• Nie Znaleziono Wyników

Płocczanin w Łodzi. O determinantach zakorzenienia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Płocczanin w Łodzi. O determinantach zakorzenienia"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

119 Damian Kasprzyk

Uniwersytet Łódzki

Płocczanin w Łodzi. O determinantach zakorzenienia

Gdy etnolog wypowiada się na temat własnej tożsamości, zazwyczaj po-przedza właściwy tekst szeregiem zdań pytających. Nie są to tylko pytania ba-dawcze. Waha się, będąc świadomy powagi i złożoności zagadnienia jakie poru-sza. Dorzucę i ja kilka znaków zapytania.

Wkraczanie w obszar własnej pamięci może służyć poznaniu podobnie jak wnikanie w obszar doświadczeń i pamięci cudzej. Antropologia współczesna ułatwia to zadanie nobilitując monolog, jako szczególną konwencję pozwalającą pisać o poznaniu i doświadczeniu w pierwszej osobie1

. Obecnie zwraca się uwa-gę na podobieństwa narracji literackich i naukowych, dopuszcza wzajemne ich przenikanie. Autor tekstu posiada zatem względną swobodę w doborze gatunku i konwencji narracyjnej.

Pisanie o samym sobie wydaje się jednak cokolwiek ryzykowne, szczegól-nie dla kogoś kto stara się swoją wypowiedź unaukowić. Istszczegól-nieje bowiem szczegól- nie-bezpieczeństwo zastosowania schematów znanych z lektur, konferencji i dysku-sji akademickich, które mogą wszak nie obejmować rozmaitości własnego doświadczenia. To, w rzeczy samej, kwestia nawyku stosowania określonego języka i terminologii, którą badacz opanował, przyswoił, akceptuje i podziela. Czy język, który unika np. przymiotników wartościujących jest właściwym na-rzędziem do określania samego siebie? Czy nie nazbyt ogranicza? Czy może być szczery i spontaniczny (na co liczymy w sytuacji, gdy pytamy kogoś o to kim jest)? Czy i jak ustrzec się pokusy naukowego „wygładzenia” myśli na potrzeby zapisu? Badacz dąży do tego, aby za pomocą języka nauki nazwać, opisać i zin-terpretować to, co wypowiadane jest w inny sposób – za pomocą sztuki, gestów, rytuałów a przede wszystkim tzw. języka potocznego. Jak dokonać takiego „przełożenia” w sytuacji jedności badacza i badanego? Czy i gdzie wyznaczyć granicę pomiędzy wspomnieniami a ich interpretacją? Nie bez znaczenia pozo-staje przy tym obawa przed banalizacją własnego tekstu lub popadnięciem w megalomanię.

__________ 1

K. Kaniowska, Opis – klucz do rozumienia kultury, „Łódzkie Studia Etnograficzne”, T. XXXIX, Łódź 1999, s. 175.

(2)

120

Ewentualne rozterki mogą także wynikać ze świadomości specyfiki pamięci biograficznej, do której odwołujemy się w kontekście tożsamości2

. Owa specyfi-ka polega na tym, że doświadczenia z przeszłości poddajemy ciągłej reinterpre-tacji z perspektywy teraźniejszości3. Na to jak i co sobie przypominamy mają

wpływ nasze dotychczasowe doświadczenia, aktualne potrzeby oraz kontekst społeczno-kulturowy w jakim funkcjonujemy. Autor sięgający w procesie inter-pretacyjnym po własne wspomnienia powinien mieć świadomość nakreślonej wyżej specyfiki i tego, że prezentuje wersję skazaną niejako na dezaktualizację.

Mimo tych rozterek etnolodzy – jak wspomniałem – wypowiadają się na temat własnej tożsamości. Paweł Schmidt w tekście Czy jestem Słowianinem? Refleksja etnologa, dostrzegając rozmaite dylematy jakie rodzi taka sytuacja konstatuje: „wierzę jednak, że »wnikanie w siebie« służy lepszemu zrozumieniu otaczającego mnie świata i na odwrót – interpretacja rzeczywistości podzielanej przeze mnie i innych ludzi wpływa na moją świadomość siebie”4

. Podzielam przekonanie o przewadze potencjalnych korzyści płynących z takich zabiegów.

Pragnąc umieścić na kilku stronach garść refleksji związanych z własną tożsamością w jej wymiarze regionalnym, powinienem odsłonić jeden z zasadni-czych elementów autobiografii.

Urodziłem się w Płocku, z którego wyjechałem w 1993 roku na studia do Łodzi. Do rodzinnego miasta wielokrotnie przyjeżdżałem, jednak na przestrzeni kolejnych kilkunastu lat były to pobyty o charakterze zazwyczaj kilkudniowym i coraz rzadsze. Opuszczenie miasta, w którym zostali moi rodzice, choć pozba-wione dramatyzmu, będące aktem własnej woli i skutkiem niezbyt długich ale usystematyzowanych przemyśleń, rozdzieliło mój doobecny czas na dwa okresy: płocki i łódzki.

Intuicyjnie zestawiam ten nurt autobiografii z pojęciem zakorzenienia. Za-korzenienie w jakiejś przestrzeni i środowisku oznacza, w moim przekonaniu, uznanie ich za swoje z całym bagażem konsekwencji takiej postawy. Moje, czyli godne zainteresowania i poświęcenia. Moje, czyli wymagające opieki i ochrony. Moje, czyli pozytywnie wartościowane i oceniane. Moje, czyli warte pomnażania i propagowania. Konsekwencją takiej postawy jest także – potencjalnie niebez-pieczne dla badacza – przekonanie o doskonałej znajomości i wiedzy na temat tego co uznajemy za własne.

__________ 2

Anthony Giddens tożsamość jednostki łączy z jej zdolnością do refleksyjnej interpretacji ciągłości subiektywnie konstruowanej autobiografii. A. Giddens, Nowoczesność i tożsamość. „Ja” i społeczeństwo w epoce późnej nowoczesności, PWN, Warszawa 2007, s. 74-77 i inne.

3

Por. K. Kaźmierska, Ramy społeczne pamięci, „Kultura i Społeczeństwo”, 2007, nr 2, s. 18.

4

P. Schmidt, Czy jestem Słowianinem? Refleksja etnologa, [w:] Żyje, żyje duch słowiański. Rozważania nad ideą Słowiańszczyzny, pod red. I. Kuźmy i P. Schmidta, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2009, s. 202.

(3)

121 Antropolodzy zwracają uwagę na trwałość zakorzenienia także w odniesie-niu do środowisk i miejsc (przestrzenie, w których się zakorzeniamy stają się miejscami), z którymi nie mamy już fizycznego kontaktu. Innymi słowy, bywa-my zakorzenieni tam gdzie już dawno nie mieszkabywa-my, w miejscach, które z róż-nych przyczyn opuściliśmy. Świadomość i poczucie zakorzenienia jest wówczas silnie sprzężone z pamięcią pojmowaną jako proces twórczy. Można w związku z tym powiedzieć, że tych miejsc już nie ma, a sytuacje – w znaczeniu realnym – nigdy nie nastąpiły. Są one wykreowane przez naszą wyobraźnię i tylko swobod-nie osadzone w krajobrazach i wydarzeniach z przeszłości5

.

Przyjeżdżając do Łodzi przed kilkunastu laty zetknąłem się z inaczej ukształtowaną przez naturę i zorganizowaną przez człowieka przestrzenią. Roz-począł się proces pielęgnowania pewnych płockich wspomnień i subiektywnej ich selekcji będący reakcją na zmianę, jaka zaszła w moim życiu. Z czym zwią-zane były różnice, które zacząłem dostrzegać gdy przyjechałem do Łodzi? Czy dostrzegam je w dalszym ciągu i jakie mają one dla mnie znaczenie obecnie?

Postrzeganie różnic było po części podyktowane wiedzą, którą dysponowa-łem na temat obydwu miast oraz pewnymi przesądami. Jechadysponowa-łem do Łodzi z przeświadczeniem, że Płock jest miastem silnie zespolonym z regionem w ciągu długiego trwania, zaś Łódź tworem „narzuconym” w XIX wieku jakie-muś terytorium. Pielęgnowałem w sobie bardzo długo to przekonanie. Pytany o Płock odpowiadałem chętnie, mówiąc z dumą o rynku z ratuszem, zamku, starych kościołach i Krzywoustym. Posługiwałem się każdorazowo kategorią czasu przeszłego aby ukazać walory miejsca, z którego przybyłem6

. Pogłębiona wiedza na temat płockich tradycji i uprzedzenia w stosunku do Łodzi wzmacnia-ły – jak sądziłem – moją odporność na wirus kompleksu prowincjonalizmu. W każdym razie przyjąłem postawę krytycznego obserwatora wielkomiejskiej przestrzeni, może zbyt mało otwartą, czego konsekwencje odczuwam do dziś.

Brakowało mi Wisły. Nie dlatego – rzecz jasna – abym był miłośnikiem wiślanych kąpieli. Nigdy nie pływałem w tej rzece! Gdy mieszkałem w Płocku, była bardzo brudna. Uczyłem się natomiast stron świata, sytuując wszystko względem niej (po przyjeździe do Łodzi w ten sam sposób wykorzystywałem ulicę Piotrkowską). Ale rzeka to nie tylko swoisty „kompas”. Jej obecność ozna-cza także specyficzny mikroklimat, szatę roślinną, budowę geomorfologiczną okolicy a nawet faunę – rzeczy, które w Płocku czułem i widziałem.

__________ 5

Por. G. Olesiak, Wyobrażenie „małej ojczyzny”. Morfologia idealnego świata, „Polska Sztuka Ludowa”, 1990, nr 3, s. 3-8.

6

Płock był wówczas – na swój sposób – modny w środowisku studenckim, za sprawą utworów Stanisława Staszewskiego, opracowanych i nagranych przez zespół KULT (album Tata Kazika, 1993), m.in. utwory: Inżynierowie z Petrobudowy, Knajpa morderców, Celina. Wielokrotnie pytano mnie w tym kontekście o Płock.

(4)

122

Płock jest pełen granic naturalnych mających związek z wodą. Jedną z nich jest głęboki jar rzeki Brzeźnicy, otulający od północy i zachodu zwartą część miasta. Takie znaczenie miały dla mnie także prostopadłe do Wisły, suche jary, którymi schodzi się w dół nad brzeg rzeki. Swoistą granicą była także krawędź skarpy, a dalej brzeg Wisły i sama rzeka. Wisła to granica ukazująca w Płocku swoją realność, szczególnie w okresach powodzi lub remontów przedwojennego mostu (do niedawna jedynego). Te naturalne granice porządkowały przestrzeń. Gdy byłem dzieckiem ich przekraczanie było dla mnie i moich rówieśników niezwykłym doznaniem – często na poły legalną, przeżywana bez wiedzy rodzi-ców, przygodą. Szczególnie duże wrażenie robiło przejście pieszo przez most lub zejście do jaru Brzeźnicy. W Łodzi nie odnalazłem podobnych, naturalnych granic. Miasto wydawało się rozlane i bezkresne. Po kilkunastu latach potrafię „odkodować” liczne granice, którymi poprzecinana jest Łódź. Mają one jednak inny charakter niż te, o których wspomniałem.

Stojąc w Płocku na skarpie – nie pamiętam kiedy znalazłem się tam pierw-szy raz – widzę nie tylko daleką perspektywę rzeki, ale i lasy sięgające pod Wło-cławek, zabudowania Radziwia. Dawniej można było dostrzec pionową kreskę wieży radiowej pod Gąbinem (która zawaliła się w 1991 roku) i wyspy na Wiśle. Ten widok, choć zmienia się z dekady na dekadę – czegoś ubywa, coś się poja-wia – jest dośpoja-wiadczeniem trwałym, wciąż dostępnym, którego nic mi w Łodzi nie może zrekompensować. Posiada także wymiar symboliczny w znaczeniu nie tyle lokalnym co regionalnym. Ten rozległy obszar, obejmujący zapewne wiele tysięcy hektarów wody, zabudowań, pól i lasów stanowi dla mnie esencję pejza-żu mazowieckiego. Można odnieść do tej sytuacji słowa badacza: „Jest więc krajobraz po prostu fizjonomią środowiska. Formą wynikającą z treści zawartych w ekosystemie, tak naturalnym jak kulturowym danego miejsca. Stąd związek z nim następuje w pierwszej kolejności poprzez postrzeganie (percepcję) otocze-nia. Jego zaś trwałość w ujęciu godzin, dni, lat, a wreszcie historycznej tradycji, stwarza poczucie tożsamości człowieka z miejscem”7

.

Zasadnicze różnice pomiędzy płocką a łódzka przestrzenią objawiają się także w porządku wertykalnym. Skarpa w najwyższym punkcie jest wypiętrzona prawie 50 metrów ponad lustro Wisły. Wspomniany jar Brzeźnicy również ma głębokość kilkudziesięciu metrów. Porządek wertykalny Łodzi odkrywałem obserwując zabudowę. Szczególnie imponowały mi wieżowce okolic Dworca Fabrycznego i „Manhattanu”. Obok tramwajów stanowiły dla mnie główny wy-znacznik wielkomiejskości. Wrażenia wysokości doświadczałem w Płocku za sprawą krajobrazu, w Łodzi za sprawą inżynierii budowlanej. W Płocku spoglą-dałem w dół, w Łodzi patrzę w górę aby ogarnąć wzrokiem wysokie kamienice w wąskich ulicach i wieżowce w centrum miasta.

__________ 7

J. Bogdanowski, Regionalizm a krajobraz, [w:] Regiony kulturowe a nowa regionalizacja kraju, pod red. J. Damrosza i M. Konopki, Ciechanów 1994, s. 53-54.

(5)

123 Po Płocku chodzę z pewną atencją. Wyobraźnia podsuwa mi obrazy przedmiotów, które mogą spoczywać pod ziemią. Wielokrotnie spacerując po tym mieście zatrzymywałem się przy siatce lub parkanie ustawionym przez ar-cheologów i oglądałem ich krzątaninę na charakterystycznych, wyznaczanych za pomocą sznurków i kołków stanowiskach. Czasami udawało się podejrzeć tkwiące w ziemi fragmenty ceramiki, kości, drewnianych lub kamiennych kon-strukcji, zanim zostały wydobyte lub ponownie zasypane. Wspomniane wyżej obserwacje płockie powodują, że przestrzeń łódzka posiada w moim odczuciu formę skorupy. W ujęciu wertykalnym Łódź wydaje mi się wysoka ale bardzo płytko osadzona. Asfalt, chodniki, fundamenty domów a pod spodem glina i piach. Rozsądek i wiedza ostrzegają mnie przed takim generalizowaniem. Do-myślam się na przykład istnienia znacznie bardziej rozbudowanej niż w Płocku sieci kanalizacyjnej (jej fragment, tzw. „dętka”, jest wszak udostępniany). Jednak idąc nawet przez najstarsze łódzkie ulice brakuje mi tego „archeologicznego spodu”, ponieważ nigdy nie doświadczyłem go w takim stopniu jak w Płocku. Grażyna Ewa Karpińska rozwija koncepcję palimpsestowego oblicza miasta. To sposób postrzegania przestrzeni miejskiej jaki można zastosować zarówno w odniesieniu do Łodzi jak i Płocka8. Palimpsestowość płockiej przestrzeni to także warstwy w tym dosłownym – archeologicznym ujęciu i moja świadomość ich istnienia. To również warstwy nakładane przez 800 lat na płocką katedrę i inne obiekty o średniowiecznej często proweniencji.

Na moją percepcję przestrzeni łódzkiej miało także wpływ rozlokowanie przemysłu. Cała Łódź wydawała mi się przemysłowa. Jej fabryczność dostrzega-łem także w ścisłym centrum miasta, podczas gdy Płock posiadał wyraźnie wy-odrębnione, przemysłowe, peryferyjne dzielnice.

W jakimś sensie z przestrzenią związane są także moje doświadczenia spo-łeczności płockiej. Wynikało z nich i nadal wynika przekonanie o jej zwartym, wiejskim charakterze i powiązaniach. Figurą alegoryczną, w tym kontekście, jest mieszkaniec centrum miasta, wyjmujący z bagażnika Syreny lub Warszawy wo-rek z ziemniakami, po powrocie do domu z niedalekich, rodzinnych stron. Do-piero opuszczenie Płocka i przyjazd do Łodzi uświadomił mi skalę tego zjawiska i słuszność moich spostrzeżeń. Łódź była i jest dla mnie bardziej miejska także i w tym, pozaurbanistycznym wymiarze, choć świadom jestem, że i rozwój de-mograficzny Łodzi wynikał z napływu żywiołu wiejskiego.

Doświadczenie różnic w wymiarze społecznym, to także spojrzenie na ję-zyk, którym posługiwała się spora część znanych mi mieszkańców Płocka w czasach gdy i ja się do nich zaliczałem. To również ma związek z owym, za-kładanym przeze mnie na podstawie obserwacji, wiejskim rodowodem płocczan. Mój sąsiad (mieszkaniec tej samej klatki schodowej 4-piętrowego bloku) wołał __________

8

G. E. Karpińska, Palimpsestowe oblicze miasta. Przykład Łodzi przemysłowej, „Ochrona Zabytków”, 2004, nr 3-4, s. 127-140.

(6)

124

do swojego małego synka „nie pjiszcz!”. Do tej pory dźwięczy mi w uszach to „ji” zamiast i, które słyszałem w różnych okolicznościach i wielu słowach, wy-powiadanych także przez moich szkolnych nauczycieli. Powszechne było też „o” zamiast ą na końcu słów (np. „mogo” zamiast mogą). Moje postrzeganie odmienności łódzkich posiadało także i ten – językowy wymiar. Nadal twierdzę, że łodzianie wysławiają się bardziej „literacko”, choć dostrzegam i tu – po ama-torsku – pewną specyfikę.

Wszystko to czego doświadczyłem mieszkając w Płocku, w jakiś sposób miało i ma nadal wpływ na przebieg mojego zakorzeniania w Łodzi. Spacerując po tym mieście, w dalszym ciągu szukam granic wyznaczanych przez przyrodę, wilgoci wielkiej rzeki, otwartych przestrzeni ukazujących coś więcej niż pano-ramę miasta z perspektywy najwyższych pięter wieżowca. Gdybym to wszystko odnalazł, inaczej przebiegałby proces mojego zakorzeniania. Nie zaliczam się do krytyków urbanistycznego i społecznego oblicza Łodzi. Rozumiem (wydaje mi się, że coraz lepiej) jej miłośników i pasjonatów, choć sam jeszcze się tak nie określam. Gdzie jest zatem moje miejsce? Za kilka lat – o ile będę mieszkał w Łodzi – mój czas płocki i łódzki się wyrównają. Czy będzie to miało jakiś wpływ na moją tożsamość? Już od dawna w bagażu moich płockich doświadczeń niewiele przybywa a bagaż doświadczeń łódzkich pęcznieje. Jako etnolog jestem samo-świadom, że Płock i jego okolice stają się dla mnie ojczyzną zmitologizo-waną, „mamiącą pokusą absolutyzacji”, „nasycającą się arkadyjsko-nostalgicznymi barwami”9. Powyższy tekst zapewne o tym świadczy.

Dochodzimy do miejsca, w którym pora zadać zasadnicze pytanie w kon-tekście umieszczonych wyżej wspomnień, porównań i refleksji. Dlaczego w przestrzeni Łodzi szukam tego co pamiętam z Płocka? Dlaczego tak się dzieje i czemu to obecnie służy? Zestawienia, które czyniłem po przyjeździe na studia miały cel praktyczny i doraźny. Porównywałem, aby zinterpretować, ocenić, lepiej poznać. Posługiwałem się często płytkimi kategoriami dokonując subiek-tywnych zestawień: ładnie-brzydko, szaro-kolorowo, brudno-czysto, ciekawie-monotonnie. Rachunek wychodził „na plus” innym razem „na minus” któregoś z miast. Istotna była wówczas forma, którą obserwowałem. Dziś cel i znaczenie tego działania jest zupełnie inne niż przed kilkunastu laty. Obecnie rozumiem, że przestrzeń Płocka coś dla mnie symbolizuje i gdyby była inna (np. pozbawiona Wisły i skarpy) symbolizowałaby dokładnie to samo – dzieciństwo, dom, zdro-wie i życie najbliższych, przyjaźnie i doznania emocjonalne pierwsze – zatem odczuwane mocniej. Szukanie w Łodzi elementów pejzażu płockiego to w isto-cie wyraz moich tęsknot nie za określoną formą geograficzno-kulturową ale treścią kryjącą się za miejscami utrwalonymi w pamięci. Tak jest teraz.

__________ 9

P. Kowalski, Odyseje nasze byle jakie. Droga, przestrzeń i podróżowanie w kulturze współczesnej, Alta 2, Wrocław 2002, s. 106.

(7)

125 Nie mieszkając tam gdzie się urodziłem, doceniam zalety mobilności. Zdaję sobie sprawę, że regionalizm (rozumiany jako zdefiniowane wyżej zakorzenie-nie) nie jest jedynym źródłem człowieczych wartości10. Chętnie jednak ujmuję

związek z tamtym (płockim) czasem, ludźmi i miejscami w kategoriach aksjolo-gicznych. Pisarz i literaturoznawca Norman Manea zwraca uwagę na indywidu-alność ludzkiego doświadczenia, stanowiącą źródło tożsamości w każdym jej wymiarze: „Wielu ludzi żywi dziś wiarę w mityczny twór, jakim jest tożsamość – magiczny eliksir rozwiązujący każdy problem. Tożsamość jest tym co łączy nas z innymi – to płeć, język, stan posiadania, obyczaje, przekonania i aspiracje, nawet cechy psychofizyczne. Tożsamość ma niewątpliwie znaczenie w życiu społecznym i prywatnym. Jednak istotą człowieczeństwa okazuje się w ostatecz-nym rozrachunku indywidualność – to, co nam pozostaje, kiedy jesteśmy sami w pokoju, zanim lub po tym jak łączymy się z kolektywną tożsamością. Bez owej świadomej, silnie czującej, moralnej indywidualności sama tożsamość pozostaje pustym zlepkiem pustych słów”11

. Gdy jestem sam, często myślę o Płocku.

__________ 10

Por. S. Chwin, Mobilny duch. Pochwała człowieka niezakorzenionego. „Polityka”, 2000, nr 42, s. 52.

11

N. Manea, Musimy budować pomniki hańby, „Duży Format” (dodatek do „Gazety Wy-borczej”), 2009, nr 51, s. 25.

Cytaty

Powiązane dokumenty

3) nauczyciel prowadzący takie same lub pokrewne zajęcia edukacyjne. 2, może być zwolniony z udziału w pracy komisji na własną prośbę lub w innych, szczególnie

 Prawo do emisji 15 sekundowych spotów promocyjnych na telebimach stadionowych (przed oraz w przerwie meczu).  Prawo do emisji 15 sekundowych spotów promocyjnych w

Przestrzeń tych miejscowości posiadających na swym terenie tradycyjną bazę leczniczą ukształtowana jest odmiennie od innych miejscowości o podobnej wielkości,

Ntezademls ciekawych otfcryć dokonano n i cwntarZyskach grupy esaloetcklsj woj.zseojskle, zwłaszcza ko listy tkłsd pochAAtćw wckół pustej przestrzeni z grobe«

Przyszedł wiceprezydent miasta oraz były wiceprezydent, który witał wagon 5 lat temu, podczas pierwszego przejazdu oraz, co dla nas bardzo ważne, ludzie, którzy

Bardzo interesującym rozwiązaniem jest zamieszczenie – obok wypowiedzi Metropolity Łódzkiego na temat służby zdrowia i relacji z jego obecności wśród chorych i

Powód spełnił swoje świadczenie w postaci przekazania 150 ETH na rzecz Pozwanego, za co Pozwany zobowiązał się przekazywać Powodowi 0,2 ETH za każdy dzień, w którym

Pierwszym jest charakterystyka czasowa i przestrzenna rekordowych pod względem wysokości projektów budowla- nych, drugim zaś jest próba poszukiwania odpowiedzi na pytanie,