• Nie Znaleziono Wyników

pdf Profesor Hanna Czeczottowa (1888–1982) i Pracownia Paleobotaniki Muzeum Ziemi PAN w Warszawie (409 KB)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "pdf Profesor Hanna Czeczottowa (1888–1982) i Pracownia Paleobotaniki Muzeum Ziemi PAN w Warszawie (409 KB)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Profesor Hanna Czeczottowa (1888–1982)

i Pracownia Paleobotaniki Muzeum Ziemi PAN w Warszawie

Krystyna Juchniewicz

1

Professor Hanna Czeczott and the Palaeobotanical Department of the Museum of the Earth of the Polish Academy of Sciences in Warsaw. Prz. Geol., 69: 321–328.

A b s t r a c t. Hanna Czeczott, née Peretiatkowicz, studied at the universities of Warsaw and Sankt Petersburg. In 1910, she married Professor Henryk Czeczott. In 1913–1925, accompanying his scientific travels to North Amer-ica, Asia and Macronesia, she carried out her own botanical investigations and observations, mainly in the field of phytosociology and dendrology. In 1922, when her husband got a chair at the Academia of Mining and Metallurgy in Kraków, Hanna Czeczott continued her investigations at the Botanical Institute of the Jagiellonian University (with no employment). After her husband’s death, in 1931, she settled down in Warsaw and continued her research at the Department of Plant Taxonomy and Geography of the Botanical Institute of Warsaw University, being finan-cially independent but without formal employment. During these years she published several papers in the field of plant taxonomy, variability and geography, gave lectures at international conferences (i.e. during the Botanical Congress in Cambridge in 1930, in Amsterdam in 1935, and Paris in 1954) and made several scientific travels in order to visit the most important botanical museums or institutions in western and southern Europe. In 1933–1939, she carried out dendrological investigations for the Scientific Institute of State Forests. Her interest in palaeobotany was initiated in the 1930s when she recognized fossil alder among the impressions of the Miocene leaves identified as beech (Fagus feroniae Unger). In 1937, on the recommendation of the State Geological Institute, she collected the leaf flora in Zaleœce near Wiœniowiec and since that time she devoted herself to palaeobotanical investigations. In the conflagration of Warsaw during World War II, many manuscripts of her works and notes were lost, as well as her library and the greater part of herbaria collected during the expeditions undertaken together with her husband. After the war, in the newly cre-ated Museum of the Earth (since 1959 included in the Polish Academy of Sciences), she organized the palaeobotanical laboratory devoted to the study of Tertiary flora. Since 1948, the Miocene flora from the mine in Turów was studied under her leadership and the material was collected in the mine area during several field works carried out together with her assistants. The last expedition to Turów, in order to collect new material, was undertaken in 1974, when Professor Hanna Czeczott was 86 years old. Miocene flora from Turów was studied by several specialists-palaeobotanists, but Professor Czeczott was the leader and the main participant of these investigations. The results of these investigations were published, mostly under her editorship, in the Prace Muzeum Ziemi, and pro-vided new important data concerning the origin of brown coal from Turów, based on the preserved plant remains – tree trunks, fruits, seeds, leaves, fungi and mosses.The vegetation of the past geological periods fascinated Professor Czeczott; due to her enthusiasm nobody remained indifferent, from her assistants to the Management of the Brown Coal Mine in Turów and individual miners, which is evidenced by her title of Honourable Miner of Turów and gold badge (distinction award) Meritorious Worker of Turów. Another pas-sion of Professor Czeczott was concentrated on amber, mainly on the origin of Baltic amber, and this could later contribute to the devel-opment of amber studies at the Museum of the Earth, Polish Academy of Sciences. In 1955, Hanna Czeczott got the title of Associate Professor. Being retired, she worked intensely at the Museum of the Earth to the last years. She was honoured with several awards: Medal of the 10thAnniversary of People’s Poland, Knight’s and Commandor’s Cross of the Order of Polonia Restituta. Professor Hanna Czeczott deceased in Warsaw in 1982.

Keywords: Palaeobotany, history, memoir, brown coal

Moj¹ pracê pod kierunkiem Profesor Hanny Czeczottowej (ryc. 1) rozpoczê³am w marcu 1958 r. W kierowanej przez Ni¹ Pracowni Paleobotanicznej w Muzeum Ziemi w War-szawie by³ w³aœnie vacat, ale konieczna by³a rekomendacja. Udzieli³ mi jej Prof. Henryk Tele¿yñski z Uniwersytetu Warszawskiego, u którego pisa³am w tym czasie pracê magi-stersk¹. Pani Czeczottowa bardzo go ceni³a, tote¿ wystar-czy³a rozmowa telefoniczna i dosta³am upragniony etat. Zajê³am go po Annie Pa³czyñskiej, która zajmowa³a siê ana-liz¹ nab³onkow¹ i ten¿e temat po niej odziedziczy³am. Pocz¹tkowo mia³am nadziejê, ¿e bêdê mog³a dokoñczyæ zaawansowan¹ pracê magistersk¹ z anatomii drewna, ale Profesor Czeczottowa stanowczo siê temu sprzeciwi³a, nie chc¹c, bym dzieli³a swój czas na dwa tematy. Anga¿uj¹c mnie do pracy, wypyta³a dok³adnie o zainteresowania i suro-wo zapowiedzia³a, ¿e nie tylko nie mogê mieæ innych zajêæ, ale tak¿e nie wolno mi myœleæ o za³o¿eniu rodziny, poniewa¿ paleobotanika wymaga ca³kowitego poœwiêcenia.

Muzeum Ziemi do po³owy lat 60. mieœci³o siê w jednym budynku, w pa³acyku przy alei Na Skarpie 20/26, nale¿¹cym

wczeœniej do Branickich. Pracownia Paleobotaniczna zajmo-wa³a w nim dwa pomieszczenia na parterze. W mniejszym by³ gabinet Profesor Czeczottowej. W 1966 r., po przepro-wadzce pracowni do nowo uzyskanej przez Polsk¹ Akade-miê Nauk willi po profesorze Pniewskim, pokój ten zosta³ przejêty przez Dzia³ Popularyzacji Muzeum Ziemi PAN, a póŸniej sprzedawano w nim wyroby artystyczne.

W gabinecie Profesor Czeczottowej sta³o przy oknie ma³e, przedwojenne biurko o kilku przemyœlnie zamyka-nych szufladach i z wysuwanym z boku dodatkowym przed³u¿eniem blatu. By³ to majstersztyk dawnej sztuki stolarskiej – tak przedziwnego rozwi¹zania nigdzie indziej nie widzia³am. Resztê gabinetu szczelnie wype³nia³y szafy ze zbiorami i bogaty ksiêgozbiór paleobotaniczny. Pro-fesor Czeczottowa, gdy by³a sama, mia³a niekiedy zwy-czaj zapaliæ do herbaty papierosa z gilz¹ marki Belweder (tylko takiego, i tylko jedenego w ci¹gu dnia). Nie chcia³a ujawniaæ wszystkim tej drobnej s³abostki i pewnie dlatego jedna z szaf by³a ustawiona na wprost drzwi, ¿eby Pani Profesor nie by³a od razu widoczna po ich otwarciu.

1

(2)

W drugim pomieszczeniu (zajmowanym dziœ przez bibliotekê Muzeum Ziemi) urzêdowa³ ca³y ówczesny zespó³ Pracowni Paleobotanicznej: tj. Basia Bernat (palino-logia), Kasia Kleistówna (katalog roœlin trzeciorzêdowych Polski), ja (nab³onki analiza kutykularna) oraz filar naszej pracowni – laborantka Frania Gratys, póŸniej z mê¿a Kuzielowa. Przed Kasi¹ Kleistówn¹ nad katalogiem roœlin trzeciorzêdowych Polski pracowa³a (doœæ krótko) Maria Mrozowska. By³y w tym pomieszczeniu du¿e szafy pe³ne kopalnych szcz¹tków roœlin, g³ównie z Turowa, i kolekcji porównawczych nasion wspó³czesnych oraz du¿e dygesto-rium z wyci¹giem, wykorzystywane do preparacji próbek do analizy py³kowej i wykonywania preparatów nab³onko-wych.

Nasza praca rozpoczyna³a siê o ósmej rano. Profesor Czeczottowa pojawia³a siê póŸniej, zwykle oko³o dzie-si¹tej lub jedenastej. S³ychaæ by³o g³oœne trzaœniêcie drzwi do gabinetu i szybkie, m³odzieñcze kroki, a po chwili ener-giczne wezwanie: Frania do mnie! Frania wstawa³a od swojego zajêcia (szlamowanie lub konserwacja nasion kopalnych) i majestatycznie udawa³a siê do gabinetu Sze-fowej. Nikt nie zna³ oczywiœcie przebiegu rozmów, ale gdy kolejno potem by³yœmy wzywane do gabinetu, Pani Profe-sor by³a ju¿ poinformowana, co siê dzia³o w pracowni oraz w muzeum i co kto robi.

Kasia Kleistówna by³a emerytowan¹ nauczycielk¹ przyrody i mia³a przedwojenny doktorat uniwersytecki. By³a ma³o rozmowna i ca³y czas pracowa³a jak mrówecz-ka, skupiona na kartach katalogowych. Wype³nia³a je na podstawie wypisów z literatury, zrobionych najczêœciej przez Prof. Czeczottow¹ w ró¿nych bibliotekach uniwersy-teckich w Polsce i za granic¹. Pomaga³a jej w tym znajo-moœæ jêzyka niemieckiego, gdy¿ wiêkszoœæ literatury by³a w tym jêzyku, a wypisy zawiera³y czasem notatki lub uwa-gi po niemiecku. Pani Kasia by³a bardzo ceniona przez Pro-fesor Czeczottow¹ – gdy kiedyœ zachorowa³a i nie mog³a przez d³u¿szy czas przychodziæ do pracy, Pani Profesor odwiedza³a j¹ parokrotnie w domu i nas równie¿ do tego zachêca³a, bo pani Kasia mieszka³a samotnie.

Sprawa telefonu – Pani Profesor nie lubi³a sama korzy-staæ z telefonu i nie pozwoli³a na pod³¹czenie aparatu ani u siebie w gabinecie, ani u nas. Mog³yœmy korzystaæ tylko z telefonu w holu, obok centralki telefonicznej. Kiedy zaœ sama Pani Profesor mia³a do za³atwienia jak¹œ sprawê przez telefon, to zleca³a to jednej z nas lub po po³¹czeniu z ¿¹dan¹ osob¹ podejmowa³a na chwilê s³uchawkê, ale zawsze czyni³a to bardzo niechêtnie i tylko wyj¹tkowo.

Wyjazdy zagraniczne by³y w latach 60. i 70. XX w. kosztowne i trudno by³o je zorganizowaæ. W Ministerstwie Górnictwa lub Szkolnictwa Wy¿szego trzeba by³o siê sta-raæ o otrzymanie paszportu na wyjazd zagraniczny lub poparcie czy dofinansowanie, ale dla naszej Szefowej wszystko by³o do za³atwienia. Ona potrzebowa³a jedynie s³u¿bowego paszportu, poniewa¿ fundusze w dewizach za³atwia³a sobie sama. Czeka³y na ni¹ zaraz po przyjeŸdzie do danego kraju – najczêœciej w Londynie. Znacznie póŸ-niej zorientowa³yœmy siê, w jaki sposób zdobywa³a œrodki na pobyty za granic¹. Mia³a w Londynie zaprzyjaŸniony antykwariat naukowy, do którego wysy³a³a ksi¹¿ki kupo-wane w Polsce a poszukikupo-wane w Anglii, póŸniej równie¿ odbitki swoich prac naukowych, wysoko cenionych za gra-nic¹. Antykwariat ten przysy³a³ Pani Profesor czêsto swoje katalogi oraz listy poszukiwanych ksi¹¿ek. Szefowa kupo-wa³a w nim tak¿e wiele pozycji. By³a to wiêc owocna wspó³praca. W antykwariacie tym pozostawa³ zawsze pewien kapita³, który umo¿liwia³ Prof. Czeczottowej pokrycie kosztów pobytu za granic¹ – najczêœciej tylko wy¿ywienia i komunikacji, bo nocowa³a przewa¿nie u zna-jomych albo w pokojach goœcinnych, np. Kew Gardens lub

Museum of Natural History w Londynie.

Frania Gratys by³a osob¹ szczególn¹. Do Warszawy doje¿d¿a³a poci¹giem a¿ z Bednar i podczas jazdy namiêt-nie dzierga³a serwetki na szyde³ku. Z Profesor Czeczot-tow¹ pozna³y siê chyba jeszcze podczas II wojny œwiatowej. Pomaga³a Pani Profesor w pracach domowych, ponoæ tak¿e wspólnie handlowa³y w tamtych ciê¿kich cza-sach. Przez pewien czas nawet mieszka³y razem. To Frania uczestniczy³a w ratowaniu naukowych ksi¹¿ek i zielników Pani Profesor, wyrzuconych na podwórze podczas wojny lub tu¿ po jej zakoñczeniu. Odratowane ksi¹¿ki nosi³y œla-dy troskliwej pielêgnacji introligatorskiej Frani – mia³y kartki podklejane przez ni¹ pergaminem. Frania by³a doœwiadczon¹ laborantk¹, a do jej g³ównych zajêæ nale¿a³o szlamowanie i³ów, wybieranie i segregowanie szcz¹tków kopalnych, konserwacja w ¿ywicy (tj. szelakowanie) du¿ych nasion i owoców kopalnych, uk³adanie ich w spe-cjalnie zamawianych pude³kach ze szklanym wieczkiem, numerowanie okazów i³owych i syderytowych z odciskami roœlin kopalnych, konserwacja nasion wspó³czesnych itd. Pomaga³a te¿ zawsze w pakowaniu i wysy³ce skrzyñ przed naszymi wyjazdami do kopalni, a po powrocie w rozpako-wywaniu przywiezionych zbiorów. Frania by³a dziew-czyn¹ ze wsi i to wsi ³owickiej. Zna³a niezliczon¹ iloœæ ludowych przyœpiewek, by³y one bardzo dowcipne, tote¿ chêtnie ich s³ucha³yœmy. Potrafi³a te¿ uk³adaæ okoliczno-œciowe przyœpiewki i dla nas. Umia³a wiêc wszystko, wie-dzia³a wszystko i by³a niezast¹piona. Jednak Frania sprawi³a Pani Profesor wielki zawód – otó¿ wysz³a za m¹¿ i kiedy urodzi³a dziecko, Pani Profesor musia³a siê z ni¹ roz-staæ. Odesz³a Jej najbardziej zaufana osoba i prawa rêka.

Ryc. 1. Hanna Czeczottowa ok. 1950 r. Fot. z archiwum rodzinnego Fig. 1. Hanna Czeczott of the 1950. Photo from a family archive

(3)

G³ównym obiektem badañ Profesor Czeczottowej, przy udziale ca³ego zespo³u Pracowni Paleobotanicznej, by³y szcz¹tki flory mioceñskiej z odkrywkowej Kopalni Wêgla Brunatnego Turów w Turoszowie ko³o Bogatyni (ryc. 2). Kiedy rozpoczyna³am pracê w Muzeum Ziemi, w³aœnie ukaza³ siê pierwszy tom Flory kopalnej... (Czeczott, 1959), pisany i redagowany wspólnie z Profesor Alin¹ Skirgie³³o. Profesor Skirgie³³o przychodzi³a do pracowni regularnie, popo³udniami, raz w tygodniu i obie Panie Pro-fesor pracowa³y razem, wspaniale siê uzupe³niaj¹c. Profe-sor Czeczottowa mia³a koncepcje dotycz¹ce oznaczeñ szcz¹tków kopalnych, ponadto œwietnie zna³a literaturê paleobotaniczn¹. Natomiast Profesor Skirgie³³o zwraca³a uwagê na konkrety, precyzjê w opisach i mia³a doœwiad-czenie w redakcji tekstów. Profesor Czeczottowa czuwa³a nad poprawnoœci¹ angielskiej wersji publikacji o kopalnej florze Turowa – biegle i swobodnie w³ada³a tym jêzykiem. Zawdziêcza³a to nie tylko swej pasji czytania angielskich krymina³ów, ale i czêstym wyjazdom do Anglii. Prowa-dzi³a bogat¹ korespondencjê po angielsku z wieloma oœrodkami naukowymi w Europie.

W 1955 r. Hanna Czeczottowa, pomimo braku doktora-tu, w uznaniu dokonañ naukowych zosta³a uhonorowana tytu³em profesora. By³o to wielkie wydarzenie w Muzeum Ziemi. Otrzyma³a profesorsk¹ emeryturê i teoretycznie nie musia³a ju¿ d³u¿ej pracowaæ. By³o to jednak dla Niej nie do pomyœlenia, bo flora kopalna Turowa i paleobotanika stano-wi³y Jej wielk¹, ¿yciow¹ pasjê. Pani Profesor oœwiadczy³a, ¿e w tej sytuacji do koñca ¿ycia bêdzie pracowaæ honorowo. Jednak Prof. Antonina Halicka, ówczesny kierownik Muzeum Ziemi PAN, umia³a tê pracê doceniæ finansowo.

Profesor Czeczottowa by³a paleobotanikiem wszech-stronnym, mia³a rozleg³¹ wiedzê dotycz¹c¹ szcz¹tków kopalnych roœlin. Sama zajmowa³a siê przede wszystkim szcz¹tkami karpologicznymi i odciskami liœci, ale uczest-niczy³a aktywnie tak¿e w badaniach metod¹ analizy py³kowej, prowadz¹c obserwacje i pomiary ziaren py³ku wspólnie z Basi¹ Bernat, przy jednym mikroskopie. Podobnie mia³a siê rzecz z analiz¹ nab³onkow¹, co przeja-wia³o siê w kontroli ka¿dego wykonanego preparatu kopal-nego i porównawczego wspó³czeskopal-nego. Dopiero po ich sprawdzeniu i aprobacie wolno mi by³o wpisaæ je do spe-cjalnego zeszytu. Pocz¹tkowo sama opisywa³a ka¿dy pre-parat, z czasem mog³am robiæ to ju¿ sama – po wstêpnej segregacji nab³onków kopalnych.

Nowy dla mnie temat, jakim by³a analiza izolowanych nab³onków liœci z osadów Turowa, wymaga³ zapoznania siê z literatur¹ anatomiczn¹ i paleobotaniczn¹, w owym czasie bardzo skromn¹. W Polsce w ogóle nie prowadzono takich badañ.

W Niemieckiej Republice Demokratycznej pierwszym badaczem, który zastosowa³ metodê analizy nab³onkowej do badañ osadów towarzysz¹cych wêglom brunatnym Dol-nych £u¿yc by³ Helmut Jähnichen, uczeñ prof. Weylanda z Republiki Federalnej Niemiec. Pani Profesor, œledz¹ca nowoœci naukowe w tej dziedzinie badañ, zaprosi³a go w 1958 r. do Muzeum Ziemi PAN. Dziêki temu mog³am odbyæ rewizytê w Senftenbergu, na zasadzie tzw. tygodni wymiennych, przyznawanych przez Polsk¹ Akademiê Nauk w ramach wspó³pracy miêdzynarodowej, oraz przez wiele lat utrzymywaæ kontakty naukowe z niemieckimi paleobotanikami.

Ryc. 2. Profesor Hanna Czeczottowa wraz z górnikami Kopalni Wêgla Brunatnego Turów oczekuje na kolejkê kopalnian¹ – 1960 r. Fot. Z. Baranowska-Zarzycka

Fig. 2. Professor Hanna Czeczott with miners of the Turów Coal Mine in expectation of the mine queue – 1960. Photo by Z. Ba-ranowska-Zarzycka

(4)

ATOMOWA BABCIA – WYJAZDY TERENOWE Z PROFESOR CZECZOTTOW¥

Pani Profesor by³a osob¹ absolutnie nietuzinkow¹, przejawia³o siê to tak¿e podczas wypraw terenowych do Kopalni Wêgla Brunatnego Turów. Ka¿dego roku odby-wa³a siê jedna lub dwie takie wyprawy, poprzedzone zazwyczaj naszym, tj. Pani Profesor ze mn¹, kilkudnio-wym pobytem w zielniku i bibliotece Uniwersytetu Wroc³awskiego. Po kilku dniach pobytu we Wroc³awiu, gdy przygotowane i wys³ane uprzednio przez Franiê skrzynie ze sprzêtem terenowym dotar³y do kopalni, spotyka³yœmy siê w Turowie z pozosta³ymi kole¿ankami z Pracowni Paleo-botanicznej – niekiedy tak¿e z pracownikami innych dzia³ów Muzeum Ziemi, zapraszanymi przez Pani¹ Profe-sor do wspó³pracy. Ka¿dy wyjazd poprzedza³y, oczywiœ-cie, szczegó³owe plany i drobiazgowe przygotowania. Do udzia³u w tych wyprawach czêsto byli zapraszani naukow-cy z kraju i zagraninaukow-cy, co przyczynia³o siê do popularyzacji flory kopalnej Turowa, zw³aszcza za granic¹.

Jedn¹ z cech osobowoœci Pani Profesor by³a oszczêd-noœæ, tote¿ nigdy nie zamawia³a dla siebie osobnego pokoju – ani we Wroc³awiu, ani w kopalni. Wybiera³a zazwyczaj tañsze od hotelu kwatery prywatne, mo¿liwie

jak najbli¿ej celu podró¿y, by nie traciæ czasu na dojazdy. Finanse na wyprawie by³y wspólne. Przed wyjazdem nale¿a³o kupiæ wiele produk-tów spo¿ywczych na œniadania i kolacje, które jada³yœmy w tym pokoju, w którym noco-wa³yœmy. Wszystkie wydatki by³y skrupulatnie zapisywane, a po powrocie równie skrupulatnie dzielone równo miêdzy uczestników wyprawy. Jedynym wyj¹tkiem, finansowanym wy³¹cznie przez Pani¹ Profesor, by³ kilogram owocowych cukierków wedlowskich (wówczas 22 Lipca). By³ to wtedy prawdziwy luksus – piêknie zawi-niête, smaczne cukierki by³y dawane uczestni-kom wyprawy do Turowa na os³odê, osobiœcie przez Pani¹ Profesor, po jednym, ka¿dej z nas, po œniadaniu zjedzonym w terenie i wieczorem po pracy. By³ to ze strony Pani Profesor wyraz uznania za nasz¹ pracê i forma nagrody.

Po przybyciu na nocleg wolno by³o rozma-wiaæ w pokoju tylko do godziny dwudziestej. Potem obowi¹zywa³a cisza. Kolacjê oczywiœcie jad³o siê wczeœniej, by³a ona gotowana na sta-rym, zabytkowym kocherze Pani Profesor, bêd¹cym w³asnoœci¹ Jej zmar³ego mê¿a,

Profe-sora Henryka Czeczotta. Niezale¿nie od liczby osób posi³ki by³y wspólne. Na kolacjê by³y kanapki i herbata, na œniadanie gotowane p³atki na mleku, czasem jajko, do tego jedna kajzerka. Jajko bywa³o jedno. Przed œniadaniem Sze-fowa rozgl¹da³a siê: Ile nas? Trzy? To jedno wystarczy! Jeœli w ekipie terenowej towarzyszyli nam panowie, zwykle wymykali siê potem chy³kiem pod jakimœ pretek-stem i uzupe³niali menu.

Rano Pani Profesor budzi³a siê oko³o szóstej, odbywa³a porann¹ toaletê i szczególn¹ gimnastykê szwedzk¹. Dopie-ro wtedy, gdy Szefowa by³a ju¿ ubrana, wolno mi by³o odwróciæ siê od œciany i samej wstawaæ. W tym czasie ona sama zaczyna³a szykowaæ wspólne œniadanie. Wszystko trzeba by³o robiæ szybko, bo zawsze o ósmej zaczyna³ siê dzieñ pracy.

Dyrekcja kopalni Turów by³a wczeœniej uprzedzana o terminie naszych prac, ¿yczeniach i oczekiwaniach. Prze-wa¿nie prosiliœmy o odebranie skrzyñ ze stacji kolejowej, przydzielenie lokalu na pracowniê oraz jednego lub dwóch robotników do pracy terenowej i przygotowanie przepu-stek dla cz³onków wyprawy, zawsze nazywanej przez Pani¹ Profesor wycieczk¹ i opatrzonej kolejnym numerem… Przyjazd na kwaterê nastêpowa³ zwykle w niedzielê wie-czór, by ju¿ w poniedzia³ek rano byæ w dyrekcji kopalni. Tam Pani Profesor spotyka³a siê z dyrektorem W³adys³awem Witkiem, który przez wiele lat kierowa³ kopalni¹, w celu dogrania spraw organizacyjnych. Zazwyczaj wszystko by³o ju¿ gotowe – nasze skrzynie ze sprzêtem, odebrane ze sta-cji, sta³y w przydzielonym nam pomieszczeniu. W kopal-nianym laboratorium czeka³ równie¿ oddelegowany górnik, a my odbiera³yœmy w sekretariacie dyrekcji przepustki upowa¿niaj¹ce nas do poruszania siê po kopalni, a tak¿e do korzystania z kopalnianej kolejki. W laboratorium nale¿a³o szybko wydobyæ ekwipunek ze skrzyñ, przebraæ siê w stro-je terenowe (Pani Profesor mia³a oryginalny ubiór tereno-wy w³asnego pomys³u) oraz zabraæ plecaki, m³otki, no¿e kuchenne do i³ów, sita do nasion, woreczki, kartki na ety-kiety, zeszyty do notatek terenowych oraz gazety do pako-wania okazów.

W kopalni w Pani¹ Profesor wstêpowa³y nowe si³y i do-datkowa energia. Ka¿dy mia³ przydzielone jakieœ zadanie do wykonania natychmiast (ryc. 3) i biada, jeœli by³o siê zbyt wolnym w dzia³aniu lub nie uda³o siê znaleŸæ czegoœ, co zdaniem Szefowej powinno by³o siê odkryæ. Co chwilê by³o nowe zadanie: teraz szukamy soczew z nasionami,

teraz bu³ syderytowych z odciskami liœci, a potem

szcze-gó³owe polecenia: szukamy nasion Mastixia (po czym nastêpowa³ ich opis lub demonstracja próbki), teraz nasion

orzechów, teraz liœci palmy, liœci olchy itp. Ciekawe, ¿e

bardzo czêsto ca³y zespó³ by³ nastawiony na znalezienie czegoœ, czego pragnê³a nasza Szefowa i rzeczywiœcie to znajdowa³, wtedy nastêpowa³a wielka radoœæ. Prawie zaw-sze towarzyszy³o nam marzenie znalezienia liœci palm (nigdy nie spe³nione) i jakichœ szcz¹tków zwierzêcych,

Ryc. 3. Profesor Czeczottowa wydaje polecenie; po prawej Krystyna Juchnie-wicz – autorka artyku³u (1958 r.). Fot. Z. Wójcik

Fig. 3. Professor Czeczott is instructing; to the right is Krystyna Juchniewicz – the author of the article (1958). Photo by Z. Wójcik

(5)

np. ryb lub choæby muszli. By³o to wa¿ne ze wzglêdu na mo¿liwoœæ dok³adniejszego datowania wieku naszych zna-lezisk paleobotanicznych.

Przydzieleni nam górnicy (pocz¹tkowo Micha³ Leœny, a potem bardzo d³ugo Czes³aw Lesicki) byli œwietnie prze-szkoleni przez Pani¹ Profesor – wiedzieli, gdzie i czego nale¿y szukaæ. Szefowa dawa³a zwykle has³o, np.: Teraz

szukamy soczew piaszczystych z nasionami. Towarzysz¹cy

nam robotnik wspina³ siê do widocznych w profilu soczew i po chwili wo³a³ triumfuj¹co: S¹ nasiona! By³ to powód do dumy i zadowolenia, jeœli to on pierwszy odkry³ poszuki-wany skarb, tym bardziej ¿e Pani Profesor zawsze umia³a to doceniæ na zakoñczenie pobytu w kopalni.

Najbardziej spektakularn¹ czynnoœci¹, wykonywan¹ w trakcie naszych wypraw do kopalni, by³o poszukiwanie nasion kopalnych. Gdy natrafiliœmy na odpowiednio bogat¹ soczewê, a w pobli¿u by³o nieco wody w stoj¹cych ka³u¿ach, rozk³adaliœmy nasz sprzêt, tj. wielk¹, gumow¹ p³achtê i du¿e sita metalowe o ró¿nej gêstoœci. Zasta-nawia³o mnie pochodzenie tych sit, sta³y od zawsze w piw-nicy pracowni (a by³y podobne do sit u¿ywanych w gospo-darstwach wiejskich do przesiewania zbo¿a). Nastêpowa³y komendy: pani przynosi piasek z nasionami z soczewy, pani

nabiera na sito, idzie do wody wymywaæ piasek i wysypuje nasiona oraz inne zwêglone szcz¹tki na p³achtê, pani szy-kuje lniane woreczki na nasiona, a pani bêdzie pisaæ ety-kiety do nich. Do ka¿dego zwraca³a siê zwykle per pan lub

pani, dodaj¹c imiê, jedynie do Frani, która by³a w Turowie jeszcze w 1958 r. (chyba po raz ostatni), mówi³a per ty. Jeœli by³o nas za du¿o do pracy przy jednej soczewie, pozostali otrzymywali inne zadania, np. szukanie kolejnych soczew lub poszukiwania odcisków liœci w i³ach. Kiedyœ takie zadanie otrzyma³a Frania, z dok³adnym okreœleniem miej-sca i odleg³oœci poszukiwañ. Przejêta wa¿noœci¹ zadania, Frania zagalopowa³a siê, co zosta³o natychmiast skomen-towane: Kaza³am jej iœæ tylko 100 metrów, a ona

niegodzi-wa posz³a dalej! Frania t³umaczy³a siê, ¿e bli¿ej nic nie

znalaz³a, ale polecenia nale¿a³o wype³niaæ œciœle. Funkcja najwa¿niejsza przy soczewach, czyli wybieranie nasion, nale¿a³o do Pani Profesor, która robi³a to osobiœcie na

czworakach, pomagaj¹c sobie ma³¹, sk³a-dan¹ lupk¹ (ryc. 4). Robi³a to z ogromnym zaanga¿owaniem i skupieniem.

Innego dnia i na innym poziomie szuka-liœmy bu³ syderytowych z odciskami liœci (ryc. 5). Wtedy równie¿ zwykle wysuwali siê naprzód Micha³ Leœny i Czes³aw Lesicki, zwalali bu³y ze œciany roboczej, uderzali m³otkami w le¿¹ce na poziomie, odbijali ich fragmenty i sprawdzali, czy coœ ciekawego w nich siê znajdzie. Obydwaj ci robotnicy byli dla nas bardzo cenni, gdy¿ znali dobrze kopalniê. Wiedzieli tak¿e, gdzie i kiedy bêd¹ kursowa³y kolejki przewo¿¹ce górników na kolejn¹ zmianê, z których i my zwykle chêt-nie korzystaliœmy, wracaj¹c na kwaterê z ple-cakami obci¹¿onymi nowymi zbiorami

Dokumentacjê naszych zbiorów prowa-dzi³a osobiœcie Profesor Czeczottowa, bar-dzo pieczo³owicie, w specjalnym zeszycie. Dysponowa³a ona otrzymanym w dyrekcji kopalni planem wyrobisk, co u³atwia³o okreœlenie miejsca poszukiwañ. W zeszy-cie tym by³o wyszczególnione, co i w jakich iloœciach znaleziono w danym miejscu. Drugi zeszyt terenowy zawiera³ opis ka¿dego znalezionego okazu wraz z jego numerem terenowym. Zwykle równie¿ i te dane od razu w terenie wprowadza³a sama Pani Profesor, a czasami dopie-ro wieczorem, na podstawie oglêdzin ka¿dego okazu. Nasz dzieñ pracy by³ wiêc bardzo d³ugi, bo po powrocie z kopal-ni i zjedzekopal-niu obiadu w kopalkopal-nianej sto³ówce, wracaliœmy

Ryc. 4. Profesor Czeczottowa szuka w przeszlamowanym materiale najbardziej inte -resuj¹cych okazów – 1958 r. Fot. A. Szumañski

Ryc. 4. Professor Czeczott is searching for the most interesting specimens in material purified of slime – 1958. Photo by A. Szumañski

Ryc. 5. Prof. Czeczottowa nad znaleziskiem odcisków liœci w bule syderytowej – 1958 r. Fot. A. Szumañski Fig. 5. Prof. Czeczott above the find of leaf impressions in the siderite roll – 1958. Photo by A. Szumañski

(6)

do naszej bazy w laboratorium i tam odbywa³o siê opisy-wanie, porz¹dkowanie i pakowanie okazów zebranych danego dnia.

W trakcie naszych podró¿y kopalnian¹ kolejk¹ Pani Profesor mia³a zwyczaj wyg³aszaæ do jad¹cych ni¹ robotni-ków pogadankê o niezwyk³oœci kopalni Turów (ryc. 6). Robotnicy ze zdziwieniem i zaciekawieniem s³uchali s³ów Pani Profesor o poszukiwaniach prowadzonych w ich kopalni oraz znaczeniu dla nauki szcz¹tków kopalnych roœlin, jakie mo¿na w niej znaleŸæ. Opowiada³a o palmach, sekwojach, drzewach laurowych i wspania³ych dêbach oraz innej egzotycznej roœlinnoœci. Oczywiœcie natychmiast demonstrowa³a zadziwionym robotnikom znalezione przed chwil¹ nasiona kopalne, fragmenty pni lub okazy z odci-skami liœci w syderytach. Na zakoñczenie by³a zachêta:

S³uchajcie, jeœli ktoœ z was znajdzie coœ ciekawego, np. liœæ palmy albo fragmenty koœci, to proszê przynieœæ do labo-ratorium, a ja wyp³acê premiê za ka¿dy okaz. Zwykle

nastê-powa³ te¿ barwny opis tego, czego aktualnie poszukujemy lub nawet pokaz rysunku. Robotnicy patrzyli z niedowierza-niem na tê drobn¹, dziwnie ubran¹ staruszkê, przemawiaj¹c¹ z tak¹ pasj¹ o pracy badawczej, prowadzonej w ich kopalni przez pracowników Muzeum Ziemi. Potem zdarza³o siê, ¿e któryœ z górników dostarcza³ do laboratorium jakiœ intere-suj¹cy fragment pnia lub inne znalezisko. Nagroda by³a zawsze, nawet jeœli okaz by³ ma³o interesuj¹cy, bo to zachêca³o do dalszych poszukiwañ.

Znalezieniem interesuj¹cych i efektownych szcz¹tków kopalnych by³a zainteresowana równie¿ dyrekcja kopalni

Turów. Z czasem blisko biura dyrekcji na specjalnych

postumentach umieszczono dwa wielkie lignity, a tak¿e ogromne bu³y syderytowe z odciskami liœci. Po latach obok

kopalni Turów utworzono Muzeum Górnicze, w którym wiele miejsca zajê³y zbiory paleobotaniczne znalezione i oznaczone przez Profesor Czeczottow¹. Ten dzia³ opraco-wa³ i przygotoopraco-wa³ na zlecenie Pani Profesor paleobotanik z Uniwersytetu Wroc³awskiego – W³adys³aw Micek.

Atomowa Babcia (Atomische Grossmutter) – tak naz-wa³ Profesor Czeczottow¹ Ludwik Rüffle, paleobotanik z Arbeistelle für Paläobotanik w Berlinie Wschodnim (NRD) – ze wzglêdu na jej niespo¿yt¹ energiê i temperament w pracy, ujawniaj¹ce siê na ka¿dym kroku. JeŸdzi³a i biega³a po kopalni z plecaczkiem i m³otkiem w d³oni, wspinaj¹c siê po schodach, a czasem i bez nich, na wy¿sze poziomy odkrywki lub zje¿d¿aj¹c na siedzeniu na ni¿szy poziom – gdy uzna³a, ¿e tam jest coœ ciekawego do znalezienia. Sia-da³a przy tym na swojej laseczce (w³aœciwie ozdobionym kiju), u¿ywanej tylko w kopalni i oœwiadcza³a: No to

spuszczamy siê!, a bêd¹c na dole, œmia³a siê, odwraca³a

do nas (ryc. 7) i wo³a³a: No, kto nastêpny? Nie uznawa³a ¿adnych przeszkód ani trudnoœci, a pojêcie niemo¿liwe dla Pani Profesor nie istnia³o. Mia³a wiêc atomowy tempera-ment, a równie szybko biega³a, bêd¹c zarówno po sie-demdziesi¹tce, jak i 10 lat póŸniej. Ostatni raz wybra³a siê do swojej ukochanej turoszowskiej kopalni, maj¹c lat 86. Dopiero wtedy chodzi³a wolniej, a pokonywanie schodów miêdzy poziomami roboczymi wyrobisk ju¿ nie by³o ³atwe. Wtedy zapad³a decyzja, ¿e nastêpne wyjazdy bêd¹ organizowane bez Jej udzia³u. Jednak bez Pani Profesor to ju¿ nie by³o to samo. Odby³ siê jeszcze jeden czy mo¿e dwa grupowe wyjazdy. Sama wyprawia³am siê na krótko parê razy i na tym wyjazdy do Turowa usta³y. Dyrektor Witek, wyj¹tkowo ceni¹cy sobie wspó³pracê z Profesor Czeczot-tow¹ i naszym zespo³em, odszed³ na emeryturê.

Ryc. 6. Profesor Czeczottowa korzysta z ka¿dej okazji, ¿eby przybli¿yæ górnikom sens i cel badañ szcz¹tków roœlin znajdowa-nych w Turowie – 1960 r. Fot. Z. Baranowska-Zarzycka

Fig. 6. Prof. Czeczott uses every chance to introduce miners to the meaning and the purpose of research of plant remains found in Turów – 1960. Photo by Z. Baranowska-Zarzycka

(7)

WSPOMNIENIA PROFESOR CZECZOTTOWEJ

Pani Profesor by³a osob¹ zorganizowan¹, bardzo praco-wit¹ i nie lubi³a marnowaæ czasu na rozmowy. Zdarza³y siê jednak chwile relaksu, kiedy barwnie opowiada³a o swoich prze¿yciach z dzieciñstwa czy wyprawach naukowych, w których towarzyszy³a mê¿owi prof. Henrykowi Czeczot-towi.

Kiedy Hanna liczy³a sobie 10 lat, rodzina Peretiatkowi-czów (nazwisko rodowe Pani Profesor) przeprowadzi³a siê do Sankt Petersburga. Hanna, bêd¹c ruchliwym i ciekaw-skim dzieckiem, postanowi³a rozejrzeæ siê po okolicy. W tym celu wdrapa³a siê na rosn¹ce w pobli¿u drzewo. Mia³a pecha, bo by³a to Salix fragilis, czyli wierzba krucha. Jej ga³¹Ÿ z³ama³a siê pod dziewczynk¹ i Hanna spad³a na zie-miê ze znacznej wysokoœci. Upadek by³ tak bolesny, ¿e przez jakiœ czas nie by³a w stanie siê podnieœæ. Wreszcie dowlok³a siê do domu i cichutko po³o¿y³a spaæ. Nastêpne-go dnia ojciec Hanny, który by³ bardzo surowy, nic nie wiedz¹c o upadku, kaza³ Jej kopaæ nowy ogródek rodzinny. Wszyscy domownicy musieli siê go s³uchaæ bez dyskusji, w zwi¹zku z tym, chc¹c wykonaæ polecenie, natychmiast posz³a, ale z bólu zemdla³a. Wtedy zainteresowano siê przyczyn¹ omdlenia i wezwano miejscowego cyrulika. Ten, zbadawszy dziewczynê, orzek³, ¿e dozna³a urazu krê-gos³upa i kaza³ le¿eæ. W ten sposób zakoñczy³a siê pierwsza badawcza wyprawa Hanny. W latach póŸniejszych chyba nie odczuwa³a nastêpstw po tym wypadku, w ka¿dym razie nigdy o tym nie wspomina³a.

Opowiada³a te¿ o wyprawie z mê¿em na Alaskê, kiedy niewiele brakowa³o, by pad³a ofiar¹ niedŸwiedzicy, która podesz³a do ich ogniska ze swoim ma³ym niedŸwiadkiem. Pani Profesor, zupe³nie nieœwiadoma niebezpieczeñstwa, zosta³a uratowana w ostatniej chwili. Pami¹tk¹ po tym zda-rzeniu by³a, pokazywana z dum¹, wyprawiona skóra owej niedŸwiedzicy, s³u¿¹ca w Jej domu za dywanik do gimna-styki porannej. Szczególnie mile wspomina³a wyprawê do Turcji, gdzie towarzyszy³a mê¿owi, jad¹c na osio³ku. Z tej wyprawy przywioz³a bogaty zielnik do swoich przysz³ych badañ.

Tragicznym prze¿yciem by³a dla Niej nag³a, krótka cho-roba mê¿a i jego œmieræ w 1928 r. we Freibergu. Pochowa³a go na Cmentarzu Ewangelickim w Warszawie, w grobow-cu, na którym umieœci³a parê nieroz³¹cznych ptaków – symbol ich mi³oœci – i w którym sama spoczê³a w 1982 r.

Wspomnienia Profesor Czeczottowej dotyczy³y tak¿e Jej w³asnych badañ naukowych i wyjazdów z nimi zwi¹zanych. Du¿ym wydarzeniem by³o dla Niej pierwsze wyst¹pienie publiczne na 5. Miêdzynarodowym Kongresie Botanicznym w Cambridge w 1930 r., na którym refero-wa³a, oczywiœcie w jêzyku angielskim, wyniki swoich badañ nad rozmieszczeniem Fagus orientalis Lipsky. Po wypowiedzeniu, z wielk¹ trem¹, pierwszych s³ów: Ladies

and gentlemen!, by³a ju¿ pewna, ¿e dalej bêdzie dobrze.

Wszystkie wyst¹pienia publiczne bardzo prze¿ywa³a – wola³a opisywaæ i publikowaæ w³asne osi¹gniêcia. Jednak w ma³ym gronie chêtnie opowiada³a o swoich nowych wnioskach naukowych – zanim je opisa³a i da³a do druku. Dotyczy³o to zw³aszcza spraw zwi¹zanych z pochodze-niem bursztynu ba³tyckiego (bursztyny by³y Jej drug¹ ¿yciow¹ pasj¹). Niezwykle intensywne wydzielanie ¿ywi-cy w lasach bursztynodajnych rejonu ba³tyckiego wi¹za³a z dzia³alnoœci¹ wulkaniczn¹ – maszynopis z t¹ koncepcj¹ (nie popart¹ jednak faktami geologicznymi), zagin¹³ i nie doczeka³ publikacji.

Opowieœci Pani Profesor dotyczy³y tak¿e drobnych przygód w licznych podró¿ach, œwiadczy³y one o ogrom-nej zaradnoœci i determinacji w dotarciu do celu. Czasem zdarza³o siê, ¿e na peronie by³ tak wielki t³ok (w³aœciwie by³o to regu³¹ w latach po II wojnie œwiatowej), ¿e ma³a staruszka z baga¿em nie mia³a szans na dostanie siê do poci¹gu. W takich sytuacjach Pani Profesor donoœnym g³osem zwraca³a siê do otoczenia: Kto pomo¿e zrealizowaæ

badania naukowe o œwiatowym znaczeniu (tu nieco

szcze-gó³ów) i pomo¿e mi wsi¹œæ do poci¹gu? Pomoc znajdowa³a siê natychmiast, kilku m³odych ch³opców, czêsto ¿o³nierzy, ochoczo ³adowa³o Pani¹ Profesor do wagonu razem z baga-¿em.

MIGAWKI Z PRACY CODZIENNEJ

W pocz¹tkowym okresie mojej pracy w Muzeum Ziemi Profesor Czeczottowa by³a jeszcze w pe³ni si³ i polecenia wydawa³a osobiœcie. Kiedy nasz¹ pracowniê przeniesiono w 1966 r. do willi po profesorze Pniewskim, sta³ym zwy-czajem Pani Profesor sta³o siê pisanie poleceñ. Przycho-dzi³a do muzeum coraz póŸniej, czêsto ju¿ po naszym wyjœciu do domu. Nastêpnego dnia rano ka¿da z nas znaj-dowa³a na biurku adresowan¹ do siebie karteczkê z nume-rowan¹ list¹ zadañ do wykonania. Zaczyna³o siê od: Pani

Olu (Aleksandra Kohlman-Adamska), Pani Krysiu

(Kry-styna Juchniewicz), Pani Z. (Zofia Zarzycka) czy Pani

Anno (Anna Hummel). Najwiêcej by³o zwykle listów

adre-sowanych do Zosi Zarzyckiej, ich adresatka czêsto mówi³a, ¿e musi te listy zebraæ i opublikowaæ jako drugie Listy do

Ryc. 7. Pani Profesor po zjeŸdzie na kiju na ni¿szy poziom kopalni pyta z zachêcaj¹cym uœmiechem: Kto nastêpny? – 1958 r. Fot. K. Juch-niewicz

Fig. 7. Ms. Professor after downward slope on a stick to the bottom of the mine is asking with the encouraging smile: Who next? – 1958. Photo by K. Juchniewicz

(8)

pani Z. Niestety, ¿adna z nas tych listów nie zachowa³a.

Zosia najbardziej skrupulatnie spoœród nas wype³nia³a kolejne polecenia zawarte w listach, tote¿ by³a za to szcze-gólnie ceniona. Ja segregowa³am zwykle zadania wed³ug moich zainteresowañ. Najpierw za³atwia³am to, co by³o dla mnie ciekawe, tj. wszystko to, co dotyczy³o zdobywania i sprowadzania ksi¹¿ek, nawet z innych bibliotek w Polsce. Zorientowa³am siê, jak to nale¿y robiæ i wkrótce realizo-wa³am natychmiast ¿yczenia Pani Profesor dotycz¹ce litera-tury. Gorzej by³o jednak z innymi poleceniami kierowanymi do mnie. Jeœli by³y to sprawy czysto techniczne, typu ponu-merowaæ, okazy, szuflady, arkusze itp., czêsto pada³o pyta-nie: Dlaczego to nie zrobione? A numerowaæ ktoœ jednak musia³… Pani Profesor mi to kiedyœ wypomnia³a, choæ tyl-ko ¿artem.

Czasami zdarza³y siê wielkie awantury – kiedy Pani Profesor mia³a do nas pretensje za coœ niewykonanego czy nieza³atwionego. Jednak po kwadransie wchodzi³a do naszego pokoju, bez s³owa k³ad³a du¿y cukierek przed osob¹ dopiero co zwymyœlan¹ i wychodzi³a. W ten sposób zawsze roz³adowywa³a napiêt¹ sytuacjê. Nigdy nie by³a pamiêtliwa. Stara³a siê przykr¹ sprawê za³atwiaæ na bie¿¹co i póŸniej ju¿ do niej nie wracaæ.

Najbardziej denerwowa³a Pani¹ Profesor zw³oka w wykonywaniu poleceñ, bowiem ka¿de z nich powinno zostaæ zrealizowane natychmiast. Dotyczy³o to tak¿e osób spoza naszej pracowni, a zw³aszcza Pracowni Fotograficz-nej. Pracuj¹ca tam pani Bu³hakowa stara³a siê szybko reali-zowaæ zamówienia Pani Profesor na fotografie okazów kopalnych, które by³y czasem potrzebne ju¿ nastêpnego dnia na robocze spotkanie Profesor Czeczottowej i Profe-sor Skirgie³³o. PóŸniejszym wspó³pracownikom w Pra-cowni Fotograficznej (pani Kleiberowej) zdarza³o siê jednak nie wykonaæ zamówienia w terminie. Wtedy Pani Profesor pyta³a: Jak to nie zrobi³a? Umar³a? Co? ¯yje?

Wiêc co siê sta³o? Chora? Gdy upewni³a siê, ¿e ¿yje i

zdro-wa, oburzenie jej nie mia³o granic. Zdjêcia potrzebne by³y przecie¿ natychmiast! Dopiero póŸniej, gdy okazywa³o siê, ¿e zosta³y wykonane przepiêknie i nerwacja liœci na zdjê-ciach by³a o wiele wyraŸniejsza ni¿ na oryginalnych oka-zach, gniew i oburzenie mija³y.

Z wiekiem Pani Profesor sta³a siê bardzo niziutka i krê-pa, jednak nie stanowi³o to przeszkody w zachowaniu ruchliwoœci i sprawnoœci fizycznej, z wchodzeniem na dra-binê w³¹cznie, gdy siêga³a po ksi¹¿ki czy szuka³a czegoœ w swoim zielniku. A trzeba dodaæ, ¿e mieszkanie Pani Pro-fesor by³o w starym budownictwie, a wiêc wysokie.

WSPÓ£PRACOWNICY SPOZA MUZEUM ZIEMI PAN

Profesor Czeczottowa, bêd¹c wybitnym naukowcem, by³a jednak przy tym tak¿e kobiet¹ i to doœæ czu³¹ na p³eæ mêsk¹. Gdy jakiœ przystojny goœæ mia³ odwiedziæ pracow-niê, by³a zawsze na tak¹ wizytê specjalnie przygotowana – przede wszystkim mia³a jak¹œ broszkê, jak¹œ kokardê przy bluzce, upudrowany nos itp., no i oczywiœcie goœcinn¹, angielsk¹ herbatê, gotow¹ do zaparzenia, a czasem nawet coœ do herbaty, np. domowe konfitury z wiœni lub jakieœ s³odycze. Jeœli by³ to goœæ z zagranicy, przygotowania by³y jeszcze bardziej staranne.

Krajowych goœci Pani Profesor chêtnie werbowa³a do wspó³pracy. Jednym z nich by³, wspomniany ju¿, pan W³adys³aw Micek z Uniwersytetu Wroc³awskiego. Wyko-nywa³ on dla naszej pracowni ró¿ne zlecenia, np. oznaczenia okazów karboñskich, kopalnych drewien, szlify itp., m.in. na potrzeby ekspozycji paleobotanicznej w Muzeum

Górni-czym w Turowie. Pan Micek by³ cichym, oddanym wspó³pracownikiem Pani Profesor, przyje¿d¿a³ jednak rzadko i na krótko. Nieco inaczej uk³ada³a siê wspó³praca z panem Zdzis³awem B¹kowskim, który mieszka³ w okoli-cy Warszawy i móg³ czêsto bywaæ w pracowni. Pan B¹kowski cieszy³ siê szczególn¹ sympati¹ naszej Szefo-wej. By³ pewny siebie, mia³ œmia³e koncepcje, piêknie rysowa³, wyg³asza³ wiele twierdzeñ i przedstawia³ nauko-we fakty (nie zawsze do sprawdzenia). Ogromnie impono-wa³ nam wszystkim. Szefowa uzna³a, ¿e trzeba zrobiæ wszystko, by namówiæ go do napisania doktoratu, na co, wydaje siê, nie mia³ zbytniej ochoty. Nie przewidzia³ jednak, ¿e trafi na kogoœ takiego, jak nasza Szefowa, z któr¹ nie by³o dyskusji. Sprawa by³a nie do odwo³ania. Znalaz³ siê ciekawy okaz z liœæmi i owocowaniem palmy (w 2009 r. oznaczenie zweryfikowa³ Radwañski). Praca zosta³a napi-sana, odpowiednio zilustrowana, no i doktorat zosta³ obro-niony. Mia³am przyjemnoœæ byæ na tej obronie. Zdzis³aw B¹kowski by³ bardzo wdziêczny Profesor Czeczottowej, bo jako doktor cieszy³ siê wiêkszym powa¿aniem i ³atwiej uzyskiwa³ zlecenia na wykonywanie specjalistycznych konserwacji w ró¿nych instytucjach. W rewan¿u wykona³ piêkn¹ rysunkow¹ rekonstrukcjê jednego z okazów z na-szej pracowni, przeznaczon¹ na wystawê, oraz namalowa³ krajobraz z karboñsk¹ roœlinnoœci¹. By³ to jedyny doktorant Profesor Czeczottowej – dla swoich podopiecznych w Pra-cowni Paleobotanicznej raczej nie planowa³a naukowych laurów – nie widzia³a takiej potrzeby, poniewa¿ celem nad-rzêdnym by³y badania flory mioceñskiej Turowa i temu wszystko i wszyscy mieli s³u¿yæ. Jednak dziêki wielkiej paleobotanicznej wiedzy Profesor Hanny Czeczottowej, Jej niespo¿ytej energii i ca³ej niezwyk³ej osobowoœci, cel zosta³ osi¹gniêty: flora kopalna Turowa zosta³a opisana, udokumentowana i opublikowana. Wyniki tych badañ s¹ do dzisiaj wysoko cenione w europejskiej paleobotanice, a ich g³ówna Sprawczyni ¿yje w pamiêci tych, którzy mieli okazjê poznaæ J¹ osobiœcie i których urzek³a nieba-naln¹ osobowoœci¹.

Za osi¹gniêcia naukowe Pani Profesor Czeczottowa zosta³a uhonorowana wieloma odznaczeniami i medalami. Szczególnie ceni³a sobie tytu³ Honorowego Górnika

Turo-wa, przyznany przez dyrekcjê kopalni. Relacjê Pani

Profe-sor z jednej z uroczystoœci nadania Jej odznaczenia przez Polsk¹ Akademiê Nauk w Pa³acu Staszica, wielce dow-cipn¹ i wypowiedzian¹ donios³ym g³osem, uda³o mi siê nagraæ na magnetofon podczas jednej z naszych wspólnych podró¿y s³u¿bowych. Mo¿na j¹ ods³uchaæ z nagrania prze-kazanego po œmierci Pani Profesor do Archiwum Muzeum Ziemi PAN w Warszawie.

Autorka dziêkuje Prof. Ewie Zastawniak-Birkenmajer, Dr Alek-sandrze Kohlman-Adamskiej i Dr. Grzegorzowi Skrzyñskiemu za redakcjê tekstu i przygotowanie do druku.

LITERATURA

ANDREWS H.N. 1980 – The fossil Hunters in Search of Ancient Plants. Cornell University Press: 387–380.

CZECZOTT H. (red.) 1959 – Flora Kopalna Turowa ko³o Bogatyni, cz. I i II. Pr. Muzeum Ziemi, 3: 7–128.

RADWAÑSKI A. (2009) – Phoenix szaferi (palm fruitbodies) reinterpre-ted as traces of wood-boring teredinid bivalves from the Lower Oligoce-ne (Rupelian) of the Tatra Mountains, Poland. Acta Palaeobot., 49 (2): 279–286.

SKIRGIE££O A. 1983 – Hanna Czeczott (1888–1982). Pr. Muz. Ziemi, 36: 3–8.

Praca wp³ynê³a do redakcji 21.04.2021 r. Akceptowano do druku 28.04.2021 r.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Since the central carrier phase is estimated based on the delay of the LoS path, we first analyze the impact of the time delay error on carrier phase estimation.. Thus, we simulate

The outputs of water resources are outgoing inter-basin transfer flow, evaporation from surface water bodies, and withdraw for drinking, industrial, agricultural,

In this paper, we focus on a non-resonant, ring optical frequency comb generator [5] (Fig.1) employing a three port acousto-optic frequency shifter (AOFS), a single master laser

Wzrost szumu definiowany jest jako stosunek całko- witej mocy sygnału odbieranego w systemie I total do szumu termicznego P N. Stosunek ten jest określany ja- ko

Na podstawie przedstawionych w poprzednich rozdziałach faktów, jasno wynika, iż każdy proces modelowania i symulacji złożonej struktury jaką jest Internet, wymaga

Mówi o Me- dach hodujących wielkie psy, aby pożerały ciała ich umierających krewnych (wzmianka ta odnosi się do obrządków pogrzebowych niektórych plemion irań- skich 56 ) oraz

Największą wystawę tego typu pod tytułem „Broń Indonezji" - całko- wicie ze zbiorów Andrzeja Wawrzyniaka - zorganizowały w roku 1974 wspólnie Muzeum Etnograficzne i