• Nie Znaleziono Wyników

Filozofia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Filozofia"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Christopher Norris

Filozofia

ER(R)GO. Teoria–Literatura–Kultura nr 1 (1), 95-102 2000

(2)

Christopher Norris

F ilozofia/L iteratura

Każda próba zdefiniowania „dekonstrukcji” natyka się szybko na liczne i zróż­ nicowane przeszkody, które Derrida sprytnie umieścił na jej szlaku. Być może najlepiej byłoby rozpocząć od wprowadzenia serii opisów negatywnych. Dekon- strukcja me jest, podkreśla Derrida, ani ‘metodą’, ani ‘techniką’, ani też rodzajem ‘krytyki’. Nie ma też nic wspólnego z tekstualną‘interpretacją’, którą krytycy lite­ raccy od Coleridge’a do Eliota i później doprowadzili do maksymalnej subtelno­ ści i wyrafinowania. Z pewnościądekonstrukcj a mogła przybrać taką czy inną for­ mę, kiedy zaczęli stosować ją ci uczniowie Derridy, którzy odnaleźli w niej użyteczny środek do mówienia nowych rzeczy o tekstach literackich. Czasem Der­ rida wypiera się wszelkiej odpowiedzialności za takie mylne interpretacje (misre­

adings), uważając je za rodzaj deformation professionelle, rezultat przeszczepie­

nia dekonstrukcji na czynność (krytykę literacką), która sama w sobie ma specyficzne potrzeby i wymagania. Byłby to przypadek owego potężnego nacisku instytucjonalnego, wywieranego, aby obłaskawić nowe idee i sprowadzić je li tyl­ ko do sezonowych nowinek akademickich. Gdzie indziej Derrida jest bardziej to­ lerancyjny wobec tej tak zwanej „amerykańskiej dekonstrukcji”. Zauważa on, że dekonstrukcja ta wyrosła w bardzo specyficznym kontekście kulturalnym, w któ­ rym zawarta jest zarówno literatura amerykańska (zwłaszcza w obliczu jej złożo­ nego stosunku do europejskiego Romantyzmu), jak i historia oraz różnorodność amerykańskiego doświadczenia religijnego.1 Derrida nie ma zamiaru analizować dogłębnie owych czynników. Zauważa jednak, iż kryją się w nich przyczyny, dla których „dekonstrukcja w Ameryce” powinna była przyjąć formę dalece odmienną od jego własnych zainteresowań i tego, co go absorbowało.

Prześledźmy tę via negativa i spytajmy dlaczego właściwie dekonstrukcja nie jest ani ‘metodą’, ani ‘interpretacją’. W istocie dość łatwo jest stworzyć zwięzłą formułkę, która w dużej mierze upodobniłaby dekonstrukcję do metody, a jedno­ cześnie dość dokładnie opisywała niektóre z najbardziej typowych posunięć Der­ ridy. Te zaś, krótko mówiąc, polegają na rozkładaniu (dismantling) opozycji ro­ zumowych, na rozbieraniu na części hierarchicznych systemów myśli, które mogą być później ponownie wpisane w inny porządek znaczenia tekstowego. Lub też: dekonstrukcja jest czujnym odkrywaniem tych ‘aporii’, ślepych plamek albo mo­ mentów wewnętrznej sprzeczności, gdzie tekst mimowolnie zdradza napięcie po­ między retoryką a logiką, pomiędzy tym, co tekst ten jawnie chce znaczyć (means

to say) a tym, co niemniej jednak jest zmuszony oznaczać (constrained to mean).

Zatem „dekonstruowanie” fragmentu tekstu polega na dokonaniu pewnego strate­ gicznego odwrócenia, wyłapaniu właśnie tych nie uwzględnionych szczegółów

(3)

(przypadkowych metafor, przypisów, przypadkowych zwrotów w argumentacji), które są zawsze i z konieczności pomijane przez tłumaczy o bardziej ortodoksyj­ nych inklinacjach. To właśnie tutaj, na marginesach tekstu - przy czym definicja ‘marginesów’ pochodzi z normatywnego, potężnego {powerful) porozumienia - dekonstrukcja odkrywa działanie takich samych burzących porządek sił. Istnieje więc pewien argument prima facie przemawiający za twierdzeniem, że dekon­

strukcja jest „metodą” czytania z własnymi określonymi zasadami i protokołami. I rzeczywiście - jak się przekonamy, powyższe, zwięzłe wyjaśnienie dekonstruk- tywnej strategii Derridy dostarcza przynajmniej ogólnego pojęcia o tym, o co cho­ dzi w jego tekstach.

Niemniej Derrida nie bez przyczyny sprzeciwia się jakimkolwiek (podejmowa­ nym przez jego uczniów i komentatorów) próbom zredukowania dekonstrukcji do

pojęcia definiowalnego w kategoriach metody czy techniki. To bowiem właśnie tę

myśl - to założenie, że znaczenie zawsze można uchwycić w postaci własnego {pro­

per) i tożsamego ze sobą pojęcia - Derrida jest najbardziej zdecydowany dekonstru-

ować. Zagadnienie to jest przedstawione zwięźle w opublikowanym ostatnio Liście

do japońskiego przyjaciela, gdzie mowa o pewnych kardynalnych problemach trans­

lacji. Czy Derrida mógłby zaproponować przynajmniej jakieś przybliżone ekwiwa­ lenty definicji terminu „dekonstrukcja”? Na co on sam odpowiada: „Wszystkie zda­ nia typu «dekonstrukcja jest X» czy «dekonstrukcja nie jest X», a priori nie trafiają w sedno, co sprowadza się do stwierdzenia, że są co najmniej fałszywe. Jak wiecie, jednym z głównych problemów związanych z tym, co w moich tekstach nazywane jest «dekonstrukcją», jest właśnie wytyczenie granic ontologii oraz, nade wszystko, trybu oznajmującego trzeciej osoby czasu teraźniejszego: S jest P”.2 Dotarcie do wszystkich implikacji powyższego fragmentu wymagałoby sporej pracy. Jednak te­ raz można w dość prosty sposób zarysować jego istotę. Myślenie o dekonstrukcji jako o „metodzie” oznacza ponowne wciągnięcie jej na orbitę owych tradycyjnych pojęć i kategorii, które (jak dowodzi Derrida) organizowały dyskurs Zachodu od jego początków w starożytnej Grecji. Pociąga to za sobą odrzucenie konkretnej i swo­

istej czynności czytania dekonstruktywnego na rzecz uogólnionej idei owej czynno­ ści, idei przyjętej po to, aby zrozumieć wszystkie różnice występujące w związku z lokalnym zastosowaniem,

W takim wypadku można by oczekiwać, że czujny sceptycyzm Derridy wo­ bec „metody” dekonstruktywnej doprowadziłby go do korzystania właśnie z tej formy całkowitej wolności interpretacyjnej, która zakłada nieobecność przymusu metodycznego przez pozbycie się wszelkich pozostałości rygoru krytycznego. Najwyraźniej w ten sposób Derridęodczytali ci (głównie amerykańscy) wielbicie­ le, którzy znajdują w dekonstrukcji mile widziany pretekst do zerwania z Nowej Krytyki „starymi” ideami hermeneutycznego taktu i decorum. Nie można wprost zaszufladkować owej reakcji jako przypadku rozmyślnego sprzeniewierzenia, gdyż rzeczywiście istnieją teksty Derridy - głównie te pisane z myślą o ich przekładzie dla czytelników amerykańskich - które wykorzystują taką retorykę „wolnej gry” i nieograniczonej swobody interpretacyjnej. Niemniej jednak będę nalegał, że do­

(4)

słowne {at face value) rozumienie tych tekstów jest porażką nie pozwalającą na pełne i odpowiedzialne podjęcie argumentów Derridy. Takie podejścia (readings) muszą z natury rzeczy ignorować rygorystyczną pracę dekonstrukcji, stanowiącą inną, bardziej poważną i znaczącą część dzieła Derridy. To zaś może skończyć się podkopaniem - lub uczynienie problematycznym - większości z tego, co uchodzi za myśl „rygorystyczną” zarówno w filozofii, jak i w teorii literatury. Lecz efektu tego nie osiąga się przez odrzucanie protokołów szczegółowej i skrupulatnej dys­ kusji lub też przez porzucenie intelektualnego (conceptual) podłoża, na którym argumenty takie były dotychczas opierane. Traktowanie dekonstrukcji jako otwar­ tego zaproszenia do nowych, bardziej ryzykownych form krytyki interpretacyjnej

{interpretative criticism) jest wyraźnie błędnym rozumieniem tego wszystkiego,

co najbardziej charakterystyczne i wymagające w tekstach Derridy.3

Jest rzeczą ważną, aby zająć się tymi sprawami na początku, gdyż rozpowszech­ nione jest - zwłaszcza wśród filozofów - wyobrażenie, iż Derrida jest swego rodza­ ju współczesnym złośliwym sofistą, który zawziął się, żeby sprowadzić każdą dzie­ dzinę myśli do któregoś z gatunków gry retorycznej. Oczywiście utrzymuje on, że filozofia jest skłonna - skłonna w szczególny sposób-do tłumienia bądź sublimacji swojej pisemnej postaci; że w pewnym sensie „filozof’ może nawet być zdefiniowa­

ny jako ten, który notorycznie zapomina, że pisze. W O f Grammatology Derrida

śledzi historię i logikę tego tłumienia-odjegokorzeniw starożytnej Grecjipo ostatnie przejawy uHusserla, de Saussure’a i Lévi-Straussa. A wynikiem tego nie jest po prostu rehabilitacja pisma w obliczu roszczeń mowy do prawdy, lecz także - przez dekonstruktywną logikę odwrócenia - podkreślenie, że każde myślenie o języku, filozofii i kulturze musi odtąd być podejmowane w kontekście solidnie poszerzone­ go „pisma”. Wrócę do tego tekstu później i wyjaśnię bardziej szczegółowo sposób, w jaki Derrida dochodzi do tych pozornie wygórowanych żądań. W tej chwili chcę tylko dać wyraźnie do zrozumienia, że nacisk położony przez Derridę na tekstual- ność i pismo nie jest w żadnym sensie zerwaniem z filozofią, nie jest też deklaracją wolności interpretacyjnych, które dotychczas były nie do pomyślenia w świetle nie­ ugiętego i represyjnego prawa rozumowej {conceptual) jasności i prawdy. Fakt, że to wrażenie jest tak rozpowszechnione, jest częściowo wynikiem niewielkiej goto­ wości filozofów do czytania Derridy, a zarazem niezwykłej gorliwości w demasko­ waniu go przy znajomości jego dzieła z drugiej ręki. Wiąże się to także z tym, iż krytycy literaccy pragną zawłaszczyć dekonstrukcję jako pewnego rodzaju anty filo­ zofię, pretekst do (jak oni sami to widzą) odrzucenia roszczeń do prawdy, głoszo­ nych przez filozofów od Platona do współczesności. Stąd ich wyraźnie artykułowa­ ny priorytet dla tych tekstów, w których dekonstruktywnepodłoże (by tak powiedzieć) jest w dużym stopniu przyjmowane w miarę czytania i gdzie Derrida najdogłębniej wykorzystuje powstałe okazje do eksperymentów stylistycznych.

W każdym razie byłoby ogromnym uproszczeniem proponowanie jakiegoś wyraźnego rozróżnienia pomiędzy rygorystycznymi („filozoficznymi”) a nierygo- rystycznymi („literackimi”) formami działalności dekonstruktywnej. Jak się prze­ konamy, Derrida często korzystał z właśnie tego rodzaju zakorzenionej opozycji,

(5)

aby zademonstrować jak głębokie i dalekosiężne uprzedzenia za nią stały. Dlatego byłoby czymś absurdalnym z mojej strony, gdybym nalegał na czytanie jego tek­ stów wbrew temu, co jest najwidoczniej jedną z jego podstawowych strategii. Po­ zostaje jednak faktem, że Derrida bywał często błędnie rozumiany z racji owego przeciwstawnego uproszczenia, które czyni z niego przebiegłego retoryka nie zwra- cającego najmniejszej uwagi na „filozoficzne” protokoły rozumu i prawdy. Dlate­ go chciałbym również w tej książce przeciwstawić się szkodliwie jednostronnemu „czytaniu” Derridy, które osiągnęło szerokąpopulamość zarówno wśród jego zwo­ lenników, jak i przeciwników. Mówiąc wprost, bardziej interesują mnie filozo­ ficzne konsekwencje dekonstrukcji niż jej obecny wysoki prestiż pośród krytyków literatury. Moim celem we jest lekceważenie tego, co Derrida wykazał w imponu­ jący sposób: iż wszelkie próby oddzielenia filozofii od literatury - utrzymania jej jako uprzywilejowanego, wyrażającego prawdę dyskursu, odpornego na kaprysy pisma - muszą natknąć się na oczywisty fakt, że same są tekstem. Chciałbym ra­ czej podkreślić, że każde właściwe odczytanie Derridy będzie wymagało tego dłu­ gotrwałego, skrupulatnego spotkania z tekstami filozofii, które jego samego przy­ wiodły do zawieszenia (nie anulowania) takich tradycyjnych rozróżnień.

Derridy esej o Paulu Valérym (w Margins o f Philosophy) może pomóc wyja­ śnić te kwestie. Valéry w znacznej mierze wyprzedził Derridę w pojmowaniu filo­ zofii jako „rodzaju pisma”; jako tego szczególnego rodzaju, który usilnie dąży do zatarcia lub przemilczenia własnej pisemnej postaci. Należało więc oczekiwać, że Derrida powinien traktować Valéry’ego jak prekursora z wyboru, dekonstrukcjo- nistę avant la lettre, którego skrupulatne medytacje na temat poezji i języka do­ prowadziły do sformułowania niektórych zasadniczych intuicji Derridy. I rzeczy­ wiście - to j est istota eseju Derridy, dopóki czyta się go kieruj ąc na bardziej znaj ome punkty orientacyjne. I tak, wedle Valéry’ego, „możemy łatwo zaobserwować, że filozofia, gdy ją zdefiniować przez jej produkt, który jest w piśmie, jest obiektyw­ nie szczególną gałęzią literatury [...] zmuszeni jesteśmy przypisać jej miejsce nie­ dalekie poezji” (za Derridą, Margins, str.294). Dalej w eseju przytoczone są rów­ nie przewiduj ące uwagi Valéry’ ego na temat przenikliwości figuratywnego j ęzyka w filozofii, efektów niekontrolowanych semantycznych poślizgów, a także sposo­ bów, w jakie pojęcia filozoficzne - prawdziwe kryteria intelektualnego rygoru

i prawdy - wspierająsię na pogrzebanych lub zapomnianych metaforach. Najbar­ dziej uderza to, iż Valéry upiera się przy całkowitej niemożności oparcia wiedzy i prawdy na idei autentycznej, samo-obecnej świadomości, którą osiąga mówiący podmiot. „Najwięksi {strongest) z nich [filozofów] wyczerpali się usiłując spra­

wić, by ich myśli mówiły [...] Jakichkolwiek słów by nie użyć - Idee, Bycie {Be­ ing), Noumenon, Cogito czy Ego - wszystkie one są kodami, których znaczenie

jest określone wyłącznie przez kontekst [...]” (za Margins, str. 292). Ten fragment z Valéry’ego stawia dokładnie tezę, jaką Derrida wysunie w swoich dekonstruk- tywnych odczytaniach {readings) „logocentrycznego” uprzedzenia, które przeni­ ka nasze myśli o umyśle, języku i rzeczywistości. Przyjęte pierwszeństwo mowy przed pismem zgodne jest z ideą czystej, samopotwierdzającej się wiedzy, tak jak

(6)

wtargnięcie znaków pisma - arbitralnych śladów na papierze - mogłoby jedynie oznaczać godne ubolewania odejście od prawdy. Właśnie w obliczu tego głęboko zakorzenionego metafizycznego uprzedzenia Valéry, podobnie jak Derrida, dowo­ dzi wszechobecności pisma oraz faktu, że filozofia jest po prostu nie do pomyśle­

nia poza roztaczającym się wokół tekstem.

Aż dotąd Derridy odczytanie Valéry’ego zdaje się dość dobrze odpowiadać obecnie przeważającemu poglądowi, który upatruje w dekonstrukcji zemsty lite­ ratury na filozofii. To właśnie Valéry jako poeta - najbardziej świadomy siebie i wyrafinowany z rzemieślników języka (verbal artificers) - prosi nas, byśmy czytali teksty filozoficzne mając na oku ich właściwości formalne i stylistyczne. Jednak dokładnie w tym miejscu Derrida zgłasza swoją charakterystyczną ostrzegawczą uwagę. Czyż Valéry zwyczajnie nie pobił filozofii traktując ją jako po prostu jesz­ cze jeden rodzaj literatury, czytając ją w świetle swej własnej skrajnie wyrafino­ wanej postsymbolistycznej estetyki oraz ignorując wszystko, co wymyka się lub opiera tym porachunkom? „Pewnego dnia, stojąc przedfilozofami, powiedziałem: filozofia jest kwestią formy.” Tyle Valéry, z którym tutaj (i na tym etapie) Derrida prowizorycznie się zgadza. Lecz myślenie o filozofii wyłącznie jako o „kwestii formy” - albo stylu, dykcji poetyckiej czy innych podobnych „literackich” właści­ wości - tak naprawdę nie jest w ogóle myśleniem o filozofii lecz odrzuceniem jej w imię wszechobejmującej literatury. I być może tutaj możemy dotrzeć do istoty wielokrotnie powtarzanych nalegań Derridy: że dekonstrukcja nie powinna zado­ walać się jedynie odwracaniem pewnych głównych opozycji (mowa/pismo, filo- zofia/literatura), aby wynieść „podrzędny” do tej pory termin na szczyt. Jest to li tylko pojęciowy gest, odwrócenie, które nadal pozostawia opozycję na swoim miejscu, nie wzruszając ani o jotę intelektualnego podłoża (conceptual ground), w którym bezpiecznie tkwią jej zawiązki (foundations). Valéry wysuwa roszcze­ nia „literatury” (pojmowanej w najczystszym formalistycznym sensie) przeciw rosz­ czeniom „filozofii”, również traktowanej jako pewnego rodzaju jednolity kontr- dyskurs {adversary discourse). Nie udaje mu się uczynić następnego, decydującego kroku, który by kwestionował te samowystarczalne pojęcia („filozofii” i „literatu­ ry”), badał ich wzajemne związki i uwikłania, a przy tym nie niszczył jednego poprzez drugie odmawiając wszelkiej swoistości dyskursowi filozoficznego argu­ mentowania i krytyki.

Dwa fragmenty eseju Derridy na temat Valéry’ego chciałbym tutaj zacytować szczegółowo, gdyż pomagają one zlokalizować tę decydującą zmianę akcentu. Pierwszy opisuje sposób, w jaki pisma filozoficzne miałyby być odczytywane, gdyby chcieć traktować je zgodnie z programem, jaki Valéry wyznaczył dla poety­ ki gatunku. „Tak więc zostało wyznaczone zadanie: studiować tekst filozoficzny w jego strukturze formalnej, w organizacji retorycznej, w swoistości i różnorod­ ności jego typów tekstualnych [...] przez czerpanie z rezerw języka, kultywowa­ nie, narzucanie lub sprawianie, iż z kursu zboczą metaforyczne zasoby starsze niż sama filozofia” {Margins, str. 293). W rezultacie takiego odczytania {reading) do­ wiedziono by, że filozofia to jedynie „szczególny gatunek literacki”, odarty z ma­

(7)

jestatycznych roszczeń do prawdy i przyjęty - a właściwie łatwo wchłonięty - jako część ogólnie pojętej poetyki. Jak wspomniałem, istnieje pewien - szczegól­ nie istotny w niektórych tekstach - aspekt derridiańskiej dekonstrukcji, który po­ zornie pokrywa się z owym, wyraźnie jednostronnym, gestem. Ale drugi fragment eseju o Valérym dowodzi istnienia dalszego, komplikującego momentu w tym ar­ gumencie, momentu, w którym respektowane byłyby szczególne wymogi pisma filozoficznego i nie szukałoby się wyjścia w formalizmie literackim, naiwnie prze­ ciwstawionym „filozofii” jako takiej. „Przetworzenie to dokonałoby się poprzez ponowne odczytanie (re-reading) wszystkich tych tekstów [tekstów Valéry’ego oraz tekstów filozofów, którzy według niego zeszli przegrani z pola]... Wymaga to zarówno zaangażowania (nie zaś ciągłego krążenia wokół formy tych tekstów), zarówno wysiłku odszyfrowywania zasady ich wewnętrznych konfliktów, ich róż­ norodności i sprzeczności, jak i tego, by nie spoglądać ciągle okiem estety na dys­ kurs filozoficzny...” (Margins, str. 305). Pojęcia, za pomocą których fragment ten próbuje dowieść swej racji - „zasada”, „konflikty”, „sprzeczności”, „różnorod­ ność” - należą do .filozofii o tyle, o ile odwołują się do normatywnych standardów logiki, zgodności i „prawa” niesprzeczności. Gdzie indziej Derrida może odmó­ wić tym standardom jakiejkolwiek absolutnej czy wiążącej mocy i sugerować (za Nietzschem), że ich autorytet opiera się na naszym niedostrzeganiu rozmiaru i symulacyjnej siły pewnych źródłowych metafor podniesionych do rangi pojęć. Ale w tym wypadku nie może być wątpliwości, że Derrida broni rozumowych (iconceptual) zasobów filozofii przed zbyt pochopnym ich anulowaniem w imie­ niu bezkompromisowego „literackiego” formalizmu. I ten sam podwójny gest po­ wtarzany jest za każdym razem, gdy Derrida odkryje upraszczające strategie „de­ konstrukcji”, która by w ten sposób mogła uniknąć rygorów myślenia przez swój własny problematyczny status vis-à-vis filozofii.

To krótkie omówienie eseju Derridy może pomóc w skoncentrowaniu się na kilku trudnościach powstających przy próbie uściślenia, co właściwie miałoby z ta­ kiego dekonstruktywnego „rygoru” wynikać. Oczywiście, ma to dużo wspólnego z drobiazgową uwagą poświęcaną przez Valéry’ego formom i środkom poetyc­ kim, jego obstawaniu przy twierdzeniu, że filozofia (i ogólnie myślenie) nie może być uprawiana jako pełna samokrytyka bez pewnego rodzaju zdyscyplinowanej świadomości, jaką poeci wprowadzają do języka. Stąd tak wiele u Derridy frag­ mentów, które skutecznie zarzucają filozofom, iż najistotniejsze teksty filozoficz­ ne czytali oni bez należytego wyczucia ich retorycznych zawiłości. Wzywa się właśnie do „rozważnego, rozróżniającego, wolnego, rozwarstwionego” czytania (.Dissemination, str. 33), takiego, które bierze pod uwagę pewne „literackie” sub- telności/wyrafinowania prawdopodobnie bliższe krytykom niż filozofom. Lecz wymieniając owe przymiotniki Derrida obstaje przy tym, by dekonstrukcja pamię­ tała o swoistych różnicach logiki i sensu, które oddzielają jeden tekst od drugiego i które też wymagają ze strony czytelnika pewnej odpowiadającej świadomości rodzajowych odróżnień. Teksty są „rozwarstwione” w tym sensie, że niosą ze so- bą/są zaopatrzone w całą sieć artykułowanyeh/wyraźnie wymówionych tematów

(8)

i założeń, których znaczenie wszędzie wiąże się z innymi tekstami, innymi gatun­ kami lub tematami dyskursu. Jest to właśnie to, co Derrida nazywa siłą „rozplenie­ nia”, która zawsze działa w obrębie języka, pisanego czy mówionego. Wystarczy (argumentuje Derrida) zdyskwalifikować wszelkie odczytanie, które by ograni­ czało uwagę do „filozofii” lub „literatury” i dążyło do odgrodzenia się od wszel­ kich zanieczyszczających wpływów z zewnątrz swej własnej przedmiotu-dziedzi- ny. Mówiąc krótko, pismo jest intertekstualne od początku do końca. Co jednakże nie powinno być rozszerzane na inny rodzaj hurtowej „intertekstualności”, tej, która znajduje uciechę w znęcaniu się nad wszystkimi takimi rodzajowymi odróż­ nieniami. Gdyż to właśnie owo „rozwarstwienie” języka - fakt, że był bezustannie rozbijany przez swoiste genealogie i logiki sensu (logics o f sense) - wymaga od­ powiedniego do tego wysiłku „rozważnego, wolnego i rozróżniającego” czytania. A pomiędzy tymi tropami, twierdzi Derrida, są różne „filozofemy”, albo sposoby myślenia, które do chwili obecnej wryły się tak głęboko w nasz język, że bierzemy je za prawdy zdrowego rozsądku i zapominamy o jej swoistej (filozoficznej) pre­

historii.

Dlatego Derrida wstrzymuj e się przed unieważnieniem filozofii jako dziedzi­ ny myśli i otwarciem jej na nieograniczoną intertekstualność. W najbardziej przej­ rzysty sposób uzasadnia to w jednym z ostatnich wywiadów, gdzie zapytano go: „Czy uważa się Pan nade wszystko za filozofa?” Odpowiedź Derridy jest ostroż­ na, lecz nie jest, jak uważam, w najmniejszym stopniu wymijająca. „Coraz grun­ towniej próbuję odnaleźć nie-miejsce (non-site), punkt nie-filozoficzny, z którego można by zakwestionować filozofię. Jednak poszukiwanie punktu nie-filozoficz- nego nie świadczy o antyfilozoficznym nastawieniu. Moje główne pytanie brzmi: w jaki sposób filozofia jako taka może jawić się sobie jako inna niż ona sama, tak aby mogła zapytywać siebie i zastanawiać się nad sobąna swój własny oryginalny sposób?”4 Następnie usprawiedliwia tępodwójnąpozycję, nie tylko w kategoriach czegoś, co można by nazwać jej „techniczną” zdolnością do istnienia, lecz także z racji jej możliwości dokonywania rzeczywistych zmian w obecnych, instytucjo­ nalnych strukturach siły, wiedzy i polityki. W dalszej części książki powiem wię­ cej o tych roszczeniach dekonstrukcji jako formy krytyki ideologicznej. Na razie wystarczy zauważyć, że Derrida traktuje filozofię nie tylko jako miejsce instytu­ cjonalnej walki, lecz także jako wysoce swoistą dziedzinę myśli, której główne teksty mogą rzeczywiście być „dekonstruowane,” lecz nie poddane jakiejkolwiek intertekstualnej czy nierozróżniającej „wolnej grze”.

Powyższy tekst ma służyć za krótki wstęp do dzieła Derridy, ale też przestrzec czytelnika, że ta książka ma do udowodnienia własną tezę. Nie miałoby większego sensu zwyczajne streszczanie idei Derridy, zwłaszcza z uwagi na wielokrotnie po­ wtarzane twierdzenie, że dekonstrukcja jest procesem, czynnością czytania, nie dającą się zredukować do pojęcia czy metody. Z drugiej strony trzeba się oczywi­ ście liczyć z ograniczeniami, na przykład ze ścisłym limitem długości i wymaga­ niem, aby ta książka była dostępna dla czytelników bez szerokiej czy specjali­ stycznej wiedzy na temat współczesnej filozofii europejskiej. Dlatego połączyłem

(9)

fragmenty wnikliwego czytania (close reading) z fragmentami, które łączą opis z krytyką w mniej lub bardziej równych proporcjach. Nie jest to po prostu sprawa dopasowania mojej interpretacji do formatu serii. Jak już wspomniałem - i będę nadal przy tym obstawał - dekonstrukcji źle się przysługują owi gorliwcy nieogra­ niczonej tekstualnej „wolnej gry”, którzy odrzucają same pojęcia rygorystyczne­ go myślenia i konceptualnej krytyki. Przesłanką tej książki jest to, że centralne kwestie dekonstrukcji mogą być wysuwane i bronione w sposób, który by spro­ wokował poważne zainteresowanie filozofów „inną”, anglo-amerykańskączy ana­ lityczną tradycją. Niewątpliwie - gdyby teksty Derridy miały przeniknąć do głów­ nego nurtu debaty, tradycja ta musiałaby ulec dość drastycznej transformacji. Lecz usunięcie tych kilku głęboko zakorzenionych uprzedzeń, które dotąd stały na prze­ szkodzie temu spotkaniu, jest wysiłkiem zasługującym na podjęcie.

Przełożył Jacek Gutorow

O d tłum acza: Powyższy tekst jest jednym z rozdziałów opublikowanej w 1987 r. książ­ ki pt. Derrida (Fontana Press, London). Wszystkie przypisy i odniesienia umieszczone bezpośrednio w tekście pochodzą od Norrisa.

Przypisy

1 Zobacz wywiad z Imre Salusinszky, Southern Review (Adelaide), tom XIX, nr 1 (1986), s. 3-12.

2

Derrida, Letter to a Japanese Friend, w: David Wood (opr.) Derrida and Différance (University o f Warwick: Parousia Press, 1985), s. 1-8.

3

Zobacz zwłaszcza Geoffrey Hartman, Saving the Text: Literature/Derrida/Ph iloso-

p h y (Baltimore John Hopkins University Press, 1981). 4

Zobacz wywiad Derridy z Richardem Kearney’em w Kearney (wyd.), Dialogues with

Cytaty

Powiązane dokumenty

Treści zadań nie trzeba przepisywać, ale należy zapisać numer karty, tematykę i numer zadania.. Rozwiązania muszą być

Jest to program mający pokazać dany produkt na okres paru dni lub na liczbę uruchomień.. Ma trzy ograniczenia: niemożna drukować, zapisywać i innych

Prawda sprawia, że stajemy się dobrzy, a dobro jest prawdziwe: tym optymizmem żyje wiara chrześcijańska, gdyż jej zostało dane zobaczyć Logos, stwórczy

Zgłosiłem się z wielką chęcią i w 1993 roku po­ jechałem z referatem Słowiańskie paralele: Krzysztof Kamil Baczyński iJiri Orten do ośrodka akademickiego, któremu rytm

Jeśli jednak nie jest prawdą, że logika jest jedna, to może istnieć logika prawnicza jako odmienny rodzaj logiki.. Zatem albo logika jest jedna, albo nie jest prawdą, że nie

numer „Nowej Krytyki”, zawierający oprócz tekstów akademickich również materiały wizualne z wybranych działań artystycznych Joanny Rajkowskiej (w tym także

nie duszy — zazwyczaj przyjmuje się bowiem, że dusza jest tym składnikiem człowieka, który po śmierci ciała nie ginie, lecz przebywa w jakiejś rzeczywis­.. tości

i nie narusza/ją/ praw autorskich oraz jakichkolwiek innych praw osób trzecich oraz nie została/y zgłoszona/e do innych konkursów o podobnej