• Nie Znaleziono Wyników

View of „Opowieść proboszcza” z Canterbury Tales, dokument z dziejów pojęć moralnych i społecznych średniowiecza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of „Opowieść proboszcza” z Canterbury Tales, dokument z dziejów pojęć moralnych i społecznych średniowiecza"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

„OPOWIEŚĆ PROBOSZCZA" Z CANTERBURY TALES

DOKUM ENT Z DZIEJÓW POJĘĆ M ORALNYCH I SPOŁECZNY C H

ŚREDNIOW IECZA

Tradycyjnie podnosi się barw ność wielkiego zbioru opow ia­ dań Chaucerowskich i jego ważną pozycję, jako zw ierciadła późno­ średniowiecznych stosunków , odbitych w setkach realistycznych szczegółów kolekcji.

Na tym tle wykład parsona o pokucie w ydaw ał się czymś wyjątkowym i bardzo różnym. Posuw ano się do kw estionow ania jego autentyczności, a w każdym razie pośw ięcano mu mmej uwagi niż innym opowiadaniom.

Tymczasem najnowsza, a najpow ażniejsza opinia w ydaw ców . tek stu 1) raz jeszcze podw aża m ożność kw estionow ania autentycz­ ności, a przyjrzenie się treści tale pozw ala znaleźć w niej nie­ jedno, co w zbogaca nasz obraz pojęć i metod duszpasterstw a średniowiecznego, jakoteż ujmowania spraw społecznych.

To też w arto poświęcić nieco uwagi i tej partii jego w iel­

kiego dzieła. i1 .

The Parson’s Prologue

To, co zdążyło być wykonane z wielkiego planu poety-go- spodarza, który gościł swych słuchaczy i czytelników w sposób tak różnorodny, dobiega do końca. I gospodarz-oberżysta, kieru­ jący tym przedsięw zięciem w imieniu autora, robi odpowiednią uwagę, że dzień się nachylił: nie za w iele zostało też czasu na ostatnią z przewidzianych opowieści, po którą zw raca się do pro­ boszcza. Ufa, że nie spotka się z odmową, któraby popsuła ca­ łość planu.

t) Zob. ch ica g o w sk ie w ydanie tek stu Canterbury Tales Manly- Rickert, IV, 526—7.

(2)

P arson jest w sw ej odpowiedzi mocno bezkompromisowy. Nie widzieliśmy go dotychczas na widowni z wyjątkiem w ystą­ pienia przeciw przekonaniu i nie wiemy, z jakim sercem słuchał bardziej sw obodnych opowieści. Ale teraz słyszymy, jak zasadni­ czo postaw i spraw ę. Bajki w ogóle są dla niego synonimem za­ w racania głowy, karmienia ludzi plewami zamiast ziarnem. Stano­ w isko to zasługuje o tyle na uwagę, że wyraża ono coś więcej, niż indyw idualne zdanie proboszcza. Jak twierdzi badacz estetyki literac­ kiej średniow iecza, G lunz,1) postaw a uznająca słowo boże za jedyną praw dę i jedyne piękno ciągnęła się przez bardzo duży szmat wieków średnich, a wynikiem jej było ujmowanie wszelkiej tw ór-* czości ludzkiej jako w najlepszym razie cienia Boga, lub interpre­ tacji działania Boga-poety. W iązało się to z przew agą elementów platońskich w filozofii i widocznie przetrw ało kiótką karierę bar­ dziej hum anistycznych, rozwiązań tomistycznych. Nieprzyjęcie się na w iększą skalę tych rozwiązań w średniow ieczu mogło* być w pew nych wypadkach odpowiedzialne za ten rozbrat między li­ tera tu rą a chrześcijaństw em u niektórych pisarzy epoki, który b a­ dacza tak może zdziwić. - M oże i tu jest coś z Pascalowskiej praw dy o niebezpieczeństw ie angelizmu dla człowieka i może nie­ jeden autor fa b lia u x chvyycił się ich przez reakcję wobec zbyt „niebotycznych” żądań estetyki platonizującej, nie zostaw iającej człowiekowi właściw ej mu i odpowiednio uszanowanej sfery nie stw órczego zapew ne, ale tw órczego działania. Naturalnie, że nie zabraknie dla obiektyw nego obserw atora świadectw, iż sfera taka byw ała i tak nieraz bardzo szeroka, jak wołają kamienie gotyc­ kich katedr. M usiało się jednak u niektórych duchownych utrzy­ mywać dość długo surow sze stanowisko. U Chaucerowskiego parso n a schodzi się ono z w ielką poza tym łagodnością i dobro­ cią, którą, jak zaraz sobie przypomnimy, czerpie według opisu autora, z głębokiego przeżycia Nowego Testam entu, Otóż jest rzeczą ciekawą, że tam również znalazł sobie uzasadnienie swojej

!) H. H. Glunz, Die Literarästhetik des europäischen Mittelalters, zw łaszcza str. 190 i nast’. N alęźy pąm iętać jednak, że G lunz ujmuje sw ą te z ę d o ść skrajnie.

(3)

Wrogości w obec literackich zm yślah, bo powołuje się na listy św. Pawła do T ym oteusza,1) gdzie „b aśn ie” przeciw staw iane są chrześcijańskiej prawdzie. Interpretow anie tych baśni, jako literac­ kiej fic tio n , to już właśnie cecha postaw y bardziej purytańskiej, do której i pewne odłamy katolicyzmu miewały i m iewają skłon­ ność. U parsona i jemu podobnych jest to jakby cena, za którą utrzymują się oni w czystości swej obserw ancji w obec tego dość szerokiego w tedy zepsucia w Kościele, którego obraz zostaw iają m. in. C an terbury Tales.

Ale jakiekolwiek m ogłyby być w ytłum aczenia stanow iska proboszcza, Chaucer staw ia je po prostu w obec innych stanow isk, oddając głos każdemu i utrzym ując się na ogół w obiektywizm ie dramaturga, na którego miał tyle kwalifikacji. Jego m oralno-estetycż- ne poglądy, choćby pod koniec uległy zmianie (zob. retraction ), w praktyce, „zdążyły” pozostaw ić Tales potomności takimi, jakimi są.

W każdym razie proboszcz przyjmuje zaproszenie do w zię­ cia udziału w ogólnym konkursie, aczkolwiek trudno sobie w y­ obrazić, aby jego wkład mógł kom petow ać o nagrodę jako opo­ w ieść. Bo to, czym ten duszpasterz, wyszkolony specjalnie w teo ­ logii moralnej, zamierza zbudow ać czytelników, to ani żyw ot św ię­ tego, ani pobożna legenda, czy ex em p lu m : to w ręcz trak tat o grze­ chach. Zwracano już uwagę, że zaciekaw ienie ludzi średniow iecz­ nych dla takich spraw, ich „długi dech” w opow iadaniu i słucha­ niu, zamiłowanie do grom adzenia wiadomości o człow ieku i jego postępow aniu, nie mogą być równane z naszymi. Tow arzysze p o ­ dróży proboszcza byli więc zapew ne gotowi słuchać naw et traktatu. Ale warto też właśnie pam iętać i o dopuszczeniu takiego traktatu przez pielgrzymów właśnie między tales, aczkolwiek nie bez nuty lekkiej rezygnacji, którą łatw o wyczuć w zgodzie gospodarza (w. 69—73).

Być może też, że stało się tak przez pew nego rodzaju pro­ tekcję, przez względy, jakie pielgrzymi chcieli okazać tem u czło­ wiekowi, który mógł ich czymś ująć, jeżeli był tak niezw ykłą

(4)

nostką, Jaką go C haucer opisuje. Bo trzeba przyznać* że nte beż lekkiego zdziwienia czytamy u tego satyryka i realisty, tak na­ staw ionego przede w szystkim na obserw ację, tak dyskretnego w w yrażaniu w łasnych poglądów, w śród całej serii rozkosznych a bezlitosnych portrecików a u v if, formalny panegiryk na chwalę idealnego duszpasterza. W ydaje się, jak gdyby poeta szukał prze­ ciwwagi dla obrazu zepsucia, na poły komicznego, na poły tra­ gicznie groźnego, jakie Wyziera z sylw et mnicha, Franciszkanina, a przede w szystkim pąrdonera. W szystkie domysły z tym wiąza­ ne, jakoby daw ał przez to zarazem wyraz swej niechęci do zako­ nów i sym patii dla duchow ieństw a parafialnego, a zwłaszcza ja­ koby ta ostatnia sym patia w iązała się ze skłonnością do wycli- ffizmu, jako o wysokim stopniu, sporne, m uszą czekać na (mocno niepraw dopodobne po dotychczasow ym przetrząśnięciu archiwów) ew entualne w ydobycie na św iatło jakichś faktów, bo dotychczas brak podstaw do konkludowania. Jeżeli zaś chodzi o opinię prze­ w ażającą, to „przypuszczenie, iż C haucer był zwolennikiem Wyc- liffa i chciał w proboszczu przedstaw ić W ycliffa lub jednego z jego adherentów , jest dziś ogóinie zarzucone”.1)

T o w rażenie pochw ały prawdziwie gorącej, bez przymieszki innego nastaw ienia utrzym uje się w czytelniku przy takich w ier­ szach, jak początkow e stw ierdzenie, że p a rso n był bogaty w święte myśli i czyny, że miał ducha pierw szych uczniów C hrystusa i trzy­ mał się ewangelii, w reszcie, szczególnie w ażne.w związku z tale, że był w ykształcony. Ale w ystarczy się przyjrzeć bliżej innym wierszom, aby zobaczyć, że C haucer nie przestał być sobą. Są to w iersze, mó­ wiące, czego św iątobliw y proboszcz nie robił. I od razu mamy znowu cały krótki katalog w spółczesnych nadużyć w śród duchow ieństw a p a­ rafialnego,, podany à rebours: nasz parson nie lubił wyklinać za niepła­ cenie dziesięcin, nie podróżow ał do Londynu w poszukiw aniu popłat­ nego beneficium , zostaw iając owce swej parafii na pastw ę wilka jak najem nik, nie odnosił się pogardliwie do grzeszników, choć zatw ardziałych karcił naw et, jeżeli, byli wysoko postaw ieni. P o­ dziwiać można dopraw dy i subtelność poety i urozmaicenie jego

(5)

środków artystycznych; bystrość i' przenikliw ość obserw acji godne Swifta, ale połączone z jakąż, w yższą nad Swifta, pogodą.

He w aited after no pompę and reverence 525 Ne m aked.him a spiced conscience,

But C ristes loore and his apostles tw elve He taughte, but first he folwed it hym selve.1)

Z podejrzeniami proboszcza o nieortodoksyjność wiązały się, równie dziś odrzucane przez naukę, podejrzenia co do autentycz­ ności tekstu P a rson’s Tale. Nie przykłada się dziś większej wagi ani do wątpliwości na tem at autorstw a całości tale, ani pewnych z niej ustępów , uważanych przed tym przez niektórych za in ter­ polow ane.2)

Mniej pewnym tonem w ypada niestety mówić o spraw ie stosunku do źródeł. To co mamy, pochodzi zapew ne od C haucera, ale czy coś i ile w tym jest jego wkładem oryginalnym, znów niesposób stwierdzić. Germaine D em pster zestaw ia wprawdzie szereg interesujących p a ra le l,3) z którymi P a rso n ’s Tale wyraźnie pozostaje w związku, i paralele te są w niektórych punktach bliższe tekstu tale, niż analogiczne ustępy, w yszukane i podsunięte przez badaczy kilkadziesiąt lat tem u ;4) w e w stępie do swojego zestaw ienia przyznaje jednak, że między zebranym i passusam i ze średniowiecznych traktatów penitencjarnych, a wykładem proboszcza prawie napewno m usiały istnieć rozwinięcia i w ersje zaginione.5)

Najważniejszą osobliw ością struktury P a rso n ’s Tale jest to, że wewnątrz rozprawy o skrusze i pokucie znajduje się to obce ciało, jakim jest traktat o siedmiu grzechach głównych. Inna rzecz,

>) Nie poszukiw ał splendoru, ani w yrazów hołdu, nie zagłęb iał się w kazuistykę, tylko nauczał teg o , co C hrystus i Jego dw unastu ap ostołów , dbając przy tym, aby być pierw szym do pójścia za tą nauką w życiu.

2) Robinson, ibid.

3) Bryan and D em pster, Sources and Analogues o f Chaucer’s Can­ terbury Tales, C hicago U niversity P ress, 1941, str. 723— 760.

4) Np. przez Eilersa, zob. Bryan and Dempster, dz. przyt. str. 729 i n. 5) Tam że. str. 724.

(6)

ż e j e s t o n z w ią z a n y tem aterrt Ze s w ą o p ra w ą ; s t a n o w i. jed n ak w s t a w k ę .1)

Omówienie zatem P a rso n ’s Tale będzie mniej jeszcze chyba, niż przy innych ta les ukazaniem specyficznie Chaucerowskiej pisarskiej sztuki. Może być natom iast rzuceniem św iatła na cechy epoki i jej kultury, przebijające się w „opow ieści” oraz na zainte­ resow ania poety, których dał dowód przez swój dobór materiału. Gdy proboszcz zaczyna mówić o pokucie jako o drodze do zbaw ienia dla chrześcijanina, pierw szą uwagą, jaka się nasuwa przy śledzeniu jego w yw odów jest wysoki stopień introspekcji, jakiego tu od człow ieka żądał ten system tak powierzchownie ujm owany przez wielu w spółcześnie go praktykujących. Jeżeli człowiek ma zdobyć się na nienaw iść do swojego przeszłego życia, to znaczy, że jego duszpasterz oczekuje u niego bardzo głęboko sięgającego rozłamu, „pęknięcia” w jego psychice, której jedna połow a będzie się „odryw ać” od drugiej. Z potrzeby w yka­ zania tej w ew nętrzności, wyższości nad słowa, w ypływ a dobór porównań, stosow anych przez kaznodzieję. To, którym parson uderza w w yobraźnię sw ych słuchaczy, jest trafiające do prze­ konania, ale nie pozbaw ione sw oistego niebezpieczeństw a. Pokuta jest drzewem, tłumaczy parson; warunkiem jego wzrostu jest to, aby jego korzenie tkwiły w sercu. Ale jeżeli tak, to wolno podjąć ten obraz i zw iązać go z ewangelicznym ostrzeżeniem: „z owoców ich poznacie je ” i powiedzieć, że dopiero owoc w postaci odpo­ wiednich czynów dowodzi w artości d rzew a pokuty. Wiadomo, że najtrafniejszem u porów naniu grozi jego w łasna precyzja: ludzka logika może zacząć kontynuow ać i rozwijać tertiu m com parationis za cenę umiaru. Je st to granica, za którą czai się już barok, i potrafił on się czaić już na parę wieków przed swoim formalnym, „nazw anym ” ukazaniem się. Granicę zdaje się przekraczać parson, znajdując na swym symbolicznym drzewie liście (= spo w iedź) lub nasienie. Punktem w yjścia jest tu jednak Biblia. W śród obrazów

*) W wydaniu M anly-Rickert (1. c.) znajdujemy zdanie, -te obie partie m ogły być zn alezion e w papierach C haucera przez jakiegoś księdza, który je d ość m ech an iczn ie zczepił w całość.

(7)

przez nią dostarczanych iyw dalszym ciągu w ykorzystanych przez proboszcza są takie, których siła kpi sobie z tzw. dobrego smaku (w ich podjęciu także Chaucerow ski pa rson zapowiada styl przyszłych purytanów , tak bardzo bez ogródek): człowiek, który w raca do swoich grzechów jest jak pies, pożerający własne wymiociny. Należy to do pierw szego motywu pokuty, którym jest pamięć na grzech. Z okazji omawiania drugiego m otywu, brzydkości grzechu, proboszcz cytuje ciekawie rzekomo Senekę: „Do większych jestem urodzony rzeczy, niż abym miał być niewolnikiem mojego ciała, albo niżbym miał ciało swoje czynić niewolnikiem ( — scil. w ystępku). ')

Powiedzenia takiego u Seneki nie odnaleziono; wolno zato przypuszczać, że' podsuw anie mu takich myśli jest wykładnikiem postaw y traktow ania starożytnych mędrców jako domniemanych chrześcijan. Jest to postaw a godna zanotow ania, zw łaszcza przez jej kontrast z mniej_ humanistycznym, bardziej potępiającym stano­ wiskiem wielu ludzi w czesnego Kościoła w obec kultury starożytnej. Tutaj parson (zresztą bez względu na fakty) szuka w niej sojusznika.

W śród dalszych pobudek do skruchy interesująca dla historyka kultury jest ta, która opiera się o poczucie żalu za utraconym dobrem. T u bowiem, mówiąc o dobrych uczynkach, proboszcz wspomina tezę teologiczną, iż grzech śm iertelny znosi wszelkie ich zasługi i — w tym miejscu .zdobywa się nagle na ożywienie swego wykładu aluzją do współczesnej mody: człowiek może za­ wołać, powiada, niczym w modnej francuskiej piosence: „ J’ai tout perdu mon tem ps et mon lab o u r”, „I czas straciłem swój i tru d ”.2) Czy Chaucer znalazł to w swoim oryginale, czy sam dodał, w każdym razie p a rso n o w i zostaw ił rys, który stanow czość jego walki ze światem łagodzi na moment przez zaapelow anie do św ia­ towych wspomnień słuchaczy: i o jego obiły się one uszy. Ten pół-kronikarz, pół-gaw ędziarz z okresu Henryka II, G iraldus Cam- brensis, zachował nam anegdotę, św iadczącą o tym, jak trudno bywało księżom uchronić się od wchłonięcia tych przelew ających

*) w . 145. 2) w. 248.

(8)

‘się w okół iiich objaw ów życia, których nie aprobowali. Giraldus opow iada, że już w jego czasie liturgiczny obyczaj obserwowania wigilii przed większymi świętami rozwinął się w okazję do tańców, odbywanych w pobliżu kościoła. Pew ien proboszcz daremnie rzucał się na łóżku, próbując zasnąć, gdy przez ściany jego domu wdzierał mu się w uszy refren wciąż powtarzanej piosenki: „S\tfbte Lem- man, thin a r e ” („Kochanie, litość m iej”). Wiadomo, jak potrafi się w cisnąć w psychikę jakiś setki razy słyszany motyw muzyczny. P roboszcz u G iralda miał się o tym przekonać następnego ranka, kiedy w chwili odw rócenia się od ołtarza do wiernych, zamiast „Dominus vobiscum ”, wyrw ało mu się: „Swete Lemman, thin are!”. ])

W śród innych względów, które mają człowiekowi grzech obrzydzić ją^st znów jeden, którego przedstaw ienie rzuca światło na epokę. Grzech odw raca całą właściw ą hierarchię wartości, tłum aczy pa rso n , i w tym wyraża ogólną, tradycyjną naukę Kościoła. Ale widać średniow ieczne zamiłowania do porządkowania i system atyzow ania w precyzji, z jaką przedstaw ione jest to od­ w rócenie właściwej hierarchii wartości: najniższy szczebel drabiny, zaczynającej się od Boga i schodzącej poprzez rozum ludzki do zm ysłów i w reszcie ciała, staje się dominującym: zmysły i ciało chcą w ładać rozumem, a rozum w znieść się nad Boga. Bunt ten jest czymś tak strasznym, że straszna musiała być kara, na którą człowiek zasłużył, a którą wziął- na siebie Chrystus. I stąd nagły wybuch w strząsającego realizmu, też w stylu wieku: „To cierpiał Pan nasz Jezus C hrystus za człowieka, po tym, gdy został zdra­ dzony przez swojego ucznia, chwycony i związany tak, że krew w ytrysnęła z każdego 'p aznokcia jego palców, jak mówi św. A ugustyn”.2) Pam ięć na tę mękę jest piątą, a na Boże miłosierdzie szóstą przyczyną skruchy, i na tym kończy się ta część rozprawy.

Kiedy proboszcz tłumaczy dalej, że niezbędne jest, aby skrucha była totalna, że w człowieku nie może zostać żaden punkt, na którym by nadal był odwrócony od Boga, trafiam y znowu na

>) Gemma Ecclesiastica, w R olls S ériés, 21, II, 120, przyt. przez R. M. W ilson a, Early M id d lt Littérature, London 1939, str. 255.

(9)

•Jjrzytóad. średniow iecznego przygotow ania do psychologii. Żwłaszcżh delikatne wydaje się to ważne rozróżnienie, które parson wykłada, między pełną zgodą rozumu na jakąś myśl, a tylko przypatry­ waniem się jak gdyby tej myśh, które zresztą też, wTedług ostrzeżeń spowiedników, jest niebezpieczne. Ludzie, których skłaniano do takich analiz, musieli zaczynać schodzić niejako pod powierzchnię zjawisk.

W punkcie, w którym p arson przystępuje do omówienia samej spowiedzi i z tej racji w yjaśnia genezę grzechu, platoni- zująco - augustyńskie tradycje przychodzą na chwilę charaktery­ stycznie, jak mi się wydaje, do głosu w ' wyrażeniu, że ód Adama „...pochodzimy w szyscy w edług ciała i zrodzeni jesteśm y z podłej i zepsutej m aterii”. ')

1 tu, po określeniu różnicy między grzechem powszednim a ciężkim, zaczyna się ta część tale, która pośw ięcona jest siedmiu „generałom ” grzechów, jak się w yraża parson i ich wzajemnemu stosunkowi. Bb łączą je ze sobą interesujące zależności. Je st w tym znowu upodobanie do system atyzow ania, porządkow ania. Jest też może, ze strony Chaucera, realistyczne zainteresow anie. Kto wie, czy nie pomyślał sobie, że pośw ięci raz uw agę korzeniom tego, czego zew nętrzne objaw y w ludzkim zachow aniu tak go frapowały. Byłaby to myśl pokrew na do C hestertonow skiego ocze­ kiwania, że spowiednik może w iedzieć o naturze człow ieka szcze­ gólnie dużo. Literackim płodem tego oczekiw ania była postać O. Browna.

Z asadniczą zależnością w obrębie grzechów głównych jest ta, którą obrazuje znowu porównanie z drzewem. Jego korzeniem jest pycha, a gałęziami pozostałe sześć grzechów . W tej pysze znów każe parson odróżniać jej znaki zew nętrzne (które są „poza sercem ") i sub strat wewnętrzny (który je s t w sercu). Pierw szy sygnalizuje drugi tak — i tu nagle nam się wydaje, że przy zw iedzaniu po­ kutnych obrazów katedry gotyckiej trafiamy na ukryty gdzieś sw o­ bodny ornament — „jak miły oku krzaczek, zatknięty nad gospodą

(10)

jest znakiem wina, które Jest w piw nicy*.') Z łą rzeczą mogą być zresztą i te zew nętrzne znaki — i zaczyna się znany motyw wy­ pomnienia luksusu w strojach ludzi bogatych. Wypominanie ciągnie się dość długo i bardzo jest ciekaw e z punktu widzenia historii obyczajów. Ale do najciekawszych ustępów należy ten, w którym ksiądz zestaw ia olśniew ające rzędy magnackich koni, dla których utrzym ania, nawiasem dodaje, tyle zepsutej służby musi być za­ trudnianej z ubogim przykryciem osiołka, na którym Chrystus w jeżdżał do Jerozolim y. Za chwilę wykład wróci do tem atu licznej służby, jak gdyby antycypując uwagi Tom asza More w pierwszej części U topii (względnie w skazując drogę M ore’owi, który i w tym po­ dejm ow ał po prostu wątki literatury i homiletyki średniow iecznej).2) Utrzym yw anie licznej służby byw a też dowodem .pychy i okazją do dalszego upadku panów, jeżeli ci tolerują występki służby. W śród rodzajów zew nętrznej pychy ma swoje miejsce także „pycha sto łu ”, bo „...bogatych zaprasza się na uczty, a odpycha się ubogich.”3) Te obserw acje stają się naturalną okazją do podjęcia tem atu, który już u C haucera znamy, zasadniczej równości ludzkiej. Wynoszenie się nad nią z racji urodzenia, tłumaczy proboszcz, jest wielkim głupstw em , „...bo często szlachectw o wedle ciała pozbaw ia czło- - wieka szlachectw a duchowego; przy tym wszyscy pochodzimy od jednego ojca i jednej matki; i w szyscy”, dodaje z charakte­ rystycznym trzeźwym ostrzeżeniem , „...jednej J e s te śm y natury, zepsutej i przegryzionej grzechem, czy to biedni czy bogaci”.4)

S e q u itu r d c in v id ia

W ustępie, poświęconym zazdrości uderza wnikliwość analizy, z jaką autor sprow adza zrzędzenie, czy pew ną niechęć, jako jego w ew nętrzny podkład, do' różnych przyczyn. Czasem przyczyną jest skąpstw o, jak w w ypadku Judasza, krytykującego M agdalenę za

') w . 411.

2) Por. polski przekład U topii A bgarow icza, Poznań 1947. str. 12/13. Co do znaczenia U topii, por. R. W. Chanibers, T hom as More, London 1945, str. 125— 131.

3) w . 444. 4) w . 461.

(11)

wylanie na stopy C hrystusa kosztow nego oleju, czasem pycha, jak u Szymona F aryzeusza w tej samej scenie ewangelii, gdy oburzał się na dopuszczenie przez C hrystusa do siebie grzesznicy.

Co jakiś czas suchość wykładu urozmaici barw ność porów ­ nania, o którą kaznodzieje i pisarze zakonów żebrzących tak . się starali, której więc można było oczekiwać i pod piórem dom ini­ kańskiego przewodnika Chaucera. Po w yliczeniach o typie k ate­ chizmowym i klasyfikowaniu gatunków gniewu, trafiam y ną zesta- v. ienie gniewu z ogniem; oba niszczą i pożerają, pierw szy du- ' chowe, drugi m aterialne wartości. A jeżeli zdarzy się, że płomień zmalał i opadł w reszcie do tlenia się pod popiołem, w tedy są- siędztwo siarki może w’szystko znów zmienić: bo tak jak pod dotknięciem siarką zagasły żar bucha znów płomieniem, podobnie ożywia się spowrotem tlący gniew w kontakcie z pychą, drze­ miącą na dnie serca ludzkiego. Tysiące popularnych kaznodziejów używało od wieków po d o b n yc h porównań i stały się one dla ich słychaczy czymś znanym, bliskim i oczywistym, co w łaśnie dzięki tej. oczywistości przestało robić wrażenie. Tym ciekaw sze jest jednak odkryw ać początki takich przyzw yczajeń i to początki, gdzie siła i świeżość obrazu w skazują raz jeszcze i na. bliższe od naszego współżycie z przyrodą i na intensyw niejsze jej prze­ życie, na czterysta lat przed porodzeniem przez krytyków rom an­ tycznych ich pupila, zw anego odtąd „le sentim ent de la n a tu re ”, już obserwowaliśm y, że raz się chw yciwszy jakiegoś sugestyw nego obrazu, człowiek średniowieczny będzie go nieraz w ykorzystyw ał długo, nierzadko zadługo. W tekście P a rso n ’s Tale zaraz po omówio­ nym ustępie trafiam y na pokrewne: z zarzewiem , przy niektórych gatunkach drzewnego paliw a niezwykle długo się utrzym ującym pod popiołem, porównano też zawzięty żal do bliźniego (rancour); ogień zaś gniewu pali się niby w piecu diabelskiej kuźni, gdzie kują swoje dzieła: pycha, zawiść i swarliw ość, 1 tak dalej, porów ­ nanie jest ciekawie- rozgałęziane.

Ale obok rozmaitych przyczyn gniewu, są też rozm aite jego skutki. T e sięgają aż do zabójstw a i to pojętego bardzo szeroko. I tu p ro b o szcz'w raca znów do akcentów społecznych, szczególnie pouczających. Zabójstw em może być podsunięcie władcy, czy panu

(12)

pomysłu krzyw dzących dla ludu obciążeń i podatków (w. 567); po czym cytata z księgi przysłów porów nująca uciskającego 'pod­ danych pana do ryczącego lwa, lub głodnego niedźwiedzia, zostaje charakterystycznie uzupełniona. Żywość uczuć u piszącego bierze górę nad dokładnością i w erset starotestam eritow y zyskuje wy^ kończenie nieznane samemu tekstowi: ucisk odbyw a się przez za­ trzymanie lub zm niejszenie zapłaty służbie, przez lichwę, przez ■ odebranie jałm użny ubogim. Zabójstw em może być też nienakar- • mienie ginącego z -głodu bliźniego.

Proboszcz, czerpiąc dalej z dośw iadczenia, nagromadzonego przez dom inikańskiego teologa, śledzi inne jeszcze działanie gniewu. Znów uderza tu bystrość psychologiczna, a zarazem mamy pod ręką dokum ent z historii kultury. M owa jest o tym, jak człowiek, u którego gniew budzi się, gdy go skarcono za jego przewinienia, zaczyna w tym gniewie znajdyw ać w ytłum aczenia swych postąpień. Twierdzi, że winne było tylko „mdłe ciało”, albo że pociągnęli go tow arzysze, lub skusił diabeł. N ajciekaw sze tłumaczenia za­ czynają się jednak dopiero teraz i stanow ią mieszankę przejawów w spółczesnych z w ystępującym i u ludzi w szystkich wieków: jedni, pow iada p a r s o r mówią, że m łodość ich poniosła; inni, że taką m ają konstytucję; inni, że tak im je st pisane w gwiazdach aż do pew nego wieku; w reszcie jeszcze inni, że takie dziedzictwo zosta­ wili im ich w ysoko urodzeni przodkowie (!). I autor konkluduje, że w szystkie takie wymówki um acniają człowieka w jego dotych^ czasow ej postaw ie, utrudniając jej zmianę, bez której nie można ruszyć z miejsca.

W chwili kiedy w śród następstw gniewu znajdujemy zw ró­ cenie uwagi na zaklinanie się i przeklinanie, przypominamy sobie kto mówi: p a rso n strofow ał już w czasie drogi jednego z wspói- pielgrzymów za to samo. Ale ustęp nie tylko wskazuje na wią­ zanie opow iadania z cechami opowiadającego, poucza Również o formach, jakie odnośna ludzka skłonność przybierała u w spół­ czesnych C haucera. Zaklinanie się a zaklęcia i w różbiarstw o, to spraw y' pokrew ne: T u i tam może chodzić o odniesienie się do pew nych sił, którym człowiek przypisuje wpływ na rzeczywistość. W ięc choć rozdział pośw ięcony je s t dyskusji nad gniewem, proboszcz

(13)

korzysta ze sposobności, aby napiętnow ać tych, .co (jak dowiadu-t jemy się) oddają się wróżeniu „ ,:T lotu lub głosu ptaków czy zwierząt, z ciągnienia losów, w edług geomancji, ze snów, ze skrzy­ pienia drzwi, z trzeszczenia domów, z chrobotania s z c z u ró w ...ł) i tak przy tej okazji potępienia zabobonu przez księdza, który nie przebiera w wyrażeniach, aby w yrazić swoje oburzenie, jakiż gąszcz przesądów, wciąż jeszcze nie w ykarczow any mimo w yrafinow anej kultury kół dworskich i wysokiej duchow ości niektórych ośrodków monastycznych, nagle otw iera się przed wzrokiem badacza!

Bo kultura średniow ieczna jest złożona, jak zresztą każda kultura, tylko że różnorodność jej elem entów byw a może bardziej uderzająca. W niektórych punktach jednak synteza jest już więcej zwarta. Mam na myśli np. ustęp pod koniec rozdziału o gniewie, kiedy omawiając z kolei w edług przyjętego schem atu, „remedium contra peccatum ire ” cnotę przeciw ną gniewowi, a więc cierpli­ wość, autor, obok pobudek chrześcijańskich do jej praktykow ania, cytuje Katona, zalecającego zw yciężać nieprzyjaciół przez ich „zno­ szenie”. W chwilę po tym explicite pow ołuje się na m ądrość p o ­ gańską, opowiadając anegdotę o owym dziecku, które m ając być zbite przez nauczyciela, „aby się popraw iło”, spytało go, czy sam nie potrzebuje poprawy, jeżeli tak potrafi tracić panow anie nad sobą.

W złożonym zagadnieniu: jak pow stał renesans, u stępy takie jak powyższy rzucają, jak mi się wydaje, sporo światła. Z naczą one że proces „godzenia się” z kulturą pogańską przez Kościół był już m ocna posunięty. Niechęć i nieufność stadiów w cześniejszych mogła zostać tylko na punktach tak łatwo zrozumiałych, jak stosunek do zabobonu, zobrazowany wyżej. Poza tym jednak odbyw a się to p rze: grupowanie sił, prow adzące do nowej ich równowagi, w którym Gilson upatruje moment istotny dla początku nowej epoki: antyk,m oże być sojusznikiem w dźwiganiu św iata w górę, uzupełniającym autorytetem przy bogaceniu dziedzictwa m ądrości.2) Tak już jest, pomijając

wcześ-*) w. 605.

J) Por. zreferow anie p ogląd ów G ilson a na tę spraw ę przez M es- narda w zbiorow ym tomiku: E tienne G ilson, philosophę de la chrétienté,

(14)

nlejsże stadła, u D antego, Petrarki, Boccaccia. Tak już jest u Chaucera, naw et w jego P a rso n ’s Tale. W innych tales, obok tego samego stanow iska, niektóre w ystępujące postaci w yrażają także coś w ię­ cej: praktyczne oddanie się pogaństw u na dobre. Rzecz znamienna jednak, iż odbyw a się to nie w imię antyku, jak skłonni byliby sądzić tradycyjni badacze renesansu, tylko jakiegoś ogólnego, nie­ określonego witalizmu czy swobody, którym może dopiero cinque- cento nada tu i ówdzie formę pow rotu do Arkadii.

W ciąż pokrew ny charakter podw ójnego dokum entu mają dal­ sze ustępy traktatu: mówią o przeżyciach współczesnych Chaucera i o nabyw anym w kontakcie z nimi doświadczeniu ludzi, takich jak p a rso n w dziedzinie psychologii. M owa o ustępach, poświęconych temu z grzechów, zw alczanych przez średniow iecznych teologów, który zyskał sobie osobną sławę: „acedii”, Cokolwiek złego czy dobrego powiedziano o ludziach epoki św, Ludwika, uważano ich przynajmniej za o tyle prostych, że nie cierpieli na kompleksy i neu­ rastenię. W łaśnie takie teksty jak ten, którym się zajmę, dowodzą, że i tę ogólną tezę trzeba brać ostrożnie. Zobaczymy jak autor traktatu opisuje skutki niew ytrw ałości i zniechęcenia się w pracy nad ludźmi:

„O f this comth poverte and de truecioun, bothe of spiritueel and tem poreel thynges. Thanne comth a m anere cooldnesse, that freseth al the herte of a man. Thanne comth undevocioun, thurgh w hich a man is blent, as seith Seint Bernard, and hath swich lan- gour in soule that he may neither rede ne singe in hooly chirche, ne heere, ne thynke of no devocioun, lie travaille with his handes in no good werk, that it nys hym unsaw ory and al apalled. Thanne w exeth he slough and slombry, and soone wol be wrooth and soone is enclyned to hate and to envye. Thanne comth the synne of w orldly sorwe, swich as is cleped tristicia, that sleeth man, as - seith Seint Paul. F o r certes, swich sorwe w erketh to the deeth of the soule and of the body also; for therof comth that a man is anoyed of his ow ene lif”. 1)

„Z tego bierze się zubożenie i wyniszczenie rzeczy m ate­ rialnych i duchow ych Potem .przychodzi rodzaj chłodu, który mrozi

(15)

całe serce człowieka. Potem niechęć do pobożności, która człow ieka oślepia, jak mówi św. Bernard i cz u :e on taką omdlałość w duszy, że nie może ani czytać, ani śpiew ać w kościele, ani m yśleć o p o ­ bożności, ani o niej słuchać, ani pracow ać ręcznie nad czym dob­ rym, bo w szystl o w ydaje mu się bez smaku i bez koloru. W tedy staje się powolny i ospały, łatw o w pada w gniew, skłonny jest do nienawiści i zazdrości. Na to zjawia się grzech sm utku św iec­ kiego, tego, który nazywa się tristitia , i który spraw uje śmierć, jak mówi św. Paweł. Bo zaiste, sm utek taki spraw ia śm ierć i d u ­ szy i ciała: bo od niego bierze się w człowieku znużenie własnym życiem.”

Niejeden taki wypadek m usie’i spotkać średniow ieczni lekarze dusz, zanim go wciągnęli w swoje archiw a kliniczne. Diagnozę stawiali zgodną ze swoimi założeniami i korzenia tego W e ltsc h m e rzu szukali w dziedzinie moralnej, w zaniedbaniu wiernej i ochoczej służby Bogu. Zrozumienie wagi radości dla zdrow ia uderza tu bardzo mocno; nie ma być ona jednak szukana dla niej samej, raczej, jak wywody zdają się w skazywać, wypłynie z praktyko­ wania cnoty przeciwnej acedii, którą jest fo r titu d o , um acniającą5' i uzbrajająca wewnętrznie człowieka. W spomniałem W e ltsch m erz. Mogłem wśród potom stw a tego średniow iecznego sm utku umieścić także melancholię i spleen, jak zrobił to w jednym ze swoich essejów Aldous Huxley. Nie należy jednak zapominać przy tym o zasadniczej przemianie w stosunku człowieka do tego niebezpie­ czeństwa. „Bardzo to ciekawe zjawisko, ten postęp a cedii od śm ier­ telnego grzechu, w pędzającego człowieka w potępienie, do czegoś co było zrazu chorobą,' a w końcu stało się emocją, w istocie swej liryczną, płodną w natchnienie dla dużej części utw orów , re p re­ zentacyjnych dla literatury now oczesnej.1) Zjawisko istotnie ciekawe, zwłaszcza jeżeli dodać do obrazu całości sam obójstw a, popełnione nad lekturą W ertera, lub pozycję egzystencjalistów . Ale najcie­ kawsze jest wciąż w tym w szystkim pom niejszanie siły odpornej człowieka zapominającego o tej stronie tych zjawisk, która jest uleczalna, jeżeli w proces wejdzie wola. I dlatego takie

(16)

rystyczne je st z d a n ie H u x le y a , który w tym s a m y m szkicu śledzą­ c y m z m ia n y a c e d ii, k o ń c z y u w a g ą , ż e jej o d m ia n a n o w o c z e s n a została c z ło w ie k o w i „ n a r z u c o n a p r z e z l o s ” (m a na m y ś li r o z c z a ­ r o w a n ia p o p e w n y c h k lę s k a c h , p o w ta r z a ją c y c h s ię o d stu lat). D la t e g o ta k w a r to p a m ię ta ć o s t a n o w is k u c z ło w ie k a c z te r n a s to ­ w ie c z n e g o , k tó ry w ty m w y p a d k u n ie z r z u c a ł o d p o w ie d z ia ln o ś c i n a lo s , ty lk o b rał s ię w k a rb y , o b k ła d a ją c sa n k cja m i o d d a le n ie o d m ę s k ie j p o s t a w y (p o r . t e ż D a n te , in fe r n o , VIII, 4 1 , 4 2 ).

Chcę z kolei zwrócić uwagę na akcenty społeczne w ustępie, poświęconym następnem u grzechowi, chciwości: avaricia. Ustęp stanow i w pewnym sensie przeciwwagę tej parodii ataku na cu p id ita s, jaką był w stęp do opowieści pardonera. Tutaj ta jedna z wielkich namiętności ludzkich ukazana jest w swej powadze. Ona to, wywodzi parson, jest winna uciskowi, na jaki panowie sobie pozw alają w stosunku do poddanych. Ona przejawia się w nakładaniu niespraw iedliw ych opłat i świadczeń, zwłaszcza zaś tych, które noszą nazwę „ am ercim ent”, jako zależne od łaski czy zmiłowania — „m ercy” a, dodaje oburzony autor, „...myghten moore resonably ben clepedextorcion sthan am ercim entz”, „...mogłyby się słuszniej nazywać wymuszeniami niż opłatami według miłości­ w ego uznania” *)■ I tu sam, być może, C h au ce r2) rozprawia się z tłumaczeniami tego stanowiska:

„Of whiche am ercim entz and raunsonynge of boondemen somme lordes styw ardes seyn that it is rightful, for as muche as a cherl hath no tem poreel thyng that it ne is his lordes, as they seyn. B ut certes, thise lordshipes doon wrong that bireven hire bonde- folk thynges th at they nevere yave hem .” 3)

„O tych opłatach „w edług miłościwego uznania” i łupieniu4) pańszczyźnianych poddanych pow iadają niektórzy rządcy panów,

») w. 752.

2) N ie w iem y jak stw ierd zon o pow yżej, co m ogło leżeć między dziełem P eralda a Parsons Tale, ale w ygląda, że Chaucer dodał wiersze 753-4, których nie m a u Peraida.

J) Zob. w łaśnie w. 753-4.

4) O taki sen s sło w a ra u m o n g n g e zdaje się tu w yraźnie chodzić. K ontekst ż ą d a rozum ienia czasow nika w dalszym se n s ie („b ”) w g Shorter Oxford D ictionary, „...to oppress w ith exaction s, A lso absol, late M,E.”

(17)

że są słuszne, jako że chłop nie ma żadnej rzeczy dóczesnej, któraby nie była jego pana, j a k pow iadają. Ale chyba przecież panowie w yrządzają krzywdę, jeżeli zabierają swoim poddanym rzeczy, „których im nigdy nie d a li”.

Chwilami wydaje się, że to podkreślone przeze mnie w tekście powtórzenie „jak pow iadają” służy do w yraźniejszego odcięcia się autora od cytowai ego zdania. Szczególnie jednak śmiałe jest końcowe stwierdzenie, że praw a lorda do ziemi nie są lepsze od chłopskich. Może nie od rzeczy będzie tu przypomnieć,, że właśnie z wiejskich proboszczów, takich jak parson, tylko może bardziej radykalnych, rekrutow ali się przywódcy (niektórzy) pow stania W ata Tylera. „A proboszcz będąc zazwyczaj z tej samej klasy, co nie- wolny chłop, często sympa yzował z jego pragnieniem wolności. Idealizm ruchu miał charakier chrześcijański, w w iększości w ypad­ ków nie różniący się od ortodoksyjnie chrześcijańskiej doktryny, choć w spraw ę wchodzili też niektórzy kaznodzieje lollardow cy”.1)

I z tego wywód schodzi na kw estię niewoli, aby podkreślić, że nie jest ona przecież czymś tkwiącym w naturze ludzkiej od założenia, a raczej (nuta znana u średniow iecznych teoretyków ) związanym z grzechem. Dość zatem wątpliwy jest tytuł, z jakiego panowie mieliby się wynosić nad ch łopó w .2) Co zaś do tenoru prawa głoszącego, że to, czego chłop używa, jest pańskie, to należałoby go całkiem inaczaj interpretow ać. Przez pana należa­ łoby rozumieć cesarza, a i tak wynikałby z tego dla niego o bo ­ wiązek, a nie prawo: obow iązek bronienia icb przed krzywdą. Bo, jak tłumaczy dalszy ustęp, „therfore w as soverentee ordeyned, to kepe and m ayntene and defienden hire underlynges or hire subgetz in resoun, as ferforth as it lith in hire pow er, and nat to destroyen hem ne confounde. W herfore I seye that thilke lordes that been lyk wolves, that devouren the possessiouns or the catel of povre folk wrongfully, w ithouten mercy ne m esure, they shul receyven, by the same m esure that they han m esured to povre folk, the mercy of Jhesu Crist, bu t if it be am ended.”

') Treve'yan, English Social History, London 1946, str, 13 *) w. 757.

(18)

„Przeto ustanow iona została władza, aby w edług nakazów rozum u bronieni byli poddani i podwładni, o tyle, o ile to leży w mocy władzy, nie zaś aby władza niszczyła ich i rujnowała. I dlatego powiadam, że ci panowie, którzy są jak wilki, pożera­ jące mienie ubogiego ludu, krzywdząc go bez miary i zmiłowania, w takiej samej mierze dostąpią miłosierdzia Chrystusow ego, jaką odmierzali ubogiem u ludowi, chyba, żeby to zostało w yrów nane.” ') 1 p assu s kończy się przypomnieniem, że ludziom takim jak chłopi w tej sytuacji należy się szczególna dobroć (jak zalecał, znów charakterystyczne pow ołanie się, także Seneka); „Thilke that thou clepest thy thralles been G oddes peple; for humble folk been G ristes freendes; thes been contubernyal with the Lord” 2) — „Ci, których ty nazyw asz niewolnymi, są ludem bożym; albowiem ma­ luczcy są przyjaciółmi C hrystusow ym i i blisko mieszkają P ana.” N astępują znane nam już motywy o tym, że z takiego sa ­ mego nasienia rodzą się chłopi jak panowie, że taka sama czeka ich śmierć i na takie samo mogą zasłużyć zbawienie, po czym p a rson daje szkic swojej syntezy tej podstaw ow ej demokracji z autorytetem władzy i hierarchią. Jeden jeszcze moment w u stę­ pie poświęconym chciwości zw raca na siebie uwagę historyka, a to ten, w którym pisarz rozpraw ia się z kolei z przerostem handlu. W charakterystyczny dla epoki sposób — tu jeszcze nie widzimy znaków nadchodzącego renesansu, który zysk na tylu punktach uświęci — aprobow any jest sam fakt, że dla dobra żyjących o b o k siebie społeczności musi się odbyw ać między nimi wymiana to­ w arów i słuszne jest, aby pewna grupa ludzi mogła z tego żyć, dostarczając bardziej potrzebującym tego, czego zbyw a lepiej zao­ patrzonym , natom iast „przeklęty” jest handel posługujący się oszustw em itd.

Rozdziały o obżarstw te, pijaństwie i nieczystości zawierają mniej obyczajow ych „m igaw ek”, niżby można się było spodziewać, przedstaw iają przyjętą naukę Kościoła, po czym proboszcz wraca do spraw y pokuty, którą traktat o grzechach głównych przerwał

i) 774 i in. *) w . 760.

(19)

i katechizuje obecnych (bo na to właściw ie Wychodzi) na temat tego, jaką powinna być sama spow iedź i następujące, po niej za­ dośćuczynienie.

Długie jest to w szystko i z pew nością ma rację C hesterton, kiedy przypomina z tej racji o większym niż u nas, zamiłowaniu ludzi średniowiecznych do wykładu, ekspozycji, system atyzow ania, 0 pewnej większej „zachłanności” na przejaw y rzeczywistości; słu­ chali o tych przejawach cierpliwiej niż my, którzy potrzebujem y więcej „okrasy”, więcej szczegółów „interesujących” dla przyjęcia pewnych treści. Poza tym społeczeństw o, dla którego w iara była czymś tak żywym, napewno w naturalny sposób ciekawiło się rzeczywiście (choć, jak w skazują reakcje gospodarza, nie tak w y­ łącznie, jakby się zdawało) szczegółami jej stosow ania w życiu 1 powiązaniami między rozmaitymi procesam i sprzeniew ierzania się nakazom tej wiary, które moraliści potrafili tak subtelnie pochwycić.

A jednak i tak, ze słowem „m oraliści” uderzam y, jak mi się wydaje, w strunę w iążącą zainteresow ania epoki now oczesnej z autorami i czytelnikami tego rodzaju penitencjariów. Przez epokę nowoczesną main w tym momencie na myśli francuski wiek sie­ demnasty. Czyż La Bruyère, La Rochefoucauld, B ourdaloue nie apelowali do tych samych stron swoich czytelników i słuchaczy? Warto by kiedyś od tej strony oświetlić p a r s o n s tale, porów nując ją z tymi odpowiednikami.

Pozostaje zastanowić się czy zostaw ienie tej tale na końcu tego, co zdążyło być napisane z całości wielkiego planu C a n ter- bury Tales może mieć jakąś wymowę. H ipotezy, jakie się n asu ­ wają, byłyby te przede wszystkim, że ponieważ pielgrzymi z b li­ żyli się do Canterbury, celu ich podróży; trzeba było, aby do głosu doszedł ktoś, kto ich przygotuje do czekającej ich praw do­ podobnie przy sanktuarium modlitwy, spowiedzi i pokuty. Od strony artystycznej wyjaśnienie nie byłoby dalekie od tego samego: kto wie, czy wystąpienie proboszcza nie jest pew nego rodzaju domalowaniem tła, zasadniczo w ciemnym kolorze, na którym p o ­ pisy dotychczasowych mówców zarysują się w yraziściej. Nie tylko w tym znaczeniu, że jak gdyby żywiej w ystąpią barw y tego całego pochodu czternastowiecznej ludzkości, niepozbaw ionego zresztą

(20)

tlrozmalceń naw et w postaci pląsów i podskoków. Ale także, może z zamiarem — i tu postaw a artystyczna splatałaby się nierozerw al­ nie z m oralno-św iatopoglądow ą — ustaw ienia dotychczasowych po­ staci i podanych przez nie treści w innej jakby perspektywie. Są one ciekawe, są bardzo żywe i różnorodne, ale wszystkie grają swoje role na pewnej płaszczyźnie, nad którą może być inna płaszczyzna. M ożna rby powiedzieć jeszcze inaczej, że poeta w i­ dział- w P arso n 's Tale sposobność do zrównoważenia jak gdyby tych w szystkich ekscesów , które dotąd u pielgrzymów ukazał, czy­ telnik widział barw ność ich czynów i postaci, teraz może zobaczyć ich ew entualną grzeszność. Chaucer jeszcze zmniejszył płaszczyznę, z której można by doń w ystąpić z pretensjami.

Nie przychodzi mi łatw o zdecydow ać się na formułowanie takiej hipotezy. Nikomu nie może przychodzić łatwo, mając do czynienia z wielkim realistą, sugerow ać relatywizm jego realizmu. Ale myśl w yrażona przez tak wybitnego krytyka, jak Patch, w od­ niesieniu do T roilusa, ’) zm usza do zadania sobie i tu tego ro­ dzaju pytania. Jeżeli garść strof, dodanych do narracji o perype­ tiach nieszczęsnego kochana C risegdy ukazuje go na wyżynach, z których te perypetie w ydają mu się tylko jedną więcej z nie­ skończonej ilości drobnych spraw dalekich lu d zi2) i jeżeli zakoń­ czenie tego poem atu wzywa czytelników do uwznioślenia ich mi­ łości, aby nie rozpraszała się w tragizmie człowieczego przemija­ n ia 3), to narzuca się myśl, czy podobnej funkcji nie spełnia P a r­ s o n s Tale w stosunku do reszty C a nterbury Tales. Rozszerzanie skali, ukazanie spraw w innych proporcjach jest dziełem humorysty. Byłoby czymś w rodzaju kosmicznego humoru pokazać galerię czerstw ych i tak mocno w partych nogami w ziemię pielgrzymów do C anterbury na tle perspektyw pielgrzymki ich i wszystkich do celu, który proboszcz ukazuje im w końcowym ustępie swojej tale, jako nie przemijający. Z przypisaniem proboszczowi tak waż­ nej roli schodziłoby się odmalowanie go w prologu jako postaci

1) H. R. Patch: On Rereading Chaucer, Str. 57—9. 2) T roilu s and C riseyde, V, 1807— 1827.

(21)

tak dziwnie świetlanej. Krak w te j postaci komizmu i jego brak w odnośnej „opow ieści” uw ypukla ten komizm w reszcie i ponie­ kąd go rozszerza: w esołość budzi kontrast pielgrzymów i postaci, czy sytuacji w ich opowiadaniach z człowiekiem, jaki być po­ winien humor niższych pięter; ale pokrew ną radość budzi kontrast całości ludzkiej panoram y z panoram ą Bożego planu w o­ bec człowieka — humor najwyższych kondygnacji.

Taka synteza zachowuje sw oją w artość dopóty, dopóki P a r­ s o n ’s la le pozostaje końcową z C a nterbury Tales, Gdyby, jak tę myśl dopuszczają w ydaw cy chicagowskiego tekstu, była ona pomyślana jako osobny traktat (choć niewątpliwie autentycznie C haucerow ski1), który dołączony został do T ales przez kogoś in­ nego, spraw a przedstaw iałaby się inaczej.

Całkiem już inaczej trzeba by ją stawiać, gdyby uw zględ­ nić to stu procentach dołączone do P a rso n s’a Tale sław ne Cha- ucerowskie „odw ołanie”, retraction. Krytyka tekstu nie pozo sta­ wia dziś wątpliwości, że to potępienie, rzucone na „pisanie o św ia­ towych próżnościach”, „enditynges of wordly van itees” 2) jest au ­ tentyczne w tym sensie, iż musiało należeć do najpierw otniej­ szych wersji C a nterbury Tales?)

Przez uwzględnienie „w stu procentach” rozumiałbym uzna­ nie, a) że retraction pochodzi od samego Chaucera, b) że została napisana przez niego w pełni w ładz umysłowych i c) że potępia całkow icie jego świeckie utw ory. Jeżeli by tak było, to nie ma co próbow ać rzucać pom ostu między okresem jego tw órczości, a tym odwróceniem się od niej w późniejszym w ieku. Sztukę trzeba rozważać abstrahując od tej wypowiedzi. M ożna jednak oczywiście dopuścić hipotezy, których nigdy praw dopodobnie nie sprawdzi się definitywnie, że a) retraction została dopisana przez jakiegoś gorliwego znajomego poety, praw dopodobniej duchow nego, niż świeckiego, zaraz do pierw szego rękopisu P a rso n 's Tale, albo że b) ustęp jest wyrazem w yrzutów sum ienia i został napisany

*) M anly-Rickert, vol. II, s. 454 - 6 . 2) X, 1085.

(22)

W chorobie lub lęku przed zbliżającą się śmiercią, względnie w analogicznych w arunkach, podyktow any przez rygorystycznego spow iednika, albo, że c) odwołanie dotyczy tylko tych partii w w y­ mienionych w nim utw orach — a wymienione są prawie wszystkie — które są szczególnie swobodne, nie oznacza zaś totalnego ich odrzucenia. T a ostatnia jednak konstrukcja jest słabsza od innych, bo przecież taki pisarz, jak C haucer potrafiłby chyba sformułować jasno, co ma na myśii; ba, znajdujemy odróżnenie, jeśli chodzi o sam e C a nterbury Jałes, tych, które są „grzeszne” i tych, które nie są. Byłoby w ystarczyło po prostu lepiej sprecyzow ać te okreś­ lenia, także w odniesieniu do reszty utworów, gdyby poecie za­ leżało na rozróżnieniu.

Bez definitywnej odpowiedzi musi też pozostać pytanie, jak należy rozumieć doczepienie takiego odwołania do książki, którą się mimo to puszcza w św iat? Czy nie można było już zatrzymać w cześnie skopiow anych rękopisów ? Czy szło jedynie o zadowo­ lenie przez taką formułę końcow ą jakiegoś nie lubiącego zbyt długo myśleć ani czytać czynnika cenzurującego? Ale jaki mógłby to być w tym czasie?

Otoczony przeto mgłą zagadki „żegna się ten, co książkę tę p isał” ’) z czytelnikami wielu stuleci.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Een belangrijke verandering welke zich in de toekomst kan gaan voltrekken is een versnelde zeespiegelstijging. De huidige relatieve3 stijging van de zeespiegel bedraagt ongeveer

Cztery z nich odbyły si pierwszego dnia konferencji i podejmowały takie tematy, jak moliwoci przekładu narra- cji, analiza narracji w ujciu hermeneutycznym,

Kľúčové kompetencie (podľa nového školského zákona) sú prostriedkom na dosiahnutie cieľov. Sú kombináciou vedomostí, zručností, schopností, postojov, ktoré si žiaci

V našom výskumnom projekte sa zameriavame na uplatnenie formatívneho hodnotenia žiakov vo fáze fixačnej a aplikačnej, pretože vytvorený súbor elektronických úloh

WYDZIAL NAUK BIOLOGICZNYCH DZIEKANAT ul, Kuznjcza 35 50-138 Wroclaw

Jest to ubezpieczenie na życie umożliwiające rozszerzenie zakresu ochrony umowy podstawowej o następujące umowy

Beata Możejko (Instytut Historii Uniwersytetu Gdańskiego, Polska) (beata.mozejko@ug.edu.pl)..

Consequently, the study of the immigration history leads Alba and Nee to the conclusion that the most con- troversial groups, as it was observed with Italians and Jews at the turn