• Nie Znaleziono Wyników

Okolice Krakowa : poema Franciszka Wężyka

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Okolice Krakowa : poema Franciszka Wężyka"

Copied!
108
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)
(6)
(7)

3

4

#

*>6

3

K R A K O W A ,

F R A N C W ł 1 t j i l f c Ę i V K A .

TM#

WYDANI E TRZECIE, W K R A K O W I E N A K Ł A D E M I D R U K I E M J Ó Z E F A C Z E C H A . — * —

r 833.

http://dlibra.ujk.edu.pl

(8)
(9)

S ą kraje, z szczodrych niebios wsławione opieki, Przez które czystem złotem bystre płyną rzeki; Z gru zów dawnej P alm iry brzmią pienia ż a ło b y , Z n a m y tkwiące w o błokach panów Nilu g r o b y , S ły n ą w rym ach Alp śnieżnych widoki o lb rz y m ie , I ty w nich przetrwasz wieki nieśmiertelny Rzymie!

W y z s z y cel ducha m ego obdarza natchnieniem, O jc ó w ziemię, ojczystem c h c ę uwielbić pieniem. P o c ó z śladem u b ity m ścigać rzeszę p ło c h ą ? W szak i dla nas natura nie była macochą.

(10)

6 O K O L I C E

A jeźli w obcej ziemi piękna okolica C zaruje wdziękiem o c z y i duszę z a ch w y c a; Jeźli skał lodowatych nęci obraz dziki, Jeźli b o ry posępne, w e s o łe gaiki, Jeźli mają zaletę zdroje p rz e z ro c z y s te , D la mnie te najpiękniejsze które są ojczyste.

O ty ziemi rodzinnej wdzięku czarow n iczy! Ileż nam z twego zrzó d ła wynika sło d y cz y ? D la cie bie , g d y pieśń lubą u s ły s z y z d a le k a , Szwajcar w gó ry niepłodne z p y szn ych miast ucieka. D la c iebie , wiecznej zim y twarde znosząc słoty, W o b c y c h krajach L a p o ń c z y k usycha z tęsknoty. D la ciebie , g d y duch niezgod z przem o cą związany, L u d w o ln y na zelźywe potępił kajdany,

P o d o b ce m niebem mężni w a lc z y ć przedsięwzięli, B y się z czasem na groźn ych w ykształcić mścicieli. Ileż razy, w swej doli szukając pociechy,

W z d y ch ali z brzegów T y b r u do ojczystej strzechy: A nad kraj, ręką T w ó r c y hojnie obdarzony, Przekładali ubogie naddziadów zagony?

(11)

K R A K O W A .

7

O miłości o jc z yz n y ! twa przem ożna w ład za D o bohaterskich u c z u c ludzi doprowadza.

K tó ż ci sił s w y c h , kto życia nieodda z weselem? T y w ię c bądź pienia m e g o , ty czci mojej c e le m . T a k , czyli spiesząc w zawód dotychczas nietknięty, Drogiej p rzo d k ó w m y ch ziemi zakreślę ponęty; C z y się z pochodnią F e b a w jej ło n o zanurzę, B y w y d rze ć tajne sk a r b y zdumiałej naturze; T y mię wspieraj ramieniem potężnej opieki: A pó źne g ło s e m moim nie pogardzą wieki.

Śpiew ać będę kraj b ło g i , k tó re g o wnętrzności P ie rw szych ojców ojczyzny przechowują kości. Śpiew ać c h c ę , jeźli r z e c z y g ło s w ydoła słaby, B ogactwa i pamiątki, wdzięki i p o w ab y

Z ie m i, na której ło n o natura wspaniała

W szystkie skarby swych darów z hojnością rozlała. Z niej, ja k liczne od wieków stwierdzają dowody, D ro g iem zdrowiem p ły n ą c e wytryskują w od y. i) W jej g łę b ię zapuszczony c z ło w ie k światła chciwy, K a rm i umysł c iekaw y tysiącznemi

(12)

A w d arłszy się w najskrytsze tajniki natury, D o b y w a sól p o ż y w n ą , k ruszcze i m a rm u ry. C ó ż mam rz e c o p ło d n o ś c i, której dzielna władza C ię żk ie tr udy rolnika szczodrze w ynagradza? D otkn ęż plonów , któremi obciążone łodzie .Wisła w rocznej daninie morskiej znosi wodzie?

Z doliny, którą wzgórza w ieńcem opasały, W z n o s i szczyty k u niebom Kr a k ó w o k a z ały :

A jak T a t r y nad ziemie lezące w o k o ł o ,

T a k Wa w e l nad wież dwieście harde dźw iga czo ło :

T a m gród pierw szych M o narchów powstał nie wysoki Później go wielkość polska w zbiła pod obłoki. P rz y s z ła burza okropna od mroźnej pó łn ocy, D zień jasny przyw dział z nagła czarne szaty nocy: W y p a d ł piorun z ciężarnej srogą śmiercią chm ury, R u n ę ły pyszne gm achy, spustoszały m ury,

A ręka od zawistnej popchnięta zagłady, Z n iszczy ła blasku w ład zcó w i wielkości ślady.

O ! ktokolwiek tu wnidziesz, spieszny krok zastanów... Oto grod B o lesław ó w , Z y g m u n t ó w , Stefanów!

(13)

K R A K O W a.

9

Ztąd mierząc żyznych dziedzin r o z le g łe przestworza, Rozciągnęli swe b e r ło od morza do morza.

Z tąd , krwią m ężnych zdobyte rozdając korony, Przyim owali h o łd w ład z c ó w i ludów p o kłon y. O g m a c h y które C h r o b r y w świetność u p o saży ł! K tó ż was z ozdób zwycięzkich tak srodze o b n a ż y ł? 0 cnoto! po bo żności! żądzo czystej ch w ały! Gdzieżeście w ypłoszo ne z miejsc tych u le c iały ?

A w y święte ostatki ojców polskiej ziemi!

G d y nas los d o k o n yw a ł klęski śmiertelnemi,] Słyszeliście ojczyznę żebrzącą litości,

1 żaden mściciel z waszych nie w ylągł się kości!,.. P rzes zły chwile potęgi: czas z wrogami w zm ow ie Z n iszczy ł wszystko... spią w g robach przemożni królowie! L e d w ie reszty tych m urów od zgonu oszczędza

Szukająca przytu łku w gm achach władzców nędza. 2) Gdzie na zachód o wieże i W aw elu skały,

JModra woda roztrąca pieniące się w a ły G dzie wdzięczna r y b o ł o w c ó w jawi się osada, J am nurt mętnej Rudawy w bystrą W is łę wpada.

(14)

I O

Zb og acon a ty m łu p e m i w ład zy nie syta, Na dwa w bliskiej dolinie dzieli się koryta; A ztamtąd o p łukując p o w ab n e siedliska,

C a ł y g r ó d Kazimierza w s w y c h r a m io n a c h ściska. T e n rę ką króla m ę d r c a z n ic o śc i d o b y t y ,

Dotąd jeszcze dawnemi pyszni się zaszczyty, P ośw ięcon e naukom i światłu cz ys te m u , T u stanęły najpierwsze m u ry Akadem u; 3 ) T u , dziwiące z śm iało ści, wspaniałe z prostoty, Świątynie ręką dzielnej podniesione cnoty, Harde burzom i wiekom nadstawują czoła. T a , z której pyszny w idok jaw i się d o k o ła ,

1 wiszące na Tatra ch po sępne o b ło k i,

Z o w ie się s k a ł k a, z tw ard ej dźwignięta opoki. C n o t li w e g o Biskupa m ę c z e ń s t w e m pamiętna, Dotąd nosi krwi jego niezatarte piętna.

Juz za liczne łupieztwa ruś nękając zdradną W y w a r ł śmiały Bolesław zemstę bezprzykładną: A chcąc zniszczyć na zawdy bunto wniczy zam ach, O dno w ił ślady Szcze rb ca na Kijowskich bramach.

(15)

K R A K O W A

-W id z ą c m u ry z b u rz o n e , rozsypane szańce, Z pokorą daw nych panów p r z y j ę l i mieszkance. L e c z g d y zahartowani w trudach wojownicy, W r a z z królem zb ytkó w ruskiej zazyli stolicy; T a k czeg o m nogich hufców nie zm o g ły o rę z e , Rozpusta nie zwalczone pokonała m ęze .

Niepomne na los kraju i zdobytą c h w a lę ,

W zbytkach z królem rycerstw o pogrąża się c a łe . O d u rza tęgi napój rozpalone czasze ,

Z ł o ż o n e u stop niewiast rdzawieją pałasze, Odstępuje ich męstwo i niebios opieka; Bez b itw y lud zw ycięzki sromotnie ucieka. Rozlewa się po kraju zniewieściała tłuszcza,

I za jednym w ystęp kiem , wszystkich się dopuszcza. W r a c a kró l, wszelkie z wojen postradawszy zyski: W ła s n y lud przez nieznane obarcza uciski.

G d y nikogo nie wzrusza powszechna nie dola, .Święty biskup Stanisław napomina króla, J przyszłości niezbędnej kreśli obraz srogi. R oziątrzyly tyrana zbawienne przestrogi.

(16)

12 o k o l i c e

C h c iw y lo s je g o z g u b y serce mu zatwardził: G r o ź b ą , cnotą, praw am i i Bogiem pogardził.

G d y więc trw ać nieprzestaw ał w s w y c h zbrodniach zacięcie S ro gie go od k o ś c io ła potyka w yklęcie.

W i e ś ć ta lotem piorunu ro zbie gła się wszędy: Zaniem iał g ło s k a p ła n ó w , ustały obrzędy. Strzeg ą c się biskup w ydać na o c z y nieczyste,

T u w s k ry to ści odpraw iał m o d ły uroczyste. D o s t r z e g ł tego Bolesław : w y s y ła zbrodniarzy, By g o nawet od świętych oderw ać ołtarzy. Rozpasanych na zbrodnie zuch w alców g r o m a d a ;

W c h o d z i , i czcią przejęta na ziemię upada. Aż do króla śmiertelna odpędza ich trw oga.

W ty m , g d y za nich Stanisław wznosił g ł o s do Boga, Ż e b r z ą c b y im dla żalu dni życia p r z e d ł u ż y ł ;

W p a d ł sam w ściekły Bolesław i miecz w mm zanurzył. Natychmiast dzikie męztwo w m o rd e rca ch zawrzało.

W d ro bn e cząstki sędziwe posiekali c ia ło : Bez wstrętu krwi niewinnej przelali p otoki, 1 święte na żer ptaslwu w y miotali zwłoki.

(17)

K R A K Ó W A. i

3

Inaczej ro zrząd ziły w y ro k i przedwieczne. Z ł o ż y ł y kruki c ia ło w schronienie bezpieczne. S ro g i k ró l, a z nim razem P o lac y w y ro d n i, U czuli ciężkie skutki niecofnionej zbrodni.

Z w ładcy, w p o cze t nieszczęsnych strącony tu łaczy, S t r a c ił b e r ło Bolesław , i zginął z rozpaczy.

T k w i straszna w zgonie jego dla królów przestroga: j C h o w a jc ie sprawiedliwość i bójcie się Boga!

Dotąd żało ść tych wsp omnień przerazą me zm ysły. C o fn ijm y ztąd k ro k skory w górę bystrej W i s ł y : Idźmy po nad wspaniałą szumnej rzeki w odą, Gdzie nas kręte jej nurty zbłąkanych zawiodą. O to jawi się z bliska kościół okazały,

I gm ach tkwiący na grzbiecie nieprzclomnej skały. T o miejsce z dawnych wieków Zwierzyńcem się zowie 4 ) T u w myśliw ych gonitw ach najpierwsi królowie

P o zbyw ając swych trudów, niedorosłe syny Zaprawiali do bojów na zgonach zwierzyny. T u pod cieniem ku niebu w yniosłych topoli Dumali w samotności o sw ych ludów doli.

(18)

o k o l i c e

Z a ję ły kształtne d o m y miejsce gajów z czasem , l W isła się z sąsiedzkim pożegnała lasem. Dotąd kilka drzew starych podle w o d y stoi. Często je wdzięczna rzeka swem i nurty poi, A co rok odwilzając łono wspólnej matki, K rzep i gaju pysznego niknące ostatki.

0 drzewa których widok w abił mię z daleka! 1 was w k r ó t c e , niestety! zg on nie zbędny czeka. T e wiekiem przyciśnięte do ziemi konary, T e n og ro m , c o go ledwie pień unosi stary, T e liście rdzą pozerczą i srzonem o kryte , Są to czarnej przyszłości w r ó ż b y nieodbite.

T a k niszczącego czasu zgłębiając igrzyska,

W s z e d łe m w gmach, który miedzią z sw ych szczytów połyska* T a w kształt grodu m o cne go wzniesiona b u d o w a O d wieków sobie daną dotąd postać chowa.

Jaxow d om , równie z męstwa jak z cnot rzadkich znany, P ośw ięcił boskiej chwale te wspaniałe ściany.

W n ich , od świata daleki skromny zakon mieszka. T a na skale wykuta i p o ch y ła ścieszka,

(19)

K R A K O W A .

T a drożyna przez twarde wiedziona o p o k i, Gdzież nakoniec ciekawe wyprowadzi kroki?

O jak wdzięcznie nad brzegiem coraz węższej w ody W zn o s z ą się chatki wiejskie, role i zagrody!

Z tak bujn ego do koła i ryc h łe g o żniw a, Pyszni się zło ty m plonem przyodziana niwa. Pow abniejsze, nad g m a ch y dźwignięte ze skały,

Przynęcają w ędrow ca piękne Przegorzały. Rozkoszniejsza przez kręte po łąkach o b ie g i, Nad zarosłe wikliną wzyw a W is ła brzegi. L e c z najobfitszy widok w bogate odmiany, W z o r o w ą wdzięków cechą oznacza r i e l a n y. 5)

Gdzie tylko zw rócę o ko, widzę kraj wesoły. T u wszystkie w jeden po w ab z b iegły się ży w io ły: T u stalsza piękne niebo roziaśnia pogoda,

T u jest lżejsze powietrze, przezroczystsza woda: T u warowne schronienie od słonecznej spieki. T u drzew a, których pożyć nie z d o łały wieki, Godząc się bez oporu z posępną zaciszą, Nigdy bujnemi szczyty z szumem nie kołyszą:

(20)

16 O K O L I C E

T u W isła u stóp gó ry poważnie p ły n ą c a , Rzadko nurty zpienione o brzegi roztrąca.

Wyższości miejsca, przedmiotom wyższości przyczynia; Las panuje nad gó rą, nad lasem świątynia.

O poważne Bielany! pustynio wspaniała! Jakaż twoim pięknościom w yró w na pochw ała? K t o z c z u ły c h , zapędzony do twojej ustroni, Słodkim myślom do serca przystępu zabroni? Ileż ich bezjjzam iaru, ładu i różnicy,

P rz e b ie g ło przez mój u m ysł lotem błyskawicy? Ileż razy chcącego rzucie p o byt b ło g i , Mimowolnie leniwe w strzym yw ały nogi? Już obiegłszy piękności do koła rozlane, W y g lą d a ły sp oczynku o czy zm ordowane; W t y m postrzegam otwarte świątyni podwoje. P o rz u ć m y u tych progów świata niepokoje,

A p o m n ą c, że przed bóstwa stanąć mamy tronem , Z sercem od żądz natrętnych wnijdźmy o czy szcz o n e m .' Jakaż cichośc kościelne osiadła sklepienie!

(21)

K R A K O W A .

pfi dźwięki, które organ roztacza w spaniały, P rz e s yła n y c h do niebios m o d łó w nieprzerwały; A nie dufając dosyć sam ych miejsc w raże n iu , K a ż d a ściana w napisach w zyw a ku milczeniu. P rze b ie żm y te siedliska sm utku i żałoby. T u widzimy u m a r ł y c h , tam żyjących groby, W nich zakonnik od zg iełku i ludzi daleki,

S ło d z ą c y c h życie związków zrzekłszy się na wieki, B y żadnem ich wspomnieniem nie b y ł u d rę cz o n y , O d w łas nych nawet braci mieszka odłączony: Rozmyślaniem o śmierci bez p rzerw y zajęty,

I śmierć wszystkie na pamięć przywodzą mu sprzęty; Codzień gotów doczesne w wieczne zmienić życie ,

T r u m n ę ma on za ł o ż e , a kir za pokrycie. Jedna rozkosz niewzbronna surowemi Praw y, W y n ik a z pracowitej ogródka uprawy.

T a k wzniesiony nad wszystkie leg o świata b u rz e , P o B o g u , samej tylko hołduje n a t u r z e ,

1 zda się, że w jej dary nadto jest bogaty, G d y ma z p r a cy rąk w łasnych ow oce i kwiaty.

(22)

i 8

O K O L I C E

K t o wyzszą nad przeszkody ciekaw ością zdięty, W szystkie tej okolicy przejrzeć c h ce ponęty; K t o pragnie wdzięczne błonia własną stopą zm ierzyć, I dni sw ych kruchej łod zi nie lęka się z w ie r z y ć; N iech ztąd puści się W i s ł ą ; ani łatw o zboczy: S am e go w m ury t y n c a zaprowadzą oczy,

6

j

Pyszni się b r z e g Wznioślejszy wspaniałą świątynią. Ostre s k ały od wody wstęp trudniejszym czynią. A ta, co mnostwo zawad w prze b ie g u zw ycięża,

P u ugłaskana rzeka swe koryto zwęża. Stojącym na urwisku ze s k a ły w ysokim

Z d a się, że ją tu można jednym p r z e b y ć skokiem; L e c z kto ztąd zwróci oko w przestrzeń niedaleką, Z n o w u się bystra W i s ł a większą w yda rzeką. Niebezpieczno jej ufać. G d y p o bo żn e ram ie

W z n io s ło gmach ten, sądzono, że go czas nie złamie: Z e przez cześć, którą na nim wspaniałość w y cis ła , N ieodw aży się zb liży ć do stop je g o W isła .

Przecież nie tak się stało. Strumień rozigrany W cisnąw szy się nieznacznie w okoliczne łany,

(23)

K R A K O W A .

'9

G d y po czął niszczyc tamy, rwać brzegi bezkarnie, M n iem a ł, ze pod swą w ładzę cały gm ach zagarnie. Juz straszne z drzew og ro m nych p rzyp ła w iw sz y ło m y , Z b u r z y ł broniące wstępu od południa domy;

Juz z trzech stron, niewściągnięty oporną zawadą, O b i e g ł m u ry i straszną p o g ro ził zagładą:

Z n ikło sło ń c e ; b łysk g r o m o w , żyw io łó w wzburzenie Roznosi przez noc ciemną przestrach, spustoszenie: W tym ziemia biorąo gm ach ten w niezłomną opiekę; Wstrzęsła się z swoich zasad, i odparła rzekę.

Z a d ziw io na , zmieszana, lecz niemniej zu ch w ała; K ilk a k ro ć szturm odbity z wściekłoścją wznawiała; K ilk a k ro ć wszystkie siły c h ciała w yw rze ć razem : L e c z ją ziemia o g ro m n ym od epchnęła głazem . T e n niegdyś złączon z zamkiem przez ścisłe ogniwa, Dotąd na postrach W iśle w jej nurtach spoczywa. 7)

C ie k a w y m , kto w znió sł mury, kto gród i świątynie? Pasmo dziejów z rąk słabych w dawnych wiekach ginie. Nim przejrzał światłem wiary naród niegdyś dziki, Panowali w tym grodzie dzielne T o p o rczy k i.

(24)

P rz e c h o w a ły podania, acz m ało dowodnie, I zdrady Heligundy i W a łg ie r z a zbrodnie, ł a t w i e j u m y s ł pojmuje i serce dowierza T e m u , co tu zdziałała d obro ć Kazimierza. O n , rzucając dla tronu klasztorne zacisze, T u ściągnął z nad Sekw any dawne towarzysze. Benedykt b y ł ich o jce m , praw odaw cą, w zorem , P rzed nimi kościoł nauk długo stał otworem: Oni światła czystego dociekłszy potęgi,

R ozszerzyli chęć nauk, wiadomości, księgi. R ównie, jak ztąd widocznej zamek La n c k o r o n y,

S ły n ie T y n i e c mniej m o c n y z zaciętej obrony, K tó rą na wstyd i przykład gnuśnem u wiekowi, Szli z przemocą w zapasy rycerze związkowi. Bacząc m u ry zewszech stron wydane na groty, W ie d z ą c jak liczne b y ł y przeciwników roty*, Jak nie wielkim gród taki uledz m oże trudom; Dziwie się trzeba męztwu, lub zawie rzyć cudom.

W racam y. Lekką barkę bystra niesie rzeka, ^ wszystko na co spojrzym , z przed o c z u ucieka.

(25)

K R A K O W A .

W krótkim czasie Zw ierzynie c w swe nas p rzyjął mury. W yląd u jm y z więc u stop tej roskosznej góry,

C o od piasczystej W i s ł y stopniami powstaje 1 patrzy z swego szczytu na rozlegle kraje, A b ło n ie , na którem się wsparła jej posada, W y p a sa bujn ych cielic nieprzeliczne stada. P o nietn kręta Rudawa to czy nurt zmęoony, Z tą igrające krówki biegają w przegony.

Próżna praca! Nurt szybszy rzuca wdzięczne bło nie, I zw ycięzca, po trudach w szumnej Wiśle tonie.

Z p a g ó rk ó w , u stop których kręty strumień płynie, Ginie oko ciekawe w rozległej dolinie,

llez rozmaitości i wdzięków udziela

W id o k z miejsc tych , gdzie stoi kościoł Zbawiciela! Ztąd w zorow e piękności, co nigdy niezwiędną, Rozsypała natura dłonią bezoszczędną.

Ztąd się myśli czło w ie c z e w słodkie sny unoszą. L e c z kto miejsc tak po w abnych nie rzuci z rozkoszą? K t o się zrazi trudnością pozorną przeprawy^

W i d ząc tak bliską siebie gó rę brojnisławy?

(26)

W y których bystre czucia w yższy zap ał nieci, S ch odźcie się lu malarze! schodźcie się poeci! T u wschodzącego słońca czekajcie promieni: T u na jego zgon tęskny patrzcie rozrzewnieni: T u , jeźli kiedy duch wasz pracą unękany Mniej ślachetnego ciała poczuje kajdany;

L u b jeźli gasnąc poczną pęzlów w aszych farby, Z biegajcie się po nowe w yo b rażeń skarby. A c zy kreślić ze c h c e c ie , jak ciężarne burzą Siwe szczyty swe T a t r y w sam ych niebach nurzą; C z y włości okolicznych rozkoszne posady,

C z y krążącej z daleka po łysk W i s ł y blady,

C z y deszczem i grom am i ziew ającą ch m u rę;

B łagajcie Bronisław y o wstęp na tę górę.

Lecz zkąd poszło to imie? kto śmiałemi kroki Pie rw szy z łu d z i tej g ó r y zm ie rzył szczyt wysoki:* K to podniósł tę świątynię, kto lip y zaszczepił? K t o niską chatkę z drzewa i gliny ulepił? Jest p o g ło s, że dziewica przecudnej urody, Świata tego łudzące zmierziwszy swobody,

(27)

Rzuciła Bronisława ojcowskie po dw oje,

ł w tem miejscu na m o d ła c h dni s k o ń cz y ła swoje. Z g o n jej, pięknego życia piękną b y ł koroną: A duch zdobi od wieków święte niebian grono.

Ile razy rodzinny opuściwszy k ą t e k ,

Spieszę w ziem ię z odwiecznych rozgłośną pamiątek; Ile razy, w tej sław y ojczystej k o l e b c e ,

P o gruzach d a w n ych gm ach ów drżącą nogą dep cę , I niknące przeszłości wyśledzam ozdoby,-

Najprzód p o kłon moj biorą święte królów grob y. A g d y W a w e l głębokiem p o zdrow ię u czcze niem , Spieszę na Bronisławę z nowem zachwyceniem.

Gdzieżto miejsc tych świadoma zb łą k ała mię n o g a ? S zczu p łą ścieszkę zajmuje potoczysta droga:

Spieszy nią lud g r o m a d n y c o w ziął pracę w podział. K tó ż te miejsca rozkoszne w n o w y kształt p r z y o d z ia ł? Prawdęz ja , łu b o b łu d n e postrzegam widziadła? Zkądże ta nowa góra dawnej szczyt zasiadła? Czyli przez rozszarpane twardej ziemi pęta Wzniosła się, od W u lk an ó w k u niebu ciśnięta?

K R A K O W A . 2 3

(28)

O y ją lud ten podźwignął samą siłą pracy? Niezbędnej ciekawości ulzyicie rodacy.

Na to m ą z , twarz którego z czystą duszą zgodna: ’’G d y juz (rzekł) kielich nieszczęść spełniliśmy d o dna, Sławni z męstwa ro d a c y w ojczyzn y obro nie,

Ci w których duchu Polska o d ży ła po z go nie , Zostawiwszy nam w z o r y bohaterskiej cnoty, Przechodzili na ło n o odwiecznej istoty. T a k nas Małachowskiego srogi los p o z b a w ił, T a k dzielny Poniatowski nurt E ls t ry zakrwawił. G d y więc wszystkie p o ga sły sław y naszej s ło ń c a ; L e g ł sw obód dawnej Polski ostatni obrońca. W ś r ó d n ie wyrodnych T e l a m ężnego p o to m k o w i Daleki od ojczyzn y i od lu b y c h ziom ków , Z a któ rych zniósł k ale ctw o , w y gn an ie, katusze, Z g a s ł K ościu szko, i niebu czystą z w r ó cił duszę. W i e ś ć ta, r y c h ł o obadwa przeraziła światy. C a ła Polska w ż ało bn e odziała się s z a t y ,

A do h ołdu zg asłeg o znagleni cnotam i,

(29)

K R A K O W A .

25

K tó reg o postradała w zawistnych w yro ka ch , T e g o w m artwych ojczyzna odzyskała z w ło k ac h : I z w ierzyw s zy jc świętej od wieków b u d o w ie , Gdzie spią najpotężniejsi tej ziemi królo wie,

Z ł o ż y ł a w g ró b wstrząśnięty przez cios jeszcze świeży, W którym p rzy Janie trzecim Poniatowski lezy.

A K r a k ó w uwielbieniem i chlubą przejęty, Z e d ro g ie je g o straży po ruczono s zc zę ty ; T u , zkąd walkę rozpaczy za Polskę w y t o c z y ł, Z tćj ziemi, której ło n o krwią ślachetną z b r o c z y ł , I której od za g ła dy całą bron ił siłą,

Skro m n ą uczcie K o ściuszkę przedsięwziął m ogiłą . T ę m y śl, m ęża zgasłego potwierdziła s ła w a, I odtąd r.ową postać' w z i ę ł a Hronisława.

T u r y c e r z , wierny świadek wodza swego m ęztw a, Iło ln ik, co go od p łu ga w o d z ił do zw y cię zlw a , O b y w a t e l , którem u wzór cn o t y zo s t a w ił,

K a p ł a n , c o nut przed świętą walką b ło go s ła w ił, Alłodziez, co imie jego w czci największej c h o w a , I p łe ć pię kn a, dla kraju na wszystko go to w a ;

2

http://dlibra.ujk.edu.pl

(30)

K a ż d y , kto tylko zd o ła ł dźwignąć b r y ł ę ziem i, T u ją znosił i łzami o b le w a ł rzewnemi.

T a k to , c o się nadludzkiej zdaje dziełem pracy, W ro k u , na cześć K o ś c iu s z k i, spełnili P olacy.,,

W y ! którym p rzy szed ł w p o d ział zaszczyt pełen chlu- C z u w a ć , b y się ziściły święte ziom ków śluby; (by, By cnotą wzniesionemu nad w sp ó łcze snych g ło w y Wzniósł się ną podziw w iekom pomnik narodowy; O lo z światem obecnym potom ność daleka, Niepośledniego dzieła słusznie od was czeka. T a k świetnie rozpoczęte pod niebem sw obodnem* Niech więc będzie w as, Polski i Kościuszki godner». Niech skromnej bohatera poświęcone cnocie,

O d p o w ie jej w wielkości, równie jak w prostocie: Niech czo łem do niebieskich przybliżone p r o g ó w , Pogardza siłą czasu i łakom stw em w rogó w . A gd y wierni lej myśli która was natchnęła, Chw alebnie o lb rzym ieg o dokonacie dzieła; Gdy, jak zapowiedziano nrecofnym wyrazem, (8 S zczo t pomnika ojczystym uwieńczycie g ła z e m :

(31)

K n A K O W A. 27 W stąpię tia poświęcone tej g ó r y p o d n o że ,

K u czci męża wielkiego rym ostatni z ł o ż ę ; P rz e le ję w pieśń łabędzią całą moją duszę, I rozstrojoną lutnię o m o g iłę skruszę.

T r u d n y m do określenia przejęty urokiem* Rozbierając piękności nieprzejrzane okiem ; Patrząc na okazałą tej m o g iły postać,

K t ó ż b y niechciał w tych miejscach na zaw dy pozostać? L e c z puśćm y się tą ścieszką między gęste krzaki, G dzie wzywają stóp ludzkich niepom ylne znaki: M o że nam? tędy góra zbliżyć się dozwoli D o wabiącej z daleka swą posadą wolt. R ze kłe m ; i wnet me chęci sp ełnione zostały: Oglą dam z bliska zamek dawnością wspaniały. O d dwóch w ieków niespełna gmach ten zbudowany, T ę ż sarnę wielbi rękę c o wzniosła Bielany,

Piękny jest widok Zam ku. L e c z słodszej sw obody K t o c h c e dozn ać, niech zwiedzi tćj w łości ogrody. T a m snadno njrzyc zdoła za pierwszem spojrzeniem, Jak jest przyjemna walka sztuki z przyrodzeniem,

2*

(32)

Jak mimo s i ł , z któremi pierwsza się natęża, Bliższa serca ludzkiego natura zw ycięża. L e c z nie będę słabemi odznaczać kolory, S ka rb y tu przysw ojone W ertu m n a i F l o r y : Nigdy po dobn e rysy wzorów nie dościgną; W id ząc j e , wrą uczucia; malując j e , stygną.

Gdzież więc z miejsc tych przeniesietn wzrok nienasy- W stą p m y jeszcze przez bło nia na czarne zagony, (eony? T a m powabna osada i schludniejsze chatki,

Muszą obfite włościan zawierać dostatki. Jak niepłonne myśl moja powzięła nadzieje! Nad żyznością tej roli oko się durnieje.

C z e r n i ą się płodne niwy; a kilka skib ziemi W y ż y w ia dom rolnika p lo n y obfitemi. T e j o s a d z i e n a z w i s k o c z a r n e j w s i n a d a n o .

T a k od koloru ziemi piękne dzierzy miano.

L e c z cóżlo za b u d ow a, szczu p łych dom ków bliska j K r y je wśród drzew wyniosłych posępne zwaliska? Stań przechodniu zdum iały! g ło s nieznany w o ła , I przed temi gruzami ugnij twego czoła.

(33)

K R A K O W A .

29

O to łobzÓw.... W tym gm achu co twój wźrok uderza (g. B y ł p o b y t największego z królów Kazimierza.

G d y jeszcze w dawnym blasku ojczyzna jaśniała, Rdza w iek u tej b u d o w y dotknąć się nie śmiała. Dziś le ż y w rozwalinach!... O to pyszne ściany, W których wielki monarcha radne zbierał pany. W te dla wszystkich przystępne i ojcowskie progi, W c h o d z ił śm iało ziemianin i c h ło p e k ubogi. T u król d o b ry codziennie z wieśniaki rozm aw iał, 1 gorzki ch leb rolnika słusznością zaprawiał. Ztąd hojne miastom polskim rozdając swobody, K u ich straży w aro w n e k azał wznosie grody. P o d te o b c e ala słoń ca z gęstych d r z e w sklepienia C h ro n ił się, po sw ych trudach szukając wytchnienia. T u , godząc roskosz zm ysłó w L czystych serc roskoszą, S ły s z a ł jak g o podda ni do niebios wynoszą.

T a pośród lip wyniosłych utkwiona m ogiła D ro g ie zw łoki zapewne w swem łon ie p okryła. W i e ś ć z wątpliwego źródła wyczerpana niesie: Z e K azim ie rz w spóźnionym lut sw oich zakresie,

(34)

3o

O K O L I C E

G d y bujn ego o w o c u trudów swoich d o ż y ł, T u swą słabość ostatnią i kochanie z ło z y ł. T u m a b y ć gró b E stery... T e q pom nik je d y n y , N ieo ch ro n ił go w oczach p o to m n ych od w iny.

O największy z m o n a r c h ó w ’ ty którego z w ło k i Z b y t ryc h ło duch opuścił p o rw a n y w o b ło k i! T w a dłoń straszna dla zbrodni, dla cnoty łaskaw a, P a ł a nam p r z e m y s ł, miasta, rękodzielnie, prawa. K i e d y w ojny szarp ały sąsiedzkie zagrody;

Rządną Polskę pr^ez ciebie , w ie lb iły narody. P o k ó j wam i cz e ś ć wieczna dro gie dla nas k o ś c i ! M oźnaź winić twą słabość dziwiąc się wielkości? Niech cnot ostrych wielbiciel twej chwale u w ło c z y , Niech p rzem o c od twych p r o c h ó w błędne zwraca o c z y , Niech drzą na twe wspomnienie występni królo wie, Niech cię dum nych nienawiść w ład cą c h ło p k ó w z o w i e ; Chlubniejszy ma w tern pomnik twa wielkość i cnota Nad wsp aniałe g r o b o w c e z marmuru i z ło ta :

A łz y , które po tobie lud w y le w a ł c a ły , b ą najpiękniejszą częścią nieśmiertelnej c h w ały .

(35)

K R A K O W A .

3i

G d y sło ń ca pociskami wiosna ugo d zo na, Na ło z u z róz w p ó łzw ię d ły c h omdlewa i kona;

G d y dnia gwiazda na ziemię sypiąc zar zgubliwy, S k w a r z y łąki zielone i zapala niwy;

W len czas nic jej potęgi poskromie nie moze. Bystry potok opuszcza wysuszone ł o z ę ,

A śmiertelnik znękany przykrym w p ływ em pory, Ucieka z m urów miasta między gęste bory.

Szczęśliwy! kto w te chwile wśród wiejskiej zagrody Szuka trosk sw ych p o z b y c ia , ulgi i ochłody. Szczęśliwszy! kogo widok tych wdzięków z a ch w y ca, Z któ rych słynie Kr z e s z o w i c pyszna okolica.

Spieszmy, n ow ych piękności uniesieni ządzą. L e c z w jak mnogich widokach o c z y nasze błądzą? Ilez w ło ś c i p o w a b n y c h , g a ik ó w , strumieni, W krótkiej drogi przeciągu widzim zadumieni?. T u przez g ó ry wiedziona rozlewa się rzeka, T a m widok Niegoszow ic uderza z daleka, Dalej wabi Rudaw y posada w eso ła ,

Dalej b łyszczą skal dzikich obnażone czoła,

(36)

T u , zmianą ludzkich rzeczy, o b o k niskiej chatki Sterczą grodu dawnego ponure ostatki.

T a m w reszcie, gdzie g ó r w yższość stopniami się zgina, M iły ch o k u K rzeszow ic jawi się dolina.

K tó reż miejsca i dziwy obiedz mamy w p r z ó d y ? C z y te gm achy w sp an iałe, c z y szumiące w o d y ? C z y nas kręta w gaj ciemny zaprowadzi ścieszka ? C zyli zajrzym w ten domek gdzie prostota m ieszka? Idźm y najprzód w g łą b gaju. T u szemrząc o drzewa Z e fir lekkiem skrzydełkiem listkami powiewa.

T u czuli kochankowie tając się z swą m yślą, Na usłużnej im korze lu b e głoski kryślą.

T u strumyk bez przestanku po kam ykach m ru czy : O n ich w myślach rozryw a, on stałości uczy. O ty z brzegi niskienu pieszcząca się w o d o ! Ciebie słodkie zamiary w twoje m orze wiodą. N igdy grzbietu twojego nie siekały wiosła}

Nigdyś człe ka swym p ę d e m w przepaść nie unio sła; Nigdy!... L e c z skąd ten łoskot pow stał nadspodzianie? Zacóź. krok mój skwapliwy co fa pomieszanie?

(37)

K 11 A K O W A. 33

C z y jaka pod nogami w ylęgła bit; zdrada:*

Czyli ztąd w o tchłań piekieł bystra rzeka spada:1... W okamgnieniu u c ic h ły p rz e r a ź liw e huki,

1 strumień szum ieć przesiał na skinienie sztuki. O na możną w tych miejscach rozkazuje władzą: P rzez nią w o d y wzbierają, dzielą się. gro m a d zą,

P rz e z nią między ch ro p a w e napędzone g ła z y , H u c z ą cy c h spadków Nilu wydają obrazy:

A czy k o la p o dnoszą, czy hartow ne młoty, Drzą łasy poruszone okropnemi grzmoty.

Nęceni mniej kształtnemi natury ponęly, Z niższych k rzew ów l a b i r y n t p r z e b i e g a m y kręty. C iekaw o ść więzi w ustach uwielbienia s ł o w a ,

W tym dow cipn a przed nami jawi się budowa. W ielk i jest jej p o c z ą t e k , a ród z wieków dumny. Sam T w ó r c a p i e m s z e pod mą utwierdził kolumny. Na barkaeb wierzb w ynio s łych szczyt jej p o ło żo n y , P ew ne j w skwary s ł o n e c z n e użycia ochrony;

A m e r o z d z i e l n y c h z w ią z k ó w n a j c z u l s z y c h o b r a z e m , Jak raze m z niemi wzrosła , tak chce ginąc r a z e m .

(38)

Zaledwie rzuciliśmy to lube sklepienie, Uderza nas mocniejsze siarki powonienie.

T a , g d y w ziemi w nętrznościach w odą roztw orzon a,' H ojnym płyn em w ytryśu ie z rozd artego ło n a ; N atychm iast siłą sztuki do g ó r y d o b y ta , W ró żne strony przez tajne to czy się koryta. T a m w banie kute z miedzi obficie w ylana, Nowej m ocy z w yziew ó w n ab yw szy W u lk a n a , P rz e z kąpieli zbaw iennych użytek szczęśliwy, S łyn ie po wszystkie strony rozgłośnem i dziwy. Ileż c h o ró b drę czących jej potężna władza Z c ia ł rażonych niemocą do gruntu w y g ła d z a :' Ileż kalek na wieczne potępionych m ę k i, Sro giej śmierci z żarłocznej w ydziera paszczęki :*

W id z iałe m m ężnych b raci, c o rany świeżemi D owiedli swej miłości do ojczystej z em i: A te, w których niezgięta dusza zam ie szkała, W id ziałe m vy k rw aw ych bitwach poszarpane ciała. W y r y ł się w bladych twarzach ob raz śmierci srogi; T ę p e szczudła dźw igały zgruchotane nogi.

(39)

K U A U O W A. 35

Z d a ło się ze w ich ż y ła c h krew rycerska stygnie, I ze dłoń ich oręża juz więcej nie dźwignie. O w y pola Kaszyńskie! m u ry Sandomierza!

0 w y Sanu i W is ły pamiętne nadbrzeża! Ileż razy płakali z ślachelnej zazdrości, Z e swoich w waszetn łonie nie złożyli kości? 1 że w ieczne kalectwo ich sercu odmówi Resztę sił nieodjętych pośw ięcić krajowi ? L e cz dzięki w ó d zbawiennych cu d o w n e j opiece! K r ó t k i czas, p o m o c szczudeł w yd zie ra kalece: C ała islność dziwiącą poczuwa odmianę. W ywijają żelazem r ę c e posiekanej

A ci, których zgon smutny wróżono za ch w ile , Widzieć zdrój d o b ro czy n n y biegną o swej sile. (10

Z w yźszćm sło ń ce m , czas kąpiel z przepisów ustaje » Napełniają się gościem przechadzki i gaje.

T u przymus i układność, w miastach w prow adzona, Nic śmie truć w esoło ści bawiących się grona. T u stron różnych mieszkańcy i o b c y przed ch w ilą , Na czcze wdzięki powitań dowcipów me silą.

(40)

Juz się z sobą dość znają, g d y się znają z twarzy, Jedna dola ich zbliża, jeden cel k ojarzy;

A widok cnót p ie rw otnych, szczerości, prostoty, Zdaje się w chwilach zabaw wiek odnawiać zloty. Niestety! jak ten obraz krótko serce łu d zi! W r a c a jesień, i ludźmi zn ow u widzę ludzi.

Błądząc w myślach, do których tęsknośc się jednoczy Z n agła gm ach okazalszy uderzył me oczy.

Mijam mostek, pod którym ciszej płynie rzek a, I wytrysk wód żelaznych w iedziony zdaleka. Gmach te n, gdzie kroki moje obracam ciekawie, Miejsc tych pani powszechnej oddala zabawie. Zdobią ściany rozgłośni z cnót swych i pogrom u Znakomici przodkowie książęcego domu.

Ztamtąd stopnie do góry z lekka się w yu oszą: T u nową c z u łe serce poi się rozkoszą.

Z n o w u jawi się widok dzielnych ziom ków g ro n a, 1 zacne czcią przejęty powtarzam imiona.

C ożto jest za młodzieniec powabnej urody, K tó rem u tęsknośc blade pokrywa ja g o d y ?

(41)

K R A K O W A . 3 7

Na to z cięzkiem westchnieniem rzecze gło s nieznany: “ Zacóż krwawe w m cm sercu chcesz odnawiać rany;*

Jak pod gradem upada kło s ledwie poczęty, Jak liść ostrzem zabój czem przed czasem ucięty; T a k zniknął len m łodzieniec m n o g i c h ł e z p rzy czy n a, A z nim dawna T ę c z y ń s k ic h w ygasła rodzina.

Juz b y ł doszedł tej po ry, w której młódź z u ch w ała Nienasyconą żądzą do myślistwa pała;

Już tej ch uci zgubliwej niepozbędna sd a ,

W piersiach je g o m łodzieńczych w pożar się zmieniła; Na gło s trąby przed świtem rzu ca ł pf óg dom ow y; Zaledwie z ciemną nocą k o ń c z y ły się ło w y .

G d y jesień hojnych łu p ó w przyniosła nadzieję,

bezustannym psów dźwiękiem wszystkie brzm iały knieje. Na ło w y , które szybka ro zgłaszała sław a,

Z odległych krain m łodzież zbiegała się żwawa. T ę c z y ń sk i b y ł jej w odzem : a c z y zwierza ślady T r o p i e przyszło, c zy sypać ołowiane grady, C z y ścigać w rączym biegu posuwiste łan ie;

JNikt go nieśmiał w yp rz e d z ić, nikt iśc w porównanie.

(42)

Raz więc dali znać panu myśliwcy struchleli, Z e niezmiernej wielkości odyóca ujrzeli; K tó ry mordy licznemi srodze rozbestwiony, K r w ią i trwogą nap ełniał okoliczne strony. Z a w rz a ł na to młodzieniec złej chęci pożogą. W y p a d a , zbledli słudzy powściągnąć nie mogą. Zrzucają m ocne sieci: do walk wprawne sw orv Z apuszczono w las gęsty i zadrzały b ory. P o c z u ł dzik srogi zamach: zryw a się z ło ż y s k a , L e c i, gniew nim pomiata, ogień z nozdrza pryska. Juz go zm yślnych ogarów zwietrzyła grom ada, Juz swor pierwszych dziesiątek pod kłem je g o pada; W tym z Cerbe ra plemienia puszczono brytany. Sta ną ł, z krwią pomieszane zalały go piany. Przypada m ężny młodzian i dzielnie uderza,

U tkw ił strzał w śliskim grzbiecie og ro m nego zwierza. R y k n ą ł, z rany głę bokiej czarna krew w ytryska; W n e t się oślep na ło w c a wściekły z bólu ciska. N ieodbicgło go m ęzlw o , d obyw a oręża

(43)

K R A K O W A .

39

Juz się nań cała zwierza zaciętość w y w a r ła , Juz miał oręż utopie w samej głę bi g a r ła ; W tyui zwodzi śmiałą rękę cios za nadto skory: G inie , a jęk ostatni p o w tó rz yły bory.

T a k p o le g ł mężny m łodzian: z nim wszystkie zaszczyty, Z nim zgasło dawne imie i ród znamienity.

D ł u g o kraj ten bolesną op ła k iw ał stratę. P rz e s z ły w o b c y dom zamki i w ło ś c i bogate. T o siedlisko odwieczne wsławionej rodziny, G r ó d , którego ztąd widzisz smutne obaliny, W ie ż e wzbite ku n ie b o m , o k a z a łe progi, O sia d ły dziś p u s z c z y k i , i zarosły gło g i; A rodak sła w n y ch g m a ch ó w oglądając szczęty, D e p c z e g r u z y T ę c z y n a ciężkim smutkiem zdjęty.,,

W s t ą p m y dla ulgi żalom w tę przyległą sale, Ileż twarzy rycerskich zdobi ją wspaniale? Ileż wiernych czcicieli krwią nabytej c h w ały ? T u niezgięiy Czarniecki, tam Chodkiewicz śm iały, T u ci, których dzieł gło s mój niezdoła wyliczyc. T a m Sobieski, co wszystkim godzien przewodniczyć.

(44)

G lę b o k ićm podziwieniem i czcią przcnikniony, W lep iam w postać marsową wzrok nienasycony; A gdym ju ż miał na inne przenieść oko ściany,

D o s t r z e g ł e m t y c h w yrazów w języku S ekw any:

‘ ‘ Nadaremnie dzielnością zwycięztw i p o grom u , “ W y d a r łe ś Janie W iedeń od T u r k ó w zdobyczy} “ Lepiej b y ło go oddać na łu p srogiej dziczy,

“ T a k b yłb y ś mu oszczędził niewdzięczności sromu.,, (» i O czasy uiepowrotne! o gorzkie wspomnienie!

Sehodzim pod drzew sąsiedzkich w yniosłe sklepienie. C zas nagli do spoczynku, ciekawość go wzbrania: W a b ią oczy, mniej kształtne lecz schludne mieszkania. T a m przemyślni z sw ych rzemiosł osiedli wieśniacy, C o się lubej od dziecka poświęcili pracy.

Ci len miękki na szybkie skręcają w rzecio na, T a m ty c h k o ła zajmuje wełna w y czy szczo n a, Drudzy nici na odzież motają h ez przerwy,- T y c h niestrudzone ręce zajął kunszt Minerwy. U cieka ztąd próżniactwo, czas na skrzydłach p i y m c , I żadna w dniu godzina uu próżno nic ginie.

(45)

K R A K O W A .

4'

C ó żlo za dom ek niski, gdzie dłóta i m łoty Podobnem i Lem neńskim przerażają g rzm o ty ? T u marm ur w y d o b y ty z bliskiej ziemi ł o n a , Ostrość i pierwsze g łazu utraca znamiona: A g d y po długiej p ra cy świetny polor zy sk a, Mnóstwem farb rozmaitych do koła połyska.

T a m b ie gła w tw órczej sztuce ręka rzemieślnicza, Ż y c ia nawet drogiego kamieniom użycza.

Zg łę bia jąc przyro dzenie w tym dziwnym u tw o rze, C o go wieki kształciły, i ziemia i m o rze,

Jak p o w ażn e dawności jawią się o zn a ki! T u wśród g ła z ó w nieznane znajdujem ro ba k i; Dalej k o n c h y p e r ł o w e , albo r y b tych szczęty K tó re tylko przez morskie pławią się odmęty. O n z o b c y c h sobie cząstek stopniami składany, T ysiączn e w łon ie ziemi w y trzym a ł odmiany. Nim jedna b r y ła szaty przyw działa niezłom ne, W z m o g ł y się i upadły narody ogromne.

Nim się w morzu zniszczenia cząstka jej ro z p ły n ie , T y siąc się wielkich mocarstw zawiąże i zginie.

(46)

4 2

T a k d ło ń Boga na wszystko wielkie piętno wraża! T w o r z y , g u b i , o ż y w ia , kształci, przeo brażaj A niedostępna ludzkich rozu m ów zaciekom , W y k o n a n ie dzieł swoich przekazuje wiekom.

T a k r z ą d sp o rn y ch ż y w io łó w na ziemskiej przestrzeni T y s ią c razy się zmienił i jeszcze się zmieni;

T a k ty, coś jest m ych rym ó w je d y n y m przedm iotem , Ziem io ! stokroć zmięszana z krwią naszą i potem , Dziś p łu g iem na ubogie porznięta zagony,

Możeś przedtem dźwigała złote Indów plony. M am że dalej, spełniając zamiar przedsięwzięty» Skrom ne twoich piękności malować p o nęty? W ie lk i zawód przedemną. T y którego pienia Brzmią dźwiękiem geniuszu w yższeg o natchnienia, T y mię wesprzyj T rę b e e k i! Bo c z y wiejskie niw y Z n ie w a la s z , c z y zwiastujesz b o h atyró w dziwy, C z y przemawiasz do posłów sejmujących w G rodnie, C zyli g ło s e m piorunu powstajesz na zbrodn ie, C z y piękność Sofiówki przenosisz na karty; W id a ć w rym ach tw ych pęzel naturze wydarty.

(47)

K R A K O W A . 4 3

C iebie z samym Piikdarem w jednym kła dę rzędzie: Niemasz tobie równego i d łu g o nie będzie.

A ktokolwiek za tobą podnieść się ośmieli, Jednej z synem Dedala doświadczy topieli.

W itaj c z e k n o ponura! T w a dzika posada Nieznaną dotąd rozkosz sercu z ap o w ia d a . T a m gdzie m ało odmienne jawią się widoki, Gdzie sam strumień kieruje pośpiesznemi k ro ki, Gdzie z ścieszki wydeptana zniknęła m urawa, T a m najbliższa z Krzeszow ic dp Czerny przepraw a, Juz spostrzegam jej murów nierówne o b w o d y ; W id z ę ściany od bystrej p rzew rócon e wody: W c h o d z ę w w ą w ó z , przez deszcze g łę b o k o wyryty. T e n niegdyś dwóch gó r bliskich sprzeczne dzielił szczyty, D ziś most słany z marmuru na nowo je łąc z y .

P o d nim strumyk m r u k l i w y c z y s t e / w o d y sączy, A walcząc bczprzestannie z mnogiemy zawady, Spada niżej z łoskotem w kształt pięknej kaskady. K t ó ż b y r z e k ł, że ta woda zaledwie p ły n ą c a, Często buki stuletnie z gó r w yniosłych strąca?

(48)

44

Ż e pławiąc na sw ym grzbiecie z g r u b y c h dębów ło m y , lloznosi blady postrach między wiejskie domy?

G d y śnieg wskroś przenikniony od słoń ca promieni, Z twardych b r y ł w p łynne ciało nagle się zamieni; G d y się m głą przyodzieją górne o kolice,

A z chm ur deszczem brzemiennych runą n aw ałnice; W najwyższy p o kła d mostu szturmują b ałw any. T e n w gruncie litym z g łazu stoi niezachwiany. A c h o c zda się na ch w ilę , ja k b y g ó rn e skały Pokrew ną rzekę W iśle z wnętrzności w yd ały; Przecież z tych się zapędów dum ny most najgrawa, I strumień mrucząc wraca po d znajome prawa.

O p u śćm y pędem strzały te dzikie siedliska, W któ rych wszystko tęsknotą c z u łe serca ściska. O to droga w tysiączne obhta odm iany:

T u mię lasy wołają , tam żniw bujn ych łany. O b ra c am wstecz piękności łakom ą zrzenice: Jeszcze raz miłe oku zegnam K r z e s z o w ic e , 1 dawnego T ę c z y n a siedliska ponure.

(49)

K n A K O W A. 45

Zw iedzam o l k u s z z kopalni sław ny za naddziadów: Szukam dawnej świetności najdrobniejszycli śladów, (10* Olkusz, co przez moc czasu i krajowe zmiany,

P o d źuźlem i gruzami leży zagrzebany.

Zkąd n ie g d jś źrzódło bogactw c zerp ały narody, T a m widać smutne skutki zniszczenia i wodv. T r w a ją dotąd w yryte pod ziemią kanały,

Biegłości przodków w kunsztach obraz doskonały.. Niedoniszczyły wieki Alcydowej pracy:

O dtąd g d y szli z naturą w zapasy Polacy, I g d y ziemię śmiałemi przemierzyli kroki, B y cisnące się w miny odciągnąć potoki, D ł u g o z siłą olbrzymią szczęśliwie walczono:

Dziś ziemia przemozona zamknęła swe łon o. A t e , które dzielnemi odpychano siły,

Z sklepami min podziemnych w o d y się z łą c z y ły . Z w r ó ć m y krok na po łuduie , ku wdzięcznej dolinie, Gdzie pieszcząc się z kwiatkami bystry strumień płynie- Bliskie miejsc tych jest źródło , z którego wytryskać T u on jeszcze sw e nurty to czy bez nazwiska,

(50)

L e c z zabrawszy te w o d y c o w biegu sp otyka, bystrego w krótce imie przybiera Prądnika, Z obu stron nagie s k ały cisną jeg o łozę.

Ztąd pędu zu ch w ałe go nic wstrzymać nie m o że ? Ni g o wdziękiem swym łą c z k a zabawi w eso ła, Ani m łyn ów bezlicznych krę cące się koła. L e c i oślep na prąd y, po głazach się wspina, 1 w nurtach p ysznej W isłyr bytu zapomina.

Siedząc pęd bystrej w o d y z wynioślejszej góry, Pow ażne swą dawnością uderzają mury.

T a m kroki i spojrzenia przeniósłszy zdum iałe, W cały m blasku r i E s k o W A oglądamy s k a ł ę. (i3

Jak malarskie do koła jawią się widoki! Stoją dwie przeciw sobie zw róco ne o p ok i: Jeden jest ich początek, jedno niegdyś ciało W ę z ł e m ścisłej miłości obie połączało.

Zawistnem okiem patrzał na wzór rzadkiej zgody W artki prąd z gó r wysokich spadającej wody. G d y więc raz nad lasami burza zawieszona, Lunęła z chmur piorunem rozdartego ło n a;

(51)

Potok z sił przym nożo nych ulewą z u c h w a ły Natarł sro d ze, u d e r z y ł i rozszarpał skały. Odtąd patrzą na siebie, woda je przegradza I żadna ich skojarzyć niepotiafi władza.

P om inąwszy dolinę, w której bystra rzeka Z jeziora do jeziora rytem ło żem ścieka; S am o tna, z d o łu wązka, u gó ry szeroka, Nakształt groźnej maczugi jawi się opoka.

C zyją dłonią w tych miejscach została utk wiona? Zkąd początek, zkąd różne p r z y b r a ła imiona? Czasów dawno u b ie g ły c h zasłoniły cienie.

Mówią: że sławny Krakus przez smoka zw alczenie, Nie bez trudu krainy o czyściw szy swoje

Z po tw ór, r o zzu ch w alo n ych przez gęste rozbo je; Św ięcąc bogo m narzędzie dzielnego rzemiosła, T u utkwił swą m aczug ę, która w ziemię wrosła. D an tę niebo p rzyję ło, a niezłomne skały Potężną broń K rakusa w swe szaty odziały.

W stąp m y w obw ód zam kowy wyższą czcią przejęci Jak 011 wiele nam zdarzeń odnawia w pamięci!

(52)

Juź myśl wzbita w o b ło k i b ystry polot bierze; Juz ślady dawnych dziejów z dzisiejszemi mierzę; Nikną chm ury, co przeszłość otaczały ciem ną, I wieki upłynio ne jawią się przedemną.

Zda mi s ię 7 źem przeniesion w Kazim ierza czasy: Powstają pyszne naury, durnieją się lasy,

Durnieją się doliny i g ó ry i skały.

W stępuje mądry w ładca w zamek okazały.

Na ten o d g ło s lud wierny zewszeeh stron pośpiesza, T ł o c z y się za nim c h ło p k ó w uciśnionych rzesza; D o b r y król koi zale , rozstrzyga zatargi:

Nie idą mimo uszu najdrobniejsze skargi.

Z stąp ił K aźm ierz do grobu. C ała Polska p ł a c z e ! . . . Milsi panu o b cem u o b c e posługacze.

Z a zrzeczenie się danin w ohydnej u m o w ie , F ry m a rczą tronem polski niebaczni ojcowie, bierze miejsce wolności nierząd i swawola. Cisną lud dumne Hunny pod imieniem króla.

Za krzyw dę, co go w zwadzie z W ę g rz y n e m po tyka, C r ó d ten darem Szafraniec bierze od Ludwika.

(53)

K K A K O W A.

49

S ław n y ród przez swe m ęztw o , dostatki i czyny, Przenosi dawne gniazdo do nowej dziedziny.

S ły n ą c y c h w dziejach przodków p o cze t widzę długi: T y c h w b o ju , tam tych w radzie rozgłośne zasługi. T e n , co k o n i a s t a r e g ona swej tarczy c h o w a , Jest dzielnego plemienia znakomita g ło w a;

O n herb dawny Szafrańców na nowy odmienia, K u pamiątce srogiego z rodzeństwem zdarzenia.

T r e ś ć jego rym następny p rzechow ał b e z zmiany: Brzmią dotąd smutnym dźwiękiem grodu lego ściany:

a>

® m i i

o

ż e g o c i e s z a f uai sc u

.

Ledw ie Szafraniec w wieku sw ego wiośnie P o c z u ł ducha męzkiej siły-

Juz żądza sławy w piersiach jego rośnie, Już m u sp oczynek nie m iły. S y ty lat, trudów , dostatków i chwały,

Ż y ł w domu ojciec sędziwy;

(54)

Zaszczytne blizny c z o ło mu zorały; D o czci przym uszał w łos siwy. D w ó c h synów w y s ł a ł na sąsiedzkie wrojny,

W trzecim podpora starości. 1 tego dręczy zapał niespokojny,

1 sławy przodków zazdrości. “ Ojcze! z a w o ła , jak chwalebne sprawy,

“ W yno szą twoję rodzinę!

“ I mnie podobnej dozwól szukać sławy. “ Niech ją pozyskam, lub zginę.,, Nie m ó g ł się oprzeć starzec prośbom syna:

W iedzie do przodków komnaty, Podaje tarczę, pancerzem opina,

I wkłada szyszak bogaty.

“ Piastuj w tych znakach rodu twego cnotę: “ Nie zchańbił jej żaden zakał.,, T e słowa m ówiąc, lu be go Z e go tę

U z b r o i ł, ścisnął — zapłakał.

Jedzie młodzieniec z naddziadów siedliska, Unosi ojca nadzieje:

(55)

K R A K O W A

5l

Niebieskie oko z p o d szyszaka b ły s k a , A z tw arzy radość jaśnieje.

Na piersiach b łyszczą rycerskie u b io ry 5 K irys jak tęcza w o b ło k u :

W tarczy znak r o d u , dwa dzielne topory, Ś w ie c ą c y oręż p rzy boku.

Juz zwiedził W ł o c h y , N ie m c y i Batawy, L u d y z rycerstw a wsławione:

W nim p o g r o m srogi znalazł gnębca krwawy, Zgnębiona c n o ta, obronę.

K tó ż przebiezone kraje i stolice, K t o dzieła je g o w y p o w ie ? Jak jest p o w ab n y ! w o ła ły dziewice;

Jak dzielny w b o ju ! mężowie. D łu g o chęci sławy, w aleczność i cnota,

W różne go niosła zawody: W tym niepozbędna opada tęsknota

D o lubej przodków zagrody. W r a c a mąz dzielny w znane sobie kraje,

Gdzie niegdyś ig ra ł, p rzeb y w ał;

3*

http://dlibra.ujk.edu.pl

(56)

52

W r a c a w dom w łas n y — niat go nie poznaje: Ojciec juz w g rob ie sp oczyw ał.

Nadto, (o zbrodnio ch ciw e g o plem ienia!) By dział puścizny wydarli,

Mim o d o w o d ó w , serca, prześw iadczenia, Bracia się brata zaparli.

Jakże złośliwe przewrócisz zamiary ? Jak zmieszasz spisek niepraw y? Z całej dziedziny koń ci został stary,

T o w a rz y s z trudów i sławy.

W ie lb c ie potomni dzielne Piastów rządy! Za Piastów źy ł ]UJ swobodnie. Sami królowie sprawowali sądy,

Przed ich tronem drżały zbrodnie. “ Rozsądź m on arch o! dolegliw e spory,

( W o l a niewinność skrzywdzona,) “ Oto na tarczy h erbow ne to poryj

“ Oto są rodu znamiona.,, Zasiadł Bolesław na przodków stolicy:

(57)

K R A K O W A .

53

W za je m ne sp ory wywiedli rzecznicy, Pisma, dow ody, przysięgi.

S łu c h a ł w milczeniu naród zgromadzony; Zapada w y ro k słuszności.

D o ziemi przodków wraca pokrzyw dzony: C a ł y lud p ł a c z e z radości.

P ła k a ł wraz z ludem Żegota waleczny, G d y ujrzał ściany dom owe:

1 zmienia, rozdział czyniąc z bracią wieczny, D aw ne swe h e r b y na nowe.

T e n co d o c h o w a ł nieskażonej wiary, ]\a tarczy cudnej roboty, Miejsce T o p o r a , K o ń zastąpił Stary,

P rz y k ła d wdzięczności i cnoty.

T u kres pienia d awnego. T ę herbu różnicę Dotąd Pieskowej S k a ły chowają dziedzice.

O m u ry sławne w dziejach tylą pamiątkami! Z a c ó z mi tak jest trudno rozłączyć się z wami?

Czyliz tam, gdzie swym nurtem wdzięczna szumi rzeka -^ys'3c n ow ych p o w ab ó w w ędrow ca nie czeka?

(58)

54

O K O L I C E

Czyliz dążąc, gdzie kręta prow adzi drożyna, C o krąży ponad w o d ą , po skałach się wspina, L u b spadając w dolinę podobieństwem r o w u , I kręci się i ginie i w ybiega znowu-,

C zyliz m ało w i d o k ó w wabi na przemiany? O to ciągną się długie z litej s k ały ściany: Jak wielka rozmaitość, jak pyszne obrazy! Ileż kształtów na siebie m artw e biorą g ła z y ? T u zda się jakbym widział zamek rozburzony, C o w ostatnim wysilę zaciętej o b ro n y

D ł u g o szturmy odpierał i piorunów grady, Nim przyszedł czas okrop n y niezbędnej zagłady. Dalej jawi się oczom starzec siw obro dy:

U tkw ił on wzrok posępny w nurt szumiącej wody, Z d a się ze jej p o m ru k ó w z natężeniem słucha: W ty m jeg o cała r o z k o s z , w tym jego otucha. T a m znow u, pominąwszy lasek drogi bliski, W y k u t e od naturyJsterczą obeliski.

O w d zie, nieprzeslannemi tłuczone hałasy, Szum w ody i huk m ły n ó w powtarzają lasy.

(59)

K R A K O W A .

55

Dalej przez bor skalistą postępując drogą, Ostry g ła z pod niepewną usuwa się nogą* L e c i, żadna go w pędzie niewstrzyma zawada, I z trzaskiem u stóp g ó ry w nurt potoku spada. ( l Ą.

Z miejsc, gdzie lubią powtarzać gwar strumienia echa, W z y w a Bogu przez cnotę podniesiona strzecha.

T e n z zakonną skromnością domek zbudowany, Przeniosła Salomea nad królewskie ściany; Ztąd, prawdziwą godnością duch jej wyniesiony, Nad blaski panów świata i ludów pokłony,

P o długiem paśmie życia, które w cnotach w iod ła, W r ó c i ł się jak b y ł czysty do boskiego źródła. T a k dnia gwiazda bie g z w y k ł y odbywszy w pogodzie, W d zięczne światła prom yki sieje przy zachodzie. Czas który wszystko niszczy, co sam wyda z siebie, C z a s , który trudy wieków w ciemną przepaść grzebie, C z a s , co g m a c h y podniebne w y w ra ca z posady;

Dotąd czule oszczędza jej pobytu ślady.

T r w a dom ek, trwają skromne ozdób jego szczątki; Nie znikły pobożności i cnoty pamiątki:

(60)

5 6 O K O L I C E

A p rzych od zień, którego widok ich przenika, Z czuciem o tem letniego słucha pustelnika.

P rz y schyłku b y ł dzień jasny. Juz posępne drzewa Słabszym blaskiem promieui s ło ń ce przyodziewa; Juz dłuższe za krokami postępują cienie,

Juz w lasy uroczyste pow raca milczenie, Zniża się górnych niebios ku ziemi b u d o w a ; W tym się jawi zamczysko dawnego o jc o w a ( i 5. Jakiż widok p o sę p n y lecz razem wspaniały! T e w dwa rzędy nad wodą ciągnące się skały, T e n b o r co go nie przejrzy najbystrzejsze o k o , T a cichośc c o się nad nim rozciąga szeroko, T e n

gmach

z o z d ó b

odarty i wyzuty

z

ludzi;

Ciekawość, przerażenie i

eześc

wyższą budzi.

W krw aw ych walkach •Łokietek o prawa korony, T u się k r y ł , z tronu Piastów potrzykroc strącony. Ztąd p o t r z y k r o c , niezgięty najtwardszemi klęski, O ręż w m urach K r a k o w a zatykał zwycięzki. P rze m o g ła los stateczność i słuszności sprawa: Odzyskał król z naddziadów spływające prawa.

(61)

K R A K O W A .

57

A gdy go przeznaczenia niepozbędne siły Z ironu do g ro b u ojców przenieść się znagliły; Syn pomny doli je g o i losów przemiany,

K u czci ojca drogiego wzniósł Ojcowskie ściany. Z a có z ta pobożności i cnoty budow a,

Ledw ie blasku dawnego słabe rysy chowa?

])rzy przech od zień , po gruzach drapiąc się do gory, By nań w grun cie zachwiane nie ru n ę ły muryj O d p y ch a n e bojaźnią cofają się nogi

Z usianej nieprzezornie nad przepaścią drogi: A zkąd niegdyś jaśniały m ożnych władców znaki, T a m się gnieżdżą s w o b o d n e czarnej n o c y ptaki.

Gdzie widok {szczytów zam ku w ciem nych lasach ginie, Są dwie czasu potęgą wykute jaskinie,

H y d n ych p o tw ó r, lub zwierząt drapieżnych siedlisko. Pierwsza ma ciemnej, druga królewskiej nazwisko. W nich cichośc i noc wieczna rządzą wielowładme.

Nigdy się tam dnia gwiazdy p r o m y k nic zakradme, Ani księżyc srebrnego światła nie przepuści. Szarpią się wew nątrz wiatry z głę b o k ic h czeluści.

(62)

58

O K O L I C E

S łyszą c ich świst okrop n y i ciągle w y d m u ch y , M niem ałb yś że tam jęczą czarnych piekieł duchy. Na te przez ciasny otw ór cisnące się g ł o s y D r z y ziemia, bledną ludzie, podnoszą się w łosy. L e c z gdy vv chwili szczęśliwszej dźwięk ustanie srogi,1 Niepozbędna ciekaw ość bierze miejsce trwogi.

W stąp m y za je j przewodnią w te ciem ne pieczary, W s z a k czyste n ie s ie n i serca równie ja k zamiary.

Żaden z nas nie tknął krwawej z braci sw ych puścizny, W y d an e j na łu p zdrajcom po zgonie ojczyzny;

Ni wchodzim w tych w y ro dk ó w przeniewiercze p le m ie , C o ściągnęli miecz o b c y na sw y c h ojców ziem ię, Niśmy rąk w krwi zbroczyli. P rzecież nas w swem łonie, Z a winę ciekawości ziemia nie pochłonie.

W ch o d zim . — Błędnych na czarne n oc przyjmuje łon o. W ty m z przyniesionych iskier ognie rozniecono. L o c h y cieniom oddane przez niezbędne p r a w a , Nagła dnia wędrownego rozwesela zjawa. Jak mu rade posępne domu n o cy ściany! Jak każdy p ro m y k światła dla nich pożądany!

(63)

K R A K Ó W A.

C ó ż b y za to nieduły, b y jaki przychodzień

Z tak lu by m dla nich gościem chciał p o w racać codzień! L e c z noc w ład zy zawistna nad cietnnemi groby,

L e d w ie światłu dozwala krótkiej życia d o b y : W y z ie w pie czar blask ognia stopniami zatraca,

Na skrzydłach czarnych cieniów okropność powraca*, j A najmniejszy g ło s wstrętu, trwogi lub zdumienia,

W ch u czn ych echach sklepieniom podają sklepienia. C óż kiedy palnej broni ozwą się w ystrzały?

R z e k łb y k to , że z s w y c h zasad świat się wzrusza cały: Z e zadrzał gm ach podziemny piekielnej b udow y, L u b że strzaskane g ła z y walą się na g ło w y .

Patrzm y jak czysta woda przez gru b e sklepiska Tajn ą ścieszkę toruje, sączy się i wciska,

Z g łę b ia ziemi dziedziny, a przez rozkład skryty Jej cząstek, miłe oku kształci stalaktyty. W ich bukiety do k o ł a przystrojona grota, Zda się lśnić sztuczną rzeźbą z kamienia i złota:

A woda w ró żn ych kształtach dziwnym p r z e o b r az e m ,

N ie zło m n y m lekki p łyn swój przyodziewa głazem,

(64)

6o

O K O L I C E

T u kres bierze ciekawość: ztąd podziemne siły, O b c y c h kraju m ieszkańców światu p rzy w ró ciły .

Juz słońce z ł o t e lica topiąc w O c e a n ie , Czarnej n o cy nad światem zdało panowanie: Juz się gwiazdy w zwierciadłach prze g ląd a ły rzeki, Strudzonego rolnika ściągnął sen powieki:

W szystko czerpa krzepiące z rąk natury w czasy: U ciszyły się ptaki i góry i lasy.

Niesp okojny Prądniku! tych siedlisk o z d o b o , K t ó ż b y przez wdzięczne łąki nie chciał biedź za tobą? T w e swary z kam ykam i, z brzegam i pieszczoty, Scigac cię az do ujścia przydają ochoty,

Ani zdoła znu/enie wstrzymać zapęd k r o k ó w ; O p ła c a hojnie liczba i piękność widoków.

Jakkolwiek jest potężna ciekawości władza,

Słodki mus, widząc k o s z k i e w, w strzym ać się doradza.

O to dwóch gó r sąsiedzkich wabi mię przełamek: Na jednej z nich jest k o ściół, a na drugiej zamek; W obudw óch innych zalet wzrok dostrzeże baczny, 1 en przyje m ny prostotą, a ten z gruzów znaczny.

(65)

K R A K Ó W A.

Cl

Ostatni nic wziął grodu kształtu ni nazwiska; O b a szczu p łe , oso bne, patrząc na nie z bliska; L e c z g d y kto o rzut z p r o c y krok oddali rączy,

Zda się ze ścisły w ę z e ł od wieków je łączy.

A ten dom nie w ysoki, lecz kształtny i schludny, Ni nadto w zgiełk wepchnięty, ni nadto odludny, P o w a b n y z swej prostoty, gustu i porządku, Nie nosi z istnej c e c h y pani swej rozsądku?

T u się piękność o b j a w i a w kształcie niepoślednim, D łu ższa góra na z a c h ó d usłała się przed nim , A b rzo zy na jej łon ie sp oczyw ać o c h o c z e , P rzy stro iły jej g ło w ę w po w iew ne w arkocze. T ę d y s ło ń c e , g d y ziemskie opuszcza siedliska, D rżące światła promienie przez gałązki wciska; A gdy na ło n o morza o k rąg spuszcza blady,

T ę d y zegna m i e s z k a ń c ó w szczęśliwej o s a d y .

O gaiku na wdzięcznej osadzony górze! Niech od ciebie z daleka pomijają b u rze ; Niech bystra ło n a tw e go pow ódź nie rozdziera, Niech drzew twoich m ordercza nic gw a łc i siekiera;

(66)

62

O K O L I C E

Niech wilk rzadkie po tobie odprawia w ędrówki, Niech igrają ostrożnie pod twym cieniem k ró w ki;

13y z nich która swawolna w zapomnieniu srogiem,

Nie ubodla drzewiny ostrym swoim rogiem ;

13y te b rzo zy w wiek późny m o g ły nieprzerwanie

O k ry w a ć w dzięcznym cieniem dobrą miejsc tych Panię. Szum w ody i huk m łyn ó w o b ił się z daleka.

W miejsca pe łne sw ych igrzysk wdzięczna wzyw a rzeka, łio zry w a u m y s ł, obraz widoków wspaniały,

1 gdzie niegdzie sterczące w czystych p o lach skały, Jak ogromnego ciała rozrzucone czło nki.

S am szeleszczący strumień wiedzie na z i e l o n k i.

K t o podziemnych przechadzek zatrzym ał ochotę, Niech tu wstąpi w szczuplejszą od ojcowskiej grotę.

A gd y w ko ń cu zapragnie kro kom wytchnąć śmiałym,

Niech polem zwiedzi p r ą d n i k, c o g o zowią b i a ł y m.

T a m drogie sercu swemu obudzi pamiątki, 1 dawnego przep ychu uderzą go szczątki.

U jrzy w domu biskupów okropne odmiany, Zatarte ślady sztuki, przekształco ne ściany,

(67)

K R A K O W A .

6 3

1 spyta: tcnżeto jest gm ach niegdyś w yniosły , Gdzie zbierał Maciejowski o b c y c h mocarstw p o sły? T e z t o drzewa, pod które c h ło d em przywabieni Garnęli się z rozkoszą ze wszech stron u czen i, I gdzie czasem pow ażni, lub weseli c z as e m , Staczali m ądre walki przed sw ym M ecenasem ? T e z t o miejsca, dow cipnych rozrywka j e d y n a , Gdzie Górnicki swojego pisał Dworzanina?

P rz e b ó g ! wszystko co w idzim , dumę ludzką zbija , I wielkość tak m i n ę ła , jak ten s t r u m y k mija.

Blisko miejsc t y c h , gdzie Prądnik w rozkosznej dolinie S y ty b ie g u , w uściskach lubej W is ły ginie,

Stoi m o g i ł a wyniosła;

G ro b e m j ą w a n d y n a z w a ł y podania.

P r z y niej pasterz ig r a s z e k bujnej trzodzie wzbrania, ł żeg larze wstrzym ują p ły tk ie swoje wiosła.

Z a g a s ło słońce. — Posępne milczenie, Gdzie niegdzie becik p r z e r y w a ł pastuszy:

Już księżyc kąpał w rzece srebrne swe promienie; W tym się r ym taki o b ił o me uszy:

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zespół krakowskiego seminarium duchownego ipowiększył się w okresie autonomii z dwóch księży profesorów w 1880 r.. rektorem był

już sam sposób jego rozmnażania się je s t niezwykły, rozmnaża się bowiem stale i wyłącznie zapomocą partenogenezy (samca opisywanego owada dotychczas jeszcze

prośby o dalsze łaski, składane bóstwu, które miało zapewniać głodującym ludziom obfitość ryby tak w Jeziorze Świętem, jak w Miałach (d. Uroczysko Miały), jak

Nade wszystko jednak Henryk Sobiechart jest największym (a kto wie. czy nie jedynym) w Lublinie specjalistą od ról nie istniejących i niemożliwych.. To znaczy takich, które

A te działa, co właśnie toczą się w tej chwili, Zaradzą, by się do nas wracać nie

Interpretując te rezultaty w kategoriach obniżania się poziomu zmiennych (zgodnie z wynikami MANOVA), spadkowi postrzegania zawału jako zagrożenia towarzyszył spadek paliatywnego

O rozprawie nie wspominał też Adam Mickiewicz, dla którego w roku 1828 Wężyk nie istniał w ogóle jako teoretyk dramatu, natomiast jako autor Glińskiego i Bolesława

Detection limits (x + 3o) and the maximum concentration used for determinations (c ) of Cd, Cu and Zn in phosphoric acid and in max calcium sulfate solutions analyzed with