Jerzy Strój ek* (G liw ice)
PROF. W IK T O R K E M U L A JA K O C Z Ł O W IE K I U C Z O N Y
Profesora W iktora K em ulę poznałem w 1960 r., na początku m ojej kariery naukow ej. P rofesor prom ieniał optym izm em , tw órczą p asją i o grom ną ak ty w nością. Porów nanie jeg o pasji działania z aktyw nością m ojego p okolenia w y pada w yjątkow o korzystnie dla Profesora. P rzyjechał w tedy z w ykładem do n a szego oddziału Polskiego Tow arzystw a C hem icznego. G łów na aula W ydziału C hem icznego Politechniki Śląskiej była przepełniona. Ja nieśm iało, dopiero po w ykładzie, podszedłem do P rofesora i zaproponow ałem sw oje skrom ne w ó w czas um iejętności aparaturow e w rozw iązaniu jedn ego z przedstaw ionych p ro blem ów. P rofesor zainteresow ał się tym i zaprosił m nie do Warszawy. Po dw óch tygodniach przyjechałem do niego ze sw oim i pierw szym i w ynikam i. Spotkało m nie serdeczne przyw itanie. B ardzo m iło w sp om in am tak że w ted y spo tk anie i uw agi prof. Z bigniew a Galusa. W izyta w W arszawie dała dobry początek dal szej w spółpracy i znajom ości z Profesorem i „zdecydow ała o późniejszej k arie rze naukow ej m łodego asystenta”, ja k napisał 27 lat później prof. Jerzy H aber - recenzent m ojego dorobku naukow ego.
P rofesor K em ula był w spaniałym w ychow aw cą i m ożna pow iedzieć, iż był moim ojcem naukowym. Potrafił pokazać ja k ciekawa jest chem ia fizyczna, a szcze gólnie elektrochem ia, i ja k ie m a m ożliw ości zastosow ań aparaturow ych. P od j e go kierunkiem w ykonałem w ciągu czterech lat pracę doktorską. Zgodnie z suge stiam i Profesora, w iększość m oich gliw ickich w yników spraw dzaliśm y w jego * Katedra Fizykochemii i Technologii Polimerów Politechniki Śląskiej, 44-100 Gliwice, Bolesława Krzywoustego 6.
76 J. Strójek
laboratorium. Państwo Kemulowie m ieszkali bowiem w budynku Uniwersytetu przy ulicy Pasteura. W części wchodzącej w skład m ieszkania było m ałe laborato rium , gdzie spędziłem w iele tygodni. Nieraz późnym w ieczorem , kiedy Profesor kończył sw oje zajęcia, byłem pewien, że w padnie do m nie by zapoznać się z post ępami pracy. Widziałem, że sprawiało m u to dużo przyjem ności i relaksowało od zajęć adm inistracyjnych oraz intryg, jakie w tam tych czasach i jeg o nie ominęły.
Profesor był człowiekiem bardzo sumiennym i w nikającym w szczegóły. Nie uznaw ał powierzchowności. Chciał wszystko, czym się zajmował, poznać i zrozu mieć. G dy dyskutow aliśm y o wynikach badań lub przygotow ywaliśm y m ateriały do druku, wskazywał m i krótkie pouczenia, które drukowane i oprawione w ram ki, w isiały w jeg o laboratorium, np. powiedzenie Faradaya: „pracuj, kończ, publi kuj” lub „człow ieka najbardziej plam i atrament”.
Do dziś dobrze o tym pamiętam i kiedy czytam prace swoje lub moich współpra cowników przygotowane do druku, staram się o ich jak najstaranniejsze opracowanie. P rofesora fascynow ały najbardziej rozw iązania aparaturow e stosow ane w po m iarach fizykochem icznych. Niestety, ju ż w tam tych latach nie było nas stać na ich zakup. Profesor przyw oził w ięc w kieszeniach elem enty elektroniczne, które kupow ał lub otrzym yw ał od kolegów za granicą, a które m y w ykorzystyw aliśm y w budow ie całej aparatury. Od początku doskonale rozum iał potrzebę zastoso w ań elektroniki, ju ż w ów czas tak silnie wkraczającej do pom iarów fizykoche m icznych. Starał się szczegółow o poznać w łaściw ości w ielu elementów, np. py tał dokładnie o w łaściw ości w zm acniaczy operacyjnych - jeszcze tych pierw szych, które przyw oził, zbudow anych na lam pach firm y Philbrick. M yślę, że ta cecha profesora spow odow ała, że klub polskich elektrochem ików, jeg o w ycho wanków, je st tak silny i dom inujący na naukow ym rynku m iędzynarodow ym .
P rofesor oraz jeg o w spółpracow nicy często uczestniczyli w konferencjach m iędzynarodow ych, m im o ów czesnych trudności. B ył on jed n y m z kilku n ie licznych autorytetów na św iatow ym forum elektrochem icznym . Prof. K em ula cierpiał, i nieraz to w yrażał, że Polska m im o ogrom nych potencjalnych m ożli w ości nie m ogła produkow ać i eksportow ać w łasnej aparatury fizykochem icz nej. W iele je g o propozycji w tym zakresie, realnie m oim zdaniem m ożliw ych do realizacji, zostało w ów czas zaprzepaszczonych na skutek bezw ładności adm i nistracji lub niechęci tak zw anych czynników.
Prof. Wiktor Kemula poza ogromnym zaangażowaniem w badania naukowe, nau czanie i życie akademickie znajdował zawsze czas na kontakt z m uzyką Miał dobry słuch, grał na fortepianie. Nieraz po spotkaniach naukowych w czasie zjazdów, jeśli by ły ku temu możliwości, zasiadał do klawiatury i dawał koncert. Jak mi opowiadał, w la tach swojej młodości dorabiał na utrzymanie grą na fortepianie w kinach podczas wy świetlania niemych wówczas filmów. Posiadał duży zbiór płyt gramofonowych. Po m o im piewszym stażu naukowym w USA, który został zaaranżowany przy jego pomocy, podarował mi płytę z Symfonią N ow ego Św iata D w orzaka, tłum acząc ja k to k om pozytor zafascynow any odw iedzinam i w A m eryce napisał ten utwór. Zaw sze słuchając tej płyty w spom inam tego, od którego j ą dostałem .
Prof. Wiktor Kemula jako człowiek i uczony 77
D oskonały słuch, ja k rów nież w spaniała pam ięć, którą nieraz zaskakiw ał otoczenie, były ja k sądzę, podstaw ą niezw ykłych m ożliw ości języ k o w y ch P ro fesora. Jak w iem , znał czynnie siedem języ k ó w i łatw o m ógł w m iędzy naro do w ym tow arzystw ie przełączać się z jed n eg o na drugi. G dy pytałem go o to, o d pow iadał, że tylko pierw sze słow a spraw iały m u pew ne trudności, dalej szło ju ż dobrze. M ów ił m i, że jeg o niełatw e dzieciństw o oraz w arunki, w ja k ic h się znaj dow ał, w ym uszały nauczenie się tylu języków .
Jednym z licznych pozaprofesjonalnych zam iłow ań, które nas łączyły, było sam ochodziarstw o. N ieraz, po dyskusjach na tem aty zaw odow e, rozm aw ialiśm y o tym. Jak w iadom o, P rofesor często podróżow ał kolejnym i sw oim i sam ochoda mi, a zdarzył m u się tylko jeden w ypadek i to jeg o najszybszą A lfa R om eo Julitą. W szystkie spotkania naukowe aktywizow ał nie tylko znajom ością przedm iotu, lecz rów nież sw obodą kom unikowania się z otoczeniem. Potrafił długo w ieść prym w towarzystwie, zabawiając w szystkich opow iadaniem licznych swoich przeżyć.
Do ostatnich sw oich dni Prof. K em ula był aktyw ny. M yślę, że je g o śm ierć odebrała nam w spaniałego człow ieka, w ybitnego naukow ca i w ycho w aw cę ca łego pokolenia polskich elektrochem ików . C ześć je g o pam ięci !
Fot. 25. Przy różnych okazjach, na zjazdach i zebraniach towarzyskich, prof. Kemula chętnie zasiadał do fortepianu i zdumiewał słuchaczy swą maestrią.
Jerzy Strojek
PROF. W. KEMULA AS A MAN AND AS A SCHOLAR
His onetime PhD student reminds Professor Wiktor Kemula, specially as a connois seur o f the modem instrumental techniques in electrochemistry, and as a musician.