Kazimierz Wiliński
Helwecjusza filozofia dziejów
Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio F, Nauki Filozoficzne i Humanistyczne 21, 37-66
U N I V E R S I T A T I S M A R I A E C U R I E - S K L O D O W S K A L U B L I N — P O L O N I A
VOL. X X I, 2 SECTIO F 1966
Z K a te d ry F ilozofii Społecznej W ydziału Ekonom icznego UMCS K u ra to r: doc. d r B ohdan D ziem idok
K a z i m i e r z W I L I Ń S K I
H elwecjusza filozofia dziejów *
Ф и лософ и я истории Г ельвеция P h ilo so p h ie de l’h isto ire de Jle lv ć tiu s
1. STA N NATURY I UM OW A SPO ŁECZN A
„W yobrażę w ięc sobie ludzi, nie z n a ją cy c h z u p e łn ie p ra w an i sztuk, m niej w ięcej ta k ich , ja k im i m u sieli być w p ie rw sz y ch d n ia ch św iata. W idzę ich ro z proszonych po la sa c h ja k in n e żarłoczne zw ie rz ę ta ” .1
Tak w yobraża sobie H elw ecjusz p ierw szy okres istn ien ia człow ieka i m im o że u n ik a te rm in u „ sta n n a tu r y ”, to je d n a k obraz przezeń przed staw io n y nie różn i się n a pierw szy rz u t oka od w izeru n k u człow ieka w sta n ie n a tu ry , k tó ry p rzed staw ił R ousseau w R ozpraw ie o n ieró w
ności...:
„[...] ro z p a tru ją c człow ieka tak im , ja k im m u sia ł w yjść z r ą k n a tu ry , w idzę zw ierzę nie ta k silne ja k jedne, nie ta k zw inne ja k d ru g ie, lecz w su m ie o u stro ju najszczęśliw szym ze w szy stk ich [...]”.*
Je że li dodać, że rów nież w p rzek o nan iu H elw ecjusza człowiek obda rzo n y jest w y jątk ow o szczęśliw ą o rganizacją fizyczną, w postaci np. r ę ki, a nie k opy ta, zbieżność obydw u opisów stan ie się jeszcze w y raź
niejsza.
R ousseau jed n a k różnicę n ajisto tn ie jszą m iędzy człow iekiem a zw ie * Szkic n in iejszy je s t zm odyfikow anym fra g m en tem p rac y pt.: A ntropologia
i e ty k a H elw ecjusza.
1 C l a u d e - A d r i e n H e l v ś t i u s : O u m y śle , W arszaw a 1959, t. I, ss. 237—238.
1 J . J . R o u s s e a u : R o zp ra w a o p o chodzeniu i podstaw ach nierów ności m ię d z y lu d źm i [w:] T r z y ro zp ra w y z filo zo fii społeczn ej, W arszaw a 1956, s. 144.
rzęciem u p a tru je przede w szystkim w sw oistym poczuciu m oralnym , k tó re spraw ia, że w edle niego człow iek jest z n a tu ry dobry, czem u H el- w ecjusz stanow czo zaprzecza. Jeg o zdaniem nie m a innych różnic m ię dzy człow iekiem a zw ierzęciem poza fizyczną budow ą organizm u, a więc dopóki ludzie „nie z n ają zupełnie p raw an i s z tu k ”, pozostają w łaściw ie ty lko jed n y m z g atu n ków zw ierzęcych.
T ym niem niej nie kończy to m ożliw ości k o n fro n ta cji poglądów w y m ienionych auto rów dotyczących owego pierw otnego s ta n u ludzkości. H elw ecjusz pisał np.:
„N iezm iernie to dziw ne, że w k ra ja c h , k tó re sły n ą ze z b y tk u i cy w ilizacji, je s t w ięcej ludzi nieszczęśliw ych niż u ludów p ie rw o tn y c h [...]. Czy m ożna w ą t pić, że położenie dzikiego je st lepsze niż w ieśn iak a? [...] dziki cieszy się szczęściem ,
ja k ie d a je rów ność, a p rzede w szystkim nieocenionym dobrem , ja k im je s t w o l ność, k tó re j d are m n ie dom aga się w iększość n aro d ó w ” .*
Głosi więc swego ro d zaju pochw ałę sta n u pierw otnego, w ypow ia d ając zarazem uw agi k ry ty c z n e pod ad resem cyw ilizacji, u p a tru ją c p rzy czynę jej nied o statków głów nie w nierów ności, k tó rą niesie ze sobą uspołecznienie.4 P rz y czym b y łoby b ezpodstaw ne doszukiw anie się t u ta j zależności H elw ecjusza od Rousseau, jako że idea sta n u n a tu ry i po dobna do russow skiej koncepcja um ow y społecznej w y stę p u je n a jw y raźn iej już w jed n y m z najw cześniejszych Epîtres, tzw . E p itre su r le
plaisir à V o lta ir e 5, k tó ry pow stał w pierw szej w e rsji najpraw dop o dob
n iej w 1737 r .6
A le n a w e t w ty m liście nie zn a jd u jem y term in ó w „ sta n n a tu r y ” i „um ow a społeczna”, m im o iż przed staw io ne tam poglądy n ajży w iej p rzy pom inają koncepcje Rousseau; do tego sto pn ia zresztą, że n a w e t rolnictw o i m eta lu rg ia są tra k to w a n e przez H elw ecjusza jako te dzie dziny aktyw ności człow ieka, k tó re o d eg rały n a jisto tn ie jszą rolę w p ro cesie uspołecznienia.7
Jed n ak że do tego okresu, kied y ludzie żyli na sposób dzikich zw ie rząt, a więc sam otnie, nie p rzy w iązu je H elw ecjusz w łaściw ie w iększej wagi. W ydaje się naw et, że jego zdaniem nie b yli oni jeszcze n a p ra w d ę ludźm i i d latego tra k tu je te n okres raczej jako epokę przed p ojaw ie niem się człow ieka, nie określając jej w zw iązku z ty m m ian em „stan u n a tu r y ”, k tó re to określenie m ogłoby przecież sugerow ać, że chodzi
* H e l v é t i u s : op. cit., t. II, s. 162. * Ibid., ss. 162— 163.
5 O euvres com plètes d ’H elv êtiu s, P a ris 1818, t. III, ss. 163— 171. W spólna tra d y c ja i H elw ecjusza, i R ousseau sięga tu n a jp ra w d o p o d o b n iej M o ntaigne’a.
* A. K e i m : H elv étiu s, sa v ie e t son oeuvre, P a ris 1907, s. 81.
o pew n ą form ę istn ien ia człow ieka. Pisze n ato m iast w dalszym ciągu rozpoczynającego te n a rty k u ł frag m en tu :
„W idzę, ja k zbyt słabi — dopóki n ie w ynaleźli b roni, by przeciw staw ić się dzikim zw ierzętom — ci p ie rw si ludzie, nau czen i n iebezpieczeństw em i strach em , zrozum ieli, że w in te re sie każdego z nich p o w in n i ze b rać się — stw orzyć społe czeństw o [...] Z au w ażę n astęp n ie, że ta k p o w sta łe g rom ady ludzkie w k ró tce stały się sobie n a w z a je m . w rogie. P ra g n ę ły bow iem posiadać te sam e rzeczy [...]”.·
I to jest, jego zdaniem , te n stan , k tó ry istn iał bezpośrednio przed tym , zanim ludzie podporządkow ali się p raw u , czyli przed pow staniem w łaściw ego społeczeństw a.
H elw ecjusz sądzi bow iem , że człow iek dziki słucha ty lk o siły.9 W ie dziony zaś przez stra c h i poczucie w łasn ej słabości, w e w łasny m in te re sie łączy się z in n y m i w coraz to liczniejsze g ru p y , op ierające się o ko lejn e um ow y, z k tó ry ch każda n astęp n a idzie d alej niż poprzednia.
N ie tru d n o zauw ażyć, że te n p o stęp u jący proces uspołecznienia, łącznie z przyczynam i, k tó re go w yw ołują, o b ejm u jący sobą dość długi okres czasu przy pom in a (w p ew nym uproszczeniu) zarów no russow ską hipotezę sta n u przejściow ego m iędzy stan em n a tu ry a stan em społecz nym , jak i (w w iększym stopniu) obraz sta n u n a tu ra ln e g o u Hobbesa. P oza ty m w pew nej m ierze przypom ina tak że i idee M ontesquieu, k tó r y przecież p isał o człow ieku żyjącym sam otnie: „T aki człow iek czułby zrazu jed y n ie sw ą słabość, b y łb y bezgranicznie lęk liw y .” 10
W arto chyba rów nież zauw ażyć, że za jed ną z najw ażn iejszych p rzy czyn uspołecznienia uw aża H elw ecjusz czynnik dem ograficzny i tu zno w u ud erza jego zbieżność z R ousseau.11 M ianow icie, kiedy w De 1’H om -
m e ilu s tru je , w ja k i sposób przebiega zjaw isko uspołecznienia, posłu
g uje się sw oistą form ą tzw . „ro b in so nad y ”, przenosząc w ty m celu w im agin acji na jak ą ś sam otną w yspę zrazu jed n ą ty lk o rodzinę i u k a zując ja k k s z ta łtu ją się i stopniow o n a ra s ta ją w ięzy i in sty tu c je społecz n e w m ia rę n a tu ra ln e g o zw iększania się liczby ludności.12 Proces ten zresztą prow adzi aż do despotyzm u i ab ovo, ale o ty m w dalszym cią gu. W każdym razie H elw ecjusz jest pew ien, że bezpośrednio przed u tw o rzen iem społeczeństw a in sty tu cjo n a ln ie zorganizow anego (tj. p ań
8 O u m y śle , t. I, s. 238.
3 H e l v é t i * u s : De l'H om m e, de ses fa c tu lté s in te lle ctu elle s, et de son é d u
cation [w:] O euvres com plètes..., t. II, s. 223.
10 C h . L. d e M o n t e s q u i e u : O d u ch u praw , W arszaw a 1957, t. I, s. 29. 11 R o u s s e a u : R ozpraw a o p o chodzeniu i podstaw ach nierów ności..., s. 275: ,.[...] je śli uw zględnić n ie p o m ie rn e zalu d n ie n ie w y n ik a ją c e ze sta n u n a tu ry , to trz e b a stw ierdzić, że ziem ia w ty m sta n ie zostałaby w k ró tc e p o k ry ta ludźm i i że w te n sposób byliby oni je d n a k zm uszeni pozostać w e w za jem n ej styczności”.
stw a) panow ał, m ów iąc słow am i Hobbesa, „ sta n w o jn y w szystkich p rze ciw ko w szy stk im ”, z czym godzi się rów nież R ousseau.
„W k ońcu je d n a k ludzie św iadom i w spólnego nieszczęścia zrozum ieli, że p o łączen ie w cale n ie w y jd zie im n a korzyść, a społeczeństw a nie będą m ogły się ostać, jeżeli do sw ych pierw szy ch um ów nie dodadzą now ych, n a m ocy k tó ry c h każdy z osobna w y rz ek n ie się k o rzy sta n ia z p raw , ja k ie d a je siła i zręczność, w szyscy zaś nie z a g w a ra n tu ją sobie naw zajem p oszanow ania życia i m ie n ia [...]. W ten sposób ze w szystkich poszczególnych in te resó w u fo rm o w a ł się je d en w sp ó l ny »
D opiero w te d y może pojaw ić się pojęcie spraw iedliw ości i n ie sp ra w iedliwości, dobra i zła, w zależności od re la c ji czynów człow ieka w zględem tego w spólnego in te resu .14 M om ent te n d ecy d u je o pow stan iu społeczeństw a oraz przejściu człow ieka z am oralnego „porządk u n a tu r y ” do porządku m oralności. Sposób narodzin tegoż społeczeństw a żywo przypom ina a k t um ow y społecznej H obbesa czy też Rousseau, albow iem w e w szystkich trzech w yliczonych przyp ad kach chodzi n a p ra w d ę o to samo, a m ianow icie — o w yrzeczenie się przez człow ieka jako in d y w i d uum na korzyść społeczeństw a jako całości w szystkich swoich u p ra w
nień n a tu ra ln y c h . .
Dlatego też, jeżeli W ołgin pisze o H elw ecjuszu, że „praw ie nie uży w a w swoich rozw ażaniach o społeczeństw ie [tak] charak tery sty czn eg o dla X V II—X V III w ieku te rm in u «um owa społeczna»” :s, to zarazem m a rac ję i nie m a jej. Bow iem w p rzeko n an iu H elw ecjusza proces tw o rzenia się społeczeństw a nie jest ak tem jednorazow ym . Zachodzi on w czasie i rozpada się na szereg etapów , zw iązanych z rozw ojem d zia łalności gospodarczej człow ieka. Z resztą H elw ecjusz rzeczyw iście nie używ a sam ego te rm in u „um ow a społeczna”, choć rów nocześnie n ie k tó re z jego rozstrzygnięć problem u genezy społeczeństw a fakty czn ie spro w ad zają się do propozycji u znan ia społeczno-tw órczego znaczenia ak tu um ow y społecznej, tyle, że bez w ym ieniania nazw y. M ożna w ięc po wiedzieć inaczej, że H elw ecjusz nigdy nie p osługuje się w ym ienionym term in em bezpośrednio, lecz zawsze przez om ówienie. W ypada chyba rów nież zauw ażyć, bo nie m iejsce tu na obszerniejszą analizę, że u ta kich autorów , ja k np. Rousseau, k tó rz y n ag m inn ie u ż y w ają te rm in u
„um ow a społeczna”, często nie jest ona także ro zum iana jako a k t je d norazow y, (w R ozpraw ie o nierówności...), a w k ażdym raz ie nie p o ja w ia się jako deus ex m achina, ale w ieńczy długi i n iek iedy skom pliko
18 O u m y śle , t. I, s. 238.
14 Ibid., s. 239: — „Nie u św ia d am ian o by sobie, n a czym polega in te re s ogółu, nie byłoby w ięc czynów sp raw ie d liw y ch i n ie sp ra w ie d liw y c h ”.
)s W. P. W o ł g i n : R o zw itie o b szc zestw ie n n o j m y ś li w o F rancji w X V I I I
w ie k e , M oskw a 1958, s. 175. O pinię p rzeciw n ą re p re z e n tu je A. B a u m g a r t e n : H e lv itiu s [w:] G rund p o sitio n en der F ranzösischen A u fk lä r u n g , B e rlin 1955, s. 7.
w any, ta k w łaśn ie jak to m a m iejsce u H elw ecjusza, proces uspołecz n ien ia człow ieka. M ożna zresztą dodać, że zarów no u Rousseau, jak u H elw ecjusza, a k t um ow y społecznej — obojętnie, n azy w any ta k czy też nie — je s t rów noznaczny z naro d zin am i praw a pozytyw nego i w ty m sensie k o n sty tu u je on skończoną form ę społeczeństw a. N atom iast bez zastrzeżeń praw dziw e je s t n astęp n e z tw ierd z eń W ołgina:
„H elw ecjusza, ja k w iększość jego w spółczesnych, in te re su je n ie ty le geneza form społecznych, ile ich ocena z p u n k tu w id zen ia ustalonych przez niego celów sp o łeczeń stw a.” 18
W łaśnie H elw ecjusz, n a w e t w poró w n an iu ze sw ym i współczesnym i, pośw ięcił owej genezie społeczeństw a szczególnie m ało uw agi. Do tego stopnia, że przytoczone uprzed n io w ypow iedzi w zasadzie w yczerpu ją w szystko to, co m iał na ten te m a t do pow iedzenia. W zarysie p o k ryw ają się one z odpow iednim i tezam i M ontesquieu, H obbesa i Rousseau. P ro b lem a ty k a sta n u n a tu ry i um ow y społecznej stanow i zaledw ie nieznacz n y m arg ines obu podstaw ow ych dzieł H elw ecjusza, notaben e bardzo obszernych i system atyczny ch , i co ch arak tery sty czn e, zajm u je stosu n kowo m niej m iejsca w późniejszym De l'H om m e niż w O u m y śle. P o tw ierd z a to dodatkow o tezę K eim a, że poczynając od O u m y śle sta je się on coraz b ard ziej i b ard ziej pisarzem stric te politycznym i — po w iedzm y od siebie — piszącym n ade w szystko w persp ek ty w ie p rzy szłości, k tó ra nie m a w jego ro zu m ien iu nic w spólnego z pow rotem do stan u n a tu ry .
M imo przytoczonej uprzed nio p ró b y idealizacji człow ieka dzikiego (l'hom m e sauvage), zgodzić się trzeb a także z K eim em , bo w ynika to nieodparcie z całej rozw ażanej koncepcji, że H elw ecjusz nie w ierzy b y n a jm n ie j w wyższość sta n u n a tu ry 17 an i tego, k tó ry nazw ać by można sta n e m w ojny, an i ty m m niej tego, k tó ry istn iał jeszcze w cześniej i był w łaściw ie okresem czysto zw ierzęcej eg zystencji człow ieka. W jego po jęciu w łaściw e dzieje człow ieka zaczy nają się z chw ilą, kiedy zm ysło wość i n a tu ra odsu n ięte zostają n iejak o na d ru g i plan, a kierow nictw o nad nim i i nad społeczeństw em o b ejm u je rozum , którego em pirycznym p rzejaw em je st praw odaw stw o i e ty k a .18 J e s t to zarazem m om ent po
10 W o l g i n : op. cit., s. 180. 17 Por. K e i m : op. cit., s. 100.
18 M. B o r u c k a - A r c t o w a : P raw o n a tu ry ja k o ideologia a n ty feudalna, W arszaw a 1957, s. 119: — „W edług H elv ć tiu sa i H o lbacha ludzie żyjący w „stanie n a tu ra ln y m ” pod w pływ em dążen ia k u s z c z ę ś c i u zrzeszyli się z sobą n a pod sta w ie um ow y społecznej; z tą ch w ilą k ry te riu m użyteczności p u blicznej w ysuw a Eię n a p la n p ierw szy p rzed i n t e r e s e m i n d y w i d u a l n y m . W m iejsce n a tu ra ln e j h a rm o n ii in te resó w (Locke) w y su n ię ty zostaje p o stu la t celowego, sztucz nego w y tw o rz en ia h arm o n ii przez d ziała n ie rzą d u i u sta w o d aw stw a”.
w stan ia p ań stw a, k tó re nie jest przecież niczym in ny m , ja k w spom n ian ą uprzednio skończoną fo rm ą społeczeństw a.
Zbieżność z H eglem je s t tu oczyw ista, ale chyba dzięki tem u , że obaj n aw iązu ją do te j sam ej, jeszcze an ty cznej tra d y c ji.
Jed n ak ż e bezpośredni i d ecy d u jący w p ływ na poglądy historiozo ficzne H elw ecjusza w y w a rli fizjokraci. „ L ’influen ce des p h y sio crates su r H elvétiu s est ré e lle ” pow iada K eim .19 W pływ te n p rze jaw ia się nie ty lk o w daleko p osuniętej analogii w ielu tez historiozoficznych H el w ecjusza z głoszoną przez nich teo rią postępu historycznego, ale z n a j d u je także in cy d entalny, lecz jak się w y d aje nie pozbaw iony głębszego znaczenia w y raz i w tym , że w ram ach w łasnej k la sy fik a c ji w y b itn y ch postaci histo ry czny ch i w spółczesnych H elw ecjusz zaliczył Q u e sn a y ’a do rzęd u geniuszy, a odm ów ił tego m ian a np. sw em u bezpośredniem u poprzednikow i La R ochefoucauld.
2. H ELW EC JU SZ A TURG O T. T EO R IA PO ST Ę PU
Spośród w szystkich szkół i m yślicieli francuskiego O św iecenia szko ła fizjokratów , a szczególnie zbliżony do n iej T u rg o t oraz (zn ajd u jący się z kolei pod ich i T u rg o ta w y raźn ym w pływ em ) H elw ecjusz zbliża ją się chyba n a jb a rd zie j do fu n d am e n ta ln ej tezy historiozofii heglow skiej głoszącej, że rozum rządzi św iatem .20 W ich w spólnym p rzek o n a n iu rzą d y rozum u są rów noznaczne z postępem , z tw orzeniem się no w ych form . P isał np. T urgot:
„Les phénom ènes de la n a tu re , soum is à des lois co n stan tes, so n t re n fe rm é s dans un cercle de rév o lu tio n s to u jo u rs les m êm es.”
Inaczej n ato m iast dzieje się — jego zdaniem — w św iecie ludzkim , gdzie p a n u je p raw d ziw y postęp.21 D latego św iat ludzki, a nie przy rod a, jest are n ą historii.
Jed n ak że realizacja rządów rozum u nie dokonała się od ra z u — jej postępy zależą ściśle (zarów no w edle T u rg o ta ja k i H elw ecjusza) od postępów ośw iecenia. Albo, m ów iąc inaczej — postęp w iedzy, pozna nia, jest id enty czny z postępem społecznyjn. T u rg o t w y ra z ił tę m yśl po w iadając, iż z biegiem czasu obyczaje łagodnieją, a ro zum lu dzk i oświeca s i ę 22, n ato m iast H elw ecjusz uczynił to sam o w sposób bardziej d o b it
19 K e i m : op. cit., s. 493.
10 P or. G. H e g e l : W y k ła d y z filo zo fii d zie jó w , W a rsza w a 1958, t. I, s. 14: „ Jed y n ą m yśl, ja k ą w nosi filozofia, je s t ta p ro sta m yśl, że rozum p a n u je nad św iatem , że p rze to i bieg dziejów pow szechnych był rozum ny".
** O eu vres de T u r g o t , P a ris 1844, t. II, s. 597. “ Ibid., t. II, s. 598.
ny, k ied y w jed n y m z u tw orów pow stałych jeszcze przed De l’E sprit pow iedział, że droga p ra w d y i droga szczęścia są tą sam ą drogą.
T ak więc p orządek w iedzy i porządek m o raln y zostają w obu p rzy p adkach utożsam ione, a ośw iecenie s ta je się ty m sam ym synonim em postępu m oralnego w szerokim rozum ieniu, o b ejm ującym całokształt przejaw ó w życia społecznego. W ynika stąd, że istn ieje (zarów no w edle T u rg o ta ja k i H elw ecjusza) rozum jak o pew ien zbiór p raw i praw idło wości w szechśw iata i jednocześnie naczelna norm a, k tó re j poznaw alność przez człow ieka n ie może podlegać dy sk u sji, bo inaczej przecież nie m ożna by zasadnie m ówić o jak im ko lw iek postępie.
W szyscy ludzie są, dzięki sw ojej n atu rze, ró w n i pod w zględem m oż liw ości poznaw czych. T urgo t w cytow anej już d w u k ro tn ie m owie w y głoszonej w S orbonie 11 X11 1750 r. pow iedział m . in., że ludzie pod w zględem m ożliw ości um ysłow ych są rów n i i ty lk o nieskończona róż norodność w a ru n k ó w środow iska przyrodniczego rodzi nierów ność po stę p u narodów .23 A lbow iem zdaniem T u rg o ta nierów ność w aru n k ó w środow iska przyrodniczego s ta je się (pośrednio) podstaw ą nierów ności środow iska społeczno-p olity czn eg o 24, k tó re jak w iadom o k s z ta łtu je po
szczególne jedn ostk i.
-W ty m p rzy p a d k u H elw ecjusz idzie d alej niż T urgot. N ie godzi się on b y n a jm n ie j, n a w e t połowicznie, z tezą o jakiejk olw iek określającej ro li w a ru n k ó w przyrodniczych, ale a ta k u je ją jeszcze bardziej gw ałtow nie niż te n o statn i. P rzede w szystkim w O u m y śle, k tó re to dzieło — w edług słów D id erota — je s t „[...] w łasną przedm ow ą H elw ecjusza do
D ucha praw, chociaż — d odaje zaraz D iderot — a u to r nie m iał nigdy
s e n ty m e n tu do M ontesquieu.” 25 T en b ra k s e n ty m e n tu objaw ia się p rze de w szy stk im w odrzuceniu w ielu tez M ontesquieu i w bezpośredniej z nim polem ice dotyczącej m. in. d e te rm in u ją c e j ro li klim atu . Anglia, zdaniem H elw ecjusza, jest k raje m , „[...] w k tó ry m każdy obyw atel uczestniczy w spraw ach publicznych i każd y człow iek m ąd ry może po uczać społeczeństw o o jego p raw dziw ych korzyściach. D latego w łaśnie ta k pow szechnie spo ty ka się w Londynie ludzi w ykształconych, a znacz nie rzadziej w e F ra n cji; b y n a jm n ie j zaś nie d latego — jak przypuszcza
*» ib id ., t. II, s. 599.
i4 P or. ibid., t. II, s. 599. Z agadnieniem sto su n k u T u rg o ta do M ontesquieu z a jm u je się bliżej J. L i t w i n — por. S zk ic e k r y ty c z n e o d e te rm in izm ie geogra
fic z n y m i geopolityce, W arszaw a 1956, s. 24 i n.
“ D. D i d e r o t: R é fle x io n s su r le liv re de l'E sprit, par M. H elv étiu s [w:]
O eu vres de D enis D i d e r o t , p ubliées s u r les m a n u scrits de l’A u teu r, p a r Ja c q u e s-
-A n d ré N aigeon, P a ris, An V III, tom e III, s. 436. H elw ecjusz o w iele bard ziej stanow czo niż T u rg o t o drzuca ideę d eterm in iz m u geograficznego. „S zuka przeto głów nych przyczyn rozw oju społecznego w e w n ą trz społeczeństw a” — L i t w i n :
ją n iek tó rzy — że k lim a t A nglii sp rz y ja b ardziej niż nasz rozw ojow i tale n tó w .” 28 T ak w ięc d ecy d u je nie k lim at, a u stró j p raw n o -p o lity czn y p aństw a. Podobnie dzieje się z odwagą, k tó ra znów „[...] nie zależy, jak to niek tó rzy u trz y m u ją , od w aru n k ó w k lim aty czny ch, ale od n a m ię t ności i potrzeb w spólnych w szystkim ludziom ” .27 N am iętności zaś i po trz e b y łącznie z ich podm iotem — człow iekiem , są k sz ta łto w an e przez środow isko społeczne. Położenie geograficzne n ato m iast, nie ty lko n ig dy szczególnie nie sp rzy ja rozw ojow i społecznem u i um ysłow em u, ale jest najczęściej przyczyną zastoju, a jego korzyści są na dalszą m etę pozorne. Z daniem H elw ecjusza dzieje się ta k w łaśn ie w p rzy p a d k u A n glii, k tó re j w yspiarsk ie położenie zapew niające bezpieczeństw o n arod o w i spraw ia, że jej u stró j p o lity czny nie doskonali się w tak im tem pie, jakie byłoby konieczne dla zapew nienia jego trw ałości, gdyby A nglia leżała na kon ty nencie i b yła w w iększej m ierze n arażo na na ciosy b a r dziej ko nserw aty w n y ch reżim ów , oddzielonych od niej ty lk o gran icą lądow ą.28
Z atem w odróżnieniu od T urgota, H elw ecjusz n a w e t w n a jm n ie jsze j m ierze nie u zn aje jakiegokolw iek pozytyw nego w pływ u czynników p rz y rodniczych. W jego p rzek o naniu fu n k cję tę pełni ty lk o praw o, k tó re je s t ty m sam ym czynnikiem autonom icznym i niezależnym od niczego poza rozum em , a w ięc sferą czystej racjonalności. D latego też jego p u n k t w idzenia w y d aje się bardziej aprio ry czn o -racjo n alisty czn y niż T urgota: np. zdaniem H elw ecjusza, „ k o n sty tu c ja w yznacza d u cha n arodu , nie zaś o d w rotn ie” .29
„N ie zm ieniło się położenie g eograficzne G recji, czem uż w ięc d zisiejsi G re cy ta k b ardzo ró żn ią się od d aw nych G reków ? Z m ie n iła się fo rm a ich rzą d u , a podobnie ja k w oda p rz y b ie ra k sz ta łt każdego n aczy n ia, do k tó reg o się ją w lew a, ta k i c h a ra k te r n aro d ó w p rz y b ie ra ró żn e fo rm y i w e w szy stk ich k ra ja c h d u ch rzą d u k sz ta łtu je du ch a n a ro d u ".80
Ale pom im o iż H elw ecjusz odrzuca czynnik geograficzny, k o n k lu zje d ru g iej stro n y p o k ry w a ją się p raw ie d o kładnie z końcow ym fra g m e n tem jego o sta tn ie j w ypow iedzi, będącej rów nież konklu zją:
,,f...] les lois, les m oeurs, le g o u v ern e m en t in flu a n t d iv e rse m e n t s u r g én ie — p isał T u rg o t — d e v in re n t une espèce d’éducatio n g é n é ra le p o u r les natio n s, e t m ire n t e n tre un p eu p le et un p eu p le la m êm e d iffé re n c e q u e l’éd u catio n m e t e n tre un hom m e et un hom m e.” 81
88 O u m y śle , t. I, s. 174. 88 Ibid., t. I, s. 386.
*» ib id ., t. I, s. 192.
20 B a u m g a r t e n : op. cit., s. 17. 80 O u m y śle , t. I, s. 394.
J e d y n a rozbieżność zaw iera się tu ta j w słow ie „obyczaje” (les m oeurs). M ianow icie T urgot, dla któ reg o h isto ria jest w zasadzie proce sem ciągłym , odrzucając ap rio ry zm w etyce, w iększą w agę p rzyk łada do rea ln ie istn iejący ch obyczajów , k tó re H elw ecjusz p rag n ie zupełnie w y elim inow ać, p rzy n a jm n ie j jako czynnik, k tó ry m iałby m ieć jak iś w pływ na esen cjaln ą treść doskonałego p raw odaw stw a, stanow iącego w jego p rzek o n an iu podstaw ow e zasady e ty k i a priori, czyli nieem pirycznie.32 N atom iast jeszcze d alej p osunięte analogie u jaw n ia ją się w tedy, k ie d y rozw ój h isto ry czn y ro zp atry w ać z p u n k tu w idzenia jego niejako im m an en tn y ch przesłanek. T akie p rzesłan k i zarów no u T urgota, jak i u H elw ecjusza są dw ie. Po pierw sze chodzi o d o k ładn ą analizę u sta lającą praw dziw e znaczenie odpow iednich pojęć, a po d ru g ie — o czyn n ik i m otoryczne rozw oju um ysłow ego, tk w iące w n a tu rz e ludzkiej, i o nam iętności. Z oboma zw iązany jest problem ciem noty, będącej za razem i p u n k tem w yjścia ośw iecenia, i jego głów nym przeciw nikiem . W ogóle sposób p ostaw ienia tego zagadnienia zarów no u H elw ecju sza, jak i u fizjo k rató w je s t rów noznaczny z potępieniem p ry m ity w iz m u sta n u dzikości, jako o kresu to ta ln e j ciem noty, kiedy człow iek je szcze zupełnie nie posługuje się rozum em , pozostając bez resz ty w e w ła d a n iu czynników in sty n k to w n y ch i czysto fizycznych. Sądzę, że w spólny
p u n k t w idzenia n ajle p ie j oddałby n a stę p u jąc y passus z Prawa p rzy ro
dzonego Q uesn ay ’a:
„C iem nota je st p ierw szym przym iotem człow ieka n ie k u ltu ra ln e g o i żyjącego w odosobnieniu; w społeczeństw ie je s t ona n a jo p łak a ń szą ułom nością ludzi, a n a
w et b y w a zbrodnią, bo ludzie, ja k o istoty obdarzone rozum em , pow inni się w zno sić do poziom u w yższego, niż sta n zw ierząt; by w a ona zbrodnią ogrom ną w sw oim p rze stęp stw ie, gdyż ciem nota je s t n ajp o w szech n iejszą przyczyną nieszczęść rodu ludzkiego i jego w ykroczeń przeciw ko T w órcy przyrody, przeciw ko św ia tłu w ie k u istem u , n ajw y ższem u rozum ow i i p ierw szej p rzyczynie w szelkiego d o b ra.” 33 A T u rg o t dodaje: „ J ’y [w historii] ch e rch e les p ro g rès de l’e s p rit h u m ain , et je
n ’y vois p re sq u e a u tre chose que l’h isto ire de ses e r r e u rs ”.34
Więc ró w nież i fizjo k raci ro zró żn iają niejako dw a rodzaje ciem no ty . J e s t ona po p ro stu bądź p ierw o tn ą niew iedzą, bądź też (a odnosi się to ty lk o do sta n u społecznego), podobnie jak u H elw ecjusza, co p raw da
33 P or. De l'H om m e, s. 483: — „11 f a u d r a it donc, po u r réso u d re la p rem ière p a rtie d u p ro b lèm e d ’u n e ex c ellen te législation, n ’av o ir p a re ille m e n t égard, ni à la ré sis ta n c e de p réju g é s, ni au fro tte m e n t des in té rê ts co n tra ire s et personnels, n i a u x m oeurs, ni a u x lois, ni a u x usages d éjà établis. Il fa u d ra it se re g a rd e r com me le fo n d a te u r d ’un o rd re relig ieu x , qui, d ic ta n t sa règ le m onastique, n ’a poin t ég a rd a u x h a b itu d ts , a u x p réju g é s de ses su je ts f u tu rs ”.
33 Q u e s n a y : P raw o p rzyro d zo n e [w:] P ism a w y b ra n e, W arszaw a 1928,
ss. 93—94.
nieśw iadom ym , ale jed n a k fałszem . H elw ecjusz je s t n ajz u p e łn ie j zgod n y z opinią Q u esn ay ’a, k ied y potępia p rzede w szystkim tę d ru g ą postać niew iedzy. M imo to jed n a k jest przek o n any , że n iek tó re b łęd y m ogą być pożyteczne. Z up ełn ie inaczej sądził zbliżony do fizjo k rató w i T u r- gota C ondorcet, k tó ry stw ierd ził z w ielką stanow czością:
„Ze w szy stk ich błędów szkodliw ych o p in ia — że istn ie ją błędy użyteczne lu dziom je s t n ajg ro ź n iejsza i z a w iera w szy stk ie in n e b łę d y ”.“
A jed n ak w aspekcie najogólniejszym i H elw ecjusz p rzy c h y la się czasem do tego tw ierdzenia, np. w tedy, k ied y pisze w De l’H om m e:
„L ’ig n o ran c e p ro d u it l’im p e rfe ctio n des lois, e t le u r im p e rfe ctio n les vices des peuples. Les lu m ières p ro d u ise n t l ’e ffe t c o n tra ire .” “ A n a w e t jego zdaniem : „K ażdy, kto w św ietle h isto rii bacznie się p rz y jrz y obrazow i nieszczęść społecz nych, w k ró tce dostrzeże, że n ajw ięc ej k lęsk n a ziem ię sp ro w ad za ciem nota, je szcze b ard z iej b a rb a rz y ń sk a niż in te re s ”."
Oczywiście, z arzu t te n nie może być skiero w an y pod adresem ciem n oty n a tu ra ln e j, p ierw o tn ej; jest ona przecież zjaw iskiem o b iek ty w n ym i poniew aż dotyczy sta n u przedspołecznego nie w y n ik a ją z n iej ja kiekolw iek kon sekw encje m oralne, bow iem tru d n o m ówić o tak ich w czasach, kied y m oralność jeszcze nie istnieje.
Lecz ciem nota nie u stę p u je od raz u i pojaw ien ie się p raw a, k tó re fo rm u łu je norm ę in te re su powszechnego, będącego pro b ierzem w a r tości m o ralnej czynów jednostki, nie lik w id u je je j b y n a jm n ie j au to m a tycznie. U k ry w a ona sku tecznie przed n aro d em jego p raw d ziw ą ko rzyść, trzeb a więc ją zwalczać, głosić now e poglądy, ale ostrożnie, bo w iem „nie m ożna od raz u obalić w szystkich o łta rzy b łęd u .” 38
Na jeden c h a ra k te ry sty c z n y m o m en t w a rto tu zwrócić uw agę — w rócę do niego zresztą jeszcze w dalszym ciągu — m ianow icie H elw ec jusz p re fe ru je św iadom e d ziałan ie w histo rii w y b itn y ch jedno stek . N a tom iast fizjok raci su g e ru ją raczej n atu ra ln o ść i konieczność procesu ośw iecenia. T ak np. T urgot pow iada, że:
„Ces té n èb res n ’ont pu se d issip er q u e peu à p e u ; l’a u ro re de la ra iso n n'a* pu s’élev e r q u e p a r des degrés insensibles, à m e su re q u e les hom m es o n t an a ly sé de plus en p lu s le u rs idées
Z achow ajm y do późniejszej an alizy o sta tn ią część te j w ypow iedzi, a tym czasem stw ierd źm y jeszcze, iż T u rg o t je s t rów nież przeciw „ p rz e r
* J . C o n d o r c e t : O euvres, P a r is 1847, t. V, s. 389.
“ De l’H om m e, s. 339. D odatkow o por. ta k że s. 340 — S ection V I: „Des m a u x p ro d u its p a r l’ig n o ran ce [...]”.
*7 O u m y śle , t. I, s. 199. “ Ibid., t. I, s. 200.
w om w h isto rii” i p rzeciw to ta ln e j negacji średniow iecza.40 J e s t to o ty le isto tne, że pozw ala ra z jeszcze skonstatow ać w spom nianą w yżej róż nicę w pojm ow aniu procesu historycznego: dla fizjo k rató w i T urgota je st on ciągły i do pew nego sto p n ia praw idłow y, n ato m ia st H elw ecjusz b y n a jm n ie j nie do końca podziela to przekonanie. Jeg o zdaniem ru ch w ielkich m as spowodow ać może ty lk o szereg n astęp u jący ch po sobie w ielkich ludzi, w stęp u jący ch — jak pow iada — w e w spółzaw odnictw o m iędzy sobą.41 T ak więc zdaje się raczej n a p rzy pad ek i działalność praw odaw ców , zaś średniow iecze uw aża za „m ierzw ę” .42
Lecz jak ie są podstaw ow e p rzy czyn y u trz y m y w a n ia się niew iedzy i pano w ania błędu? O dpow iednio do poprzednio w spom nianych p rze słanek rozw oju dziejow ego, rów noznacznego w obu przy p ad k ach z roz w ojem poznania, przy czy n y tak ie są rów nież dw ie: niew łaściw e uży w anie słów i nam iętności.
P rzy czy n a pierw sza jest n iejako im m an en tn a początkow ym stadiom k ształto w an ia się nau k i, a zatem i rozum u ludzkiego. Polega ona na p rzy p isy w a n iu pojęciom niew łaściw ych znaczeń, bądź też na ich nie jednoznaczności w u stach poszczególnych ludzi.43 R acjonalizm w spólny fizjo k rato m i H elw ecjuszow i przejaw ia się w łaśnie m. in. w tym , że owo „niew łaściw e używ anie słów ” zgodnie u zn ają za jedną z n ajw aż niejszych, sam odzielnych p rzyczyn p e try fik u ją c y c h ciem notę i błąd, i odpow iednio — dok ład n ą an alizę pojęć, u sta la ją c ą ich praw dziw e zna czenie u w ażają za doniosłą dźw ignię w e ry fik u jąc ą i w zbogacającą po znanie, a co za ty m idzie sty m u lu ją c ą postęp h isto rii.44 Dla nich jest to tru izm , k tó ry nie zasług u je n a dogłębniejsze rozw ażenie, albow iem sam
40 P or. ibid., t. II, s. 666: — „II ne fa u t cro ire que, d an s les tem ps d 'a ffa ib lis se m e n t e t de décadence [...] l’e s p rit h u m a in ne fasse aucun p ro g rè s”. Z daniem T u r go ta ro zw ija ły się w ted y i czyniły postępy ta k ie dziedziny ja k chociażby sztuki m echaniczne, obyczaje, a rc h ite k tu ra , filozofia... D odatkow o por. jeszcze ibid., t. II,
s. 608.
41 H elw ecjusz w L iście do S zuw ałow a — cyt. w g M. A. S i l i n : K lod A d ria n
G ie lw ie c ij-w y d a ju s zc zijsia fr a n c u z s k ij fiło so f-m a te ria list X V I I I w iek a , M oskwa
1958, s. 131 (Dodatek). Jeszcze w X V III w iek u B o u lan g er p isa ł w liście do H el w ecju sza: „P osiadam y k ilk a znakom itych książek, k tó re te n ty lk o m a ją b ra k , że pouczały one św ia t o p raw d a c h , nie biorąc pod uw agę n a tu ra ln e g o p ostępu u m y słów p rze cię tn y ch i n a tu ra ln e g o biegu rzeczy. J e s t to, być może, i b ra k P a ń sk ie j k sią ż k i [O u m y śle — K. W.], je śli w ogóle b ra k i ja k ie ś p o sia d a” — cyt. w g F ilo
zo fia fra n c u sk ie g o O św iecenia, W arszaw a 1961, s. 242.
41 O u m y śle , t. I, s. 398: — „D opiero m ierzw a w ielu w iek ó w niew iedzy może po ta k im o k resie użyźnić k ra j, ab y ponow nie w ydał w ielk ich ludzi".
« P o r. O u m y śle , t. I, ss. 30—31 i n. oraz: T u r g o t: op. cit., t. II, s. 600. 44 N o tab e n e je s t to d odatkow y przy czy n ek do k w e stii em p iry zm u czy też a p rio ry z m u i d ed u k c ji ośw ieceniow ego rozum u. W tym zresztą znaczeniu ra c jo n a listą b y ł i e m p iry sta B acon — por. jego te o rię idoli, złudzeń.
przez się jest od razu zrozum iały. I dlatego tę kw estię m ożna uznać za w yczerpaną, zw ażyw szy ponadto, że nie w y n ik a ją z n iej jakiek olw iek godne uw agi konsekw encje.
N atom iast zupełn ie inaczej m a się ta rzecz w odniesieniu do n a m iętności i interesów , jeżeli rozw ażyć ich ro lę z p u n k tu w idzenia h is- toriozofii. W ydaje się niezbędne zacząć od uprzednio przytoczonej opinii H elw ecjusza o tym , że „ciem nota [jest] jeszcze bardziej b a rb a rzy ń sk a niż in te re s ”. O ile ocena te j p ierw szej nie pozostaw ia raczej żadnych w ątpliw ości, o ty le podobnie n e g a ty w n a ocena in te re su może w ydać się u naszego a u to ra czym ś zaskak ujący m . Lecz ty lk o n a pozór. A lbow iem , po pierw sze — chodzić tu może w yłącznie o pew ną postać in teresu osobistego, nigdy zaś o in te res pow szechny, k tó ry je s t p rze cież synonim em rozum ności, a po d ru g ie — jeżeli zważyć, że in te res osobisty w odróżnieniu od pow szechnego posiada bazę zm ysłow ą, a więc n a tu ra ln ą , stan ie się zrozum iałe, że jest on w sto su n k u do ro zu m u za sadniczo heterogeniczny. A poniew aż jest rów nież w nie m niejszej m ie rze zw iązany z nam iętnościam i, k tó re także m ogą przeszkadzać (jako że są rów nie ja k on zasadą p a rty k u lary z ac ji) u św iadam ianiu sobie przez człowieka tego, co ogólne i u n iw ersaln e, a zatem i rozum ne. Z d ru g ie j stro n y nie podlega w ątpliw ości rola in stru m e n ta ln a zarów no n a m ię tn o ści, jak i osobistego in teresu , jako dźw igni postępu i ośw iecenia, z cze go nie w ynika b y n a jm n ie j jakoby sam e przez się b y ły one identy czn e z racjonalnością. W ty m w łaśnie znaczeniu in te res p a rty k u la rn y jest w stosu n k u do ro zu m u czym ś esen cjaln ie odm iennym , obcym i „ b a rb a rz y ń sk im ”. J e s t on ty m b ard ziej szkodliw y, im m niej jego podm iot — człow iek — jest oświecony. D latego też — używ ając słów M ontesquieu — zarów no dla fizjokratów , jak i dla H elw ecjusza: „Nie jest rzeczą obojętną, aby lub by ł ośw iecony” .45 Z atem ro la in te re su osobistego i n a m iętności by w a na ogół dw ojaka: p o zy ty w na lub negaty w na, zależnie od stopnia um ysłow ego rozw oju ich podm iotu.
N am iętności i in te res stan o w ią jed n a k z kolei czynnik m o to ryczn y ruchliw ości i postępu rozum u ludzkiego. Rozum sam przez się je s t b ie r ny, sam przez się jest on n ieru cho m y m i zadow olonym z siebie abso lu te m i każdorazow y stopień jego przy sw ojen ia sobie przez człow ieka, czy każdy k o lejn y szczebel w iedzy, m ają d o kładnie te n sam c h a ra k te r, ale ty lko dla człow ieka pozbaw ionego nam iętności.
W spółdziałanie ro zum u i nam iętności, zgodnie z pow yższym m ożna ukazać w postaci określonego procesu dialek tyczn ego — rozum (ludzki) p o stęp u je naprzód, a n am iętności ra c jo n alizu ją się zarów no poprzez sublim ację, ja k i drogę elim in acji n iek tó ry ch z nich.
„C elle-ci (tj. rozum ), q u i est la ju stic e m êm e, n ’a u r a it enlevé à perso n n e ce q u i lu i a p p a rte n a it, a u r a it b a n n i à ja m a is la g u e rre e t les u su rp atio n s, a u ra it laissé les hom m es divisées en u n e fo u le de n atio n s sé p arée s les u n es des a u tre s [...] B orné p a r co n séq u e n t dans ses idées, in c a p a b le des p ro g rès en to u t g e n re d ’esp rit, de sciences, d ’a rts, de police [...] le g e n re h u m a in s e ra it re sté a ja m a is dans lai m édiocrité. L a ra iso n e t la ju stice , m ie u x écoutées, a u ra ie n t to u t fixé, com m e cela e s t à p eu p rès a rriv é à la C hine.4· M ais ce q u i n ’est ja m ais p a rf a it ne doit ja m a is ê tre e n tiè re m e n t fixé. L es passions tu m u ltu eu ses, d an g ereu ses, sont d e v en u es un p rin c ip e d ’action, e t p a r co n séq u en t de p ro g rès; to u t ce q u i tire les hom m es de le u r état, to u t ce q u i m e t sous le u rs y eu x des scènes v arié es, étend le u rs idées, les éc la ire , les anim e, e t à la longue les con d u it au bon e t au v rai, où ils so n t e n tra în é s p a r le u r p e n te n a tu re lle : te l le fro m e n t q u ’on secoue d an s une v an à p lu sie u rs rep rise s, e t q u i p a r son p ro p re poids reto m b e to u jo u rs p u rifié de p lu s en p lu s des p aille s légères q u i le g â ta ie n t.” 47
Tak więc n a stę p u je stopniow a elim in acja n a jb a rd z ie j „ g ru b y c h ” n a m iętności, k tó re są w łaściw e m łodzieńczem u okresow i ludzkości i w te
dy, ale ty lk o w tedy, są pożyteczne.48 Albowiem :
„Les passions se d év e lo p p è re n t avec le génie; l’am b itio n p r it des forces, la p o litiq u e lui p rê ta des vues to u jo u rs p lu s v astes 4*
N am iętności są zatem koniecznym czynnikiem ośw iecenia i — co za ty m idzie — rozw oju i postępu. P rz y tym , im w iększe zadania sto ją przed rozum em , im ludzie są m n iej ośw ieceni, ty m „grubszych ” trz e ba nam iętności, a b y pobudzić ich do d ziałania. S tą d rola ich w zrasta w m ia rę tego, jak śledząc postęp u m ysłu cofam y się k u jego początkom . Później w iele ich fu n k cji p rzejm u je rozum , dla H elw ecjusza uosobiony w postaci praw a.
P ro ces ów, z a k ład ający cyw ilizow anie się nam iętności, ich rac jo n a lizację, je s t jednak że m ożliw y ty lk o dzięki p obudzającem u działaniu ich sam ych, poniew aż rozum sam przez się je s t biern y . N atom iast w y k ształcon y ju ż w postaci pew nego zespołu idei czy też sum y wiedzy, *> N aw et z e w n ętrzn a analo g ia z H eglem je s t tu u d e rz a ją c a — por. H e g e l ;
op. cit., t. I, s. 175: — „C hiny d o jrze w ają ju ż w cześnie do sta n u , w k tó ry m z n a j d u ją się obecnie: tam bow iem , gdzie b ra k jeszcze prze ciw ie ń stw a m iędzy bytem o biek ty w n y m a su b ie k ty w n y m dążeniem do niego, w y k lu czo n a je s t w szelka m o żliw ość zm iany, a u ja w n ia ją c y się w ciąż n a now o p ie rw ia ste k staty czn y z a stę p u je to, co m oglibyśm y nazw ać czynnikiem historycznym [...]. J e d n ia su b stan cjaln o ści i su b ie k ty w n e j w olności je s t ta k dalece pozbaw iona o b u stro n n y ch różnic i p rz e ciw ieństw , że to w łaśn ie sta je się pow odem , iż s u b sta n c ja n ie m oże dojść do zw ró ce n ia się re fle k s ją k u sobie, do su b ie k ty w n o ści”.
47 T u r g o t : op. cit., t. II, s. 632. P or. z tym : O u m y śle , t. I, s. 400: — „[...] u m ysł tr w a w b ezru ch u , dopóki n ie p oruszą go n aw iętn o ści [...]”, oraz De l’H om m e, s. 37: „V ouloir d é tru ire les passions d an s les hom m es, c’est vou lo ir y d é tru ire l ’ac tio n ” .
48 T u r g o t : op. cit., t. II, s. 632. 48 Ibid., t. II, s. 599.
w celu w zbogacenia w łasnej treści św iadom ie posłu gu je się nam iętn o ś ciam i, ograniczając ty m sam ym ich zasięg i znaczenie.
Je d n ak ż e zarów no fizjokraci, ja k i H elw ecjusz nie p o stu lu ją b y n a jm n ie j n a tu ra ln e j, jak m ożna by m niem ać, lik w id acji nam iętności w n a stę p stw ie osiągnięcia p raw d y ab so lu tn ej, tj. m ów iąc inaczej — p u n k tu finalnego rozw oju dziejow ego. Po pierw sze dlatego, że dla obu stro n zm ysłowość jest zawsze synonim em tzw . „ n a tu ra ln e j skłonności” ind yw idu um , a zatem istnienie nam iętności nie da się oddzielić od egzy s te n c ji jedn o stk i. A poniew aż to w łaśn ie jed n o stk i są podm iotam i roz w oju dziejow ego i ogół to koniec końców ty lk o sum a indyw iduów , p ro ces h isto ry czn y zakłada nie ty lk o (co je s t zrozum iałe) w łasn ą po stęp u jącą racjo n alizację rów noznaczną z postępem in te le k tu a ln y m i m o ra l nym , ale (co je s t rów nie oczyw iste) także i konieczność istn ien ia in s tru m en tu owego procesu postępu, tj. nam iętności. Po d ru g ie — u T u rg o ta rozum ludzki z n a tu ry rzeczy „n ig dy nie by w a skończony, a b so lu tn y ”, a więc i h isto ria zdaje się nie posiadać p u n k tu finalnego, a postęp to proces nieskończony, gdyż zaw sze działać będzie czynnik, k tó ry go po budza. W praw dzie H elw ecjusz zdaje się być przek o n an y o bliskim już osiągnięciu ideału, ale zachow uje i na przyszłość o p a rty o zm ysłowość indyw idu alizm jed nostk i, bo nie chce dopuścić do je j rozpłyn ięcia się w interesie pow szechnym i w dobrze ogółu. W szystko to sp raw ia, że podobieństw o om aw ianych koncepcji historiozoficznych s ta je się jeszcze pełniejsze. M ianow icie w obu przy pad k ach to w łaśnie nam iętności um o ż liw iają w ogóle historię.
D la H elw ecjusza jed n a k z chw ilą ich racjonalizacji, rów noznacznej z u n iw ersalizacją treści in te resu p a rty k u larn e g o , h isto ria w ogóle koń czy swój bieg. W praw dzie fo rm aln ie zostaje zachow any in te res in d y w id ualn y , ale ty lk o o tyle, o ile je s t p o jęty praw idłow o, czyli o ile s ta ł się id en ty czn y z in te rese m ogółu. O siągnięty zostaje ideał nie podlega jąc y z n a tu r y rzeczy dalszym zm ianom i ty m sam ym k ład ący k res do tychczasow ym p ery p etio m rozw oju ludzkości. T ym niem niej zachow a n ie nam iętności, n aw et d ziałający ch w yłącznie racjo n aln ie, je s t ró w noznaczne z niew yłączeniem m otoru, k tó ry w każdej chw ili m oże w p ra w ić w ru ch całą tę stru k tu rę , m ającą się przecież „całkow icie u tw ie r dzić” .
W każdym jed n a k razie cała przeszłość (kiedy nie znano „p raw d zi w ych zasad m oralności”), ja k i epoka, k tó ra bezpośrednio po niej n a s tą pi (kiedy te zasady zostaną ju ż poznane i będą stopniow o w prow adzane w życie), to czas h istorii, czyli w przek o n an iu H elw ecjusza czas w alk i m iędzy nam iętnościam i i in te resa m i osobistym i z jed n e j stro n y , a ro zum em z d ru g ie j. P rz y czym je st rzeczą c h a ra k te ry sty c z n ą , że stro n y w tej w alce nie dadzą się jednoznacznie ocenić; może być i tak, że ro
zum je s t n iera cjo n a ln y , ja k to się dzieje w przy p ad k u fałszyw ego in te re s u ogółu, a in te re s i n am iętności z isto ty sw ej aracjo n aln e m ogą działać w k ie ru n k u jego racjo n alizacji; nie zaw sze m uszą one p e try fi
kow ać ciem notę i błąd, a n a w e t — p rzeciw nie — w y d aje się, że ich ro la polega głów nie n a czym in ny m — są one bow iem czynnikiem r u chu histo rii, a w ięc i postępu.
S tą d w yw odzi się d ia le k ty k a rozum u i nam iętności. S topniow a r a cjon alizacja i w y k o rzy sty w an ie ty ch ostatn ich dla dobra człow ieka i społeczeństw a, to n a jb a rd zie j c h a ra k te ry sty c z n y ry s filozofii społecz n ej H elw ecjusza, upo dob n iający ją zarazem do głoszonej przez fizjo- k ra tó w teo rii p ostępu, m im o że próżno szukać u niego tezy o p raw idło w y m postępie h isto rii. Z in n ej zaś stro n y podobieństw o to w zm acnia znów jego p ostaw a fu tu ry sty c z n a i w iara w postęp rozum u, k tó ra za pro w adziła go do pró b tw orzenia relig ii filozoficznej w postaci u n iw e r salnego k u ltu rozum u. H elw ecjusz jest przy ty m niezłom nie przekon a n y o b lisk iej ju ż realizacji racjo n aln eg o społeczeństw a. A chyba na je go korzyść p rzy jd z ie zapisać b rak przek o nan ia o jednoznacznej lin e a r- ności procesu h isto ry c z n e g o 50, ale znów na niekorzyść — przekonanie, że h isto ria to li tylk o nagrom adzenie absurdów , w śród k tó ry ch tylko od czasu do czasu p rze św itu ją n iezb y t liczne p rom yk i św iatła.51 W praw dzie jego zdaniem istn ia ły w dziejach okresy, k ied y panow ał p ierw iastek r a cjonalny; jed n a k ud erza w y ra ź n y b rak zrozum ienia dla ciągłości procesu historycznego, id ący w p arze ze znam ienn y m w ty m kontekście w y o lbrzym ieniem ro li przy p ad k u .52
3. P O JĘ C IE I ROLA ŚRO DO W ISK A
Je że li n ato m ia st m im o w szystko istn ie ją u H elw ecjusza pew ne p ró b y w y o d ręb n ien ia spośród różn o rak ich fo rm d ziałania ludzkiego takiego e lem entu , k tó ry pozw oliłby w pew nej p rz y n a jm n ie j m ierze ustalić okreś loną jednoznaczność i k onsekw encję rozw oju społecznego, to zaw dzię cza on je znów fizjokratom , a głów nie Q u esn ay ’owi. W ychodząc m iano w icie z bardzo ogólnego założenia, że człow iek je st całokształtem w p ły w ów środow iska, k tó re — zw ażyw szy laicki i p raktyczn o-p o lityczn y c h a ra k te r jego d o k try n y — m ożna dość łatw o przekształcić w tw ierdze
50 N atom iast T u rg o t głosił k o n se k w e n tn ie te o rię p ro sto lin ijn eg o p ostępu — por. J. L i t w i n : E seje o dialogach w e w n ę trzn y c h , W arszaw a 1967, s. 85.
51 H elw ecju sz je st w tym podobny do W oltera, k tó ry p isa ł w „Essai su r les m o e u rs” : „T rzeb a [...] przyznać, że n a ogół ca ła ta h isto ria je st kłębow iskiem zb ro d ni, szale ń stw a i nieszczęść, pośród k tó ry ch w idzieliśm y p o n ie k tó re cnoty, p o n ie k tó re czasy szczęśliw e, ja k o d n a jd u je się siedziby rozrzucone pośród dzikich p u s t k o w i” — cyt. za: L i t w i n : Eseje..., s. 83.
nie odw rotne: środow isko w raz ze w szystkim i sw ym i w łaściw ościam i je s t w y tw o rem p o g ląd ó w S3, H elw ecjusz u siłu je rozum ieć ow ą zależ ność jako jedn o k ieru n k o w ą odw ołując się do m aterialn eg o c h a ra k te ru
p ierw otn y ch p o trzeb człow ieka.
„S zukając w « potrzebach w y n ik ając y ch z głodu, p ra g n ie n ia itd.» przyczyny ru c h u dziejow ego ludzkości, p o sta w ił sobie ja k o za d an ie zn alezien ie m a te ria lis -
tycznego w y ja ś n ie n ia tego ru c h u ” — pisze P lec h an o w .54
W ogóle zainteresow anie ów czesnej filozofii społecznej, czyli etyki, spraw am i ekonom icznym i je s t czym ś n iezm iern ie c h a ra k te ry sty c z n y m i — jak chce K a u tsk y — m ożna je w ytłu m aczyć ty lk o jako sk u te k eko nom icznego pow stania i u k ształto w an ia się k a p ita liz m u w ów czesnej E uropie zachodniej.55 J e s t to jedn ak że p rzy czy na g en e ra ln a i ogólna, n ato m iast jeśli chodzi o H elw ecjusza w szczególności, to jego z a in te re sow ania tą dziedziną b y ły stym ulow ane, jak się w yd aje, zarów no s y tu acją osobistą jak i tym , że w łaśn ie owa sy tu a c ja spow odow ała łatw ość rów nież i osobistego k o n ta k tu z tw órcą szkoły fizjo k raty czn ej w eko nom ii.56 D zięki tem u: „Le m o raliste positif et p ra tiq u e d e v ie n t facile m en t u n économ iste.” 57
Z d ru g iej stro n y , w ażył tak że w pływ M o n tesquieu’ego i en cyklope dystów . Szczególnie w O u m y ś le — dziele, k tó re narodziło się z tego sa m ego ducha, co Encyklopedia, chociaż H elw ecjusz nie fig u ru je w śród
jej autorów , nie jed en raz rozw aża w ty m sam ym du chu kw estię p ro d ukcji m a te ria ln e j; m ów i o jej ogrom nej roli społecznej, u zn ając tę sferę za isto tn ą dla innych dziedzin cyw ilizacji.
Z ajm u jąc się w sw oim czasie p roblem em po p raw y b y tu szerokich rzesz w łasnych poddanych, w ygłosił in te re su ją c ą w ty m kontekście uw agę, że nie w y starczą jego hojność i fila n tro p ia , ale dla rozw iązania kw estii w skali sp o łeczno-praktycznej trzeb a po p ro stu zapew nić lu dziom pracę. S tąd jego trzeźw e i p rak ty c zn e usiłow ania, uw ieńczone zresztą dość m iern y m pow odzeniem , ro zw ijan ia przem ysłow ych form działalności gospodarczej na te re n ie w łasn ych posiadłości.58
55 P or. J. P l e c h a n o w : P rz y c z y n e k do zagadnienia ro zw o ju m o n isty czn e g o
p o jm o w a n ia d zie jó w , W arszaw a 1948, ss. 9—11.
54 J. P l e c h a n o w : P r z y c z y n k i do h isto rii m a teria lizm u , W a rsza w a 1950, s. 135.
55 P or. K. K a u t s k y : E ty k a w św ietle m a teria listyc zn eg o p o jm o w a n ia h is
torii, W arszaw a 1959, s. 41.
55 I ja k o g en e raln y dzierżaw ca, i potem jako m a rsz a łe k jej dw oru, H elw ec ju sz n ależał do faw o ry tó w M arii L eszczyńskiej, k tó re j naczelnym lek arze m był Q uesnay.
67 K e i m : op. cit., s. 157. 55 Ibid., ss. 157— 158.
W szystko to, zw ażyw szy b ra k jakiegokolw iek rozdziału m iędzy te orią a p ra k ty k ą , n iejak o dodatkow o p odkreśla ro lę czynnika m a te ria l nego w h elw ecjuszow skiej koncepcji rozw oju społecznego. Chodzi m ia now icie o to, że ab y respektow ać n a tu rę człow ieka w pew nej form ie u rząd zeń społecznych sam e śro d k i p raw n e i p raw no-polityczne są nie w y starczające, bo przecież n a tu ra dochodzi do głosu zawsze przede w szy stk im w p ostaci potrzeb podstaw ow ych, a te m ają c h a ra k te r m a te ria ln y i m ogą być w skali m asow ej resp ek to w an e ty lk o pod w aru n k iem zw ielo k rotn ien ia p ro d u k cji społecznej. J e s t to logiczną konsekw encją h elw ecjuszow skiej koncepcji n a tu ry lud zk iej.59
A le z tego sam ego pow odu, to n ie praca, p ro d u k cja d ecydu je o kon sum pcji, lecz odw rotnie — „ tra v a il suppose d é sir” 60, przy czym p otrze ba je s t w jego ogólnej koncepcji pojęciem i genetycznie, i logicznie w aż n iejszym , o k reślający m . P ra g n ie n ie sta łe i od człow ieka nieodłączne, to p rag n ie n ie zaspokojenia p o trzeb n a tu ra ln y c h i dlatego:
„Q ui v e u t c o n n a ître les v ra is p rin cip es de la m o rale doit s’élev e r ju s q u 'a u p rin c ip e de la se n sib ilité physiq u e, e t c h e rc h e r d an s les besoins de la faim , de la soif, etc., la cau se qui fo rc e les hom m es d éjà m u ltip lié s de cu ltiv e r la te rre , de se ré u n ir en société [...].” 61
W yn ika stąd także, że p rac a i uspołecznienie są procesam i rów noleg łym i, n aw zajem splecionym i, do tego sto p n ia zresztą, że praca rodzi w łasność, a w ięc powód em piryczny, dla któ rego istn ie je społeczeństw o. Podobnie ja k dla H elw ecjusza 82, tak że d la Q u esn ay ’a praca je s t zasadą w łasności, a w zw iązku z ty m i uspołecznienia:
„[··■] jego [tj. człow ieka] praw o do rzeczy d lań użytecznych należy ro z p a try w ać w sto su n k u do p o rzą d k u przy ro d y i do p o rzą d k u sp raw ied liw o ści; bo w p o rz ą d k u p rzy ro d y je s t ono nieokreślone, dopóki n ie zostanie za pew nione p osia d an iem rzeczyw istem , w p o rzą d k u zaś sp raw ied liw o ści je st określo n e rzeczyw is tym p o siad an iem p ra w a przyrodzonego, n ab y ty m p rac ą [...].” ·*
Z ak ład ając, że „porządek spraw iedliw ości” to tu ta j tyle, co helw ec- juszow ski porząd ek ro zu m u — zbieżność je s t u d erzająca.
D la H elw ecjusza zatem praca, k tó ra m a zaw sze na celu zaspokajanie potrzeb, s ta je się przez to sam o źródłem szczęścia; je s t ona „dobrodziej
5· Ibid., s. 204 i n. W tym m ie jsc u K eim in fo rm u je także, iż H elw ecjusz po dob n ie ja k jego w zór i nauczyciel W olter, nie był b y n a jm n ie j pozbaw iony zm ysłu do „ in teresó w ” .
60 De l’H o m m e, s. 475. «' Ib id ., s. 581.
·* Ibid., ss. 586—587. H elw ecjusz m ógł tu rów nocześnie ulegać i w pływ ow i L o ck e’a.
stw em n a tu ry i czynnikiem p ostępu ludzkości”, a nie „ k arą za grzech p ierw o ro d n y ’’. Inaczej m ówiąc, p o trzeb y n a tu ra ln e , fizyczne, w y w o łu
ją w ytw ó rczą działalność ludzi, są one więc pobudką do pracy , a sam a p raca źródłem po stępu .84 P rz ed e w szystkim zarów no w edle H elw ecjusza, jak i Q u esn ay ’a praca leży w in teresie człow ieka, co spraw ia, iż z ja w isko p ostępu zy sku je solidną, em piryczną bazę. R efo rm ator społeczny zaś nie pow inien praw ić m orałów , ale w skazyw ać zaw sze n a czyjś oso b isty in te re s.65
U H elw ecjusza ujaw n ia się to n a jp ie rw w tedy, k ied y obdarza on ,,z n a tu r y ” człow ieka po trzebam i w w ąskim sensie p rag n ien ia zew nę trz n y c h dóbr m aterialn y ch , oraz w tedy, kied y czyni zb y tek p rzyczyną pociągającą za sobą w określonych w a ru n k a ch ekonom iczny rozw ój p ań stw a.86 W szystko to k ró tk o m ów iąc spraw ia, że in te re s m a te ria ln y — i co za ty m idzie — fu n k cja środow iska m aterialn eg o są u niego w pew ien sposób w yróżnione.
M omdżian, fo rm u łu ją c tę k w estię w sposób dość enigm atyczny , po w iada w sw ej m onografii, że m im o u zn an ia zasadniczej roli in te re su m aterialnego, H elw ecjusz nie w yszedł jed nak że poza id ealistyczne i m e tafizyczne tra k to w a n ie h isto rii.87 S p ró b u jm y zbadać bliżej, o co tu ta j napraw d ę chodzi. Otóż zdaniem M om dżiana d o k try n a H elw ecjusza je s t w całości idealistyczna, m im o że w ypow iada on poszczególne uw agi w duchu m aterializm u historycznego.68 Jeżeli abstrah ow ać tym czasem od m ery to ry czn ej trafn o ści te j in te rp re ta c ji, to m ożna bez w ysiłku od razu zauw ażyć, że su g e ru je ona jak ą ś niespójność i niejednolitość om a w ianej koncepcji historiozoficznej. P rz y czym owa niespójność m ia ła by iść n a jd a le j jak można, jeżeli zauw ażyć, że (znów zdaniem M om dżia na) rozw iązanie zagadki życia społecznego spodziew a się H elw ecjusz jakoby znaleźć w m ate ria ln y m życiu i m ate ria ln e j aktyw ności człow ie ka. Tu, a nie gdzie indziej — pow iada M om dżian — szukał on p rzy czy n y pow stania społeczeństw a, aktyw ności człow ieka i cyw ilizacji w o g ó le 89, zbliżyw szy się dzięki tem u b ard ziej do m aterializm u historycznego, niż D iderot i H olbach.78 D la skom plikow ania obrazu w arto, jak się w ydaje, przytoczyć w pełn y m brzm ien iu n a stę p u jąc ą w dalszym ciągu k o n k lu zję M om dżiana:
84 M. B o r u c k a - A r c t o w a : op. cit., ss. 121—122.
88 Por. podobną m yśl w : J. Z a g ó r s k i : E ko n o m ia F ra n ciszka Q u esn a y’a, W arszaw a 1963, s. 186.
68 P or. O u m yśle, t. I, s. 29 oraz De l’H om m e, ss. 349—350. 87 M o m d ż i a n : op. cit., s. 16.
88 Ibid., s. 99. 89 Ibid., ss. 220—221. 70 Ibid., s. 226.
„M ark sisto w sk a e ty k a nie m a nic w spólnego, n a w e t w sensie tra d y c ji, z e ty k ą fra n cu sk ieg o m a te ria liz m u .” 71
T eraz już zd aje się nie u leg a w ątpliw ości konieczność jakiegoś roz w ik łan ia i w y ja śn ie n ia tego stano w iska oraz podjęcia w zw iązku z ty m p ró b y jednoznacznego w m ia rę m ożliwości o kreślenia fu n k cji środo w iska m aterialn eg o . J e s t to pró b a ró w n ie in te resu jąc a , ja k niezbędna. N a jp ie rw p o jaw ia ją się uzasadnione w ątpliw ości. P ow staje m iano w icie p ytan ie, jak dalece m ożna się posunąć w „ro zu m iejącej” in te rp re ta c ji d o k try n y osadzonej przecież w pew nych, całkow cie u chw ytnych rea lia c h h istorycznych, jeżeli się chce „lepiej zrozum ieć a u to ra niż on rozu m iał sam sieb ie” . P rz y całkow itym b rak u jakichkolw iek o g ran i czeń w ty m w zględzie, re z u lta ty , nie ty lk o zresztą w p rzy p ad k u H el w ecjusza, m ogłyby być, jak się w ydaje, zaw sze identyczne z przeko n an iam i in te rp re ta to ra . Ż eby u n ik n ąć podobnej sy tu acji, należałoby chyba tra k to w a ć p rzy n a jm n ie j n iew ątp liw e i n ajw ażniejsze zarazem tezy badanego a u to ra rów nież n iek ied y w znaczeniu dosłow nym .
W p rzy p a d k u H elw ecjusza okaże się tedy,* że rzeczyw iście sfera m a te ria ln a jest bardzo isto tn a d la in nych dziedzin, dla całokształtu życia społecznego, nie je st ona w szakże (w brew sugestyw nym , przyznać trz e ba, pozorom ) sfe rą o k reślającą i — w zw iązku z ty m — najw ażniejszą. W ynika to. m. in. z jej zespolenia — o czym u przednio była obszernie m ow a — z koncepcją n a tu ry lud zk iej i fizycznych, pierw o tny ch po trz e b człow ieka. C yw ilizacja jed nak , w ty m także m aterialn a, wyw odzi się nie ty lk o i nie p rzede w szystkim z tego źródła. J e s t ono co n a jw y żej jej osnową, bazą lu b przedm iotem .
B ezpośrednio nato m iast, jak o podm iot h isto rii d ziałają idee i poglą dy. P rz y zn a je to zresztą n a in n ym m iejscu rów nież i M om dżian, kiedy pow iada, że zdaniem H elw ecjusza różnice w m oralności zależą od róż nic w praw odaw stw ie, a te z kolei od stopnia poznania.72 R ezygnuje więc ty m sam ym de fa cto z p róby jednoznacznego rozstrzygnięcia m iędzy m aterializm em a idealiztnem koncepcji historiozoficznej H elw ecjusza. Z daniem a u to ra O u m y ś le rozum w postaci sta le postępującego naprzód poznania jest o stateczną przyczyną doskonalenia się m ate ria ln e j p ro d u k c ji społeczeństw a.
„To filozofow ie w yprow adził} społeczeństw o ze sta n u dzikości n a w yżyny doskonałości, n a ja k ic h dziś zd a je się znajdow ać. G dybyśm y byli zdani jedynie na w iedzę ludzi m ożnych, n ie m ielibyśm y jeszcze m oże an i zboża na p okarm , an i nożyczek, by obciąć paznokcie.” 7* Lecz tym niem n iej z d ru g ie j stro n y : „[...] po
71 Ibid., s. 329. 7* Ibid., s. 328.
stę p [historii! je s t zarów no sk u tk iem , ja k i p rzyczyną p o stęp u n a u k i o m o ra l ności.” 74
Tak więc poznanie s ta r tu je każdorazow o z p u n k tu coraz w yżej po łożonego i jeżeli n au k ę o m oralności m ożna uznać za synonim w iedzy w ogóle (a w tedy, kied y tra k tu je m y o koncepcji H elw ecjusza bez w ą t pienia w olno to uczynić), to okaże się, że i elem en t m a te ria ln y m a swój udział w postępie idei, i to udział n iem ały. „W szystko się w iąże we w szechśw iecie” — pow iada H elw ecjusz.
M yślę, że powyższe rozw ażania ilu s tru ją w dostateczn ym stopniu, o co m u n ap raw d ę chodzi. Można więc co n ajw yżej pow iedzieć, że życie m ate ria ln e i jego poziom w p ły w a ją w sposób isto tn y na doskonalenie się m oralności. A le zarów no ono samo, ja k i ety k a m a ją w spólne źród ło. Ź ródłem ty m je s t rozum , któ reg o postęp jednakże nie jest procesem ty lk o przezeń u w arun k ow an y m , lecz zależy rów nież od czynników ze w n ętrzn y ch określonych przez n a tu rę podm iotu, w k tó re j aspekcie zw ią zana ze zm ysłowością sfera życia m aterialnego o dgryw a n ieb a g a te ln ą rolę. A lbowiem — i ta k to rozum iał H elw ecjusz — człow iek nie może odnaleźć sam ego siebie poza św iadom ości i sam ow iedzą — świadom ością, k tó ra m ówi m u o rzeczach i sam ow iedzą (tj. rac jo n aln ą etyką), k tó ra m ówi m u o jego praw dzie. O bydw ie m uszą istnieć razem . S am oist- ność czynników m aterialn y ch p row adziłaby do dom inacji rzeczy nad człow iekiem , czego H elw ecjusz nie chce (jak nie chciał tego E p ik u r czy stoicy). P onadto, na co w arto rów nież zwrócić uw agę, w iek X V III to w iara w naukę. U H elw ecjusza jest ona tak w ielka, że zajm u je m ie j sce w ia ry relig ijn ej, albo — sam a sta je się sw oistą postacią religii.
t
4. TEO R IA PO STĘPU A TEO R IA KOŁOW ROTU. ETYCYZM . SCJEN TYZM
R acjonalistyczna historiozofia H elw ecjusza zaw iera w sobie c h a ra k tery sty czn e rozdw ojenie. W spółistnieją w niej bezkolizyjnie zarów no elem enty teo rii postępu, jak i teo rii kołow rotu dziejow ego. O w a bez- kolizyjność założona jest głów nie przez to, że koncepcja historiozoficz na H elw ecjusza jest p rzede w szystkim koncepcją m oralistyczną, a do piero w dalszej kolejności historyczną. N ie in te resu je go w łaściw ie p rze bieg rzeczyw istych dziejów człow ieka, a jeżeli już odw ołuje się do his torii, to rozum ie przez nią swego rodzaju, h istorię uczuć m oraln ych w ich społecznym zastosow aniu.
P o stu la t przebudow y społeczności w oparciu o e ty k ę spraw ił, że przez środow isko rozum ie on głów nie, choć jak w iadom o nie w yłącznie, środow isko praw no-polityczne. O ddziaływ ać m o raln ie na człow ieka