• Nie Znaleziono Wyników

Humor Stanisława Dygata na przykładzie języka i stylu jego prozy

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Humor Stanisława Dygata na przykładzie języka i stylu jego prozy"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

Agnieszka Stapkiewicz

Humor Stanisława Dygata na

przykładzie języka i stylu jego prozy

Acta Universitatis Lodziensis. Folia Litteraria Polonica 4, 263-283

2001

(2)

A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z I E N S I S

FO L IA L IT T E R A R IA P O L O N IC A 4, 2001

A g n ie s z k a S ta p k ie w ic z

H U M O R STA N ISŁ A W A D YG ATA

N A P R Z Y K Ł A D Z IE JĘ Z Y K A I ST Y L U J E G O P R O Z Y

H u m o r Stanisław a D y g ata jest nieodłączną cechą jego prozy; przesyca świat jego powieści. Jest to zjawisko niezaprzeczalne, a szczególną rolę gra tu język. G iętki, lekki, używ ający oryginalnych p o ró w n ań , płynący zgrabnie i z w erwą, nienużący, dający wrażenie przebyw ania na nieograniczonej niczym przestrzeni. D ygat czuje się doskonale w m aterii językow ej - i jego czytelnik to czuje. W rażenie zaś nieograniczoności pow oduje tw órczy stosunek do języka, um iejętne w ykorzystyw anie rozm aitych jego chw ytów i cech, nawet zaczerpniętych z zamierzchłej - dla czytelnika - przeszłości literatury. W prozie D ygata m ożna bowiem odnaleźć zabiegi zaskakujące we współczesnej prozie, ja k choćby nazw iska znaczące. P isarz z łatw ością i lekkością balansuje między nowatorskim i pomysłam i a stylizacjami i aluzjami literackimi. Zajmę się tu taj ukazaniem h um oru, kom izm u i dow cipu językow ego na różnych poziom ach organizacji powieści, poczynając od stałych w prozie D ygata cech języka narracji, ja k indyw idualizacja języka postaci; kończąc na humorystycznych „detalach” języka powieściowego, takich ja k onom atopeje.

I. IN D Y W ID U A LIZ A C JA JĘ Z Y K A P O ST A C I

W prozie D y g ata każda - naw et d rugoplanow a - postać jest wyraziście nakreśloną personą. Pisarz doskonale opanow ał um iejętność opisyw ania postaci jednym trafnym zdaniem , oddającym najbardziej znam ienne jej cechy - często w sposób hum orystyczny, np. „Z dzicho w yglądał zdrow o i optym istycznie” (D w M , s. 51')· Pierwszy opis postaci, n akreślony kilkom a słowami, byw a często „uzupełniany” w kilku m iejscach pow ieści, ja k to m a

1 W szystkie cytaty z powieści Stanisław a D y g a t a podaję za w ydaniem jeg o Dziel, W arszawa 1981. Posługuję się następującym i sk ró tam i tytułów : D - D isneyland, DwM - Dworzec w M onachium , JB — Jezioro Bodeńskie, К - Karnawał, P - Podróż, P O Ż - Pożegnania z podaniem odpowiednich stron.

(3)

264 A gnieszka Stapkiewicz

m iejsce z zagadkow ym , lecz stanow czym T hom sonem , jednym z bohaterów

Jeziora Bodeńskiego. N a p o czątk u pow ieści T h o m so n w ygłasza znamienną

sentencję: „Ż arcie rzecz głów na” - i w tedy jest scharakteryzow any przez b o h a te ra -n a rra to ra , później zaś jego o b raz jest w zbogacany pojedynczymi zdaniam i, np.: „T hom son spał najm ocniej i najbezw zględniej” (JB, s. 220). Sen jest zresztą cennym przyczynkiem d o p o rtre tu wielu b o h ateró w , np. ksiądz C leo n t śpi „ d o b ro d u s z n ie ” , M ac - „ sp o rto w o , ze zdrow iem ” , a Jan ek Szalaj już ja k o dziecko spał „rzeczow o” .

D ygat wyzyskuje także do charakteryzacji postaci zabieg indyw iduali­ zacji ich języka. M istrzow sko „ p o d p a trz o n e ” cechy języ k a bohaterów z różnych grup społecznych czy zaw odow ych o d d an e są tyle dyskretnie, co przekonująco. Zwykle podkreślają je d n ą cechę danej osoby i najczęściej jest to podkreślenie o charakterze satyrycznym . T a k się rzecz m a z Re­ née, fran cu sk ą ford an serk ą2, której wypowiedzi są głów nym „budulcem ” jej p o rtretu . M o żn a by rzec, że Renée „m ów i sam a za siebie” . Ale czy

po trzeb a czegoś więcej?

Renée zrobiła się bardzo rozm ow na. Jej m am a pochodzi z d obrej rodziny, ale popełniła m ezalians, chociaż nie bardzo dobrze w iadom o z kim . Słucham p iąle przez dziesiąte. Mówi teraz o swoich koleżankach. Jeśli d ać wiarę jej słowom , są to najnikczem niejsze istoty, jakie kiedykolwiek przem ierzały ziemskie drogi, i całe swoje życie pośw ięcają tylko p o lo , żeby jej, Renée, dokuczać. Szczególnie ja k a ś G iną, świńska blo n d y n k a farbująca sobie włosy n a czarno, k tó ra myśli, że n ik t o tym nie wie. U k rad ła jej, przez złość, zło tą papierośnicę, k tó rą Renée do stała od pew nego A m erykanina. T en A m erykanin, m ultim iłioner, k o ch ał się w Renée, przysyłał jej ciągle kw iaty i koniecznie chciał się z n ią żenić. (N a ja k ie trudności, natrafiała realizacja tego związku, Renée nie w spom niała). G in a z zazdrości oczerniała R enée przed dyrektorem lokalu, a wreszcie u k rad ła tę papierośnicę, k tó rą ze strachu wrzuciła potem do ustępu. G d y to się wydało, Renée d a ła jej w gębę przy dyrektorze, a A m erykanin zażądał, by G inę usunąć, jeżeli jej nie przeprosi. Przeprosiła oczywiście i o d tąd była ta k a słodka jak cukierek, a w szystkie koleżanki wiedziały, że z nią, Renée, niedobrze je st zaczynać. (JB, s. 162)

P ozornie je st to relacja w ypowiedzi Renée, przy to czo n a przez bohatera. J e d n a k w istocie to przecież d o sk o n a le za m a sk o w a n a m o w a pozornie zależna, pozw alająca b ohaterow i - i czytelnikow i - przez chw ilę spojrzeć n a św iat R enée jej oczam i. K om iczne w rażenie wywołuje zestaw ienie jej języ k a , je g o poto czn ej składni i ob razo w eg o słow nictw a, z literackim językiem „przytaczającego” jej opow ieść b o h atera, k tó ry sta ra się „łagodzić” potocznie niedbały, m iejscam i w ulgarny język fordanserki. N a przykład zestawienie:

2 N a m arginesie w a rto zauważyć, że fo rd an serk a stanow i typ, k tó ry D y g at szczególnie sobie upodobał. W ystępuje raczej ja k o postać drugoplanow a, ja k to m a miejsce w Jeziorze

Bodeńskim , będąc wtedy „typem ” , postacią charakterystyczną, ale byw a i po stacią główną

(w Pożegnaniach), w tedy n aturalnie je st indyw idualnością zaprzeczającą stereotypow i. Jak o typ, czy raczej stereotyp, fordanserkę należy zaliczyć d o bardziej udanych p o rtretó w występujących w prozie D ygata.

(4)

H um or Stanisław a Dygata.. 265

(koleżanki Renée) (G ina) „św ińska b londynka farbująca włosy „najnikczem niejsze istoty, jakie kiedy- n a czarno, k tó ra myśli, że n ik t o tym nie wie” wiek przem ierzały ziemskie d rogi”

pozwala zobaczyć ja k D ygat zderza dw a skrajnie odm ienne style wypowiedzi: typow o „książkow y” o raz typow o „uliczny” . Z acytow any frag m en t ujaw nia zarów no staran ia Renée, by przedstaw ić siebie w ja k najlepszym świetle, jak i dyskretne zabiegi b o h atera, by „w ybielić” z kolei jej soczysty język. Te dw a zabiegi potęgują je d n a k tylko efekt groteski.

W portrecie Z dzicha z Dworca w M onachium indyw idualizacja języka gra kluczow ą rolę; D ygat z właściwą sobie socjologiczno-psychologiczną bystrością o b d arza Z dzicha odpow iednim i dla jego m iejsca i funkcji pow ie­ dzonkam i. I tak: Z dzicho, „zdrow y i optym istyczny” działacz konspiracyjny używa z d u żą częstotliw ością zw rotu „w p o rz ą d k u ” (sześć razy na siedem kwestii w dialogu!), a w swoim kolejnym wcieleniu na m iarę czasów , jak o tow arzysz Chodkiew icz p o w tarza „w iecie” , co kom entuje D udek: „byłem ciekaw, czy będzie pow tarzał: «w porządku», ale najw idoczniej zastąpił to sobie «wiecie». (D wM , s. 102). Zdzicho byw a też dosadny: po trafi „porządnie ochrzanić” i być wobec kogoś „za bardzo k anciastym ” . Jego naczelną cechą charakteru o raz języka jest konkretność: Zdzicho w M o n ach iu m „ro b i dyw anam i” i m a „forsy ja k lo d u ” , a gdy idzie się bawić, zawsze idzie „w Polskę” . Jego wypowiedzi są krótkie, „krzepkie” , bywają obcesowe, w ulgarne. Nie znam y życiorysu Z dzicha, jego pochodzenia i środow iska, ale inform acji 0 tym dostarcza nam właśnie styl jego wypowiedzi. T o autentyczna m ow a sprytnego, prostackiego w arszaw iaka-dorobkiew icza.

W lakonicznych wypowiedziach postaci drugiego p lan u pisarz po trafi przekazać jej ch arak tery sty czn e rysy i jednocześnie j ą „ sk o m e n to w a ć ” -- wszystko w obrębie jej w łasnych wypowiedzi. B racia K rupscy w Jeziorze... mówią ja k cham ow aci dorośli („O dejdź pan i nie przeszkadzaj. C o się pan zna” . JB , s. 164). T o zabieg nie pozbaw iony logiki, gdy uśw iadom ić sobie fakt, że to wcale nie są zwykłe dzieci, lecz iście diabelskie bliźnięta: złośliwe, w yrachowane i bezlitosne. Czytelnik nie m a żadnych inform acji o Giselle, matce Nicole (Dworzec w Monachium), ale i tak wie, że jest on a pretensjonalna 1 egzaltow ana, bo m ów iąc o Polsce odm ienia j ą przez w szystkie przypadki: W ie pan, ja bardzo interesuję się Polską. Pow iedziałabym naw et, że Polska to m oje hobby. W ciąż m ęża nam aw iam , żebyśmy do Polski pojechali. Niech m i p a n coś o Polsce opow ie” (D w M , s. 116). Postacie V ilberta i M ac Kinleya, francuskiego poety i angielskiego filozofa, istnieją w powieści głównie za sprawą niekończących się dysput o Schopenhauerze czy o Europie...

Z adziw ia skrupulatność odtw arzania tła pow ieściowego, cyzelow ania tak, zdawałoby się, nieważnych szczegółów ja k język postaci drugiego planu. N ade wszystko zaś zaskakuje to, że trafność i dow cip tych językow ych „ p o rtretó w ” zupełnie nie zblakły - tak ja k nie zblakły u P ru sa czy F redry.

(5)

266 Agnieszka Stapkiewicz Π. D IA LO G

T adeusz Breza nazw ał D y g ata „m istrzem tła w dw u słow ach, mistrzem dialogu złożonego z p a ru okrzyków ” 3. Zupełnie bezpiecznie m o ż n a rozszerzyć to zaszczytne m iano: D y g at je st m istrzem dialogu. Z aró w n o tego złożonego z kilku o k rzy k ó w , ja k i całych p a rtii w artk iej, błyskotliw ej rozmowy. „W ielki m iędzynarodow y k o n flik t” w Jeziorze Bodeńskim , dotyczący spożycia alkoholu przez różne nacje, jest przede wszystkim dialogiem między bohaterem a V ilbertem , w k tó ry m obaj adw ersarze d o sk o n ale w ykorzystują słabostki przeciw nika (złośliwa sugestia b o h a te ra o niedouczeniu V ilberta). Wszyscy uczestnicy „ k o n flik tu ” w ygłaszają w spaniałe, potoczyste oracje, których niew ątpliw e zalety form y k ry ją p u stk ę treści - racje dyskusji to obiegowe sądy o n a ro d a c h , d o cn a ju ż skostniałe...

C zęsto pisarz um ieszcza w tekście dialogi, bez k tó ry ch akcja spokojnie by się obeszła, a naw et tło by nie ucierpiało. Są to perełki, k tó re z radością o d k ry w a czytelnik. T a k je st z dialogiem dw óch P o lak ó w we włoskim p ociągu - naw iasem m ów iąc, to jed en z najlepszych dialogów Dygata; p ozornie nieznaczący, a je d n a k zaskakująco trafny:

Zapytałem [...): - Perm ettite?

- Bitte schön - odpow iedział [...]. - M erci - powiedziałem i usiadłem.

- Please - odpow iedział i [...] z pow rotem odw rócił tw arz d o o k n a. P opatrzyłem n a niego trochę podejrzliwie: tylko Polacy m ów ią za granicą wszystkimi językam i jednocześnie. [...] w yciągnąłem rękę p o m enu i spytałem:

- V ous perm ettez?

N ie odpow iedział tylko obojętnie skinął głową, a potem [...] zapytał p o polsku: - P an z W arszawy?

- Z W arszawy - odpowiedziałem bez specjalnego zdziwienia - a pan? - J a też z W arszawy. [...]

- Ja k p an poznał, że jestem Polakiem? - A bo to trudno? (P, s. 13)

N ietru d n o , skoro faktycznie m ów ią w szystkim i językam i naraz! Oprócz niew ątpliw ie tra fn e g o p o r tr e tu P o la k a za g ra n ic ą („ P o la k ó w p o rtretu w łasnego” ), kom iczna jest m ieszanina języków użytych w zaw iłym , lecz kom pletnie pozbaw ionym treści dialogu. Jego w olne tłum aczenie wyglądałoby tak: - Można? - Proszę. - Dziękuję. — Proszę. - Pozwoli Pan? Komizm

pow oduje k onsekw entna zasada: każde zdanie w innym języku (włoski, niem iecki, francuski, angielski), a efekt potęguje elem entarny błąd językowy, polegający n a niepopraw nym zastosow aniu słow a „please” 4. D y g at doskonale

3 T . B r e z a , N iespodzianki Stanisława D ygata, „O drodzenie” 1948, n r 7, s. 5.

* U żywa się go w kontekście prośby, a nie, ja k tutaj, przyzw olenia. T ypow a k alka z języka

(6)

H um or Stanisław a D ygata.. 267

w ykorzystuje cechy dialogu ja k o p o dstaw ow ego tw orzyw a d ra m a tu do bud o w an ia dram atu rg iczn eg o napięcia w sw oich pow ieściach. C zasam i tru d n o oprzeć się w rażeniu, że w dialogach D y g ata p o brzm iew ają echa najlepszych polskich kom edii teatralnych... W eźm y choćby dialog pom iędzy Renée a R o u llo ťem w Jeziorze Bodeńskim :

R oullol wygląda jak ak lo r, k tóry m a wejść n a scenę. Popraw ia maskę, wygładza m arynarkę, po czym drobniutkim i kroczkam i zbiega p arę schodków , przegina się nagłym ruchem w tył przez balustradę i p atrząc na Renée z udanym zdum ieniem woła:

R oullot: N a Boga! Cóż to za piękne zjawisko!

Renée: Ejże! Stary pierniku! Nie zasłaniaj mi słońca. (...)

R oullot: (znów niespodzianie, przeginając się w tył) K im jesteś, p iękna pani? Renée: (nie drgnąw szy i ledwie poruszając wargam i) Renée Bleist ze Strasburga.

Zaw ód: fordanserka. O statnio zatru d n io n a w G ratzu . D an cin g „ E rik a ” . R oullot: Ach, czyżby? M yślałem, że to raczej ja k a ś nim fa zstąpiła m iędzy ludzi, żeby

upiększyć przez m om ent ród śmiertelnych swoją postacią. Renée: (otw iera oczy, przechyla głowę i wykrzywia się pytająco) Hę?

R oullol: (jakby spłoszony, ją k a się) Pow iadam , że tego... ta... nim fa... niby zeszła... śm iertelnych...

Renée: (prostuje się, przechyla głowę w dru g a stronę i w patruje się w R oullota) W ariat?

R oullot: Coś w rodzaju.

Renée: Od daw na tak z panem źle? R oullot: (niepewnie) O t, pewien kaw ałek czasu. Renée: Co pan n a to robi?

R oullot: (jw.) N ic szczególnego. Renée: Jakie ogólne objawy? R oullot: (jw.) Takie sobie. Renée: A poszczególne? R oullot: (jw.) Podobne. Renée: G łow a nie boli? R oullot: Niby trochę. Renée: Senność nie ogarnia? R oullot: Coś jakby.

Renée: N a słońcu z o d k ry tą głową nie wystaje się za dużo? R oullot: C hyba tak.

Renée: (przechylając się ku przodowi) T o w takim razie m arsz n a górę, głowę lodem sobie obłożyć i leżeć w ciemnym pokoju, aż przejdzie. Ja nie m am przyjem ności z w łeb słońcem stukniętym . (JB, s. 241-243)

Sytuacja jest groteskow a nie tylko dzięki k o n trasto w i „ro m an ty czn y ch ” zalotów „starego piern ik a” z przyziem nym i odpow iedziam i fo rd an serk i, lecz także dzięki pogardliw em u potraktow aniu owych zalotów ja k o nieszkodliwego obłędu. Szczególnie końcow a p artia rozm owy Renée z R o u llo ťem z krótkim i, doskonale zazębiającymi się kwestiami, jest jak b y żywcem wyjęta z najlepszych kom edii F red ry 5. N a rra to r podkreśla zresztą „te a tra ln o ść ” obserw ow anej

5 Por. np. A. F r e d r o , Z em sta , A k t III, scena 1, [w:] t e n ż e , Komedie. Wybór, W arszaw a 1972; Rejent wymusza na m ularzach zeznanie o pobiciu: „ R E JE N T : Że was bito wszyscy wiemy. M U L A R Z : Niekoniecznie. R EJEN T: Bili przecież, m ój m ajstruniu. M U L A R Z :

(7)

Niewyraź-268 A gnieszka Stapkiewicz

sytuacji - R o u llo t w szak „p o p raw ia m ask ę” , są także „d id a sk a lia ” : „PS. C ały dialog m iędzy R enée i R oullotem pro w ad zo n y był w przeraźliwym arg o t6, którego język polski nie jest w stanie o d d ać w sposób właściwy” . N astępnie, ja k gdyby nigdy nic, n a rra to r w raca d o akcji o ra z właściwego „w yglądu” prozy. P o d o b n ie p o sztucznej, ckliwej scenie pożegnania bohatera z Suzanne D y g at pisze: K U R T Y N A .

ΠΙ. JĘZYK NARRACJI: DYGRESJE, AFORYZMY, SLOWA-KLUCZE

Język narracji w pow ieściach jest bard zo w ażnym nośnikiem hum oru. W ystępuje zarów no bezpośrednio: w k o m en tarzach n a rr a to ra czy wypowie­ dziach głów nego b o h atera, ja k i pośrednio, w „dyskretnie” w trącanych określeniach, k tó re ja k b y m im ochodem w ym ykają się pisarzow i. T o właśnie n a r r a q a decyduje o przesyceniu tej p ro zy ciepłym blask iem kom izm u, h u m o ru , dow cipu, ironii...

N a r r a to r często d y stan su je się od opisyw anych zd arzeń , ulubionym chw ytem w ydaje się tu być zdanie: „ A zresztą diabli cię ta m w iedzą” . Z danie to wieńczy bardzo p ow ażną p ró b ę interpretacji jakiegoś czynu Janka w Podróży (w liście H en ry k a d o J a n k a po słowach: „zrobiłeś to rzeczowo spokojnie...” ), w zm iankę o urzędniku szczęśliwszym od innych („Czaplik jest szczęśliwszy od innych. A zresztą diabli go tam w iedzą” - P, s. 163), a także opis tajem niczego zachow ania T h o m so n a w Jeziorze Bodeńskim. D y stan s, a raczej w yraz niepow ażnego tra k to w a n ia te k stu , w y raża też następujący „ d o k ład n y ” opis ryneczku n a C apri, gdzie w szystko je st bardzo m ałe: „Z b o k u stała dzw onnica. Też ja k duża, ale m ała. Schody p o lewej (albo po praw ej - zależy ja k kto sto i” ) (P, s. 259). N a rra to r w powieściach D y g ata czasam i w chodzi też w otw artą dysputę z czytelnikiem (szczególnie w Podróży)·.

N apraw dę nie chciał iść. N ie chciał iść, co nie znaczy, iż był absolutnie przekonany, że nie pójdzie. Zresztą właściwie był przekonany, że nie pójdzie. Był i nie był. Spraw a je st bardzo delikatna i niełatw a d o wyjaśnienia, choć tak dobrze wszystkim znana. Tym naw et, którzy niecierpliwią się w tej chwili i bierze ich chętka, by solidnie p oszturchać m nie i połajać: „N o cóż pan, panie, wypisuje? Był przekonany czy nie był? C o za głupstw a? A lb o je d n o albo drugie. Proszę się zdecydować i głowy nie zaw racać” . A właśnie. Żeby to było tak ie proste

- peroruje D ygat, naw iązując do Kubusia F atalisty D id e ro ta , a m oże raczej do Paluby Irzykow skiego (bo następnie rozw ija znacznie swoje rozm yślania,

nie. R E JE N T : Czegóż jeszcze w am nie stało? Bo m achano dosyć raźnie. [...] Lecz k to szlurka ten nie łechce? M U L A R Z : Ha! zapewne... R E JE N T : A n i głaszcze? M U L A R Z : Ha! zapewne... R E JE N T : A więc bije. [...] M U L A R Z : T a, ju ż ja k o ś ta k w ypada” .

(8)

H um or Stanisław a D ygata... 269

traktując fabułę niem al pretekstow o!). D rw i z czytelnika, oczekującego jasnych rozw iązań w obrębie fabuły, dając w ten sposób w yraz p rzekonaniu, że rozw iązań takich nie m a przecież w życiu.

N a rra to r D y g ata w ogóle lubi m ędrkow ać. W powieści w plecione są „rczonerskie dygresje” 7 o najróżniejszej tem atyce, oczywiście bez żadnego związku i wpływu n a akcję, ale w spaniale ją urozm aicające. Dygresje te często zwracają uw agę krytyków ; nie b ra k naw et zarzutu, że przeryw ają one w artki dialog, „zatrzym ują” akcję8. N ie wydaje się jed n ak , by były one ham ulcem ; są raczej „przedłużeniem ” głównego n urtu narracji, a jak o w arte przytoczenia, są „um ieszczane” pom iędzy kolejnym i scenam i. Ich rozm iary są zawsze dość skrom ne, więc nigdy nie zatrzym ują akcji na dłużej9. Częstym kryterium umieszczenia dygresji wydaje się być właśnie ich hum orystyczny wydźwięk. T ak ma się rzecz z ro zp raw k ą o głodów kach G handiego, gdy b o h a te r-n a rra to r podejrzewa, że nie w yniknęły one z pow odów politycznych, lecz z ludzkiej chęci złam ania m onotonii więziennego życia, uporczyw ie wyznaczanej poram i posiłków. N a rra to r „śm iało przypuszcza” , że odm aw iając posiłku, G handi uwolnił swego du ch a od m o n o to n ii i... „zaangażow ał w siebie” strażników : „zawiązał między sobą a nimi milczącą grę, zmusił do niejakich emocji n a swój tem at. N iosąc posiłek m usieli myśleć: «N o, ciekawe, zje czy nie zje?»” (JB, s. 170). Szczególnie obficie w ystępują refleksje „ogólnożyciow e” w Podróży, gdzie pojaw iają się w ścisłym zw iązku z refleksjam i i nastrojem H enryka. Często dotyczą m iłości, pow ikłanych relacji dam sko-m ęskich i m entorskim tonem „objaśniają” prawdziwe m otywy tych sytuacji (nie bez trafności psycho­ logicznej). T em at ten jest częsty także w Disneylandzie, gdzie zawiłości relacji M arka z kobietam i „w yjaśnione” są ta k oto: „H elena to H elena, a Jo w ita to Jowita, no lepiej tego nie m o żn a wyjaśnić!” Rzeczywiście.

Tego typu dygresje (dotyczące kobiet, życia, szczęścia itp.) byw ają często „upozow ane” na swoiste aforyzmy, które mogłyby funkcjonować samodzielnie. Nie wydaje się, by pisarz specjalnie wymyślał takie „złote m yśli” przy każdej pow ieści - to raczej jego skrystalizow ane dygresje, sądy k tó re sformułował wcześniej i w trącił do powieści, bo „ak u rat pasow ały” . Większość z nich n adaje się w całości n a wpis do sztam bucha, oczywiście sztam bucha jakiejś pensjonarki z poczuciem hum oru:

7 J. M a ś l i ń s k i , Wszędzie psi boso chodzą, czyli ambulatorium prof. Dygata, „Życie Literackie” 1958, nr 33, s. 3, 11.

“ A. Z a g a j e w s k i , N ie zachowując proporcji, „T eksty” 1973, n r 4, s. 96-102. A u to r uważa felietony („te same dygresje bez narracji” ) za Hauptwerk pisarza, w nich bowiem wypowiada się on najpełniej.

9 C hociaż Z. Skwarczyński uważa, że cały wątek m iłosny z Suzanne „w pisany jest, ja k Steme’ow ska dygresja, w zdanie: «Kiedy straż trzym a W achm eister H eim er, m ożemy swobodnie się spotykać» ( t e n ż e , Stanisław D ygat, W arszaw a 1976, s. 63). Jest to jed n ak wynik spojrzenia „z lotu p ta k a ” n a konstrukcję powieści, czym tu taj się nie zajmiemy.

(9)

270 Agnieszka Slapkiewicz

• W ieczność miłości polega na jej krótkotrw ałości. (JB, s. 133)

• Nie m ożna się bardziej oddalić od rzeczy upragnionej, niż gdy się j ą osiągnie. (JB, s. 134) • Przyjaźń, podobnie ja k miłość, w ynika często z nieporozum ienia. Jest to nieporozumienie pod o b n e d o tego, gdy zaczepiamy n a ulicy obcą osobę, biorąc j ą za kogoś bliskiego. Ale w takim w ypadku w ystarczy powiedzieć: „Przepraszam , to p om yłka” , i m ożna spokojnie pójść sobie dalej. Jeżeli natom iast dw oje ludzi, przyjaciół czy kochanków , stwierdzi, że spędzony czas bliskiego pożycia byl czymś w rodzaju ulicznej pom yłki, powiedzieć: „Przepraszam , to p om yłka” nie wystarcza, a pójść sobie spokojnie dalej n a pew no się nie uda... (P, s. 38)

• N iektórzy ludzie wyładow ują swoją złość na wszystkim, co w ym yka się spod ich kontroli, obojętne czy są to ludzie, zwierzęta czy przedm ioty. Stanow i to charakterystyczną cechę kobiet. (D w M , s. 60)

Styl aforystyczny tow arzyszy także dłuższym p a rtio m w ypow iedzi, np. p ero ru jącem u (obojętne: w m yśli czy przed Ja n k ą ) b o h atero w i Jeziora

Bodeńskiego. „C zytelnik, niem al z reguły łasy n a uogólnienia egzystencjalne,

skaptow any zręcznym i i nie pozbaw ionym i praw dy aforyzm am i na ten tem at, zapom ina, że m a do czynienia jedynie z pro d u k tem sytuacji powieś­ ciowej. [...] P rzym yka oczy n a przem yt przez n a rra to ra -a k to ra zaszczytnych w istocie autointerpretacji własnego zachow ania” 10. A przym yka je pewnie dlatego, że d oskonale się bawi, naw et jeśli „n ab ie ra się” n a owe „bon m o ty ” - wszak tru d n o im odm ów ić trafności, nawet, jeśli w tonie wypowiedzi w yczuwa się ironię.

Pochylając się nad językiem narracji D y g ata, nie sposób nie dostrzec, że w y stęp u ją tu sw oiste słowa-klucze, m ające szczególne znaczenie dla pisarza. N ależą do nich: M O R D O B IC IE , K A R N A W A Ł , ŚW IŃSTW O, Ł A M A G A . N ie należy się w nich raczej dopatryw ać filozoficznych treści, choćby dlatego, że zwykle zyskują wyjaśnienie w tekście (stosunek do „łam ag ” w Disneylandzie). Jeden z krytyków odkryw szy, że w tekście

Dworca w M onachium słowo „ m o rd a ” , „m o rd o b icie” , ew entualnie „branie

po p y sk u ” w ystępuje bardzo często, uznał naw et „fenom en m o rd o b icia” za zasadę porządkującą losy ludzkie (sic!): „N ie znam żadnego dzieła literackiego ta k konsekw entnie zbudow anego n a jednej idei - m oże «Iliada» jedynie, ja k o epos o gniew ie” 11. N ie d a się zaprzeczyć, że to kluczow e słowo w ystępuje kilkanaście razy n a stronach niedużej powieści, i to nie ja k o żart, lecz ponury sym bol degradacji osobow ości b o h atera, k tó ry przez większość życia „bierze po pysku” , a zaledwie kilka razy udaje m u się być w sytuacji dającego p o pysku. T en m otyw (w raz ze „św inią” i „św iństw em ” ) w dużym sto p n iu decyduje o gorzkiej, podszytej cynizm em w ym ow ie tej późnej powieści. T o czarny h u m o r D ygata. Rolę sym bolu m ożna natom iast przypisać słowu „k arn aw ał” . Już to, że pojaw ia się ono w tytule powieści, rozwiązującej jak b y w ydarzenia sprzed lat, sugeruje interpretację w szystkich zdarzeń jako

10 Tam że, s. 56-57.

" A. J. W i e c z o r k o w s k i , Wielkie mordobicie, „Miesięcznik Literacki” 1973, nr 10, s. 141-142.

(10)

H um or Stanisław a D ygata... 271

przebieranki - zaró w n o tych daw nych, ja k i tych najnow szych. E fekt um ow ności, konw encji w zm aga zachow anie b o h a te ra . P rz e b ie ra n k a za Polaka nad Jeziorem B odeńskim , scenariusz m elo d ram atu n a C apri, czas m onachijskiego F aschingu - to kolejne wersje D ygatow skiego karnaw ału. Ponieważ zawsze dzieją się p oza P olską - m oże m ają przynieść wyzwolenie od niej? A lbo szerzej: od codzienności, zwyczajności, szarzyzny...?

W obrębie n arracji pojaw iają się często d robne, dow cipne określenia w rodzaju: „ R az pięknie przy b ran a łódź przew róciła się i do w ody w padła cała niemiecka rodzina: chudy fater, gruba m utti i dwoje kinderów w m arynar­ skich u b ra n k a c h ” (D w M , s. 49). W typologii dow cipu językow ego tru d n o znaleźć w ytłum aczenie takiego chw ytu, m ieszającego dw a języki: zabieg taki nie służy bow iem ani degradującej prezentacji b o h atera, ani też nie jest satyrą n a pseudopoliglotyzm 12. N ato m iast doskonale uzupełnia o b raz p rzed ­ wojennego k u ro rtu nadm orskiego, przepełnionego N iem cam i - i nastrojam i antyniemieckim i. Pisarzow i spraw ia przyjem ność sam a zabaw a językiem , w ypróbow yw anie jego elastyczności i m ożliw ości uchw ycenia w łasnych dowcipnych skojarzeń. D ygat m iał h u m o r we krwi - dlatego jest on także w krw ioobiegu jego pisarstw a, którym jest język.

IV. S T Y L IZ A C JE I A L U Z JE L ITE R A C K IE

K ażdy niem al z krytyków , w ypow iadających się na tem at tw órczości D ygata, porów nyw ał go z jakim ś innym pisarzem . W połow ie recenzji był to G om brow icz, w reszcie pojaw iała się zaw rotna liczba w ielkich nazw isk literatury polskiej i pow szechnej - od P ru sa i D ick en sa po B ecketta i H om era. W ydaje się, że D ygat zachęcał do takich skojarzeń, „prow okacyjnie” naw iązując do znanych w literaturze stylów i m otyw ów .

B ezpośrednie naw iązania do literatury rom antycznej i sentym entalnej pojaw iają się szczególnie często w Jeziorze Bodeńskim . Często są to w ierne cytaty z Kordiana i W esela, oczywiście p o za odczytyw anym i S uzanne fragm entam i z wieszczów. Z nam ienna dla D y g ata jest łatw ość p aro d io w an ia charakterystycznych stylów, ja k choćby sentym entalnego, rom antycznego czy biblijnego:

• D arem nie czekała dzień cały biedna Suzanne, żeby jej ukochany przyszedł d o niej. [...} Rozpacz dla klórej pomieszczenia firm am ent jest za ciasnym pudełkiem , gryzła ją n a przem ian z budzącym się wstydem i strachem [...] n a d om iar złego począł się czaić z k ątó w kąśliwy wąż podrażnionej ambicji, oplatać i dusić jej piękne ciało. (JB, s. 175)

• Puszczajcie. Jam policjantów m orderca. [...] Już za chwilę. Przy następnym oknie. Muszę. T o czyn. T o czyn wojenny. D la Polski. T o nie ja go zaduszę. T o m oim i rękam i Polska

(11)

272 A gnieszka Stapkiewicz

zdusi Niemcy. [...] A jeżeli nie wolno? Jeżeli nie w olno nigdy? N aw et z okopów . Jeżeli istnieje odpow iedzialność osobista naw et za czyny zdeterm inow ane dziejami, przym usem , koniecznością? (JB, s. 232)

• I zapiał kogut. (JB, s. 233)

Słychać w przytoczonych fragm entach i p aro d ię nieco rozw lekłego, egzal­ to w an eg o , ckliw ego stylu lite ra tu ry sentym entalnej i p rz e w ro tn e cytaty z K ordiana, z uchw yceniem ro zed rg an ia ro m an ty czn eg o b o h a te ra , zaś p a ro d ia kordianow sko-ham letycznej sceny uw ieńczona je st zdaniem wprost z Biblii. D o sym boliki biblijnej D y g a t naw iązuje rów nież groteskow o, pozw alając H enrykow i z Podróży ułożyć siedem „fataln y ch ” zdarzeń z jego życia w logiczny ciąg: choćby „przehandlow ane starszeństw o” , czy wygnanie z raju - og ro d u w Z o p p o t. Oczywisty kom izm tych odniesień polega nie tylko n a nieadekwatności sym bolu do przedstawionej sytuacji i wyolbrzymienia jej w oczach H enryka. Siedem zdarzeń nie m a także żadnego sensu jako całość13.

Oczywiście takie nagrom adzenie celowych i czytelnych aluzji, prześmiew­ czych „stylizacji” nie m oże pozostaw ić czytelnika obojętnym . W ykryje on grę w skojarzenia, ja k ą prow adzi z nim pisarz. G dy b o h a te r „p o rzu ca” egzaltow aną Suzanne - zapisuje n a lataw cu dom niem any opis jej rozpaczy; gdy rozw aża (we śnie) m ożliw ość zabicia bezbronnego N iem ca - sytuacja rzeczywiście jest analogiczna do kordianow skiej. Być m oże D y g at pokazuje w ten sposób ak tu aln o ść pew nych toposów literackich...? Ze w zględu na cechy parodiow e tru d n o przyjąć tę interpretację. Zabieg ten to raczej jeden ze sposobów w yrażenia p rzek o n an ia o ugrzęźnięciu w spółczesnego człowieka w schem atach i konw encjach (tu: literackie skojarzenia), od których nie sposób się uw olnić...

Pisarz bard zo ud atn ie oddaje także cechy nieliterackich „stylów ” , np. bełkotu socjalistycznych zebrań (D w M , s. 101-106) czy p ro p ag an d y hit­ lerowskiej. T o ju ż jaw ne drw iny - oto ja k bohater w yobraża sobie odpowiedź z Berlina, dotyczącą „duchow nej opieki” w obozie:

Opieka d u chow na d la internow anych. Sofort. Pierwsza msza uroczysta z udziałem komen­ d antury. R ozdać święte obrazki i modlitewniki. Sfotografow ać. Heil Hitler.

p odpisano coś tam . P ro p ag an d a A bteilung (JB, s. 149)

D oskonała parodia stylu urzędniczego i lakonicznego rozkazu jednocześnie! Po zd an iu „u rzęd n iczy m ” k o nsekw entnie p o jaw ia się elem ent rozkazu i nieodzow ne - w edle w yobrażeń b o h a te ra -n a rra to ra - „H eil H itle r” . W obec bezradności wyobraźni co do tasiemcowych rzeczowników niemieckich; beztroskie: „coś ta m ” . P odobnie ujęte jest także uzależnienie obozowych

(12)

H um or Stanisław a D ygata... 273 filozofów (V ilbert i M ac) od bełkotu dyskusyjnego. M ac K inley, p rzek o n u ­ jący b o h atera do odczytu zm artw ił się jego oporam i, ale „w yraźnie się ucieszył” , gdy usłyszał o „zastrzeżeniu n atu ry form aln ej” : „Z astrzeżenie natury form alnej to dla niego nie lada gratka. W idzę, że sam dźw ięk tych słów podnosi go we w łasnych oczach. Jesi dum ny, niezłom ny i niby rycerz broniący Świętego G ro b u , stoi z obnażonym mieczem , gotów odeprzeć każdy a ta k ” (JB, s. 254). Bełkot „dyskusyjny” M acK inleya i V ilberta jest sko n stru o w an y p o d o b n ie do „m o n o lo g ó w p o lsk o ści” b o h a te ra : w ob u przypadkach pisarz grom adzi słowa, k tó re bez odpow iedniego k o n tek stu tatwo tracą sens. O to ja k n a rra to r Jeziora Bodeńskiego przy tacza kolejną przeintelektualizow aną dysputę: A nie. Z upełnie błędne rozum ow anie. Ależ. Przecież. T rzeba spoglądać. T rzeba w ziąć p od uw agę. N iech się pan tylko zastanow i. Bergson pow iedział. L a M ettrie pow iedział. T en pow ie­ dział, tam ten pow iedział i ta k dalej” (JB, s. 255). Pisarz m usiał słyszeć m nóstw o podob n y ch dyskusji, bo bezbłędnie oddaje ich często bezcelowy charakter poprzez sform ułow ania - istne „w ytrychy” dyskusyjne. N a rra to r pod m ask ą b o h atera często w ten sposób „folguje” w yobraźni, w platając w tekst istne perełki: m in iatu ry anegdot, dow cipów , k o n fab u lo w an y ch sytuacji.

P arodie „stylistyczne” , zw racające się przeciw ko zbanalizow anym , szab­ lonow ym śro d k o m jakiejś odm iany stylow ej języ k a (np. kliszom stylu oficjalno-urzędow ego), D . B uttler zalicza d o rodzaju dow cipu językow ego, opartego n a m odyfikacjach zw iązków frazeologicznych14. Jed n ak ta k a k w a­ lifikacja tych zabiegów w prozie D y g ata jest niew ystarczająca i niczego nie tłumaczy.

K o jarzo n o i analizow ano Podróż w kontekście Podróży sentym entalnej Sterne’a; om aw iano Jezioro Bodeńskie w naw iązaniu do Ferdydurke G o m b ­ rowicza. G dyby rozw ażyć hum orystyczne w ykorzystanie m otyw ów literackich w pow ieściach D ygata, n a uwagę zasługuje taniec „ b ra ta ją c y ” , czyli oberek m arynarzy angielskich pod d y k tan d o P o lak a (Jezioro Bodeńskie). Przyw odzi on n a m yśl przede wszystkim poloneza z Pana Tadeusza, a następnie taniec C hochoła z Wesela oraz tango M rożka. W ystarczy tych trzech olbrzym ich przecież scen-symboli, by odnaleźć klucz do literackich aluzji D ygata. J a k Mickiewicz kazał m ajestatycznie sunąć polonezow i15 zaściankow em u; W y­ spiański połączył w hipnotycznym transie p anów i chłopów ; a M rożek zagrał szydercze tango cham ow i-dyktatorow i - ta k b o h ater D y g ata tańcuje oberka z angielskim i neptunam i - tuż po d nosem hitlerow skiego żołnierza. „W drzw iach stan ął policjant, rozdziaw ił gębę i nic nie m ów i. Cóż byś się ośmielił rzec, Niemcze, gdy Polak A nglików oberk a uczy tańczyć” (JB, s. 99).

14 D . B u t t l e r , op. cit., s. 150.

(13)

274 A gnieszka Stapkiewicz

W ym ow ne je st nie tylko n aw iązanie do tego m o ty w u , „uśw ięconego” w literaturze polskiej i drw iące jego przetw orzenie (tem atyczne „poszerzenie" m otyw u o inne narody). R ów nie znaczący jest w ybór tańca: ludowego, wesołego, beztroskiego, hałaśliw ego oberka! Jakże trafnie w tym kontekście brzm i zdanie W yki z jego szkicu o literaturze rozrachunkow ej: „«O stał ci się jen o sznur...» Z tego sznura D ygat skręca skakankę, [...] lecz wielkiego biczow ania, tego, które znał Żerom ski, nik t ju ż owym sznurem nie urządzi” 16. D ygat z doskonałym wyczuciem rodzim ej tradycji literackiej d o łącz a kolejne ogniw o do łań cu c h a m o ty w u bratająceg o ta ń c a , i nie je st to ogniwo ostatnie. Jeszcze raz do m otyw u tego naw iązał G om brow icz w kilka lat później - w T rans-A tlantykiP . Porów nanie fragm entu Jeziora... z fragmentem

Trans-Atlanty ku m oże naw et skłonić do refleksji, czy aby D ygat nie dostarczy!

inspiracji G om brow iczow i - i to w utw orze uznanym w szak jednogłośnie za epigoński w obec Ferdydurke!

• U-ha! U -ha! Ej, chłopcy, bo chałupę rozw aliła. N ic to, w ybudujem now ą. R az dookoła, raz dookoła... Jeszcze hołubca, ha, wyżej, ha świetnie. (JB, s. 99)

• Tańcz, m azgaju, dlaczego nie tańczysz? Cóż to nie wiesz, że Polak d o ta ń c a a i do R óżańca? Tańcz, tańcz, K rakow iaka! „A bośm y to jacy tacy Chłopcy K rakow iacy!” 1’

T o n w ypowiedzi i w ym ow a szalonych hołubców są z pew nością bliskie. P rekursorstw o Jeziora Bodeńskiego w obec Trans-A tlantyku zauw ażył również Z. Skw arczyński, k tóry napisał o Jeziorze Bodeńskim , że jest „utw orem ze szkoły G om brow icza, ale w yzwolonym z jego herm etyzm u, aw angardow ym przez żyw iołow ą m łodość i świeżość. O tw ierającym w łasną perspektyw ę na problem atykę, k tó rą później p o d jął m istrz w « T ran s-A tlan ty k u » ” 19.

D ygat nie był pierwszym w polskiej literaturze, k tó ry posługiw ał się p arodystyczną stylizacją, ale stworzył własny styl w obrębie tego nurtu.

V. M O D Y F IK A C JE Z W IĄ Z K Ó W F R A Z E O L O G IC Z N Y C H

M odyfikacje zw iązków frazeologicznych to typ dow cipu językowego, którego ostrze zw raca się przeciw pew nym u tarty m schem atom języko­ wym; szczególnie tym , któ re w „pozażartobliw ych k o n te k sta c h ” odtw arza­ ne są zawsze w niezm iennej postaci. Najczęściej czynnikiem sprawczym

16 K . W y k a , Tragiczność, drwina i realizm, [w:] t e n ż e , Pogranicze powieści. W arszawa 1974. 17 Trans-Atlantyk w ydano w Paryżu w 1953 г., a w kraju w 1957 r., czyli odpowiednio: w 7 i 10 lat p o ukazaniu się Jeziora Bodeńskiego!

” W. G o m b r o w i c z , Trans-Atlantyk, K rak ó w 1988, s. 116. 19 Z. S k w a r c z y ń s k i , op. cit., s. 80.

(14)

H um or Stanisław a D ygata... 275 kom izm u jest elem ent degradacji, a ich celem jest ośm ieszenie przedm iotów i zjaw isk20.

D ygat wykazuje skłonność do tw órczego przetw arzania „w yśw iechtanych” związków frazeologicznych, oglądania „przez lupę” ich znaczenia. Czasam i przy takim oglądaniu ujaw niony zostaje kom izm ich autom atycznego użycia. Tak m a się rzecz z sytuacją z D worca..., gdy Z dzicho Pędzich, prow adząc przyjezdnego ro d a k a n a k a rn a w a ł w M o n ach iu m , używ a zw ro tu „iść w Polskę” , uzasadniając to następująco: wszędzie gdzie Polacy idą w w esołą noc, id ą w Polskę” (D w M , s. 113). N ie o d p a rta logika języka Z dzicha jest zderzona z okolicznościam i. W Podróży z kolei u ta rty eufem istyczny zw rot „osobiście za kim ś nie przepadać” zostaje w ykorzystany w zaskakującym kontekście określenia stosunku H enryka do syna: „A dam niem al od niem ow ­ lęcia był nie bardzo sym patyczny. H enryk kochał go ja k syna, niejako z urzędow o-biologicznej konieczności, ale osobiście za nim nie p rzep ad ał” (P, s. 179). E fekt groteski spotęgow any jest zastosow aniem frazeologizm u „kochać kogoś ja k syna” - stosow anego w szak zwykle w łaśnie do osób nie spokrew nionych, oraz opisaniem bliskiej osoby w kategoriach, w których ocenia się dalszych znajom ych (sym patyczny-niesym patyczny). W ten sposób, hum orystycznie żonglując zwyczajowymi kontekstam i zw iązków frazeologicz­ nych, p o trafi D ygat w dw óch zdaniach dać cały obrazek. P o d o b n ie rzecz ma się w dialogu profesorów w Pożegnaniach'.

— Jak to? p an klnie, profesorze? - zdziwił się profesor M ichniewicz.

- N a czym świat stoi. (POŻ, s. 166-167)

K ontekst obyczajowy w ykorzystuje D ygat bardziej finezyjnie w następujących zdaniach:

• M yśli pan, że on taki H łasko na kobiety? (P, s. 143)

• Pensjonarki z sąsiedniego gimnazjum [Malinowski] określał w sposób, k tóry przyprawiłby o rum ieniec wsLydu naw et bohaterów opow iadań M ark a Hłaski (P, s. 39).

Podróż została w ydana w 1958 r., w okresie największej p opularności M a rk a

H łaski21. Jeśli dzisiaj, gdy legenda H łaski jest raczej anegdotyczna, ten ża rt nadal bawi, w yobraźm y sobie reakcję ówczesnych czytelników , św iadków narodzin (a i w spółtwórców) tej legendy. D ygat, jak o baczny obserw ator życia towarzyskiego nie tylko przyw ołuje (zapew ne często w tedy obecną w ro zm o ­ wach) p o siać w kojarzącym się z n ią kontekście, lecz także przetw arza zw rot: „pies na kobiety” , wstawiając w miejsce Bogu ducha winnego zwierzęcia, nieco mniej niew innego literata.

20 D . B u t t 1er, op. cit., s. 149-150.

21 H łasko debiutow ał w prasie w 1954, rozgłos zyskał w 1956 zbiorem Pierwszy kro k w chmurach, za k tóry został nagrodzony w 1958 n a g ro d ą Polskiego Tow arzystw a W ydawców Książek (podaję za: Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny, W arszaw a 1984).

(15)

276 A gnieszka Stapkiewicz

VI. N A ZW ISK A ZN A C ZĄ C E, O N O M A T O P E JE , O PIS Y S Y T U A C JI

N azw iska znaczące, ja k o jeden z najprostszych sposobów charakterystyki bohaterów , w ykorzystyw ali najczęściej d ram ato p isarze (F red ro , Bohomolec), a także prozaicy (np.: M ikołaja Doświadczyńskiego przypadki). C hw yt ten, w skazujący podstaw ow ą cechę postaci i pow odujący projekcję oczekiwań odbiorcy zw iązanych z jej działaniam i i p ostaw ą, był p o p u larn y , jako szczególnie pom ocny w satyrze. K orzystali z niego ochoczo pozytywiści, głów nie w celach dydaktycznych (np. Z ołzikiew icz ze S zkicó w węglem Sienkiewicza, W ielki świat Capowic Ja n a Lam a). Z abieg ten przeciętnem u czytelnikow i kojarzy się z lite ra tu rą w ieku X V III-X IX . Stanisław Dygat zastosow ał go w powieści w ro k u 1958.

D yrek to r M łotkow ski z Podróży to tępy, bezduszny człowieczek, urzędnik w randze dy rek to ra. T en nieco przerażający w ytw ór m achiny socjalistycznej biurokracji nie m a im ienia. Jego im ieniem jest „ D y re k to r” ; to też przecież człon znaczący, jeśli wziąć pod uw agę opinię H enryka: „jego w rodzona skłonność do bycia przełożonym była rów nie silna ja k m o ja naturalna skłonność do bycia podwładnym” [podkreślenia D ygata], (P, s. 189). M łot­ kow ski jest w yprany z cech indyw idualnych, gdyż w całości składa się z cech stereotypow ego d y rek to ra - jest więc jednocześnie typow ym przed­ stawicielem grupy. T o oczywiście k ary k a tu ra , a jej celem nie jest dydaktyzm (tru d n o byłoby ulepszyć rzesze takich dyrektorów -kretynów ), ale skuteczne ośm ieszenie takiego „dyrek to rsk ieg o ” zachow ania w każdej sytuacji, nawet podczas dalekiej podróży: M łotkow ski je st pierw szy raz za granicą, ale zachow uje się tak , ja k b y , je c h a ł osiem nastką n a T arg o w ą” . T o porów nanie trafnie oddaje stosunek d y rek to ra do „zagranicy” ; to naw et nie pogarda, to zupełne ignorow anie nowej, innej rzeczywistości.

Przy okazji rozw ażań nad nazw iskam i znaczącym i, w arto być może zastanow ić się, czy należy do nich nazw isko b o h a te ra Dworca w M ona­

chium. E ugeniusz D udek, „nieciekaw y, niem ęski, bez u ro d y ” jest dość

żałosną kreatu rą. M ożna powiedzieć, że dość często byw a „w ystrychnięty n a d u d k a ” - przez sprytniejszych kolegów , ale jeszcze częściej przez siebie sam ego (zaprzepaszczony rom ans z Leontyną). U biera się w narodow e p ió rk a, niczym dudek stroszy swój czubek. Ciekaw y je st taki oto drobiazg: w polskim tygodniku literackim (znalezionym w d o m u Z dzicha w M o n a­ chium ) D u d ek czyta o sobie: „M ija ju ż na szczęście epoka ckliwej, fałszywej i schem atycznej pow ieści patriotycznej w stylu E u g en iu sza D u d e k a ...” . W innych m iejscach powieści nazw isko to jest odm ieniane ta k ja k nazwa p ta k a , tylko w tym znaczącym kontekście - w sposób sztuczny, zm aniero­ w any. Być m oże to p aro d ia podobnej m aniery w peerelowskiej prasie literackiej...?

(16)

H um or Stanisław a D ygata... 277 N ietypow ym nazw iskiem znaczącym jest „Z dzicho Pędzich” . K om izm tej postaci zaczyna się w łaśnie od jej im ienia (w sensie nazwy). Prim o - nie jest to stateczny, neutralny Zdzisław , lecz Zdzicho - ch ło p ak z podw órka.

Secundo - nazw isko Pędzich m a w sobie ładunek kom izm u; kojarzy się

z 'p ęd zić’, d o d a tk o w o je st jeszcze p o g ru b io n e. Tertio - kom iczne jest brzm ienie tego augm entatyw nego im ienia z rów nie w yrazistym nazw iskiem . W d o d a tk u w odm ianie ob a te człony rym ują się w kom iczny sposób! U zasadnienie nazw iska Z dzicha Pędzicha (sic!) jest zresztą w prost w yrażone w charakterystyce Z dzicha przez D u d k a: „był szybki we wszystkim co robił. Tak szybki, że niemal prześcigał sam ego siebie” (D w M , s. 109). D ygat dow odzi po raz kolejny sw obody w posługiw aniu się językiem , gdy sięgając po chw yty, w ydaw ałoby się, w ym arłe, użytkuje je w sposób pasujący do czasów i specyfiki opisywanych zjawisk. Czytelnik nie m a w rażenia a n a ­ chronizmu - mniej wnikliwy najpraw dopodobniej wcale nie zauważy zabiegów takich ja k nazw iska znaczące.

Onomatopeje są także łubianym przez D ygata chwytem , służącym kom icz­ nemu zabarw ieniu opisywanych sytuacji, np. w opisie kretynicznego esesm ana K lopfke, który po usłyszeniu rozkazu „ m ru k n ął, w rzasnął, kw iknął, nie w iadom o dlaczego przez ułam ek sekundy stan ął n a baczność, zrobił w tył zw rot i pobiegł do g m achu” (D w M , s. 62). Te trzy czynności właściwie się w ykluczają, szczególnie w tej kolejności - ale przecież do sk o n ale w yrażają zaskoczenie K lopfkego, zdum ienie niezrozum iałą sytuacją (p o trak to w an ie przez N iem ców jeńca francuskiego z hon o ram i) oraz zw yciężającą nad w szystkim - służbistość22. N iem cy zresztą często służą pisarzow i ja k o „ m ateriał” opisów onom atopeicznych:

C ofam się szybko, bo nagle pow ietrze przecina krótkie, ostre szczeknięcie, k tó re dźwiękiem swoim obraża [...] godność ludzkiego giosu. Tym razem to tylko jeden żołnierz prosi drugiego o podanie m łotka, ale [...] wolę się usunąć, nim chlaśnie mnie taki dźwiękowy policzek (JB, s. 151).

Pisarz daje tu w yraz przekonaniu (nawiasem m ów iąc, p o k u tu jącem u do dziś) o szorstkości, ostrości brzm ienia języka niem ieckiego. Jest to pogląd poniekąd uspraw iedliw iony w spom nieniam i w ojennym i, kiedy to niemiecki kojarzył się ze w szystkim , co najgorsze23.

Podobnym i do onom atopeicznych zabiegam i buduje pisarz opisy c h a ra k ­ terystycznych cech sytuacji. I tak, treściwe podziękow ania n eptunów określa

22 W arto wspomnieć, że esesmani często w prozie D y g ata realizują typ perfekcyjnego urzędnika.

23 D y g at jednakże w innym miejscu (D w M , s. 82) potrafi wznieść się nad te schem atyczne

poglądy, doceniając piękno pieśni o Lorelei, naw et m im o brutalnego „w bijania” jej d o głowy. Jest to, co praw da, umieszczone w kontekście gorzkich, cynicznych naw et uwag, charakterys­ tycznych d la Dworca, jednak te fragm enty poezji niemieckiej to jedyne, ob o k fragm entów polskich wieszczów, wiersze przytoczone w tej prozie.

(17)

278 A gnieszka Stapkiewicz

ja k o „k ró tk ie, ję d rn e ” i porów nuje je do strzałów k arabinow ych (JB, s. 77). O braz zgody po „m iędzynarodow ym konflikcie” w ygląda tak: „N astępują uśm iechy, cukierki W edla i poklepyw ania. [...] M ac K inley, ksiądz i Wil- derm ayer grają w m anillę. R oullot [...] m aluje wąsy śpiącem u T hom sonow i, a m y z V ilbertem czytamy głośno...” (JB, s. 109). T o stały sposób opisywania podob n y ch sytuacji, jak b y o bserw ator szybko om iótł w zrokiem wszystkich obecnych i zarejestrow ał ich czynności - zwykle w ym ow ne. T a k ja k tu: b o h ater i V ilbert, przed chw ilą zaciekli przeciwnicy - teraz zgodnie sobie czytają. B ardzo „d y n am iczn ie” opisany je st „sch y łek ” m ieszczańskiego d o m u w P odróży:

N astąpił zupeiny zam ęt, tłok i p an ik a w pojęciach i norm ach. Proporcje nległy zupełnemu zam azaniu. M atk a spoliczkowała w kaw iarni ak to rk ę z T eatru Polskiego, k tó ra jej zarzucała, że nie o dróżnia M atejki od Picassa. Ojciec wyzwał n a pojedynek znanego poetę, k tó ry podał w w ątpliw ość oczytanie ojca w literaturze francuskiej. (P, s. 67)

Poza trafnością psychologiczną fragm enty te cechuje rów nież doskonałe obrazow anie przy wykorzystaniu takich czasowników, któ re jak b y „niechcący” deform ują te sytuacje w stronę k arykatury: L ola z Pożegnań „pacnęła 0 podłogę ja k gum ow y term o fo r napełniony w o d ą” - a przecież była osobą k o rp u len tn ą...

v n . M E T A F O R Y I P O R Ó W N A N IA

W ilhelm M ach tak pisał w (krytycznej zresztą) recenzji Jeziora Bodeńskiego·.

U derzają w prozie D ygata - koronkow ość rzemiosła, precyzja wyrazu, wyszukane zestawienia słowne, unikające ogranego, banalnego dźwięku. M etafo ry i porów nania, zawsze niezwykłe, oparte praw ie wyłącznie n a grze pojęć oderw anych [...] rzad k o odw ołują się d o wiedzy oczu, uszu, d o ty k u 24.

Opis ten pasuje rów nież do pozostałych utw orów D y g ata. Je d n ą z niew ąt­ pliwych przyjem ności płynących z lektury tej prozy są w łaśnie te niebanalne, zaskakujące, dow cipne, koronkow ej ro b o ty figury stylistyczne. Szczególnie dużo przykładów dostarcza Jezioro... „W yrzucona z siodła rozm ow a m ilknie”, „poczw arne w ybryki n a tu ry paszp o rto w ej i naro d o w o ścio w e b ę k a rty ” ; „w wieczornej ciszy ja k nagły płom ień z gasnącego ogniska w ystrzeli głośny 1 dźwięczny chichot” , albo „sen jest dla m nie odległy ja k m ajów ka dla człowieka zaabsorbow anego p ra c ą zaw odow ą” - to tylko d ro b n e przykłady ró żnorodności tem atyki zarów no rzeczy, k tó re są porów nyw ane, ja k i obiek­ tów , do k tó ry c h się je po ró w n u je... Szczególne w yczulenie p isa rz a na

(18)

H um or Stanisław a D ygata... 279 komizm sytuacji pow oduje, że m im ow olnie nasuw ają m u się jeszcze bardziej kom iczne porów nania. B ohater potrafi np. zastosow ać zabieg personifikacji do... wygłoszonego przez siebie zdania, któ re zignorow ała Jan k a: „P ozostaję jak głupi, z dźwiękiem własnego zdania, k tó re [...] wreszcie p o w raca do mnie, kołuje niepew nie i patrzy m i z w yrzutem w oczy, ja k b y pytało, co m a z sobą zrobić, po co wydałem je na los ta k niepew ny i nieżyczliw y” (JB, s. 152). Pod koniec skandalizującego odczytu, gdy b o h ater „uśm iecha się ja k o ś u b o g o ” , jeszcze ironizuje: „sala ta k tężeje, m rozi się i ta k zimny powiew uderza o m nie, że niemal m am ochotę obw iązać szyję szalikiem , żeby się nie zaziębić” (JB, s. 276). P o ró w n ań takich jest b ard zo wiele w prozie D ygata. W szystkie służą ironicznem u zaakcentow aniu znam iennych cech sytuacji, lub są po p ro stu dow cipnym skojarzeniem , które ja k b y m im o woli w ym yka się spod pióra. H um orystyczne spojrzenie n a św iat, nastaw ione na wychwytywanie wszelkich śm iesznych przejaw ów życiowych sytuacji, tow arzyszące n a co dzień D ygatow i, ujaw nia się w sp o só b n a tu ra ln y i niew ym uszony w postrzeganiu i opisyw aniu św iata przez jego bohaterów .

V III. P O W T Ó R Z E N IA I ZW IE L O K R O T N IE N IA

T o jed en z nielicznych chw ytów , stosow anych przez D y g ata, k tó ry m o żn a bez tru d u zaklasyfikow ać w k ateg o riach dow cipu językow ego. N agrom adzenie, pow tórzenie, spiętrzenie jest bow iem częstą cechą dow cipów słownych „o mechanizmie ogólnokom icznym ”25. N a przykład liczne „m onologi polskości” to wedle term inologii D . B uttler wyliczenia paralelne, pozbaw ione logiki treściowej, o których kom izm ie stanow i pow tórzenie, grające rolę „śro d k a technicznego, który kum uluje kom izm zaw arty w każdym elemencie tego u k ła d u ” 26. B ohater, m ów iąc jednym tchem , że ob arczają go „Trzej Wieszcze, Czterej Pancerni i pies” łączy oczywiście rzecz w zniosłą z błahą - ale tylko pozornie, bo przecież chodzi w łaśnie o uśw iadom ienie, że dla takiego pojm ow ania polskości i wieszcze i pancerni z kultow ego ju ż dziś filmu, są a k u ra t ta k ą sam ą „św iętością” . D ygat zresztą z upodo b an iem w ykorzystuje w p odobnych nagrom adzeniach liczebniki, któ re zestaw ione, pow odują dodatkow y kom iczny efekt, np.: „o b raz p o rtreto w an y z siedm iu grzechów głów nych i dziesięciorga przy k azań ” (D w M , s. 50).

N agrom adzenia bardzo udatnie stosuje D ygat w opisach postaci. Siostry L udki „m ają duże niebieskie oczy, lniane włosy, noszą białe bluzki, sztywne spódnice i pracują społecznie” - są więc do znudzenia przew idyw alne, realizują znany m odel panien z dobrego dom u. Żywszym akcentem na

25 D. B u t t l e r , op. cit., s. 69. M Tam że, s. 80.

(19)

280 A gnieszka Slapkiewicz

m onotonnie ulizanym obliczu rodziny N atolskich jest natom iast sparaliżowany dziadunio, k tó ry J e ź d z i n a swoim w ózku p o całym dom u, jest krzykliwy, złośliwy i pełen tem p eram en tu ” (JB, s. 115). B ardzo często w opisie postaci używ a d okładnie trzech słów („L u d k a jest śliczna, zg rab n a, elegancka”), k tó re trafn ie o d d ają ch arak ter danej postaci.

IX. ZD R O B N IE N IA I ZG R U B IEN IA , „F R A S Z K I” F O N E T Y C Z N E

Zdrobnienia pojaw iają się rzad k o n a stronicach prozy D y g ata, może dlatego łatw o określić, czemu służy ich użycie. N ajw iększe ich nagrom adzenie występuje w opisie mieszczańskiego stołu przed przyjęciem: „biedermeierowski stolik” , a n a nim: „talerz z ptifurkam i” , m iniaturow e k an ap k i z pomidorkiem i ogórkiem , „sard y n k a z cytrynką i tak na p rzem ian ” , a o b o k talerzyki, w idelczyki, łyżeczki, serw etki, filiżanki... Jest to oczyw iście satyryczne nagrom adzenie zdrobnionych rzeczow ników , ukazujące sztuczny cerem onial salonow ych sp o tk ań . J. W egner27 napisał, że dem inutyw y te „ośm ieszają pozorny ład św iata w ewnętrznej p u stk i” - n a pew no zgodne to z widzeniem b o h atera Pożegnań, k tó ry z satysfakcją patrzy, ja k Lola, spod któ rej usuną) fotel, siedzi na ziemi „p o k ry ta k anapkam i z szynką i sardynką na przem ian” . Z d ro b n ien ia tw orzą o b raz wyspy C apri, szczególnie w opisie Zity: „Stoją tam stoliki, a wJaściwie stoliczki [...]. Proszę zam ieszkać w hotelu, a właściwie hoteliku «Bellissima», niedaleko p o rtu , a właściwie p orciku [...], bo na C apri w szystko jest zdrobniałe” (P, s. 245). T o u p a rte zd rab n ian ie jest uspraw iedliw ione rzeczyw istym i niew ielkim i ro z m ia ra m i w szystkiego na wyspie: „gdyby au to b u s w jechał n a rynek, niewiele ju ż by tam zostało m iejsca n a cokolw iek in n eg o ” . A le n a rr a to r zdaje się w łaśnie unikać dem inutyw ów : „Był to rynek zupełnie taki, ja k by był duży, tylko że byl m ały. Z boku stała dzw onnica. Też ja k d u ża ale m a ła ” (P, s. 259). Służy to raczej podkreśleniu fikcyjności, sztuczności, bajkow ości św iata Capri - św iata m arzeń H en ry k a, gdzie przecież w szystko m a być tak ie jak praw dziw e, tylko że nieprawdziw e...

Zgrubienia także służą satyrycznem u p o d k reślen iu , ale zd a rz a ją się bardzo rzadko. Zdzicho Pędzich - podw ójne zgrubienie nazw y doskonale uzupełnia charakterystykę postaci. Pejoratyw ne znaczenie, w pisane w augmen- ta tiw a w ykorzystane je st w k ró tk im opisie R enée. „ R u d y łeb R enée” - doskonale oddaje pobłażliwy stosunek b o h atera do prostackiej fordanserki. Nie chodzi tu o deprecjację osoby, porów nanej ze zwierzęciem, lecz o pod­ kreślenie u bóstw a intelektu i uczuć tej bohaterki.

27 J. W e g n e r , Gest biazeński i oczyszczający. O twórczości Stanisława D ygata, „W spół­ czesność” 1971, n r 2, s. 3.

(20)

H um or Stanisław a D ygata.. 281

W prozie D y g ata odnaleźć m o żn a zaskakujące drobiazgi językow ego dow cipu, k tó re m o żn a nazw ać „fonetycznymi fraszkam i” . F raszk am i - bo pisarz żongluje zbliżonym i brzm ieniow o słow am i, tylko d la ich efektu dźw iękow ego - by zabaw ić ucho (choć nie trzeba czytać ich głośno, by je odnotow ać). Przykładem takiego zabiegu jest określenie „porzygane niebożęta” w odniesieniu d o napoleońskich żołnierzy, o głow ach słabszych niż Polacy (JB, s. 103). D ow cip polega n a skrzyżow aniu dw óch słów o pejoratyw nym znaczeniu i wyraziście brzm iącym „ ż ” (być m oże to także igraszka o rto ­ graficzna?). Analogicznie, na spotęgowanym brzm ieniu głoski „sz” w wyrazach zbudow anych w okół jednego rdzenia, lecz posiadających inne znaczenia, opiera się fraza: „[...] gdy los zahaczy duszę o duszę, a ciałom broni d ostępu d o siebie i w tedy ow ą duszność z duszy w ydusza?” (JB, s. 217). W spom niane ju ż nazw isko „Z dzicho Pędzich” także „hiperbolizuje” dźwięk ,,ch” . W alory dźw iękow e n agrom adzenia pewnych słów zw racają uwagę w zestaw ieniach: „pieśń zagrzm iała potężnie w sam o ucho, rozw ielm ożniła się we m nie i zdrętw iła m nie. [...] A pieśń grzm iała i złorzeczyła” (JB, s. 233). Jest to fragm ent parodiujący ja k b y brzm ienie poezji m łodopolskiej, słowo „rozwielmożniła” m oże także kojarzyć się z W itkacym i Gombrowiczem .

Zupełnie zaskakującym detalem jest następujące w trącenie w tekście

Dworca w M onachium: „F ried a B aum garten była fo rd an serk ą z nocnego

lo k alu w C h em n itz, p o p o lsk u K a m ie n ic a , obecnie K a rl- M a rx -S ta d t” (D w M , s. 87). Pom ijając obsesyjną w tym utw orze obecność potrójnych nazw (Zdzicho Pędzich - tow arzysz Chodkiew icz - D ick), w ydaje się, że pisarz stw orzył dow cip, „n ag in ając” brzm ienie niemieckiej nazw y C hem nitz, k tó rą w ym aw ia się „kem nic” , do brzm ienia polskiej „kam ienicy” . Oczywiście kom izm polega także na „p o u czan iu ” czytelnika (?) przez b o h atera, którego „w iedza” jest tu taj jego własnym wymysłem. Być m oże to gorzk a aluzja polityczna? W typologii dow cipu językow ego ten przykład m o ż n a zaliczyć do dow cipu dźw iękowego, w którym kom izm b rak u więzi sem antycznej zestaw ianych elem entów , ukryty jest p od m a sk ą zbieżności form alnych28.

* * *

W języku D y g ata tkwi jak aś siła. Ż aden z krytyków nie m iał m u nic do zarzucenia, natom iast często zachwycano się jego „sw oistą frazą, lekkością, dowcipem, autoironią”29. Przypisywano m u naw et m oc stw arzania mistyfikacji: „Tworzywem D y g ata jest literatu ra, literacki język. Język ten pozw ala skrywać praw dę o człowieku, a jednocześnie m a tyle m ocy, by stw arzać m istyfikacje. G ra między stw arzaniem m itu o sobie i swojej rzeczywistości, oraz dem askow aniem tego m itu jest głów ną cechą prozy D y g ata” 30. Styl

21 D . В u U 1er , op. cit., s. 393.

29 M . D ą b r o w s k i , D ygat albo ja k żyć z garbem, „N ow e K siążki” 1981, n r 15 s. 69. 30 A. L i s , S p e kta kl z pogranicza, „ K u ltu ra ” 1974, n r 48, s. 12.

(21)

282 A gnieszka Stapkiewicz

tego pisarstwa jest „dopieszczony” , precyzyjny, ale nie wyczuwa się mozołu tej obróbki. Pisarz potrafi pochylić się nad każdym zdaniem, nawet słowem, jednocześnie zaś panuje nad wartkim dialogiem czy dynamiką opisu. Wedle trafnego porównania W. Macha, „ta spekulatywna, zracjonalizowana, refleksyjna chemia językowa daje w efekcie kształty o doskonałości kryształu, o delikatności rysunku i czystości gwiazdek śnieżnych”31.

Humor jest zjawiskiem towarzyszącym językowi - ale tak naprawdę jego rola jest nadrzędna. To on podsuwa rozmaite, zbędne z punktu widzenia fabuły dowcipy, komiczne detale. Można odnaleźć przykłady dowcipu językowego, będące narzędziami groteski, np. karykaturalne wyol­ brzymienie lub wewnętrzna dysharmonia pewnego układu (zestawienie kontrastowostylowe)32. Zdarzają się także językowe wykładniki parodii: ośmieszające kopiowanie pewnego wzoru33. Trudniej odnaleźć językowe wyznaczniki satyry (np. drobne modyfikaqe prowadzące do degradacji treści nie występują w tej prozie). Wypływa z tego wniosek następujący: pióro Dygata czerpie z szeroko pojętej komicznej tradycji literackiej, używając chwytów znanych od stuleci. Jednocześnie są to tylko chwyty pomocnicze; humor języka i stylu prozy Stanisława Dygata zasadza się na przesiąknięciu wszystkich elementów języka charakterystycznym spojrzeniem humorysty.

Agnieszka Stapkiewicz

D Y G A T’S H U M O U R

IN T H E LA N G U A G E AN D S T Y L E O F H IS P R O S E

( S u m m a r y )

Stanislaw D y g at’s h um our is an integral feature o f his prose and the language he uses plays a crucial role in it. Flexible, fluent, ab ounding with original com parisons, flowing gently and with verve, no t tiresom e. D ygat feels at ease with Polish; and it shows. R eading D ygat’s novels one has an im pression o f w andering th rough unlim ited space. This im pression is largely d ue to his creative attitu d e to language, his skill in using its various m eans and features, even those from the “ ancient” p ast o f literature. Some “ tricks” o f D y g a t’s p rose are largely obsolete in con tem p o rary literature, such as telling nam es. T h e w riter perform s a delicate balancing a ct between innovative ideas and stylisation or literary allusions; and he does it easily and gracefully.

T he text presents hum our, the com ic and verbal h u m o u r on various levels o f the novel’s structure. T h e article starts w ith recurring n a rra tiv e featu res o f D y g a t’s p ro se such as

31 W. M a c h , op. cit., s. 153. 32 D . B u t t l e r , op. cit., s. 395. 33 Tam że.

(22)

H um or Stanisław a D ygata.. 283

individualisation o f ch aracter’s language; then presents: dialogues, digressions, aphorism s, key words, stylisation and literary allusions, phraseology m odifications, telling nam es, onom atopoeia, situation description, m etaphors, com parisons, repetitions and m ultiplications. T he text closes with witty details o f n arra tio n such as dem inutives, augm entatives and w itty “ epigram s” .

H u m o u r is inextricably interw oven into D y g at’s language, b u t integral as it is, its role seems superior to o th er characteristics of his prose. D y g a ťs takes ad vantage o f the comic literature tradition and its old ideas. H e is a m aster o f paro d y and stylisation. The great raconteur can focus on each sentence o r even w ord, w ithout sacrificing the verve in dialogues or the dynam ism in his description.

Cytaty

Powiązane dokumenty

The descriptive power, plausibility, accuracy, and the quality of the predicted trajectory of the proposed model will be validated in this section according to the following four

Okazuje się, że wszystkie formuły, które są prawdziwe w modelu M na gruncie denotacyjnej semantyki Tarskiego, są także prawdziwe w modelu M w świetle se-

Jednym z takich przypadków instytucjonalno-na- ukowego użycia sztuki naskalnej, który stał się bezpośrednią inspiracją do napisania tego artykułu, jest nowe logo

[r]

ludu miejskiego, na który składała się liczna służba i przede wszyst­ kim drobni kupcy i rzemieślnicy; wśród nich poważny ilościowo ży­ wioł zdeklasowany,

Podczas badań arohitektonieznyoh stwierdzono rdżnloe w ukła­ dzie i budowie piwnlo południowej' częśoi Akademii w atoeunku do pozostałych częśoi budynku. Kolno patrz

Krogstad et al. The results on Fig. 1b show that convection velocity estimated by eq. 2 is very close to convection velocity obtained by Krogstad et al. Its mean

stromen/componenten staten zijn \veergegeven op de volgende pagina' s.. Apparaat- stroom Componenten Methaan Ethaan Propaan n-Butaan Isobutaan 1-Buteen Isobuteen 1.3