Górski, Karol
"Der Deutsche Orden. Zwölf Kapitel
aus seiner Geschichte", Hartmut
Boockmann, München 1981 :
[recenzja]
Komunikaty Mazursko-Warmińskie nr 1, 117-122
1983
R ece nz je i o m ó w i e n i a 1 1 7
Przechodzę do u w a g o w iekach X IX —XX. N ależy podkreślić d o b rą facho w ą robotę autora, k tó ry zwłaszcza im ponuje w p a rtiac h pośw ięconych erze B ism arcka i W ilhelm a II, ja k i w obrazie R epubliki W eim arskiej. Na odm ianę w y d aje się, iż s p ra w y naro d zin i dziejów nazizm u są n a zb y t skrótow o p rzed staw ione. H itleryzm , jako zjaw isko w dziejach n a ro d u niemieckiego, to p ro blem złożony i w y m ag ający p ró b y głębszej in te rp reta cji: fa k ty otrzym aliśm y ale b ra k n a m reflek sji n a d narodem , z którego w yszli ludzie, co „ludziom zgo to w ali ta k i los” . K ilk a kw estii dyskusyjnych. N azw any czołowym pisarzem dru g iej połow y X IX w. Teodor Fontane, jest na s. 648 przed staw io n y jako niem al n ieu b łag an y k ry ty k p ru sactw a. Tak przecież nie było, choć elem ent o strej k ry ty k i p ru sa ctw a (ale z pozycji P rusak a), jak i apologii są współbieżne w twórczości F o n ta n e ’a. W 1848 ro k u b y ł on k ry ty k ie m P ru s i dem okratą, jednakże później przezw yciężał swe rozczarow ania stając się apologetą „do b r e j” trad y c ji pru sk iej, co w szelkiej p ru sk iej nostalgii nieunik n ien ie w ycho dziło n a dobre, n a w e t jeżeli jego apologetyka u szlachetniała rzeczyw isty obraz sta ry ch P r u s 4. Co do B ism arcka n ie sposób odżałować, iż po m in ięty został s ły n n y sąd Sienkiew icza o nim. Na przy k ład F o n ta n e w łaśnie uw ażał w y p o w iedź Sienkiew icza za najw n ik liw szą ocenę złożonej sy lw etk i B ism arcka. Ss. 462—463: a u to r zb y t mało u w agi pośw ięcił refo rm o m S tein a-H ard en b erg a, nie doceniając zwłaszcza ro li o rdynacji m iejskiej z 1808 r. B ra k tu m .in . w zm ian k i o sp ra w a ch ta k w ażnych, jak zniesienie cechów i w p ro w adzenie wolności handlu, czyli o znoszeniu feudalnych ograniczeń w m iastach. Ss. 482—483: a u to r w spom niał, że k ró l p ru s k i w 1815 roku, mimo obietnicy, nie pow ołał ogólnopruskiej re p re z en tac ji stanow ej. Należało chyba dodać, że szersza obiet nica n a d an ia k ra jo w i ko n sty tu cji nie została spełniona i jedynie pro w in cjo n aln e sejm y (a n ie sejm iki, ja k a u to r tw ierdzi na s. 499), p ow stały w konse k w encji u staw y ogólnej z 1823 roku. Ogólnie, a u to r n a zb y t skrótow o tr a k tu je s p ra w y instytu cjo n aln e. Na p rzy k ład (s. 464) w spom ina o pru sk iej Radzie P ań stw a, ale nie w yjaśnia, jak i c h a ra k te r m iał ten o rg an itd. S. 587: n iefo rtu n ne sform ułow anie dotyczące g ru p y antysem ickiej w R eichstagu m ogłoby w ze staw ien iu ze zdaniem poprzednim , o Kole Polskim , sp raw iać w rażenie, iż koło to m iało jakieś szczególne pow iązania z rodzącym się w Rzeszy antysem iz- mem, a tak ich pow iązań n ie było.
W sum ie o trzym aliśm y obraz dziejów niem ieckich n ap isan y zwięźle, ale i rzetelnie w ykonany. Aczkolwiek najczęściej pozostaliśm y na szczeblu fo rm u ły R ankego — „ ja k to w łaściw ie b yło”, być może jednak, iż n a obecnym etapie stosunków polsko-niem ieckich ów w yw ażony i spokojny opis jest szczególnie cenny, pozostaw ia p ew ną samodzielność ocen czytelnikom.
S ta n i s l a w S a lm o n o w ic z
H a rtm u t B oockmann, D e r D euts c he O rd e n . Z w ö l f K a p i t e l aus s e in e r G e schichte, M ünchen 1981, ss. 319, 12 tablic z 41 ilustracjam i.
We w stęp ie a u to r pisze, że nie chce skreślić dziejów P ru s ze świadomości h istorycznej Niemców, ani n ie chce, b y te dzieje służyły zm ianie g ranic z 1945
4 P o r . p o g l ą d y K e n n e t h a A t t w o o d a w p r a c y s p e c j a ln e j o s to s u n k u F o n t a n e 'a d o t r a d y c j i p r u s k i e j (1970 r.), a o s ta t n io K . Z e r n a c k , P r e u s s e n - M y th o s unci p r e u s s i s c h d e u t s c h e W ir k l ic h k e it , w : O s t m l l t e l e u r o p a . B e r i c h t e u n d F o r s c h u n g e n , h r s g . U . H a u s t e i n i in ., S t u t t g a r t 1981, ss. 252—265.
1 1 8 Recenzje i o mó w ie n i a
roku. A u to r pisze nie dla w ąskiego k rę g u specjalistów , ale ja k zaznacza, dla szerokich kół czytelników . Nie pisze o duchowości Z akonu. P od k reśla on sil nie, że istn ieją dw ie tra d y c je h istoriografii narodow ej, polska i niem iecka, a w X IX w. i w pierw szej połowie X X w. Z akon i jego dzieje zajm u ją cen tr a ln e m iejsce w obrazie dziejów narodow ych, oceniane pozytyw nie w N iem czech, n eg aty w n ie w Polsce. W zakończeniu a u to r w raca raz jeszcze do tych zagadnień. P rzed staw ia rozw ój narodow ej trad y c ji historycznej w Niemczech, dając zw ięzły obraz historiografii. Pisze, że „zalew słow iański”, o k tó ry m m ó w ią nacjonaliści niemieccy, su ponuje jak ąś bezkształtną masę, podczas gdy P olacy b yli n arodem skrystalizow anym . P o ru sza rolę lite r a tu r y pięknej w kształto w an iu obrazu Z akonu z jed n ej stro n y w Niemczech, z drugiej w Polsce, z ty m że Polacy w y d ali dzieła o w artości wyższej, pierw szorzędnej, walcząc piórem H e n ry k a Sienkiewicza. Tu nasu w a się jed n a uw aga: Boock- m an n pisze, że w początku X X w . n ie było żadnych re p re s ji an i d y sk ry m in a cji P o laków na obszarze P ru s: nie widzi, że b y ły ru g i ludności polskiej, bicie dzieci za to, że n ie chciały m ówić pacierza po niem iecku, głośna spraw a Wrześni, ustaw a o wyw łaszczeniu, k tó ra była stosow ana w życiu. Nie z a r z u cam tu złej woli, ale b ra k zrozum ienia, o czym m ów ili i pisali Polacy. W jed nej z uprzed n ich p ra c prof. Boockm ann p rzed staw ił w sposób w yczerpujący i wysoce bezstro n n y rolę, jak ą o d g ry w ał M albork w p ro pagandzie nacjo n ali stycznej na przełom ie X IX i X X w. Jeśli chodzi o zrozum ienie p o staw y P ola ków', to b ra k m u znajom ości psychologicznych sk u tk ó w posunięć rząd u p ru s kiego i u ch w alan ia w sejm ie p ru sk im u s ta w antypolskich.
Z kolei p rzedstaw ić należy s tr u k tu r ę p ra cy i jej treść.
Rozdział I m ów i o początkach zakonów ry c ersk ich i o K rzy żak ach w Zie m i Sw. A u to r porusza tu sp o rn e zagadnienia przejęcia przez K rzyżaków m ie nia daw nego hospicjum niem ieckiego w Jerozolim ie i silnie podkreśla zw iązki ich z d y n astią Staufów .
Rozdział II tr a k tu je o początkach K rzyżaków w Rzeszy, o roli k u ltu św. E lżb iety oraz przed staw ia społeczny skład Zakonu. Nie był on dom eną w pływ ów k ilk u rodzin, ale licznego drobnego ry cerstw a, w ięc m inisteriałów Rzeszy. M iał liczne posiadłości w okolicach, gdzie dom inow ała ta grupa, zaś mało dóbr w A u strii i B aw arii, gdzie wcześnie rozw inęła się w ładza książąt, niech ętn y ch tw o rzen iu się dużych posiadłości zakonnych.
Rozdział III dotyczy początków w ład ztw a Zakonu w P rusach. A u to r pod k re śla p o lską in ic jaty w ę pow ołania K rzyżaków , ale pom ija p ró b y k ru c ja ty W aldem ara II, o k tó ry ch pisała Stella M. Szacherska. A u to r s ta ra się też znaleźć n o w y p u n k t w idzenia n a przy w ilej kru szw ick i K o n ra d a M azow ieckie go z 1230 roku, którego autentyczność je s t sporna.
Rozdział IV tr a k tu je o podboju P ru s . A utor p odkreśla rolę szlachty pol skiej (ss. 94, 138), na co nie m a dow odu w źródłach. O m aw iając pow stanie p a ń stw a krzyżackiego pisze, że ucisk neofitów b y ł tu nieodzow ny (ss. 96, 105). S praw a tr a k ta tu dzierzgońskiego m iędzy Zakonem a neofitam i z 1249 roku będzie niżej osobno poruszona. A u to r pisze, że w oczach ludzi średniowiecza pogaństw o było religią uniw ersaln ą, dla k tó rej a lte rn a ty w ą było tylko p rz y jęcie chrześcijaństw a. B oockm ann pisze, że h istoryk, k tó ry przeciw staw ia n a kaz głoszenia słowa Bożego przym usow i przyjm o w an ia chrztu, zaprzecza sw e m u rzemiosłu. Chodzi bow iem także o przym us m o raln y lub p raw n y , g d y da w ano w y b ó r m iędzy przyjęciem c h rztu a em igracją. Tu jed n ak m ożna w y s u nąć przeciw Boockmannow i p rz y k ła d B ru nona z Q u erfu rtu , k tó ry sprzeciw iał
Recenzje i o m ó w i e n i a 119
się n a w rac a n iu m ieczem (np. C zarnych W ęgrów). K rzyżacy nie b yli o p ty m a l nie u sp ra w n ien i do misji, ja k pisze autor, ty m więcej że nie tolerow ali w sw ym p ań stw ie k lasztorów (s. 112). N aw racan ie się szlachty p ru sk iej p o ciągało jej germ anizację, a w konsekw encji zan ik całej społeczności p ruskiej (ss. 112— 114). J e s t to u w aga bardzo ciekawa.
Rozdział V om aw ia kolonizację P ru s i n a p is an y jest w o parciu o prace W enskusa, k tó ry s ta ra ł się — nie zawsze kry ty czn ie — u w ypuklić rolę P r u sów, rzekom o w stęp u jący ch licznie w szeregi Zakonu, osiadających w m iastach i w y k u p u jący ch siebie z poddaństw a. O P olak ach w ziem i chełm ińskiej jest ty lk o jedna w zm ianka (s. 136), a s p ra w y gospodarcze są dość słabo zary so wane.
Rozdział VI pośw ięcony jest stosunkom polsko-krzyżackim w X IV w. A u to r p odkreśla udział Polaków w k ru c ja ta c h Zakonu, co po 1234 ro k u nie m a o parcia w źródłach. B oockm ann pom niejsza znaczenie pojęcia K o ro n y K ró lestw a Polskiego jako podm iotu praw a, podobnie jak w inn y ch k ra ja c h — są to dla niego tylko m n iem ania w y rosłe na gru n cie polskim w okresie rozbicia dzielnicowego, nie zaś recepcje z Zachodu (s. 145). Z daniem Boockm anna histo ry k pow inien pow strzym ać się od w y d aw an ia w yroków , kto m iał słuszność i nie pow inien w znaw iać raz jeszcze procesów polsko-krzyżackich (s. 146). Obie stro n y m iały p ra w a do Pom orza, a rozstrzygała siła. U w aża on, że zabór Pom orza nie b y ł przyczyną późniejszego u p ad k u p a ń stw a zakonnego, ani też że p o lity k a polska nie dążyła stale do odzyskania Pom orza. Z abór Pom orza b y ł w y n ik iem polity k i tw orzenia i um acn ian ia w ładztw a, co czyniły też inne zakony ry cersk ie w P alestynie.
Rozdział V II tr a k tu je o k ru c ja ta c h przeciw Litwie. B oockm ann zajm uje się m entalnością re jz krzyżackich, k tó re polegały na pustoszeniu k r a ju i nisz czeniu ludności, co zdaniem jego należało do k u ltu r y ry cersk iej, n ato m iast pom ija p o d k reślan y przez M aschkego czynnik iluzji, polegającej n a n aślad o w aniu k ru c ja t do Ziemi Św iętej.
Rozdział V III dotyczy stosunku Z akonu do u nii polsko-litew skiej. Tu a u to r jest n a swoim gruncie, gdyż p row adził bad an ia nad soborem w K o n stancji i Ja n e m F alkenbergiem . W ojna p ro p agandow a Polski i Z akonu przed 1410 ro kiem dowodzi niem ałego znaczenia a rg u m e n ta c ji p raw n ej, gdyż m ogła ona usunąć sk ru p u ły m oralne zaciężnych i gości z Zachodu. T r a k ta t polski S ta n i sław a ze S k arb im ierza o w ojnie słusznej został jed n ak pom inięty. Z daniem B oockm anna państw o krzyżackie nie uległo potędze polsko-litew skiej, gdyż przyczyna u p a d k u leżała w e w n ą trz k ra ju oraz w tym, że po chrzcie L itw y Zakon u trac ił legitym ację swego istnienia. A le jed n a k naszym zdaniem klęska grunw ald zk a, spustoszenie k ra ju , odszkodowania, m ia ły podstaw ow e znaczenie dla zaostrzenia po lity k i fiskalnej K rzyżaków , a przez to samo rozogniły opór poddanych.
Rozdział IX o w ew n ętrzn y ch s tru k tu ra c h p ań stw a krzyżackiego tra k tu je raczej o sam ym Zakonie i jego stosunku do poddanych. A u to r pom ija P o la ków, pisząc o g ru p a ch ludności, k tó re w yzn aw ały k ra jo w y p atrio ty zm pruski. Z byt silnie podkreślono p raw n o-publiczne stanow isko biskupów p ru sk ich i k a p itu ł jako „ L a n d es h err” na ró w n i z Zakonem, podczas g d y przynależność ich do Z akonu ograniczała ich samodzielność de facto i de iure. Jed y n ie W arm ia stanow iła w y jątek , i to nie w y łam y w ała się spod zwierzchności w. m istrza. Nie zasiadali też biskupi — K rzyżacy w radzie Zakonu (G ebietigerrat), n atom iast byw ali rad cam i w. m istrza tak, ja k np. p raw nicy. Było to stanow isko osobiste,
1 2 0 R ece nz je i o m ó w i e n i a
nie uczestnictw o z mocy p ra w a w instytucji, jaką była ra d a Zakonu. Z daniem B oockm anna k o m turow ie pochodzący z poza P ru s nie m ieli możności u p ra w ia nia nepotyzm u i byli m niej przek u p n i od innych. A le trzeba zauważyć, że traktow ali- oni sw e u rzęd y jako p re b en d y i dow olnie dysponow ali sw ym i do chodami. Słusznie a u tp r pisze, że od końca X IV w. Z akon zam k n ął się w so bie — można b y dodać, że rycerze przestali siebie nazyw ać „b raćm i”, a p rzy b iera li m iano „p an ó w ” . Zakon u góry sk ła d ał się z ludzi p rzy b y ły ch z poza k ra ju , ale m iejscowego pochodzenia byw ali biskupi, kanonicy i część braci. Sądzę, że ci b racia pochodzenia m iejscowego byli służebnym i (G raum äntler). A u to r nic nie w spom ina o p ró b ach re fo rm w XIV w., k tó re zanalizowałem, i jest zdania, że opinie o m o raln y m zepsuciu Zakonu są niep ew n e (s. 194). We w n ę trzn a przem iana Z akonu w „szpital szlachty n iem ieckiej” , czyli w in sty tucję dającą zao p atrzenie m łodszym synom tej szlachty, n astąp iła zdaniem a u to ra w początkach XV w.
Rozdział X o Zakonie w XV w. rozpoczyna się od dziejów zgrom adzeń stanow ych, p rz y czym pom inięto zgrom adzenia z X III w. oraz zjazdy w s p ra w ie św ięto p ietrza w X IV w. S tą d a u to r uw aża za pierw sze zgrom adzenie zjazd m ia st p ru sk ich H an zy w 1290 roku. Nie zgodziłbym się, że a rty k u ł tr a k ta tu toruńskiego z 1466 ro k u o przy jm o w an iu do Z akonu poddanych króla dotyczył P o laków z K o ro n y — inicjato rem b y ł ja k się zdaje Scibor Bażyński, g u b e rn ato r P ru s K rólew skich. Chodziło więc o wchłonięcie Z akonu przez jego daw n y ch poddanych. J a k pisze autor, po 1466 ro k u m iała m iejsce w Za konie sprzedaż urzędów , a kom tu ro w ie stali się dożyw otnim i p an am i dóbr, tw orząc ja k b y wyższą szlachtę. Boockm ann odrzuca tw ierdzenie o m o ralnym u p ad k u Z akonu po 1466 roku, choć są w tej m ate rii w ypow iedzi sam ych K rzyżaków . P rzy czynę tego, że n ie było re fo rm y Z akonu a u to r widzi w zbyt w ielkich d a w n y ch osiągnięciach. Z akon nie chciał uznać now ej sy tu acji ani tego, że rządzi tak im sam ym pań stw em ja k inne. U sam odzielnienie się m istrza niem ieckiego i lan d m istrza inflanckiego m iało za sk u tek rozpadnięeie się Za konu ja k b y na tr z y zaprzyjaźnione, ale o drębne p aństw a. Od 1512 r o k u poja w ia się n o w y p atrio ty zm Rzeszy niem ieckiej — mówi się, że szlachta nie m iecka nie może podlegać obcym władcom, a Zakon m a za zw ierzchników ty lk o papieży, n ie zaś kró ló w (zjazd w Poznaniu). Z chwilą, gdy cesarz M a ksym ilian p rz y zn a ł regalia m istrzow i niem ieckiem u (1494 r.) upad ła „egzem- cja le n n a ” K rzyżaków . A le Zakon n ie chciał walczyć przeciw T urkom , gdyż to osłabiłoby jego stanow isko w P ru s ac h (s. 205). Ciekaw a jest uw aga, że w . m istrz A lb re ch t H ohenzollern, p rzy jm u jąc ord er „dom ow y” sw ej rodziny (O rder Łabędzia) sprzeniew ierzył się idei zakonów ry cerskich (s. 217). Z da niem Boockm anna sek ularyzacja nie była w sposób konieczny złączona z przejściem na p ro testantyzm , gdyż w diecezji U tre ch t K rzyżacy p rzy jm u jąc refo rm ację Zakonu nie porzucili.
Rozdział X I pośw ięcony jest dziejom Zakonu od XV I w. „Egzem cja len n a ” upadła dla całego Zakonu z chwilą, gdy cesarz n a d ał m istrzow i niem iec kiem u godność w. m istrza po sekularyzacji P ru s . P ro te stan ty z m o g a rn ął Tu ryngię, gdzie było ty lk o sześciu rycerzy i 92 księży, k tó rzy nie sprzeciw iali się reform acji, gdyż pozostaw ali w opozycji do rządów rycerzy. W Saksonii było czterech — sześciu rycerzy i 14—16 księży. W 1801 ro k u był jeszcze w T u ry n gii 1 rycerz, w Saksonii — sześciu, a cały Zakon w Rzeszy liczył 60 rycerzy zarów no katolików , jak p rotestantów . R ycerze (katolicy) mieli obowiązek słu żyć 3 lata przeciw T urkom , potem zaś dostaw ali dobra jako kom endy. W 1924
Recen zje i o m ó w i e n i a 1 2 1
ro k u K rzyżacy zostali przekształceni w zakon klerycki. Zdaniem Boockmanna now e to zgrom adzenie pod p ew n y m i w zglądam i k o n ty n u u je d a w n y ch K rzy żaków, pod inn y m i — nie.
Rozdział X II om aw ia h istoriografię Z akonu w X IX i X X w.
Znaczenie książki Boockm anna polega przede w szystkim n a w ielu p rz e m yśleniach i na poszukiw aniu now ych p u n k tó w widzenia, k tó re b y pozwoliły lepiej zrozum ieć poglądy badaczy niem ieckich i polskich tam , gdzie się one różnią. A u to r posługuje się stw orzoną przez siebie term inologią tam , gdzie m ów i o dw óch trad y cjach h istoriografii narodow ych, polskiej i niem ieckiej.
Spośród licznych tra fn y c h i słusznych uw ag w ydobyć m u sim y także p u n k ty n iejasn e i sporne. Nie ma p u n k tó w sporn y ch w przed staw ien iu roli H e r m an n a v. Salza, w. m istrza, k tó ry p rzy jął darow iznę ziemi chełm ińskiej i stał się założycielem p a ń stw a w P rusach. Pozostaje sp o rn y m dok u m en t kruszw icki z 1230 roku. Boockm ann prop o n u je rozw iązanie a lte rn a ty w n e : albo K rzyżacy przy w ilej podrobili, ja k tw ierdzą badacze polscy, albo podsunęli oni ułożony przez siebie te k s t z w ykraczający m i poza pierw o tn e n a d an ie klauzulam i, a K o n ra d ustąpił. Boockm ann opowiada się, jak można sądzić, za d ru g ą m ożli wością. Nie a n alizu je on stanow iska synów K o n ra d a wobec nadania, ani nie jasnego i niepew nego przek azu G ru n a u ’a, k tó ry pisze, że K o n rad w chw ili de cydującej był chory.
P om ija też a u to r zagadnienie tw orzenia się początków państw ow ości p ru s kiej, co silnie podk reślali H e n ry k Ł ow m iański i K azim ierz Tymieniecki.
Zdaniem moim, tło po lity k i papieskiej w obec P ru s ó w w lata ch 1242—1249 i pokoju w D zierzgoniu nie zostało w całości w yśw ietlone. W m yśl postano w ień tra k ta tu , k tó ry zapośredniczył leg at J a k u b z Leodium, późniejszy papież U rb an IV, K rzyżacy m ieli być tylko obrońcam i P rusów . A u to r w idzi tu jed y n ie konieczność b u dow y grodów, a więc obciążenie w olnych odtąd P ru só w robociznam i, co stało się podstaw ą feudalnego p ań stw a Zakonu. Ale trzeba by rozważyć, jak ie p lan y m iało tu papiestw o, ja k widziało P ru s y chrześcijańskie? Otóż sądzę, że m ia łab y to być społeczność chłopska bez feudalizm u, taka, jak ą była S ard y n ia oraz Irlan d ia p rzed podbojem angielskim , a może i za A l b e rta S u erbeera, k tó ry z p rym asow skiej stolicy w A rm a g h został w łaśnie przeniesiony na now ą m etropolię, obejm ującą P r u s y i In flan ty . W reszcie n a j bliższym w zorem mogła być F ry z ja albo D ittm arsch en u podstaw półw yspu jutlandzkiego, albo w olni chłopi Skandynaw ii. Tymczasem w p ań stw ie zbudo w an y m przez Zakon, Prusow ie, n a w e t wolni, zostali zepchnięci do niższych w a rs tw społeczeństw a. A sp ek t ten należałoby rozpatrzeć w płaszczyźnie po rów naw czej.
Pisząc o zaborze P om orza w 1309 ro k u a u to r widzi a sp ek t polityczny w działaniach Z akonu — ja bym w idział też aspekt gospodarczy — zdobycie now ych źródeł u trzy m an ia dla braci. Boockmann zarysow uje bardzo jasno od m ienne stanow isko h istoriografii narodow ych polskiej i niem ieckiej, i to jest w ielka zasługa. Zaznacza on, że M arian Tum ler, w. m istrz Zakonu Niemiec kiego (obecnego), potępił ze stanow iska m oralnego zabór Pom orza, ale pozostał tu odosobniony w nauce niem ieckiej, Polacy od X IV w. w procesach przeciw Krzyżakom , potem w dziełach h istoryków podkreślali p r y m a t zasad m o ral nych i p ra w a w życiu m iędzynarodow ym . J a k słusznie pisze B oockmann, n a u k a niem iecka staw iała i staw ia na pierw szy m m iejscu siłę, k tó ra decydować ma w sporze praw nym .
122 R ece nz je i o m ó w i e n i a
kolonizacji ziemi chełm ińskiej. Nie zgodziłbym się, że opozycja stan ó w p ru s kich przeciw K azim ierzow i Jagiellończykow i b yła ta k a sam a, ja k przeciw Za konow i — sta rałem się w ykazać, że w ysuw ała in n e zarz u ty i n igdy nie dążyła do w alk i zbrojnej. W reszcie B oockm ann jest zdania, że sta ty s ty k a n a ro d o wości o p arta n a k ry te riu m im ionow ym jest dla średniow iecza niem ożliwa, sam jed n a k stosuje analogiczną m etodę p rz y om ów ieniu pochodzenia ry cerzy krzyżackich (ss. 62—63) i uzyskuje w ten sposób podstaw ę do szacunku liczbo wego. Dla m ia st odrzuca tę m etodę (ss. 131— 135). Uważam, że po w yłączeniu g ru p y nieokreślonych, w zajem n y stosunek liczbowy g ru p imion polskich i n ie m ieckich d a je p odstaw ę do jakiegoś szacunku. J e s t to w każdym razie więcej niż nic.
K siążka Boockm anna posiada niem ałą w artość naukow ą. J e s t w y czerpu jąca i bardzo bezstronna, choć nie ze w szystkim i tezam i m ożna się zgodzić. J e s t to le k tu ra konieczna dla każdego badacza tych spraw , ty m więcej, że w przypisach a u to r zamieścił omówienie lite ra tu ry . K siążka ta stanow i n ie w ątp liw ie k ro k n aprzód w d y skusji toczonej przez h isto ry k ó w polskich i za- chodnioniem ieckich na m arginesie rozm ów o popraw ie podręczników szkolnych.
K a r o l G ó r s k i
W acław Odyniec, P o ls k ie d o m i n i u m m a r i s B a l t i c i . Z a g a d n ie n ia g e o g ra fic z ne , ek o n o m ic z n e i społeczne X — X V I I I w ., P ań stw o w e W ydaw nictw o Naukow e, W arszaw a 1982, ss. 348, 18 ilustracji.
T erm in u d o m i n i u m m a r i s B a l t i c i zaczęto po raz pierw szy używ ać za p a now ania Z yg m u n ta A ugusta, k iedy pow staw ało polskie w ład an ie na B ałtyku. K o jarzy się on nieo d p arcie z w ielk ą po lity k ą m o rsk ą Rzeczypospolitej, z w o j nam i i tr a k ta ta m i pokojow ym i. N a jp ie rw z w yw alczeniem dostępu do morza, potem z poszerzaniem g ra n ic y m orskiej i w reszcie z w alk ą o u trzy m an ie się p rz y B ałtyku. O dyniec celowo p o m inął ogrom ny kom pleks zagadnień politycz nych, k o n cen tru jąc się na u k azan iu geograficzno-ekonom iczno-społecznych problem ów polskiego w ład ztw a n a B ałtyku. W yeksponow ał p rz y ty m rolę G dańska, najw iększego m orskiego ośrodka handlow ego i gospodarczego Rze czypospolitej. P o ru szy ł bardzo w iele isto tn y ch problem ów , z których, jak sam zaznaczył, k ażdy może stanow ić te m a t n a obszerną m onografię. W dziewięciu rozdziałach a u to r sc h a rak tery zo w ał środow isko geograficzne B ałty k u , p o rty m orskie, przem ysł stoczniowy, rybołów stw o, handel, p ra w n e problem y zwierzchności na m orzu oraz ludzi morza.
W pierw szym rozdziale, zaty tu ło w an y m C h a r a k t e r y s t y k a B a ł t y k u , omó wiono położenie geograficzne naszego m orza, jego faunę i florę oraz zasoby surow ców m in eralnych. W jed n y m z podrozdziałów ukazał a u to r kształto w a nie się polskiej g ra n ic y m orskiej od X do X V III w. Ten ciekaw y problem zilu strow ał trzem a m apkam i, niezb y t ściśle ty tu łu jąc d ru g ą z nich, bow iem pokazuje ona granice nie z 1569 roku, ale z 1582, po rozejm ie polsko-rosyj skim w J a m ie Zapolskim.
C iekaw y podrozdział o bursztynie, sk arb ie n ad b ałty ck ich ziem, w a rto było rozszerzyć o dodatkow e in fo rm acje na te m a t firm y Jask y . Ci monopoliści opanow ali w X V I w. nie tylko ry n e k gdański, ale sta rali się (umowa z 1584 r.) uzależnić od sw ych dostaw b u rsz ty n n ik ó w z E lbląga, S łupska i K ołobrzegu *.