• Nie Znaleziono Wyników

View of Polonia paragwajska

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Polonia paragwajska"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

STUDIA POLONIJNE T. 1. LUBLIN 1976

PIOTR TARAS SAC, ANTONI BRĄCZEK SVD i

POLONIA PARAGWAJSKA

Pow iedzenie, iż „nie m a n a świecie k raju , gdzie nie byłoby Polaków ”, nie jest dalekie od praw dy. Różnorakie przyczyny spraw iły, iż nasi ro ­ dacy są n a w szystkich k o n ty n en ta ch i w e w szystkich zak ątk ach św iata. Jed nym em igracja przyniosła w zględnie szybki aw ans ekonom iczny i spo­ łeczny, dla innych stan o w iła tw a rd ą drogę życia.

Rację, jakie skłaniają nas do szukania łączności z w ielkim i skupiska­ m i polonijnym i, nie d ają podstaw do zapom inania o innych — m ałych — polskich społecznościach. Takim n iew ielkim skupiskiem , żyjącym w tr u d ­ n y ch W arunkach, jest Polonia paragw ajska.

W arunki geograficzno-historyczne spraw iły , że w dziejach P arag w a­ ju 1 nie obserw ujem y wielkiego rozw oju ani k u ltu ry , ani gospodarki. Taki stan rzeczy dzielą rów nież em igranci, jakkolw iek Polacy od początku w yróżniali się sw oją k u ltu rą i zaradnością gospodarczą.

Je d n y m z pierw szych Polaków osiadłych w P a rag w a ju by ł Józef M ystkowski, pow staniec z 1830 r. P rzy b y ł on tam w 1840 r. i po w yk o ­ n an iu szeregu pow ierzonych m u prac z zakresu inżynierii został m iano­ w any pułkow nikiem w ojsk paragw ajskich oraz szefem inżynierii w o j­ skow ej'2.

Za rządów d y k tato ra C arlosa A nto n ia Lopeza (1841-1862) n a stą p ił rozwój gospodarczy k ra ju : budow ano m iasta, drogi,, Otwarto pierw szą w A m eryce Południow ej kolej z A suncion do P arag u ary , zaczęto też _ ściągać osadników. „Pom iędzy ówczesnym i przybyszam i z E urópy — pi­

sze podróżnik X IX w. Józef Siem iradzki —- sporą garstk ę stanow ili Po­ lacy, bardzo przychylnie przez rząd przyjęci. W iększość ich w yginęła n a w ojnie późniejszej [...]” 3. Chodzi tu o w o jn ę z B razylią, A rg e n ty n ą i U rugw ajem (1864-1870). '

1 Paragwaj — państwo niepodległe od 1811 r. położone w środkowej części Ameryki Południowej, o powierzchni 406 752 km2, Posiada 2300 tys. m ieszkańców (1972). Jest to część dawnych redukcji jezuickich (1611-1768), gdzie przetrw ały — wraz ze swoją kulturą i językiem — plemiona indiańskie.

2 W. M a z u r k i e w i c z . Argentyna, Paragwaj, U rugw aj. W : Polska i Polacy w cyw ilizacji św iata. T. 1. Warszawa 1939 s. 29.

(2)

Pod w zględem um iłow ania wolności i gotowości do w alki Polacy są bliscy P arag w aj czykom. „W alczono n a śm ierć i n a życie — jak pisze S iem iradzki —■ i P aragw aj uległ dopiero w tedy, gdy z dwum ilionowej ludności pozostało przy życiu zaledw ie 170 tys. kobiet i dzieci, a o sta t­ ni dorosły m ężczyzna poległ n a polu w a lk i” 4. W śród poległych znalazł się m. in. in żynier Luis M yszkowski, obrońca C urupayty, n a cześć k tó ­ rego parag w ajsk i poeta M anuel D om iniquez napisał poem at pt. lauerte

de un Polaco 5, gdzie sław i jego b o haterstw o i poświęcenie dla przybra­

nej ojczyzny.

Od tego czasu kraj zniszczony, odcięty od św iata, rządzony przez róż­ nego p o kroju dy k tato ró w , nie uw zględniających potrzeb społeczeństwa, w strząsan y rew olucjam i, w o jn ą z Boliwią, popadł w nędzę i gospodarcze zacofanie. 85% ludności do dnia dzisiejszego utrzy m u je się z p ry m ity w ­ nego ro ln ictw a o raz hodowli. Z upełnie b ra k jest przem ysłu.

Ks. Ignacy Posadzy, odw iedzając w 1930 r. polskich osadników w p a­ ragw ajsk iej kolonii Fram , pisał o najbliższym m ieście:

Carmen to mieścina, że pożal się Boże. Wszystkie domki kryte trawą, często bez okien i drzwi. Nie wyłączając domu policji, burmistrza i in ­ nych grubych ryb kam ieńskich. Krowy chłodzą się w cieniu chałup. A uliczkami m iasteczka sunie korowód tutejszych wozów ciągnionych przez szare b a w o ły 6.

N iew iele lepiej przedstaw iało się w ojew ódzkie m iasto Villarica, siedziba d elegata cyw ilnego. M Lepecki pisał:

Delegatura m ieściła się w murowanym parterowym domku, ocienionym drzewami paraisowymi. Przed w yjściem wygrzewało się na słońcu k il­ kunastu żołnierzy — policjantów, a jeden z nich, w połatanych trze­ wikach, spacerował z karabinem na posterunku. Zauważyłem później, że cały ten odwach m iał tylko jedną parę butów, którą na zmianę wkładali w artow nicy pełniący służbę przed b udynkiem 7.

O pisy te dobrze ilu s tru ją zamożność Paragw aju.

Po II w ojnie św iatow ej sy tu a c ja gospodarcza tego k ra ju zm ieniła się nieco lepsze. W 1957 r., aby uw olnić się od zależności gospodarczej od A rg en ty n y , rozpoczęto budow ę m o stu n a rzece Paragw aj w stolicy A sun­ cion oraz au to stra d y do p o rtu m orskiego w P a rag u a ry (Brazylia).

4 Tamże.

5 „Revista de las Fuerzas Armadas Paraguyas” 176:1960, E. Pyzik (Los Pola- cos en la República A rgentina y A m erica del Sur. Buenos Aires 1966 s. 29 n.) mówi

o nim jako o powstańcu z 1863 r. Być może chodzi tu o wspomnianego wyżej M ystkowskiego.

6 Drogą pielgrzym ów . Potulice 1934 s. 256.

(3)

Zastój gospodarczy nie ściągał tam w ielu osadników . Mimo to w historii tego k ra ju nie b rak u je polskich nazw isk. W lata ch siedem dżie- siątych X IX w. płk R. A. Chodasiewicz opracow ał plan przebudow y znisz­ czonej stolicy p aństw a Asunción. W n a stęp n y ch latach p rzy b y w a ją ' tam polscy osadnicy z sąsiedniej B razylii czy A rg en tyny. Najczęściej są to ofiary em igracyjnej „gorączki b razy lijsk iej”, ja k a opanow ała ludność pol­ ską w 2. poi. X IX w. Nie znalazłszy dogodnych w a ru n k ó w życia w pro ­ ponow anych im koloniach, n a w łasną rękę osiedlali się n a in ny ch tere ­ nach. Jed n i całym i grupam i przyłączyli się do p ow stających w ty m czasie w P arag w aju kolonii (takich spotkał Siem iradzki pod koniec X IX w. w G onzalez)8, inni — ja k N o w ak o w sk i9 czy Don A ntonio 10 — zaszy­ w ali się w puszczy, jeszcze inni — ja k J a n K ról z Zakopanego lub W. Białoboćki, d y rek to r szkoły w ojskow ej — szukali pracy w m ie ś c ie u . Znaleźli się rów nież Polacy, k tórzy usiłując zm ienić sytu ację w k raju , wchodzili w w ir politycznych rozgrywek.. Ó jednym z n ich — Diego Kom skim — opow iada Lepeeki:

Nazwisko to słyszałem w Paragwaju już kilkakrotnie. W ymieniano je z okazji niedawno ukończonej rewolucji, w której Komski brał udział jatko dowódca jednego z oddziałów, a później komendant m iasteczka Santa Catalina, broniącego się uporczywie i długo już po upadku pow ­ stania 12.

Trudno Określić liczbę tego ro d zaju rozproszonych Polaków osiadłych W Paragw aju. Ulegli oni bow iem szybkiej asym ilacji. N a uw agę zasłu­ guje jedno zw arte osiedle Polaków w kolonii Fram , do dnia dzisiej­ szego zachow ujące świadomość i polską k u ltu rę. W 1927 r. ko m p an ia ko- lonizacyjna S u ch ana-C ristopersena z Buenos A ires rozpoczęła osadzać em igrantów, z Europy (głównie z Polski) w m iejscow ości Fram , odległej 6 km od C arm en del P arana. P rzyb y w ali tam głów nie U kraińcy; Polacy stanow ili 20% em igrantów .

Pierw si przybysze przed w yjazdem z k ra ju w ogóle nic n ie słyszeli o Paragw aju. Po I w ojnie św iatow ej k rąży ły w Polsce bro szury opisu­

8 S i e m i r a d z k i , jw. s. 233. 9 Tamże s. 210.

10 O Don Antonio opowiada nasz podróżnik Stefan Barszczewski (Na ciem ­ nych wodach Paragwaju. Lwów—Warszawa 1931 s. 49). Na pytanie, czy nie tęskno mu do świata, odparł: „To tak jakby pan ryby pytał, czy tęskno do sieci rybaka [...] Dzieckiem niemal wyszedłem z kraju rodzinnego, przedeptałem w mundurze mil tysiące. Walczyłem. [...] Zwiedziłem pół Europy, w końcu m iałem tego dosyć [...] Plunąłem na wasz św iat cyw ilizow any”.

11 P y z i k , jw. s. 31.

12 Komskiego spotkał w latach trzydziestych X X w. Lepeeki w puszczy, gdzie ukrywał się przed władzami. Był to syn polskiego kolonisty Komorowskiego z Opo­ la, osiadłego w Brazylii (jw. s. 136 nn.).

(4)

jące bogactw a A rgentyny, m ożliwość pracy, niskie ceny ziemi (1 h a ziemi kosztow ał tam ok. 10 zł, w Polsce zaś 1500— 2000 zł), piękno przyrody i swobodę życia. Zachęcało to w ielu do ^m igracji. Z propozycją osiedle­ n ia się w P a ra g w a ju zetknęli się dopiero w Buenos Aires, gdzie zwykle w itan o przy b yw ający ch bardzo serdecznie. P am ię ta ją te dni dziś jeszcze żyjący p ierw si m ieszkańcy F ram u. S tanisław Szostak w spom ina o w ielkiej uczcie przygotow anej dla n ich w d n iu p rzybycia o raz o dobrej opiece przez pierw sze dni ich p obytu w A rgentynie. Józef Golasik opowiada, ja k polskich em igrantów w itał sam prezydent A rg enty ny A belard, za­ pew n iając ich o p rzy jaźn i i pomocy ze stro n y rządu.

Z czasem rzeczyw istość okazała się nieco inna. K ryzys gospodarczy i w ielkie fale im ig ran tó w z Włoch, Niemiec i Rosji spowodow ały tru d ­ ności n a ry n k u pracy. Ludzie prości bardzo często byli w ykorzystyw ani; pozbaw ieni p e rsp e k ty w znośnego życia załam yw ali się, chcieli w racać do k ra ju lub w ęd row ali n a inne teren y .

W celu opieki n a d polskim em igrantem pow stał w W arszaw ie S yndy­ k a t E m igracyjny, k tó ry załatw iał form alności przejazdow e, zaw ierał um o­ w y z kom paniam i kolonizaeyjnym i i czuw ał n ad losem osiedleńców (w łączności z polskim i placów kam i dyplom atycznym i). W 1935 r. udał się do P a ra g w a ju m jr M. Lepedki, k tó ry pisał:

Do kolonii Fram przybywają w ciąż nowi osadnicy z Polski. Są to prawie bez wyjątku krewni i znajomi już tu mieszkających. Przyby­ w ają na skutek zachęcających do emigracji listów. Są to zwykle ma­ łorolni lub małom iasteczkowi rzem ieślnicy. Przed opuszczeniem Polski w yzbyw ają się warsztatów pracy [...] paląc w ten sposób za sobą mosty. W yjeżdżają na za w sz e 13.

N a jego w n iosek zaw arto porozum ienie w spraw ie kolonizacji w iel­ k ich obszarów F ram u przez polskich o b y w a te li14. Do 1937 r. w yjechało tam ok. 7 tys. U kraińców o raz 2 tys. Polaków , co stanow iło 5% ludności całego k raju . K ażda ro d zin a o trzy m y w ała do u p raw y 25 h a lasu.

D roga jed n ak , ja k ą m u siał przebyć polski kolonista, zanim stał się posiadaczem działki w P arag w aju , n ie b y ła łatw a. K oszt podróży z Polski do P a ra g w a ju w yno sił m in im um 750 zł od osoby. Poza ty m należało zło­ żyć w S y n dykacie E m igracyjnym 800 zł kaucji oraz 350 zł zadatku n a ziemię. W w a ru n k a ch m iędzyw ojennych był to w y d atek wielki, n a jaki ludzi bied ny ch n ie było stać. W yjeżdżający zw ykle sprzedaw ali w szystko, b y zdobyć w y m agan ą sum ę pieniędzy, i w te n sposób palili za sobą m o­ sty. Po p rzy b y ciu n a m iejsce czekał ich n iem ały tru d . Należało karczow ać dżunglę, w alczyć ze szkodnikam i, ‘bronić in w en tarz przed drapieżnikam i

13 W cieniu K ordylierów . Warszawa 1937 s. 134. 14 M a z u r k i e w i c z , jw. s. 24.

(5)

i gadami, a całe gospodarstw o przed n ap ad am i złodziei. W ielu przybyszy w ykańczała m alaria.

Aby ustrzec obyw ateli przed lekkom yślnym i decyzjam i, S y n d y k a t E m i­ gracyjny w ydał w 1937 r. specjaln y przew odnik pk W iadom ości o Pa­

ragwaju. Inform ow ał on o u stro ju pań stw a, ludności, o pieniądzu i ce­

nach, o system ie m iar, gospodarce i o u p raw ie roślin. D aw ał w skazów ki co do w yb o ru działki, sposobu karczo w ania lasu i u p ra w y pola. M ówił o ciężkich w aru n k ach pracy, czyhających niebezpieczeństw a, insektach, epidem iach i o sposobach ch ro n ien ia się przed nim i. To rac jo n aln e przed ­ staw ienie sp raw y w y jazd u do P arag w aju , zw iązane z n im koszty i ^ r e s z ­ cie II w ojn a św iatow a spraw iły, że licżba Polaków iv kolonii F ram już nie wzrosła.

Rząd i społeczeństwo paragw ajsk ie w ysoko cenili polskich osadników za ich pracow itość i ponierskość w ro zw ijan iu k u ltu ry tego kraju.. M azur­ kiewicz pisał:

Rząd paragwajski zdaje sobie sprawę z w ielkiego znaczenia kolonizacji polskiej dla rozwoju kraju, z całą też życzliw ością ustosunkowuje się do polskich poczynań osadniczych; w listopadzie 1936 r. w yszedł dekret, przyznający pewne przywileje kolonizacji polskiej [...J, Według sprawoz­ dań oficjalnych m inisterstwa rolnictwa koloniści polscy w yw ierają do­ datni wpływ na ludność m iejscową [...] Polacy wprowadzili [...] system regularnej pracy i rozumnego wyzyskania gleby [...] W ■ dziedzinie bu­ downictwa również widoczny jest w pływ polski na m iejscową lud­

ność [...] 15.

Oczywiścić, o „pionierskości” polskich osadników m ożna m ówić w relacji do gospodarki tubylczej ludności, a n ie w rela cji do k u ltu ry rolnej wysoko rozw iniętych krajów . E m igrujący chłop polski n a pew no, n ie pro ­ w adził w k ra ju gospodarstw a o w ysokitn stan d ard zie k u ltu ry ro ln e j, a p a­ ragw ajskie w a ru n k i też nie daw ały m u tak ich możliwości.

P otw ierdza to relacja naocznego św iadka. Ks. Posadzy, odw iedzając w 1930 r. polskich osadników w kolonii Fram , pisał np. o gospodarstw ie K om arka:

Obejście, jak na dwa lata istnienia, ładne i zasobne. Chlewik, kurnik, no i duża chałupa zbita z bali cedrowych i pokryta trzciną leśną. Du­ ma i chluba kolonii [dodajmy: w paragwajskim kontekście], [...]. Zdo­ łał on już wyrąbać parę hektarów lasu. Nasadził trzciny cukrowej, ku­ kurydzy, manjoki' słodkich kartofli, a przede w szystkim bawełny. B a­ wełna, owo „złoto białe” Ameryki Południowej [...]. Przeciętnie zbierali 1500 kg z hektara. A za kilo płacono 70 gr [...] w ięc dorobek był ład- 1 ny [...] Ale cóż — Pan administrator stwierdził w kilka tygodni po

(6)

zakupie, że bawełna jest tylko drugiej i trzeciej klasy. Przeto zapłacić może zaledwie po 25 gr. Cóż poczną koloniści przeciwko takiej swawoli wyzyskiw acza ? 16.

-W tych tru d n y c h w a ru n k ach n ie w szystkim powodziło się tak dobrze. Ks. Posadzy pozostaw ił też św iadectw o życia rodziny ukraińskiej.

Za godzinę — pisał — byłem w domu Tołopyły [...]. W kącie łóżko z drążków leśnych: suchą trawą i liściem palmowym zasłane. Przy nim na postronku przywiązane cielę i prosiąt parę. Na łóżku umierający. Żona i czworo dzieci, w szyscy o trupiej bladości, ofiary zaraźliwej „chuchu”,17.

N iejako sym bolem w k ład u polskich rolników w latach trzydziestych X X w. w rozwój gospodarki i k u ltu ry P a rag w a ju była ówczesna działal­ ność to w arzy stw a rolniczo-ośw iatow ego Jedność oraz działalność M. Mi­ chałow skiego — e k sp erta do sp raw ro ln ictw a w tym kraju. Oprócz niego w ielkie zasługi położył tam rów nież in ży n ier B. P aprocki — szef sekcji stud ió w i p ro jek tó w w m in iste rstw ie gospodarki. Jem u zaw dzięczają swój rozw ój i m odernizację m iasta: E ncarnation, Villarica, a przede w szystkim

A suncion ze sław nym P a n te o n e m 18. ‘

Oto obraz sytu acji polskich osadników w Paragw aju. N ielada osiąg­ nięciem z ich stro n y było w ykarczow anie lasu i upraw a, choćby w p ry ­ m ity w n y sposób, uzyskanego pola. Pozw alało to zaspokoić ich potrzeby i rozw ijać dalej gospodarstw a. Chociaż byli gru p ą „pionierską”, to jed ­ n a j żyjąc w biednym i zacofanym k ra ju , w jakim ś stopniu dzielili jego s ta n d a rd życia.

P ow staje tu in teresu jący problem : ja k w ygląda proces asym ilacji Po­ lonii p a ra g w ajsk ie j? Czy zachodzą tam te same praw idłowości, co w procesie asym ilacji Polonii A m eryki Północnej? M amy bowiem dwie spo­ łeczności polonijne do siebie podobne (Wywodzące się z tych sam ych w a rstw społecznych i stanow iące ok. 4% całej ludności k ra ju swego osie­ dlenia), ale usytu o w ane w różnych w arunkach.

W społeczeństw ie USA Polacy stanow ili jed n ą z najniższych klas społecznych; często pogardzani i w yśm iew ani, żyli z kom pleksem niż­ szości, w P a rag w a ju zaś byli szanow anym i „pionieram i”.

U trzy m anie narodow ej świadomości Polonii Stanów Zjednoczonych w iązało się z u trzym aniem polskich parafii, stow arzyszeń, czasopism, sżkól n auczających język a polskiego, k o n tak tó w z Polską, z zachow aniem polskich trad ycji, polskiej k u ltu ry . A sym ilacja rozpoczynała się od akul- tu ra c ji — przyjęcia zew n ętrzny ch form k u ltu ry , sposobu bycia szerszego

18 Jw. s. 257 nn,. 17 Tamże s. 260.

(7)

społeczeństwa, pogłębiała się zaś przez w chodzenie do jego klubów i sto­ w arzyszeń, przez zaw ieranie m ieszanych m ałżeństw . (Oczywiście, uprze­ dzał ją n ajp ierw proces społecznej in teg racji: ekonom icznej, ośw iatow ej, kulturow ej, zdobyw ania rów nych pozycji społecznych).

Chcielibyśm y wiedzieć, jak tego ro d zaju procesy przeb iegają w spo­ łeczności polonijnej usytuow anej w in nych w arun kach, w społeczeństw ie o niższej k u ltu rze —■ w Parag w aju . N iestety, b ra k jest odpow iednich studiów socjologicznych w tej dziedzinie. M usim y się przeto zadowolić spontanicznym i spostrzeżeniam i, ja k ie zebrał w śród Polonii p a ra g w aj­ skiej jej obecny duszpasterz A ntoni Brączek SVD:

Po przezw yciężeniu pierw szych trud n ości osadniczych i po jako ta­ kim zagospodarow aniu — pisze on — polscy em igranci zaczęli m yśleć 0 zorganizow aniu życia k ulturaln ego , społeczno-religijnego. Z organizow a­ no n ajp ierw Tow arzystw o Polskie, k tó re następ n ie przyczyniło się do zbu­ dowania Dom u Polskiego przy ul. Calle B, ja k rów nież szkoły polskiej, a z czasem (1939-1941) i polskiego kościoła. Jed n o stk am i n ajb ardziej aktyw nym i w tym czasie okazali się: prof. K obyliński, C zarnecki i Go- lasik, a w następnych latach — B ojarczuk i Ziomek. T ow arzystw o p o l­ skie jako pierw sze zadanie postaw iło sobie uzyskanie od w ładz p arag ­ w ajskich pozwolenia na założenie szkółki polskiej. Pozw olenie o trz y m a ­ no przy w ybitnej pomocy Polonii arg en ty ń sk iej. N a w alnym zeb ran iu or­ ganizacji polonijnych w Posadas (A rgentyna) Zubrzycki, w ielki p atrio ta, udzielił wszelkiej pomocy duchow ej i m aterialn ej — i ta k p raca ruszyła. Inicjatorem założenia szkółki polskiej był prof. K obyliński, a pierw szym nauczycielem został Golasik. Szkołę inaugurow ano ju ż w 1932 r. rozpo­ częciem pierwszego rokii nauki. J a k stw ierd ził pierw szy jej nauczyciel, „szkoła z powodu n ap ły w u now ych em igrantów m iała w szelkie szanse

rozw oju” . /

N iestety, w n astęp nych latach w Tow arzystw ie Polskim w y n ik ły n ie ­ porozum ienia, a brak i finansow e zm usiły do u stąp ien ia G olasika ze s ta ­ nowiska nauczyciela. Po nim kierow nictw o i n a u k ę w szkole prow adził Czarnecki, ale po krótkim czasie i on u stąp ił i tak skońćzyła się pięknie 1 z zapałem rozpoczęta praca k u ltu raln a, ośw iatow a. Za te n stan rzeczy należy w inić zarów no b rak opieki i pom ocy ze stro n y rząd u polskiego, jak i ze stro n y Kościoła. B rak było bow iem polskiego duchow ieństw a i stałej opieki duszpasterskiej w śród Polonii paragw ajsk iej.

Jednakże polscy em igranci czuli potrzebę p o dtrzym ania polskiej k u l­ tury. Dlatego pomimo nieporozum ień i sprzecznych in teresó w zbudow a­ li n a skrzyżow aniu ul. Calle B i Calle 4 Dom Polski, gdzie spotykano się, organizow ano zabaw y i inne im prezy ku ltu raln e.

(8)

rozpoczęto też sta ra n ia o budow ę kościoła naprzeciw istniejącego już cm en tarza polskiego przy Calle C.

W dniach 8-11 IX 1935 r. przyb y ł do kolonii F rám m łody ówczesny re k to r Collegium S an R oque w Posadas (A rgentyna) J a n Yagas SVD — A rgentyńczyk polskiego pochodzenia: O dpraw ił tam mszę św. z polskim kazaniem , choć — w spo m in ają —■ słabo w ładał językiem polskim. W la­ tach 1935-1937 ks. Yagas by ł proboszczem w E ncam ación (ok. 30 km n a w schód od kolonii Fram ). Chociaż b y ł jed yn ym proboszczem w całym rozległym departam encie ITA PU A — jed n a k i wówczas odw iedzał re ­ gularn ie 3-4 raz y w ro k u kolonię Frąm , a kosztowało to wówczas 2 dni drogi w jed n ą stronę. Z biegiem czasu zjaw ili się i polscy m isjonarze —- głów nie ze Zgrom adzenia Słow a Bożego — w izytując polskich kolonistów w P arag w aju . W dniach 21-22 X I 1937 r. odwiedzili • kolonię F ram dw aj polscy w erbiści z Apostóles z A rg enty n y, a m ianow icie Ludw ik W idera i J a n Łakota. O dpraw ili oni msze św., głosząc po polsku słowo Boże, spo­ w iadając, chrzcząc i łącząc m łode p a ry w sakram encie m ałżeństw a. Ks. Ł akota do stycznia 1939 r. przyjeżdżał tam jeszcze 5 razy. Jego" zasługą było to, iż rzucił m yśl zbudow ania polskiego kościoła w kolonii Fram i zapalił do tej idei tam tejszych Polaków . Założył więc kom isję do jego budow y, a podczas sw ej o statniej w izy ty — 6 1 1939 r. — położył kam ień w ęgielny i pobłogosław ił krzy ż n a m iejscu przyszłego kościoła przy ul. Calle C-3. P ra ca ruszyła. W m arcu 1939 r. z A rgentyny przybył do En- ćarńoción F ranciszek Cedzich, polski w erb ista z Dolnej (woj. opolskie n a Śląsku), późniejszy biskup w A lto P aran a, niezm ordow any m isjonarz, . k tó ry n ie zapom inał o sw ych polskich rod akach z kolonii Fram . W 1938 r.

opuścił Polskę i rozpoczął pracę w śród Polonii argentyńskiej w Buenos Aires. Założył tam , razem z A leksandrem M ichalikiem SVD, również polskim m isjonarzem , dw um iesięcznik' „Bóg i O jczyzna” .

On to z całym zapałem prow adził dalej dzieło rozpoczęte przez ks. Łakotę. 16 IV 1939 r. zreorganizow ał kom isję do budow y kościoła. P raca ruszy ła raźniej, gdy ks. Cedzich odw iedzał k o lonię regularnie, tj. co 2 m ie­ siące (kwiecień, czerwiec, sierpień, październik i grudzień 1939 r.) zachę­ cając i dodając każdorazow o bodźca do pracy. Kościół rósł ku radości w szystkich. Rów nolegle z pracam i przy budow ie kościoła rozw ijał pracę duszpasterską. W dniach 11-17 II 1940 r. ks. Cedzich zorganizow ał ka­ techezę, przygotow ując dzieci do pierw szej spow iedzi i kom unii św., któ­ r a odbyła się 18 II 1940 r. B yła to pierw sza w ielka uroczystość w kolonii Fram , co ożyw iło w ielce d u ch a w ia ry w śró d polskich em igrantów . W październiku 1940 r. z pow odu K ongresu Eucharystycznego w E ncar­ nación p rzerw an o pracę przy budow ie kościoła, ale był już on praw ie gotowy. Po zakończeniu kdngresu kontynuow ano prace wykończeniowe. Rów nocześnie przygotow yw ano się do w ielkiej uroczystości. Ks. L. W

(9)

i-dera przeprow adzał okolicznościowe m isje (31X11 1940-41 1941), jed - i nocześnie przygotow ując n a stę p n ą g ru p ę dzieci i w iern y ch do pierw szej kom unii św. i sak ram entu bierzm ow ania. W m iędzyczasie B ojarczuk i B randa przyw ieźli do kościoła z E ncarnación piękny, zrobiony z d rew n a ołtarz (z\ K ongresu Eucharystycznego). Zbliżył s ię . histo ryczny dzień poś­ w ięcenia polskiego kościoła w kolonii Fram . W niedzielę 5 1 1941 r. bp dr A ugustyn Rodriguez — o rd y n ariu sz z V illarrica — w asyście'liczn y ch kapłanów oraz olbrzym iej rzeszy w iern y ch z całej kolonii F ram dokonał uroczystego pośw ięcenia kościoła pod wezw. M atki Bożej K rólow ej Polski.

W ybudow anie kościoła nie oznaczało jeszcze otw arcia polskiej p arafii ani stałego duszpasterstw a. Ciągle b ra k było księży. Pozw alało to jed n a k n a comiesięczny przyjazd ks'. Cedzicha, proboszcza w C arm en del P aran a,

z posługą duszpasterską. Rychło przy kościele zaw iązały się (w 1941 r.)

religijne stow arzyszenia: Ż yw y Różahiec P a ń i P anien.

K iedy zakończyła się p raca przy budow ie kościoła przy Calle C-3, z po­ wodu w ielkich odległości oraz w zro stu liczby em igran tów polskich za­ chodziła potrzeba w zniesienia now ej kaplicy n a F ram A perea, odległej od poświęconego już kościoła o 17 km n a północ. K aplica pod wezw. Ducha Św iętego została pośw ięcona 20 VII 1942 r. przez tego sam ego bpa Rodrigueza z Villarrica.

W 1942 r. odw iedził kolonię F ram w spółzałożyciel ) w sp ó łred ak to r dw um iesięcznika „Bóg i O jczyzna” ks. M ichalik. Jego odw iedziny p rz y ­ czyniły się do ożyw ienia czytelnictw a i polskości Polonii paragw ajsk iej. W tym że sam ym rok u zjaw ił się w kolonii F ram ks. F ilip Daehowski, były profesor w Paryżu, którem u udało się źbiec z okupow anej ojczyzny. W dniach 31 III-5 IV 1945 r. podczas W ielkiego T ygodnia przeprow adził on w polskim kościele rekolekcje. M ieszkając w pobliżu A postoles (A rgen­ tyna), ponaw iał je corocznie do 1962 r., kiedy to zm arł n agle w gościn­ nym dom u Bojarczuków.

26 X II 1942 r. ks. Cedzich przygotow ał 28 dzieci do pierw szej kom unii św. w polskim kościele przy Calle. C, a w św ięto T rzech K róli 1943 r. odbyła się po raz pierw szy w kaplicy n a F ram A p erea p ierw sza ko m u ­ nia św ięta 22 dzieci.

W m iędzyczasie, przy w spółpracy em ig ran tó w polskich, w ybudow ano jeszcze jed n ą kaplicę w kolonii F ram w dzielnicy z w a n e j' T upasy — co po guarani znaczy M atka Boża. W te n sposób polscy em igranci m ieli , 3 ośrodki ku ltu , lecz nie posiadali w łasnej parafii.

W latach 1944-1951 proboszczem w C arm en del P a ra n a był ks. Yagas. ' Oprócz rozległej parafii, k tó rą w izytow ał n a koniu, reg u la rn ie p rzyjeż­

dżał raz w m iesiącu do kolonii Fram!

Po nim probostw o w C arm en del P a ra n a o bjął Rom an Pilaszek SVD, który w 1939 r. opuścił Polskę i rozpoczął pracę duszp asterską w śród

(10)

Polonii arg en tyń sk iej. W ciągu 10 lat (1951-1960), gdy tylko pozwalała pogoda, odw iedzał d w a razy w m iesiącu em igrantów polskich w kolonii F ram przy Calle C-3, ja k rów nież na F ram A perea do czasu pow stania tam w 1960 r. sam odzielnej parafii.

Duże znaczenie dla u g ru n to w an ia życia religijnego i polskości m iały przy jazd y do kolonii F ram polskiego księdza: P io tra B urzaka (salezja-- nina), Pakosza (saletyna), Jerzego Łopaty, Józefa G in tera Firkusa, Józefa B artla (w erbistów ) oraz różnego podzaju uroczystości. Ożywiały one świadom ość narodow ą i w yodrębniały w spólnotę polonijną z całej spo­ łeczności kolonii. N ajlepiej uwidoczniło się to w przygotow yw aniu i w obchodach uroczystości m ilen ijn ych (1966).

W reszcie po przeszło 30 latach Polonia p aragw ajska otrzym ała w 1967 p. stałego d uszpasterza — ks. A polinarego Magolskiego. Zaraz po . sw ym przybyciu złożył on w izytę w szystkim polskim rodzinom, przez co ożywił w n ich w ięź społeczną z parafią. Przeniósł też Dom Polski z ul. Calle B n a Calle C obok kościoła, przez co wzm ocnił (scentralizował) polski ośrodek gru pow y w okół parafii. Od tego czasu częściej odbyw ają się w Dom u Polskim zebrania, przedstaw ienia, zabawy, w yśw ietlanie fil­ m ów, słuchanie polskich p ły t i tem u podobne im prezy kulturalne. Za­ łożono w n im rów nież bibliotekę z czytelnią polskich czaśopism.

W ro ku n astęp n y m (1968) przy b y ł tam rów nież A ntoni Brączek SVD, rozw ijając szeroką działalność d uszpasterską i polonijną. W r. 1973 p rzy ­ jechał Leon K aużyński SVD, k tóry został m ianow any profesorem u n i­ w e rsy te tu w E ncarnación. On jest obecnie głów nym opiekunem Polonii parag w ajskiej.

W 1971 r. ks. Brączek, spędzając w akacje w A lto P a ran a (północno- - w schodnia część Paragw aju), odw iedził pow stające tam centrum po­ lo n ijn e w M baracayu, gdzie zam ieszkało już kilkadziesiąt polskich rodzin. Ja k dotąd, b ra k u je w tym środow isku polonijnego ośrodka grupowego i org an izato ra życia społecznego. O siedlają się tam Polacy przybyw ający z Brazylii, którzy (podobno) nie znoszą w zrastającego w ty m k ra ju tempa życia. Przenoszą się do P a rag w a ju ze skrom nym dobytkiem i zaczynają niem al tak ie sam e życia, ja k ich ojcow ie przed 40 la ty : siekierą i ogniem k arczu ją dziew icze dżungle, b u d u ją pierw sze drogi i m osty, wznoszą do­ m y — zaczynają w surow ych w aru n k ach now e życie. J e s t to in teresu­ j ą c e zjaw isko, zasługujące n a bliższe b ad ania socjologiczne. Czy jest to

chęć w noszenia k u ltu ry w dzikie p rze strz e n ie k raju , czy może niezdol­ ność do życia i tw o rzen ia k u ltu ry w w a ru n k a ch w ym agających wyższych kw alifikacji, w iększego tem p a życia?

Obok tego jest rów nież odw rotny ruch m igracji polonijnej: w yjeżdża z kolonii F ram m łode pokolenie Polaków do A rg entyny i Brazylii, tgdzie szuka wyższego sta n d a rd u życia. N iestety bow iem Polacy,, m ając w tym

(11)

k ra ju możliwości, nie stali się klasą ludzi zam ożnych, nie byli i nie są czynnikiem dynam izującym życie gospodarcze, nie dążą do tw orzen ia „biznesu” . Po p rostu, po zagospodarow aniu się i zaspokojeniu sw oich pod­ staw ow ych potrzeb w iodą życie spokojne i rów nież asym ilują się.

Porów nanie życia Polonii am erykańskiej Stanów Zjednoczonych i P a ­ rag w aju w ykazuje, iż do u trz y m an ia i rozw oju w łasnej k u ltu ry oraz św ia­ domości narodow ej niezbędne są odpow iednie in sty tu cje i dobrze fu n k cjo ­ nujące ośrodki życia grupow ego w dziedzinie religijnej, gospodarczej, oświatow ej i społeczno-kulturalnej. K onieczna jest pew na sum a w zajem ­ nych kontaktów , pew na bliskość. One ch ro n ią jed no stkę od zagubienia się w obcym środow isku i d ają jej możność zajęcia odpow iedniej pozycji na płaszczyźnie gospodarczej oraz społecznej, z zachow aniem w łasnej świadomości narodow ej. M ówim y wówczas o procesie dobrej integracji, a nie asymilacji.

N iestety, Poloiiia p arag w ajsk a nie zdołała stw orzyć w łaściw ych więzi ani' in sty tu cji społecznych. Polskie rodziny b y ły rozproszone w w ielkiej, rozciągającej się na kilkudziesięciokilom etrow ej przestrzeni, kolonii Fram . W ysiłek Lepeckiego, k tóry w 1935 r. p rag n ął w ydzielić 200 działek w jednym m iejscu dla polskich osadników , nie został w pełni zrealizow any. Brak było też organizatorów życia społecznego. W przeciw ieństw ie do Polonii USA em igracja parag w ajska przez długi czas nie m iała pol­ skiego duszpasterza, b rak więc było bardzo w ażnego czynnika łączącego osadników — parafii. Nie funkcjonow ała też dobrze polska szkoła. Polacy nie utw orzyli żadnych kooperatyw gospodarczych, k tó re dałyby im do­ chody niezbędne do zdobycia pozycji społecznej i do prow adzenia akcji ku ltu raln y ch . Nie utw orzyli żadnych w łasnych w ydaw nictw , a skrom ne zapotrzebow ania czytelnicze zaspokajane były przez polskie w ydaw nictw a w A rgentynie i Brazylii. Nikłe też są ich k o n tak ty z k raje m m acierzy­ stym . To w szystko sp rzyja asym ilacji. Taki stan rzeczy zauw ażył ju ż w latach trzydziestych X X w. G rudziński, k tó ry pisał: „N ajbardziej u jem n ą stroną życia Polaków w ty ch k raja ch jest b rak w łasny ch organizacji n a - > rodowych, społeczno-ośw iatow ych, zaw odow ych i innych, które by speł­ niały w ielką rolę obrony polskości przed obcym i, asym ilującym i w p ły ­ w am i” 19.

Należy powiedzieć o jeszcze jednej ujem nej stronie życia polskich em igrantów w P arag w aju — o ich w ew nętrzn ym skłóceniu i niezgodzie. Je st to zresztą ch arak tery sty czn y ry s w szystkich skupisk polonijnych. Nie um ieją one znaleźć w spólnych w artości, które by pozwoliły p rze­ zwyciężać dzielące ich różnice. F ataln e zaś sk u tk i rozbicia są w szystkim oczywiste.

(12)

W ydaje się, że w łaściw e ukazy w anie troski o łączność i rozwój kul­ tu ry całego polskiego, n arod u , wobec którego wszyscy żyw ią uczucia głę­ bokiego p rz y w ią z a n ia 20, m ogłoby stanow ić w artość jednoczącą Polaków m im o różnych poglądów politycznych i rozbieżnych interesów p ry ­ w atnych.

20 Wszyscy, którzy zetknęli się z Polakami w Paragwaju, piszą o ich wielkim przywiązaniu, sentym encie do starego kraju, do polskiego narodu. Wspomniany już Don Antonio na d źw ięk polskiej m owy dostał nerwowego szoku. Kornski opowiadał o swojej matce, która niejako w testamencie przekazywała mu sw ą prośbę: „«Jak urośniesz, to pojedziesz do Polski, do m iasteczka Opole, leżącego niedaleko rzeid Wisły, i pójdziesz na cmentarz, gdzie znajdziesz groby twojego dziada i twojego pradziada». I zawsze jeszcze pytała: «Rozumiesz, Jakubek?» A ja zawsze odpowia­ dałem, że rozumiem i że do Polski, dq Opola, pojadę” ( L e p e c k i . W sewasach P aragw aju s. 158). O w ielkim zainteresowaniu Polonii paragwajskiej sprawami Polski m ówi ks. Brączek, podobnie jak duszpasterze wszystkich skupisk polonij­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeżeli natomiast reżyser miał dużo sukcesów, obsada jest mało znana to szanse na sukces filmu wynoszą kolejno 80% przy dużej widowni, oraz 35% jeśli widzów było

Podkreśla się konieczność ciągłego rozwoju innowacyjności firm, nabywanie kompetencji w zakresie zarządzania i wdrażania innowacji przez kadry managerskie oraz bieżące

W wydarzeniach sportowych organizowanych w pomieszczeniach, dla osób poniżej 20 roku życia, które należą do drużyn sportowych z tej samej gminy w środku zezwala się na

Przedstawienie „Z pieśnią do kraju”, z którym Teatr I Armii Wojaka Polskiego wmaszerował do Lublina, było jakby przedstawieniem modelowym, obliczonym na gusta

A cz­ k olw iek w przedstawionej przez Hilla historii ek w itów na uw agę zasługuje w iele zagadnień szczegółowych, n ie bez pożytku będzie zająć się przede

Podczas przedłużającego się strajku lekarzy, pielęgniarek i położnych drugą, po podwyżkach, omawianą kwestią jest prywatyzacja sektora ochrony

"Nigdy nie uda się złamać ludzi, którzy walczą o swoją wolność i trzymają się razem". Jakie znaczenie ma wolność dla

To właśnie wówczas zachwycony legionistami generalny kwatermistrz armii niemieckiej, niezwykle wpływowy generał Erich Ludendorff, podjął de- cyzję, przyczyniając się do