• Nie Znaleziono Wyników

View of Jana Lechonia świat teatru

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Jana Lechonia świat teatru"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

S T A N IS Ł A W K A S Z Y Ń S K I

JA N A L E C H O N IA Ś W IA T T E A T R U

Spośród poetów S kam andrytów , którzy żywo interesow ali się d ram atem , sztuką teatraln ą, osiągnęli naw et znaczące, nie tylko w sw oim czasie sukcesy, a u to r Kar­

mazynowego poematu nie może pochw alić się niczym szczególnym w tej m ierze, choć­

by na rangę spełnień teatralnych J. T uw im a, A. Słonim skiego czy M. Jasnorzew - skiej-Pawlikowskiej. N ie zostaw ił przecież po sobie żadnego d ra m a tu , nie zasłynął ja k o tłum acz, np. d ram atu rg ii klasycznej, nie wszedł też do k ro n ik naszego te atru ja k o k rytyk; n ik t go obecnie nie cytuje czy przyw ołuje n a św iadka wielu w ydarzeń, k tó re znał w ybornie, w k tó ry ch z pasją uczestniczył. „O n tyle w życiu n ateatralizo - wał! Od pseudonim u literackiego p o czynając” .1 U w aga T. N ow akow skiego jest słuszna, może być naw et u zn an a za swoiste uogólnienie Lechoniow ych um iłow ań. P o d koniec życia bow iem p o eta pisał:

W iem w szystko o te a trz e u n a s przez pięćdziesiąt lat i p rzed tem — m ó g łb y m m ów ić nie godzinę, ale trzy. N ajdziw niejsze, że ta k m ało mi p rzy ch o d zi na m yśl d o w cip ó w i a n e g d o t. T e a tr nie je st w cale ta k w esołą instytucją, ja k ludzie n a o gół m yślą. A a k to rz y są n a p ew n o najsm u tn iejszy m i z ludzi. Bo p o p ro stu nie m a ich, d o k ą d się n ie w y p ełn ią Szekspirem czy S ło w ack im .2

W obszernych i niezm iernie fascynujących zapisach Dziennika, k tó ry stanow i nie­ zastąpiony zbiór zwierzeń, przem yśleń i w spom nień poety na rozliczne tem aty ży­ cia, św iata, sztuki — te a tr pojaw ia się b ard zo często, w ikła się niem al we w szystkie relacje. M otyw to obrośnięty zadziw iającym i głosam i i o d n o śn ik am i, k lim at zaś tych wypowiedzi — zazwyczaj serdecznych i żarliw ych — nieom ylnie w skazuje, iż te a tr ob o k poezji był w ielką L echoniow ą nam iętnością. Bolejąc n iejed n o k ro tn ie na kartach Dziennika n ad zm arnow anym w łasnym życiem , strw onionym przede wszy­ stkim na tzw. św iatow ości, ja k sam to nazyw a3, n astępująco rekapituluje swoje d o ­

świadczenia w tej dziedzinie:

1 T. N o w a k o w s k i . R yba na piasku. W : P am ięci Jana Lechonia. L o n d y n 1958 s. 58. 2 D ziennik. T . 3. L o n d y n 1973 s. 292.

3 J. Sakow ski zau w aża, że te „ m o n d a n its odg ry w ały c o ra z w iększą rolę w są d ach i p o g lą d a c h p o ­ e ty ” . Tym na p rzy k ład tłum aczy fak t n a p isa n ia przez L ech o n ia te k stu pio se n k i d o sztuki pt. Z m artw ienia pana H am m elbeina S. K rzyw oszew skiego, a u to r a d o n ie d a w n a jeszcze gw ałtow nie zw alczanego i p ię t­

no w anego ja k o p ro d u c e n ta tan d ety . Św iadczy o tym m an ifestacja n a p rzed staw ie n iu Pani C horążyny (Ż ałobny pas lity. W : P am ięci Jana Lechonia s. 5).

(2)

G d y b y z eb rać razem te g odziny, k tó re spędziłem na w idow ni, za ku lisam i, g ad ając o teatrze, c h o d z ą c d o a k to re k — b y łab y to p ię k n a część m ego życia. C zas ten zm arn o w ałem , bo nie n a p isa ­ łem sz tu k i, nie m ó g łb y m z eb rać to m u recenzji, z m oich ad m iralic ji histerycznych dla H elen, M a rii i A lin nic n ie zo stało . A le to była W arsz aw a, coś n ajb ard ziej w arszaw skiego, było to praw ie życie m ło d eg o P ro u sta . T ylko że nie chcę sz u k ać tego stra c o n e g o czasu. Z tych niezliczonych nocy przew łóczonych, z tych flirtó w b a rd z o n iespożytych z T alią i M e lp o m e n ą — m iałbym tylko p arę stro n ic d o m o jeg o „ L e T e m p s re tro u v é ” .4

Jeśli n a to m iast ro zpatrzyć ów „czas stra co n y ” pod kątem związków ró żn o ­ ro d n y ch z teatrem , bilans nie w yp ad a ujem nie.

Z oryginalnej tw órczości dram atycznej notujem y następujące utw ory: n o k tu rn d ram aty czn y p t. W pałacu Stanisława Augusta, pierwsze dzieło sceniczne poety, w ystaw ione w P o m a ra ń c z a m i (27 V 1916 r.), i przylegający doń fragm ent poem atu dram aty czn eg o pt. Pogrzeb Stanisława Augusta, pisany w Plaw ow icach 6 IX 1938 r. ;

K wiat pom arańczowy, dialo g o m iłości (z try p ty k u pt. Romantyczność), drukow any

w „ P ro A rte ” (1918 z. 14 s. 6-11); fragm ent kom edii pt. Pani Walewska („S kam an- d e r” 1920 n r 1 s. 6-18) oraz frag m en t dram atyczny wierszem pt. Godzina przestrogi, opublik o w an y w r. 1948 („W iad o m o ści” n r 24; inny fragm ent w : Poezje. W arsza­ w a 1957). Plon realizacji scenicznej nie p rzedstaw ia się najlepiej. Lechoń podobnie ja k inni poeci spod zn ak u S k a m an d ra piszący d ram aty (A. Słonim ski, W. Z aw i­

stow ski) żywił nadzieję, iż J. O sterw a wystawi ich rzeczy w R educie; wszyscy oni mieli zresztą w tym względzie pew ne obietnice. N a przykład 29 V 1920 r. m iało o d ­ być się czytanie Kwiatu pomarańczowego. N ie doszło je d n a k do tej w spółpracy,5 co nie je st w ykluczone, że fakt ten m iał pew ne reperkusje, zaważył na niechętnym sto ­ su n k u S k am an d ry tó w d o R eduty. Te L echoniow e drobiazgi dram atyczne nie p re­ zentują się odkryw czo, nie zask a k u ją w yróżniającą się stru k tu rą form alną, k tó ra by pośw iadczała w ybitniejsze uzdolnienia d ram ato p isarsk ie, aczkolw iek sam był innego m n iem an ia.6 T oteż przez całe życie usiłow ał pisać teksty dram atyczne. W y­ daje się, że m . in. d o sk o n ałe w yczucie fo rm scenicznych, zwłaszcza gatunków z p o ­ granicza kom edii i farsy oraz estrady, u d o w odnione zresztą w spółpracą z teatrem kab areto w y m (szopki polityczne C yrulika W arszaw skiego) czy działalnością re­ cy ta to rsk ą (k aw iarn ia P od P ik ad o rem ), a przede w szystkim nieprzeciętny zmysł satyryczny, nie były tu bez znaczenia dla podejm ow ania p ró b pisania dla teatru. P o za przysłow iow ą niem ocą tw órczą, k tó ra obezw ładniała go na całe lata, p arali­ żow ała jego poczynanie pisarskie specyficzna dw oistość — tak ją określił: „N ie znam b o d aj n ik o g o , k to by ta k ja k ja m iał w sobie, zarazem najwyższy patos z k a ­ b areto w ą iro n ią, k to by m ógł się nam yślać, czy m a pisać Godzinę przestrogi czy sa­ lonow ą ko m ed ię” .7 W rezultacie wszelkie te p ró b y pisania dla te atru ograniczały się alb o d o w ielokrotnego p rzep o w ia d an ia szkiców fabularnych zam ierzonych u tw o ­ rów (np. pow ieści pt. Bal senatora), alb o d o k o n stru o w an ia pom ysłów . Szereg ta ­

4 D ziennik. T. 1. Londyn 1967 s. 279.

s ]. S z c z u b t e w s k i . Ż y w o t O sterw y. W arszawa 1971 s. 153, 164.

6 Dziennik. T. 2. Londyn 1970 s. 505. 7 T am że t. 1 s. 386.

(3)

kich projektów zanotow ał w Dzienniku, np. z r. 1949 pom ysł jed n o ak tó w k i, w k tó ­ rej mieli znaleźć się — być może według spraw dzonej ju ż koncepcji np. w kom edii

Pani Walewska czy w Godzinie przestrogi — Słow acki, N o rw id , Villiers de 1’Isle-

-A dam oraz Balzac z panią H ań sk ą:

M am w ielką chęć zara z za b ra ć się d o tego i n ap isać to p o p o lsk u i p o fra n c u sk u . A le d o ty ch czas m am tylko to n — pani H a ń sk a p o w in n a to być sa m a ro m a n ty c z n o ść w św iatow ej edycji, coś ja k h ra b in a Idalia, tak a, ja k ą c h ciałab y być. A B alzac — to rzeczyw istość sz tu k i. I d y sp o z y cja, n ie ­ stety, n iespełniona: „M yśleć o tym i jeśli się przem yśli d o k o ń c a — k o n ieczn ie z a ra z w y k o n a ć ” .8

T ru d n o dziś powiedzieć, nie znając całego d o ro b k u tran slato rsk ieg o poety9, jakim i kryteriam i w yboru posługiw ał się bio rąc te właśnie d ra m a ty do tłum aczenia i czy podejm ow ał się tej pracy n a zlecenie teatru. L e k tu ra Dziennika nie d aje na to odpow iedzi, nie m a tutaj także zagadnień teorii czy p rak ty k i sztuki tłum aczenia; znajdujem y tylko interesujący szczegół dotyczący p rzekładu Wojny trojańskiej nie

będzie J. G ira u d o u x .10 W iadom o n ato m iast, że preferow ał d ra m a t francuski. Przez

długie lata w ysoko cenił now szą d ram atu rg ię fran cu sk ą, w indując n iek tó re utw o ry (np. C laudela) do rangi niedościgłego w p ro st w zoru — d o spraw y tej w ypadnie jesz­ cze pow rócić. W szystkie przekłady L echonia cieszyły się u znaniem ludzi te a tru i krytyków , np. B oya; rów nież po w ojnie w chodziły raz po raz do te a tru , chociaż niekiedy bez nazw iska tłum acza, ja k to zdarzyło się z Mariuszem M . P ag n o la w łódz­ kim T eatrze Pow szechnym (1946). Z nieznanych pow odów nie w ykorzystano jego przekładu Wojny trojańskiej nie będzie w zbiorow ym w ydaniu d ra m a tó w G irau d o u x , gdzie zam ieszczono przekład R. K ołonieckiego.11

N ato m iast gorzkie w yznanie poety, iż z całej swej w ieloletniej działalności tea- tralnokrytycznej nie zdołałby złożyć tom u, rozm ija się z p raw d ą. A u to r niniejszego szkicu — edycja ta nie przesadzając przedw cześnie w yników zap o w iad a się rewe­ lacyjnie — kom pletuje tak i tom . W świetle tych p ra c krytycznych — artykułów , recenzji, spraw ozdań, n o t — okazuje się, iż L echoń był bystrym i w nikliw ym obser­ w atorem , częściej zresztą uczestnikiem życia teatraln eg o , w rażliw ym n a wszy­ stkie zjaw iska i sytuacje, zdecydow anie interw eniującym p ió rem ciętym i zjad­ liwym. O dznaczał się nie tylko tem p eram en tem polem icznym , zdolnością d o n a ­ tychm iastow ej riposty, ironicznej z reguły repliki. D ysponow ał n a d to rzetelną w iedzą o teatrze i dram acie sobie w spółczesnym , orien to w ał się w trad y cjach sztuki d ra- m atyczno-teatralnej, zwłaszcza polskiej, co łagodziło p o n iek ąd zuchw ałą z reguły arbitralność jego ocen i opinii. B ezkom prom isow ość tej postaw y krytycznej, nie tylko w spraw ach te a tru — uspraw iedliw iona częściow o b ard zo m łodym wiekiem a u to ra tych inw ektyw, chodzi tu o la ta 1916-1918, a przede w szystkim u w a ru n k o ­

* Tam że s. 22 n,; tamże t. 3 s. 286.

9 Słownik współczesnych pisarzy polskich (T. 2. W arszawa Î 964 s. 33 i) rejestruje przekłady dram atów , są to: Ten, którego biją po twarzy L. Andriejewa; Mariusz M . Pagnola; Zielony fra k P. A . Caillaveta i R. de Flersa oraz Wojny trojańskiej nie będzie J. G iraudoux.

11 W ysoko ocenił przekład Lechonia naczelny redaktor „ D ia lo g u ” . Por. A . T. (A . T a r n ]. Sprawy bieżące. „ D ia lo g ” 1960 nr 2 s. 136.

(4)

w an a m om entem historycznym o d rad za n ia się państw ow ości polskiej — wyraża się jed n o zn aczn ie w walce o obyw atelski i artystyczny m odel teatru. G łęboka re­ fleksja n ad tą dziejow ą „chw ilą osobliw ą” ujawni się we w spaniałych strofach Kar­

mazynowego poem atu, w k tó ry ch pobrzm iew a wielka tradycja poezji rom antycznej

i W yspiańskiego. W izja „ te a tru o g ro m n eg o ” p atro n u je rów nież całej kam panii krytycznej L echonia i je g o kolegów , zgrupow anych początkow o w redakcji studenc­ kiego czasopism a „ P ro A rte et S tu d io ” . W latach 1917-1918 L echoń należy do kom i­ tetu redakcyjnego pism a, w spólnie z W . Z aw istow skim prow adzi dział teatraln y ; fak t ten w kontekście naszych rozw ażań w arto podkreślić. „N igdy się chyba tak d u ­ żo o teatrze nie m ów iło, ja k w naszej epoce” — pisał w „ P ro A rte et S tu d io ” J. Iw asz­ kiew icz.12 U kryw ający się p o d k ry p to n im em mjg przyszły re d a k to r „W iadom ości L iterackich” w rubryce V aria tego czasopism a, przez k tó rą przetaczała się ostra b atalia o now y k ształt sztuki i literatu ry na m iarę historycznych w ydarzeń, precy­ zow ał n astępujący p ro g ram p o stęp o w an ia:

U zn ajem y się za p o w o łan y ch d o w alki z w szelką ta n d e tą i k ra m a rstw e m , w szędzie dziś p o d n o sz ą ­ cym głow ę. W czasach , k ied y n a pierw szej polskiej scenie [T eatru P olskiego — S. K .] nie m a m iej­ sca d la R ittn e ra , zam ilk ł zu p ełn ie P rzesm y ck i, N o w acz y ń sk i p ió ro w k ą t cisnął, a Słońscy, K rzyw o- szewscy, C zelascy, K ozłow scy, K osiakiew icze i tu tti q u a n ti na czele polskiej k ro czą litera tu ry i p iśm ien n ictw a, m u si d o n o śn ie zab rzm ieć, c h o ćb y z je d n e j w olnej try b u n y — a la rm ostrzegaw czy, ala rm n a trw o g ę [...] S łow a g łęb o k ieg o uw ielbienia i e n tu z ja z m u m am y zaw sze dla praw dziw ej poezji i praw dziw ej sz tu k i, czy to będzie słow o K leszczyńskiego czy R o stw o ro w sk ieg o , czy ku n szt a k to rsk i K am iń sk ie g o a lb o S o lsk ieg o .13

M nożą się a ta k i „m łodej W arszaw y te atra ln ej” (L. Schiller) i m anifestacje przeciw a u to rem o raz sztukom , znajdującym się zwłaszcza w repertuarze T e a tru Polskiego, także R ozm aitości. L echoń z entuzjazm em pisze o d ram acie Pułaski w Ameryce A. N ow aczyńskiego, a w yrażając pochw ałę A. Zelw erow icza ja k o reżysera (z okazji przedstaw ień w Sfinksie) pisze: „N ajszlachetniejszy naw et konserw atyzm , a ten p an u je n a scenach w arszaw skich w szechw ładnie — nie zmieni faktu, że tw órczość reżyserska niczym w W arszaw ie się nie m anifestuje, że słow em m am y d ram at, a k ­ to ró w , d ekoracje naw et, nie m am y właściwie te a tru ” .14 Przede wszystkim w poczy­ n an iach T e a tru Polskiego g ru p a ta („m łodzieży literackiej” ) chciała widzieć rzecz­ n ik a i rea lizato ra w ielkiego rep e rtu a ru . Z okazji w ystaw ienia n a scenie T eatru Pol­ skiego Gluszcza S. K rzyw oszew skiego L echoń dow odził, iż „nie w olno [...] najpierw - szego w Polsce te a tru k o m p ro m ito w ać rep ertu arem takich sztuk [...] i dem oralizo­ w ać w głupich bezkrw istych ro lach najlepszych polskich arty stó w ” .15 W grudniu tego ro k u (1918) doch o d zi d o publicznego p ro testu n a przedstaw ieniu Pani Chorą­

żyn y tegoż a u to ra , łącznie z rozrzuceniem ulotki piętnującej ten skandal teatralny.

L echoń, np. b o h a te r tej m anifestacji16, z żarliw ością poety, z im petem publicysty,

12 1918 z. 15 s. 24. 13 T a m ż e z. 8 s. 20. 1J T am że z. II s. 34. 15 T a m ż e z. 10 s. 30.

(5)

gw ałtownym i notam i, zam ieszczanym i w V ariach swojego pism a, patetycznym i o k re ­ sami artykułów , naw et wierszem (M argines rymowany) u p o m in a się konsekw entnie o teatr, który by p o trafił „styranizow ać, zm iażdżyć, pogw ałcić w ielką sztuką sum ie­ nie narodow e; wypłaci się suto n a ró d za tę św iętą przem oc; przejrzy dziś lub ju tro — [...]. Ze wszystkich teatrów w Polsce w łaśnie T e a tr Polski m oże sobie wywalczyć k ar- mazyny pierw szeństw a, m a siłę w ew nętrzną, aby uzurpow ać sobie rząd duchow y w sztuce” . 17 W innym artykule próbuje L echoń oznaczyć cele i specyfikę teatru . O kreślenie poniższe jest w swej artykulacji m odernistyczne, nie zaciera je d n a k o n a sensu tej definicji:

T e a tr [...] je st m yślącym , czującym i czułym in d y w id u u m , ja k p o e ta , m alarz, k o m p o z y to r. M a sw o ­ ją duszę, sw oje tęsk n o ty i p oryw y. M a sw oje p rz e k o n a n ia , o k tó re w alczy i k tó ry c h b ro n i. R ó ż n i się tylko te a tr ko m ed ii od te a tru k ro to ch w ili, lecz ta k ż e dw a te a try k o m ed ii m iędzy so b ą . R ó ż n ią się w p rzek o n an iach . Z a trz e ć te ró żn ice znaczy to sa m o , co o g rab ić te a tr z duszy. W p ro st n ie p o d o b n a w yobrazić sobie n o rm aln eg o ro zw o ju k u ltu ry te a tra ln e j tam , gdzie nie istnieje e m u lacja, k o n k u ­ rencja a rty sty c z n a 18.

G łów nym forum w ystąpień krytycznych L echonia w tym czasie było „ P ro A rte et S tu d io ” . Indeks zam ieszczonych tam rzeczy teatralnych je st dość pokaźny, nie sposób z b raku miejsca zdać dokładnie spraw ę z ich p roblem atyki. Sygnalizujem y zatem kilka elem entów . Poczet ten otw iera obszerniejsza refleksja (n a m arginesach

Warszawianki) 17-letniego a u to ra. To dzieło poety, k tó rem u tyle urzekających i nie-

zdaw kow ych uwag poświęcił m. in. w swoim Dzienniku, wziął za p rzed m io t analizy te atro lo g iczn ej: „Z teatru , z m alarstw a, z dźw ięku wyszła Warszawianka" — tak im w nioskiem zam yka w yw ód.19 Z tego sam ego ro k u (1916) pochodzi om ów ienie w ar­ szawskiej prem iery Judasza z Kariothu K. H. R ostw orow skiego z K. A dw entow i­ czem w roli tytułow ej.20 W 2 lata później recenzuje Kaligulę z L. S olskim .21 W tej krótkiej wyliczance nie m ożna pom inąć obszernego szkicu J. E ichenw alda pt. Precz

z teatrem! w przekładzie L echonia; był to pierw szy rozdział zbiorow ej p racy pt. W sporach o tieatrie, w ydanej w M oskw ie w 1913 r. T łum acz poprzedził dzieło n o tą ,

w której uzasadnił swój w ybór tek stu koniecznością zap o zn an ia się z różnym i o p i­ niam i na tem at istoty i przyszłości te a tru .22

W recenzjach teatralnych L echonia, chociaż przew ażają rozw ażania n ad tek ­ stem dram atycznym , nie b rak w nikliwych spostrzeżeń dotyczących ro b o ty reżysera, aktorstw a, scenografii, k tó re św iadczą o rozum ieniu sam oistności i odręb n o ści dzieła teatralnego. Pisane żartobliw ie, w tonacji ironicznej, nierzadko z nonszalancją, za­ skakują te m iniatury analityczne znaw stw em k unsztu teatralnego, zwłaszcza k u n ­

ler w szkicu pt. Gdy B oleslaw ski p rzyjechał do W arszaw y. W : Teatr ogrom ny. W a rsz aw a 1961 s. 280 n. Por. także A. S z y f m a n . L abirynt teatru. W arsz aw a 1964 s. 275-285.

17 W sprawie teatru narodowego. „ T e a tr" 1918/1919 z. 4 — cyt. z a : S c h i l l e r , jw . s. 18 W sprawie ..m onopolu teatralnego". „ T e a tr" 1918/1919 z. 1 s. 15.

19 „ P ro A rte et S tu d io ” 1916 z. 3 s. 23-28. 20 T am że s. 87-89.

21 T am że 1918 z. 9 s. 23 n.

(6)

sztu a k to rsk ieg o , są p rzykładem błyskotliw ości i finezji krytycznej. Te cechy o d ­ kryw am y także w recenzjach publikow anych od r. 1924 w „W iadom ościach Lite­ rac k ic h ” czy na lam ach gazet; są one także uchw ytne w partiach teatralnych Dzien­

nika. D o nich to zaw ęzim y nasze dalsze rozw ażania staw iając pytanie, co pozostało

n a tych k a rta c h z daw nych p rzek o n ań i poglądów poety.

Ze sk a m an d ry tam i dzielił L echoń pełen nam aszczenia, niekiedy wręcz kul­ tu , stosunek d o pisarzy starszego p o kolenia. W tej rew erencji, ja k zauw aża Sa­ kow ski, nie uznającej żadnej rewizji, nie znoszącej żadnej p ró b y now ego spojrzenia, L echoń szedł n ajdalej, był pod tym względem bezkom prom isow y (np. stosunek do Ż erom skiego, O r-O ta, A. N ow aczyńskiego, L. H. M o rstin a, L. Staffa) M iał zre­ sztą pełen czci szacunek d la daw ności polskiej, ak tó w heroizm u i patriotyzm u, z przeszłością czuł się m ocno pow iązany — d o kum entuje to jego poezja. Czytając pam iętn ik i S. Stem pow skiego skreślił takie w yznanie: „[...] te nie m oje czasy są to czasy, o k tó ry ch słyszałem w dzieciństw ie i o wielu osobiście mi nieznajom ych m y­ ślę ja k o ludziach bliższych mi niż dzisiejsi” .24 N ie dziwi przeto, że z najwyższym p o ­ dziw em od n o sił się do dzieł ro m an ty k ó w , że tw órcę D ziadów otaczał „religijnym kul­ tem ” (T. T erlecki), w tej też skali, w myśl stosow anej przez niego rygorystycznie hie­ rarchii — najw yższą m iarą: Szekspir i Słow acki — mieścił N o rw ida, F redrę, W y­ spiańskiego. W yjątek stanow i N orw id, k tó reg o d ram ato m nie poświęcił ani jednej linijki. N a to m ia st m nóstw o w Dzienniku św ietnych, zaskakujących odkryw czością u w ag o wielkiej d ram atu rg ii rom antycznej, o jej inscenizacjach, o teatrze Fredry i W yspiańskiego. Z a te linie rza d k o w ychodził ze słow am i adm iracji, jakkolw iek pisał z sentym entem i uznaniem o d ra m a ta c h w spółczesnych. U łożył naw et tak ą li­ stę sztuk „n ap ra w d ę trw ałych w naszym teatrze” : Dziady, Nieboska komedia, Fan-

tazy, Zem sta, Wesele, R ozbitki, Moralność pani Dulskiej, Szczęście Frania, Kościusz­ ko p o d Racławicami, W ilki w nocy, Lato w Nohant, Obrona Ksantypy oraz Rodzina

A . Słonim skiego. A sk om entow ał ta k te n żelazny re p e rtu a r:

M o ż n a by jeszcze d o d a ć Judasza, a b y coś d a ć z R o stw o ro w sk ieg o a lb o U m e ty , k tó ra była d o ­ w o d em , że R o stw o ro w sk i nie byl p o e tą , ty lk o sa ty ry k iem i realistą. I oczyw iście G ałązkę rozm a­ rynu, c h o ć razem z K ościuszką, to za duży p ro c e n t sztuk ludow ych. N o w aczyński to pozycja w h isto rii lite ra tu ry i w h isto rii a k to rstw a , to bez Solskiego n aw et nie te a tr .25

P oza niew ielkim i zm ianam i zestaw ten grany jest we współczesnym teatrze p olskim .

O ile L echoń nie p o d d aw a ł przew artościow aniu swoich sądów o daw nych ro­ dzim ych dziełach literackich czy teatralnych, lata em igracji now ojorskiej wywróciły n a nice daw ne opinie na tem at literatu r obcych, zwłaszcza literatury francuskiej. P o e ta w eryfikuje swoje opinie bezlitośnie, w szystko staje się przedm iotem gw ałtow ­ nej rewizji, w efekcie anuluje swoje wcześniejsze zachw yty, unicestw iając je w nie­

23 Jw . s. 4.

u D ziennik t. 3 s. 504.

25 T am że s. 222. R ecenzja (en tu z ja sty c z n ą ) z w ydania książkow ego d ra m a tu pt. P ułaski w Am eryce u k a z a ła się w „ P r o A rte et S tu d io ” 1917 z. 7 s. 26 n.

(7)

słychanie bezwzględnej i częściowo krzycząco niespraw iedliw ej filipice przeciw literackiej przede wszystkim Francji. T en m otyw oburzenia, naw et p o g ard y w raca w ielokrotnie n a stro n y D ziennika:

[...] C h c ia ło b y się w ierzyć, że p o S a rtrz e i całym je g o h u m b u g u przyjdzie z F ra n c ji coś ta k lite ra c k o zdrow ego, ja k byk Balzac i genialny d e g en erat P ro u st. A le c o ra z m niej n a to nadziei. H em ingw ay je st lepszy niż Jules R o m ain s, T ennessee W illiam s niż A c h a rd , a T ru m a n C a p o te m łodszy i przez

to ciekaw szy niż C o c te a u .26

I szyderczo przenikliw a k o n statacja:

A n to lo g ia te a tru fran c u sk ieg o — P o rto R iche, B ernstein, G e ra id y , F lers i de C a illav et — to z d u ­ m iew ające, że m o żn a było n ap isać tyle, nie ty k ając in n eg o p ro b le m u niż z d ra d a m ałżeń sk a. M oże to pow ietrze k o m ercjaln ej A m eryki to ro b i, ale p rz e c ie ra m oczy i p y ta m się sieb ie: czy to m ożliw e, że ludzie w P ary żu (a to znaczy we w szystkich sto licac h św ia ta) przez w iek cały żyli ty lk o tą sp raw ą. C óż to za p rzem o c op in ii, k tó ra całym sp o łe czeń stw o m n a rz u c iła g u sty i k ło p o ty b o g a ty c h p ró ż ­ niaków ja k o c e n tra ln e zag ad n ien ie ży cia.27

Stąd wielki podziw dla literatury, d ra m a tu , te a tru am erykańskiego, dla tw órczości

0 ‘Neilla:

[...] Przez je g o te a tr idzie to p o tężn e tch n ien ie życia, k tó re fran c u scy m a jstro w ie zn a ją ty lk o z książek i ze spojrzenia. Jeg o czas jeszcze przyjdzie, gdy skończy się czas ró żn y ch m yd łk ó w (...]. I gdy się m yśli, k to z naszych czasów m ó głby n a zaw sze zo stać w te a trz e — c o raz b ard ziej w ątpi się o B ernardzie Shaw , co ra z m niej m yśłi o P ira n d e llo , i nie sp o só b n ie m yśleć o Q ’N e illu .28

Stąd też zachw yt n ad aktorstw em M. B rando i J. D e an a29, a p ro b a ta m usicalu ja k o sztuki rozryw kow ej d la m ilionów .30 Ale nie p o trafił Lechoń zrozum ieć zupełnie np. poezji E liota i jego p ró b w zakresie d ra m a tu poetyckiego, przeciw staw iając np. dram atow i Coctaii Party — Wesele ja k o najwyższe i jedyne w sw oim rodzaju osiąg­ nięcie w tej dziedzinie. W sztuce E lio ta o d nalazł sam e „ o k ro p n o śc i” , zaś jego sa­ mego uznał w praw dzie za „m yślącego człow ieka, ale zupełnie bez ta le n tu ” .31 P o ­ dobnie mylił się w ocenie tw órczości C h. F rya, J. G eneta, W itkacego i wielu innych. W skazywaliśmy, że Dziennik przepełniony jest w spom nieniam i, z sentym entem ew okow anym i z chłonnej pam ięci. Ich magna pars odnosi się do życia teatralnego W arszaw y z pierwszych dziesięcioleci naszego wieku. L echoń przyw ołuje do ist­ nienia wspaniały świat polskiego teatru , i za „cudow nych czasów , kiedy k in o było niewinnym «iluzjonem »” , i z czasów późniejszych po odzyskaniu niepodległości. Z nał wszystkich w ybitnych ludzi teatru , z w ielom a — ja k np. z L. Schillerem czy J. Leszczyńskim — przyjaźnił się, oglądał znak o m ite przedstaw ienia, k tó re po dzie­ sięcioleciach um iał rek o n stru o w ać w m igotliw ych elem entach gry aktorskiej, de­

2<> D ziennik t. 1 s. 26. 21 T am że t. 2 s. 151. 2S T am że t. 3 s. 225. 2,> T am że s. 494, 500, 328 n.

30 P o ch w ała m usicalu M y Fair Lady (tam że s. 695 n ). 31 Dziennik t. s. 413, 171, 152 n., 342 o raz w to m a c h 2. 3

(8)

koracji, kostium u, rekw izytu; dysponow ał także cennymi inform acjam i biogra­ ficznymi, częściowo ty p u anegdotycznego. Pam ięć miał rzeczywiście im ponującą: w 1952 r. w ym ienił „bez żadnych ściągaw ek” aż 24 w ykonaw ców z obsady w ar­ szaw skiego Wesela, w ystaw ionego w 1915 r. w T eatrze R ozm aitości. O sobnego studium w ym agałoby opisanie sto su n k u L echonia do Schillera ja k o człowieka i a r­ tysty, tu taj w inna by się znaleźć in terp retacja schillerow skiego teatru, zwłaszcza w jego wersji m onum entalnej. N ie jedynym przykładem , aczkolwiek trochę osobli­ wym, sw oistego ciążenia osobow ości Schillera na poetę m oże być seria... snów teatralnych, z nim w łaśnie zw iązanych: „Z n o w u nic nie pam iętam z jakiegoś w ażne­ go snu. Tyle tylko, że coś tam było z L ulkiem Schillerem , k tó ry wciąż mi się w snach m ajaczy” .32 A nieco wcześniej: „D zisiaj śniła mi się ja k a ś dekoracja ze schodam i w stylu inscenizacji Schillera, tylko bez jego p o n u ro śc i” .33 Innym razem : „Jakiś dom pogrążony w ciem ności — ja k scena w inscenizacjach Schillera [...]. Przechodząc przez ów do m czy salę rozpoznałem w centralnej figurze tej sceny jegom ościa, u b ra ­ nego ja k W istow ski w Grubych rybach i w yglądającego zresztą ja k Frenkiel czy J u ­ rek Leszczyński” .34

Pasm o czerni, jak ie przew ija się w tych m ajaczeniach, jest pow tórzeniem na tym planie pretensji, ja k ie za Boyem zresztą Lechoń kierow ał p o d adresem Schillera.35 Nie chodzi tu, oczywiście, o żad n ą w ykładnię snów , niem niej w ich czysto tea­ tralnych postaciach, w ątkach i m otyw ach m ożna by praw d o p o d o b n ie doszukiw ać się sw oistych znaków w yobraźni teatralnej, będącej niew ątpliw ie konsekw encją jego całkow itego o p ę tan ia teatrem , ta k w życiu, na jaw ie, ja k i we śnie. „W e śnie płaka­ łem z zachw ytu n ad Weselem W yspiańskiego. Śniąc, d ek lam o w ałem : tu wam mało, tam w am m a ło ” .36 Śladów tej natarczyw ie obsesyjnej i ciągle m aterializującej się w różnego rod zaju k o n k retyzacjach w yobraźni teatralnej, przejaw iającej się właśnie w m yśleniu, w idzeniu o raz ujm ow aniu rzeczywistości w kategoriach stru k tu r dra- m atyczno-teatralnych czy ich odprysków , jest niesłychanie wiele w Lechoniowych pism ach, zwłaszcza w Dzienniku. I wiele przeto teatralnych term inów .37 Świadczy­ łoby to m. in. o w ystępow aniu czy w ydobyw aniu się elem entów w yobraźni te a tra l­ nej p o za głów nym terenem jej funkcjonow ania, tzn. w tekstach dram atycznych. W ystarczy kilka przykładów . Lechoń często współczesne czy przeszłe zdarzenia w u k ład ach sytuacyjnych i konfliktow ych, znam iennych dla d ram atu , sytuuje — ja k b y per analogiam — w ram ach znanych utw orów dram atycznych. Przypom inając dzieje sp o ru m iędzy m arszałkiem J. Piłsudskim a kard. A. Sapiehą pow iada, iż „cała spraw a o k ryptę p o d Srebrnym i D zw onam i jest ju ż dziś [1951] tylko w spaniałą sceną z arcypolskiego d ra m a tu , z ducha zarazem W yspiańskiego i M atejki” .38

33 T am że s. 108. 33 T am że s. 22.

34 T am że t. 2 s. 86. 251, 578. 35 T am że t. 3 s. 501.

36 T am że s. 258.

37 W a rto by, w zo ru jąc się na z a p lad n iając ej m eto d o lo g iczn ie pracy 1. Sław ińskiej (O term inologii teatralnej Norwida. „ P a m ię tn ik L ite ra c k i” 59:1968 z. 4 s. 65-80) p o d jąć tak ie b a d a n ia nad tw órczością J a n a L ech o n ia.

(9)

Jest to przyw oływ anie czasu historycznego w jego rozległych k o n ta k ta c h za pom ocą aluzji teatralnej i m alarskiej. A lbo ślub G rac e Kelly z ks. R ainierem :

T o g o to w a sz tu k a, nie ty lk o fa rsa M eilhaca i H alev y 'eg o . ale B e rn ard a S h aw a d w a św iaty, k tó re w łaśnie ta k a cerem o n ia, tak i p ro to k ó ł k o n fro n tu ją b ezlitośnie [...]. M oże to naw et nie B ernard S h aw , ty lk o w ielka g o rzk a k o m ed ia, o b ra z w ariactw a naszych czasów . P ra w d a ! Je st jeszcze O n assis, n ajb ard ziej tajem n icza i jed y n ie serio p o sta ć .30

Również opisy stanów psychicznych dość często skrzą się błyskotliw ym i i niesp o ­ dzianym i skojarzeniam i zaczerpniętym i z literatu ry bądź teatru albo też odniesie­ niam i do konkretnych doznań lub osób. W idok żółknących liści na drzew ach, o z­ naczających jesień to : „[...] m elancholia, k tó ra Ui w A m eryce trw a k ró tk o i przy ch o ­ dzi później fantastyczny tea tr w stylu Die Jugend i K aro la F rycza Indian Summer". Ale na ten o b raz nakłada się i przenika go drugi — przypom nienie roli Jo u v eta w Le Taciturne M artin a du G a rd a : „P am ięta m głos Jo u v eta, gdy m ów ił o spacerze w W ersalu, z którego pow rócił [...]. Pam iętam w rażenie rozdzierającego sm utku, dobyw ającego się z tych zdań uryw anych, w różących beznadziejny, ja k jesień, k o ­ niec sztuki” .40 A inny pejzaż jesienny, o glądany przez o k n o , przyw odzi „drzew a i krzewy Frycza w jego Burzy w T eatrze Polskim . N a ich tle widzę w yraźnie Zelw e­ rowicza [...]” .41 Czy „d o sk o n a ła mgła w N ow ym J o rk u ” przypom inająca „ b a rd z o sugestywną m głę” w przedstaw ieniu M agii C hesterto n a.

N a koniec L echoniow a poezja, przynajm niej szereg jego wierszy, otw ierających niczym na scenie m o num entalne lub kam eralne przestrzenie, narzucające się wizją plastyczną wielkich niekiedy fragm entów rzeczywistości lub okresów historycznych. D ochodzi tutaj ja k b y do transpozycji ujęć poetyckich na język teatru , d o kreow ania inscenizacji wedle w zorów teatralnych i film ow ych. Te procesy św iadom ej teatra- lizacji zm ierzające do b udow ania wielkich w idow isk zauw ażył I. O packi we w nikli­ wym studium o Karmazynowym poem acie.42 W ystarczy uzm ysłow ić sobie pew ne, n a ­ zwijmy je, narodow e rekwizyty i realia tej poezji, grające jak że d onośnie i czytelnie aluzjam i literackim i oraz historycznym i, ażeby n a planie m etaforycznym i sym bolicz­ nym odnaleźć p u n k ty zbieżne z poetyką inscenizacyjną d ram atu rg ii rom antycznej czy W yspiańskiego, stosow aną np. przez A. H anuszkiew icza czy K. Sw inarskiego. I jeszcze wym ieńm y „ te a tra ln e ” tytuły wierszy, jakkolw iek — pow tarzam y — nie one jedynie są dow odem na to, ja k ą siłę inspirującą dla poety mial teatr w zakresie w yobraźni, kom pozycji itp. T o takie m. in. tytuły, ja k : Ostatnia scena Dziadów.

Nieboska komedia. Teatr na wyspie. Sen srebrny Salomei, Do Szekspira, Oedipus rex.

L ektura Dziennika pozw alała n ad to zorientow ać się w reakcjach L echonia na fakty ze w spółczesnego życia teatralnego w k raju, k tó re uw ażnie śledził. C zytał „ T e a tr” , czasopism a literackie, książki o teatrze, m. in. rzecz K. W roczyńskiego

39 T am że t. 3 s. 703 n. 40 T am że t. I s. 586. 41 T am że s. 402 n.

42 W o kó ł ..K arm azynow ego p o e m a tu " Jana Lechonia (teksl pow ielony s. 23 n ).

(10)

o S. Ja raczu o patrzył interesującym ko m en tarzem .43 W notatce z 6 IX 1952 r. pisał: „ F re d ro jest teraz więcej grany w Polsce niż przed w ojną, to trochę skutek inflacji te atró w rozm nożonych ja k grzyby w deszczowe lato. Ale faktem jest, że wyciąga się najbardziej zap o m n ian e jego sztuki i że najw idoczniej i publiczność chodzi na to [...]” .44

U w agi te, dalekie od d o k ład n eg o opisania zagadnień zapow iadanych tytułem szkicu, u p raw o m o cn iają do konkluzji, iż Jan Lechoń to nie tylko k a rta w histori literatu ry , to także rozdział w historii naszego teatru .

43 T a m ż e t. 3 s. 139 n. 44 T am że t. 2 s. 491.

Cytaty

Powiązane dokumenty

chonia do Czesława Miłosza, gdzie w grę wchodzą różnice i pokoleniowe, i środowiskowe Wywodzące się jeszcze z lat przedwojennych, a także — co

Rozmiary tego dziennika oraz intencje i ambicje, iakimi się kierował autor podejmując przedsięwzięcie, które zdawało się przerastać jego możliwości i siły nie pozwalają

surowiec o charakterze pucolanowym, którego głównym składnikiem fazowym jest metakaolinit powstały w wyniku częściowego rozpadu struktury kaolinitu w temperaturze powyŜej 500 o

Wskazują jednak także i na inne kwestie, które już zamieszcza się w niektórych propozycjach teologii moralnej szczegółowej, błogosławieństwa, dary Ducha Świętego,

ności Bożej mogła sprawić, że ta nieliczna grupka chrześcijan m iała później podbić dla swej praw dy nie tylko pogański Rzym, ale też — niby gorczyczne

rodne formy kultury lokalnej, a kraje Trzeciego Świata stają się obiektem nowej formy imperializmu - ekspansji środków masowego przekazu (Giddens

It was observed that ideal structure with two vortices and a shear layer extracted from actual turbulence flow emulated the pair dispersion statistics qualitatively.. And the

Przedm iotem artykułu je s t prasa lokalna ukazująca się na obsza­ rze Ziemi Rybnicko-W odzisławskiej. Zgodnie z tą klasyfikacją, przedstaw iono p o szcze­