• Nie Znaleziono Wyników

Wobec odmienności : "Lubiewo" Michała Witkowskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wobec odmienności : "Lubiewo" Michała Witkowskiego"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Wacław Marszałek

Wobec odmienności : "Lubiewo"

Michała Witkowskiego

Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historicolitteraria 9, 231-238

(2)

Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis

Studia Historicolitteraria IX (2009)

Wacław Marszałek

Wobec odmienności. Lubiewo Michała Witkowskiego

W trzecim, wieczystych dżdżów stanąłem kole: Deszcz chłodny, ciężki ciągły i przeklęty, Wciąż jedną modłą siecze, żga i kole. Śnieg, brudna woda i grad w bryły ścięty Walą się strugą na ów kraj ucisku; Cuchnie skroś ziemia brzydkie ssąca męty.

Dante, Boska Komedia1

Światło w wodzie morskiej dociera do głębokości około 150 metrów. Do tego punk-tu bujnie rozwija się flora i fauna. Niżej panuje kompletna ciemność i chłód, co jed-nak nie oznacza, że nie istnieje życie. Naukowcy na głębokości 10 000 metrów za-obserwowali ponad dwa tysiące, często pokaźnych rozmiarów, ryb. Od pływających w świetle odróżnia je budowa, często przypominająca worek pochłaniający pokarm, długie, świecące wypustki o zaskakujących kształtach. Zarówno ryby żyjące pod po-wierzchnią wody jak i głębinowe są jadalne. Te drugie podobno nawet smaczne.

Próby odczytywania literatury dotykającej odmienności seksualnych można porównać do zaproponowania konsumpcji panierowanej ryby głębinowej. Bariery organoleptyczne pojawiające się w obu sytuacjach są podobne. Nie każdy z nas widzi sens spożycia, a jeśli już, to nie wie, jak tego dokonać; co w serwowanym daniu na-daje się do zjedzenia, a co stanowi dekorację. Nie każdy w końcu ma ochotę poznać i rozsmakować się w elemencie świata niedostrzeganego na co dzień, i co tu ukry-wać, wzbudzającego często obrzydzenie. Zarówno w odniesieniu do ryby z lataren-ką w oślizgłej błonce, jak i omawianego Lubiewa – powieści Michała Witkowskiego, w której bohaterów cechuje odmienność godna ciemności Rowu Mariańskiego.

Kategoria odmienności bywa zakreślana szeroko. Hans Mayer2 wpisuje w nią

homoseksualistów, Żydów oraz kobiety. Poza odniesieniem społecznym, etnicznym, płciowym, termin stosuje się mówiąc o transgresji psychiki ludzkiej3, seksualności4.

Zawsze jednak budowany jest on w odniesieniu do tego, co nie stanowi aberracji. Służy w sposób właściwy przy wyabstrahowaniu konkretnego zachowania, stanu, cechy. Jest jednak niebezpieczny, jeśli zaczniemy posługiwać się nim w budowaniu wizji świata. Jak pisze Mayer, odmieńcem może stać się każdy inny człowiek. Dla

1 Dante, Boska Komedia. Piekło, VI , przeł. E. Porębowicz, Wrocław–Warszawa 1977, BN

II/187, s. 37, w. 7–12.

2 Por. H. Mayer, Odmieńcy, Warszawa 2005. 3 Por. seria Transgresje, Gdańsk 1982.

4 Por. B. Warkocki, Homo niewiadomo, Warszawa 2007; I. Iwasiów, Gender dla średnio

(3)

[232] Wacław Marszałek mężczyzny – kobieta, dla heteroseksualnego człowieka homoseksualista, dla bo-gatego – biedny itd. W odniesieniu osobowym termin odmieniec jest nacechowa-ny negatywnie i powoduje wzrost agresji i niechęci, jeżeli stanie się perspektywą oglądu świata. W radzeniu sobie z odmiennością lepiej przyjąć sposób patrzenia Montaigne’a:

Mówimy przeciw naturze, gdy coś jest przeciw zwyczajności: wszystko jest wedle na-tury, jakie bądź by było. Niechaj to stanowi prawo rozumu, powszechne i przyrodzone, wypleni z nas błąd i cudowanie się, jakie nam przynosi każda nowość5.

Nie chodzi tu bynajmniej o akceptację czy nawet tolerancję wszelkich od-mian człowieczeństwa, ale o dopuszczenie do świadomości ich występowania. Człowiekiem jest każdy odmieniec. Dlatego badanie nawet najbardziej „wynaturzo-nych” przejawów życia ludzkiego może tylko wzbogacić syntetyczny obraz prawdy o człowieku.

Lubiewo Witkowskiego ukazało się w roku 2005. Wzbudziło, jak żadna powieść

ostatnich lat, szeroką dyskusję nad tematyką homoseksualną, mimo że pokazuje bar-dzo wąski wycinek tego zagadnienia. W jej języku zneutralizował się wulgarny sens wielu z określeń homoerotyzmu, stąd można mówić, posługując się tylko słowami z okładki powieści, o „ciotowskim Dekameronie”, „przecwelonych baśniach tysiąca i jednej nocy”, „pedalskiej epopei”, „pamiętniku z powstania pedalskiego”6. Powieść

znalazła się w Finale Nike 2006, została nominowana do Paszportów „Polityki”, Fenomenów „Przekroju”, uzyskała Nagrodę Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek 2006 oraz w tym samym roku Nagrodę Literacką Gdyni. Tłumaczenia uka-zały się już w kilkunastu krajach.

W opublikowanym w „Tygodniku Powszechnym” przekroju literatury homo-seksualnej „po Lubiewie”7, Dariusz Nowacki wskazuje na tę powieść jako na kamień

milowy. Czyni ją probierzem dla późniejszych publikacji, między innymi Bartosza Żurawickiego (powieści: Trzech panów w łóżku nie licząc kota, Ja, czyli 66 moich

miłości, Erotica alla polacca), Marcina Szczygielskiego (Berek), Edwarda Pasewicza (Śmierć w darkroomie). „Witkowski odnowił język opowieści – jak pisze Nowacki –

o homoseksualnym pożądaniu, narzucił jej osobliwą estetykę: nadmiaru, ostentacji, zgrywy”8.

Lubiewo stało się spojeniem dwóch epok literatury homoseksualnej, czyli

ta-kiej wedle Germana Ritza, w której: „wyjściowym założeniem […] nie jest biografia autora, lecz konstrukcja płciowa autora w tekście”9. W pierwszej jej fazie głównym

wyrazem poetyki homoerotycznej był szyfr sublimacyjny, „tajne znaki, sygnały niewypowiadalnego pożądania”10. Ten rodzaj maski przyjmowali w swojej prozie

5 M. Montaigne, Próby, Kraków 2005, s. 273.

6 M. Witkowski, Lubiewo, wyd. V popr. i uzup., Kraków 2006, tylna okładka powieści.

Wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania, strony zaznaczono w tekście.

7 D. Nowacki, Po „Lubiewie”, „Tygodnik Powszechny” 2007, nr 1. 8 Ibidem.

9 R. Cieślak, Pragnienie innego, [w:] Ciało, płeć, literatura, pod red. I. Iwasiów, Warszawa

2001, s. 414.

(4)

tacy pisarze, jak Jarosław Iwaszkiewicz, Jerzy Andrzejewski, Witold Gombrowicz, Wilhelm Mach, Tadeusz Breza. Zapowiedzią drugiej metody przedstawiania pro-blematyki odmienności seksualnej była mikropowieść Rudolf. Marian Pankowski jako jeden z pierwszych wprowadził w obieg kultury wysokiej coś zarówno nie-smacznego i niesmacznie przygotowanego. Połączył losy Polaka, emigranta, więź-nia Auschwitz i Niemca, byłego żołnierza Wehrmachtu, homoseksualisty, określa-jąc ten zabieg: „rajską baśnią dla wyzwolonych dzieci”11. Łączyć można taką optykę

z poetyką kampu, którą Bartosz Żurawicki definiuje12 jako teatralizację zachowań,

pokazanie świata w zwierciadle odmienności. Sublimacja prowadzi w stronę kul-tury wysokiej, teksty wchodzą w obręb kanonu, te zaś o zabarwieniu kampowym uznawane bywają za nie-literaturę. Christopher Isherwood wskazał jednak już po-nad sześćdziesiąt lat temu, że w szczególnych przypadkach kamp może nieść wiel-kie znaczenie dla tekstu:

Prawdziwy kamp ma w sobie ukrytą powagę. Nie możesz być kamp w stosunku do cze-goś, czego nie traktujesz poważnie. Nie bawisz się tym: robisz z tego zabawę. Wyrażasz to, co dla ciebie zasadniczo poważne, przez śmiech i artystyczne sztuczki i wykwint13.

Aby odnaleźć się w świecie literackiej niestosowności, teatralności i dowcipu, trzeba więc w przypadku Lubiewa utemperować odrazę, którą tekst „programowo” wzbudza i poddać się narracji. Trafnie opisała tę cechę powieści Kazimiera Szczuka w recenzji zamieszczonej w „Życiu Warszawy”:

Witkowski oprócz tego, że napisał zbiór opowieści o ciotach, przeprowadził w

Lubie-wie swoją własną interpretację polskiej literatury. Wskazał na obecne w niej tradycje

pisania o pedalstwie – inne, niż iwaszkiewiczowska, modernistyczna estetyzacja, subli-macja, demonizacja i wzniosłość. […] Nie zwracaliśmy uwagi na tradycję Oscara Wilde-’a, prekursora kampu. Witkowski odwołał się do Gombrowicza i Białoszewskiego […]. I wypadło to rewelacyjnie14.

Należy jednak zaznaczyć, że nie wszystkie opinie krytyków dotyczące Lubiewa były pozytywne. W szczególny sposób skrytykował je Wojciech Wencel w artykule

Keks w wielkim cieście:

Lubiewo nie jest opowieścią o osobach cierpiących na homoseksualizm, lecz o książkach

wpisujących się w aktualną „modę intelektualną”, wyznaczaną przez część środowisk uniwersyteckich oraz pisma kobiece, „klabingowe”, wydawnictwo W.A.B., „Gazetę Wy-borczą”, „Politykę” i kilka niszowych kwartalników. Była moda na feminizm – pojawiła się Katarzyna Grochola, mówiło się o narkotykach – jak z podziemi wyrósł Tomasz Pią-tek, święcił triumfy temat dresiarzy – karierę zrobiła Dorota Masłowska, zupa okazała się za słona – wypłynął Wojciech Kuczok, warszawka zachłysnęła się słowem clubbing – miała swoje pięć minut Agnieszka Drotkiewicz, zwrócono uwagę na lewacki

antykon-11 M. Pankowski, Rudolf, Warszawa 1984, s. 45. 12 Por. B. Warkocki, Homo..., op. cit., Warszawa 2007. 13 Ibidem, s. 61.

(5)

[234] Wacław Marszałek

sumpcjonizm – z kapelusza wyskoczył Sławomir Shuty, teraz jest moda na camp, queer i gender studies, więc Witkowski po prostu musiał zostać zauważony15.

Wencel, jak można zauważyć, podważył wartość pisania o wszelkiej odmienno-ści – społecznej, cywilizacyjnej, seksualnej. Zaleca w tej kwestii odmienno-ścisły post literacki.

Lubiewo nie jest mdłym przecierem dla niemowląt. Zapełniają je postaci,

któ-re każdy z nas pod nosem choćby raz w życiu pieprznie okktó-reślił, natomiast przez Witkowskiego definiowane jako cioty. Według Teorii przegięcia, jednego z rozdzia-łów, cioty

przejmują te z zachowań, których kobiety wyzbyły się w procesie emancypacji: bier-ność, umiłowanie bycia dominowaną, cichość, zakładanie nóżki na nóżkę w geście za-mknięcia […], żerowanie na mężczyźnie zamiast samodzielności, samoponiżanie, jakieś takie wydelikacenie (s. 292).

Tym, jedynie biologicznie mężczyznom, daleko jednak do ideału delikatnego efeba czy pięknej kobiety. Witkowski przedstawia ich świat, wcale od niego się nie odcinając, w momencie rozkładu. Złotym Wiekiem były lata PRL-u, które wypluły następnie wszystkie cioty jako stare, schorowane emerytki, kombatantki polskich pikiet, miejsc nocnych schadzek.

Narrator, zbudowany częściowo w oparciu o biografię autora, nie oszczędza im niczego. Pisząc o dwóch głównych bohaterkach pierwszej części powieści zauważa:

Patrycja: grubawy, zniszczony mężczyzna z wielką łysiną i bardzo ruchliwymi, krzacza-stymi brwiami. Lukrecja – pięćdziesiąt lat, gładko ogolona twarz, cyniczny, także gruby. Czarne, zżarte grzybicą paznokcie (s. 9).

Mieszkają w starym, gomułkowskim bloku. Już samo wspomnienie ich pozna-nia wskazuje na świat ich egzystencji – wegetacji:

[Lukrecja] poznał Patrycję w parku dla pedałów, w brudnym szalecie. Patrycja leżał pijany z głową w szczynach i myślał, że już z tego nie wydobędzie (s. 10).

Mimo, iż Lubiewo zapełnia mnogość „ciot polskich”, druga jego część nosi tytuł ich Atlasu, pierwsza część powieści, dotycząca Lukrecji i Patrycji, jest symptoma-tyczna dla całej metody pisarskiej i światopoglądu Witkowskiego.

Świat Lubiewa to zbiorowisko potępionych dusz, bliskie przywołanemu Piekłu Dantego. Nie ciał, które dawno stały się już tylko workiem nasienia, lecz właśnie dusz – świadomości, myśli, marzeń w nim nadal bytujących. Samo bowiem ciało nie może być celem i treścią. Patrycja i Lukrecja są szczęśliwe, zadowolone ze swojego sposobu życia:

Wcale nie chcą być kobietami, chcą być przegiętymi facetami […]. Bycie prawdziwą kobietą to już nie to. W ich języku spełnienia nie istnieją. Znają tylko wyrazy takie jak „głód”, „niespełnienie”, „zimny wieczór”, „wiatr” i „chodź”. Stałe przebywanie w wyż-szych rejonach dna, między dworcem, najnędzniejsza pracą a parkiem, w którym był szalet. Można nawet powiedzieć, że był to jakiś zafajdany środek świata. Okazuje się, że dno ktoś dla nich wymościł trocinami i szmatami. Wcale wygodnie (s. 13).

(6)

Niszcząc swoje człowieczeństwo uzależnieniem od seksu, mają świadomość, że niżej już nie mogą się stoczyć. Doznając w życiu setek upokorzeń, wstydu, żyją poza tymi kategoriami. Jak mówi jedna z nich, „jak w raju” (s. 13).

Ciekawa jest reakcja narratora, uczestnika wydarzeń, pisarza homoseksualisty na opowieści, między innymi o odwiedzinach żołnierzy w koszarach. Stwierdza on w duchu: „To jest ohydne. Ohydne i ciekawe jednocześnie” (s. 24). Wie, że jego po-staci nie mogą budzić w nikim współczucia. Zresztą nie życzą sobie tego, gdyż naj-pierw same musiałyby czuć się nieszczęśliwe. Jak „Eurydyki tańczące”, z namiętnie słuchanej piosenki Anny German, czekają, aż ich utulą w ramionach „Orfeusze pija-ni”. Zamiast nich jednak coraz częściej nocą, w parku, w mieszkaniach zaczyna się pojawiać inny Orfeusz – HIV. Witkowski różnie obchodzi się ze śmiercią bohaterów w powieści (umierają oni nie tylko na choroby weneryczne, ale na przykład w wy-niku gwałtu rozgrzaną lokówką). Stać go na barokowe opisy chorego na syfilis: „Jej włosy już nie jedwab, a szmata, jej głos nie tenor, a skowyt, jej oczy nie węgle, a ka-wałki żwiru […]. Grzyby podobno zalęgły się jej” (s. 51). Nawiązania do Mickiewicza, do Słowackiego, łączą się ze wspomnianym kampem w literaturze. Wyraźny w jej obrębie humor ma wymiar słowny i sytuacyjny. I pozostaje bardzo niepokojący, gdyż z jednej strony trudno zaprzeczyć, że śmiejemy się z ogromnym poczuciem wyższości i satysfakcją, iż nie mamy nic wspólnego z bohaterami. Z drugiej strony zaś czujemy jakąś solidarność z ludźmi, którzy sami sobie odmawiają elementar-nej godności. Taka odmowa bywa w literaturze przedstawiana jako stan wzniosły (w opisach większości aktów transgresji), lecz u Witkowskiego nie osiąga poziomu ponętnej mitologii. „Ja mylący wtedy artyzm z paleniem, mylący bycie artystą z pi-ciem, mylący pisanie z kurestwem, z jesienią, ze wszystkim” (s. 41) – tak wspomina narrator swoje inicjacje. Widzi siebie i bohaterów jako odmieńców, odwracających się nie od płci czy seksualności, lecz od życia. Druga część powieści to mniej lub bardziej zabawne historie z życia ciot, ich wzlotów, upadków, pierwsza natomiast to tak naprawdę dance macabre tego środowiska, godny średniowiecznego płótna i deszczu ognistego, spływającego na sodomitów w pieśni Dantego. Przerażający, odpychający i jednocześnie piękny literacko:

Marmurowa sala Państwowych Zakładów Kąpielowych […]. Para snuła się nisko, po wielkich kaflach, bo w tamtych czasach pedalstwo to był jeszcze grzech. Wszyscy nadzy albo w ręcznikach jak w rzymskiej tunice, jedno ramie gołe, kreacje z prześcieradeł. Chu-de obojczyki, zapadnięte klatki piersiowe, piegi i znamiona […]. Stare cioty: Nadobna Cyncylja, Szewczycha Katarzyna, Jaśka Młynarzowa, Katarzyna od Rzeźnika i inne ko-biety Villona, które wyszły już z obiegu […]. Rozkład czasu spotęgował rozkład rozwija-jącego się w nich AIDS, promocja! – wszystkie dziesięć plag egipskich w jednej! Najpierw na ich ciałach pojawiły się czerwone plamki. I wtedy zrozumiały, coś się kończy, poże-gnania już przyszedł czas… (s. 66)

Pożegnanie to jednak dalekie jest od nawrócenia, którego może ktoś by z nas im życzył. Jak pisze dalej autor:

Rzymska sauna przypominała sceny z markiza de Sade’a, z filmów Pasoliniego. Z jaką zawziętością te rozpadające się ciała pięćdziesięcioletnich facetów z brzuchami czepiały się siebie nawzajem! Nie było takiej wydzieliny, której by nie zlizali, nie było takiego

(7)

[236] Wacław Marszałek

ruchu, którego nie interpretowaliby jako zaproszenia do… seksu? Czy to był jeszcze seks? Był to raczej jakiś taniec śmierci, coś o czym mówić nie wiadomo jak, ale można by o tym skamleć i dyszeć (s. 67).

Tak też narrator Lubiewa przyprowadza nas przed oblicze człowieka, z którym nie wiemy co począć. Współczuć mu się nie da, bo nie prosi o to, potępiać można, ale to jego nie obejdzie, nazywać go złym, to nadużycie, gdyż nie szkodzi nikomu poza sobą. Andrzej Skrendo w recenzji zamieszczonej w „Pograniczach”16 tłumaczył stan

bohaterów Lubiewa właśnie przez powyższe rozmiłowanie w upadku, smakowaniu poniżenia i bólu:

Czyż ich pragnienie brudu nie stanowi dowodu na głęboką świadomość grzechu? A czyż dręcząca świadomość przekroczenia, którą posiada narrator, nie jest fundamentem jego myślenia? To dlatego odrzuca on świat gejów. Odrzuca, gdyż jest to świat bez świa-domości grzechu, świat ufundowany na zapomnieniu tabu. Świat, w którym wszystko pozostaje odkryte. W takim świecie – a ten jest nam wspólny – akt przekroczenia nie niszczy, ale odnawia tabu. Przypomina o nim, dając gorzką wiedzę, że po drugiej stronie zakazu nie ma pięknego świata pogodzonych sprzeczności i załagodzonych konfliktów, lecz świat bohaterów Lubiewa17.

Powyższa obserwacja zwraca uwagę na ważną cechę powieściowych postaci. Otóż cioty przypominają Kristevowski abiekt, czyli

to – jak pisze Błażej Warkocki – co nie jest w pełni ani przedmiotem, ani podmiotem (abiekt, czyli ani subiekt, ani obiekt). Stanowi on jednak obszar podmiotowości, gdzie gromadzi się to co nieakceptowane społecznie: nieczystość, nikczemność, ohyda. Wzbu-dza tyleż wstręt, co i fascynację. W życiu społecznym to w abiekcie ogniskuje się niena-wiść i przemoc18.

W polskim tłumaczeniu Warkocki proponuje przekład tego terminu na „pomiot”, co umiejscawiałoby go na granicy podmiotowości. Uobecnienie abiektu odkrywa w człowieku jego przed-kulturową, jak określa to Kristeva, „semiotyczną” cześć podmiotowości: cielesne instynkty i popędy. Pokazuje ten proces, że nasza kultura, sfera symboliczna podmiotowości, jest tylko delikatną powłoką, pod którą przesu-wają się dziwne kształty, niejednokrotnie obrzydliwe w swojej pierwotności.

Wyparcie się siebie, zaprzeczenie człowieczeństwu widać wyraźnie w wypo-wiedziach bohaterów Lubiewa:

Nawet się na człowieka wysikali, jak się ładnie poprosiło… – w tym momencie słucha-jąca tego Lukrecja skamieniała z czajnikiem nad stołem. Bardzo blada, bardzo powoli cedzi: – No to już chyba zmyślasz. – Prawdę mówcie, lali na mnie we trzech, a ja leżałam na tym żwirze, na tym koksie, na tym węglu. […] Ty w tym czasie leżałaś w szpitalu na syfa i jadłaś chude zupki mleczne! […] – Patrycja z lubością drażni Lukrecję (s. 46).

Widać w zamieszczonym w drugiej części powieści w quasi ogłoszeniu księdza – Duchowny 69, lat 40:

16 A. Skrendo, Miejsce ujawnienia, „Pogranicza” 2005, nr 1. 17 Ibidem.

(8)

Pochwalony! Duchowny szuka bratniej duszy (aktywnej, z włosami na klatce)! Wierzę, że w każdym Drugim Człowieku przebywa Bóg. Proponuję niezobowiązujące spotkania u Ciebie, celem uprawiania seksu oralnego i analnego (tylko kondomy). Chętnie żonaci, dzieciaci. Tylko komórka. Szczęść Boże (s. 150).

Widać w tych fragmentach druga stronę lacanowskiej twarzy, bliską tej opisa-nej przez Dantego w kręgu sodomitów:

w samej głębi dołu

Widzę lud w strasznym pławiony kanale, jakby wszech kloak brud mieścił pospołu. Okiem powiodę i ujrzę łeb w kale Tak umazanym ciężkim i smrodliwym, Że ksiądz czy laik, nie rozeznać wcale19.

Jean Clair w eseju De immundo (O nieczystości) wykazał, jak „abjektalność” podmiotu łączy człowieka ze sztuką daleką od „dezodoryzacji”20 – sublimacji.

Naturalnym wyrazem twórczości abiektalnej musi wówczas stać się krew, brud, wszelkie wydzieliny, wreszcie wspomniany kał, pokrywający twarz – dawną świę-tość człowieka.

Łatwo zaszufladkować Lubiewo jako książkę „o wrednych ciotach”, „zboczeń-cach” i wyrzucić jej treść daleko od siebie, jako przeznaczoną tylko dla homoseksua- listów. Jednak nie dla nich napisał ją Witkowski. Odnajdujemy w Lubiewie specyficz-ny przepis na powieść gejowską:

Napisz koniecznie książkę o nas, o nas – gejach… Musi to być historia dwóch gejów z klasy średniej, z wyższym wykształceniem, którzy stworzyli trwały związek i chcą adoptować dziecko, ale napotykają na problemy […]. Żeby czytelnik sam widział, jakie to niesprawiedliwe. I na końcu niech sobie adoptują kota, to znaczy tfu! Niech sobie kupią kota. I nazwą go tak, jak dziecko chcieli nazwać (s. 138).

Albo by zawierała tylko „na każdej stronie, wielkimi literami” w duchu „Gazety Wyborczej”: „Więcej złota dla Izrael! Więcej złota dla Izrael! Więcej złota dla Izrael!” (s. 333), jak czytamy w prześmiewczym zakończeniu. Jak by nie patrzeć na pierwszą charakterystykę idei powieści gejowskiej, widać potrzebę jej tendencyjności, zajęcia się sprawami społeczeństwa gejowskiego. Witkowski napisał jednak Lubiewo całko-wicie pod prąd wszelkim modelom, walorom emancypacyjnym. Stworzył powieść dla wszystkich, choć przecież nie o każdym.

Andrzej Stasiuk pisząc o niej, wskazywał na „dotkniecie prawdy”, jakie doko-nało się w Lubiewie21. Bez wątpienia zawarte jest w powieści Witkowskiego wielkie

przerażenie. Autor brutalnie unaocznił upadek człowieka, jeden z toposów naszej kultury. Ktoś mógłby się oczywiście nie zgodzić na interpretację treści „ciotowskie-go Dekameronu” jako rzeczy o kondycji człowieka i je„ciotowskie-go granicach. Kierowanie jed-nak Lubiewa na półkę z literaturą homoseksualną, niszową, literaturą obrzeż, jest

19 Dante, Boska Komedia, op. cit., XVIII, w. 112–117. 20 Termin Jeana Claira.

(9)

[238] Wacław Marszałek wypchnięciem problemów każdego z nas: samotności, pustki, upadku, zagubienia, nałogu, w końcu: choroby, cierpienia, śmierci. Autor mówi odbiorcy: przeżyj ten koszmar bez środków znieczulających, bez upiększeń i powoływania się na wyższe cele, gdyż tylko tak możesz uwolnić się od strachu.

Facing diversity – “lubiewo” by Michał Witkowski

Abstract

The article deals with the category of sexual diversity and presents gay literature from this perspective. The author differentiates between gay literary creation (gay and lesbian literature) and the inherent homoerotism of the text. The article concentrates on the novel by Michał Witkowski entitled “Lubiewo”, which is regarded as a milestone in the Polish literature dealing with diversity. For the first time the camp aesthetics is so clearly and completely incorporated into the poetics of a text. Up till now, Polish literature, as it is visible in texts by Jarosław Iwaszkiewicz or Julian Stryjkowski, has been permeated with sublimation and rarely talked about sexual issues clearly and openly.

The article also discusses the question of disgust and repulsion that can be evoked by literature which shocks with the obscenity and perverse behaviour. It is shown that examining even the most aberrant cases of human behaviour can only enrich the synthetic image of the truth about man. In the novel, the presentation of the subject suggests that it should be placed in the sphere of the “abject” – Julia Kristeva’a “pomiot” – of the subjectivity, which contains what is socially unacceptable: impurity, wickedness, and hideousness; which evokes both abomination and fascination.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nadfioletu i podczerwieni oczywiście nie zobaczymy – ale emitowane fotony o takiej częstotliwości na jaką jest wrażliwe nasze oko (czyli światło widzialne)

Matki nie powinny zabraniać dzieciom tego typu zabaw, nie mogły być nadopiekuńcze, nie wolno było im rozczulać się nad każ­ dym zadrapaniem czy rozdartym

chronologia wyraźnie wskazuje na to, że to właśnie wydane w 2006 roku ukra- ińskie tłumaczenie Lubiewa stało się tym pierwszym przykładem powieści ge- jowskiej lub

Giambatistta Vico a polska myśl humanistyczna 69 Tematy wspólnoty, kształtowania się społeczeństwa, a także osiągnięć cywi­.. lizacyjnych były podstawowymi wątkami

Niechaj zatem będzie wiadome waszej gorliwości, że na prośbę męża apostolskiego (takiego to) biskupa tego miasta, dla zyskania sobie wiecznej nagrody, udzieliliśmy mu

„Ciota” - intelektualistka świetnie zna normy poprawnościowe polszczyzny, świetnie zdaje sobie sprawę z tego, jak ma wyrażać się im pretynent

Świadczenie usług porządkowo-czystościowych wewnątrz budynku Centrum Pediatrii im. Jana Pawła II w Sosnowcu Sp. Przedmiotem zamówienia jest kompleksowe świadczenie

• BohdanZadura, poeta, redaktor naczelny „Twór- czości", puławianin Z Wisławą Szymborską zetkną- łem się kilka razy, ale zawsze było to tylko przywitanie czy uś-