• Nie Znaleziono Wyników

View of Studying Norwid’s Poetry

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Studying Norwid’s Poetry"

Copied!
26
0
0

Pełen tekst

(1)

A R T Y K U Ł Y I S Z K IC E

S T U D I A N O R W I D I A N A 1, 1983

DANUTA ZAMĄCIŃSKA

POZNAWANIE POEZJI NORWIDA

Im dokładniej chcemy określić wewnętrzne prawa „mikrokosmosu” utworu, tym bardziej oddalamy się od możliwości uchwycenia jego uczestnictwa w przebiegu historycznym. I od­ wrotnie: im silniej skupiamy uwagę na „zdarzeniowości” dzieła, na jego udziale w procesie ewolucyjnym, tym bardziej znika nam ono z pola widzenia jako porządek ustabilizowany, gotowy; traci granice tożsamości, ulega dekrystalizacji, rozpuszczając się w swoich uwarunko­ waniach genetycznych. Oczywiście, można sobie wyobrazić rozmaite formuły praktycznego kompromisu między tymi dwoma podejściami, niemniej jednak będzie to zawsze kompromis dążeń, które w istocie wykluczają się nawzajem1.

Można łatwo sprawdzić, że ta metodologicznie kłopotliwa sytuacja nie wytrąca bynajmniej pióra z ręki historykom literatury. Szybciej niż interpretacje dzieł poszczególnych narastają rekonstrukcje systemów, poglądów, postaw wobec... i nadal m etodą niezawodną uwierzytelniania koncepcji badacza jest celnie użyty cytat z utworu. Kiedy więc mamy zapotrzebowani!: na wiedzę uporządkowaną w zakresie myślenia Norwida np. o człowieku w ogóle, o ko­ biecie w szczególności, o społeczeństwie, o narodzie, o Polsce, Rosji, chrześ­ cijaństwie, papieżu, cywilizacji, Ameryce, emigracji, o w. XIX, o języku, miłości, dobroci, despotyzmie, nie musimy i nie powinniśmy (byłoby to nie­ grzeczne wobec norwidologów) sięgać po Pisma wszystkie. Możemy tylko żałować, że nie wszystkie znakomite rozprawy zostały skupione w osobnych książkach, że trochę trzeba jednak wydobyć z archiwalnych roczników cza­ sopism. Stan badań narasta jakby wbrew istotnemu „interesowi” Norwida, marzeniu o prawdziwym, samodzielnym czytelniku. Słynny „sługa pokojowy” wnoszący gotowe światło przybiera konkretne rysy to Juliusza W iktora Go- mulickiego, to Michała Głowińskiego, to Zdzisława Łapińskiego, wciela się w postaci kobiece, wciela się nawet w Wacława Borowego!

A przecież mimo wielkiej wygody i prawdziwej przyjemności obcowania z subtelnymi Przewodnikami po dziele Poety ciągle mamy jednak potrzebę lektury tego dzieła. Co więcej, mamy też potrzebę jakby usunięcia owego Pośrednika i jego jasnego światła z przestrzeni m entalnej2.

1 J. S ł a w i ń s k i . Synchronia i diachronia w procesie historycznoliterackim . W: D zieło

- ję z y k - tradycja. Warszawa 1974 s. 11.

(2)

Moim zamierzeniem głównym było napisanie o poezji lirycznej Norwida, jej wartości upatrywałam bowiem w innych składnikach językowej budowy oraz w innych znaczeniach w niej zawartych niż te, które zalecają wielcy od­ krywcy i badacze poety. Przeceniłam jednak swoje możliwości. Ponowna lektura rozpraw o Norwidzie (w tym najobszerniejszej i demonstracyjnie oso­ bistej książki Jacka Trznadla, gdzie wiele stronic świetnie prezentuje Norwida czytanego przez m oje pokolenie3) uświadomiła mi, że mogę już tylko przed­ stawić jakieś „glosy d o ...” , drobne korekty, propozycje innej lektury.'W e wszystkich tych notatkach usiłuję pokazać „mojego” Norwida: poetę emocji - nie intelektu, poetę „dopowiedzeń” i poetę-wizjonera.

W iedza o strukturze różnorakich systemów składających się na całość zna­ kowaną hasłem „Norwid” nie jest wcale potrzebna jako klucz do rozumienia utworu, który właśnie czytam. Tylko lektura małego fragmentu tej całości pozwala mi się znaleźć w roli prawdziwego odbiorcy, na swój własny sposób rozumiejącego skierowane doń przesłanie. Norwid rekonstruowany jako wielki poeta pociąga wielostronnością, . skomplikowaniem, ale i odpycha monu­ m entalną konsekwencją. Człowiek zamieszkujący w przestrzeni tego jednego liryku pozwala mi czasami zapomnieć o surowych regułach, o wewnętrznej dyscyplinie, o powinnościach człowieka w towarzystwie, zdradza się bowiem z taką samą emocjonalnością, niesprawiedliwością, nieotamowaniem - jakby nie był „podmiotem lirycznym” , lecz kimś znacznie bardziej realnym.

„Norwid był pisarzem głęboko intelektualnym” - powiada Alicja Lisiecka4. Za kim to zdanie powtarza? - mniej ważne, b o jiie ma pracy o Norwidzie, która by tę formułę wyminęła, ale po co powtarza, skoro i przyjęta, i trafna opinia? Jeśli więc każdy interpretator uważa jednak za niezbędne jej przy­ pomnienie i przytoczenie, mogę podejrzewać, że sprawa nie jest tak oczywista, że może mam do czynienia z m etodą wmówienia, że intelektualny, bo właściwie nieintelektualny? A może form uła pozwala zachować tylko dobre samopoczucie uczonym czytelnikom poety? Jeśli przedmiot badań tak intelektualny, to pod­ miot badający jest intelektualny do potęgi?

- Więc słusznie gań - a smucić pozwól się niesłusznie, ' Bo któryż smutek (rzeczy biorąc wielkodusznie),

Któryż bo smutek słuszny?!... [...]

urodziłeś z siebie, a ono" - z wykładów wspaniałych prof. I. Sławińskiej mianych w latach moich studiów!

3 J. T r z n a d e l . Czytanie Norwida. Próby. Warszawa 1978. 4 A . L i s i e c k a . Norwid, poeta historii. Londyn 1973 s. 66.

5 C. N o r w i d . Z listu. (D o W łodzim ierza Łubieńskiego) s. 239. To i wszystkie następne zacytowania tekstów poetyckich Norwida według wydania: Dzieła zebrane. Opracował J. W. Gomulicki. T. 1: Wiersze. Tekst. Warszawa 1966 (dalej cyt. D z 1). Natomiast wszelkie odwołania się do komentarza J. W. Gomulickiego patrz: Tamże. T. 2: Wiersze. D odatek

(3)

Chcę na kilku wybranych wierszach pokazać, jak z reguły nie honorujem y prawa poety do „niesłusznego smutku” , jak wmawiamy mu obiektywność i stałą racjonalną postawę tam nawet, gdzie językowy kształt wypowiedzi za­ chował wyraźnie odciśnięty ślad reakcji wcale nie ogarniającej przedmiotu czystym blaskiem intelektu i wcale nie apelującej do racjonalności czytelnika, ale owszem, ślad ten ostentacyjnie wzywa do współpracy właśnie nasze „ner­ wy”, fobie albo po prostu nasze doświadczanie życia.

Oto czytam wierszowany (acz bardzo swobodnie) list skierowany do kon­ kretnej adresatki, do Marii Trębickiej. Wypowiedź ta zachowuje wszelkie konwencje epistolarnej formy - poczynając od adresu i daty („New-York, United States of America, 10 kwietnia 1853”), poprzez podjęcie „stylu ko­ respondencyjnego” („Pierwszy list, co mnie doszedł z Europy, / Jest ten od Ciebie”) z licznymi bezpośrednimi zwrotami do adresatki („Pani” , „O! wierz mi, Pani”, „nie myśl, Pani”), z próbą opowieści o nie znanych adresatce wy­ darzeniach z podróży, pokazaniem moralnego bilansu tej podróży, także ze zdawkowym zaprojektowaniem przewidywanego dalszego ogniwa korespon­ dencji („Proszę mi pisać o bracie i sobie, / O rzeczach, które Pani są najbliżej, / [ . . . ] - albo o tym, / Co się podoba Pani”), wreszcie - nie bez szczególnej listo­ wej kokieterii - kreacje osób: zwięzła, charakterystyka adresatki („Pani jesteś dobra”) i wielokrotnie później wykorzystywana przez krytyków autochara­ kterystyka („ja to jestem / Na świecie jako w trupie doskonałej / Nad-kom- pletowy aktor”).

Po pięćdziesięciu sześciu wersach, które czytelnika przyzwyczaiły całkowicie do lektury tekstu jako intymnego listu zaadresowanego do Pani „dobrej” , następuje nagle odwrócenie uregulowanego strumienia mowy: „O! Boże... jeden, który j e s t eS - Boże, / Ja także jestem ...” . Czy list został przedarty, wy­

rzucony? adresatka zignorowana (więc i obrażona jako osoba)? co mamy zrobić z tą nie umotywowaną w żaden (literacki) sposób przemianą Piszącego? A prze­ cież nie na tym odwróceniu się - jakby w kierunku jedynego właściwego A dre­ sata i Słuchacza ludzkiej wypowiedzi - kończy się utwór. Zamyka go partia tekstu wcale obszerna (dziewięć wersów), która równie nas szokuje: „A Wy? o! moi wy nieprzyjaciele” . Pęka więc całkowicie konwencja listu, wkraczają ułamkowe kształty jakby modlitwy, jakby inwektywy, ale „forma z formą nie zlewa się” , a poprzez wielkie szpary, szczeliny wychyla się ku nam postać Zrozpaczonego. Emocjonalne przeżycie sytuacji podmiotowej było zbyt silne, by podołać mu mogły obiektywizujące zabiegi konwencji listowej, modlitewnej, przemówieniowej.

Wydaje mi się, że w liryce Mickiewicza i Słowackiego nie znajdziemy ana­ logicznego przykładu tak całkowitego przekreślenia początkowo przyjętej lirycznej formuły wypowiedzi, takiego emocjonalnego luku: od przyjaznego zwierzenia ku pogardliwemu przedarciu związków, od ciepłego „O! wierz mi, Pani”, intymnego „ty” ku okrutnem u, obcemu, odpychającemu „wy nieprzy­ jaciele”.

(4)

Wiersz-list skierowany do Marii Trębickiej posłużył Łapińskiemu6 jako przykład działania religijnych składników w twórczości poetyckiej Norwida, działania porządkującego, przywołującego przesłanki, które integrują czło­ wieka. M oje rozumienie utworu prowadzi w kierunku przeciwnym - zniszczenia (może jednokrotnego w poezji Norwida?) „dekoracji cnót, wiary” ... Kompo­ zycja tego tekstu jest wyrazistym śladem i zapisem takiego momentu w oso­ bistych dziejach, kiedy napór emocji w sposób istotny powoduje zrujnowanie misternego systemu przemyśleń. Religijna podstawa światopoglądowa pozosta­ wia tylko zdolność podjęcia zewnętrznej pozy błogosławiącej - nie istotowo, lecz retorycznie traktujemy nakaz miłowania nieprzyjaciół.

Tę samą gniewną i pogardliwą „niesprawiedliwość” (jakże zaskakującą u twórcy, którem u przypisaliśmy naturę sprawiedliwą, bo intelektualnie wie­ lostronnie analizującą rzeczywistość ludzi) obserwować możemy także w obra­ zowaniu poety wtedy, gdy ujm uje ono w błysku metafory kwestię „małych grup społecznych” , tem at „bliskich” , „naszych” , „kółek” towarzyskich i do­ mowych. O to wyrozumiała i zobiektywizowana, uogólniona fraza utworu Kółko

Jak niewiele jest ludzi i jak nie ma prawie Pragnących się o b j a wi ć! . . . - [...] [■■•]

pozostaje refleksją tylko w momencie widzenia ogarnianego nią przedmiotu w kategoriach „wielkiej liczby” . W chwili gdy sprawa zostaje wytrącona z prze­ strzeni społecznych abstrakcji („Ni w s p ó ł c z e ś n i , ni bliscy, ani sobie znani”), nagle ujrzana i rozpoznana w całej dosłowności tej oto tańczącej ludzkiej „pary” („Ręce imając, śliniąc się szczelnym uściskiem”), w chwili tej musimy się przestawić na taką samą osobliwą percepcję obrazu tańca. Znika bez- namiętność obserwacji, nie ma żadnego przejścia od intelektualnie „oswojonej” acz przykrej diagnozy schorzenia w sferze obcowania ludzi

[...]

Odpychają się, tańcząc z sobą lub w zabawie Poufnej, kłamią płynnie, serdecznie się zwodzą; [...]

ku nagłemu konkretyzmowi widzenia [...]

R ęce imając, śliniąc się szczelnym uściskiem. [...]

To obrazowe centrum utworu nie pozwala inaczej jak tylko w kategoriach estetycznie ostrych: odrazy, wstrętu fizycznego, uczestniczyć w tak osobistej

6 Zob. Z. Ł a p i ń s k i . Norwid. Kraków 1971 s. 110-112. Por. też Z. S z m y d t o w a .

Listy poetyckie Norwida. W: Studia i portrety. Warszawa 1969 s. 314—315.

(5)

wizji. Podmiotowo, poprzez język, wydobyta faktyczna obrzydliwość związków między „najbliższymi” nie zostanie już w tym utworze zniwelowana następnymi obrazami. Metonimie kierują wyobraźnię w stronę bardziej utartych znaków obcości:

[•■■]

- Oni zaś tańczą: tonem zbliżeni do tona, Polarnie nieświadomi siebie i osobni; Dość, że nad nimi jedna lampa zapalona I moda jedna wszystkich wzajemnie podobni. [...]

Zakotwiczenie metafory w subiektywnie dotkliwie odczuwanej codzienności towarzyskiej (jakże kontrastuje to zaślinienie z naszym wyobrażeniem i wiedzą o elegancji, powściągliwości XIX-wiecznego towarzystwa), pozycja obserwa­ tora, a nie uczestnika tej zabawy znów prowadzą czytelnika tekstu ku pewnej modyfikacji wyobrażenia na tem at niezbędnych przymiotów odbiorcy liryki Norwida. Jeśli nawet odbiorca ten bardzo surowo ocenia własne wyposażenie intelektualne, brak gwarancji „zrozumienia” poety, nie musi aż tak bardzo bać się tego spotkania, częściej bowiem, niż się wydaje, liczy poeta na zwykłą wspólność ludzkiego doświadczenia. Odkrycie, że Norwid wymaga „tylko” analogicznego negatywnego doświadczenia życia („życie ludzkie jest n i e ­ m o ż l i w e . Ale dopiero nieszczęście daje nam to odczuć” - powiada Simone Weil7), kazałoby zalety te przypisać jednak „ludziom dojrzałym ”, a „małym dzieciom” - nim dojrzeją - zostawić lekturę opracowań o Norwidzie.

Czasami mamy wrażenie, iż naczelne przekonanie o całości, jaką jest „Nor­ wid - pisarz głęboko intelektualny” , zwolniło czytelnika z obowiązku kontaktu z tekstem, np. z tekstem wiersza Jesień. Czytamy dysertację:

Zarówno moralistyczna pointa, jak i melancholia Jesieni są całkowicie zobiektywizowane, eliminują niemal bez reszty „ja" liryczne poety. Przemawia do nas nie Cyprian Kamil Norwid, ale Duch Dziejów,

A przecież kiedy tekst czytamy

O - ciernie deptać znośniej - i z ochotą Na dzid iść kly,

Niż błoto deptać, i l e z ł e z t o b i o t o , A z westchnień m gły...

c z y t a m y , tzn. honorujemy jego intonację, tryb życzący, słownik zjadliwie podejmujący utrwalone sentymentalną konwencją sensy, nie można utworu

7 S. W e i l . Świadomość nadprzyrodzona (W ybór m yśli). Przełożyła A. Olędzka-Fry- hesowa. Warszawa 1965 s. 203.

(6)

rozumieć inaczej niż jako skrajnie właśnie subiektywną manifestację samo­ poczucia poety. W płaskim przekładzie na prozę wyraziłoby się ono nastę­ pująco: O, tysiąc razy wolałbym zderzyć się z czymś wyraźnym, choćby ostrym i raniącym, niż grzęznąć w tej obezwładniającej, lepkiej, rozlazłej uczuciowej mazi. W metaforycznie rozumianym zdaniu: niech przyjdzie siarczysty mróz, niech się wreszcie skończy to błoto. Oczywiście jest w tym marzeniu Norwid wyraziście zorganizowany, intelektualny. Ale nade wszystko mamy tu do czy­ nienia ze szczególnym jego sposobem mówienia, gdzie emocję najbardziej zdradza inicjalna intonacja - bliska krewna naszych życiowych pokrzyków „dość mam ju ż ...” .

Podobnie w kilku lirycznych arcydziełkach Norwida, które - jak mówi Borowy - „ujawniają prawdy spoza iluzyj” .

Urocza jest powieść o gwiazdach-tzach rzucanych przez niebo na groby nieszczęśliwych ko­ chanków [...], ale prawdą jest, że [...] spadające gwiazdy są tylko kamieniami9.

Cyprysy mówią, że to dla Julietty, Że dla R om ea, ta łza znad planety Spada - i groby przecieka; A ludzie mówią, i mówią uczenie, Ż e to nie łzy są, ale że kamienie, I - że nikt na nie nie czeka!

Ze zdziwieniem zauważamy, iż przytoczenie opinii ludzi („uosobienia zimnego rozsądku” - mówi Gomulicki10) zostało dokonane w sposób jakby technicznie nieporadny („mówią, i mówią [...], / Że to nie [...], ale że [...] / I - że [...]”)> emocjonalnie i z zająknieniem. Wypowiedź literackich cyprysów jest bardziej zdystansowana i zobiektywizowana niż „przeżywająca”, emocjo­ nalnie zanieczyszczona wypowiedź ludzi albo człowieka, który ją przytacza. Czy nieporadność składniowa, intonacyjne przyspieszenie nie są tu seman­ tycznie ważniejsze, wymowniejsze od znaczeń leksykalnych?

O to najbardziej zobiektywizowana liryka Norwida - utwór Fatum. Jako przykład absolutnej doskonałości gatunku liryki lapidarnej zalecił go miłośni­ kom poezji Stefan Szuman11. Potwierdził osąd o kształcie i sensie utworu Bo­ rowy: „«Fatum» człowieka to tylko konieczność zmierzenia się z nieszczęś­ ciem”12, także Gomulicki mówi o „świadomym i planowym wykorzystaniu cierpienia”13. Fatum, jego sens i metaforyka, zdaje się podtrzymywać sądy jeszcze ogólniejsze o poezji Norwida:

9 W. B o r o w y . O N orwidzie. R ozpraw y i notatki. Warszawa 1960 s. 14. 10 D z 2 s. 358, 786.

11 S. S z u m a n . O kunszcie i istocie p o e zji lirycznej. Toruń 1948 s. 113-120; B o r o w y , jw. s. 55; D z 2 s. 786.

12 B o r o w y , jw. s. 54, 55. 13 D z 2 s. 786.

(7)

[...] nie jest to liryka nigdy przygnębiająca, tym bardziej nigdy rozpaczliwa. Jej głęboką podbudową jest surowy stoicyzm, wiara katolicka i czerpiąca siły z tej wiary nadzieja. Naj­ boleśniejsze stwierdzenia przechodzą w tej- poezji we wzniosłą rezygnację albo modlitewne wzniesienie ducha14.

Jest to lekcja Norwida zakorzeniona w pamiętnej wypowiedzi M arka A u­ reliusza:

Czyż w ogóle nazwiesz to nieszczęściem człowieka, co nie jest odstąpieniem od natury czło­ wieka? [...] Czyż więc to, co ci się zdarzyło, wzbrania ci być sprawiedliwym, wielkodusznym, roztropnym, rozumnym, ostrożnym, szczerym, obyczajnym, wolnym i inne mieć cechy, przy których natura ludzka swą właściwość zachowuje? Pamiętaj zresztą przy każdym zdarzeniu, które cię do smutku przywodzi, o zasadzie: To nie jest nieszczęściem, owszem, szczęściem jest znosić to wzniośle15.

Dobrze wprawdzie pamiętając myśl filozofa inny czytelnik czy słuchacz przypowieści równie dobrze wie, że powinien uważać, „jak” się opowiada. Czy więc powinien w tej sytuacji może zapomnieć o tej jednakowej wadze i mierze stosowanej w lekturze dla „co” i dla „jak”? Zauważa więc czytelnik, że monumentalnie zarysowanej strofie pierwszej wcale nie odpowiada tożsamy styl strofy drugiej. Jakże szlachetnie brzmią wyrazy części pierwszej: „nie­ szczęście” , „człowiek” , „fatalne oczy” . Scena z tragedii klasycznej. A w części drugiej? W słownictwie i frazeologii „już wiek X IX ” - „artysta / Mierzy swojego kształt modelu” , „skorzysta / Na swym nieprzyjacielu” , „postaci waga” . A wers ostatni? Też nie „z tragedii całej antycznego świata” : „— I nie ma go!” - ryt­ miczne skrócenie, konieczność transakcentacji, żadnego rzeczownika! I rym jakiś komiczny: „wagą” - „nie ma go” .

Zdaję sobie sprawę z ryzykowności mego osobliwego czytania, zmierza przecież ono nie ku wskazaniu artystycznych uchybień utworu, ale ku za­ kwestionowaniu najogólniejszego sensu Fatum. Odwrócenie się od M arka Aureliusza ku jakże dwuznacznym, cytowanym tu, formułom Weil o życiu n i e m o ż l i w y m . Formułom odwodzącym nas i od monumentalnego widzenia człowieka, i od intelektualizmu, i od moralizmu - ku obserwacji mechanizmów dość prostych, ale jakże zakorzenionych w każdym człowieku. Jeśli psycholog nazywa je bardzo niepoetycko „mechanizmami samoobronnymi” właściwymi wszystkim istotom żyjącym, to Norwid zezwala mi ujrzeć to spotkanie z Losem jednak w kategoriach bardziej ludzkich - i bez wyniosłej samotności wybrańca. Jak tu utrzymać wizerunek Norwida sztywnego moralisty. On wiedział o r u j ­ n u j ą c e j sile nieszczęścia. Wiedza ta dem ontuje m onumentalną architektonikę utworu16.

14 B o r o w y , jw.

15 M a r e k A u r e l i u s z . Rozm yślania. Przełożył M. Reiter. Warszawa 1958. Ks. IV w. 49 s. 42-43.

16 O tym czytamy Księgę Hioba nie pomijając wstępnego eseju tłumacza - Cz. Miłosza (Paryż 1980). Czy potrzebne jest to czytanie Fatum jako utworu „z chichotem” (wagą - nie

(8)

O cóż naprawdę chodzi? Przecież nie o drobne korekty w rozumieniu tych paru cytowanych utworów. Wydaje mi się, że rekonstrukcja poetyckiego oblicza Norwida, z jaką mamy dziś do czynienia, wyrosła na opinii, którą chciałam zrewidować, na opinii, że kształt sztuki Norwidowskiej jest dowodem intelektualnego zapanowania nad doświadczeniem życia, dokonanej jakoby pełnej obiektywizacji. Wbrew panującej formule krytycznej o tej twórczości pociąga mnie ogromny udział „emocjonalnego” (czy romantycznego?) w tym dokonaniu. Udział o s o b i s t e g o wpisany w kształt językowy tej poezji nie­ obojętny jest przecież i dla całościowego sensu tego przesłania, i dla problemu „Norwidowskiego romantyzmu”17.

Powiada psycholog18, że język najtrafniej wskazuje na stopień zamętu, jaki w poznanie wprowadzają emocje. „Ślepy gniew” , „ślepa nienawiść” i takaż miłość zdają się sugerować, że zarówno obiekt ogarniany uczuciem staje się „niewidoczny” w swej istocie i prawdzie, jak też poznający podmiot traci możliwość zobaczenia przedmiotu w „prawdzie nagiej” . Czy możemy „przy­ chwycić” Norwida w takich właśnie sytuacjach? Kiedy „język emocji” zdradza odkształcenie przedmiotu w sposób na tyle wyrazisty, uchwytny, że czytelnik owo „odkształcenie” , ową „subiektywność” uświadomić sobie powinien?

Nie bez zdumienia czytamy u Norwida formułę „czyści i matematyczni jak błąd”19. Czyżby „poeta kultury” odsłonił tu swą sympatię dla postäw spon­ tanicznych i bezpośrednich? (Po latach podjął manifestującą się tu niechęć do „wymytych” Stanisław Grochowiak). Kiedy to chłodny ironista przemawia jak „młody gniewny”?

ma go!)? Kształt artystyczny monumentalny, a jakby pęknięty, zdaje się znów skrywać głęboką sprzeczność pomiędzy naciskiem tradycji pozytywnej, religii i kultury a negatywnym dociskiem doświadczenia.

17 Z. S t e f a n o w s k a . N orw idow ski rom antyzm . „Pamiętnik Literacki” 59:1968 z. 4. Czy do tej definitywnej rozprawy wskazującej miejsce Norwida w historii literatury dorzucać należy jakąś dodatkową argumentację? Chyba tylko praktyczną, by w końcu i tzw. szeroki czytelnik wiedział, z kim ma do czynienia (z podręcznika H. Markiewicza ów czytelnik dowie się, że to niedwuznaczny pozytywista!). Czyni to nareszcie w sposób wyrazisty edytorsko i jednoznaczny książka A. Witkowskiej Wielcy rom antycy polscy. M ickiewicz, Słowacki,

Krasiński, N orw id (Warszawa 1980).

18 K. O b u c h o w s k i . K ody orientacji i struktura procesów emocjonalnych. Warszawa 1970 por. s. 248 i in. Inny przedstawiciel tej dyscypliny naukowej - odwrotnie: „[...] nasze emocje nie tylko nie zamykają nam widoku świata, lecz wręcz przeciwnie, wszystkie razem tworzą narząd postrzegania. Co prawda postrzegania nie świata obiektywnego, który - pod­ kreślamy to raz jeszcze z naciskiem - w ogóle nie jest nam dostępny, który w gruncie rzeczy jest dla nas przecież nawet niewyobrażalny. Natomiast tym, czego nam owe emocje dostarczają

w sposób absolutnie niezawodny, jest widok rzeczywistości skrojonej na naszą miarę. [...]

[...] interpretacja rzeczywistości przez nasze nastroje nie ma nic wspólnego ze swobodą racjonal­ nego spotkania ze światem obiektywnym, istniejącym niezależnie od przeżywającego go pod­ miotu. Ale i tak na osiągniętym przez nas szczeblu rozwoju nie ma jeszcze takiej swobody”. H. von D i t f u r t h . Duch nie spadt z nieba. Przełożyła A. D. Tauszyńska. Warszawa 1979 s. 394, 398.

(9)

Zachęta z młodzieńczej liryki Mickiewicza: „H ej, użyjmy żywota! / Wszak żyjem tylko raz”, zyskuje usprawiedliwienie, traci ostrość sensu dzięki „zbio­ rowym ustom” , jakie ją wyśpiewują, dodatkowe usprawiedliwienie niefra­ sobliwości życiowego programu zawiera objaśnienie poety: „Pierwsza strofa jest naśladownictwem burszowskiej pieśni niem ieckiej”.

Toż przykazanie zamyka drugą z Trzech strofek Norwida: „Lecz żyj - raz - przecie!...” - jako formuła pożegnania i pouczenia kobiety - to i prowokacja, i obelga, i równocześnie miara odległości od wypowiedzi klasycznie obiekty­ wizujących jedno uczucie „Nigdy, więc nigdy z tobą rozstać się nie mogę!”

O Trzech strofkach powiada Przyboś:

Nie znam w liryce tak wysokiego tonu duchowego i tak szlachetnego stylu miłości - odtrąconej. Inni przeklinali lub przebaczali - Norwid, zdławiwszy tak zwyczajne i łatwe odruchy serca, stanął już zwycięsko ponad swoimi uczuciami i przemówił z najwyższej trybuny moralnej; tej co głosi konieczność osiągnięcia jedynego (a najtrudniejszego) warunku człowieczeństwa: myśli20.

Dziwaczną lekcję utworu prowadzącą do uwag o „skazaniu bezmyślnej na myślenie” wytknęła Przybosiowi Zofia Stefanowska21, potem Gomulicki (ko­ mentarz22). Ale chyba jeszcze bardziej zdumiewa uległość Przybosia wobec tej wersji Norwida, jaka zawiera się w formule „intelektualista i m oralista”23.

Wydaje mi się, że właśnie zdystansowany i zobiektywizowany język liryki Mickiewicza w sposób nieoczekiwany uwyraźnia gwałtowną emocjonalność tekstów Norwida. Przeczytajmy strofy utworu Czemu mając w pamięci XVIII i XIX sonety odeskie {Do D. D. Wizyta i Do wizytujących):

Szczęśliwi przyjdą, jak na domiar złemu: Kołem osiędą ją - chwilki nie będzie, By westchnąć szczerze... ach! czemu i czemu Przyszli szczęśliwi? rozparli się wszędzie, Wszędzie usiedli z czołem rozjaśnionem - Dom napełnili - stali się Legionem!...

U Mickiewicza sceny komediowe, u Norwida - jak z sennego koszmaru. R o z ­ p a r l i się wszędzie - takie rozrastanie się, zalewanie, wypełnianie przestrzeni wrogimi tłumami (a chodzi przecież o kilku nudziarzy) dobrze jest znane w psychologii emocji24. A wyjście z salonu? Kto to opuszcza ów neutralny

20 J. P r z y b o ś . Próba Norwida. W: Sens poetycki. Kraków 1963 s. 101.

21 Z. S t e f a n o w s k a . Nowe studia o N orw idzie, „Pamiętnik Literacki” 53:1962 z. 2 's. 550 i in.

22 Dz 2 s. 454-455.

23 Zdradza też tę samą uległość ostatnia wypowiedź drukowana na temat tego utworu, studium M. Tatary, O „Trzech strofkach" Cypriana Norwida: „Wykazana powściągliwość emocjonalna jest niewątpliwie przeciwstawna romantycznej uczuciowości, jaka uwidaczniała się np. w cytowanych poprzednio wierszach Mickiewicza [Do M*** i Do***. Na Alpach

w Spliigen]". „Pamiętnik Literacki” 71:1980 z. 3 s. 141.

(10)

z natury teren spotkań? Mickiewiczowski „miły gość”? Zniecierpliwiony na­ trętam i porywczy kochanek z sonetu XVIII? Nie. To ostateczne odejście „kamiennego z rozpaczy” . A za progiem - równie kamienna sceneria: „księżyc niemy” , nieruchome gwiazdy, pustka nieba. Doprawdy, kto pisze o niedo­ powiedzeniu i ściszeniu u Norwida, powinien przypomnieć ten patetyczny tekst.

Najbardziej pamiętne fragmenty Promethidiona to te, które swą konstrukcją nawiązują do struktury mowy emocjonalnej:

-t

Kto kocha - widzieć chce choć cień postaci, I tak się kocha Matkę - Ojca - braci - Kochankę - Boga nawet ... [...] [...]

Kto kocha, widzieć chce choć cień obrazu, Choć ślad do lubej wiodący mieszkania, Choć rozłożone ręce drogowskazu, Choć krzyż, [...]

- Kto kocha - widzieć chce oczyma w oczy, Czuć choćby powiew jedwabnych warkoczy; Kto kocha - małe temu ogromnieje I lada promyk zolbrzymia nadzieje; Upiorowego nie dość mu myślenia,

Chce w apostolstwo, czyn, dziecię - wcielenia:

jakby cały obszerny „dialog, w którym jest rzecz o sztuce i stanowisku sztuki” , był zbudowany po to, by zasłonić jaskrawość doznanej zmysłowo prawdy; jakby wielka obfitość wypowiedzi dydaktycznych, moralizatorskich, struktur skrajnie zracjonalizowanych zmierzała do ukrycia i skutecznego zasłonięcia twarzy człowieka cierpiącego.

Znana jest ogromnie rozbudowana przez Norwida „teoria przemilczeń i przybliżeń” , była ona niejednokrotnie przedmiotem dysertacji krytycznolite­ rackich26. Najbardziej współcześnie została zinterpretowana ta tendencja przez Zdzisława Łapińskiego27. Także wielu innych czytelników poety analizuje obecność i sens tej metody - niedopowiedzeń - w wielu lirycznych wypowie­

K. Jankowski, A . Kotys/ko. P. Kolyszko. Warszawa 1978.

25 C. N o r w i d . Prom ethidion. R zecz w dwóch dialogach z epilogiem. W: Pisma wszystkie. Zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J. W. Gomulicki. T. 1-11. Warszawa 1971-1976. T. 3: Poem aty. Warszawa 1971 w.: 218-220 (s. 441), 237-240 (s. 442), 278-283 (s. 443-444). (Dalej cyt. PWsz z odesłaniem do odpowiedniego tomu).

26 Jest też przedmiotem uwagi w rozprawach I. Sławińskiej poświęconych prozie epickiej Norwida i utworom o charakterze dramatycznym.

(11)

dziach Norwida. Chciałabym tu wskazać na tendencję zupełnie przeciwną: właśnie dopowiedzeń, zamknięć, wytłaczania wręcz sensu przypowieści.

Oto przykład skrajny: wiersz znany jako przypowieść „Ruszaj z Bogiem” - XXXI utwór Vade-mecum. Pięć cztero wersowych strof zawiera opowieść o złym bogaczu i szlachetnym nędzarzu. W spornikiem językowym głównym poetyckiej budowy jest tu frazes użyty już w tytule utworu - „Ruszaj z Bogiem” - chrześcijańskie życzenie oparte na dosłownym dla wierzącego „przychodzeniu z Bogiem” , z wiatykiem... Odwrócenie losów obu bohaterów, obrót koła fortuny wygląda jak nagroda za wewnętrzne bogactwo ubogiego i kara za wewnętrzną nędzę bogatego. Historia poetycka wsparta jest tu żywym kon­ tekstem ewangelicznym. Na dobrą sprawę - gdyby budowa miała być lako­ niczna, a sens kompozycji nie dopowiedziany - utwór powinien by się za­ kończyć na strofie czwartej. Bo już piąta natarczywie dopowiada:

Więc nie wszedł w dom ów, tylko kląkł na progu, Wołając: „Wszechmocny Panie!

Zmiłuj się nad nim, może nie był w stanie: Któż równy B ogu ?...”

„Całej tej paraboli patronuje oczywiście pojęcie chrześcijańskiej O patrz­ ności, [...]” komentuje Gomulicki28, ale czytelnikowi nie jest zbyt przyjemnie, a nade wszystko tracimy resztki współczucia dla człowieka „bez chleba” , w jego wołaniu wyraża się bowiem dziwnie zarozumiałe przeświadczenie, że ów paraliż bogatego był prostym skutkiem braku miłosiernego uczynku29. Rzecz jest jednak prowadzona dalej i mamy strofę szóstą:

Nie powiem dalej, bo może przelęknę - To nadmienię tylko jeszcze,

Że - nie zmyślili sobie tego wieszcze, Bo - zbyt jest piękne!

Pełen zaufania do Norwida-poety kom entator dodaje

b o m o ż e p r z e l ę k n ę - opuszczona część przypowieści mogła się odnosić albo do jakiejś dalszej „kary bożej”, która spadła na umierającego grzesznika, albo może (co bardziej prawdo­ podobne) do jego nawrócenia30.

Co tu zostało opuszczone? Jaka jeszcze kara - skoro to wiatyk umierającemu niesiony! Jakie nawrócenie - skoro cały czas mamy do czynienia z „chrześcija­ 28 Dz 2 s. 787-788. Cóż z tego, że tak krytycznie i „z góry” pozwoliłam sobie potraktować uwagi J. W. Gomulickiego? Mogę istnieć bez wielu aprobatywnie tu przywoływanych prac, a bez owoców jego pracy - nie.

29 S. Kołaczkowski mówi tu o ironii złączonej „z wyobrażeniem jakiejś mściwej tendencji Boga”. Pism a'w y brane. T. 1: Portrety i zarysy literackie. Opracował S. Pigoń. [Warszawa 1968] s. 151.

(12)

ninem ” , który i pobożne życzenia wypowiadał („Ruszaj z Bogiem”), i po księ­ dza posłał!?

A jeśli przez tekst Norwida prześwieca fragment z Ewangelii według Łu­ kasza (16, 19-31)? Wydawca Nowego Testam entu ks. Marian Wolniewicz zaopatrzył go tytułem „Biada niemiłosiernym” .

Byl pewien człowiek bogaty, ubierał się w purpurę i bisior i codziennie wystawnie ucztował. A pod jego drzwiami leżał ubogi, okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Chciał najeść się tym, co spadło ze stołu bogacza, ale tylko psy przychodziły lizać jego wrzody.

I umarł ubogi, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i pochowano go w grobie. I znosząc męki w otchłani podniósł wzrok i zobaczył w oddali Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: Ojcze Abrahamie, zlituj się nade mną! Poślij Łazarza, aby umoczył koniec palca w wodzie i zwilżył mi język, bo bardzo cierpię w tym płomieniu.

Lecz Abraham powiedział: Dziecko, przypomnij sobie, żeś otrzymał dostatki już za życia, a Łazarz cierpiał wtedy niedostatek. A teraz on tutaj doznaje pociechy, a ty cierpisz męki. Poza tym pomiędzy nami a wami istnieje wielka przepaść, aby ci, co by chcieli, nie mogli się przedostać stąd do was ani też stamtąd do nas.

Powiedział: W obec tego proszę cię, ojcze, abyś go posłał do mojego ojca, bo mam pięciu braci. Niech ich ostrzeże, aby i oni nie trafili na to miejsce męki.

Abraham zaś na to: Mają Mojżesza i Proroków, niech ich słuchają!

A on rzekł: O nie, ojcze Abrahamie, jeśliby jednak ktoś z umarłych do nich przyszedł, to się nawrócą.

Powiedział mu: Jeżeli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to chociażby ktoś z martwych powstał, nie dadzą się przekonać31.

Kom entator Pisma dodaje objaśnienie:

Przypowieść wzywa do miłosierdzia dla ubogich i biednych, do obracania dóbr materialnych na wsparcie potrzebujących [...] i poucza, że dla niemiłosiernych na ziemi nie będzie m iło­ sierdzia w życiu przyszłym, suponując nadużycie dóbr materialnych przez bogacza. Chociaż tekst tego wyraźnie nie mówi, przypowieść zapewnia ubogim, którzy jak Łazarz cierpliwie i pokornie znoszą ubóstwo, szczęście wieczne [. ..]32.

W Liście Jakuba znajdziemy formułę sumującą: „Sąd bowiem bez miłosierdzia nad tym, kto nie okazywał miłosierdzia. Miłosierdzie jest ponad sądem”33. Oczywiście Norwid dobrze znał Pismo św. (w kompozycji „Ruszaj z Bogiem” znamienna jest budowa dwusceniczna, więc taka jak w przypowieści ewange­ licznej) i znali je - lepiej od nas - współcześni Norwida. Znów więc pytanie: czego „nie powiem dalej”?, czym „może przelęknąć” słuchacza, takiego szcze­ gólnie, który „Mojżesza i Proroków” nie słucha! Gomułicki tak rzecz prowadzi podtrzymując wersję poetyki przemilczeń:

31 Pism o święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z językó w oryginalnych

ze wstępami i kom entarzam i. Opracował zespół pod redakcją ks. M. Petera (Stary Testament),

ks. M. Wolniewicza (Nowy Testament). T. III: N ow y Testament. Poznań 1975 s. 195-196. 32 Tamże.

(13)

B o - z b y t j e s t p i ę k n e - nie wiadomo dokładnie, czy te słowa odnoszą się do całej przy­ powieści, czy też jedynie do jej nie dopowiedzianego zakończenia, które mogło przynieść np. (i to byłoby najpiękniejsze) uzdrowienie paralityka, wymodlone przez skrzywdzonego przezeń biedaka-chrżeścijanina34.

Dlaczego komentarz wydaje mi się naiwny35, a tekst utworu - poetycko fałszywy? natręctwo kompozycyjnych wiązań, ostentacyjne, pokazowe wy­ korzystanie frazesu „Ruszaj z Bogiem” , stylistyka... Konopnickiej (Bez chleba dziś jestem westchnąwszy w sobie, nie wiem, có teraz już zrobię, chleb znowu był tanim, itp .), łzawość zamiast bezwzględności Ewangelii, dawanie „do myślenia” na siłę?

Ze zdumieniem wyczytałam kiedyś u sztandarowego sentymentalisty XVIII w. takie oto wyznanie żebraka przy drodze:

Dawne człeka panowanie Nie wyniszczone do końca!... Zostało mi używanie Wolne powietrza i słońca.

Boże! przy mym prawie stoję, Zwę Cię Ojcem ze wszystkimi: Nie widzisz!... Ja, dziecko Twóje, Poniewieram się po ziemi!36

W utworze Karpińskiego także zjawia się „bogacz” , który „widział kalekę i m inął”, ale prócz konwencjonalnego wątku „bogacza na wozie” i nędzarza w prochu ziemi, mamy prawdziwie dumny i godny dziecka Bożego głos: „Ja, równym człekiem stworzony” . Żebrak Karpińskiego mówi jak Książę Nie­ złomny ludzkiej godności, a „ktoś kiedyś” jak sędzia w obrazku Marii Ko­ nopnickiej .

Opowieść Norwida jednak tylko pozornie oddaje głos bohaterom - w istocie czytelnik ma ostrą świadomość „przykładowej” preparacji, zafałszowania „cudzego głosu”, poddania wypowiedzi manipulacji - o ileż prawdziwiej i okru­ tniej rozlega się z zaświatów wspaniały głos Abraham a oraz ludzki głos bo­ gacza, który jednak kochał ojca i braci, a nie mógł - jak Norwidowski narra- tor-świadek donieść ludziom „co dalej” .

A wstrząsające doznanie straszliwej nędzy i zła w Larwie? Syntetyczność wielkiej formuły poetyckiej „Rzekłbyś, że to Biblii księga / Zataczająca się w błocie” - czyż wymagała końcowego dopowiedzenia?

34 Dz 2 s. 788.

35 To równocześnie miara absolutnej lojalności Edytora wobec Poety.

(14)

Takiej to podobna jędzy Ludzkość, co płacze dziś i drwi; [•••]

sprowadzającego to przejmujące rozpoznanie spotkanej „na śliskim bruku w Londynie” do abstrakcyjnej „ludzkości” , „historii” i „społeczności”?

Mechanizm dopowiedzeń najbardziej wprost ujawnił się w utworze Jak... „Coś” jest „jak” :

gdy k to ciśnie w oczy człow iekow i I Garścią fijołków gdy akacją z wolna zakołysze,

gdy osobie stojącej na ganku I D aleki księżyc wpląta się we włosy,

Ja k z nią rozm ow a, gdy nic nie znacząca, / Byw a podo b n ą do jaskółek lotu,

Coraz bardziej rozbudowane porównania, coraz konkretniej wskazujące na rodzaj przeżycia, osobę, która jest źródłem i przeżycia, i porównań, nie po­ zostawiają wątpliwości, co jest „Jak... Tak” . Tymczasem Norwid, znów nieufny, powiedziawszy wszystko co trzeba m etodą poety - dodaje: „[...] lecz nie rzekną

nic - bo m i jest smętno”. Jak to „nie rzekną nic” - pyta czytelnik - skoro aż

tyle rzekłeś i przecież od pierwszej linijki widzę, że ci „smętno”\ Niemniej kom entator i tu mówi o „wymownym milczeniu” .

Kto zresztą nie mówi? Każda okazja tutaj dobra, np. kwestia słowiańska: W pewnej mierze [Słowianie] w ogóle czekają. Na swoją rolę i na poznanie siebie, na własną tożsamość. Tak widzi tę sytuację Norwid w późnym, pięknym wierszu Słowianin skierowanym do Teofila Lenartowicza. Jego Słowianin tkwi przy polnej drodze niczym kamień s,co sługiwał był w różnych szturmach na okopy” obojętny na to, że gdzieś biegną druty te­ legrafu i kolej żelazna. N ie wiadomo zresztą, czy na pewno jest to kamień. A może kość wielkoluda, jak utrzymuje wieść gminna?

Norwid nie ułatwia rozwiązania symboliki kamienia i kości. Jak zwykł często czynić, zostawia smugę tajemniczej niejasności, odwołując się do intelektualnej współpracy odbiorcy - „co sam sobie w jaśniejszą alegorię zamień”37.

Alina Witkowska oczywiście bez trudu zamienia udając, że nie zamienia: [...] nie ma sensu wieloznaczności skojarzeniowej kamienia ze Słowianinem sprowadzać do prostych formuł ani do w pełni jasnych związków alegorycznych. Niechaj najistotniejszy pozostanie projekt wielu możliwości wpisany w kamień jako budulec sztuki i cywilizacji. I takim potencjalnym projektem czekającym na realizację był dla Norwida Słowianin38. Oczywiście, nawet bez zachęty tak mocno zwerbalizowanej alegoryczna stru­ ktura zmusza czytelnika do wypełnienia abstrakcyjnym sensem owego obrazu

37 A . W i t k o w s k a . J a , głupi Słow ianin”. [Kraków 1980] s. 48. 38 Tamże s. 49.

(15)

Słowianina. „[...] czy to kość? czy kam ień?” zyskuje odpowiedź wcześniej: od pierwszego wersetu centralne przeświadczenie zostaje wypowiedziane wprost „gdy brak mu naśladować kogo” , „Oczekiwa na s i e b i e - s a m e g o ” . Bardziej kpi tu Norwid z czytelnika poszukującego „tajemniczego sensu” , niż „nie dopowiada”. Czyż można wyraźniej: „On sterczy”? (Rób coś, nie stercz tak - pouczają życzliwi).

Rzecz jasna, trudno „lirykę niedopowiedzeń” przekształcić nagle w opinii czytelnika w „lirykę dopowiedzeń” , ale można się chyba zgodzić, że obie ten­ dencje w liryce Norwida współistnieją. Znajomość struktury języka, traktat 0 milczeniu jako o gramatycznej części mowy prowadzą Norwida w kierunku wykorzystywania możliwości semantycznych niedopowiedzenia. Pasja moralisty, potrzeby abstrakcjonisty prowadzą do pseudoprzemilczeń, do kokieteryjnych raczej i werbalnych tylko obietnic „nie powiem dalej” . W ydaje się, że sprzecz­ ności między własną koncepcją języka poetyckiego a pasją dydaktyczną nie zdołał Norwid pogodzić, nie tyle intelektualnie, co „praktycznie” , we własnej poezji.

Ten, kto mówi praobrazami, mówi jakby tysiącem głosów, przejmuje i porywa, a zarazem to, co opisuje, przenosi z dziedziny jednorazowości i przemijalności w sferę wiecznego bytu, los osobisty podnosi do rangi losu ludzkości, a przez to także wyzwala w nas wszystkie owe pomocne siły, które zawsze pozwalały ludzkości uratować się przed każdym* niebezpieczeń­ stwem i przetrwać nawet najdłuższe noce.

Taka jest tajemnica oddziaływania sztuki. Proces twórczy, o ile w ogóle możemy go badać, polega na nieświadomym ożywieniu archetypu, na rozwinięciu i wykształceniu go w pełne dzieło. Nadanie kształtu praobrazowi oznacza w pewnym sensie „przełożenie” go na język współczesności, dzięki czemu niejako każdy może uzyskać dostęp do najgłębszych źródeł życia, które w przeciwnym razie pozostałyby przed nim zakryte39.

Styl Norwida - jak wiemy - nie wykorzystuje zbyt często tej możliwości. Owszem, możemy odtworzyć wyobraźniową przedwieczność zaszyfrowaną w jego liryce, np. wyobrażenie życia jako przestrzeni do przebycia, a bytowania jako pielgrzymki, wędrówki, ale właśnie jest to wersja już abstrakcyjnej sym­ boliki, a nie obrazu (por. np. Pielgrzym), alegorycznej wykładni (K rzyż i dzie­

cko) czy prostego nawiązania do dawnego motywu:

Co dzień woda w okręt ciecze, Nogą z łoża ani stąp;

Co wieczora - o! człowiecze, Rękaw w górę - i do pomp!

[Co dzień woda w okręt ciecze...] s. 502

Czy poeta-Norwid w ogóle mówi do nas praobrazam i, czy też jest to w ściślej­ szym sensie „poezja języka” , więc nieodpartej formuły, ironii, zdania - jak poezja w. XVIII z bajkami Krasickiego na czele.

39 C. G. J u n g . O stosunku psychologii analitycznej do dzieła poetyckiego. W: A rchetypy

(16)

N o rw id .- niejednokrotnie - stosował w bryce takie środki, których poeta wieku Oświecenia używał w gatunkach jawnie dydaktycznych: w bajce i satyrze, które rezerwował dla moralistycznej funkcji poezji. „Muza gniewu i satyry” posługuje się ciągle, od Krasickiego do Barańczaka, tym samym językiem - konstrukcją zwięzłą, zwartą, uderzającą:

[...]

Podli!... bo niemi, i niemi, bo podli!40

M ożna łatwo pokazać zniewalającą siłę retoryki języka, siłę przekreślającą często tzw. szersze przeświadczenia, poglądy, teorie. Przecież ten znak równania między podłością a niem otą postawił autor Assunty i Milczenia.

Oto poprzedniczki Norwidowskiego wyroku, formuły Ignacego Krasickiego zawarte w satyrze Pochwała milczenia:

D usze podłe, nurzcie się w otchłaniach milczenia! Dobrze milczyć, bo płacą; [...]

i ironiczna: Święta niem oto...41

Tę samą szkołę odkryć możemy w związku z innymi sprawami oraz innymi tekstami Norwida: gniewne „cacka, cacka” znajdują poprzedników w Kra­ sickiego Pochwale wieku

[...]

[...] ksiąg rozlicznych mnostwo,

W których rozum, naukę, dowcip, wynalazki Zastępuje druk, papier, pozłota, obrazki. Stąd, niby gazą kryte, wyrazy wszeteczne, [■■■]

i w poprzedzającym Bajki i przypowieści wierszu adresowanym do dzieci, które

l - l

Za cackiem bieżyć gotowi w zapędy, Za cackiem, które zbyt wysoko leci,

W ydaje się też, że w Powieści Norwida poświstują te same baty, które: „Wziął [...] gumienny” i „podstarości” . Bynajmniej nieskąpo spadały one w opisie Po­

dróży pańskiej Krasickiego. A to - czyż nie są to myśli i wyrazy Norwidowskie?

40 D ziennik-W arszaw ski. D z 1 s. 527.

41 Cytaty z tekstów I. Krasickiego: Pism a poetyckie. Opracował Z. Goliński. T. I, II. Warszawa 1976: T. II s. 252 (w. 32, 49), s. 253 (w. 66), s. 256 (w. 72-75); cytaty z bajek tamże s. 101; s. 252 (w. 56), s. 272 (w. 75).

(17)

Znać, czuć, mówić, dać przykład - to jest być kapłanem Pełno Dyjogenesów nie w beczce, lecz z beczką42

Przykłady można mnożyć: „[...] Dobrze to nawiasem / I samemu przy piwku co przeczytać czasem”43.

Wydaje się, że na ogół rezultaty poetyckie najlepsze osiąga Norwid wówczas, gdy wykorzystuje tradycję retoryczną, tradycję języka sprawnego, zwięzłego, apelującego właśnie do zmysłu porządku, potrzeby celnej dobitności, a równo­ cześnie odkrywającego wartość nowości, niezależności od wspólnych wyobra­ żeń.

A przecież - na długo przed Freudem i Jungiem - był Norwid świadomy podziemnych źródeł sztuki:

[...]

Stąd, choć ja śpię... nie ja to śnię - co ? śnię: Ludzkości-pół na globie współ-śni ze mną;

Tam to wszczęła się pieśń gminna, jakby z dna Uspokojonej na skroś głębi

[...]

Kolebka pieśni s. 645

Wielkie dzieło jest jak sen, który mimo swej jawności sam siebie nie interpretuje i nigdy nie jest jednoznaczny. Żaden sen nie mówi: „powinieneś” czy „to jest prawda”; podsuwa swoje obrazy tak, jak natura pozwala rosnąć roślinom, a wyciągnięcie wniosków pozostawia nam44.

Norwid używa skutecznie i tej „poetycznej” wersji stylu, języka nacecho­ wanego obrazowaniem tradycyjnie oplatającym „kraje łagodności” , np. czło­ wiek ze światłem (zawsze w kontekście snu, budzenia, zmartwychwstania). Oto Dulcynea

[...]

[...] już zbudzona i odczarowana

42 Nawet w kwestiach rodzinnych Norwid znajduje się blisko Biskupa

„Nie mogłem się wstrzymać, nie mówię od śmiechu, ale od uśmiechnienia, gdy wyczytuję, iż mi z czułością żalu donosisz, iż zamiast syna masz córkę.

Więc jeśli to nieszczęściem, jak list oznajmuje, Ja grzecznie to nieszczęście uznawam i czuję.

Zważam zatem, iż projekt pierwiastkowy waszmość pana w pojęciu żony ten był, a nie inszy, iżby syny rodziła”.

To bardzo łagodne ironizowanie Krasickiego (W iersze z pro zą . T. II s. 81-82) przyciąga jednak Norwidowskie „małe dzieci” dobrane... wzrostem i majątkiem.

43 A . N a r u s z e w i c z . Chudy literat. 44 J u n g , jw. s. 402.

(18)

Pomiędzy smoki wychodzi z wieżyce; Że lampę trzyma w ręku, a potwory, Nie mogąc światła znieść, w ziemię się ryją, [...]

Epos-nasza s. 298

„Przyjaciel domowy” [•••]

[...] szedł, palcami gwiazdę objąwszy świecznika, Co biła z rąk złotymi na sufit smugami,

A palmą cieniu na twarz, [...] [...]

Znów legenda s. 264

«, 1

W sklepie sprzęty - o szarej godzinie „już, już z świecą w ręku wyglądano słu­ gę” . Inny „człowiek” ze światłem stał się składnikiem metafory określającej nasze lenistwo bądź aktywność w odbiorze mowy poety:

[•••]

- Czy też świecę zapalałeś s a m? Czy sługa ci zawsze niósł pokojowy Światłość?... [...]

Ciemność s. 558

Ty, M atko

[...] stajesz cicho, gdzie drobne jest loże;

A świecy jasność okryw szy prawicą, Cień-ręki rzucasz, wielki ja k kom nata, Którego palce szyte błyskawicą Drżą - [...]

[...]

[Wtedy Ty, Matko!...] s. 6084:’

Trzeba jednak dodać, że najczęściej takie poetyckie motywy mają swoją wersję ironiczną:

45 Obrazy z Epos-nasza i [W tedy Ty, M atko!...] żyją w wierszu Cz. Miłosza Schody z cyklu

Świat. Poema naiwne. W: Ocalenie. Warszawa 1945 s. 109.

Łeb dzika żyje, ogromny na cieniu. Najpierw kły tylko, potem się wydłuża I ryjem wodzi, węsząc, po sklepieniu, A światło w drżących rozpływa się kurzach.

Matka w dół płomień migotliwy niesie. Schodzi wysoka, sznurem przepasana. Jej cień do cienia dziczej głowy pnie się: Tak z groźnym zwierzem mocuje się sama.

(19)

Jak na Leandra czekająca Hero

Zapala światłość i nuci jej: „ P r o w a d ź ! ” -Tak my - [...]

[...]

Krytyka s. 668

bądź zakwestionowaną wiarygodność:

Miałem sen, nie wiem, o ile bezsenny?

Sen s. 381

Jest to jedyny „sen” zapisany w liryce Norwida. W leksykonie poety „sen” i czynność spania nie mają wymiarów zbyt poetyckich. „Och! jakże s p a ł b y s o b i e c z ł o w i e k ”. - Chciałoby się przyjąć to westchnienie w sposób naj­ bardziej naiwny i aprobatywny! Nauczyliśmy się jednak, że w świecie Norwida nie ma miejsca na pobłażanie leniwym zachciankom i (wbrew sobie) mora- listycznie rzecz przyswajamy. Z problemem beztroskiego spania w liryce polskiej uporał się dopiero Miron Białoszewski, a apologię Le żeń i „leżenia” zanalizował z prawdziwym zrozumieniem Janusz Sławiński46.

Motywy „snu” i „spania” na ogół traktowane są przez Norwida bardzo zjadliwie i nieromańtycznie. Tancerz „Zaśnij” mówi po tańcu mdłej kobiecie. (Czy to Norwid „salonowy”?). Godny „Warszawskiego-Dziennika” czytelnik tuż przed snem „z głupią żoną czyta Sennik” . I jest to znakomita karykatura „sytuacji archetypicznej” w wersji Juliusza Słowackiego:

Było to rankiem - pomnę - pod kaskadą - Byliśmy niczym nie strwożeni - sami - Czytając książkę pełną łez, ze łzami. Wtem duch mi jakiś podszepnął do ucha,

Ażebym na nią z książki przeszedł okiem. - Była jak anioł, co myśli i słucha -

I nagle - [ . . . ] [•••]

Odtąd jużeśmy nie czytali sami. Sytuacja zamknięta „dantejskimi wersetami” :

Soli eravamo e senza alain sospetto - Quel giorno piu non vi leggemmo avante47.

Cytowałam tu kilka obrazów „człowieka ze świecą” wtopionych w krajobraz 46 M. Białoszewskiego cykl Leżenia drukowany w M ylnych w zruszeniach (Warszawa 1961 s. 7-52). J. Sławińskiego analiza w: C zytam y utwory współczesne. A nalizy. Warszawa 1967 s. 156-168.

47 J. S ł o w a c k i . W Szwajcarii. Por. publikację S. Makowskiego W szwajcarskich górach.

(20)

sypialni, jest też kilka znanych wersetów ze „snem” zmetaforyzowanym o ne­ gatywnych konotacjach martwoty, niewiedzy, wygodnictwa:

[...] smęcąc u j ę t e s n e m g r o d y , (s. 323) - Niźlim w i e d z i a ł , pierwem śnił, (s. 337) I w snu obłok lekkiego wyobraźnię skrywa, (s. 409) A - czy też ona wie:

Nie z jawu - to choć z snów, (s. 468)

Niewiasty, zaklęte w umarłe formuły także „odeszły, sen n e...” (s. 546) One śnią: że szyba?... to - posadzka! (s. 659)

[...] k s i ą ż k a była klamrą spięta, A była śniącą coś w promieniu - Jak gdy chce z trumny powstać Święta, Gdy zawoła ją Pan, po imieniu, (s. 740) [...] H arfa swe zam ilkła słowo,

M arzyć począw szy, p o c zym śnić i spać na now o, (s. 768)

Także „Rozebrana” „śpi zapewne!” (s. 770). Sumuje ten ciąg tłumaczenie Z Buonarrotiego:

Słodko jest zasnąć, słodziej być z kamienia D ziś, gdy tak wiele hańb i poplamienia; N ie czuć, nie widzieć, leżąc jak w mogile - Cóż z tak uroczą porównałbyś N o c ą ? - Przeto, zaklinam, ucisz się na chwilę, Mógłbyś przebudzić m ię... na co? i po co?48

Ten właśnie obraz nocy kojarzy się czytelnikowi Norwida z ostatnim zapisem

Kroniki'.

Wieczorem odwraca się do ściany i zasypia, mówiąc jeszcze do Zaleskiego: „Przykryjcie mnie lepiej” . Umiera nad ranem. „Raczej zasnął, jak umarj” - komentuje ten zgon Miku­ łowska49.

48 Nie ma tej negatywnej konotacji znaczeniowej opis rzymskiego grobowca św. Stanisława Kostki (s. 401):

W komnacie, gdzie Stanisław święty zasnął w Bogu, Na miejscu łoża jego stoi grób z marmuru - Taki, że widz niechcący wstrzymuje się w progu, Myśląc, iż Święty we śnie zwrócił twarz od muru, [...]

(21)

Taniec, sztukę taneczną solo i w „zespołach” - literatura polska szczególnie umie wykorzystywać metaforycznie i symbolicznie - od Dziadów po Wesele, od wiersza Na pochwałę Kossowskiej w tańcu po Tancerza mecenasa Kraykow-

skiegol Oczywiście najpiękniejszy „opis tańca” (i najczęstszy przykład „kunsztu

doskonałego” , „szczególnie uderzającego wykorzystania metaforyki”50) zawarty jest w wierszu Do słynnej tancerki rosyjskiej - nieznanej zakonnicy. Tekst bardzo dogodny do „analizy lingwistycznej” , bo świetnie łączący poezję obrazu, metaforycznego opisu z tradycją wielkiej retoryki w. XVIII.

A jednak T obie!... która niżej jeszcze Wejrzałaś w głębie, nie nucą dziś wieszcze - Lecz ja, syn Polski, rzucam wieńcem z głowy Pod Twoje stopy ruskiej białogłowy

I łzę posyłam, co prawdziwie świeci, Bo ani znasz jej, ni Cię tu doleci!...

Taką analizę możemy przeprowadzić swobodnie, gdy hołd Norwida odczy­ tujemy w kontekście pochwały Kossowskiej:

Nóżki się ledwo widzieć pozwolą I tylko czasem tykają ziemi,

Wszystkie w niej członki razem swawolą, A zefir igra z szaty wiotkiemi.

Nie mamy wątpliwości - tańczącą obserwowało oko szczęśliwego mieszkańca Arkadii. Trembecki czy Szymanowski, „lube natury dzieło” , „świat” , „Kra­ sicki” , „Kupid” i „Szmuglewicz” znajdują się w tym samym czarownym kręgu. „Oko i dłoń” malarza swobodnie i „męsko” notują wrażenia.

„Patrz, patrz! Wybiegła jak jaskółka Czy tak zachęca nas znawca ba­ letu? Mistrz literackiego opisu? Ten także. Ale żeby właściwie zrozumieć po­ wody niezwykłego hołdu składanego „tanecznicy” , nie wystarczy chyba rzecz objaśnić predylekcjami Norwida - kultem wartości dućhowych, wartości re­ ligijnych. Najpierw sprawa zaimka. „Tu” i „teraz” przeciwstawiane jest zwykle czarodziejskiemu „tam ” ! „[...] tu mój trup w pośrodku was zasiada, / [...] Tam widzę ją, Dobitnie oświetlają ten powód głosy współcześnie doświadczo­

nych „tu” artystów. '

[--- ] [Ustawa z dn. 31 V I I 1981 r. O kontroli publikacji i widowisk, art. 2, pkt 3 (Dz. U. nr 20, poz. 99, zm.: 1983 Dz. U. nr 44, poz. 204)].

...Przed śmiercią jeszcze Chopina zaszedłem był raz na ulicę Ponthieu przy Elizejskich Polach, do domu, którego odźwierny z uprzejmością odpowiadał, ile razy kto zachodząc pytał go, jak się M o n s i e u r J u l e s ma?... Tam na najwyższym piętrze pokoik był, ile można najskromniej umeblowany, a okna jego dawały na przestrzeń, jaką się z wysokości zawsze widuje, tym jednym tylko upiększoną, iż czerwone słońca zachody w szyby biły łunami swymi.

(22)

Kilka doniczek na ganku przed oknami tymi stało, a ośm ielone przez mieszkańca wróble zla­ tywały tam i szczebiotały. Obok drugi maleńki był pokoik - to sypialnia.

B yło to więc jakoś około piątej godziny po południu, kiedy przedostatni raz byłem tam u Juliusza Słowackiego, który właśnie kończył obiad swój, z zupy i pieczonej kury składający się. Siedział przeto Słowacki przy stoliku okrągłym na środku pokoju, ubrany w długie pod- szarzane paletot i w amarantową spłowiałą konfederatkę, akcentem wygody na głowę zarzuconą. I mówiliśmy tak o Rzymie, [...].

D o pokoiku tego, który, jak Juliusz mawiał: „zupełnie byłby dla szczęścia człowieka wystarczającym, gdyby nie to, że w jednej stronie jego kąty nie są zupełnie proste, źle będąc skwadratowanym” - do tego, m ów ię, pokoiku innego dnia wieczorem wszedłem był, a Juliusz stał przy kominie, fajkę na cybuchu długim paląc, jak to używa się w Polsce na wsi; [...].

[...]

[...] było to tak, że wszedłszy pierwszy widziałem ciało zimne Juliusza, bo [...] zasnął śmiercią i w niewidzialny świat odszedł. Mało piękniejszych twarzy umarłego widzi się, jako była twarz Słowackiego, rysująca się białym swym profilem na spłowiałym dywanie ciemnym, coś z historii polskiej przedstawiającym, który łoże od ściany dzielił. Ptaszki zlatywały na niepielęgnowane doniczki z kwiatami [...]51.

1856 r. - Czarne kwiaty powstały na dwadzieścia jeden lat przed zamieszkaniem w Zakładzie św. Kazimierza, a przecież kiedy odczytujemy to arcydzieło z per­ spektywy celki w przytułku, najbardziej przejmuje tu ujawnione - nie tylko 'we fragm entach tyczących Juliusza Słowackiego - „spojrzenie bezdomnego” . Tylko takie spojrzenie zarejestrować potrafi wszystkie uroki prawdziwego domu; z dozorcą, z jadalnią i sypialnią, z własną przestrzenią za oknem,-z kwia­ tkam i i ptaszkami, z łożem i spłowiałym dywanem ciemnym. Wiemy: Słowacki mieszka, Norwid - bywa „u Pani Baronowej”, „w progi wchodzi” , odwiedza „trum ienne wnętrza izb” , patrzy „wśród areny”, pociesza go Bóg listkiem „do szyby przyklejonym”, ale do jakiej? Prawie zawsze potrafimy sobie odtworzyć konkretną przestrzeń otaczającą podmiot mówiący w wierszach Mickiewicza, Słowackiego, wypowiedzi liryczne Norwida rozlegają się w jakiejś przestrzeni abstrakcyjnej, nie oswojonej ani ścianami domowymi, ani żywym przestworem natury: „napotykałem w życiu”, „Nad stanami jest i stanów-stan”... Wyrazistsze są tereny obce, oficjalne, urzędowe:

Znalazłem się był raz w wielkim Chrześcijan natłoku, Gdzie jest biuro lasek, płaszczów i m a r e k ;

- Każdy za swój chwytał się zegarek, Nie ufając bliźniej ręce i oku!... v .

Grzeczność s. 634

W tym kontekście niezwykłą szczegółowością informacji przestrzennych uderza list poetycki Do Bronisława Z.

[...]

- Tak, ze Świętego Kaźmierza murów po-zastołecznej krasy,

(23)

Pytam Cię - nie, „ c z y w e n e c k i ' e z n a s z z a p u s t y ? ” , Lecz czy Przełożonej Zakonu Sióstr święto-Imienne

Znasz, o! rodaku, pośród mnogich hucznego Paryża ciekawości?! [■••]

Patrz - oto tam i owdzie mało okaźne mury. Wnijdź - ma się pod wieczór, mniemałbyś może, Iż na Malcie w zakonu gdzieś rycerskiego ostatku Zatułałeś się... tu, tam - uchylone Ci drzwi okażą Rdzawą na murze szablę albo groźny i smętny profil: 0 mało nie stuletni ówdzie mąż w konfederatce, jak cień Niedołamanej chorągwi przy narodowym pogrzebie, Przeszedł mimo i zgasł w długim jak nicość korytarzu — [...]

Patrz! - oto i gdzieniegdzie, tam i sam, Ożałobione blisko od dwóch tysięcy lat Kochanki Tego, który był umarł na Golgocie, Przechadzają [...]

[...]

Kilkadziesiąt panienek w tyleż zakwita uśmiechów. Ruch niezwykły dostrzegasz - kury nawet i kogut Oglądają się w słońcu skąpo błyszczącym na murze; Nieleniwo pies kroczy z ciężkiego spuszczon łańcucha.

Teraz wiemy - to jest miejsce, z którego „list ten piszę do Ciebie” . A równo­ cześnie wiem, że to nie jest jednak t o miejsce. Wiem - nie tylko z kom entarza Gomulickiego. Zamieszkiwanie miejsc brzydkich, brudnych, nieposiadanie własnego pokoju, niemożliwość wyboru sąsiadów, zmora mrówkowca i wie­ żowca - to nasze wspólne cierpienie, ale szczególnie dotkliwe dla artysty. Oto próba obłaskawienia tej rzeczywistości. Modli się M iron Białoszewski:

Boże, dokończ im tę szafę do sufitu nad sufitem! Bo korzystają 1 obijają, obijają,

prawda, że w subtelnościach, ale ja mam uszy przebite i co gorsze - mam ich w sobie pełno.

[Boże, dokończ im tę szafę...]

Czy próba Norwida zmierza ku upiększeniu? ku tzw. idealizacji rzeczywistości zewnętrznej? Nie - wysiłek największy to przezwyciężyć milczenie o ..., zauwa­ żyć i pozwolić zaistnieć we własnej poezji „długim jak nicość korytarzom ” i „Cherubom ze skrzydłami z papieru” , „mężom w konfederatkach” i „za­ konnym m atronom ”. Czy dlatego, że to obowiązek sztuki „bliskie [...] idealnym

(24)

znamienować”? Chyba nie. Kto przygląda się maleńkim dzieciom, jak za­ bawiają się „wzajem ziarnkami rozbitej szyby”? - wędrowny „szklarz” czy „Mę­ drzec” , którego „[...] myśl zawróciła teleskopem / W słońc miliardy i w światów szlak przez drogę mleczną!”? Kto pisze list do „rodaka” ze „Świętego Kaź­ mierza murów po-zastołecznej krasy”? Jeden z mężów w konfederatce? naiwny widz imieninowego przedstawienia? Ależ pisze to ten, któremu „ M i c h e l e t stary [...] Mówił [...] był” , ten, który rozmawiał z „mistrzem w t e o r i a c h s k ą p y m ” . „Dziadów autor, pom nę, jak to mówił ze m ną” , ten, który list pisze heksam etrem i cytuje Owidiusza. Więc jest to ktoś doskonale świadomy, że nie zdołają go zasypać rozpadające się mury dobroczynnego Zakładu.

Wyroczne zdania o „siostrach dwóch” , ciągle cytowane zdania'definiujące istotną rolę sztuki:

[...]

Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie,

Dwie tylko: p o e z j a i d o b r o ć . . . i więcej nic... [...]

zasłaniają odbiorcom poezji Norwida sprawcę tych zdań: człowieka, który w końcu zgodził się na los artysty w cywilizacji przemysłowej. Nie jest to los i zadanie szklarza, ale zadanie i los mędrca.

W liście Do Bronisława Z. dokonało się poetyckie przezwyciężenie sa­ motności - oto nawet z tego miejsca „list ten piszę do Ciebie” . Istnieje „za m uram i” człowiek, którem u mogę przekazać siebie. Jest to równocześnie najprostsze wejście w „sytuację archetypiczną” .

Cóż tak zachwyciło Przybosia w liryce Mickiewicza? Obrazowanie, wersy­ fikacja, tropy i figury - nie. Zachwycił „model człowieczeństwa” - bliski awan­ gardziście „zewnętrzny sposób spojrzenia na siebie” , skrajna obiektywizacja. Co tak zniechęca czytelników liryki Słowackiego? język? trudności z konkre­ tyzacją metafory? - Nie. Przeczucie naszej trywialności, całkowita niemożność identyfikacji z człowiekiem, którego rzeczywiście Pan słucha. A Norwid? - Żadna intelektualna zapora nie staje tu przed czytelnikiem. Zaporą jest nasza niechęć do bycia z cierpiącym. Osobowość cierpiącego. „Przed nie­ szczęśliwym, ach wszystko ucieka...” . Powiada M artin Buber:

Wejrzeć w człowieka oznacza zatem przede wszystkim postrzec jego całość i jako określoną przez ducha osobę, zobaczyć dynamiczne centrum, które odciska na wszystkich jego za­ chowaniach, manifestacjach i postawach uchwytne znaki niepowtarzalności. Takie wejrzenie jest jednak niemożliwe, jak długo ten drugi pozostaje dla mnie izolowanym obiektem moich rozważań czy obserwacji, ponieważ nie potrafią one dojrzeć jego centrum i całości. Jest to dopiero m ożliwe, jeżeli wejdę z tym drugim w elementarną relację, jeżeli zatem stanie się on dla mnie obecnością. D latego pojęcie: wejrzenie - w tym szczególnym znaczeniu - nazywam osobowym uobecnieniem52.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Po zatwierdzeniu podstaw programowych przez Frontex rozpocz ˛ał sie˛ proces ich przystosowywania do krajowych programów szkolenia funkcjona- riuszy straz˙y granicznej pan´stw UE, w

Atak na Pearl Harbor to od lat szczególnie wzięty i często podnoszony temat, i to zarówno przez krytyków Roosevelta, widzących w tym akcie świadomą prowokację rządową, w tym

Śledząc oceny dotyczące jego aktywności w tym czasie, uzyskać można ciekawy obraz zmieniających się postaw historyków, nie tylko wo- bec samego prezydenta, ale także w

Druhý vatikánsky koncil v svojej pastorálnej konštitúcii o Cirkvi v súcˇas- nom svete Gaudium et spes zdôraznil, že v hospodársko-spolocˇenskom živote je potrebné mat v úcte

Na koń- cu znajdowały się zarobki osób, które studiowały medycynę, co wiązało się, jak pisze Autorka, ze specyfiką zawodu — niskie uposażenie lekarzy wynikało z tego,

Przepisy te wraz z Przepisa- mi o mie˛dzynarodowej współpracy policji i wewne˛trznej kontroli zbiorów archiwalnych 5 , Przepisami o doste˛pie do baz danych wybranych informacji

Koniecznos´c´ stosowania zasad marketingu w działalnos´ci banków jest rezultatem zmian zachodz ˛acych w ci ˛agu ostatnich kilkudziesie˛ciu lat na rynku usług bankowych i w

Koszt terminala to kilkadziesi t zotych miesicznie za jego wynajem oraz koszt abo- namentu (za telefon stacjonarny 0,29 z netto za kad przeci gnit przez ter- minal kart,