• Nie Znaleziono Wyników

View of Kochanowski i Montaigne

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Kochanowski i Montaigne"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

R O C Z N I K I H U M A N I S T Y C Z N E T o m X X X I I , z e s z y t 1 - 1984

TOMASZ CHACHULSKI

KOCHANOW SKI I MONTAIGNE

Porów nanie tych dwóch hum anistów późnego O drodzenia je s t dal­ szym ciągiem poszukiw ań p aralelnych dla K ochanow skiego zjaw isk za­ równo w literatu rze, jak i w m yśli europejskiej X V I w ieku, rozpoczętych przez Zofię Szm ydtow ą szkicem o Erazm ie z R o tterd am u '. Podobieństw o z M ontaigne’em jest tym ciekawsze, że — inaczej niż z E razm em — nie da się stw ierdzić m iędzy nim i literaln ie żadnych zależności: w zajem na znajomość tekstów jest w ykluczona, na przeszkodzie stan ęły zarów no czas, jak język i odległość. K ochanow ski i M ontaigne żyją niem al w tych sam ych latach (M ontaigne, m łodszy o trz y lata, u m iera w 1593 roku), pierwsze w ydania Prób zbiegają się z ogłoszeniem Psałterza i Trenów , pełnem u w ydaniu M ontaigne’a tow arzyszą z daleka p ośm iertne edycje

Jana K ochanow skiego. Różni ich znacznie n aw et c h a ra k te r twórczości,

Kochanowski jest przede w szystkim poetą, M ontaigne tw orzy początki eseju. Mimo to w spółbrzm ienie ich m yśli w w ielu w ażnych kw estiach jest ew identne. W yjaśnieniem tej analogii, geograficznie przecież dość odległej, jest po pierw sze — w spólne źródło inspiracji, bijące z zasobów k u ltu ry greckiej i łacińskiej, po drugie — now e m yślenie o świecie, czło­ wieku, polityce, k u ltu rze — niem alże o w szystkim — u k ształtow an e w ciągu XV wieku, a w kw estiach n ajisto tn iejszy ch dla K ochanow skiego i M ontaigne’a zwłaszcza w A kadem ii Florenckiej, i po trzecie — w spólne w całej Europie ry sy k u ltu ry późnego R enesansu, odznaczającego się spe­ cyficznym rozum ieniem filozofii, odrodzeniem religijności w ew n ętrzn ej, pow rotem do rozw ażań nad niepew nością losu, śm iercią, cierpieniem , krótko mówiąc, pow stanie tzw. hum anizm u tragicznego.

Podstaw ą m yśli szesnastow iecznej, a K ochanow skiego i M ontaigne’a w szczególności, była now a antropologia u k ształtow ana w końcu X V w ie­ ku na gruncie neoplatonizm u w oparciu o filozofię antyczną. Idee p ięt- nastow ieczne, które m usiały odcisnąć się na edukacji obydw u tw órców , w ich pism ach uległy daleko idącej asym ilacji. M ontaigne w y d a je się być

1 Z. S z m y d t o w ą . E ra zm z R o t t e r d a m u a K o c h a n o w s k i. W: W kręgu r e n e ­ sansu i ro m a n ty z m u . W arszaw a 1979 s. 182— 210.

(2)

niem al od razu u k ształtow an y w znanej nam postaci, ale w ystarczy po­ rów nać go z R abelais’m, k tó ry czerpie z tego samego źródła m yśli — od G argantui i Paniagruela do Prób u pływ a przecież cała epoka! K ocha­ now ski przechodzi sw oją drogę od h y m nu [Czego chcesz od nas, Panie...] do Trenów , od e stety k i renesansow ego optym izm u, idealizm u włoskiego, do załam ania, zw ątpienia, relig ijn ej konsolacji. H arm onijnej w izji św iata zostaje p rzeciw staw iona niepew ność podm iotu o ograniczonych możliwoś­ ciach poznaw czych, w ydanego na pastw ę m oralnie obojętnego losu: czło­ wieczego nieprzyjaciela. Zbiega się tu ta j dojrzew anie epoki z dojrzew a­ niem poety. Mimo ta k częstych u Kochanowskiego niekonsekw encji w in­ n ych kw estiach, podstaw ą spójności liry k i czarnoleskiej jest koncepcja człow ieka i jego losu, p raw ie identyczna w twórczości m łodzieńczej i doj­ rzałej. J e s t to koncepcja autonom icznej osoby ludzkiej, jedynej i niepow ­ tarzaln ej, o p arta na przekonaniu o w yjątkow ości człowieka, oczywiście pojm ow anej nieco inaczej w e Florencji, inaczej przez Kochanowskiego, a jeszcze inaczej przez M ontaigne’a, ale to pierw sze, włoskie widzenie Ku- zańczyka, F icina i Pica, zorientow ane w edług tra d y c ji antycznej, nadaje zasadniczy k ieru n ek m yśleniu K ochanow skiego i M ontaigne’a.

Now a antropologia w końcu XV I w ieku określana jest po trosze pa­ n u jącą w ów czas szerszą, ogólną w izją św iata, m odyfikow aną form ą udzia­ łu filozofii w nauce i sztukach pięknych. Późny R enesans p refe ru je b a r­ dziej lite ra tu rę , poezję czy sztukę w ogóle niż filozofię sensu stricto. P rzew ażająca część ówczesnej m yśli została odczytana z lite ra tu ry — n a j­ lepszym p rzykładem jest M ontaigne. W w ieku XV jest jeszcze inaczej. D om inuje filozofia jako dziedzina zupełnie sam odzielna (np. u M ikołaja z Kuzy) lub zw iązana co najw yżej z filologią czy teologią (jak u M arcilia Ficiny). Inaczej mówiąc, w iek XV jest jeszcze epoką p atrzenia na św iat poprzez system y filozoficzne, zasady organizujące całość w idzenia. N aw et u K uzańczyka elem en t sp ek u laty w n y je s t w ażny i obecny, spełnia fu n k ­ cję in teg ru jącą. N iem al w iek później w izja usystem atyzow ana zostaje na ogół zastąpiona w idzeniem w ynik ającym z zasym ilow ania nagrom a­ dzonej w iedzy o świecie, z jego k ry ty czn ej obserw acji i doświadczenia. Filozofia dla K ochanow skiego i M ontaigne’a jest już tylko n auk ą godzi­ w ej egzystencji, um iejętności życia, n au k ą w zględnie jednolitą, składającą się z sen ten cji stoików, E p ik ura i ich rzym skich następców : Cyeerona, Horacego, L ukrecjusza, Seneki. Upodm iotow ioną w izja św iata o parta o em piryzm , k ry ty czn e spojrzenie i ta k pojętą filozofię (u M ontaigne’a) albo k o n k retn y m odel sym boliki (horacjański u Kochanowskiego) uzys­ k u je k o h eren cję przez sposób w yrażania. A więc od koncepcji filozoficz­ nych X V w ieku do sztuki, poezji, literatu ry ...

Dla antropologii renesansow ej, nie tylko włoskiej, fundam entalnym poglądem jest przekonanie o nieokreśloności isto ty człowieka. Z jednej

(3)

KOCHANOWSKI I MONTAIGNID 7 7

strony jeszcze św. B onaw entura mówi, że człow iek jest śladem Boga na Ziemi, a z drugiej opowieści z k ręgu Erazm a czy prace M irandoli poka­ zują człowieka, którego istotą jest możliwość (czyli wybór). Taka nieok reś­ loność i wielość możliwości ustaw iają człow ieka wobec św iata i rzeczy w pewien specjalny sposób. W m itologiczno-pogańskiej przypow iastce J u a ­ na Vivesa 2, hum anisty wywodzącego się z k ręgu Erazm a, człow iek może naśladować wszystko, jego zdolność w cielania się — albo raczej odbicia rzeczy lub osoby — jest nieograniczona. M erkury, biorąc na siebie postać człowieka, gra w teatrze Jow isza sam ych bogów. U K uzańczyka zaś czło­ w iek jest odbiciem Boga. G rając w tea trz e bogów, człow iek-m arionetka naśladuje każdą rzecz (odbija ją) i sam się nią staje po trosze. Pow odem tego jest to, że — w edług Pico della M irandoli każda rzecz posiada sw oją istotę, natom iast człowiek stoi przed koniecznością w yboru, sprecyzow ania możliwości, określenia w łasnego kośćca w świecie już określonej realn oś­ ci. P unktem w yjścia jest autonom ia, w ew n ętrzn a niezależność i niepow ­ tarzalność jednostki.

Fundam entem oparcia w tej sy tu acji sta je się stoicki nakaz cnoty i epikurejskie w skazania etyczne. J e s t to ogólne u k ierun ko w anie wolności autonom icznej osoby ludzkiej, potw ierdzone i spotęgow ane u K ochanow ­ skiego w spółbrzm ieniem w ysokiej oceny badań n a u k o w y c h 3 i ren e sa n ­ sowej idei pojęcia poeta doctus. A tarak sja, czyli niezależność w ew nętrzna, panow anie nad nam iętnościam i i ograniczenie am bicji podkreślały siłę i rangę staw ania wobec św iata. M ontaigne poświęca tem u całe strony.

A utonom ia człowieka w yraźn a je s t już u K uzańczyka:

C złow iek jest n ie ty lk o m ikrokosm osem , bo przez w ła śc iw y m u sposób u jm ow an ia rzeczy w isto ści odbija się w nim ca ły w sz e c h ­ św iat, a le jest on też podobny do B oga przez to, że k ażdy p o sz­ czególny człow iek jest jed yn ą i a b so lu tn ie n iep o w ta rza ln ą je d ­ nostką i w tym sen sie czym ś w sw o im zak resie n a jw ięk szy m ; [...] „stw orzonym i w id zia ln y m na ziem i b o g iem ”. Co w ięcej, przez w ła śc iw ą m u m oc (m ożność czynną — p o te n tia ) ob ejm u je on w szystko, podobnie jak Bóg, w którym je s t cały w sz e c h św ia t z tej racji, że Bóg jest c o m p lic a tio un iver si. P a rafrazu je w ię c M i­ kołaj p la to ń sk o -a ry sto teleso w sk ą m ak sym ę, że dusza lu d zk a p o­ znając staje się n ieja k o w szy stk im , i pow iada: [...] W obrębie ludzkiej m ożności rzeczy istn ieją na sw ój sposób 4.

2 B. S u c h o d o l s k i . N a r o d z i n y n o w o ż y t n e j filo zo f ii czło w iek a . W arszaw a 1963 s. 345.

3 P isała już o tym S zm yd tow a (jw. s. 196). Ów stoick i nakaz cn oty m ożna rozp a­ tryw ać także w k on tek ście ob ow iązk ów p a trio ty czn o -o b y w a telsk ich , co w y r a ź n ie od­ p ow iada m en taln ości K ochanow skiego.

4 S. S w i e ż a w s k i . M i ę d z y ś r e d n i o w i e c z e m a cz a s a m i n o w y m i . W arszaw a 1983 s. 180.

(4)

Tak więc człow iek stojąc wobec w szechśw iata staje się jego odbiciem w ram ach w łasnej autonom ii.

K ochanow ski b ezustannie broni w łasnego losu, dopełnia w łasną ot­ w artość, niesprecyzow anie, u trw ala sw oje istnienie. W próżni, jaką stw a­ rza dla człow ieka nieistn ien ie konieczności, podstaw ą aktów w yboru sta ­ je się — za H oracym — filozofia ep ik urejska i stoicka.

O tw artość człow ieka je st u k ieru nk o w an a przez etykę Kochanowskiego i obow iązujący w ow ym czasie etos. B rak dookreślenia rekom pensuje sy­ stem nakazów m oralnych w yw odzących się z tra d y c ji antycznej i współ­ czesności.

Żyj dobrze, n ie odkładając; Bo d alszych czasów czekając, N iep od ob n ym obyczajem , N ie p ocząw szy żyć, p r z e sta je m 5.

Stoickie zalecenia dotyczą życia w społeczeństwie, obowiązków obyw atel­ skich, p o staw y życiow ej. E p ik ur sta je się nauczycielem sposobu egzys­ ten cji bezpiecznej i spokojnej, w y k orzy stan ia życia przy zachow aniu po­ wściągliwości i wolności w ew n ętrzn ej. Cnota i sław a (w Pieśni III Ksiąg

w tó ry ch jako jed y n e nie podlegające odm ianom losu) zapew niają trw a ­

łość dobrego im ienia i długą pam ięć po śmierci. W zór etyczny prow enien­ cji antycznej w XV I w ieku jest rów noległy do Dekalogu i Ewangelii. A by u trzy m ać konsekw encję, m odel staro ży tn y uzupełniony zostaje tym i fra g m en ta m i klasyków , k tó re uchodzą za zapowiedzi chrześcijaństw a i nie rażą odm iennością przekonań. Przede w szystkim jest to Cyceron i elem en ty teologii stoickiej. C hrystian izacja antyku, dokonana z um iarem i sm akiem literackim , staje się u Kochanow skiego dopełnieniem parene- tycznego wzorca.

D rugim w ażnym ry sem ówczesnej antropologii jest pojm ow anie czło­ w ieka jako isto ty stojącej na pograniczu dwóch porządków : określonego, niezm iennego św iata przyrody, kosm osu n a tu ry i w łasnego porządku prze­ m ijania, płynącego czasu i wolności w yboru. Tu już znajdujem y się w polu m yśli Pico della M irandoli. Pow iada on, że Bóg, w yznaczyw szy czło­ w iekow i m iejsce w sam ym środku św iata, pow iedział do niego: „N atura w szelkich innych istot została określona i zaw iera się w granicach przez nas ustanow ionych. Ciebie zaś [...] oddaję w tw oje w łasne ręce, abyś swą

5 J. K o c h a n o w s k i . D zie ła pols kie. Opr, J. K rzyżanow ski. W arszaw a 1960 s. 291. Pie śń X V . D alej: Dz. z p od an iem od p ow ied n ich stron oraz tytułu cytow anego utw oru.

(5)

KOCHANOWSKI I MONTAIGNE 7 9

n atu rę sam sobie określił” „G ranice przez nas ustan ow ione” to w łaśnie odwieczny i zam knięty porządek przyrody, to „co z przyczyny w iecznej zstępuje” 7. Bóg stoi u jego początków, ale je s t jak b y poza, czy ponad nim. P rzyroda m a c h a ra k te r zam knięty. W raz z całym porządkiem rzeczy została ustanow iona u progu wieczności. Jej nierozum ność, cykliczność i bezosobowość stanow ią gw arancję stabilności św iata, jego bezczasowej niezmienności, wobec której o tw a rty człowiek żyje w czasie.

P rzyroda jako stw orzenie, dzieło Boga, z racji swojego pochodzenia jest piękna, h arm o n ijn a i skończona. O braz jej ru ch u znów odsyła nas do trad y cji an tycznej: zm ienność przy ro dy jest cykliczna, nadejście chło­ dów i jesienne obum ieranie je s t rów noznaczne z obietnicą w iosny. Splot pór roku, pogody, staje się analogią koła F o rtu n y . O brót dobrych i złych przypadłości losu jest traw estacją n astęp ujący ch po sobie pór roku wobec św iata roślinnego i zwierzęcego. S toicko-epikurejskie środki zaradcze — neutralizow anie losu, czyli postaw a wobec F o rtu n y — rów nież m ają swe źródła w praw ie rządzącym n atu rą. Przem ijanie, w yrażone w kategoriach wiecznie pow racającego cyklu, traci sw oją ostrość. Koło F o rtu n y w raz z obrotem lat toczy się po spirali czasu. To w szystko staw ia człow ieka w opozycji do ziemskiego otoczenia (naturalnego dla H oracego i K ochanow ­ skiego), ale podkreśla też ich stałą w spółegzystencję. A nalogia koła F o r­ tuny i kolei pór roku odznacza się tym , że po okresie dobrym n a stę p u je zły. Poniew aż pochodzą z „wiecznego przeźrzen ia”, są nieuchronne. Czło­ w iek w dobrobycie, śród w szelakiej pom yślności, m usi pam iętać o n iesta ­ łości Fortuny. W Biblii byłaby to sy tu acja H ioba przed dośw iadczeniem . Ale tu m am y rów nież coś odw rotnego: u K ochanow skiego w nieszczęściu należy oczekiwać popraw y losu.

Ty n ie m iej za stracone, Co m oże być w r ó c o n e :8

Zazwyczaj jedn ak K ochanow ski nadzieję na popraw ę w łasnego losu wiąże nie z Fortuną, ale z Bogiem, dostrzegalne jest to już w Pieśniach, bardzo silne w Trenach i w Pieśni IV z F ra g m en tó w :

N ad zieja dobra serca n iech podpiera, Zaż to, że źle dziś, m a źle być i potym ? Jed en że to Bóg, co i ch m ury zbiera, I co rozśw ieca niebo słoń cem złotym r

• Filozofia w ło sk ie g o O drodzenia. W ybrał A. N ow ick i. W arszaw a 1967 s. 139. 7 Dz. s. 593. [X X V I] Nag ro bek.

8 Dz. s. 285. Pie śń IX. 9 Dz. s. 571. Pie śń IV.

(6)

Dośw iadczenie F o rtu n y i losu jest dośw iadczeniem charaktery stycz­ nym dla kondycji ludzkiej w ogóle, nie zaś dośw iadczeniem religijnym . T ak je st i u K ochanowskiego, i u M ontaigne’a. Różnorodne koleje losu w p ły w ają na etykę, sposób m yślenia, sum ienie, ale nie staw iają dośw iad­ czonego w p erspektyw ie wieczności ani zbaw ienia. Uczą go „zażywać szczerze swego istn ien ia ” i0.

Tam, gdzie liryce czarnoleskiej p atro n u je Horacy, człowiekowi to­ w arzyszy stale jak b y w tle porządek przyrody. Zw iązane jest to tyle z antyczn y m w zorem , co i z w rażliw ością poety. W iejskie otoczenie i w y ­ bór horacjańskiego — a więc bardzo bliskiego K ochanow skiem u — wzo­ ru dla sym boliki obrazow ania są w yjaśnieniem dom inacji obrazów pow­ szedniego otoczenia lub n aw et bardziej syntetycznych w izji przyrody w strofach początkow ych i w ażniejszych p artiach zwłaszcza Pieśni.

S erce roście patrząc na te czasy! M ało przed tym gołe b y ły łasy, [...]

T eraz d rzew a liśc ie na się w zięły , P o ln e łąk i p ięk n ie za k w itn ęły ; [ ...]

T eraz p ra w ie św ia t się w szy stek ś m ie j e ,11

albo

O p ięk n a nocy nad zw yczaj tych c z a s ó w ,!2

C y ta ty m ożna by mnożyć, K ochanow ski olśniony jest pięknem przyrody w jej rozm aitych stanach.

O dm ienność w spółistniejących dw u porządków, n a tu ry i człowieka, w zajem nie je określa.

J elen io m n ow e rogi w yra sta ją ; N am , gdy raz m łodość m inie, Już na w ie k w iek o m ginie, A zaw żd y gorsze iata przypadają. Z im a b y w szy zejd zie snadnie, N am gdy śn ieg iem w ło s przypadnie, Już w iosn a, już lato m inie,

A ten z g ło w y m róz n ie zginie. 13

10 M. d e M o n t a i g n e . P róby. Przeł. i w stęp em opatrzył T. Ż eleński (Boy), T. 3. W arszaw a 1957 s. 442. D alej: P r ó b y z podaniem od p ow ied n iego tom u i odpo­ w ie d n ie j strony.

11 Dz. s. 245. P ie śń II. 12 Dz. s. 257. P ie śń XIII.

(7)

KOCHANOWSKI I MONTAIGNE 81

A więc porządek przem ijania i porządek cyklicznych pow rotów . P rz y ­ roda w swoich pow racających odm ianach jest zawsze pełna — człow iek w swojej nieokreśloności dopełnia się, tw orzy sam siebie w raz z u p ły ­ wem- lat; dla niego czas, podobnie jak sen, to znak dopełnienia, całkow i­ tego i ostatecznego u k onstytuow an ia — śmierci, i ta k im p iętnem n azn a­ czony b ud u je sw oją tożsamość. To nie R abelais, u którego narod zin y i śmierć, jędrność młodości i potw orność rozkładu sp la ta ją jeden „W ęzeł życia, w któ ry m rozpoznani, /R ozw iązani jesteśm y przez b y t” lł, to n a ­ w et inaczej niż w Baroku, gdzie śm ierć staje się początkiem wiecznego żywota:

Tak ja m rąc żyję, konam tak, żyw ota D ochodzę i tak pożądam tej śm ierci, Że w niej jest rozkosz m ojego ż y w o ta .,s

N aw et dla M ontaigne’a „śm ierć je s t początkiem innego ży w o ta” **. A Kochanowski:

C okolw iek raz przem inęło, N iew rócon y koniec w z ię ło ,17

Dopiero T ren y przyniosą dalsze poszukiw ania.

Mimo równości wobec śm ierci każdy oczekuje w łasnego losu i sam go w ybiera, w ustanow ionym bow iem niegdyś przez Boga porządku sp raw ludzkich i porządku spraw św iata każde istn ien ie zostało przew idziane w ram ach swojej egzystencji i przypadłości. Dobroć i m iłosierdzie Stw órcy działają z pew nej p ersp ekty w y czasu, jak i u p ły n ął od u stalen ia „boskich w yroków ”. Prow adzi to na pozór do p a ru sprzeczności, ja k chociażby sam a M odlitw a o deszcz z Fraszek. Bóg najw idoczniej stw arza w szystkich, wszystko i zawsze w jednorazow ym akcie dający m początek św iatu. Tam znajduje się źródło dzisiejszych przypadłości. M odlitw a je s t ak tem w ia ry i ufności bezradnego wobec wiecznego Szafarza, a tow arzyszy jej p rzek o ­ nanie o od wieczności spadających na nas w yroków Boga, k tó ry stw o ­ rzyw szy w szystko — w szystko też może.

W w izji K ochanowskiego kom petencje losu, F o rtu n y , Boga p o k ry w ają się nieco. O ptym izm hym nu [Czego chcecz od nas, Panie...] jest pozorny,

14 O. M a n d e l s z t a m . [Może to j e s t z o b ł ę d e m igranie...]. Tłum . S. B arańczak. Cyt. za: R. P r z y b y l s k i . W d z i ę c z n y gość Boga. Esej o p o e z j i O sipa M a n d e l s z t a m a . Paryż 1980 s. 190.

15 S. G r a b o w i e c k i . R y m y d u ch o w n e. K raków 1893 s. 136. 18 Pró by. T. 1. s. 156.

(8)

w łaściw ie ogranicza się do jednego tekstu, wszędzie indziej czyhają od­ m ienności losu, w yroki Boskie przeciw ne człowiekowi, szydząca F o rtu ­ n a — aż po najsiln iejsze: „nieznajom y w róg jak iś” . Nadzieja i ufność w Bogu to jedno, um iejętność znoszenia zła i niestałości losu — to d ru ­ gie. U K ochanow skiego Bóg je st Daw cą Dobra. Los, w ystępujący pod rozm aitym i postaciam i i im ionam i, je s t etycznie obojętny.

Zachodzi tu niem al sprzeczność m iędzy ch arak terem i kom petencjam i Boga i losu. J e s t to n iby do rozw iązania za pom ocą p aru ogólników w ro d zaju :

S iła Bóg m oże w y w ró cić w godzinie; A le kto m u k o lw ie k ufa, n ie zaginie. 18

Ale to jeszcze mało, spójrzm y n a k o n k retn y przykład. W Pamiątce Ja­

n o w i na T ęczynie Bóg je s t przy ch y ln y zam iarom Tęczyńskiego („A Bóg

m u tego życzył”) 10, nieszczęście n ato m iast sprow adza na niego duńską niew olę i w końcu śmierć. Mimo przychylności Boga, nie m ówiąc już o osobistych zasługach staro sty lubelskiego, połączenie Tęczyńskiego i kró­ lew n y szw edzkiej Cecylii zależne jest od ... Parek.

Z w y cięży ł w ie c z n y w yrok i n ieszczęście tw oje, 20

P otw ierdzen ie odn ajd u jem y m .in. we Fragm entach: m imo iż wszystko pochodzi z nieba, to jed n ak

W szytko na św ie c ie id zie sw y m pędem , N ie o m yln ością abo za błędem , A co z p rzy czy n y w ieczn ej zstępuje, Tego i sam Bóg nierad h a m u je .21

S tw órca je st opiekunem człowieka, jego obrońcą — to zresztą jest jedną z jego podstaw ow ych fu n k cji w Psalm ach. K ochanow ski jednakże nie w y k o rzy stu je przekonań psalm isty, w Psalm ach XI, XIV i X IX Bóg do­ św iadcza spraw iedliw ego, broni każdego, kto Mu zaufa, oczyszcza naw et z niezn an ych nam grzechów. U psalm isty jest on źródłem całości św iata nadprzyrodzonego, absolu tn ą przyczyną tego, co przydarza się człowie­ kowi, choć zło bezpośrednio pochodzi od innych.

U K ochanow skiego ta k nie jest: św iat podlega w yrokom Boskim, tw ór­

18 Dz. s. 285. P ie ś ń IX .

19 Dz. s. 661. P a m i ą t k a J a n o w i na Tęczynie . 20 Dz. s. 662. P a m i ą tk a .

(9)

KOCHANOWSKI I MONTAIGNE 83

cza O patrzność obejm uje całość istnienia, z obrazu ludzkich przypadłości wyłania się jed n ak tw arz obojętnego losu. A kcent od wczesnej twórczości położony jest na fa k t niepew ności życia, niestałości i m arności.

Tak na św ie c ie n ie m asz nic w ła sn e g o nikom u:

U

A m y jako su ch y list na dół z d rzew a le c i m .22

Tym większa rola sam ej osobowości, ukształtow anego istnienia, dla k tó ­ rego uroda życia i piękno przyrody są źródłem radości i afirm acji czasu teraźniejszego wobec nieprzew idyw alnej przyszłości.

A ntropologia renesansow a jest bardzo bogata, ale celem przytoczenia tych dwu, trzech w ażniejszych rysów było ukazanie źródeł pojm ow ania człowieka przez Kochanowskiego, nie sprecyzow anie jego p ry w a tn e j, ca­ łościowej antropologii, tylko określenie podstaw y, k tó ra pozw oliłaby na w yraźniejsze porów nanie z M ontaigne’em. Podobieństw o K ochanow skiego i M ontaigne’a jest czasem aż zdum iew ające. W spólna nić tra d y c ji w iedzie od k u ltu ry greckiej i rzym kiej poprzez w czesny R enesans, rozdw ajając się w końcu na dwa rów noległe pasm a: liry k ę czarnoleską i Próby.

M ontaigne w jeszcze w iększym stopniu niż K ochanow ski zajm u je się sobą, m odelow aniem swoich poczynań i w arunków , w jakich w ypadło m u żyć. Jednakże m niej u niego trosk obyw atelskich, choć od obowiązków wobec społeczności się nie uchyla, a jego uw aga zw rócona je s t bardziej na innych ludzi niż na n atu rę. O dw rotnie niż u Kochanow skiego, którego widzenie jest zazwyczaj zdom inow ane przez obrazy przyrody. K o rzy sta­ nie z Lukrecjusza, m imo częstych cytatów i pow oływ ania się na jego au to rytet, jest nieco pow ierzchow ne. Podobnie ja k H oracy dla K ocha­ nowskiego, L ukrecjusz jest tu ogólnym w zorem , zapasem sądów n a w szel­ kie okazje, wreszcie nauczycielem sposobu życia, nie spędzania czasu, lecz jego w ykorzystania. To, co M ontaigne’owi nie odpowiada, pom ija m ilcze­ niem lub pro stu je mocą innego au to ry tetu .

U Kochanowskiego rola fan ta zji jest m ocno ograniczona, podobnie jak wszelka nadnaturalność (poza źródłam i antycznym i). M ontaigne pisze, że trzeba zadowolić się m iarą człowieka i nie przekraczać jej. Ludzie i rzeczy — w szystko jest płynne, nie w raca się dw a razy do tego sam ego punktu. Ś w iat zn ajdu je się w b ezustannym ru ch u :

M orze n ie stoi nigdy, zaw żd y p ły n i e ; 23

22 Dz. s. 671. D ry as Z am ech ska. 23 Dz. s. 292. P ie śń X VII.

24 Cyt. za: A. F r o s s a r d . „Nie lękajcie się!” R o z m o w y z J a n e m P a w ł e m II. Kraków 1933 s. 282.

(10)

D ojrzew anie człow ieka odbyw a się w ram ach przynależnych m u możli­ wości. J a k pow iada D em okryt: „ S taję się tym , kim jestem ” 24. Elem enty postępującego czasu zakreślają k rąg naszej osobowości; mówiąc językiem M ontaigne’a, żyjem y w ciągłym próbow aniu siebie, sam i dla siebie jes­ teśm y n ajw ażn iejszy m przedm iotem dociekań i badań. A czas, na wzór pór roku, zm ienia etap y naszego życia zam ykając nas w jednym obrocie sw ojego kolistego ruch u. Śm ierć, k tó ra tow arzyszy nam od chwili uro ­ dzenia, je s t środkiem ostatniego dopełnienia, kieru je wszelkim i naszym i poczynaniam i, przez jej p ry zm at w idzim y innych.

Podobne staw ian ie sp raw y nie jest ch araktery styczne wyłącznie dla K ochanow skiego i M ontaigne’a — choćby dla M ichała Anioła śmierć jest k a talizato rem w szelkich poczynań.

Ś m ierć p ew n a, chociaż jeszcze n ie godzina; Z y cie je s t krótk ie i rych ło u stan ie; M iłe je s t zm y sło m to ziem sk ie m ieszk an ie, N ie duszy, co się śm ierci d o p o m in a .25

U znanie rów nej w artości całego życia je s t uznaniem pełni egzystencji zaw sze autonom icznej jednostki. D roga do dojrzałości zostaje określona m ia rą odpowiedzialności, a działanie — nieodstępną każdem u żądzą po­ znaw ania. Człowiek, n aw et ta k w y jątk ow y ja k tw órca, jest jednolity, nie­ podzielny, nie m a przedziału m iędzy nam i a naszym dziełem, w zrastanie odbyw a się rów nolegle. W m yśl tej idei a u to r Trenów utożsam ia się z au to rem pierw szych łacińskich elegii i tw órcą hym nu [Czego chcesz od

nas, Panie...] — rez u lta tem jest edycja Pieśni i E legiarum libri IV...

O sadzenie człow ieka w tea trz e św iata u Kochanowskiego jest nieco inn e niż w Próbach, może bliższe dw udziestow iecznem u personalizmowi. W ięź ze społeczeństw em je s t bardzo silna, zarów no społeczna, jak ro­ dzinna. W spółżycie tow arzyskie, afirm acja rodziny, obyw atelska współ­ odpow iedzialność — w ciągają Kochanow skiego w rozm aite zależności, je st to chyba ogólny, tow arzyski c h a ra k te r k u ltu ry staropolskiej. Ja k m ów i M ounier, „osoba ludzka [...] je s t punktem , z którego biorą początek w szystkie drogi św iata” 28. M ontaigne pisze inaczej: człowiek nic nie może dać z siebie społeczeństw u, nic też od niego nie pow inien brać.

N a jw ięk sza rzecz na św iecie, to u m ieć n ależeć do siebie. Czas już od w iązać się od społeczności, skoro nic n ie m ożem y jej ofiarow ać: kto n ie m oże być w ierzy cielem , n iech aj się strzeże być dłu ż­ n ik iem 27

25 M ichał A n io ł B u o n a r r o t i . P o e z je w y b r a n e . P rzek ład L. Staffa. W ybór i w stę p M. B rahm er. W arszaw a 1973, s. 117. Śm ie rć p e w n a , chociaż je s z c z e nie g o ­ dzina...

(11)

KOCHANOWSKI I MONTAIGNE 8 5

Z jednej stro ny każdy szuka w szystkiego w sobie sam ym (tu M ontaigne idzie za starożytnym i, zwłaszcza za Katonem ), ale z drugiej w idzim y siebie najlepiej poprzez innych, nasza tw a rz odbija się w tw arzach n a ­ szych przyjaciół. Człowiek określa się poprzez drugiego człow ieka. M on­ taigne w prow adza też odw rotność tej tezy: stu d iu jąc i badając siebie, uczym y się poznawać innych.

Zarówno Kochanowski, ja k M ontaigne, nie sprzeciw iając się b y n a j­ m niej poglądom Lukrecjusza, m ów ią o nieśm iertelności ludzkiej duszy. Kochanow ski pisze w Foricoeniach (Na śm ierć Franciszka Petrarki): „Jeśli dusza świadom a je st siebie po zgonie, /Je śli w m artw y m prochu miłość niew ygasła płonie [...]” 2S. I uzn aje dalej ten w a ru n e k za spełniony. Podobnie w Trenach cytow ane w ielokrotnie w ołanie do U rszulki „G dzieś- kolw iek jest, jeśliś jest [...]” w ynika z p rag nienia pew ności istn ien ia dłuż­ szego niż ziem skie bytow anie. Dla em ocjonalnie obojętnego poecie P e ­ tra rk i w ystarcza hipoteza, wobec u tra ty dziecka pew ność przynosi do­ piero pow rót do chrześcijańskiej ortodoksji. „My, nieposłuszne, Panie, dzieci Tw oje ...” .

W iedza o bycie pozaziemskim je s t absolutnie żadna, M ontaigne po­ w iada: „znalazłszy się poza bytem nie m am y żadnego porozum ienia z tym , co istn ieje” 2*, i podaje dalej serię przykładów , z k tó ry ch w ynika, że naw et po śm ierci bronim y godności swoich bliskich, p rzy p isu jąc sa­ m em u ciału w artości należne osobie.

W róćmy jeszcze do spraw y śmierci, k tó ra zajm uje niepoślednie m iej­ sce w postaw ie tragicznej, do k tó rej dochodzi K ochanow ski w Trenach. „Celem naszej w ędrów ki jest śm ierć: to n ieu n ik n io n y przed m iot naszego dążenia: jeśli nas przeraża, w jakiż sposób m ożebna jest nam ujść jed en krok bez d rżenia?” „Śm ierć w asza je s t jed n y m z czynników porządku św iata; je st cząstką życia tej ziem i” łl. M ontaigne, ja k b y pod pow ierzchnią swoich naznaczonych doczesnością przekonań, żyw i prześw iadczenie o w iecznym trw an iu człowieka, m iędzy narodzinam i a śm iercią zn ajd u je się zaledwie jeden etap tego istnienia. „Śm ierć je s t początkiem innego ży­ w ota” S2. Śm ierć w łaściw ie nie istnieje, je st ona ty lko „zm ianą m ieszka­ n ia” 33, przydarza się raz, więc nie może być zb yt straszna, lęk przed n ią

n Próby. T. 1 s. 348.

28 J. K o c h a n o w s k i . Z łacińska ś p i e w a S ł o w i a n Muza. P rzełożył L eopold S taff, w stęp em poprzedził Z ygm u n t K ubiak. W arszaw a 1982 s. 151. Na gró b F ra n ­ ciszka Petrarki. 2« Próby. T. 1 s. 64. 3« P róby. T: 1 s. 145. 31 P róby. T. 1 s, 157. 32 Pró by. T. 1 s. 156. 33 Pró by. T. 2 s. 483.

(12)

je st obaw ą cierpienia, bez niego „tysiące ludzi i zw ierząt um iera bez świadom ości u m ie ran ia ”.

Radość życia, jak a przew ija się w Pieśniach, w ręcz jakaś postać sy- b aryty zm u , u M ontaigne’a trak to w an a jest z surow ością w ynikającą może z większego poczucia godności albo osobistych urazów : „Nie chcę, aby duch przygw ażdżał się tu ta j ani się barłożył, ale chcę, aby był obecny: niech zasiada...” *\

Podobnie sądzi o cnocie, k tó ra zw iązana m usi być z wysiłkiem , pokony­ w aniem trudności, przełam yw aniem w łasnego oporu. W ew nętrzne pozna­ wanie, stałe poszukiw anie praw dy, swoboda sądu, niezależność, schodze­ nie w głąb siebie, reflek to w an ie tego, co dane człowiekowi — ideą życia jest p raca nad ładem i porządkiem u m y słu ” 3S ... P aralele tej sfery w y ni­ k a ją z podobnego pojm ow ania filozofii, w takim rozum ieniu jest ona o p a rta na stoikach i epikureizm ie, a pojm ow ana na sposób bardziej grec­ ki („filozofow ie [...] są to [...] n a tu ry m ocne i jasne, wzbogacone szerokim w ykształceniem w użytecznej w iedzy” 8B, chociaż Kochanow ski dla swo­ jego hellenizm u m a znacznie lepsze podstaw y filologiczne niż Motaigne. Porów nanie m ożna by ciągnąć w nieskończoność, Próby pełne są m yś­ li na niem al w szystkie tem aty , a p o ten cjaln a płaszczyzna in terp retacy jn a liry k i K ochanow skiego pozw ala na takie zabiegi.

O bydw aj jasno w idzą sw oje pow ołanie — poety i myśliciela, budu­ jącego w łasne istnienie i przekonanego o w artości swojej pracy. A kcent sta ra n o się położyć w łaśnie na sam ej m yśli, gdyż w sferze twórczości i w idzenia poetyckiego (literackiego) są bardziej różni. U Kochanowskiego dom inują ujęcia syntetyczne, w ypow iedź (co oczywiste w poezji) ulega daleko posuniętej kondensacji, ale szerokość sfery sądów i kom pozycyjna w ariacyjność w ielu tekstów zbliżają nas do obiegowego już przekonania

34 P ró b y. T. 3 s. 430.

35 S. S k w a rczy ń sk a w szkicu o R onsardzie i K och an ow sk im w sp om in a o tym, lecz tylk o w o d n iesien iu do K och an ow sk iego, p om ijając d ek larow an e w prost przez M on taign e’a „w olę poznania, od k rycia p ra w d y ” etc. N otabene, porów nanie Prób i T r e n ó w nie p ow in n o być chyba d o k on yw ane w ten sposób, jak czyn i to Sk w ar­ czyńska. „F ilo zo ficzn a ” esen cja T r e n ó w w y gląd a nieco inaczej na tle całej poezji czarn olesk iej niż bez tak iego k ontekstu, a P r ó b y są c a ł ą tw órczością M on-ta ig n e ’a; czy b o g a ctw o ich m y śli d op raw d y m ożna sp row adzić do podręcznikow ego „scep tycyzm u ” i na tym op ierać tezę o „antypodach” ? K och an ow sk i też b y w a cza­ sem scep ty czn y (zob. S. S k w a r c z y ń s k a . „ T r e n y ” Jana K o c h a n o w s k ie g o a cy kl j u n e r a l n y R o n sa rd a „Sur la m o r t d e M a r ie ”. W o k ó ł tea tru i lite ratu ry. (Studia i szkic e). W arszaw a 1970 s. 216).

(13)

KOCHANOWSKI I MONTAIGNE 87

o e s e i s t y c z n o ś c i T r e n ó w 37. M ontaigne w y raża sw oją m yśl w

sposób jasn y i prosty, ale o p atru je ją m nogością przykładów , zawsze m o­ dyfikujących w yrażony sąd, co prow adzi do m etafo ry zacji całej w yp o­ wiedzi.

Mimo wspólnego dla obydw u przeko n an ia o m ożliwości pełnego za­ dowolenia człowieka tylko z dala od zgiełku św iata, w śród przyrody, M on­ taigne widzi ów św iat bardziej chłodno, historycznie, dostrzega w yłącznie większe całości, w ażniejsze w ydarzenia, w y b itn e jednostki. K ochanow ski przeciw staw ia m u emocjonalność, w idzenie szczegółu — i sy ntety czne uogólnienie.

Bliskość zapew nia im udział w tra d y c ji śródziem nom orskiej, k tó ra b ę­ dąc dla nich źródłem i podstaw ą edukacji sta je się zarazem przew odni­ kiem dalszego ro z w o ju 3B. W łączając się w jej n u r t dochodzą do sam o­ dzielnego, nowego w idzenia w łasnego — i sw ojej epoki, k tó rą obaj p rze­

cież w znacznej m ierze w spółtw orzą.

KO CHANOW SK I U N D M ON TAIG N E Z u s a m m e n f a s s u n g

D iese Skizze, die g leich sam ein e F ortsetzu n g der k om p aratistisch en K o ch a n o w sk i- -S tu d ien ist, v erg le ich t z w e i K u ltu rsch affen d e der S p ätren aissan ce. U n ab h än gig von ein an d er sch u fen K och an ow sk i und M ontaigne in der g leich en Z eit fo r m e ll sehr u n tersch ied lich e literarisch e T ex te (das P rosastü ck P r ó b y (V ersuche) u n d d ie p o e­ tisch en Z yklen P ie śn i (Lieder) und T r e n y (K la gelie der)), d ie sich aber au f d asselb e G edankengerüst und ein e äh n lich e, essa y istisch e F o rm u lieru n g sw eise stü tzen . A m Ende der Epoche en tstan d en auf dem H intergrund der g em ein sa m en g riec h isch en und latein isch en Q u ellen die in te lle k tu e lle und em o tio n elle A ura und G ed a n k en w elt des sog. tragischen H um anism us. D ie N ähe von D ich ter und P h ilosop h g e w ä h r le iste t

37 T r e n y to jeden, w ew n ętrzn ie zw arty utw ór, rodzajow o o k reślo n y przez strukturę poem atu filozoficzn ego. [...] W p rocesie filo zo ficzn eg o m y śle n ia rządzą n ie w yob cow an e od czło w iek a p raw a p rzed m iotu m y śli ani jej form y, lecz sam człow iek m yślący. Stąd przebieg jego d ośw iad czeń w y ty cza tory jego sw ob od n ej m yśli, decyd u je o lin iach — prostych czy zygzak ow atych — jeg o p rzebiegu, zm ie­ nia go poprzez sw ob od n ą asocjację. [...] — Otóż n ie w ą tp liw ie tak ą e seisty czn ą m e ­ todę ek sp on ow an ia św ia ta m y śli m ożem y stw ierd zić w T re n a c h K o ch a n o w sk ieg o ”

(S. S k w a r c z y ń s k a, jw . s. 215— 216).

38 N azw isk a K och an ow sk iego i M on taign e’a p o ja w ia ły s ię już k ilk a k ro tn ie obok siebie. Oprócz S k w arczyń sk iej i S zm yd tow ej (w e w sp o m n ia n y m już szk icu o E raz­ m ie) o przypadkow ej zbieżn ości zak oń czen ia Pró b i Pieśn i I V z F r a g m e n t ó w pisał M. B rahm er w : P o w i n o w a c t w a p o ls k o -w ło s k i e . Z d z i e j ó w w z a j e m n y c h s t o s u n k ó w kulturalnych. W arszaw a 1980 s. 58—59.

(14)

d as S ch öp fen aus der A n th rop ologie der A k ad em ie von F loren z und vor allem die A u sn u tzu n g von zw ei Z ügen d ieser: d ie Ü berzeugung von der U n b estim m th eit des W esen s d es M enschen, w e lc h e s K och an ow sk i und M ontaigne m it den eth isch en A n w e isu n g e n E pikurs und der S toik er au sfü llen , so w ie das- V erständnis der m en sch ­ lich en P erson als an der G renze z w eier O rdnungen steh en d : der V ergän glich k eit des M en sch en und der U n v erä n d erlich k eit der W elt der N atur. D ie m en sch lich e O ffen h eit (U n p räzisierth eit) w ird der S ta b ilitä t des en d lich en (gestalteten) K osm os en tg eg en g estellt.

D er V ergleich der A n sich ten von K och an ow sk i und M ontaigne zu Tod, V er­ g ä n g lich k eit, S ch ick sal, U n sterb lich k eit, zur W ürde des M enschen und seiner V erb in d u n g m it der G esellsch a ft so w ie das V erstän d n is der P h ilosop h ie, der in n e ­ ren U n a b h ä n g ig k eit usw . b ringen im a llg em ein en ein e erstau n lich e Ü bereinstim ­ m u n g der G esich tsp u n k te an den Tag. D ie U n tersch ied e ergeben sich hohem Grade aus der S p ezifik der v erw en d eten litera risch en Form en, der p o etisch en S yn th etität und der B eto n u n g des D eta ils bei K och an ow sk i und der kühleren, gleich sam h is­ torisch en O b servation M ontaignes. D ie neue, m an ch m al so u n tersch ied lich e und m an ch m al so ä h n lich e S ich t b eider is t b ed in g t durch d ie gem ein sam e T eilh ab e an der M ittelm eertrad ition .

Cytaty

Powiązane dokumenty

przedstawionej tezy: Bóg nie działa z wolności woli, o tyle w kwestii wolności człowieka analogiczny sprzeciw wzbudzać będzie twierdzenie Spinozy o pozor ­ nym

Znajdź estymatory współczynników równania Orda dla danych Bortkiewicza i Listy Federalistów, stosując estymatory regresji ważonej.. Dla danych Listy Federalistów wybierz

Pokaż, jak używając raz tej maszynerii Oskar może jednak odszyfrować c podając do odszyfrowania losowy

Przedstawia on grupę trojga ludzi, mężczyzn i kobietę, dotykających się policzkami – dziwny i piękny obraz.. Simeon Solomon, żyjący w XIX wieku, został wykluczony ze

Każdego dnia kierowca otrzymuje zlecenie i albo zostaje w mieście w którym przebywa, albo jedzie do są- siedniego miasta (lub jednego z sąsiednich miast, jeśli znajduje się w

SIMR Analiza 2, zadania: całka powierzchniowa, potencjał, wzór Gaussa, wzór Stokesa 1.. Jezeli jest to znajdź potencjał

Zakładamy, że modliszka porusza się z prędkością nie większą niż 10 metrów na minutę oraz że moze zabić inną tylko wtedy, gdy znajdują się w jednym punkcie.. Ponadto

Inaczej mówiąc, tylko w domu, gdzie człowiek jest panem siebie, może się począć filozofia ofiarnej wolności, czyli filozofia ducha, bo tylko w domu człowiek żyje w