• Nie Znaleziono Wyników

Pamiętnik Przemysława Warmińskiego (1927-1939)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pamiętnik Przemysława Warmińskiego (1927-1939)"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Zygmunt Kaczmarek

Pamiętnik Przemysława

Warmińskiego (1927-1939)

Kwartalnik Historii Prasy Polskiej 17/3, 103-114

(2)

M

A

T

E

R

I

A

Ł

Y

K w a r ta ln ik H is to r ii P r a s y P o l s k i e j X V II 3

ZYGMUNT KACZMAREK

PA M IĘ T N IK PRZEM YSŁAW A W ARM IŃSKIEGO (1927— 1939)

UWAGI WSTĘPNE

G dy zb ierałem m a te ria ły do b iogram u d zien nik arza P rzem y sław a W arm ińskiego, p rzygotow ane do W ielkopolskiego słow nika biograficzne­ go, n a tk n ą łe m się n a p am iętn ik p isany przez W arm ińskiego w okresie od 5 stycznia 1927 r. do 18 m arca 1939 r. Rękopis składa się z czterech ze­ szytów , k ażd y po około 80 stron. P ierw szy o bejm u je w y d arzenia od 5 I 1927 r. do 26 XI 1928 r., d ru g i od 26 XI 1928 do 11 V III 1931 r., trzeci od 2 X I 1928 do 15 X 1933 r. i c zw arty od 11 X I 1933 do 18 III 1939 r. Z eszyty te z n a jd u ją się w posiadaniu siostry W arm ińskiego S ła w u ty Zoll, k tó ra u d o stęp n iła je au to ro w i w celu w yk orzystania w b ad an iach naukow y ch n ad dziejam i w ielkopolskiej endecji.

P a m ię tn ik p isany je st popraw n ą polszczyzną. J e st to p a sjo n u ją cy do­ k u m en t o b raz u jąc y ów czesne stosunki p an u jące w m łodzieżow ym ś ro ­ dow isku poznańskiej end ecji. P ełno w nim uw ag i osobistych w y n u rz e ń W arm ińskiego na te m a t życia politycznego (udziału w k am p an iach w y ­ borczych do sejm u i sen atu w latach 1928— 1930, do sam orządów m ie j­ skich w 1929 r. i 1933 r., procesu brzeskiego, łam ania praw orządności, akcji an ty rząd o w y ch endecji oraz w rażeń z zeb rań i w ieców politycz­ nych), życia organizacji m łodzieżow ych (opisy ak cji w yborczych do B ra t­ niej Pom ocy i korpo racji, stosunków w ew n ętrzn y ch M łodzieży W szech­ polskiej i OW P, udziału w zjazdach), stosunków rodzin ny ch (śm ierci o j­ czyma, kłopotów finansow ych rodziców, opisów spotkań tow arzy sk ich z udziałem czołow ych osobistości życia społeczno-politycznego P oznania), spraw osobistych (egzam inów na uczelni, aw ansów , s ta ra ń o ap lik acje) i sp orto w ych (kulisy zawodów ten iso w y ch i hokejow ych oraz w yniki). W arm iński należał do czołow ych sportow ców okresu m iędzyw ojennego. Zdobył ty tu ł w icem istrza Polski w tenisie, rep rezen to w ał k ra j w p u c h a ­ rze D avisa. P ełn ił rów nież fu n k cje k ap itan a sportow ego Polskiego Z w iąz­ ku H okeja na Lodzie.

(3)

bardzo ciekaw e i in teresu jące dla badacza, ale ze w zględu n a rodzaj niniejszej publik acji m usiały zostać pom inięte. A u to r zdecydow ał się rów nież zamieścić fra g m en ty arty k u łó w W arm ińskiego opublikow anych w „K urierze W arszaw skim ”, k tó re u zu p ełn iają p am iętn ik . P a m ię tn ik jest pisan y z krótszym i lub dłuższym i p rzerw am i czasow ym i w zależności od w ydarzeń i udziału w nich samego au to ra . Z d arzają się zapisy z dnia n a dzień lub w odstępach tygodniow ych, a n a w e t m iesięcznych. W iele ocen w yd arzeń je st su b iek ty w n y ch i zgodnych z poglądam i lansow anym i przez N arodow ą D em okrację. Z p am iętn ik a w ynika, że dość pow ażny w p ły w na kształtow anie poglądów a u to ra m iała rodzina, środow isko a k a ­ dem ickie i prasa, a głównie o rgan endecki „ K u rie r P o z n a ń sk i”. W swym p am iętn ik u W arm iński św iadom ie przem ilczał p ew ne w y d arzenia ze w zględu na tajem nicę, jak a go obow iązyw ała. Nie in fo rm u je o poufn y ch spotkan iach organizacji „Z et” czy o w ynikach rozm ów z czołow ym i p rz y ­ w ódcam i endecji, np. z Dm owskim . O baw iał się rew izji i aresztow ań. D la­ tego też p am iętn ik przechow yw any by ł w ta je m n y c h schow kach. In ­ fo rm acje tu ta j zaw arte m ogłyby być w y k o rzy stan e przez w ładze sądo­ we jako dowód przeciw autorow i i w ym ienionym i z im ien ia i nazw iska kolegom , ty m bardziej że poprzez koligacje rodzinne spokrew niony był z czołow ym i osobistościam i życia społecznego, gospodarczego i polity cz­ nego Poznania. O jczym , d r Rozm iarek, był udziałow cem szeregu p rzed ­ siębiorstw w P o znaniu, m atk a działaczką „ W a rty ” , „Sokoła” i N arodow ej O rgan izacji K obiet, a w u j — C yryl R a ta jsk i — p rez y d e n te m m iasta.

K a rie rę dzien n ik arsk ą zaczął W arm iński w P o zn aniu . O d 1935 r. za­ m ieszczał a rty k u ły polityczne i sportow e w pism ach w arszaw skich: „A B C” , „Podbipięcie” , „N ow ym Ł adzie” , „ K u rierze W arszaw sk im ” oraz katow ick iej „P olonii” . W lata ch 1938— 1939 b y ł ko resp o n d en tem b e rliń ­ skim „K u riera W arszaw skiego”. P odpisyw ał swe a rty k u ły inicjałam i „P W ”.

P rz y opracow aniu a rty k u łu w ykorzy stane zostały m ate ria ły znajdu­ jące się w A rchiw um U n iw ersy tetu im. A. M ickiewicza. A uto r przejrzał tak ż e a rty k u ły i k orespondencje, głów nie w „A BC” i „K u rierze W ar­ szaw skim ” . R odzina udostępniła także inne m ate ria ły , m in . rękopis p rzy jaciela W arm ińskiego W itolda G ro tta 1, k tó ry p rzeprow adził skru­ p u la tn e badania dotyczące udziału jego w w alk ach z N iem cam i n a b a ry ­ kadzie grochow skiej oraz o statn i list p isan y do ro d zin y w tra g ic z n /c h dniach w rześniow ych 1939 r.

1 Witold Grott (1912—1944). Przyjaciel W armińskiego, ekonomista, prezes Mło­ dzieży W szechpolskiej w Poznaniu, Działacz OWP i ZMN, od 1936 r. pracował ja­ ko sekretarz Rady Polskich Interesów Portu Gdańskiego. W czasie okupacji współ­ założyciel „Ojczyzny”. Pracował w RGO i D elegaturze Rządu na kraj (wicedy­ rektor departamentu skarbu). W 1944 r. rozstrzelany w grupie 200 zakładnikóv w Warszawie.

(4)

P A M IĘ T N IK P R Z E M Y S Ł A W A W A R M IŃ S K IE G O 105

* *

*

P rz em y sła w W arm iń sk i u rodził się 14 III 1908 r. w Bydgoszczy w ro ­ dzinie lek arza Em ila i H alin y z M ayów. W 1926 r. zdał m atu rę w Po­ znaniu. W ty m sam ym ro k u zapisał się na W ydział Praw no-E konom iczny U n iw e rsy te tu P oznańskiego. B ył prezesem M łodzieży W szechpolskiej i działaczem A kadem ickiego Z rzeszenia Sportow ego. W 1930 r. został m ianow any k ierow n ikiem g ru p y akadem ickiej Obozu W ielkiej Polski. W ty m sam ym ro k u w y b ra n y został przew odniczącym endeckiej M łodzieży W szechpolskiej. W 1931 r. ukończył studia i rozpoczął służbę w ojskow ą. W racając z u rlo p u przyw oził ze sobą dość pokaźne ilości „Głosu A ka­ dem ickiego” , o rg an u endeckiego n a U niw ersytecie Poznańskim , ro zp ro ­ w adzał pism o w koszarach. Pism o to pow stało z jego inicjaty w y. W „G ło­ sie A k adem ick im ” rozpoczął k a rie rę dziennikarską. Pisyw ał także w „A w angard zie” . W sw ym p am iętn ik u napisał: „D ałem do »A w angardy«2 a rty k u ł o zm ienionej obecnie roli Obozu (w spółudział w rządzeniu Polską za pom ocą przy m u su m oralnego). D ałem pod pseudonim em A dam K u ­ lig — chcę go używ ać przez czas w ojska i przez czas ap lik acji”. Po od b y ­ ciu służby w ojskow ej został m ianow any kom isarzem tajn e j organizacji „ Z e t” , k tó ra k iero w ała całym ru ch em endeckim na uczelniach P oznania. Rozpoczął p racę w Zachodnio-Polskim T ow arzystw ie K redytow ym . P rz y ­ ję ty został n a p ra k ty k ę u adw okata W lazły.

Po rozw iązaniu OW P w 1932 r. w W ielkopolsce m łodzi działacze en­ deccy dokonali rozłam ów (1934). W arm iński opowiedział się za p ro g ra ­ m em sk ra jn ie nacjonalistycznego Obozu N arodow o-R adykalnego. Mimo rozw iązania przez w ładze państw ow e w 1934 r. ONR działał k o n sp iracy j­ nie d alej i w y d aw ał z in ic ja ty w y W arm ińskiego dw utygo dnik „ J u tr o ” . D ziałalność k o n sp iracy jn a ONR i w ydaw anie nielegalnych ulotek spo­ w odow ały aresztow anie W arm ińskiego. W 1935 r. został skazany n a 8 m iesięcy w ięzienia z zaw ieszeniem n a 5 lat. P ro k u ra to r w niósł apelację od w yroku. O baw a przez ponow nym aresztow aniem zapew ne spow odo­ w ała, że W arm iń sk i przeniósł się do W arszaw y.

Oto końcowe fra g m e n ty p am iętn ik a o b ejm ujące działalność głów nie dziennikarsk ą w W arszaw ie i B erlinie.

5 IX 1936 r. W róciłem wczoraj z tygodniowej w ypraw y do Warszawy. Przenoszę się tam na stałe już od 1 X [...]

2 Na tem at takich pism, jak „Głos Akadem icki”, „Awangarda”, „Czuwamy”, na łam ach których zaczynał karierę dziennikarską Warmiński, zob. Z. K a c z m a ­ r e k , Z historii endeckiej prasy politycznej Poznania (1922—1939), „Rocznik Historii Czasopiśm iennictwa Polskiego”, t. 15, z. 1.

(5)

W W arszawie chciałbym być przez 1,5 roku, to jest do w iosny 1938, r., potem chcę w rócić do Poznania, by tutaj zdać egzamin adwokacki [...] U „nas”, tak w W arszawie, jak i w Poznaniu, w szystko dobrze, robota idzie naprzód, szeregi się zwiększają. I mam nadzieję, że w yjazd mój z Poznania nie zrobi żadnej większej szczerby. Sytuacja za to w kraju głupia i nic dobrego nie wróżąca. Kom pletny upa­ dek autorytetu rządu, wzrost w pływ ów komunistycznych, ogólne bezhołow ie w spo­ łeczeństw ie nadal.

Ja w W arszawie wchodząc za zgodą mych kolegów w skład redakcji szerokie­ go pisma, jaki będzie „Głos W olny” rzecz oczywista, że nie będę od najw ażniej­ szych nawet zagadnień i decyzji oddalony. A oprócz tego, wychodząc z założenia, że czas przygotowywać się do czekającej m nie w przyszłości pracy twórczej, będę się w W arszawie mając w ięcej w olnego czasu i lepsze warunki zaznajam iał z spraw a­ mi m niejszości narodowych, które to sprawy interesują m nie od dawna, a w ym a­ gają koniecznych reform i prac w przyszłości, a co za tym idzie i ludzi, znających się na nich dobrze i patrzących na nie z w łaściw ego stanow iska narodowego.

Warszawa, 4 XII 1936. Nie pisałem całe dwa miesiące, z czego połowa przypada na pobyt w War­ szawie. Jestem tu bowiem od 3 XI, mieszkam chw ilow o w pokojach kawalerskich w gmachu Imki [...] Co prawda sprawa „Głosu W olnego”, o którym pisałem, ostat­ nio wzięła w łeb — i J. R em bieliński na skutek różnych okoliczności zupełnie słusznie z dziennika przeszedł na tygodnik „Podbipięta”, gdzie za artykuliki spor­ towe otrzymuje po zł 20 (m iesięcznie 80—100 zł), ale za to udało mi się um ówić z W itoldem Korfantym stałe korespondencje z W arszawy po 30 zł od sztuki. P onie­ waż w przebiegu ostatniego tygodnia zam ieściłem ich już 3 i ponieważ w każdym razie liczyć mogę na 6—7 m iesięcznie, będę mieć z tego źródła 200 zł. Prócz tego pisuję do „ABC” (obecnego „naszego” oficjalnego pisma) i mimo iż płacą tam słabo, liczyć mogę w każdym razie na 50—60 zł.

31 X II 1936 [...] dziś ostatecznie uzgodniłem moją stałą współpracę w „ABC”, co prawda na początek jedynie za 200 zł miesięcznie. A le tylko 2 godz. dziennie, a poza tym z pracy tej skorzystam w iele (nie tylko językowo) oraz będę czerpał m ateriał do artykułów także i do innych pism. Mam bowiem mieć dział Francji, Niem iec z obo­ wiązkiem przeczytania licznych pism francuskich i niem ieckich oraz pisania o najciekawszych zdarzeniach.

Warszawa, 16 II 1937 [...] Dzisiaj jadę na dwa dni do Poznania, w sprawie utworzenia oddziału i po­ znańskiej strony „ABC”. Mam zabrać pieniądze i poruszyć „naszych” [...]

Korzystam ogromnie z tego rodzaju pracy i życia, jakie prowadzę. Warszawa jest stolicą i ma życie, które od Poznania jest o w iele bogatsze [...] Ostatnio zyska­ łem dostęp do Biblioteki Sejm ow ej, gdzie mam możność poznania doskonałych książek i czasopism.

Warszawa, 18 III 1937 [...] w „ABC” bywam codziennie od 2S0 — 4-ej, a poza tym poświęcam dużo czasu w domu na czytanie pism francuskich i niem ieckich oraz pisanie artyku­ łów do „ABC”. Coraz częściej pozwalam sobie na w stępne, skromne sygnowanie pw. Poza tym pisuję jak dotychczas do każdego numeru „Nowego Ładu” poważne

(6)

P A M IĘ T N IK P R Z E M Y S Ł A W A W A R M IŃ S K IE G O 107 ideow e artykuły, rozpisałem się też do „Polonii” K atowickiej, ostatnio do numeru w ielkanocnego posłałem podpisany artykuł pt. Konsolidacja bliskiej przyszłości. Z „Polonii” też pochodzi dosyć duża część mych zarobków. Pisuję natom iast znacznie m niej do „Podbipięty”, który znalazł się obecnie w trudnościach finansow ych [...] W ogóle cała ta impreza Janka R em bielińskiego — pom yślana początkowo bardzo górnie, szeroko, zawiodła nawet w form ie tygodnika, niestety — mam dużo sym ­ patii dla Janka — nie bardzo zanosi się na polepszenie [...]

Czasu zabierają mi ostatnio bardzo dużo sprawy polityczne. Tutaj najw ażniej­ szą i n iestety tak bolesną dla nas rzeczą była niespodziewana śmierć Henia Ros- smanna. B ył on dla nas jednym z nawybitniejszych, najenergiczniejszych i naj- sugestyw niejszych przywódców. Pogrzeb m iał w spaniały i m anifestacyjny — echo jego zgonu naprawdę potężne.

Sytuacja „nasza” przedstaw ia się bardzo pomyślnie. Wyraźna poprawa na w szystkich terenach. I coraz lepsza atmosfera i w ew nętrzna, spokojna wiara, za­ pał. Ostatnio odnieśliśm y duże sukcesy na terenie akademickim. N iestety dopro­ wadza to do zaostrzenia stosunków z Stronnictwem [Stronnictwo Narodowe], jed­ nak na to nie ma rady. Ja sam zaczynam uważać, że trzeba się w reszcie zdecydo­ w ać na jasne i w yraźne ustosunkow anie się do tych, z tak w ielką nienaw iścią od­ noszących się do nas — „okaleczałych” m oralnie i um ysłowo byłych kolegów.

W „szerszym ” terenie nastąpiło w reszcie przed m iesiącem „okocenie się” partii Koca8. Zapowiadane i wprowadzone na św iat z ogromną pompą, szykanami, okazało się nieudałym i i jeszcze w ęższym i naśladow nictw am i BBWR. Impreza od początku nieudała. A le to nie w yjaśnia ani też nie rozstrzyga niczego.

Warszawa, 16 X 1937 Po siedm iu m iesiącach zabieram się do pisania [...] Lato częściowo siedzia­ łem w W arszawie, częściowo w łóczyłem się mym kupionym i wymarzonym Fia- cikiem po całej niem al Polsce. W wrześniu 4 tygodnie spędziłem w Austrii i w N iem czech [...]

Prócz poprzednich zajęć i zarobków zyskałem na w iosnę nowe: pisanie nauko­ wej pracy gospodarczo-żydowskiej, za stałym wynagrodzeniem 300 zł. Jest to rzecz poważna i jeśli ją dobrze napiszę i wykończę, może mi się „życiowo” bardzo przy­ dać.

W „ABC” aw ansow ałem na „czołowego” publicystę, a jeśli już nie czołowego, to w każdym razie najbardziej żywego i tem peram entnego. W stępne moje artykuły, sygnowane PW, poczytne są bardzo i chwalone.

„Polonia”, od czasu do czasu inne pisma, trochę i praktyka adwokacka itp. do­ pełniają m ych zajęć i [...] dochodów.

Politycznie — w ogrom ie chaosu i dezorientacji powszechnej — której nie w ar­ to opisyw ać, w yłania się przed „nami” coraz bardziej owocna i wyraźna droga utworzenia nowego sam odzielnego obozu politycznego młodego pokolenia. Jesteśm y w stanie ofen syw y na w szelkich terenach, ja w pracach tych biorę coraz żywszy udział: wczoraj w róciłem [...] z dwudniow ej inspekcji w Poznaniu, z udanym prze­ m ówieniem na akadem ickim publicznym zebraniu i szeregiem odpraw czy zebrań. Będę nawet do Poznania jeździć obecnie stale. A w najbliższych dwóch tygodniach mam przewidziane 3 inne publiczne w ystąpienia [...]

Zamach na Koca [...], bałagan w rządzie, uw olnienie przez przysięgłych jed­ nom yślnie Doboszyńskiego (!)4, różne skandale i śmierć Parylewiczow ej, trochę roz­ 8 Chodzi o utworzony Obóz Zjednoczenia Narodowego; zob. T. J ę d r u s z- c z a k, Piłsudczycy bez Piłsudskiego, Warszawa 1966.

4 Na tem at w ypraw y A. Doboszyńskiego na M yślenice zob. J. J. T e r e j, R z e ­

(7)

ruchów i w iele trupów w czasie krwawego strajku chłopskiego — oto bilans „ży­ cia” politycznego.

Pleszew , 27 XI 1937 Kończę dzisiaj 4 tygodniow e ćwiczenia w ojskow e. Wyjeżdżam jednak z P lesze­ wa z radością [...]

Zostałem w m iędzyczasie w ybrany kapitanem sportowym PZHL (hokej), w m iejsce Żyda Saksa. Oznacza to wzrost obowiązków, ale i również gratisow e (a n a ­ w et i dochodowe) w yjazdy z drużyną.

W arszawa, 15 V 1938 N ie pisałem praw ie pół roku, spędzonego zresztą bujnie i burzliwie. W stycz­ niu byłem dwa tygodnie w Szwajcarii, w lutym w Czechosłowacji. B yły to dwa w yjazdy „hockeyow e”, raczej uciążliw e niżli przyjem ne, a że ich w yniki sportowe nie zawsze były dodatnie, w ięc po powrocie spadło na m nie całe odium „zażydzia- łej prasy sportowej, brukowej — niedawno przecież „wysadziłem z siodła” żydłaka Saksa.

W marcu na odmianę pojechałem autem na dwa tygodnie do Austrii, zlik w i­ dowanej przez Hitlera włączeniem jej do N iem iec [...] B ył to wyjazd dzienikarsko- -polityczny, podobnie jak i dwa tygodnie w k w ietniu w Czechosłowacji, zagrożonej rozbiorem przez sąsiadów.

A jutro jadę do Berlina [...] na stałe, w każdym razie na kilka dobrych m ie­ sięcy. Jadę w charakterze korespondenta politycznego „Kuriera W arszawskiego”. Zaproponowano m i to po korespondencjach z Wiednia. Po chw ilow ym w ahaniu zgodziłem się, za wiedzą mych politycznych przyjaciół; w zględy finansow e, na ogół korzystne, nie odgryw ały tutaj w iększej roli — głów nie skusiła m nie perspektywa siedzenia przez pew ien czas za granicą, w tak ciekaw ym i bogatym politycznie centrum, jakim jest Berlin.

Pozostaje sprawa mego egzaminu adwokackiego oraz druga — ustabilizow ania się życiowego i rodzinnego. Co do pierwszego — to chcę go zdać albo jesienią, albo też zimą, nie będzie to form alnie przez w yjazd do Berlina wykluczone. A druga rzecz trudna jest do prelim inowania. Mam już co prawda przekroczone 30 lat, ale przecież ani się nie pali, ani też wyjazd za granicę niczego nie udaremia, co naj­ wyżej odwleka. Żal mi trochę opuszczać Warszawę, w łaśnie w maju, gdy kwitną bzy i gdy ułożyłem sobie bardzo przyjemnie stosunki. Żal mi też bardzo wyrw ać się chociaż na krótko z naszego politycznego środowiska, w którym tak w iele jest do zrobienia. A le cóż robić — pocieszyć się jedynie mogę, że z rokiem na rok aw an­ suję życiowo pod każdym względem.

*

* *

P rz e rw ijm y na chw ilę cytow ać p am iętn ik i od dajm y głos korespon­ dencji W arm ińskiego. Spostrzeżenia swe z podróży do Czechosłowacji i A u strii na w iosnę 1938 r. zaw arł w szeregu k o respo nd encji zamieszczo­ n ych w „ K u rierze W arszaw skim ”. P rzez Czechosłow ację przejeżdżał w kilka dni po zaborze A u strii przez Niemców. W arm iński był pełen po­ dziw u dla naszego południow ego sąsiada. W szędzie spotkał się ze słowami zapew nienia o tw a rd e j obronie, chociaż Czesi zdaw ali sobie spraw ę z ca­ łej grozy sy tu a c ji. W czasie p rzejazd u przez Czechosłow ację wszędzie p a­

(8)

P A M I Ę T N IK P R Z E M Y S Ł A W A W A R M IŃ SK IE G O 109

now ało o stre pogotow ie; gotow e betonow e przeszkody i zasieki z d ru tu kolczastego. W P ilźn ie z a sta ł go a la rm przeciw lotniczy i zaciem nienie m ia sta na w yp ad ek a ta k u lotniczego.

Nowe porządk i h itle ro w sk ie spotykał w A ustrii n a każdym k ro k u 5, także w W iedniu. K o n s u la t polski w W iedniu znajdow ał się w ciągłym oblężeniu. P o d d an i re p re sjo m Żydzi zam ieszkali w A u strii a posiadający jak iek olw iek w ięzy łączące ich z Polską spieszyli do k o n su la tu polskiego z prośbą o p aszpo rt, ab y uciec przed szykanam i i prześladow aniam i h it­ lerow skim i. W ielu z n ich m iało pow pinane w płaszcze polskie orzełki czy białoczerw one odznaki, k tó re m iały g w arantow ać im nietykaln o ść n a u li­ cach. W ielu z n ich n ie znało języka polskiego. W arm iński, którego tr u d ­ no posądzić o sy m p atie w sto sun k u do Żydów, napisał: „A rzeczyw iście położenie Żydów w ied eń sk ich nie jest do pozazdroszczenia. P ozbaw ieni są jak iejk o lw iek obrony, po d staw ow y ch chociażby p raw . Z astosow ano w stosunku do n ich n a jb a rd z ie j złośliwe i poniżające re p re s je ”6.

Berlin, 19 VI 1938 Dzisiaj upływ a w łaśn ie pierw szy m iesiąc mojego pobytu w Berlinie. A ponie­ w aż nigdy dłużej nad m iesiąc n ie m ogę usiedzieć na m iejscu, w ięc na parę godzin w siadam do pociągu z przeznaczeniem: 2 dni Poznań, 3 dni Warszawa.

Stęskniłem się za Polską, za Polakami, a naw et i za polskim jedzeniem . Tro­ chę się już w żyłem w stosunki berlińskie, mam już szereg znajomości, robotę mam bardzo przyjemną, ulokow ałem się i urządziłem nie najgorzej, pieniędzy mam raczej w ystarczająco — a jednak nie bardzo się mogę przyzwyczaić do niem ieckiej atm osfery i tow arzystw a — w yraźnie mi nie odpowiada. Kończę jednak chw ilow o na tym najogólniejszym stw ierdzeniu, bo mało mam czasu, a jeszcze dużo do zro­ bienia.

W czasie po b y tu w B erlinie W arm iński śledził w szelkie p ro p ag a n d o ­ w e ak cen ty an typ olsk ie. W m aju 1938 r. w gm achu p ru sk iej A kadem ii U m iejętności na U n ten d er L inden o tw a rta została w y staw a obrazu jąca rolę Niem ców poza granicam i k ra ju . Oto w rażenia opisane w „ K u rie ­ rze W arszaw skim ” z te j w ystaw y: „Oczywiście Polska rep re z en to w a n a je s t tu ta j pokaźną ilością różnych w y daw nictw , przyw ilejów i in n y ch dowodów żyw ej działalności niem ieckiej n a ziem iach polskich p rze d w ie­ kam i. Z w y d aw n ictw w y b ija się na czoło pierw sze b ro szu ry i książki d ruk ow an e w języku niem ieckim w P o lnischer Lissa, to je st w Lesznie. A tu ż obok zam ieszczonych je st szereg niem ieckich rękopisów M ikołaja K opernika oraz o ry g in ał jego epokowego dzieła drukow anego w N o ry m ­ berdze. Ma to dowodzić niem ieckiej przynależności narodow ej polskiego a stro n o m a ” . Sporo m iejsca na w ystaw ie zajęła niem iecka a g ita c ja p rz e d

-5 Na progu d a w n e j Austrii, „Kurier W arszawski” (dalej KW), nr 78 z 18 III 1938.

6 Żydzi w Wiedniu, KW, nr 80 z 20 III 1938; Położenie Ż y d ó w w Austrii, tam ­ że, nr 194 z 17 VII 1938.

(9)

plebiscytow a na G ó rn y m Ś ląsku, na W arm ii i M azurach. W szystkie u lo tk i b y ły zredagow ane w polskim lub polsko-niem ieckim brzm ieniu. W zw iązku z ty m W arm iński napisał: ,,I nie są skierow ane do niem ieckie­ go kolonisty, zatytu łow an e są bow iem n iem al w szystkie po polsku »Ro­ daku«. A a rg u m e n ty w nich nie m ówią o narodow ości niem ieckiej, p rz e ­ ciw nie skierow ane są do Polaków , k tó ry m lepiej będzie pod niem ieckim i porządkam i”7.

W przededniu zajęcia Sudetów W arm iński n ap isał w „K u rierze W a r­ szaw skim ” : „Zorganizow ane zostały w całych N iem czech ogrom ne ćw i­ czenia w ojskow e, o dbijające się sw ym rozm iarem na każdej n iem al dzie­ dzinie życia. Pow ołani zostali n a te ćw iczenia niezliczeni rezerw iści, o p u ­ stoszały więc b iu ra, u rzę d y inne w a rsz ta ty p racy . A ludność cy w ilna po­ w ołana została do różnych św iadczeń zastępczych, w ydane zostały różne rozporządzenia spotykane jedy n ie w czasach w y ją tk o w y c h ”8.

Berlin, 30 IX 1938 Za chw ilę zaczyna się fatalny 1 października. Dzień ten wyznaczony został przez Hitlera jako dzień rozpoczęcia wojny o Sudety — no i na skutek wczoraj w Monachium uzyskanej zgody Francji i A nglii na zajęcie ich przez w ojska n ie­ m ieckie oraz poddania się osamotnionej Czechosłowacji; za chw ilę wkroczą w S u ­ dety wojska niem ieckie bez oporu — za poparciem A nglii i Francji. To jest po prostu potworny sukces Hitlera, którego nikt nie spodziew ał się jeszcze przed trzema tygodniam i. Za chw ilę wkroczą jednak również, jak się zdaje, i w ojska pol­ skie na Śląsk Zaolzański, gdzie od szeregu dni toczą się krwawe w alki naszych ochotników z Czechami. Boję się jednak, jak to się dla nas skończy.

W ogóle czasy przeżywane przeze m nie tu w Berlinie są zupełnie nieprawdo­ podobne. Oczywiście, że na mym obecnym stanow isku odczuwam to bezpośrednio na w łasnej skórze, dawne spokojne czasy, o których pisałem 19 czerw ca, skończyły się od dawna. Nie jestem z tego powodu zrozpaczony. Musi tutaj jednak, w pisaniu mym pozostać luka, której nie potrafiłbym odrobić nawet i całorocznym pisa­ niem. Tym bardziej że duże przemiany są i w Polsce, a nawet i w e m nie samym. Jestem ogromnie zadowolony ze „szkoły berlińskiej”, jaką przechodzę — już te ­ raz dużo z niej skorzystałem i „przewekslowałem ” w iele dawnych poglądów. A le w łaśn ie tym bardziej tęsknię za Polską i wzdycham do powrotu.

Bije godzina dwunasta, ja jednak nie będę mógł jeszcze iść spać. Czekam bo­ w iem za telefonem z Pata z wiadom ościam i „z frontu”, poza tym muszę spako­ wać się jutro na nowe w łasne mieszkanie.

Berlin, 24 X 1938 M inęły trzy tygodnie, niem al jeszcze bardziej obfite w w ydarzenia od po­ przednich. Na nasze ultim atum poparte przygotow aniam i w ojennym i Czesi bez w alki oddali nam cały Śląsk Zaolzański, naw et i m iejscowości o m inim alnym na­ szym odsetku. To jest duży sukces polityki Becka, w yw ołał on w całym kraju n ie­ zw ykły entuzjazm i wrażenie. Teraz w całym kraju jednak od 2 tygodni toczy się jeszcze w ażniejsza gra o los Rusi Podkarpackiej, to jest o żądaną przez nas w spól­ ną granicę z Węgrami. Czechosłowacja rozleciała się w kaw ałki, same okrojone z

7 W y sta w a o Niemcach za granicami Rzeszy, KW, nr 147 z 30 V 1938. 8 Pokaz „Służby Pracy” i ... aktualna polityka, KW, nr 248 z 10 IX 1938.

(10)

P A M IĘ T N IK P R Z E M Y S Ł A W A W A R M IŃ S K IE G O 111 w szystkich stron Czechy poddały się niem al zupełnie w pływom niem ieckim.

Byłem w W arszawie kilka dni, zainicjowałem akcję mającą na celu ożyw ie­ nie naszego ruchu i zejścia z błędnych częściowo jego dróg. Jest to trudna rzecz, szczególnie z odległości berlińskiej, ale na ogół jestem zadowolony i pełen nadziei, że uda się nam rozpocząć now e prace w w łaściw ych formach oraz nastaw ieniach. Tym bardziej że w ew nętrzne stosunki w Polsce przedstawiają się rozpaczliwie, ko­ niecznie potrzeba nowych sił i świeżego odrodzeńczego w iew u — niezbędnego w szę­ dzie.

Ja osobiście podczas kongresu w Norymberdze9, obserwując potęgę i groźną m asę niem iecką i porównując bojowe, zdobywcze ofiarne nastaw ienie partii h itle­ row skiej — przeszedłem pew nego rodzaju w strząs wew nętrzny. U zm ysłow iłem sobie dobitnie całą małość i bezsiłę polskich rozprzestrzenionych i zgrywających się w dywersjach rozrywek, całą beznadziejność dzisiejszych stosunków, programów i nastaw ień psychicznych. I postanow iłem przyczynić się w odpowiednim zakresie do ich zm ienienia, na początek oczyw iście u siebie i innych najbliższych przyja­ ciół politycznych. Przez trzy tygodnie tej najbardziej gorącej kam panii sudeckiej pracowałem dość solidnie i przygotowałem różne rzeczy, z którymi pojechałem przy pierwszej m ożliwości do W arszawy. Z tego, co mi się udało zrobić, powinienem być na początek zadowolony.

Na tym tle jednak chciałbym m ożliwie jak najprędzej przyjechać na stałe do Polski — i jestem trochę w w ew nętrznej rozterce wobec otwierających się przede mną wciąż nowych m ożliwości „m iędzynarodowych”.

Z pew ną n adzieją n a rozw iązanie sp ornych kw estii polsko-niem ieckich w itał W arm iński w izytę polskiego m in istra sp raw zagraniczn ych J. B e­ c k a10.

Berlin, 18 III 1939 r. Pisuję w coraz w iększych odstępach, tak jakbym nic nie m iał do notowania. A tymczasem sprawy, wydarzenia i problem y najrozmaitszego rodzaju przelewają się nam nad głow am i z zawrotną szybkością. Postaram się zrobić chociażby po­ wierzchow ny ich bilans.

Ostatnie dni w ypełnione były przygnębiającym wrażeniem zdobycia reszty Czech przez Hitlera. Zdobycie bez w ystrzału, na prośbę samych steroryźowanych, pozbawionych godności narodowej Czechów. To coś nieprawdopodobnego, tym bar­ dziej że po Czechach Słowacja, która w m iędzyczasie ogłosiła swą niezawisłość, poprosiła Hitlera o opiekę nad sobą?! Ruś Zakarpacka zdobyta została w reszcie przez Węgrów. To jest jeden jedyny dodatni w ynik, zresztą bez w iększego w gruncie rzeczy znaczenia. Niem cy w łączyw szy Czechy i Morawy u dzieliły im na papierze autonomii... W ręce ich wpadło bogate uzbrojenie, dość dużo złota oraz kilka ważnych ośrodków przem ysłowych. A przede wszystkim w zm ogła się ich pewność siebie i apetyty na panow anie nad światem , a w każdym razie środkową i wschodnią Europą. Prasa niem iecka w ypisuje liczne artykuły o „Imperium ger­ m ańskim ”, którego początkiem były Czechy, a końca nie bardzo widać.

Jasne jest już dziś dla każdego, że straszliw a wojna europejska jest do n ie- uniknienia. Być może już w najbliższych m iesiącach. A wówczas trzeba nam bę­ dzie dać z siebie w szystko, by zw yciężyć i wygrać to wszystko, co mamy do w y ­ grania.

9 W armiński opublikow ał w „Kurierze W arszawskim” cykl artykułów z kon­ gresu partii hitlerow skiej w Norymberdze (B itw a lotnicza nad Norym bergą, Sło ­

w a a wykonanie, Pokaz „Służby P racy” i ... aktualna polityka).

(11)

Na tym tle bledną w szystkie inne sprawy. Krótko w ięc jed yn ie referuję me życie prywatne: za dwa m iesiące opuszczam Berlin, przenosząc się na 3—4 m ie­ siące do Rzymu, w takim samym jak tutaj charakterze. Potem jeszcze pew ien czas w Niem czech i powrót do kraju dla zdania egzam inu adwokackiego. A co po­ tem — zobaczymy.

Poza tym w iększych zm ian nie mam poza tym, że od listopada mam nowe auto, w spaniałego sportowego Fiata 1100.

W ybuch w ojny zastał W arm ińskiego w W arszaw ie. Do w ojska po­ w ołany został 4 w rześnia 1939 r. Poniew aż jego m ac ierz y sty 36 pułk piech oty w yru szy ł jeszcze przed w ybuchem w o jny poza W arszaw ę, W ar­ m iński został przydzielony do 21 p u łk u piechoty. W dniu 7 w rześnia zo­ stał w y słan y n a G rochów i przydzielo n y do 1 p lu to n u 2 ko m pan ii „O bro­ n y P ra g i”. Dowództwo p lu to n u spoczyw ało w ręk ach W arm ińskiego i podporucznika rezerw y B. C ybucha. K om panią dowodził k p t. Błasz- czak. K w a te ra W arm ińskiego m ieściła się p rzy ul. G rochow skiej 255 (róg P odsk arb iń sk iej), tzn. n a linii pierw szej b ary k a d y , k tó rą ustaw iono przed dom em , W arm iński specjalizow ał się w p a tro lac h rozpoznaw czo-bojo- w ych, k tó re dowodzone przez niego zapuszczały się w głąb placów ek n ie ­ m ieckich p rzyprow adzając n iejed n o k ro tn ie jeńców . M iał opinię n a jo d ­ w ażniejszego oficera.

W arm iński był jedn y m z oficerów , k tó ry w yszedł na spotkanie p a r ­ lam e n ta rzy stó w niem ieckich u d a ją c y c h się na rozm ow y do W arszaw y. W czasie, gdy dowództwo delegacji udało się na rozm ow y, W arm iński to ­ w arzy szy ł pozostałym członkom delegacji, k tó rz y pozostali n a G rocho- w ie. W czasie rozm ow y, jak ą prow ad ził W arm iń sk i z częścią delegacji niem ieckiej, tak się jego postaw a spodobała oficerow i W erm ach tu , że chciał w ręczyć m u bilet w izytow y ośw iadczając: „może się P a n u n a co przyda, proszę sk o rzy stać”. Na to W arm iński m iał odpowiedzieć: .»dzię­ k u ję P an u , proszę schować bilet, gdy będziem y w B erlinie od najdę Pana bez b ile tu ”.

Na p a rę dni przed k ap itu la c ją stolicy odw iedził znajom ych i k re w ­ n y c h w W arszaw ie. W tedy też sk reślił o sta tn i list do rodziny, w któ­ ry m napisał: „U rw ałem się na chw ilę z m ej b a ry k a d y grochow skiej do W arszaw y i piszę te n list z n ad zieją, że jakoś pręd zej czy później doj­ dzie do W aszych rą k [...] Stęp iałem już przez dw a tygodnie trw a ją c jako dow ódca czołowej b a ry k a d y na G rochow ie, w piek le n arażo n y m chyba n a jb a rd zie j n a system atyczne niszczenie. Nie będę się rozw odził, co i jak robię, zapew niam tylko, że tam na b ary k a d z ie spełniam m e skrom ne żołnierskie obow iązki należycie. Pochw alić się m uszę — a spraw i to W am na pew no dużą sa ty sfak c ję, że ju ż w pierw szy ch dniach zaw niosko- w a n y zostałem n a K rzyż W alecznych. Z m ych w yczynów n ajlep szy to w zięcie do niew oli z patro lem 12 ludzi — 17 Niem ców z podpułkow ni­ kiem i 2 in n ym i oficeram i. M iałem p rzy ty m zresztą w iele szczęścia, po­ dobnie jak p rzy in n y ch licznych okazjach, gdzie om ijały m nie bliskie

(12)

P A M IĘ T N IK P R Z E M Y S Ł A W A W A R M IŃ S K IE G O 113

strz a ły k arab in ó w m aszynow ych. Żal mi, że nie zawsze om ijały one m ych ludzi, ale dzięki tem u obecnie m niej ry zy k u ję i pcham się naprzód. Z resztą w alk a stała się już pozycyjna i w alczym y nie z piechotą, a z g ran a tam i a rty le ry js k im i i bom bam i. Ale wczoraj jeszcze «w łasnoręcz­ nie» z KMM uśm ierciłem jednego N iem ca i jednego raniłem . Ale dość ty c h sam ochw ał. Nie wiem, co się dzieje z w szystkim i najbliższym i. W ia­ dom ości coraz gorsze. M oja m etoda »prowokuj szczęście uśm iechem zw y ­ cięskim , choć czarna rozpacz w serce ci się w ziera, m ogły być dni zw y ­ cięstw a, m uszą byc i dni klęski, śm iałeś się i wówczas, śm iej się więc i teraz« — coraz tru d n ie jsz a jest do urzeczyw istnienia. Raczej łzy cisną się nieraz n a m yśl o naszej klęsce, na w idok spustoszenia i cudzej n ę ­ dzy. I w ściekłość na tych d rani piłsudczyków , k tórzy nic nie p rzy g o to ­ w ali, pierw si zw iali i w inni są w szystkiego. R ozstrzelać ty ch d ran i by trz e b a bez w y ją tk u . P rzek o n u ję się wciąż tu ta j, jak ie zera i szkodnicy. Ale m im o to, jeżeli o Polskę chodzi, pełen jestem optym izm u. P a trz ę rea ln ie n a sy tu ację i dlatego uw ażam , że nasz opór, tu w W arszaw ie czy gdziekolw iek indziej, m a w ielki cel i znaczenie: by w y laną k rw ią, ofiarnością i b o h aterstw em zdobyć sobie m ozolne praw o na odziedzicze­ nie po klęsce N iem iec, oraz by zrehabilitow ać Polskę za »elitę sa n ac y j­ ną«, k tó ra skom prom itow ała i zgubiła. W iem, że pierścień koło W arsza­ w y się zagęszcza i że m ało jest szans na jej obronienie. Ale trzeb a n am u p ad ek okupić n ajd ro żej i n ajkrw aw riej. I rob im y to od szeregu dni i robić będziem y — m y, podporucznicy rez e rw y czy szarzy żołnierze — jeszcze przez tygodnie czy 2— 3 m iesiące. Ale potem nie m am złudzeń — p a d ­ niem y. Tylko, że w ierzę święcie nie pójdzie to nad arem n ie i opłaci się może bardzo n a w e t prędko i sowicie. Być może, że po ty m liście, jeżeli go w ogóle otrzym acie, nie usłyszycie długo o m nie niczego. A le nie m artw cie się, bo w ierzę, że to ty lk o chwilowo. P ostanow iłem sobie trw a ć tu do ostatka, a potem , jeśli W arszaw a padnie — w ierzę, że uda m i się p rze trw a ć żyw cem i przedrzeć się do F ra n cji, do naszego legionu. I że znów w polskim m u n d u rz e w kroczę do poznańskiego czy na G rochów . Nie bierzcie m i za złe, że piszę już teraz o u padku W arszaw y, że nie w ierzę w cuda. W ierzę bowiem w co innego, w praw a n aro du i ostatecz­ n ą klęskę Niem iec. Nie p otrzeb u ję już podniecać sztucznym i frazesam i czy złudzeniam i, w y starczy m i w iara w to, że k rw aw im y się tu ta j i gi­ niem y nie n a darm o. I dlatego w olno m i przew idyw ać, że W arszaw a n a ­ w et po n a jb a rd zie j b o h atersk iej obronie pad n ie — dlatego też w olno m i m yśleć o tym , co ja wówczas czynić będę dalej. Moi kochani — ściskam W as w szystkich, sta ry c h i m łodych, dalekich i bliskich — ja k n a jg o rę ­ cej [...]”.

Na o statn i swój p atro l w yszedł W arm iński we w torek 26 w rześnia około godziny 18°°. Szedł na czele swojego oddziału, od swej k w a te ry ulicą Grochow ską, ja k zw ykle chodnikiem , nie k ry jąc się. G dy p o suw a­ jąc się ul. G rochow ską m inęli biegnąc poprzecznie ul. M odrzew iow ą p ad

(13)

ła ze stro n y N iem ców salw a karabinow a, po k tó rej W arm iński został ciężko ran n y . W w yn ik u odniesionych ran w szyję, piersi i nogę W ar­ m iński w ty m sam ym dniu zm arł. Pochow any został p rzy ul. Frascati. S ta m tą d w dniu 30 listopada 1939 r. w obecności przyjaciół i kolegów (Bolechowski, G rott, Niemczewski, Spychała, Tłoczyński i W ojdak) zw łoki W arm ińskiego zostały złożone w grobowcu zbiorow ym „K u riera W arszaw skiego” n a Pow ązkach. Po w ojnie 8 XI 1948 r. pochow any zo­ sta ł w k w a te rz e O brońeów W arszaw y.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Widać już, że coś się zmieniło i zmienia się z dnia na dzień.. Co znaczy, gdy przyjdzie odpowiedni człowiek na odpowiednie

A czy wiesz, że w języku Słowian „leto” było nazwą całego roku i dlatego mówi się „od wielu lat” a nie „od wielu roków”..

[r]

Małgorzacie Szpakowskiej za warsz- tat pisarski, etos redaktorski i ten uwewnętrzniony głos, który nie po- zwalał mi odpuścić, kiedy wydawało mi się, że już nie mam

1. Nauczyciel pyta uczniów o skojarzenia wywoływane przez temat, czy przynosi im na myśl coś, co znają. Rozmowa na temat tego, czy nauka ortografii jest trudna wraz z prośbą ze

żółty szalik białą spódnicę kolorowe ubranie niebieskie spodnie 1. To jest czerwony dres. To jest stara bluzka. To są czarne rękawiczki. To jest niebieska czapka. To są modne

Instytucja kas rejestrujących w systemie podatku od wartości dodanej była kojarzona nie tylko z realizacją funkcji ewidencyjnej przy zastosowaniu tych urządzeń, ale również z

Niemniej szkolenia biegną, prze- znaczane są na to niemałe pieniądze, pojawia się więc pytanie, jak wykorzystać fakt, że na naszym skąpym rynku kadrowym pojawiły się