnik rozpoczyna się w p o ło w ie zdania od strony trzeciej.

Fragm enty pam iętnika, wraz z obszernym w stęp em -k o m en ta rzem , ukażą się w najbliższym n u m erze „ B lo k -N o te su M u z e u m Literatury im . Adama M ickiew icza”, Warszawa 1999. D o druku przygotow yw ana jest całość edycji pam iętnika O strow sk iego i dołączonej do niego korespondencji.

2

M ow a tu o A iito n im G óreckim (1 7 9 7 -1 8 6 1 ), poecie, uczestniku w ojen napoleońskich i pow stania listopa­ d o w eg o , na emigracji zw iązanego z M ick iew iczem . W 1834 podpisał akt założenia Zw iązku Braci Z jed n o ­ czon ych zaw iązanego „w celu chrześcijańskim i polskim w sp ó ln eg o ćw iczenia się w p ob ożn ości tudzież pobudzania ku niej in n ych rodaków na em igracji”. Był też jed n y m z pierw szych, którzy uznali m isję Tow iańskiego i jako pierw szy odstąpił M istrza, o czym d on iesie O strow sk iem u w cytow anym poniżej liście

(3)

w i S o b ań sk ie m u 3. Ale czy to być m oże? Tak, je s t to niezaw odna, to cudow na! S k u tek to i przyczyna, że się B óg nad Polską zm iłow ał. (2-3)

Te niezw ykłe wieści szybko dotarły rów n ież d o W ersalu, w któ ry m zam ieszkiw ał w ó w ­ czas w raz z ro d z in ą A ntoni O strow ski. Z an iep o k o jo n y i p o ru szo n y n im i W ojew oda p ostana­ w ia dociec, od kogo p o ch o d zą te tak oczekiw ane przez em igrację, a tak niezw ykłe zapow iedzi, i co z tą całą n ie p ra w d o p o d o b n ą h istorią m a w spólnego M ickiew icz.

D laczego — pyta O stro w sk i — ludzie tak bystrych pojęć, um ysłow ością w yżsi nad d ru g ich , tak łatw o i na tęż sam ą od jakiejś dziw nej potęgi zastaw ioną w ędkę pochw ytać się dali? (29) ...jak to być m oże, aby trzech razem było do tego stopnia o tu m a n io n y c h ? trzech razem i to na ch o ro b ę um ysłow ą je d n e g o ro ­ dzaju zapadniętych? (5)

G dy stało się ja sn e, że za cu d o w n y m i objaw ieniam i i no w in am i o p rzy w ró c en iu O jcz y ­ zny kryje się Tow iański i je g o nauka, nieu fn o ść O stro w sk ieg o rośnie. M ickiew icz stanow ił sw oiste c e n tru m polskiej em igracji, gdy w ięc to w łaśnie o n dał się złapać na „tajem niczą w ę d k ę ” m istycyzm u i je sie n ią 1841 ujrzan o go u bo k u m istrza A ndrzeja, spraw a nabrała szczególnej wagi, a oczy w szystkich, a w ięc i O strow skiego, zw rócić się m u siały ku M is trz o ­ w i, czy — ja k w oli W ojew oda — m istyfikatorow i T ow iańskiem u.

Ś ledztw o O stro w sk ieg o k o n ce n tru je się p rzede w szystkim na osobie M ickiew icza. Z e stenograficzną sk ru p u latn o ścią śledczego n o tu je w ojew oda je g o w ielo g o d zin n e ro zm o w y (z F ranciszkiem K saw erym G o d eb sk im 4, Ja n e m L ed ó ch o w sk im5 i z n im sam ym tj. O stro ­ w sk im ), opisuje wygląd i zachow anie w ieszcza, ujaw niając n am n ie je d n o k ro tn ie szereg n ow y ch szczegółów z życia poety. R ezultaty p row ad zo n eg o przez siebie d o ch o d z en ia sk rzęt­ nie zapisuje — od w rześnia 1841 — w sw ym p am iętn ik u , który siłą rzeczy szybko przeradza się w d z ie n n ik — k ronikę ów czesnych w ydarzeń.

O stro w sk i, ośw ieceniow y racjonalista, w y ch o w an e k Kołłątaja, nie poddaje się łatw o ów czesnym em igracyjnym „m o n o m an io m , w ariactw o m i sz ale ń stw o m ”, nie ulega łatwej fascynacji n ie zn a n y m , szuka logicznych o d pow iedzi, rozw aża w ięc,

czy p rzypadkiem M ickiew icz, d łu g im a d o m o w y m nieszczęściem w iadom ej ż o n y je g o ch o ro b y nękany, sam , ja k o poeta im aginacji najwyższej pełen, nerw y

W in cen ty Kraiński.

3

C h o d zi o Izydora Sobańskiego (1 7 9 6 -1 8 4 7 ), Podolanina, pow stańca listopadow ego, na em igracji zw iązane­ go z A d am em M ick iew iczem . W pierw szym okresie ujaw nienia emigracji swej m isji przez Tow iańskiego jeg o zw olen n ik , w krótce jed nak odstąpił M istrza.

4

Franciszek Ksawery G odebski (1 8 0 1 -1 8 6 9 ), syn poety leg io n o w eg o Cypriana, pisarz. D ziałacz polityczny, publicysta, p oseł na sejm pow stańczy 1831, po 1831 na emigracji w e Francji. W spółzałożyciel Szkoły Batignolskiej, adm inistrator redagowanej przez Adama M ickiew icza „La Tributie des Peuples”.

5 Jan L edóchow sk i (1 7 9 1 -1 8 6 4 ), oficer napoleoński i w pow staniu listopadow ym , p oseł na sejm 1831 r.,

w spółinicjator uch w ały detronizacyjnej cara M ikołaja I z 25 stycznia 1831, w 1836 w spółzałożyciel K on fede­ racji N arod u Polskiego; syn przyrodniej siostry O strow skiego Julii.

(4)

„W stań i c h o d ź ...”. Z n ie z n a n e g o p a m ię tn ik a w o je w o d y O stro w sk ie g o 273

m ając rozterlikane, osłabione i m aterią d u ch o w i w ystarczyć i podołać nie m o ­ gący, czy przypadkiem , m ów ię, nie uległ i on p e w n e m u rodzajow i m o n o m a n ii, w iariacji kw alifikującej go bardziej do szpitala obłąkanych n ędzarzy aniżeli na kapłana i opow iadacza now ej jakow ejś politycznej w iary u g ru n to w an e j na m istycyzm ie, p ro ro ctw ach i O b jaw ie n iu . (4 -5 )

Je d n y m z kluczy d o zro z u m ien ia tego zauroczenia poety T ow iańskim m oże być, ja k sug eru je p am iętn ik arz, w łaśnie cho ro b a żony poety.

W ybrane poniżej fragm enty p am iętnika i ko resp o n d en cji pośw ięcone są ch o ro b ie C e lin y M ickiew iczow ej i c u d o w n e m u , rów nie tajem n icz em u tak dla w spółczesnych ja k i dla nas, ule cz en iu jej przez A ndrzeja Tow iańskiego. C h o ro b a M ickiew iczow ej m iała przyczynić się w istotny sposób do zaw ierzenia przez ud ręczo n eg o m ęża i poety T ow iańskiem u...

★ ★ ★

W śród odb ieran ia coraz to n ow ych w iadom ości o rzeczach opow iadanych przez naszych trzech m isjonarzy przeglądać też począł początek całej tej m i­ stycznej osnowy. I tak: d ow iedzieliśm y się, iż figuruje naczelnie w tej całej spraw ie niejaki Tow iański. (8) M ienią go obdarzonym nadzw yczajnym i N ie ­ bios przym ioty, m ów ią o n im ja k o zesłańcu B ożym , o p ro ro k u , opow iadają­ cym przyszłe w ypadki. (9) D ziw n e o n im jeszcze rozpow iadają rzeczy. J a n u ­ szkiew icz6, np. m iał pow iedzieć, że ju ż trzynaście cu d ó w pokazał!? M ów ią, iż za je g o to przyczyną naszym w ice p ro ro k o m pokazuje się d u c h C hodkiew icza, i że to je s t je d e n z tych znaków, o których im m ów ić nie w o ln o , ale co o tym , to p o w sze ch n e je s t m n ie m a n ie i sam a M ickiew iczow a przyznaje, że tym i czasy za przyczyną T ow iańskiego cu d e m n iepojętym w yleczoną została... z o sta tn ie­ go paro k sy zm u obłąkania! P rzy p o m n ieć sobie należy, iż p rzed kilką la ty ju ż na tę sam ą słabość m o c n o ch orow ała M ickiew iczow a i z tru d n o ścią z niej w y le­ czoną została. J u ż w ted y ludzie godni w iary opisyw ali dziw n e sym tom ata ch o ro b y tej biednej kobiety..., że m iała egzaltacją straszną, że d ziw n e w ygady­ w ała rzeczy i to z najw yższym p o d n ie sie n iem d u ch a religijnego i p atrio ty zm u , że także przepow iadała (...) bliskie polepszenie losów ojczyzny. A [dolf] Z [a le - ski] n ie d aw n o nam opow iadał, że razu pew nego, było to w P aryżu, gdy złożony był o n sam ciężką c h o ro b ą i zostaw ał w szpitalu, w nocnej porze w padła do niego boso, lekko odziana i kazała m u pow stać, zd row ym być, że B óg w y słu ­ chał m o d litw y Polki, że o n do zdrow ia, ojczyzna do zaistnienia i szczęścia p rzy w ró co n e zostaną itp. (60-61)

6

E ustachy Jan u szk iew icz (1 8 0 5 -1 8 7 4 ), pow staniec listopadowy, na emigracji księgarz i w ydaw ca (w 1835 r. założył księgarnię i drukarnię polską w sp ó ln ie z A leksandrem Jełow ick im ). Z najom y M ick iew icza jeszc ze z okresu w ileń sk ieg o , należał do pierw szych zw o len n ik ó w Towiańskiego.

(5)

Pow yższą kró tk ą notatkę, dotyczącą spotkania C e lin y M ickiew iczow ej z A d o lfem Z ale­ skim (1810-1853) em ig ran te m -re w o lu cjo n istą, czło n k iem Tow arzystw a D em o k raty czn eg o Polskiego, p óźniej Z jed n o czen ia, w 1833 biorącym udział w w ypraw ie Z aliw skiego do Polski, O stro w sk i u z u p e łn ia d o k ład n ą relacją Z aleskiego z tego spotkania, spisaną na o d d zieln y ch stro n ac h ręką syna w ojew ody, L udw ika (1823-1866):

P an A d o lf Zaleski, oficer polski leżał dosyć w ielką ch o ro b ą tk n ię ty (...) Po b ezsennej nocy zaczął drzym ać nad rankiem , gdy w chodzi do niego Pani M ickiew iczow a, żadnego nie m iała obuw ia, w ło sy jej rozpuszczone, spojrzenie m o c n e i pełn e ekspresji, w ręku szkatułka. Z d ziw io n y tą aparycją, że tak rzekę, 0 godzinie piątej z rana i p o m im o deszczu z w iatre m pom ięszanego pozdraw ia P anią M ickiew iczow ą, która tym i słow y do chorego przem aw ia:

— A dolfie, jesteś chorobą, sm u tk iem , tęsknotą zdjęty, a nie m asz m atki lub siostry, któ ra by pocieszyła tw e serce. P rzyszedłam do C iebie, żeby łzy tw oje otrzyć, rozjaśnić tw e czoło, zdrow ie ci pow rócić. B iedny od lat nie usłyszałeś głosu żadnej Polki, lecz teraz raduj się, je s te m M ickiew iczow a.

Tu zatrzym ała się i otw orzyw szy szkatułkę, w ydobyła z niej szm atę i zaczęła nią tw arz Z aleskiego obcierać. Po ty m pierw szym staraniu pokazała d ru g ą szm atę krw ią w łasną zb ro czo n ą i z n ó w tw arz c h o re m u tarła m ów iąc, iż w łasną k rew przelała dla tak dob reg o Polaka. W szystko spokojnie znosił Z aleski nie m ogący ruszyć się i pani M ickiew iczow a zaczęła p o te m nogi m u trzeć, co skończyw szy uklękła p rzed łóżkiem i m ów iła:

— N ieszczęścia nasze skończone, w racam y na ło n o O jczyzny, oto m odlitw a, k tó rą przebłagałam nieba; zam yślam ją kazać w ydrukow ać, a zysk obrócić na zapłacenie d łu g ó w p rzez P olaków p oczynionych, ja k o na zakupienie ry n s z tu n ­ ku w ojskow ego. Tobie zaś daję oryginał, a nad to krzyżyk zro b io n y z d rzew a w ziętego w O lszynce.

T o wyrzekłszy odm ów iła zawsze klęcząc m odlitw ę tak zbaw ienną i powiedziała: — Teraz w stań i chodź, je ste ś zdrow ym .

To pow iedziaw szy zam yślała wyjść Pani M ickiew iczow a, lecz Z aleski nie chcąc ją w ypuścić w ty m stanie pow iedział je j, że u z d ro w io n y m zostanie pod je d n y m w a ru n k ie m , to je st, że Pani M ickiew iczow a w róci do siebie w łożyw szy o buw ie 1 w łosy uczesawszy.

— Lecz nie m ogę tego d okonać, gdyżem ślub w zięła, że w takim u b ra n iu pójdę i p o w ró cę, gdyż po d tą kondycją tylko zd row ie odzyskasz — rzekła pani M ickiew iczow a. N a to Zaleski:

(6)

„W stań i c h o d ź ...”. Z n ie z n a n e g o p a m ię tn ik a w o je w o d y O stro w sk ie g o 275

To usłyszaw szy Pani M ickiew iczow a w łożyła pantofle Z aleskiego i w iele j e ­ szcze m u pocieszeń podaw szy w yszła, a przez drogę klękała i kłaniała się przechodzącym . (218-219)

W y d a rzen ie to m ia ło m iejsce zap ew n e w 1838 ro k u , gdy M ic k ie w ic z o w a p o raz p ie rw sz y w y ra ź n ie zapadła na z d ro w iu . D ra m a t ta m ty c h d n i w ie rn ie i sz cz eg ó ło w o o d d aje Kronika życia i twórczości M ickiewicza 1 8 3 4 -1 8 4 0 M a rii D e rn a ło w ic z . „D o p iln o w a ­ nia w n o c y trz e b a d w ó c h osób, a co d zień przychodzi o ch o tn ik ó w p iętn astu i d w u d z ie stu ” — pisał Ja n u szk ie w icz 20 listopada 1838 roku do Larischówny. W idocznie je d n a k którejś nocy M ickiew iczow a w y m k n ęła się o p ie k u n o m i trafiła do Zaleskiego. O tym , że opow ieść O s t­ row skiego — Z aleskiego dotyczy 1838 roku, św iadczą słow a W ojew ody kończące głów ną relację:

[M ickiew iczow a] w d o m u zdrow ia w Vanves w yleczona została, była p o te m z m ę ż e m w Szwajcarii, w id ziałem ją po pow rocie stam tąd, zeszłej je sie n i; była hoża, z u p e łn ie przy to m n a, m ian o ją za uzdro w io n ą, lecz teraz, kilka tygodni te m u , na k rótki czas przed rozejściem się w ielkiej n o w in y zn ó w m ocniej p o d o b n o niż kiedy zapadła na zdrow iu, na um yśle, m ów ią, że szalała, n ie b o ­ ga!... O d w ie z io n o ją do Vanves.

P aństw o M ickiew iczow ie d o Szwajcarii w yjechali 11 czerw ca 1839 ro k u , w rócili zaś z L o zan n y d o P ary ża 13 p a ź d z ie rn ik a 1840 ro k u . O stro w sk i M ic k ie w ic z o w ą „hożą, z u p e łn ie p r z y to m n ą ” w id z ia ł w ięc po 13 p a ź d z ie rn ik a 1840 ro k u . N a w r ó t c h o ro b y n astąp ił la tem 1841 ro k u , ciężk o c h o ra C e lin a M ic k ie w iczo w a została po raz k o le jn y o d w ie z io n a d o d o m u z d ro w ia w Vanves. W ów czas to — 25 V II 1841 ro k u — d o sz ło do p ie rw sz eg o sp o tk a n ia M ic k ie w icza z Tow iańskim . O stro w sk i k o n ty n u u je opow ieść o tych w ydarzeniach:

M ąż upadał pod ciężarem sm u tk u i zm artw ienia, w te m zjawił się Tow iański i m iał rzec do M ickiew icza: „U w ierz, a u zdro w io n ać będzie żona!” Po niejakim o porze uw ierzył, pojechał do Vanves, zażądał oddania sobie ukochanej. N a ­ czelnik in sty tu tu zaręczał, że to być nie m oże, że ona jeszcze ch o ra i bardzo chora. W idząc nareszcie nalegania M ickiew icza coraz się w zm agającym i p o m i­ m o czy n io n y ch m u refleksji zrazu w padł był na tę m yśl, czy i sam M [ickiew icz] nie p o trze b u je w koszarach zdrow ia kwatery?! P oznał się na takow ym d o m n ie ­ m a n iu czło w iek w iary M [ickiew icz] i uręczał, że zdrów. N areszcie z pow agą m ęża ostatecznie zażądał, iż chce zabrać nieszczęśliw ą obłąkaną do d o m u jej, a że w n e t będzie u zdrow ioną. Jakoż zaledw ie onę ujrzał u siebie (i p o d o b n o ) z T ow iańskim gdy się rozm ów iła, przystąpiło zdrow ie czerstw e, zm ysły o d zy ­ skały p rzy to m n o ść zupełną. Ślad w szelkiej niem ocy ustąpił... O b u d z e n ie się tej m iłej kobiety tym było pełniejsze radości, że patriotka ta usłyszała słow a pociechy... Z b aw io n a Polska! Tak p ow szechnie o tym w ypadku m ów ią, n aw et

(7)

K rystyn [O stro w sk i]7, tw ierdzi, że w p o d o b n y sposób opow iadał m u sam w ieszcz polski. W szakże gdyśm y A dam a o tak delikatnej n a tu ry szczegóły zapytyw ać dotąd nie śm ieli, pozostaw iam spraw dzenie i zapisanie tego ep izo d u p ó źn iejszem u czasowi. Tyle pew na, że M ickiew iczow a zdrow a zu p ełn ie, za­ p ew niał m ię o ty m naw iasow o jej k u zy n d o k to r W ołow ski8, gdym go przy p ad ­ k iem przed trze m a d n ia m i spotkał w Paryżu na B ulw arach. (61-62)

P odobną, ale rozszerzo n ą w ersję pierw szego spotkania w ieszcza z T ow iańskim przynosi do W ersalu, w dziesięć d n i po odbytej ro zm o w ie z M ickiew iczem , k u zy n O stro w sk ieg o Ja n L edóchow ski. P ierw sza ro zm o w a M ickiew icza z T ow iańskim nie dotyczyła najw yraźniej tylko c h o ro b y pani Celiny. Tow iański przybył do M ickiew icza z in n y m i rew elacjam i, w które w ieszcz — ja k tw ierd ził L edóchow ski — „zrazu nie w ierz y ł”.

G d y m to skreślał — relacjonuje O stro w sk i 28 w rześn ia 1841 ro k u — przybył do m n ie kolega poseł L edóchow ski i najprzód obszernie, a ja k zw ykle d o w cip ­ nie, serio je d n ak , iż bez żadnej am plifikacji su b m itu jąc się o tym , opow iadał m i swą z M ick iew iczem m ianą przed dniam i dziesięciom a rozm ow ę. (...)

U d e rz o n y był p o d o b n ie ja k ja P an Ja n zu p e łn ą w naszym w ieszczu, co do z e w n ętrzn eg o je g o u k ład u , zm ianą. Z nalazł go nadzw yczajnie u p rze jm y m , p o tu ln y m , łagodnym i p ełn y m szczerej, nie udanej w to, co m ów i, w iary!... Lecz nie został p rzek o n an y m , aby dlatego nie był tenże M [ickiew icz] ofiarą jak o w ej głębokiej, a z p odejrzanego źródła pochodzącej intrygi! Ah! być by i to m ogło: nie pierw szy przykład, ja k dalece najcnotliw szych i n ajro z u m n ie jsz y ch chytrość złego człow ieka lub rosyjskiej polityki sidła!... o tu m a n ić m ogą. D alej opow iadał M [ickiew icz] p [a n ]u Ja n o w i swe pierw sze z T ow iańskim spotkanie; że m u zrazu nie w ierzył, że się m u tłum aczył naw et, iż nie je s t zd o ln y m w tej chw ili do przyjęcia tyle pow abnych, które m u czynił, objaw ień. M a b o w iem ch o ro b ą żony, która była w Vanves na kuracji, sk łopotane serce i cały u m y sł tym nieszczęściem zbyt silnie zajęty. N a co od rzek ł Towiański: ,JWiem w szystko, a na d o w ó d takie ci o tw ym pożyciu z tą u k o ch an ą tyle przez ciebie o p o w iem rzeczy, iż te cię przekonają o p o trzebie zaufania m i”. Jakoż w takie w szedł szczegóły m ałżeńskiego ich pożycia, które zdziw iły M a c k ie ­ w icza], skąd by m ó g ł one w iedzieć? I tu m u się ju ż Tow iański z n a d p rz y ro d z o ­ nym i p rzy m io ty i w ied zą nad lu d zk ą przedstaw iał. Począł zatem m u w ierzyć, lecz nie dość na tym ... Ten osobliw y gość w zniósłszy oczy ku n ieb u , tak dalej m ów ił: „Z ona tw oja u zd ro w io n a będzie, zaw ierz tylko, je d ź po nią i przyw ieź

7

Krystyn O strow sk i (1 8 1 1 -1 8 8 2 ), syn w o jew o d y A n ton iego, poeta, tłum acz, p rzełożył na ję z y k francuski dzieła Adam a M ick iew icza Oeuvres poétiques complètes de A dam M ickiewicz (1841), brał udział w Pow staniu Listopadow ym , p otem na emigracji.

(8)

„W stań i c h o d ź ...”. Z n ie z n a n e g o p a m ię tn ik a w o je w o d y O stro w sk ie g o 277

do d o m u ” — co też stało się w sposób, ja k to w idzieliśm y ju ż pow yżej. U słu c h a ł stroskany m ąż w różącego, razem udali się do p rzy tu łk u obłąkanych. P ierw sze słow a niebogiej, gdy ujrzała m ęża i posłyszała, że przyw iózł z sobą p roroka, były o tym o sta tn im następujące:

„ Z n a m go, przybył tu zjadać św ieżo pieczony chleb i zrywać dojrzałe ju ż gruszki!...” I tu ju ż coś było enigmatycznego! Przez drogę z Vanves dziw ne rzeczy plotła, które zapisywał cudow ny lekarz! I dopiero za przybyciem do N a n te rre , po o d m ó w ie n iu nad nią przez Tow iańskiego, k tó ry ją był w ziął na aparte, jakichsić m odlitw , po jakiejś ręk o m a m anipulacji zupełnie, ja k nią je s t dotąd, u z d ro w io ­ ną. T w ierdziłby kto, że egzorcyzm ow aną, odczarow yw aną lub zm agnetyzow a- ną (m ów iąc zro zu m ialszy m dziś ję zy k ie m ) została. P [an] Ja n w ierząc w u z d ro - w ien ien ie p [a n ]i M ic k ie w ic z o w e j] starał się jej m ęża przekonyw ać, iż to się w sposób w cale naturalny, bez żadnego cu d u stać m ogło. Lecz M ickiew iczow i w ięcej się w idać uśm iech a m yśl w szelka n ad p rzy ro d zo n a (...). (94-96)

Je d n a k tak O stro w sk i, ja k i L edóchow ski nie są sk ło n n i uw ierzyć w cu d o w n o ść u z d ro ­ w ienia M ickiew iczow ej, szukają raczej racjonalnego w y tłu m aczen ia tego fen o m e n u . Z re sz tą nie o ni je d y n i.

D ziś w iec zó r z nam i spędzili — pisze 6 października O stro w sk i — ks[ięża] Je ł[o w ic k i] 9 i K am [ocki] 10 prosto z Paryża od M ack iew icza] w racający11. (...) Tow iański d u ż o rozm aw ia z em igracją (...) ale jeżeli m u tu będzie nieb ezp iecz­ no, gdzieś zniknie. J u ż w czoraj w ydał się Jeło [w ick i] z tym w ciągu swej konw ersacji z nam i, iż d ziw n o m u bardzo, że p o m im o zam ów ionego drugiego

rendez-vous z Tow iańskim i choć blisko M [ickiew icza] tenże m ieszka, nie p rzy ­

szedł; ale szczegółów zabaw nych o n im nagadał: że o n ze św iętym i o bcuje (i to serio)... że to zły d u ch , co m iotał bied n ą M ickiew iczow ą, że ona w całym znaczeniu w yrazu tego o p ętaną była!! że Towiański pok o n ał szatana m odlitw ą, ale tak gorącą p o d łu g M a c k ie w ic z a ], iż nigdy więcej w zru szo n e g o człow ieka nie w idział ja k wtedy, kiedy tę w alkę z D iab łem odbyw ał; że, m ów i ten że egzorcysta, iż szczęście, że M ic k ie w ic z o w a ] m iała czarta w głow ie, albow iem gdyby m iała w sercu, nie byłaby do w yleczenia, że odtąd je s t n ie ró w n ie lepszą,

9

Aleksander Jełow ick i (1 8 0 4 -1 8 7 7 ) brał udział w pow staniu listopadow ym , p oseł na sejm pow stańczy, na em igracji księgarz i w ydaw ca dzieł m .in. M ickiew icza, Słow ackiego i Krasińskiego (w 1835 r. założył księgar­ nię i drukarnię polską ze w spom n ian ym E ustachym Januszkiew iczem ). W 1838 r. w stąpił do sem inarium d u ch o w n eg o w Paryżu, następnie w Wersalu. Św ięcenia kapłańskie otrzym ał 18 grudnia 1841, później wikary w A u teu il i S a in t-C lo u d . W 1843 r. w stąpił do Z grom adzenia Z m artw ychw stańców .

10

M arian Apolinary Kam ocki (1804—1884), siostrzeniec biskupa krakowskiego Karola Skórkow skiego. Bral udział w pow staniu listopadow ym , później na emigracji w e Francji. W 1839 r. w stąpił do sem inarium d u ch o w n eg o w W ersalu, otrzym ał św ięcenia kapłańskie i objął wikariat przy parafii S a in t-C lo u d i kapelanię Szpitala Sióstr M iłosierdzia. W 1843 r. w stąpił do Z grom adzenia K sięży M isjonarzy w Paryżu.

" Księża Jełow ick i i Kam ocki wracali

6

października 1841 do Wersalu, gdzie m ieściło się ich sem inarium . Tam też, w W ersalu, zam ieszkiw ał w ów czas w ojew od a O strow ski z rodziną.

(9)

łagodniejszą, m niej zarozum iałą, m niej gad ad iwą, je d n y m słow em d o sk o n al­ szą. Te i ty m p o d o b n e d u b y ju ż m ię o niecierpliw ość przypraw iać zaczynały, i d ziw o w a łem się i nie zataiłem tego, iż ludzie światli m ogli one głosić w tonie, ja k gdyby o rzeczach praw dziw ych gadali. Z re sz tą kończę tę dzisiejszą zapiskę w złym h u m o rz e , m ało b o w iem w id zę m iędzy lu d źm i prawdy, szczerości i ew anielicznej p ro sto ty (...) (149-150)

★ ★ ★

Relacje W ojew ody O stro w sk ieg o u zu p ełn iają i niejako potw ierdzają w łączane p rzez niego do k roniki — ja k o corpus delicti śledztw a — listy: zaproszenie do N o tr e - D a m e na 27 IX 1841 p o dpisane przez M ickiew icza, ulotka z tek stem p rze m ó w ien ia A ndrzeja Tow iańskiego w y ­ g łoszonego w kaplicy kościoła S ain t-S év e rin 8 grudnia 1841 roku, poezje — m .in. au to g raf

12

w iersza H ip o lita K lim aszew skiego H . K. do A . M . z 17 w rześn ia 1841, dotąd tylko d o m n ie ­ m an eg o au to ra parafrazy w iersza A dam a M ickiew icza Słowiczku mój! (w iersz podpisany H . K. ukazał się 3 listopada 1841 ro k u w „D em okracie P o lsk im ”). D o „ u z u p e łn ie ń ” należy ró w n ież p rzyw ołana pow yżej relacja A dolfa Z aleskiego ze spotkania z M ickiew iczow ą, a tak­ że Sprawozdanie z mojej [tj. L udw ika O strow skiego, syna W ojew ody] z Pułkownikiem Góreckim

rozmowy. W śród listów znalazły się m .in. trzy listy W in cen teg o K raińskiego (1786-1882)

praw nika, księdza i p o ety -g rafo m an a, em igranta, a po 1848 lektora języ k a polskiego i ję z y ­ k ów i literatu r słow iańskich w e W rocław iu, zawsze zagorzałego p rzeciw nika M ickiew icza. P rzyw ołane tu dw a z nich przynoszą m .in. charakterystykę, bardzo subiektyw ną, polskiego u ch o d ź stw a początku lat czterdziestych, a także, co istotniejsze, relację z nabożeństw a, które m iało m iejsce 27 IX 1841 w katedrze N o tr e - D a m e w P aryżu, podczas którego Tow iański ogłosił polskiej em igracji swą m isję.

1 .

Paryż, 27 sierpnia 1841 Jaśnie W ielm o żn y W ojew odo!

N ie p o trze b a JW W ojew odzie p rzypom inać, że ci sam i Grecy, co tak d zielnie napaść k rólów perskich odpierali, w k o ń cu przyszli do tego zn ik czem n ien ia, że zam iast się uzbrajać przeciw ko Filipow i M a ce d o ń sk iem u , sam ym i się ba­ śniam i zatrudniali, pytając się je d e n drugiego: „G dzie je s t Filip, czy ju ż pod m u ra m i A ten, czy ju ż do m iasta w c h o d z i?” O w i R zym ianie wielcy, co św iat

12

H ip o lit K lim aszew ski (1 8 0 2 -1 8 7 4 ) w czasie stu d iów na U n iw ersy tecie W ileńskim utrzym yw ał bliski kontakt z Filaretami. Brał udział w pow staniu listopadow ym , od 1832 w Paryżu. D zięk i p o lecen iu przez Joachim a Lelew ela został w ych ow aw cą sy n ó w w o jew o d y A n toniego O strow sk iego, a w latach 1 8 4 3 -1 8 4 7 adm inistratorem je g o majątku M adères pod Tours. C z ło n e k Towarzystwa Literackiego, poeta.

(10)

„W stań i c h o d ź ...”. Z n ie z n a n e g o p a m ię tn ik a w o je w o d y O stro w sk ie g o 279

daw n y podbili, zn ik cz em n ien i ulegli h o rd zie dziczy m ahom etańskiej. Polska, d zielna o ręż em za C h ro b ry ch , zaprow adzoną została do gro b u przez n ik c ze m ­ nego S tanisław a13. N asza rew olucja, św ietna w pierw szym m o m e n cie, zn ik - cz em n iła się w k o ń cu aż do podłości, uciekłszy z placu b oju za granicę. P o d o b n ie się dzieje i z em igracją. Z aczęła od k o m itetu P rezesa R z ą d u 14, w zn io sła się aż do S ejm u n aro d o w e g o 15, a odtąd n ikczem niejąc stopniam i spadała coraz niżej, na kom iteciki cząstkow e, na konfederacyjkę trz y d z ie stu16 na d em okracyjkę łotra G u ro w sk ieg o 17, na gm inki coraz liczniej w ciuciubabkę grające, na kongregacyjkę je z u itk ó w katolickich, na królika m a jo w eg o 18, aż nareszcie k o ń czy na obłąkaniu m isty k [ó w ], lum inatów , w izjonerów , szarlata­ n ó w i ro b erm ak ieró w politycznych.

C ały sekret na tym zależy, aby tak zniszczyć em igracją, ja k z[n i]sz c z o n o rew olucją. Ja k w rew olucji, tak w em igracji, w je d n y m i ty m sam ym celu staje ktoś na czele, aby je d e n i te n sam sk u te k otrzym ać. W ym aga to w szystko p o z o ró w p atrio ty zm u , pośw ięcenia się i religii, bo się pod tym i sym bolam i łatwiej oszu stw o ukryw a. Trzeba, na przykład, zbawić rew olucją — dosyć je s t postaw ić na je j czele tego, k tóry by ją pod płaszczem patrio ty zręcznie u m ia ł udusić. W ypada odurzyć n aród i em igracją, w praw ić ich w o d rętw ie n ie — dosyć w s[p o ]m n ie ć o dynastii, aby się każdy na nię spuszczał i z założonym i rękam i zbaw ienia O jczy zn y oczekiw ał. Trzeba Tow arzystw u L iterackiem u popiersie N iem ce w icz a w sali zgro m ad zeń sw oich postaw ić — dosyć je s t czekać kanikuły, kiedy zw ykle G órecki co ro k m iew a w izje, kiedy chodzi od je d n e g o do d rugiego i nam aw ia do k o m u n ii, aby pow iększyć swe sekciarstw o gallikańskie, k tóre od d w ó ch lat zawiązał z W itw ick im19 i B ogdanem Z ale­ sk im 20, a k tórego żadną ilu m inacją dotąd pow iększyć nie m oże.

13

M o w a tu o Stanisław ie A uguście Poniatow skim .

14

C h o d z i o B o n a w en tu rę N ie m o jo w s k ie g o (1 7 8 7 -1 8 3 5 ), prezesa R ządu N a r o d o w e g o w p ow staniu 1 8 3 0 -1 8 3 1 , na em igracji prezesa K om itetu T ym czasow ego Emigracji.

15

A utor pam iętnika i adresat listu W in cen tego Kraińskiego, w ojew od a A n toni O strow ski był zagorzałym zw o len n ik iem ukonstytuow ania się sejm u polskiego na emigracji. Sejm , m im o w y siłk ó w p od ejm ow an ych przez grupę posłów , na których czele stał w łaśn ie W ojewoda, nigdy się nie u k onstytuow ał w o b ec sprzeciw u części posłów , a przede w szystk im księcia Adama Jerzego C zartoryskiego.

16

M o w a tu o K onfederacji N arod u Polskiego założonej w 1836 roku z inicjatywy generała Józefa D w ern ic­ kiego, Jana L edóchow sk iego i Leona Stępow skiego. Akt Konfederacji N arod u Polskiego podpisało 25 lutego 1836 roku nie trzydziestu — jak pisze Kramski — ale 3 6 emigrantów.

17

W sp ółzałożycielem Towarzystwa D em ok ratyczn ego P olskiego w 1832 r. był A dam G urow ski (1 8 0 5 -1 8 6 6 ), który latem 1834 roku zm ien ił poglądy p olityczne, złożył prośbę do w ład z rosyjskich o am nestię i podjął publicystykę prorosyjską, a po ud zielen iu m u am nestii w rócił do Polski.

18

C h o d zi o księcia A dam a Jerzego Czartoryskiego. „Królik m ajow y” to aluzja do m onarchistycznego stron­ nictwa w ob ozie księcia C artoryskiego, tj. do Towarzystwa Trzeciego Maja (od końca 1839 r. m iało też swój organ prasow y — „Trzeci M aj”) i m onarchistycznych koncepcji zw iązanych z księciem A dam em .

19

Stefan W itw icki (1 8 0 1 -1 8 4 7 ), poeta, dob row oln y em igrant, zw iązany z kręgiem H o telu Lambert, zaprzy­ ja źn io n y z M ick iew iczem . W 1834 r. podpisał akt założenia Z w iązku Braci Z jed n o czo n y ch (por. przypis 2),

zw iązany z kręgiem „klasztorku Jańskiego”, później braćmi zm artw ychw stańcam i. Kres przyjaźni p o ło ży ło przyjęcie przez M ick iew icza nauki Tow iańskiego. W itw icki w ydał w ów czas broszurę Towiańszczyzna wysta­

(11)

C ó ż łatw iejszego, ja k z tej ch o ro b y poetyckiej korzystać: w k ró tce się znajdzie p o to m e k Tobiasza, któ ry w w ielorybie siedział; zaraz go ogłoszą p ro ro k ie m po d nazw iskiem znanego w ariata Tobiańskiego, którego B óg aż z W ilna przysłał do opow iadania, że będzie Polska, a którego tu naw et za agenta m oskiew skiego uważają. Trzeba je d n a k cud u : Tobiasz (Tobiański) głosi, że M ickiew iczow a dlatego zw ariow ała, iż zataiła grzech p rzed księdzem ; radzi w ięc Tobiasz spow iedź i ko m u n ią, a zaraz M ickiew iczow a zdrow ie odzyskuje. P rz y tem n a­ leży p e łn o bajek rozsiew ać: że w ojsko w G alicji pow stało, że się gw ardie w P etersb u rg u zbuntow ały, że rew olucja w W arszawie w y b u ch n ie , że w ięc tajny spisek na w u lk an ie stoi. M ło d z ie ż em igracyjna, p o d o b n a do ow ych zd ziecinniałych G re k ó w za Filipa M acedońskiego, w ierzy d u b o m , bierze w a­ riacją za zdrow y rozsądek, bezczelne kłam stw o za praw dę, o sz u stó w za u czci­ w ych patriotów . C i z tej słabości korzystają, nakryw ają się k ap tu re m tajem nicy; p o e ta -ra b in 21, m istycznie odpow iada, kanikuła w szystkim głow y zawraca, a w iara głu p o ty najw yższym staje się ro zu m e m .

D aw niejszych czasów, w B icetre, w szyscy w ariaci na ró żn e m o n o m a n ie cier­ piąc ulegli epidem ii tak dalece, że w szyscy je d n e g o obłąkania dostali, drzw i w ybili, w yszli razem w kilkuset i szli pro sto przez pola, rowy, doły, krzaki, d o póki nie przyszli nad rzekę, gdzie się praw ie d o p o łow y potopili. Ja k Paschal [/] w idział około siebie przepaść, tak je d e n z naszych d o k to ró w [sjłyszy o to ­ czony o koło siebie duchów , tak je d e n poeta w id zi przychodzącego do siebie proroka, a drugi go nam aw ia, aby tę w iarę w szystkim w pajał, ale po d w a ru n ­ kiem , żeby każdy z p ro ze litó w poszedł d o spow iedzi i do k o m u n ii, bo inaczej Polski nie b ędzie22; je s t to conditio sine qua non, bo tu o nic w ięcej nie chodzi, tylko o pow iększenie liczby sekty polsko-gallikańskiej, byleby kilku d u r ­ n ió w złapać i do o b o ry zapędzić. C ó ż b ow iem czynić, i ja k tu inaczej postąpić, kiedy w szystko u tych sekciarzy idzie ja k ze skały: w szakże kongregacja J a ń ­ skiego23 poszła na rozbitki, Retel i Słow aczyński24 su tann y pozrzucali, reszta

wioną (1844). Był autorem m .in. Ballad i romansów (1824—1825), Poezji biblijnych i Piosenek sielskich oraz

Wieczorów pielgrzyma (1 8 3 7 -1 8 4 2 ).

20

J ó z e f B ohdan Zaleski (1 8 0 2 -1 8 8 6 ), poeta, uczestnik pow stania listopadow ego, p oseł na sejm 1831, później na em igracji, cz ło n e k Zw iązku Braci Z jed n oczon ych , zw iązany z kręgiem „klasztorku Jańskiego”, później braćmi zm artw ychw stańcam i, w latach 1 8 3 5 -1 8 3 7 czło n ek Towarzystwa D em ok ratyczn ego Polskiego.

21

C h o d zi o A n to n ieg o G oreckiego.

22

M o w a o Izydorze Sobańskim , A n to n im G óreckim i A dam ie M ick iew iczu .

23

BogdanJański (1 8 0 7 -1 8 4 0 ), p oczątkow o sain t-sim on ista, później g łó w n y działacz odrodzenia katolicyzm u na emigracji. W spółpracował z M ick iew iczem w „Pielgrzym ie P olskim ”, pom agał w korekcie Pana Tadeusza. W 1835 przystąpił do założon ego 19 grudnia 1834 przez M ickiew icza oraz A n ton iego G oreckiego, C ezarego Platera, Stefana W itw ickiego, Józefa Bohdana Zaleskiego i Józefa Z aleskiego Zw iązku Braci Z jed n oczon ych . W lutym 1836 pow stał w Paryżu „ D o m ek Jańskiego”, tzw. „klasztorek”, zalążek p rzyszłego Z grom adzenia Z m artw ychw stańców . Tenże „ D o m ek ” Kraiński nazywa kongregacją Jańskiego. W 1838 r. d och od zi do rozłam u w „klasztorku”, część braci udaje się do sem inarium d u ch o w n eg o w Wersalu, inni wyjeżdżają do R zym u. 24 stycznia 1840 rusza tam rów n ież chory na gruźlicę Jański, w krótce umiera.

24

Kraiński ma zapew ne na m yśli Leonarda Rettla (1 8 1 1 -1 8 8 5 ), belw ederczyka, na em igracji historyka i publicysty, który tam zbliżył się d o gru p yjań sk iego, później do tow iańczyków . Bliski znajom y M ickiew icza,

(12)

,W stań i c h o d ź ...”. Z n ie z n a n e g o p a m ię tn ik a w o je w o d y O stro w sk ie g o 281

je ść nie m iała co, w ięc się i klęczeć w klasztorze ś[w ię to -]Ja ń sk im odn iech cia- ło. Z a ło ż o n o d rugi klasztor ś[w ięto -]K o ź m ia ń sk i25, ale i tu b u n t: p aniczów kolana od klęczenia bolały, w ięc się now e zwaliska okazały. W tenczas pora nadeszła na sam ych szefów je z u ity z m u polskiego: chcieli coup d’ etat zrobić, ogłosić p ro ro c tw o , m isty c y z m e m nad ro b ić, złapać do sieci półgłów ków , uchw ycić za w ładzę i wziąść za łeb całą em igracją. Jakoż d otąd udaje im się, bo ju ż odezw ę na p o m n ik N iem ce w icz a ogłosili26 ju ż się przyczynili, że kilku z radości zw ariow ało, ju ż znaczna liczba słabszych u m y słó w zaczyna w ierzyć, że M ickiew icz je s t św iętym i p o d o b n o się ju ż dla niego u Papieża o u k a n o n i- zow anie starają. Słow em partia sekciarzy m ajow ych27 w zrasta, jeżeli nie w ro ­ zu m , to p rzynajm niej w fanatyzm , a z tego w szystkiego m oże p o d o b n o ekspe­ dycja nastąpić, ja k niegdyś w B icetre. M ikołaj też tylko tego czeka, bo m u się przykrzy, że ju ż daw no nikogo nie pow iesił. M o ż e to głów ny cel całej tajem nicy dzisiejszej, aby się em igracja i szubienicą zm niejszała.

C z y JW W ojew oda ro zu m ie, że i ja tej napaści kanikularnej u szedłem ? B ynaj­ m niej! N a p rz ó d kasztelan O liz a r28 przysłał do m n ie agenta, aby m n ie do ekspedycji n am aw ia ł, k tó ra m iała księcia A dam a k ró le m ogłosić i p o d je g o p rz e w o d n ic tw e m p ie lg rzy m k ę do P olski p rze d sięw z iąć , n a w e t j u ż głosili, że K siążę n ie d o w ó d , ale n a g ran ic ę P olski w y jech ał, że g [ e n e ra ]ł C h r z a ­ n o w sk i29 z plan am i za n im pospiesza, że M ick iew icz o d ę do po w stan ia w iez ie , że Z a m o y sk i30 z B y strz an o w sk im 31 w ykradają z B elgii S k rzy n eck ie­

uczestn iczył w przygotow aniu do druku pierw szych kursów prelekcji paryskich. D ru g im z w y m ien io n y c h jest Andrzej Słow aczyński, geograf, w ydaw ca czasopism w ję z y k u francuskim i p olskim , m .in. „ N a ro d o w o ść”. O czy w iście ani Rettel, ani Słow aczyński księżm i n ie byli, ch od zi tu o ich związki z „klasztorkiem ” Jańskiego.

25

Jan K oźm ian (1 8 1 4 -1 8 7 7 ), pow staniec listopadowy, na emigracji działacz społeczny, publicysta, redaktor, w 1860 r. otrzym ał św ięcen ia kapłańskie. Z w iązany blisko z „D om k iem Jańskiego”, p otem brat zew n ętrzn y zm artw ychw stańców . O d lipca 1840 prow adził w „dom ku” internat dla uczącej się m ło d z ie ży polskiej i stąd zapew ne m ow a o paniczach, których bolą kolana od klęczenia.

26

3 czerw ca 1841 r o k u — w dwa tygodnie po śm ierci Juliana U rsyna N ie m c e w ic z a — Tow arzystw o Literackie pod jęło u chw ałę o u czczen iu je g o pam ięci. W zredagowanej przez Czartoryskiego O dezw ie do ziom ków z 12 lipca 1841 o g ło sz o n o , że postanawia się w zn ieść p o m n ik (popiersie m iało być dłuta O leszczyń sk iego) i ogłosić biografię N ie m c e w ic z a pióra M ickiew icza. D o kom isji pom nikow ej w eszli w ów czas m .in. M ick ie­ w icz, C ezary i L udw ik Platerow ie, gen. K niaziew icz i Stefan W itw icki. P om nik m iał stanąć na grobie N iem cew icza .

27

C h o d zi o Trzeci M aj, a w łaściw ie o cały ob ó z Czartoryskiego i o krąg przyszłych zm artw ychw stańców , których Kraiński w yraźnie tu identyfikuje — jak w ięk szość emigracji — z H o telem Lambert. C i zresztą faktycznie zw iązani byli z czartoryszczykam i, zw łaszcza z W ładysław em Z am oyskim .

28

N arcyz O lizar (1794—1862), poeta, publicysta, senator-kasztelan Królestwa Polskiego, na emigracji zw ią­ zany ze stron n ictw em Czartoryskiego.

29

W ojciech C hrzanow ski (1 7 9 3 -1 8 6 1 ), generał dywizji, w pow staniu listopadow ym s z e f sztabu Skrzynec­ kiego, gubernator Warszawy. Po upadku stolicy pozostał tam i złożył przysięgę na w iern ość M ikołajow i I. W 1832 r. em igrow ał do Francji, zbliżył się do ob ozu Czartoryskiego. U z d o ln io n y strateg, na emigracji autor prac z zakresu w ojsk ow ości.

30

M o w a tu o W ładysław ie Z am oyskim (1 8 0 3 -1 8 6 8 ), siostrzeńcu Adama Jerzego C zartoryskiego, generale, polityku, na em igracji najbliższym w spółp racow nik u Czartoryskiego, jed n y m z p rzyw ód ców ob ozu .

31

Ludw ik B ystrzon ow sk i (1 7 9 7 -1 8 7 8 ), generał, bliski w spółp racow nik ob ozu C zartoryskiego, w ykorzysty­ w any d o różnych tajnych m isji poza Francją. B yłjed n ak p rzeciw ny forsowanej w ob ozie C zartoryskiego coraz

(13)

go32. P o tem przysłali do m n ie pew nego p ułkow nika, który m i praw ił, żebym się nie bał, bo to nie ks. A dam , ale infantka saska33 do koro ny polskiej wraca, która je j przypadnie z podziału na m ocy tajnego traktatu m iędzy pięcią m o c ar­ stw am i zaw artego o podział Turcji. N areszcie przylatuje do m n ie z zadysze­ n ie m G órecki i z ro zd z iew io n ą gębą, z oczam i w słup p ostaw ionym i, z rękam i rozciągniętym i ja k na krzyżu, zw iastuje m i, że go B óg do m n ie przysyła, że będzie Polska, byle bym z n im do sekciarstw a p oszedł i k o m u n ią przyjął. Ja w ziąłem go pro sto za w ariata i nie śm iałem przez trzy d n i n ik o m u o ty m nic pow iedzieć, aż p o te m idę na klub, a tam ju ż w szyscy to sam o w iedzą, w szyst­ kich ju ż G órecki obleciał i k ażdem u m ów ił, że do niego pierw szego p rzy c h o ­ dzi, ja k o do sw ego przyjaciela. Tu poznałem , żem się na p ró ż n o p ie rw sz eń ­ stw e m je g o przyjaźni o d 25 lat szczycił. Lecz te w szystkie w izyty G oreckiego p ierw szą razą na ty m się tylko ograniczały, że o n w im ien iu sam ego Boga p rzychodzi, że B óg chce, żeby była Polska i będzie Polska. D o p ie ro p o te m , gdy n ik t tej rew elacji nie w ierzył, o debrał rozkaz od M ickiew icza, aby w szystko spędzał na Tobiańskiego, który w Litw ie ogłosił się św iętym i za to w kozie siedział, w ięc i tu m oże za pro ro k a uchodzić, bo e m ig ra c ja ] nie m a kozy. G órecki p rze to zaczął opow iadać spotkanie się z Tobiańskim , ja k d o niego przyszedł w postaci zabitego ziom ka, nad którego zg o n e m daw niej G órecki w iersz napisał34, ale w m o m e n t w obec G oreckiego z m ien [ił] tw arz i ju ż nie był ow ym zabitym P olakiem , ale T obiańskim , n o ta riu sze m z W ilna, a teraz p ro ro k ie m od Boga zesłanym do apostołow ania Polski, i dlatego cud na M ic ­ kiew iczow ej uczynił.

O tó ż taka je s t cała osnow a zn ik cz em n ien ia naszej em igracji. N ie raczy się p rze to J W W ojew oda dziw ić, że mając w yższy dla N ie g o szacunek, nie m o g łe m G o tym d zieciń stw em tru d n ić , bo b ym uw łaczał Jeg o pow adze i rozsądkow i. R o z u m ie m je d n ak , że w tej w ariacji ukryw a się także kuglarstw o naszego sekciarstw a katolickiego i dlatego w ypada godność sw ą okazać, aby do w sp ó l- n ictw a o szu stó w politycznych w cale nie należeć.

Ja k ostateczny sk u te k z curriculum vitae otrzy m an y będzie, nie om ieszk am JW W ojew odzie o ty m donieść.

Z g łębokim u sz an o w an iem

Kraiński

wyraźniej na p rzełom ie lat 30. i 40. idei pow stańczej.

32

Jan Skrzynecki (1 7 8 7 -1 8 6 0 ), w ó d z naczelny w pow staniu listopadow ym , po je g o upadku przebywał w Pradze, p o te m w Brukseli.

33

C h o d zi o M arię A ugustę N e p o m u c e n ę (ur. 1782), córkę Fryderyka A ugusta i A m elii Augusty, która w m yśl Konstytucji 3 Maja 1791 roku jako infantka polska miała o d n o w ić projektow aną przez Stronn ictw o Patrio­ tyczne p olsk o-sask ą unię personalną.

(14)

,W sta ń i c h o d ź ...”. Z n ie z n a n e g o p a m ię tn ik a w o je w o d y O stro w sk ie g o 283

E S. P M ich ało w sk i35, indżynier, odebraw szy od M ickiew icza objaw ienie, udał się do kfasztelana] O łizara, co o tym ro zu m ie, a te n m u odpow iedział, że to są albo „wariaty, albo ło try z P lateró w koterii36, aby naszej ekspedycji p rzeszko­ dzić, k tó rą z kró lem A dam em lada d zień p rzed sięw eźn iem y do P olski”. O tej ekspedycji j u ż k[asztelan] O lizar od w iosny bajki rozsiew a, aby łatw iej w ierzyć w króla de facto. P ytanie, kto w iększy łotr, czy ten, co d u rzy ekspedycją, czyli ten, co m ajaczy objaw ieniem ? K ażdy z n ich chce nas m ieć za d u rn ió w ; ciekawa, za co ich m ieć będziem y, czy za w ariatów , czy za durniów , czyli za łotrów ? O m ne

trinum perfectum!

N ie d a w n o spotkał m ię C ezary P later i pytał, czy w iem o objaw ieniu. Ja m u odpow iedziałem , że się m uszę upom nieć za m ego przyjaciela G oreckiego, bo go łotry używają za podłe narzędzie, lecz m ów iąc to nieco żywiej, podniosłem przypadkiem rękę, a w te m i laska się m oja podniesła, P later się przeląkł i uciekł! W szędzie szukają P roroka Tobiańskiego, ale się pokazuje, że ja k w yszedł z gło- w y je d n e g o poety, tak zaraz w szed ł do głow y d rugiego, i dlatego im sam ym je s t widzialny.

W szystko się tu doskonali: ow a fikcja prorocza skom plikow ana, teraz kończy się na d w ó c h w yrazach: B ędzie Polska! J u ż ó w A nioł, co przyszedł do M ic k ie­ w icza, oraz ó w p ro ro k zjaw iony G ó re ck iem u z d u c h ó w p rze m ien ili się na p ro stą nadzieję, że będzie Polska. P okazuje się w ięc, że i w ariaty m ają ro z u m dyplom atyczny, bo na w z ó r Taileranda um ieją w słow ach m yśl ukryw ać. W początkach em igracji każdy, co głow ę w kraju utracił, chciał ją tu odzyskać i robił się w odzem , naczelnikiem , królem . Teraz wszyscy chcą w niebie głowy szukać i św iętym i się głoszą, aby w ierzyć w cuda, że Bóg za nich w szystko zrobi, a dla nich dosyć grać w karty i chodzić do k o m u n ii dla oszukania Boga. O to cała c n o ta naszych katolików em igracyjnych. N ie dziw, że B óg ło tro m ro z u m y odbiera.

35

M o w a tu zapew ne o Juliuszu C ezarym M ich ałow skim (1 8 0 7 -1 8 7 8 ), u czestniku pow stania listopadow ego, od 1833 na emigracji w e Francji. W latach 1 8 3 6 -1 8 3 8 student S zkoły D ró g i M ostów , p otem konstruktor dróg i m ostów , w 1845 r. dziennikarz „Le Courier Français”. Zw iązany z B ogdanem Jańskim , w 1836 zgłosił akces do je g o „ D o m k u ”, należał do Towarzystwa Trzeciego Maja.

36

C h o d zi o: Ludw ika Platera (1774—1846), geografa, leśnika, sekretarza stanu K rólestwa Polskiego, senato- ra-kasztelana, na emigracji zw iązanego ze stron n ictw em Czartoryskiego (w 1842 r. osiadł w W ielkim Księ­ stw ie P oznańskim ), W ładysław a Platera (1 8 0 6 -1 8 8 9 ), oficera Wojska Polskiego, posła na sejm powstańczy, na emigracji publicystę i w yd aw cę, zw olennika ukonstytuow ania się sejm u polskiego, założyciela M u z e u m N a ro d o w eg o w R appersw ilu, i je g o brata C ezarego Platera (1 8 1 0 -1 8 6 9 ), który brał udział w pow staniu listopadow ym i p osłow ał na sejm powstańczy. Początkow o w szyscy bliscy ob ozu Czartoryskiego, gdy jednak w ugrupow aniu tym pod koniec lat 30. do głosu doszli zw o len n icy m onarchistycznych koncepcji związanych z księciem A dam em oraz idei pow stańczych (trzeciom ajow cy), L udw ik i W ładysław o p u ścili szeregi obozu lib eraln o-zach ow aw czego, C ezary pozostał w nim , ale ju ż na u b oczu w szelk ich działań. W ładysław w w yd a­ w an ym przez siebie od 1 kw ietnia 1841 roku „D zienniku N a ro d o w y m ” skupił w ew nątrzkonserw atyw ną opozycję zwalczającą pow stańcze i m onarchiczne p om ysły ob ozu Czartoryskiego.

(15)

P ijany się wygada, co m yślał po trzyźw u, a w ariat plecie, co m u się m arzyło po z d ro w e m u ; w ięc i objaw ienie naszych p o etó w k anikularnych pokazuje, ja k w ysoko chcieli się w zn ieść nad drugich, kiedy aż o n iebo głow y porozbijali. N ieprzyjaciele M ickiew icza zaczynają rozsiew ać, że on dlatego udaje w ariata, aby k u rsu literatury nie daw ał, bo się w stydzi, że ju ż przy ko ń cu n ik t na je g o fraszki uczęszczać nie chciał.

2

.

Paryż, 30 w rz eśn ia 1841 Ja śn ie W ielm o żn y W ojew odo!

J u ż się spełniło w ielkie d zieło n ierozsądku w n iebie poety czn y m naszych pro ro k ó w ; ju ż w y ro k zapadł na wariatów, ju ż epoka nadeszła ro b erm ak ieró w religijnych. Taki je s t koniec naszej em igracji, którą do am nestii naw et fałszy­ w y m b o g ie m chcą oszusty przysposobić. Tow iański je ź d z i za p aszp o rtem rosyjskim i nam aw ia tułaczó w do p o w ro tu pod M oskala. J[e n e ra ]ł S krzynecki daje św iadectw o, że kiedy em igracja nasza przybyła do D rezn a, zaraz się tam i Tow iański pokazał i w szystkich do p o w ro tu nam aw iał. P o tem , g d y j[e n e ra ]ł Skrzynecki był w P radze, Tow iański udał się za n im i nakazyw ał m u w olą Pana odpęd zić sw oję żonę w ciąży będącą. Stąd w ziął go S krzynecki za agenta rosyjskiego lub za podejrzanego w ariata. G dy teraz donieśli S krzyneckiem u o p ro ro c tw ie Tow iańskiego, nie tylko nie chce w ierzyć, ale w iększym jeszcze przejęty je s t p o d ejrz en ie m przeciw ko te m u ta jn em u im po sto ro w i, k tó ry u m ie do każdego przem aw iać języ k ie m pochlebiającym . I tak: w iedział, że G ó reck i w e rtu je d zień i noc Biblią żydow ską i E w anielią C h rystusa; w ięc p rze m ó w ił do niego ta lm u d y c zn y m ję zy k ie m , m ów iąc: „C h ry stu s postaw ił d rab in ę do nieba, po której pięli się chrześcijanie, a Ż y d w szedł k o m in e m do nieba; a B óg do niego: C o ty tu robisz? Ny, odpow iedział Ż yd, przy ch o d zę się dow iedzieć, co B óg ro b i i czy nas choć k o m in e m do siebie nie w puści? Lecz go B óg zep ch n ął i kazał m u iść p o d rabinie razem z chrześcijanam i. O tó ż to w ielkie dzieło Pana ju ż się zaczęło, ju ż nadeszła epoka, żeby Ż y d zi przyjęli E w anielią; ale im B óg przeznaczył p rzew odnika, który doszed ł w iek u dojrzałałego; w e ź ­ m ie o n w je d n ę rękę krzyż tak w ielki ja k m aszt, a w d ru g ą m iecz tak dłu g i ja k w ysoka sosna, i kto się z n im nie złączy, tego m ieczem , o g n iem i tru c iz n ą p rzy m u si; p o ru szy m asy lu d ó w i p okona w szystkie arm ie książąt, którzy p rz e ­ ciw n ie m u odw ażą się w ystąpić”.

Taki ję z y k trafił z u p e łn ie do przek o n an ia bibilijnego poety, który się co d zień spow iada, żeby co d zień m ógł w karty grać. Lecz do M ickiew icza takim

(16)

„W stań i c h o d ź ...”. Z n ie z n a n e g o p a m ię tn ik a w o je w o d y O stro w sk ie g o 285

ję z y k ie m byłby Tow iański nie trafił, bo w iedział, że schizm a m iędzy n im a G ó re ck im nastała, albow iem M ickiew icz chw ycił się je z u ity z m u , a G órecki g allikanizm u; tr u d n o m u było dw ó ch tak fanatycznych pogodzić heretyków , z k tó ry ch każdy chciał n ow ą religią zaprow adzić. M usiał w ięc Tow iański użyć d o M ickiew icza tego sam ego języka, ja k im tenże z katedry przem aw ia: w ie o n dobrze, że M ickiew icz je s t d o b ry m S ław ianinem , że pragnie, aby w szystkie gałęzie sław iańskie tak się do M oskala przyczepiły ja k p łanety do słońca; żeby Polska nie szukała ojczyzny, bo nie m a granic, ale żeby jej w sp ó ln ą ojczyzną był szczep sław iański, który pod praw am i Rosji p o w in ie n na całej kuli ziem skiej panow ać. Takim ję zy k ie m p rze m ó w ił Towiański do M ickiew icza i p o k rzy ż o ­ w ał go z G ó re ck im , m ów iąc każdem u z osobna, że od Pana z nieba przychodzi, aby im to p ro ro c tw o objaw ił. K ażdy z nich w iedząc, że Tow iański jeszcze w L itw ie zrobił się św iętym , każdy go chciał do swej herezji w ciągnąć, M ic k ie­ w icz d o je zu ic k ie j, a G órecki do gallikańskiej, i stąd to p ro ro c tw o takiej zw łoce uległo, że ledw ie w sześć tygodni od przybycia Tow iańskiego byli w stanie kościół katedralny sprofanow ać. Towiański znajdow ał się m iędzy m ło te m i kow ad łem , nie m ógł dw óch herety k ó w pogodzić, w ięc zaczął oszukiw ać G oreckiego, a pochlebiać M ickiew iczow i przekładając m u , że się m o że je z u i- ty zm z sław ian izm em pogodzić, byleby o pierw szym przestać na teraz m ów ić. G ó reck i też rozum iejąc, że M ickiew icz odstąpił jezuitów , połączył się z nim i, ale gdy przyszło do redakcji w ezw ania do K ościoła, postrzegł, że tam nie m a je g o sakram entalnych w yrazów Im ię Boga Jezu sa C h ry stu sa ”, bez k tórych o n nie chce ani znać ojczyzny. Stąd scysja n ow a i G órecki odszczepił się od nich w w ilią nabożeństw a, a n azajutrz d[n ia] 27 b[ieżącego] m [iesiąca] przybiegł do m n ie z rana, opow iedział, że ju ż nie w idzi w Tow iańskim człow ieka przysła­ nego od Boga, ale m o że od Szatana, i zabrał m n ie d o kościoła, abym tego kuglarza zobaczył i usłyszał je g o piekielny głos. P oszedłem i znalazłem około 200 z g ro m a d zo n y c h Polaków, gdzie C ezarego ani L udw ika P lateró w nie było, ale był W ładysław P later i K oźm ianek bez książki i bez skrzyw ionej głów ki ja k zwykle. W ładysław się cały czas śm iał; m łodzież je d n a wygadyw ała, że to kom edia, heca, profanacja, szarlataneria; a druga przybiegła przez ciekawość i p o n u ro m ilczała. P rzed o łtarzem po je d n e j stro n ie klęczał Tow iański, z d r u ­ giej M ickiew icz, oba k o m u n ią przyjęli, p o czem Tow iański na w z ó r cz arn o ­ księżnika ob szed ł naokoło kościół, ja k słońce zdaje się o bchodzić ziem ię, a po tej procesji stanął w śro d k u św iątyni, oto czo n y od ciekawych, a stąd udał się po d chór, w kąt kościoła i zaczął tak m ów ić: „Bracia moi! przynoszę W am czystość m ego serca, nie żądając nic od was, i ow szem w szystko co m a m w am ofiaruję; chciejcie m n ie tylko otaczać z zaufaniem , k o m u n ik o w a ć się ze m n ą i być p rze k o n an y m i, że w am sam o szczęście p rzychodzę zw iastow ać. A le ja nie m a m tak w ysokich n a u k ja k wy, w ięc m i darujcie, że w p rostocie m ego serca do was będę przem aw iał. D ziś je s t tylko zagajenie, pierw sza z w am i rozm ow a, nie m ogę w am p rze to w szystkiego naraz objawić, ale za każdym o to c ze n iem

(17)

m n ie n o w y ch się rzeczy dow iecie. Jeżelibyście nie zro zu m ieli m y ch w yrazów, przyjdzie czas, że je zrozum iecie; a teraz objaw iam w am rzeczy w ielkie, które się ju ż rozpoczęły z w oli w ład zy najwyższej: lud będzie w olny, a wy, coście tyle w ycierpieli, pierw szy udział m ieć będziecie. Pan odtąd zaczął sam ę sp raw ied ­ liw ość w ym ierzać ludow i, k tó ry będzie p o d łu g E w anielii postępow ał. J e s t ju ż człow iek od w ładzy najwyższej wysłany, aby stanął na czele do sp ełnienia w y ro k u Pana. J u ż się w ielkie d zieło rozpoczęło, ju ż epoka nadeszła zbaw ienia lu d u i w yrw ania w as z cierp ień d łu g o letn ich . W y przez w asze nauki, przez w asze pośw ięcenie pójdziecie pierw si do tego w ielkiego dzieła i ju ż żadnej tam y nie znajdziecie, będzie to nagrodą dla tych, co um ieli cierpieć. Teraz p rzygo­ tujcie się do przyjęcia i podziękow ania za łaski zlane p rzez Pana, w znieście do niego głos, aby w am swej opieki więcej nie odm aw iał. A ty, Panie najwyższy, n iech się stanie Iw o ja w ielka w ola; zlej w d obroci Twojej w szystkie skarby szczęścia na te n lud pokutujący; nalej balsam u na rany braci, aby się ju ż nigdy nie o dno w iły ; przyjm ij nasze p rośby przy p o d n ó ż k [u ] Twego tro n u w ysokiego, i nie odpychaj w ięcej od siebie tych, którzy C ię w ielbią, czczą i kochają, k tórzy z całą w iernością, sk ru ch ą i żalem Tobie się na zaw sze poświęcają. A ode m n ie przyjm ij najszczersze p o dziękow anie za tę w ielką łaskę, żeś m n ie raczył Iw o im p o sła n n ik ie m do braci u cz y n ić”. Tu padł na posadzkę i całow ał ją cały łzam i zalany. K ilku m ło d y c h płakało, ja k to: Januszkiew icz, N iez ab ito w sk i37 K alin- kow ski38, K lukow ski39 i jeszcze d w óch nieznajom ych. M ickiew icz stał o b ojęt­ ny, nie płakał, nie padł na kolana i n ik t w ięcej nie padł, o prócz sam ego T ow iańskiego. To go bardzo zm ieszało i zaraz w yszedł z kościoła i gdzieś znikł, a m ło d z ie ż p rzed kościołem stała z godzinę: je d n i opow iadali, co Tow iański m ó w ił, d ru d z y stali w m ilczen iu , a najw iększa część naigryw ała się z tego w idow iska m ów iąc, że to drugi K aliostro, ja w n y roberm akier, szarlatan, k u g ­ larz, k o m ed ian t, inn i, że to fanatyk, w ariat, in n i nareszcie, że to agent, że to szpieg rosyjski. I opow iadali, że k ażd em u obiecał zapłacić dyliżans d o Polski oraz dać krzyż ze w stążki na piersiach, aby go przez N ie m c y przep u szczo n o . U K oźm iana tego dnia w iec zó r było w ielkie je z u itó w naszych posiedzenie, na k tó ry m był i C ezary Plater. N az aju trz wysłali delegacją do G oreckiego, aby do nic h przystał, kiedy p o rzu c ił Tow iańskiego i M ickiew icza; prosili go, żeby przyjął zakon Lojoli, żeby im p o m ó g ł bajkam i Polskę zbawić. Lecz o n siedział dw a d n i na rekolekcjach u siebie; ledw iem go w czoraj na obiad i do klu b u w yprow adził, gdzie go w szyscy zim n o przyjęli.

37

C h o d zi o H iero n im a N ie z a b ito w sk ie g o (1 8 0 7 -1 8 8 0 ), pow stańca listopadow ego, później emigranta, w 1842 r. ucznia szkoły górniczej w Paryżu. .

38

Karol K alinkow ski (zm . ok. 1857), tow iańczyk, pozostał przy Tow iańskim rów nież po rozłam ie w Kole w 1846 roku.

39

Ignacy K lukow ski (1 8 0 6 -1 8 6 2 ), malarz, uczeń Rustem a, p orucznik w p ow staniu listopadow ym , później na emigracji w Paryżu, zajm ow ał się m alarstw em , uczestn ik powstania w ło sk ieg o 1848. Przez p ew ien czas zw iązany był z K ołem tow iańczyków .

(18)

„W stań i c h o d ź ...”. Z n ie z n a n e g o p a m ię tn ik a w o je w o d y O stro w sk ie g o 287

T ym czasem zaraz w d zień n abożeństw a kłócili się nasi na klubach, po trak tier- niach. i d o tąd się kłócą; m oże do bitw y i do pojed y n k ó w przyjdzie. W ym yślają na w sz y s tk ic h trz e c h p ro ro k ó w , że to szelm y, szpiegi m o sk iew sk ie , że nas ch c ą d o a m n e stii p rzy g o to w a ć i o d grażają kijam i ich w ybić. Z a ra z na k lu b ie za d ec y d o w an o , żeby n ik t am nestii nie przyjm ow ał, je że li nie chce za zdrajcę O jcz y zn y uchodzić. D o tego dał p o w ód artykuł um ieszczo n y w gazetach, że M ikołaj dał am nestią bez w yjątku, i że ją ogłosi, ja k tylko będzie w idział um ysły do tego p rzysposobione; a te n artykuł w łaśnie tego sam ego d n ia był u m ie sz czo ­ ny, ja k było nabożeństw o. U d e rz a ły także bardzo w yrazy w odezw ie M ic k ie­ w icza, któ rą kończy enigm atycznie, m ów iąc: „w intencji przyjęcia i p o d zięk o ­ w ania za łaski zlane przez P ana”. W ięc tłom aczyli, że to znaczy: „przyjęcia am nestii od N ajjaśniejszego Pana i podziękow ania m u za tę łaskę, że nas zrobił M o sk a lam i”.

G d y się N iezab ito w sk i i K alinkow ski, co płakali w kościele, dow iedzieli, że G órecki o dstąpił Tow iańskiego i że go nie uznaje od Boga przysłanego, o k ro p ­ nie się zm artw ili i nie śm ią się n ik o m u na oczy pokazać. G órecki chciał ju ż od kilku d n i w p rz ó d y M ickiew icza i Tow iańskiego odstąpić, ale m u grozili tru c i­ zną i sztyletam i; w ięc się bał, ale ja k w idział, że ja także za n iedow iarstw o m iałem być otruty, a przecię jeszcze żyję, w ięc się odw ażył w w ilią n abożeństw a od n ic h się odsunąć, przez co ich o k ro p n ie rozgniew ał, w szystkie szyki im pom ieszał, bo w początkach o n się najwięcej do ich kuglarstw a przyczynił, on sw ym e n tu z ja z m e m i b ieganiem najwięcej słabe głow y o m a m ił i kilku z n ic h w ariatam i porobił.

Z głębokim u sz an o w an iem

Kraiński

[P S.] Ks. T repka40 przyleciał do ks. Juszkiew icza, żeby użyli tego fanatyka Tow iańskiego za narzędzie, aby m ło d zież upokorzyć i przez spow iedź pod w ładzę d u ch o w ie ń stw a poddać, lecz m u ks. Juszkiew icz odradził, aby się nie w ystaw ili na p o d o b n y ch o sz u stó w ja k prorocy.

W ielu w idzi także p rzygotow anie do am nestii w w yrazach m ow y Tow iańskiego w K ościele, bo najczęściej używ a w yrazu „P an” zam iast „B óg”, co u katolików nie je s t zw yczajem ; m ó w i b o w iem w szędzie: przyjąć od Pana, podziękow ać P anu, prosić Pana, w y ro k Pana, dzieło Pana itp. Stąd rozum ieją, że to znaczy: N ajjaśniejszego Pana M ikołaja.

40

Ignacy Trepka — ksiądz, em igrant, w 1840 w ydał w Paryżu Rozmyślania religijne i patriotyczne... pielgrzyma

(19)

Ks. K orycki41 i ks. B orkow ski42 nie w ierzą i nie m ieszają się do tej herezji. W p o śró d 800 Polaków w P aryżu będących zaledw ie dziesięciu w te n p o tw ó r n ie ro z u m u uw ierzyło.

J a m iałem żal do G oreckiego, że sobie p ło ch o ze m n ą postąpił, przem aw iając do m n ie o tym całym głupstw ie ja k d o dziecka, lecz ja k się d o w iedział od N iezab ito w sk ieg o o m o im żalu, skoczył do m n ie na klubie, uw iesił się m i u szyi i z p łaczem m n ie przepraszał; to się działo jeszcze p rzed je g o w ystąpie­ n ie m z tej czarodziejskiej kabały. A teraz sam się siebie w stydzi, że tak g rube g łu p stw o zrobił, i co m o m e n t m n ie przeprasza, nie śm iejąc się n ik o m u na oczy pokazać, tak dalece, żem go m usiał na obiad aż do francuskiej trak tiern i w ziąść, gdzieby żadnego Polaka nie było.

U d e rz y ło to w szystkich, dlaczego ani policja, ani księża francuscy nie sprzeci­ w ili się takiej profanacji kościoła katedralnego. Stąd m ów ią pow szechnie, że rząd stara się dla nas o am n estią i pozw ala nas przez fanatyzm do tego nakłonić. Sobański był w kościele na nabożeństw ie, ale się do niczego nie m ieszał i nie brał k o m unii z prorokam i, stąd m ówią, że m u Ż yd A schenfeld odradził, z którym od lat o śm iu Biblią tłu m aczą i chcą n o w ą religią żydow ską zaprow adzić. M ów ią, że rabin z Je ro z o lim y u w iad o m ił p ro ro k ó w naszych, iż ju ż m ają Z y d zio ch a trzydziestoletniego i dla niego ju ż koń biały arabski przygotow any, na k tó ry m m a stanąć na czele Ż y d ó w i ludów, aby kulę ziem ską opanow ał. M ają Ż ydzi p ie n ięd z m i p oruszyć m asy ch ło p ó w i zatruć w szystko tam , gdzie będzie nieprzyjaciel. Powiadają, że p o trze b u ją Ż ydzi 160 lat do u organizow ania całej kuli, aby z k o ń ce m dw ud ziesteg o w iek u ju ż było w szędzie żydow skie p an o w a­ nie ustalone. D o tego p ro jek tu G órecki przystępow ał; ale M ickiew icz p o trz e ­ b uje ró w n ież 160 lat do ustalenia panow ania Sław ian p od b erłe m rosyjskim , tu j u ż się dw ie w ielkie schizm y zaczynają, p o d o b n e do ow ych schizm papieskich w sch o d u i zachodu za Focjusza papieża k onstantynopolitańskiego. (102-109)

★ ★ ★

W d zien n ik u O strow skiego zachował się jeszcze je d e n list (podobnie ja k p oprzednie w kle­ jo n y do kroniki), tym razem Franciszka Trzcińskiego (1786-1861), w pow staniu listopadow ym

oficera i posła orłowskiego na sejm rew olucyjny 1830-1831, członka Towarzystwa Patriotyczne­ go, ne em igracji zw iązanego z o b o zem d em okratycznym . P ew ną ciekaw ostkę tego listu stanow ić m o że niezn an a parafraza w iersza Slowiczku mójl M ickiew icza pióra Trzcińskiego.

41

Franciszek Korycki — ksiądz, kapelan w ojska polskiego, później na em igracji, w ęglarz, dem okrata, uczest­ nik w ypraw y frankfurckiej; kapelan emigracji polskiej w Paryżu.

42

Jerzy Borkow ski (1 8 0 2 -1 8 6 1 ), w pow staniu listopadow ym kapelan legii konnej lite w sk o -w o ły ń sk iej, później na emigracji w e Francji.

(20)

„W stań i c h o d ź ...”. Z n ie z n a n e g o p a m ię tn ik a w o je w o d y O stro w sk ie g o 289

La R ochelle, 12 października 1841 S zan o w n y i K ochany Panie W ojewodo!

Z w d z ię c z n o śc ią p ra w d z iw ą p rzy ją łem życzenia, ja k ie raczyłeś łaskaw ie w d zień m o ic h im ie n in nakreślić i one nadesłać. B odajby się uiściły, i bodajby- śm y Polskę u k o ch an ą i ja k najprędzej w o ln ą i szczęśliwą oglądać m ogli. Z g a d ­ łeś P anie W ojew odo, je s t to w szystko, co p ragnąłem i do czego w zd y ch am je d y n ie . O d d ala ją się w praw dzie nadzieje, w szelako ja k dotąd w ierzy łem , tak i dziś w ierzę, że istnieć będzie potężną. C o do w y ro b ien ia tego p rzek o n an ia religijnego, ani p o trzeb o w ałem , ani chcę p o trzebow ać proroków , o których ja k ie m a m m n ie m a n ie, P an u W ojew odo, ale sam em u , nic b o w iem nie m iałem przed N im zakrytego, z całą chcę otw artością w ynurzyć. M ó w ię tu o M ic k ie­ w iczu, G ó re ck im i Tow iańskim .

K to dał św iatu W alenroda, D zisiaj głosi b red n ie , cuda, Spadł na głow ę — szkoda, szkoda, J u ż się podnieść m u nie uda.

I słow iczek co hałasu M iał narobić, lecieć, piać, Z w iastow ać p łó d tajny czasu, Sam się później będzie śmiać. Ja ta k w id zę — W róg przeklęty

C h c e nas sięgać ze w szech boków, Z je g o w iedzą przyszedł święty, C o n atw orzył n am proroków . L udzi w B ożych ad iu tan tó w P o zam ieniał tak ja k dzieci — N ie p o zn a n o zręcznych frantów, Tak przybrali rzecz poeci. U rą g a się teraz z dala,

C zyż m ó g ł żądać lepszych skutków ? M ę d rsz y ch niby od M oskala, A w ystrychnął nas na dudków . Lecz w boleści, co pociesza, C z y m znośniejsza now a rana, Z e złu d zo n a i ta rzesza, C o chce służyć, pragnie Pana.

(21)

Z w ab iło ją p ojednanie, Taka na kształt W yższa Wola. R ach o w an o w cześniej na nie, Z e p odzw ignie im ich króla. A za nią się m ęże kryją, C o im w gardle polska sprawa, P rzyjęliby am nestyją — Ta je s t w iary ich podstaw a. W idziem także p ełnych cnoty, K ładę w rzędzie ich osobnym : J u ż z zw ątpienia, ju ż z tęsch n o ty W ierzą rzeczo m n iep o d o b n y m . D o cierpień nam brakłoż jeszcze, G dy nas ludy za coś m ieli, Z e b y nasi m ędrcy, w ieszcze W w iek przesądów nas cofnęli. P ow ariow ał je d e n , drugi, Jakąś d u m ą się naiżył,

Lecz gdzie czyny, gdzież zasługi, By aż do n ich B óg się zniżył?

Jakie je s t m oje o n ich zdanie, racz P an W ojew oda, po w tarzam i proszę, dla siebie sam ego tylko zachow ać i o b o k m istycznej, niespodziew anej aw antury, ja k ą śledzisz, zanotow ać.

K ończę na p o d zięk o w an iu serdecznym za pam ięć o m nie, ja k też na za p ew n ie­ n iu , że w szacunku dla Jeg o O so b y n ik o m u się uprzedzić nie dam . Pani W ojew odziny m oje uszanow anie, całem u do m o w i piękne załączam ukłony. Tow arzysze wszyscy, ja k też i syn m ój u n iż o n o ść sw oją dołączają.

F ran [ciszek] Trzciński (156-157)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pasieki oprócz tego, że przynoszą miód, mają też przyczynić się do ratowania gatunku zagrożonego zmieniającym się klimatem, chemizacją rolnictwa oraz

 Indyk pieczony serwowany na sali przez kucharza, podany z sałatką, gorącym pieczywem i sosem czosnkowym dla ok.. Oferta weselna obowiązująca w 2022r.. Oferta weselna

Natomiast to, czego musiałaś się nauczyć w drodze zdobywania wiedzy i treningu - to umiejętności (kompetencje) twarde, czyli specyficzne, bardzo określone,

W takim przypadku dwaj GM mogą albo dzielić się rolą moderatora, wymieniać ją w każdym punkcie dyskusji, albo mieć oddzielne zadania (np. W ten sposób powstały postacie,

Nazwisko i Imię

(znak: DOS-II.7222.1.4.2019) – pozwolenie zintegrowane na eksploatację instalacji do składowania odpadów o zdolności przyjmowania ponad 10 ton odpadów na dobę i

Dla realizacji Umowy Zespół zobowiązuje się do dołożenia wszelkich starań by zapewnić Przyjmującemu zamówienie pełny i nieodpłatny dostęp do środków i aparatury

Jednak, czy tak się stanie, tego nie wiemy.. Przygotowaliśmy dla Was, naszych czytelników, nowy numer „Ikarka” i żywimy nadzieję, że spodoba Wam się ten jesienny numer